7241

Szczegóły
Tytuł 7241
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7241 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7241 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7241 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Lem Altruizyna, czyli Opowie�� prawdziwa o tym, jak pustelnik Dobrycy Kosmos uszcz�liwi� zapragn�� i co z tego wynik�o Stanis�aw Lem Pewnego dnia letniego, gdy konstruktor Trurl zaj�ty by� przycinaniem ga��zek cyberberysu, kt�ry hodowa� w swym ogr�dku, ujrza� zbli�aj�cego si� drog� oberwa�ca, lito�� i groz� pospo�u budz�cego swym wygl�dem. Robot �w mia� wszystkie cz�onki obwi�zane sznurkiem i posztukowane przepalonymi rurami od piecyk�w, zamiast g�owy � stary garnek dziurawy, w kt�rym my�lenie jego dudni�o i zacina�o si�, iskrz�c, kark wzmocniony prowizorycznie kawa�kiem sztachety, a w otwartym brzuchu trz�s�ce si� i filuj�ce lampy katodowe, kt�re ten nieszcz�nik przytrzymywa� swobodn� r�k�, drug� nieustannie dokr�caj�c �rubki poluzowane; kiedy za�, kusztykaj�c, mija� furtk� Trurlowej posiad�o�ci, przepali�y mu si� cztery naraz bezpieczniki, tak �e w k��bach dymu i fetorze skwiercz�cej izolacji zacz�� si� rozsypywa� na oczach konstruktora. �w, wsp�czucia pe�en, natychmiast porwawszy �rubokr�t, obc�gi i banda�e smo�owe, pospieszy� w�drowcowi z pomoc�, przy czym tamten wielokrotnie mdla� z okropnym rz�eniem tryb�w wskutek og�lnej desynchronizacji; na koniec jednak uda�o si� Trurlowi przywie�� go do jakiej takiej przytomno�ci i, opatrzonego ju�, usadzi� w paradnym pokoju, a podczas gdy biedak chciwie pod�adowywa� si� z baterii, Trurl, nie mog�c d�u�ej pow�ci�gn�� ciekawo�ci, zacz�� pyta�, co te� przywiod�o go do tak okropnego stanu. � Lito�ciwy panie � odpar� nieznany robot, z wci�� jeszcze dygoc�cymi magnesami � nazywam si� Dobrycy, a jestem, to znaczy by�em, pustelnikiem anachoret�; trawi�em czas w pustyni na rozmy�laniach pobo�nych przez lat sze��dziesi�t i siedem. Wszelako pewnego ranka przysz�o mi do g�owy, czy te� s�usznie czyni�, p�dz�c �ywot w samotno�ci. Czy wszystkie moje rozmy�lania otch�anne i dociekania duchowe zdo�aj� cho� jeden nit powstrzyma� od wypadni�cia? Zali nie pierwszym moim obowi�zkiem jest nie�� pomoc bli�nim, a o w�asne zbawienie na drugim dopiero troszczy� si� miejscu? Azali... � Ju� dobrze, dobrze, pustelniku � powstrzyma� go Trurl. � Stan duszy twojej z tego poranka mniej wi�cej rozumiem. M�w, prosz�, co by�o dalej. � Uda�em si� do Fotury, gdzie pozna�em przypadkiem pewnego znakomitego konstruktora nazwiskiem Klapaucjusz. � Ach! Czy by� mo�e?! � zawo�a� Trurl. � Co takiego, panie? � Nie, nic! M�w, prosz�, dalej. � To jest � nie od razu go pozna�em; by� to wielki pan, jecha� karoc� automatyczn�, z kt�r� m�g� sobie gada� jak ja z tob�; karoca ta, gdym stan�� na �rodku ulicy, nienawyk�y do miejskiego ruchu, ubli�y�a mi wielce nieprzystojnym s�owem, tak �em j� mimo woli zdzieli� kosturem przez latarni�; w�wczas dopiero si� w�ciek�a, ali�ci pasa�er poskromi� j�, a mnie zaprosi� do wn�trza. Opowiedzia�em mu tedy, kim jestem i dlaczego opu�ci�em pustyni�, a tak�e, i� nie wiem, co czyni� dalej; on za� decyzj� moj� pochwali� i ze swej strony przedstawi� si�, jak r�wnie� prawi� d�ugo o swych pracach i dzie�ach; na koniec za� opowiedzia� mi ca�kiem poruszaj�c� histori� Chloryana Teorycego dwojga imion Klaposto�a, s�ynnego my�lanta i zofomana, przy kt�rego smutnym ko�cu by� sam obecny. Z wszystkiego, co o �Ksi�gach� tego Wielkiego Robota m�wi�, najbardziej poruszy�a mi� rzecz o Enefercach. Czy s�ysza�e�, lito�ciwy panie, o tych istotach? � Owszem. Chodzi o istoty jedyne w Kosmosie, kt�re osi�gn�y ju� Najwy�sz� Faz� Rozwoju, nieprawda�? � Ale� tak, panie, masz wiadomo�ci wyborne ca�kiem! Gdym siedzia� u boku znakomitego Klapaucjusza w karecie (kt�ra bezustannie najokropniejszymi obelgami miota�a w t�um, niech�tnie ust�puj�cy nam z drogi), przysz�o mi do g�owy, �e kto jak kto, ale owe istoty, tak rozwini�te, �e ju� lepiej nie mo�na, na pewno wiedz�, co nale�y czyni�, kiedy si� odczuwa takie parcie dobra i tak� ch�� czynienia go bli�nim, jak w�a�nie ja. Zwr�ci�em si� wi�c zaraz do Klapaucjusza z pytaniem, gdzie te� przebywaj� Enefercy i jak ich znale��. On atoli u�miechn�� si� tylko dziwnie, potrz�sn�� w zadumie g�ow� i nic nie odpowiedzia�. Nie �mia�em by� natarczywy; wszelako potem, kiedy znale�li�my si� ju� w karczmie (bo kareta, kompletnie ochrypn�wszy, straci�a g�os, tak �e dalsz� podr� musia� pan Klapaucjusz od�o�y� do dnia nast�pnego), przy dzbanie polewki jonowej humor mego gospodarza poprawi� si� i patrz�c na pary, kt�re szparko wywija�y cyberka przy skocznych tonach kapeli, przypu�ci� mnie do konfidencji, by tak� opowiedzie� histori�... Ale mo�e pan znudzony jeste� moim opowiadaniem? � Nie, nie! � �ywo zaprzeczy� Trurl. � S�ucham uwa�nie. � �M�j Dobrycy poczciwy!� � rzek� mi pan Klapaucjusz w owej karczmie, kiedy a� iskry sz�y z tanecznik�w � �wiedz, �e niezmiernie wzi��em sobie do serca histori� nieszcz�liwego Klaposto�a i uzna�em, �e winienem wyruszy� niezw�ocznie na poszukiwania owych istot doskonale rozwini�tych, kt�rych konieczno�� uzasadni� on w spos�b czysto logiczny i teoretyczny. Widzia�em atoli trudno�� g��wn� przedsi�wzi�cia w tym, �e wszak ka�da rasa kosmiczna ma siebie za najdoskonalej rozwini�t�, tak tedy pytaniem niczego nie wsk�ram; lecie� za� na chybi� � trafi� by�o o tyle niepewne, �e, jak mi to wysz�o z rachunk�w, w Kosmosie istnieje oko�o czternastu centygigaheptatrybilionard�w spo�eczno�ci wcale rozumnych, wi�c sam widzisz, �e z odnalezieniem w�a�ciwego adresu jest pewien k�opot. Rozwa�a�em rzecz tak i owak, przetrz�sa�em biblioteki, ksi�gi stare, a� odnalaz�em pewn� istotn� wskaz�wk� w dziele niejakiego Trupusa Malignusa, kt�ry odznaczy� si� tym, �e doszed� do tego� wniosku co Klaposto�, ale o trzysta tysi�cy lat wcze�niej, wszelako ca�kowicie zosta� zapoznany. Jak z tego wida�, nie masz nic nowego pod �adnym ze s�o�c i nawet sko�czy� Trupus podobnie jak Chloryan... Ale to nie ma nic do rzeczy. Tak wi�c z owych odcyfrowanych strz�p�w dowiedzia�em si�, jak nale�y szuka� Eneferc�w. Malignus wywodzi�, �e musi si� przetrz�sa� rojowiska gwiezdne, d���c do odnalezienia tego, co niemo�liwe; i gdy si� co� takiego znajdzie, pewne ju�, �e to w�a�nie tam. Niechybnie, by�a to wskaz�wka pozornie ciemna, od czeg� jednak jasno�� umys�u? Zaraz och�do�y�em statek i pu�ci�em si� w drog�. O tym, czego w niej dozna�em, zamilcz�; powiem jeno, �e zauwa�y�em wreszcie w kurzawie gwiazd jedn�, tym r�ni�c� si� od wszystkich innych, �e by�a kwadratowa. Ach! Jakie to by�o wstrz��nienie! Przecie� ka�de dziecko wie, �e gwiazdy musz� by� co do jednej okr�g�e i o �adnej ich kanciasto�ci, a jeszcze do tego regularnie czworok�tnej, i mowy nie ma! Natychmiast zbli�y�em statek do owej gwiazdy i wnet dostrzeg�em jej planet�, kt�ra by�a te� czworok�tna, wyposa�ona przy tym na naro�ach w zamczyste okucia. Nieco dalej kr��y�a inna, ca�kiem ju� zwyk�a planeta; nacelowa�em na ni� lunet�, aby ujrze� watahy robot�w, kt�re �ama�y gnaty innym; nie zach�ca�o to specjalnie do l�dowania. Wr�ci�em przeto do porzuconej za ruf� planety � skrzyni i raz jeszcze wypenetrowa�em j� gruntownie dalekowidzem. Jak�e radosne przenikn�o mi� dr�enie, gdy na jednym z milowych jej oku� odczyta�em powi�kszony w soczewkach monogram, bogato rze�biony, z trzech sk�adaj�cy si� liter: NFR! � Wielkie nieba! � rzek�em sobie. � To tu! Wszelako lataj�c wok� niej do zawrotu g�owy, nie mog�em dojrze� na jej piaszczystych r�wninach ani �ywego ducha. Dopiero zbli�ywszy si� na odleg�o�� sze�ciu mil, rozr�ni�em nagromadzenie ciemnych kropek, kt�re w polu widzenia superteleskopu okaza�y si� mieszka�cami tego cia�a niebieskiego. By�o ich ko�o setki; spoczywali byle jak na piasku i martwota owa porz�dnie mnie zaniepokoi�a, ale przekona�em si�, �e od czasu do czasu ten czy �w drapie si� smacznie, a te oczywiste oznaki przytomno�ci sk�oni�y mnie do l�dowania. Nie mog�em si� doczeka� wystygni�cia rakiety, jak zwykle rozpalonej tarciem powietrznym; wyskoczy�em z niej, bior�c po trzy stopnie, i pogna�em mi�dzy le��cych, wo�aj�c ju� z daleka: � Przepraszam! Czy to tu jest Najwy�sza Faza Rozwoju?!! Nikt mi atoli nie odpowiedzia�, co wi�cej � nikt nie zwr�ci� na mnie cho�by najmniejszej uwagi. Zaskoczony tak� oboj�tno�ci�, straci�em rezon i obejrza�em sobie uwa�nie ca�e otoczenie. R�wnin� oblewa�y blaski kwadratowego s�o�ca. Z piasku stercza�y tu i �wdzie jakie� po�amane k�ka, wiechcie, papiery i inne odpadki, miejscowi za� spoczywali w�r�d nich byle jak, ten na plecach, �w na brzuchu, a kt�ry� z dalej le��cych zadar� nawet obie nogi i celowa� nimi od niechcenia w zenit. Obszed�em sobie najbli�szego. Nie by� to robot, ale nie by� to i cz�owiek czy inny bia�ecznik z rodzaju trz�skich. G�ow� mia� wprawdzie do�� pulchn�, z rumianymi policzkami, zamiast oczu wszak�e � dwie ma�e fujarki, a w uszach � kadzid�o, cicho p�on�ce, kt�re otacza�o go ob�okiem wonnego dymu. Odziany by� w orchideowe pantalony z sinym lampasem, dzierganym strz�pami brudnego zapisanego papieru, obuty za� by� w rodzaj p��z, w r�kach trzyma� bandur�, wypieczon� z lukrowanego piernika, o napocz�tej ju� korbie, a przy tym cicho i wcale miarowo chrapa�. Kiedy spr�bowa�em odczyta� gryzmo�y na papierkach wszytych w lampasy spodni, ocieraj�c oczy �zawi�ce od dymu kadzid�a, uda�o mi si� to tylko z niekt�rymi; by�y to do�� dziwne napisy, takie na przyk�ad: NR 7 � BRYLANT � G�RA WAGI SIEDMIU CETNAR�W, NR 8 � CIASTECZKO DRAMATYCZNE, �KA JEDZONE, PRAWI MORA�Y Z BRZUCHA, NUCI TYM WY�EJ, IM JEST NI�EJ, NR 10 � GOLKONDRYNA DO DZIUMBANIA, DOROS�A � i inne, jakich ju� nie pami�tam. Kiedy za�, wielce tym oszo�omiony, dotkn��em jednego z papierk�w, aby go rozprostowa�, w piasku przy samej nodze le��cego zrobi� si� do�ek i cichy g�osik spyta� stamt�d: � Czy ju�? � Kto m�wi?! � zawo�a�em. � To ja, Golkon � dryna... zaczyna�? � Nie, nie trzeba! � odpar�em spiesznie i oddali�em si� z tego miejsca. Nast�pny tubylec mia� g�ow� w kszta�cie dzwonu, z trzema rogami, kilkana�cie r�k wi�kszych i mniejszych � przy czym dwie malutkie masowa�y mu �o��dek � uszy d�ugie i upierzone, czapk� z ma�ym, purpurowym balkonem, na kt�rym kto� k��ci� si� z kim�, chyba niewidzialny, bo lata�y tylko malutkie talerzyki, t�uk�c si� tu i tam, jak r�wnie� co� w rodzaju brylantowego ja�ka pod plecami. Osobnik �w, gdym przed nim stan��, wyj�� jeden r�g z g�owy, pow�cha� go i odrzuciwszy z niesmakiem, nasypa� sobie do �rodka troch� brudnego piasku. Tu� obok le�a�o co�, co wzi��em za par� bli�ni�t; potem pomy�la�em, �e to kochankowie w u�cisku, i chcia�em oddali� si� dyskretnie, ale to by�a po prostu ani jedna osoba, ani dwie, a tylko p�torej. G�ow� mia�a ca�kiem zwyk��, ludzk�, tylko uszy co chwila odrywa�y si� od niej i fruwa�y po otoczeniu, trzepoc�c jak motylki. Powieki tej osoby by�y zamkni�te, za to liczne brodawki na czole i policzkach, opatrzone male�kimi oczkami, patrza�y na mnie z wyra�n� nieprzyja�ni�. Pier� mia� ten dziwny stw�r szerok�, rycersk�, z mn�stwem dziur, jakby niechlujnie powywierca � nych � tkwi�y w nich polan� sokiem malinowym paku�y; nog� tylko jedn�, ale za to bardzo grub�, obut� w safianowy trzewik z filcowym dzwoneczkiem; obok jego �okcia wznosi� si� stos ogonk�w gruszek czy jab�ek. Przej�ty coraz wi�kszym os�upieniem, poszed�em dalej i napotka�em robota z ludzk� g�ow�, kt�ry mia� w nosie malutki samograj z rybkami; innego, le��cego w ka�u�y konfitur poziomkowych, trzeciego z otwart� w plecach klapk�, tak �e widzia�o si� jego kryszta�owe wn�trzno�ci; odgrywa�y tam ciekawe sceny jakie� nakr�cane krasnoludki, lecz to, co wyczynia�y, by�o tak nieprzystojne, �e z rumie�cem odskoczy�em od klapki jak oparzony. Przy tym skoku straci�em r�wnowag� i upad�em, a podnosz�c si�, zobaczy�em tu� przed sob� nowego mieszka�ca planety: go�y, drapa� si� z�ot� drapaczk� w plecy, przy czym czyni� to, przeci�gaj�c si� lubo, cho� by� bez g�owy. Ta ostatnia, odstawiona dogodnie, z szyj� w piasku, liczy�a j�zykiem z�by w szeroko otwartej g�bie. Czo�o mia�a miedziane z bia�ym szlaczkiem, w jednym uchu kolczyk, a w drugim patyczek; na patyczku by�o napisane drukowanymi literami: MO�NA. Nie wiem sam, czemu poci�gn��em za �w patyczek i w �lad za nim wy�oni�a si�, dobyta z ucha tej go�ej osoby, nitka z lodowatym cukrem i wizyt�wk� nosz�c� napis: DALEJ�E! Ci�gn��em wi�c, a� sko�czy�a si� owa ni� � u jej koniuszka dynda� malutki papierek, te� zapisany s�owami: CIEKAWE, CO? TO WON! Wszystko to razem odj�o mi zmys�y, �ycie umys�owe, jak r�wnie� mow�. Podni�s�szy si� wreszcie na r�wne nogi, poszed�em dalej, szukaj�c kogo�, kto by wygl�da� mi na osob� gotow� odpowiedzie� chocia� na jedno pytanie. Wyda�o mi si� w ko�cu, �em znalaz� takiego w ma�ym grubasie, kt�ry siedzia� ty�em do mnie, zaj�ty czym�, co trzyma� na kolanach. Mia� tylko jedn� g�ow�, dwoje uszu, dwoje r�k, wi�c, obchodz�c go z lewej strony, zacz��em: � Przepraszam, wszak nie myl� si�, to panowie byli �askawi osi�gn�� Najwy�sz� Faz� Ro... S�owa te zamar�y mi atoli na ustach. Siedz�cy ani drgn��, nie wydawa�o si�, aby us�ysza� cokolwiek z tego, co m�wi�em. Trzeba przyzna�, i� by� wcale zaj�ty, trzyma� bowiem na kolanach w�asn� twarz, od��czon� od reszty g�owy, i nieznacznie wzdychaj�c, wierci� palcem w jej nosie. Zrobi�o mi si� nijako. Rych�o wszak�e zdumienie moje przesz�o w ciekawo��, ta za� w ��dz� natychmiastowego zrozumienia, co te� w�a�ciwie dzieje si� na tej planecie, j��em zatem biega� od jednego do drugiego z le��cych, przemawiaj�c do nich g�o�no, a nawet wrzaskliwie, i pyta�em, grozi�em lub b�aga�em, perswadowa�em, molestowa�em, a gdy to nie odnios�o najmniejszego skutku, chwyci�em tego, kt�ry d�uba� sobie w nosie, za r�k�, ale odskoczy�em w najwi�kszym przera�eniu, zosta�a mi bowiem w gar�ci; on wszak�e, nie zwracaj�c na mnie uwagi, pogmera� obok w piasku, doby� z niego inn� r�k�, podobn�, ale z lakierowanymi w pomara�czow� kratk� paznokciami, chuchn�� na ni� i przy�o�y� sobie do barku, za czym natychmiast przyros�a. W�wczas pochyli�em si� ciekawie nad r�k�, kt�r� mu poprzednio wyrwa�em, ona za� da�a mi prztyczka w nos. Tymczasem s�o�ce zasz�o ju� dwoma rogami za horyzont, wiaterek ucich�, mieszka�cy za� Eneferii drapali si� z cicha, czkali, czochrali i najwyra�niej szykowali do snu; ten potrzepywa� sobie brylantow� pierzynk�, tamten uk�ada� systematycznie obok siebie nos, uszy, nogi, robi�o si� ciemno, tak �e, podreptawszy jeszcze tu i tam, z westchnieniem j��em si� tak�e sposobi� do noclegu. Wygrzeba�em sobie tedy w piasku spory grajdo� i, wzdychaj�c, leg�em w nim, aby patrze� w granatowe niebo, opryskane gwiazdami. Rozwa�a�em, co pocz�� dalej, i rzek�em sobie: Doprawdy! Wszystko wskazuje na to, �e w samej rzeczy odnalaz�em planet� przewidzian� przez Trupusa Malignusa i Chloryana Teorycego Klaposto�a, Najwy�sz� Cywilizacj� Wszech�wiata, kt�ra sk�ada si� z paruset os�b, ani robot�w, ani ludzi, le��cych w�r�d �mieci i odpadk�w na Ja�kach brylantowych, pod diamentowymi ko�drami, na pustyni, nie zaj�tych niczym opr�cz czochrania si� i drapania; musi si� w tym kry� jaka� okrutna tajemnica i �eby tam nie wiedzie� co � nie spoczn�, p�ki jej nie zg��bi�!! I my�la�em dalej: Straszliwa to musi by� zagadka, kt�ra okrywa wszystko na tej planecie kwadratowej, z kwadratowym s�o�cem, spro�nymi krasnoludkami w krzy�ach i lodowatym cukrem w uchu! Wyobra�a�em sobie zawsze, �e skoro, jako ca�kiem zwyk�y robot, zajmuj� si� naukami i kszta�ceniami, to c� dopiero za kszta�cenia i nauczania musz� si� dzia� w�r�d lepiej rozwini�tych, aby nie wspomnie� o tych najdoskonalszych! Wygl�da mi na to, �e czym jak czym, ale rozmowami, a w szczeg�lno�ci ze mn�, nie maj� ochoty si� zajmowa�. A trzeba ich koniecznie zmusi� do tego � jak? Winienem chyba zale�� im za sk�r�, tak uprzykrzy� �ycie, takie zastosowa� molestacje, aby mieli mnie zupe�nie do��! Co prawda jest w tym niejakie ryzyko, bo rozgniewani, mogliby mnie �atwiej unicestwi�, ani�eli ja � pche�k�. Trudno atoli dopu�ci�, aby uciekali si� do czyn�w tak brutalnych, a zreszt� ��dza poznania pali mi dusz�! Wszystko jedno! Spr�buj�! To pomy�lawszy, zerwa�em si� na r�wne nogi ju� w zupe�nej ciemno�ci i j��em wrzeszcze� wniebog�osy, wywraca� kozio�ki, fika� i dryga�, kopa� le��cych bli�ej, sypa� im piaskiem w oczy, podskakiwa�, ta�czy�, rycze�, a�em ochryp� ca�kiem; wtedy siad�em, zrobi�em kilka �wicze� gimnastycznych i znowu rzuci�em si� mi�dzy nich jak baw� oszala�y; oni za� odwracali si� ode mnie grzbietami, podtykali mi do trykania brylantowe ja�ki lub pierzynki, a gdym wywr�ci� jakiego� pi��setnego kozio�ka, b�ysn�o mi w omroczonej g�owie: Zaprawd�, to�by si� dopiero zdziwi� m�j serdeczny druh, gdyby mnie m�g� w tej chwili zobaczy� i ujrza�, czym to ja si� zajmuj� na planecie, kt�ra osi�gn�a Najwy�sz� Faz� Rozwoju Kosmicznego!! � To jednak wcale nie przeszkadza�o mi w dalszych porykiwaniach i przytupach. S�ysza�em bowiem, jak naszeptywali si� z cicha: � Kolego L. � A co? � S�yszycie, co si� wyrabia? � Co nie mam s�ysze�? � Przed chwil� omal mi g�owy nie rozbi�. � W�� sobie inn�. � Ale on spa� nie daje. � Co? � M�wi�, �e nie daje spa�... � Wida� z ciekawo�ci � doda� trzeci szept. � Okrutnie go ju� spar�a! � To jak, zrobi� mu co czy niech nas m�czy dalej? � Ale co? � Bo ja wiem? Mo�e mu zmieni� charakter? � Kiedy nie�adnie jako�... � A czemu taki zaciek�y? S�yszysz, jak wyje? � No, to ja zaraz... Co� tam poszeptali, podczas kiedy ja nadal wy�em, st�ka�em i fika�em, koncentruj�c wysi�ki w okolicy, z kt�rej dobieg�y mi� szepty. W�a�nie sta�em na g�owie, to jest g�ow� na brzuchu jednego z nich, gdy obj�a mnie noc czarnej nico�ci; ciemno�� omroczy�a mi zmys�y, ale trwa�a � tak mi si� przynajmniej wyda�o, kiedym si� ockn�� � ledwo u�amek sekundy. Wszystkie ko�ci bola�y mnie jeszcze od dryg�w i prysiud�w, ale nie znajdowa�em si� ju� na planecie. Siedzia�em, niezdolny ruszy� r�k� ni nog�, w g��wnym salonie mego statku, a tym, co mi� przytrzymywa�o, by�a istna g�ra s�oik�w z konfiturami, drumli i nied�wiadk�w marcepanowych, katarynek z brylantowymi dzwoneczkami, talar�w, dukat�w, nausznic z�otych, bransolet i klejnot�w, od kt�rych taki blask bi�, �e oczy musia�em zamkn��. Kiedy za� z najwi�kszym wysi�kiem wygramoli�em si� spod owej g�ry drogocenno�ci, ujrza�em przez okno krajobraz gwiazdowy i ani �ladu w nim � kwadratowego s�o�ca; jako� pomiary wykaza�y niebawem, �e sze�� tysi�cy lat musia�bym lecie� ca�� moc�, aby wr�ci� w jego okolice. Tak zatem pozbyli si� mnie Enefercy, gdy nadto da�em im si� we znaki; poj�wszy, �e nawet powrotem do nich niczego nie wsk�ram, bo wszak nic dla nich �atwiejszego jak wyekspediowa� mnie zn�w hyperspacjalnie lub podprze � strzennie tam, gdzie raki zimuj�, postanowi�em wzi�� si� do rzeczy ca�kiem inn� metod�, m�j zacny Dobrycy�... � tymi s�owy zako�czy� sw� opowie�� znakomity konstruktor Klapaucjusz, lito�ciwy panie... � Nic ci wi�cej nie powiedzia�? Nie mo�e to by�! � zawo�a� Trurl. � O! Powiedzia�! Powiedzia�, �askawy m�j dobroczy�co, i z tego w�a�nie wynik�a moja tragedia! � odpar� poturbowany ci�ko robot. � Kiedy pyta�em, co ma zamiar uczyni�, pochyli� si� ku mnie i rzek�: �Zadanie wydawa�o mi si� zrazu beznadziejne. Wszelako znalaz�em spos�b. Ty, m�j pustelniku, jako prosty, niewykszta�cony robot nie pojmiesz arkan�w rzecz otaczaj�cych, mniejsza o nie tedy; w zasadzie sprawa jest zreszt� dosy� prosta: trzeba zbudowa� odpowiednie urz�dzenie cyfrowe, zdolne do modelowania wszystkiego, co istnieje. Ono, w�a�ciwie zaprogramowane, wymodeluje ci Najwy�sz� Faz� Rozwoju... i tym samym b�dzie mo�na pyta� je dla uzyskania Ostatecznych Odpowiedzi!� �Ale jak zbudowa� takie urz�dzenie?� � spyta�em. � �I sk�d�e pewno��, wielmo�ny Klapaucjusza �e ono nie wy�le nas, po pierwszym pytaniu, gdzie pieprz ro�nie, tym hiper � supersposobem, jakiego o�mielili si� u�y� wobec ciebie Enefercy?� �Ach, to ju� fraszka� � rzek� � �spu�� si� na mnie; ja b�d� pyta� o Tajemnic� Eneferc�w, a ty � o to, jakimi sposoby mo�esz najlepiej wcieli� w dzia�ania przyrodzon� ci abominacj� do wszelkiego z�a, szlachetny Dobrycy!� Nie musz� wyjawia�, panie, �e ogarn�a mnie rado�� nadzwyczajna, rych�o te� u boku Klapaucjusza j��em asystowa� w budowie urz�dzenia. Okaza�o si�, �e pan Klapaucjusz wznosi� je dok�adnie wed�ug plan�w tragicznie zmar�ego Chloryana Teorycego Klaposto�a, by� to w�a�nie s�awetny Bogotron jego pomys�u, urz�dzenie, kt�re zdzia�a� mo�e wszystko w promieniu Kosmosu ca�ego; przy tym, niezadowolony z tej nazwy, pan Klapaucjusz nie ustawa� w wymy�laniu dla� innych, coraz to wyszuka�szych, chrzcz�c �w ogrom to Wszechmocnic�, to Ultymatorem Omnigenerycznym, to zn�w Ontogielni�; mniejsza zreszt� o te nazwy, dosy�, �e w rok i dni sze�� wzniesiona zosta�a owa straszliwa aparatura, kt�r� dla oszcz�dno�ci umie�cili�my w pustym wn�trzu Rapundry, wielkiego Ksi�yca Niedo�aj�w; i, zaprawd�, mr�wka mniej jest zagubiona we wn�trzu transatlantyku, ni� my�my byli w�r�d tych otch�ani miedzianych, transformator�w eschatologicznych, tych hagiopneumatycznych perfekcjonator�w i prostownik�w z�a; wyzna� te� musz�, �e w�os mi si� je�y� druciany, zasycha�o w stawach i z�by poszczekiwa�y, kiedy mnie pan Klapaucjusz usadzi� przed Pulpitem Ostatecznym i pozostawi� sam na sam z ow� maszyn�, ca�kiem przepastn�, a sam gdzie� po co� skoczy�. Jak gwiazdy na wysoko�ciach widzia�em jej rozjarzone �wiat�a wskazuj�ce, wsz�dzie l�ni�y gro�ne napisy: UWAGA! WYSOKA TRANSCENDENCJA! � potencja�y logiczne i semantyczne osi�ga�y w szk�ach zegar�w milionowe zera, a pod stopami mymi przelewa�y si� z cicha oceany tej nadludzkiej i nadrobociej m�dro�ci, jaka, zakl�ta w parseki zwoj�w i hektary magnes�w, trwa�a przede mn�, pode mn�, nade mn�, osaczaj�c ze wszech stron, i�em si� poczu� unicestwiony do py�ka w mej nikczemnej g�upocie. Przem�g�szy si� atoli, wezwawszy w my�li na pomoc moje ca�e umi�owanie Dobra i nami�tno��, jak� dla Prawdy �ywi�em od tyciej szpulki, otwar�szy ze � sztywnia�e wargi, zada�em dr��cym g�osem pierwsze pytanie: �Kim jeste�?� W�wczas lekki, ciep�y dech, z dreszczem metalicznym, przeszed� przez owo szklane pomieszczenie, a g�os z pozoru cichy, ale tak pot�ny, �e mnie przeszy� na wylot, ozwa� si�: Ego sum Ens Omnipotens, Omnisapiens, in Spiritu Intellec � tronico Navigans, luce cybernetica in saecula saeculorum litteris opera omnia cognoscens, et caetera, et caetera. Rozmowa toczy� si� musia�a po �acinie, ja atoli dla wygody przytocz� ci j�, jak umiem, wielmo�ny panie, w przek�adzie na j�zyk bardziej potoczny. Gdym us�ysza� g�os machiny i kiedy mi si� przedstawi�a, l�k m�j jeszcze wzm�g� si�, tak �e dopiero Klapaucjusz, powr�ciwszy, umo�liwi� kontynuowanie rozmowy w ten spos�b, �e zmniejszy� transcendencj�, a wszechmoc zredukowa� do jednej stumi � liardowej; w�wczas poprosi�em, aby Ultymator zechcia� odpowiedzie� na pytania dotycz�ce Najwy�szej Fazy Rozwoju i jej strasznych tajemnic. Klapaucjusz jednak rzek�, i� nie tak post�powa� nale�y; za��da�, aby Ontogielnia wymodelowa�a w swych otch�aniach srebrnych i kryszta�owych osobnika rodem z kwadratowej planety, nak�oniwszy go zarazem do niejakiego gadulstwa � i w�wczas dopiero rzecz si� zacz�a w�a�ciwa. Poniewa� nie mog�em � wstyd wyzna� � przezwyci�y� j�kania, jakie mnie z trwogi opad�o, Klapaucjusz zaj�� moje miejsce przy Pulpicie Ostatecznym i zacz��: �Kim jeste�?� �Ile razy mam odpowiada� na to samo pytanie?� � zdenerwowa�a si� maszyna. �Chodzi mi o to, czy jeste� cz�owiekiem, czy robotem� � wyja�ni� Klapaucjusz. �A jaka jest, wed�ug ciebie, r�nica?� � odezwa� si� g�os z maszyny. �Je�eli b�dziesz odpowiada� pytaniami na pytania, rozmowa pr�dko si� nie sko�czy!� � zagrozi� Klapaucjusz. � �Wiesz na pewno, co mam na my�li! Gadaj!� Struchla�em jeszcze bardziej od tak �mia�ego tonu konstruktora, ale mo�e i mia� s�uszno��, maszyna rzek�a bowiem: �Czasem ludzie buduj� roboty, czasem roboty � ludzi; to, czy my�li si� metalem, czy kisielem, jest oboj�tne. Mog� przybiera� dowolne rozmiary, kszta�ty i postacie; a m�wi�c �ci�lej � tak by�o, bo teraz nikt z nas ju� si� takimi b�ahostkami nie para�. �Tak?� � odpar� Klapaucjusz. � �A dlaczego tak le�ycie i nic nie robicie?� �A co mamy robi�?� � odpar�a maszyna, Klapaucjusz za�, pow�ci�gn�wszy gniew, rzek�: �Tego nie wiem. My, w ni�szej fazie rozwoju, robimy mas� rzeczy�. �My�my te� robili pod�wczas�. �A teraz ju� nie?� �Nie�. �Dlaczego?� Tutaj wymodelowany nie chcia� zrazu odpowiada�, twierdz�c, �e prze�y� ju� sze�� milion�w takich indagacji, z kt�rych ani dla niego, ani dla pytaj�cych nic nie wynik�o, ale dodawszy nieco transcendencji i obr�ciwszy pokr�t�a, Klapaucjusz wym�g� na nim odpowied�. �Miliard lat temu byli�my zwyk�� cywilizacj�� � rzek� g�os. � �Wierzyli�my wtedy w cyberchanio�y, w mistyczn� wi� zwrotn� ka�dej istoty z Wielkim Programist� i inne takie rzeczy. Potem wszak�e pojawili si� sceptycy, empiry�ci i akcydentali�ci, kt�rzy w dziewi�� wiek�w doszli do tego, �e Nikogo nie ma i wszystko jest mo�liwe, wszelako nie dla racji wy�szych, a tylko ot � tak sobie�. �To jest � jak to: tak sobie?� � odwa�y�em si� wtr�ci�, zdumiony. �Jak wiesz, bywaj� garbate roboty� � odpar� g�os z maszyny. � �Gdy n�ka ci� garb i pokr�cenie, a zarazem wierzysz, �e jeste� taki, bo w tej postaci pragn�� ci� Przedwieczny i plan twego pokr�cenia wype�nia� mg�awic� Jego zamys��w jeszcze przed stworzeniem �wiata, �atwo si� wtedy ze swym stanem pogodzisz. Ale gdy ci powiedz�, �e to jeno skutek po�li�ni�cia si� paru atom�w, co nie powskakiwa�y na w�a�ciwe miejsca, c� ci pozostaje pr�cz nocnego wycia?� �Ale� pozostaje, pozostaje!� � zawo�a�em ufnie. � �Garb mo�na wszak wyprostowa�, pokr�cenie � odkr�ci�, trzeba na to tylko wysokiej wiedzy!� �Wiem o tym!� � rzek�a ponuro maszyna. � �Istotnie, prostakom tak si� to wydaje�... �Wi�c tak nie jest?� � zdumieli�my si� obaj z Klapaucjuszem. �Gdy przychodzi czas prostowania garb�w� � rzek�a maszyna � �mo�liwo�ci s� ju� zgo�a bezlitosne! Mo�na nie tylko garby prostowa�, ale i sztukowa� rozum, s�o�ca czyni� kwadratowymi, planetom dorabia� nogi, produkowa� syntetyczne losy, daleko s�odsze od prawdziwych; zaczyna si� to niewinnie, od krzesania krzemieni, a ko�czy na budowaniu wszechmocnic i wszechmocnik�w! Pustynia naszej planety nie jest pustyni�, lecz Superbogotronem, milion razy pot�niejszym od tego prymitywnego pud�a, kt�re�cie zbudowali; stworzyli go pradziadowie nasi dlatego, �e wszystko inne wydawa�o im si� ju� nazbyt �atwe i chcieli z piasku my�li kr�ci�; uczynili tak z megalomanii, ca�kiem niepotrzebnie, bo gdy mo�na czyni� wszystko, to ju� nic absolutnie doda� do tego si� nie da; rozumiecie� to, o, s�abo rozwini�ci?!� �Tak, tak!� � rzek� Klapaucjusz, gdy ja tylko dr�a�em. � �Czemu atoli, zamiast zajmowa� si� o�ywcz� dzia�alno�ci�, le�ycie, czochraj�c si�, w tym genialnym piasku?� �Poniewa� najwszechmocniejsza jest wszechmoc tylko wtedy, gdy nic absolutnie nie robi!� � odpar�a maszyna. � �Na szczyt mo�na wyj��, ale wszystkie drogi ze szczytu prowadz� w d�! Mimo tego, co si� sta�o, jeste�my ca�kiem porz�dne osoby, wi�c niby dlaczego mieliby�my cokolwiek robi�? Ju� prapradziadowie nasi � ot, dla wypr�bowania Bogotronu � uczynili nasze s�o�ce kwadratowym, a planet� � skrzyniast�, najwy�sze jej g�ry przekszta�ciwszy w szereg monogram�w. R�wnie dobrze mo�na by pokratkowa� gwiazdy, po�ow� ich zgasi�, drug� rozpali�, skonstruowa� istoty zaludnione mniejszymi istotami, tak aby my�li olbrzym�w by�y ta�cami karze�k�w, by� w milionie miejsc naraz, przemie�ci� galaktyki, by uk�ada�y si� we wzory mi�e dla oka, wszelako powiedz mi, prosz�, dlaczego w�a�ciwie mieliby�my podj�� si� kt�regokolwiek z tych zada�? Co si� polepszy w Kosmosie od tego, �e gwiazdy b�d� tr�jk�tne albo na k�kach?� �M�wisz nonsensa!!� � oburzy� si� okrutnie Klapaucjusz, gdy ja tylko dygota�em coraz silniej. � �Skoro jeste�cie r�wni bogom, obowi�zkiem waszym jest zlikwidowa� natychmiast wszelkie cierpienia, troski, nieszcz�cia, jakie trapi� istoty wam podobne, a zacz�� winni�cie chocia�by od s�siad�w waszych, kt�rzy, jak to sam widzia�em, rozbijaj� sobie �by bezustannie! Jak �miecie, zamiast zaraz si� do tego zabra�, le�e� niechlujnie, d�ubi�c i wtykaj�c uczciwym podr�nym, co m�dro�ci szukaj�, cukier lodowaty do ucha?!� �Nie pojmuj�, czemu ten cukier akurat tak ci� zirytowa�� � rzek�a maszyna. � �Ale mniejsza o to. Je�li ci� rozumiem, pragniesz, aby�my uszcz�liwiali, kogo si� tylko da. Przedmiotem tym zajmowali�my si� gruntownie oko�o pi�tna�cieset wiek�w temu. Dzieli si� on na felicytologi� nag��, czyli niespodziewan�, i powoln�, czyli ewolucyjn�. Ewolucyjna polega na tym, aby i palcem nie rusza�, w prze�wiadczeniu, i� ka�da cywilizacja tak czy inaczej powolutku sama da sobie rad�; w spos�b nag�y za� mo�na uszcz�liwi� albo po dobremu, albo si��. Uszcz�liwianie si�� sprowadza, jak wykazuje rachunek, sto do o�miuset razy wi�cej nieszcz�� ni� powstrzymanie si� od wszelkiej aktywno�ci. Po dobremu za� uszcz�liwia� te� nie mo�na, bo � aczkolwiek wydaje si� to dziwne � skutki s� takie same, czy u�yjesz Superbogotronu, czy te� Infernatora Pieklicowego, zwanego te� Gehennic�. S�ysza�e� mo�e o tak zwanej Mg�awicy Kraba?� �Owszem� � Klapaucjusz na to � �jest to resztka pow�ok Gwiazdy Supernowej, kt�ra wybuch�a ongi��... �A ju�ci� � rzek� g�os. � �Gwiazdy Supernowej, rzeczywi�cie! By�a tam, m�j poczciwcze, planeta w miar� rozwini�ta, ociekaj�ca, jako taka, niema�� ilo�ci� �ez i krwi. Opu�cili�my na ni� jednego ranka osiemset milion�w Spe�niarek �ycze�, ale�my nie oddalili si� jeszcze od niej i na tydzie� �wiat�a, kiedy rozlecia�a si� w drobny mak i rozlatuje do dnia dzisiejszego! Podobnie by�o z planet� Hominas�w... czy mam ci o niej opowiedzie�?� �Nie trzeba!� � burkn�� Klapaucjusz. � �Nie wierz�, aby nie da�o si�, w spos�b przemy�lny i przezorny, uszcz�liwia�!� �Nie wierzysz? Co ja na to poradz�? Pr�bowali�my tego sze��dziesi�t cztery tysi�ce pi��set trzyna�cie razy. W�osy wstaj� jeszcze na wszystkich posiadanych przeze mnie g�owach, kiedy sobie przypomn� rezultaty. Wierzaj mi, �e�my nie szcz�dzili trudu dla dobra innych! Zbudowali�my specjaln� aparatur� do zdalnej spektroskopii marze�, wszelako pojmujesz chyba, �e je�li na jakiej� planecie szaleje wojna religijna i ka�da ze stron marzy o tym, aby wyr�n�� drug�, nie w tym widzieli�my nasze zadanie, aby te �yczenia po � spe�nia�! Chodzi�o tedy o to, �eby uszcz�liwia�, idei wy�szego dobra nie naruszaj�c. Ale to nie wszystko, albowiem wi�kszo�� cywilizacji kosmicznych w g��binach ducha �yczy sobie rzeczy, do kt�rych nie �mie si� jawnie przyzna�, wi�c zn�w dylemat, czy pomaga� im w tym, co one robi� przez resztki wstydu i przyzwoito�ci, czy te� w spe�nianiu skrytych roje�? Wzi�� by ot � cho�by dwie dla przyk�adu: Demencyt�w i Amencyt�w; pierwsi, w stadium uczciwego �redniowiecza, �ywcem palili paktuj�cych z diab�em rozpustnik�w, a zw�aszcza rozpustnice, raz dlatego, �e im zazdro�cili uciech z szatanem za�ytych, a dwa, �e katowa� w aureoli wymiaru sprawiedliwo�ci sprawia�o im nadzwyczajn� lubo��. Amencyci zn�w w nic ju�, opr�cz cia�a w�asnego, nie wierzyli i maszynami mu dos�adzali, lecz z pow�ci�giem pewnym, nazywaj�c to zaj�cie rozrywk�; mieli oni pud�a szklane, do kt�rych wt�aczali r�ne gwa�ty, mordy, po�ogi, powi�kszaj�c sobie tylko apetyt ich ogl�daniem. Opu�cili�my na ich planety deszcz urz�dze�, kt�re tak by�y obliczone, aby ��dze zaspokaja� bez szkody niczyjej, a to stwarzan� w sobie sztuczn� rzeczywisto�ci�; za czym Demencyci w sze��, Amencyci zasi� w pi�� tygodni zachwycili si� na �mier�, w g�os wrzeszcz�c ze szcz�cia doznawanego! Czy o takie mo�e metody chodzi ci, niedorozwini�ta istoto?� �Jeste� g�upcem albo potworem!� � warkn�� Klapaucjusz, gdy ja ju� od zmys��w ca�kiem odchodzi�em. � �Jak �miesz che�pi� si� tak plugawymi czynami?� �Ja si� nimi nie che�pi�, jak si� z nich spowiadam� � odpar� spokojnie g�os. � �Pr�bowali�my wszak, m�wi�, wszystkich kolejno sposob�w. Obruszali�my na planety deszcze bogactw, potopy syto�ci i nadmiaru, parali�uj�c na nich wszelki wysi�ek i prac�; dawali�my dobre rady, w zamian za kt�re ogie� otwierano do naszych kompotier�w, to jest talerzy lataj�cych. Bo, zaprawd�, nale�a�oby ducha przerobi� pierwej w tych, kt�rych zamierza si� uszcz�liwi�... �Podobno mo�ecie i to uczyni�!� � zgrzytn�� Klapaucjusz. �Ale� mo�emy, pewno, �e mo�emy! Ot, wzi�� by cho� s�siad�w naszych, zamieszkuj�cych ziemiopodobn�, czyli ziemiowat� planet�, Antropan�w! Zajmuj� si� oni wychwindrzaniem i turbaczeniem g��wnie, a to z obawy przed prukwiarni�, kt�ra jest wed�ug nich poza bytem i czeka na grzesznik�w swoj� paszcz� wiecznymi p�omieniami wysadzan�; na�laduj�c za� b�ogos�awionych Cymbrabelians�w, rajskiego �ambudasa i unikaj�c Ohydancji z jej Ohydansami, m�odzieniec antropa�ski staje si� z wolna dzielniejszy, lepszy, szlachetniejszy, ni� byli jego o�mior�cy przodkowie. Prawda, walcz� Antropanowie z Bajoranami o prymat Dusu nad Musem, wzgl�dnie Musu nad Dusem (gdy� s� tu zda� sprzecznych), ale zauwa�, �e w takich wojnach ginie tylko ich cz��, podczas gdy ty chcia�by�, abym ja, wyrwawszy im z g��w wszystk� ich wiar� w wychwindrzania, prukwiarnie i ca�� reszt�, uczyni� ich gotowymi do racjonalnego uszcz�liwienia. Lecz w ten spos�b dokona�oby si� morderstwo psychiczne, bo powsta�e istoty nie by�yby ju� wszak ani Bajoranami, ani Antropanami; czy� tego nie rozumiesz?� �Przes�d nale�y zast�pi� wiedz�!� � rzek� twardo Klapaucjusz. �Ale� oczywi�cie! Wszelako zwa�, prosz�, �e �yje tam teraz oko�o siedmiu milion�w pokutnik�w, kt�rzy nieraz �ycie ca�e strawili na gwa�ceniu w�asnej natury, aby tym bli�nich od prukwiarni zbawi�; jak�e tedy wyjawi� im w ci�gu minut, i to tak, aby nie mieli ju� �adnych w�tpliwo�ci, �e wszystko to by�o na nic i �e zmarnowali ca�e �ycie na praktykach dok�adnie bezu�ytecznych? Czy� to nie by�oby okrucie�stwem? Wiedza sama musi zast�pi� przes�d, ale do tego potrzebny jest czas. We�my tego garbusa, o kt�rym m�wili�my. �yje w s�odkiej ciemnocie, wierz�c, i� garb jego pe�ni w dziele Stworzenia rol� a� kosmiczn�. Gdy mu wyja�nisz, �e jest on skutkiem omy�ki atomowej, tylko go unieszcz�liwisz. Wypada�oby zaraz mu go naprostowa�... �A pewno, �e tak!� � paln�� Klapaucjusz. �Ba! I to si� robi�o! Sam dziad m�j wyprostowa� raz trzystu garbus�w za jednym zamachem. Jak�e cierpia� potem!� �Dlaczego?� � nie mog�em powstrzyma� pytania. �Dlaczego! Stu dwunastu usma�ono zaraz potem w oleju, przyj�wszy tak nag�e uzdrowienie za pewny dow�d konszacht�w z diab�em; z pozosta�ych trzydziestu zaci�gn�o si� do wojska i zgin�o w bitwach, ra��c si� wzajemnie pod r�nymi sztandarami, siedemnastu niezw�ocznie zapi�o si� z rado�ci na �mier�, reszt� za� wygubi�o ju� to wycie�czenie mi�osne (bo m�j dziad, w poczciwo�ci ducha, dorzuci� im jeszcze wielkiej urody), ju� to wszelkie inne wszetecze�stwa, jakim zacz�li si� oddawa� nazbyt gwa�townie, do owego czasu wyposzczeni, tak �e we dwa lata zeszli wszyscy, ale to wszyscy, do grobu. Jedyny wyj�tek... at! nie warto m�wi�!� �Sko�cz�e, kiedy� ju� zacz��!� � zawo�a�, niezmiernie poruszony, mistrz m�j, pan Klapaucjusz. �Je�li chcesz koniecznie... dobrze. Pozosta�o zrazu tylko dw�ch. Z nich jeden, nawin�wszy si� dziadowi na oczy, b�aga� go na kolanach o przywr�cenie garbu, albowiem jako kaleka �y� sobie niezgorzej z datk�w, a wyprostowany musia� pracowa�, do czego by� nienawyk�y. Powiada�, �e do garbu ca�kowicie si� ju� przyzwyczai� i teraz, wchodz�c gdziekolwiek, rozbija sobie bole�nie �eb o nadpro�a�... �A �w ostatni?� � spyta� Klapaucjusz. �By� on kr�lewiczem, pozbawionym sukcesji przez u�omno��; wobec takiej odmiany na lepsze macocha, pragn�c, aby koronowany zosta� jej syn, otru�a go�... �No, dobrze... Ale wszak mo�ecie dzia�a� cuda... � rzek� z rozpacz� w g�osie Klapaucjusz. �Uszcz�liwianie za pomoc� cud�w jest jedn� z najbardziej ryzykownych technik, jak� znam� � odpar� surowo g�os z maszyny. � �Kogo cudownie odmienia�? Jednostki? Od nadmiaru urody p�kaj� wi�zy ma��e�skie, od zbytniego rozumu przychodzi samotno��, od bogactw � szale�stwa. Nie, nie! Jednostek uszcz�liwia� nie mo�na, a spo�eczno�ci nie wolno; ka�da musi si� porusza� w�asn� drog�, wst�puj�c naturalnym sposobem z pi�tra na pi�tro rozwoju, wszystko dobre i z�e zawdzi�czaj�c sama sobie. My, z Fazy Najwy�szej, nie mamy w Kosmosie nic do roboty; nie stwarzamy innych Kosmos�w, gdy�, pozwol� sobie zauwa�y�, nie by�oby to przyzwoite. Po co to robi�? Dla w�asnego wywy�szenia si�? To by�oby szkaradne. Wi�c dla stwarzanych mo�e? Ale� ich nie ma, jak�e wi�c mo�na uczyni� co� dla nie istniej�cych? Robi� cokolwiek mo�na dop�ty, dop�ki nie mo�na jeszcze robi� wszystkiego. Potem trzeba siedzie� cicho... A teraz dajcie mi ju� spok�j!� �Ale� jak to?! A �rodki jakie�, aby cho� troch� usprawni�, polepszy�, pomoc nie��? Cierpi�cy � zwa� na nich! Halo!� � wo�ali�my jeden przez drugiego z Klapaucjuszem u Ostatecznego Pulpitu. Maszyna ziewn�a i rzek�a: �I czy� warto w og�le z warni rozmawia�? Czy� nie s�uszniejsze by�o nasze post�powanie na planecie? Zawsze to samo! A wi�c dobrze! Macie tu przepis na �rodek jeszcze nie wypr�bowany, wszelako ostrzegam przed skutkami! A teraz r�bcie sobie, co chcecie. Spok�j � to jedyna rzecz, na jakiej mi zale�y. Odejd�cie tedy z Bogotronem�... Machina umilk�a, a my zostali�my przed stygn�cymi konstelacjami jej �wiate�, u Pulpitu, na kt�rym le�a�a kartka z takim mniej wi�cej tekstem: ALTRUIZYNA � preparat psychotransmisyjny, przeznaczony dla wszystkich bia�kowatych. Wywo�uje upowszechnienie wszelkich czu�, emocji i dozna� tego, kto je prze�ywa bezpo�rednio, w�r�d innych, znajduj�cych si� w odleg�o�ci nie wi�kszej od pi�ciuset �okci. Oparty na zasadzie telepatycznej, nie przekazuje pod gwarancja �adnych my�li. Na roboty i ro�liny nie dzia�a. Intensywno�� dozna� indywiduum prze�ywaj�cego jako nadawca wzmaga si� dzi�ki retransmisji wt�rnej odbiorc�w i jest tym wi�ksza, im wi�cej osobnik�w z takowym s�siaduje. Zgodnie z koncepcj� wynalazcy ALTRUIZYNA ma wprowadzi� w ka�d� spo�eczno�� ducha braterstwa, wsp�lnoty i sympatii dog��bnej, poniewa� s�siedzi osoby szcz�liwej sami s� tak�e szcz�liwi, i to tym bardziej, im bardziej szcz�liwa jest ona; �ycz� wi�c takiemu indywiduum jeszcze wi�cej szcz�cia we w�asnym interesie, a zatem z ca�ej duszy. Gdy za� kto cierpi, zaraz spiesz� z pomoc�, aby samych siebie od cierpienia indukowanego wybawi�. Mury, �ciany, faszyny ani inne przegrody dzia�ania altruistycznego nie os�abiaj�. Preparat jest rozpuszczalny w wodzie; mo�na wprowadza� go do sieci wodoci�gowej, rzek, studzien itd. Nie ma smaku ani zapachu; jeden milimikrogram wystarczy dla spo�eczno�ci z�o�onej ze stu tysi�cy jednostek. Za skutki z tezami wynalazcy sprzeczne nie przyjmuje si� �adnej odpowiedzialno�ci. Za przedstawiciela Najw. Faz. Rozw. � Wszechmocnica Ultymatywna. Klapaucjusz mrucza� nieco, �e Altruizyna znajdzie zastosowanie wy��cznie w�r�d ludzi, a roboty, jak by�y, nadal pozostan� w nieszcz�ciach bytowych, o�mieli�em si� jednak zgromi� go, podkre�laj�c wsp�lnot� wszystkich stworze� rozumnych i konieczno�� niesienia im pomocy. Przysz�o do omawiania kwestii praktycznych, jasne by�o bowiem, �e nale�y rozpocz�� akcj� uszcz�liwiania niezw�ocznie. Klapaucjusz zaraz poleci� ma�emu podzespo�owi Ontogielni wytworzy� odpowiedni� ilo�� preparatu, ja za�, po naradzie za znakomitym konstruktorem, zdecydowa�em si� wyruszy� na planet� ziemiopodobn�, zamieszkan� przez istoty cz�ekokszta�tne, kt�ra le�a�a zaledwie o cztery dni drogi. Pragn��em by� dobroczy�c� anonimowym, wi�c ustalili�my, i� najrozs�dniej b�dzie, gdy si� przedzierzgn� w cz�owieka; jak wiadomo, jest to wielce k�opotliwe, ale geniusz konstruktora i tu zwyci�y� wszystkie przeszkody. Wyruszy�em tedy, maj�c w r�kach dwie walizy, z kt�rych jedn� wype�nia�o czterdzie�ci kilogram�w bia�ego proszku Altruizyny, drug� za� � przybory toaletowe, pi�amy, bielizna, zapasowe policzki, w�osy, oczy, j�zyki itp. Sam podr�owa�em pod postaci� proporcjonalnie zbudowanego m�odzie�ca z ma�ym w�sikiem i grzywk�. Klapaucjusz mia� pewne w�tpliwo�ci, czy rzeczywi�cie nale�y stosowa� Al � truizyn� od razu na wielk� skal�, wi�c chocia� nie dzieli�em jego zastrze�e�, zgodzi�em si� dokona�, po przybyciu na Geoni� (tak si� nazywa�a planeta), pr�bnego eksperymentu. Pali�o mi si� wr�cz do chwili, w kt�rej rozpoczn� wielki siew powszechnego braterstwa i wsp�lnoty, nie zwlekaj�c tedy, pu�ci�em si�, po serdecznym rozstaniu z Klapaucjuszem, w drog�. Aby przeprowadzi� pr�b�, zatrzyma�em si� po przybyciu do celu w ma�ej osadzie, u niem�odego ju�, do�� ponurego karczmarza, w jego gospodzie, a poczyna�em sobie tak zr�cznie, �e uda�o mi si� wsypa� gar�� proszku do studni przed domostwem ju� podczas przenoszenia sakwoja�y z bryki do pokoju go�cinnego. W obej�ciu panowa� niejaki rwetes, dziewki kuchenne biega�y z szaflikami gor�cej wody, gospodarz pop�dza� je gniewnie, wnet zatupota�y kopyta i z bryczki zeskoczy� starszy osobnik z walizk� lekarsk� w r�ku; skierowa� si� jednak nie do domu, lecz do obory, sk�d dobiega� chwilami g�uchy poryk. Jak si� dowiedzia�em od pokoj�wki, zwierz� geo�skie, b�d�ce w�asno�ci� gospodarza, tak zwana krowa, rodzi�o. Zaniepokoi�em si� tym troch�, bo, prawd� m�wi�c, w og�le nie pomy�la�em o kwestii zwierz�cej; nic ju� jednak nie mog�em uczyni� i zamkn��em si� w pokoju, aby pilnie obserwowa� bieg wypadk�w. Jako� nie da�y na siebie czeka�. S�ysza�em d�wi�k �a�cucha studziennego � dziewki znowu nosi�y wod� � i ju� po kr�tkiej chwili rozleg� si� ponowny ryk krowy, kt�remu zawt�rowa�y inne; zaraz potem weterynarz, wrzeszcz�c, wylecia� z obory, a trzyma� si� za brzuch, za nim za� gna�y podkuchenne, na ko�cu za� ober�ysta; wszyscy, uczestnicz�c w cierpieniach porodowych krowy, z wielkim lamentem uciekali na wsze strony, aby niebawem powr�ci�, gdy b�le opu�ci�y ich w pewnej odleg�o�ci. W ten spos�b ponawiali kilkakrotnie szturm do obory, za ka�dym razem wybiegaj�c z niej ca�ym p�dem, w m�kach porodu; zmieszany tak nieoczekiwanym rozwojem wydarze�, uzna�em, �e eksperyment nale�a�o przeprowadzi� w mie�cie, gdzie nie ma zwierz�t. Czym pr�dzej spakowa�em si� i za��da�em rachunku. W ca�ym obej�ciu jednak wszyscy tak cierpieli od przychodz�cego na �wiat ciel�cia, �e nie by�o nawet z kim m�wi�; chcia�em odjecha� sam, ale furmana, wraz z jego szkapami, te� wzi�y ju� b�le porodowe, zadecydowa�em tedy, �e p�jd� do pobliskiego miasta piechot�. Chcia�o� nieszcz�cie, i� kiedym szed� po k�adce przez rzek�, r�ka omsk�a mi si� na uchwycie walizki, kt�ra, uderzywszy zamkiem w brzeg k�adki, otwar�a si� i ca�y �adunek bia�ego proszku wysypa� si� z niej w mgnieniu oka. Sta�em, os�upia�y, patrz�c, jak �wawy nurt rozpuszcza w sobie czterdzie�ci kilogram�w Altruizyny � nic nie da�o si� wszak�e zrobi�, ko�ci by�y rzucone, poniewa� rzeka zasila�a w�a�nie miasto w pitn� wod�. Szed�em a� do wieczora; miasto, gdym do niego dotar�, by�o ju� o�wietlone, ulice gwarne, sporo na nich przechodni�w. Wynalaz�em sobie wnet niewielki hotelik, w kt�rym stan��em, wypatruj�c pierwszych oznak dzia�ania preparatu, ale nie dostrzeg�em na razie �adnych. Znu�ony d�ug� w�dr�wk�, uda�em si� zaraz na spoczynek. W �rodku nocy obudzi�y mnie przera�liwe krzyki. Zerwa�em si� z po�cieli. Pok�j by� jasny od p�omieni poch�aniaj�cych przeciwleg�y dom; zbieg�em na ulic� i tu� za progiem przewr�ci�em si� o trupa, ca�kiem jeszcze ciep�ego. Opodal sze�ciu zbir�w, trzymaj�c silnie starca, kt�ry wzywa� ratunku, rwa�o mu obc�gami z�b za z�bem z g�by, a� ch�ralny okrzyk ulgi obwie�ci�, i� odnaleziony zosta� wreszcie i usuni�ty ten bolesny korze�, kt�ry dr�czy� ich tak�e wskutek transmisji; porzuciwszy bezz�bnego i na wp� stratowanego, oddalili si�, wyra�nie ukojeni. Nie tego biedaka krzyk obudzi� mnie jednak; przyczyn� by� incydent, jaki zaszed� w piwiarni naprzeciwko: jaki� pijany osi�ek zdzieli� tam kamrata przez �eb i dozna� w tej chwili jego b�lu, czym rozw�cieczony, j�� wali� go coraz mocniej, wsp�biesiadnicy za�, kt�rych te� bardzo bola�o, poskoczyli, by t�uc sczepionych; kr�g powszechnych cierpie� tak si� rozszerzy�, �e po�owa go�ci mego hotelu, wyrwana ze snu, porwawszy laski, miot�y, kije, pogna�a w bieli�nie nocnej na miejsce boju i tarza�a si� jednym k��bem w�r�d pogruchotanych sprz�t�w i naczy�, a� jaka� przewr�cona lampa za�eg�a ogie�. W d�wi�ku dzwon�w, w wyciu stra�y po�arnej i niedobitk�w owej walki oddali�em si� czym pr�dzej z tego miejsca, aby par� ulic dalej trafi� na gromad�, t�um raczej, otaczaj�cy niewielki bia�y domek w�r�d r�anych krzew�w. Jak si� okaza�o, przebywa�a w nim pewna dopiero co za�lubiona, m�oda para. T�ok by� nies�ychany, widzia�o si� mundury wojskowe, duchowne sukienki i nawet m�odzie� licealn�; ci, co stali blisko okien, wtykali w nie g�owy, inni w�azili im na plecy, wo�aj�c: �No! Co jest?! Co za guzdranie?! D�ugo mamy jeszcze czeka�?! Do roboty, pr�dzej!� � itp. Jaki� staruszek, kt�ry nie m�g� si� dopcha�, ze �zami w oczach b�aga� tarasuj�cych drog�, aby go przepu�cili, bo z daleka, przez s�abo�� m�zgow�, nic nie poczuje; nie zwa�ano wcale na jego korne pro�by � jedni omdlewali sobie z rozkoszy po cichu, inni post�kiwali z wielkiej lubo�ci, a co niedo�wiadcze�si puszczali nosem ba�ki. Rodzina nowo�e�c�w chcia�a zrazu przep�dzi� czered� natr�t�w, ale, sama wpad�szy rych�o w zam�t powszechnego porubstwa, w��czy�a si� w grubia�ski ch�r, dopinguj�cy kochank�w, przy czym rej w owym smutnym widowisku wodzi� pradziadek pana m�odego, kt�ry uparcie szturmowa� fotelem na k�kach drzwi ma��e�skiej sypialni. G��boko zra�ony ca�� t� scen�, zawr�ci�em, by uda� si� do hotelu, po drodze za� natyka�em si� na kupy � to kot�uj�ce si� bitewnie, to uczestnicz�ce w ob�apkach; wszystko to atoli by�o niczym w por�wnaniu ze scenami, jakie dzia�y si� w hotelu. Z daleka ju� dostrzeg�em, �e go�cie w bieli�nie wyskakiwali z pi�ter na ulic�, �ami�c cz�sto g�sto nogi, par� os�b wlaz�o na dach, w �rodku za� gospodarz, jego �ona, pokoj�wki, portierzy miotali si� i wrzeszczeli ze strachu jak szaleni, chowali si� w szafach lub pod ��kami � wszystko dlatego, �e kot goni� w piwnicy myszy. Zaczyna�em pojmowa�, jak pochopny by� m�j uczynek; o �wicie Altruizyna dzia�a�a ju� z tak� si��, �e kiedy kogo w nosie za�askota�o, ca�a okolica w promieniu mili odpowiada�a piorunowymi salwami kichni��, od os�b za� cierpi�cych na ci�kie newralgie krewni, piel�gniarki i lekarze uciekali gorzej jak od zarazy; nie�mia�o kr�ci�o si� tam ledwo paru wyblad�ych, posapuj�cych od nadzwyczajnej przyjemno�ci masochist�w. Mn�stwo te� by�o niedowiark�w, co tylko po to kopali i t�ukli bli�nich, aby si� przekona�, czy to prawda z tym dziwem transmisji czu�, o kt�rym tyle opowiadaj�; maltretowani nie pozostawali z kolei d�u�ni, i g�uchy �omot raz�w wype�nia� ca�e miasto. Oko�o �niadania napotka�em, w��cz�c si� po ulicach w bezmiernym zadziwieniu, wielki, �zami zalany t�um, kt�ry, ciskaj�c kamieniami w czarno zakwefion� staruszk�, gna� j� przez rynek. Jak si� okaza�o, by�a to wdowa po pewnym s�dziwym szewcu, co zmar� by� dnia poprzedniego i mia� rano poch�wek; ot� cierpienia nie utulonej w �alu szewcowej tak dopiek�y s�siadom i s�siadom s�siad�w, �e, nie mog�c w �aden spos�b ukoi� biedaczki, wyp�dzili j� z miasta. Na ten widok okropny smutek �cisn�� mi serce i wr�ci�em, najszybciej jak mog�em, do hotelu, ali�ci i on ju� sta� w hucz�cej po�odze. Kucharka bowiem, gotuj�c zup�, sparzy�a si� w palec, wskutek czego pewien rotmistrz, kt�ry na najwy�szym pi�trze czy�ci� w�a�nie bro�, od wielkiego b�lu nacisn�� niechc�cy spust, zabijaj�c na miejscu �on� z czworgiem dzieci; rozpacz jego podzieli�y wszystkie osoby jeszcze nie odwiezione do szpitala wskutek utraty zmys��w b�d� po�amania cz�onk�w, a jaki� �yczliwy, chc�c skr�ci� tak powszechne cierpienia, od kt�rych sam omal nie gin��, polewa�, kogo si� da�o, naft� i podpala� w oczywistym szale�stwie. Uciek�em od po�aru, sam te� jak szalony, szukaj�c ju� jednej tylko cho� z grubsza, cho� jako tako uszcz�liwionej osoby, ale trafi�em tylko na ostatki t�umu, wracaj�cego z owej nocy po�lubnej. Komentowano jej wydarzenia, przy czym wszystko by�o tym nikczemnikom nie takie, jak si�, w ich mniemaniu, nale�a�o; ka�dy z owych by�ych wsp�oblubie�c�w �ciska� przy tym w d�oni t�gi kij, aby odp�dza� ka�dego cierpi�cego, jaki si� tylko napatoczy; wtedy pomy�la�em, �e chyba dusza p�knie mi z �alu i sromoty, ale nadal szuka�em cho� jednego cz�owieka, kt�ry by pomniejszy� moj� zgryzot�; wypytuj�c przechodni�w, dowiedzia�em si� w ko�cu, gdzie mieszka pewien s�awny my�liciel, g�osz�cy maksym�