72

Szczegóły
Tytuł 72
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

72 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 72 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

72 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "piek�o dobrej magi" autor: Eugeniusz D�bski Opracowanie - mailto: PROLOG Gdy sekretarka Cartridge`a wesz�a do gabinetu szefa, jego go�� wyrzuca� z siebie ostatnie, podsumowuj�ce zdanie. Sam agent siedzia� spokojnie w fotelu, a Jonathan Weather, alias Greg Burns, pochyla� si� nad nim, strzelaj�c do� z u�o�onej w kszta�t pistoletu d�oni. - ...i nie my�l, �e mam przewr�cone w g�owie. Wiem, ile jestem wart i, na Boga, nie przesadzam w tej ocenie, wiem dok�adnie, na kt�rym szczeblu drabiny powinienem siedzie�. Zupe�nie szczerze powiadam ci, �e nawet nie patrz� na te wy�sze, ale - szlag by to trafi� - przez ciebie, nawet na tym swoim nie mog� wygodnie przycupn��! Mo�e by� podj�� decyzj� - zajmujesz si� mn� czy nie? Nie powiem, �eby na moim trawniku koczowa� t�um agent�w, nie powiem, �e wystarczy jeden telefon, ale pr�dzej czy p�niej znajd� takiego, kt�ry nie pogardzi rzetelnym zarobkiem. Wi�c si� zdecyduj. Czas p�ynie, przybywa mi lat i nie mam ju� czasu na czekanie! Omin�� Rachel i bez po�egnania wyszed� z gabinetu. Cartridge sapn�� i poruszy� si� w fotelu, jakby zasw�dzia�y go plecy. - Od siedmiu lat czekam, �eby wreszcie przesta� mnie kokietowa� swoim wiekiem, ale on tak si� przywi�za� do tego tekstu... - Skrzywi� si� i zacz�� parodiowa� Weathera: - Nie jestem m�odzieniaszkiem... Albo teraz, albo trzeba da� sobie spok�j... Nie wiem, czy Pan B�g przewidzia� dla mnie wi�cej czasu... - Nie przesadzaj, nie tak cz�sto zdarzaj� mu si� podobne ataki. Rachel po�o�y�a przed szefem dwa telegramy, tr�ci�a palcem stoj�cy nier�wno aparat telefoniczny, musn�a d�oni� twardy p�dzel z kilkudziesi�ciu o��wk�w i wr�ci�a do sekretariatu. Jonathan Weather siedzia� na jej biurku ze s�uchawk� przy uchu. Palcami wybija� jaki� rytm na blacie, kiwa� stop� i mia� zniecierpliwion� min�. Rachel podesz�a do szafy z aktami i zacz�a udawa�, �e szuka czego� w szeregu u�o�onych wed�ug kolor�w teczek. Czeka�a, a� Weather zejdzie z jej biurka. Nie chcia�a siedzie� maj�c przed sob� jego plecy, a w obecnym nastroju mog�a si� przeliczy� co do jego manier. - Bob?! No, jeste� wreszcie! - Jonathan zeskoczy� z biurka. - Co z maszyn�? - S�ucha� chwil�, potem dwa razy pr�bowa� przerwa� rozm�wcy. Za trzecim razem podni�s� g�os. - W porz�dku, nie usprawiedliwiaj si�! Jestem w mie�cie i nie potrzebujesz wysy�a� nikogo do mnie. Zaraz u ciebie b�d�... - S�ucha� chwil�, przytupuj�c. - Dobra, nie obchodzi mnie co by�o. Wa�ne, �ebym znowu nie musia� za kilka dni do ciebie dzwoni�... W porz�dku... Przecie� m�wi�, �e w porz�dku... za dziesi�� minut... Rzuci� s�uchawk� na wide�ki i popatrzy� na Rachel. - Jak ty mo�esz pracowa� z tym palantem? - zapyta�, wskazuj�c drzwi do gabinetu Cartridge`a. - Och... - obesz�a biurko i usiad�a na swoim krze�le. - Ja tylko pisz� mu listy i podaj� rachunki. Weather zapali� papierosa. Wygl�da�o jakby nagle przesta� si� - wbrew danej przez telefon obietnicy - �pieszy�. - Musia�em co� przeskroba� w poprzednim wcieleniu. Czasem my�l�, �e nie bez kozery, Stw�rca da� mi akurat tyle talentu, ile by� mo�e mam, i du�o obiektywizmu, �ebym si� t� mizern� dzia�k� m�czy�. �ebym tylko wiedzia�, co zrobi�em... Mrugn�� do Rachel i przes�a� jej kr�tki, sztuczny u�miech, bez odbioru, i wyszed�. Na korytarzu pocz�stowa� popielniczk�, dopiero co zapalonym papierosem. Dopiero widok nowiutkiego, kupionego trzy dni temu challengera poprawi� mu humor. Cokolwiek by m�wi�, pomy�la� wsiadaj�c do samochodu, bez pisaniny nie by�oby mnie sta� na to cacuszko. Grafoman, kt�ry mo�e ze swojego rzemios�a czerpa� korzy�ci, to chyba nie�le? Przes�a� u�miech swojemu odbiciu w lusterku, sprawdzi� sytuacj� na jezdni i w��czy� si� do ruchu. Jazda nowym wozem radykalnie poprawi�a mu humor, umy�lnie skr�ci� nie w t� przecznic�, co trzeba, wyd�u�y� drog� do warsztatu i wszed� do niego, u�miechaj�c si� promiennie do Boba. - Jestem! - u�cisn�� d�o� szefa. - Tym razem gotowa na mur? - Oczywi�cie. Ale musz� powiedzie�, �e kto� grzeba� w maszynie... - A co mia�em zrobi�, jak o drugiej w nocy zacz�a warcze�? Wa�ek miota� si� w jakiej� idiotycznej czkawce po ka�dym uderzeniu cofaka? Co� tam podci�gn��em... - Aha... No, niewa�ne. Maszynka jest cacy. Ale mo�e wzi��by pan now�? Firma... Weather dobrodusznie poklepa� Boba po ramieniu. - Dajmy spok�j, Bob. Wiem, �e firma jest gotowa da� mi inny egzemplarz, w ko�cu co� mi si� nale�y za reklamy. Ale zostan� przy niej. - Postuka� palcem w walizeczk� le��c� na biurku. - Jest najcichsza. Ale ostrzegam - widzia�em elektronicznego Zephyra. Gdyby mu tak nie klekota�y klawisze... - My te� mamy co� w zanadrzu! - pochwali� si� Bob. - Za dwa tygodnie pozwol� sobie pana odwiedzi�. B�dzie pan zadowolony - cichutka klawiatura, przeno�na, radiointerfejs z pami�ci� i drukark�! Bajeczka! - Tak? Niepotrzebnie� mi powiedzia�, b�d� si� m�czy� przez dwa tygodnie. - Jonathan wzi�� walizeczk� i wyci�gn�� d�o� do Boba. - Jad�. Co� si� chmurzy, b�dzie pada�o. Do widzenia. - Do widzenia, panie Burns. Wydaje mu si�, �e mnie �echcze tym pseudonimem, pomy�la� Jonathan. Dlaczego ludziom wydaje si�, �e inni s� g�upsi od nich samych? Je�li ich cude�ko nie b�dzie rzeczywi�cie dobre, to won! Kupi� sobie Zephyra, a pr�dzej czy p�niej to mi si� op�aci. Cholera, jednak pada... Szybko przebieg� parking przed siedzib� firmy i wskoczy� do challengera. Przed uruchomieniem silnika w��czy� radio i starannie przeszuka� trzy zakresy, zanim odnalaz� stacj� nadaj�c� archiwalne nagrania z lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych. Zatrzyma�em si� na tych zespo�ach... Kurcz�, to jednak jest kawa�ek muzyczki! Proste rytmy, prosta linia melodyczna, ale jaki duch! Te gnojki z ich metalem, punkiem i recytankami czarnuch�w nie s� godne nosi� sprz�tu za Lennonem czy Plantem. Nie m�wi�c ju� o Floydach. Poprawi� le��c� na fotelu walizeczk� z maszyn�, prze�o�y� na jej pokryw� walkmana i dopiero, gdy szyby upstrzy�y si� p�czniej�cymi kroplami wody i stru�kami biegn�cymi w nier�wnym rytmie ku kraw�dziom drzwi i karoserii, uruchomi� silnik. Ostro�nie wyko�owa� na ulic�, spokojnie wyjecha� do wylotu miasta i przy�pieszy� do, uznanej za rozs�dn�, pr�dko�ci pi��dziesi�ciu mil na godzin�. -mign��bym do domu w czterdzie�ci minut. A tak b�d� si� wl�k� godzin�. Jak nie wi�cej, pomy�la�. Rozsiad� si� wygodniej. Deszcz, niezbyt ulewny w mie�cie, tu lun�� zdecydowanie, cierpliwie czeka� na rogatkach szukaj�c wst�pu do city. B�yskawica lizn�a niebosk�on ognistym j�zorem, zanurzaj�c postrz�pione ��d�o w p�aszczy�nie horyzontu. Kilka sekund p�niej suchy, z�o�ony z kilku ton�w trzask, przenikn�� przez karoseri�. Radio trzeszcza�o, echem wt�ruj�c wysokim audiowizualnym efektom na zewn�trz. Weather zakl�� p�g�osem. Ponaglone przez komputer wycieraczki przy�pieszy�y nieco, jak gdyby przesz�y na akordowy system wynagrodze�. Komputer wytrzyma� jeszcze kilkana�cie sekund i odezwa� si�: "Ostrzegam, �e przyczepno�� k� zbli�a si� do wielko�ci krytycznej. Proponuj� zmniejszy� pr�dko�� do trzydziestu siedmiu mil. Aquaplaing..." Jonathan pstrykn�� palcem w wy��cznik g�o�nika, ale zmniejszy� jednak nacisk stopy na peda� przyspieszenia. Niezadowolony komputer zabarwi� wskazania pr�dko�ciomierza na rubinowy kolor, ale na tym zako�czy� swoj� ingerencj�. Rozkwit�y nast�pne b�yskawice. Tym razem jedna trzepn�a w horyzont, dwie pozosta�e o wiele bli�ej. Weather odruchowo zwolni� jeszcze bardziej. Szosa by�a pusta. Poza jego fordem nie wida� by�o nikogo. Grzmot d�ug�, potargan� seri� uderzy� w uszy. Jeszcze dwie b�yskawice - pierwsza uderzy�a w znajduj�ce si� o p� mili drzewo. Burza sadzi�a wielkimi krokami na spotkanie Weathera. Zatrzyma� samoch�d. Rozejrza� si� do doko�a. �adnych drzew, cholera, pomy�la� zaniepokojony. Teraz ja jestem najwy�szym punktem w okolicy. Zapyta� komputer czy jestem uziemiony? Mo�e wysi���? W taki deszcz?! Cholera z tak� pogod�... Zapali� papierosa. Uchyli� okna i nie zwa�aj�c na wpadaj�ce do �rodka krople wody, usi�owa� przyjrze� si� okolicy, oceni� sytuacj�. Podskoczy� na siedzeniu, gdy kolejna b�yskawica wbi�a si� w pole nieregularnym korkoci�giem, jakie� trzysta jard�w od niego. Nie zd��y� zas�oni� uszu i omal nie krzykn��, gdy najg�o�niejszy d�wi�k jaki s�ysza� w �yciu, zaatakowa� jego b�benki. Zaraz potem, nie zastanawiaj�c si� wyskoczy� z wozu. Odruchowo usi�owa� zamkn�� drzwi, rzucaj�c si� do ucieczki w mokre pole. Palce ze�lizgn�y si� po naoliwionej deszczem karoserii. Jonathan pogna� w pole unosz�c wysoko nogi, cho� przy takim nasileniu ulewy nie mia�o to �adnego znaczenia, ani dla obuwia, ani stanu spodni czy skarpetek. Po kilkudziesi�ciu krokach zwolni�, zatrzyma� si� i odwr�ci�. Burza jakby czeka�a na t� w�a�nie chwil�. O�lepiaj�ce �wiat�o uderzy�o w oczy w akompaniamencie bolesnego grzmotu, a zaraz potem challenger podskoczy� i nagle, jakby napompowany przesadnie, otworzy� wszystkie drzwi, chuchn�� wok� siebie jakim� py�em, po czym rozjarzy� si� przera�liwie pomara�czowym �wiat�em i hukn�� metalicznym grzmotem. Jonathan dojrza� lec�ce we wszystkie strony od�amki. Run�� w zmi�te �d�b�a i b�oto, og�uszony, o�lepiony, ale jeszcze nie zdenerwowany ani utrat� wozu, ani swoim po�o�eniem. Wszystko dzia�o si� tak szybko, �e normalne odruchy - z�o��, �al, strach, dotar�y do� dopiero po kilkunastu sekundach, gdy przekonany, �e co mia�o fruwa� ju� wyl�dowa�o, uni�s� g�ow� i popatrzy� na p�on�cy samoch�d. Szkielet samochodu w powodzi ognia.. Ju� po bryce? No to mam szcz�cie... Rzeczywi�cie - gdybym tam siedzia�... Jeden z pierwszych egzemplarzy dla ruchu lewostronnego. Taka maszyna!, pomy�la� i splun��. Otar� przedramieniem twarz, dmuchni�ciem strzepn�� z w�s�w wod�. Zrobi� krok w kierunku ognistego stogu i potkn�� si� o jaki� przedmiot. Walkman. Patrzy� chwil� na jeden z nowszych modeli Sanyo, schyli� si�, podni�s� i nacisn�� klawisz z napisem "Play". Ko�c�wka sol�wki Jimy`ego Page`a zag�uszy�a trzask ognia i szum deszczu. Hukn�� jeszcze jeden grzmot zdecydowanie cichszy od tego, kt�ry towarzyszy� trafieniu forda. Weather wy��czy� walkmana, odruchowo schowa� go pod po�� marynarki i zrobi� jeszcze dwa kroki w kierunku samochodu. Nie zamierza� gasi� wozu, po prostu w tym momencie nie by� w stanie ruszy� si� nigdzie indziej. Cztery jardy od siebie, nieco z boku, dojrza� walizk� z maszyn�. Nasze produkty przetrzymuj� nawet bezpo�rednie trafienie pioruna! Niez�y slogan. �eby� jeszcze mo�na by�o powiedzie� to samo o samochodzie! Zbli�y� si� do walizeczki, podni�s� j�, potrz�sn�� i ze zdziwieniem odnotowa�, �e nie s�yszy klekotu rozsypanych wewn�trz cz�ci. Zamierza� postawi� maszyn� na rozmi�kczonej glebie, zamar� jednak trzymaj�c j� nadal. Zmrozi�a go panuj�ca wok� niewyt�umaczalna cisza. Widzia� dopalaj�cy si� wrak, krople wody uderzaj�ce w zab�ocony asfalt, ale nie towarzyszy� temu �aden d�wi�k. Potrz�sn�� g�ow�, nabra� powietrza �eby krzykn�� i w tej samej chwili zachwia� si� i omal nie upad�, gdy stopa obsun�a si� po kopczyku rozmi�k�ej ziemi. Zmru�y� oczy. Otoczenie zafalowa�o jak na rozgrzanej do bia�o�ci pustyni. Wypu�ci� powietrze z p�uc i nabra� �wie�y haust. Przed oczami pop�yn�y przera�liwie kolorowe kr�gi. "Serce?... Wylew! Nic nie bo..." * * * Pi�� jard�w nad g�ow� rozmazana kremowa plama scali�a si� w sufit, kt�rego wysoko�� i kszta�t najbardziej pasowa�yby do gotyckiego zamku albo kaplicy. Brakowa�o jednak biblijnych scen i nie pasowa� kolor - biel z�amana delikatn�, pomara�czow� barw�. Jonathan przeczeka� kilka przyp�yw�w i odp�yw�w ostro�ci widzenia, po czym spr�bowa� poruszy� g�ow�. Szyja zesztywnia�a mu na kamie�, a kiedy zacisn�� z�by i szarpn�� g�ow�, gdzie� od plec�w, uderzy�a go w skronie fala b�lu. J�kn�� cicho i ponownie zapad� w nico��. W podobny spos�b odzyskiwa� i traci� przytomno�� kilka razy. U�wiadomi� to sobie podczas kolejnego, czwartego czy pi�tego seansu �wiadomo�ci. D�ug� chwil� mruga�, wpatruj�c si� w dziwne �ukowe sklepienie. Osi�gn�� tyle, �e m�g� dok�adnie przyjrze� si� widokowi nad g�ow�. Ostro�nie poruszy� ga�kami ocznymi, dzi�ki czemu dotar� spojrzeniem do �cian, kt�re przechodzi�y w sklepienie, �agodnie pochylaj�c si� ku sobie z czterech stron. W jednej ze �cian zobaczy� g�rn� cze�� drzwi, w�a�ciwie otworu drzwiowego prowadz�cego na nieco ciemniejszy korytarz. Ostro�nie odchrz�kn��, poruszy� wargami. Spodziewa� si�, �e b�d� sp�kane, ale brakowa�o im oznak choroby. Ostro�nie, got�w w u�amku sekundy zaniecha� wysi�k�w, napi�� mi�nie szyi i w tej samej chwili w polu widzenia pojawi�a si� g�owa, kt�ra pochyli�a si� nad nim. Nad jego twarz� zawis�a d�o�, dotkn�a czo�a i odsun�a si�. I twarz, i d�o� nale�a�y do mniej wi�cej czterdziestoletniej kobiety o sk�rze ciemniejszej ni� cera Weathera, by� mo�e Hinduski. W�osy g�adko zaczesane do ty�u ods�ania�y ma�e uszy. Patrzy�a chwil� na Jonathana, a potem pulchne wargi poruszy�y si� i powiedzia�a co�. - Nie rozumiem - Odczeka� chwil� i nie widz�c oznak zrozumienia w oczach kobiety, zapyta�: - Gdzie jestem? Co si� ze mn� dzieje? Kobieta powiedzia�a jeszcze co� i r�wnie� odczeka�a chwil�. - Wygl�da, �e czekamy na to samo - na zrozumienie. Ale co� nam nie wychodzi - powiedzia� Jonathan. - Prosz� zawo�a� lekarza, albo jak�� siostr� prze�o�on� czy kogo�, kto pracuj�c w angielskim szpitalu nauczy� si� r�wnie� w�ada� tym j�zykiem. Chcia� podnie�� si�, ale kobieta zdecydowanie tr�ci�a go w rami� i przytrzyma�a. Drug� r�k� si�gn�a gdzie� poza pole jego widzenia, podnios�a ciemny, niemal czarny kubek i przy�o�y�a mu do ust. Jonathan wci�gn�� nosem powietrze i szarpn�� si� - zapach cieczy przypomnia� rozgrzany, przygotowany do wylania asfalt. Kobieta rozumiej�c, �e skapitulowa�, zala�a jego przekle�stwo g�st� ciecz�, smakuj�c� jak stopiona parafina. Zrezygnowany, prze�kn�� ciep�e �wi�stwo. Nagle poczu� pulsowanie krwi w skroniach, sklepienie skoczy�o w d�, skr�ci�o i odlecia�o w bok, ods�aniaj�c znajduj�c� si� nad nim ciemno��. Zanim Jonathan definitywnie straci� panowanie nad cia�em i umys�em, us�ysza� g�os z naciskiem powtarzaj�cy jakie� obce s�owa. Resztk� �wiadomo�ci przyswoi�, �e g�os nie nale�y do piel�gniarki. Musia� tu by� jeszcze kto� in... Czwarta doba, po�udnie Kolejne odzyskanie przytomno�ci przypomina�o raczej przebudzenie, by� mo�e po prostu nim by�o. Otworzy� oczy, przypomnia� sobie piaskowe, kamienne �ciany i cztero-p�atkowy sufit i stwierdzi�, �e wszystko znajduje si� na swoim miejscu. Usiad� na ��ku i rozejrza� si�, podniecony swoim dobrym samopoczuciem. Le�a� na szerokim, wygodnym, kamiennym �o�u. Kamiennym! Pukn�� kilka razy zgi�tym palcem w wezg�owie. By�o szorstkie, przypomina�o w dotyku lekko rozgrzany piaskowiec i zapewne by�o z niego zrobione. Z identycznego materia�u wykonano drug� �ciank�, przy stopach. Po�ciel by�a szara, tkana z jakiej� grubej i mi�kkiej nici. Subtelnie zr�nicowane, pod wzgl�dem grubo�ci i odcienia szaro�ci, nitki, tworzy�y geometryczny wz�r kojarz�cy si� odleg�e z rombami i zygzakami w meksyka�skim poncho. Tu� przy wezg�owiu, w kamieniu wykuta by�a p�ytka, ale szeroka na ca�� �cian� nisza, w kt�rej znajdowa�o si� kilka naczy�, r�nej wielko�ci. Wykonane by�y z jakiej� mi�kkiej szlachetnej odmiany porcelitu mieni�cej si� r�nymi odcieniami br�zu. Jonathan zauwa�y� swoje ubranie, porz�dnie pouk�adane na prostym kozio�ku z jakiego� s�katego drewna, ze zgrubieniami i po�yskiem przypominaj�cym bambus. Weather odrzuci� lekki pled i wsta�, zdecydowany znale�� toalet�. Za kozio�kiem sta�a walizeczka z maszyn�, na pod�odze tu� obok le�a� walkman. Weather sykn�� i zerkn�� pod ��ko. Rozwa�a� przez chwil� mo�liwo�� wezwania piel�gniarki, ale by�by to pierwszy raz w jego �yciu, kiedy w tak fizjologicznej sprawie uzale�ni�by si� od kobiety. Zachowuj�c cisz� wysun�� si� na korytarz przez jedne drzwi i wyjrza� w szersz� odnog�, najprawdopodobniej g��wn� strug�. By�a pusta. Tu r�wnie� - dopiero teraz Weather u�wiadomi� to sobie - nie by�o okien, ani �adnych lamp, czy kinkiet�w, a mimo to by�o jasno, jak w o�wietlonym mocnym porannym �wiat�em pokoju z zaci�gni�tymi lekko pastelowymi zas�onami. Zupe�nie jak gdyby piaskowiec czy inny kamie� u�yty do budowy dziwnego gmachu szpitala przepuszcza� �wiat�o s�oneczne albo sam emanowa� je z siebie. Weather j�kn�� i zacisn�� pi�ci. Potrzeba oddania moczu odsun�a na dalszy plan rozwa�ania architektoniczne. Ruszy� w prawo, gdzie korytarz za�amywa� si� i jakby nieco ciemnia�. �azienka albo jaki� ciemny k�t, pomy�la� Jonathan, tego w�a�nie potrzebuj�. Ale� g�upio... Na palcach przebieg� osiem jard�w, wysun�� g�ow� i widz�c pust� perspektyw� korytarza, �mia�ym, zdesperowanym krokiem posun�� si� do przodu. Pierwsze drzwi, w�a�ciwie tylko otw�r drzwiowy, podobnie jak w znanym mu ju� pokoju, prowadzi�y do nieco ciemniejszej ni� korytarz komory. Trzy jej �ciany by�y g�adkie, natomiast czwarta, po��obiona pionowymi rowkami g��boko�ci mniej wi�cej cala, na styku z pod�og� mia�a czterocalowy rowek, na dnie kt�rego ciemnia�y trzy otwory. Jonathan szybko przysun�� si� do �ciany i uznaj�c swe pierwsze wra�enie za s�uszne z ogromn� ulg� za�atwi� potrzeb�. Chy�kiem wr�ci� do swojej komnaty i zadowolony rzuci� si� na ��ko. Teraz m�g� przyst�pi� do realizacji potrzeb duchowych, to znaczy do zaspokojenia ciekawo�ci. Na pocz�tek odchrz�kn�� g�o�no. Czeka� dwie minuty na jak�� reakcj�. Sprawdzi� czas na zegarku, ale z�ota, odporna na wszystko delbana sta�a niewzruszenie jak mury komnaty. Gratuluj�, mrukn�� do siebie albo pod adresem producent�w. Troch� elektryczno�ci, odrobina b�ota i po zegarku. Ch�am... Rozejrza� si� jeszcze raz po pokoju, utkwi� spojrzenie w jednych drzwiach i zawo�a�: - Jest tam kto? P� minuty p�niej, gdy nabiera� powietrza zamierzaj�c krzykn�� g�o�niej, us�ysza� ciche kroki. Wypu�ci� powietrze, poprawi� pled i obliza� wargi. Do komnaty wesz�a znana mu ju� kobieta. Zatrzyma�a si� zaraz za progiem i u�miechn�a si� do Jonathana. Tac� z naczyniami trzyma�a przed sob�. - Widz�, �e czujesz si� znacznie lepiej - powiedzia�a. Nie rusza�a si� z miejsca, jakby czeka�a na wezwanie. Jej uwa�ne, wyczekuj�ce spojrzenie zdziwi�o pacjenta. Zamruga� oczami czekaj�c na ci�g dalszy. - Dobrze si� czujesz? - zapyta�a piel�gniarka, nadal nie poruszaj�c si�, jakby od odpowiedzi zale�a�o, czy podejdzie do pacjenta. - Dobrze. Zupe�nie dobrze, w ka�dym razie nie potrafi� znale�� w sobie niczego, na co m�g�bym si� poskar�y�. - To znakomicie. Piel�gniarka podesz�a bli�ej. Mia�a w oczach wyra�n� ulg�. Zatrzyma�a si� przy ��ku. - Wolisz le�e� czy siedzie�? Jonathan odrzuci� pled i usiad�. Przetrzyma� lekki zawr�t g�owy, u�miechaj�c si� przepraszaj�co do piel�gniarki. Odwzajemni�a u�miech, przesun�a nieco palce na tacy i poruszy�a kciukiem. Od dna oderwa�y si� cienkie sznurki z nanizanymi na� paciorkami. Kiedy uderzy�y o pod�og�, piel�gniarka pu�ci�a tac�. Widz�c przera�enie w oczach Jonathana i gwa�towny ruch w kierunku maj�cej si� rozbi� zastawy, u�miechn�a si� szeroko. - Spokojnie, to przecie� stolik. Taca rzeczywi�cie sta�a spokojnie, jakby na przek�r krucho�ci sznurkowych n�ek. Weather wzruszy� ramionami, prze�kn�� �lin�, co nie zag�uszy�o g�o�nego burczenia w brzuchu i rozejrza� si� po tacy. Piel�gniarka szybko nala�a do kubka jakiego� soku z wi�kszego dzbanka i poda�a Jonathanowi. Wypi� duszkiem po�ow�. Kobieta w tym czasie zd��y�a wyla� do miski zawarto�� mniejszego, szerszego dzbana. Pacjent rzuci� si� na zup�, przelotnie tylko konstatuj�c dziwn� toporno�� naczy�. G�sta zupa, intensywnie pachn�ca chudym mi�sem zosta�a wch�oni�ta w kilkana�cie sekund. W tym czasie piel�gniarka zd��y�a wy�o�y� na masywny talerz kilka paruj�cych plack�w z jakiego� br�zowego ciasta, przek�adaj�c je g�stym sosem z mielon� wo�owin�. Jonathan przelotnie dotkn�� naczynia i wiedzia�, �e jak na sw�j wygl�d jest dziwnie lekkie i ciep�e, co z drugiej strony dobrze �wiadczy�o o kuchni szpitala. Wymrucza� podzi�kowanie, u�miechn�� si� po pierwszym k�sie do siostry i zaj�� si� krojeniem, gryzieniem i prze�ykaniem. Zaczynaj�c posi�ek by� przekonany, �e poprosi o drug� porcj�, ale w po�owie drugiego dania poczu�, �e odmierzona przez kucharza porcja zaspokoi�a w pe�ni wymogi jego �o��dka. Doko�czy� sok i westchn��, nasycony. - Czy mog� si� spodziewa� wizyty lekarza, albo kogo� innego z kim... - Lekarza? - zdziwi�a si� siostra. Podnios�a tac�, na o�lep machn�a d�oni� pod jej dnem, zwin�a w niedba�y k��b zwiotcza�e w u�amku sznurki-n�ki i przycisn�a je do spodu tacy. Sznurkowe n�ki porz�dnie zawini�te w spiral� uczepi�y si� dna. Nie zauwa�y�a zdziwionego spojrzenia Jonathana. - Przecie� czujesz si� dobrze? Tak powiedzia�e�?... - Tak powiedzia�em... - zgodzi� si� Jonathan nie mog�c oderwa� spojrzenia od tacy. - Ale chyba kto� przyjdzie... Albo ja p�jd� porozmawia� z kim�... - Wzruszy� ramionami. - Chyba mog� dokona� rozliczenia, w czekach rzecz jasna. I potrzebny mi jest jaki� transport do domu... A w�a�nie - gdzie jestem? - Ach, chodzi ci o rozmow�, a nie o leczenie! - Ucieszy�a si� kobieta, - Oczywi�cie, �e zaraz b�dziesz mia� z kim porozmawia�. Poczekaj, zawiadomi� Krycza. Odwr�ci�a si� i wysz�a szybkim krokiem. Jonathan rzuci� si� do swojego ubrania, znalaz� paczk� papieros�w, przyjemnie zdziwi� si�, widz�c, �e nie s� zamoczone ani nawet zmi�te, zapali� jednego i wr�ci� do ��ka. Uprzytomni� sobie, �e oceni� wiek piel�gniarki na czterdzie�ci kilka lat, cho� teraz nie m�g� przypomnie� sobie ani jednej zmarszczki na jej twarzy, a d�onie - to pami�ta� dobrze, widzia� je wyra�nie, gdy rozk�ada�y placki i polewa�y je sosem - mia�y sk�r� g�adk�, napi�t�. Ubranie piel�gniarki, prosta suknia z ma�ym okr�g�ym dekoltem, d�ugimi niemal do �okcia mankietami i kilkunastoma owalnymi guzikami, maskowa�a jej figur�, ale chyba postawa, pewne dostoje�stwo w ruchach, szczeg�lna gracja kaza�y domy�la� si�, �e kobieta ma swoj� m�odo�� za sob�. Jonathan przypomnia� sobie, �e patrz�c na wychodz�c� piel�gniark� oceni� pozytywnie, widoczne z pod brzegu sukni, �ydki, do�� masywne, ale by�a to masywno�� przyjemna. Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e wyobrazi� sobie, jak trzyma kostki piel�gniarki w mocnym uchwycie, posuwa d�o� wy�ej, po g�adkiej sk�rze n�g, wy�ej, dochodzi do kolan... Czuj�c, �e za chwil� nie b�dzie wstanie ukry� erekcji, wyskoczy� z ��ka i po�piesznie wci�gn�� spodnie, stoj�c ty�em do drzwi, a potem, ju� czuj�c si� bezpiecznie, doko�czy� ubieranie i si�gn�� po le��cy na brzegu �ciennej wn�ki papieros. �ar zostawi� na kraw�dzi ciemny �lad. Jonathan sykn�� i potar� �lad, ale nie da�o to po��danego rezultatu. Ka�� doliczy� do rachunku. Zreszt�... A w�a�nie! Gdzie oni mnie znale�li? Przecie� w okolicy nie ma �adnego domu, kt�ry m�g�by mie� takie wn�trze jak to? Przecie� nie taszczyli mnie do Rading? To wszystko jest... -ciana tu� przy kozio�ku, z kt�rego zdj�� ubranie, drgn�a i rozsun�a si�. Jonathan drgn�� przestraszony i odruchowo odskoczy�. Stoj�cy w otworze m�czyzna podni�s� sobie d�onie i potrz�sn�� nimi uspokajaj�co. By� wyra�nie starszy od piel�gniarki. Mia� przypr�szone siwizn� w�osy, spi�te dwiema klamrami na bokach g�owy i wygl�da�, jakby wybiera� si� na bal maskowy w stroju Robin Hooda, ale nie maj�c odpowiednich tkanin, uszy� ten st�j z kr�luj�cego tu mi�kkiego popielatego p��tna. Tylko guziki d�ugich mankiet�w by�y bia�e, a tak�e pas i p��cienne cholewki wysokich but�w na cienkich podeszwach. M�czyzna zrobi� krok i wszed� do pokoju. - Przepraszam, je�li ci� przerazi�em - powiedzia�. Mia� nadspodziewanie niski, d�wi�czny g�os. G�osk� "r" wymawia� w spos�b rzadko spotykany; brzmia�a w jego ustach jak niskie mrukni�cie, wibrowa�a d�ugo, trzy - cztery razy d�u�ej ni� w innych ustach, jakby pierwszy d�wi�k wzbudza� echo z trzech akustycznych odbi�. - Przera�enie to za du�o - zaprzeczy� Weather. - Ka�dy by drgn��, gdyby nagle odskoczy� mu sprzed oczu kawa� solidnej �ciany. Te drzwi s� wyj�tkowo dobrze zamaskowane. - Wskaza� d�oni� pokryt� wzorem �cian�. M�czyzna zlekcewa�y� gest i s�owa Jonathana, zrobi� kilka krok�w i usiad� w nogach ��ka. Pacjent rozejrza� si� za popielniczk� i wyci�gn�� r�k� po kubek stoj�cy w niszy. - Nie, nie! - �agodnie, ale z naciskiem powiedzia� m�czyzna. - Zostaw kubek, syp �mieci na pod�og�... - Nie chodzi o �mieci, tylko o popi� - Jonathan zaj�kn�� si� w�ciek�y, czuj�c, �e ma r�owe uszy jak strofowany dzieciak. Strzepn�� popi� na pod�og�. - Nazywam si� Jonathan, a w�a�ciwie Jonathan Weather. Burns to m�j pseudonim autorski... - A ja jestem Krycz - powiedzia� go��. - Krycz... - Jonathan zawiesi� g�os, ale rozm�wca nie zareagowa�. - To do��... niezwyk�e - wykrztusi� zdezorientowany sposobem prowadzenia rozmowy. - Dla mnie brzmi to normalnie - stwierdzi� Krycz. Udzieli� Jonathanowi informacji i oczekiwa�, �e to w�a�nie on poprowadzi konwersacj�. Wyda�o si� to dziwne, normalny lekarz wyja�ni�by pacjentowi, co mu si� przytrafi�o, wprowadzi� w szczeg�y kuracji i - co najwa�niejsze - wyt�umaczy� si� z niezwyk�o�ci pomieszcze�. Pozostawi� jednak inicjatyw� Jonathanowi, chocia� musia� rozumie�, �e czuje si� on do�� niezr�cznie w nieznanym miejscu, w�r�d nieznanych ludzi. - Prosz�... H-hm!.. Chcia�bym wyja�ni� pewne... szczeg�y - wykrztusi� Weather. - Nie pami�tam, jak si� tu dosta�em, nie wiem r�wnie�, gdzie jestem i co mi si� przytrafi�o. Widz�... - Zatoczy� r�k� p�kole - �e nie jest to zwyk�y szpital i to jest szczeg�lnie intryguj�ce. Chcia�bym, �eby pan to wszystko mi wyja�ni�. - Wszystkiego naraz i tak nie da si� wyt�umaczy� - natychmiast odpowiedzia� Krycz. Musia� by� przygotowany na takie w�a�nie ��danie. - Zastanawiali�my si�, jak to wszystko wyja�ni� i doszli�my do wniosku, �e najlepiej powiedzie� na pocz�tek, �e znajdujesz si� daleko od swojego domu... M�czyzna zrobi� wyra�n� pauz� oczekuj�c jakiej� reakcji Jonathana. - Daleko? Jak daleko? Gdzie? I dlaczego?! - Nie wiem, jak daleko - wzruszy� ramionami Krycz. - Gdzie? W Oazie Nat-Conal-Le. Dlaczego?... Sam nie wiem. - Oaza?! Nat-Conal!.. - prychn�� Jonathan. - Jaka oaza? Pod Londynem?! Co to za bzdury! - Pos�uchaj, my�l�, �e najlepiej b�dzie jak kolejno b�dziesz sprawdza� prawdziwo�� moich informacji. Je�li nie uwierzysz w to, �e jeste� w oazie, nie uwierzysz w reszt�. Najlepiej b�dzie, jak p�jdziesz na wie�� i rozejrzysz si� po okolicy. Mo�esz chodzi� wsz�dzie i wszystkich pyta� o wszystko. Gdy ju� co� przyswoisz, zawo�aj mnie i poczekaj chwil�. Zjawi� si� i postaram wyja�ni� reszt� w�tpliwo�ci. Teraz mog�... powinienem - poprawi� si� - doda� jeszcze jedno: nie grozi ci �adne niebezpiecze�stwo. Nikt do niczego nie b�dzie ci� zmusza� i mo�esz robi�, co ci si� �ywnie podoba. Ogranicza ci� tylko zdrowy rozs�dek. Krycz wsta� najwyra�niej zamierzaj�c wyj��. Jonathan rzuci� niedopa�ek na pod�og� i rozdepta� go, powstrzymuj�c jednocze�nie rozm�wc� gestem i okrzykiem: - Zaraz! Nie rozumiem - jestem jakim� zak�adnikiem czy co? - Ale� sk�d! - Krycz u�miechn�� si� lekko. - Dlaczego przysz�o ci to do g�owy? - Bo tak si� chyba m�wi do ludzi trzymanych w jakim� zamkni�tym o�rodku, z kt�rego nie mog� uciec. - Przecie� powiedzia�em ci, �e jeste�my w oazie. To chyba t�umaczy, �e w pewnym sensie masz ograniczone mo�liwo�ci poruszania. Jak i my wszyscy. To jest to ograniczenie. Ale je�li b�dziesz chcia� st�d odej�� - odejdziesz. Nie dzisiaj, lecz kiedy wszystko zrozumiesz. Je�li mimo to b�dziesz chcia� odej��... Krycz odwr�ci� si� i wyszed�. Znikn�� z oczu Jonathana i zaraz wr�ci�. - Na wie�� idzie si� tamtymi drzwiami - wskaza� palcem na �cian� za plecami Jonathana. - Schody... - zawaha� si� na chwil�. - Schody do g�ry - zako�czy� do�� niezr�cznie i szybko odszed�. Pozostawiony w samotno�ci Weather sapn�� w�ciekle. Zrobi� dwa kroki, �eby dogoni� Krycza i wytrz�sn�� z niego wi�cej informacji, ale zatrzyma� si�, zakl�� i usiad� na ��ku. Kilka minut zastanawia� si� nad swoim po�o�eniem, potem uzna�, �e wobec niedostatecznej ilo�ci danych nie mo�e i tak podj�� �adnej decyzji. Zapali� jeszcze jednego papierosa i wyszed� przez kamienne drzwi. Po kilkunastu krokach trafi� na odga��zienie korytarza z prowadz�c� do g�ry dziwn� estakad�. Sta� chwil� i zastanawia� si�, czy aby to s� schody, o kt�rych m�wi� Krycz, przypomnia� sobie jednak, �e mo�e porusza� si� po ca�ej oazie i wszed� na pochylni� wykut� - jak wszystko tu - w kamieniu, pobru�d�on� drobnymi rowkami biegn�cymi od �ciany do �ciany. Po kilku krokach pochylnia zwin�a si� i przekszta�ci�a w do�� ciasn� spiral�, wyra�nie te� wzr�s� k�t nachylenia estakady, tak �e Jonathan musia� nachyla� si�, chc�c szybko pokona� "schody". Po kilkudziesi�ciu krokach zadysza� si�, zrobi� sobie czterominutow� przerw�, a poniewa� nie da�o si� na pochylni sta�, usiad� plecami do kierunku wspinaczki, a potem po�o�y� na plecach. Dym papierosa nieprzyjemnie drapa� w gard�o, zgasi� go o pod�og�. Odetchn�� g��boko kilka razy, pod�o�y� r�ce pod g�ow�. Raz w tygodniu godzinka na korcie to za ma�o, pomy�la� samokrytycznie. Kondycja w zaniku. Ale co to za miejsce? Oaza!... Jak pragn�... Czterdzie�ci mil do Londynu? Mo�e to jaka� sekta? Wykupili opuszczon� farm�, nazwali j� oaz�... O! To mo�e by� to! Zaraz si� wszystko wyja�ni. Do g�ry!.. Poderwa� si� i omal nie zjecha� na obcasach w d�. Utrzyma� r�wnowag�, pochyli� si� i pomagaj�c sobie r�kami, ruszy� w drog�. Stara� si� nie spieszy�, nie wiedz�c, ile jeszcze ma do przej�cia. -wiat�o s�cz�ce si�, jak w komnacie, przez dziwny piaskowiec, nie pomaga�o w okre�leniu d�ugo�ci trasy. Pochylnia okr�ci�a si� kilka razy wok� rdzenia i zako�czy�a �ukowym otworem identycznym jak wszystkie tu drzwi. Jonathan wyszed� na o�wietlon� mocnym s�o�cem platform� znajduj�c� si� jakie� siedemdziesi�t jard�w nad ziemi�. Opar� si� plecami o �cian� zadaszenia nad zako�czeniem schod�w i rozejrza� gor�czkowo dooko�a. Sko�czy�y si� w�tpliwo�ci - by� na pustyni. Obieg� platform� widz�c, i� wsz�dzie, z ka�dej strony, firmament opiera� si� na rudawej, niemal idealnie p�askiej pustyni upstrzonej do�� g�sto k�pami niskich krzew�w, spo�r�d kt�rych z rzadka prze�wieca�y nieco wy�sze drzewa z czuprynami w�skich papirusowatych li�ci. Oaza okaza�a si� sporym miastem zbudowanym z tego samego materia�u, co znany ju� cz�ciowo Jonathanowi budynek. Zbudowano j� na planie niemal regularnego owalu. Otoczona by�a, o ile mo�na by�o s�dzi� z tej odleg�o�ci, patrz�c przez drgaj�ce w upale powietrze, nie murami, ale d�ugimi �agodnymi pochylniami, na kt�re da�oby si� nawet wjecha� rowerem. P�askie dachy niemal wszystkich budynk�w oazy rozci�ga�y si� na tej samej wysoko�ci i po��czone by�y solidnymi k�adkami. Widok na pierwszy rzut oka przypomina� stare arabskie miasteczko, ale by�o to bardzo powierzchowne skojarzenie. Jednopoziomowe dachy, kolor, nie bia�y, jak w widzianych w telewizji filmach, ulice zbiegaj�ce si� promieni�cie w centrum... Jonathan sta� na jednej z dw�ch wie�. Na szczycie wirowa�o wok� swej osi par� ram wype�nionych kilkunastoma szeregami jakich� sto�k�w. Weather domy�la� si�, �e s� to wiatraki, a wi�c technika by�a tu zaawansowana nieco bardziej ni� sugerowa�o skromne wyposa�enie komnaty, puste korytarze i cisza. Weather sprawdzi�, ile ma papieros�w i zapali� jeszcze jednego. Smakowa� nieco inaczej ni� poprzednie - po prostu smakowa�. Jonathan opar� si� o barierk� wok� platformy i zacz�� wpatrywa� si� w szczeg�y krajobrazu Zobaczy� grupk� zwierz�t wolno poruszaj�cych si� pomi�dzy k�pami krzew�w, jednak by�y zbyt daleko, �eby je zidentyfikowa�. Z tej odleg�o�ci wygl�da�y na wychudzone wielb��dy, bez garb�w, z dwiema grubymi fa�dami na bokach, a mo�e raczej olbrzymie charty, niemal bia�e w br�zowe �aty. Weather wytropi� wzrokiem kilka dr�g, by�y odrobin� ciemniejsze od reszty gliniastej pustyni. W ko�cu, po niemal pe�nym okr��eniu platformy us�ysza�, �e z centrum osady, gdzie - jak to zauwa�y� teraz - wygi�ty w g�r�, kopiasty dach musia� pokrywa� olbrzymi w por�wnaniu z reszt� budynku, dobiegaj� go cienkie g�osy bawi�cych si� dzieci. R�wnie� teraz, podczas szczeg�owej lustracji, u�wiadomi� sobie, �e budynki w og�le nie maj� okien, i przysz�o mu do g�owy, �e oaza musi by� w swojej istocie warown� twierdz�. Dlatego budowano te k�adki umo�liwiaj�ce atakowanie przeciwnika z g�ry. Zaraz potem przypomnia� sobie p�askie mury i pochylnie prowadz�ce na dachy dom�w tworz�ce obrze�e miasteczka. To nie mo�e by� warownia, pomy�la� zaskoczony. Bez sensu... Nie ma okien nie dlatego, �e boj� si� ata... Hej! Przecie� te �ciany prze�wiecaj�! W�a�nie, po co im okna, skoro maj� �wiat�o... Zaraz, a widoki! �eby nie mo�na by�o wyjrze�? Kobiety, kt�re nie mog� zawo�a� s�siadki? Widoki s� nieciekawe, �ciany s�siednich budynk�w, to mo�na zrozumie�, ale nie powinni siebie pozbawia� mo�liwo�ci komunikacji z otoczeniem. To niespotykane. A przecie� nie s� niemi, znaj� cywilizowane j�zyki. Do diab�a, tu jest jaka� tajemnica? Nie ma anten... Zaci�gn�� si� ostatni raz i zadepta� niedopa�ek. Zda� sobie spraw�, �e niewyczerpane zasoby ciekawo�ci, kt�re zdeterminowa�y ca�e jego �ycie, poruszy�y si� wypychaj�c ku g�rze naj�wie�sze, najmocniejsze warstwy. Czu�, �e teraz zmartwi�by si� nawet, gdyby kazano mu opu�ci� tajemnicz� oaz� wykwit�� niemal w centrum Wielkiej Brytanii. Zachichota� i zacz�� schodzi� w d�. To by�o jeszcze gorsze ni� wspinaczka na wie��. Ju� po kilkunastu krokach odezwa� si� b�l w mi�niach �ydek i st�p. Szkoda mu by�o czasu, wi�c nie robi� przerw, tylko zmienia� sposoby schodzenia - bokiem z wykroczn� praw� nog�, lew�, biegiem, wolno, znowu bokiem. W swoim pokoju zach�annie rzuci� si� na dzban z jakim� napojem owocowym i wypi� niemal po�ow�. Odstawiaj�c naczynie zauwa�y�, �e brunatny �lad po �arze na przypalonym kamieniu znikn��. Rozejrza� si� po pod�odze i nie znalaz� niedopa�ka. Kto� musia� skorzysta� z jego nieobecno�ci, �eby usun�� �lady dewastacji i niechlujstwa. - Obs�uga mi si� podoba - powiedzia� na g�os. - Krys? Nie, Krycz! - Odczeka� chwil� i krzykn�� z ca�ej si�y: - Kry-y-ycz! Czekaj�c na reprezentanta gospodarzy, kt�ry, jak wyczuwa�, odgrywa� w tej spo�eczno�ci wa�n� rol�, sprawdzi� swoje kieszeni. Mia� portmonetk� z czterema funtami, troch� drobnych, grzebie�, chusteczk� do nosa, klucze do domu i dokumenty - prawo jazdy, ksi��eczk� czekow�, oraz karty kredytowe Visa i Fortune. W kieszeni marynarki znalaz� obcinak do paznokci z pilniczkiem i malutkim ostrzem, i parskn�� �miechem. - Mog� si� broni�! - zachichota�. - �ywcem mnie nie wezm�. O! - Zobaczy� Krycza, rzuci� na ��ko obcinak i poderwa� si�. - Wierz�, �e jestem w oazie, ale to mi nic nie wyja�nia. Gdzie le�y ta oaza? I dlaczego albo po co si� tu znalaz�em? Krycz usiad� na ��ku proponuj�c gestem miejsce obok siebie. Kilka sekund wpatrywa� si� w przeciwleg�� �cian� siedz�c z �okciami opartymi na kolanach. - Nie wiemy, dlaczego si� u nas znalaz�e� - powiedzia�. - Poczekaj... - powstrzyma� Jonathana. - �adne pytania niczego nie zmieni�, zastanawia�em si� nad tym trzy dni, tyle ju� u nas jeste�. Po prostu nie wiemy. - Wzruszy� ramionami. - Nad ranem, trzy doby temu us�yszeli�my w tej komnacie ha�as. Przybieg�a tu moja c�rka, jeszcze jedna kobieta i potem ja. Le�a�e� na szcz�tkach stolika, obok ciebie dwa pakunki. By�e� nieprzytomny, wygl�da�e� jakby kto� zanurzy� ci� w b�ocie, a potem szybko wysuszy�. - Wysuszy�?! - nie wytrzyma� Jonathan. - Ulewa by�a jak cholera! Chyba, �e by�em nieprzytomny kilka godzin... - Chwyci� Krycza za �okie�. - Mia�em wypadek samochodowy, w�a�ciwie nie wypadek... - Wiem. Wszystko to wiem, rozmawiali�my o tym... - mi�kko, jakby staraj�c si� nie rozgniewa� Weathera, powiedzia� Krycz. - Nie pami�tasz - doda� widz�c, �e rozm�wca zamar� z os�upieniem na twarzy. - To te� wiem. - Westchn�� przeci�gle. - Tyle jest rzeczy do wyja�nienia i tak ma�o z nich mo�na wyja�ni�. I nie wiem jak zacz�� - patrzy� Jonathanowi prosto w oczy wyt�umiaj�c tym spojrzeniem wszystkie pytania, okrzyki i nerwowe gesty. - Pos�uchaj... Wiem, �e jeste� cz�owiekiem, kt�ry trudni si� wymy�laniem r�nych niebywa�ych opowie�ci dla innych ludzi. Wobec tego najpro�ciej b�dzie powiedzie�, �e znalaz�e� si� w �rodku jednej z takich opowie�ci. Mo�esz w to uwierzy�? - Nie! - bez namys�u odparowa� Weather. - Nie... - powt�rzy� Krycz. Jonathanowi wyda�o si�, �e dominuj�cym w jego g�osie uczuciem jest �al, takie zwyk�e: "Szkoda, �e nie spe�ni�e� moich oczekiwa�". - Ale i tak... - Poczekaj! - Weather drgn�� chc�c zerwa� si� z ��ka, ale zosta� na nim. - Poczekaj... Wiesz, dziwne, ale zaczynam ci wierzy�. Hm... Ale co: przenios�em si� na kartki powie�ci? To ju� gdzie� czyta�em... Czy mo�e jestem w innym wymiarze? W innym czasie? To te� ju� by�o. - Nie za bardzo ci� w tym momencie rozumiem, ale ciesz� si�, �e chcesz wsp�pracowa�. - Od chwili, gdy wszed� do komnaty, nie spuszcza� �agodnego, ale p�taj�cego wol� - tego Jonathan by� pewien - spojrzenia. "Dlatego tak spokojnie przyjmuj� te jego rewelacje. Ale dlaczego - b�d�c pod hipnoz� czy czym� takim - wiem, �e nie jestem panem samego siebie? Jak to jest?" - No wi�c znale�li�my ciebie tu, nieprzytomnego i chyba wyczerpanego jakimi�... czym�... podr�? Mia�e� gor�ce czo�o, niespecjalnie, ale majaczy�e� jak w ci�kiej chorobie. Zaj�a si� tob� Manika - znasz j�, podawa�a ci dzisiaj posi�ek, i moja c�rka Ziyra. Poniewa� nie rozumieli�my ci� i uznali�my, �e i tak przez kilka dni nie b�dziesz w stanie wyj�� z ��ka, wi�c wykorzystali�my to na nauczenie ci� naszego j�zyka. W�adasz nim teraz niemal jak ka�dy z nas. Opowiedzia�e� potem nam o swoim - zawaha� si� szukaj�c precyzyjnego okre�lenia - �yciu. Dlatego w�a�nie wiem, �e nie jeste� chyba z naszego �wiata. Chcesz o co� zapyta�? - Czy chc�!? - parskn�� Jonathan. - Po pierwsze - nie wiem, sk�d ci si� wzi�a pewno��, �e w�adam waszym j�zykiem? Ja tego zupe�nie nie czuj�... - No w�a�nie. Mo�e dlatego nie dociera do ciebie, �e nie jeste� w�r�d w�adaj�cych angielskim. Tak si� nazywa tw�j j�zyk? - Kpisz sobie?! Angielski... Przecie�... - Jonathanie... Rozmawiamy w j�zyku crasa. Tylko, �e tkwi on w tobie tak g��boko, i� nie zdajesz sobie z tego sprawy. Spr�buj powiedzie� co� po angielsku. Skoncentruj si� i powiedz co� w swoim... SWOIM j�zyku... Weather otworzy� usta i zamkn�� je przera�ony pustk�, jaka w u�amku sekundy rozpanoszy�a si� w jego umy�le. A zaraz potem przez jakie� kana�y umys�u run�� potok popl�tanych zmieszanych ze sob� s��w i zwrot�w. Weather... Stone... Wiatrochrapy... Woman... Car... Rein... Sprego... Football... Lebra... - What?! - No widzisz? - Krycz chwyci� Jonathana za �okie� i mocno �cisn��, jakby chcia� powstrzyma� go od jakiego� nieprzemy�lanego gestu czy dzia�ania. - Czujesz r�nic�? Jonathan odwr�ci� si� od Krycza, ale wci�� czu� na sobie jego magnetyczne spojrzenie. Zdawa� sobie spraw�, �e gdyby nie te hipnotyczne p�ta, wybuchn��by szalonym �miechem albo zacz�� t�uc g�ow� o pod�og�. �apczywie chwyta� powietrze i uspakaja� si� z ka�dym haustem tlenu. Pomieszane s�owa posortowa�y si�, pouk�ada�y si� w odpowiednich przegr�dkach. Wr�ci� spojrzeniem do Krycza. - Jak to zrobili�cie? - zapyta� u�ywaj�c s��w i intonacji w�a�ciwej dla crasa. - Troch� uczulaj�cych zi�, troch�... Nie wiem jak to powiedzie�... Znasz j�zyk, ale jeste� troch� jak dziecko, kt�re nie wszystko jeszcze widzia�o i pewne s�owa s� dla� pustym d�wi�kiem. Z czasem wszystko b�dziesz rozumia�. Na razie przyjmij na wiar�, �e potrafimy to zrobi�... - Fantasy... - powiedzia� Jonathan. - S�ucham? - Powiedzia�em, �e znalaz�em si� w �wiecie fantasy... Macie tu smoki? Wied�my? Magiczne miecze? Krycz pokr�ci� przecz�co g�ow� u�miechaj�c si� �agodnie. - Nie. Kurcz�, to ju� nic nie rozumiem. Zazwyczaj bohatera przenosi si� do innego �wiata, �eby wykona� okre�lone zadanie. Masz dla mnie jakie� zadanie? - roze�mia� si� zadaj�c to pytanie, jednak opanowa� �miech czuj�c, �e ma on wszelkie znamiona histerii. Krycz znowu pokr�ci� g�ow�. - No to po co tu jestem? Zosta�em przeniesiony... Poczekaj? Kto rz�dzi tym �wiatem? Mo�e ty po prostu nie wiesz, jaka rola jest mi przypisana? - Nie ma tu jakiego� jednego w�adcy. Chyba, �e ja o tym nie wiem. To jest te� odpowied� na drugie pytanie. Weather zerwa� si� z ��ka i zacz�� przemierza� komnat� uderzaj�c pi�ci� w d�o�, akcentuj�c uderzeniami echo w�asnych krok�w. - Wyrywaj� mnie z dwudziestowiecznej Wielkiej Brytanii i rzucaj� w sam �rodek... - Przystan�� przed walizk� z maszyn� od pisania i pude�kiem walkmana. - A to? Wiesz co to jest? - Tak. Nie ma odpowiednik�w na te nazwy w naszym j�zyku, bo nie mamy takich urz�dze�, ale poniewa� od razu tym si� zainteresowa�em, powiedzia�e� jak to si� u ciebie nazywa i do czego s�u�y. Walk... man... - powiedzia� wolno i wyra�nie. - Typewriter... Tak? Jonathan pokiwa� g�ow�. Skr�ci� z poprzedniej trasy i przystan�� krok przed Kryczem. Siedz�cy podni�s� twarz i dopiero teraz Jonathan zauwa�y�, �e jego rysy do�� istotnie r�ni� si� od, chocia�by, jego w�asnych. Krycz spokojnie patrzy� z do�u na Jonathana, jakby daj�c mu czas na dok�adne przyjrzenie si� jego twarzy. Lekko wypuk�e ko�ci policzkowe mog�y wskazywa� na domieszk� s�owia�skiej krwi, gdyby nie pokrywaj�ca je g�adka warstwa j�drnej, elastycznej tkanki mi�niowej. Oczy o wschodnim wykroju, zwanym migda�owym, sprawia�y wra�enie czarnych, jednak z bliska Jonathan zdecydowa�, �e s� granatowe. W wykroju ust czy podbr�dka, nie znalaz� �adnych cech niezwyk�ych, natomiast g��boka, w�ska bruzda ��cz�ca �rodek nasady nosa z g�rn� warg�, sw� wyrazisto�ci� r�ni�a si� od typ�w europejskich. Jonathan nie m�g� sobie przypomnie�, czy piel�gniarka... Manika?... mia�a r�wnie� tak� bruzd�. - Jestem - pod wzgl�dem j�zyka - zaznaczy� Krycz - w takiej samej sytuacji jak ty. Mog� powiedzie�, �e do�� dobrze znam angielski, ale niemal nic nie rozumiem - antena, kosmos, asfalt, piwo, strip-tease... Jonathan otworzy� usta i sta� tak chwil�, potem, po raz pierwszy - on sam nie pami�ta� ju� od jakiego czasu - u�miechn�� si�. - Afera - powiedzia� odwracaj�c si� i robi�c krok w kierunku walizki z maszyn�. - Mo�e nie rozumiesz, co chc� powiedzie�: chc� wyrazi� swoje zdumienie, zaskoczenie i troch� z�o�ci. Na przyk�ad nie rozumiem, dlaczego jestem taki spokojny. To fakt - odwr�ci� si� i wycelowa� palcem w Krycza - �e z racji zawodu jestem jakby przyzwyczajony do r�nych dziwnych sytuacji, ale co innego czyta� o tym, czy nawet pisa� i wymy�la� takie historie, a co innego, gdy zanosi si�, �e sam b�d�... �e sam jestem - poprawi� si� - bohaterem takiego opowiadania. Dziwne. - Przekrzywi� g�ow� i zmru�y� oczy. - Wiesz co� na ten temat? Krycz pokiwa� g�ow�. Potar� d�o� o kolana. - Postara�em zaszczepi� ci spok�j. S�dzi�em, �e to lepiej ni� �eby� przez kilka dni by� na granicy ob��du? - �e co! Krycz wzruszy� ramionami zupe�nie naturalnym gestem. Potem wsta� i jakby zawaha� si� czy podej�� do Jonathana. W ko�cu zdecydowa� si� i zosta�, gdzie sta�, tu� obok �o�a. - Pi�e� - zawaha� si� - bonie. Ten niedobry p�yn, kt�ry wmusi�a w ciebie Manika. Sam zadecydujesz, czy b�dzie ci jeszcze potrzebny - Wskaza� brod� wn�k� z naczyniami. Jonathan odruchowo spojrz a� na szereg naczy� i skin�� g�ow�. - Mam - spokojny, czy nie - i tak do ciebie mn�stwo pyta�. Na przyk�ad, jak d�ugo mog� tu pozosta�? - Nie wiem, co ci odpowiedzie�. Nie wiem, jak si� tu znalaz�e�, nie wiem wi�c r�wnie�, jak ci� st�d odes�a� - To mi si� ju� mniej podoba - powiedzia� spokojnie Jonathan. - M�wi� to lekkim tonem, ale obaj zdajemy sobie spraw�, �e jestem w�ciek�y, prawda? - Tak. - Dalej: mo�e by� mnie oprowadzi� po tym budynku? Nie wiem gdzie jest �azienka, wucet, to znaczy... - pomacha� palcami usi�uj�c kr�tko wyja�ni� sedno pytania. - Rozumiem. Co� jeszcze? - Wszystko. Spieszysz si� gdzie�? - E-e-e... To nie tak, ale rzeczywi�cie musz� ci� opu�ci� na jaki� czas. Ale przy�l� tu Ziyr�, ona ci wszystko b�dzie obja�nia�a, dobrze? - No dobrze... Krycz skin�� g�ow� i ruszy� w stron� drzwi. Tu� przed progiem odwr�ci� si� i popatrzy� na Jonathana. - Naprawd� przekona�em ci�, �e nie jeste� w swoim �wiecie? Jonathan Weather zastanowi� si� chwil� - Nie. Ale, �e co� tu jest dziwnego, widz� sam. - A patrzy�e� w s�o�ce? Przyjrza�e� si� ca�emu niebu? To radz� ci p�j�� z Ziyr� jeszcze raz na wie��... Odwr�ci� si� i wyszed�. Jonathan spl�t� palce, wygi�� r�ce a� trzasn�o kilka staw�w. Sta� chwil� wpatruj�c si� w pod�og�, potem podszed� do walizki z maszyn�, zdj�� z pokrywy walkmana i w��czy� go. Z g�o�niczk�w trzasn�� charakterystyczny rytm i specyficzny timbre g�osu wokalisty: "Will you still need me, will you still feed me, when I`m sixty four?..." U�wiadomi� sobie, �e je�li wszystko co m�wi� Krycz, jest prawd�, to nie b�dzie m�g� w osadzie kupi� nowych baterii. Szybko �ciszy� d�wi�k do minimum, a potem wyszarpn�� z gniazdek mikros�uchaweczki i wcisn�� do uszu. Po chwili, jakby patrz�c na siebie z boku, zobaczy� cz�owieka stoj�cego pod �cian� z piaskowca, w jakim� pseudogotyckim budynku, w�r�d prza�nych sprz�t�w, ze s�uchawkami na uszach, z muzyk� The Beatles rozbrzmiewaj�c� w g�owie. Parskn�� bezg�o�nym �miechem. -ciszy� jeszcze bardziej, a potem, �a�uj�c samemu sobie kilku drobin energii ulatuj�cej z baterii, wy��czy� walkmana i westchn�wszy, od�o�y� go do wn�ki. Przy okazji sprawdzi�, co jest w czterech dzbanach. Najmniejszy zawiera� parafinowaty specyfik, kt�ry mia� mu pom�c przystosowa� si� bez b�lu do rzeczywisto�ci. Kolejny dzban, o wiele wi�kszy i zimny, wype�niony by� orze�wiaj�co pachn�cym sokiem. Gdy wyci�gn�� d�o� chc�c wyj��, ja�niejszy od poprzednich, trzeci dzbanek z delikatnym, popularnym tu geometrycznym wzorem, zauwa�y� k�tem oka jaki� ruch. Drgn��, potr�ci� r�k� du�y dzban, konwulsyjnie rzuci� si� do przodu i uda�o mu si� chwyci� naczynie. Odwr�ci� si�. Pewien, �e wr�ci� Krycz, otworzy� usta chc�c przypomnie� nie wyja�nion� do ko�ca spraw� zaspokajania potrzeb fizjologicznych i zamkn�� je, widz�c wkraczaj�c� do pokoju dziewczyn� To musia�a by� Ziyra, c�rka Krycza. U�miechn�a si� i przystan�a tu� za progiem, jakby daj�c Jonathanowi czas na oswojenie si� z now� osob�. By�a wysok�, m�od� dziewczyn�, kt�ra mia�a sporo szans na dalszy wzrost. Weather oceni� j� na nieca�e sze�� st�p, a wi�c tylko o cal czy p�tora mniej ni� on sam mierzy�. Twarz by�a subtelniejsz�, kobiec� kopi� twarzy Krycza - identyczne, niby wystaj�ce, ale pokryte g�adk� tkank� ko�ci policzkowe, takie same oczy, nos i usta.. Istotna r�nica widoczna by�a tylko w brwiach: u Krycza by�y to proste kreski przebiegaj�ce niemal pod kontem prostym do linii grzbietu nosa; u Ziyry zarys nosa przechodzi� �agodnym �ukiem w niemal regularn� �wiartk� ko�a, nadaj�c jej urodzie wyra�ne cechy hinduskie i jednocze�nie kszta�tuj�c wyraz twarzy w kontur lekkiego zdziwienia. Przy czym obie te cechy widoczne by�y tylko wtedy, gdy spojrzenie ogl�daj�cego koncertowa�o si� w�a�nie na brwiach. Ca�a twarz bowiem, odbiega�a od kanonu urody kobiet p�wyspu Indyjskiego. Na przyk�ad proste, kr�tko obci�te ciemne w�osy. Ziyra mia�a na sobie bluz� przypominaj�c� nieco g�r� stroju do joggingu - zaci�gana w pasie przy pomocy plecionego sznura, bez kaptura i najwyra�niej z obowi�zuj�cymi tu d�ugimi, dziesi�ciocalowymi "mankietami". W przeciwie�stwie do Maniki ubranej w sukni�, jej str�j sk�ada� si� z tej w�a�nie bluzy i szerokich spodni podobnych do tureckich szarawar�w, wpuszczonych w po�owie �ydki do but�w identycznych, jakie nosi� jej ojciec. Dziewczyna widz�c obserwuj�cego Jonathana, roze�mia�a si� i nagle okr�ci�a si� na pi�cie. Roz�o�y�a r�ce, b�ysn�y ��tym �wiat�em dziwne pier�cienie na kciukach. Widz�c ubranie Ziyry, Weather oceni�, �e chocia� wykonano je z tego samego, dominuj�cego w oazie p��tna, to na pewno z najcie�szych nici, bowiem uk�ada�o si� na Ziyrze jak mu�lin. Przy ka�dym ruchu porusza�o si� demaskuj�c kszta�ty, przylegaj�c co raz do innego fragmentu figury dziewczyny. Pr�cz tego, �e odbiega� jako�ci� od stroju Maniki i Krycza, zabarwiono je na purpurowy kolor, co szczeg�lnie mocno kontrastowa�o z bia�ymi guzikami i podeszwami but�w. Ziyra okr�ciwszy si� jeszcze raz, ruszy�a w kierunku Jonathana, a on patrzy� jak tkanina na kr�tk� chwil� u�o�y�a si� na piersiach dziewczyny, bezwstydnie ujawniaj�c ich wielko�� i kszta�t. I jedno, i drugie ucieszy�o Jonathana, nawet, je�li mia�a by� to bezinteresowna rado��. Odchrz�kn��, staraj�c si� zrobi� to dyskretnie. Ziyra podesz�a blisko, jakby zamierza�a go poca�owa�, ale po�o�y�a tylko na sekund� d�o� na jego barkach i powiedzia�a: - Jestem Ziyra. Pami�tasz mnie? Zanim Jonathan zrozumia�, �e nie by�o to nic wi�cej jak odpowiednik u�cisku d�oni, zanim zd��y� zrobi� to samo co dziewczyna, Ziyra odsun�a si� o krok. Zatrzyma� r�ce w po�owie ruchu, potar� d�onie i poruszy� brwiami. - Przykro mi, ale nie. Musia�em by� oszo�omiony - U�miechn�� si�. - Musia�em by� bardzo oszo�omiony, skoro ci� nie zapami�ta�em - zaakcentowa� przeczenie i z przyjemno�ci� skonstatowa�, �e kobieta odpowiednio reaguje na subtelne komplementy. Ze zdziwieniem przy�apa� si� na prowadzeniu rozmowy w salonowym, charakterystycznym dla ka�dego party, tonie flirtu. Co si� ze mn� dzieje?, zbeszta� siebie w my�lach. Nie wiem, czy mnie nie robi� w konia, czy dosz�o do realizacji wytartych fantastycznych szablon�w, a zaczynam tokowa� przed pierwsz� mi�� panienk�, jaka wesz�a mi w pole widzenia?! A mo�e podali mi jaki� afrodyzjak? Przecie� o ma�o nie rzuci�em si� na ciep�� Manik�, rano? Spokojnie Burns. - Mam tyle pyta�, �e jak zwykle w takich wypadkach nie wiem od czego zacz��. - Ojciec powiedzia� mi, �e chcia�by� wjecha� na wie�� i obejrze� dok�adnie nasze niebo... - A tak, mnie te� wspomina�, �e powinienem to zrobi�. Z przyjemno�ci� pojad�. Zw�aszcza, �e nie znalaz�em windy i pracowicie wdrapywa�em si� na t� wy�sz� widokow�... - Urwa� widz�c zmieszanie na twarzy Ziyry. Westchn�a przez nos i przygryz�a doln� warg�. - Co� nie tak? Musisz przygotowa� si�, �e i co rusz b�d� zadawa� g�upie pytanie, nieprzyzwoite czy chamskie. Chyba rozumiesz, �e je�li rzeczywi�cie znajduj� si� w innym �wiecie to musi on si� r�ni� od mojego, a moja ignorancja stale b�dzie mnie pakowa�a w k�opoty... - K�opoty? Dlaczego? Przecie� to naturalne, �e nie wiesz jak �yjemy. Ze mn� by�oby to samo u ciebie, prawda? - No-o, oczywi�cie... - Wi�c um�wmy si�: nie ma g�upich i nie przyzwoitych pyta�. Zreszt� z tego, czego si� dowiedzieli�my o twoim �wiecie, to raczej jest on sp�tany konwencjami i umowami. Na