7106

Szczegóły
Tytuł 7106
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7106 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jadwiga Courths-mahler Ludzie nazywaj� to mi�o�ci� Tytu� orygina�u: Die Menschen nennen es Liebe � Translation by Mateusz Harasitnowicz Znaki firmowe Oficyny Wydawniczej �Akapit* oraz serii wydawniczych �Akapitu" zastrze�one. ISBN 83-85715-19-3 Projekt ok�adki i strony tytu�owej: Marek Mosi�ski Redakcja: Gra�yna Fali Redakcja techniczna: Jaros�aw Fali Korekta: Gra�yna Staszkiewicz Wydanie pierwsze. Wydawca: �Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o o. Katowice 1992 Ark druk. 13,0. Ark. wyd 14,5. Druk i oprawa: Rzeszowskie Zak�ady Graficzne Rzesz�w, ul. p�k. L Lisa-Kuli 19 �arn. 7317/92 Hans von Ried schodzi� z g�ry, na kt�rej znajdowa�y si� stare ruiny zamku. Jego przodkowie mieszkali tam przed wiekami. Doszcz�tnie znisz- czona budowla nadal wygl�da�a malowniczo. Stanowi�a znak rozpoznawczy dla ca�ej okolicy. R�d baron�w Ried von Riedberg by� mocno zwi�zany z histori� tego kraju. Riedbergowie zajmowali wysokie stanowiska w wojsku, byli w�r�d nich tak�e wybitni politycy. Ich maj�tek zosta� pomno�ony dzi�ki m�dremu zarz�dzaniu oraz korzystnym ma��e�stwom. Od dwustu lat u podn�a g�ry sta� nowy zamek. Wybudowany w stylu renesansowym, nale�a� do najbar- dziej wytwornych budowli ca�ego regionu, chocia� w najbli�szej okolicy bynajmniej nie brakowa�o okaza�ych grod�w. Ten nowy zamek Riedberg�w by� po�o�ony w �rodku pi�knego lasu bukowego. Od p�nocnej strony wznosi�a si� dosy� stroma G�ra Zamkowa, stanowi�ca jakby pot�ny wa� ochronny. Ju� za �ycia ojca Hansa von Ried bogata posiad�o�� rodzinna zosta�a podzielona na maj�tki dzier�awcze. Lasy oddano pod zarz�d le�nictwa. Rodzice Hansa von Ried obracali si� niemal wy��cznie w sferach dwor- skich. Ojciec uchodzi� za bliskiego przyjaciela ksi�cia. Poniewa� piastowa� wysoki urz�d, nie musia� martwi� si� o zarz�dzanie maj�tkiem. Wystar- czy�o mu, �e raz lub dwa razy w roku spotyka� si� ze swymi zast�pcami. Niekiedy urz�dzano wielkie polowania, w kt�rych bra� udzia� tak�e ksi���. Z tej przyczyny zamek Riedberg�w stale utrzymywany by� w dobrym stanie. Ochmistrz i jego ma�y oddzia� s�u��cych zawsze gotowi byli na przyj�cie go�ci. \ ,- � \�& P" l(|'Vwanif lVi�snf forami) ^domu- Vsponr \~ \Vietnie- iWfl* t uczy' \. i \ j O ijj by�> * zb�d' .takt/ Ochmistrz i notariusz za�atwiali tak�e r�ne interesy barona. Dzia�o si� tak r�wnie� po �mierci starego pana. Matka Hansa von Ried zmar�a ju� wcze�niej. W wieku dwudziestu dw�ch lat Hans von Ried zosta� pe�noprawnym w�a�cicielem maj�tku oraz du�ego obszaru �yznej ziemi. Nie mia� �adnych krewnych, z wyj�tkiem kuzynki matki, hrabiny Eckhoff oraz jej c�rki. Hans von Ried nie by� stworzony do �ycia dworskiego. Mia� silnie rozwini�te poczucie samodzielno�ci. Nie czu� w sobie powo�ania ani do zawodu oficera, ani polityka. Kocha� wolne, nieskr�powane w�dr�wki po �wiecie. Jego bogactwo pozwala�o mu kszta�towa� �ycie wed�ug w�asnej koncepcji. A poniewa� nie musia� nikogo pyta� o pozwolenie, wkr�tce po �mierci ojca uda� si� w podr�. Objecha� prawie ca�y �wiat, co zabra�o mu du�o czasu. Zatrzymywa� si� na d�u�ej tam, gdzie mu si� podoba�o. Niekiedy podejmowa� si� jakiej� dyplomatycznej misji, nie czyni�c jednak przy tym �adnych powa�niejszych zobowi�za�. Robi� to raczej z osobistej sympatii do ksi�cia, przyjaciela ojca. Ogl�da�, s�ucha� i rozkoszowa� si� wszystkim, co mu oferowano i do czego mia� dost�p. Jednak jego charakter uchroni� go przed powierzchowno�ci� i u�ywaniem ponad miar�. Ten tryb �ycia umo�liwia� mu poznawanie interesuj�cych kadzi. Mieli oni pozytywny wp�yw na jego my�li i czyny. W ten spos�b Hans von Ried sta� si� dojrza�ym m�czyzn�. Od czasu do czasu powraca� do rodzinnej rezydencji, ale nigdy d�ugo tam nie m�g� wytrzyma�. Ze wszystkich stron s�ysza� mniej lub bardziej dobitnie sformu�owane napomnienia, �e jest ju� w odpowiednim wieku do ma��e�stwa. R�wnie� w wytwornych mi�dzynarodowych kurortach, w kt�rych bywa�, zawsze urz�dzano na niego �wielkie polowanie". Skutek by� tylko taki, �e zachowywa� coraz wi�kszy dystans w stosunku do kobiet. Na razie nie mia� zamiaru si� �eni�. Chcia� dalej wie�� nieskr�powane �ycie. Nie darzy� te� zbyt wielkim szacunkiem* natr�tnych dam. Tym bardziej zadziwi� wszystkich jego nag�y powr�t. Nie by�o go tu od dziesi�ciu lat. Na zamku zapanowa�o o�ywienie, jakby �pi�ca Kr�lewna obudzi�a si� ze swego snu. Przygotowywano si� na przyj�cie m�odego pana. Hans Ried by� w domu od o�miu dni. Przyby� sam, jedynie w towa- rzystwie kamerdynera. Dzi� wspi�� si� do malowniczej ruiny widocznej i z okien gabinetu- v �< bie�enia jej ca�l�^. Chcia� sprawdzi�, czy nic nie da si� ju� zroc'^\y., starym zamku sta powitemu zniszczeniu. Te romantyczne Poz<1 \ 1Cl Nikt nie ziia^\nowi�y ozdob� dla ca�ej okolicy. j#V v'os ' wr�ci�. Zim� sgAa� powodu, dla kt�rego Hans von Ried "i68^! '1(\ �/ w Wenecji. BeZp^p�dzi� jeszcze w St. Moritz, a pierwsze o\t *P� /'/ chce prowadzi� ^ xpo�rednio stamt�d powr�ci� do domu. Stworz)'^iia m kt�re przez wie ^ ciche, samotne �ycie. Zajmowa� si� pilnie swy1 ^ A Y l Ochmistrzowi o :*\le lat gromadzi� i z dalekich stron przysY\f\\- ' nienia z podr�y ^�wiadczy�, �e zamierza w spokoju spisa� s^tt(y^ s>ie rtf 'jefl Jedynie ofl V- To by� jednak tylko oficjalny pow�d jeg� �sa(if^\\ 1 dotychczas rac&^\ sam wiedzia�, co sk�oni�o go do nag�ego P",�*umOt Jego wybranka *^vej stroni� od kobiet, teraz jednak zakocha� spf*'^ wro mi�o�ci sercu ^4 rozwia�a wszelkie w�tpliwo�ci, sprawi�a, �e \v dawa�a do zroZ1-^^rodzi�a si� wielka nami�tno��. O�mieli�a $(ip�u *. t ni� j� s woj � �o^ \umienia, �e wolno mu mie� nadziej�. Zdecyd" -<ftA�o i �l, sta� si� ofiar� fl^An�. Z St. Moritz pojecha� za ni� do WeflecJi-i osob�. To gof?\ ies�ychanego oszustwa, �e obdarzy� swoj� m i wr�ci� do dom* ^zkie do�wiadczenie tak go za�ama�o, �e zm^ Wiedzia�, ^V ., f wymar�. Ale t*\ �e pewnego dnia b�dzie musia� si� o�eni�' a , o ma��e�stwie' to przykre prze�ycie sprawi�o, �e na razie j M Wpierw ctu> zane z piwa pi^^a^. _ z solidnym ^ vu Riedberg �y�o mu si� bardzo przyjemnie. ^�A jl Pracowali ttt <VVyposa�eniem zadowoli�by najbardziej wv'y^. j|'( ochmistrz, Z k\ dobrze wyszkoleni s�u��cy, wy�mienity kvff�<ru Jjf w zwierzyn?- ^kt�rym mo�na by�o rozs�dnie porozmawia^ z podr�y ("V- Hans von Ried m�g� polowa� ile du� z3 ; W okolicy ini^raz bogata biblioteka zaspokaja�y jego l Meszka�o kilku s�siad�w, z kt�rymi m�g� utrz : n isy ffjj iif ��dne ma��e�5\<hcia� prze�y� kilka lat w samotno�ci, nie c dokona rozsad^\twa c�rki i ich matki. A potem, skoro ju^ \V , JJ'/ nych iluzji, fft^^nego wyboru swojej towarzyszki, bez st^arzJ ,?>.' ak jf z pe�nym o($^e wierzy� ju�, �e kiedy� znowu b�dzie m�g� P^^V\ ia SC^ kochany, jaks<^\laniem. Jeszcze bardziej w�tpi� w to, �� b� � \ oc ij sob� wszelkie ^ %obie to przedstawia� w swoich marzeniach. C' \ / Na zanik^ rozkosze zwi�zane z p�ci� pi�kn�. ^ ' Ze towarzyskie. Na razie jednak nie sk�ada� nikomu wizyt, co dziwi�o s�siad�w. Wszyscy byli bardzo ciekawi tego globtrotera, jak go powszech- nie nazywano. Hans von Ried dotar� do podn�a G�ry Zamkowej, nie poszed� jednak do domu, tylko wa��sa� si� jeszcze przez chwil� wzd�u� brzegu rzeki. S�o�ce �wieci�o jasno i ciep�o. Sprawia�o, �e na grubych, br�zowych p�cz- kach pojawia�a si� �wie�a, delikatna ziele�. ��ki pokry�a ju� soczysta trawa. Na skraju lasu samotny w�drowiec usiad� na skarpie, aby odpocz��. Napawa� si� wiosennym urokiem ziemi ojczystej. Przed nim rozpo�ciera�a si� ��ka, kt�r� przecina�a rzeka. Niedaleko miejsca, na kt�rym siedzia�, znajdowa� si� most ��cz�cy szeroki trakt z wioski Riedberg do Buchenau. M�g� obj�� wzrokiem cz�� tej drogi. W pobli�u mostu, na �rodku traktu sta�y w rz�dzie s�upy oko�o metrowej wysoko�ci. Mia�y one regulowa� ruch, kieruj�c go na obie strony, aby nie dopu�ci� do zbytniego obci��enia mostu. Przy obu wjazdach na most umieszczona by�a tablica z czarnym napisem:, Jecha� praw� stron�!" Hans von Ried obserwowa� spokojn� okolic�. Jego oczy �ledzi�y par� motyli, kt�re troch� przedwcze�nie szuka�y kwiat�w. W przyiodzie panowa� uroczysty spok�j. M�ody m�czyzna podda� si� tej ciszy, kt�ra oddzia�ywa�a na niego jak narkotyk. Nagle do jego uszu dobieg� g�o�ny okrzyk. Kiedy niemal ze z�o�ci� obejrza� si�, by sprawdzi�, kto zak��ci� mu spok�j, ujrza� kilkunastoletniego ch�opca, kt�ry zbli�a� si� w weso�ych podskokach. Bieg�, pokrzykuj�c od czasu do czasu, a� dotar� do s�up�w rozdzielaj�- cych drog� na dwie cz�ci. Wzi�� rozp�d z radosnym �Hop!" na ustach. � Raz, dwa, trzy, hopla! Przy �hopla!" przeskoczy� zr�cznie pierwszy s�up. Potem zawo�a� znowu: � Raz, dwa, trzy, hopla! I pokona� nast�pn� przeszkod�. Skacz�c przez s�upy dota�� do mostu. Tutaj obiektem zainteresowania weso�ego skoczka sta�a si� por�cz. Wspi�� si� na ni� i niczym akrobata po- bieg� bez najmniejszego potkni�cia, patrz�c jednocze�nie na rzek�. Przebieg�szy na drug� stron� szykowa� si� ju� do nast�pnych skok�w przez s�upy. Ale widocznie bardziej poci�ga�y go r�w wzd�u� drogi i zielona ��ka. Bior�c pot�ny rozp�d, przeszybowa� nad rowem, a nast�pnie przeszed� do �mia�ego salta na mi�kkiej trawie. Powt�rzy� je dwa, trzy, cztery razy. Smuk�a sylwetka weso�ego ch�opca porusza�a si� tak szybko, �e Hans von Ried poczu� niemal podziw. Ch�opiec bezwiednie zbli�a� si� w prostej linii do niego. Hans obserwo- wa� go z u�miechem i zachwyca� si� �mia�ymi skokami. W ko�cu ma�y linoskoczek si� wyszala�. Tu� przed Hansem pad� na traw�, sapi�c i dysz�c z zadowoleniem zacz�� macha� nogami w powietrzu. Wykrztusi�, z trudem �api�c po wietrze: � Mam ju� do��... ale� gor�co! Niemy obserwator z najwi�kszym trudem st�umi� w sobie g�o�ny �miech. Siedz�c cicho obserwowa� machaj�ce nogi. By�y szczup�e i bardzo zgrabne, o uderzaj�co ma�ych stopach. Przez chwil� panowa� spok�j. Skoczek wdycha� g��boko i regularnie rze�kie powietrze wiosenne. Nast�pnie pomaca� r�kami po trawie i wyrwa� kilka �dziebe�. Jedno w�o�y� sobie mi�dzy z�by i gryz�, mrucz�c przy tym do�� niewyra�nie jak�� piosenk�. Spogl�da� w g�r� na b��kitne niebo. Wreszcie zawo�a� g�o�no, rozci�gaj�c sylaby: � Guwernantko! Gu-wer-nan-tkooo!!! Po chwili ciszy powiedzia� do siebie: � Gdzie ona mog�a si� podzia�? Hans von Ried potrz�sn�� g�ow�. Ch�opiec, co najmniej pi�tnastoletni, nie m�g� mie� przecie� guwernantki. Nie potrafi�aby ona utrzyma� w ryzach tak du�ego i, jak si� zdawa�o, zuchwa�ego kawalera. Na razie nie rusza� si� z miejsca. Bawi�o go to czekanie na chwil�, w kt�rej m�odzieniec odkryje wreszcie, �e nie jest sam. Ten obr�ci� si� z lekka na bok i kontynuowa� rozmow� z samym sob�. � Bestia, na pewno polecia�a do domu i �re ca�a szcz�liwa. A ja mog� sobie tu biega� z pustym �o��dkiem. Czekaj no tylko, stara miot�o! Hans Ried pomy�la�, �e guwernantka, kt�r� ch�opiec nazwa� �besti�" i �star� miot��", nie cieszy si� jego zbyt wielk� sympati�. Rozumia� to. Ch�opcy w tym wieku niech�tnie podporz�dkowuj� si� rozkazom guwer- nantek. Nieznajomy wprost t�tni� �wie�o�ci�, nieskr�powan� energi� i zuchwa�o�ci�, tak �e Hans cieszy� si� z g�ry na t� now� znajomo��. Zastanawia� si�, sk�d pochodzi� ten zuch. Nie wygl�da� ani na syna dzier�awcy, ani ch�opa^ Gibki kawaler nale�a� z pewno�ci� do wy�szych sfer, pomimo swego swobodnego zachowania. Opr�cz dom�w ch�opskich 7 i dwor�w arendarskich znajdowa� si� tu jeszcze tylko zamek Buchenau, oddalony o godzin� drogi. Hans nie m�g� sobie przypomnie�, czy hrabia Buchenau mia� syna w tym wieku. Ta rodzina by�a zaprzyja�niona z jego rodzicami, ale Hans straci� zupe�nie kontakt z s�siadami z powodu drugiej nieobecno�ci. W ka�dym razie by�o to ca�kiem prawdopodobne, �e przed nim le�a� w trawie syn hrabiego. Nie zd��y� jednak doj�� do jakich� ostatecznych wniosk�w, gdy� ch�opiec nagle si� podni�s�. Siedzia� teraz naprzeciwko Hansa, dotykaj�c go prawie stopami. Bezgraniczne zdumienie zago�ci�o na jego ogorza�ej twarzy. Wielkie, b�yszcz�ce, br�zowe oczy patrzy�y na szczup��, rasow� twarz m�odego pana. � Sk�d pan si� tu wzi��? � spyta� zaskoczony. Hans von Ried roze�mia� si�. � Siedzia�em tu ju�, kiedy po pi�knym salcie pad�e� mi do n�g. Ch�opiec r�wnie� si� u�miechn��. � Dziwne! Nie by�o pana wida�. D�ugo ju� pan tu siedzi? Zapytanemu drgn�y usta w rozbawieniu. � Jak�� godzink�. � Nie widzia� pan czasem mojej guwernantki? Bestia uciek�a mi � wypytywa� dalej. � Nie, nie widzia�em damy, kt�r� obdarzasz tak zaszczytnym tytu�em. Zdaje mi si�, �e nie bardzo za ni� przepadasz ��- odrzek� Hans. � Jakiej znowu damy? � wyra�ne zdziwienie zabrzmia�o w tym pytaniu. � No, twojej guwernantki... Kawaler roze�mia� si� g�o�no. � Ach tak! A to ci nieporozumienie... M�j wierzchowiec tak si� nazywa � Guwernantka. No wi�c, jad� do Zamku Riedberg, zaczajam si� w ukryciu chc�c z daleka zobaczy� s�ynnego obie�y�wiata. Podobno odby� wspania�� podr� � z bieguna p�nocnego na po�udniowy oraz wok� r�wnika. Zsiadam wi�c* z Guwernantki i pozwalam, aby si� spokojnie popas�a nie przywi�zana. Owego podr�nika oczywi�cie nie by�o, chocia� na czatach naprzeciwko zamku min�a mi godzina albo i d�u�ej. Sta� tam tylko zaspany s�u��cy, opieraj�cy si� o portal. Rezygnuj� wi�c z czekania. Ogl�dam si� za Guwernantk�, a ta bestia znikn�a! Wi�c teraz musz� na piechot� wraca� do domu, nie zobaczywszy nawet tego obie�y�wiata. '8 Weso�y ch�opiec opowiada� to wszystko bez krzty skr�powania. Hans von Ried �mia� si� g�o�no i serdecznie. � C�... dla twojej wygody �wielki podr�nik" siedzi w�a�nie przed tob�. Nie by� zreszt� ani na p�nocnym, ani na po�udniowym biegunie. Jedynie to z r�wnikiem pokrywa si� z prawd�. Tryskaj�ce rado�ci� z�otobr�zowe oczy ch�opca rozszerzy�y si� w zdumieniu. Lekki rumieniec pojawi� si� na jego twarzy, mo�e odrobin� zbyt delikatnej jak na m�odego m�czyzn�. � Eee tam... bzdura! Przecie� pan jest jeszcze za m�ody! Pan von Ried jest ju� chyba starym m�czyzn�, ma pewno oko�o pi��dziesi�tki. � Dlaczego? � M�j Bo�e... bo ju� od wiek�w je�dzi po �wiecie. Nikt go tu nie zna, chocia� w�a�nie st�d pochodzi. � Dziesi�� lat to przecie� nie jest wieczno��, a ludzie �atwo zapo- minaj� kogo�, kto znika im z oczu. Mo�esz mi wierzy�, to ja jestem Hans von Ried. Ch�opiec poderwa� si� i stan�� przed Hansem, kt�ry zauwa�y�, �e jego sylwetka jest dziwnie zaokr�glona i delikatna. � A wi�c... naprawd� jest pan baronem von Riedberg? Hans r�wnie� si� podni�s�. By� wy�szy od ch�opca o g�ow�. � We w�asnej osobie. Daj� ci na to moje s�owo. A ty jeste� na pewno z Buchenau? � Tak. M�j ojciec jest hrabi� Buchenau. � Tak w�a�nie my�la�em. � Dlaczego? � Poniewa� jego zamek le�y najbli�ej. � Aha! A wi�c nie widzia� pan mojej Guwernantki? My�l�, �e powinna t�dy przebiega� w drodze powrotnej do domu. � Mo�e wcale nie pok�usowa�a do domu, tylko pasie si� spokojnie w lesie. � To te� mo�liwe. W ka�dym razie trafi z powrotem. G�upio tylko, �e teraz czeka mnie godzina drogi na piechot�... � � Na dodatek z pustym �o��dkiem � uzupe�ni� Hans u�miechaj�c si�. � Nie, nie mog� na to pozwoli�. Prosz�, odprowad� mnie ten kr�tki kawa�ek do Riedberg. Dam ci pow�z lub innego konia, ale wpierw chcia�bym ci� prosi�, aby� dotrzyma� mi towarzystwa przy �niadaniu. Ch�opiec lekko si� zaczerwieni� i w jego oczach pojawi�a si� niepew- no��. Jednak zanim zd��y� odpowiedzie�, na skraju lasu ukaza� si� ko�. � A, mam uciekiniera! � zawo�a� rado�nie i g�o�no krzykn�� jego imi�. Ko� przybieg� k�usem. Ch�opiec wyszed� mu na spotkanie. � Ca�e szcz�cie, �e jeste�, nicponiu! Gdzie si� podziewa�a�? Co to za uciekanie? Wstyd� si�! � wo�a� z wyrzutem i da� zwierz�ciu lekkiego szturcha�ca. Guwernantka delikatnie dotkn�a chrapami ramienia ch�opca. W�a�nie nadszed� Hans Ried. Jego oczy patrzy�y dziwnie badawczo, jakby z niedowierzaniem. Kiedy ch�opiec ponownie odwr�ci� si� do niego, napotka� ten pytaj�cy wzrok. Zmiesza� si� pod tym spojrzeniem. � Ale� dzisiaj ciep�o! � rzek� raptownie i �ci�gn�� z g�owy �ci�le przylegaj�c� do czo�a czapk�. Zaskoczony Hans ujrza� gwa grube, I�ni�cobr�zowe warkocze dziew- cz�ce, kt�re nie skrywane ju� pod czapk� swobodnie zwisa�y. Domniemany ch�opiec okaza� si� by� dziewczyn�. �liczn�, smuk�� dziewczyn� o wspania�ych, z�otobr�zowych w�osach. Ch�opi�cy str�j zmyli� Hansa. Dopiero w ostatniej minucie, gdy obserwowa� jej szczup�� sylwetk�, zacz�� co� niejasno podejrzewa�. A wi�c przez ca�y czas rozmawia� z m�od� dam�, kt�r� bezceremonial- nie zaprosi� na �niadanie. Hans von Ried w ci�gu ca�ego �ycia mia� ma�o okazji do r�wnie bez- granicznego zadziwienia. Nie wiedzia�, co ma powiedzie�. Tymczasem m�oda dama, hrabianka Pia Buchenau, wcisn�a czapk� na �eb koniowi i bez �ladu zak�opotania pr�bowa�a znowu zwi�za� swe grube warkocze i u�o�y� je wok� g�owy. By�a tak poch�oni�ta t� czynno�ci�, �e zupe�nie nie zwraca�a uwagi na barona. Ze z�o�ci� szarpa�a niesforne w�osy. W ko�cu bez cienia kokieterii poradzi�a sobie z nimi i znowu za�o�y�a czapk�. Potem rzek�a z g��bokim westchnieniem: � Bogu niech b�d� dzi�ki! Obr�ciwszy si� do Hansa, kt�ry w os�upieniu przygl�da� si� tej dziwnej procedurze, doda�a: � Skaranie boskie z tymi szkaradnymi warkoczami! M�j tata jest na- prawd� dziwny. Upar� si�, abym ich nie obcina�a, cho� s� dla mnie takim utrapieniem. 10 � Szkoda by ich by�o, hrabianko � wykrztusi� Hans von Ried, wci�� przej�ty odkryciem, �e m�oda dziewczyna by�a przebrana za ch�opca. Skrzywi�a si� lekko. � Jakby pan sam troch� si� pom�czy� z tak� pl�tanin�, m�wi�by pan inaczej! Wci�� mi to sprawia k�opoty. M�wi�c to wsadzi�a nog� w strzemi� i, zanim zd��y� jej pom�c, ju� siedzia�a mocno w siodle. By�o to prawdziwie pa�skie siod�o. Guwernantka by�a zreszt� rasowym z�otym kasztanem, a tak�e jej uprz�� nale�a�a do eleganckich. � Adieu, panie von Ried! � zawo�a�a dziewczyna napr�aj�c lejce. W ko�cu si� ockn��. � Adieu, hrabianko! Czy wolno mi z�o�y� wizyt� w Buchenau? � Och, wspaniale! Tylko niech si� pan zjawi jak najpr�dzej, dop�ki jest s�oneczna pogoda. Kiedy jest pochmurno, tatko najcz�ciej ma z�y nastr�j � wtedy nie przyjmuje �adnych go�ci. Sk�oni� si�. � Bardzo dzi�kuj� za t� wskaz�wk�. Zapowiem swoj� wizyt�, kiedy b�dzie �wieci� s�o�ce. Skin�a g�ow�. � A wi�c � do widzenia! I pop�dzi�a lekkim k�usem przez ��k�, przeskoczy�a r�w i pogna�a dalej go�ci�cem do Buchenau. W tym momencie najwi�kszym �yczeniem hrabianki by�o bez w�tpienia jak najszybciej dotrze� do domu i zasi��� do �niadania. Hans von Ried ci�gle jeszcze sta� jak zaczarowany w tym samym miejscu i patrzy� za ni�. Nigdy nie przypuszcza�by, �e ten zuchwa�y akrobata by� w rzeczywisto�ci m�od� dam�. Przypomnia� sobie jeszcze raz, jak skaka�a przez s�upy zupe�nie jak ch�opiec, biega�a po por�czy mostu, a potem robi�a �mia�e salta na trawie. Nie, takiej dziewczyny jeszcze z ca�� pewno�ci� nigdy nie spotka�, chocia� objecha� ju� wszystkie kraje i prze�y� wiele niezwyk�ych rzeczy. Nagle roze�mia� si� g�o�no i serdecznie, co mu si� ju� od wielu tygodni nie zdarzy�o. Ten �miech jakby wyzwoli� go od dokuczliwego ci�aru. Zno- wu zrobi�o mu si� lekko na sercu. Doprawdy, spotkanie z t� dziarsk� dziew- czyn� by�o bardzo orze�wiaj�cym prze�yciem! Chyba op�aca�o si� bli�ej j� pozna�. Rozradowany t� perspektyw� uda� si� powoli w drog� do domu. 11 Po niespe�na kwadransie sta� przed zamkiem Riedberg. Przed frontem pa�acu znajdowa�a si� du�a le�na polana, poprzecinana czystymi, obszer- nymi �wirowymi �cie�kami. Szerokie zewn�trzne schody, oflankowane po obu stronach rze�bami z piaskowca, prowadzi�y w g�r� do portyku. Rze�by te przedstawia�y sceny z polowa�. Zamek prezentowa� si� bardzo malowniczo ze swoimi wykuszami, wie�ami i d�ugimi, b�yszcz�cymi rz�dami okien. Pod portykiem sta� oparty o kolumn� senny lokaj. Hans von Ried u�miechn�� si�, gdy go zobaczy�. To by� na pewno ten sam, kt�rego widzia- �a Pia von Buchenau z kryj�wki, kiedy czeka�a na �wspania�ego obie�y- �wiata". W�drowiec chyba rzeczywi�cie nie wyda� jej si� obiektem godnym zainteresowania. By�a najwyra�niej rozczarowana, �e nie by� starszy. Lokaj przestraszy� si�, s�ysz�c kroki swojego pana na schodach. Natychmiast przyj�� prawid�ow� postaw�. � Powiedz ochmistrzowi, �eby przyszed� do mojego gabinetu � rozkaza� Hans. Lokaj pr�dko si� oddali�. Hans przeszed� przez d�ugi przedsionek, kt�rego �ukowaty strop wzmocniony by� pot�nymi kolumnami. Sufit zdobi�y bogate malowid�a. Drogocenne dywany le�a�y na kamiennej posadzce, harmonizuj�c z freskami na suficie oraz z wysokimi, kolorowymi oknami. Przez ich barwne szyby wpada�o ciep�e, nastrojowe �wiat�o. Sala wywo�ywa�a du�e wra�enie. Wida� by�o, �e do wystroju tego wn�trza przyk�adano wielk� wag� i �e zajmowa� si� tym kto� obdarzony du�� wra�liwo�ci� artystyczn�. W tyle przedsionka znajdowa�y si� szerokie kamienne schody, pokryte dywanem o intensywnej barwie. Prowadzi�y na pierwsze pi�tro. Po prawej i po lewej stronie schod�w widoczne by�y szerokie korytarze, r�wnie� wy�o�one dywanami, prowadz�ce do obu skrzyde� zamku. By�y tam drzwi do sal reprezentacyjnych, do auli, kilku salon�w, jadalni, bawialni i biblio- teki. Przy �cianach tych korytarzy sta�y w d�ugich rz�dach krzes�a z wyso- kimi oparciami, przyozdobione herbami. Korzystano z nich jedynie w�wczas, kiedy w zamku przebywa�o wielu go�ci. Od dawna sta�y nie u�ywane. Wisz�ce na �cianach podobizny przodk�w rodu d�ugo ju� ogl�da�y opustosza�e zamkowe sale. Odk�d m�ody pan powr�ci�, wsz�dzie panowa�a uroczysta cisza. Niekiedy tylko dochodzi� s�aby odg�os z pomieszcze� gospodarczych na parterze. 12 Hans von Ried wszed� po schodach na pierwsze pi�tro i mimowolnie westchn��. Ta cisza, kt�ra by�a mu w ostatnich dniach tak mi�a, nagle wyda- �a si� dzi� przyt�aczaj�ca... Szybko zmieni� ubranie w przebieralni i poszed� do swojego gabinetu. Obok, w d�ugiej, jasnej sali wystawione by�y zbiory zgromadzone w czasie jego licznych podr�y. Kiedy wszed�, ochmistrz ju� na niego czeka�. By� to wysoki, bardzo szczup�y m�czyzna, zbli�aj�cy si� do sze��- dziesi�tki. Mia� twarz bez zarostu, m�dre oczy i szare w�osy z g�adkim przedzia�kiem. � Co �askawy pan rozka�e? � spyta� ze spokojn� godno�ci�. Hans von Ried opar� si� o kominek, w kt�rym przyjemnie trzaska� ma�y ogie�. W wysokich, d�ugich salach by�o jeszcze bardzo zimno o tej porze roku. Spojrza� na starszego, ubranego na czarno m�czyzn�. � Jak d�ugo ju� u nas s�u�ysz, drogi Merklu? � spyta� �yczliwie. � W pa�dzierniku b�dzie ju� dwadzie�cia cztery lata, �askawy panie. Przez trzyna�cie lat s�u�y�em �wi�tej pami�ci ojcu, a teraz mam zaszczyt pracowa� dla �askawego pana ju� jedenasty rok. Hans potar� czo�o d�oni�. Jego szczup�a, energiczna, g�adko ogolona twarz o g��boko osadzonych, stalowoniebieskich oczach o�ywi�a si�. � Dwadzie�cia cztery lata... To d�ugi okres, drogi Merklu. I tak d�ugo ju� �yjesz na zamku Riedberg, prawda? � Tak jest �askawy panie. � Nigdy ci si� tu nie nudzi�o? Po twarzy starszego m�czyzny przemkn�� u�miech. � Nie. �askawy pan wie, �e moja c�rka jest �on� arendarza Hellera. Kiedy odwiedzam moje wnuki, wydaje mi si�, �e czas p�ynie za szybko. Natomiast wcze�niej, kiedy jeszcze nie mia�em wnuk�w, przynajmniej raz w roku w Riedberg odbywa�y si� huczne przyj�cia. Po ka�dym cieszy�em si� ju� na nast�pne. W ko�cu pracy i tak tu nie brakuje. � Tak, tak � wierz� ci, Merklu. Ja obarczy�em ci� nieco ci�sz� prac� ni� m�j ojciec. � Wcale nie, �askawy panie. Ostatecznie zawsze cz�owiek chce wiedzie�, za co dostaje dobr� pensj�. Trzeba na ni� zas�u�y�. � Zas�u�y�e� na ni� w pe�ni. Nie mo�na pozna�, �e przez ca�e lata brakowa�o na zamku pana. 13 i i ft o ft a CJ � Je�li laskawy pan jest zadowolony, to dla mnie wielki honor. Mam nadziej�, �e dobrze wywi�zywa�em si� ze swoich obowi�zk�w. � Tak, drogi Merklu, jestem z ciebie zadowolony. Zawsze ci to chcia�em posiedzie�. Ale kaza�em ci� zawo�a� tak�e z innego powodu. Mieszkasz ju? tak d�ugo w Riedberg, wi�c chyba jeste� w stanie udzieli� mi kilku informacji na temat naszych s�siad�w. Zupe�nie straci�em rozeznanie co do tutejszych stosunk�w. Nie znam nikogo z moich s�siad�w, mia�bym trudno�ci na\vet z wymienieniem ich nazwisk. Ty na pewno jeste� kopalni� wiedzy na ten temat. � Istotnie, �askawy panie! Hans Ri^d dotkn�� kosztownego, stoj�cego na kominku fajansowego dzbanka z wyt�oczonymi ciemnymi ornamentami. Obserwowa� go z pozor- nym zainteresowaniem. � Hm.., \v najbli�szym czasie musz� przyst�pi� do sk�adania wizyt w s�siedztwie. Najpierw chcia�bym wi�c, jak ju� m�wi�em, zasi�gn�� nieco informacji o ludziach, z kt�rymi nawi��� kontakt. Chyba mo�esz mi w tym pom�c? Merkel sk�oni� si�. � O ile cz�owiek o moim statusie mo�e zna� ludzi z wy�szych sfer, �askawy pani^. Cz�sto s�yszy si� r�ne rzeczy od ludzi, a potem okazuj� si� one tylko plotkami. Samemu cz�sto trudno jest prawid�owo oceni� sytuacj�. M�ody p�n spojrza� na niego z u�miechem. � Naturainie m-e wymagam od ciebie �adnych gwarancji. Chodzi mi jedynie o og�lne informacje. Nie musisz r�czy� za ich wiarygodno��. Jednak b�d� c; wielce zobowi�zany, je�li powiesz mi wszystko, co sam wiesz, abym si� mniej wi�cej orientowa�, z kim mam do czynienia. C� � s�u�ba rozpowiada cz�sto o swych w�asnych wra�eniach. Z regu�y jednak pracownicy dobrze znaj� swoich pracodawc�w. Nie chcia�bym na o�lep wkracza� w nieznane mi towarzystwo. A wi�c wal prosto z mostu, drogi Merklu, �mia�oi Zacznij od naszych najbli�szych s�siad�w. Ochmistr^ ponowiye si� sk�oni�. � Dobrze, �askawy panie. A wi�c na pocz�tek Buchenau. Hans Ri^d skin�� g�ow� z aprobat�. Od chwili spotkania z ma��, rezolutn� hrabiank�, faktycznie interesowa�o go przede wszystkim Buchenau. � Racja l Zdaje si�, �e hrabiego i mojego ojca ��czy�a bliska przyja��? 14 � Tak, �askawy panie. Buchenau le�y od strony G�ry oko�o godziny drogi st�d. Zamek Buchenau jest drugim co do wieF w okolicy, zaraz po Riedberg. Posiad�o�� ziemska r�wnie� niewiele11 , puje naszej. Hrabia �yje ju� od wielu lat w samotno�ci. Podobno, " rozwi�d� si� z �on�, stroni od ludzi. /< $ Hans Ried z zaciekawieniem nadstawi� uszu. � Rozwi�d� si�? To chyba nieprawda, Merklu. Przypominam '� �e hrabina Buchenau umar�a w tym samym roku co moja matka, � przed trzynastoma laty. Merkel potwierdzi� z uk�onem. L � Zgadza si�, �askawy panie. To by�a pierwsza �ona hrabiego, l)1* urodziwszy ch�opczyka, kt�ry jednak prze�y� zaledwie kilka godzin. f� wano ich razem w grobowcu rodzinnym. Trzy lata p�niej hrabia Buc*1, uda� si� w podr� po �wiecie. Powr�ci� z bardzo m�od� kobiet�, � wkr�tce si� o�eni�. � Ach, wi�c to tak! I potem si� z ni� rozwi�d�? L � Tak, �askawy panie. I to bardzo szybko. Ich ma��e�stwo ^ nieca�y rok. � Czy znasz pow�d rozwodu? Merkel wzruszy� ramionami. itJl^ � Kr��y�y rozmaite pog�oski. W�r�d licznych go�ci, kt�rzy w0v. j odwiedzali zamek Buchenau, by� pewien austriacki oficer. Szybko ^ si� ze s�u�by wojskowej, jak m�wiono � z powodu d�ug�w. P^ Buchenau poznali go podczas kt�rej� ze swych podr�y. By� poten�<� d�u�szy czas go�ciem na zamku. Widzia�em go kiedy� w towar^ . hrabiny. Ludzie m�wi�, �e pewnego dnia hrabia Buchenau zasta�5, ma��onk� w bardzo niedwuznacznej sytuacji z panem von Bfe W ka�dym razie potem odby� si� pojedynek. Kula jedynie drasn�}9 "V von Brenken w rami�, podczas gdy hrabia zosta� trafiony w ^ w kolanie. Od tego czasu kuleje. Sta� si� ponurym, stroni�cym od �t j cz�owiekiem. Hrabina musia�a opu�ci� zamek. Przeprowadzono r0,. Hrabia wyp�aci� swojej by�ej �onie poka�n� sum� pieni�dzy, sU% warunek, �e nie b�dzie ju� nosi� jego nazwiska. Podobno sama ni# maj�tku. Od tamtej pory nie widziano w okolicy ani jej, ai*1 von Brenken. Rozpowiadano, �e razem wyjechali. Oczywi�cie nitf r�czy� za szczeg�y. 15 � W porz�dku, Merklu. Nie obawiaj si�. Potraktuj� twoje informacje z pe�n� dyskrecj�. A wi�c hrabia �yje od tamtej pory zupe�nie samotnie? � Tak, co do tego nie mam �adnych w�tpliwo�ci. Opuszcza zamek i park najwy�ej raz dziennie, by uda� si� na kr�tk� przeja�d�k� z m�od� hrabiank�. � C�rk� z pierwszego ma��e�stwa? � spyta� Hans, ponownie przy- patruj�c si� z uwag� fajansowemu dzbankowi. � Tak jest, �askawy panie. Hrabianka Pia mia�a cztery lata, gdy zmar�a jej matka. � A macocha by�a jeszcze bardzo m�oda? � Tak. Mia�a niewiele ponad dwadzie�cia lat. By�a naprawd� pi�kna, jak z obrazka. Nikt nie spodziewa� si� po niej nic z�ego. Mia�a cudowne czarne oczy i r�wnie� czarne, l�ni�ce w�osy. Do tego bia�a, delikatna twarzyczka i czerwone usta. Wszyscy byli zachwyceni jej urod�. Zdawa�o si�, �e parali�uje ludzi wzrokiem, jakby z jej oczu bucha�y p�omienie, sam widzia�em. Hans Ried u�miechn�� si�. � No, drogi Merklu, czy naprawd� by�a tak bardzo pi�kna? Ochmistrz u�miechn�� si� tak�e. � Tak, �askawy panie. Nigdy nie widzia�em pi�kniejszej kobiety. S�dz� zreszt�, �e wszystkich oczarowa�a. Przez chwil� obaj m�czy�ni milczeli. Hans Ried my�la� o tamtej cu- downej kobiecie, kt�ra tak go omota�a, �e zapomnia� dla niej o wszystkim. A potem okaza�a mu swoje fa�szywe, wyrachowane serce i pod�y charakter. Potrafi� postawi� si� na miejscu hrabiego Buchenau i zrozumie�, dlaczego stroni� od ludzi po tak przykrym do�wiadczeniu. Zmusi� si� do porzucenia tych my�li. � Ile lat ma teraz hrabianka, Merklu? � Sko�czy�a siedemna�cie, �askawy panie. � I mieszka tylko ze swoim ojcem na zamku? � Tak, o ile wiem, nigdy nie opu�ci�a Buchenau, nie by�a nawet na pensji dla dziewcz�t. Powiadaj�, �e hrabia nie chce jej nigdzie pu�ci�. Wychowuje j� w szczeg�lny spos�b. Dzieci�stwo mia�a takie, jakby by�a ch�opcem. Hrabia nie dopu�ci� do niej nawet wychowawczyni. Obawia� si�, �e kobieta mog�aby mie� z�y wp�yw na hrabiank�. S�dz�, �e sta� si� zaci�- tym wrogiem wszystkich kobiet. Sam kszta�ci� swoj� c�rk� we wszelkich dziedzinach wiedzy. Uczy� j� j�zyk�w obcych. Oboje maj� lepsz� orientacj� w gwiazdozbiorach na niebie ni� w sprawach ziemskich. Pastor przychodzi� raz w tygodniu i dawa� jej lekcje religii oraz gry na fortepianie. Hrabia zawsze by� przy tym obecny. Zdaje mi si�, �e jego jedynym celem �ycio- wym sta�o si� wychowanie c�rki. Po cz�ci ma ona tak� wiedz�, jakiej nie powstydzi�by si� �aden profesor, a zarazem w niekt�rych sprawach wyka- zuje wr�cz dzieci�c� naiwno��. Ubrana po m�sku, w��czy si� po okolicy, najcz�ciej konno i zawsze sama. Wszyscy, kt�rzy j� znaj�, lubi� j� za natu- ralno�� i dziewcz�cy urok. Jest �yczliwa nawet w stosunku do najpro- stszych ludzi. Ale szaleje po polach zupe�nie jak ch�opiec. Na pewno nikt nie traktuje jej powa�nie, jak przysta�o na wytworn� m�od� dam�. Zreszt� nie ma w tym nic dziwnego. Od kiedy hrabia si� rozwi�d�, na zamek w Buchenau nie przyby�a z wizyt� �adna kobieta, od kt�rej Pia mog�aby si� czego� nauczy�. Jedyn� kobiet�, opr�cz pokoj�wek, jest tam gospodyni � pani Doraemann. Mieszka�a tam jeszcze za �ycia pierwszej �ony hrabiego. Ale ta dzielna osoba jest tylko skromn�, prost� kobiet�. Za swoim panem i za Pia posz�aby w ogie�, ale c� z tego � nie przeka�e przecie� hrabiance manier wytwornej damy. Hrabia nie chce jednak, by jego c�rka by�a inna. Jest zadowolony z rezultat�w swojej pracy wychowawczej. I rzeczywi�cie � trudno jest sobie wyobrazi� bardziej radosne i dobroduszne dziecko ni� Pia. Patrz�c na ni�, cz�owiek mimowolnie si� �mieje, nawet je�li przedtem nie by� w dobrym nastroju. To zupe�nie tak, jakby s�o�ce stawa�o si� ja�niejsze tam, gdzie ona si� pojawia. Mniej wi�cej rok temu na zamek Buchenau wtargn�a baronowa Soltau. Ta niezwykle energiczna osoba zast�pi�a drog� hrabiemu i jego c�rce podczas spaceru w parku. O�wiad- czy�a, �e tak d�u�ej ju� by� nie mo�e. Pia nie powinna ju� wa��sa� si� w ch�opi�cym ubraniu. Koniecznie musi mie� jak�� dam� do towarzystwa lub guwernantk�. Baronowa Soltau powo�ywa�a si� na swoj� przyja�� z matk� Pii. Tym umotywowa�a i usprawiedliwi�a swoje wtargni�cie. Jednak hrabia uprzejmie i bardzo zdecydowanie odrzuci� wszelk� ingeren- cj� w swoje plany wychowawcze. Powiedzia� jej, �e tylko jedno jest dla niego wa�ne, mianowicie, aby jego c�rka wyros�a na szczer�, prawdom�w- n� kobiet�, aby nie uczy�a si� g�upich konwenans�w i zak�amanych manier. Na wszystko inne przyjdzie jeszcze czas. Mimo usilnych stara� baronowa Soltau musia�a opu�ci� zamek, nie dopi�wszy swego. A hrabianka Pia z w�a�ciw� sobie fantazj� nazwa�a swojego wierzchowca �Guwernantk�". 16 - Ludzie nazywaj� to �miej�c si� wyja�nia�a, �e odt�d nie b�dzie si� ju� w��czy�a bez damy do towarzystwa. I wszystko zosta�o po staremu. D�uga przemowa wyczerpa�a ochmistrza. Hans von Ried s�ucha� jej z wyra�nym zainteresowaniem. Czasami u�miecha� si� nieznacznie. My�la� o swoim porannym spotkaniu z hrabian- k� i jej �guwernantk�". Ta ma�a szlachcianka zaintrygowa�a go swoj� orygi- nalno�ci�. Mia� r�wnie� ochot� zobaczy� znowu hrabiego Buchenau. � To bardzo interesuj�ce, drogi Merklu. Ale skoro hrabia �yje odci�ty od �wiata, to w�tpi�, �e by�by rad z mojej wizyty. Merkel u�miechn�� si�. � Z ca�� pewno�ci� tak, �askawy panie. Paru starych przyjaci� wci�� go jeszcze odwiedza, ale niezbyt cz�sto. Czasami zdarza si� nawet, �e gdy przyjad�, s� przez hrabiego odprawiani. Ma on opini� dziwaka. Nie jest za bardzo towarzyski. Starzy przyjaciele sk�adaj� mu wizyty ju� chyba tylko z przyzwyczajenia. Ale mo�e m�czy go spotykanie si� akurat z tymi lud�mi, kt�rzy byli �wiadkami jego tragedii. Boi si� pewnie, �e zaczn� po- rusza� ten temat. Dla jego c�rki ta sprawa stanowi ca�kowit� tajemnic�. Nigdy o tym przy niej si� nie wspomina. Wiem to od gospodyni. Pani Dornemann jest osob�, z kt�r� mo�na rozs�dnie porozmawia�. M�wi�a mi, �e pan hrabia chce zapomnie� o ha�bie, kt�r� okry�a go druga �ona. Nazwisko Buchenau r�wnie� zosta�o skalane. Najch�tniej wymaza�by to wszystko z pami�ci, a jednak nie mo�e pozby� si� wspomnie�. Moim zdaniem przyjmie �askawego pana jako tego, kt�ry nie by� obecny przy tych smutnych wydarzeniach. Poza tym hrabia by� zaprzyja�niony ze �wi�tej pami�ci ojcem �askawego pana. Hans von Ried przez chwil� patrzy� przed siebie w zamy�leniu. Poten rzek� roztargniony. � No, zobaczymy. Opowiedz mi jeszcze troch� o naszych pozosb- �ych s�siadach: Soltauach, Greifenbergach i Hasselrodach. Tylko nie wci ,- waj si� ju� w szczeg�y. Chc� zaraz zje�� �niadanie. Merkel si� sk�oni�. � Nie znam ju� �adnej, r�wnie interesuj�cej historii z s�siedztv> f �askawy panie. Na zamku Soltau mieszka owdowia�a baronowa ze swoim jeszcze niepe�noletnim synem, kt�ry obecnie przebywa w szkole kadet�" To bardzo rezolutna dama, przed kt�r� wszyscy czuj� wielki respekt. San i zarz�dza swoimi posiad�o�ciami. W Greifenberg mieszkaj� starsi pa�stv c 18 ze swoj� jedyn� c�rk�, kt�ra jest �on� oficera. Zrezygnow3 Van z kariery wojskowej, aby wspom�c te�cia w administrowaniu maj�tki^! x Nazywa si� Malt� von Schorpau i jest chyba mniej wi�cej w wieku \$ *^wego pana. Urodzi� si� ju� tak�e wnuczek, z kt�rego starsi pa�stwo s� rdzo dumni. Poprosili, aby m�g� on nosi� tak�e nazwisko Greifenberg. ^ ^Hasselrodach niewiele mog� powiedzie�. Starsi pa�stwo ju� nie �yj�, a o�)� \iorki wysz�y za m�� w Berlinie. Ordynat jest zar�czony z hrabiank� Heerr � Wesele od- b�dzie si� na Zielone �wi�tki. Obecnie nie ma go w dorruJf, ^ e w najbli�- szym czasie oczekuje si� jego powrotu, gdy� zamek musi by ^-rz�dzony na nowo, z uwzgl�dnieniem pokoi dla przysz�ej pani domu. � Dobrze, dobrze, Merklu. Ju� mam jako takie por ^e o swoich s�siadach. Dzi�kuj� ci bardzo. Zreszt� odwiedzi�em Kurta v selrode par� razy w rezydencji na dworze. Opowiada� mi o swych zar^ .^nach. Teraz zjem �niadanie. Prosz�, powiedz, �eby je przygotowano, K>gi Merklu, zaraz schodz� na d�. � Tak jest, �askawy panie � rzek� ochmistrz z uk�onel1*' II Hrabianka Pia Buchenau dotar�a tymczasem do domu, ^dy przeje�- d�a�a ostrym k�usem przez bram� parku, na jej spotkanie w/ ^d� szczup�y, szpakowaty pan. M�g� mie� oko�o pi��dziesi�ciu lat. ^j widoczniej chodzenie sprawia�o mu trudno��, porusza� si� powoli, ^al poci�g��, harmonijn� twarz o uduchowionych oczach, patrz�cych </, nie smutno. Gorzki wyraz ust skrywa�a cz�ciowo kr�tka, szpakowata V ^ka, ale i tak ca�e oblicze by�o blade i ponure. W�osy nad czo�em by�y r ^no przerze- dzone, tak �e wydawa�o si� ono jeszcze wy�sze. Ujrzawszy go hrabianka zawo�a�a rado�nie: � Tato, ju� id�, tato! Pomacha� jej z u�miechem. By� to jednak u�miec/1 >vymuszony, zrodzony w b�lu. Wcale nie rozja�ni� jego ponurej twarzy. Hrabianka zatrzyma�a konia tu� przed ojcem i wysk0C ^�a z siod�a. Z impetem rzuci�a mu si� w ramiona. 19 � Czy przyjecha�am za p�no? Jad�e� ju� �niadanie? Na Jowisza, ale� jestem g�odna! Hrabia Buchenau uca�owa� usta c�rki niemal�e z nabo�nym skupieniem, �Te usta jeszcze nikogo nie oszuka�y. S� czyste i nieskalane. Prawdziwa rozkosz dla cz�owieka, kt�remu kobieca ob�uda zatru�a �ycie" � pomy�la� jak zwykle, kiedy jego c�rka przytula�a si� do niego. U�miech- n�� si� cieplej. � Nie, jeszcze nie jad�em �niadania, tylko czeka�em a� wr�cisz. D�ugo ci� nie by�o. Widzia�a� tego swojego globtrotera? Potwierdzi�a z u�miechem. � Ach, wi�c to by�a naprawd� przezabawna przygoda! Najpierw bezskutecznie podkrad�am si� pod jego zamek jak Indianin, a tu on nagle zjawi� si� przede mn�, jakby spad� z nieba. A naj�mieszniejsze, �e zaprosi� mnie do siebie na �niadanie, poniewa� by�am g�odna. My�la�, �e jestem ch�opcem! Opar�a si� na ramieniu ojca, ci�gn�c za sob� Guwernantk� za uzd�. Gdy tak szli w kierunku zamku, z o�ywieniem opowiada�a mu o spotkaniu z Hansem von Ried. � Ach, tato, gdyby� zobaczy� jego min�, kiedy zdj�am czapk� i moje szkaradne warkocze spod niej wypad�y. My�la�am, �e umr�! On chyba do tej pory nie otrz�sn�� si� z tego zdumienia � zako�czy�a weso�ym �miechem. Po raz pierwszy hrabia Buchenau pomy�la�, �e to nie jest ca�kiem w porz�dku, �e Pia je�dzi na samotne spacery sama i do tego w ch�opi�cym ubraniu. Jednak szybko o tym zapomnia� pod wp�ywem jej radosnej beztroski. � Jak ci si� spodoba� ten podr�nik? � spyta� z u�miechem. Wzruszy�a ramionami. ' � Wiesz... w�a�ciwie si� rozczarowa�am. Nie r�ni si� zbytnio od innych ludzi, kt�rzy nigdy nie marzyli nawet o podr�y dooko�a �wiata. Poza tym jest o wiele m�odszy, ni� my�la�am. Wyobra�a�am sobie, �e ma co najmniej tyle lat co ty, ale si� myli�am. � Mo�e mie� najwy�ej trzydzie�ci trzy lata � rzek� ojciec Pii w zamy�leniu. � Hm! Chyba si� zgadza. Ale mimo to spodoba� mi si�. By� bardzo uprzejmy i chce nas wkr�tce odwiedzi� w Buchenau. Przyjmiesz go, tato? Spojrza� na jej rozpromienion� twarz. 20 � Chcia�aby�, abym to uczyni�? � O, tak! Strasznie bym si� cieszy�a, gdyby opowiedzia� nam o swoich podr�ach. Ciebie by to przecie� tak�e zainteresowa�o. Lubi� s�ucha�, co si� dzieje na �wiecie. Przyjrza� jej si� badawczo. � Zapewne sama chcia�aby� zobaczy� troch� �wiata? � zapyta� nagle bardzo powa�nym tonem. Potrz�sn�a g�ow�. � Nie, my�l�, �e bym sobie nie poradzi�a. Daleko od Buchenau, nie, tato, nie wytrzyma�abym. Najwy�ej raz mog�abym tak na chwileczk� wy�ciubi� nosa i popatrze�, jak to wszystko wygl�da. Ale musia�by� by� przy mnie, a ty przecie� i tak nigdzie nie wychodzisz. Jej s�owa brzmia�y jak cicha pro�ba. Popatrzy�a wyczekuj�co. Jego wzrok by� jednak nieub�agany. � Nie, Piu, nie opuszcz� Buchenau... chyba ju� nigdy � powiedzia� pos�pnie, k�ad�c r�k� na swojej sparali�owanej nodze. Przygln�a mocno do jego ramienia i u�miechn�a si� serdecznie. My�la�a, �e to jego chora noga jest przeszkod� uniemo�liwiaj�c� podr�. � No to zostajemy razem w domu. Tu jest przecie� najlepiej. Patrz, pani Dornemann wynios�a st� na werand�, do s�o�ca. To dobry pomys�. Dzi� jest tak cudownie ciep�o. Wyszli z parku. Mieli przed sob� teraz zamek Buchenau, du�� kwadra- tow� budowl� w stylu barokowym. Balkony o wygi�tych liniach, �ukowate wykusze oraz ozdobne festony pod oknami nadawa�y fasadzie pogodny, malowniczy wygl�d. Mog�oby si� komu� wydawa�, �e w tym pi�knym zameczku mieszkaj� jedynie weseli i szcz�liwi ludzie. Wiosenne s�o�ce rzuca�o na� tak radosne �wiat�o. Na szerokiej werandzie krz�ta�a si� przy stole pani oko�o pi��dzie- si�ciu lat. Mia�a na sobie szar� sukienk� i bia�y fartuch, ciemne w�osy bez �ladu siwizny skrywa� bia�y czepek. Przy ka�dym jej ruchu podzwania�y przypi�te do pasa klucze. Czerstwa, dobroduszna twarz rozja�ni�a si�, kiedy tylko pojawi�a si� hrabianka. Pia odda�a konia stajennemu i wyprzedziwszy ojca wbieg�a po schodach na werand�. � Ach, pani Dornemannko, Dornemanneczko � dzi� ma pani okazj�! Dawno ju� nie by�am tak g�odna! Prosz� kaza� przynie�� porz�dne �niada- nie! � zawo�a�a ze �miechem i �ywo okr�ci�a si� wok� gospodyni. 21 Uradowana pani Dornemann kiwn�a g�ow�. � Wszystko ju� jest gotowe. Ale najpierw musisz si� przebra�. Nie puszcz� ci� do sto�u w takim stroju. Pia �ci�gn�a usta i popatrzy�a na swoje r�ce. Westchn�a g��boko. Szybkim ruchem zdj�a czapk�. � O, pani Dornemannko, jak tu zaraz zemdlej� z g�odu, to b�dzie pani wina. No dobrze, dobrze... ju� id�. R�ce to sobie ju� chyba umyj�. Mojemu wspania�emu kostiumowi wyda�a pani zdaje si� otwart� wojn�, cho� jest taki wygodny, szczeg�lnie do jazdy konnej i do gimnastyki. � Tak, tak, moja hrabianeczko. Do tego si� nadaje. Ale przy stole � nie, to naprawd� nie uchodzi. Niech Lina zaplecie ci na nowo warkocze � poprosi�a pani Dornemann z naciskiem. Hrabianka Pia roze�mia�a si�. � Dobry Bo�e, to b�dzie trwa�o wieczno��, a ja tymczasem umr� z g�odu. No to prosz� mi da� porz�dnego k�sa do ust, �ebym wytrzyma�a t� ceremoni�. Stan�a przed gospodyni� z wyci�gni�tymi r�kami i otwartymi ustami. Pani Dornemann z widocznym zadowoleniem wetkn�a jej smakowit� grzank� pomi�dzy mocne bia�e z�by. Tymczasem wolnym krokiem nadszed� hrabia Buchenau. � Tato, musisz jeszcze poczeka� pi�� minut. Pani Dornemann ka�e post�powa� wed�ug etykiety, wi�c w�a�nie id� zrobi� si� na b�stwo. Za�atwi� to szybko i bezbole�nie. Wnet tu b�d� z powrotem. Skin�wszy ojcu pop�dzi�a do domu. Pani gospodyni przesun�a kilka przedmiot�w na stole, jakby na co� czekaj�c. Niespokojnie patrzy�a na swojego pana, kiedy ten siada� znu�ony w fotelu. Poniewa� nie odchodzi�a, spojrza� na ni� smutnym wzrokiem. � Czy �yczy pani sobie czego�, pani Dornemann? � spyta� nieco ochryp�ym g�osem, kt�rego najwyra�niej rzadko u�ywa�. W zak�opotaniu skuba�a brzeg fartucha. Trudno jej by�o znale�� odpowiednie s�owa w celu wyhiszczenia swojego problemu. W ko�cu niepewnie zacz�a: � Niech mi hrabfa �askawie wybaczy, chcia�abym om�wi� pewn� spraw�, kt�ra ju� od dawna le�y mi na sercu. Hrabia Buchenau przeci�gn�� szczup��, arystokratyczn� d�oni�, na kt�rej b�yszcza� du�y klejnot, po przerzedzonych w�osach. � O co chodzi, prosz� m�wi� bez owijania w bawe�n�. Pani Dornemann zacz�a szarpa� sw�j fartuch jeszcze gwa�towniej. Zaczerpn�a powietrza i powiedzia�a pr�dko, jakby wyuczy�a si� tej kwestii, na pami��: _ Hrabiance trzeba koniecznie kupi� nowe ubrania. Prosz� �askawie pozwoli�, panie hrabio, �e zam�wi� kilka niezb�dnych rzeczy. Stare ubrania pii nie nadaj� si� ju� do niczego. Zrobi�y si� kuse i za kr�tkie. W og�le nie pasuj� do m�odej, dorastaj�cej panny. Hrabia skrzywi� si� w gorzkim u�miechu. _ A wi�c ta �wa�na" sprawa tak pani� dr�czy? Prosz� nie przyk�ada� a� takiej wagi do tych szmat. Moja c�rka nie jest pr�n� strojnisi� i nie zale�y jej na �wiecide�kach i kolorowych sukienkach! � rzek� oschle. Ale tym razem pani Dornemann nie mia�a zamiaru ust�pi�. � Niech hrabia wybaczy, o tym nie mo�e by� nawet mowy. Nasza hrabianka nigdy nie b�dzie strojnisi�. Wcale nie dba o to, co ma na sobie, jest jej wszystko jedno. � No i dobrze, niech tak pozostanie � odpar� ponuro hrabia. Pani Dornemann zebra�a si� na odwag�. � Ale tak d�u�ej naprawd� ju� by� nie mo�e. Nawet nasze pokoj�wki nie chodz� w takich znoszonych i za ciasnych ubraniach. Hrabia naprawd� powinien dopilnowa�, �eby Pia dosta�a nowe rzeczy. Chocia�by ze wzgl�du na ludzi, kt�rzy ju� sobie drwi�, �e hrabianka chodzi w n�dznych szmatach. W oczach starszego pana pojawi�y si� z�owieszcze b�yski. � Kto o�miela si� drwi� z mojej c�rki? � wybuchn��. Gospodyni zadr�a�a pod wp�ywem jego wzroku. Zacisn�a jednak pi�ci jak przed walk�. Prze�kn�szy par� razy �lin�, rzek�a pr�dko: � Uchowaj Bo�e. Z Pii nikt si� nie �mieje. Wszyscy j� bardzo lubi�. Ale ludzie drwi� z hrabiego Buchenau, kt�ry b�d�c bogatym, ka�e swojej jedynaczce nosi� stare, zu�yte ubrania. Roze�mia� si� szyderczo. � A niech si� �miej�! Lepiej, je�li moja c�rka o czystym sercu chodzi w skromnych rzeczach, ni� gdyby mia�a stroi� si� jak paw, nadymaj�c si� przy tym pr�no�ci�. Nie powinna przywi�zywa� wagi do lichej powierz- chowno�ci. Pani o tym dobrze wie. Prosz� wi�c by� rozs�dn�. Dobra pani Dornemann westchn�a skrycie. Wiedzia�a, dlaczego jej Pan zdziwacza�, wiedzia�a, �e nienawidzi� pozor�w i blichtru, dla kt�rych 22 23 wysz�a za niego druga �ona. Nie wolno by�o k��ci� si� z nim na ten temat. Ale postanowi�a dzi� stanowczo, �e doprowadzi spraw� do ko�ca. Ju� przedtem Lina pokoj�wka Pii � przecie� tylko ch�opka � pokaza�a jej star� sukienczyn� hrabianki i powiedzia�a: � W tym ju� si� nie da chodzi�, pani Dornemann, to si� nadaje na stragan szmaciarza! Ja�nie pani musi mie� nowe sukienki. Powiedzia�a wi�c upartym a zarazem pojednawczym tonem: � Ale nasza hrabianka powinna przynajmniej wygl�da� czysto i schludnie, �askawy hrabio. Nie musi mie� od razu wytworych, kolorowych stroj�w. Wystarczy par� porz�dnych sukienek, chocia� ka�da m�oda dziew- czyna potrafi si� cieszy� z pi�knych ubra�, nie b�d�c przy tym ani odrobin� pr�n�. Niech hrabia obejrzy kiedy� garderob� swojej c�rki. Pe�no w niej starych, znoszonych, ciasnych i przykr�tkich rzeczy, kt�re ju� nied�ugo zupe�nie si� rozlec�. Hrabia ponownie przeci�gn�� r�k� po w�osach. � No, ju� dobrze. Prosz� zam�wi� kilka nowych sukienek, skoro to takie niezb�dne. Ale musz� by� skromne, �adnych kolorowych szmat. To jest podstawowy warunek! Oblicze pani Dornemann rozja�ni�o si�, jakby sama przed chwil� dosta�a wspania�� sukni� z jedwabiu. � Tak jest, panie hrabio, tak jest! Zrobi� to jeszcze dzisiaj �zapew- ni�a z zapa�em. U�miechn�� si� ironicznie. � Postawi�a pani na swoim, chyba jest pani szcz�liwa? Starsza pani u�miechn�a si� lekko i pobieg�a spiesznie do domu jakby w obawie, �e pan mo�e jeszcze cofn�� swe pozwolenie. Patrzy� za ni� ponuro i zamy�li� si� g��boko. Po chwili zesz�a Pia i wkroczy�a na werand�. Pozby�a si� swego ch�o- pi�cego ubrania. Mia�a za to na sobie istotnie bardzo znoszon� ciemnonie- biesk� sukienk�, najwyra�niej za ciasno opinaj�c� rozkwitaj�c� sylwetk�. Hrabia Buchenau rzuci� badawcze spojrzenie na jej str�j, nie upi�kszo- ny nawet najdrobniejsz� b�yskotk�. Hrabianka sprawia�a teraz wra�enie zdecydowanie starszej, a chyba i nie pi�kniejszej ni� w twarzowym, b�d� co b�d�, ubranku do jazdy konnej, uszytym przez pokoj�wk� wed�ug wskaz� wek Pii. Hrabia musia� przyzna�, �e pani Dornemann nie przesadzi�". Sukienka by�a rzeczywi�cie zu�yta i ciasna. 24 . � Gospodyni przekona�a mnie przed chwil�, �e musisz sobie sprawi� nowe ubrania � rzek� zajmuj�c miejsce przy stole. Dziewczyna za�mia�a si� patrz�c na siebie. �- Hm! My�l�, �e ju� najwy�szy czas. Ja tak�e zauwa�y�am, �e moja stara garderoba nie nadaje si� ju� do niczego. � Dlaczego sama mi o tym nie powiedzia�a�? Westchn�a. � Zwleka�am z tym jak najd�u�ej. Wiesz, nowe sukienki s� okropnie niewygodne. Ale w starych tak�e nie czuj� si� ju� dobrze. To prawdziwy dylemat: co jest lepsze � nowe czy stare? Zupe�nie nie mog� si� swobodnie porusza� ani w jednym, ani w drugim. Najch�tniej ca�y czas nosi�abym m�j ch�opi�cy kostium. Ale Dornemannka bardzo dba o dobre maniery przy stole. Wi�c musimy si� przem�c, tatku, i zrobi�, co ona nam ka�e. Po tonie g�osu mo�na by�o pozna�, �e wygl�d zewn�trzny jest jej zupe�nie oboj�tny. T� oboj�tno�� jeszcze bardziej podkre�la�a fryzura. Sztywne warkocze, uplecione mo�liwie jak najcia�niej, owija�y ma�� g��wk�. Ale nawet pomimo tego nietwarzowego uczesania mo�na by�o doceni� pi�kno jej z�otobr�zowych w�os�w. Pia z ukontentowaniem si�gn�a po jedzenie, na�o�ywszy wcze�niej ojcu na talerz. Jej nieprzerwany szczebiot rozbrzmiewa� na werandzie, a dono�ny, czysty �miech ni�s� si� daleko w wiosennym powietrzu. Ten niewinny, nieskomplikowany spos�b bycia dzia�a� koj�co na ojca. Rozpo- godzi� si� i dostosowa� do niej, na ile by�o to mo�liwe. Ale blade rysy jego twarzy stale zdradza�y ukryty b�l. Czasami zatrzymywa� smutny wzrok na niewinnym dziecku. Pia by�a jakby stworzona do tego, aby swoim widokiem nape�nia� ludzkie serca rado�ci� i otuch�. Jej oczy �mia�y si� pogodnie, a g�adka cera kaza�a my�le� o kwiecie jab�oni. Hrabianka Pia nie by�a wyj�tkowo pi�kna, zw�aszcza w tym nietwarzowym stroju. Nie mia�a typowo regularnych rys�w. Nos by� nieco zbyt kr�tki, a g�rna warga