7055
Szczegóły |
Tytuł |
7055 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7055 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agatha Christie
Trzyna�cie zagadek
The Thirteen Problems
T�umaczy�a: Maria Weiss
I
Klub wtorkowych spotka�
� Nie rozwi�zane zagadki...
Raymond West wydmuchn�� k��b dymu i powt�rzy� raz jeszcze, z widoczn�
przyjemno�ci�:
� Nie rozwi�zane zagadki.
Rozejrza� si� wok� z zadowoleniem. Pok�j, z szerokimi czarnymi belkami u
sufitu,
urz�dzony by� starymi, solidnymi meblami, kt�re pasowa�y do wn�trza.
Raymond jako pisarz lubi� atmosfer� domu ciotki Jane, kt�ry zawsze uwa�a� za
w�a�ciw�
opraw� dla jej osobowo�ci. Spojrza� na drug� stron� kominka, gdzie w du�ym
fotelu po
dziadku siedzia�a wyprostowana ciotka. Panna Marple ubrana by�a w g�sto
marszczon� w talii
czarn� sukni� z brokatu, kt�rej prz�d zdobi�y belgijskie koronki sp�ywaj�ce spod
szyi. Na
sukni� mia�a narzucon� czarn� koronkow� mantylk� i taki sam czepek przykrywa�
jej
�nie�nobia�e, upi�te do g�ry w�osy.
Robi�a na drutach co� bia�ego, mi�kkiego i puszystego. Jej dobrotliwe, wyblak�e
niebieskie oczy spogl�da�y z �agodn� przychylno�ci� na siostrze�ca i jego go�ci.
Najpierw spocz�y na Raymondzie, nieco zarozumia�ym m�odym cz�owieku, potem na
Joyce Lempriere, artystce z kr�tko przyci�tymi czarnymi w�osami i piwnymi
oczami, a
nast�pnie przenios�y si� na sir Henry�ego Clitheringa, �wiatowca o eleganckim i
zadbanym
wygl�dzie.
W pokoju by�y jeszcze dwie osoby: doktor Pender, starszawy pastor z tutejszej
parafii, i
pan Petherick, adwokat, niski i zasuszony m�czyzna, maj�cy zwyczaj spogl�da�
znad
okular�w.
Panna Marple ka�dego z nich obrzuci�a kr�tkim spojrzeniem i u�miechaj�c si�
�agodnie
powr�ci�a do swej rob�tki.
Pan Petherick odkaszln�� sucho, jak zwykle zanim zacz�� m�wi�.
� Co takiego m�wisz, Raymondzie? Nie wyja�nione zagadki? Hm... O co chodzi?
� O nic � rzek�a Joyce Lempriere. � Raymond po prostu lubi s�ucha� swego g�osu.
Raymond West pos�a� jej spojrzenie pe�ne wyrzutu, na co Joyce roze�mia�a si�
odrzucaj�c
w ty� g�ow�.
� Raymond jak zwykle kocha m�ci�. Prawda, panno Marple? � powiedzia�a. � Zreszt�
pani z pewno�ci� zna go od tej strony.
Ciotka Jane u�miechn�a si� do niej uprzejmie, ale nic nie odpowiedzia�a.
� �ycie samo w sobie jest nie wyja�nion� zagadk� � sentencjonalnie odezwa� si�
pastor.
Raymond wyprostowa� si� na krze�le i gwa�townym ruchem zgasi� papierosa.
� Wcale nie to mam na my�li! Nie uprawiam filozofii � powiedzia�. � My�la�em po
prostu o takich sprawach, kt�re si� wydarzy�y i kt�rych nikt nigdy nie wyja�ni�.
� Znam w�a�nie wypadek tego rodzaju, kochanie � rzek�a panna Marple. � Na
przyk�ad wczoraj rano pani Carruthers zdarzy�o si� co� bardzo dziwnego. Kupi�a
p� kilo
krewetek u Elliota. Wst�pi�a jeszcze do dw�ch innych sklep�w, a gdy wr�ci�a do
domu,
spostrzeg�a, �e nie ma krewetek. Wr�ci�a wi�c do tych sklep�w, ale jej krewetki
znikn�y.
Osobi�cie wydaje mi si� to bardzo, zagadkowe.
� Podejrzana historia � z powag� zauwa�y� sir Henry.
� Oczywi�cie, jest mn�stwo mo�liwych rozwi�za� � ci�gn�a panna Marple, a
policzki
jej zar�owi�y si� z przej�cia. � Na przyk�ad kto� inny...
� Droga ciociu � przerwa� Raymond z nut� rozbawienia. � Mnie nie chodzi o tego
typu drobne incydenty. My�la�em o morderstwach lub wypadkach zagini�cia � o
sprawach,
o kt�rych sir Henry m�g�by opowiada� godzinami, je�li tylko by zechcia�.
� Nie mog� zdradza� tajemnic s�u�bowych. Nigdy nie m�wi� o swej pracy �
stwierdzi�
skromnie sir Henry, kt�ry do niedawna jeszcze pracowa� jako komisarz w Scotland
Yardzie.
� Przypuszczam, �e wiele zbrodni i innych spraw nigdy nie zosta�o wyja�nionych
przez
policj� � powiedzia�a Joyce.
� Tak, to chyba og�lnie znana prawda � odpar� pan Petherick.
� Zastanawiam si�, jaki umys� radzi sobie najlepiej z rozwik�aniem zagadki �
rzek�
Raymond West. � Zawsze mam wra�enie, �e dzia�anie policji ograniczone jest przez
brak
wyobra�ni.
� To punkt widzenia laika � odparowa� komisarz sucho.
� Ty naprawd� chcesz sta� si� wyroczni�, Raymondzie? W sprawach psychologii i
wyobra�ni nale�y wys�ucha� pisarza... � m�wi�c to Joyce u�miechn�a si�
ironicznie i
sk�oni�a w jego stron�, ale ten pozosta� powa�ny.
� Sztuka pisarska pozwala wnikn�� w natur� ludzk� i dostrzec motywy, kt�re
zwyk�y
�miertelnik m�g�by pomin��.
� Wiem, kochanie, �e twoje ksi��ki s� bardzo uczone � wtr�ci�a panna Marple. �
Ale
czy naprawd� uwa�asz, �e ludzie s� tak niedobrzy, jak ich przedstawiasz?
� Moja droga ciociu, trwaj przy swoich przekonaniach. I niebo niech mi wybaczy,
gdybym w jaki� spos�b nimi zachwia� � odpar� Raymond wycofuj�c si� z dyskusji.
� Wydaje mi si�, �e wielu ludzi nie jest ani dobrych, ani z�ych, ale c�, po
prostu bardzo
g�upich... � rzek�a starsza pani marszcz�c czo�o podczas liczenia oczek na
drutach.
Pan Petherick znowu odkaszln��.
� Czy nie uwa�asz, Raymondzie, �e zbyt wielk� wag� przywi�zujesz do wyobra�ni?
To
bardzo niebezpieczne i my, prawnicy, wiemy o tym najlepiej. Jedyn� logiczn�
metod�
zg��bienia prawdy jest bezstronne rozpatrzenie fakt�w i dowod�w. I mog� doda�,
�e w mojej
pracy tylko ta metoda daje w�a�ciwe efekty.
� Ha! � wykrzykn�a Joyce odrzucaj�c w ty� g�ow�. � Za�o�� si�, �e jako detektyw
pobi�abym was na g�ow�! Jestem nie tylko artystk�, ale i kobiet� � a m�wcie, co
chcecie, ale
my kobiety mamy intuicj�, kt�rej brakuje m�czyznom. Dostrzegamy wi�c rzeczy,
kt�rych
wy nie mo�ecie zobaczy�. A poza tym jako artystka mia�am do czynienia z r�nymi
lud�mi w
rozmaitych warunkach. Znam �ycie z innej strony, ni� mo�e je zna� droga panna
Marple.
� Nie wiem, czy jest tak, jak m�wisz, kochanie � rzek�a starsza pani. � W ma�ych
miasteczkach zdarzaj� si� czasami bardzo ciekawe i niepokoj�ce sprawy.
� Czy mog� co� powiedzie�? � zapyta� pastor z u�miechem. � My, duchowni, obecnie
nie mamy wp�ywu na wiele spraw, ale za to wiemy o r�nych rzeczach, bo znamy
tajniki
duszy ludzkiej, kt�ra jest jak zamkni�ta ksi�ga dla �wiata zewn�trznego.
� Wydaje mi si� � zwr�ci�a si� Joyce do zebranych � �e stanowimy ca�kiem ciekaw�
grup�. A mo�e by�my tak za�o�yli klub?... Jaki to dzisiaj dzie�? Wtorek?
Mogliby�my
nazwa� go... Klubem Wtorkowych Spotka�. Co tydzie� b�dziemy si� tu zbiera� i
ka�dy
przedstawi jak�� zagadkow� spraw�, kt�r� zna osobi�cie i wie, jakie jest jej
rozwi�zanie. A
wi�c, ile mamy os�b? Raz, dwa, trzy, cztery, pi��... A powinno przecie� by� nas
sze�cioro!...
� Zapomnia�a� o mnie, kochanie � u�miechn�a si� panna Marple.
Joyce zawaha�a si� przez moment, po czym wykrzykn�a pospiesznie:
� Wspaniale, panno Marple! Po prostu nie s�dzi�am, �e zechce pani przy��czy� si�
do
zabawy.
� Uwa�am, �e mo�e by� bardzo ciekawa � stwierdzi�a starsza pani. � Zw�aszcza, �e
tak wielu m�drych ludzi we�mie w niej udzia�. Obawiam si�, �e nazbyt dobrze znam
si� na
takich sprawach, ale �ycie w St. Mary Mead przez tyle lat da�o mi mo�liwo��
poznania natury
ludzkiej z r�nych stron.
� Jestem przekonany, �e pani wsp�praca oka�e si� bardzo cenna � dorzuci� z
kurtuazj�
sir Henry.
� Kto zacznie? � zapyta�a Joyce.
� S�dz�, �e nie ma co do tego w�tpliwo�ci � rzek� doktor Pender. � Je�li mamy
okazj�
go�ci� po�r�d nas tak znakomitego detektywa, jak sir Henry... � Zawiesi� g�os i
sk�oni� si� w
kierunku komisarza.
Ten milcza� przez chwil�, po czym westchn�� i prostuj�c si� w fotelu powiedzia�:
� Jest mi nieco trudno wybra� odpowiedni przypadek, s�dz� jednak, �e znam tak�
spraw�, kt�ra �ci�le odpowiada naszym regu�om. By� mo�e sami natkn�li�cie si� na
wzmiank� o niej w prasie zesz�ego roku. Sprawa ta, nie wyja�niona, zosta�a
od�o�ona ad acta
i jak to nieraz bywa, rozwi�zano j� przypadkiem, o czym dowiedzia�em si�
niedawno.
Fakty s� bardzo proste. Troje ludzi zasiad�o do kolacji, kt�ra mi�dzy innymi
sk�ada�a si� z
ostryg z puszki. Tej samej nocy wszyscy zachorowali i wezwano pospiesznie
lekarza. Dwie
osoby odratowano, trzecia zmar�a.
� Mhm... � mrukn�� Raymond.
� Jak powiedzia�em, fakty s� bardzo proste. Stwierdzono, �e �mier� nast�pi�a na
skutek
zatrucia pokarmowego i na tej podstawie wydano �wiadectwo zgonu. Ale na tym
sprawa si�
nie sko�czy�a.
Panna Marple pokiwa�a g�ow�.
� Przypuszczam, �e jak zwykle zacz�to plotkowa� � powiedzia�a.
� A teraz musz� przedstawi� uczestnik�w dramatu � ci�gn�� komisarz. � Ma��e�stwo
nazwijmy pa�stwem Jones, a towarzyszk� pani Jones � pann� Clark. Pan Jones
pracowa�
jako komiwoja�er w firmie chemicznej. By� to m�czyzna przystojny, lat oko�o
pi��dziesi�ciu, jowialny i bardzo �ywotny. Jego �ona by�a kobiet� raczej
przeci�tn�, o pi�� lat
m�odsz� od m�a. Towarzyszka jej, panna Clark, kobieta sze��dziesi�cioletnia to
osoba t�ga i
pogodna, o czerstwej, rumianej twarzy. Jak wi�c sami widzicie, nic specjalnie
ciekawego nie
mo�na o nich powiedzie�.
K�opoty zacz�y si� w do�� dziwny spos�b. Poprzedzaj�c� wypadki noc Jones
sp�dzi� w
ma�ym hotelu, gdzie zwykle zatrzymywa� si� b�d�c w Birmingham. Pokoj�wka
sprz�taj�c
jego pok�j wymienia�a bibu�� na biurku. Nie maj�c wiele roboty, zabawia�a si�
odczytywaniem w lusterku pisma na zu�ytym arkuszu bibu�y. By�o to tu� po tym,
jak pan
Jones sko�czy� pisa� list. Kilka dni p�niej ukaza�a si� w gazetach notatka o
�mierci pani
Jones na skutek zatrucia ostrygami z puszki. Pokoj�wka zdradzi�a wtedy swoim
kole�ankom,
co zdo�a�a odcyfrowa�. S�owa te brzmia�y: �...ca�kowicie zale�ny od mojej
�ony... je�li
umrze, to ja... setki i tysi�ce...�
Mo�e pami�tacie, �e nied�ugo przed tym wypadkiem du�o m�wi�o si� o sprawie
otrucia
�ony przez m�a. Tak wi�c niewiele trzeba by�o, by roznieci� wyobra�ni�
dziewcz�t. Wed�ug
nich Jones rozprawi� si� z �on�, by odziedziczy� setki i tysi�ce funt�w! A w
dodatku jedna z
pokoj�wek mia�a krewnych, kt�rzy mieszkali w tym samym miasteczku co Jonesowie.
Napisa�a do nich i z listu dowiedzia�a si�, �e Jones interesowa� si� c�rk�
miejscowego
lekarza, przystojn� trzydziestotrzyletni� pann�. Wybuch� skandal i sprawa
nabra�a rozg�osu.
Do Scotland Yardu nap�yn�o wiele anonimowych list�w oskar�aj�cych Jonesa o
zamordowanie �ony. Podobne skargi otrzyma�a prokuratura.
Teraz mog� si� przyzna�, �e nie przywi�zywali�my do nich wagi podczas �ledztwa �
ci�gn�� komisarz. � Traktowali�my te denuncjacje jako bezpodstawne plotki
zrodzone w
mie�cinie ��dnej sensacji. Pomimo to podj�to decyzj� o ekshumacji zw�ok, by
uspokoi�
opini� publiczn�. Sprawa nale�a�a do tych, kt�re wzbudzaj� podejrzenia mimo
braku
konkretnych dowod�w winy.
W tym wypadku jednak podejrzenia okaza�y si� nadspodziewanie trafne. W wyniku
sekcji zw�ok wykryto arszenik i stwierdzono, �e by� bezpo�redni� przyczyn�
�mierci pani
Jones. Do Scotland Yardu, wsp�pracuj�cego z miejscowymi w�adzami �ledczymi,
nale�a�o
wykrycie sprawcy.
� Ach! � wykrzykn�a Joyce. � To dopiero zagadka! W sam raz dla nas!
Komisarz podj�� opowie��.
� Podejrzenie pad�o oczywi�cie na Jonesa. On zyskiwa� najwi�cej po �mierci �ony.
Co
prawda nie by�y to setki tysi�cy funt�w, jak plotkowano, ale ca�kiem przyzwoita
suma o�miu
tysi�cy. Jones nie dysponowa� �adnymi funduszami opr�cz tego, co zarobi�, a
znany by� ze
sk�onno�ci do ekstrawagancji i s�abo�ci do kobiet. Delikatnie sprawdzili�my
plotk� o jego
domniemanym flircie z c�rk� lekarza. Okaza�o si�, �e ��czy�a ich kiedy� za�y�a
przyja��, ale
zosta�a zerwana dwa miesi�ce przed �mierci� pani Jones. Od tamtej pory nie
widziano ich
razem.
Wynik sekcji zaszokowa� doktora, kt�rego owej nocy wezwano do udzielenia pomocy
ofiarom zatrucia. Zauwa�y� wtedy natychmiast ci�ki stan pani Jones i pos�a� po
opium na
u�mierzenie bole�ci. Pomimo wszelkich stara� chorej nie uda�o si� uratowa�.
Lekarz jednak
ani przez moment nie widzia� w tym nic podejrzanego. By� przekonany, �e �mier�
nast�pi�a
wskutek zatrucia pokarmowego. Tego wieczora wszyscy troje jedli ostrygi z
puszki, sa�at�,
chleb, mas�o, ser i biszkopt z kremem. Niestety, nie zosta�o ani troch� ostryg z
kolacji, a
puszk� po nich wyrzucono. Doktor na miejscu wypyta� m�od� s�u��c�, Gladys Linch,
czy
podane na kolacj� potrawy by�y �wie�e. Z trudem uda�o mu si� uzyska� rzeczowe
odpowiedzi
od zap�akanej i wzburzonej dziewczyny. Stale jednak powtarza�a, �e ostrygi by�y
na pewno
�wie�e.
Takie by�y fakty, na kt�rych opiera�o si� dochodzenie. Wydawa�o si�, �e zab�jczy
arszenik nie m�g� by� podany w �adnej potrawie na kolacj�, gdy� wszystkie trzy
osoby jad�y
to samo. Pan Jones r�wnie�. Poza tym jeszcze jedna okoliczno�� przemawia�a na
jego
korzy��. Ot� wr�ci� z Birmingham akurat na kolacj�, nie mia� wi�c dost�pu do
jedzenia.
� A co z towarzyszk� pani Jones? � zapyta�a Joyce. � T� t�g�, dobroduszn�
kobiet�?
� Nie pomin�li�my i panny Clark � zapewni� komisarz. � By�a ona jednak raczej
poza
podejrzeniem ze wzgl�du na brak motywu zbrodni. Pani Jones nie zostawi�a jej nic
w spadku,
tak wi�c przez �mier� swej chlebodawczyni traci�a najwi�cej, gdy� musia�a
opu�ci�
dotychczasowe miejsce i poszuka� sobie innej pracy.
� To chyba j� wyklucza � z namys�em powiedzia�a Joyce.
� Wkr�tce potem jeden z moich pracownik�w odkry� wa�ny fakt � kontynuowa�
komisarz. � Owego wieczoru po kolacji pan Jones zszed� do kuchni i poprosi� o
owsiank�
dla �ony, bo poczu�a si� niedobrze. Czeka� w kuchni, a� s�u��ca przygotuje
p�atki i sam
zani�s� talerz na g�r�. I to, musz� przyzna�, stanowi�o zwrot w ca�ej sprawie.
Mecenas Petherick pokiwa� ze zrozumieniem g�ow�.
� Po pierwsze, mia� motyw � rzek� wyliczaj�c na palcach. � Po drugie, jako
komiwoja�er firmy chemicznej mia� �atwy dost�p do trucizny.
� I by� cz�owiekiem s�abych zasad moralnych � dorzuci� pastor.
Raymond West spojrza� na komisarza badawczo.
� Co� si� za tym kryje � stwierdzi�. � Dlaczego wi�c go nie aresztowano?
Sir Henry u�miechn�� si� k�tem ust.
� W tym w�a�nie ca�y szkopu�. Do czasu wszystko sz�o g�adko, a teraz zacz�y si�
komplikacje. A Jonesa nie aresztowali�my, poniewa� panna Clark zezna�a, �e to
ona zjad�a
owsiank� zamiast pani Jones!
Podobno posz�a do pokoju pani Jones, jak to mia�a w zwyczaju. Pani Jones
siedzia�a
oparta o poduszki, a obok niej sta� talerz z owsiank�. �Wiesz co, Milly, nie
czuj� si� zbyt
dobrze � powiedzia�a. � Ale to moja wina, bo po co jad�am ostrygi tak p�no!
Poprosi�am
Alberta, by mi przyni�s� troch� p�atk�w owsianych, a teraz jako� nie mam na nie
ochoty�.
�Szkoda, �eby si� zmarnowa�y � skonstatowa�a panna Clark. � Wygl�daj� tak
smacznie
i nie maj� grudek. Gladys naprawd� zupe�nie dobrze gotuje. To dzisiaj rzadko��,
gdy m�oda
dziewczyna umie w�a�ciwie przyrz�dzi� owsiank�. S�owo daj�, ch�tnie bym j�
zjad�a. Jestem
taka g�odna�...
� Tu musz� doda� � wyja�ni� sir Henry � �e panna Clark przeprowadza�a w�a�nie
kuracj� odchudzaj�c�, gdy� niepokoi�a si� sta�ym przybieraniem na wadze.
�Naprawd� �le robisz, Milly. Wierz mi! � przekonywa�a pani Jones. � Je�li B�g
da� ci
tusz�, to znaczy, �e masz taka by�. Zjedz lepiej te p�atki. To ci wyjdzie na
zdrowie�. Panna
Clark nie daj�c si� d�u�ej prosi� opr�ni�a talerz. Jak wi�c sami widzicie, ten
dow�d
przeciwko panu Jonesowi spali� na panewce. Podejrzany list, kt�ry pisa� w
hotelu, r�wnie�
niewiele nowego wni�s� do sprawy. Jones, zapytany o s�owa odbite na bibule,
wyja�ni� bez
wahania, �e pochodzi�y z listu do jego brata w Australii. Zwr�ci� si� on z
pro�b�, by Jones
po�yczy� mu pieni�dze. Ten jednak odpisa�, �e nie mo�e mu pom�c, gdy� sam nie
dysponuje
pieni�dzmi i jest ca�kowicie uzale�niony od swojej �ony, je�li chodzi o finanse.
Gdyby �ona
nie �y�a, by�by oczywi�cie w stanie mu pom�c, gdy� wtedy on zarz�dza�by
maj�tkiem.
Wyrazi� ubolewanie, �e nie mo�e odda� przys�ugi bratu, ale w takiej sytuacji s�
setki, o ile nie
tysi�ce ludzi na ca�ym �wiecie.
� A wi�c �ledztwo utkn�o w martwym punkcie? � spyta� pastor.
� Tak, na tym �ledztwo utkn�o � powt�rzy� pos�pnie komisarz. � Nie mogli�my
ryzykowa� aresztowania Jonesa bez �adnych dowod�w, na podstawie samych poszlak.
Zapad�o milczenie, kt�re przerwa�a Joyce.
� I to ju� koniec? � zapyta�a.
� Taki jest stan �ledztwa z zesz�ego roku. Prawdziwe rozwi�zanie zna Scotland
Yard od
niedawna, a za dwa lub trzy dni b�dziecie mogli i wy przeczyta� o tym w
gazetach.
� Prawdziwe rozwi�zanie � powt�rzy�a z namys�em Joyce. � Ciekawa jestem, jakie
b�dzie... Tymczasem my spr�bujmy si� tym zaj��. Wszyscy zastanowimy si� przez
pi��
minut, a potem ka�dy poda swoj� wersj�.
Raymond West zacz�� mierzy� czas na zegarku. Gdy pi�� minut min�o, podni�s�
wzrok
na pastora Pendera.
� Mo�e pan zacznie, pastorze?
Starszy pan potrz�sn�� g�ow�.
� Musz� si� przyzna�, �e jestem w kropce � powiedzia�. � Czuj�, �e na pewno m��
jest w to jako� zamieszany, ale zupe�nie nie rozumiem, jak m�g� poda� trucizn�.
Musia� to
zrobi� w jaki� nowy, nie znany dot�d spos�b i szczerze si� dziwi�, �e w og�le
zdo�ano to
wykry� po tak d�ugim czasie.
� Joyce?
� Ta towarzyszka! � rzuci�a zdecydowanie. � Tylko ona! C� mo�emy wiedzie� o
motywach, kt�rymi si� kierowa�a? To, �e by�a t�ga i brzydka, wcale nie znaczy,
�e nie mog�a
si� skrycie kocha� w panu Jonesie. Mog�a te� nienawidzi� jego �ony z jakiego�
innego
powodu? Pomy�lcie tylko, co to znaczy by� osob� do towarzystwa � zawsze zmusza�
si� do
u�miechu, przytakiwa� wszystkiemu, t�umi� w�asne uczucia i urazy, Kt�rego� dnia,
nie
mog�c znie�� tego d�u�ej � zabi�a. Prawdopodobnie wsypa�a arszenik do owsianki,
a ta ca�a
historia, �e sama j� zjad�a, jest wyssana z palca.
� Pan Petherick?
� Je�li mam wyda� s�d opieraj�c si� tylko na tych faktach, wola�bym wstrzyma�
si� od
g�osu.
� Ale� musi pan co� powiedzie� � nalega�a Joyce. � Nie mo�e pan wstrzyma� si� od
g�osu! Pan r�wnie� jest detektywem w naszej zabawie.
� Na podstawie tych fakt�w niewiele mo�na wywnioskowa� � rzek� z pow�tpiewaniem
adwokat. � Co prawda, znam wiele wypadk�w tego typu i osobi�cie uwa�am, �e to
osoba
panny Clark jest kluczem do ca�ej sprawy, cho� bezpo�rednio winien jest m��. Z
takich czy
innych powod�w ona celowo os�ania Jonesa w zeznaniach. Mo�e zawarli jaki� uk�ad
finansowy? On m�g� przypuszcza�, �e b�dzie g��wnym podejrzanym. Ona za�, chc�c
zabezpieczy� sobie staro��, mog�a si� zgodzi� na zapewnienie mu alibi swoj�
historyjk� o
owsiance w zamian za jak�� przyzwoit� sumk�. Gdybym jednak zgad�, by�oby to
bardzo
nietypowe rozwi�zanie. Naprawd� rzadko spotykane.
� Nie zgadzam si� z wami! � �achn�� si� Raymond. � Wszyscy pomin�li�cie
najwa�niejsz� osob�. C�rk� lekarza! Przedstawi� wam moj� wersj� wydarze�.
Ostrygi z
puszki by�y nie�wie�e. To t�umaczy objawy zatrucia. Pos�ano po lekarza. Znajduje
on pani�
Jones w ostrych bole�ciach, bo zjad�a najwi�cej ostryg. Postanawia wi�c poda�,
jak wiemy,
pigu�ki u�mierzaj�ce b�l. Nie idzie sam, lecz kogo� po nie wysy�a. Kto wydaje
opium?
Oczywi�cie jego c�rka! Bardzo mo�liwe, �e to ona sporz�dza leki dla ojca. Jest
zakochana w
Jonesie i oto otwiera si� przed ni� szansa. U�wiadamia sobie, �e teraz ma okazj�
uwolni� go
od �ony. Pigu�ki, kt�re daje pos�a�cowi, zawieraj� czysty arszenik. Uwa�am, �e
to jest
w�a�ciwe rozwi�zanie.
� A jak by�o naprawd�? � nie wytrzyma�a Joyce.
� Chwileczk�, jeszcze panna Marple nie przedstawi�a swojej wersji � powstrzyma�
j�
komisarz.
Starsza pani poruszy�a si� niespokojnie.
� O, m�j Bo�e! Tak si� przej�am t� histori�, �e znowu opu�ci�am jedno oczko! To
przykra sprawa, bardzo, przykra... Przypomina mi starego pana Hargravesa, kt�ry
mieszka� w
Mount. Jego �ona niczego nie podejrzewa�a a� do chwili, gdy zmar� zostawiaj�c
wszystkie
pieni�dze kobiecie, z kt�r� mia� pi�cioro dzieci, a kt�ra niegdy� by�a u nich
s�u��c�. �Taka
mi�a dziewczyna � zwyk�a by�a mawia� pani Hargraves. � I naprawd� mo�na jej
wierzy�,
�e codziennie prze�ciele materace. Z wyj�tkiem pi�tku, oczywi�cie!�
Potem ta dziewczyna rzuci�a u nich prac� i zamieszka�a w s�siednim miasteczku, a
pan
Hargraves stale u niej bywa�, co nie przeszkodzi�o mu by� ko�cielnym i ka�dej
niedzieli
obnosi� tacy podczas mszy.
� Droga ciociu Jane � przerwa� jej niecierpliwie Raymond. � C� wsp�lnego ma
zmar�y Hargraves z nasz� spraw�?
� Te obydwie historie natychmiast mi si� skojarzy�y � odpar�a panna Marple. �
Fakty
s� bardzo zbli�one, nieprawda? Przypuszczam, �e w naszej sprawie ta biedna
dziewczyna
wyzna�a wszystko na spowiedzi i w ten spos�b prawda wysz�a na jaw. Czy tak, sir
Henry?
� Jaka dziewczyna? � wykrzykn�� ze zdziwieniem Raymond. � Ciociu kochana, o kim
ty m�wisz?
� O s�u��cej Gladys Linch, oczywi�cie. By�a przecie� tak ogromnie wzburzona, gdy
doktor z ni� rozmawia�. Biedactwo! Mam tylko nadziej�, �e ten niegodziwiec Jones
zostanie
powieszony za to, �e zrobi� z niej morderczyni�. Ale obawiam si�, �e i t� ma��
spotka ten sam
los.
� Pani chyba si� myli, panno Marple... � zacz�� pan Petherick, ale starsza pani
potrz�sn�a z uporem g�ow� i spojrza�a prosto na komisarza.
� Mam racj�, prawda? To wydaje si� tak oczywiste. Te setki i tysi�ce � i
biszkopt z
kremem � przecie� nie mo�na tego nie powi�za�.
� A c� to ma wsp�lnego?! � wykrzykn�� Raymond.
Ciotka zwr�ci�a si� w jego stron�.
� Kucharki zwykle uk�adaj� mn�stwo r�no�ci na biszkopcie z kremem, kochanie.
Takie
ma�e cude�ka z cukru. Nie darmo biszkopty nazywane s� ciasteczkami �setnej i
tysi�cznej
niespodzianki�. Tak wi�c gdy us�ysza�am, �e na kolacj� by� r�wnie� biszkopt i �e
Jones pisa�
do kogo� o setkach i tysi�cach, natychmiast skojarzy�am te dwie sprawy. I tam
w�a�nie by�
arszenik � w tych �niespodziankach�. Jones spreparowa� je wcze�niej i poleci�
s�u��cej
u�o�y� na biszkopcie.
� Ale to niemo�liwe � rzuci�a Joyce. � Przecie� wszyscy jedli to samo!
� Ach, nie � sprostowa�a panna Marple. � Jak pami�tacie, panna Clark odchudza�a
si�,
a wtedy nie jada si� s�odyczy, a pan Jones na pewno od�o�y� �niespodzianki� i
zostawi� je na
talerzu. To naprawd� by�o sprytnie uknute, ale bardzo niegodziwe.
Obecni utkwili oczy w komisarzu.
� To bardzo dziwne � rzek� z wolna sir Henry � ale panna Marple utrafi�a w
sedno.
Pan Jones, jak si� to m�wi, wp�dzi� dziewczyn� w k�opoty. Gladys by�a bliska
rozpaczy.
Obieca� jej ma��e�stwo w razie �mierci �ony. Jones spreparowa� dodatki do kremu
i pouczy�
s�u��c�, jak je u�o�y� na biszkopcie. Gladys Linch zmar�a tydzie� temu. Dziecko
nie prze�y�o
porodu, a Jones opu�ci� j� dla innej. Tu� przed �mierci� wyzna�a prawd�.
Zapad�a chwila ciszy, a potem Raymond zwr�ci� si� do panny Marple:
� No, ciociu Jane, jedno zero dla ciebie! Nie mog� wprost si� nadziwi�, jak do
tego
dosz�a�. Mnie nigdy nie przysz�oby do g�owy powi�za� tej ma�ej kucharki z ca��
spraw�.
� By� mo�e, kochanie � odpar�a panna Marple. � Ale ty nie znasz �ycia tak dobrze
jak
ja. Pod jednym dachem m�czyzna taki jak Jones, jowialny i rubaszny, i m�oda
�adna
dziewczyna... Jak tylko to us�ysza�am, by�am pewna, �e nie zostawi� jej w
spokoju. To
wszystko jest bardzo przykre i niemi�o o tym m�wi�. A i pan Hargraves... Trudno
wprost
wyrazi�, jakim szokiem by�o to dla jego �ony i jak� sensacj� dla ca�ego
miasteczka...
II
�wi�tynia Astarte
� Doktorze Pender, a co pan nam opowie?
Wielebny u�miechn�� si� �agodnie.
� Wiod� �ycie spokojne i naprawd� niewiele w nim si� dzieje � powiedzia�. � Ale
raz,
w czasach mej m�odo�ci, zdarzy�o mi si� co� bardzo dziwnego i tragicznego
zarazem.
� Aa... � zach�caj�co mrukn�a Joyce Lempriere.
� Nigdy tego nie zapomn� � ci�gn�� pastor. � Wywar�o to na mnie w�wczas g��bokie
wra�enie, a i dzisiaj, gdy sobie przypominam to zdarzenie, zn�w odczuwam to samo
przera�enie i l�k co wtedy, gdy ujrza�em cz�owieka powalonego przez �mier� bez
udzia�u
jakiejkolwiek �ywej istoty.
� Ciarki mnie przechodz� � rzek� sir Henry.
� Tak w�a�nie i ja si� czu�em � odpar� pastor. � Od tamtego czasu ju� nigdy nie
wy�miewa�em ludzi, kt�rzy u�ywaj� s�owa �atmosfera�. Istnieje bowiem co�
takiego. Tak jak
istniej� miejsca opanowane przez dobre lub z�e moce.
� Znam taki nieszcz�liwy dom � wtr�ci�a panna Marple. � Najpierw stary pan
Smithers doszcz�tnie zbankrutowa� i musia� si� wyprowadzi�. Potem zaj�li go
pa�stwo
Carslake i Johnny z�ama� nog� spadaj�c ze schod�w, a pani Carslake musia�a
wyjecha� na
po�udnie Francji dla poratowania zdrowia. Teraz mieszkaj� tam pa�stwo Burden...
i oto
dowiedzia�am si�, �e biedny pan Burden ma by� na dniach operowany.
� S�dz�, �e jest stanowczo za wiele przes�d�w na ten temat � rzek� pan
Petherick. �
Nierozwa�nym rozprzestrzenianiem bzdurnych pog�osek mo�na znacznie obni�y�
warto��
domu.
� Znam par� �duch�w� o ca�kiem krzepkim wygl�dzie... � zachichota� sir Henry.
� Uwa�am, �e powinni�my pozwoli� m�wi� pastorowi � zauwa�y� Raymond.
Joyce wsta�a z krzes�a i zgasi�a �wiat�o. Tylko migoc�cy na kominku ogie�
rozja�nia�
pok�j.
� Nastr�j � wyja�ni�a. � A teraz s�uchamy.
Doktor Pender u�miechn�� si� do niej, usiad� g��biej w fotelu, zdj�� binokle i
cichym
g�osem podj�� z wolna opowie�� ze swej przesz�o�ci.
� Nie wiem, czy ktokolwiek z pa�stwa zna wy�yn� Dartmoor. Miejsce, o kt�rym
m�wi�, po�o�one jest na jej granicach. Mimo i� to pi�kna posiad�o��, przez par�
lat nie
znalaz� si� na ni� �aden nabywca. W zimie by�o tam mo�e troch� ponuro, ale za to
krajobraz
by� urzekaj�cy, a i sam dom mia� pewne zalety.
Kupi� go w ko�cu cz�owiek nazwiskiem Haydon, sir Richard Haydon. Zna�em go z
czas�w college�u i cho� straci�em z oczu na jaki� czas, nasza przyja��
przetrwa�a. Tak wi�c z
prawdziw� przyjemno�ci� przyj��em zaproszenie do �Cichej K�py� � bo tak nazwa�
�wie�o
nabyt� posiad�o��.
W domu przebywa�o nieliczne grono os�b. Opr�cz Richarda i jego kuzyna Elliota
by�a
tam lady Mannering z c�rk� Violet, blad� i w�t�� dziewczyn�, oraz kapitan Rogers
z �on�,
oboje krzepcy i zahartowani, rozmi�owani w koniach i polowaniu. Grup� go�ci
dope�niali
m�ody doktor Symonds i panna Diana Ashley. T� ostatni� zna�em ju� z gazet, gdy�
uznana
zosta�a za pi�kno�� sezonu. Wygl�da�a rzeczywi�cie urzekaj�co. Wysoka,
ciemnow�osa, o
kremowej cerze, spogl�da�a spod p�przymkni�tych powiek. Sko�ne oczy nadawa�y
jej
twarzy poci�gaj�co orientalny wyraz. M�wi�a pi�knym d�wi�cznym g�osem o g��bokim
brzmieniu. Natychmiast spostrzeg�em, �e m�j przyjaciel Richard jest pod jej
urokiem, i
domy�li�em si�, �e ca�e towarzystwo zosta�o zebrane tylko jako t�o dla niej. Nie
by�em
natomiast pewny jej uczu�. Kapry�nie rozdziela�a �aski. Jednego dnia rozmawia�a
wy��cznie z
Richardem, na innych nie zwracaj�c zupe�nie uwagi, kiedy indziej faworyzowa�a
Elliota, a
innym zn�w razem s�a�a uwodzicielskie u�miechy panu Symondsowi, spokojnemu,
ma�om�wnemu lekarzowi.
Rankiem w dniu mego przyjazdu gospodarz oprowadzi� nas po domu. W samym budynku
nie by�o nic specjalnie godnego uwagi. Po prostu solidny gmach zbudowany z
dewo�skiego
granitu, by m�g� oprze� si� czasowi i niszcz�cym si�om przyrody. Nic z
romantyzmu starych
budowli, ale zapewnia� wszelkie wygody. Z jego okien rozpo�ciera�a si� panorama
wrzosowisk po�o�onych na rozleg�ych wzg�rzach zwie�czonych skalistymi szczytami.
Na stokach najbli�szego wzg�rza znajdowa�y si� kamienne kr�gi, pozosta�o�ci chat
z
epoki neolitu. Na innym wzg�rzu odkopano niedawno kurhan, w kt�rym znaleziono
wyroby z
br�zu. Haydon, niejako znawca staro�ytno�ci, obja�nia� nam wszystko z werw� i
o�ywieniem.
� To w�a�nie miejsce � m�wi� � jest szczeg�lnie bogate w stare znaleziska.
Odkryto tu
szcz�tki mieszka�c�w z epoki neolitu, Druid�w, Rzymian, a nawet �lady wczesnych
Fenicjan.
Ale najciekawsze jest tamto miejsce. Znacie ju� jego nazw� � Cicha K�pa. �atwo
chyba
zgadn��, sk�d si� wzi�a.
Wyci�gn�� r�k�. Ta cz�� okolicy by�a szczeg�lnie pusta, gdzieniegdzie tylko
poros�a
wrzosem i paprociami. Ale oko�o stu jard�w od domu znajdowa�a si� g�sta k�pa
drzew.
� To pozosta�o�� z bardzo dawnych czas�w � rzek� Haydon. � Wiele drzew obumar�o
i zosta�o wyci�tych, ale na og� wygl�da to tak, jak w zamierzch�ej przesz�o�ci.
By� mo�e jak
wtedy, gdy mieszkali tu Fenicjanie. Chod�cie i sp�jrzcie na to miejsce.
Poszli�my za nim. Gdy weszli�my mi�dzy drzewa, ogarn�o mnie dziwne
przygn�bienie.
S�dz�, �e z powodu ciszy. Wydawa�o si�, �e w�r�d drzew nie ma ani jednego
ptasiego
gniazda. Wok� panowa�a martwota i groza. Spostrzeg�em, �e Haydon patrzy na mnie
z
dziwnym u�miechem na ustach.
� Jak odbierasz to miejsce, Pender? � zapyta�. � Czujesz wrogo��? A mo�e
niepok�j?
� Nie podoba mi si� tutaj � powiedzia�em spokojnie.
� I masz do tego pe�ne prawo. To jest twierdza jednego ze staro�ytnych wrog�w
twojej
wiary. Zagajnik ten po�wi�cony jest Asztarte.
� Astarte?
� Asztarte, Isztar, Asztoret czy jakkolwiek inaczej zechcecie j� nazywa�. Mnie
osobi�cie
najbardziej odpowiada fenicka nazwa. Zdaje mi si�, �e jest jeszcze jeden
zagajnik Asztarte w
tych stronach, na p�nocnej �cianie zbocza. Co prawda nie mam na to �adnego
dowodu, ale
wierz�, �e w�a�nie tutaj, nie gdzie indziej, znajduje si� prawdziwe i
autentyczne miejsce kultu
Asztarte. Tu, po�r�d tego g�szczu drzew odprawiano rytualne obrz�dy.
� Rytualne obrz�dy... � wyszepta�a Diana Ashley. Jej oczy z rozmarzeniem
wpatrywa�y
si� w dal. � Ciekawa jestem, jak te� mog�y wygl�da�?
� Nie cieszy�y si� pewnie dobr� s�aw� � zarechota� g�o�no kapitan Rogers. �
My�l�,
�e musia�o to by� nie byle co!
Haydon zdawa� si� nie zwraca� na niego uwagi.
� Po�rodku zagajnika powinna by� �wi�tynia � powiedzia�. Nie chodz� tam, ale
wyobra�ani sobie, jak mo�e wygl�da�.
W tym momencie weszli�my na ma�� polank�. Po�rodku znajdowa�o si� co� na kszta�t
altany z kamienia. Diana Ashley spojrza�a badawczo na Haydona.
� To w�a�nie jest miejsce kultu Asztarte � powiedzia�. � Jej �wi�tynia.
Wprowadzi� nas do �rodka, gdzie na prostym hebanowym filarze spoczywa�a dziwna
figurka przedstawiaj�ca kobiet� siedz�c� na lwie. Na g�owie mia�a rogi w
kszta�cie ksi�yca.
� Asztarte Fenicjan � wyja�ni� Haydon. � Bogini ksi�yca.
� Bogini ksi�yca! � wykrzykn�a Diana. � Och, urz�d�my dzisiaj wieczorem
szalone
party. Bal kostiumowy. Przyjdziemy tutaj, gdy wzejdzie ksi�yc, i odprawimy
rytua� ku czci
Astarte.
Poruszy�em si� gwa�townie. Elliot odwr�ci� si� szybko.
� Nie podoba si� panu pastorowi ten pomys�? � zapyta�.
� Nie, nie podoba mi si� � potwierdzi�em powa�nym tonem.
Elliot spojrza� na mnie z ciekawo�ci�.
� Ale� to tylko �arty. Dick przecie� nie wie na pewno, czy w�a�nie ten zagajnik
by�
miejscem kultu Astarte. Tylko si� domy�la. I usilnie chce w to wierzy�. A
zreszt� cho�by
nawet...
� To co?
� No c� � roze�mia� si� z przymusem. � Pastor nie wierzy przecie� w takie
rzeczy,
prawda?
� Nie rozumiem, dlaczego duchowny powinien w to nie wierzy�.
� Ale� to nale�y ju� do prehistorii!
� Nie jestem tego taki pewny � powiedzia�em w zadumie. � Wiem tylko jedno.
Nie�atwo ulegam nastrojom, ale odk�d wszed�em mi�dzy te drzewa, ogarn�o mnie
przedziwne wra�enie, �e zewsz�d otaczaj� mnie jakie� z�e moce, i poczu�em groz�.
Elliot niespokojnie spojrza� za siebie.
� Tak, jest tu jako� dziwnie � przyzna�. � Chyba rozumiem, co pan pastor ma na
my�li, ale s�dz�, �e to tylko gra naszej wyobra�ni. A co pan uwa�a, doktorze
Symonds?
Lekarz przez chwil� milcza�, po czym odpar� ze spokojem:
� Nie lubi� tego miejsca. Nie potrafi� okre�li�, dlaczego. Tak czy inaczej nie
podoba mi
si� tutaj.
W tym momencie podesz�a do mnie Violet Mannering.
� Nie cierpi� tego miejsca! � krzykn�a � nienawidz�! Chod�my st�d.
Ruszyli�my naprz�d, reszta pod��a�a za nami. Tylko Diana Ashley zosta�a w tyle.
Odwr�ci�em g�ow� i zobaczy�em j� stoj�c� u �wi�tynnego wej�cia, wpatrzon� w
figur�
bogini.
Dzie� by� niezwykle upalny i pomys� balu kostiumowego spotka� si� z og�ln�
aprobat�.
Zapanowa�a weso�o��, wszyscy szeptali po k�tach i sekretnie szyli przebrania.
Kiedy
zeszli�my si� na kolacj�, �wietnie si� bawili�my podziwiaj�c stroje. Rogers i
jego �ona
przebrali si� za ludzi z epoki neolitu, co wyja�ni�o nag�e znikni�cie dywanik�w
sprzed
kominka. Richard Haydon wyst�pi� jako fenicki �eglarz, a jego kuzyn jako herszt
rozb�jnik�w. Doktor Symonds zosta� kucharzem, lady Mannering przywdzia�a str�j
piel�gniarki, a jej c�rka czerkieskiej branki. Ja ubra�em si� w habit zakonnika,
cho� str�j by�
nieco za ciep�y na tak upalny wiecz�r. Diana Ashley zesz�a ostatnia i cokolwiek
rozczarowa�a
nas wszystkich. Wyst�pi�a bowiem w nieforemnym czarnym dominie.
� Nieodgadniona... Oto jaka naprawd� jestem � rzuci�a od niechcenia. � A teraz
siadajmy do sto�u.
Po kolacji wyszli�my przed dom. Wiecz�r by� ciep�y i bezwietrzny, w�a�nie
wschodzi�
ksi�yc. Spacerowali�my rozmawiaj�c, czas mija� niepostrze�enie szybko. Jak��
godzin�
p�niej zda�em sobie spraw�, �e nie ma w�r�d nas Diany Ashley.
� Z pewno�ci� posz�a si� po�o�y� � powiedzia� Richard Haydon.
Violet Mannering potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
� Ale� nie. Widzia�am j�, jak sz�a w tamtym kierunku jakie� pi�tna�cie minut
temu �
wskaza�a k�p� drzew rysuj�cych si� czarno w �wietle ksi�yca.
� Ciekawe, co ona knuje � zainteresowa� si� Haydon. � Za�o�� si�, �e zn�w
wymy�li�a jak�� diabl� psot�. Chod�my zobaczy�!
Ruszyli�my gromadnie ciekawi, co te� zrobi�a panna Ashley. Ja jednak czu�em
dziwn�
niech�� do wkroczenia mi�dzy t� zwart� mas� ciemnych drzew. Co� silniejszego ode
mnie
zdawa�o si� mnie powstrzymywa�. Mocniej ni� kiedykolwiek ogarn�o mnie
przekonanie o
nieczystych mocach tego miejsca. S�dz�, �e niekt�rzy z nas doznali takiego
samego uczucia,
ale nikt nie odwa�y� si� do tego przyzna�. Drzewa ros�y tak g�sto, �e nie
przedostawa� si�
mi�dzy nie blask ksi�yca. S�yszeli�my r�ne d�wi�ki doko�a nas � jakie�
westchnienia,
szemranie... By�o to niesamowite, ale zgodnie z postanowieniem trzymali�my si�
razem.
Nagle wyszli�my na ma�� polank� i stan�li�my jak wryci. Na progu �wi�tyni
widnia�a
migoc�ca posta� spowita w prze�roczyst� gaz�, z dwoma rogami w kszta�cie
ksi�yca nad
mas� ciemnych w�os�w.
� M�j Bo�e! � wykrzykn�� Richard Haydon, a pot zrosi� mu czo�o.
Ale Violet Mannering rzuci�a:
� Przecie� to Diana! C� ona zrobi�a ze sob�... Wygl�da tak dziwnie!!
Posta� w drzwiach unios�a r�ce. Zrobi�a krok naprz�d i zaintonowa�a przejmuj�cym
g�osem:
� Jestem kap�ank� Astarte � zanuci�a. � Strze�cie si� mego dotyku, bo r�kami
swymi
nios� �mier�!
� Przesta� � obruszy�a si� lady Mannering. � Naprawd� przyprawiasz nas o
dreszcze.
Haydon rzuci� si� w jej kierunku.
� Na Boga, Diano! Jeste� wspania�a!
Moje oczy przyzwyczai�y si� ju� do �wiat�a ksi�yca i widzia�em teraz wyra�niej.
Violet
s�usznie zauwa�y�a, �e Diana wygl�da�a dziwnie. Jej twarz nabra�a zdecydowanie
orientalnego wyrazu, oczy zw�zi�y si� i b�yszcza�y jakim� okrucie�stwem, a po
ustach b��ka�
si� u�miech tak dziwny, jakiego nigdy jeszcze nie widzia�em.
� Strze� si� � ostrzeg�a. � Nie zbli�aj si� do bogini! Je�li ktokolwiek mnie
dotknie,
padnie martwy!
� Jeste� nadzwyczajna, Diano � wykrzykn�� sir Richard. � Ale przesta� ju�. Tak
czy
inaczej... nie podoba mi si� to wszystko.
Ruszy� ku niej po trawie, a ona wyrzuci�a przed siebie rami� gwa�townym gestem.
� Zatrzymaj si�! � krzykn�a. � Jeszcze krok, a czarodziejska moc Astarte porazi
ci�
�mierci�!
Richard Haydon roze�mia� si� i przyspieszy� kroku, gdy ni st�d ni zow�d zawaha�
si� na
moment, potem jakby si� potkn�� i run�� jak d�ugi. Nie wsta� z miejsca, gdzie
upad�.
Niespodziewanie Diana zacz�a si� histerycznie �mia�. Zabrzmia�o to przera�aj�co
w ciszy
nocnej.
Elliot rzuci� si� naprz�d.
� Do�� ju� tego! � krzykn��. � Wstawaj, Dick! Wsta�!!
Ale Richard Haydon le�a� nadal bez ruchu. Elliot podbieg� do niego, przykl�kn��
obok i
powoli odwr�ci� cia�o. Pochyli� si� nad Richardem, wpatruj�c si� w jego twarz.
Potem
podni�s� si� gwa�townie z kl�czek.
� Doktorze! � wyszepta� przejmuj�cym g�osem chwiej�c si� lekko na nogach... �
Doktorze, na mi�o�� bosk�, prosz� tu podej��. On chyba... nie �yje!!
Dr Symonds podbieg�, a Elliot podszed� do nas bardzo wolno. Nie rozumia�em,
dlaczego
patrzy ci�gle na swoje r�ce.
W tym momencie Diana krzykn�a dziko.
� Zabi�am go! Och, m�j Bo�e! Nie chcia�am przecie�, a jednak on nie �yje!
Po czym pad�a jak martwa na ziemi�. Zemdla�a.
Pani Rogers wykrzykn�a:
� Och, chod�my z tego okropnego miejsca � zawodzi�a p�aczliwie. � To straszne!
Elliot �cisn�� mnie za rami�.
� To niemo�liwe! � wymamrota�. � M�wi� ksi�dzu, to niemo�liwe! Cz�owiek nie
mo�e zgin�� w taki spos�b. To... to sprzeczne z jakimikolwiek prawami natury.
Pr�bowa�em go uspokoi�.
� To mo�na wyt�umaczy�. Pa�ski kuzyn musia� mie� ukryt� wad� serca. Podniecenie
i
szok...
Elliot przerwa� mi w po�owie zdania.
� Ksi�dz nie rozumie � powiedzia�. Podni�s� r�ce do moich oczu, a ja
spostrzeg�em, �e
s� czym� poplamione.
� To nie szok zabi� Dicka! Pchni�to go no�em w serce, ale tego no�a nigdzie nie
ma!!!
Patrzy�em na niego z niedowierzaniem. W tym momencie dr Symonds sko�czy�
ogl�dziny cia�a i podszed� do nas. By� blady i trz�s� si� ca�y.
� Czy my�my powariowali? � wyszepta�. � C� to za miejsce, je�li mo�e si� tu
zdarzy� co� takiego?!
� A wi�c to prawda?...
Doktor potakuj�co skin�� g�ow�.
� Taka rana powstaje po zadaniu ciosu d�ugim, cienkim sztyletem. Ale tutaj
nigdzie nie
ma tego rodzaju broni.
Spojrzeli�my po sobie.
� A mo�e jest? � rozpaczliwie rzuci� Elliot Haydon. � Mo�e wypad� z rany i le�y
gdzie� w trawie. Sprawd�my!
Na pr�no jednak szukali�my. Nagle Violet Mannering powiedzia�a:
� Diana mia�a co� w r�ce, co wygl�da�o jak sztylet. Widzia�am, jak b�yszczy, gdy
grozi�a sir Richardowi.
Elliot z pow�tpiewaniem potrz�sn�� g�ow�.
� Nie podszed� przecie� na tyle blisko, by mog�a go pchn��.
� W r�ce nic nie trzyma � o�wiadczy�a lady Mannering, gdy schyli�a si� nad
le��c� na
ziemi dziewczyn�. � Na trawie te� nic nie ma. Jeste� pewna, �e go widzia�a�,
Violet?
Dr Symonds podszed� do zemdlonej Diany.
� Musimy przenie�� j� do domu. Rogers, mo�e nam pan pom�c?
Ruszyli�my w stron� budynku nios�c nieprzytomn� dziewczyn�. Nast�pnie wr�cili�my
po cia�o sir Richarda.
Pastor zamilk� i rozejrza� si� po zebranych. Po chwili podj�� opowie��.
� Dzi�, dzi�ki detektywistycznej literaturze, lepiej si� ludzie orientuj�, co
nale�y robi� w
takim wypadku. Ka�dy urwis z ulicy wie, �e cia�o nale�y pozostawi� w pozycji, w
jakiej
zosta�o znalezione. Ale my w�wczas nie mieli�my o tym poj�cia i przenie�li�my
zw�oki
Haydona do jego sypialni. Kamerdynera za� pos�ali�my po policj� na posterunek
oddalony
oko�o dwunastu mil od domu. Wkr�tce potem Elliot odci�gn�� mnie na bok.
� Niech pan pos�ucha � powiedzia�. � Wracam do zagajnika. Musz� znale�� ten
sztylet. Nie daje mi to spokoju.
� O ile w og�le u�yto jakiejkolwiek broni � powiedzia�em z pow�tpiewaniem.
Schwyci� moje ramie i potrz�sn�� gwa�townie.
� Nabi� sobie wielebny g�ow� tymi przes�dami, �e �mier� Richarda jest
nadprzyrodzona.
C�, wracam tam, by odkry� prawd�.
By�em, dziwnie przeciwny postanowieniu Elliota. Robi�em, co by�o w mej mocy, by
odwie�� go od tego zamiaru, ale bez rezultatu. Sama my�l o tym g�stym
pier�cieniu drzew
napawa�a mnie l�kiem. Czu�em, jak co� ostrzega mnie przed dalszymi
nieszcz�ciami. Ale
Elliot by� uparty. S�dz�, �e sam ba� si� r�wnie�, ale nigdy nie przyzna�by si�
do tego. Odszed�
zdecydowany dotrze� do sedna tajemnicy.
To by�a okropna noc. Nikt z nas nie spa�, nikt nawet nie pr�bowa� zasn��. Gdy
przyby�a
policja, otwarcie uzna�a ca�� histori� za niewiarygodn�. Policjanci bardzo
chcieli przes�ucha�
Dian� Ashley, ale najpierw musieli to uzgodni� z doktorem Symondsem, a ten
odrzuci� ich
��danie z ca�� stanowczo�ci�. Panna Ashley odzyska�a ju� przytomno��, ale spa�a
po za�yciu
�rodka nasennego, kt�ry jej zaaplikowa�. W �adnym wypadku nie wolno jej by�o
niepokoi� a�
do nast�pnego dnia. Nikt nie spostrzeg� nieobecno�ci Elliota. Dopiero nazajutrz,
oko�o
si�dmej rano, dr Symonds zapyta� o niego. Gdy wyja�ni�em, gdzie Elliot poszed�,
twarz
doktora spochmurnia�a.
� Wola�bym, �eby tam nie szed�. To wielka nieostro�no�� z jego strony � rzek� z
trosk�
w g�osie.
� Nie s�dzi pan chyba, �e mog�o mu si� sta� co� z�ego.
� Mam nadziej�, �e nie. Ale uwa�am, �e lepiej b�dzie, je�li p�jdziemy sprawdzi�.
Wiedzia�em, �e doktor ma racj�, ale musia�em zebra� wszystkie si�y, aby odwa�y�
si� na
wykonanie tego zadania. Wyruszyli�my obaj i jeszcze raz weszli�my w grup� drzew
ska�on�
z�ymi mocami. Zawo�ali�my na Elliota dwukrotnie, ale nikt si� nie odezwa�. W
jakie� dwie
minuty p�niej dotarli�my do polanki, kt�ra wygl�da�a upiornie w �wietle
wczesnego
poranka. Symonds z�apa� mnie nagle za rami�, a ja wyda�em zduszony okrzyk.
Ostatniej nocy
w �wietle ksi�yca widzieli�my tu zw�oki cz�owieka le��ce twarz� do ziemi.
Teraz, w �wietle
poranka, ten sam widok ukaza� si� naszym oczom. Elliot Haydon le�a� dok�adnie
tam, gdzie
przedtem spoczywa�o cia�o jego kuzyna.
� Bo�e m�j! � szepn�� Symonds. � I ten tak�e!!
Podbiegli�my obaj do le��cego. By� nieprzytomny, ale oddycha� s�abo. Tym razem
nie
by�o w�tpliwo�ci, co spowodowa�o tragedi�. W ranie tkwi� d�ugi sztylet z br�zu,
o w�skim
ostrzu.
� Na szcz�cie dosta� w rami�, nie w serce � orzek� doktor. � S�owo daj�, nie
wiem
ju�, co o tym my�le�. W ka�dym razie �yje i b�dzie w stanie powiedzie� nam, co
si� sta�o.
Ale tego w�a�nie Elliot Haydon nie m�g� zrobi�. Jego wyja�nienia by�y bardzo
niepewne.
Gdy przyszed� wieczorem, daremnie szuka� sztyletu. Na chwil� przystan�� w
pobli�u �wi�tyni
i wtedy w�a�nie odczu�, �e kto� mu si� przygl�da spomi�dzy drzew.
Walczy� z tym wra�eniem, ale nie by� w stanie go odp�dzi�. Poczu� jaki� dziwny
zimny
powiew, kt�ry zdawa� si� dobywa� nie spomi�dzy drzew, ale z wn�trza �wi�tyni.
Odwr�ci�
si� w t� stron�. Ujrza� ma�� posta� bogini i pomy�la�, �e doznaje z�udzenia
optycznego. Posta�
ta coraz bardziej ros�a. Potem uczu� co� jakby uderzenie i padaj�c zapami�ta�
piek�cy b�l w
lewym ramieniu.
Sztylet zosta� rozpoznany. By� identyczny jak ten, kt�ry odkopano w kurhanie na
wzg�rzu i kt�ry kupi� sir Richard. Nie wiedziano jednak, gdzie by� przechowywany
� w
domu czy w �wi�tyni.
Zdaniem policji tak w�wczas, jak i zapewne dzisiaj, Richard Haydon zosta� zabity
przez
pann� Ashley. Wszyscy jednak jako naoczni �wiadkowie zeznali�my, �e nie mog�a
absolutnie
tego zrobi�, gdy� sir Richard sta� oko�o trzech metr�w od niej. Policja nie
mia�a �adnych
szans, by oskar�y� j� o to morderstwo. Tak wi�c �mier� mego przyjaciela
pozosta�a zagadk�.
Zapanowa�a cisza.
� Wydaje mi si�, �e niewiele jest tutaj do powiedzenia � przerwa�a milczenie
Joyce
Lempriere. � To wszystko jest straszne i niesamowite zarazem. Czy pan, pastorze,
zna
wyja�nienie tego zdarzenia?
Starszy pan przytakn��.
� Tak, znam wyja�nienie, o ile mo�na to tak nazwa�. Jest nieco dziwne, ale i tak
nie
t�umaczy wszystkich aspekt�w tej sprawy.
� Bra�am udzia� w seansach spirytystycznych i mo�ecie m�wi�, co chcecie, ale
przedziwne rzeczy mog� si� wydarzy�. Przypuszczam, �e mo�na by to przypisa�
hipnozie.
Dziewczyna rzeczywi�cie poczu�a si� kap�ank� Astarte i jak s�dz�, w jaki� spos�b
musia�a
zabi� Haydona. By� mo�e rzuci�a w niego sztyletem, kt�ry panna Mannering
widzia�a w jej
r�ce.
� Albo mog�a to by� dzida � podda� my�l Raymond West. � Ostatecznie ksi�yc nie
�wieci bardzo jasno. Mog�a trzyma� w r�ce co� w rodzaju w��czni i pchn�� Haydona
z
odleg�o�ci oko�o trzech metr�w. A p�niej zadzia�a�a zbiorowa psychoza. To
znaczy, wszyscy
byli niejako przygotowani psychicznie, by ujrze� co� nadprzyrodzonego. I tak
w�a�nie
zobaczyli�cie t� �mier�.
� Ogl�da�em wiele pomys�owych sztuczek z no�em w music-hallach � dorzuci�
komisarz. � Przypuszczam, �e jest mo�liwe, by kto� ukryty w g�szczu drzew rzuci�
no�em
lub sztyletem z wystarczaj�c� si�� i precyzj� � zak�adaj�c oczywi�cie, �e by� to
zawodowiec.
Przyznaj�, �e brzmi to nieco fantastycznie, ale wydaje mi si�, �e jest to jedyne
prawdopodobne rozwi�zanie. Pami�tacie, �e druga ofiara wyra�nie czu�a, �e jest
obserwowana przez kogo� spomi�dzy drzew. I nie nale�y si� wcale dziwi�, �e
relacje
�wiadk�w co do sztyletu w r�ce panny Ashley s� rozbie�ne. Gdyby�cie mieli moje
do�wiadczenie zawodowe, wiedzieliby�cie, �e zeznania pi�ciu �wiadk�w tego samego
wydarzenia mog� si� r�ni� tak bardzo, i� trudno wprost w to uwierzy�.
Pan Petherick odkaszln��. Najwidoczniej zamierza� zabra� g�os.
� Wydaje mi si�, �e wszystkie nasze dociekania pomijaj� jeden zasadniczy fakt:
co si�
sta�o z broni�? Panna Ashley nie mog�aby pozby� si� dzidy stoj�c po�rodku pustej
przestrzeni. Gdyby za� morderca ukryty mi�dzy drzewami rzuci� no�em, to powinien
tkwi�
on w ranie, gdy odwr�cono cia�o. Uwa�am, �e powinni�my odrzuci� te dalekosi�ne
rozwa�ania i skoncentrowa� si� raczej na faktach, kt�re s� nie do podwa�enia.
� A dok�d nas te suche fakty prowadz�?
� No c�, jedno wydaje si� oczywiste. Nikogo blisko ofiary nie by�o, tak wi�c
jedyn�
osob�, kt�ra mog�a zabi� � by� on sam! Po prostu samob�jstwo.
� Ale dlaczego, u licha, mia�by pragn�� �mierci? � nie dowierza� Raymond.
Adwokat odkaszln�� ponownie.
� To jeszcze jeden domys� do rozpatrzenia. Ale teraz nie chc� o tym m�wi�, bo
nie to
stanowi dla nas problem, ale spos�b, w jaki zosta� zabity. Moim zdaniem jego
�mier� tylko
tak mo�na wyja�ni�, bo w si�y nadprzyrodzone absolutnie nie wierz�. D�gn�� si�
sam, a
padaj�c wyszarpn�� n� z rany i odrzuci� go mi�dzy drzewa. S�dz�, �e tak w�a�nie
si� to sta�o
� cho� mam pewne w�tpliwo�ci, czy by�o do fizycznie mo�liwe.
� Nie chc� m�wi�, �e jestem pewna � zabra�a g�os panna Marple. � To wszystko
jest
jednak tak pogmatwane... Ale przer�ne rzeczy si� zdarzaj�. Na przyk�ad,
zesz�ego roku
podczas garden party u pani Sharpley pewien cz�owiek, kt�ry oznacza� numerami
pole
golfowe, potkn�� si� o jeden z nich i upad�. Straci� przytomno�� i nie m�g�
przyj�� do siebie
przez dobrych pi�� minut.
� Dobrze, droga ciociu � rzek� Raymond uprzejmie � ale nie zosta� pchni�ty
no�em,
prawda?
� Oczywi�cie, �e nie, kochanie � cierpliwie wyja�ni�a panna Marple. � O to
w�a�nie
chodzi. Wed�ug mnie jest tylko jedno wyt�umaczenie, jak biedny sir Richard
zosta� pchni�ty
sztyletem. Zastanawia mnie jednak, o co m�g�by si� potkn��... Pewnie by� tam
jaki�
wystaj�cy korze� drzewa, a on go nie zauwa�y� wpatrzony w dziewczyn�... Zreszt�
przy
�wietle ksi�yca mo�na potkn�� si� o cokolwiek.
� Powiedzia�a pani, �e tylko w jeden spos�b mo�na wyt�umaczy� �mier� Richarda
Haydona � rzek� pastor patrz�c na ni� z zaciekawieniem.
� To jest tak przykre, �e nie chc� nawet my�le� o tym. On by� prawor�czny,
prawda?
Nie m�g� by� ma�kutem, bo przecie� zrani� si� w lewe rami�. Zawsze tak bardzo
wsp�czu�am biednemu Jackowi Baynesowi. Podczas wojny przestrzeli� sobie stop�,
i to po
bardzo ci�kiej bitwie pod Arras. Powiedzia� mi o tym, gdy odwiedzi�am go w
szpitalu, i tak
bardzo si� tego wstydzi�. Spodziewam si�, �e Elliot Haydon niewiele zyska� przez
pope�nienie
tak okrutnej zbrodni.
� Elliot Haydon? � Raymond a� krzykn�� ze zdumienia. � Uwa�asz, ciociu, �e to
on?!
� Nie s�dz�, by ktokolwiek inny m�g� to zrobi� � panna Marple najwyra�niej
dziwi�a
si� jego zaskoczeniu. � To znaczy, jest to zupe�nie oczywiste, gdy odrzuci si�
t� ca�� aur�
niesamowito�ci roztoczon� wok� poga�skiej bogini, a we�mie pod uwag� wy��cznie
fakty,
jak to trafnie uj�� pan Petherick. Elliot podbieg� pierwszy do Richarda i
odwr�ci� cia�o, a
wtedy oczywi�cie sam by� odwr�cony plecami do reszty towarzystwa. A b�d�c w
przebraniu
rozb�jnika z pewno�ci� mia� przy sobie jak�� bro�. Pami�tam, �e jako m�odej
dziewczynie
zdarzy�o mi si� ta�czy� na balu kostiumowym z hersztem rozb�jnik�w i nie mo�ecie
sobie
wyobrazi�, jak uwiera�y mnie no�e i sztylety, kt�re m�j partner mia� przypi�te
do pasa.
Wszystkie oczy zwr�ci�y si� z niemym pytaniem na pastora Pendera.
� Pozna�em prawd� pi�� lat po tej tragedii. Wyznana zosta�a w li�cie, kt�ry
napisa� do
mnie Elliot Haydon. Wyobra�a� sobie zawsze, jak przyzna�, �e ja by�em jedyn�
osob�
podejrzewaj�c� go o zbrodni�. Wyja�ni�, �e tamtej nocy opanowa�a go gwa�towna
pokusa. On
r�wnie� kocha� Dian� Ashley, ale nie mia� u niej �adnych szans jako biedny
adwokat prac�
zarabiaj�cy na �ycie. Pozbywaj�c si� sir Richarda i dziedzicz�c po nim tytu� i
maj�tek widzia�
przed sob� wspania�� przysz�o��. Sztylet wysun�� mu si� zza pasa, gdy ukl�kn��
przy ciele, i
zanim zd��y� pomy�le�, wbi� go w pier� kuzyna, po czym na powr�t schowa�.
P�niej sam si�
zrani� w rami�, by odwr�ci� od siebie podejrzenia. Ten list napisa� do mnie w
przeddzie�
wyprawy na biegun po�udniowy na wypadek � jak zaznaczy� � gdyby nigdy nie mia� z
niej
wr�ci�. Nie s�dz� jednak, by jecha� tam z zamiarem powrotu. Jak s�usznie
zauwa�y�a panna
Marple, zbrodnia nie przynios�a mu szcz�cia. �Przez te pi�� lat prze�y�em
piek�o � pisa� w
swym li�cie � i mam nadziej�, �e przynajmniej umieraj�c z honorem zdo�am
odpokutowa�
za sw� zbrodni�.
Pastor umilk�.
� I rzeczywi�cie zgin�� z honorem � przerwa� cisz� komisarz. � Zmieni� pan
wprawdzie nazwiska w swym opowiadaniu, pastorze, ale my�l�, �e wiem, o kogo
chodzi.
� Jak ju� powiedzia�em na wst�pie, nie uwa�am, by wyja�nienie faktu �mierci
obj�o
wszystkie aspekty tej sprawy. Nadal s�dz�, �e musia�y istnie� w tym miejscu
jakie� si�y
nieczyste, kt�re pchn�y Elli