7055

Szczegóły
Tytuł 7055
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7055 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Agatha Christie Trzyna�cie zagadek The Thirteen Problems T�umaczy�a: Maria Weiss I Klub wtorkowych spotka� � Nie rozwi�zane zagadki... Raymond West wydmuchn�� k��b dymu i powt�rzy� raz jeszcze, z widoczn� przyjemno�ci�: � Nie rozwi�zane zagadki. Rozejrza� si� wok� z zadowoleniem. Pok�j, z szerokimi czarnymi belkami u sufitu, urz�dzony by� starymi, solidnymi meblami, kt�re pasowa�y do wn�trza. Raymond jako pisarz lubi� atmosfer� domu ciotki Jane, kt�ry zawsze uwa�a� za w�a�ciw� opraw� dla jej osobowo�ci. Spojrza� na drug� stron� kominka, gdzie w du�ym fotelu po dziadku siedzia�a wyprostowana ciotka. Panna Marple ubrana by�a w g�sto marszczon� w talii czarn� sukni� z brokatu, kt�rej prz�d zdobi�y belgijskie koronki sp�ywaj�ce spod szyi. Na sukni� mia�a narzucon� czarn� koronkow� mantylk� i taki sam czepek przykrywa� jej �nie�nobia�e, upi�te do g�ry w�osy. Robi�a na drutach co� bia�ego, mi�kkiego i puszystego. Jej dobrotliwe, wyblak�e niebieskie oczy spogl�da�y z �agodn� przychylno�ci� na siostrze�ca i jego go�ci. Najpierw spocz�y na Raymondzie, nieco zarozumia�ym m�odym cz�owieku, potem na Joyce Lempriere, artystce z kr�tko przyci�tymi czarnymi w�osami i piwnymi oczami, a nast�pnie przenios�y si� na sir Henry�ego Clitheringa, �wiatowca o eleganckim i zadbanym wygl�dzie. W pokoju by�y jeszcze dwie osoby: doktor Pender, starszawy pastor z tutejszej parafii, i pan Petherick, adwokat, niski i zasuszony m�czyzna, maj�cy zwyczaj spogl�da� znad okular�w. Panna Marple ka�dego z nich obrzuci�a kr�tkim spojrzeniem i u�miechaj�c si� �agodnie powr�ci�a do swej rob�tki. Pan Petherick odkaszln�� sucho, jak zwykle zanim zacz�� m�wi�. � Co takiego m�wisz, Raymondzie? Nie wyja�nione zagadki? Hm... O co chodzi? � O nic � rzek�a Joyce Lempriere. � Raymond po prostu lubi s�ucha� swego g�osu. Raymond West pos�a� jej spojrzenie pe�ne wyrzutu, na co Joyce roze�mia�a si� odrzucaj�c w ty� g�ow�. � Raymond jak zwykle kocha m�ci�. Prawda, panno Marple? � powiedzia�a. � Zreszt� pani z pewno�ci� zna go od tej strony. Ciotka Jane u�miechn�a si� do niej uprzejmie, ale nic nie odpowiedzia�a. � �ycie samo w sobie jest nie wyja�nion� zagadk� � sentencjonalnie odezwa� si� pastor. Raymond wyprostowa� si� na krze�le i gwa�townym ruchem zgasi� papierosa. � Wcale nie to mam na my�li! Nie uprawiam filozofii � powiedzia�. � My�la�em po prostu o takich sprawach, kt�re si� wydarzy�y i kt�rych nikt nigdy nie wyja�ni�. � Znam w�a�nie wypadek tego rodzaju, kochanie � rzek�a panna Marple. � Na przyk�ad wczoraj rano pani Carruthers zdarzy�o si� co� bardzo dziwnego. Kupi�a p� kilo krewetek u Elliota. Wst�pi�a jeszcze do dw�ch innych sklep�w, a gdy wr�ci�a do domu, spostrzeg�a, �e nie ma krewetek. Wr�ci�a wi�c do tych sklep�w, ale jej krewetki znikn�y. Osobi�cie wydaje mi si� to bardzo, zagadkowe. � Podejrzana historia � z powag� zauwa�y� sir Henry. � Oczywi�cie, jest mn�stwo mo�liwych rozwi�za� � ci�gn�a panna Marple, a policzki jej zar�owi�y si� z przej�cia. � Na przyk�ad kto� inny... � Droga ciociu � przerwa� Raymond z nut� rozbawienia. � Mnie nie chodzi o tego typu drobne incydenty. My�la�em o morderstwach lub wypadkach zagini�cia � o sprawach, o kt�rych sir Henry m�g�by opowiada� godzinami, je�li tylko by zechcia�. � Nie mog� zdradza� tajemnic s�u�bowych. Nigdy nie m�wi� o swej pracy � stwierdzi� skromnie sir Henry, kt�ry do niedawna jeszcze pracowa� jako komisarz w Scotland Yardzie. � Przypuszczam, �e wiele zbrodni i innych spraw nigdy nie zosta�o wyja�nionych przez policj� � powiedzia�a Joyce. � Tak, to chyba og�lnie znana prawda � odpar� pan Petherick. � Zastanawiam si�, jaki umys� radzi sobie najlepiej z rozwik�aniem zagadki � rzek� Raymond West. � Zawsze mam wra�enie, �e dzia�anie policji ograniczone jest przez brak wyobra�ni. � To punkt widzenia laika � odparowa� komisarz sucho. � Ty naprawd� chcesz sta� si� wyroczni�, Raymondzie? W sprawach psychologii i wyobra�ni nale�y wys�ucha� pisarza... � m�wi�c to Joyce u�miechn�a si� ironicznie i sk�oni�a w jego stron�, ale ten pozosta� powa�ny. � Sztuka pisarska pozwala wnikn�� w natur� ludzk� i dostrzec motywy, kt�re zwyk�y �miertelnik m�g�by pomin��. � Wiem, kochanie, �e twoje ksi��ki s� bardzo uczone � wtr�ci�a panna Marple. � Ale czy naprawd� uwa�asz, �e ludzie s� tak niedobrzy, jak ich przedstawiasz? � Moja droga ciociu, trwaj przy swoich przekonaniach. I niebo niech mi wybaczy, gdybym w jaki� spos�b nimi zachwia� � odpar� Raymond wycofuj�c si� z dyskusji. � Wydaje mi si�, �e wielu ludzi nie jest ani dobrych, ani z�ych, ale c�, po prostu bardzo g�upich... � rzek�a starsza pani marszcz�c czo�o podczas liczenia oczek na drutach. Pan Petherick znowu odkaszln��. � Czy nie uwa�asz, Raymondzie, �e zbyt wielk� wag� przywi�zujesz do wyobra�ni? To bardzo niebezpieczne i my, prawnicy, wiemy o tym najlepiej. Jedyn� logiczn� metod� zg��bienia prawdy jest bezstronne rozpatrzenie fakt�w i dowod�w. I mog� doda�, �e w mojej pracy tylko ta metoda daje w�a�ciwe efekty. � Ha! � wykrzykn�a Joyce odrzucaj�c w ty� g�ow�. � Za�o�� si�, �e jako detektyw pobi�abym was na g�ow�! Jestem nie tylko artystk�, ale i kobiet� � a m�wcie, co chcecie, ale my kobiety mamy intuicj�, kt�rej brakuje m�czyznom. Dostrzegamy wi�c rzeczy, kt�rych wy nie mo�ecie zobaczy�. A poza tym jako artystka mia�am do czynienia z r�nymi lud�mi w rozmaitych warunkach. Znam �ycie z innej strony, ni� mo�e je zna� droga panna Marple. � Nie wiem, czy jest tak, jak m�wisz, kochanie � rzek�a starsza pani. � W ma�ych miasteczkach zdarzaj� si� czasami bardzo ciekawe i niepokoj�ce sprawy. � Czy mog� co� powiedzie�? � zapyta� pastor z u�miechem. � My, duchowni, obecnie nie mamy wp�ywu na wiele spraw, ale za to wiemy o r�nych rzeczach, bo znamy tajniki duszy ludzkiej, kt�ra jest jak zamkni�ta ksi�ga dla �wiata zewn�trznego. � Wydaje mi si� � zwr�ci�a si� Joyce do zebranych � �e stanowimy ca�kiem ciekaw� grup�. A mo�e by�my tak za�o�yli klub?... Jaki to dzisiaj dzie�? Wtorek? Mogliby�my nazwa� go... Klubem Wtorkowych Spotka�. Co tydzie� b�dziemy si� tu zbiera� i ka�dy przedstawi jak�� zagadkow� spraw�, kt�r� zna osobi�cie i wie, jakie jest jej rozwi�zanie. A wi�c, ile mamy os�b? Raz, dwa, trzy, cztery, pi��... A powinno przecie� by� nas sze�cioro!... � Zapomnia�a� o mnie, kochanie � u�miechn�a si� panna Marple. Joyce zawaha�a si� przez moment, po czym wykrzykn�a pospiesznie: � Wspaniale, panno Marple! Po prostu nie s�dzi�am, �e zechce pani przy��czy� si� do zabawy. � Uwa�am, �e mo�e by� bardzo ciekawa � stwierdzi�a starsza pani. � Zw�aszcza, �e tak wielu m�drych ludzi we�mie w niej udzia�. Obawiam si�, �e nazbyt dobrze znam si� na takich sprawach, ale �ycie w St. Mary Mead przez tyle lat da�o mi mo�liwo�� poznania natury ludzkiej z r�nych stron. � Jestem przekonany, �e pani wsp�praca oka�e si� bardzo cenna � dorzuci� z kurtuazj� sir Henry. � Kto zacznie? � zapyta�a Joyce. � S�dz�, �e nie ma co do tego w�tpliwo�ci � rzek� doktor Pender. � Je�li mamy okazj� go�ci� po�r�d nas tak znakomitego detektywa, jak sir Henry... � Zawiesi� g�os i sk�oni� si� w kierunku komisarza. Ten milcza� przez chwil�, po czym westchn�� i prostuj�c si� w fotelu powiedzia�: � Jest mi nieco trudno wybra� odpowiedni przypadek, s�dz� jednak, �e znam tak� spraw�, kt�ra �ci�le odpowiada naszym regu�om. By� mo�e sami natkn�li�cie si� na wzmiank� o niej w prasie zesz�ego roku. Sprawa ta, nie wyja�niona, zosta�a od�o�ona ad acta i jak to nieraz bywa, rozwi�zano j� przypadkiem, o czym dowiedzia�em si� niedawno. Fakty s� bardzo proste. Troje ludzi zasiad�o do kolacji, kt�ra mi�dzy innymi sk�ada�a si� z ostryg z puszki. Tej samej nocy wszyscy zachorowali i wezwano pospiesznie lekarza. Dwie osoby odratowano, trzecia zmar�a. � Mhm... � mrukn�� Raymond. � Jak powiedzia�em, fakty s� bardzo proste. Stwierdzono, �e �mier� nast�pi�a na skutek zatrucia pokarmowego i na tej podstawie wydano �wiadectwo zgonu. Ale na tym sprawa si� nie sko�czy�a. Panna Marple pokiwa�a g�ow�. � Przypuszczam, �e jak zwykle zacz�to plotkowa� � powiedzia�a. � A teraz musz� przedstawi� uczestnik�w dramatu � ci�gn�� komisarz. � Ma��e�stwo nazwijmy pa�stwem Jones, a towarzyszk� pani Jones � pann� Clark. Pan Jones pracowa� jako komiwoja�er w firmie chemicznej. By� to m�czyzna przystojny, lat oko�o pi��dziesi�ciu, jowialny i bardzo �ywotny. Jego �ona by�a kobiet� raczej przeci�tn�, o pi�� lat m�odsz� od m�a. Towarzyszka jej, panna Clark, kobieta sze��dziesi�cioletnia to osoba t�ga i pogodna, o czerstwej, rumianej twarzy. Jak wi�c sami widzicie, nic specjalnie ciekawego nie mo�na o nich powiedzie�. K�opoty zacz�y si� w do�� dziwny spos�b. Poprzedzaj�c� wypadki noc Jones sp�dzi� w ma�ym hotelu, gdzie zwykle zatrzymywa� si� b�d�c w Birmingham. Pokoj�wka sprz�taj�c jego pok�j wymienia�a bibu�� na biurku. Nie maj�c wiele roboty, zabawia�a si� odczytywaniem w lusterku pisma na zu�ytym arkuszu bibu�y. By�o to tu� po tym, jak pan Jones sko�czy� pisa� list. Kilka dni p�niej ukaza�a si� w gazetach notatka o �mierci pani Jones na skutek zatrucia ostrygami z puszki. Pokoj�wka zdradzi�a wtedy swoim kole�ankom, co zdo�a�a odcyfrowa�. S�owa te brzmia�y: �...ca�kowicie zale�ny od mojej �ony... je�li umrze, to ja... setki i tysi�ce...� Mo�e pami�tacie, �e nied�ugo przed tym wypadkiem du�o m�wi�o si� o sprawie otrucia �ony przez m�a. Tak wi�c niewiele trzeba by�o, by roznieci� wyobra�ni� dziewcz�t. Wed�ug nich Jones rozprawi� si� z �on�, by odziedziczy� setki i tysi�ce funt�w! A w dodatku jedna z pokoj�wek mia�a krewnych, kt�rzy mieszkali w tym samym miasteczku co Jonesowie. Napisa�a do nich i z listu dowiedzia�a si�, �e Jones interesowa� si� c�rk� miejscowego lekarza, przystojn� trzydziestotrzyletni� pann�. Wybuch� skandal i sprawa nabra�a rozg�osu. Do Scotland Yardu nap�yn�o wiele anonimowych list�w oskar�aj�cych Jonesa o zamordowanie �ony. Podobne skargi otrzyma�a prokuratura. Teraz mog� si� przyzna�, �e nie przywi�zywali�my do nich wagi podczas �ledztwa � ci�gn�� komisarz. � Traktowali�my te denuncjacje jako bezpodstawne plotki zrodzone w mie�cinie ��dnej sensacji. Pomimo to podj�to decyzj� o ekshumacji zw�ok, by uspokoi� opini� publiczn�. Sprawa nale�a�a do tych, kt�re wzbudzaj� podejrzenia mimo braku konkretnych dowod�w winy. W tym wypadku jednak podejrzenia okaza�y si� nadspodziewanie trafne. W wyniku sekcji zw�ok wykryto arszenik i stwierdzono, �e by� bezpo�redni� przyczyn� �mierci pani Jones. Do Scotland Yardu, wsp�pracuj�cego z miejscowymi w�adzami �ledczymi, nale�a�o wykrycie sprawcy. � Ach! � wykrzykn�a Joyce. � To dopiero zagadka! W sam raz dla nas! Komisarz podj�� opowie��. � Podejrzenie pad�o oczywi�cie na Jonesa. On zyskiwa� najwi�cej po �mierci �ony. Co prawda nie by�y to setki tysi�cy funt�w, jak plotkowano, ale ca�kiem przyzwoita suma o�miu tysi�cy. Jones nie dysponowa� �adnymi funduszami opr�cz tego, co zarobi�, a znany by� ze sk�onno�ci do ekstrawagancji i s�abo�ci do kobiet. Delikatnie sprawdzili�my plotk� o jego domniemanym flircie z c�rk� lekarza. Okaza�o si�, �e ��czy�a ich kiedy� za�y�a przyja��, ale zosta�a zerwana dwa miesi�ce przed �mierci� pani Jones. Od tamtej pory nie widziano ich razem. Wynik sekcji zaszokowa� doktora, kt�rego owej nocy wezwano do udzielenia pomocy ofiarom zatrucia. Zauwa�y� wtedy natychmiast ci�ki stan pani Jones i pos�a� po opium na u�mierzenie bole�ci. Pomimo wszelkich stara� chorej nie uda�o si� uratowa�. Lekarz jednak ani przez moment nie widzia� w tym nic podejrzanego. By� przekonany, �e �mier� nast�pi�a wskutek zatrucia pokarmowego. Tego wieczora wszyscy troje jedli ostrygi z puszki, sa�at�, chleb, mas�o, ser i biszkopt z kremem. Niestety, nie zosta�o ani troch� ostryg z kolacji, a puszk� po nich wyrzucono. Doktor na miejscu wypyta� m�od� s�u��c�, Gladys Linch, czy podane na kolacj� potrawy by�y �wie�e. Z trudem uda�o mu si� uzyska� rzeczowe odpowiedzi od zap�akanej i wzburzonej dziewczyny. Stale jednak powtarza�a, �e ostrygi by�y na pewno �wie�e. Takie by�y fakty, na kt�rych opiera�o si� dochodzenie. Wydawa�o si�, �e zab�jczy arszenik nie m�g� by� podany w �adnej potrawie na kolacj�, gdy� wszystkie trzy osoby jad�y to samo. Pan Jones r�wnie�. Poza tym jeszcze jedna okoliczno�� przemawia�a na jego korzy��. Ot� wr�ci� z Birmingham akurat na kolacj�, nie mia� wi�c dost�pu do jedzenia. � A co z towarzyszk� pani Jones? � zapyta�a Joyce. � T� t�g�, dobroduszn� kobiet�? � Nie pomin�li�my i panny Clark � zapewni� komisarz. � By�a ona jednak raczej poza podejrzeniem ze wzgl�du na brak motywu zbrodni. Pani Jones nie zostawi�a jej nic w spadku, tak wi�c przez �mier� swej chlebodawczyni traci�a najwi�cej, gdy� musia�a opu�ci� dotychczasowe miejsce i poszuka� sobie innej pracy. � To chyba j� wyklucza � z namys�em powiedzia�a Joyce. � Wkr�tce potem jeden z moich pracownik�w odkry� wa�ny fakt � kontynuowa� komisarz. � Owego wieczoru po kolacji pan Jones zszed� do kuchni i poprosi� o owsiank� dla �ony, bo poczu�a si� niedobrze. Czeka� w kuchni, a� s�u��ca przygotuje p�atki i sam zani�s� talerz na g�r�. I to, musz� przyzna�, stanowi�o zwrot w ca�ej sprawie. Mecenas Petherick pokiwa� ze zrozumieniem g�ow�. � Po pierwsze, mia� motyw � rzek� wyliczaj�c na palcach. � Po drugie, jako komiwoja�er firmy chemicznej mia� �atwy dost�p do trucizny. � I by� cz�owiekiem s�abych zasad moralnych � dorzuci� pastor. Raymond West spojrza� na komisarza badawczo. � Co� si� za tym kryje � stwierdzi�. � Dlaczego wi�c go nie aresztowano? Sir Henry u�miechn�� si� k�tem ust. � W tym w�a�nie ca�y szkopu�. Do czasu wszystko sz�o g�adko, a teraz zacz�y si� komplikacje. A Jonesa nie aresztowali�my, poniewa� panna Clark zezna�a, �e to ona zjad�a owsiank� zamiast pani Jones! Podobno posz�a do pokoju pani Jones, jak to mia�a w zwyczaju. Pani Jones siedzia�a oparta o poduszki, a obok niej sta� talerz z owsiank�. �Wiesz co, Milly, nie czuj� si� zbyt dobrze � powiedzia�a. � Ale to moja wina, bo po co jad�am ostrygi tak p�no! Poprosi�am Alberta, by mi przyni�s� troch� p�atk�w owsianych, a teraz jako� nie mam na nie ochoty�. �Szkoda, �eby si� zmarnowa�y � skonstatowa�a panna Clark. � Wygl�daj� tak smacznie i nie maj� grudek. Gladys naprawd� zupe�nie dobrze gotuje. To dzisiaj rzadko��, gdy m�oda dziewczyna umie w�a�ciwie przyrz�dzi� owsiank�. S�owo daj�, ch�tnie bym j� zjad�a. Jestem taka g�odna�... � Tu musz� doda� � wyja�ni� sir Henry � �e panna Clark przeprowadza�a w�a�nie kuracj� odchudzaj�c�, gdy� niepokoi�a si� sta�ym przybieraniem na wadze. �Naprawd� �le robisz, Milly. Wierz mi! � przekonywa�a pani Jones. � Je�li B�g da� ci tusz�, to znaczy, �e masz taka by�. Zjedz lepiej te p�atki. To ci wyjdzie na zdrowie�. Panna Clark nie daj�c si� d�u�ej prosi� opr�ni�a talerz. Jak wi�c sami widzicie, ten dow�d przeciwko panu Jonesowi spali� na panewce. Podejrzany list, kt�ry pisa� w hotelu, r�wnie� niewiele nowego wni�s� do sprawy. Jones, zapytany o s�owa odbite na bibule, wyja�ni� bez wahania, �e pochodzi�y z listu do jego brata w Australii. Zwr�ci� si� on z pro�b�, by Jones po�yczy� mu pieni�dze. Ten jednak odpisa�, �e nie mo�e mu pom�c, gdy� sam nie dysponuje pieni�dzmi i jest ca�kowicie uzale�niony od swojej �ony, je�li chodzi o finanse. Gdyby �ona nie �y�a, by�by oczywi�cie w stanie mu pom�c, gdy� wtedy on zarz�dza�by maj�tkiem. Wyrazi� ubolewanie, �e nie mo�e odda� przys�ugi bratu, ale w takiej sytuacji s� setki, o ile nie tysi�ce ludzi na ca�ym �wiecie. � A wi�c �ledztwo utkn�o w martwym punkcie? � spyta� pastor. � Tak, na tym �ledztwo utkn�o � powt�rzy� pos�pnie komisarz. � Nie mogli�my ryzykowa� aresztowania Jonesa bez �adnych dowod�w, na podstawie samych poszlak. Zapad�o milczenie, kt�re przerwa�a Joyce. � I to ju� koniec? � zapyta�a. � Taki jest stan �ledztwa z zesz�ego roku. Prawdziwe rozwi�zanie zna Scotland Yard od niedawna, a za dwa lub trzy dni b�dziecie mogli i wy przeczyta� o tym w gazetach. � Prawdziwe rozwi�zanie � powt�rzy�a z namys�em Joyce. � Ciekawa jestem, jakie b�dzie... Tymczasem my spr�bujmy si� tym zaj��. Wszyscy zastanowimy si� przez pi�� minut, a potem ka�dy poda swoj� wersj�. Raymond West zacz�� mierzy� czas na zegarku. Gdy pi�� minut min�o, podni�s� wzrok na pastora Pendera. � Mo�e pan zacznie, pastorze? Starszy pan potrz�sn�� g�ow�. � Musz� si� przyzna�, �e jestem w kropce � powiedzia�. � Czuj�, �e na pewno m�� jest w to jako� zamieszany, ale zupe�nie nie rozumiem, jak m�g� poda� trucizn�. Musia� to zrobi� w jaki� nowy, nie znany dot�d spos�b i szczerze si� dziwi�, �e w og�le zdo�ano to wykry� po tak d�ugim czasie. � Joyce? � Ta towarzyszka! � rzuci�a zdecydowanie. � Tylko ona! C� mo�emy wiedzie� o motywach, kt�rymi si� kierowa�a? To, �e by�a t�ga i brzydka, wcale nie znaczy, �e nie mog�a si� skrycie kocha� w panu Jonesie. Mog�a te� nienawidzi� jego �ony z jakiego� innego powodu? Pomy�lcie tylko, co to znaczy by� osob� do towarzystwa � zawsze zmusza� si� do u�miechu, przytakiwa� wszystkiemu, t�umi� w�asne uczucia i urazy, Kt�rego� dnia, nie mog�c znie�� tego d�u�ej � zabi�a. Prawdopodobnie wsypa�a arszenik do owsianki, a ta ca�a historia, �e sama j� zjad�a, jest wyssana z palca. � Pan Petherick? � Je�li mam wyda� s�d opieraj�c si� tylko na tych faktach, wola�bym wstrzyma� si� od g�osu. � Ale� musi pan co� powiedzie� � nalega�a Joyce. � Nie mo�e pan wstrzyma� si� od g�osu! Pan r�wnie� jest detektywem w naszej zabawie. � Na podstawie tych fakt�w niewiele mo�na wywnioskowa� � rzek� z pow�tpiewaniem adwokat. � Co prawda, znam wiele wypadk�w tego typu i osobi�cie uwa�am, �e to osoba panny Clark jest kluczem do ca�ej sprawy, cho� bezpo�rednio winien jest m��. Z takich czy innych powod�w ona celowo os�ania Jonesa w zeznaniach. Mo�e zawarli jaki� uk�ad finansowy? On m�g� przypuszcza�, �e b�dzie g��wnym podejrzanym. Ona za�, chc�c zabezpieczy� sobie staro��, mog�a si� zgodzi� na zapewnienie mu alibi swoj� historyjk� o owsiance w zamian za jak�� przyzwoit� sumk�. Gdybym jednak zgad�, by�oby to bardzo nietypowe rozwi�zanie. Naprawd� rzadko spotykane. � Nie zgadzam si� z wami! � �achn�� si� Raymond. � Wszyscy pomin�li�cie najwa�niejsz� osob�. C�rk� lekarza! Przedstawi� wam moj� wersj� wydarze�. Ostrygi z puszki by�y nie�wie�e. To t�umaczy objawy zatrucia. Pos�ano po lekarza. Znajduje on pani� Jones w ostrych bole�ciach, bo zjad�a najwi�cej ostryg. Postanawia wi�c poda�, jak wiemy, pigu�ki u�mierzaj�ce b�l. Nie idzie sam, lecz kogo� po nie wysy�a. Kto wydaje opium? Oczywi�cie jego c�rka! Bardzo mo�liwe, �e to ona sporz�dza leki dla ojca. Jest zakochana w Jonesie i oto otwiera si� przed ni� szansa. U�wiadamia sobie, �e teraz ma okazj� uwolni� go od �ony. Pigu�ki, kt�re daje pos�a�cowi, zawieraj� czysty arszenik. Uwa�am, �e to jest w�a�ciwe rozwi�zanie. � A jak by�o naprawd�? � nie wytrzyma�a Joyce. � Chwileczk�, jeszcze panna Marple nie przedstawi�a swojej wersji � powstrzyma� j� komisarz. Starsza pani poruszy�a si� niespokojnie. � O, m�j Bo�e! Tak si� przej�am t� histori�, �e znowu opu�ci�am jedno oczko! To przykra sprawa, bardzo, przykra... Przypomina mi starego pana Hargravesa, kt�ry mieszka� w Mount. Jego �ona niczego nie podejrzewa�a a� do chwili, gdy zmar� zostawiaj�c wszystkie pieni�dze kobiecie, z kt�r� mia� pi�cioro dzieci, a kt�ra niegdy� by�a u nich s�u��c�. �Taka mi�a dziewczyna � zwyk�a by�a mawia� pani Hargraves. � I naprawd� mo�na jej wierzy�, �e codziennie prze�ciele materace. Z wyj�tkiem pi�tku, oczywi�cie!� Potem ta dziewczyna rzuci�a u nich prac� i zamieszka�a w s�siednim miasteczku, a pan Hargraves stale u niej bywa�, co nie przeszkodzi�o mu by� ko�cielnym i ka�dej niedzieli obnosi� tacy podczas mszy. � Droga ciociu Jane � przerwa� jej niecierpliwie Raymond. � C� wsp�lnego ma zmar�y Hargraves z nasz� spraw�? � Te obydwie historie natychmiast mi si� skojarzy�y � odpar�a panna Marple. � Fakty s� bardzo zbli�one, nieprawda? Przypuszczam, �e w naszej sprawie ta biedna dziewczyna wyzna�a wszystko na spowiedzi i w ten spos�b prawda wysz�a na jaw. Czy tak, sir Henry? � Jaka dziewczyna? � wykrzykn�� ze zdziwieniem Raymond. � Ciociu kochana, o kim ty m�wisz? � O s�u��cej Gladys Linch, oczywi�cie. By�a przecie� tak ogromnie wzburzona, gdy doktor z ni� rozmawia�. Biedactwo! Mam tylko nadziej�, �e ten niegodziwiec Jones zostanie powieszony za to, �e zrobi� z niej morderczyni�. Ale obawiam si�, �e i t� ma�� spotka ten sam los. � Pani chyba si� myli, panno Marple... � zacz�� pan Petherick, ale starsza pani potrz�sn�a z uporem g�ow� i spojrza�a prosto na komisarza. � Mam racj�, prawda? To wydaje si� tak oczywiste. Te setki i tysi�ce � i biszkopt z kremem � przecie� nie mo�na tego nie powi�za�. � A c� to ma wsp�lnego?! � wykrzykn�� Raymond. Ciotka zwr�ci�a si� w jego stron�. � Kucharki zwykle uk�adaj� mn�stwo r�no�ci na biszkopcie z kremem, kochanie. Takie ma�e cude�ka z cukru. Nie darmo biszkopty nazywane s� ciasteczkami �setnej i tysi�cznej niespodzianki�. Tak wi�c gdy us�ysza�am, �e na kolacj� by� r�wnie� biszkopt i �e Jones pisa� do kogo� o setkach i tysi�cach, natychmiast skojarzy�am te dwie sprawy. I tam w�a�nie by� arszenik � w tych �niespodziankach�. Jones spreparowa� je wcze�niej i poleci� s�u��cej u�o�y� na biszkopcie. � Ale to niemo�liwe � rzuci�a Joyce. � Przecie� wszyscy jedli to samo! � Ach, nie � sprostowa�a panna Marple. � Jak pami�tacie, panna Clark odchudza�a si�, a wtedy nie jada si� s�odyczy, a pan Jones na pewno od�o�y� �niespodzianki� i zostawi� je na talerzu. To naprawd� by�o sprytnie uknute, ale bardzo niegodziwe. Obecni utkwili oczy w komisarzu. � To bardzo dziwne � rzek� z wolna sir Henry � ale panna Marple utrafi�a w sedno. Pan Jones, jak si� to m�wi, wp�dzi� dziewczyn� w k�opoty. Gladys by�a bliska rozpaczy. Obieca� jej ma��e�stwo w razie �mierci �ony. Jones spreparowa� dodatki do kremu i pouczy� s�u��c�, jak je u�o�y� na biszkopcie. Gladys Linch zmar�a tydzie� temu. Dziecko nie prze�y�o porodu, a Jones opu�ci� j� dla innej. Tu� przed �mierci� wyzna�a prawd�. Zapad�a chwila ciszy, a potem Raymond zwr�ci� si� do panny Marple: � No, ciociu Jane, jedno zero dla ciebie! Nie mog� wprost si� nadziwi�, jak do tego dosz�a�. Mnie nigdy nie przysz�oby do g�owy powi�za� tej ma�ej kucharki z ca�� spraw�. � By� mo�e, kochanie � odpar�a panna Marple. � Ale ty nie znasz �ycia tak dobrze jak ja. Pod jednym dachem m�czyzna taki jak Jones, jowialny i rubaszny, i m�oda �adna dziewczyna... Jak tylko to us�ysza�am, by�am pewna, �e nie zostawi� jej w spokoju. To wszystko jest bardzo przykre i niemi�o o tym m�wi�. A i pan Hargraves... Trudno wprost wyrazi�, jakim szokiem by�o to dla jego �ony i jak� sensacj� dla ca�ego miasteczka... II �wi�tynia Astarte � Doktorze Pender, a co pan nam opowie? Wielebny u�miechn�� si� �agodnie. � Wiod� �ycie spokojne i naprawd� niewiele w nim si� dzieje � powiedzia�. � Ale raz, w czasach mej m�odo�ci, zdarzy�o mi si� co� bardzo dziwnego i tragicznego zarazem. � Aa... � zach�caj�co mrukn�a Joyce Lempriere. � Nigdy tego nie zapomn� � ci�gn�� pastor. � Wywar�o to na mnie w�wczas g��bokie wra�enie, a i dzisiaj, gdy sobie przypominam to zdarzenie, zn�w odczuwam to samo przera�enie i l�k co wtedy, gdy ujrza�em cz�owieka powalonego przez �mier� bez udzia�u jakiejkolwiek �ywej istoty. � Ciarki mnie przechodz� � rzek� sir Henry. � Tak w�a�nie i ja si� czu�em � odpar� pastor. � Od tamtego czasu ju� nigdy nie wy�miewa�em ludzi, kt�rzy u�ywaj� s�owa �atmosfera�. Istnieje bowiem co� takiego. Tak jak istniej� miejsca opanowane przez dobre lub z�e moce. � Znam taki nieszcz�liwy dom � wtr�ci�a panna Marple. � Najpierw stary pan Smithers doszcz�tnie zbankrutowa� i musia� si� wyprowadzi�. Potem zaj�li go pa�stwo Carslake i Johnny z�ama� nog� spadaj�c ze schod�w, a pani Carslake musia�a wyjecha� na po�udnie Francji dla poratowania zdrowia. Teraz mieszkaj� tam pa�stwo Burden... i oto dowiedzia�am si�, �e biedny pan Burden ma by� na dniach operowany. � S�dz�, �e jest stanowczo za wiele przes�d�w na ten temat � rzek� pan Petherick. � Nierozwa�nym rozprzestrzenianiem bzdurnych pog�osek mo�na znacznie obni�y� warto�� domu. � Znam par� �duch�w� o ca�kiem krzepkim wygl�dzie... � zachichota� sir Henry. � Uwa�am, �e powinni�my pozwoli� m�wi� pastorowi � zauwa�y� Raymond. Joyce wsta�a z krzes�a i zgasi�a �wiat�o. Tylko migoc�cy na kominku ogie� rozja�nia� pok�j. � Nastr�j � wyja�ni�a. � A teraz s�uchamy. Doktor Pender u�miechn�� si� do niej, usiad� g��biej w fotelu, zdj�� binokle i cichym g�osem podj�� z wolna opowie�� ze swej przesz�o�ci. � Nie wiem, czy ktokolwiek z pa�stwa zna wy�yn� Dartmoor. Miejsce, o kt�rym m�wi�, po�o�one jest na jej granicach. Mimo i� to pi�kna posiad�o��, przez par� lat nie znalaz� si� na ni� �aden nabywca. W zimie by�o tam mo�e troch� ponuro, ale za to krajobraz by� urzekaj�cy, a i sam dom mia� pewne zalety. Kupi� go w ko�cu cz�owiek nazwiskiem Haydon, sir Richard Haydon. Zna�em go z czas�w college�u i cho� straci�em z oczu na jaki� czas, nasza przyja�� przetrwa�a. Tak wi�c z prawdziw� przyjemno�ci� przyj��em zaproszenie do �Cichej K�py� � bo tak nazwa� �wie�o nabyt� posiad�o��. W domu przebywa�o nieliczne grono os�b. Opr�cz Richarda i jego kuzyna Elliota by�a tam lady Mannering z c�rk� Violet, blad� i w�t�� dziewczyn�, oraz kapitan Rogers z �on�, oboje krzepcy i zahartowani, rozmi�owani w koniach i polowaniu. Grup� go�ci dope�niali m�ody doktor Symonds i panna Diana Ashley. T� ostatni� zna�em ju� z gazet, gdy� uznana zosta�a za pi�kno�� sezonu. Wygl�da�a rzeczywi�cie urzekaj�co. Wysoka, ciemnow�osa, o kremowej cerze, spogl�da�a spod p�przymkni�tych powiek. Sko�ne oczy nadawa�y jej twarzy poci�gaj�co orientalny wyraz. M�wi�a pi�knym d�wi�cznym g�osem o g��bokim brzmieniu. Natychmiast spostrzeg�em, �e m�j przyjaciel Richard jest pod jej urokiem, i domy�li�em si�, �e ca�e towarzystwo zosta�o zebrane tylko jako t�o dla niej. Nie by�em natomiast pewny jej uczu�. Kapry�nie rozdziela�a �aski. Jednego dnia rozmawia�a wy��cznie z Richardem, na innych nie zwracaj�c zupe�nie uwagi, kiedy indziej faworyzowa�a Elliota, a innym zn�w razem s�a�a uwodzicielskie u�miechy panu Symondsowi, spokojnemu, ma�om�wnemu lekarzowi. Rankiem w dniu mego przyjazdu gospodarz oprowadzi� nas po domu. W samym budynku nie by�o nic specjalnie godnego uwagi. Po prostu solidny gmach zbudowany z dewo�skiego granitu, by m�g� oprze� si� czasowi i niszcz�cym si�om przyrody. Nic z romantyzmu starych budowli, ale zapewnia� wszelkie wygody. Z jego okien rozpo�ciera�a si� panorama wrzosowisk po�o�onych na rozleg�ych wzg�rzach zwie�czonych skalistymi szczytami. Na stokach najbli�szego wzg�rza znajdowa�y si� kamienne kr�gi, pozosta�o�ci chat z epoki neolitu. Na innym wzg�rzu odkopano niedawno kurhan, w kt�rym znaleziono wyroby z br�zu. Haydon, niejako znawca staro�ytno�ci, obja�nia� nam wszystko z werw� i o�ywieniem. � To w�a�nie miejsce � m�wi� � jest szczeg�lnie bogate w stare znaleziska. Odkryto tu szcz�tki mieszka�c�w z epoki neolitu, Druid�w, Rzymian, a nawet �lady wczesnych Fenicjan. Ale najciekawsze jest tamto miejsce. Znacie ju� jego nazw� � Cicha K�pa. �atwo chyba zgadn��, sk�d si� wzi�a. Wyci�gn�� r�k�. Ta cz�� okolicy by�a szczeg�lnie pusta, gdzieniegdzie tylko poros�a wrzosem i paprociami. Ale oko�o stu jard�w od domu znajdowa�a si� g�sta k�pa drzew. � To pozosta�o�� z bardzo dawnych czas�w � rzek� Haydon. � Wiele drzew obumar�o i zosta�o wyci�tych, ale na og� wygl�da to tak, jak w zamierzch�ej przesz�o�ci. By� mo�e jak wtedy, gdy mieszkali tu Fenicjanie. Chod�cie i sp�jrzcie na to miejsce. Poszli�my za nim. Gdy weszli�my mi�dzy drzewa, ogarn�o mnie dziwne przygn�bienie. S�dz�, �e z powodu ciszy. Wydawa�o si�, �e w�r�d drzew nie ma ani jednego ptasiego gniazda. Wok� panowa�a martwota i groza. Spostrzeg�em, �e Haydon patrzy na mnie z dziwnym u�miechem na ustach. � Jak odbierasz to miejsce, Pender? � zapyta�. � Czujesz wrogo��? A mo�e niepok�j? � Nie podoba mi si� tutaj � powiedzia�em spokojnie. � I masz do tego pe�ne prawo. To jest twierdza jednego ze staro�ytnych wrog�w twojej wiary. Zagajnik ten po�wi�cony jest Asztarte. � Astarte? � Asztarte, Isztar, Asztoret czy jakkolwiek inaczej zechcecie j� nazywa�. Mnie osobi�cie najbardziej odpowiada fenicka nazwa. Zdaje mi si�, �e jest jeszcze jeden zagajnik Asztarte w tych stronach, na p�nocnej �cianie zbocza. Co prawda nie mam na to �adnego dowodu, ale wierz�, �e w�a�nie tutaj, nie gdzie indziej, znajduje si� prawdziwe i autentyczne miejsce kultu Asztarte. Tu, po�r�d tego g�szczu drzew odprawiano rytualne obrz�dy. � Rytualne obrz�dy... � wyszepta�a Diana Ashley. Jej oczy z rozmarzeniem wpatrywa�y si� w dal. � Ciekawa jestem, jak te� mog�y wygl�da�? � Nie cieszy�y si� pewnie dobr� s�aw� � zarechota� g�o�no kapitan Rogers. � My�l�, �e musia�o to by� nie byle co! Haydon zdawa� si� nie zwraca� na niego uwagi. � Po�rodku zagajnika powinna by� �wi�tynia � powiedzia�. Nie chodz� tam, ale wyobra�ani sobie, jak mo�e wygl�da�. W tym momencie weszli�my na ma�� polank�. Po�rodku znajdowa�o si� co� na kszta�t altany z kamienia. Diana Ashley spojrza�a badawczo na Haydona. � To w�a�nie jest miejsce kultu Asztarte � powiedzia�. � Jej �wi�tynia. Wprowadzi� nas do �rodka, gdzie na prostym hebanowym filarze spoczywa�a dziwna figurka przedstawiaj�ca kobiet� siedz�c� na lwie. Na g�owie mia�a rogi w kszta�cie ksi�yca. � Asztarte Fenicjan � wyja�ni� Haydon. � Bogini ksi�yca. � Bogini ksi�yca! � wykrzykn�a Diana. � Och, urz�d�my dzisiaj wieczorem szalone party. Bal kostiumowy. Przyjdziemy tutaj, gdy wzejdzie ksi�yc, i odprawimy rytua� ku czci Astarte. Poruszy�em si� gwa�townie. Elliot odwr�ci� si� szybko. � Nie podoba si� panu pastorowi ten pomys�? � zapyta�. � Nie, nie podoba mi si� � potwierdzi�em powa�nym tonem. Elliot spojrza� na mnie z ciekawo�ci�. � Ale� to tylko �arty. Dick przecie� nie wie na pewno, czy w�a�nie ten zagajnik by� miejscem kultu Astarte. Tylko si� domy�la. I usilnie chce w to wierzy�. A zreszt� cho�by nawet... � To co? � No c� � roze�mia� si� z przymusem. � Pastor nie wierzy przecie� w takie rzeczy, prawda? � Nie rozumiem, dlaczego duchowny powinien w to nie wierzy�. � Ale� to nale�y ju� do prehistorii! � Nie jestem tego taki pewny � powiedzia�em w zadumie. � Wiem tylko jedno. Nie�atwo ulegam nastrojom, ale odk�d wszed�em mi�dzy te drzewa, ogarn�o mnie przedziwne wra�enie, �e zewsz�d otaczaj� mnie jakie� z�e moce, i poczu�em groz�. Elliot niespokojnie spojrza� za siebie. � Tak, jest tu jako� dziwnie � przyzna�. � Chyba rozumiem, co pan pastor ma na my�li, ale s�dz�, �e to tylko gra naszej wyobra�ni. A co pan uwa�a, doktorze Symonds? Lekarz przez chwil� milcza�, po czym odpar� ze spokojem: � Nie lubi� tego miejsca. Nie potrafi� okre�li�, dlaczego. Tak czy inaczej nie podoba mi si� tutaj. W tym momencie podesz�a do mnie Violet Mannering. � Nie cierpi� tego miejsca! � krzykn�a � nienawidz�! Chod�my st�d. Ruszyli�my naprz�d, reszta pod��a�a za nami. Tylko Diana Ashley zosta�a w tyle. Odwr�ci�em g�ow� i zobaczy�em j� stoj�c� u �wi�tynnego wej�cia, wpatrzon� w figur� bogini. Dzie� by� niezwykle upalny i pomys� balu kostiumowego spotka� si� z og�ln� aprobat�. Zapanowa�a weso�o��, wszyscy szeptali po k�tach i sekretnie szyli przebrania. Kiedy zeszli�my si� na kolacj�, �wietnie si� bawili�my podziwiaj�c stroje. Rogers i jego �ona przebrali si� za ludzi z epoki neolitu, co wyja�ni�o nag�e znikni�cie dywanik�w sprzed kominka. Richard Haydon wyst�pi� jako fenicki �eglarz, a jego kuzyn jako herszt rozb�jnik�w. Doktor Symonds zosta� kucharzem, lady Mannering przywdzia�a str�j piel�gniarki, a jej c�rka czerkieskiej branki. Ja ubra�em si� w habit zakonnika, cho� str�j by� nieco za ciep�y na tak upalny wiecz�r. Diana Ashley zesz�a ostatnia i cokolwiek rozczarowa�a nas wszystkich. Wyst�pi�a bowiem w nieforemnym czarnym dominie. � Nieodgadniona... Oto jaka naprawd� jestem � rzuci�a od niechcenia. � A teraz siadajmy do sto�u. Po kolacji wyszli�my przed dom. Wiecz�r by� ciep�y i bezwietrzny, w�a�nie wschodzi� ksi�yc. Spacerowali�my rozmawiaj�c, czas mija� niepostrze�enie szybko. Jak�� godzin� p�niej zda�em sobie spraw�, �e nie ma w�r�d nas Diany Ashley. � Z pewno�ci� posz�a si� po�o�y� � powiedzia� Richard Haydon. Violet Mannering potrz�sn�a przecz�co g�ow�. � Ale� nie. Widzia�am j�, jak sz�a w tamtym kierunku jakie� pi�tna�cie minut temu � wskaza�a k�p� drzew rysuj�cych si� czarno w �wietle ksi�yca. � Ciekawe, co ona knuje � zainteresowa� si� Haydon. � Za�o�� si�, �e zn�w wymy�li�a jak�� diabl� psot�. Chod�my zobaczy�! Ruszyli�my gromadnie ciekawi, co te� zrobi�a panna Ashley. Ja jednak czu�em dziwn� niech�� do wkroczenia mi�dzy t� zwart� mas� ciemnych drzew. Co� silniejszego ode mnie zdawa�o si� mnie powstrzymywa�. Mocniej ni� kiedykolwiek ogarn�o mnie przekonanie o nieczystych mocach tego miejsca. S�dz�, �e niekt�rzy z nas doznali takiego samego uczucia, ale nikt nie odwa�y� si� do tego przyzna�. Drzewa ros�y tak g�sto, �e nie przedostawa� si� mi�dzy nie blask ksi�yca. S�yszeli�my r�ne d�wi�ki doko�a nas � jakie� westchnienia, szemranie... By�o to niesamowite, ale zgodnie z postanowieniem trzymali�my si� razem. Nagle wyszli�my na ma�� polank� i stan�li�my jak wryci. Na progu �wi�tyni widnia�a migoc�ca posta� spowita w prze�roczyst� gaz�, z dwoma rogami w kszta�cie ksi�yca nad mas� ciemnych w�os�w. � M�j Bo�e! � wykrzykn�� Richard Haydon, a pot zrosi� mu czo�o. Ale Violet Mannering rzuci�a: � Przecie� to Diana! C� ona zrobi�a ze sob�... Wygl�da tak dziwnie!! Posta� w drzwiach unios�a r�ce. Zrobi�a krok naprz�d i zaintonowa�a przejmuj�cym g�osem: � Jestem kap�ank� Astarte � zanuci�a. � Strze�cie si� mego dotyku, bo r�kami swymi nios� �mier�! � Przesta� � obruszy�a si� lady Mannering. � Naprawd� przyprawiasz nas o dreszcze. Haydon rzuci� si� w jej kierunku. � Na Boga, Diano! Jeste� wspania�a! Moje oczy przyzwyczai�y si� ju� do �wiat�a ksi�yca i widzia�em teraz wyra�niej. Violet s�usznie zauwa�y�a, �e Diana wygl�da�a dziwnie. Jej twarz nabra�a zdecydowanie orientalnego wyrazu, oczy zw�zi�y si� i b�yszcza�y jakim� okrucie�stwem, a po ustach b��ka� si� u�miech tak dziwny, jakiego nigdy jeszcze nie widzia�em. � Strze� si� � ostrzeg�a. � Nie zbli�aj si� do bogini! Je�li ktokolwiek mnie dotknie, padnie martwy! � Jeste� nadzwyczajna, Diano � wykrzykn�� sir Richard. � Ale przesta� ju�. Tak czy inaczej... nie podoba mi si� to wszystko. Ruszy� ku niej po trawie, a ona wyrzuci�a przed siebie rami� gwa�townym gestem. � Zatrzymaj si�! � krzykn�a. � Jeszcze krok, a czarodziejska moc Astarte porazi ci� �mierci�! Richard Haydon roze�mia� si� i przyspieszy� kroku, gdy ni st�d ni zow�d zawaha� si� na moment, potem jakby si� potkn�� i run�� jak d�ugi. Nie wsta� z miejsca, gdzie upad�. Niespodziewanie Diana zacz�a si� histerycznie �mia�. Zabrzmia�o to przera�aj�co w ciszy nocnej. Elliot rzuci� si� naprz�d. � Do�� ju� tego! � krzykn��. � Wstawaj, Dick! Wsta�!! Ale Richard Haydon le�a� nadal bez ruchu. Elliot podbieg� do niego, przykl�kn�� obok i powoli odwr�ci� cia�o. Pochyli� si� nad Richardem, wpatruj�c si� w jego twarz. Potem podni�s� si� gwa�townie z kl�czek. � Doktorze! � wyszepta� przejmuj�cym g�osem chwiej�c si� lekko na nogach... � Doktorze, na mi�o�� bosk�, prosz� tu podej��. On chyba... nie �yje!! Dr Symonds podbieg�, a Elliot podszed� do nas bardzo wolno. Nie rozumia�em, dlaczego patrzy ci�gle na swoje r�ce. W tym momencie Diana krzykn�a dziko. � Zabi�am go! Och, m�j Bo�e! Nie chcia�am przecie�, a jednak on nie �yje! Po czym pad�a jak martwa na ziemi�. Zemdla�a. Pani Rogers wykrzykn�a: � Och, chod�my z tego okropnego miejsca � zawodzi�a p�aczliwie. � To straszne! Elliot �cisn�� mnie za rami�. � To niemo�liwe! � wymamrota�. � M�wi� ksi�dzu, to niemo�liwe! Cz�owiek nie mo�e zgin�� w taki spos�b. To... to sprzeczne z jakimikolwiek prawami natury. Pr�bowa�em go uspokoi�. � To mo�na wyt�umaczy�. Pa�ski kuzyn musia� mie� ukryt� wad� serca. Podniecenie i szok... Elliot przerwa� mi w po�owie zdania. � Ksi�dz nie rozumie � powiedzia�. Podni�s� r�ce do moich oczu, a ja spostrzeg�em, �e s� czym� poplamione. � To nie szok zabi� Dicka! Pchni�to go no�em w serce, ale tego no�a nigdzie nie ma!!! Patrzy�em na niego z niedowierzaniem. W tym momencie dr Symonds sko�czy� ogl�dziny cia�a i podszed� do nas. By� blady i trz�s� si� ca�y. � Czy my�my powariowali? � wyszepta�. � C� to za miejsce, je�li mo�e si� tu zdarzy� co� takiego?! � A wi�c to prawda?... Doktor potakuj�co skin�� g�ow�. � Taka rana powstaje po zadaniu ciosu d�ugim, cienkim sztyletem. Ale tutaj nigdzie nie ma tego rodzaju broni. Spojrzeli�my po sobie. � A mo�e jest? � rozpaczliwie rzuci� Elliot Haydon. � Mo�e wypad� z rany i le�y gdzie� w trawie. Sprawd�my! Na pr�no jednak szukali�my. Nagle Violet Mannering powiedzia�a: � Diana mia�a co� w r�ce, co wygl�da�o jak sztylet. Widzia�am, jak b�yszczy, gdy grozi�a sir Richardowi. Elliot z pow�tpiewaniem potrz�sn�� g�ow�. � Nie podszed� przecie� na tyle blisko, by mog�a go pchn��. � W r�ce nic nie trzyma � o�wiadczy�a lady Mannering, gdy schyli�a si� nad le��c� na ziemi dziewczyn�. � Na trawie te� nic nie ma. Jeste� pewna, �e go widzia�a�, Violet? Dr Symonds podszed� do zemdlonej Diany. � Musimy przenie�� j� do domu. Rogers, mo�e nam pan pom�c? Ruszyli�my w stron� budynku nios�c nieprzytomn� dziewczyn�. Nast�pnie wr�cili�my po cia�o sir Richarda. Pastor zamilk� i rozejrza� si� po zebranych. Po chwili podj�� opowie��. � Dzi�, dzi�ki detektywistycznej literaturze, lepiej si� ludzie orientuj�, co nale�y robi� w takim wypadku. Ka�dy urwis z ulicy wie, �e cia�o nale�y pozostawi� w pozycji, w jakiej zosta�o znalezione. Ale my w�wczas nie mieli�my o tym poj�cia i przenie�li�my zw�oki Haydona do jego sypialni. Kamerdynera za� pos�ali�my po policj� na posterunek oddalony oko�o dwunastu mil od domu. Wkr�tce potem Elliot odci�gn�� mnie na bok. � Niech pan pos�ucha � powiedzia�. � Wracam do zagajnika. Musz� znale�� ten sztylet. Nie daje mi to spokoju. � O ile w og�le u�yto jakiejkolwiek broni � powiedzia�em z pow�tpiewaniem. Schwyci� moje ramie i potrz�sn�� gwa�townie. � Nabi� sobie wielebny g�ow� tymi przes�dami, �e �mier� Richarda jest nadprzyrodzona. C�, wracam tam, by odkry� prawd�. By�em, dziwnie przeciwny postanowieniu Elliota. Robi�em, co by�o w mej mocy, by odwie�� go od tego zamiaru, ale bez rezultatu. Sama my�l o tym g�stym pier�cieniu drzew napawa�a mnie l�kiem. Czu�em, jak co� ostrzega mnie przed dalszymi nieszcz�ciami. Ale Elliot by� uparty. S�dz�, �e sam ba� si� r�wnie�, ale nigdy nie przyzna�by si� do tego. Odszed� zdecydowany dotrze� do sedna tajemnicy. To by�a okropna noc. Nikt z nas nie spa�, nikt nawet nie pr�bowa� zasn��. Gdy przyby�a policja, otwarcie uzna�a ca�� histori� za niewiarygodn�. Policjanci bardzo chcieli przes�ucha� Dian� Ashley, ale najpierw musieli to uzgodni� z doktorem Symondsem, a ten odrzuci� ich ��danie z ca�� stanowczo�ci�. Panna Ashley odzyska�a ju� przytomno��, ale spa�a po za�yciu �rodka nasennego, kt�ry jej zaaplikowa�. W �adnym wypadku nie wolno jej by�o niepokoi� a� do nast�pnego dnia. Nikt nie spostrzeg� nieobecno�ci Elliota. Dopiero nazajutrz, oko�o si�dmej rano, dr Symonds zapyta� o niego. Gdy wyja�ni�em, gdzie Elliot poszed�, twarz doktora spochmurnia�a. � Wola�bym, �eby tam nie szed�. To wielka nieostro�no�� z jego strony � rzek� z trosk� w g�osie. � Nie s�dzi pan chyba, �e mog�o mu si� sta� co� z�ego. � Mam nadziej�, �e nie. Ale uwa�am, �e lepiej b�dzie, je�li p�jdziemy sprawdzi�. Wiedzia�em, �e doktor ma racj�, ale musia�em zebra� wszystkie si�y, aby odwa�y� si� na wykonanie tego zadania. Wyruszyli�my obaj i jeszcze raz weszli�my w grup� drzew ska�on� z�ymi mocami. Zawo�ali�my na Elliota dwukrotnie, ale nikt si� nie odezwa�. W jakie� dwie minuty p�niej dotarli�my do polanki, kt�ra wygl�da�a upiornie w �wietle wczesnego poranka. Symonds z�apa� mnie nagle za rami�, a ja wyda�em zduszony okrzyk. Ostatniej nocy w �wietle ksi�yca widzieli�my tu zw�oki cz�owieka le��ce twarz� do ziemi. Teraz, w �wietle poranka, ten sam widok ukaza� si� naszym oczom. Elliot Haydon le�a� dok�adnie tam, gdzie przedtem spoczywa�o cia�o jego kuzyna. � Bo�e m�j! � szepn�� Symonds. � I ten tak�e!! Podbiegli�my obaj do le��cego. By� nieprzytomny, ale oddycha� s�abo. Tym razem nie by�o w�tpliwo�ci, co spowodowa�o tragedi�. W ranie tkwi� d�ugi sztylet z br�zu, o w�skim ostrzu. � Na szcz�cie dosta� w rami�, nie w serce � orzek� doktor. � S�owo daj�, nie wiem ju�, co o tym my�le�. W ka�dym razie �yje i b�dzie w stanie powiedzie� nam, co si� sta�o. Ale tego w�a�nie Elliot Haydon nie m�g� zrobi�. Jego wyja�nienia by�y bardzo niepewne. Gdy przyszed� wieczorem, daremnie szuka� sztyletu. Na chwil� przystan�� w pobli�u �wi�tyni i wtedy w�a�nie odczu�, �e kto� mu si� przygl�da spomi�dzy drzew. Walczy� z tym wra�eniem, ale nie by� w stanie go odp�dzi�. Poczu� jaki� dziwny zimny powiew, kt�ry zdawa� si� dobywa� nie spomi�dzy drzew, ale z wn�trza �wi�tyni. Odwr�ci� si� w t� stron�. Ujrza� ma�� posta� bogini i pomy�la�, �e doznaje z�udzenia optycznego. Posta� ta coraz bardziej ros�a. Potem uczu� co� jakby uderzenie i padaj�c zapami�ta� piek�cy b�l w lewym ramieniu. Sztylet zosta� rozpoznany. By� identyczny jak ten, kt�ry odkopano w kurhanie na wzg�rzu i kt�ry kupi� sir Richard. Nie wiedziano jednak, gdzie by� przechowywany � w domu czy w �wi�tyni. Zdaniem policji tak w�wczas, jak i zapewne dzisiaj, Richard Haydon zosta� zabity przez pann� Ashley. Wszyscy jednak jako naoczni �wiadkowie zeznali�my, �e nie mog�a absolutnie tego zrobi�, gdy� sir Richard sta� oko�o trzech metr�w od niej. Policja nie mia�a �adnych szans, by oskar�y� j� o to morderstwo. Tak wi�c �mier� mego przyjaciela pozosta�a zagadk�. Zapanowa�a cisza. � Wydaje mi si�, �e niewiele jest tutaj do powiedzenia � przerwa�a milczenie Joyce Lempriere. � To wszystko jest straszne i niesamowite zarazem. Czy pan, pastorze, zna wyja�nienie tego zdarzenia? Starszy pan przytakn��. � Tak, znam wyja�nienie, o ile mo�na to tak nazwa�. Jest nieco dziwne, ale i tak nie t�umaczy wszystkich aspekt�w tej sprawy. � Bra�am udzia� w seansach spirytystycznych i mo�ecie m�wi�, co chcecie, ale przedziwne rzeczy mog� si� wydarzy�. Przypuszczam, �e mo�na by to przypisa� hipnozie. Dziewczyna rzeczywi�cie poczu�a si� kap�ank� Astarte i jak s�dz�, w jaki� spos�b musia�a zabi� Haydona. By� mo�e rzuci�a w niego sztyletem, kt�ry panna Mannering widzia�a w jej r�ce. � Albo mog�a to by� dzida � podda� my�l Raymond West. � Ostatecznie ksi�yc nie �wieci bardzo jasno. Mog�a trzyma� w r�ce co� w rodzaju w��czni i pchn�� Haydona z odleg�o�ci oko�o trzech metr�w. A p�niej zadzia�a�a zbiorowa psychoza. To znaczy, wszyscy byli niejako przygotowani psychicznie, by ujrze� co� nadprzyrodzonego. I tak w�a�nie zobaczyli�cie t� �mier�. � Ogl�da�em wiele pomys�owych sztuczek z no�em w music-hallach � dorzuci� komisarz. � Przypuszczam, �e jest mo�liwe, by kto� ukryty w g�szczu drzew rzuci� no�em lub sztyletem z wystarczaj�c� si�� i precyzj� � zak�adaj�c oczywi�cie, �e by� to zawodowiec. Przyznaj�, �e brzmi to nieco fantastycznie, ale wydaje mi si�, �e jest to jedyne prawdopodobne rozwi�zanie. Pami�tacie, �e druga ofiara wyra�nie czu�a, �e jest obserwowana przez kogo� spomi�dzy drzew. I nie nale�y si� wcale dziwi�, �e relacje �wiadk�w co do sztyletu w r�ce panny Ashley s� rozbie�ne. Gdyby�cie mieli moje do�wiadczenie zawodowe, wiedzieliby�cie, �e zeznania pi�ciu �wiadk�w tego samego wydarzenia mog� si� r�ni� tak bardzo, i� trudno wprost w to uwierzy�. Pan Petherick odkaszln��. Najwidoczniej zamierza� zabra� g�os. � Wydaje mi si�, �e wszystkie nasze dociekania pomijaj� jeden zasadniczy fakt: co si� sta�o z broni�? Panna Ashley nie mog�aby pozby� si� dzidy stoj�c po�rodku pustej przestrzeni. Gdyby za� morderca ukryty mi�dzy drzewami rzuci� no�em, to powinien tkwi� on w ranie, gdy odwr�cono cia�o. Uwa�am, �e powinni�my odrzuci� te dalekosi�ne rozwa�ania i skoncentrowa� si� raczej na faktach, kt�re s� nie do podwa�enia. � A dok�d nas te suche fakty prowadz�? � No c�, jedno wydaje si� oczywiste. Nikogo blisko ofiary nie by�o, tak wi�c jedyn� osob�, kt�ra mog�a zabi� � by� on sam! Po prostu samob�jstwo. � Ale dlaczego, u licha, mia�by pragn�� �mierci? � nie dowierza� Raymond. Adwokat odkaszln�� ponownie. � To jeszcze jeden domys� do rozpatrzenia. Ale teraz nie chc� o tym m�wi�, bo nie to stanowi dla nas problem, ale spos�b, w jaki zosta� zabity. Moim zdaniem jego �mier� tylko tak mo�na wyja�ni�, bo w si�y nadprzyrodzone absolutnie nie wierz�. D�gn�� si� sam, a padaj�c wyszarpn�� n� z rany i odrzuci� go mi�dzy drzewa. S�dz�, �e tak w�a�nie si� to sta�o � cho� mam pewne w�tpliwo�ci, czy by�o do fizycznie mo�liwe. � Nie chc� m�wi�, �e jestem pewna � zabra�a g�os panna Marple. � To wszystko jest jednak tak pogmatwane... Ale przer�ne rzeczy si� zdarzaj�. Na przyk�ad, zesz�ego roku podczas garden party u pani Sharpley pewien cz�owiek, kt�ry oznacza� numerami pole golfowe, potkn�� si� o jeden z nich i upad�. Straci� przytomno�� i nie m�g� przyj�� do siebie przez dobrych pi�� minut. � Dobrze, droga ciociu � rzek� Raymond uprzejmie � ale nie zosta� pchni�ty no�em, prawda? � Oczywi�cie, �e nie, kochanie � cierpliwie wyja�ni�a panna Marple. � O to w�a�nie chodzi. Wed�ug mnie jest tylko jedno wyt�umaczenie, jak biedny sir Richard zosta� pchni�ty sztyletem. Zastanawia mnie jednak, o co m�g�by si� potkn��... Pewnie by� tam jaki� wystaj�cy korze� drzewa, a on go nie zauwa�y� wpatrzony w dziewczyn�... Zreszt� przy �wietle ksi�yca mo�na potkn�� si� o cokolwiek. � Powiedzia�a pani, �e tylko w jeden spos�b mo�na wyt�umaczy� �mier� Richarda Haydona � rzek� pastor patrz�c na ni� z zaciekawieniem. � To jest tak przykre, �e nie chc� nawet my�le� o tym. On by� prawor�czny, prawda? Nie m�g� by� ma�kutem, bo przecie� zrani� si� w lewe rami�. Zawsze tak bardzo wsp�czu�am biednemu Jackowi Baynesowi. Podczas wojny przestrzeli� sobie stop�, i to po bardzo ci�kiej bitwie pod Arras. Powiedzia� mi o tym, gdy odwiedzi�am go w szpitalu, i tak bardzo si� tego wstydzi�. Spodziewam si�, �e Elliot Haydon niewiele zyska� przez pope�nienie tak okrutnej zbrodni. � Elliot Haydon? � Raymond a� krzykn�� ze zdumienia. � Uwa�asz, ciociu, �e to on?! � Nie s�dz�, by ktokolwiek inny m�g� to zrobi� � panna Marple najwyra�niej dziwi�a si� jego zaskoczeniu. � To znaczy, jest to zupe�nie oczywiste, gdy odrzuci si� t� ca�� aur� niesamowito�ci roztoczon� wok� poga�skiej bogini, a we�mie pod uwag� wy��cznie fakty, jak to trafnie uj�� pan Petherick. Elliot podbieg� pierwszy do Richarda i odwr�ci� cia�o, a wtedy oczywi�cie sam by� odwr�cony plecami do reszty towarzystwa. A b�d�c w przebraniu rozb�jnika z pewno�ci� mia� przy sobie jak�� bro�. Pami�tam, �e jako m�odej dziewczynie zdarzy�o mi si� ta�czy� na balu kostiumowym z hersztem rozb�jnik�w i nie mo�ecie sobie wyobrazi�, jak uwiera�y mnie no�e i sztylety, kt�re m�j partner mia� przypi�te do pasa. Wszystkie oczy zwr�ci�y si� z niemym pytaniem na pastora Pendera. � Pozna�em prawd� pi�� lat po tej tragedii. Wyznana zosta�a w li�cie, kt�ry napisa� do mnie Elliot Haydon. Wyobra�a� sobie zawsze, jak przyzna�, �e ja by�em jedyn� osob� podejrzewaj�c� go o zbrodni�. Wyja�ni�, �e tamtej nocy opanowa�a go gwa�towna pokusa. On r�wnie� kocha� Dian� Ashley, ale nie mia� u niej �adnych szans jako biedny adwokat prac� zarabiaj�cy na �ycie. Pozbywaj�c si� sir Richarda i dziedzicz�c po nim tytu� i maj�tek widzia� przed sob� wspania�� przysz�o��. Sztylet wysun�� mu si� zza pasa, gdy ukl�kn�� przy ciele, i zanim zd��y� pomy�le�, wbi� go w pier� kuzyna, po czym na powr�t schowa�. P�niej sam si� zrani� w rami�, by odwr�ci� od siebie podejrzenia. Ten list napisa� do mnie w przeddzie� wyprawy na biegun po�udniowy na wypadek � jak zaznaczy� � gdyby nigdy nie mia� z niej wr�ci�. Nie s�dz� jednak, by jecha� tam z zamiarem powrotu. Jak s�usznie zauwa�y�a panna Marple, zbrodnia nie przynios�a mu szcz�cia. �Przez te pi�� lat prze�y�em piek�o � pisa� w swym li�cie � i mam nadziej�, �e przynajmniej umieraj�c z honorem zdo�am odpokutowa� za sw� zbrodni�. Pastor umilk�. � I rzeczywi�cie zgin�� z honorem � przerwa� cisz� komisarz. � Zmieni� pan wprawdzie nazwiska w swym opowiadaniu, pastorze, ale my�l�, �e wiem, o kogo chodzi. � Jak ju� powiedzia�em na wst�pie, nie uwa�am, by wyja�nienie faktu �mierci obj�o wszystkie aspekty tej sprawy. Nadal s�dz�, �e musia�y istnie� w tym miejscu jakie� si�y nieczyste, kt�re pchn�y Elli