6981

Szczegóły
Tytuł 6981
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6981 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6981 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6981 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SILVERBERG CZAS TRZECIEGO WIATRU Dla Karen Gwiazdo cud�w, gwiazdo nocy, Ty, kr�lewskim blaskiem l�ni�ca na zachodnim niebosk�onie, Przewodnikiem nam tw�j p�omie�. Cz�� pierwsza Pora �nieg�w S� trzy Prawa: �wi�te jest to, co jest skuteczne. Ci, kt�rzy �yj�kieruj�c si� zdrowym rozs�dkiem, prawi s� w oczach Boga. Jedyne S�owo brzmi: Przetrwa�! I jest Jedyne S�owo: Przetrwa�! Tym, co w pierwszym rz�dzie nak�oni�o mnie do abdykacji by�o nag�e zrozumienie, �e w�a�nie nadszed� najwy�szy czas, by rzu- ci� wszystko i wia�. Atak przez robienie uniku by� zawsze jedn� z mo- ich ulubionych taktyk i odnosi�em dzi�ki niej wiele sukces�w. Mo- �ecie to nazwa� pasywn� agresj�. Tak wi�c w porze �nieg�w zostawi�em za sob�Galgal�, m�j tron, m�j kr�lewski pa�ac i w og�le wszystko, i wyruszy�em ku �wiatowi zwanemu Mulano, co oznacza �wiat Duch�w. Na Mulano szuka�em wy��cznie cichego i spokojnego miejsca -ja, kt�ry zawsze rozkwi- ta�em po�r�d ha�asu, rozgardiaszu i emocji... niemniej tam po�r�d tej �nie�nej bieli znalaz�em to, czego szuka�em. Mia�em wtedy zale- dwie sto siedemdziesi�t dwa lata i je�li o mnie chodzi, to w�a�nie przesta�em by� cyga�skim kr�lem, i naprawd� si� w�cieka�em, gdy kto� mi m�wi�, �e m�g�bym by� nim ponownie. Nie t�skni�em za tronem. Nie brakowa�o mi te� by�ej pot�gi. Nie brakowa�o mi wreszcie Galgali... no mo�e z wyj�tkiem z�ota. Tak, brakowa�o mi z�ota Galgali. Brakowa�o mi jego blasku i jego pi�kna, bo przecie� nie chodzi�o o jego warto��... jak�� wreszcie warto��? Na Galgali wszystko by�o z�ote. Koty i psy, a raczej to, co nazwa- liby�cie kotami i psami za dawnych czas�w na Ziemi, mia�y w �y�ach p�ynne z�oto zamiast krwi. Z�ote by�y te� li�cie na drzewach i piasek pustyni, z�otem brukowane by�y ulice... Tam z�oto dos�ownie le�a�o na ulicach. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jaki wp�yw mia�oby odkrycie takiej pla- nety jak Galgala na gospodark� ca�ej Galaktyki, gdyby�my w momen- cie jej odkrycia wci�� jeszcze opierali system finansowy na parytecie z�ota. Ale na szcz�cie ten dziwaczny antyczny, cho� swego czasu mo�e i sensowny pomys�, dawno ju� przepad� w mrokach dziej�w, gdy pierwsi zdobywcy wyl�dowali na planecie. A potem, dzi�ki temu odkryciu, z�oto sta�o si�ju� zupe�nie bez- warto�ciowe. Ale to, �e straci�o warto�� handlowanie oznacza�o, �e przesta�o fascynowa� nas, g�upich �miertelnik�w, a fascynuje zw�asz- cza pewien gatunek g�upich �miertelnik�w, kt�ry inni ludzie okre- �laj� nazw� Cygan�w. M�j lud. Prawdopodobnie tak�e wasz, albo- wiem mam nadziej�, �e wi�kszo�� z tych, kt�rzy czytaj� to, co pisz�, jest mojej rasy. Rasy tych, kt�rzy sami siebie nazywaj� Romami i zwa- li si� tak jeszcze w staro�ytnych ziemskich czasach. My, Romowie, zawsze kochali�my z�oto. W dawnych dniach na- sze kobiety przyozdabia�y si� wielk� ilo�ci� naszyjnik�w ze z�otych monet, nawleka�y je na z�ote �a�cuchy i pozwala�y im dynda� na swych pi�knych cia�ach jak warkoczom czosnku. Trzeba by�o nie lada wysi�- k�w, �eby dobra� si� do ich cycuszk�w ko�ysz�cych si� pod t� mas� ��tego metalu. A m�czy�ni! Jakie� to sztuczki wyprawiali�my z naszym z�otem niegdy� na W�grzech, w Rumunii, i wszystkich tych zapomnianych ju� miej scach starej utraconej Ziemi! Kilkana�cie z�otych monet owi- ni�tych w materia� i zaszytych w eleganckiego w�a, w�o�one do spodni, dawa�o wybrzuszenie, kt�re sugerowa�o, �e ma si� tam organ godny s�onia! Wyobra�cie sobie, jak zdumiona by�a cyga�ska lasecz- ka, kiedy zdj�a te spodnie. (Inna sprawa, �e ci�ko czym� zaskoczy� cyga�sk� laseczk�, bo ona widzia�a ju� wszystko, a poza tym to nie rozmiar imponuje roz- s�dnym kobietom, raczej technika, wyczucie i wigor.) Tak wi�c opu�ci�em Galgal� i ca�y ten blask z�ota na zawsze. Moja pot�ga i chwa�a pozosta�y za mn�, a Mulano sta�o si� moim nowym domem. Mulano by�o mi�ym i spokojnym �wiatem. By�o mro�ne, ale nieca�kowicie nieprzyjazne dla ludzi. Poza tym panowa�a tam cisza, kt�r� tak uwielbia�em. Jako towarzystwo mia�em �nie�ne w�e, du- chy, a nawet jednego czy dwa doppelgangery*. I jeszcze by� tam ptak zwany Mulesko Chiriklo - ptak umar�ych. * Der Doppelganger (nietn.) - sobotw�r (przyp. red.). My�l� �e nigdy w �yciu nie by�em szcz�liwszy. Powiedzia�em wreszcie wszystkim, �eby poszli sobie w diab�y; wszystkim tym, kt�- rzy nigdy nie mogli poj��, dok�d zmierzam i co mn� kieruje. Chcecie kr�la? Prosz� znajd�cie sobie kr�la, a ja chc� wreszcie by� sam. Tak im w�a�nie powiedzia�em. No i teraz, mimo �e by�em sam, wci�� mia�em radosny i figlarny nastr�j. Rado�ci zawsze by�o we mnie pe�no. Figli te�. Na Mulano czu�em si� tak s�odko jak jagni�tko �pi�ce mi�dzy �wie�o zebran� dzik� cebul� i czosnkiem. Czapite! Co w naszym starym romskim j�zy- ku oznacza �taka jest prawda". Dzie� na Mulano trwa czterna�cie godzin i noc tak�e czterna�cie, poza tym jest jeszcze czas mi�dzy dniem a noc�, trwaj�cy siedem godzin, gdy na niebie s� oba s�o�ca naraz: ��te i czerwonopomara�- czowe. Ja nazwa�em ten okres Podw�jnym Dniem. Mog�em sta� przed moim lodowym igloo i przygl�da� si� ca�ymi godzinami temu niezwyk�emu zjawisku, kiedy walk� ze sob� toczy�y odcienie �wiat�a: zderza�y si�, nak�ada�y, a� wreszcie jeden z nich ust�- powa� i przekszta�ca� si� w drugi. Zawsze te� pod koniec Podw�jnego Dnia nast�powa� moment, w kt�rym oba s�o�ca w jednej kr�tkiej chwili chowa�y si� za horyzon- tem, wi�c kolor nieba zmienia� barw� na zielon�, potem szar�, a� wreszcie czarn�, w czasie kr�tszym ni� potrzeba, aby nabra� powietrza. W chwil� potem pojawia�y si� gwiazdy i by� to te� czas, gdy pojawia�a si� Gwiazda Rom�w. Rozb�yska�a nagle na niebosk�onie ta pochodnia bog�w, wielka, �wiec�ca czerwieni� kula, kt�rej ciep�o i �wiat�o zrodzi�o przed wieka- mi m�j lud. I gdy nadchodzi� ten moment, pada�em na kolana. I bra�em gar�� �niegu, i przyciska�em go do policzk�w, aby powstrzyma� si� od p�aczu. (Nie mam nic przeciwko �zom rado�ci, ale nie znosz� p�aka� ze smutku i t�sknoty.) Potem wymawia�em s�owa modlitwy do Gwiazdy Rom�w. A je�li by� ze mn� kt�ry� z duch�w - Thivt powiedzmy, albo Po- larka, albo Walerian - nak�ania�em go, by modli� si� wraz ze mn�. Kiedy za� przebrzmia�y s�owa modlitwy, pyta�em: - Widzisz j� tam w g�rze, Polarko, widzisz j�? - Tak, Jakubie widz� j�. - Jak my�lisz, jak daleko jest do niej? On wtedy wzrusza� ramionami i odpowiada�: Sze��set lig, a potem jeszcze z mila lub dwie... A na to ja: - Podr� trwa�a dziesi�� tysi�cy lat, a teraz potrzebny jest jeszcze tylko ten jeden krok. Polarko, mam racj�? A na to on: - Tak, Jakubie, masz racj�. I zazwyczaj stali�my jeszcze d�ugo, wpatruj�c si� w p�on�c� czer- wonym ogniem, odleg�� Gwiazd� Rom�w, a� wreszcie zaczyna�em odczuwa� �nieg topi�cy si� pod moimi stopami... Tak gor�ce prze- pe�nia�y mnie uczucia. Wtedy szli�my obaj do igloo i �piewali�my stare ballady; cza- sem a� do �witu. I tak bieg� mi czas na Mulano, w�r�d duch�w i �nie�nych w�y, w tej zimowej porze, w czasie, gdy zapomnia�em na kr�tko, �e kie- dy� by�em Kr�lem Cygan�w, i gdy s�dzi�em, �e �adna si�a nie zmusi mnie, by zosta� nim ponownie. 2 By� kr�lem... tak... to by�o moje przeznaczenie. Zosta�em nim naznaczony. Zosta�em przez nie pochwycony jeszcze we wczesnym dzieci�- stwie, tak jak p�ywak mo�e by� pochwycony przez wielk� fal�, a po- tem jest przez ni� niesiony i niesiony w dal, i nie mo�e wyrwa� si� z jej obj��. P�ywak szybko si� uczy, �e nigdy nie wyrwie si� z wod- nego wiru dop�ki nie rozlu�ni si� i nie zaprzestanie walki, i pozwoli swobodnie nie�� si� falom, czekaj�c na moment, w kt�rym odzyska kontrol�. Tak samo jest z przeznaczeniem. Je�li masz zosta� kr�lem, nie ma sensu z tym walczy�. Rozlu�nij si� i czekaj, a niezmienna fala przeznaczenia poniesie ci� tam, gdzie by�o ci dane dotrze�. Na tym w�a�nie polega przeznaczenie. Wiedzia�em, �e mam zosta� kr�lem, bo powiedzia� mi o tym duch starej kobiety, kt�ry przyby� do mnie, gdy by�em ma�ym cyga�skim ch�opcem. Nie rozumia�em wtedy jeszcze, �e to jest duch; nie wiedzia- �em nawet, co to jest duch; nie poj��em te� tego, co chcia�a mi powie- dzie�. Ale wiedzia�em, �e tam by�a. S�dzi�em, �e jest sennym widzia- d�em, kt�re w jaki� spos�b wyrwa�o si� z mojego u�pionego umys�u i kr��y teraz po �wiecie tak�e w blasku dnia. Dzia�o si� to w mie�cie Vietorion na planecie Vietoris, moim ojczy- stym �wiecie, jednym ze �wiat�w wielkiego gwiezdnego Imperium. A ja mia�em wtedy... trzy, mo�e cztery lata. To zdarzy�o si� tak dawno temu... By�a nieprawdopodobnie stara i pomarszczona, najstarsza ko- bietajak� kiedykolwiek widzia�em. Widz�c oznaki tak wielkiej staro- �ci na jej twarzy, od razu poczu�em w jej obecno�ci jakie� dotkni�cie magii. Bo przecie� nawet w tamtych czasach odnowienie cia�a nie by�o �adnym problemem, i nikt w�a�ciwie nie wygl�da� staro. Ja teraz na przyk�ad mam za sob� prawie dwa wieki �ycia, a moje w�osy s� czarne jak zawsze, z�by silne, a sk�ra m�oda. Musieliby�cie zajrze� mi w oczy, i jeszcze dalej, w moj� dusz�, aby dowiedzie� si�, jak d�ug�ju� przeby�em drog�, i jak daleko zaszed�em. Ale ten m�j duch z dzieci�stwa wygl�da� staro. Jej twarz by�a ca�a w zmarszczkach, mia�a zakrzywiony nos, i chyba nawet ubytki w z�bach. Ale w tej zniszczonej twarzy oczy p�on�y niezwyk�ym blaskiem, jak dwie ciemne gwiazdy, jak dwie tajemnicze iskry. By�a jak posta� ze starych ba�ni - wied�ma, cza- rownica, stara cyga�ska wr�ka... Pojawia�a si� w moim pokoju, dotyka�a d�ugim szponem moj� drobn� pier�, i szepta�a magiczne s�owa. - Ty jeste� Chavula - szepta�a. - Ty jeste� Ilika. Ty jeste� Terkari. Imiona kr�l�w. Wielkie imiona. Imiona, kt�rych s�awa i chwa�a rozbrzmiewa�y w zamierzch�ych wiekach. Nigdy si� jej nie ba�em. By�a star� m�dr� kobiet�, matk� matek, T�, Kt�ra Widzi. W naszym romskim j�zyku -phuri dai. Jak m�g�bym ba� si� phuri dai? Poza tym by�em jeszcze zbyt ma�y, �eby ba� si� czegokolwiek. - Ty jeste� wybrany - �piewa�a mi. - Ty b�dziesz wielki. Co mog�em jej powiedzie�? Co mog�em z tego zrozumie�? -Urodzi�e� si� w samo po�udnie -m�wi�a. -A to jest godzina kr�- l�w. Tyjeste� Terkari. Ty jeste� Ilika. Ty jeste� Chavula. A oni s� tob�. Jakub Nirano Rom, Jakub kr�l! Jest w tobie moc. Jest w tobie magia. G�osi�a mi proroctwo, a ja my�la�em, �e to zabawa. Oddawa�a mnie w r�ce losu, oplata�a niewidzialn� sieci� nieuniknionej przysz�o�ci, a ja �mia�em si� w zadziwieniu i rado�ci, nie rozumiej�c, jaki ci�ar w�a�nie nak�adano na moje barki. Opromienia�a j� b�yszcz�ca aura, jarz�ce si� pole elektryczne. Jej stopy nigdy nie dotyka�y pod�ogi. To zreszt� by�o dla mnie najpysz- 13 niejsz�zabaw� - ten spos�b, w jaki p�yn�a w powietrzu. Oczywi�cie by�em wtedy bardzo ma�y. Nigdy dot�d nie widzia�em jeszcze ducha i nic o nich nie wiedzia�em. Ka�da magia ma swoje wyt�umaczenie i je�li tylko po�yje si� wystarczaj�co d�ugo, odpowied� zawsze si� znajdzie. P�niej ja tak�e poj��em wszystko. Dopiero du�o p�niej dowiedzia�em si�, �e nie przepowiada�a mi przysz�o�ci. Opowiada�a mi jedynie o rzeczach, kt�re dla niej by�y ju� przesz�o�ci�. Na tym w�a- �nie polega nawiedzanie - przenoszenie przysz�o�ci, absolutnie nie- zmiennej przysz�o�ci, z powrotem pod pr�d czasu. Wiele lat p�niej mia�em spotka� t� star� kobiet� ponownie. Kiedy w przysz�o�ci b�d� kr�lem, ona stanie si� moim doradc�, moj� prawdziw� phuri dai. Ale na razie by�em dzieckiem, kt�re jeszcze nie radzi�a sobie z no�em i widelcem, a ona jawi�a mi si� jako ma- giczna, unosz�ca si� w powietrzu istota, kt�ra przychodzi�a do mnie w nocy i za dnia, zawsze nieodmiennie otoczona migocz�c� aur�. Dotyka�a mnie d�oni� i szepta�a: - Ty b�dziesz tym, kt�ry powiedzie nas do domu. 3 Wyje�d�aj�c na Mulano, wcale nie stara�em si� uciec przed swo- im przeznaczeniem, chocia� wam si� mog�oby tak wydawa�. Mo�ecie w to wierzy� lub nie - wasz wyb�r. Ale ja wiedzia�em, co robi�. Zreszt�, jak mo�na uciec przed przeznaczeniem? To tak, jakby stara� si� uciec przed w�asn� sk�r�, przed w�asnym oddechem, czy przed w�asnymi my�lami. Tote� b�d�c na Mulano, przed niczym nie ucieka�em. Wprost przeciwnie, stara�em si� wype�ni� moje przezna- czenie, osi�gn�� ten wielki cel, kt�ry zna�em przez ca�e swoje �ycie. Czasem trzeba biec w kierunku, kt�ry wydaje si� niew�a�ciwy i od- wrotny do zamierzonego, gdy jest to jedyna nadzieja, �e kiedy� b�- dzie mo�na zawr�ci�. Oczywi�cie ca�y Wszech�wiat wysy�a� emisariuszy, kt�rzy mnie niepokoili, kiedy by�em na Mulano. Nikt nie mo�e si� ukry� na d�u- go w Galaktyce tak ma�ej jak nasza. Pierwszym, kt�ry do mnie przyby�, by� naturalnie Rom. By�- bym wielce zaskoczony i chyba te� bole�nie dotkni�ty, gdyby by� to gajo*. Romowie zawsze najszybciej odczytuj� wszelkie tropy na szlaku. Wiesz to przecie� doskonale, je�li samjeste� Romem; a przy- najmniej powiniene� wiedzie� i modl� si� do tego boga, kt�ry jest teraz najbli�ej, aby� wiedzia�. A je�li nie jeste� Romem, je�li jeste� innej rasy, je�li jeste� gajo - czytaj i ucz si�. Czytaj i ucz si�! Cztery czy pi�� lat temu, kiedy zdecydowa�em si� porzuci� cywili- zowane �wiaty Imperium i zaszy� si� na �nie�nym pustkowiu Mulano, zadba�em o to, by zostawi� za sob� trop. Tak nakazywa� zdrowy rozs�- dek. Nawet je�li uciekasz od �wiata, by co� przemy�le�, by wyleczy� jakie� rany, czy te� po prostu ukry� si� na chwil�, zawsze zostawiasz przecie� za sob� jaki� �lad. Je�li by� nie zostawi�, jak mog�aby ci� od- nale�� rodzina? A je�li rodzina nie mo�e ci� odnale��, kim jeste�? W dawnych czasach, na Ziemi, takie znaki m�wi�y o prostych rze- czach i same te� by�y bardzo proste. My zreszt� te� byli�my wtedy znacz- nie prostszymi lud�mi. Znaki by�y rysowane patykiem na ziemi albo ka- wa�kiem w�gla na �cianie i to wystarcza�o. Kiedy zdarzy�o ci si� przeby- wa� z dala od taboru twojej kompanii, pozostawia�e� za sob� takie �lady, aby pokaza�, �e t�dy szed�e� lub aby udziela� istotnych wskaz�wek tym, kt�rzy przyszli po tobie. Na przyk�ad znak ��" m�wi�: �tutaj s� hojni ludzie, przyja�nie nastawieni do Cygan�w", znak �+" oznacza�: �tutaj nie dadz� ci nic", a znak �///" - Ju� okradali�my to miejsce". By�y te� znaki informuj�ce, �e tu jest woda dla koni, �e s� tu �winie i kurczaki do ukradni�cia, albo �e w tym mie�cie mieszka wielu g�upc�w, kt�rzy wierz� w przepowiadanie przysz�o�ci. Mo�na te� by�o zostawia� informacje po�yteczne dla wr�biarzy, kt�rzy przybyli tu po tobie: �ta kobieta chce mie� syna", albo: �tutejsi s� bardzo chciwi z�ota", albo: �ten starzec wkr�tce umrze". Wiem to wszystko nie z przekaz�w, lecz z moich w�asnych w�- dr�wek po Ziemi. Ziemi, kt�ra istnia�a z tysi�c czy dwa tysi�ce lat temu, a kt�r� cz�sto nawiedza�em, by zobaczy�, jak wygl�da�a. W�tpicie w moje s�owa? Dlaczego? Wierzcie mi. Wiem, co m�wi�. Jak mog�oby by� inaczej? Kiedy co� wam m�wi�, m�wi� wam to dlatego, �e wiem, i� to prawda. Jestem ju� zbyt stary, by k�ama�, a przynajmniej, by k�ama� samemu sobie; a to, co tutaj m�wi�, m�wi� przede wszystkim do siebie, a dopiero potem do was. Ok�a- ma�bym was bez wahania, gdyby mog�o mi to przynie�� jak�� korzy��. Ale teraz? Teraz mog� osi�gn�� m�j cel tylko m�wi�c absolutn� prawd�. * Gajo, gaje (tak�e gadzie) - nazwa, jak� Cyganie okre�laj� ludzi nie b�d�- cych Cyganami (przyp. t�um.). (Mo�e jednak czasem troszeczk� sk�ami�... jestem w ko�cu tyl- ko cz�owiekiem. Ale nie w �adnej powa�nej sprawie. Wierzcie mi.) Kiedy wi�c zdecydowa�em si� wyjecha� na Mulano, zostawi�em za sob� �lady w co najmniej pi��dziesi�ciu miejscach. Oczywi�cie nie by�y to znaki wydrapywane kawa�kiem drewna na �cianie. Prze- cie� �yjemy w czasach Imperium, i wszyscy mamy magi� zakodo- wan� w koniuszkach palc�w. Wi�c wplot�em swoje znaki w blask zachod�w s�o�ca na Galgali, w b��kitnoz�ote pancerze w�drownych chrz�szczy na Mart�, w brudne sny �mierdz�cego ma�ego z�odzie- jaszka na Xamur. I zostawi�em je jeszcze w wielu innych �wiatach Im- perium. Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w ko�cu zostan� odnaleziony. Modli�em si� tylko o to, by nie sta�o si� to zbyt wcze�nie. Pierwszym, kt�ry mnie znalaz�, by�, jako rzek�em, Rom. Wspania- le, �e by� to w�a�nie Rom. W ko�cu ka�dy lubi, gdy jego uprzedzenia wobec innych ras znajduj� potwierdzenie. By� m�ody i bardzo wysoki, mia� sk�r� w ciemnym odcieniu, b�ysz- cz�ce jasno oczy i z�by oraz imponuj�c� grzyw� czarnych l�ni�cych w�os�w, opadaj�c� mu swobodnie na ramiona. Z powodu jego smu- k�o�ci by�o w nim jakie� pi�kno i gi�tko��, charakterystyczne raczej dla kobiety, ale widzia�em te� od razu, �e jest wystarczaj�co silny, by kruszy� r�kami ska�y. Pojawi� si� u mnie, gdy �owi�em przyprawowe ryby na zachodnim j�zyku lodowca Gombo. Od dawna ju� nie widzia�em �ywego cz�owie- ka; cz�owieka, kt�ry nie by�by duchem ani doppelgangerem, tote� w pierwszej chwili niemal zerwa�em si� do ucieczki. Naprawd� najego widok dozna�em wstrz�su. Czu�em pot�n� emanacj� �ycia, bi�a w mo- j� dusz� silnymi falami i odzywa�a si� w niej jak tysi�cem dzwon�w. Ale opanowa�em si� i zebra�em w sobie. Nie wiedzia�em, po co tu przyszed�, ale i tak nic nie dostanie. Zamierza�em przekona� si�, czy b�dzie pcha�, czy ci�gn��, i reagowa� dok�adnie odwrotnie. Kr�- lowie ju� maj� takie wredne charaktery. Nie m�wi�, �e musisz by� kompletnym sukinsynem, aby by� kr�lem, ale te� nigdy nim nie zo- staniesz, je�li oka�esz si� zbyt uk�adny i ust�pliwy. Pozdrowi� mnie na stary romski spos�b, gestem i s�owem: - Sariszan Jakubie. A potem, wci�� m�wi�c nasz� mow�, �yczy� mi d�ugiego �ycia i wielu syn�w, i nieustaj�cej �aski bog�w i anio��w. Przez d�ug� chwi- l� wyg�asza� podobne bzdury w �redniowiecznym sosie. - Ch�opcze, znam imperialny - powiedzia�em do niego, kiedy wreszcie sko�czy� z powitaniami. Taka drobna szpila bywa po�y- teczna, bo wytr�ca z r�wnowagi, a wtedy mo�na si� zastanowi�, czego naprawd� chce rozm�wca. Ten wszak�e wygl�da� zbyt niewinnie, aby chcia� si�gn�� po zbyt wiele. Przygryz� wargi. Oczywi�cie s�dzi�, �e odpowiem mu takim sa- mym tradycyjnym be�kotem. Oczekiwa� Wielkiej Mowy i wszyst- kich tych ozdobnik�w, tote� patrz�c na mnie ze zdumieniem, zapyta�: - Ale ty jeste� Jakubem, prawda? - A jak ci si� wydaje? Niemal s�ysza�em, jak pracuj� wszystkie tryby w jego g�owie. Tak, tak, m�wi� sam do siebie, to Mulano, a Mulano jest miejscem, gdzie uda� si� Jakub; ten cz�owiek wygl�da jak Jakub, i nikt inny nie mieszka na tej planecie; wi�c to po prostu musi by� Jakub. Ale mo�e wcale nie my�la� w taki spos�b? By� taki m�ody i przy- stojny. .. ale mo�e jednak go nie docenia�em? Odezwa� si� wreszcie: - Po Imperium kr��y�y dwie plotki. Jedna, �e umar�e�, a druga, �e przebywasz na jakim� �wiecie poza Imperium. - Aha. I w kt�r� chcesz wierzy�? - Nad tym nigdy si� nie zastanawia�em! Przecie� Jakub b�dzie �y� wiecznie. O, Bo�e! Brakowa�o mi tu tylko fanatycznego czciciela! Z trudem powstrzymywa� dr�enie. Szybko uczyni� trzy gesty oznaczaj�ce szacunek, jeden za drugim. Tego najbardziej uni�onego nie ogl�da�em od jakich� czterdziestu lat. A ju� zaczyna�em si� za- stanawia�, czy naprawd� jest taki m�ody, czy tylko dobrze odm�o- dzony... Teraz zrozumia�em, �e to naprawd� m�ody cz�owiek. W oczach m�odych ch�opc�w, gdy stan� w obliczu prawdziwej m�skiej mocy i autorytetu, maluje si� jakie� uniesienie i respekt. Tego po prostu nie mo�na przeoczy�, a nikt po trzydziestce, nawet je�eli uzdolniony arty- sta odm�odzi� mu twarz w operacji plastycznej, nie potrafi tego uda- wa�. A ten ch�opak mia� w�a�nie takie spojrzenie. Wiedzia�, �e stoi przed kr�lem, i ta wiedza odbiera�a mu pewno�� siebie. Powiedzia� mi, �e na imi� mu Chorian, i �e pochodzi z planety Feniks w uk�adzie H�j Qaldun, i �e jest Romem ze szczepu Kalderasz. To zreszt� by� tak�e m�j szczep. Powiedzia� mi te�, �e szuka mnie ju� od trzech lat. �adna z tych wiadorno�ci nie zainteresowa�a mnie specjalnie. Pierwsze wra�enie z jego obecno�ci zdo�a�o ju� si� rozmy�. By�em znowu ca�kowicie spokojny. Tote� po prostu odwr�ci�em si� od nie- go i powr�ci�em do �owienia ryb. W tej cz�ci lodowca l�d by� tak czysty, �e mo�na by�o wyra�- nie obserwowa� d�ugie cylindryczne kszta�ty ryb przyprawowych, zar�wno czerwonych, jak i turkusowych, kt�re stanowi�y cenniejszy gatunek, p�ywaj�cy na g��boko�ci ponad pi��dziesi�ciu metr�w, bo tak g��boko pod lodem znajdowa�a si� podziemna rzeka. Mia�em tam zarzucon� sie� wibracyjn� przenikaj�c� przez moleku�y. - Lord Sunteil poleci� mi ci� odnale�� - powiedzia�. To ju� by�a interesuj�ca wiadomo��. Ujrza�em w my�lach twarz Sunteila, prawej r�ki Imperatora, prawdopodobnego nast�pcy: g�adki, o�lizg�y i niebezpieczny... Zer- kn��em przez rami� na Choriana i obdarzy�em go ch�odnym, taksu- j�cym spojrzeniem. - A wi�c s�u�ysz Imperium? - Nie - odpar�. - Jestem na �o�dzie Sunteila. - W jego g�osie wyczu�em leciutk� drwin�. - A to nie jest dok�adnie to samo. Tak. Zdecydowanie go nie doceni�em. Bardzo �adnie wy�o�y� t� r�nic�. Pozwoli� sobie zap�aci�, ale niczego im nie sprzeda�. Za to na- le�a� mu si� u�cisk. Krew Rom�w by�a ju� mocno rozrzedzona, ale nie zmieni�a si� jeszcze w wod�. Ten ch�opak stanowi� �ywy dow�d. Inna sprawa, �e Feniksjanie w og�le s� znani ze sprytu i gi�tko�ci. Chorian nie by� a� tak naiwny, jak mog�o si� wydawa� na pierwszy rzut oka. Jednak nie okaza�em aprobaty. Lepiej, �eby ch�opak nie uwa�a� si� za zbyt sprytnego. To j est pu�apka, w kt�r� wpada wielu Rom�w. Zaczynasz kiwa� tych biednych gaje zanim jeszcze wyrosn� ci pierw- sze z�by, widzisz jakie to �atwe, wpadasz w samozachwyt, a st�d ju� tylko krok do braku ostro�no�ci. A my nigdy nie mogli�my pozwoli� sobie na ten luksus. Tak wi�c, mimo i� zas�ugiwa� na pochwa��, po prostu wzruszy- �em tylko ramionami. Poza tym, musia�em skupi� uwag� na moim po�owie. Sie� osiad�a ju� niemal we w�a�ciwej pozycji. Nadchodzi� kry- tyczny moment i wymaga� pe�nej koncentracji. Opuszczanie sieci wibracyjnej przez sta�y l�d to delikatna sprawa. Przebiega�em palca- mi po wszystkich przyciskach tak ostro�nie, jakbym muska� struny cytry, a sie� opuszcza�a si�, unosi�a, przesuwa�a. Tam, w dole, pod lodem, turkusowa ryba przyprawowa us�ysza- �a pie�� sieci i zacz�a j� op�ywa�, zbli�aj�c si� coraz bardziej do migocz�cego otworu wlotowego. No dalej, mojapi�kna, wp�y� do �rodka! Ale ryba nie zamierza- �a tego zrobi�. Spojrza�a w g�r�, przez l�d, wprost na mnie i zoba- czy�em wyra�nie jej z�otozielone oczy, m�dre i do�wiadczone, b�ysz- cz�ce jak dwie bli�niacze gwiazdy. Ta jest za cwana, pomy�la�em. W tej rybie p�yn�a krew Rom�w. Niemal s�ysza�em jej chichot, do- chodz�cy spod pi��dziesi�ciometrowej pokrywy lodu. Masz racj�, kuzynie, pomy�la�em. -�owi�e� kiedy� sieci� wibracyjn�? - spyta�em Choriana. - Na Feniksie nie mamy zim. Nigdy przedtem nie widzia�em lodu. - Aha. Powinienem by� pami�ta�. - Kiedy ci� szuka�em, odwiedzi�em wiele miejsc. By�em na Marajo, i na Duud Szabell, by�em te� na Xamur. Ale tam te� nigdzie nie widzia�em lodu. Wcisn��em kilka przycisk�w i odsun��em sie� od ryby. Po tym, jak na mnie patrzy�a, nie mia�em ju� ochoty jej �apa�. - W�a�nie na Xamur zdo�a�em ustali�, gdzie naprawd� si� uda- �e� - kontynuowa� Chorian. - B�g da� ci nos. Dobrze, �e potrafisz go w�a�ciwie u�ywa�. Czego chce Sunteil? - Lord Sunteil obawia si�, �e zechcesz wr�ci� do Imperium - odpar� ch�opiec. - S�dzi, �e ta twoja abdykacja jest tylko sztuczk�, �e jedynie czekasz tylko na w�a�ciwy moment, aby powr�ci�. A kiedy wr�cisz, b�dziesz pot�niejszy ni� kiedykolwiek. Poczu�em ch��d w �o��dku. Zdumiony zda�em sobie nagle spraw�, �e Sunteil mnie przej- rza�. Mimo �e �aden z moich ludzi nie zdo�a� zorientowa� si�, o co chodzi w tej grze, Sunteil najwyra�niej zrozumia�, co zamierzam. Znaczy�o to nie tylko, �e Sunteil jest bystry, bo o tym wiedzia�em od dawna, ale by� o wiele sprytniejszy, i stanowi� dla mnie niebezpie- cze�stwo. W przysz�o�ci, gdy umrze stary Imperator, a Sunteil, jak s�dzi wi�kszo�� ludzi, zostanie jego nast�pc�, mog� pojawi� si� k�opoty. Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w niedalekiej przysz�o�ci b�d� musia� spotka� si� twarz� w twarz z Sunteilem. Ja, albo m�j bezpo�redni nast�pca. A stawk� rozm�w b�d� przysz�e losy ludu Rom�w. Ale je�li domy�li� si�, co zamierza�em, po co przysy�a�by tu Cho- riana i ostrzega� mnie? Gdzie� tu kry� si� jaki� podst�p. - Nie rozumiem czego� - powiedzia�em. - Lord Sunteil przysy- �a m�odego Roma, aby zorientowa� si�, czy stary kr�l Rom�w ma zamiar sprawia� k�opoty? Jaki� to ma sens? Czy on naprawd� wie- rzy, �e b�dziesz mnie dla niego szpiegowa�? To zbyt proste. - Lord Sunteil jest subtelnym graczem. I przebieg�ym. - Zgadza si�. Tak s�ysza�em. - Mo�e wi�c s�dzi, �e powiesz mi rzeczy, jakich nie powiedzia�by� �adnemu gajo? I mo�e naprawd� wierzy, �e w takim wypadku bym mu je przekaza�? - A przekaza�by�? Chorian spojrza� na mnie z przera�eniem w oczach. - Jestem lojalny wobec Sunteila, i on o tym wie. Ale nigdy nie przekaza�bym mu sekret�w kr�la Rom�w! Nigdy! Przenigdy! - Nawet gdyby takie by�o moje �yczenie? -Nie rozumiem! - S�uchaj - powiedzia�em. - Sunteil myli si� co do moich zamia- r�w. I lepiej by by�o, gdyby nie tkwi� w swoich b��dnych przekona- niach. Chc�, �eby� powiedzia� mu prawd� o mojej abdykacji. Nie uwa- �aj tego za zdradzanie moich sekret�w. Bierzesz za t� robot� pieni�dze od Imperium, prawda? Daj wi�c Imperium to, za co ci p�aci. Jed� i po- wiadom lorda Sunteila, �e nie musi si� martwi� moim ewentualnym powrotem i zwi�zanymi z tym k�opotami. Ja straci�em zainteresowanie w�adz�. Mam jej od dawna do��. Bo�e, �e te� mog�em wym�wi� takie s�owa! Ale wtedy naprawd� wierzy�em w ka�de z nich. To jest podstawowa zasada umiej�tnego k�amania: musisz sam �wi�cie wierzy� w ten kit, kt�ry wstawiasz in- nym. Wtedy, w tamtej chwili, by�em tak samo pewien, �e mam dosy� roli kr�la, jak by�em pewien, �e mam mi�dzy nogami dwa jaja. Pew- nie takie przekonanie (co do kr�lowania, a nie jaj) pozosta�o we mnie jeszcze przez kolejne pi�� minut tylko, ale wtedy, gdy to m�wi�em, wierzy�em w to z ca�ego serca. Chorian sta� tam i s�ucha� z szeroko rozdziawion� buzi�, jakby naprawd� kupowa� ka�d� sylab� tego nonsensu, kt�ry w�a�nie wy- g�asza�em. A ja zapala�em si� dalej. - Ch�opcze, mam ju� po dziurki w nosie tego wszystkiego. I je- stem tym wyko�czony. W�adza po prostu mnie wypali�a. Nadszed� czas, bym odszed� na dobre. Chc� do�y� tu swoich dni. Gdyby lord Sunteil wiedzia�, jakie tu s� ryby, sam by to zrozumia�. Niez�e zako�czenie, pomy�la�em z zadowoleniem. Tyle �e Chorian by� bardziej skomplikowanym przypadkiem ni� mi si� wydawa�o. -Oczywi�cie, przeka�� to lordowi Sunteilowi -powiedzia� s�od- kim g�osem, kiedy sko�czy�em. - Czy twojemu kuzynowi Damianowi mam przekaza� to samo? M�wi� to niewinnym tonem dobrze wychowanego m�odego cz�o- wieka, kt�ry chce jak najlepiej wywi�za� si� z powierzonej mu mi- sji. - �e nie masz zamiaru powr�ci� do Imperium? Chocia� mi�dzy Romami panuje wielkie zamieszanie, kt�rego powodem jest brak w�adcy? Mimo �e ty w�a�nie mo�esz zako�czy� ca�y ten kryzys? 4 To by�o zupe�nie nieoczekiwane. Zaskoczony, uderzy�em w przy- ciski tak silnie, �e sie� obr�ci�a si� otworem do do�u w momen- cie, gdy pi�kna czerwona ryba przyprawowa w�a�nie zacz�a si� do niej zbli�a�. No tak, powinienem by� wiedzie�, �e nic nie jest tak proste, jak wygl�da z pocz�tku. Dla kogo w�a�ciwie ten dzieciak pracowa�? - Damiano? - wykrztusi�em wreszcie. - A co on ma z tym wsp�l- nego? Gdzie rozmawia�e� z moim kuzynem Damianem? -Na Marajo, w Mie�cie Siedmiu Piramid. Powiedzia�em mu, �e lord Sunteil wys�a� mnie do ciebie, a on rzek� mi: �tak id�, i znajd� kr�la, i powiedz mu, �e tron czeka na niego". Moje serce zacz�o bi� w paskudnym, przyspieszonym rytmie. Spokojnie, spokojnie... Smutno mi by�o, gdy takie sygna�y alarmowe przeszywa�y moje stare cia�o. Ale trwa�y one zaledwie mgnienie oka. Natychmiast zapa- nowa�em nad przep�ywem adrenaliny. B�d� co b�d� m�dro�� polega g��wnie na tym, �e si� panuje nad prac� gruczo��w dokrewnych. - Tron nigdy nie by� m�j - odpar�em. - A ja nigdy nie by�em �adnym kr�lem. Chorian jednak mia� na ten temat swoje zdanie. - By�e� Rom baro - stwierdzi� kr�tko. - Wielkim Cyganem. Tym, Kt�ry W�ada. - Nigdy nim nie by�em. Przecie� wszyscy to wiedz�. Moje r�ce lekko dr�a�y. Nie chcia�em, by Chorian to dostrzeg�, aby wi�c odwr�ci� jego uwag�, wskaza�em r�k� przed siebie. - Sp�jrz tam! Widzisz t� ryb� w�sz�c� ko�o sieci? Ta by�a turkusowa i najwyra�niej nie tak m�dra, jak poprzednia. Skierowa�em na ni� ca�� sw� uwag�. To niez�y spos�b, by obej�� niewygodny temat i zdoby� czas na przemy�lenie sprawy. Wyobra�a�em ju� sobie wspania�y smak ryby przyprawowej, t� mieszank� rozmarynu, kurkumy, kminku, z�otego pieprzu. Zmusi- �em sie�, by zata�czy�a. Kilka ruch�w w stron� ryby i kilka z powro- tem; sie� kusi�a, a ja b�aga�em ryb�, by da�a si� pochwyci�. D�ugi pysk ofiary to zbli�a� si�, to oddala�, gdy ryba zygzakowa�a wok� pu�apki. Z nieprawdopodobn� zwinno�ci� jej cia�o przecina�o krysta- liczn� g��bi� i rozrywa�o cienk� warstw� lodu. Chod�, moja pi�kna! Wp�y� do sieci! - O jakim to kryzysie wspomina�e�? - zapyta�em ostro�nie. - O braku kr�la. Statki odkrywc�w lec� naprz�d, my nie mamy �adnego planu. Powstaj� spory, i nie ma komu ich rozstrzygn��. Spojrza�em zn�w na moj� ryb�, jakbym chcia� j� zwabi� sam� pot�g� woli. - Z takimi k�opotami mo�na chyba poradzi� sobie bez kr�la? -1 radzili sobie... przez pi�� lat. Ale teraz sprawy si� komplikuj�. Damiano kaza� ci powiedzie�, �e wielcy spo�r�d Rom�w chc� wybra� nowego kr�la. Nie b�d� ju� czeka� d�u�ej, nawet ci spo�r�d nich, kt�- rzy nigdy nie wierzyli w twoj� abdykacj�. Je�li naprawd� nie chcesz wr�ci�, wiedz, �e s� gotowi wybra� kogo� na twoje miejsce. A wi�c to tak! To w�a�nie mia� by� ten haczyk, na kt�ry chcia� mnie z�apa�... tych kilka cichych zda�. Wygl�da�o na to, �e nie tylko Sunteil przej- rza� moj� gr�. Kuzyni z Kr�lestwa Rom�w wyszli naprzeciw moje- mu blefowi ze swoim w�asnym. To w�a�nie by�a ta prawdziwa wia- domo��, kt�r� mia� przekaza� Chorian. Sunteil by� mo�e mu p�aci�, ale tak naprawd� by� on na s�u�bie Damiana. A wi�c s�u�y� Romowi, czyli tak, jak by� powinno. Sunteil chcia� informacji. Damiano chcia� mojego powrotu. I tak� w�a�nie obra� drog�, by osi�gn�� sw�j cel. Mimo to nie mia�em najmniejszego zamiaru pochwyci� przyn�ty. Nie mog�em. Jeszcze nie. - Wi�c potrzebuj� kr�la? No c�, niech go zatem wybieraj�. - Ale ty jeste� kr�lem! - Chyba dot�d mia�e� zatkane uszy. Jak mog� wybra� kogokol- wiek na moje miejsce, je�li to nigdy nie by�o moje miejsce. - Ale to nie tak! Nie mo�esz twierdzi�, �e nigdy nie by�e� kr�- lem, skoro nim by�e�. Ty nim wci�� jeste�! Wyprowadzi�em go z r�wnowagi. Tak by� powinno. O to wszak mi chodzi�o. Roze�mia�em si�. Niech sam spr�buje rozwi�za� ten pro- blem, a ja wr�c� do �owienia. Ostro�ne, p�ynne ruchy... Podci�gn��em sie� pod sam� powierzchni� lodowej tafli. Turku- sowa ryba przyprawowa skoczy�a ku niej, szarpn�a si� i skr�ci�a cia- �o. Mia�em j�! Unios�em sie� nad lodowiec i wci�� unosi�em j� w g�r�, a� zawis�a na wysoko�ci dwudziestu metr�w. Pomara�czowe s�o�ce sta�o wysoko nad wschodnim horyzon- tem, a szkar�atny strumie� jego �wiat�a p�yn�� przez zamarzni�ty l�d jak rzeka p�ynnego z�ota. W promieniach tych wij�ca si� ryba zal�ni�a tysi�cem odcieni, atakuj�c moje oczy niemal ca�� szeroko�ci� �wietl- nego spektrum. Potem wys�a�em przez pier�cienie sieci gwa�towne uderzenie energii i ofiara znieruchomia�a. - Tak - powiedzia�em. Przepe�nia�a mnie duma. Nawet idiota mo�e by� kr�lem i m�g�bym poda� tu wiele przyk�ad�w, ale umiej�tno�� pos�ugiwania si� sieci� wibracyjn� to ju� ca�kiem inna historia. Takie �owienie wymaga bystrego oka i silnego ramienia. Wiele lat �wiczy- �em t� sztuk� i nie s�dz�, by kto� mnie w niej przewy�sza�. - Widzia�e�? - entuzjazmowa�em si�. - Co za wyczucie czasu i koordynacja! To jest prawdziwa sztuka! Dzieciak gapi� si� na mnie z otwartymi ustami, ale jego umys� wci�� b��ka� si� po labiryntach polityki mi�dzygwiezdnej. - Jeste� zaproszony na dzisiejsz� wieczerz� - powiedzia�. - Przy- najmniej raz w �yciu skosztujesz ryby przyprawowej. - Ale tw�j kuzyn Damiano... Wyszczerzy�em z�by w szerokim u�miechu - Pieprzy� kuzyna Damiana, cho�by kr�lewskim ber�em. Sam mo�e by� kr�lem, je�li bardzo chce. - Ale�, Jakubie, wedle prawa tron nale�y do ciebie. - Sk�d ty bierzesz te idiotyczne zdania. - Westchn��em. - Ni- gdy nie chcia�em by� kr�lem. I powtarzam ci po raz chyba tysi�czny: nigdy naprawd� nim nie by�em. Mo�e by�em kr�lem w ich g�owach... ale to ju� przesz�o��. Je�li chc� kr�la, niech znajd� sobie kogo� inne- go. Ja mam zamiar pozosta� tutaj i tutaj te� umrze�! Powiedzia�em to z ca�ym przekonaniem. I got�w by�bym przysi�c, �e m�wi�em szczer� prawd�. Pami�tam, gdy kiedy� z tak� sam� moc� przysi�ga�em wieczn� wierno�� Esmeraldzie. I wtedy te� wierzy�em w swoje s�owa. - Tak b�dzie - powiedzia�em raz jeszcze. - Ju� po�egna�em si� z Imperium. Tu w�a�nie umr�! -Jakubie, nie! Widzia�em szok w jego oczach. To by�o co� wi�cej ni� tylko mi�o�� i szacunek dla mnie. Zupe�nie chyba namiesza�em mu w g�o- wie tym niejasnym o�wiadczeniem i gadk� o do�yciu moich dni na Mulano. By� m�ody, nie mia� szans, by przejrze� moje zwody i prze- no�nie. A teraz, kiedy wspomnia�em o �mierci, zachowa� si� tak, jak- by oznacza�o to zarazem gro��c�jemu samemu nieuniknion� zag�a- d�. Gdybym ja okaza� si� �miertelny, tak�e on podlega�by prawu �mierci. Tote� chwyci� moje rami� i wrzasn�� z tym g�upim, romantycznym zapa�em w�a�ciwym jedynie m�odo�ci: - Nie wolno ci m�wi� w ten spos�b! Ty nie umrzesz, nie mo- �esz! Nigdy!!! Wzruszy�em ramionami. - Wszystko mo�e si� zdarzy�. A je�li nawet kiedy� by�em kr�lem, to ju� nie jestem, jasne? - Ale sukcesja... - Pieprzy� sukcesj�. Sukcesja mnie nie obchodzi. Nie dbam o ni� bardziej ni� o kawa� o�lej sk�ry. Dlatego w�a�nie siedz� tutaj, a nie gdziekolwiek indziej. I dlatego mam zamiar... Chorian j�kn��, a jego oczy rozszerzy�y si� gwa�townie. Wyda� z siebie dziwny be�kocz�cy odg�os. Nie s�dzi�em, by ta sie� k�amstw, w kt�r� go chwyci�em, spowo- dowa�a a� taki wstrz�s. I mia�em racj�. Chorian wci�� co� be�kota�, a� wreszcie zdo�a� unie�� trz�s�c� si� r�k� i wskaza� jaki� punkt za moimi plecami. Odwr�ci�em si� i zrozumia�em, co go tak przerazi�o. Zobaczy�em trzy w�e �nie�ne. Przepi�kne s�u�ki �mierci, wspania�e wst�gi szmaragdowej ziele- ni ozdobionej rubinowymi, szafirowymi i z�otymi wzorami. Dla niego to musia� by� przera�aj�cy widok, mimo �e te nie by�y wielkie. Mierzy- �y zaledwie z osiem, dziesi�� metr�w. Ka�dy z nich zostawia� na �nie- gu wyra�ny kr�ty szlak, gdy wij�c si� pod��a�y ku miejscu, w kt�rym stali�my. Ich oczy by�y utkwione w mojej rybie przyprawowej. I tam mia�y si� spotka�, cho� zbli�a�y si� ku niej z trzech r�nych kierunk�w. - O nie, nie, bracia - mrukn��em. Nagle w r�kach Choriana znalaz� si� miotacz. Zacz�� gor�czko- wo ustawia� rozrzut. �y�a na jego czole, wyra�nie teraz widoczna, mia�a niemal szeroko�� kciuka. Zn�w wielki gest. Westchn��em. Wielk� trzeba mie� cierpliwo�� do m�odych ludzi. - Nie - powiedzia�em, nakazuj�c gestem, by schowa� bro�. - To tylko padlino�ercy. Nie zrobi� nam krzywdy, a zatem wyrz�dzenie krzywdy im by�oby zbrodni� przeciwko boskiemu prawu. Jednak nie mam te� zamiaru podarowa� im mojej ryby. Wyszed�em im naprzeciw. Przez moment wi�y si� nieco gwa�- towniej , a potem zastyg�y na lodzie nieruchomo, jak wybato�one psy. Ciep�o i pulsowanie energii �yciowej zawsze je przera�a. Mog�em za- bi� jej dotkni�ciem... tak wiele jest we mnie �aru. - Przykro mi, bracia - powiedzia�em �agodnie. - Ryba jest moja, nie wasza, i powinni�cie to zrozumie�. Ci�ko pracowa�em, �eby j� zdoby�. Poruszy�y si� nieznacznie. Wygl�da�y na zasmucone i rozczaro- wane. Ich smutek rani� moje serce. - Co� wam powiem. Pozw�lcie dzisiaj kr�lowi nacieszy� si� kr�- lewsk� uczt�. To, co z niej zostanie, b�dzie wasze. Dobrze? Najwyra�niej nie by�o dobrze. Ale niewiele mog�y zrobi�. Spo- gl�da�y na ryb�, na mnie, i zn�w na ryb�. Wydawa�y �a�osne d�wi�- ki. Moja dusza p�aka�a wraz z nimi. To by�a ci�ka pora roku. Ale by�em nieub�agany, wi�c po chwili odwr�ci�y si� do mnie ogonami i odpe�z�y. Chorian zn�w patrzy� na mnie z tym podziwem w oczach. - One nie s� gro�ne - wyja�ni�em. - Du�e, ale s�odkie jak ma�e kotki i nawet w po�owie nie tak agresywne. Jedz� wy��cznie padlin�. Wiesz, �e padlino�ercy s� �wi�ci, prawda? To oni zamykaj� kr�g �ycia. Ale on ju� zapomnia� o �nie�nych w�ach. Inne z moich s��w przyci�gn�y jego uwag�. - Wci�� mi t�umaczy�e�, �e nigdy nie by�e� kr�lem. Ale przed chwil� m�wi�e� o sobie jak o kr�lu. Kr�l b�dzie cieszy� si� dzisiaj kr�lewska uczt� - tak powiedzia�e�. Nie rozumiem tego. Jeste� wi�c kr�lem, czy nie? - Nie jestem kr�lem - odpar�em. - Ale jest we mnie kr�lewska godno��. Patrzy� na mnie zagubiony. - Ale m�wi�e� o sobie jak o kr�lu, sam s�ysza�em. - Figura retoryczna. -Co? Naprawd� by� zagubiony. - Mam w sobie kr�lewsk� godno��, wi�c mog� nazywa� si� kr�- lem, je�li mam tak� ochot�. Mog� te� m�wi�, �e by�em kr�lem, albo m�wi�, �e nim nie by�em, je�li mam tak� ochot�. Bo kr�lewska god- no�� pozostaje w cz�owieku na zawsze. Je�li raz wzi��e� na siebie ten ci�ar i nauczy�e� si� sta� w tym jarzmie, moc nigdy ci� nie opuszcza, nawet je�li ci�ar zosta� zdj�ty z twoich ramion. Przewiesi�em sobie przez plecy ryb� przyprawow�. Wa�y�a chyba z pi��dziesi�t kilo, ale nie ugi��em si�. - Wi�c dzisiaj b�dziesz wieczerza� z kr�lem, ch�opcze, a to, czym ci� podejm�, b�dzie godne kr�lewskiego sto�u. Za dzie� lub dwa za� odjedziesz tam, sk�d tu przyby�e�. I powiesz im wszystkim, �e Jakub naprawd� jest zm�czony w�adz�, �e Jakub naprawd� abdykowa�. Ostatecznie. Nieodwo�alnie. Powiedz to Sunteilowi. Powiedz to Damianowi. Powiedz to nawet samemu Imperatorowi. B��dem by�o- by w�tpi� w moje s�owa. Us�ysza�em w oddali �miech. Wiedzia�em, nawet nie patrz�c w tamtym kierunku, �e �mia� si� ze mnie duch. Mulano jest miejscem pobytu wielu duch�w. Wyst�puj� tu miejscowe duchy i duchy na- wiedzaj�ce tylko to miejsce. I s� to dwa zupe�nie r�ne rodzaje du- ch�w. Miejscowe duchy to formy �ycia, kt�re nigdy nie by�y mate- rialne. Ich liczba idzie w miliardy, wydaj� si� wszechobecne. �wiec� w powietrzu jak ma�e latarnie. S� przyjazne, ale nie komunikuj�si� z tob�. To ich obecno�ci Mulano zawdzi�cza sw� nazw�. Mulo - duch - �adne romskie s�owo. Mulano - miejsce duch�w. To w�a�nie Romowie nadali nazw� tej planecie, a wybrali j� ze wzgl�du na obec- no�� tych wszystkich duch�w. Ale odk�d ja przyby�em na Mulano, odwiedza ten �wiat tak�e spora liczba innych duch�w: moich kuzyn�w dryfuj�cych na t� lo- dow� planet� przez pustki czasu i przestrzeni, aby dotrzyma� mi to- warzystwa; Polarka, Walerian, czasem Thivt, kt�ry tak�e jest moim kuzynem, chocia� nie jest Romem, i wielu wielu innych. Nie musicie jeszcze wiedzie�, kim oni s�. Starzy przyjaciele wpadaj�cy w odwie- dziny - na razie tyle wystarczy. Dziesi�tki razy, ka�dego dnia, s�ysz� trzaski zjonizowanego po- wietrza, dostrzegam b�yski ich aury, i czasem �api� odleg�e echo ich chichotu... i wiem od razu, �e kto� bardzo mi bliski i drogi przeby- wa w pobli�u. Teraz te� czuj� ich obecno��. �miej� si�. To musz� by� oni. Miejscowe duchy nie potrafi� si� �mia�. Wiem dok�adnie, dlaczego si� �miej�. -1 niech �aden z was te� nie w�tpi w moje s�owa - rzuci�em do nich. 5 Zawiesi�em ryb� w sferze grawitacyjnej, gdzie sos kr��y wok�, i r�wno, z ka�dej strony, nawil�a mi�so. Niekt�re duchy Mulano przyci�gni�te zak��ceniami pola elektromagnetycznego powodowa- nymi przez proces gotowania, tak�e zacz�y kr��y� w pobli�u, by zo- baczy�, czy i dla nich nie znajdzie si� jakie� po�ywienie. Och, nie cho- dzi�o im o ryb�, raczej o jej zapach i ciep�o, kt�re rozchodzi�y si� w po- wietrzu. Mo�na je przecie� zamieni� w energi� o bardzo szerokim spektrum. Wystarcza�o im wi�c samo gotowanie. Wy mo�e nie byliby- �cie w stanie tego odczu�, ale spytajcie jakiego� ducha z Mulano... W czasie, gdy ryba spokojnie si� gotowa�a, na zachodni hory- zont wype�z�o ��te s�o�ce. Zaczyna� si� Podw�jny Dzie�. Zwyk�e aury Podw�jnego Poranka rozmigota�y si� ponad szczytami g�r i du- chy natychmiast straci�y zainteresowanie moj� ryb�. Na zewn�trz mia�y znacznie wi�cej energii, kt�r� mog�y ch�on��. Chorian zastyg�, zdumiony niezwyk�ymi efektami �wietlnymi. - Co si� dzieje? - spyta� niepewnie. - To samo, co ka�dego dnia o tej mniej wi�cej porze. Wyjd� i podziwiaj. - Nie potrzebujesz pomocy? - Wyjd� i podziwiaj - powt�rzy�em. - Nie zobaczysz czego� takiego na �adnym z pozosta�ych �wiat�w Imperium. Wyszed�. I dobrze. Kocham gotowa� r�wnie mocno jak nienawidz� mie� przy tym publiczno�ci. Przy innych czynno�ciach i owszem, ale nie kiedy pr�buj� przyrz�dzi� posi�ek. Gotowanie, podobnie jak seks, wymaga prywatno�ci. Kr�ci�em si� po�piesznie po lodowym igloo, wyjmuj�c rzeczy potrzebne do przygotowania wieczerzy: flaszka sch�odzonego wina z Marajo, ki�cie pi�knych ciemnych winogron z Iriarte, ostrygi z Galgali. Si�ga�em po nie do r�nych podprzestrzen- nych kieszeni, gdzie zwyk�em przechowywa� takie rzeczy. Kiedy wreszcie wszystko by�o gotowe, wychyli�em g�ow� z igloo, by zawo�a� ch�opca. Jaskrawe wst�gi mg�y unosi�y si� jak rozwiewa- ne wiatrem olbrzymie sztandary nad szerokimi polami lodowymi i mi- gota�y milionami subtelnych odcieni: akwamaryna, szmaragd, jadeit, rubin, szkar�at, ametyst, kobalt, purpura, z�oto... �wietlne promienie uderzy�y gwa�townie w moje cia�o i poczu- �em si� tak, jakby porwa� mnie bystry pr�d p�dz�cy z przesz�o�ci. Opad� na mnie jak lawina i poci�gn�� za sob�. Odk�d przyby�em na Mulano, nie nawiedza�em nikogo. Nie dlate- go wcale, �e czu�em si� za stary albo straci�em zainteresowanie �wia- tem, po prostu teraz wydawa�o mi si� istotniejsze, by mocno zakotwi- czy� si� w tera�niejszo�ci, a nie �eglowa� przez zamierzch�e epoki. Ale nie znaczy�o to, �e zamierzch�e epoki nie zechc� �eglowa� po- przez mnie. Od przesz�o�ci nie mo�na uciec. Albo ty j� nawiedzasz, albo ona nawiedza ciebie. I w tym w�a�nie momencie, w jaskrawej kaskadzie �wiat�a, �ciany czasu rozst�pi�y si� przede mn� i miliony wczorajszych dni wci�gn�y mnie w sw�j karmazynowy wir. - Jakubie, co ci jest? - s�ysza�em odleg�y g�os ch�opca. - Jaku- bie? Jakubie? W ca�kowitej ciszy b��kitna per�a starej Ziemi pojawi�a si� na- gle w pustej przestrzeni nieba, mi�dzy dwoma s�o�cami, i zawis�a w bezruchu. By�a jedynym koj�cym wzrok punktem na rozszala�ym blaskiem horyzoncie, a gdy moje spojrzenie raz ju� na ni� pad�o, nie mog�em oderwa� od niej wzroku. W swej rzeczywistej postaci Ziemia z pewno�ci� nie by�� najpi�kniejsz� planet� Wszech�wiata, ale teraz, gdy pojawi�a si� tak niespodziewanie z nico�ci, w swych staro�yt- nych ch�odnych b��kitnych szatach, zdawa�a si� pi�kniejsza ponad wszystko, i jej widok zachwyci� mnie w niemo�liwy do opisania spos�b. - Jakubie, co tam widzisz? Jakubie? Oczywi�cie to nie by�a realna Ziemia, lecz po prostu jej duch. My�licie, �e tylko duchy ludzi w�druj� przez continuuml Planety te� maj� swoje duchy. Jest mi�dzy nimi taka r�nica, �e duchy ludzkie mog� odbywa� sw� drog� tylko w jednym kierunku - z tera�niej sz�- �ci w przesz�o��, za� duchy planet mog� w�drowa� w obie strony. Ziemia by�a realna tysi�ce lat temu, le�a�a o tysi�ce lat �wietlnych st�d, ale teraz przyby�a do mnie przez wieki i po�ow� Galaktyki. Przy- by�a do mnie i tylko do mnie. To by� niezwyk�y dar. - Hej! - zawo�a�em. - Hej, Ziemio! Sp�jrz tutaj! To ja, Jakub! Tutaj stoj�! To mnie przyby�a� tu odwiedzi�! To by�o w�a�nie dotkni�cie magii. Zupe�nie zapomnia�em o Choria- nie. �mia�em si� w g�os i macha�em r�k� ku b��kitnej planecie. I tak ska- ka�em, i ta�czy�em na lodowym polu, z uniesion� w pozdrowieniu d�o- ni�, i �piewa�em stare romskie pie�ni o mi�o�ci do Ziemi, wydzieraj�c si� ca�� moc� p�uc, z odchylon� do ty�u g�ow�. Mo�e was dziwi�, dlaczego niby mia�bym w og�le przejmowa� si�Ziemi�. Nie urodzi�em si� tam, nie prze�y�em tam ani jednej chwili i tak naprawd� w realnej rzeczywisto�ci nigdy nawet nie widzia�em tego miejsca. Jak zreszt� mog�em? Ziemia przemin�a d�ugo, d�ugo przed dniem moich narodzin. Owszem nawiedza�em j� wiele razy, ale nigdy nie mog�em by� na niej ciele�nie. Mimo to kocha�em j� w pewien szczeg�lny spos�b. Jednak Ziemia by�a nasz� drug� matk� i nigdy nie nale�y o tym zapomina�. By�a srog� matk�, ale to on nas ukszta�towa�a. Gwiazda Rom�w da�a nam �ycie, ale Ziemia nas ukszta�towa�a, to ona by�a ku�ni�, w kt�rej wyku�y si� nasze charaktery. Dla nas Ziemia okaza- �a si� n�dznym miejscem wygnania, i mo�e powinni�my j� za to znie- nawidzi�, ale jak mogli�my znienawidzi� miejsce, kt�re uczyni�o nas silnymi? To na Ziemi nauczyli�my si� �y� tak jak �yjemy teraz, gdy w�drujemy mi�dzy gwiazdami. Wi�c ta�czy�em i �piewa�em dla niej, i krzycza�em jej o swojej mi�o�ci, o mi�o�ci do tego widmowego, b��kitnego �wiata, od kt�rego dzieli�y mnie wieki, a kt�ry teraz wi- sia� nad moj� g�ow�, mi�dzy dwoma obcymi s�o�cami. - Tutaj jestem! - wrzeszcza�em. - Ja, Jakub! Pami�tasz mnie? - Widzisz Ziemi�? - wyszepta� Chorian. Prawie go nie dostrze- ga�em, tak zdawa� si� odleg�y, ale widzia�em jego oczy. �wieci�y nie- zwyk�ym blaskiem. - Gdzie ona jest? Jakubie, poka� mija! Zaprawd� widzia�em Ziemi� i widzia�em te� o wiele wi�cej. Wspomnienia przep�ywa�y przez moje cia�o i umys�. Zn�w by�em m�odym niewolnikiem, walcz�cym o �ycie w gor�- cym, �ywym morzu Megalo Kastro, i przez pulsowanie b�lu w mo- ich nagich nogach i brzuchu czu�em puls ca�ej planety. A potem sta- �em za sterami w�asnego statku i czu�em, jak energia kosmicznej pust- ki p�ynie przeze mnie, jak j� absorbuj�, skupiam w sobie, a potem wypycham, i jak prowadz� ten wielki statek przez lata �wietlne. A po- tem by�em na kr�lewskiej radzie w Wielkim Krisie Galgali, wielkim holu sprawiedliwo�ci, gdzie decydowano o przeznaczeniu, i patrzy�em na dziewi�ciu uroczystych Krisator�w Rom�w - s�dzi�w, kt�rzy dzier- �yli losy �wiata w swych r�kach. I oni to ofiarowali mi tron, jako �e Cesaro o Nano, kt�ry by� kr�lem, zmar�... a ja im odmawia�em. A po- tem zn�w jeden za drugim czynili nade mn� znak kr�lewskiej w�a- dzy, dop�ki nie ugi��em si� pod naciskiem ich po dziewi�ciokro� pot�nej mocy, kt�ra by�a wyrazem woli ca�ego mego ludu od po- cz�tku jego istnienia, dop�ki nie pochyli�em g�owy i nie ukl�k�em przed nimi... a potem oni ukl�kli przede mn� i by�em kr�lem. Tak jak przepowiedzia�a to stara kobieta, ta pomarszczona i posiwia�a phuri dai, kt�ra nawiedzi�a mnie ze swymi magicznymi s�owy w cza- sach, gdy ledwo wype�z�em z ko�yski. A potem dosz�y do mnie kolejne wizje. Sta�em na brzegu naj- spokojniejszego z ocean�w Xamur, kt�ra moim zdaniem jest naj- pi�kniejsz� z dziewi�ciu kr�lewskich planet. Ale to musia�o by� wcze�niej, zanim zosta�em kr�lem, bo m�j syn Szandor, pierwo- rodny i najbardziej kochany, sta� u mego boku, a w chwili, kt�r� teraz widzia�em, by� jeszcze ma�ym ch�opcem. W oczach Szando- ra l�ni� bunt. Zrobi� co� zakazanego, rozmawia�em z nim o tym, ale zn�w przywiedli go do mnie i powiedzieli, �e zrobi� to samo po raz drugi. Uderzy�em go i wierzch mojej d�oni zostawi� �lad na jego policzku, a on wci�� patrzy� na mnie hardym spojrzeniem, wi�c uderzy�em go ponownie. M�g� mie� wtedy osiem, dziewi��, mo�e dziesi�� lat... Kocha�em go strasznie, B�g tylko wie jak strasznie... I unios�em r�k�, by uderzy� go po raz trzeci... - Starczy - powiedzia� kto�. - Nie, jeszcze nie - odpar�em. - To tylko dziecko, Jakubie - m�wili. A ja odpar�em im, bij�c go po raz trzeci: - Musz� nauczy� go dw�ch rzeczy: aby przestrzega� praw i aby nie czu� strachu. Tote� bij� go, by nie rz�dzi�o nim bezprawie i bij� go, by nie by� tch�rzem. I widzia�em gniew, i mi�o�� w oczach Szandora. By�y to te same uczucia, kt�re ja wtedy �ywi�em dla niego. Wi�c uderzy�em go raz jeszcze i krew pop�yn�a z jego wargi. Krew mia�a taki sam kolor jak ciep�e morze okalaj�ce wybrze�a Nabomba Zom. Tam sta� pa�ac Loiza la Vakako, kt�ry by� dla mnie czym� wi�cej ni� ojciec, cho� nigdy nie podni�s� na mnie r�ki. Teraz w�a�nie ko�o niego sta�em, na czerwonym wybrze�u, pod pal�cymi p�omieniami pot�nego, b��kitnego s�o�ca Nabomba Zom, i Loiz la Vakako powiedzia� mi: - Wiesz Jakubie, ka�demu z Rom�w dane s� dwa �ycia. Pierw- sze, kt�re mo�esz prze�y� jak sobie �yczysz i zrobi� w nim tyle b��- d�w, ile tylko ci si� spodoba, i drugie, w kt�rym musisz odpokuto- wa� za b��dy pierwszego �ycia. A ja roze�mia�em si� wtedy i odrzek�em: - Postaram si� o tym pami�ta�, ojcze, gdy wkrocz� w swoje dru- gie �ycie, A twarz Loiza la Vakako pociemnia�a i sta�a si� naraz uroczysta i powa�na. - Jakubie, to jest twoje drugie �ycie. Dzia�o si� to na kr�tko przed tym, jak zosta�em porwany z Na- bomba Zom i sprzedany w niewol� po raz drugi, aby dr��y�, jak n�dz- ny p�az, przera�aj�ce podziemne tunele Alta Hannalanna. To w�a- �nie na Alta Hannalanna poczu�em po raz pierwszy uderzenie senso- rycznego bicza, uderzenie, kt�re cho� trwa�o ledwie mgnienie oka, szarpn�o ca�ym moim m�zgiem i wszystkimi o�rodkami b�lu. Led- wie prze�y�em ten wstrz�s. I przez lataj�ce mi przed oczami krwawe i ��te plamy dojrza�em, jak nadzorca ponownie unosi r�k� z biczem. Rzuci�em si� na niego i wyrwa�em mu bicz, a potem powiedzia�em: - Teraz krew wyp�ynie z twojej duszy. Bo wiele jest rodzaj�w krwi, a ja widzia�em je wszystkie. Nie by�o ko�ca tym wizjom. Przesz�y przed moimi oczami wszystkie �ony, jakie kiedykolwiek mia�em, te kt�re kocha�em i te, do kt�rych nic nie czu�em: Esmeralda i Mimi, Isabella i Micaela i inne, o kt�rych dawno ju� zd��y�em zapo- mnie�; a tak�e t