6981
Szczegóły |
Tytuł |
6981 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6981 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6981 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6981 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT SILVERBERG
CZAS TRZECIEGO WIATRU
Dla Karen
Gwiazdo cud�w, gwiazdo nocy,
Ty, kr�lewskim blaskiem l�ni�ca
na zachodnim niebosk�onie,
Przewodnikiem nam tw�j p�omie�.
Cz�� pierwsza
Pora �nieg�w
S� trzy Prawa:
�wi�te jest to, co jest skuteczne.
Ci, kt�rzy �yj�kieruj�c si� zdrowym rozs�dkiem,
prawi s� w oczach Boga.
Jedyne S�owo brzmi: Przetrwa�!
I jest Jedyne S�owo:
Przetrwa�!
Tym, co w pierwszym rz�dzie nak�oni�o mnie do abdykacji by�o
nag�e zrozumienie, �e w�a�nie nadszed� najwy�szy czas, by rzu-
ci� wszystko i wia�. Atak przez robienie uniku by� zawsze jedn� z mo-
ich ulubionych taktyk i odnosi�em dzi�ki niej wiele sukces�w. Mo-
�ecie to nazwa� pasywn� agresj�.
Tak wi�c w porze �nieg�w zostawi�em za sob�Galgal�, m�j tron,
m�j kr�lewski pa�ac i w og�le wszystko, i wyruszy�em ku �wiatowi
zwanemu Mulano, co oznacza �wiat Duch�w. Na Mulano szuka�em
wy��cznie cichego i spokojnego miejsca -ja, kt�ry zawsze rozkwi-
ta�em po�r�d ha�asu, rozgardiaszu i emocji... niemniej tam po�r�d
tej �nie�nej bieli znalaz�em to, czego szuka�em. Mia�em wtedy zale-
dwie sto siedemdziesi�t dwa lata i je�li o mnie chodzi, to w�a�nie
przesta�em by� cyga�skim kr�lem, i naprawd� si� w�cieka�em, gdy
kto� mi m�wi�, �e m�g�bym by� nim ponownie.
Nie t�skni�em za tronem. Nie brakowa�o mi te� by�ej pot�gi.
Nie brakowa�o mi wreszcie Galgali... no mo�e z wyj�tkiem z�ota.
Tak, brakowa�o mi z�ota Galgali. Brakowa�o mi jego blasku i jego
pi�kna, bo przecie� nie chodzi�o o jego warto��... jak�� wreszcie
warto��?
Na Galgali wszystko by�o z�ote. Koty i psy, a raczej to, co nazwa-
liby�cie kotami i psami za dawnych czas�w na Ziemi, mia�y w �y�ach
p�ynne z�oto zamiast krwi. Z�ote by�y te� li�cie na drzewach i piasek
pustyni, z�otem brukowane by�y ulice...
Tam z�oto dos�ownie le�a�o na ulicach.
Mo�ecie sobie wyobrazi�, jaki wp�yw mia�oby odkrycie takiej pla-
nety jak Galgala na gospodark� ca�ej Galaktyki, gdyby�my w momen-
cie jej odkrycia wci�� jeszcze opierali system finansowy na parytecie
z�ota. Ale na szcz�cie ten dziwaczny antyczny, cho� swego czasu
mo�e i sensowny pomys�, dawno ju� przepad� w mrokach dziej�w,
gdy pierwsi zdobywcy wyl�dowali na planecie.
A potem, dzi�ki temu odkryciu, z�oto sta�o si�ju� zupe�nie bez-
warto�ciowe. Ale to, �e straci�o warto�� handlowanie oznacza�o, �e
przesta�o fascynowa� nas, g�upich �miertelnik�w, a fascynuje zw�asz-
cza pewien gatunek g�upich �miertelnik�w, kt�ry inni ludzie okre-
�laj� nazw� Cygan�w. M�j lud. Prawdopodobnie tak�e wasz, albo-
wiem mam nadziej�, �e wi�kszo�� z tych, kt�rzy czytaj� to, co pisz�,
jest mojej rasy. Rasy tych, kt�rzy sami siebie nazywaj� Romami i zwa-
li si� tak jeszcze w staro�ytnych ziemskich czasach.
My, Romowie, zawsze kochali�my z�oto. W dawnych dniach na-
sze kobiety przyozdabia�y si� wielk� ilo�ci� naszyjnik�w ze z�otych
monet, nawleka�y je na z�ote �a�cuchy i pozwala�y im dynda� na swych
pi�knych cia�ach jak warkoczom czosnku. Trzeba by�o nie lada wysi�-
k�w, �eby dobra� si� do ich cycuszk�w ko�ysz�cych si� pod t� mas�
��tego metalu.
A m�czy�ni! Jakie� to sztuczki wyprawiali�my z naszym z�otem
niegdy� na W�grzech, w Rumunii, i wszystkich tych zapomnianych
ju� miej scach starej utraconej Ziemi! Kilkana�cie z�otych monet owi-
ni�tych w materia� i zaszytych w eleganckiego w�a, w�o�one do
spodni, dawa�o wybrzuszenie, kt�re sugerowa�o, �e ma si� tam organ
godny s�onia! Wyobra�cie sobie, jak zdumiona by�a cyga�ska lasecz-
ka, kiedy zdj�a te spodnie.
(Inna sprawa, �e ci�ko czym� zaskoczy� cyga�sk� laseczk�, bo
ona widzia�a ju� wszystko, a poza tym to nie rozmiar imponuje roz-
s�dnym kobietom, raczej technika, wyczucie i wigor.)
Tak wi�c opu�ci�em Galgal� i ca�y ten blask z�ota na zawsze. Moja
pot�ga i chwa�a pozosta�y za mn�, a Mulano sta�o si� moim nowym
domem.
Mulano by�o mi�ym i spokojnym �wiatem. By�o mro�ne, ale
nieca�kowicie nieprzyjazne dla ludzi. Poza tym panowa�a tam cisza,
kt�r� tak uwielbia�em. Jako towarzystwo mia�em �nie�ne w�e, du-
chy, a nawet jednego czy dwa doppelgangery*. I jeszcze by� tam ptak
zwany Mulesko Chiriklo - ptak umar�ych.
* Der Doppelganger (nietn.) - sobotw�r (przyp. red.).
My�l� �e nigdy w �yciu nie by�em szcz�liwszy. Powiedzia�em
wreszcie wszystkim, �eby poszli sobie w diab�y; wszystkim tym, kt�-
rzy nigdy nie mogli poj��, dok�d zmierzam i co mn� kieruje. Chcecie
kr�la? Prosz� znajd�cie sobie kr�la, a ja chc� wreszcie by� sam. Tak im
w�a�nie powiedzia�em.
No i teraz, mimo �e by�em sam, wci�� mia�em radosny i figlarny
nastr�j. Rado�ci zawsze by�o we mnie pe�no. Figli te�. Na Mulano
czu�em si� tak s�odko jak jagni�tko �pi�ce mi�dzy �wie�o zebran�
dzik� cebul� i czosnkiem. Czapite! Co w naszym starym romskim j�zy-
ku oznacza �taka jest prawda".
Dzie� na Mulano trwa czterna�cie godzin i noc tak�e czterna�cie,
poza tym jest jeszcze czas mi�dzy dniem a noc�, trwaj�cy siedem
godzin, gdy na niebie s� oba s�o�ca naraz: ��te i czerwonopomara�-
czowe. Ja nazwa�em ten okres Podw�jnym Dniem.
Mog�em sta� przed moim lodowym igloo i przygl�da� si� ca�ymi
godzinami temu niezwyk�emu zjawisku, kiedy walk� ze sob� toczy�y
odcienie �wiat�a: zderza�y si�, nak�ada�y, a� wreszcie jeden z nich ust�-
powa� i przekszta�ca� si� w drugi.
Zawsze te� pod koniec Podw�jnego Dnia nast�powa� moment,
w kt�rym oba s�o�ca w jednej kr�tkiej chwili chowa�y si� za horyzon-
tem, wi�c kolor nieba zmienia� barw� na zielon�, potem szar�, a� wreszcie
czarn�, w czasie kr�tszym ni� potrzeba, aby nabra� powietrza.
W chwil� potem pojawia�y si� gwiazdy i by� to te� czas, gdy
pojawia�a si� Gwiazda Rom�w.
Rozb�yska�a nagle na niebosk�onie ta pochodnia bog�w, wielka,
�wiec�ca czerwieni� kula, kt�rej ciep�o i �wiat�o zrodzi�o przed wieka-
mi m�j lud.
I gdy nadchodzi� ten moment, pada�em na kolana. I bra�em gar��
�niegu, i przyciska�em go do policzk�w, aby powstrzyma� si� od
p�aczu.
(Nie mam nic przeciwko �zom rado�ci, ale nie znosz� p�aka� ze
smutku i t�sknoty.)
Potem wymawia�em s�owa modlitwy do Gwiazdy Rom�w.
A je�li by� ze mn� kt�ry� z duch�w - Thivt powiedzmy, albo Po-
larka, albo Walerian - nak�ania�em go, by modli� si� wraz ze mn�.
Kiedy za� przebrzmia�y s�owa modlitwy, pyta�em:
- Widzisz j� tam w g�rze, Polarko, widzisz j�?
- Tak, Jakubie widz� j�.
- Jak my�lisz, jak daleko jest do niej?
On wtedy wzrusza� ramionami i odpowiada�:
Sze��set lig, a potem jeszcze z mila lub dwie...
A na to ja:
- Podr� trwa�a dziesi�� tysi�cy lat, a teraz potrzebny jest jeszcze
tylko ten jeden krok. Polarko, mam racj�?
A na to on:
- Tak, Jakubie, masz racj�.
I zazwyczaj stali�my jeszcze d�ugo, wpatruj�c si� w p�on�c� czer-
wonym ogniem, odleg�� Gwiazd� Rom�w, a� wreszcie zaczyna�em
odczuwa� �nieg topi�cy si� pod moimi stopami... Tak gor�ce prze-
pe�nia�y mnie uczucia.
Wtedy szli�my obaj do igloo i �piewali�my stare ballady; cza-
sem a� do �witu.
I tak bieg� mi czas na Mulano, w�r�d duch�w i �nie�nych w�y,
w tej zimowej porze, w czasie, gdy zapomnia�em na kr�tko, �e kie-
dy� by�em Kr�lem Cygan�w, i gdy s�dzi�em, �e �adna si�a nie zmusi
mnie, by zosta� nim ponownie.
2
By� kr�lem... tak... to by�o moje przeznaczenie. Zosta�em nim
naznaczony.
Zosta�em przez nie pochwycony jeszcze we wczesnym dzieci�-
stwie, tak jak p�ywak mo�e by� pochwycony przez wielk� fal�, a po-
tem jest przez ni� niesiony i niesiony w dal, i nie mo�e wyrwa� si�
z jej obj��. P�ywak szybko si� uczy, �e nigdy nie wyrwie si� z wod-
nego wiru dop�ki nie rozlu�ni si� i nie zaprzestanie walki, i pozwoli
swobodnie nie�� si� falom, czekaj�c na moment, w kt�rym odzyska
kontrol�. Tak samo jest z przeznaczeniem. Je�li masz zosta� kr�lem,
nie ma sensu z tym walczy�. Rozlu�nij si� i czekaj, a niezmienna
fala przeznaczenia poniesie ci� tam, gdzie by�o ci dane dotrze�. Na
tym w�a�nie polega przeznaczenie.
Wiedzia�em, �e mam zosta� kr�lem, bo powiedzia� mi o tym duch
starej kobiety, kt�ry przyby� do mnie, gdy by�em ma�ym cyga�skim
ch�opcem. Nie rozumia�em wtedy jeszcze, �e to jest duch; nie wiedzia-
�em nawet, co to jest duch; nie poj��em te� tego, co chcia�a mi powie-
dzie�. Ale wiedzia�em, �e tam by�a. S�dzi�em, �e jest sennym widzia-
d�em, kt�re w jaki� spos�b wyrwa�o si� z mojego u�pionego umys�u
i kr��y teraz po �wiecie tak�e w blasku dnia.
Dzia�o si� to w mie�cie Vietorion na planecie Vietoris, moim ojczy-
stym �wiecie, jednym ze �wiat�w wielkiego gwiezdnego Imperium. A ja
mia�em wtedy... trzy, mo�e cztery lata. To zdarzy�o si� tak dawno temu...
By�a nieprawdopodobnie stara i pomarszczona, najstarsza ko-
bietajak� kiedykolwiek widzia�em. Widz�c oznaki tak wielkiej staro-
�ci na jej twarzy, od razu poczu�em w jej obecno�ci jakie� dotkni�cie
magii. Bo przecie� nawet w tamtych czasach odnowienie cia�a nie
by�o �adnym problemem, i nikt w�a�ciwie nie wygl�da� staro. Ja teraz
na przyk�ad mam za sob� prawie dwa wieki �ycia, a moje w�osy s�
czarne jak zawsze, z�by silne, a sk�ra m�oda. Musieliby�cie zajrze� mi
w oczy, i jeszcze dalej, w moj� dusz�, aby dowiedzie� si�, jak d�ug�ju�
przeby�em drog�, i jak daleko zaszed�em.
Ale ten m�j duch z dzieci�stwa wygl�da� staro.
Jej twarz by�a ca�a w zmarszczkach, mia�a zakrzywiony nos,
i chyba nawet ubytki w z�bach. Ale w tej zniszczonej twarzy oczy
p�on�y niezwyk�ym blaskiem, jak dwie ciemne gwiazdy, jak dwie
tajemnicze iskry. By�a jak posta� ze starych ba�ni - wied�ma, cza-
rownica, stara cyga�ska wr�ka...
Pojawia�a si� w moim pokoju, dotyka�a d�ugim szponem moj�
drobn� pier�, i szepta�a magiczne s�owa.
- Ty jeste� Chavula - szepta�a. - Ty jeste� Ilika. Ty jeste� Terkari.
Imiona kr�l�w. Wielkie imiona. Imiona, kt�rych s�awa i chwa�a
rozbrzmiewa�y w zamierzch�ych wiekach.
Nigdy si� jej nie ba�em. By�a star� m�dr� kobiet�, matk� matek,
T�, Kt�ra Widzi. W naszym romskim j�zyku -phuri dai. Jak m�g�bym
ba� si� phuri dai? Poza tym by�em jeszcze zbyt ma�y, �eby ba� si�
czegokolwiek.
- Ty jeste� wybrany - �piewa�a mi. - Ty b�dziesz wielki.
Co mog�em jej powiedzie�? Co mog�em z tego zrozumie�?
-Urodzi�e� si� w samo po�udnie -m�wi�a. -A to jest godzina kr�-
l�w. Tyjeste� Terkari. Ty jeste� Ilika. Ty jeste� Chavula. A oni s� tob�.
Jakub Nirano Rom, Jakub kr�l! Jest w tobie moc. Jest w tobie magia.
G�osi�a mi proroctwo, a ja my�la�em, �e to zabawa. Oddawa�a mnie
w r�ce losu, oplata�a niewidzialn� sieci� nieuniknionej przysz�o�ci,
a ja �mia�em si� w zadziwieniu i rado�ci, nie rozumiej�c, jaki ci�ar
w�a�nie nak�adano na moje barki.
Opromienia�a j� b�yszcz�ca aura, jarz�ce si� pole elektryczne. Jej
stopy nigdy nie dotyka�y pod�ogi. To zreszt� by�o dla mnie najpysz-
13
niejsz�zabaw� - ten spos�b, w jaki p�yn�a w powietrzu. Oczywi�cie
by�em wtedy bardzo ma�y. Nigdy dot�d nie widzia�em jeszcze ducha
i nic o nich nie wiedzia�em. Ka�da magia ma swoje wyt�umaczenie
i je�li tylko po�yje si� wystarczaj�co d�ugo, odpowied� zawsze si�
znajdzie. P�niej ja tak�e poj��em wszystko. Dopiero du�o p�niej
dowiedzia�em si�, �e nie przepowiada�a mi przysz�o�ci. Opowiada�a mi
jedynie o rzeczach, kt�re dla niej by�y ju� przesz�o�ci�. Na tym w�a-
�nie polega nawiedzanie - przenoszenie przysz�o�ci, absolutnie nie-
zmiennej przysz�o�ci, z powrotem pod pr�d czasu.
Wiele lat p�niej mia�em spotka� t� star� kobiet� ponownie.
Kiedy w przysz�o�ci b�d� kr�lem, ona stanie si� moim doradc�, moj�
prawdziw� phuri dai. Ale na razie by�em dzieckiem, kt�re jeszcze
nie radzi�a sobie z no�em i widelcem, a ona jawi�a mi si� jako ma-
giczna, unosz�ca si� w powietrzu istota, kt�ra przychodzi�a do mnie
w nocy i za dnia, zawsze nieodmiennie otoczona migocz�c� aur�.
Dotyka�a mnie d�oni� i szepta�a:
- Ty b�dziesz tym, kt�ry powiedzie nas do domu.
3
Wyje�d�aj�c na Mulano, wcale nie stara�em si� uciec przed swo-
im przeznaczeniem, chocia� wam si� mog�oby tak wydawa�.
Mo�ecie w to wierzy� lub nie - wasz wyb�r. Ale ja wiedzia�em, co
robi�. Zreszt�, jak mo�na uciec przed przeznaczeniem? To tak, jakby
stara� si� uciec przed w�asn� sk�r�, przed w�asnym oddechem, czy
przed w�asnymi my�lami. Tote� b�d�c na Mulano, przed niczym nie
ucieka�em. Wprost przeciwnie, stara�em si� wype�ni� moje przezna-
czenie, osi�gn�� ten wielki cel, kt�ry zna�em przez ca�e swoje �ycie.
Czasem trzeba biec w kierunku, kt�ry wydaje si� niew�a�ciwy i od-
wrotny do zamierzonego, gdy jest to jedyna nadzieja, �e kiedy� b�-
dzie mo�na zawr�ci�.
Oczywi�cie ca�y Wszech�wiat wysy�a� emisariuszy, kt�rzy mnie
niepokoili, kiedy by�em na Mulano. Nikt nie mo�e si� ukry� na d�u-
go w Galaktyce tak ma�ej jak nasza.
Pierwszym, kt�ry do mnie przyby�, by� naturalnie Rom. By�-
bym wielce zaskoczony i chyba te� bole�nie dotkni�ty, gdyby by�
to gajo*. Romowie zawsze najszybciej odczytuj� wszelkie tropy na
szlaku. Wiesz to przecie� doskonale, je�li samjeste� Romem; a przy-
najmniej powiniene� wiedzie� i modl� si� do tego boga, kt�ry jest
teraz najbli�ej, aby� wiedzia�. A je�li nie jeste� Romem, je�li jeste�
innej rasy, je�li jeste� gajo - czytaj i ucz si�. Czytaj i ucz si�!
Cztery czy pi�� lat temu, kiedy zdecydowa�em si� porzuci� cywili-
zowane �wiaty Imperium i zaszy� si� na �nie�nym pustkowiu Mulano,
zadba�em o to, by zostawi� za sob� trop. Tak nakazywa� zdrowy rozs�-
dek. Nawet je�li uciekasz od �wiata, by co� przemy�le�, by wyleczy�
jakie� rany, czy te� po prostu ukry� si� na chwil�, zawsze zostawiasz
przecie� za sob� jaki� �lad. Je�li by� nie zostawi�, jak mog�aby ci� od-
nale�� rodzina? A je�li rodzina nie mo�e ci� odnale��, kim jeste�?
W dawnych czasach, na Ziemi, takie znaki m�wi�y o prostych rze-
czach i same te� by�y bardzo proste. My zreszt� te� byli�my wtedy znacz-
nie prostszymi lud�mi. Znaki by�y rysowane patykiem na ziemi albo ka-
wa�kiem w�gla na �cianie i to wystarcza�o. Kiedy zdarzy�o ci si� przeby-
wa� z dala od taboru twojej kompanii, pozostawia�e� za sob� takie �lady,
aby pokaza�, �e t�dy szed�e� lub aby udziela� istotnych wskaz�wek tym,
kt�rzy przyszli po tobie. Na przyk�ad znak ��" m�wi�: �tutaj s� hojni
ludzie, przyja�nie nastawieni do Cygan�w", znak �+" oznacza�: �tutaj
nie dadz� ci nic", a znak �///" - Ju� okradali�my to miejsce".
By�y te� znaki informuj�ce, �e tu jest woda dla koni, �e s� tu
�winie i kurczaki do ukradni�cia, albo �e w tym mie�cie mieszka wielu
g�upc�w, kt�rzy wierz� w przepowiadanie przysz�o�ci.
Mo�na te� by�o zostawia� informacje po�yteczne dla wr�biarzy,
kt�rzy przybyli tu po tobie: �ta kobieta chce mie� syna", albo: �tutejsi
s� bardzo chciwi z�ota", albo: �ten starzec wkr�tce umrze".
Wiem to wszystko nie z przekaz�w, lecz z moich w�asnych w�-
dr�wek po Ziemi. Ziemi, kt�ra istnia�a z tysi�c czy dwa tysi�ce lat
temu, a kt�r� cz�sto nawiedza�em, by zobaczy�, jak wygl�da�a.
W�tpicie w moje s�owa? Dlaczego?
Wierzcie mi. Wiem, co m�wi�. Jak mog�oby by� inaczej? Kiedy co�
wam m�wi�, m�wi� wam to dlatego, �e wiem, i� to prawda. Jestem ju� zbyt
stary, by k�ama�, a przynajmniej, by k�ama� samemu sobie; a to, co tutaj
m�wi�, m�wi� przede wszystkim do siebie, a dopiero potem do was. Ok�a-
ma�bym was bez wahania, gdyby mog�o mi to przynie�� jak�� korzy��.
Ale teraz? Teraz mog� osi�gn�� m�j cel tylko m�wi�c absolutn� prawd�.
* Gajo, gaje (tak�e gadzie) - nazwa, jak� Cyganie okre�laj� ludzi nie b�d�-
cych Cyganami (przyp. t�um.).
(Mo�e jednak czasem troszeczk� sk�ami�... jestem w ko�cu tyl-
ko cz�owiekiem. Ale nie w �adnej powa�nej sprawie. Wierzcie mi.)
Kiedy wi�c zdecydowa�em si� wyjecha� na Mulano, zostawi�em
za sob� �lady w co najmniej pi��dziesi�ciu miejscach. Oczywi�cie
nie by�y to znaki wydrapywane kawa�kiem drewna na �cianie. Prze-
cie� �yjemy w czasach Imperium, i wszyscy mamy magi� zakodo-
wan� w koniuszkach palc�w. Wi�c wplot�em swoje znaki w blask
zachod�w s�o�ca na Galgali, w b��kitnoz�ote pancerze w�drownych
chrz�szczy na Mart�, w brudne sny �mierdz�cego ma�ego z�odzie-
jaszka na Xamur. I zostawi�em je jeszcze w wielu innych �wiatach Im-
perium. Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w ko�cu zostan� odnaleziony.
Modli�em si� tylko o to, by nie sta�o si� to zbyt wcze�nie.
Pierwszym, kt�ry mnie znalaz�, by�, jako rzek�em, Rom. Wspania-
le, �e by� to w�a�nie Rom. W ko�cu ka�dy lubi, gdy jego uprzedzenia
wobec innych ras znajduj� potwierdzenie.
By� m�ody i bardzo wysoki, mia� sk�r� w ciemnym odcieniu, b�ysz-
cz�ce jasno oczy i z�by oraz imponuj�c� grzyw� czarnych l�ni�cych
w�os�w, opadaj�c� mu swobodnie na ramiona. Z powodu jego smu-
k�o�ci by�o w nim jakie� pi�kno i gi�tko��, charakterystyczne raczej
dla kobiety, ale widzia�em te� od razu, �e jest wystarczaj�co silny, by
kruszy� r�kami ska�y.
Pojawi� si� u mnie, gdy �owi�em przyprawowe ryby na zachodnim
j�zyku lodowca Gombo. Od dawna ju� nie widzia�em �ywego cz�owie-
ka; cz�owieka, kt�ry nie by�by duchem ani doppelgangerem, tote�
w pierwszej chwili niemal zerwa�em si� do ucieczki. Naprawd� najego
widok dozna�em wstrz�su. Czu�em pot�n� emanacj� �ycia, bi�a w mo-
j� dusz� silnymi falami i odzywa�a si� w niej jak tysi�cem dzwon�w.
Ale opanowa�em si� i zebra�em w sobie. Nie wiedzia�em, po co
tu przyszed�, ale i tak nic nie dostanie. Zamierza�em przekona� si�,
czy b�dzie pcha�, czy ci�gn��, i reagowa� dok�adnie odwrotnie. Kr�-
lowie ju� maj� takie wredne charaktery. Nie m�wi�, �e musisz by�
kompletnym sukinsynem, aby by� kr�lem, ale te� nigdy nim nie zo-
staniesz, je�li oka�esz si� zbyt uk�adny i ust�pliwy.
Pozdrowi� mnie na stary romski spos�b, gestem i s�owem:
- Sariszan Jakubie.
A potem, wci�� m�wi�c nasz� mow�, �yczy� mi d�ugiego �ycia
i wielu syn�w, i nieustaj�cej �aski bog�w i anio��w. Przez d�ug� chwi-
l� wyg�asza� podobne bzdury w �redniowiecznym sosie.
- Ch�opcze, znam imperialny - powiedzia�em do niego, kiedy
wreszcie sko�czy� z powitaniami. Taka drobna szpila bywa po�y-
teczna, bo wytr�ca z r�wnowagi, a wtedy mo�na si� zastanowi�, czego
naprawd� chce rozm�wca.
Ten wszak�e wygl�da� zbyt niewinnie, aby chcia� si�gn�� po zbyt
wiele.
Przygryz� wargi. Oczywi�cie s�dzi�, �e odpowiem mu takim sa-
mym tradycyjnym be�kotem. Oczekiwa� Wielkiej Mowy i wszyst-
kich tych ozdobnik�w, tote� patrz�c na mnie ze zdumieniem, zapyta�:
- Ale ty jeste� Jakubem, prawda?
- A jak ci si� wydaje?
Niemal s�ysza�em, jak pracuj� wszystkie tryby w jego g�owie.
Tak, tak, m�wi� sam do siebie, to Mulano, a Mulano jest miejscem,
gdzie uda� si� Jakub; ten cz�owiek wygl�da jak Jakub, i nikt inny nie
mieszka na tej planecie; wi�c to po prostu musi by� Jakub.
Ale mo�e wcale nie my�la� w taki spos�b? By� taki m�ody i przy-
stojny. .. ale mo�e jednak go nie docenia�em?
Odezwa� si� wreszcie:
- Po Imperium kr��y�y dwie plotki. Jedna, �e umar�e�, a druga,
�e przebywasz na jakim� �wiecie poza Imperium.
- Aha. I w kt�r� chcesz wierzy�?
- Nad tym nigdy si� nie zastanawia�em! Przecie� Jakub b�dzie
�y� wiecznie.
O, Bo�e! Brakowa�o mi tu tylko fanatycznego czciciela!
Z trudem powstrzymywa� dr�enie. Szybko uczyni� trzy gesty
oznaczaj�ce szacunek, jeden za drugim. Tego najbardziej uni�onego
nie ogl�da�em od jakich� czterdziestu lat. A ju� zaczyna�em si� za-
stanawia�, czy naprawd� jest taki m�ody, czy tylko dobrze odm�o-
dzony...
Teraz zrozumia�em, �e to naprawd� m�ody cz�owiek. W oczach
m�odych ch�opc�w, gdy stan� w obliczu prawdziwej m�skiej mocy
i autorytetu, maluje si� jakie� uniesienie i respekt. Tego po prostu nie
mo�na przeoczy�, a nikt po trzydziestce, nawet je�eli uzdolniony arty-
sta odm�odzi� mu twarz w operacji plastycznej, nie potrafi tego uda-
wa�. A ten ch�opak mia� w�a�nie takie spojrzenie. Wiedzia�, �e stoi
przed kr�lem, i ta wiedza odbiera�a mu pewno�� siebie.
Powiedzia� mi, �e na imi� mu Chorian, i �e pochodzi z planety
Feniks w uk�adzie H�j Qaldun, i �e jest Romem ze szczepu Kalderasz.
To zreszt� by� tak�e m�j szczep. Powiedzia� mi te�, �e szuka mnie ju� od
trzech lat.
�adna z tych wiadorno�ci nie zainteresowa�a mnie specjalnie.
Pierwsze wra�enie z jego obecno�ci zdo�a�o ju� si� rozmy�. By�em
znowu ca�kowicie spokojny. Tote� po prostu odwr�ci�em si� od nie-
go i powr�ci�em do �owienia ryb.
W tej cz�ci lodowca l�d by� tak czysty, �e mo�na by�o wyra�-
nie obserwowa� d�ugie cylindryczne kszta�ty ryb przyprawowych,
zar�wno czerwonych, jak i turkusowych, kt�re stanowi�y cenniejszy
gatunek, p�ywaj�cy na g��boko�ci ponad pi��dziesi�ciu metr�w, bo
tak g��boko pod lodem znajdowa�a si� podziemna rzeka. Mia�em
tam zarzucon� sie� wibracyjn� przenikaj�c� przez moleku�y.
- Lord Sunteil poleci� mi ci� odnale�� - powiedzia�.
To ju� by�a interesuj�ca wiadomo��.
Ujrza�em w my�lach twarz Sunteila, prawej r�ki Imperatora,
prawdopodobnego nast�pcy: g�adki, o�lizg�y i niebezpieczny... Zer-
kn��em przez rami� na Choriana i obdarzy�em go ch�odnym, taksu-
j�cym spojrzeniem.
- A wi�c s�u�ysz Imperium?
- Nie - odpar�. - Jestem na �o�dzie Sunteila. - W jego g�osie
wyczu�em leciutk� drwin�. - A to nie jest dok�adnie to samo.
Tak. Zdecydowanie go nie doceni�em. Bardzo �adnie wy�o�y� t�
r�nic�. Pozwoli� sobie zap�aci�, ale niczego im nie sprzeda�. Za to na-
le�a� mu si� u�cisk. Krew Rom�w by�a ju� mocno rozrzedzona, ale nie
zmieni�a si� jeszcze w wod�. Ten ch�opak stanowi� �ywy dow�d. Inna
sprawa, �e Feniksjanie w og�le s� znani ze sprytu i gi�tko�ci. Chorian
nie by� a� tak naiwny, jak mog�o si� wydawa� na pierwszy rzut oka.
Jednak nie okaza�em aprobaty. Lepiej, �eby ch�opak nie uwa�a�
si� za zbyt sprytnego. To j est pu�apka, w kt�r� wpada wielu Rom�w.
Zaczynasz kiwa� tych biednych gaje zanim jeszcze wyrosn� ci pierw-
sze z�by, widzisz jakie to �atwe, wpadasz w samozachwyt, a st�d ju�
tylko krok do braku ostro�no�ci. A my nigdy nie mogli�my pozwoli�
sobie na ten luksus.
Tak wi�c, mimo i� zas�ugiwa� na pochwa��, po prostu wzruszy-
�em tylko ramionami. Poza tym, musia�em skupi� uwag� na moim
po�owie.
Sie� osiad�a ju� niemal we w�a�ciwej pozycji. Nadchodzi� kry-
tyczny moment i wymaga� pe�nej koncentracji. Opuszczanie sieci
wibracyjnej przez sta�y l�d to delikatna sprawa. Przebiega�em palca-
mi po wszystkich przyciskach tak ostro�nie, jakbym muska� struny
cytry, a sie� opuszcza�a si�, unosi�a, przesuwa�a.
Tam, w dole, pod lodem, turkusowa ryba przyprawowa us�ysza-
�a pie�� sieci i zacz�a j� op�ywa�, zbli�aj�c si� coraz bardziej do
migocz�cego otworu wlotowego.
No dalej, mojapi�kna, wp�y� do �rodka! Ale ryba nie zamierza-
�a tego zrobi�. Spojrza�a w g�r�, przez l�d, wprost na mnie i zoba-
czy�em wyra�nie jej z�otozielone oczy, m�dre i do�wiadczone, b�ysz-
cz�ce jak dwie bli�niacze gwiazdy. Ta jest za cwana, pomy�la�em.
W tej rybie p�yn�a krew Rom�w. Niemal s�ysza�em jej chichot, do-
chodz�cy spod pi��dziesi�ciometrowej pokrywy lodu. Masz racj�,
kuzynie, pomy�la�em.
-�owi�e� kiedy� sieci� wibracyjn�? - spyta�em Choriana.
- Na Feniksie nie mamy zim. Nigdy przedtem nie widzia�em lodu.
- Aha. Powinienem by� pami�ta�.
- Kiedy ci� szuka�em, odwiedzi�em wiele miejsc. By�em na
Marajo, i na Duud Szabell, by�em te� na Xamur. Ale tam te� nigdzie
nie widzia�em lodu.
Wcisn��em kilka przycisk�w i odsun��em sie� od ryby. Po tym,
jak na mnie patrzy�a, nie mia�em ju� ochoty jej �apa�.
- W�a�nie na Xamur zdo�a�em ustali�, gdzie naprawd� si� uda-
�e� - kontynuowa� Chorian.
- B�g da� ci nos. Dobrze, �e potrafisz go w�a�ciwie u�ywa�.
Czego chce Sunteil?
- Lord Sunteil obawia si�, �e zechcesz wr�ci� do Imperium -
odpar� ch�opiec. - S�dzi, �e ta twoja abdykacja jest tylko sztuczk�,
�e jedynie czekasz tylko na w�a�ciwy moment, aby powr�ci�. A kiedy
wr�cisz, b�dziesz pot�niejszy ni� kiedykolwiek.
Poczu�em ch��d w �o��dku.
Zdumiony zda�em sobie nagle spraw�, �e Sunteil mnie przej-
rza�. Mimo �e �aden z moich ludzi nie zdo�a� zorientowa� si�, o co
chodzi w tej grze, Sunteil najwyra�niej zrozumia�, co zamierzam.
Znaczy�o to nie tylko, �e Sunteil jest bystry, bo o tym wiedzia�em
od dawna, ale by� o wiele sprytniejszy, i stanowi� dla mnie niebezpie-
cze�stwo.
W przysz�o�ci, gdy umrze stary Imperator, a Sunteil, jak s�dzi
wi�kszo�� ludzi, zostanie jego nast�pc�, mog� pojawi� si� k�opoty.
Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e w niedalekiej przysz�o�ci b�d� musia�
spotka� si� twarz� w twarz z Sunteilem.
Ja, albo m�j bezpo�redni nast�pca.
A stawk� rozm�w b�d� przysz�e losy ludu Rom�w.
Ale je�li domy�li� si�, co zamierza�em, po co przysy�a�by tu Cho-
riana i ostrzega� mnie? Gdzie� tu kry� si� jaki� podst�p.
- Nie rozumiem czego� - powiedzia�em. - Lord Sunteil przysy-
�a m�odego Roma, aby zorientowa� si�, czy stary kr�l Rom�w ma
zamiar sprawia� k�opoty? Jaki� to ma sens? Czy on naprawd� wie-
rzy, �e b�dziesz mnie dla niego szpiegowa�? To zbyt proste.
- Lord Sunteil jest subtelnym graczem. I przebieg�ym.
- Zgadza si�. Tak s�ysza�em.
- Mo�e wi�c s�dzi, �e powiesz mi rzeczy, jakich nie powiedzia�by�
�adnemu gajo? I mo�e naprawd� wierzy, �e w takim wypadku bym mu
je przekaza�?
- A przekaza�by�?
Chorian spojrza� na mnie z przera�eniem w oczach.
- Jestem lojalny wobec Sunteila, i on o tym wie. Ale nigdy nie
przekaza�bym mu sekret�w kr�la Rom�w! Nigdy! Przenigdy!
- Nawet gdyby takie by�o moje �yczenie?
-Nie rozumiem!
- S�uchaj - powiedzia�em. - Sunteil myli si� co do moich zamia-
r�w. I lepiej by by�o, gdyby nie tkwi� w swoich b��dnych przekona-
niach. Chc�, �eby� powiedzia� mu prawd� o mojej abdykacji. Nie uwa-
�aj tego za zdradzanie moich sekret�w. Bierzesz za t� robot� pieni�dze
od Imperium, prawda? Daj wi�c Imperium to, za co ci p�aci. Jed� i po-
wiadom lorda Sunteila, �e nie musi si� martwi� moim ewentualnym
powrotem i zwi�zanymi z tym k�opotami. Ja straci�em zainteresowanie
w�adz�. Mam jej od dawna do��.
Bo�e, �e te� mog�em wym�wi� takie s�owa! Ale wtedy naprawd�
wierzy�em w ka�de z nich. To jest podstawowa zasada umiej�tnego
k�amania: musisz sam �wi�cie wierzy� w ten kit, kt�ry wstawiasz in-
nym. Wtedy, w tamtej chwili, by�em tak samo pewien, �e mam dosy�
roli kr�la, jak by�em pewien, �e mam mi�dzy nogami dwa jaja. Pew-
nie takie przekonanie (co do kr�lowania, a nie jaj) pozosta�o we mnie
jeszcze przez kolejne pi�� minut tylko, ale wtedy, gdy to m�wi�em,
wierzy�em w to z ca�ego serca.
Chorian sta� tam i s�ucha� z szeroko rozdziawion� buzi�, jakby
naprawd� kupowa� ka�d� sylab� tego nonsensu, kt�ry w�a�nie wy-
g�asza�em.
A ja zapala�em si� dalej.
- Ch�opcze, mam ju� po dziurki w nosie tego wszystkiego. I je-
stem tym wyko�czony. W�adza po prostu mnie wypali�a. Nadszed�
czas, bym odszed� na dobre. Chc� do�y� tu swoich dni. Gdyby lord
Sunteil wiedzia�, jakie tu s� ryby, sam by to zrozumia�.
Niez�e zako�czenie, pomy�la�em z zadowoleniem.
Tyle �e Chorian by� bardziej skomplikowanym przypadkiem ni�
mi si� wydawa�o.
-Oczywi�cie, przeka�� to lordowi Sunteilowi -powiedzia� s�od-
kim g�osem, kiedy sko�czy�em. - Czy twojemu kuzynowi Damianowi
mam przekaza� to samo?
M�wi� to niewinnym tonem dobrze wychowanego m�odego cz�o-
wieka, kt�ry chce jak najlepiej wywi�za� si� z powierzonej mu mi-
sji. - �e nie masz zamiaru powr�ci� do Imperium? Chocia� mi�dzy
Romami panuje wielkie zamieszanie, kt�rego powodem jest brak
w�adcy? Mimo �e ty w�a�nie mo�esz zako�czy� ca�y ten kryzys?
4
To by�o zupe�nie nieoczekiwane. Zaskoczony, uderzy�em w przy-
ciski tak silnie, �e sie� obr�ci�a si� otworem do do�u w momen-
cie, gdy pi�kna czerwona ryba przyprawowa w�a�nie zacz�a si� do
niej zbli�a�.
No tak, powinienem by� wiedzie�, �e nic nie jest tak proste, jak
wygl�da z pocz�tku. Dla kogo w�a�ciwie ten dzieciak pracowa�?
- Damiano? - wykrztusi�em wreszcie. - A co on ma z tym wsp�l-
nego? Gdzie rozmawia�e� z moim kuzynem Damianem?
-Na Marajo, w Mie�cie Siedmiu Piramid. Powiedzia�em mu, �e
lord Sunteil wys�a� mnie do ciebie, a on rzek� mi: �tak id�, i znajd� kr�la,
i powiedz mu, �e tron czeka na niego".
Moje serce zacz�o bi� w paskudnym, przyspieszonym rytmie.
Spokojnie, spokojnie...
Smutno mi by�o, gdy takie sygna�y alarmowe przeszywa�y moje
stare cia�o. Ale trwa�y one zaledwie mgnienie oka. Natychmiast zapa-
nowa�em nad przep�ywem adrenaliny. B�d� co b�d� m�dro�� polega
g��wnie na tym, �e si� panuje nad prac� gruczo��w dokrewnych.
- Tron nigdy nie by� m�j - odpar�em. - A ja nigdy nie by�em
�adnym kr�lem.
Chorian jednak mia� na ten temat swoje zdanie.
- By�e� Rom baro - stwierdzi� kr�tko. - Wielkim Cyganem. Tym,
Kt�ry W�ada.
- Nigdy nim nie by�em. Przecie� wszyscy to wiedz�.
Moje r�ce lekko dr�a�y. Nie chcia�em, by Chorian to dostrzeg�,
aby wi�c odwr�ci� jego uwag�, wskaza�em r�k� przed siebie.
- Sp�jrz tam! Widzisz t� ryb� w�sz�c� ko�o sieci?
Ta by�a turkusowa i najwyra�niej nie tak m�dra, jak poprzednia.
Skierowa�em na ni� ca�� sw� uwag�. To niez�y spos�b, by obej��
niewygodny temat i zdoby� czas na przemy�lenie sprawy.
Wyobra�a�em ju� sobie wspania�y smak ryby przyprawowej, t�
mieszank� rozmarynu, kurkumy, kminku, z�otego pieprzu. Zmusi-
�em sie�, by zata�czy�a. Kilka ruch�w w stron� ryby i kilka z powro-
tem; sie� kusi�a, a ja b�aga�em ryb�, by da�a si� pochwyci�. D�ugi
pysk ofiary to zbli�a� si�, to oddala�, gdy ryba zygzakowa�a wok�
pu�apki. Z nieprawdopodobn� zwinno�ci� jej cia�o przecina�o krysta-
liczn� g��bi� i rozrywa�o cienk� warstw� lodu. Chod�, moja pi�kna!
Wp�y� do sieci!
- O jakim to kryzysie wspomina�e�? - zapyta�em ostro�nie.
- O braku kr�la. Statki odkrywc�w lec� naprz�d, my nie mamy
�adnego planu. Powstaj� spory, i nie ma komu ich rozstrzygn��.
Spojrza�em zn�w na moj� ryb�, jakbym chcia� j� zwabi� sam�
pot�g� woli.
- Z takimi k�opotami mo�na chyba poradzi� sobie bez kr�la?
-1 radzili sobie... przez pi�� lat. Ale teraz sprawy si� komplikuj�.
Damiano kaza� ci powiedzie�, �e wielcy spo�r�d Rom�w chc� wybra�
nowego kr�la. Nie b�d� ju� czeka� d�u�ej, nawet ci spo�r�d nich, kt�-
rzy nigdy nie wierzyli w twoj� abdykacj�. Je�li naprawd� nie chcesz
wr�ci�, wiedz, �e s� gotowi wybra� kogo� na twoje miejsce.
A wi�c to tak!
To w�a�nie mia� by� ten haczyk, na kt�ry chcia� mnie z�apa�...
tych kilka cichych zda�. Wygl�da�o na to, �e nie tylko Sunteil przej-
rza� moj� gr�. Kuzyni z Kr�lestwa Rom�w wyszli naprzeciw moje-
mu blefowi ze swoim w�asnym. To w�a�nie by�a ta prawdziwa wia-
domo��, kt�r� mia� przekaza� Chorian. Sunteil by� mo�e mu p�aci�,
ale tak naprawd� by� on na s�u�bie Damiana. A wi�c s�u�y� Romowi,
czyli tak, jak by� powinno. Sunteil chcia� informacji. Damiano chcia�
mojego powrotu. I tak� w�a�nie obra� drog�, by osi�gn�� sw�j cel.
Mimo to nie mia�em najmniejszego zamiaru pochwyci� przyn�ty.
Nie mog�em. Jeszcze nie.
- Wi�c potrzebuj� kr�la? No c�, niech go zatem wybieraj�.
- Ale ty jeste� kr�lem!
- Chyba dot�d mia�e� zatkane uszy. Jak mog� wybra� kogokol-
wiek na moje miejsce, je�li to nigdy nie by�o moje miejsce.
- Ale to nie tak! Nie mo�esz twierdzi�, �e nigdy nie by�e� kr�-
lem, skoro nim by�e�. Ty nim wci�� jeste�!
Wyprowadzi�em go z r�wnowagi. Tak by� powinno. O to wszak
mi chodzi�o. Roze�mia�em si�. Niech sam spr�buje rozwi�za� ten pro-
blem, a ja wr�c� do �owienia. Ostro�ne, p�ynne ruchy...
Podci�gn��em sie� pod sam� powierzchni� lodowej tafli. Turku-
sowa ryba przyprawowa skoczy�a ku niej, szarpn�a si� i skr�ci�a cia-
�o. Mia�em j�! Unios�em sie� nad lodowiec i wci�� unosi�em j� w g�r�,
a� zawis�a na wysoko�ci dwudziestu metr�w.
Pomara�czowe s�o�ce sta�o wysoko nad wschodnim horyzon-
tem, a szkar�atny strumie� jego �wiat�a p�yn�� przez zamarzni�ty l�d
jak rzeka p�ynnego z�ota. W promieniach tych wij�ca si� ryba zal�ni�a
tysi�cem odcieni, atakuj�c moje oczy niemal ca�� szeroko�ci� �wietl-
nego spektrum. Potem wys�a�em przez pier�cienie sieci gwa�towne
uderzenie energii i ofiara znieruchomia�a.
- Tak - powiedzia�em. Przepe�nia�a mnie duma. Nawet idiota mo�e
by� kr�lem i m�g�bym poda� tu wiele przyk�ad�w, ale umiej�tno��
pos�ugiwania si� sieci� wibracyjn� to ju� ca�kiem inna historia. Takie
�owienie wymaga bystrego oka i silnego ramienia. Wiele lat �wiczy-
�em t� sztuk� i nie s�dz�, by kto� mnie w niej przewy�sza�.
- Widzia�e�? - entuzjazmowa�em si�. - Co za wyczucie czasu
i koordynacja! To jest prawdziwa sztuka!
Dzieciak gapi� si� na mnie z otwartymi ustami, ale jego umys�
wci�� b��ka� si� po labiryntach polityki mi�dzygwiezdnej.
- Jeste� zaproszony na dzisiejsz� wieczerz� - powiedzia�. - Przy-
najmniej raz w �yciu skosztujesz ryby przyprawowej.
- Ale tw�j kuzyn Damiano...
Wyszczerzy�em z�by w szerokim u�miechu
- Pieprzy� kuzyna Damiana, cho�by kr�lewskim ber�em. Sam
mo�e by� kr�lem, je�li bardzo chce.
- Ale�, Jakubie, wedle prawa tron nale�y do ciebie.
- Sk�d ty bierzesz te idiotyczne zdania. - Westchn��em. - Ni-
gdy nie chcia�em by� kr�lem. I powtarzam ci po raz chyba tysi�czny:
nigdy naprawd� nim nie by�em. Mo�e by�em kr�lem w ich g�owach...
ale to ju� przesz�o��. Je�li chc� kr�la, niech znajd� sobie kogo� inne-
go. Ja mam zamiar pozosta� tutaj i tutaj te� umrze�!
Powiedzia�em to z ca�ym przekonaniem. I got�w by�bym przysi�c,
�e m�wi�em szczer� prawd�. Pami�tam, gdy kiedy� z tak� sam� moc�
przysi�ga�em wieczn� wierno�� Esmeraldzie. I wtedy te� wierzy�em
w swoje s�owa.
- Tak b�dzie - powiedzia�em raz jeszcze. - Ju� po�egna�em si�
z Imperium. Tu w�a�nie umr�!
-Jakubie, nie!
Widzia�em szok w jego oczach. To by�o co� wi�cej ni� tylko
mi�o�� i szacunek dla mnie. Zupe�nie chyba namiesza�em mu w g�o-
wie tym niejasnym o�wiadczeniem i gadk� o do�yciu moich dni na
Mulano. By� m�ody, nie mia� szans, by przejrze� moje zwody i prze-
no�nie. A teraz, kiedy wspomnia�em o �mierci, zachowa� si� tak, jak-
by oznacza�o to zarazem gro��c�jemu samemu nieuniknion� zag�a-
d�. Gdybym ja okaza� si� �miertelny, tak�e on podlega�by prawu
�mierci.
Tote� chwyci� moje rami� i wrzasn�� z tym g�upim, romantycznym
zapa�em w�a�ciwym jedynie m�odo�ci:
- Nie wolno ci m�wi� w ten spos�b! Ty nie umrzesz, nie mo-
�esz! Nigdy!!!
Wzruszy�em ramionami.
- Wszystko mo�e si� zdarzy�. A je�li nawet kiedy� by�em kr�lem,
to ju� nie jestem, jasne?
- Ale sukcesja...
- Pieprzy� sukcesj�. Sukcesja mnie nie obchodzi. Nie dbam o ni�
bardziej ni� o kawa� o�lej sk�ry. Dlatego w�a�nie siedz� tutaj, a nie
gdziekolwiek indziej. I dlatego mam zamiar...
Chorian j�kn��, a jego oczy rozszerzy�y si� gwa�townie. Wyda�
z siebie dziwny be�kocz�cy odg�os.
Nie s�dzi�em, by ta sie� k�amstw, w kt�r� go chwyci�em, spowo-
dowa�a a� taki wstrz�s. I mia�em racj�.
Chorian wci�� co� be�kota�, a� wreszcie zdo�a� unie�� trz�s�c�
si� r�k� i wskaza� jaki� punkt za moimi plecami. Odwr�ci�em si�
i zrozumia�em, co go tak przerazi�o.
Zobaczy�em trzy w�e �nie�ne.
Przepi�kne s�u�ki �mierci, wspania�e wst�gi szmaragdowej ziele-
ni ozdobionej rubinowymi, szafirowymi i z�otymi wzorami. Dla niego
to musia� by� przera�aj�cy widok, mimo �e te nie by�y wielkie. Mierzy-
�y zaledwie z osiem, dziesi�� metr�w. Ka�dy z nich zostawia� na �nie-
gu wyra�ny kr�ty szlak, gdy wij�c si� pod��a�y ku miejscu, w kt�rym
stali�my.
Ich oczy by�y utkwione w mojej rybie przyprawowej. I tam mia�y
si� spotka�, cho� zbli�a�y si� ku niej z trzech r�nych kierunk�w.
- O nie, nie, bracia - mrukn��em.
Nagle w r�kach Choriana znalaz� si� miotacz. Zacz�� gor�czko-
wo ustawia� rozrzut. �y�a na jego czole, wyra�nie teraz widoczna,
mia�a niemal szeroko�� kciuka.
Zn�w wielki gest. Westchn��em. Wielk� trzeba mie� cierpliwo��
do m�odych ludzi.
- Nie - powiedzia�em, nakazuj�c gestem, by schowa� bro�. - To
tylko padlino�ercy. Nie zrobi� nam krzywdy, a zatem wyrz�dzenie
krzywdy im by�oby zbrodni� przeciwko boskiemu prawu. Jednak nie
mam te� zamiaru podarowa� im mojej ryby.
Wyszed�em im naprzeciw. Przez moment wi�y si� nieco gwa�-
towniej , a potem zastyg�y na lodzie nieruchomo, jak wybato�one psy.
Ciep�o i pulsowanie energii �yciowej zawsze je przera�a. Mog�em za-
bi� jej dotkni�ciem... tak wiele jest we mnie �aru.
- Przykro mi, bracia - powiedzia�em �agodnie. - Ryba jest moja,
nie wasza, i powinni�cie to zrozumie�. Ci�ko pracowa�em, �eby j�
zdoby�.
Poruszy�y si� nieznacznie. Wygl�da�y na zasmucone i rozczaro-
wane. Ich smutek rani� moje serce.
- Co� wam powiem. Pozw�lcie dzisiaj kr�lowi nacieszy� si� kr�-
lewsk� uczt�. To, co z niej zostanie, b�dzie wasze. Dobrze?
Najwyra�niej nie by�o dobrze. Ale niewiele mog�y zrobi�. Spo-
gl�da�y na ryb�, na mnie, i zn�w na ryb�. Wydawa�y �a�osne d�wi�-
ki. Moja dusza p�aka�a wraz z nimi. To by�a ci�ka pora roku. Ale
by�em nieub�agany, wi�c po chwili odwr�ci�y si� do mnie ogonami
i odpe�z�y.
Chorian zn�w patrzy� na mnie z tym podziwem w oczach.
- One nie s� gro�ne - wyja�ni�em. - Du�e, ale s�odkie jak ma�e
kotki i nawet w po�owie nie tak agresywne. Jedz� wy��cznie padlin�.
Wiesz, �e padlino�ercy s� �wi�ci, prawda? To oni zamykaj� kr�g
�ycia.
Ale on ju� zapomnia� o �nie�nych w�ach. Inne z moich s��w
przyci�gn�y jego uwag�.
- Wci�� mi t�umaczy�e�, �e nigdy nie by�e� kr�lem. Ale przed
chwil� m�wi�e� o sobie jak o kr�lu. Kr�l b�dzie cieszy� si� dzisiaj
kr�lewska uczt� - tak powiedzia�e�. Nie rozumiem tego. Jeste� wi�c
kr�lem, czy nie?
- Nie jestem kr�lem - odpar�em. - Ale jest we mnie kr�lewska
godno��.
Patrzy� na mnie zagubiony.
- Ale m�wi�e� o sobie jak o kr�lu, sam s�ysza�em.
- Figura retoryczna.
-Co?
Naprawd� by� zagubiony.
- Mam w sobie kr�lewsk� godno��, wi�c mog� nazywa� si� kr�-
lem, je�li mam tak� ochot�. Mog� te� m�wi�, �e by�em kr�lem, albo
m�wi�, �e nim nie by�em, je�li mam tak� ochot�. Bo kr�lewska god-
no�� pozostaje w cz�owieku na zawsze. Je�li raz wzi��e� na siebie ten
ci�ar i nauczy�e� si� sta� w tym jarzmie, moc nigdy ci� nie opuszcza,
nawet je�li ci�ar zosta� zdj�ty z twoich ramion.
Przewiesi�em sobie przez plecy ryb� przyprawow�. Wa�y�a chyba
z pi��dziesi�t kilo, ale nie ugi��em si�.
- Wi�c dzisiaj b�dziesz wieczerza� z kr�lem, ch�opcze, a to, czym
ci� podejm�, b�dzie godne kr�lewskiego sto�u. Za dzie� lub dwa za�
odjedziesz tam, sk�d tu przyby�e�. I powiesz im wszystkim, �e Jakub
naprawd� jest zm�czony w�adz�, �e Jakub naprawd� abdykowa�.
Ostatecznie. Nieodwo�alnie. Powiedz to Sunteilowi. Powiedz to
Damianowi. Powiedz to nawet samemu Imperatorowi. B��dem by�o-
by w�tpi� w moje s�owa.
Us�ysza�em w oddali �miech. Wiedzia�em, nawet nie patrz�c
w tamtym kierunku, �e �mia� si� ze mnie duch. Mulano jest miejscem
pobytu wielu duch�w. Wyst�puj� tu miejscowe duchy i duchy na-
wiedzaj�ce tylko to miejsce. I s� to dwa zupe�nie r�ne rodzaje du-
ch�w.
Miejscowe duchy to formy �ycia, kt�re nigdy nie by�y mate-
rialne. Ich liczba idzie w miliardy, wydaj� si� wszechobecne. �wiec�
w powietrzu jak ma�e latarnie. S� przyjazne, ale nie komunikuj�si�
z tob�. To ich obecno�ci Mulano zawdzi�cza sw� nazw�. Mulo -
duch - �adne romskie s�owo. Mulano - miejsce duch�w. To w�a�nie
Romowie nadali nazw� tej planecie, a wybrali j� ze wzgl�du na obec-
no�� tych wszystkich duch�w.
Ale odk�d ja przyby�em na Mulano, odwiedza ten �wiat tak�e
spora liczba innych duch�w: moich kuzyn�w dryfuj�cych na t� lo-
dow� planet� przez pustki czasu i przestrzeni, aby dotrzyma� mi to-
warzystwa; Polarka, Walerian, czasem Thivt, kt�ry tak�e jest moim
kuzynem, chocia� nie jest Romem, i wielu wielu innych. Nie musicie
jeszcze wiedzie�, kim oni s�. Starzy przyjaciele wpadaj�cy w odwie-
dziny - na razie tyle wystarczy.
Dziesi�tki razy, ka�dego dnia, s�ysz� trzaski zjonizowanego po-
wietrza, dostrzegam b�yski ich aury, i czasem �api� odleg�e echo ich
chichotu... i wiem od razu, �e kto� bardzo mi bliski i drogi przeby-
wa w pobli�u.
Teraz te� czuj� ich obecno��. �miej� si�. To musz� by� oni.
Miejscowe duchy nie potrafi� si� �mia�.
Wiem dok�adnie, dlaczego si� �miej�.
-1 niech �aden z was te� nie w�tpi w moje s�owa - rzuci�em do
nich.
5
Zawiesi�em ryb� w sferze grawitacyjnej, gdzie sos kr��y wok�,
i r�wno, z ka�dej strony, nawil�a mi�so. Niekt�re duchy Mulano
przyci�gni�te zak��ceniami pola elektromagnetycznego powodowa-
nymi przez proces gotowania, tak�e zacz�y kr��y� w pobli�u, by zo-
baczy�, czy i dla nich nie znajdzie si� jakie� po�ywienie. Och, nie cho-
dzi�o im o ryb�, raczej o jej zapach i ciep�o, kt�re rozchodzi�y si� w po-
wietrzu. Mo�na je przecie� zamieni� w energi� o bardzo szerokim
spektrum. Wystarcza�o im wi�c samo gotowanie. Wy mo�e nie byliby-
�cie w stanie tego odczu�, ale spytajcie jakiego� ducha z Mulano...
W czasie, gdy ryba spokojnie si� gotowa�a, na zachodni hory-
zont wype�z�o ��te s�o�ce. Zaczyna� si� Podw�jny Dzie�. Zwyk�e
aury Podw�jnego Poranka rozmigota�y si� ponad szczytami g�r i du-
chy natychmiast straci�y zainteresowanie moj� ryb�. Na zewn�trz
mia�y znacznie wi�cej energii, kt�r� mog�y ch�on��.
Chorian zastyg�, zdumiony niezwyk�ymi efektami �wietlnymi.
- Co si� dzieje? - spyta� niepewnie.
- To samo, co ka�dego dnia o tej mniej wi�cej porze. Wyjd�
i podziwiaj.
- Nie potrzebujesz pomocy?
- Wyjd� i podziwiaj - powt�rzy�em. - Nie zobaczysz czego�
takiego na �adnym z pozosta�ych �wiat�w Imperium.
Wyszed�.
I dobrze. Kocham gotowa� r�wnie mocno jak nienawidz� mie�
przy tym publiczno�ci. Przy innych czynno�ciach i owszem, ale nie
kiedy pr�buj� przyrz�dzi� posi�ek. Gotowanie, podobnie jak seks,
wymaga prywatno�ci. Kr�ci�em si� po�piesznie po lodowym igloo,
wyjmuj�c rzeczy potrzebne do przygotowania wieczerzy: flaszka
sch�odzonego wina z Marajo, ki�cie pi�knych ciemnych winogron
z Iriarte, ostrygi z Galgali. Si�ga�em po nie do r�nych podprzestrzen-
nych kieszeni, gdzie zwyk�em przechowywa� takie rzeczy.
Kiedy wreszcie wszystko by�o gotowe, wychyli�em g�ow� z igloo,
by zawo�a� ch�opca. Jaskrawe wst�gi mg�y unosi�y si� jak rozwiewa-
ne wiatrem olbrzymie sztandary nad szerokimi polami lodowymi i mi-
gota�y milionami subtelnych odcieni: akwamaryna, szmaragd, jadeit,
rubin, szkar�at, ametyst, kobalt, purpura, z�oto...
�wietlne promienie uderzy�y gwa�townie w moje cia�o i poczu-
�em si� tak, jakby porwa� mnie bystry pr�d p�dz�cy z przesz�o�ci.
Opad� na mnie jak lawina i poci�gn�� za sob�.
Odk�d przyby�em na Mulano, nie nawiedza�em nikogo. Nie dlate-
go wcale, �e czu�em si� za stary albo straci�em zainteresowanie �wia-
tem, po prostu teraz wydawa�o mi si� istotniejsze, by mocno zakotwi-
czy� si� w tera�niejszo�ci, a nie �eglowa� przez zamierzch�e epoki.
Ale nie znaczy�o to, �e zamierzch�e epoki nie zechc� �eglowa� po-
przez mnie. Od przesz�o�ci nie mo�na uciec. Albo ty j� nawiedzasz,
albo ona nawiedza ciebie. I w tym w�a�nie momencie, w jaskrawej
kaskadzie �wiat�a, �ciany czasu rozst�pi�y si� przede mn� i miliony
wczorajszych dni wci�gn�y mnie w sw�j karmazynowy wir.
- Jakubie, co ci jest? - s�ysza�em odleg�y g�os ch�opca. - Jaku-
bie? Jakubie?
W ca�kowitej ciszy b��kitna per�a starej Ziemi pojawi�a si� na-
gle w pustej przestrzeni nieba, mi�dzy dwoma s�o�cami, i zawis�a
w bezruchu. By�a jedynym koj�cym wzrok punktem na rozszala�ym
blaskiem horyzoncie, a gdy moje spojrzenie raz ju� na ni� pad�o, nie
mog�em oderwa� od niej wzroku. W swej rzeczywistej postaci Ziemia
z pewno�ci� nie by�� najpi�kniejsz� planet� Wszech�wiata, ale teraz,
gdy pojawi�a si� tak niespodziewanie z nico�ci, w swych staro�yt-
nych ch�odnych b��kitnych szatach, zdawa�a si� pi�kniejsza ponad
wszystko, i jej widok zachwyci� mnie w niemo�liwy do opisania
spos�b.
- Jakubie, co tam widzisz? Jakubie?
Oczywi�cie to nie by�a realna Ziemia, lecz po prostu jej duch.
My�licie, �e tylko duchy ludzi w�druj� przez continuuml Planety
te� maj� swoje duchy. Jest mi�dzy nimi taka r�nica, �e duchy ludzkie
mog� odbywa� sw� drog� tylko w jednym kierunku - z tera�niej sz�-
�ci w przesz�o��, za� duchy planet mog� w�drowa� w obie strony.
Ziemia by�a realna tysi�ce lat temu, le�a�a o tysi�ce lat �wietlnych
st�d, ale teraz przyby�a do mnie przez wieki i po�ow� Galaktyki. Przy-
by�a do mnie i tylko do mnie. To by� niezwyk�y dar.
- Hej! - zawo�a�em. - Hej, Ziemio! Sp�jrz tutaj! To ja, Jakub!
Tutaj stoj�! To mnie przyby�a� tu odwiedzi�!
To by�o w�a�nie dotkni�cie magii. Zupe�nie zapomnia�em o Choria-
nie. �mia�em si� w g�os i macha�em r�k� ku b��kitnej planecie. I tak ska-
ka�em, i ta�czy�em na lodowym polu, z uniesion� w pozdrowieniu d�o-
ni�, i �piewa�em stare romskie pie�ni o mi�o�ci do Ziemi, wydzieraj�c si�
ca�� moc� p�uc, z odchylon� do ty�u g�ow�.
Mo�e was dziwi�, dlaczego niby mia�bym w og�le przejmowa�
si�Ziemi�. Nie urodzi�em si� tam, nie prze�y�em tam ani jednej chwili
i tak naprawd� w realnej rzeczywisto�ci nigdy nawet nie widzia�em
tego miejsca. Jak zreszt� mog�em? Ziemia przemin�a d�ugo, d�ugo
przed dniem moich narodzin. Owszem nawiedza�em j� wiele razy,
ale nigdy nie mog�em by� na niej ciele�nie.
Mimo to kocha�em j� w pewien szczeg�lny spos�b.
Jednak Ziemia by�a nasz� drug� matk� i nigdy nie nale�y o tym
zapomina�. By�a srog� matk�, ale to on nas ukszta�towa�a. Gwiazda
Rom�w da�a nam �ycie, ale Ziemia nas ukszta�towa�a, to ona by�a
ku�ni�, w kt�rej wyku�y si� nasze charaktery. Dla nas Ziemia okaza-
�a si� n�dznym miejscem wygnania, i mo�e powinni�my j� za to znie-
nawidzi�, ale jak mogli�my znienawidzi� miejsce, kt�re uczyni�o nas
silnymi? To na Ziemi nauczyli�my si� �y� tak jak �yjemy teraz, gdy
w�drujemy mi�dzy gwiazdami. Wi�c ta�czy�em i �piewa�em dla niej,
i krzycza�em jej o swojej mi�o�ci, o mi�o�ci do tego widmowego,
b��kitnego �wiata, od kt�rego dzieli�y mnie wieki, a kt�ry teraz wi-
sia� nad moj� g�ow�, mi�dzy dwoma obcymi s�o�cami.
- Tutaj jestem! - wrzeszcza�em. - Ja, Jakub! Pami�tasz mnie?
- Widzisz Ziemi�? - wyszepta� Chorian. Prawie go nie dostrze-
ga�em, tak zdawa� si� odleg�y, ale widzia�em jego oczy. �wieci�y nie-
zwyk�ym blaskiem. - Gdzie ona jest? Jakubie, poka� mija!
Zaprawd� widzia�em Ziemi� i widzia�em te� o wiele wi�cej.
Wspomnienia przep�ywa�y przez moje cia�o i umys�.
Zn�w by�em m�odym niewolnikiem, walcz�cym o �ycie w gor�-
cym, �ywym morzu Megalo Kastro, i przez pulsowanie b�lu w mo-
ich nagich nogach i brzuchu czu�em puls ca�ej planety. A potem sta-
�em za sterami w�asnego statku i czu�em, jak energia kosmicznej pust-
ki p�ynie przeze mnie, jak j� absorbuj�, skupiam w sobie, a potem
wypycham, i jak prowadz� ten wielki statek przez lata �wietlne. A po-
tem by�em na kr�lewskiej radzie w Wielkim Krisie Galgali, wielkim holu
sprawiedliwo�ci, gdzie decydowano o przeznaczeniu, i patrzy�em na
dziewi�ciu uroczystych Krisator�w Rom�w - s�dzi�w, kt�rzy dzier-
�yli losy �wiata w swych r�kach. I oni to ofiarowali mi tron, jako �e
Cesaro o Nano, kt�ry by� kr�lem, zmar�... a ja im odmawia�em. A po-
tem zn�w jeden za drugim czynili nade mn� znak kr�lewskiej w�a-
dzy, dop�ki nie ugi��em si� pod naciskiem ich po dziewi�ciokro�
pot�nej mocy, kt�ra by�a wyrazem woli ca�ego mego ludu od po-
cz�tku jego istnienia, dop�ki nie pochyli�em g�owy i nie ukl�k�em
przed nimi... a potem oni ukl�kli przede mn� i by�em kr�lem. Tak
jak przepowiedzia�a to stara kobieta, ta pomarszczona i posiwia�a
phuri dai, kt�ra nawiedzi�a mnie ze swymi magicznymi s�owy w cza-
sach, gdy ledwo wype�z�em z ko�yski.
A potem dosz�y do mnie kolejne wizje. Sta�em na brzegu naj-
spokojniejszego z ocean�w Xamur, kt�ra moim zdaniem jest naj-
pi�kniejsz� z dziewi�ciu kr�lewskich planet. Ale to musia�o by�
wcze�niej, zanim zosta�em kr�lem, bo m�j syn Szandor, pierwo-
rodny i najbardziej kochany, sta� u mego boku, a w chwili, kt�r�
teraz widzia�em, by� jeszcze ma�ym ch�opcem. W oczach Szando-
ra l�ni� bunt. Zrobi� co� zakazanego, rozmawia�em z nim o tym, ale
zn�w przywiedli go do mnie i powiedzieli, �e zrobi� to samo po raz
drugi. Uderzy�em go i wierzch mojej d�oni zostawi� �lad na jego
policzku, a on wci�� patrzy� na mnie hardym spojrzeniem, wi�c
uderzy�em go ponownie. M�g� mie� wtedy osiem, dziewi��, mo�e
dziesi�� lat...
Kocha�em go strasznie, B�g tylko wie jak strasznie...
I unios�em r�k�, by uderzy� go po raz trzeci...
- Starczy - powiedzia� kto�.
- Nie, jeszcze nie - odpar�em.
- To tylko dziecko, Jakubie - m�wili.
A ja odpar�em im, bij�c go po raz trzeci:
- Musz� nauczy� go dw�ch rzeczy: aby przestrzega� praw i aby
nie czu� strachu. Tote� bij� go, by nie rz�dzi�o nim bezprawie i bij�
go, by nie by� tch�rzem.
I widzia�em gniew, i mi�o�� w oczach Szandora. By�y to te same
uczucia, kt�re ja wtedy �ywi�em dla niego. Wi�c uderzy�em go raz
jeszcze i krew pop�yn�a z jego wargi.
Krew mia�a taki sam kolor jak ciep�e morze okalaj�ce wybrze�a
Nabomba Zom. Tam sta� pa�ac Loiza la Vakako, kt�ry by� dla mnie
czym� wi�cej ni� ojciec, cho� nigdy nie podni�s� na mnie r�ki. Teraz
w�a�nie ko�o niego sta�em, na czerwonym wybrze�u, pod pal�cymi
p�omieniami pot�nego, b��kitnego s�o�ca Nabomba Zom, i Loiz la
Vakako powiedzia� mi:
- Wiesz Jakubie, ka�demu z Rom�w dane s� dwa �ycia. Pierw-
sze, kt�re mo�esz prze�y� jak sobie �yczysz i zrobi� w nim tyle b��-
d�w, ile tylko ci si� spodoba, i drugie, w kt�rym musisz odpokuto-
wa� za b��dy pierwszego �ycia.
A ja roze�mia�em si� wtedy i odrzek�em:
- Postaram si� o tym pami�ta�, ojcze, gdy wkrocz� w swoje dru-
gie �ycie,
A twarz Loiza la Vakako pociemnia�a i sta�a si� naraz uroczysta
i powa�na.
- Jakubie, to jest twoje drugie �ycie.
Dzia�o si� to na kr�tko przed tym, jak zosta�em porwany z Na-
bomba Zom i sprzedany w niewol� po raz drugi, aby dr��y�, jak n�dz-
ny p�az, przera�aj�ce podziemne tunele Alta Hannalanna. To w�a-
�nie na Alta Hannalanna poczu�em po raz pierwszy uderzenie senso-
rycznego bicza, uderzenie, kt�re cho� trwa�o ledwie mgnienie oka,
szarpn�o ca�ym moim m�zgiem i wszystkimi o�rodkami b�lu. Led-
wie prze�y�em ten wstrz�s. I przez lataj�ce mi przed oczami krwawe
i ��te plamy dojrza�em, jak nadzorca ponownie unosi r�k� z biczem.
Rzuci�em si� na niego i wyrwa�em mu bicz, a potem powiedzia�em:
- Teraz krew wyp�ynie z twojej duszy.
Bo wiele jest rodzaj�w krwi, a ja widzia�em je wszystkie.
Nie by�o ko�ca tym wizjom.
Przesz�y przed moimi oczami wszystkie �ony, jakie kiedykolwiek
mia�em, te kt�re kocha�em i te, do kt�rych nic nie czu�em: Esmeralda
i Mimi, Isabella i Micaela i inne, o kt�rych dawno ju� zd��y�em zapo-
mnie�; a tak�e t