6964

Szczegóły
Tytuł 6964
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6964 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6964 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6964 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert A. Heinlein Kawaleria kosmosu Starship Troopers T�umaczy�a: Irena Lipie�ska 1994 1 Naprz�d, cholerne pawiany! Chcecie �y� wiecznie? - Nieznany sier�ant, dow�dca plutonu, 1918. Zawsze mn� trz�sie przed zrzutem. Dosta�em rzecz jasna zastrzyki i przeszed�em seans hipnozy, ale to co� po prostu we mnie tkwi. Rozs�dek m�wi, �e nie mam si� czego ba�, a psychiatra stwierdzi�, �e to wcale nie strach - tylko takie dr�enie z podniecenia. Jak ko� wy�cigowy przed startem. Nigdy nie by�em koniem wy�cigowym, ale fakt pozostaje faktem - jestem krety�sko przera�ony za ka�dym razem. Na trzydzie�ci minut przed godzin� X, kiedy zebrali�my si� w �luzie Rodgera Younga, dow�dca naszego oddzia�u przeprowadzi� inspekcj�. W�a�ciwie to nie by� on naszym dow�dc�, tylko sier�antem w oddziale, ale gdy porucznik Rasczak poleg� w czasie ostatniej akcji, sier�ant Jelal faktycznie nami dowodzi�. Jelly jest Fino-Turkiem, z Iskanderu ko�o Proximy. Smag�y i niski, wygl�da jak urz�dnik, ale widzia�em, jak za�atwi� dw�ch szeregowc�w, kt�rzy wpadli w sza�. Musia� podskoczy�, by ich chwyci� za �by. Trzasn�o, jakby �upa� orzechy. Poza s�u�b� z�y nie jest - jak na sier�anta oczywi�cie. Mo�na nawet nazywa� go Jelly. Nie rekruci, rzecz jasna, ale ka�dy, kto ma za sob� cho�by jeden bojowy zrzut. W tej chwili by� jednak na s�u�bie. Ka�dy z nas ju� wcze�niej sprawdzi� sw�j ekwipunek, sier�ant dy�urny skontrolowa� to w czasie zbi�rki, ale Jelly musia� przeprowadzi� w�asny przegl�d - z�o�liwie wykrzywiona g�ba i oko, kt�re nic nie przepu�ci. Zatrzyma� si� przed facetem stoj�cym przede mn�, nacisn�� mu na pasie guzik zapisu stanu fizycznego. - Wyst�p! - Ale� sier�ancie, to tylko przezi�bienie! Doktor powiedzia�... Jelly przerwa� mu. - Ale� sier�ancie! - warkn�� - To nie doktor ma by� katapultowany, ale tak�e i nie ty z gor�czk�. My�lisz, �e mam czas na pogaw�dk� tu� przed zrzutem? Zje�d�aj! Jenkins odszed� smutny i z�y. Ja tak�e czu�em si� nieszczeg�lnie. Ostatnio zosta�em dow�dc� pododdzia�u i teraz b�d� mia� dziur� po Jenkinsie, kt�rej nie ma kim wype�ni�. To niedobrze. To znaczy, �e gdyby kto� wdepn�� w jakie� bagno i wzywa� pomocy, nikt mu nie pospieszy na ratunek... Jelly nie wykluczy� nikogo wi�cej. Stan�� przed nami, popatrzy� i sm�tnie potrz�sn�� g�ow�. - Co za banda ma�p! - zamamrota�. - Mo�e, gdyby�cie wszyscy wyparowali w tej akcji, uda�oby si� stworzy� now� jednostk�, tak� jakiej oczekiwa� porucznik. Wyprostowa� si� nagle i wrzasn��: - Chc� wam przypomnie�, g�upie ma�py, �e ka�dy z was kosztowa� rz�d, wliczaj�c bro�, amunicj�, ekwipunek, wyszkolenie i to, jak si� prze�eracie - ka�dy kosztowa� �yw� got�wk� ponad p� miliona! Dodajcie do tego jeszcze trzydzie�ci cent�w swojej prawdziwej warto�ci, a wypadnie wcale �adna sumka. - Wlepi� w nas wzrok. - Nie �ycz� sobie �adnych bohater�w w tej jednostce. Porucznikowi wcale by si� to nie podoba�o. Schodzicie w d�, wykonujecie zadanie, macie uszy otwarte na sygna� powrotu i meldujecie si� cali, zdrowi i w komplecie. Zrozumiano? - Zn�w obrzuci� nas wzrokiem. - Zak�adam, �e znacie plan, ale raz jeszcze go przypomn�. Zostaniecie zrzuceni w dw�ch liniach. Podacie mi swoje namiary, gdy tylko wyl�dujecie. Podacie te� namiary swoim towarzyszom z jednej i drugiej strony. B�dziecie si� maskowa� w terenie. Macie niszczy� i burzy� wszystko, co pod r�k�, dop�ki nie wyl�duj� skrzyd�owi. - M�wi� o mnie, mia�em by� lewym skrzyd�owym, bez nikogo przy boku. Znowu zacz��em dr�e�. - Skoro oni znajd� si� na dole, macie wyprostowa� linie! Wyr�wna� odleg�o�ci! I zabra� si� do dzie�a. Potem posuwacie si� naprz�d �abimi skokami. - Spojrza� na mnie. - Je�eli wykonacie to w�a�ciwie, w co w�tpi�, flankowi porozumiej� si� ze mn� na d�wi�k odwo�awczy... i wtedy jazda do domu. S� jakie� pytania? Pyta� nie by�o. Nigdy nie ma pyta�. M�wi� wi�c dalej. - Jeszcze jedno. To jest tylko nalot, a nie bitwa. To ma by� demonstracja si�y, ognia i terroru! Nasza misja polega na tym, by pokaza� Sk�rniakom, �e mo�emy zniszczy� ich miasto, ale tego nie robimy, �e nie mog� czu� si� bezpieczni, chocia� powstrzymujemy si� od totalnego bombardowania. Nie bierzcie �adnych je�c�w. Zabijajcie tylko w ostatecznym wypadku. Ale ca�y teren, kt�ry zaatakujemy, ma zosta� obr�cony w perzyn�. Nie �ycz� sobie, �eby jaki� darmozjad wr�ci� mi tu z nie wykorzystan� amunicj�! Zrozumiano? - Zerkn�� na zegarek. - Bycze Karki Rasczaka maj� reputacj�, kt�r� musz� utrzyma�. Porucznik prosi�, zanim da� za wygran�, aby powiedzie� wam, �e nigdy nie spu�ci was z oczu... i �e oczekuje, i� wasze imiona okryj� si� chwa��! Jelly popatrzy� na sier�anta Migliaccio, dow�dc� pierwszego pododdzia�u. - Pi�� minut dla Padre - oznajmi�. Niekt�rzy z ch�opc�w opu�cili szeregi, podeszli i ukl�kli przed Migliaccio. Ka�dy, kto chcia� us�ysze� od niego s�owo przed wypraw�. Podobno kiedy� by�y oddzia�y maj�ce swoich kapelan�w, kt�rzy nie walczyli razem z innymi. Nie umiem wyobrazi� sobie, jak kapelan mo�e b�ogos�awi� co�, w czym sam nie chce uczestniczy�. Tak czy inaczej, w Piechocie Zmechanizowanej ka�dego zrzucaj� i ka�dy walczy - i kapelan, i kucharz, i adiutant Starego. Gdy wchodzimy do kana�u odpalaj�cego, na pok�adzie nie zostaje �aden Byczy Kark. Tym razem poza Jenkinsem, oczywi�cie, ale to nie jego wina. Nie podszed�em do Migliaccio. Zawsze obawiam si�, �e kto� m�g�by dostrzec, jak si� trz�s�. A zreszt� Padre mo�e r�wnie dobrze pob�ogos�awi� mnie z daleka. Ale kiedy ostatni z kl�cz�cych wsta�, on zbli�y� si� do mnie i przysun�� sw�j he�m. - Tylko jedno, Johnnie - powiedzia� spokojnie - nie staraj si� wyskakiwa� przed orkiestr�. Znasz swoj� robot�. Wykonaj j�. Po prostu wykonaj. Czy musisz od razu dosta� medal? - Och, dzi�kuj�, Padre, nie musz�. Doda� co� w j�zyku, kt�rego nie znam, poklepa� mnie po ramieniu i pospieszy� do swoich. Jelly wrzasn��: - Dziesi�tkamiiiiii - i wszyscy poderwali�my si� na baczno��... - Oddzia�... sekcjami... lewa burta i prawa burta... przygotowa� si� do zrzutu! Pododdzia�! Obsadzi� kapsu�y! Marsz. Musia�em czeka�, a� ca�y pododdzia� obsadzi swoje kapsu�y i przesunie si� do kana�u odpalaj�cego. Zastanawia�em si�, czy tamci wojownicy, w dawnych czasach, te� trz�li si� ze strachu, kiedy wchodzili do Konia Troja�skiego. Jelly sprawdza�, czy ka�dy jest hermetycznie zamkni�ty, a moj� kapsu�� zamkn�� sam. Pochyli� si� przy tym i powiedzia�: - �eby� tylko nie skrewi�, Johnnie. To przecie� tak samo jak na �wiczeniach. Klapa zamkn�a si� i zosta�em sam. Tak jak na �wiczeniach, powiedzia�. Zacz��em trz��� si� nieprzytomnie. Potem w s�uchawkach us�ysza�em g�os Jelly�ego: - Uwaga! Bycze Karki Rasczaka... gotowi do zrzutu! - Siedemna�cie sekund, poruczniku! - zabrzmia� w odpowiedzi pogodny kontralt pilotki i poczu�em do niej uraz�, �e nazywa Jelly�ego porucznikiem. Nasz porucznik rzeczywi�cie nie �y� i mo�liwe, �e Jelly otrzyma po nim nominacj�... ale byli�my wci�� jeszcze Byczymi Karkami Rasczaka. - Powodzenia, ch�opcy! - doda�a. - Dzi�ki, pani komandor. - Zapi�� pasy! Pi�� sekund. By�em ca�y spi�ty pasami - brzuch, czo�o, nogi... ale dr�a�em bardziej ni� kiedykolwiek. ...Siedzisz w ca�kowitej ciemno�ci, owini�ty jak mumia i przywi�zany, bo dzia�a si�a przyspieszenia, zaledwie mo�esz oddycha�, i wiesz, �e gdyby� nawet m�g� zdj�� he�m, to wok� ciebie, w kapsule, jest tylko azot, i wiesz, �e ta kapsu�a znajduje si� w kanale odpalaj�cym i gdyby statek zosta� trafiony, nim zd��yliby ciebie wystrzeli�, nie mia�by� czasu nawet zm�wi� pacierza, umar�by� tam po prostu, bezradny, nie mog�cy si� poruszy�. W�a�nie to nie ko�cz�ce si� oczekiwanie w ciemno�ci powoduje, �e si� trz�siesz, my�lisz, �e mo�e zapomnieli o tobie... �e mo�e statek zosta� ju� trafiony i unieruchomiony na orbicie, martwy, i ty te� zaraz b�dziesz martwy, zadusisz si�... albo �e p�dzisz po orbicie, �eby si� roztrzaska�, o ile wcze�niej nie upieczesz si�, spadaj�c w d�... Nagle odczuli�my w��czenie systemu hamowania statku i przesta�em dr�e�. Rzuci�o mn� osiem albo mo�e i dziesi�� razy. Kiedy pilotem prowadz�cym statek jest kobieta, to nie mo�na spodziewa� si� pieszczot: b�dziesz mia� siniaki w ka�dym miejscu, gdzie trzymaj� ci� pasy. Tak, tak, wiem, �e s� one lepszymi pilotami ni� m�czy�ni, �e ich reakcje s� szybsze i �e lepiej znosz� przyspieszenie. Potrafi� szybciej startowa� i zr�czniej umyka�, i dlatego zwi�kszaj� nasze szans�. Ale to przecie� tw�j kr�gos�up musi znie�� dziesi�ciokrotne przeci��enie... i jeszcze te cholerne pasy... Musz� jednak przyzna�, �e pani komandor Deladrier zna�a sw�j zaw�d. Gdy tylko Rodger Young przesta� hamowa�, pad�a ostra komenda: - Kana� centralny... desant! - Nast�pi�y dwa wstrz�sy, kiedy katapultowa� si� Jelly i facet pe�ni�cy obowi�zki sier�anta w oddziale. A zaraz potem: - Kana�y z lewej i prawej burty... desant! - i to by� rozkaz dla nas. Bum! Kapsu�a zosta�a szarpni�ta do przodu - bum! i zn�w ni� szarpn�o, zupe�nie tak jakby �adowano naboje do komory broni automatycznej starego typu. No c�, w�a�ciwie nie byli�my niczym innym jak w�a�nie pociskami �adowanymi do dw�ch luf wbudowanych w transportowiec kosmiczny. Ale ka�dy taki pocisk by� kapsu��, dostatecznie du��, by pomie�ci� piechura z polowym ekwipunkiem. Bum! - Normalnie mia�em trzecie miejsce w kolejce, ale teraz by�em w ogonie, na ko�cu, po ca�ym pododdziale. By�o to mecz�ce czekanie, cho� kapsu�y wystrzeliwano co sekund�. Pr�bowa�em liczy� - bum! (dwunasta), bum (trzynasta), bum!...I bzzz! - moja kapsu�a wsuwa si� do komory - potem jeszcze tylko grzmot... I nagle NIC. W og�le nic. �adnego d�wi�ku, �adnego ci�nienia, �adnego przeci��enia. Unoszenie si� w ciemno�ci... zbli�anie si� w stanie niewa�ko�ci do planety, kt�rej nigdy nie widzia�e�. Ale ju� si� nie trz�s�. Najgorsze by�o czekanie. Teraz, je�li nawet co� p�jdzie �le, to stanie si� to tak szybko, �e ani si� spostrze�esz, a ju� b�dziesz trupem. Moja kapsu�a �agodnie wesz�a w atmosfer�. Jej zewn�trzna pow�oka spali�a si� i odpad�a. �o�nierz w kapsule mo�e prze�y� do wyp�aty nast�pnego �o�du tylko dzi�ki temu, �e odpadaj�ce resztki zwalniaj� spadanie, a potem unosz�c si� w powietrzu sprawiaj�, �e radary �widz�� wiele cel�w w tym rejonie. Mog� to by� ludzie, bomby lub co� zupe�nie innego, ale to wystarczy, by doprowadzi� komputery balistyczne do nerwowego za�amania, co te� ma miejsce. Aby zwi�kszy� to ca�e zamieszanie, statek, zaraz po katapultowaniu kapsu�, zrzuca ogromne jaja, kt�re spadaj� szybciej, bo nie odrywa si� od nich zewn�trzna os�ona. Gdy znajd� si� ni�ej ni� cz�owiek, eksploduj� i wyrzucaj� metalowe pasy, kt�re zak��caj� urz�dzenia radiolokacyjne, czasem dzia�aj� jako elektroniczne przyrz�dy odzewowe i robi� jeszcze inne psikusy, powoduj�c zamieszanie w powitalnym komitecie oczekuj�cym ci� na dole. Tw�j statek ignoruje ca�y ten radarowy ob��d i spokojnie odbiera od dow�dcy oddzia�u sygna�y latarni radiolokacyjnej. Po odpadni�ciu drugiej pow�oki, automatycznie otworzy� si� pierwszy spadochron, ale przy deceleracji kilku g zaraz porwa� si� w strz�py. Potem otworzy� si� drugi i trzeci. W kapsule robi�o si� gor�co i my�la�em ju� o l�dowaniu. Trzecia pow�oka odpad�a razem z ostatnim spadochronem i teraz pozosta�em w opancerzonym skafandrze wewn�trz plastykowego jaja. Wci�� by�em do niego przytwierdzony pasami, tak �e nie mog�em si� rusza�. Nadesz�a pora podj�cia decyzji, jak i gdzie mam l�dowa�. Nacisn��em kciukiem guzik na skali odleg�o�ci i odczyta�em wynik na p�ytce odblaskowej umieszczonej w he�mie nad moim czo�em. Mila i osiem dziesi�tych. Troch� za daleko... Jajo osi�gn�o sta�� szybko�� i ju� mi w�a�ciwie nie by�o potrzebne. Pstrykn��em wi�c wy��cznikiem. Pierwszy �adunek detonuj�cy wyzwoli� mnie ze wszystkich pas�w, a drugi rozerwa� jajo na osiem kawa�k�w. Znalaz�em si� na zewn�trz, w powietrzu, i mog�em widzie�! Pokryte metalem szcz�tki pow�oki dawa�y taki sam refleks jak cz�owiek w bojowym rynsztunku. Ka�dy obserwator radaru, �ywy czy cybernetyczny, b�dzie mia� nie lada zgryz, �eby mnie wy�uska� spo�r�d tego rupiecia unosz�cego si� wok�. Wyprostowa�em si� rozk�adaj�c r�ce i rozejrza�em... W dole panowa�a noc, ale noktowizor pozwala� zupe�nie dobrze orientowa� si� w terenie. Rzeka, kt�ra przecina�a miasto po przek�tnej, by�a tu� pode mn� i zbli�a�a si� coraz szybciej wyra�n�, b�yszcz�c� powierzchni�. By�o mi oboj�tne, na kt�rym brzegu wyl�duj�, jednak wola�bym si� nie sk�pa�. Zauwa�y�em wybuch p�omienia po prawej stronie, prawie na mojej wysoko�ci. Wida� jaki� nie�yczliwy krajowiec strzeli� do szcz�tk�w pow�oki jaja. Odpi��em spadochron, �eby jak najszybciej zej�� z ekranu owego krajowca, bo wok� mnie zacz�y rozrywa� si� pociski. Rzuci�o mn� i przez jakie� dwadzie�cia sekund lecia�em w d�, dop�ki nie otworzy�em drugiego spadochronu. Uda�o si� - nie trafili i nie spalili mnie. Spostrzeg�em, �e przenosi mnie nad rzek� i �e zbli�am si� do jakiego� domu towarowego czy czego� w tym rodzaju, z p�askim dachem. Wyl�dowa�em na nim podskakuj�c - to zadzia�a�y wmontowane w kombinezon rakietki podrzutowe przeciwdzia�aj�ce gwa�townemu uderzeniu. Zaraz te� zacz��em penetrowa� przestrze� w poszukiwaniu sygna�u od sier�anta Jelala. Okaza�o si�, �e jestem po z�ej stronie rzeki - gwiazda Jelly�ego pokaza� si� bowiem na obrze�u kompasu w moim he�mie. To znaczy, �e znajdowa�em si� za daleko na p�noc. Podbieg�em do kraw�dzi dachu i wzi��em namiar dow�dcy najbli�szej sekcji. - Ace, wyr�wnaj front! - zawo�a�em i rzuci�em za siebie bomb�, schodz�c jednocze�nie z dachu i przekraczaj�c rzek�. Dom towarowy wylecia� w powietrze. Podmuch uderzy� mnie, gdy by�em jeszcze nad rzek� i nie chroni�y mnie budynki po przeciwnej stronie. O ma�o co, a bym si� zwali� i straci� sw�j �yroskop. Nastawi�em t� bomb� na pi�tna�cie sekund... a mo�e nie? Zda�em sobie nagle spraw�, �e zaczynam si� denerwowa�. To przecie� tak samo jak na �wiczeniach, Jelly wiedzia� i ostrzega� mnie. Uspok�j si� i r�b, co do ciebie nale�y, nawet gdyby to mia�o zabra� jeszcze nast�pne p� sekundy. Ponownie wzi��em namiar na Ace�a i powiedzia�em, �eby wyr�wna�. Nie odpowiedzia�, ale zrobi� to, da�em wi�c spok�j. Jak d�ugo Ace wykonuje swoje zadanie, mog� prze�kn�� jego grubia�stwo... na razie. Ale po powrocie na pok�ad - oczywi�cie je�eli Jelly zatrzyma mnie na stanowisku dow�dcy pododdzia�u - znajdziemy jakie� ustronne miejsce i przekonamy si�, kto tu jest bossem. On by� wprawdzie zawodowym kapralem, a ja tylko w stopniu kaprala, ale na razie mi podlega� i nie mog�em pozwoli� na �adn� bezczelno��. �eby mu nie wesz�o w nawyk. Jednak teraz nie mia�em czasu o tym my�le�. Kiedy przeskakiwa�em rzek�, dostrzeg�em pon�tny cel i chcia�em go za�atwi�. By�a to spora grupa czego�, co wygl�da�o jak budynki u�yteczno�ci publicznej. A mo�e �wi�tynie... albo pa�ac. Le�a�y o par� mil poza obszarem, kt�ry oczyszczali�my, ale jedn� z regu� post�powania �zamieniaj w gruzy i uciekaj� by� nakaz pozbycia si� przynajmniej po�owy amunicji poza granicami rejonu akcji. Dzi�ki temu wr�g nie m�g� zorientowa� si�, gdzie w danym momencie jeste�my. I jeszcze jedno: b�d� stale w ruchu i wszystko r�b szybko. Oni zawsze maj� du�� przewag� liczebn�. Jedyne co nas ratuje, to zaskoczenie i szybko�� manewru. Kiedy �adowa�em rakietnic� i mia�em napomnie� Ace�a po raz drugi, dobieg� mnie g�os Jelly�ego przez obwodowe po��czenie do wszystkich: - Oddzia�! �abim skokiem! Naprz�d! Przez jakie� dwadzie�cia sekund mog�em si� niczym nie martwi�, skoczy�em wi�c na najbli�szy budynek, podnios�em miotacz do ramienia i odnalaz�em cel. Poci�gn��em za pierwszy spust - rakieta na celu, potem za drugi spust - bu�ka, jazda - i odskoczy�em do ty�u. - Drugi pododdzia� dw�jkami! - zawo�a�em... odczeka�em moment - Naprz�d! Przeskoczy�em ponad nast�pnym rz�dem budynk�w, cz�stuj�c te z ty�u ogniem z r�cznego miotacza. Zdaje si�, �e by�y drewniane, bo zaraz obj�� je ogie�. A do tego w niekt�rych by�y sk�ady benzyny i materia��w wybuchowych. Zaraz po skoku skierowa�em na nowe cele dwie ma�e bomby H.E. Nie wiedzia�em, co zdzia�a�y, bo akurat wybuch�a moja pierwsza rakieta i ca�y teren roz�wietli� si� eksplozj� atomow�. By�a to co prawda dziecinna zabawka, o sile wybuchu mniejszej ni� dwie kilotony, ale nikt przecie� nie chce wchrzani� koleg�w w katastrof� kosmiczn�. Mnie ten b�ysk nie o�lepi�. Nasze kaski maj� o�owiane pokrywy nad oczami, noktowizory. Zostali�my te� wyszkoleni, �eby pochyla� si� i przyjmowa� promieniowanie na opancerzony kombinezon. Zamruga�em tylko powiekami, a gdy otworzy�em oczy, spostrzeg�em miejscowego obywatela wychodz�cego przez dziur� w budynku na wprost mnie. On spojrza� na mnie, a ja na niego. Zacz�� co� unosi� - chyba jak�� bro� - i wtedy Jelly zawo�a�: Naprz�d! Nie mia�em czasu, �eby si� cacka� ze Sk�rniakami - by�em o dobre pi��set jard�w za oddzia�em i musia�em si� spieszy�. W r�ku wci�� trzyma�em miotacz, wi�c przypiek�em go i przeskoczy�em budynek, z kt�rego w�a�nie wyszed�. R�czny miotacz ognia s�u�y g��wnie do podpalania, ale jest to dobra bro� osobista, zw�aszcza na terenach ciasno zabudowanych - nie trzeba specjalnie dok�adnie celowa�. By�em zdenerwowany, chcia�em jak najszybciej do��czy� i skoczy�em za wysoko i za daleko. Zawsze cz�owiek ma tak� pokus� - ale nie nale�y tego robi�! Wtedy bowiem przez par� sekund wisi si� w powietrzu, b�d�c grubym i du�ym celem. Najlepszy spos�b posuwania si� naprz�d to prze�lizgiwanie si� nad ka�dym budynkiem tak nisko, jak tylko mo�na, bo wtedy wykorzystuje si� os�on�, no i nie wolno pozostawa� na jednym miejscu d�u�ej ni� sekund� lub dwie, �eby nie mieli czasu w ciebie wycelowa�. Zmieniaj wci�� miejsce, ruszaj si�! Tym razem spartoli�em - skoczy�em za daleko jak na jeden rz�d budynk�w, za blisko, �eby przeskoczy� i nast�pny. Znalaz�em si� na dachu. Ale nie na wygodnym, p�askim dachu, gdzie m�g�bym zosta� ze trzy sekundy i wyrzuci� male�k� atomow� rakietk�. Ten dach by� d�ungl� rur, s�up�w i r�nego rodzaju �elastwa - mo�e jaka� fabryka albo zak�ady chemiczne. Nie by�o gdzie wyl�dowa�. A jeszcze gorzej, �e znajdowa�o si� tam z p� tuzina krajowc�w. Te dziwol�gi s� humanoidalne, maj� osiem lub dziewi�� st�p wzrostu, chudzi z obwis�� sk�r�. Nie nosz� ubra� i wysuwaj� jakie� czu�ki, podobne do reklamy neonowej. Jeszcze �mieszniej wygl�daj� przy �wietle dziennym, kiedy patrzy si� na nich go�ym okien, ale ju� wol� walczy� z nimi ni� z Pluskwo-Paj�czakami... Jak widz� Pluskwo-Paj�czaki, to mi si� �o��dek przewraca. W �adnym razie nie chcia�em z nimi zaczyna�, to nie by� rajd tego rodzaju. Odbi�em si� wi�c znowu i rozrzuci�em gar�� dziesi�ciosekundowych ga�ek ognistych, �eby mieli si� czym zaj��. Wyl�dowa�em, natychmiast zn�w skoczy�em i zawo�a�em: - Drugi pododdzia�! Dw�jkami!... Naprz�d! - i sam pospieszy�em, pr�buj�c jednocze�nie dostrzec co�, w co warto by pieprzn�� rakiet�. Chcia�em wypatrzy� urz�dzenia wodno-kanalizacyjne. Jedno celne uderzenie i ca�e miasto sta�oby si� nie do zamieszkania. Musieliby si� ewakuowa�. A przecie� pos�ano nas w�a�nie po to, �eby im nie�le dokopa�. Nie mog�em jednak nic dostrzec. Mo�e nie podskakiwa�em do�� wysoko. Kusi�o mnie oczywi�cie, by skoczy� wy�ej, ale przypomnia�em sobie, co Migliaccio m�wi� o medalu i da�em spok�j. Nastawi�em automat w miotaczu i za ka�dym razem, gdy dotyka�em gruntu, wyrzuca�em par� bombek i podpala�em na chybi� trafi� to, co by�o na drodze. No, wreszcie co� znalaz�em w odpowiedniej odleg�o�ci... mo�e w�a�nie wodoci�gi... Skoczy�em na dach najbli�szego budynku, wzi��em obiekt na muszk� i wypali�em. Nagle dobieg� mnie g�os Jelly�ego: - Johnnie! Red! Zaczynajcie oskrzydla�. Potwierdzi�em i us�ysza�em, �e Red te� potwierdzi�. Nastawi�em sygna� �wietlny na miganie, �eby mnie Red zauwa�y�, wzi��em namiar na jego migacz i zawo�a�em: - Drugi pododdzia�! Manewr oskrzydlaj�cy dwustronny! Dow�dcy sekcji potwierdzi�! Czwarta i pi�ta sekcja odpowiedzia�a, a Ace krzykn��: - Ju� to robimy... sam si� pospiesz! Migacz Reda wskazywa�, �e prawe skrzyd�o znajduje si� przede mn�, na wprost, o jakie� pi�tna�cie mil. O rany! Ace mia� racj�, musz� dobrze wyci�ga� nogi! Wyl�dowali�my w szyku o kszta�cie V. Jelly u podstawy tego V, a Red i ja na ko�cach obu ramion. Teraz mieli�my zamkn�� ko�o, �eby mogli nas zabra�. Oznacza�o to, �e Red i ja musimy pokona� najwi�ksz� odleg�o��, a jeszcze po drodze zniszczy� to i owo. Wreszcie przesta�em posuwa� si� �abimi skokami i mog�em si� skoncentrowa� na szybko�ci. Ju� zaczyna�o si� tu robi� gor�co. Rozpoczynali�my akcj� maj�c ogromn� przewag� zaskoczenia. Przy l�dowaniu chyba nikt nie zosta� ranny i dzia�ali�my w taki spos�b, �eby ogniem nie szkodzi� sobie nawzajem. Teraz ich obrona zaczyna�a dawa� o sobie zna�. Nie by�a to jeszcze akcja skoordynowana, ale ju� rozerwa�o si�, tu� ko�o mnie, par� pocisk�w. Zacz��em szcz�ka� z�bami. Raz prze�lizn�� si� po mnie jaki� promie� i w�osy stan�y mi d�ba; na moment ca�y zmartwia�em, na szcz�cie na tym si� sko�czy�o. Bardzo si� spiesz�c, przeby�em prawie po�ow� drogi w minimalnym czasie, nie sprawiaj�c im jednak powa�niejszych szk�d. Moja �adownica by�a ju� pusta, zatrzyma�em si� wi�c, �eby wprowadzi� do wyrzutni rezerwowe bomby wodorowe. Wzi��em namiar na Ace�a i przekona�em si�, �e jestem dostatecznie daleko, by si� pozby� dw�ch ostatnich atomowych rakietek. Wskoczy�em na dach najwy�szej budowli w s�siedztwie. By�o ju� jasno. Podnios�em niepotrzebny noktowizor na czo�o i rozejrza�em si� doko�a. Na horyzoncie dostrzeg�em ich port kosmiczny. Obok znajdowa�a si� jaka� ogromna konstrukcja, kt�rej nie mog�em zidentyfikowa�. Kosmodrom by� bardzo oddalony, ale wskaza�em go rakiecie, powiedzia�em: - Le� male�ka, poszukaj! - i nakr�ci�em jej usterzenie ogonowe. Potem ostatni� wyrzuci�em w stron� najbli�szego celu i odskoczy�em. W tym samym momencie dosta� budynek, na kt�rym sta�em. Albo jaki� Sk�rniak doszed� do wniosku (i s�usznie), �e warto po�wi�ci� budynek za jednego z nas, albo te� kt�ry� z moich koleg�w by� nieco lekkomy�lny. Tak czy inaczej, postanowi�em teraz nie skaka�, a przej�� przez nast�pne par� budynk�w. Zdj��em z plec�w ci�ki miotacz ognia, opu�ci�em na oczy noktowizor i ca�y strumie� promieni skierowa�em na wznosz�c� si� przede mn� �cian�. Zrobi�a si� wyrwa. Wszed�em, i wycofa�em si� jeszcze szybciej. Nie widzia�em, co rozwali�em - zgromadzenie w ko�ciele, dom noclegowy Sk�rniak�w, a mo�e kwater� g��wn� ich obrony. Zobaczy�em tylko, �e by�a to ogromna sala, zapchana tylu Sk�rniakami, ilu nie chcia�bym spotka� przez ca�e �ycie. Nie by� to chyba jednak ko�ci�, bo kto� strzeli� do mnie, gdy si� wycofywa�em. Takie tylko uderzenie, kt�re odbi�o si� od mojego kombinezonu - ale zadzwoni�o mi w uszach i zatoczy�em si� lekko. Z�apa�em bez namys�u pierwsz� rzecz, jaka wisia�a mi u pasa, i rzuci�em. Us�ysza�em, �e zacz�o to skrzecze�. W Bazie powtarzali nam, �e lepiej od razu zrobi� cokolwiek konstruktywnego, ni� wymy�li� co� nadzwyczajnego po paru godzinach. Przez czysty przypadek zrobi�em to, co nale�a�o. Skrzeczenie, kt�re us�ysza�em, to by�y s�owa wypowiadane przez bomb� w j�zyku Sk�rniak�w. W wolnym przek�adzie brzmia�o to tak: Jestem 30- sekundow� bomb�! Jestem 30-sekundow� bomb�! Dwadzie�cia dziewi��!... dwadzie�cia osiem!... dwadzie�cia siedem!... Mia�o to szarpa� im nerwy. Mo�e i tak. Ale na pewno szarpa�o i moje. Ju� bardziej humanitarnie jest zastrzeli�. Nie czeka�em ko�ca liczenia. Skoczy�em i zastanawia�em si�, czy starczy im drzwi i okien, �eby uciec w por�. Wzi��em namiary na migacze Reda i Ace�a i okaza�o si�, �e zn�w zosta�em w tyle. Trzeba by�o si� spieszy�. Po trzech minutach zamkn�li�my ko�o. Mia�em Reda na lewym skrzydle, o p� mili dalej. Zameldowa� o tym Jelly�mu i us�ysza�em, jak Jelly westchn�� z ulg�, a potem rykn�� do ca�ego oddzia�u: - Ko�o zamkni�te, sygna�u jeszcze nie ma, posuwa� si� poma�u naprz�d, niszcz�c po drodze, co si� da... Jak dot�d - dobra robota, nie popsujcie jej. Oddzia�! Sekcjami... w szyku! Ja te� uwa�a�em, �e dobra robota: wi�ksza cz�� miasta p�on�a. Dym by� tak g�sty, �e patrzyli�my przez noktowizory. Wyda�em rozkaz: - Odliczy� i zameldowa�! Czwarta sekcja nie mog�a doj�� do �adu z odliczaniem, a� szef przypomnia�, �e numer Jenkinsa jest pusty. Pi�ta sekcja liczy�a jak na liczydle i zacz��em czu� si� dobrze... a� nagle odliczanie stan�o na numerze czwartym w sekcji Ace�a. - Ace, gdzie jest Dizzy? - zawo�a�em. - Zamknij si� - odpowiedzia�. - Numer sz�sty! Odlicz! - Sze��! - powiedzia� Srith. - Siedem! - Sz�sta sekcja brak Floresa - zako�czy� Ace. - Jeden nieobecny - zameldowa�em. - Flores, z sz�stej sekcji. - Zagin�� czy zabity? - Nie wiem... Ruszono na poszukiwanie. - Johnnie, niech to przejmie Ace. Nie us�ysza�em go, wi�c i nie odpowiedzia�em. Jasne, �e wcale nie chcia�em zas�u�y� na medal, poszukiwanie to sprawa s�u�by specjalnej. Dow�dcy pododdzia��w i sekcji maj� inn� robot� do wykonania. W tym momencie poczu�em si� jednak nie do zast�pienia. Absolutnie niezast�piony. Us�ysza�em bowiem ten najpi�kniejszy we wszech�wiecie d�wi�k - sygna� statku maj�cego nas ewakuowa�. Ten sygna� to rakieta-robot wystrzelona ze statku, kt�ra po uderzeniu w grunt zaczyna nadawa� t� s�odk�, rozkoszn� muzyk�. Statek pojawi si� za trzy minuty i lepiej by� na miejscu, bo nasz autobus nie b�dzie czeka�, a nast�pnego mo�e nie by� bardzo d�ugo. Ale czy mo�na odlecie� i zostawi� kumpla... przecie� jest jeszcze szansa, �e on �yje... Nie, tego Bycze Karki Rasczaka nie zrobi�. Us�ysza�em, jak Jelly wydawa� rozkaz: - G�owa do g�ry, ch�opcy! Zamkn�� okr�g! Gotowi do odskoku! - I us�ysza�em s�odki g�os sygna�u:...na wieczn� chwal� piechoty, na s�aw� jej imienia, na s�aw� imienia Rodgera Younga. A g�os ten by� tak upragniony, �e nieomal czu�em jego smak. Niestety, oddala�em si� w przeciwn� stron�, za Ace�em, wyrzucaj�c pozosta�e bomby, ga�ki ogniowe i wszystko inne, co mog�oby mnie obci��a�. - Ace, masz jego sygna�? - Tak. Wracaj, to si� na nic nie zda! - Ciebie ju� widz�... A on gdzie jest? - Tu� przede mn�, o jakie� �wier� mili. Do cholery! To m�j cz�owiek! Nie odpowiedzia�em. Po prostu skierowa�em si� w lewo, na ukos, tam gdzie m�g� by� Dizzy. Ace sta� nad nim, paru Sk�rniak�w dopala�o si�, a reszta ucieka�a. Opad�em ko�o niego. - Trzeba mu zdj�� kombinezon... Statek b�dzie lada chwila! - Jest zbyt ci�ko ranny! Zobaczy�em, �e to prawda - przez dziur� w skafandrze s�czy�a si� krew. Zatka�o mnie. �eby zabra� rannego, trzeba by mu zdj�� zbroj�... potem bierze si� go na r�ce i jazda. - Co my teraz zrobimy?! - spyta�em. - Podniesiemy go - powiedzia� Ace z zawzi�to�ci� w g�osie. - Chwy� go za pas z lewej strony. - Sam z�apa� z prawej i jako� uda�o si� nam postawi� Floresa na nogi. - Trzymaj mocno! To teraz... gotowi do skoku - raz - dwa! Skoczyli�my. Nie za daleko i nie za dobrze. Ale jeden cz�owiek nie zdo�a�by go podnie��. Opancerzony kombinezon jest za ci�ki. We dw�ch jako� sobie mo�na poradzi�. Skakali�my i skakali�my na komend� Ace�a, przy ka�dym dotkni�ciu gruntu prostuj�c si� i mocniej chwytaj�c Dizzy�ego. Jego �yroskop by� popsuty. Rakieta sygna�owa sko�czy�a nadawanie i wyl�dowa� statek maj�cy nas zabra�... a my byli�my jeszcze tak daleko. Us�yszeli�my, jak sier�ant pe�ni�cy s�u�b� komenderowa�: - Przygotowa� si� do za�adunku! Wydostali�my si� wreszcie na otwart� przestrze�. Nasz statek sta� na ogonie i ostrzegawczo wy�. Oddzia� jeszcze czeka�, �o�nierze ustawieni w ko�o kulili si� za tarczami. Jelly zawo�a�: - Kolejno... na pok�ad... marsz! - A my wci�� byli�my za daleko! Widzia�em, jak ci z pierwszej sekcji t�oczyli si� na trapie i kr�g wok� statku zmniejsza� si�. Nagle jedna figurka wy�ama�a si� z ko�a i zbli�y�a do nas z szybko�ci�, jak� umo�liwia�o jedynie wyposa�enie kombinezonu dow�dcy. Jelly spotka� nas w powietrzu, chwyci� Floresa za pasy do mocowania bomb i pom�g� go nie��. Trzy skoki doprowadzi�y nas do statku. Wszyscy ju� byli wewn�trz, ale drzwi pozosta�y otwarte. Pilotka krzycza�a, �e sp�nimy si� na randk� i wszyscy za to gorzko zap�acimy! Jelly nie zwraca� na ni� uwagi. Z�o�yli�my Floresa na pod�odze i sami padli�my ko�o niego. Gdy uderzy�a w nas si�a odrzutu, Jelly szepn�� do siebie: - Wszyscy obecni, panie poruczniku... Trzej ranni, ale wszyscy obecni. Musz� przyzna� pani komandor Deladrier, �e nie ma lepszych pilot�w jak kobiety. Randka, czyli spotkanie ze statkiem kosmicznym na orbicie, musi by� precyzyjnie wyliczona. Nie wiem, jak si� to robi i nie umia�bym. Ale ona umia�a. Odczyta�a na przyrz�dach, �e silniki odrzutowe nie wypali�y w por�. Przyhamowa�a, nabra�a znacznie wi�kszej szybko�ci i trafi�a co do sekundy i co do milimetra. Gdyby Wszechmog�cy potrzebowa� kiedy� pomocnika do utrzymywania gwiazd na orbitach, to wiem, gdzie powinien go szuka�. Flores zmar�, gdy nabierali�my wysoko�ci. 2 Zata�cz lepiej z dziewcz�tami I popij za dw�ch. Tak si� przestraszy�em, �e da�em nog� I nie zatrzyma�em si� ani nie obejrza�em, A� znalaz�em si� w domu. Zamkn��em si� u mamy w pokoju. Yankee Doodle, we� si� w gar��, Przecie� z ciebie zuch. Tak naprawd� to nigdy nie mia�em zamiaru wst�pi� do wojska. A ju� z pewno�ci� nie do piechoty! Wola�bym raczej dosta� ch�ost� na rynku i znies�awi� dobre imi� rodziny. Och, wspomnia�em raz ojcu, gdy by�em w ostatniej klasie, �e my�l�, czyby nie p�j�� na ochotnika do S�u�by Federalnej. Chyba ka�demu ch�opakowi przychodzi to do g�owy, gdy zbli�aj� si� jego osiemnaste urodziny. Oczywi�cie, wi�kszo�� z nich nosi si� z tym jaki� czas, a potem robi� co innego, id� na studia, bior� posad� czy co� takiego. Ze mn� pewnie te� by tak by�o, gdyby m�j najlepszy kumpel nie postanowi� ze �mierteln� powag�, �e p�jdzie do wojska. Carl i ja byli�my w gimnazjum nieroz��czni, razem podrywali�my dziewcz�ta, razem chodzili�my na randki, byli�my w tej samej grupie dyskusyjnej, razem wyzwalali�my elektrony w jego prywatnym laboratorium. Nie by�em wielkim geniuszem w elektronice, ale mam do�� zr�czne r�ce. Carl rusza� g�ow�, a ja wykonywa�em jego instrukcje. To by�a fajna zabawa. Wszystko, co razem robili�my, by�o frajd�. Rodzice Carla nie mieli forsy, jak� mia� m�j ojciec, ale to si� nie liczy�o. Kiedy ojciec kupi� mi helikopter Rollsa na czternaste urodziny, nale�a� on tak samo do mnie, jak i do Carla. Tak jak jego laboratorium w piwnicy by�o r�wnie� i moje. Skoro wi�c Carl oznajmi�, �e nie b�dzie si� dalej uczy�, tylko najpierw ods�u�y wojsko, no to powiedzia�em, �e ja te�. Wiedzia�em, �e m�wi serio, �e uwa�a rzecz za s�uszn� i naturaln�. Spojrza� na mnie z ukosa. - Tw�j stary ci nie pozwoli. - Hm? Jak mo�e mi nie pozwoli�? - Rzeczywi�cie nie m�g�. Jest to pierwszy (a mo�e i ostatni) wolny wyb�r, jaki robi ch�opak czy dziewczyna po osi�gni�ciu osiemnastu lat - mo�e i�� na ochotnika i nikt nie ma tu nic do powiedzenia. - Przekonasz si�. - I Carl zmieni� temat. Zagadn��em ojca w tej sprawie, tak raczej na pr�b�. Od�o�y� gazet� i cygaro i spojrza� na mnie. - Synu, rozum straci�e�? Zamamrota�em, �e nie s�dz�. - No, tak wygl�da - westchn��. - W�a�ciwie... powinienem si� spodziewa�, to do przewidzenia u dorastaj�cego ch�opaka. Pami�tam, jak nauczy�e� si� chodzi�, przesta�e� by� niemowl�ciem, a sta�e� si� ma�ym nicponiem. St�uk�e� kiedy� matce wazon z epoki Ming... jestem przekonany, �e naumy�lnie. By�e� za ma�y, �eby zdawa� sobie spraw� z jego warto�ci, dosta�e� wi�c tylko po �apach. A kiedy� �ci�gn��e� mi papierosa i zrobi�o ci si� niedobrze. Matka i ja udawali�my, �e nie widzimy, jak nie jesz obiadu i nigdy ci tego nie wypomnia�em. Ch�opcy musz� wiele wypr�bowa� na w�asnej sk�rze, �eby si� przekona�, �e sprawy doros�ych s� jeszcze nie dla nich. Obserwowali�my, jak zacz��e� dorasta� i dostrzega�, �e dziewcz�ta s� inne... cudowne. I znowu westchn��. - Wszystko to normalne stadia rozwoju. I ostatnie - u progu dojrza�o�ci, kiedy ch�opak decyduje si� i�� do wojska i nosi� elegancki mundur. Albo stwierdza, �e jest zakochany, jak nikt nigdy przed nim i �e musi si� natychmiast o�eni�. Albo jedno i drugie. - U�miechn�� si� kwa�no. - Ze mn� by�o jedno i drugie. Szcz�liwie przesz�o mi, zanim wyszed�em na durnia i zrujnowa�em sobie �ycie. - Ale� ojcze, ja nie chc� sobie rujnowa� �ycia. To tylko s�u�ba - a nie kariera wojskowa. - Zostawmy to, dobrze? Pozw�l, �e powiem ci, co b�dziesz robi�, bo... chcesz to robi�. Po pierwsze, rodzina nasza trzyma�a si� z dala od polityki i uprawia�a sw�j w�asny ogr�dek od ponad stu lat... Nie widz� powodu, �eby� mia� odej�� od tej wspania�ej zasady. Przypuszczam, �e to wp�yw tego twojego belfra z gimnazjum, no, jak on si� nazywa? Wiesz, kogo mam na my�li. Mia� na my�li naszego profesora historii i filozofii moralnej, weterana, oczywi�cie. - Pan Dubois. - Hmm, dziwaczne nazwisko - ale pasuje do niego. Cudzoziemiec, niew�tpliwie. Powinno by� prawnie zabronione wykorzystywanie szk� jako punkt�w rekrutacyjnych. My�l�, �e napisz� w tej sprawie bardzo ostry list. P�atnik podatk�w ma chyba jakie� prawa! - Ale� ojcze, on wcale tego nie robi! On... - przerwa�em nie wiedz�c, jak opisa� pana Dubois i jego nieprzyjemne, nad�te maniery. W�a�ciwie to on zachowywa� si� tak, jakby �adnego z nas nie uwa�a� za godnego s�u�by wojskowej. Nie lubi�em go. - Och, je�li o niego chodzi, to nas tylko zniech�ca. - Hmm! Czy wiesz, jak si� p�dzi barany? Mniejsza o to. Jak zrobisz matur�, b�dziesz studiowa� prawo handlowe w Harvardzie. Wiesz o tym. Potem pojedziesz na Sorbon� i b�dziesz troch� podr�owa�. Zapoznasz si� z naszymi filiami, zobaczysz, jak si� robi interesy za granic�. Potem wr�cisz do domu i b�dziesz pracowa�. Zaczniesz od czarnej roboty. B�dziesz magazynierem czy co� takiego, ale zanim si� obejrzysz, zostaniesz dyrektorem. Ja ju� nie jestem m�ody i im pr�dzej przejmiesz obowi�zki, tym lepiej. Jak b�dziesz chcia�, mo�esz bardzo szybko zosta� szefem. No, jak ci si� podoba taki program w por�wnaniu ze strat� dw�ch lat w�asnego �ycia? Nic nie odpowiedzia�em. Nie by�o to dla mnie nowo�ci�. O tych planach wiedzia�em od kilku lat. Ojciec wsta� i po�o�y� mi r�k� na ramieniu. - Nie my�l, �e ci� nie rozumiem. Ale sp�jrz faktom w oczy. Gdyby by�a wojna, sam bym ci� zach�ca�... i przestawi� firm� na produkcj� wojenn�. Lecz wojny nie ma i, dzi�ki Bogu, nigdy nie b�dzie. Wyro�li�my ju� z wojen. Nasza planeta �yje teraz w szcz�ciu i w pokoju i cieszymy si� raczej dobrymi stosunkami z innymi planetami. Czym wi�c jest, tak naprawd�, S�u�ba Federalna? Po prostu - paso�ytem. Bezu�ytecznym organem, ca�kowitym prze�ytkiem, �yj�cym z p�ac�cych podatki. Kosztowny spos�b utrzymywania przyg�up�w, kt�rzy w przeciwnym razie byliby bezrobotni, a tak po ods�u�eniu paru lat maj� przewr�cone w g�owie do ko�ca �ycia. Czy naprawd� w�a�nie to chcesz robi�? - Carl nie jest przyg�upem! - Przepraszam ci�. To porz�dny ch�opiec... ale sprowadzony na manowce. - Zmarszczy� brwi, a potem u�miechn�� si�. - Synu, chcia�em ci zrobi� niespodziank�... mia� to by� prezent za �wiadectwo dojrza�o�ci. Powiem ci jednak teraz, �eby� sobie �atwiej wybi� z g�owy te nonsensy. Mam oczywi�cie zaufanie do twego rozs�dku, mimo �e jeste� jeszcze m�ody. Ale znalaz�e� si� w k�opocie. Wiem, �e m�j prezent ci� ucieszy. Zgadnij, co wymy�li�em? - Och, nie wiem... - Wakacyjna podr� na Marsa! Zatka�o mnie. - Ojcze, nie mog� sobie wyobrazi�... - Chcia�em ci zrobi� niespodziank� i widz�, �e mi si� uda�o. - Wzi�� zn�w gazet�. - Nie, nie dzi�kuj mi. Id� ju� sobie, a ja sko�cz� czytanie... Dzi� wiecz�r ma tu przyj�� kilku pan�w. Interesy. Wyszed�em. Ojciec my�la�, �e to za�atwi�o spraw�. I ja te� tak my�la�em. Mars! I to na w�asn� r�k�! Carlowi jednak nie powiedzia�em. Ba�em si�, �e m�g�by uwa�a� to za przekupstwo. Mo�e i tak by�o. Oznajmi�em mu, �e r�nimy si� z ojcem w pogl�dach. - Tak - powiedzia� - m�j ojciec te� ma inne zdanie. Ale to przecie� moje �ycie. My�la�em o tym w czasie ostatniego wyk�adu z historii i filozofii moralno�ci. Te wyk�ady tym si� r�ni�y od innych, �e nie trzeba by�o zdawa� z nich egzaminu. Wydawa�o si�, �e pan Dubois zupe�nie nie zwraca uwagi, czy co� z tego rozumiemy. Ale tego ostatniego dnia chcia� sprawdzi�, czego si� nauczyli�my. Nie by� z nas zadowolony. Westchn��. - Jeszcze jeden rok, jeszcze jedna klasa - a dla mnie jeszcze jedno niepowodzenie. Mo�na przekazywa� wiedz�, ale trudno nauczy� my�le�. - Nagle wskaza� kikutem r�ki na mnie. - Ty. Jaka jest moralna r�nica, je�li jest, pomi�dzy �o�nierzem i cywilem? - R�nica - odpowiedzia�em ostro�nie - le�y w cnotach obywatelskich. �o�nierz przyjmuje osobist� odpowiedzialno�� za bezpiecze�stwo cia�a politycznego, kt�rego jest cz�onkiem, k�ad�c w jego obronie, je�li trzeba, swoje �ycie. Cywil tego nie robi. - Dok�adny tekst z ksi��ki - zauwa�y� pogardliwie. - Ale czy ty to rozumiesz? Czy w to wierzysz? - Och, nie wiem, prosz� pana. - Naturalnie, �e nie wiesz! Nie wiem, czy kt�ry� z was rozpozna�by cnot� obywatelsk�, nawet gdyby si� tu zjawi�a i stan�a mi�dzy wami! - Spojrza� na zegarek. - I to ju� wszystko. Koniec. Mo�e spotkamy si� kiedy� w szcz�liwszych okoliczno�ciach. Do widzenia. Rozdanie matur, w trzy dni potem moje urodziny i za nieca�y tydzie� urodziny Carla - a ja mu jeszcze nie powiedzia�em, �e nie p�jd� do wojska. Spotkali�my si� dzie� po jego urodzinach i poszli�my razem na punkt rekrutacyjny. Na schodach Gmachu Federalnego wpadli�my na Carmencit� Ibarez, kole�ank� z naszej klasy, ca�kiem sympatyczne stworzenie. Carmen nie by�a moj� dziewczyn�, nie by�a niczyj� dziewczyn�. Nigdy nie umawia�a si� dwa razy z rz�du z tym samym ch�opakiem i traktowa�a nas wszystkich jednakowo uroczo, ale raczej bezosobowo. Zobaczy�a nas i zaczeka�a. - Cze��, ch�opcy! - Jak si� masz, Oczi Czornyje - odpowiedzia�em. - Co ci� tu sprowadza? - Nie domy�lasz si�? Dzi� s� moje urodziny. - Tak? Wszystkiego najlepszego. - Wst�puj� do wojska. - Och... - Carl by� chyba tak samo zdziwiony jak ja. Ale Carmencita w�a�nie taka by�a. Nigdy nie plotkowa�a i nie ujawnia�a swoich uczu�. - Nie bujasz? - Dlaczego mia�abym buja�? Mam zamiar zosta� pilotem statku kosmicznego, w ka�dym razie chc� si� o to stara�. - Chyba nic nie stoi na przeszkodzie - rzuci� szybko Carl. Mia� racj�. Rzeczywi�cie mia� racj�. Carmen by�a ma�a, zr�czna, mia�a wspania�e zdrowie, doskona�y refleks i uzdolnienia matematyczne. Ja ledwo wyci�ga�em C w algebrze i B w rachunkowo�ci, a ona, poza tym co by�o w szkole, sko�czy�a kurs matematyki wy�szej. - My... ach, ja - powiedzia� Carl - te� przyszed�em, �eby si� zapisa�. - I ja - dorzuci�em. - My obaj. - Nieprawda, nie podj��em jeszcze �adnej decyzji, to tylko moje usta prowadzi�y �ycie na w�asn� r�k�. - Och, cudownie! - Ja r�wnie� b�d� usi�owa� zosta� pilotem mi�dzyplanetarnym - doda�em zdecydowanie. Wcale si� nie roze�mia�a, tylko powiedzia�a bardzo powa�nie: - Och, to wspaniale! Mo�e spotkamy si� na szkoleniu. Mam nadziej�. Ty te� zamierzasz zosta� pilotem, Carl? - Ja? - spyta� Carl. - Nie nadaj� si� na szofera ci�ar�wki. Promieniowanie gwiezdne, je�li mnie przyjm�. Elektronika. - Szofer ci�ar�wki, te� co�! - Oburzy�a si� dziewczyna. - Mam nadziej�, �e wyl�dujesz gdzie� na Plutonie i zamarzniesz na �mier�. Nie, nie! �ycz� ci powodzenia! Chod�my ju�, dobrze? Punkt rekrutacyjny znajdowa� si� na galeryjce w rotundzie. Siedzia� tam, przy biurku, sier�ant floty powietrznej, w galowym mundurze, udekorowany jak choinka, a ca�� pier� pokrywa�y beretki r�nych order�w. Praw� r�k� mia� obci�t� tak wysoko, �e bluza skrojona by�a bez r�kawa... A gdy si� podesz�o bli�ej, wida� by�o, �e nie ma obu n�g. - Dzie� dobry - powiedzia� Carl - chcia�em si� zg�osi�. - Ja r�wnie� - doda�em. Zignorowa� nas. Uk�oni� si� jako� na siedz�co i u�miechn�� si� do Carmencity. - Dzie� dobry, m�oda damo. Czym mog� pani s�u�y�? - Chcia�abym tak�e wst�pi� do wojska. U�miechn�� si� znowu. - Wspania�a dziewczyna! Prosz� pofatygowa� si� do pokoju 201 i spyta� o pani� major Rojas, ona si� pani� zajmie. Obejrza� j� od g�ry do do�u. - Pilot? - Je�li to b�dzie mo�liwe. - Wygl�da na to, �e b�dzie. Prosz� zg�osi� si� do pani Rojas. - Zwr�ci� si� teraz do nas, ale bez cienia tej uprzejmo�ci, jak� mia� wobec ma�ej Carmen. - No wi�c? - zapyta�. - Do czego? Bataliony pracy? - Och, nie! - zawo�a�em. - Mam zamiar zosta� pilotem. Spojrza� na mnie, a potem obr�ci� wzrok. - A pan? - Interesuje mnie praca badawczo-rozwojowa - oznajmi� Carl - szczeg�lnie elektronika. S�dz�, �e s� szans� w tym Korpusie. - S�, je�li b�dziesz si� nadawa� - powiedzia� sier�ant kwa�no. - A nie ma, je�li nie masz odpowiedniego przygotowania i zdolno�ci. S�uchajcie ch�opcy, czy wiecie, dlaczego mnie tu posadzili? Nie zrozumia�em, o co mu chodzi. Carl zapyta�: - Dlaczego? - Poniewa� rz�d ma gdzie�, czy wst�picie do wojska, czy nie. Sta�o si� teraz modne w�r�d m�odych ludzi, �eby ods�u�y� wojsko, zdoby� przywilej g�osowania i nosi� w klapie wst��eczk�, kt�ra �wiadczy, �e jeste� weteranem... Ale je�li naprawd� chcecie s�u�y� i nie zdo�am wam tego wyperswadowa�, musimy was przyj��, bo gwarantuje to wam konstytucja. Faktem jest jednak, �e nie wszyscy woluntariusze mog� by� prawdziwymi wojskowymi. Nie potrzebujemy tylu, a poza tym wi�kszo�� ochotnik�w to nie materia� na �o�nierzy. Macie poj�cie, co trzeba mie�, �eby by� �o�nierzem? - Nie - przyzna�em. - Wi�kszo�� ludzi s�dzi, �e wystarczy mie� dwie r�ce, dwie nogi i pusty �eb. Mo�e i tak, je�li chodzi o mi�so armatnie. Prawdopodobnie tylko tego wymaga� Juliusz Cezar. Dzisiejszy szeregowiec jednak jest tak wysoko wykwalifikowany, �e w ka�dym innym zawodzie mia�by tytu� magistra. Nie mo�emy pozwoli� sobie na trzymanie g�upc�w. Dla tych wi�c, kt�rzy upieraj� si�, by ods�u�y� wojsko, musimy wymy�la� ca�y szereg brudnych, nieprzyjemnych i niebezpiecznych rob�t, kt�re ka�� im zwin�� ogon pod siebie i zmiata� do domu przed uko�czeniem s�u�by. Albo przynajmniej sprawi�, �e b�d� pami�tali przez ca�e �ycie, ile ich kosztowa�o zdobycie praw obywatelskich. We�my t� m�od� dam�, kt�ra tu by�a. Chce by� pilotem - my�l�, �e jej si� uda. Potrzebujemy dobrych pilot�w i wci�� mamy ich za ma�o. Mo�e jej si� uda. Ale je�li nie, sko�czy gdzie� na Antarktyce, z oczami zaczerwienionymi od sztucznego o�wietlenia i z odciskami na r�kach od ci�kiej, brudnej roboty. Chcia�em mu powiedzie�, �e Carmencita mo�e w najgorszym razie programowa� komputery, by�a tak doskona�a w matematyce. Ale on m�wi� dalej. - Posadzili mnie tutaj, �eby was odstrasza�, ch�opcy. Sp�jrzcie. - Okr�ci� si� na krze�le, �eby�my dobrze go obejrzeli. - Przypu��my nawet, �e nie sko�czycie na kopaniu tuneli na Lwie albo nie zostaniecie kr�likami do�wiadczalnymi do badania takiej czy innej zarazy... Przypu��my, �e zrobimy z was wojak�w. Sp�jrzcie na mnie, zobaczcie, co was czeka. A jeszcze pewniejszy jest telegram z wyrazami g��bokiego wsp�czucia do rodzic�w, poniewa� w dzisiejszych czasach, na �wiczeniach czy na wojnie, nie ma wielu rannych. Ja jestem rzadkim przypadkiem, mia�em szcz�cie... Chocia� chyba trudno to nazwa� szcz�ciem. - Przerwa�, a potem doda�: - Mo�e wi�c jednak wr�cicie do domu, ch�opcy, wybierzecie sobie jak�� uczelni�, zostaniecie chemikami, agentami ubezpieczeniowymi lub czymkolwiek? S�u�ba wojskowa to nie dziecinna zabawa. Jest ci�ka i niebezpieczna nawet w czasie pokoju... �adnych wakacji. �adnych romans�w. No wi�c? Carl powiedzia�: - Przyszed�em tu, �eby wst�pi� do wojska. - Ja r�wnie�. - Zdajecie sobie spraw�, �e nie wolno wam wybiera� rodzaju broni? - S�dzi�em, �e mo�emy wyrazi� swoje �yczenia - odpar� Carl. - A oczywi�cie. I to jest ostatnie �yczenie, jakie mo�ecie wyrazi� przed ko�cem okresu s�u�by. Oficer rozdzielaj�cy przydzia�y zwr�ci uwag� na wasze �yczenia i je�li akurat b�dzie zapotrzebowanie, to podda was badaniom testowym, czy macie wrodzone zdolno�ci i przygotowanie. Jeden na dwudziestu odpowiada warunkom i dostaje to, czego chce... W dziewi�tnastu pozosta�ych przypadkach okazuje si�, �e nadajecie si� akurat do tego, by wype�ni� ubytki w garnizonie na Tytanie. - Doda� w zamy�leniu: - Swoj� drog� dziwne, jak cz�sto te garnizony nie mog� podo�a� swoim zadaniom. Potrzebna widocznie prawdziwa pr�ba bojowa. Laboratoria po prostu nie dadz� odpowiedzi na wszystkie pytania. - Ja mog� by� przydatny w elektronice - powiedzia� twardo Carl - o ile b�d� tam miejsca. - Tak? A ty, bratku? Zawaha�em si�... i nagle zda�em sobie spraw�, �e je�li nie zaryzykuj�, to przez ca�e �ycie mog� mie� do siebie pretensj�, �e jestem niczym, tylko synem szefa. - Chc� spr�bowa� szcz�cia! - Nie mo�ecie powiedzie�, �e was nie ostrzega�em. Macie przy sobie metryki? Poka�cie te� �wiadectwa szkolne. Po dziesi�ciu minutach doszed�em do wniosku, �e badania lekarskie maj� doprowadzi� ci� do choroby, je�li jeste� zdr�w. Gdy wysi�ki zawiod�, zostajesz przyj�ty. Spyta�em jednego z lekarzy, jaki procent ofiar odpada. Spojrza� zdumiony. - Ale� my nigdy nikogo nie odrzucamy. Prawo zabrania. - Hmm? Zaraz, przepraszam, doktorze. To jaki sens ma ta parada golas�w? - Ale� cel w tym jest - odpowiedzia� t�uk�c mnie m�otkiem w kolano - dowiadujemy si�, do jakich obowi�zk�w jeste�cie fizycznie zdolni. Gdyby was tu przywieziono w w�zku na k�kach, zupe�nie �lepych i z g�upim uporem chcieliby�cie si� zaci�gn��, to i w�wczas na pewno znaleziono by dla was co� odpowiednio idiotycznego. Mo�e sprawdzanie dotykiem czysto�ci �a�cuch�w g�sienicowych. No, chyba �e psychiatra uzna�by was za niezdolnych do zrozumienia tekstu przysi�gi. - Hmm... Doktorze, a czy by� pan ju� lekarzem, kiedy wst�pi� pan do wojska? Czy zdecydowa� si� pan p�niej i pos�ali pana na studia? - Ja? - Wydawa� si� zszokowany. - M�odzie�cze, czy ja wygl�dam na takiego kretyna? Jestem pracownikiem cywilnym. - Och, przepraszam pana. - Nie ma za co. S�u�ba wojskowa to zaj�cie dla mr�wek, prosz� mi wierzy�. Widz�, jak id�, i widz� ich, gdy wracaj� - o ile wracaj�. Widz�, co si� z nich robi. I po co? Dla czysto nominalnego przywileju, na kt�rym nie zarabia si� ani centa i z kt�rego wi�kszo�� z nich nie potrafi m�drze korzysta�. Gdyby pozwolono rz�dzi� ludziom z profesji medycznej... Ale mniejsza z tym. M�g�by� jeszcze, ch�opcze, pomy�le�, �e dopuszczam si� zdrady, chocia� mamy, podobno, wolno�� s�owa. Je�eli wi�c, m�odzie�cze, masz cho� odrobin� zdrowego rozs�dku, to zmykaj p�ki czas. Masz, we� te papiery, zanie� z powrotem sier�antowi w biurze rekrutacyjnym - i pami�taj, co ci powiedzia�em. Wr�ci�em do rotundy. Carl ju� tam by�. Sier�ant przejrza� moje papiery i powiedzia�: - Wida� z tego, �e obaj macie nieomal doskona�e zdrowie, poza brakiem oleju w g�owie. Chwileczk�, zaraz poprosz� �wiadk�w. - Przycisn�� guziczek i wesz�y dwie urz�dniczki: jedna - stara wyga, druga - owszem, niez�a. Wskaza� formularze naszych bada�, metryki urodzenia i �wiadectwa i o�wiadczy� urz�dowym tonem: - Prosz� i nakazuj�, aby zosta�y zbadane przed�o�one tu dokumenty, aby zosta�o okre�lone, czym one s� i w jakim stosunku pozostaj�, o ile pozostaj�, ka�dy z osobna do tych dw�ch m�czyzn, stoj�cych tu, w waszej obecno�ci. Przejrza�y dokumenty z t�p� rutyn�. Pewien jestem, �e ich nie czyta�y. Potem wzi�y nasze odciski palc�w - jeszcze raz! - i ta �adna przy�o�y�a do oka jubilersk� lup� i por�wnywa�a te odciski. To samo robi�a z podpisami, a� zacz��em w�tpi�, czy ja to ja. Sier�ant zapyta�: - Czy uznajecie tu stoj�cych, z ich obecnymi kompetencjami, za zdolnych do z�o�enia przysi�gi wojskowej? - Uznajemy - o�wiadczy�a ta starsza. - W porz�dku - stwierdzi�. - prosz� powtarza� za mn�... Ja, b�d�c pe�noletni, ze swojej w�asnej, nieprzymuszonej woli... Uuch! Pan Dubois analizowa� z nami na wyk�adach z historii i filozofii moralno�ci przysi�g� wojskow� i kaza� nam studiowa� wszystkie jej paragrafy, ale ca�� jej wag� czujesz dopiero wtedy, gdy wali si� ona na ciebie jak �nie�na lawina. W ka�dym razie zda�em sobie spraw�, �e nie jestem ju� cywilem, kt�ry mo�e nosi� koszul� nie wpuszczon� do spodni i mie� spokojn� g�ow�. Nie wiedzia�em jeszcze, kim b�d�, ale wiedzia�em ju�, kim nie jestem. - Tak mi dopom� B�g! - zako�czyli�my obaj, a Carl prze�egna� si� i tak samo zrobi�a ta �adna. Potem by�y jeszcze podpisy i odciski wszystkich pi�ciu palc�w, zrobiono nam kolorowe zdj�cia, kt�re do��czono do papier�w. Wreszcie sier�ant podni�s� g�ow�. - Pora na drugie �niadanie, ch�opcy. Trzeba co� przek�si�. Prze�kn��em �lin�. - Hm... panie sier�ancie? - Eh? Co takiego? - Czy m�g�bym zatelefonowa� st�d do rodzic�w? Powiedzie� im, co... Powiedzie� im, �e... - Zrobimy inaczej. Daj� wam czterdzie�ci osiem godzin urlopu. - Mia� zimne oczy. - Wiecie, co si� stanie, jak nie wr�cicie? - Och... s�d wojenny? - E, nic podobnego. Zaznacz� wam tylko w papierach - Okres s�u�by wype�niony nie zadowalaj�co - i ju� nigdy wi�cej nie b�dziecie mieli nast�pnej okazji. To ostatnia szansa dla niedoros�ych m�okos�w, kt�rzy nie powinni byli sk�ada� tej przysi�gi. Nawet nie musicie m�wi� rodzicom. - Odsun�� fotel od biurka. - A wi�c do zobaczenia pojutrze. O ile si� stawicie. I we�cie z domu osobiste rzeczy. Po�egnanie nie by�o weso�e. Ojciec najpierw ciska� gromy, a potem przesta� ze mn� rozmawia�. Matka po�o�y�a si� do ��ka. Kiedy wychodzi�em, godzin� wcze�niej ni� m�g�bym, nikt mnie nie �egna� poza kuchark� i pos�ugaczem. Po dw�ch dniach wiedzi