6847

Szczegóły
Tytuł 6847
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6847 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6847 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6847 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6847 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Barbara Delinsky S�SIADKA The Woman Next Door (t�um. Anna Ko�yszko) 2003 Prolog GDYBY Amanda i Graham mieli zupe�nie woln� r�k�, najch�tniej wzi�liby cichy �lub. Byli w tym wieku - ona trzydzie�ci, on trzydzie�ci sze�� lat - �e zale�a�o im tylko na tym, by si� pobra�. Ale ojciec Amandy upar� si�, �eby wyprawi� swojej jedynaczce wielkie wesele, matka z rozkosz� wydawa�a jego pieni�dze, a rodzina Grahama uwielbia�a si� bawi�. Zatem w czerwcu wyprawiono huczne wesele na Cape Cod w ekskluzywnym klubie, do kt�rego nale�a� ojciec Amandy. �lub odby� si� w romantycznej scenerii nad s�onymi b�otami w�r�d s�onek i mew, w obliczu trzystu �wiadk�w. Nast�pnie owych trzystu go�ci prowadzonych przez pa�stwa m�odych ruszy�o orszakiem, mijaj�c pole golfowe i siedzib� klubu, na przyj�cie w ogrodzie. Teren ton�� w zieleni, o�ywionej bzami i peoniami, przesyconej woni� r�, co znacznie bardziej docenili go�cie panny m�odej, z zaci�ciem do estetyki, ani�eli pana m�odego, z zaci�ciem do dobrej zabawy. Podobnie r�ni�y si� toasty wznoszone przez obie strony, poczynaj�c od toastu druha pana m�odego. Will 0�Leary, kt�ry by� starszym bratem Grahama - najm�odszego z o�miorga rodze�stwa, z kieliszkiem szampana w r�ce u�miechn�� si� do �ony i czw�rki dzieci, po czym uroczystym tonem zwr�ci� si� wprost do pana m�odego. - Chocia� jestem od ciebie starszy o rok, Grahamie, przez ca�e �ycie trudno mi by�o ci dor�wna�. Zawsze si� lepiej uczy�e�. Mia�e� lepsze wyniki w sporcie. Wybierano ci� na gospodarza klasy. A� czasem, kurka wodna, nie mog�em tego znie��. - Da�o si� s�ysze� �miechy. - Ale teraz �ycz� tobie i Amandzie tego wszystkiego, czym sam si� ciesz� od pi�tnastu lat. - Uni�s� kieliszek. - Zdrowie was obojga. Oby nie zabrak�o wam s�odkich tajemnic, serdecznego �miechu i wspania�ego seksu. Rozleg�y si� owacje, brz�k kieliszk�w. Kiedy gwar powoli ucich�, do mikrofonu podesz�a druhna Amandy. Wysoka, smuk�a i speszona morzem twarzy 0�Learych, rozpromienionych typowymi dla ich rodu szerokimi u�miechami. Powie dzia�a cicho: - Nie mam dzieci ani wielu braci i si�str, tak jak wy. Ale znam pann� m�od� od dawna. Znam jej rodzic�w i chcia�abym im teraz podzi�kowa� za to wspania�e przyj�cie. - Unios�a kieliszek w stron� Debory Carr z jednej strony sali i Williama Carra z drugiej, odczeka�a, a� ucichn� oklaski, po czym doda�a: - Amanda d�ugo nie wychodzi�a za m��, bo czeka�a na odpowiedniego m�czyzn�. Potem zaj�a si� prac� i przesta�a o tym my�le�. Wcale wi�c nie rozgl�da�a si� za nikim, kiedy pozna�a Grahama, ale cz�sto to w ten w�a�nie spos�b trafiaj� si� nam w �yciu najlepsze rzeczy. - Unios�a ponownie kieliszek. - Wasze zdrowie, Amando i Grahamie. Kochajcie si� wiecznie. AMANDA nie tyle przesta�a si� rozgl�da� za kim�, ile wpad�a w rozpacz, �e nie znajdzie m�czyzny godnego zaufania, zas�uguj�cego na jej mi�o��. Lecz kiedy�, uciekaj�c przed sierpniowym skwarem Manhattanu, odwiedzi�a swoj� by�� promotork� w Greenwich, w stanie Connecticut, i tam zobaczy�a Grahama, rozebranego do pasa, l�ni�cego od potu, zaj�tego sadzeniem ja�owc�w na zboczu obok domu pani profesor. Pracowa�o ich sze�ciu, ale Amandzie natychmiast wpad� w oko Graham, ol�niewaj�cy brunet z krotk� brod�, wy�szy i bardziej muskularny od pozosta�ych, chocia� p�niej dowiedzia�a si�, �e w gruncie rzeczy rzadko chwyta� za �opat�. Do niego bowiem nale�a� nadz�r nad wykonawstwem rob�t. Ich spojrzenia spotka�y si� nad przekopanym ju� zboczem. Dojrza�a w jego oczach bezbrze�n� �mia�o�� lub bezmiern� pewno�� siebie. Nie min�� kwadrans, kiedy zapuka� do drzwi, ze szkicem zagospodarowania drugiej cz�ci ogrodu. Przyszed� specjalnie. Przyzna� to od progu. Chcia�, �eby go przedstawiono Amandzie. I dopi�� swego. Do MIKROFONU podesz�a najstarsza siostra pana m�odego. Mary Ann� 0�Leary Walker, w zielonym kostiumie, kt�ry bez w�tpienia lepiej na niej le�a� przed urodzeniem ostatnich trojga z pi�tki dzieci. Niczym nie stropiona, pewna siebie, zwr�ci�a si� do Grahama, kt�ry sta� w gronie przyjaci�, obejmuj�c swoj� blond oblubienic� w bieli. - Mia�am dwana�cie lat, kiedy si� urodzi�e� - powiedzia�a - i przewija�am ci� cz�ciej, ni� kt�rekolwiek z nas chcia�oby dzi� przyzna�. Teraz twoja kolej. - Unios�a kieliszek. - �ycz� ci mn�stwa dzieci i mn�stwa cierpliwo�ci. Dorothy 0�Leary, matka pana m�odego, nie unios�a przy tym toa�cie kieliszka. Na jej twarzy malowa� si� sztuczny u�miech. Sta�a na uboczu w towarzystwie swego brata i jego rodziny, niejako z dala od ca�ego przyj�cia. Jej twarz wypogodzi�a si� nieco dopiero wtedy, gdy do mikrofonu podszed� trzeci w kolejno�ci syn. Peter 0�Leary by� jezuit�. Obdarzony charyzm�, podkre�lon� noszon� koloratk�, bez trudu uciszy� wszystkich obecnych. Pa�stwu m�odym powiedzia�: - Z waszych twarzy bije mi�o��. I niech tak b�dzie zawsze. �ycz� wam d�ugiego �ycia, aby�cie mogli dawa� wi�cej, ni� dostaniecie i s�u�y� naszemu Panu na wiele sposob�w. - Przerwa�, po czym z b�yskiem w oku uleg� sk�onno�ci rodzinnej: -I rozmna�ajcie si� r�wnie� po Bo�emu! AMANDA nie mia�a zwyczaju sypia� z facetami na prawo i lewo. Przed Grahamem by�o w jej �yciu dw�ch kochank�w. Z ka�dym spotyka�a si� przez wiele miesi�cy i starannie wybiera�a czas, miejsce oraz form� zabezpieczenia, zanim ods�oni�a swoje wdzi�ki. Z Grahamem scenariusz wygl�da� zupe�nie inaczej. Graham zaproponowa� Amandzie wypraw� w plener, co rozbudzi�o w niej przygodowy nastr�j, bo spodziewa�a si� jednodniowej wycieczki. Zdziwi�a si� wi�c, kiedy zjawi� si� ze �piworami, prowiantem, napojami i kluczem do chaty przyjaciela w lesie, nieca�e siedem kilometr�w od domu. Nie przysz�o jej jednak do g�owy, �eby odm�wi�. Sama nie by�a zapalon� turystk�, nawet nie mia�a w�asnego �piwora. Graham natomiast okaza� si� �wietnie zorientowany i zorganizowany. Lubi� wyja�nia� jej r�ne rzeczy. Ale te� nie wzdraga� si� pyta� o sprawy, na kt�rych zna�a si� lepiej od niego. No i ten jego u�miech! Serdeczny, odpr�ony, tak szeroki, �e opromienia� mu ca�� twarz. Nigdy przy nikim wcze�niej nie czu�a takich emocji. Szli zboczem g�ry ton�cej w zieleni, poprzecinanej przejrzystymi strumykami. Pi�kne trele ptak�w i cudowne krajobrazy zapiera�y dech w piersiach. Graham dobrze zna� drog�, prowadzi� j� jak na parkiecie, tote� w pe�ni mu zaufa�a. Nie dotarli jednak do chaty przyjaciela. Zaraz po drugim �niadaniu Graham skr�ci� w zaciszn� kotlink� tu� przy szlaku, u�o�y� Amand� i kocha� si� z ni� w bia�y dzie�. Mimo potu, kurzu i - w jej odczuciu - zm�czenia, skoro raz zacz�li, nijak nie mogli przesta�. GRAHAMOWI dane ju� by�o do�wiadczy�, jak to jest sta� przy o�tarzu i wypatrywa� ukochanej w przystrojonym kwiatami przej�ciu. Nie zna� tylko tego przemo�nego uczucia, kiedy wszystko inne usuwa si� bez reszty w cie�. Nie by� te� przygotowany na uk�ucie w piersi, kt�re a� wycisn�o mu �zy z oczu. Od pierwszej chwili, kiedy zobaczy� j� na owym zboczu w Greenwich, nabi� sobie g�ow� romantyczn� my�l�, �e musia� si� wycofa� z zawartego wcze�niej ma��e�stwa, bo gdzie� w przysz�o�ci czeka�a na niego Amanda. Tego dnia dos�ownie wszystko usun�o si� w cie�. Widzia� tylko Amand�, kt�ra kroczy�a ku niemu trawiast� �cie�k�, a serce wzbi�o mu si� na wy�yny i czu�, �e pozostanie tam na zawsze. KO�CZ�C toast Malcolm, najstarszy z rodze�stwa 0�Learych, ojciec pi�tki dzieci, uni�s� kieliszek. - Mam tylko jedn� dobr� rad� dla mojego przystojnego brata i jego pi�knej �ony. Do dzie�a, Amando i Grayu. P�no wszak zaczynacie, moi drodzy. W PIERWSZ� rocznic� �lubu Amanda i Graham ogl�dali du�y, okaza�y dom. Cena wywo�awcza nie by�a niska, ale Graham rozwin�� ju� skrzyd�a jako projektant plener�w, wynaj�� nawet asystenta na pe�ny etat, Amanda za� dosta�a posad� psychologa szkolnego w tym w�a�nie miasteczku. Bogate i wiekowe Woodley le�a�o pomi�dzy faluj�cymi wzg�rzami w zachodniej cz�ci Connecticut, oko�o p�torej godziny jazdy samochodem z Nowego Jorku. W�r�d czternastu tysi�cy mieszka�c�w znajdowa�o si� p� tuzina dyrektor�w z listy pi�ciuset najbogatszych firm kraju, a tak�e liczni prawnicy i lekarze. Z roku na rok populacja miasteczka si� odm�adza�a. Dom, licz�cy sobie zaledwie dziesi�� lat, sta� pierwszy w kr�gu czterech rezydencji w stylu wiktoria�skim, kt�re wzniesiono w obsadzonym drzewami zau�ku. ��ty, z bia�ymi obramowaniami, szerok� werand� okalaj�c� ca�y dom, oryginaln� palisad� i latarniami gazowymi, prezentowa� si� nie mniej malowniczo od dom�w s�siad�w. R�wnie pi�knie by�o w �rodku. G��wny hol, przestronny i widny, prowadzi� z jednej strony do salonu, z drugiej do jadalni z rze�bionymi gzymsami i wysokimi oknami. W g��bi domu znajdowa�a si� wielka kuchnia z granitowymi ladami, z kafelkowan� na podobie�stwo ceg�y pod�og� oraz przeszklon� cz�ci� �niadaniow�. Kr�cone schody z �aweczkami w wykuszach okiennych na obu podestach prowadzi�y do czterech sypialni na pi�trze, w tym jednej na prawd� luksusowej. - Ale� wielkie te sypialnie - szepn�a Amanda z przej�ciem, kiedy po�rednik handlu nieruchomo�ciami odwr�ci� si�, �eby odebra� telefon kom�rkowy. - Poza t� jedn� obok naszej. Mo�na by j� przeznaczy� na pok�j dziecinny. - Nie, nie. - Amanda mia�a inny pomys�. - ��eczko wstawi�abym do naszej sypialni, a tam urz�dzi�abym pokoik do zabawy. W sam raz do czytania bajek na dobranoc. Graham przygarn�� j� do siebie i zapyta� szeptem: - Wyj�a� diafragm�? - Wyj�am. - Robimy dzi� dziecko? - Koniecznie. Specjalnie odczekali rok, �eby si� sob� nacieszy�, zanim przyjdzie ta nieuchronna zmiana w ich �yciu. - Gray, to idealny dom. Idealna okolica. Tylko czy nas naprawd� na niego sta�? - Jeszcze nie, ale nied�ugo b�dzie nas sta�. DRUG� rocznic� �lubu uczcili wizyt� u ginekologa Amandy. Kochali si� bez zabezpiecze� przez ca�y rok, ale jak dot�d nie dato im to upragnionego dziecka. Lekarz zbada� Amand�, po czym orzek�, �e jest zdrowa, a po wej�ciu Grahama powt�rzy� diagnoz�. Ona jednak odpr�y�a si� dopiero wtedy, gdy m�� u�miechn�� si� do niej szeroko. - Bo ju� si� ba�am - wyzna�a lekarzowi. - Tyle si� nas�ucha�am. - To prosz� nie s�ucha�. Pracuj� w zawodzie ponad trzydzie�ci lat i widz� u pa�stwa tylko jeden szkopu�: niecierpliwo��. - Pan si� dziwi? - spyta� Graham. - Amanda ma trzydzie�ci dwa lata, ja trzydzie�ci osiem. - I dopiero dwa lata ma��e�stwa? Z czego tylko rok stara� o dziecko? To nie tak d�ugo. - Zajrza� do notatek sporz�dzonych wcze�niej. - Nie wyklucza�bym stresu, chocia� wydaje si�, �e pa�stwo oboje s� zadowoleni ze swojej pracy. Mam racj�? - Tak - potwierdzili zgodnie. Min�� im kolejny wy�mienity rok. - 1 podoba si� pa�stwu tu, w Woodley? - O, bardzo - odpar� Graham. - Mamy wymarzony dom. - S�siad�w zreszt� te� - doda�a Amanda. - Mieszka tam sze�cioro dzieci ze wspania�ymi rodzicami. I jedna starsza para... - urwa�a i posta�a Grahamowi pe�ne smutku spojrzenie. - June w�a�nie umar�a - wyja�ni� Graham. - P�tora miesi�ca po wykryciu nowotworu. Mia�a raptem sze��dziesi�t lat. Amanda nadal nie mog�a si� otrz�sn��. - Zna�am June niespe�na rok, ale zd��y�am j� pokocha�. Wszyscy j� kochali. By�a dla mnie jak matka, a mo�e nawet kto� wi�cej. Ben zupe�nie teraz straci� g�ow�. - � co June m�wi�a na temat pani ci��y? - spyta� lekarz. - �yczy�a mi cierpliwo�ci. M�wi�a, �e na pewno si� uda. Doktor pokiwa� g�ow�. - Bo tak b�dzie. Ma pani regularny cykl i jajeczkuje. - Ale ju� min�� rok. W ksi��kach pisz�... - Prosz� odrzuci� ksi��ki - uci�� stanowczo lekarz. - Niech pani wraca do domu i figluje z m�em. W TRZECI� rocznic� �lubu Amanda i Graham wybrali si� na Manhattan do specjalisty. To by� ju� ich trzeci lekarz. Pierwszego odrzucili, bo twierdzi� uparcie, �e nie ma powodu do obaw. Znale�li wi�c drugiego, miejscowego specjalist� od leczenia niep�odno�ci. Uzna�, �e to sprawa wieku. - Zegara nie da si� cofn�� - stwierdzi� beznami�tnie. Graham i Amanda postanowili wi�c poszuka� kogo� z wi�kszym zaanga�owaniem i tak, w trzeci� rocznic�, znale�li si� w Nowym Jorku. Tym razem lekarz zacz�� od serii bada�, kt�re po raz pierwszy obj�y te� Grahama. Kiedy wyniki nie wykaza�y �adnych odst�pstw od normy, wr�czy� im plik broszur do czytania oraz teczk� pe�n� instrukcji i wykres�w. Wys�a� ich do domu z zaleceniem, �eby Amanda okre�la�a okresy p�odno�ci, mierz�c sobie regularnie temperatur�, a Graham zwi�ksza� ilo�� spermy, odczekuj�c zawsze dwa dni mi�dzy wytryskami. Pod�miewali si� z tego, wracaj�c samochodem do Woodley, ale by� to �miech nieco nerwowy. Odt�d, niestety, z ich intymno�ci uby�o troch� dotychczasowej beztroski. Coraz bardziej zacz�li przedk�ada� ch�� pocz�cia dziecka nad przyjemno��. Z miesi�ca na miesi�c ich niepok�j r�s�. CZWART� rocznic� sp�dzili bez szumu. Amanda dochodzi�a do siebie po drobnym zabiegu chirurgicznym wykonanym przez kolejnego lekarza. Tym razem by�a to kierowniczka kliniki leczenia niep�odno�ci po�o�onej niedaleko Woodley. Poprosi�a, �eby zwracali si� do niej po imieniu. Emily nie tylko zadawala im pytania, kt�rych nikt wcze�niej nie zada�, lecz r�wnie� wykona�a inne badania. W ten spos�b wykry�a niewielk� niedro�no�� w jednym z jajowod�w Amandy i chocia� nie s�dzi�a, �eby tak drobna zmiana mog�a mie� wp�yw na cokolwiek, na wszelki wypadek poradzi�a j� usun��. Amanda i Graham zgodzili si� skwapliwie. Wci�� mieli nadziej� na tr�jk� dzieci. Dom raptem sta� si� dla nich za du�y i za cichy. Czasem ka�de z nich si� zastanawia�o po cichu, czy w og�le doczekaj� si� potomstwa. W czwart� rocznic� najwi�ksz� satysfakcj� czerpali z pracy. Firma �Projektowanie Krajobrazu 0�Leary� kwit�a. Graham wynaj�� apartament w centrum Woodley, gdy� dorobi� si� ju� dw�ch asystent�w zatrudnionych na pe�ny etat oraz kierownika administracyjnego. Do sadzenia wynajmowa� regularnie dwie ekipy z firmy swojego brata Willa. Natomiast Amanda zosta�a rejonowym psychologiem szkolnym w Woodley, mog�a wi�c przyst�pi� do pr�by unowocze�nienia do�� ju� przestarza�ego systemu. Wprowadzi�a formy poznawania uczni�w w neutralnych sytuacjach, takich jak seminaria dla przyw�dc�w, grupy przy obiedzie, programy pomocy spo�ecznej. Podj�a prac� z psychologami przy trudnych przypadkach oraz stworzy�a ekip� antykryzysow�. Mieli wi�c pi�kny dom, lubian� prac�, s�siad�w, mi�o��. Do ukoronowania ich czwartej rocznicy brakowa�o tylko jednego - dziecka. DWA miesi�ce przed pi�t� rocznic� Amanda z Grahamem wyskoczyli w �rodku dnia na lunch. Rozmawiali o pracy, o pogodzie, o wyborze kanapki. Nie m�wili tylko o porannym zaj�ciu Amandy, mianowicie ultrasonografu dla zbadania jej p�cherzyk�w jajnikowych ani o popo�udniowym zadaniu Grahama, polegaj�cym na oddaniu �wie�ego nasienia w celu sztucznego zap�odnienia Amandy. Ju� raz taki zabieg si� nie powi�d�. Teraz stali w obliczu drugiej z trzech mo�liwych pr�b. Zaraz potem Amanda le�a�a sama w sterylnym gabinecie kliniki. Graham zrobi� swoje i wr�ci� do pracy. Zajrza�a Emily, �eby si� przywita�. Czekanie wlok�o si� Amandzie w niesko�czono��. Wreszcie na sal� wesz�a laborantka i wstrzykn�a jej nasienie Grahama. Amanda zna�a ju� procedur�. Mia�a le�e� dwadzie�cia minut z lekko uniesion� miednic�, �eby nasienie mog�o dosta� si� do macicy. Potem si� ubierze, wr�ci do domu i b�dzie �y�a przez dziesi�� dni z sercem w gardle, my�l�c, czy tym razem si� uda. Gdy tak le�a�a, poczu�a uk�ucie w piersi. Najch�tniej przyj�aby je za magiczn� podpowiedz, �e w tej w�a�nie chwili dziecko rozpoczyna dziewi�ciomiesi�czny �ywot w jej �onie. Wiedzia�a jednak, �e to co innego. Strach. Rozdzia� pierwszy GRAHAM 0�Leary kopa� zapami�tale ziemi�. Rozsadza�a go nerwowa energia. To by� prze�omowy dzie�. Amanda albo dostanie miesi�czki, albo nie. Rozpaczliwie trzyma� si� my�li, �e nie dostanie, i to nie tylko dlatego, �e lak marzy� o dziecku. By� te� drugi, nie mniej istotny pow�d. Graham czu�, �e �ona powoli si� oddala od niego. Prze�ywa� co� w rodzaju d�jr� vu. Wiedzia�, jak to jest, kiedy druga osoba zaczyna si� oddala�. Niegdy� m�g� obserwowa�, jak Megan, jego pierwsza �ona, wznosi poma�u, potajemnie mur, zza kt�rego nie m�g� ju� dojrze� jej my�li. Tym razem zna� pow�d, co nie znaczy, �e �atwiej mu by�o si� z tym pogodzi�. Do niedawna nadawali na tych samych falach. Teraz to si� sko�czy�o. Pochrz�kuj�c w miar� kopania g��biej, przypomnia� sobie ich sprzeczk� sprzed tygodnia, kiedy rzuci� pomys�, by zredukowa�a licz b� godzin pracy w szkole, przez co si� odpr�y, a zatem mo�e zwi�k szy szans� na zap�odnienie. Amanda omal nie eksplodowa�a. - Gray. Zacisn�wszy z�by, wyci�gn�� kamie�. Fakt, sam te� pracowa� do p�na. Ale to nie jego cia�o mia�o stworzy� sprzyjaj�ce warunki dziecku. Chocia� nie �mia� pu�ci� na ten temat pary z ust, bo Amanda od razu uzna�aby to za wyrzut. Ostatnio wiele jego wypowiedzi interpretowa�a opacznie. Mia�a wr�cz czelno�� wytkn�� mu nieobecno�� podczas drugiego sztucznego zap�odnienia. Do diab�a, przecie� sama kaza�a mu sobie i��. A teraz twierdzi�a, jakoby nie zatrzymywa�a go, by nie czu� si� nieswojo. - Hej, Graham! Podni�s� g�ow�. Nad do�em przykucn�� Will. - My�la�em, �e wyjecha�e� - zdziwi� si� na jego widok. - Wr�ci�em. Co robisz? - Zapewniam sprzyjaj�ce warunki temu drzewu - wyja�ni� Graham, spogl�daj�c na brzoz�, kt�ra mia�a by� g��wnym elementem widokowym zaprojektowanego przez niego patio. - D� musi by� dostatecznie szeroki i g��boki. - Wiem - odpar� Will. - Dlatego jutro z rana przyjedzie tu specjalnie koparka. - Ech, chcia�em tylko rozprostowa� ko�ci - rzuci� od niechcenia Graham i wr�ci� do pracy. - Masz ju� wie�ci od Amandy? - Nie. - M�wi�e�, �e zadzwoni, jak tylko co� b�dzie wiadomo. - Czyli pewnie jeszcze nic nie wiadomo - uci�� Graham. - A ty� do niej nie dzwoni�? - spyta� Will. - Nie - odpar� Graham. - Dzwoni�em wczoraj po po�udniu. Us�ysza�em, �e j� przypieram do muru. - Stroi fochy? Graham parskn�� nerwowo �miechem i wyrzuci� na g�r� kolejn� �opat� ziemi. - Podobno to skutek clomidu. Ale mnie te� nie jest lekko, chocia� go nie bior�. - A pod nosem cicho burkn��: - Cz�owiek mo�e si� poczu� jak eunuch. - No, musz� si� zbiera� - powiedzia� Will. - Mikey i Jake graj� w ma�ej lidze. Trenuj� dzi� z dzieciakami. - Wsta�. - Ale nie sied� za d�ugo, dobra? Zostaw co� maszynie. Mimo to Graham kopa� jeszcze jaki� czas, zanim ruszy� do domu, cho�by po to, �eby przysypa� my�l o ma�ej lidze pod kolejnym kopcem ziemi. - PANI ruch - powiedzia� Jordie Cotter. Mia� pi�tna�cie lat i pszeniczne w�osy, podobnie jak tr�jka jego m�odszego rodze�stwa. Amanda zna�a go, bo Cotterowie mieszkali dwa domy dalej. Jordie nie gra�by z ni� w gabinecie w warcaby, gdyby s�dzi�, �e to jaka� forma terapii. Formalnie rzecz bior�c, mia� zrelacjonowa�, jak wywi�zuje si� z prac spo�ecznych, kt�re Amanda nadzorowa�a. By� u niej w tym celu po raz trzeci. Co� musia�o si� za tym kry�. Wdzi�czna, �e nie musi my�le� o dziecku, Amanda zapatrzy�a si� w szachownic�. Przegrywa�a. - Nie mam zby� wielkiego wyboru - westchn�a. - Ale musi pani wykona� ruch. Kiedy przesun�a pionek, on zrobi� podw�jne bicie i wygra�. - Specjalnie da�a mi pani fory? - spyta�. - Niby dlaczego? Wzruszy� ramionami, uciek� spojrzeniem w bok. Najwyra�niej co� si� z tym ch�opakiem dzia�o. W po�owie semestru nagle bardzo opu�ci� si� w nauce i zacz�� si� snu� po szkole z ponur� min�, kt�ra nawet teraz malowa�a si� na jego twarzy. Z oczu wyziera�a czujno��. - Mama co� pani m�wi�a? - O stopniach? Nie. W og�le nie wie o naszych rozmowach. - Jakie tam rozmowy! - Spojrza� na szachownic�. - Lepiej tu sobie pogra�, ni� �l�cze� przy lekcjach. Amanda dotkn�a r�k� serca. - Ranisz mnie, m�wi�c w ten spos�b. - Na tym polega pani praca? �eby uczniowie chcieli w�a�nie tu przychodzi�? - To si� nazywa prze�amywanie lod�w. Ch�opak zacz�� przestawia� pionki na szachownicy. - Chodzi pani o prace spo�eczne? Wzi��bym si� za doradztwo r�wie�nicze, gdybym s�dzi�, �e potrafi�, ale to nie dla mnie. - Niby dlaczego? - Nie jestem mocny w g�bie. - Wydaje mi si�, �e rozmawiasz z kolegami. - To oni m�wi�. Ja przewa�nie s�ucham. - No widzisz - podchwyci�a Amanda. - Na tym w�a�nie polega doradztwo r�wie�nicze. M�odzie� szuka wentyla, a ty naprawd� umiesz s�ucha�. - Tak, ale czasem sam chcia�bym co� powiedzie�. - Na przyk�ad? Wzni�s� do nieba przepe�nione cierpieniem oczy. - �e szko�a to syf, dom to syf, baseball to syf. - Baseball? S�dzi�am, �e lubisz gra�. - Lubi�bym, gdybym naprawd� gra�. A ja przez ca�y czas siedz� na �awce. Wie pani, jakie to upokarzaj�ce? Koledzy patrz�. Moi rodzice patrz�. Po co oni w og�le przy�a�� na te mecze? Mogliby czasem sobie darowa�. Mama wiecznie przesiaduje w szkole. Julie i bli�niaki si� ciesz�, ale co oni tam wiedz�! - Twoja mama robi dobr� robot� dla szko�y. - Wie pani, jaki to obciach? - Prawd� m�wi�c - przyzna�a Amanda - nie wiem. Moi rodzice k��cili si� przez ca�y czas, dlatego nie starcza�o im go ani na szko��, ani na mnie. Jordie wzruszy� ramionami. - Moi te� si� k��c�. Tylko tak, �eby�my nie s�yszeli. Amanda mrukn�a co� niewyra�nie. - Cholera - rozleg� si� nosowy skrzek. Amanda spiorunowa�a wzrokiem neonowozielon� papug� w klatce w k�cie pokoju. - Zamknij si�, Maddie. Jordie zagapi� si� na papug�. Maddie, podobnie jak warcaby, s�u�y�a prze�amywaniu lod�w. Niekt�rzy uczniowie zagl�dali tu dzie� w dzie� przez miesi�c, podtykaj�c ptakowi smaczne k�ski, zanim si� zdobyli na rozmow�. - Dobry ptaszek - zagrucha�a Amanda w stron� klatki. - Kocham ci� - zaskrzecza�a w odpowiedzi Maddie. .lordie zerwa� si� na r�wne nogi, zarzuci� plecak na rami�. Takim dzieciom jak on rozmowa o rodzicach zawsze nastr�cza�a trudno�ci. Rozmowa o uczuciach jeszcze bardziej. Amanda nie zd��y�a si� odezwa�, a ch�opak ju� by� za drzwiami i p�dzi� pustym korytarzem, zagubiony w nurtuj�cych go mrocznych my�lach. Zaczekaj, chcia�a krzykn�� za nim. Pogadamy o matkach, kt�re si� k��c� z ojcami. Mo�emy rozmawia�, jak d�ugo b�dziesz chcia�. Ju� go jednak nie by�o, wr�ci�a wi�c do tego, co zajmowa�o j� przez ca�y dzie�. Pow�drowa�a wzrokiem na biurko, gdzie w eleganckiej ramce sta�o zdj�cie Grahama. M�� u�miecha� si� do niej promiennie. Wiele dziewcz�t zaczyna�o od komentowania jego twarzy. Zatem Graham te� pomaga� jej prze�amywa� lody. Powinna do niego zadzwoni�. Na pewno czeka na jej telefon. Ale jeszcze nic nie wiadomo i pewno nie b�dzie przed up�ywem wielu godzin. Poza tym ostatnio wszystko mi�dzy nimi kr�ci si� tylko wok� dziecka, czu�a coraz dotkliwsz� presj�. On nieraz ju� dowi�d� swojej sprawno�ci. Najwyra�niej problem le�a� po jej stronie. Niby m�� nie powiedzia� jej tego wprost, ale nie musia�. Amanda wyczuwa�a jego zniecierpliwienie. �eby oderwa� si� od tych my�li, usiad�a wygodnie na kanapie, spojrza�a na zegarek i zamy�li�a si� nad Quinnem Davisem. By�o wp� do sz�stej. Obieca�a ch�opcu, �e pozostanie w gabinecie do sz�stej. Zaniepokoi�y j� jego listy wysy�ane poczt� elektroniczn�. Pierwszy nadszed� z samego rana. �Musz� z pani� porozmawia�, ale poufnie. Mog�?� �Jak najbardziej - odpisa�a Amanda. - Wszystko zostanie mi�dzy nami. Mam woln� trzeci� lekcj�. Na trzeciej lekcji jednak si� nie zjawi�, za to na czwartej przyszed� od niego kolejny list. �Czy rodzice dowiedz� si� o naszym spotkaniu?� �Nie - odpisa�a Amanda. - Na tym polega zasada dyskrecji. Nie dowiedz� si�, chyba �e wyrazisz zgod� na pi�mie. Mam wolne p� godziny po szkole, ale je�eli musisz by� wtedy na treningu baseballowym, mo�emy przesun�� spotkanie na p�niej. Zostan� do sz�stej. Odpowiada ci?� Nie odpisa�, a ona nic ju� wi�cej nie mog�a zrobi�. Nie mog�a przecie� nalega�. Quinn Davis znacznie odbiega� od szkolnej przeci�tnej. Uchodzi� za gwiazdora. By� gospodarzem drugiej klasy, doradc� w�r�d r�wie�nik�w, a tak�e asem atutowym dru�yny baseballowej. Starsi bracia, przedtem prymusi szko�y �redniej w Woodley, byli teraz na studiach. Jeden w Princeton, drugi za� w West Point. Ich rodzice anga�owali si� w dzia�alno�� spo�eczn�, bez przerwy wspominani w lokalnej prasie, nie ustawali w Hartford w walce o t� czy inn� wa�k� spraw�. Amanda zrzuci�a pantofle, za�o�y�a nog� na nog�. Bardzo ceni�a sobie fakt, �e jej praca pozwala na noszenie swobodnych stroj�w. Uczniowie mieli w niej widzie� profesjonalistk�, ale zarazem bratni� dusz�, co wymaga�o od niej nie lada wysi�ku, bo przy swojej drobnej figurze i d�ugich blond w�osach wygl�da�a bardziej na dwadzie�cia pi�� ni� na trzydzie�ci pi�� lat. Powinna mie� str�j gustowny, ale pod �adnym pozorem nie przyt�aczaj�cy Dzisiaj trafi�a w dziesi�tk�. Mia�a na sobie �liwkow� jedwabn� bluzk� i spodnie. Z korytarza dobieg� jaki� ha�as. Amanda zerwa�a si� i podbieg�a do drzwi, �eby sprawdzi�, czy to nie Quinn. Na korytarzu sta� wo�ny z mopem wystaj�cym z wiadra na k�kach. - Krrroczy Johnny - zaskrzecza�a Maddie. Amanda wypu�ci�a powietrze. - Witam, panie Dubcek - zwr�ci�a si� do wo�nego. Siwy, przygarbiony m�czyzna nie kwapi� si� na emerytur�, chocia� za chwil� mia�a mu stukn�� osiemdziesi�tka. Co wiecz�r karmi� Maddie i czy�ci� jej klatk�. - Nas�uchiwa�em przez chwil� - wyja�ni� wo�ny skrzypi�cym g�osem. - Nie wchodzi�bym, gdyby kto� tu u pani by�. - Ale nikogo nie ma - powiedzia�a z u�miechem. Po chwili jednak u�miech znikn��, kiedy poczu�a w dole brzucha dobrze sobie znany skurcz. Z bij�cym sercem pobieg�a do ubikacji. Wiedzia�a swoje na d�ugo, zanim zamkn�a drzwi kabiny. Bombardowana tuzinem r�nych emocji, z wielkim poczuciem przegranej, rozp�aka�a si�. W ko�cu zabezpieczywszy si� jak nale�y, umy�a r�ce, osuszy�a papierowym r�cznikiem oczy. Rozbola�a j� g�owa, ale nie mia�a na podor�dziu �adnego ratunku. Tym bardziej wi�c nie mia�a si�y roztkliwia� si� nad problemami Quinna Davisa. Modl�c si� w duchu, �eby ch�opak si� ju� nie zjawi�, wr�ci�a do gabinetu, zamkn�a komputer i pomachawszy wo�nemu w g��bi korytarza, wysz�a ze szko�y. GRAHAM jecha� p�ci�ar�wk�, kiedy zadzwoni� telefon. Serce zacz�o mu wali�. - Tak? - odebra�, ale to nie by�a Amanda. Dzwoni� jego brat Joe. - Masz jakie� wie�ci? - Nie. Jad� do domu. - Bo mama pyta�a. - To do niej podobne - �achn�� si� Graham. - Wiesz, czasem �a�uj�, �e w og�le komukolwiek cokolwiek powiedzia�em. - Sami dopytywali�my. �wi�te s�owa. Po miesi�cu ma��e�stwa zacz�to zasypywa� ich pytaniami i nie przestano do tej pory. Upokarza�a go �wiadomo��, �e ca�a rodzina �ledzi ich ka�dy krok. - Mama lamentuje i za�amuje r�ce - powiedzia� Joe o ich matce, Dorothy. - M�wi, �e chcia�aby jeszcze przed �mierci� zobaczy� twoje dzieci. - Joe, na g�ow� upad�e�? Nie dokopuj mi w takiej chwili. - No wiem. Tylko chcia�em ci� uprzedzi�. W k�ko powtarza, �e nie powiniene� by� rozstawa� si� z Megan. - Joe, b�d� tak dobry i przypomnij mamie, �e jestem m�em Amandy, co? - sykn�� Graham. - Czekaj, mam drugi telefon - sk�ama�, bo nie chcia� ci�gn�� tej rozmowy. - Oddzwoni�. Roz��czy� si� bez s�owa i jecha� dalej w g�uchej ciszy drogami, kt�re zna� jak w�asn� kiesze�. Uwielbia� te lokalne dr�ki wij�ce si� przez lesiste wzg�rza. Mapa ich miasteczka przypomina�a drzewo - pie� wyrasta� niejako z autostrady, rozwidla� si� na grzbiecie wzg�rza, rozchodzi� na obie strony, przy czym w dolnych konarach zagnie�dzi�y si� urz�dy w�adz miasta, biura i sklepy, w odchodz�cych od nich ga��ziach domy, a na samym ko�cu takie zau�ki jak ten, w kt�rym mieszkali z Amand�. Wje�d�aj�c pod g�r� w zakr�t, min�� pole czerwonych lilii. Dalej zobaczy� ��t� lili� tygrysi�, a jeszcze dalej g�sty zagajnik wawrzyn�w obsypanych pi�knymi bia�ymi kwiatami. Mniej obeznany przechodzie� nie pozna�by tr�downika z kasztanowym kapturem w cieniu na poboczu drogi, ale Graham by� specjalist�. Na pierwszy rzut oka rozpoznawa� r�ne paprocie: wioski z�otowlos, zachy�k� tr�jk�tn� czy orlic�, odr�nia� mchy od porost�w. Okoliczne lasy obfitowa�y w najrozmaitsze gatunki ro�linno�ci. Graham bardzo si� nimi szczyci� Sam pochodzi� z miasteczka, w kt�rym po dzi� dzie� mieszka�a wi�kszo�� jego rodziny, le��ce go zaledwie pi��dziesi�t minut drogi samochodem na wsch�d, ale dzieli�a je przepa��. Tamto stanowi�o enklaw� klasy pracuj�cej, pe�n� poczciwych ludzi, kt�rzy marzyli o zamieszkaniu tutaj. Marzenie Grahama si� zi�ci�o. Centrum znajdowa�o si� na rozstajach dr�g u szczytu wzg�rza. Zbiega�y si� tam trzy ulice wysadzane bukami z ci�giem drewnianych �aw i witryn sklep�w, kusz�cych zar�wno w zimowej bieli, jak i teraz, w maju. Wok� rozlokowa�o si� kilka restauracji i butik�w, sklep z artyku�ami �elaznymi, ze sprz�tem fotograficznym oraz najnowszy lokal - herbaciarnia. Biuro Grahama mie�ci�o si� nad sklepem z artyku�ami domowymi, kt�rego w�a�ciciel niejednego przybysza do Woodley odes�a� w�a�nie do jego firmy. Teraz jednak nie wst�powa� do biura. Rozdra�ni� go brak telefonu od Amandy, brak troski o niego. Zdenerwowa� si� na ni�, �e tak d�ugo nie zachodzi w ci���. Ta my�l dos�ownie go zmrozi�a. I nie chcia�a go odst�pi�, cho� wiedzia�, �e nie jest teraz fair wobec �ony. Ca�a ta gonitwa my�li przyprawi�a go zreszt� o niebagatelne wyrzuty sumienia. W DRODZE ze szko�y do domu Amand� czu�a si� pusta w �rodku, wypalona. Wyj�ta szylkretowy grzebie� z w�os�w, roztrzepa�a loki i usi�owa�a znale�� pociech� w pozytywnych my�lach. Powinna by� wdzi�czna losowi za tyle bogactw, o kt�rych inni mogli tylko marzy�. Chocia�by pi�kny dom i trzy s�siadki, z kt�rych dwie mog�a uzna� za przyjaci�ki. Trzecia, m�oda wdowa po Benie Tannenwaldzie, trzyma�a si� na uboczu, ale pozosta�e wystarczy�y jej a� nadto. Wiosn� przesiadywa�y razem na werandzie, latem urz�dza�y przyj�cia w ogrodach za domami, jesieni� wsp�lne grabienia li�ci. Co wa�niejsze, panie rozmawia�y sobie od serca przez telefon, na ganku albo nad basenem Cotter�w. Teraz bardzo przyda�aby jej si� taka rozmowa. Obie przyjaci�ki zapewni�yby j�, jak jej zazdroszcz� kariery. Karen Cotter te� ci�ko pracowa�a, a nie dorobi�a si� takiej pensji ani powa�ania. Z kolei Georgia Lange, kt�ra wprawdzie zarabia�a krocie, co najmniej kilka dni w tygodniu musia�a sp�dza� poza domem. Amand� mo�e nie zarabia�a du�o, lecz uwielbia�a swoj� prac�. No i jaka wygoda! Szko�a znajdowa�a si� dziesi�� minut drogi od domu. Gdyby Amand� urodzi�a dziecko, mog�aby zamieni� ca�y etat na stanowisko dora�nej konsultantki. Mog�aby dosta� odpowiadaj�cy jej limit godzin i przyjmowa� uczni�w cho�by w domu. Samoch�d zamrucza�, kiedy skr�ci�a w ich uliczk�. Ale nie zobaczy�a na podje�dzie p�ci�ar�wki Grahama. Rozwa�aj�c, co to mo�e znaczy�, otworzy�a oba okna. Powiew ciep�ego powietrza j� ukoi�. Na pocz�tku maja ziele� wok� tych czterech dom�w budzi�a si� do �ycia. Trawa w�a�nie si� zazieleni�a, ju� j� nawet �ci�to, le�a�a wi�c teraz w pokosach, roztaczaj�c upojny zapach. Wielkie d�by, obwieszczaj�c nieuchronno�� praw natury, wypuszcza�y listki, tworz�ce jasnozielon� mgie�k�. Brzozy w sukniach z poskr�canej bia�ej kory ocieka�y p�kami. Krokusy przebi�y si� na �wiat i ju� znik�y, podobnie jak forsycje, ale pozosta�y jeszcze �aty ��tych �onkili i rozkwit�ych ledwo tulipan�w. Przy barierkach gank�w pr�y�y si� bujne krzaki bz�w, i chocia� jeszcze tydzie� pozostawa� do pe�nego rozkwitu, same p�ki rozsiewa�y dooko�a intensywn� wo�. Amanda, skr�caj�c na sw�j podjazd, wci�gn�a powietrze. Wiosna by�a jej ulubion� por� roku. Uwielbia�a jej �wie�o��, czysto��, poczucie narodzin. Poczucie narodzin. Zaparkowa�a, zaci�gn�a hamulec i zastanowi�a si�, dlaczego wszystko sprowadza si� do tego jednego. Ze �ci�ni�tym sercem si�gn�a po teczk�, wyprostowa�a si� i wtedy co� jej mign�o w lusterku wstecznym. Wdowa Gretchen Tannenwald sz�a wzd�u� �wie�o obsadzonych klomb�w. Przez ca�� jesie� godzinami nad nimi pracowa�a, zanim wsadzi�a cebulki. Pracowa�a zamkni�ta w sobie jak w twierdzy, podczas gdy wszyscy wok� �yli pe�ni� �ycia. Pr�by wyci�gni�cia do niej r�ki ucina�a kr�tko i stanowczo. A� trudno uwierzy�, �e niegdy� by�a �on� nader towarzyskiego Bena. Chocia� z drugiej strony, nietrudno. Gretchen by�a prawie dwa razy m�odsza od Bena i stanowi�a ca�kowite zaprzeczenie jego zmar�ej �ony June. Widocznie potrzebowa� drastycznej odmiany, �eby otrz�sn�� si� z �a�oby. Wszyscy okoliczni m�czy�ni jej bronili. - Z daleka wida�, �e ona go ub�stwia - m�wi� Russ Lange. - Wszystkim facetom si� to podoba. Lee Cotter, szef witryny internetowej. uj�� rzecz jeszcze bardziej dosadnie. - Dlaczego mia�aby si� nie podoba�? Taka sztuka? Graham twierdzi�, �e Ben uwielbia� jej dynamiczno��. - Dzi�ki niej zacz�� podr�owa�, je�dzi� na wyprawy, gra� w tenisa. Gretchen otwiera nowe drzwi. S�siadki okaza�y mniej zrozumienia. Ich zdaniem ma��e�stwo Tannenwald�w opiera�o si� na dw�ch rzeczach: seksie dla Bena i forsie dla jego m�odej �ony. Nie wyja�nia�o to jednak, dlaczego Gretchen teraz �y�a w samotno�ci. Amanda spodziewa�a si�, �e sprzeda dom, zabierze pieni�dze i wyjedzie. Tymczasem sz�a ku niej w�a�nie w kusej, powiewnej sukience, w kt�rej nie wygl�da�a nawet na swoje trzydzie�ci dwa lata. Amanda wr�cz oceni�a, �e w tej sukience wygl�da, jakby by�a w do�� zaawansowanej w ci��y. By�oby to niezmiernie dziwne. Ben odszed� rok temu, czyli nie m�g�by by� sprawc�, a Gretchen po jego �mierci zamkn�a si� w domu. Nie spotyka�a si� z nikim, bo z pewno�ci� kto� by zauwa�y�. Zdaniem Amandy, jedyni m�czy�ni, kt�rzy bywali u niej w domu, to hydraulik, stolarz i elektryk, a tak�e z drobnymi s�siedzkimi sprawami - Russ Lange, Lee Cotter i Graham 0�Leary. Rozdzia� drugi AMANDA wygl�da�a wci�� przez tylne okno samochodu, kiedy nadjecha� zielony pick-up Grahama. Serce jej podskoczy�o, za pomnia�a o Gretchen, wysiad�a, ruszy�a w jego stron�. On jeszcze z daleka wpatrywa� si� w ni� pytaj�cym wzrokiem, ale od razu si� domy�li�. Opad� na tylne siedzenie jak przek�uty balon. - Dosta�a� okres. By�a mu wdzi�czna, �e nie usi�owa� z niej tego wyci�gn��. - A tak si� �udzi�em, �e tym razem chwyci - westchn�� zrezygnowanym g�osem. Amanda opar�a si� o pick-upa. - Ja te�. Lekarka zreszt� tak�e. Wszystko teraz by�o tak dok�adnie wyliczone. - No wi�c w czym problem? - spyta� sfrustrowany Amanda przycisn�a r�ce do piersi. - Nie wiem. By�o osiem jajeczek. - Jej te� si� udzieli� sm�tny nastr�j. - Przynajmniej jedno mog�oby si� zap�odni�. - Wi�c co tu nawala? Amand� a� co� uk�u�o w sercu. Zabrzmia�o to jak wyrzut. - Nie wiem, Gray. I lekarze nie wiedz�. Pi�tna�cie procent przypadk�w niep�odno�ci pozostaje niewyja�nionych. S�ysza�e�, co m�wi Emily. - Tak, ale te� twierdzi, �e w ci�gu trzech lat sze��dziesi�t procent z tych par p�odzi dziecko bez wspomagania, na czym zatem polega nasz problem? Amanda nie wiedzia�a. - Robi� wszystko, co mi ka��. Mierz� temperatur�, prowadz� wykresy, przyjmuj� clomid. Tym razem nawet zrobi�am sobie USG, �e by dokona� inseminacji w�a�ciwego dnia. - No, to dlaczego nie zasz�a� w ci���? Powtarza�a sobie w duchu, �e Gray irytuje si� na sytuacj�, a nie na ni�. Mimo to poczu�a si� zaatakowana, jak gdyby wina le�a�a po jej stronie, jak gdyby jej cia�o zawiod�o. Bliska �ez, odczeka�a chwil�, zanim si� odezwa�a. - Gray, mnie te� nie jest �atwo. Jest mi trudno emocjonalnie, bo winduj� nadziej�, a potem to prze�ywam. Trudno fizycznie, bo od clomidu bol� mnie piersi i wysiada �o��dek. I nie m�w mi, �e te same objawy mia�abym w ci��y, bo wtedy by mi nie przeszkadza�y. Poczu�a taki sam strach, jak ostatnim razem w klinice. Czu�a, �e traci Grahama. �e �ycie ich rozdziela. - Dzieci powinny by� owocem mi�o�ci - ci�gn�a roz�alona. - Powinno si� je poczyna� w zaciszu sypialni. Nasze zabiegi ur�gaj� mi�o�ci. Marnujemy najcenniejsz� cz�� �ycia na wizyty lekarskie, proszki, wykresy, wyliczenia. Jest mi te� trudno w zwi�zku z moj� prac�. Ostatnio po�owa moich podopiecznych z problemami to nastolatki w ci��y. Nie powstrzyma�a si� od p�aczu. - Doprawdy, ironia losu. One kochaj� si� raz, i pach! Od razu dziecko. A my pr�bujemy od czterech lat. Ironia to zby� ma�o powiedziane. Amandzie cisn�y si� do g�owy takie okre�lenia, jak niesprawiedliwo�� lub wr�cz okrucie�stwo. Skoro ju� poruszy�a temat innych brzemiennych kobiet, dorzuci�a: - Aha, jeszcze Gretchen jest w ci��y. Graham jakby nie od razu us�ysza�. Po chwili podni�s� na ni� zdumiony wzrok. - Gretchen Bena? - W�a�nie widzia�am j� w ogrodzie. Jest w ci��y. Graham si� skrzywi�. - Niemo�liwe - zaprzeczy�. - Przecie� jej m�� nie �yje. Amanda otar�a �zy z policzk�w. - Przecie� nie zawsze m�� jest ojcem dziecka. Chc�c jednak zapobiec k��tni, uciec od zarysowuj�cej si� mi�dzy nimi przepa�ci, ruszy�a podjazdem. M�� zawo�a� za ni�: - Dzwoni�a� ju� do lekarki? - Jutro zadzwoni�. - Pr�bujemy jeszcze raz? - Nie wiem - odkrzykn�a, nie zatrzymuj�c si� nawet. - Dok�d si� tak spieszysz? - zawo�a�, nieco poirytowany. - Do s�siad�w - odkrzykn�a. - Chc� zapyta� Russa o Gretchen. Przesiaduje w domu ca�y dzie�. B�dzie wiedzia�, czy ona kogo� ma. AMANDA przemierzy�a trawiasty dywan, min�a k�p� sosen dziel�c� will� Lange��w od jej domu. Zapach wilgotnej ziemi i �ywicy zadzia�a� balsamicznie, tote� ju� znacznie spokojniejsza stuka�a do kuchennych drzwi s�siad�w. - Otworzy�bym ci - krzykn�� Russ Lange z g��bi kuchni - ale musz� miesza� sos! Russ, tyczkowaty rudzielec z przerzedzonymi w�osami na g�owie, sta� przy kuchni. Na szorty i sportow� koszulk� mia� narzucony fartuch. By� boso. Twierdzi�, �e �ycie na bosaka to najwi�ksza frajda m�czyzny zajmuj�cego si� domem. By� dziennikarzem. Najwi�cej zarabia� na recenzjach ksi��kowych, ale najwi�cej satysfakcji czerpa� z cotygodniowego felietonu na temat rodzicielstwa. Jego �ona Georgia by�a dyrektorem we w�asnej firmie, kt�ra wymaga�a od niej przebywania przez wi�kszo�� tygodnia poza domem. Dlatego Russ na og� zajmowa� si� dzie�mi. Sta� si�, wed�ug Amandy, godnym pochwa�y ojcem czternastoletniej Allie i jedenastoletniego Tommy�ego. A przy tym naprawd� niezgorszym kucharzem. - Smakowicie pachnie - pochwali�a. - Ciel�cina na winie, ale dolewam tylko kropl� ze wzgl�du na dzieciaki. - Mieszaj�c sos, u�miechn�� si� pytaj�co do Amandy. - Co u ciebie? - Bywa�o lepiej. - Podesz�a, zajrza�a do garnka. - Musisz mi pom�c, Russ. Pok��ci�am si� z Grayem. M�wi� mu, �e Gretchen jest w ci��y. On upiera si�, �e nie. Co ty na to? Przysi�g�aby, �e Russ si� zaczerwieni�. Ale zaraz uzna�a, �e to chyba �ar od kuchni. - W ci��y? - powt�rzy�. - Jak rany, nic na ten temat nie wiem. - Nie zauwa�y�e�, �e si� zaokr�gli�a? Teraz na pewno spurpurowia� na twarzy. Nie, to nie mog�o by� od kuchni. - Niczego nie zauwa�y�em. Ale jak by mog�o do tego doj��? Amanda roze�mia�aby si�, gdyby sama by�a w innym po�o�eniu. - Zapewniam ci�, �e normalnie. M�wi�am Grayowi, �e zauwa�y�by�, gdyby kto� j� odwiedza�. Russ miesza� skwapliwie w garnku. - Co� ty. �l�cz� ca�y dzie� przy komputerze. A� zagryz� policzek od �rodka, tak si� zamy�li�. - 1 co? - zapyta�a. - Zaduma�em si� nad Benem - odpar�. - Jak ucieszy�by si� z ojcostwa w tym wieku. - Pewno mniej by si� ucieszy�y jego dzieci - wypali�a. - Mia�y k�opoty nawet z akceptacj� Gretchen. Dziecko dola�oby oliwy do ognia. Ale Ben nie m�g� by� ojcem. Terminy si� nie zgadzaj�. Amanda podesz�a do drzwi i nagle poczu�a si� g�upio, �e tak naskoczy�a na Grahama. Przecie� on te� cierpia�. - M�g�bym skoczy� do Gretchen i j� spyta� - zaoferowa� si� Russ. - Dawno z ni� nie rozmawia�em. W zimie nie widuje si� s�siad�w tak cz�sto jak w lecie. A od lata min�o osiem miesi�cy. Poza tym wiecznie tylko albo praca, albo dzieci, albo amory z w�asn� �on�, kiedy zajrzy do domu. - Zadzwoni� telefon. Amanda z mieszanymi uczuciami zbiera�a si� ju� do wyj�cia, kiedy Russ wytkn�� g�ow� przez okno w kuchni. - Dzwoni Graham. Masz pilne wezwanie. Skin�a g�ow� i ruszy�a. Z naprzeciwka przez trawnik sz�a Karen Cotter z tac� przykryt� foli�. Karen by�a �redniego wzrostu i �redniej budowy, rzadko si� malowa�a i wiecznie przytrzymywa�a kasztanowe loki przepaskami, �eby nie opada�y jej na twarz. Amanda zorientowa�a si�, �e Karen niedostatki urody nadrabia uczynno�ci� i niespo�yt� energi�. Dowozi�a okoliczn� dzieciarni� do szko�y, pracowa�a w �wietlicy z dzieciakami, przewodzi�a podw�rkowym wyprzeda�om, by�a przewodnicz�c� rady rodzic�w. Je�li doliczy� do tego czw�rk� w�asnych dzieci w wieku od pi�tnastu do sze�ciu lat, nic dziwnego, �e si� musia�a uwija�. Ostatnio chodzi�a jednak zm�czona i spi�ta. - Jutro w szkole jest kiermasz wypiek�w - powiedzia�a. - Obieca�am Russowi, �e go odci��� i upiek� troch� wi�cej ciasteczek, �eby i Tommy mia� co zanie��. - Ale� ty masz dobre serce - pochwali�a Amanda. - Jak dzieci? - Astma bli�niak�w nasili�a si� z powodu wzmo�onego pylenia, ale poza tym wszystko w porz�dku. A co u ciebie? - Dzi�kuj�, w porz�dku. Karen unios�a brwi, czekaj�c na wie�ci. Lecz Amanda pokr�ci�a g�ow�. - Nie przyj�o si�. - Och, Mandy, tak mi przykro. - Mnie te�. Tyle kobiet tak �atwo zachodzi w ci���. A propos, rozmawia�a� ostatnio z Gretchen? - Nie, jako� nie. Witamy si� tylko w przelocie. - Moim zdaniem jest w ci��y. - W ci��y? - Karen a� si� wyprostowa�a z wra�enia. - Niemo�liwe. Przecie� z nikim si� nie widuje, nigdzie nie je�dzi. Nadal nosi �a�ob� po Benie. - Mandy! - krzykn�� Graham przez oba ogrody. - Wzywaj� mnie - wyja�ni�a Amanda i obj�a Karen. Ciep�o pomy�la�a o tej kobiecie niedocenianej przez najbli�szych, kt�rym us�ugiwa�a najbardziej. A ju� najgorzej traktowa� j� m��, Lee. Amanda wesz�a tylnymi schodami do kuchni. Graham opiera� si� o lad�. Min� mia� nad�san�, najwyra�niej o to, �e Amanda tak bezceremonialnie przerwa�a ich rozmow�. Trzyma� w r�ku jaki� �wistek papieru. - Dzwoni�a Maggie Dodd. Maggie by�a zast�pc� dyrektora szko�y. Amanda wybra�a numer, zg�osi�a si� Maggie. - Przepraszam, �e zak��cam ci spok�j, ale mamy k�opot. Po po�udniu zdarzy� si� wybryk na treningu dru�yny baseballowej. Rej wodzi� Quinn Davis. - Quinn Davis? - powt�rzy�a, �eby Graham us�ysza�. Na pewno zna� to nazwisko. W tak niewielkiej miejscowo�ci lokalny tygodnik musia� kreowa� bohater�w i ostatnio w�a�nie wylansowa� Quinna. - Wraz z gronem koleg�w przyszed� na trening pijany - oznajmi�a Maggie. - Och nie. - Amanda a� j�kn�a. - Och tak. Trener natychmiast przyprowadzi� ich do mnie. Zadzwoni�abym wcze�niej, ale chwil� zabra�o nam skontaktowanie si� z rodzicami Quinna. Prowadzili w ratuszu kampani� na rzecz melioracji mokrade� i nie przyj�li najlepiej, �e ich nagabujemy. Ale ju� s� teraz w drugim pokoju i omawiaj� z trenerem, jak� kar� zastosowa�. Potrzebne nam twoje zdanie. Rodzice chcieliby wszystko zatuszowa�. S�k w tym, �e ca�a dru�yna widzia�a go pijanego. Je�eli go nie ukarzemy, to jaki przyk�ad damy innym? Amanda wiedzia�a, jaki. Nie chcia�a go dawa� ani innym uczniom, ani Quinnowi. Ch�opak musi wreszcie nauczy� si� odpowiada� za w�asne czyny. - A ukarali�cie pozosta�ych? - spyta�a. Maggie udzieli�a wymijaj�cej odpowiedzi. Amanda spojrza�a na Grahama. Z trudem si� hamowa�. �widrowa� j� ciemnozielonymi oczami, domagaj�c si� uwagi. Targa�y ni� sprzeczne uczucia. Najpierw powinna za�egna� konflikt we w�asnym domu. - Zaraz b�d� - rzuci�a do s�uchawki. Graham zacisn�� z�by i odwr�ci� wzrok. Kiedy Amanda od�o�y�a s�uchawk�, spojrza� na ni� z wyra�nym wyrzutem. Wda�a si� w wyja�nienia, chc�c, �eby j� zrozumia�. - Innych zawodnik�w zawieszono do ko�ca sezonu. Rodzice Quinna naciskaj�, �eby nie straci� nawet jednego meczu, nie m�wi�c o sze�ciu. - Czy Maggie nie mog�aby sama tego rozwi�za�? - Potrzebuj� arbitra. - Ci rodzice ciesz� si� sporym autorytetem. Pakujesz si� w k�opotliw� sytuacj�. - Gray, a jaki mam wyb�r? Najwa�niejszy jest tu Quinn. Chcia�abym mu pom�c. - To silny ch�opak. Zreszt�, sp�jrz na jego dokonania. - Mo�e tak to z boku wygl�da. Ma dw�ch starszych braci wykreowanych na gwiazdor�w, kt�rym usi�uje dor�wna�. No i rodzic�w o ambicjach rozmiar�w Teksasu. Znalaz� si� w potrzasku. Rodzice wzi�li go teraz dos�ownie w dwa ognie. Co za niesprawiedliwo��! - Du�o jest niesprawiedliwo�ci na tym �wiecie - mrukn�� sentencjonalnie Graham, odwracaj�c si�. Nagle Amanda zapragn�a o tym porozmawia�. O ich problemach, o sprawach rozbijaj�cych ludziom zwi�zki i o mo�liwo�ciach ich rozwi�zania. Chcia�a porozmawia� o marzeniach, kt�re ulatuj� z dymem. Ale nie mia�a si�y. Dawniej rozmowy z Grahamem przychodzi�y jej bez trudu. Teraz wymaga�y wi�kszego namys�u i serca. - Nie zabawi� d�ugo - obieca�a i wysz�a. TU� po jej odje�dzie Karen, z kolejn� tac� ciasteczek przykrytych foli�, przemierzy�a sw�j ogr�d za domem, kieruj�c si� pod wiktoria�skie drzwi Gretchen Tannenwald. Wesz�a po schodach od ty�u, zapuka�a, wspominaj�c swoje rozmowy z June na tym ganku. June nieomal matkowa�a wszystkim trzem s�siadkom. Nie �y�a od trzech lat i Karen bardzo jej brakowa�o. Kiedy nikt nie odpowiedzia�, zadzwoni�a, po czym zajrza�a przez gotyckie okno. Ju� mia�a ponownie nacisn�� dzwonek, gdy Gretchen otworzy�a. Mia�a na sobie leginsy, lu�n� m�sk� koszul� zachlapan� farb�, a w oczach czujno��. Nie spiesz�c si�, podesz�a do kuchennych drzwi. Karen poda�a jej tac�. - Ciasteczka z czekolad�. Musia�am napiec mn�stwo na kiermasz do szko�y i przesadzi�am troch� ze sk�adnikami, no wi�c obdzieli�am jeszcze dzieci Russa. A poniewa� zosta�o mi czekolady, nie chcia�am, �eby si� zmarnowa�a. - Och - skwitowa�a kr�tko Gretchen. - Wy�wiadczysz mi przys�ug�, je�eli przyjmiesz. - Karen podsun�a tac� w jej kierunku. - Bo je�li zostan� u mnie, to zjem co najmniej tyle, ile dzieciaki, i tylko p�jdzie mi w biodra. Kiedy Gretchen wzi�a od niej tac�, zadzwoni� telefon. Przeprosi�a cicho i posz�a go odebra�. Karen wpatrywa�a si� w jej brzuch, ale lu�na koszula skrywa�a wszystko. Gretchen powiedzia�a: �Halo�, odczeka�a, powt�rzy�a i od�o�y�a s�uchawk�. - Akwizytor? - spyta�a Karen. - No tak, to ta pora. Ledwie cz�owiek usi�dzie do obiadu, a tu drrr, ju� s�. - Nie, nie akwizytor - westchn�a Gretchen. - G�uchy telefon. - O, to r�wnie niemi�e. Cz�sto miewasz takie g�uche telefony? Gretchen zastanowi�a si�. potrz�sn�a g�ow�, po czym odstawi�a ciasteczka na lad�. Dopiero wtedy koszula oblepi�a jej brzuch i wszystko sta�o si� jasne. - No, no - mrukn�a Karen, podnosz�c wzrok odrobin� za p�no. Trzeba przyzna�, �e Gretchen wcale si� nie wypiera�a. Po�o�y�a r�k� na wyra�nie teraz stercz�cym brzuchu. Ale Karen wola�a si� upewni�. - Czy�by� by�a... Gretchen pokiwa�a g�ow�. - W zaawansowanej? - Si�dmy miesi�c. - No tak, si�dmy. - Karen szybko porachowa�a w my�lach. Oznacza�o to pocz�cie w listopadzie. Nie, w pa�dzierniku. - Nie wygl�dasz na si�dmy miesi�c ci��y. - Urwa�a, daj�c Gretchen czas na wyja�nienie sprawy ojcostwa. Kiedy tamta si� nie odezwa�a, Karen wskaza�a koszul� zapryskan� ��t� farb�. - Przygotowujesz pok�j dziecinny? - Aha. - Fajnie. A wiesz ju�, czy to ch�opiec, czy dziewczynka? Gretchen pokr�ci�a g�ow�. - Jasne - dopowiedzia�a Karen. - Nawet si� nie zaj�kn� o badaniach prenatalnych, je�eli kobieta nie sko�czy�a trzydziestu pi�ciu lat. - Zn�w urwa�a. - Czy ta ci��a by�a... - szuka�a s�owa niby to od niechcenia - planowana? - Oczywi�cie, �e nie. No sk�d. Przynajmniej tyle, pomy�la�a Karen, chocia� nie dowiedzia�a si� tego, co chcia�a. - Ale pragniesz tego dziecka? - Jeszcze jak! - A jego ojciec? No dobra, wreszcie si� zdoby�a! Gretchen zamilk�a na chwil�, unios�a brwi, jak gdyby chcia�a spyta�, ale o co dok�adnie pytasz. - Cieszy si�? - podpowiedzia�a K

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!