6829

Szczegóły
Tytuł 6829
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6829 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6829 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6829 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tadeusz Chrzanowski KRESY - CZYLI OBSZARY T�SKNOT 2001 WST�P - CZYLI JAK SOBIE WYOBRA�AM KRESY Zacny Samuel Bogumi� Linde, zdobny herbem �Bukwar� (czyli �s�ownik�), kt�rym go odznaczy� mi�o�ciwie panuj�cy car Wszechrosji i kr�l Polski Aleksander Pierwszy tego imienia, w swym wiekopomnym dziele - S�owniku j�zyka polskiego - tak pisa� pod has�em �KRES, KRY�� - �[-] naznaczone granice, obr�by, okre�lenie, naznaczony koniec, cel�. A to wyja�nienie opatrzy� rozlicznymi cytatami-przyk�adami, odnosz�cymi si� przewa�nie do granicy �ywota, dzie�a i cnoty: �mier� �ywota kres ludzkiego, .:..... �eglarza port ton�cego 1.[Jest to cytat z wiersza bogobojnego ksi�dza Jana Kazimierza Darowskiego: Lot Go��bicy, kt�ry wydano drukiem w s�awetnym mie�cie Kaliszu, Roku Pa�skiego 1656.] Oczywi�cie termin ten odnoszono tak�e do granic w�o�ci i pa�stw, na co Linde poda� r�wnie� stosowny, cytat: �Kr�lestwa pewny sw�j kres maj�� [Curtius Rufus Quintus, O dziejach Aleksandra Wielkiego... ksi�g dwana�cie, przel. A. Wargocki, Krak�w 1614.] Na�ladowa� go w kilkadziesi�t lat p�niej wydany tak zwany �s�ownik warszawski� [S�ownik j�zyka polskiego, pod red. J. Kar�owicza, A. Kry�skiego i W. Nied�wiedzkiego, t. II, Warszawa 1902, s.v] powtarzaj�c multum cytat�w, ale i dodaj�c ich. sporo od siebie/ taki, wzi�ty z Wieszcza Adama: [...] od brzeg�w Gadesu, Do�cign�� a� do �wiat�w nieznajomych kresu. Ponadto s�ownik ten daje istotne wyja�nienie: �Kresami w dawnej Polsce nazywano obronn� lini� przeciwko Tatarom i Wo�oszczy�nie od Dniepru do Dniestru�. Ale �kresem� okre�lano wszelkie podzia�y, a ju� zw�aszcza te, kt�re rozgranicza�y pa�stwa. I tak klucz d�br biskup�w krakowskich wok� Muszyny nazywano czasem �pa�stwem muszy�skim� lub Kresem Muszy�skim, skoro ju� za grzbietem Karpat poczyna�y si� w�o�ci w�gierskie. Pozostaje jednak faktem, �e okre�lenie �kresy� wesz�o w powszechny obieg w pierwszej po�owie XIX wieku, promowane przez r�nych autor�w, ale najwa�niejsz� w tym rol� odegra� Wincenty Pol w takich utworach, jak Pie�� o ziemi naszej (1843) oraz poemat Mohort (1855) [Rol� t� podkre�la J. Kolbuszewski w niedawno wydanej ksi��ce Kresy, Wroc�aw 1995.] Wkr�tce Jan Zachariasiewicz, wydaj�c obok powie�ci tak�e publicystyk� po�wi�con� sprawom pogranicza polsko-ukrai�skiego, ksi��k� Na kresach (1860) przyczyni� si� do spopularyzowania terminu dobrze ju� w przesz�o�ci znanego, ale odt�d zabarwionego zupe�nie innym odcieniem uczuciowym. �Kresami� zwyk�o si� bowiem nazywa� dawne koronne, a wi�c po�udniowo-wschodnie obszary I Rzeczypospolitej, czyli ziemie ukrainne, i dopiero w�a�nie Zachariasiewicz przeszczepi� je na okre�lenie innych pogranicz kraju. Ostatnio za� tereny zachodniego pogranicza Wielkopolski, mianowane Kresami, doczeka�y si� om�wienia w osobnej serii wydawniczej. [�wiadczy o tym na przyk�ad rozpocz�ta pod redakcj� S. Sterny-Wachowiaka seria: Tropami pisarzy na Kresach zachodnich. Dzie�a - biografie - pejza�e, Pozna� od 1994 r.] Nie zamierzam wdawa� si� w zbyt daleko id�ce rozwa�ania nad semantycznym obszarem okre�lenia u�ytego w tytule tej ksi��ki, przyjmuj� bowiem, �e zgodzimy �si� pospo�u z czytelnikami, by przez Kresy rozumie� terytoria wschodnie naszego pa�stwa w dawnych wiekach, ale nie b�dziemy go ogranicza� wy��cznie do ziem ukrainnych, ale tak�e odnosi� do dawnego Wielkiego Ksi�stwa, a wi�c Litwy, Bia�orusi, oraz cz�ciowo Inflant, zwanych niegdy� Polskimi. Chodzi mi wi�c o te obszary, kt�re le�a�y na wsch�d od centrum Polski i stanowi�y niezwyk�� wprost mieszanin� wyzna�, grup etnicznych, terytori�w pa�stwowych, gdzie w wi�kszych lub mniejszych skupiskach �yli Polacy. Ju� sama geograficzna charakterystyka owych ziem odznacza�a si� pewn� odmienno�ci�, szczeg�lnie w zestawieniu z Mazowszem, Ma�opolsk�, a g��wnie z Wielkopolsk� i �l�skiem. Na tych ziemiach raz po raz ni�s� si� wicher romantycznych nastroj�w, nostalgiczno-melancholijnych zadum. By�o chyba troch� tak jak ze Skandynawami, dla kt�rych drzewo uto�samia�o si� z b�stwem, a b�stwo z natur�, co w jakiej� mierze wynika�o z surowo�ci ich kraj�w, z dramatyzmu g�r brodz�cych w p�nocnym, lodowatym morzu. Na Kresach Wschodnich dawnej Pierwszej Rzeczypospolitej t�sknica pospo�u z dzikim pragnieniem czego� niezupe�nie okre�lonego wia�a poprzez rozleg�e stepowe przestrzenie, nie napotykaj�c �adnych przeszk�d, co najwy�ej k�p� drzew czy k�p� bodiak�w, a za�amuj�c si� nad jarami rzek i potok�w. I tu uwaga o zasadniczym znaczeniu: wychowa�em si� na pograniczu kresowym w ziemi hrubieszowskiej dawnego wojew�dztwa be�skiego, do szk� ucz�szcza�em w �licznym Lwowie i nosz� w sobie - chocia�em z urodzenia i zakorzenienia ju� p�wiecznego krakowiaczek - r�wnie� sporo tej romantyczno-melancholijnej meszkolancji, sporo t�sknot i najwi�ksze bogactwo: wspomnienia. Zarazem od bardzo wielu ju� lat, a postawa ta wyklarowa�a si� mi�dzy innymi dzi�ki publicystyce wielkich pisarzy z kr�gu �Kultury� paryskiej, uwa�am, �e winni�my naszym wschodnim s�siadom zrozumienie i pomoc, a nie jak�� szabelkowat� postaw� rewindykacyjn�. Uznaj� prawo ka�dego narodu do w�asnego �miejsca na ziemi�, uznaj� r�wno�� ka�dego narodu w korzystaniu z przys�uguj�cych mu praw i obowi�zk�w, i zarazem wiem, a pisa�em 0 tym obszernie w kwartalniku �Borussia� [T. Chrzanowski, Granice, �Borussia� 1995, nr 10, oraz wypowiedzi w dyskusji.], �e nie istniej� granice politycznie sprawiedliwe i zadowalaj�ce wszystkich, cech� ich bowiem jest to, �e najcz�ciej przebiegaj� przez obszary, na kt�rych rozmaite formacje etniczne wzajemnie si� przenikaj�. Narody maj� na swych obrze�ach bardzo cz�sto struktur� plazmy, kt�ra mi�kko wlewa si� na obszary dotychczas przez ni� nie wype�nione i natrafiaj�c tam na inne plazmy, albo si� z nimi ��czy, albo kszta�tuje skomplikowany uk�ad enklaw, diaspor i kolonii. Granice pa�stwowe, a wi�c polityczne, s� jednak z�em koniecznym i bez nich kraje nie mog�yby sprawnie funkcjonowa�. Ich zadaniem nie jest jednak zamykanie jakich� obszar�w ani wyodr�bnianie przestrzeni niedost�pnych, lecz jedynie prawid�owe zabezpieczanie system�w administracyjnych, zar�wno rz�dowych, jak i samorz�dowych. I dlatego nie zamierzam podawa� tu czytelnikowi dania �smakowitego�, cho� jak�e przepojonego trucizn� wzajemnych pretensji i ��da�. �aden nar�d w swych granicach (stanowionych w w�tpliwym �majestacie prawa�) nie zawiera historii wy��cznie chwalebnej, ale tak�e tak�, do kt�rej najcz�ciej nie chce si� przyznawa�, kt�ra nie przynosi mu chwa�y, jest bowiem wynikiem krzywd wyrz�dzanych innym, tym, kt�rzy dotychczas wsp�gospodarowali na danym obszarze i byli s�siadami, a nie �miertelnymi wrogami, kt�rych z nich uczynili ideologowie chorobliwych, przede wszystkim nacjonalistycznych koncepcji. Nacjonalizm sta� si� - obok ludob�jstwa i terroryzmu - jedn� z najczarniejszych plam naszego stulecia. Polska, kraj przesuwany nieustannie - jak przedmiot - po mapie Europy, wymazywany z niej, a potem na nowo wpisywany, ma w tym zakresie bolesne do�wiadczenia. Nar�d polski bezlito�nie wyrzucano z jego ma�ych ojczyzn: w 1939 r. z obszar�w w��czonych do �Reichu� i p�niej, w 1941, gdy zacz�to wysiedla� ca�e wsie na Zamojszczy�nie, przewidzianej jako przysz�a w�o�� Niemc�w sprowadzanych z Wo�ynia. Wcze�niej systematyczn� akcj� eliminacji mniejszo�ci polskich z ziem w��czonych do �czerwonego imperium� traktatem ryskim podj�y w�adze sowieckie. G��wny jednak problem przesiedlenia na wielk� skal� i wykorzenienia ludno�ci polskiej zamieszkuj�cej wschodnie obszary Drugiej Rzeczypospolitej pojawi� si� niemal nazajutrz po 17 wrze�nia 1939 r., kiedy to w��czono je do Republik Sowieckich: Ukrai�skiej i Bia�oruskiej, a nast�pnie Litewskiej, gdy i j� wch�on�o imperium. Wkr�tce po tej dacie, podczas pierwszej okupacji sowieckiej w latach 1939-1941, setki tysi�cy mieszka�c�w zosta�o wywiezionych w g��b imperium sowieckiego, przede wszystkim na obszary azjatyckie, gdzie ju� przedtem, a tak�e p�niej, Stalin przerzuca� ca�e narody: krymskich Tatar�w, Niemc�w nadwo��a�skich i Czecze�c�w. R�wnie� w czasie II wojny �wiatowej rozpocz�y si� - pierwsze na tak� skal� - czystki etniczne, zainicjowane g��wnie na Wo�yniu, a tak�e cz�ciowo w rejonie Przemy�la przez ukrai�skich nacjonalist�w spod znaku Organizacji Ukrai�skich Narodowc�w i jej zbrojnej organizacji UPA - Ukrai�skiej Powsta�czej Armii. Po powt�rnym wkroczeniu wojsk sowieckich i definitywnym w��czeniu Wo�ynia i Podola oraz ziemi lwowskiej do republiki ukrai�skiej w�adze sowieckie przeprowadzi�y szeroko zakrojon� akcj� wysiedlania z tych obszar�w ludno�ci polskiej, co okre�lono mianem repatriacji, gdy w rzeczywisto�ci chodzi�o o ekspatriacj�. Do tej listy zbrodni przeciwko �naturalnym prawom� ludzko�ci i my do�o�yli�my nasze dzia�ania wysiedle�cze: najpierw wyp�dzenie ludno�ci niemieckiej z tak zwanych Ziem Odzyskanych, a wkr�tce potem os�awion� Akcj� �Wis�a�, kt�ra doprowadzi�a do wygnania ludno�ci ukrai�skiej z obszar�w podkarpackich i przemieszczenia jej cz�ciowo na tereny Zwi�zku Sowieckiego (tak zwanej Republiki Ukrai�skiej), a cz�ciowo rozproszenia po owych Ziemiach Odzyskanych, szczeg�lnie na obszarze Dolnego �l�ska (region legnicko-g�ogowsko-przemkowski), na Pomorzu Zachodnim i w Olszty�skiem. Mo�na mno�y� uzasadnienia, dlaczego tak si� sta�o. Ale prawdziwych uzasadnie� nie ma i by� nie mo�e, dzia�a tu jedynie szowinistyczne zak�amanie. Po prostu wyp�dzono mieszka�c�w z bardzo rozmaitych obszar�w, na kt�rych rodzili si� i mieszkali od pokole�. I na takie dzia�anie nie ma ani wyt�umaczenia, ani usprawiedliwienia. Dzi� - po przesz�o p�wieczu od tych wydarze� - trudno m�wi� o mo�liwo�ci jakiej� restytucji niegdysiejszego stanu, trudno bowiem korygowa� histori� ju� dw�ch pokole�: przecie� one urodzi�y si�, wychowa�y, a niejednokrotnie ju� nawet odesz�y z tego �wiata w danych im z �aski polityk�w oraz ideolog�w �ma�ych ojczyznach�: pod Szczecinem i Legnic�, pod Lwowem i �uckiem, pod Mi�skiem i Wilnem, a tak�e, co mo�e si� wielu nie podoba�, pod Kr�lewcem i Tyl��. To, co tu napisa�em, nie jest zaproszeniem do dyskusji, nie takim ja bowiem szalony, by kogokolwiek zaprasza� do b��dzenia po labiryntach dziej�w. Jestem zwolennikiem zachowania granic ju� istniej�cych w Europie �rodkowej, uwzgl�dniaj�c ich prawdziw� czy mnieman� niesprawiedliwo�� historyczn�, tylko bowiem ich stabilno�� mo�e zabezpieczy� tej cz�ci naszej planety jaki� porz�dek. Tak - jestem pragmatykiem - ale ani si� tego nie wstydz�, ani nie zamierzam usprawiedliwia�, a ju� z pewno�ci� nie jest moim zamiarem podsycanie jakichkolwiek apetyt�w rewindykacyjnych. Ja tylko pragn� z ca�ego serca, aby moi rodacy �yj�cy poza granicami wschodnimi (i nie tylko) Trzeciej Rzeczypospolitej mogli korzysta� na tych terytoriach, gdzie s� zakorzenieni od pokole� albo dok�d ich w naszym stuleciu zes�ano, z praw, jakie winny przys�ugiwa� wszystkim, absolutnie wszystkim mieszka�com owej nieustannie sk��conej planety. A drugim moim celem jest ch�� ukazania tego prostego faktu, �e historia jest nienaprawialna i wszystkie podejmowane w ci�gu wiek�w pr�by jej korygowania ex post by�y zawsze skazane na kompromitacj�. W odniesieniu za� do obszar�w, o kt�rych chcia�bym nieco opowiedzie�, jedno jest pewne: z�o�y�y si� na nie najpierw pa�stwa i ksi�stwa, kt�re od schy�ku XIV wieku zacz�y si� zrasta� w pewn� koncepcj� unii federacyjnej, rokuj�cej wielkie nadzieje na przysz�o��. Koncepcja ta si� jednak nie zrealizowa�a, znacznie bowiem wyprzedza�a sw� epok�. Niemniej przez niemal dw�chsetletni proces, zako�czony ostatecznie uni� lubelsk� (1569), rozmaite etnicznie, wyznaniowe i kulturowo obszary zjednoczy�y si� w pewn� ca�o��, kt�ra funkcjonowa�a a� po okres rozbior�w. Prosz� zauwa�y�, �e nie wprowadzam tu �adnych ocen, poza jedn�: idea federacji by�a w swej istocie czym� wspania�ym, ale podj�tym przedwcze�nie. Inne procesy dokonuj�ce si� w ci�gu dw�ch nast�pnych stuleci mog� by� interpretowane rozmai-.; ci�, a czasem diametralnie odmiennie, w zale�no�ci od punktu widzenia: litewskiego, bia�oruskiego i ukrai�skiego oraz polskiego. Niemniej okres ten brzemienny jest w zjawisko narodzin czy krzepni�cia poczucia narodowego [S. Kot, �wiadomo�� narodowa w Polsce w XV-XVII w., �Kwartalnik Historyczny� LII, 1938.] Wypadki historyczne i sytuacja geopolityczna sprawi�y, �e w Rzeczypospolitej Obojga (a na dobr� spraw� wielu) Narod�w [J. Tomaszewski, Rzeczpospolita wielu narod�w, Warszawa 1985] nacja polska odgrywa�a kulturowo rol� przoduj�c�. To si� naszym wschodnim pobratymcom z pewno�ci� nie podoba, ale jest faktem. Ostatecznie j�zyk polski stal si� w XVI i XVII w., nie tylko lingua franco, wschodniej Europy, ale jej j�zykiem dyplomatycznym i �salonowym�. Znana jest wypowied� Janusza Radziwi��a w li�cie do brata Krzysztofa, co powtarzam za Stanis�awem Kotem, �e cho� jest Litwinem i umrze takowym, to jednak �idioma polskiego za�ywa� w ojczy�nie naszej musiemy�. I nie nale�y przez to rozumie� jakiego� przymusu ze strony kr�la czy w�adz pa�stwa - by�a to konieczno�� w kraju, w kt�rym rdzenna ludno�� litewska stosunkowo niewielki obejmowa�a procent i gdzie ludno�� ruska r�wnie� nie dysponowa�a (cho� w�a�nie w tym j�zyku prowadzone by�y do drugiej po�owy XVI w., akta pa�stwowe i ksi�gi s�dowe) j�zykiem og�lnie zrozumia�ym. No i rzeczona przewaga kulturowa Polak�w, ich bezpo�rednie kontakty z Europ� Zachodni�, kt�ra od wczesnego �redniowiecza przodowa�a na kontynencie, wszystko to sk�ada�o si� na atrakcyjno�� polsko�ci, a przez asymilacj� owej �rodkowowschodnioeuropejskiej lingua franco, ju� tylko jeden krok prowadzi� do polszczenia si� elit. Mo�na powiedzie�, �e ekspansje etniczne by�y r�norodne i r�nokierunkowe. I tak np. na po�udniu migracja pasterskich lud�w pochodzenia rusko-wo�oskiego posuwa�a si� halami Karpat daleko na zach�d - a� po Kro�cienko, gdy z kolei ekspansja tak zwanych Lach�w pod��a�a Pog�rzem ku wschodowi, a� pod Lw�w. Na ca�ym za� obszarze Ukrainy pojawiali si� przybysze, g��wnie z ubogiego Mazowsza, w poszukiwaniu lepszych warunk�w �ycia na �yznych obszarach Wo�ynia i Podola, a z ca�ej Korony zje�d�a�y si� tam duchy niespokojne, zbiegowie, a wi�c ci, co weszli w kolizj� z prawem lub kim� mo�nym, kt�ry sam swe w�asne prawa stanowi�. Kozacy to byli pierwotnie w du�ym stopniu poszukiwacze przyg�d. I spo�r�d nich przybysze z etnicznych ziem Polski do�� szybko ulegali rutenizacji. Tak wi�c procesy osmotyczne by�y obustronne i rozmaite, a jednocze�nie wp�ywa�y na tworzenie si� zwartych grup o poczuciu w�asnej odr�bno�ci narodowej. Do nich nale�y jeszcze doliczy� inne mniejszo�ci, przede wszystkim miejskie: w miastach bowiem osiadali od dawna Niemcy i �ydzi, nieco p�niej Ormianie prze�ladowani przez Turk�w we w�asnej ojczy�nie, a tak�e mniejsze grupki, jak na przyk�ad Szkoci czy Niderlandczycy, przybywaj�cy do tolerancyjnego kraju, jakim by�a Rzeczpospolita, odk�d w ich ojczy�nie szerzy� si� zacz�a nietolerancja zwi�zana z reformacj�. Niebagatelna by�a te� fala ludno�ci nap�ywaj�ca w zwi�zku z toczonymi przez Rzeczpospolit� wojnami: niejednokrotnie najemnicy, anga�owani do dzia�a� zbrojnych, pozostawali w kraju, obdarowywani przez kr�la za wiern� s�u�b� ziemiami dotychczas nie zasiedlonymi. To tak� drog� Tatarzy trafili na Podlasie i Wile�szczyzn�. W �lad za r�nicami etnicznymi sz�y oczywi�cie religijne. W wyniku aneksji przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej, a jeszcze mocniej po zawi�zaniu si� unii pomi�dzy Koron� i Wielkim Ksi�stwem Litewskim, oba te kraje stan�y na tej europejskiej rozpadlinie, kt�ra powsta�a w wyniku podzia�u chrze�cija�stwa na dwa odr�bne wyznania: wschodnie i zachodnie, greckie (czyli bizanty�skie) i �aci�skie (czyli rzymskie). I ten podzia� w ci�gu stuleci tylko si� utrwali�, bez - na razie, pomimo stara� Jana Paw�a II - nadziei na zjednoczenie. W rzeczywisto�ci nie chodzi�o wcale o r�nice doktrynalne, a dzi� sp�r o filio�ue budzi� mo�e u wsp�czesnych tylko zdumienie, je�li nie przera�enie, chodzi�o mianowicie o pretekst, by podtrzymywa� roz�am i napi�cie pomi�dzy Wschodem i Zachodem, co kosztowa�o tysi�ce ludzkich egzystencji i w rezultacie doprowadzi�o do upadku cesarstwa bizanty�skiego, tego prawdziwego �przedmurza chrze�cija�stwa�, bastionu Europy przeciwko islamowi. M�wi si�, �e Polska by�a krajem bez stos�w, �e nie prze�ladowano tu za religi�, �e jeden z najwspanialszych dokument�w politycznej my�li w dawnych wiekach to postanowienie konfederacji warszawskiej z 1573 r., kt�re mimo nieustannych atak�w - szczeg�lnie ze strony Ko�cio�a - zagwarantowa�o obywatelom Rzeczypospolitej �klejnot swobodnego sumienia� [J. Tazbir, Pa�stwo bez stos�w. Szkice z dziej�w tolerancji w Polsce XVI i XVII wieku, Warszawa 1967. Tekst konfederacji opublikowali M. Korolko i J. Tazbir, Konfederacja warszawska 1573 roku - wielka karta polskiej tolerancji, Warszawa 1980; M. Korolko, Klejnot swobodnego sumienia. Polemiki wok�t konfederacji warszawskiej w latach 1573-1658, Warszawa 1974.] Oczywi�cie mo�na znale�� wiele przyk�ad�w nietolerancji w dziejach naszego kraju, w ci�gu dziej�w nie by�o tu jednak wojen religijnych, a r�nice wyznaniowe stanowi�y tylko t�o dla konflikt�w. Podstawowymi przyczynami by�y tu wzgl�dy ekonomiczne, a zarzewiem polityka pa�stw o�ciennych, kt�rym zale�a�o na niepokojach i na os�abieniu pot�nego pa�stwa w samym �rodku Europy. [Ukraina w po�owie XVII wieku w relacji arabskiego podr�nika Paw�a, syna Makarego z Aleppo. Wst�p, przek�ad, komentarz M. Kowalska, Prace Orientalistyczne, t. XXXIII, Warszawa 1986.]. Ale prawd� jest r�wnie� i to, �e brak stos�w wyr�wnywali nasi przodkowie restrykcjami polityczno-gospodarczymi. Innowiercy mieli zamkni�ty dost�p do wy�szych urz�d�w, czego najdobitniejszym przyk�adem jest fakt, �e nawet unickich biskup�w nie dopuszczano do miejsc w senacie, w kt�rym zasiadali wszyscy biskupi-ordynariusze katoliccy, a prymas odgrywa� niema�� rol� jako interreks w dobie bezkr�lewia. Tak wi�c presja dokonywa�a si� �czapk� i papk��, a metoda taka jest niejednokrotnie o wiele skuteczniejsza od brutalnego przymusu. Ogromnie du�o prac napisano o roli katolicyzmu w Polsce, zw�aszcza w okresie potrydenckim, i faktem jest, �e religia w swym rzymskim wydaniu odegra�a podstawow� rol� w naszych dziejach, a chocia� mo�na wskaza� na niekt�re niekorzystne tego stanu rzeczy nast�pstwa (np. formowanie si� mentalno�ci tak zwanego �Polaka katolika�), to nie spos�b zaprzeczy�, �e by� katolicyzm elementem scalaj�cym spo�ecze�stwo (tak przecie� rozmaite), �e by� zawsze patriotyczny, a w dobie zabor�w przyczyni� si� walnie do zachowania odr�bno�ci narodowej i chroni� Polak�w przed zatraceniem w�asnej to�samo�ci. Nie b�d� wi�c ani rozwodzi� si� nad tymi zagadnieniami, ani cytowa� ogromnej literatury, kt�ra wok� nich naros�a. Chcia�em tylko wskaza� na to, �e polski Drang nach Osten odbywa� si� w zdecydowanej wi�kszo�ci bez wojen, bez podboj�w, ale manifestowa� si� sta�ym przesuwaniem granicy zasi�gu styl�w zachodnioeuropejskich ku Wschodowi. I to w�a�nie Ko�ci�, poprzez sw� struktur� administracyjn� (diecezjaln� i parafialn�), jak te� poprzez ekspansj� zakon�w, si�ga� coraz g��biej w ziemie ruskie. Styl roma�ski zatrzyma� si� na Wi�le, a je�li j� przekracza�, to na zasadzie inspiracji wp�ywaj�cych na architektur� niezale�nych w�wczas ksi�stw ruskich (wie�e-sto�py w Lublinie i w Sto�piu, katedra w Haliczu). Styl gotycki przekroczy� Bug i zag��bi� si� w obszary Wielkiego Ksi�stwa Litewskiego, przyczyniaj�c si� do budowy wielu ko�cio��w katolickich i zamk�w, ale tak�e cerkwi (Supra�l, Kode�, Ma�omo�ejk�w). Na Ukrainie post�pi� jeszcze dalej: znajdujemy go w Kamie�cu Podolskim oraz w Chocimiu. Barok dotar� a� do Po�ocka i Smole�ska i natrafiamy na jego obecno�� na ca�ej Ukrainie. W XVIII w., za panowania co nieco zokcydentalizowanego cara Piotra Wielkiego, barok rozkwit� w samym centrum Rosji, ��cz�c si� z og�lnie utrzymanymi (zw�aszcza w uk�adzie przestrzennym) tradycjami architektury rusko-bizanty�skiej. I w tym momencie na czas jaki� zatarta zosta�a granica podzia��w stylowych mi�dzy wschodni� i zachodni� Europ�. W po�owie XIX w. pojawi�a si� zn�w, gdy architekci rosyjscy (podobnie jak ci z innych kraj�w europejskich) rozpocz�li poszukiwania stylu narodowego, a tym okaza� si� styl z p�nego �redniowiecza, z ca�ym aparatem ozdobno�ci bogatej i ci�kiej, z nieodzownymi kokosznikami i balaskowymi kolumnami, a przede wszystkim z cebulastymi he�mami. Ten �styl moskiewski� w�adze carskie zacz�y wprowadza�, zw�aszcza po powstaniu styczniowym i po ostatecznej likwidacji Ko�cio�a unickiego w latach siedemdziesi�tych XIX w., na ca�ym obszarze imperium, a wi�c nawet i tam, gdzie przedtem nigdy nie zaistnia�. W �moim� Hrubieszowie stoi taka niebiesko-z�ota cerkiew, wystawiona w latach siedemdziesi�tych XIX stulecia. Z punktu widzenia historyka sztuki jest obcym wtr�tem na obszarze, kt�ry mia� w�asne tradycje i odr�bny charakter, ale z punktu widzenia szacunku dla historii nikt o zdrowych zmys�ach nie b�dzie si� domaga� zburzenia tego zabytku, bo ta budowla sta�a si� ju� zabytkiem. Podobnie nikt nie domaga si� zburzenia dawnych zamk�w krzy�ackich ani zamku kr�lewskiego w Poznaniu, chocia� s� dokumentami dawnego i niedawnego germa�skiego Drang nach Osten. I z tej samej przyczyny by�em przeciwny burzeniu drewnianej kopu�y na ko�ciele Karmelit�w w Przemy�lu, bo by� to wyczyn nacjonalistycznej i g�upiej zajad�o�ci typowych �poprawiaczy historii�. Nale�y sobie u�wiadomi�, �e historia jest niepoprawialna. Powtarzam to raz jeszcze, chocia� wiem, �e m�j g�os pozostanie bez echa po�r�d narodowych, wyznaniowych i wszelkich innych zajad�o�ci. Akty wandalizmu, jakimi s� rozbi�rki zabytk�w, kt�re nie pasuj� do czyjej� wizji przesz�o�ci, nie stan� si� nigdy niczym wi�cej, jak tylko aktami ciemnoty, niezale�nie od tego, kto i z powodu jakich mrocznych uzasadnie� takie dzia�ania podejmowa�. Historia realizuje si� poprzez dzia�ania jednostek i grup, wi�c jej zapis jest zawsze autentyczny, �poprawiactwo� za� jest z g�ry naznaczone fa�szem. I wsz�dzie tam, gdzie w ci�gu wiek�w �yli ludzie m�wi�cy odmiennymi j�zykami, wyznaj�cy inn� religi�, wkorzenieni w jak�� w�asn� kultur�, nie by�o �lepszych� ani �gorszych�, byli tylko �r�ni�. I nie da si� ustali�, kt�rzy do danego obszaru mieli wi�ksze czy lepsze prawa, najcz�ciej jest bowiem tak, �e wszyscy zasiedlaj�cy jak�� krain� maj� do niej jakie� w�asne pretensje. Oczywi�cie zdarza�y si� sytuacje, w kt�rych jedni byli odwiecznymi mieszka�cami jakich� ziem, gdy inni przyszli p�niej i niejednokrotnie si�� te ziemie opanowali. Jest rzecz� oczywist�, �e Inkowie czy Majowie nale�eli do takich w�a�nie odwiecznych pan�w ziem w centralnej i po�udniowej Ameryce, a w p�nocnej tak dobrze nam znani z western�w Siuksowie, Komanczowie czy Czejenowie, i to oni byli prawowitymi w�a�cicielami prerii i bizonich stad, ale sta�o si�: przybyli na ten kontynent biali konkwistadorzy i brutaln� przemoc�, dzi�ki o wiele wy�szym zdobyczom cywilizacyjnym, podbili te ziemie i uczynili niewolnikami dawniej wolnych mieszka�c�w. Ocena historyka jest czym� innym ni� wnioski z takich ocen wywodzone i historyk ma prawo pot�pia� wojownik�w, w�adc�w czy urz�dnik�w narzucaj�cych przemoc� now� w�adz�, ale nikt nie ma prawa zaciera� �lad�w tych, kt�rzy zostali podbici, ani tych, kt�rzy byli konkwistadorami. Da�em tu wyj�tkowo brutalny przyk�ad rozwoju historii, je�li bowiem zastanowi� si� nad dziejami owych Kres�w Wschodnich, kt�re stanowi� temat niniejszej ksi��ki, to nie znajdziemy tu przyk�ad�w ludob�jstwa, cho� znajdziemy - po obu stronach - przyk�ady krwawych i okrutnych konflikt�w. Niemniej ju� od �redniowiecza jawi�a si� tendencja, zar�wno w Koronie, jak i w Wielkim Ksi�stwie Litewskim, do nieingerowania w etniczne i wyznaniowe r�nice, a je�li takowe zaistnia�y, by�y na szcz�cie zjawiskami przej�ciowymi. Nale�� do odchodz�cego ju� pokolenia, kt�re tak� erupcj� nienawi�ci prze�y�o, kt�re si� z ni� bezpo�rednio zetkn�o, i napisa�em o tym ju� dawno artyku�, kt�ry - zmasakrowany przez �wczesn� PRL-owsk� cenzur� i w tej okaleczonej formie opublikowany [T. Chrzanowski, Poblask lun, �Tygodnik Powszechny� 1981, nr 38.] - stanowi� pr�b� rozliczenia si� z czasami pogardy. Teraz tamtych tez powtarza� nie b�d�, chocia� musz� przedstawi� my�l podstawow�: nie ma rozmaitych historii (cho� s� i oczywi�cie b�d� zawsze rozmaite interpretacje dziej�w) i nie ma zabytk�w i �wi�ty�, po przydro�n� mogi�k�, kt�re mo�na by kwalifikowa� jako �nasze� i �wasze�. Bracia Ukrai�cy, Bia�orusini, Litwini, �otysze, bracia Rumuni, W�grzy i Czesi, bracia Niemcy i ktokolwiek jeszcze do tej dziwacznej koine nale�y: historia, kt�ra si� t�dy przetacza�a i przetacza nieustannie, jest nasz� wsp�ln� histori�. Zabytki, kt�re przetrwa�y na tych obszarach, tak okrutnie niszczonych i gwa�conych, s� nasze. Nasze wsp�lne. Nie roszcz� pretensji do ziem, kt�re niegdy� wchodzi�y w sk�ad naszego pa�stwa, tak jak nie �ycz� sobie, by ktokolwiek ro�ci� pretensje do ziem wchodz�cych dzi� w obr�b Trzeciej Rzeczypospolitej. Ale nigdy nie zrezygnuj� z pami�ci o tych faktach, kt�re s� elementami sk�adowymi mej ojczystej historii, tak jak i wam nie odmawiam prawa do tego, co przetrwa�o mi�dzy Bugiem i Sanem a Wis��, jako do sk�adnika waszych dziej�w. Bo dla mnie oznacza to jedno: oznacza, �e tu wszystko jest nasze wsp�lne i niepodzielne. Umiejmy to wszystko szanowa� i umiejmy si� z tego wszystkiego radowa�. I ju� ostatni problem do tego jakby wst�pu: czy naprawd� istnieje genius loci [Jednym z najbardziej podstawowych dzie� o tym problemie jest studium norweskiego uczonego, z kt�rego korzysta�em w przek�adzie w�oskim (istniej� oczywi�cie wydania w wersji angielskiej i niemieckiej): C. Norberg-Schulz, Genius loci. Paesaggio Ambiente Architettura, przek�ad A. N. Norberg-Schulz, Milano 1986.] Jestem przekonany, �e istnieje, mia�em bowiem zbyt wiele do czynienia nie tylko z wielkimi centrami kultury �wiatowej, ale tak�e z owymi �ma�ymi ojczyznami�, i studiowanie ich odr�bno�ci i w�a�ciwo�ci ju� dawno przekona�o mnie o tym, �e nasze �ycie uk�ada si� zgodnie z pewnymi cechami �rodowiska, z kt�rego wyrasta. To oczywiste, �e inna jest architektura Ma�opolski od wielkopolskiej czy mazowieckiej, ale ponadto, �e na tym obszarze jawi� si� jeszcze odr�bne regionalne w�a�ciwo�ci, jak chocia�by te, kt�re odr�niaj� od siebie kultury pog�rzy i kultury nizin. I dlatego chcia�bym postawi� jeszcze jedno bardzo trudne pytanie - o Ducha obszar�w. Czy taki Duch istnieje i jak si� przejawia? Jaki jest jego wp�yw na mentalno�� ludzi i na kultur� danego regionu? Ten Duch to w znacznej mierze synteza charakteru ludzi, uformowanego w specyficznych warunkach ich �ma�ych ojczyzn�. Inny bowiem b�dzie Duch g�r i ich surowego pi�kna, Duch zawadiacki, �mia�y, lekce sobie nieraz wa��cy ludzkie i naturalne prawa, Duch ironiczny i prze�miewczy, jak�e inny od Ducha r�wnin o rolniczym g��wnie charakterze, szybuj�cego nisko nad plonono�n� rol�, Ducha urodzaj�w i kl�sk �ywio�owych, Ducha pracowito�ci i wierno�ci. Ale przecie� na owych r�wninach te� r�nie bywa�o: na jednych nios�a si� nostalgiczna nuta odleg�ych horyzont�w, to zn�w nieprzeniknionymi �cianami stawa�y lasy. Jedne obszary by�y obficie wyposa�one w wod� jezior, rzek i potok�w, drugie stale spragnione i oczekuj�ce - jak popiskuj�ca z niebosk�onu kania - na �yciodajny deszcz. W tej r�norodno�ci przemieszkiwa�y rozmaite zwidy, rozmaite omamy, jedne tylko dokuczliwe, drugie - stanowi�ce prawdziwe zagro�enie. Ten �wiat tak bliski naturze na naszych oczach kurczy si�, niestety, z dotychczasowych schronie� - matecznik�w znika nie tylko gruba zwierzyna, ale tak�e rusa�ki i po�udnice, upiory i lokalne diabl�ta. Trudno sobie wyobrazi� dzi�, w naszym chronicznym przeludnieniu, dom nawiedzony, dom, w kt�rym straszy. Wraz z kurczeniem si� metra�u mieszkalnego, w �lad za wyrzucaniem starych grat�w na �mietnik, bo ka�dy metr kwadratowy nadaj�cy si� do zamieszkania jest cenny, czy w takich warunkach maj� gdzie si� podzia� domowe duchy: te dobre duchy miejsc i zak�tk�w, jako te� i z�owr�bne upiory? Pami�� o nich jednak pozostaje i trwa w legendach, a przede wszystkim w poezji, ta bowiem zawsze mieszka�a �na kresach�, a gdy przenios�a si� do miast, gdy sta�a si� lokatork� ludzkich mrowisk, tak wiele utraci�a ze swej dawnej mocy nad ludzkimi duszami, �e sta�a si� dzi� nieledwie kunsztem dla wtajemniczonych oraz igraszk� �trefionych umys��w�. Nie mam na to dowod�w i takich nawet nie szukam, nie zamierzam bowiem aspirowa� do roli kresowego Akwinaty, kt�ry na arystotelizmie usi�owa� budowa� solidny gmach logicznej wiary. Ju� mi bli�ej do mi�ego Platona - cho� staro�ytne jeszcze przys�owie powiada, �e od przyjaciela Platona wi�kszym przyjacielem jest Pani Prawda, a jeszcze mi bli�ej do przewielebnego George�a Berkeleya z jego przekonaniem, �e �wiat istnieje jako owoc naszych postrze�e�. Ale pod�wiadomie wyczuwam obecno�� samego Boga na tych obszarach, kt�re przekraczaj� ludzk� miar� bliskiego horyzontu i bliskiego s�siedztwa innych ludzi. T� szczeg�ln� sytuacj� uj�� najwspanialej Juliusz S�owacki w Beniowskim, tym wci�� jeszcze nie docenionym poemacie narodowym i zarazem eposie Kres�w: Bo�e! kto Ciebie nie czul w Ukrainy B��kitnych polach, gdzie tak smutno duszy, Kiedy przeleci przez wszystkie r�wniny Z hymnem wiatrzanym, gdy skrzyd�ami ruszy Proch zakrwawionej przez Tatar�w gliny, W popio�ach z�ote s�o�ce zawieruszy, Zamgli, szczerwieni i w niebie zatrzyma Jak czarn� tarcz� z krwawemi oczyma... � Kto Ci� nie widzia� nigdy, Wielki Bo�e! Na wielkim stepie, przy s�o�cu nie�ywem, Gdy wszystkich krzy��w mogilne podn�e Wydaje si� krwi� i p�omieniem krzywym, A gdzie� daleko grzmi burzan�w morze, Mogi�y g�osem wo�aj� straszliwym, Szara�cza t�cze kirowe rozwinie, Girlanda mogi� gdzie� idzie i ginie - KRESY PO�UDNIOWO-WSCHODNIE Wspania�o�� ziem ukrainnych by�a doceniana od pradawnych czas�w, i od owej pradawno�ci w�drowa� tu cz�owiek, chocia� niebezpiecze�stw napotyka� sporo, a brak bliskich s�siedztw napawa� go l�kiem i zmusza� do nieustannego pogotowia. Jakie t�dy w�drowa�y ludy, kogo wypiera�y, zanim same zosta�y wyparte, kogo wykre�li�y z dziej�w, zanim same z nich zosta�y wymazane? Tego nawet najwnikliwsi czytelnicy ziemi i jej �wiadectw - archeologowie - nie wiedz� na pewno. Kim by�y ludy, co z granitowych g�az�w wyprowadza�y jakie� kszta�ty i rysy cz�owiecze, najcz�ciej niewie�cie, sk�d i nazwa: �baby�, co si� pojawiaj� w tej swojej tajemniczej samotno�ci od step�w a� po morskie moreny. I kt�ry z owych najstarszych narod�w-w�drownik�w wydoby� z kamienia s�up o czterech twarzach i tajemniczych reliefach, a kim by� ten, co go utopi� kaza� w rze�kim Zbruczu: aposto� czy w�adca odrzucaj�cy wiar� ojc�w? Znak�w zapytania pozostawi�a ta urodzajna, ale niezbyt go�cinna i gro�na ziemia wiele. Znaczone s� one kurhanami, kt�re ju� w dobie romantyzmu pobudza�y wyobra�ni� poet�w. Nie jest bowiem tak, �e po prostu owe stepy by�y bram� nap�ywu rozmaitych, cz�sto dzi� ca�kiem zapomnianych lud�w od strony wschodniego, azjatyckiego bezkresu. To prawda, �e stamt�d przyby�y w wi�kszo�ci ludy okresu ciemnych wiek�w Europy, a p�niej poprzez te stepy ci�gn�a nawa�a mongolska, by po utworzeniu na Krymie i nad Donem chanat�w ogranicza� si� ju� tylko do sporadycznych, wy��cznie grabie�czych najazd�w. Ju� w staro�ytno�ci - a wi�c od czas�w Prometeusza, boskiego z�odzieja ognia (kt�rego przecie� s�p szarpa� gdzie� w kaukaskim masywie), zacz�a si� migracja Grek�w, kt�rzy ze swej ciasnej i skalistej ojczyzny i z �r�dziemnomorskich pobrze�y Azji Mniejszej zacz�li od po�udnia ku wschodowi w�drowa� wzd�u� obu brzeg�w Morza Czarnego, coraz dalej nios�c cywilizacj� i kunszty. To na ich wyborne miasta-porty, na ich o�rodki wy�mienitego rzemios�a wlewali si� kolejno - od wschodu nadci�gaj�cy - Scytowie, Sarmaci i wreszcie S�owianie, to t�dy w�drowali Hunowie �Bicza Bo�ego� Attyli. Ale i o p�nocy zapomina� nie nale�y, skoro z zimnej Skandynawii przybyli tu - poczynaj�c od Pomorza Gda�skiego, potem przez Podlasie, Polesie, Wo�y�, a� znowu po pobrze�a Morza Czarnego - Gotowie, w tym przypadku Ostrogoci (od Ost-goten), zwani tu Waregami, kt�rzy pierwsi po�o�yli podwaliny pod utworzenie organizmu pa�stwowego. Ale i oni pow�drowali dalej, a ci, co zostali, wkr�tce stopili si� z innymi mieszkaj�cymi tu lub koczuj�cymi ludami, a przede wszystkim ze S�owianami, kt�rych rolnicze, osiad�e raczej ni� w�drowne, i unikaj�ce niepotrzebnych konfrontacji masy sp�yn�y na wielkie niziny europejskie, rozprzestrzeniaj�c si� od Ba�tyku po Adriatyk i od Uralu po ziemie rodzimej Grecji, po drodze wch�aniaj�c rozmaite wojownicze i awanturnicze plemiona. To dopiero znacznie p�niej - w epoce nowo�ytnej, gdy nast�pi�a fala poszukiwa� antenat�w - Rosjanie i Ukrai�cy wybrali sobie z tamtych ciemnych wiek�w Scyt�w jako praojc�w, a my - Sarmat�w, tak wi�c w obu przypadkach przedstawicieli owych azjatyckich nomad�w, ogniem i mieczem prowadz�cych w�asn� �inkulturacj� na podbitych ziemiach. Po owych je�dzieckich plemionach przynajmniej co nieco przetrwa�o przez wieki, g��wnie mogi�y, a wi�c owe kurhany, przy czym Scytowie okazali si� lepszymi od Sarmat�w mecenasami, ale te� mieli szcz�cie, �e na trasie owych w�dr�wek natrafiali w�a�nie na owych greckich kolonist�w znad Morza Czarnego - ich rzemie�lnicy wykonywali dla nowych w�adc�w zupe�nie niewiarygodne z�ote ozdoby, kt�rych znaczn� cz�� ogl�da� mo�na w skarbcu muzeum w Pa�acu Zimowym w Petersburgu. Z kuloodpornych szklanych witryn wybiegaj� ku nam miniaturki b�stw antycznych, kwadryg, dzikich zwierz�t i wyobra�eniowych w�adc�w, kt�rych imiona zgubi�a na stepowych bezdro�ach wprawdzie znaj�ca ju� kunszt pisma, ale oszcz�dnie si� nim pos�uguj�ca historia. Z tym z�otem z ukrai�skich kurhan�w wi��e si� znacznie p�niejsza historyjka, dotycz�ca jednego z najwi�kszych fa�szerstw naszej epoki: pewien lwowski drobny antykwariusz natrafi� w ko�cu XIX stulecia w Odessie na �ydowskiego z�otnika, kt�ry tak znakomicie opanowa� technik� greckich mistrz�w, �e potrafi� tworzy� kopie czy imitacje owych scytyjskich ozd�b, kt�re - w zwi�zku z niezwyk�ymi odkryciami archeologicznymi w kurhanach - sta�y si� sensacj� owych czas�w. Ten antykwariusz - Gokkman, konsultuj�c si� z wybitnym historykiem sztuki i �wczesnym autorytetem - lwowskim profesorem Bo�ozem Antoniewiczem (kt�ry nb. nie wiedzia�, czemu jego konsultacje maj� s�u�y�), zaprojektowa� pospo�u z owym odeskim z�otnikiem - Izraelem Ruchomowskirn - tiar� kr�la Saitafernesa (nie mam poj�cia, czy takowy w og�le kiedykolwiek istnia�). Tiara o konicznym kszta�cie obwiedziona by�a dwoma wspaniale trybowanymi fryzami, z kt�rych g�rny ukazywa� dwie sceny z Iliady, a dolny rozmaite zwierz�ta i my�liwych. To arcydzie�o, powsta�e jakoby w pierwszych wiekach naszej ery w mie�cie Olbia na P�wyspie Krymskim, zosta�o zakupione w Pary�u do Muzeum Luwru w r. 1896. Duma ze wspania�ego zakupu trwa�a jednak kr�tko: w 1903 r. Ruchomowski stwierdzi�, �e antyczne zbiory Luwru zdobi jego dzie�o, i w�wczas w�adze muzeum wstydliwie ukry�y g��boko w magazynie �wiadectwo w�asnej kompromitacji [Ten zabytek przypomnia�a znakomita wystawa, kt�rej pok�osiem sta� si� okaza�y katalog: Fake The Art of Deception, ed. by M. Jones with P. Craddock and N. Barker. The British Museum Publications, 1990, s. 33. Okazuje si� z tego katalogu (s. n. 166), �e bracia Gokkmanowie sprzedali ponadto do r�nych prywatnych kolekcji nie mniej wspaniale wykonane niby-sarmackie wyroby, kt�re miano odkry� w Bu�garii (subtelnie wykonane i kameryzowane pasy, sprz�czki itd.)..] Pikantn� puent� tych dzia�a� jest nast�puj�ce zdarzenie: Przed kilku laty pozna�em w Krakowie m�odego cz�owieka, kt�ry dowiedziawszy si�, �e jestem historykiem sztuki, zapyta� mnie, czy wiem, co to jest �tiara Saitafernesa�, a gdy odpar�em, �e wiem, o�wiadczy� z dum�: �To m�j dziadek...� Nie zrozumia�em: �Czy on j� wykona�?� - �Nie, on j� sprzeda� do Luwru!� Jako si� rzek�o, wszyscy ci naje�d�cy po jakim� czasie wtapiali si� w zastane tu lub przyby�e wkr�tce po nich plemiona s�owia�skie. Tak�e miejsce Wareg�w zaj�li zmieszani ze sob� Gotowie i S�owianie, a o ich sytuacji w kr�gu kulturowym Europy, jak w przypadku innych wychodz�cych na aren� dziej�w lud�w, w przysz�o�ci za� - narod�w, zadecydowa� chrzest, i poprzez �w akt weszli do okre�lonego kr�gu cywilizacyjnego i kulturowego naszego kontynentu. W ten spos�b dokona�a si� prawdziwa inkulturacja przysz�ej Ukrainy. Tw�rc� nowego pa�stwa sta� si� ksi��� W�odzimierz Wielki, syn �wi�tos�awa, kt�ry pocz�tkowo panowa� w Nowogrodzie Wielkim, ale po �mierci ojca, przy wsparciu Nowogrodzian i zaci�nych Wareg�w, zdoby� Kij�w, a w latach 988-989 przyj�� chrze�cija�stwo z Bizancjum, co poniek�d - jak w Polsce - dokona�o si� w wyniku maria�u z porfirogenetk� Ann�, siostr� cesarza Bazylego II. To przes�dzi�o o dalszych losach tego pr�nego i bogatego kraju, kt�ry znalaz� si� w kr�gu chrze�cija�stwa wschodniego i do dzi� dochowa� mu wierno�ci. W�odzimierz by� monarch� bitnym i wybornym politykiem: jego rozliczne wyprawy (m.in. tak�e przeciw Polsce - wojna o Grody Czerwie�skie) poszerzy�y obszar i znacznie wzmog�y pot�g� m�odego pa�stwa. Sta� si� wi�c wzorem w�adcy i zyska� sobie wdzi�czno�� ze strony poddanych oraz kleru zaszczepiaj�cego now� religi�, co doprowadzi�o ju� w XIII w. do jego kanonizacji. Wprawdzie mia� W�odzimierz i mniej chlubne dokonania, jak na przyk�ad zg�adzenie swego brata Jarope�ka w zwi�zku ze zdobyciem Kijowa, gdzie ten�e panowa�, ale takie by�y naonczas najcz�stsze procedury przy za�atwianiu spraw spadkowych. Niezwykle burzliwe by�y dalsze dzieje Rusi Kijowskiej, kt�ra rozci�ga�a si� na rozleg�e obszary, obejmuj�c spor� cz�� dzisiejszej Rosji i Bia�orusi, a tak�e docieraj�c do Ba�tyku (Zalew Fi�ski) w bezpo�rednim kontakcie z ugrofi�skimi Estami i plemionami ba�tyckimi (Litwini, �otysze, Ja�wingowie). W granicach tego� pa�stwa od zachodu znajdowa�y si� p�niej przez Polsk� opanowane tereny, a pograniczem by�y ziemie pomi�dzy Bugiem a Wis��, a tak�e te na zach�d od Sanu (nale�y pami�ta� o ruskiej genezie takich miast, jak Be�z, Che�m i Lublin oraz Przemy�l i Jaros�aw). Po W�odzimierzu, zmar�ym w 1015 r., ogromnie wa�n� rol� odegra� w dziejach Rusi Kijowskiej ksi��� Jaros�aw M�dry, panuj�cy w latach 1019-1054, kt�ry jeszcze podni�s� rang� pa�stwa, ale przede wszystkim przyczyni� si� do rozwoju kultury tego kraju - to dzi�ki niemu powsta�y najwcze�niejsze i najwspanialsze �wi�tynie: sobory �wi�tej Zofii w Kijowie i Nowogrodzie Wielkim oraz Zbawiciela w Czernihowie. Rozkwit�o te� pi�miennictwo (s�ynne latopisy, ale tak�e inne utwory historyczne, cz�sto o literackim charakterze). W�r�d tych najdawniejszych pami�tek starej Rusi zachowa� si� jeden, po�rednio zwi�zany z Polsk� i niezmiernie ciekawy pod wzgl�dem artystycznym, jak i tre�ciowym: tak zwany Kodeks Gertrudy [Pierwsze naukowe opracowanie tego zabytku to: H. Sauerland i A. Haselhoff, Der Psalter Erzbischof Egberts von Trier, Code*. Gertrudianus in Cividale, Trier 1901; nowe wydanie tekstu w opracowaniu W. Meysztowicza, Manuscriptum Gertrudae filiae Mesconis II regis Poloniae, �Antemurale� 2, Romae 1957, s. 105-157; zob. tak�e: K. G�rski, Zarys dziej�w duchowo�ci w Polsce, Krak�w 1986, s. 25-36.] Przechowywany dzi� w Muzeum Archeologicznym w Cividale del Friuli r�kopis to psa�terz, wykonany po 977 r. w jednym z klasztor�w na wyspie Reichenau dla arcybiskupa Trewiru Egberta i ozdobiony trzydziestoma czterema ca�ostronicowymi miniaturami, charakterystycznymi dla tak zwanego renesansu otto�skiego. Do tego psa�terza dodano - ju� w Polsce - dalszy r�kopis, mi�dzy innymi kalendarza krakowskiego, ponadto zbi�r modlitw ksi�nej Gertrudy, spisanych po �acinie, z pi�cioma miniaturami w stylu ��cz�cym elementy roma�skie z bizanty�skimi. Gertruda by�a c�rk� Mieszka II, otrzyma�a staranne wykszta�cenie w jednym z klasztor�w nadre�skich, a kodeks do Polski przywioz�a zapewne jej matka - kr�lowa Ryksa (Rycheza), c�rka palatyna re�skiego, kt�ra by�a r�wnie� wykszta�con� niewiast�. Kr�tkie i obfituj�ce w gwa�towne wydarzenia czasy panowania Mieszka II s� do�� mroczn� i nie w pe�ni rozpoznan� kart� z dziej�w naszego kraju. O wiele wi�cej wiemy o synu Mieszka i bracie Gertrudy - Kazimierzu Odnowicielu, i o jej tak�e dramatycznych dziejach. Wydana zosta�a za m�� za wielkiego ksi�cia kijowskiego Izas�awa, syna Jaros�awa M�drego. W�adca ten nie mia� szcz�cia - dwukrotnie wyp�dzany ze swego kraju z powodu bunt�w poddanych, powraca� tam przy wsparciu Boles�awa �mia�ego, ostatecznie jednak zgin�� w 1078 r., zaledwie w rok po odzyskaniu tronu. Owdowia�a ksi�na wraz ze swym ukochanym synem Jarope�kiem Piotrem uciek�a na Wo�y�, a Jarope�k, staraj�c si� odzyska� w�adztwo ojca, zosta� zamordowany w 1086 r. W�wczas to prawdopodobnie Gertruda ostatecznie uciek�a do Polski, ale ani o jej dalszych losach, ani nawet o dacie �mierci nic nie wiemy. Kodeks za� trafi� wraz z ni� na dw�r Boles�awa Krzywoustego (wnuka po bracie ksi�nej), a nast�pnie wraz z c�rk� kr�la - kolejn� Gertrud�, do Zwiefalten, gdzie zosta�a ona mniszk�. Potem, jako dar �w. El�biety, cenny manuskrypt trafi� do Cividale, gdzie si� dotychczas znajduje. Ten wyj�tkowo interesuj�cy kodeks jest jednym z najwspanialszych �wiadectw tego, jak oddzia�ywa�o po�rednictwo Polski w transmisji wzor�w zachodnich i �aci�skich na wschodnie, �greckie� obszary. Miniatury wykonane z inicjatywy ksi�nej Gertrudy (wyst�puje na nich ona sama oraz dwukrotnie jej syn Jarope�k z ma��onk� Iren�) ��cz� cechy stylistyczne sztuki wczesnoroma�skiej z bizanty�skimi. Natomiast modlitwy Gertrudy, wykazuj�ce jej g��bok� religijno�� i niezwykle siln� macierzy�sk� mi�o�� do Jarope�ka, cho� widzia�a ona jego rozliczne grzechy i ca�� ich litani� wyznawa�a jego patronowi, �w. Piotrowi, stanowi� zupe�nie wyj�tkowy dokument nie tylko w dziejach naszego kraju, �wiadcz�c o wysokim poziomie intelektualnym �wczesnych niewiast z tzw. wy�szych sfer. Nieustanne walki o w�adz�, pr�by ich za�agodzenia dzia�ami stanowionymi wobec ksi���cych syn�w przynios�y oko�o po�owy XII w. rozk�ad tego tak wspaniale rozwijaj�cego si� pa�stwa. W dziejach ca�ej Rusi to jeden z wczesnych przyk�ad�w �smuty�, kt�ra �w ogromny i bogaty kraj nieraz nawiedza�a i kt�ra sprawi�a, �e najazd mongolski w nast�pnym stuleciu nie trafi� tu na znaczniejszy op�r. Kiedy bowiem wojska ksi���t ruskich pospo�u z Po�owcami wyda�y wojskom mongolskim bitw� nad Ka�k� (1223), zako�czy�o si� to, mi�dzy innymi z braku jednolitego dow�dztwa, ca�kowit� kl�sk�, po niej za� zwyci�zcy wymordowali starszyzn� przeciwnik�w. Dopiero bitwa na Kulikowym Polu, kiedy to ksi��� Dymitr Do�ski pokona� tatarskie si�y Mamaja, kt�re mia�y si� przeciwko niemu po��czy� z si�ami Jagie��y, odmieni�a sytuacj� i rozpocz�a proces stopniowego wyzwalania si� Rusi spod w�adztwa Ordy. Ale bitwa nast�pi�a w 1380 r., a wi�c p�tora wieku po mongolskim podboju Rusi, w momencie gdy na ziemiach kaza�skich i na P�wyspie Krymskim powsta�y pa�stwa tatarskie, silne i niebezpieczne, �yj�ce bowiem z nieustannych wypraw grabie�czych, kiedy nie tylko rabowano, co si� da�o zrabowa�, ale tak�e porywano w jasyr ludzi, sprzedawanych p�niej w niewol� tureck�. Stosunki pomi�dzy Polsk� a Rusi� (Kijowsk�, a potem rozdzielon� na coraz mniejsze i s�absze ksi�stwa) by�y skomplikowane i po pierwszej fazie walk pogranicznych - przede wszystkim o Grody Czerwie�skie, kt�re wzajem wydzierali sobie, korzystaj�c z chwilowych s�abo�ci: W�odzimierz Wielki, Boles�aw Chrobry i Jaros�aw M�dry (terytorium w rejonie dzisiejszego Tomaszowa Lubelskiego) - rozwija�y si� pokojowo i umacnia�y wskutek licznych maria�y pomi�dzy ksi���tami ruskimi a Piastowicz�wnami i vice versa. Ta polityka o�enk�w prowadzi�a niejednokrotnie do wsp�lnych akcji militarnych, w kt�rych wspomagano si� wzajemnie. Sytuacja owej wielkiej �smuty�, rozpadu ksi�stwa, sta�ego zagro�enia od wschodu, w pewnym sensie wymusi�a na Kazimierzu Wielkim decyzj� w��czenia zachodniej cz�ci Rusi, a wi�c Rusi Czerwonej, w granice jego pa�stwa. Ten polski Drang nach Osten odby� si� bez wi�kszego rozlewu krwi, po prostu zaanektowane terytoria nie mog�y nawet stawia� wi�kszego oporu, by�y bowiem - wskutek nieustannych walk wewn�trznych - ca�kowicie pozbawione si�y or�nej i wydane na �up tego, kto zdecydowa� si� je zaj��. A je�li napisa�em, �e sytuacja polityczna wymusi�a na Kazimierzu aneksj� Rusi Czerwonej, to rzeczywi�cie chodzi�o o zabezpieczanie granicy wschodniej, a tak�e o obron� owego terytorium przed zakusami w�gierskimi oraz litewskimi. Kazimierz Wielki kolejnymi wyprawami w latach 1340, 1344 1 1349 przy��czy� do swego kr�lestwa ziemie le��ce mi�dzy Sanem, Dniestrem, Styrem i g�rn� Prypeci�. Kr�l rozpocz�� porz�dkowanie ustroju tych ziem, np. nadaj�c prawo magdeburskie wielu miastom, przede wszystkim Lwowowi (1356), gdzie za�o�y� te� biskupstwo. Po �mierci monarchy w�adz� w Polsce obj�� Ludwik W�gierski, kt�ry osadzi� na ruskich terenach urz�dnik�w w�gierskich, a nast�pnie odda� te ziemie w zarz�d wiernemu sobie ksi�ciu W�adys�awowi Opolczykowi, ten za� podj�� kolonizacj� nielicznie zamieszkanych ziem i utworzy� metropoli� w Haliczu (p�niej przeniesion� do Lwowa), z�o�on� z biskupstw: przemyskiego, che�mskiego i w�odzimierskiego. I tu niedoceniana zas�uga kr�lowej Jadwigi, �e wkr�tce po koronacji - w 1387 r. - wyprawi�a si� na Ru� i ostatecznie w��czy�a j� do Polski. Proces integracji nowo zdobytych obszar�w z Polsk� trwa� jeszcze w XV w. I tak: w 1430 r. ruska szlachta uzyska�a r�wnouprawnienie ze szlacht� polsk�, a w 1434 zniesiono dawne prawa ruskie i zast�piono je polskimi. Tak wi�c zosta�a ujednolicona forma administracyjna i utworzono tu nowe wojew�dztwa: ruskie (Ru� Czerwona) i be�skie. Ja sam czuj� si� zwi�zany z tym ostatnim, dzieci�stwo bowiem sp�dzi�em w okolicy Hrubieszowa (dawniej Rubieszowa - od rubie�y, czyli kres�w), a wi�c w�a�nie na ziemi be�skiej. Wschodni� cz�� ziem ukrainnych, podobnie jak Ru� Czarn� i Bia��, opanowali z kolei Litwini podczas dynamicznego rozkwitu ich pa�stwa w XIII i XIV w. W�adz� sprawowali tu Olgierdowicze, a w Kijowie boczna ich linia - Olelkowicze. W wyniku pertraktacji w okresie przygotowywania unii lubelskiej Korona niejako wymusi�a na Wielkim Ksi�stwie zrzeczenie si� tych odleg�ych w�o�ci i ogromne obszary znalaz�y si� we w�adaniu Kr�lestwa Polskiego - z wojew�dztwami: kijowskim, brac�awskim i czernihowskim. Ju� wcze�niej zacz�y na te znacznie wyludnione tereny nap�ywa� masy ludno�ci ubogiej, zar�wno bezrolnej szlachty, mieszczan, �yd�w, jako te� niespokojnych duch�w, kt�rzy niejednokrotnie uciekali przed prawem i bezprawiem, a tak�e przybywali tu w poszukiwaniu przyg�d i �atwych zysk�w. Od ziem ukrainnych (nazwa ta by�a u�ywana ju� w XVI w. na okre�lenie w�a�nie obszar�w najdalszych, a wi�c kresowych) tak zwane Dzikie Pola odgradza�y tereny, kt�rymi w�ada�a Z�ota Orda, a po jej rozpadzie odr�bne chanaty tatarskie, przy czym dla Ukrainy i Polski najniebezpieczniejszy by� krymski, sk�d nieustannie rusza�y �upie�cze wypady na ziemie koronne (jedn� z g��wnych tras by� wiod�cy przez Wo�y� Czarny Szlak). Dla bezpiecze�stwa owych Dzikich P�l i w og�le granic pa�stwa zacz�to tworzy� na najdalszych terenach ukrainnych rolniczo-wojskowe osadnictwo kozackie. I rzeczywi�cie Kozacy, kt�rym Polska obiecywa�a status szlachecki, byli nieocenionymi sojusznikami wojennymi, czemu dali wyraz w obu obl�eniach Chocimia, w wielu akcjach rozgramiania tatarskich czambu��w, ale wpl�tywali tak�e Polsk� w trudne konflikty z Turcj�, gdy� na swych �mig�ych �odziach - zwanych �czajkami� - przedsi�brali zamorskie wyprawy, rabuj�c i niszcz�c przybrze�ne osiedla, a czasem o�mielaj�c si� napada� sam Konstantynopol. Turcja niejednokrotnie zwraca�a si� do Polski, by ta u�mierza�a owe kozackie wypady, ale w�adze kr�lewskie nie by�y w stanie opanowa� zadzierzystych i nie poddaj�cych si� rozkazom z Warszawy wojownik�w. Ciemne chmury zacz�y zbiera� si� nad Ukrain� z r�nych przyczyn. Przede wszystkim bardzo szkodliwa dla tego obszaru sta�a si� kolonizacja pa�szczy�niana, podejmowana przez magnat�w w ich latyfundiach. A byli ci �kr�lewi�ta� kresowi wr�cz nieprzyzwoicie bogaci. Gdy jednak w XVI w. niekt�rzy z nich, jak Ostrogscy (zw�aszcza Konstanty), stawali si� trybunami ludu ruskiego, to p�niej zar�wno spolonizowane miejscowe rody (Wi�niowieccy, Zbarascy, Sieniawscy, ��kiewscy), jak te� i nap�ywowa magnateria (Potoccy, Lubomirscy, Leszczy�scy, Rzewuscy i inni) zacz�y prowadzi� polityk� bezwzgl�dnego wyzysku miejscowej ludno�ci ch�opskiej. Pewn� dodatkow� podniet� do rozniecania nieporozumie� etnicznych stawa�y si� problemy wyznaniowe. Ziemie te zamieszkiwa�a w zdecydowanej wi�kszo�ci ludno�� prawos�awna, a w�a�nie diecezje po�udniowo-zachodnie przez d�ugi czas nie chcia�y przyj�� unii brzeskiej uchwalonej w 1596 r. i stanowi�cej do dzisiejszego dnia powa�ny problem dla ludno�ci ukrai�skiej [Wa�nym obiektywnym spojrzeniem �z zewn�trz� jest praca francuskiego historyka: A. Jobert, Od Lutra do Mohyly. Polska wobec kryzysu chrze�cija�stwa 1517-1648. Przek�ad E. S�kowska, przedmowa J. KJoczowski, pos�owie Z. Libiszowska, Warszawa 1994.] 15. Ale uni� trzeba b�dzie zaj�� si� troch� p�niej, a my powr��my do meritum. O narastaj�cej fali wzajemnej nienawi�ci pomi�dzy Polakami a Rusinami, czy raczej mi�dzy katolikami a prawos�awnymi, wyrazi�cie �