6808
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6808 |
Rozszerzenie: |
6808 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6808 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6808 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6808 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Tomek Pierzcha�a
Ma�a wojna
Autor jest dwudziestopi�cioletnim politologiem i dziennikarzem. Szeroko poj�t�
fantastyk� interesuje si� hobbistycznie od swej wczesnej m�odo�ci. Na jej
gruncie szczeg�lnie ceni sobie takie jej podgatunki jak cyberpunk i political
fiction. Z tych te� podgatunk�w najwi�cej czerpie w swojej tw�rczo�ci.
Debiutowa� opowiadaniem z kategorii political fiction pt. "Bo�y s�d" na �amach
"Science Fiction" w pa�dzierniku 2001. Opowiadanie "Ma�a wojna" zosta�o napisane
niejako na zam�wienie do nie wydawanego drukiem, jubileuszowego zbioru
opowiada�. Osadzone jest w tej samej, stworzonej przez autora rzeczywisto�ci i
kontynuuje tematyk� poruszon� w "Bo�ym s�dzie".
Anio�owie, je�li tylko s�,
Kryj� si� w metalowych bunkrach (...)
- Lady Pank, Ma�a wojna
CHWA�A BOHATEROM
�arz�cy si� niedopa�ek papierosa zatoczy� karminowy �uk i wyl�dowa� u st�p do��
nijakiego m�czyzny w czarnym uniformie kapelana wojskowego. Ten jeszcze raz
popatrzy� na dwudziestokilkuletniego ch�opaka w zielonym, galowym mundurze
Pierwszej Brygady Desantowo-Szturmowej, samodzielnego zwi�zku taktycznego Wojska
Polskiego.
Cztery belki na pagonach stoj�cego pod �cian� m�odego �o�nierza m�wi�y, �e
dos�u�y� si� stopnia plutonowego. Na r�kawie mia� dwie odznaki specjalisty
wojskowego: srebrnego or�a skoczka spadochronowego wojsk powietrzno-desantowych
klasy pierwszej i z�oty karabin strzelca wyborowego klasy M. Inne dystynkcje
wskazywa�y, �e plutonowy nale�a� do elitarnego 22 Batalionu Piechoty G�rskiej -
zgrupowania, kt�re ponios�o najdotkliwsze straty w tej wojnie, ale i samo sia�o
w�r�d wrog�w ogromne spustoszeni.
Kapelan chcia� chyba podej��, powiedzie� co�, ale w ostatniej chwili
zrezygnowa�. Tym lepiej dla niego. Spojrzenie plutonowego wyra�nie m�wi�o, �e
nie ma najmniejszej ochoty na �adn� konwersacj�.
Kapral dowodz�cy pi�cioosobowym oddzia�em �andarmerii Wojskowej podszed� do
plutonowego, by wykona� przewidziane procedur� czynno�ci. Plutonowy jednak
prychn�� pogardliwie i wytr�ci� kapralowi prostok�tny kawa�ek ciemnego
materia�u, kt�ry mia� mu zakry� oczy.
Wzruszy� ramionami. Wbi� wzrok w pi�� uzbrojonych w karabiny postaci
niecierpliwie przest�puj�cych z nogi na nog�. Byli jakie� 15 metr�w przed nim.
Zdezorientowany kapral spojrza� z kolei na stoj�cego obok kapelana pos�pnego,
starszego m�czyzn� w stopniu pu�kownika. Ten kiwn�� g�ow� z niejakim
zrezygnowaniem. W �wietle zachodz�cego, jesiennego s�o�ca miedziana naszywka
tarczy i dw�ch mieczy symbolizuj�ca wojskow� S�u�b� Sprawiedliwo�ci l�ni�a
z�owrogo.
Kapral powr�ci� swego do oddzia�u.
Kolejne skinienie oficera.
Kapral zrozumia�.
Pluton egzekucyjny czeka� na komend�.
HISTORIA PEWNEGO KONFLIKTU
Czeskie Budziejowice, 2021.09.23
Jedno z wszechmocnych i nieomylnych praw Murphy'ego m�wi, �e �aden, nawet
najlepszy plan nie przetrwa weryfikacji poprzez kontakt z wrogiem.
Niestety, polskie Dow�dztwo Strategiczne Si� L�dowych planuj�ce operacj�
"Asceta" nie wzi�o pod uwag� praw Murphy'ego. W wyniku czego ca�a operacja
zako�czy�a si� wcze�niej, ni� si� na dobre zacz�a. I to zako�czy�a si� kl�sk�
wi�ksz�, ni� kt�rykolwiek z opracowuj�cych j� wysokich rang� oficer�w m�g�by
sobie wyobrazi�. Ale nawet dzi� nie wolno o tym wspomina�, bo to grozi s�dem
polowym. �e to niby wroga propaganda. I pr�by obni�enia morale �o�nierzy.
Operacja "Asceta" by�a pierwsz� i tak naprawd� jedyn� operacj� na skal� ca�ej
armii w historii konfliktu polsko-czeskiego. Inne przedsi�wzi�cia mia�y ju�
charakter lokalny i nieskoordynowany. Mo�e w�a�nie dlatego tak d�ugo toczyli�my
t� wojn�? Ale po kolei...
Do konfliktu dosz�o na tle, jak�e by inaczej, religijnym. W XXI wieku nie chodzi
przecie� o terytoria. To wiek dogmatyzm�w, ideologizm�w, nacjonalizm�w i innych
takich tych... no, opisywanych m�drymi s�owami rzeczy. Na szkoleniach
polityczno-religijnych nie m�wiono nam o wszystkim. To podobno bardzo
niebezpieczne i niewskazane dla przeci�tnego trepa. A ja jestem przeci�tny trep,
w przeci�tnym oddziale przeci�tnego pu�ku przeci�tnej dywizji przeci�tnego...
no, mo�e nie tak przeci�tnego batalionu. Bo w sumie nasz batalion S�u�b
Wewn�trznych jest nieprzeci�tny. Taka nasza dola, kt�r�, m�wi�, nale�y
przyjmowa� z pokor�. I dodaj�, �e strze�onego sam Pan B�g strze�e. No, to
strze�emy.
Bo wiecie, S�u�by Wewn�trzne to w�a�ciwie taki diakonat, tyle, �e w�r�d
�o�nierzy. Widzicie, zajmujemy si� w�a�ciwie tym samym, co diakoni. Znaczy,
dbamy o poprawn� moralno�� religijn�. T�pimy nieprawomy�lno�� i odchylenia
religijne w szeregach WP. Znacie to - zaufanie jest dobre, ale kontrola jest
lepsza.
Ale ostatnio zauwa�y�em, �e wk�adamy w to jakby troch� mniej serca. Wstyd si�
przyzna�, bo tu, u nas, jednak bardziej liczy si� warto�� bojowa cz�owieka ni�
jego poprawno�� religijna. Chocia� nie zawsze, nie zawsze. Na przyk�ad ten
wczorajszy... Podobno nie�le zas�u�ony i takie tam...
Ale wracaj�c do rzeczy...
A mia�o by� tak pi�knie... Szybka akcja wojsk zmotoryzowanych, wspieranych przez
dywizje powietrzno-desantowe. O ile wierzy� plotkom - przygotowania do "Ascety"
zaj�y nasze generalicji ponad 2 lata.
Za�o�enie strategiczne: przejdziemy szybko przez Czechy, zdobywaj�c odpowiednie
z punktu widzenia taktyki wojny b�yskawicznej przycz�ki. Mi�dzy inny te
cholerne Czeskie Budziejowice. No, pami�tacie to has�o z "tr�jki", jak�e to
sz�o? "Zdob�dziemy Budziejowice, przejdziemy We�taw� i Praga nasza!" Nasi spece
od wojskowego PR zrobili niez�� robot�, pojawia�o si� to na ka�dym kanale, we
wszystkich domowych holoprojektorach, poparte scenami z �ycia "naszych dzielnych
ch�opc�w". A i ludzie ch�tniej wtedy p�acili �wiadczenia na cele antyczeskiej
krucjaty.
Pojawi� si� jednak jeden problem. Vojenske Zpravodajstvo, czeski wywiad
wojskowy, przejrza� gr� polskiego dow�dztwa. Nie wiadomo dlaczego. Bo przecie�
VZ nie jest... przepraszam, nie by�o, bo od czasu rozbicia armii czeskiej VZ te�
ju� nie istnieje... no, w ka�dym nie by�o jak�� specjalnie pr�n� s�u�b�
wywiadowcz�.
Czy�by to by�a prawda, no, to co m�wi� diakoni w "tr�jce"? �e wsz�dzie s� ci
dysydenci, heretycy i sprzedajni �ydowscy szpiedzy? Ja tam nie wiem, �adnego nie
spotka�em. To znaczy wydaje mi si�, �e nie spotka�em, bo ten kt�rego�my wczoraj
tego... to nie wygl�da� ani na �yda, ani na masona. A szpiegiem, z tego, co
wiem, te� nie by�. Po prostu mia� cholerny niefart znale�� si� w niew�a�ciwym
miejscu o niew�a�ciwej porze. No, i mo�e jeszcze mia� za d�ugi j�zyk. Ale szkoda
go. Mimo wszystko. Jednak taki by� rozkaz, a z rozkazami si� nie dyskutuje,
tylko si� je wykonuje. Tak m�wi� na szkoleniach. I dodaj�, �e jak nie, to ma si�
powa�ne k�opoty. Widzia�em takich, co to wpadli w te k�opoty. Wierzcie mi, nie
chcieliby�cie ich ogl�da�...
Dobra, do�� ju� niepotrzebnych nawi�za�.
Okaza�o si�, �e napr�dce zmobilizowane po inwazji Polski na Spisz i Oraw� wojsko
czeskie walczy jak, nie przymierzaj�c, lew i sto tygrys�w. No, i dostali�my
troch� po ty�kach, pomimo przewagi w sprz�cie, ludziach i ich wyszkoleniu.
Operacja "Asceta" utkn�a w martwym punkcie, nie mogli�my wykorzysta� ju�
zaskoczenia. No, ale z Bo�� pomoc� po kilku miesi�cach rozbili�my ich armi�. A w
planach mia�o to by� kilka dni.
Ale do Pragi doszli�my i tak! Okr�n� drog�. Bo Budziejowice pad�y jako
ostatnie, bronione przez milicj� i �o�nierzy, kt�rzy nie podporz�dkowali si�
rozkazowi kapitulacji Naczelnego Dow�dztwa Armii Czeskiej. Oj, pami�tam,
mieli�my wtedy mn�stwo roboty. Przes�uchaniom i egzekucjom nie by�o ko�ca.
Nieprzyjemna robota, ale kto� w ko�cu musi to robi�, nie?
I tak naprawd� to w�a�nie po kapitulacji zacz�o si� najgorsze. Partyzanci. Te
cholerne "blaszaki". Nie pomagaj� �adne represje wobec czeskich cywil�w. A
wiadomo - partyzantka si� uchowa, jak b�dzie mia�a poparcie w�r�d ludno�ci
miejscowej. Ta czeska ma. Cholerne poparcie.
A Karpaty to wprost wymarzony teren dla partyzant�w. Pogoda przez ca�y rok taka,
�e ni cholery zwiadu powietrznego prowadzi� nie mo�na. A zwiadu pieszego i
zmotoryzowanego, owszem, pr�bowano... Po tym, jak kilkana�cie jednostek
zwiadowczych po prostu rozp�yn�o si� w powietrzu - kto� na g�rze si� opami�ta�
i tej procedury prawie ca�kiem zaniechano.
Dlatego mi�dzy innymi zreorganizowano 22. Batalion Piechoty G�rskiej wchodz�cy w
sk�ad Pierwszej Brygady Desantowo-Szturmowej i przystosowano go wy��cznie do
walki z partyzantami. Dlatego te� na g�rze wymy�lono i przeprowadzono, z
przeci�tnym zreszt� skutkiem, operacj� "R�ka Sprawiedliwo�ci".
Zdaje mi si�, �e ten ch�opak z wczoraj mia� z ni� co� wsp�lnego...
Dobrze, to chyba by�oby na tyle. Nie wiem, czy moje wspomnienia kiedy� ujrz�
�wiat�o dzienne, a je�li nawet - to i tak kto� je b�dzie musia� ocenzurowa�. No,
i dobrze. Na szkoleniach m�wi�, �e nie ka�dy musi wiedzie� o wszystkim.
A teraz mam s�u�b�. Dzi� i tak ju� wi�cej nie napisz�. Nigdy nie jestem w
nastroju, kiedy wracam po wyczerpuj�cym przes�uchaniu podejrzanego o herezj�.
Te� by�cie nie byli...
"R�KA SPRAWIEDLIWO�CI"
Z plutonowym Aleksandrem Adamczykiem szed� obserwator, kt�ry mia� zweryfikowa�
trafienie. Starszy szeregowy Patryk Goszczewski by� artylerzyst� z 22. Batalionu
Piechoty G�rskiej, jednostki macierzystej Adamczyka. Znali si� od pocz�tku
wojny. Podobno jeszcze przed wojn� pili raz razem w kantynie, gdy odbywali
s�u�b� przygotowawcz� na poligonie w Emowie pod Warszaw�, gdzie �wiczyli taktyk�
operacji miejskich - ale �aden z nich tego faktu nie pami�ta�, wi�c nie
zaliczali tego do okresu znajomo�ci.
Od pocz�tku wojny pracowali razem - cztery lata jako partnerzy.
Rola obserwatora nie sprowadza wy��cznie na zaliczeniu trafienia swojemu
snajperowi. Obserwator r�wnie� jest wykwalifikowanym strzelcem wyborowym, kt�ry
w razie k�opot�w musi poprawi� spaprany przez partnera strza�. Przy czym
Goszczewski zawsze by� tylko biernym obserwatorem. Adamczyk jeszcze nigdy nie
zawi�d�.
Mieli za sob� nocny zrzut z wysoko�ci 3000 metr�w z An-2B, na po�udnie od linii
frontu, prosto na terytorium ci�gle zajmowane przez "blaszaki". Zakopali
spadochrony w lesie - od tego, czy dok�adnie zatr� za sob� wszystkie �lady
obecno�ci mog�o zale�e� ich bezpiecze�stwo i powodzenie misji.
Od sze�ciu godzin poruszali si� jak duchy po wrogim terenie, unikaj�c skupisk
ludno�ci cywilnej. Wszyscy Czesi na tych obszarach wspomagali partyzant�w.
Wszyscy, poza tymi nielicznymi, kt�rych polskiemu wywiadowi uda�o si� pozyska�.
Jednak problem polega� na tym, �e owa "wsp�praca" zwykle nie by�a zbyt
d�ugotrwa�a. Donosiciele zazwyczaj ko�czyli tutaj w trojaki spos�b: nabici na
ostrza kombajnu, wci�gni�ci do sieczkarni, tudzie� przejechani przez traktor czy
inn� r�wnie ci�k� maszyn� rolnicz�. Ot, kolejny wypadek przy pracach na roli...
Obaj strzelcy nosili maskuj�ce stroje, kt�re doskonale komponowa�y si� z szarym
t�em nocnych Karpat. Mimo, i� mieli na wyposa�eniu noktowizory, �aden z nich nie
odwa�y� si� ich u�ywa�. Partyzanci mogli odziedziczy� troch� sprz�tu
elektronicznego po rozbitej armii czeskiej. A wiadomo, �e dzisiejsza elektronika
pozwala�a wykrywa� �r�d�o emisji odpowiadaj�ce przeci�tnej baterii do zegarka.
Dlatego te� nosili zegarki mechaniczne.
Zero elektroniki. Chyba, �e jest niezb�dna, tak jak GPS-y.
Ale �aden z nich nie lubi� ryzyka. Zazwyczaj podczas marszu do miejsca, gdzie
mieli odda� strza�, korzystali tylko z mapy. Tak, jak teraz. W drodze powrotnej
te �rodki ostro�no�ci nie musia�y ju� by� tak drastyczne.
* * *
Nadchodzi� wczesny, letni ranek. Do obozu partyzant�w by�o niespe�na godzin�
drogi. Kolejna akcja w ramach operacji "R�ka Sprawiedliwo�ci" mia�a na celu
likwidacj� nast�pnego przyw�dcy partyzant�w.
Z tym, �e tym razem nie chodzi�o o lokalnego zabijak�.
Tym razem mieli sprz�tn�� kogo� z samego szczytu hierarchii.
S�owacki informator, sowicie op�acony, doni�s�, �e obiekt przebywa w okolicy.
Dzi� w nocy Goszczewski i Adamczyk sprawi�, �e to b�dzie ostatnie jego miejsce
pobytu na tym �wiecie.
Celem by� sam Zdenek Bla?enny, cz�owiek-legenda, cho� tylko kapitan w by�ej
armii okupowanej Republiki Czeskiej. Cz�owiek, kt�ry zorganizowa� od podstaw
ca�� czesk� partyzantk�. I cz�owiek, od kt�rego nazwiska polscy �o�nierze ukuli
pogardliwy ten termin na jej okre�lenie.
Postanowili poszuka� miejsca na dzienny odpoczynek.
Takie miejsca wybiera si� starannie. I dok�adnie zabezpiecza. Najcz�ciej tu, w
Karpatach, bywa to kotlinka, do kt�rej �wiat�o s�oneczne w ci�gu dnia prawie
wcale nie dochodzi. O takie miejsca w Karpatach nie jest trudno. Ale nie jest to
te� �aden to pow�d do rado�ci. W�a�nie w takiej kotlince m�g� przecie� siedzie�
zwiadowca Bla?ennego.
Dlatego w�a�nie nadal trzeba by�o by� wyj�tkowo ostro�nym.
* * *
Rozmawiali szeptem, jedz�c zimne konserwy sojowe. Adamczyk zn�w wyk�ada� swoj�
filozofi� �yciow�:
- Widzisz, stary, strzelec wyborowy - obaj nie lubili, kiedy m�wi�o si� o nich
"snajperzy" - to profesja wyrzutk�w. �o�nierze z naszej brygady zawsze wychodz�
w pole w sile minimum plutonu. My wychodzimy do pracy w parach, czasami sami.
Ich pomys� na wojn� jest prosty: zr�wna� okolic� ci�k� artyleri� i zasypa�
mniej wi�cej milionem naboj�w. My czekamy na okazj�. Jeden pocisk - jeden
zabity. Tak, jak teraz. Tak, jak zawsze.
- Przypuszczam, �e to s� po prostu r�ne wersje tej samej wojny. Ech, Cichy, a
ja nie rozumiem tych ich uprzedze�... - prawie nigdy nie u�ywali imion czy
nazwisk. Zwracali si� do siebie tylko ksywkami, na kt�re tak czy inaczej sobie
zapracowali.
C�... Nie ka�dy by� dumny ze swojego pseudonimu, ale kiedy ju� raz co�
przylgn�o, to wlek�o si� za trepem do ko�ca s�u�by. Tak na przyk�ad ta
przekl�ta "Minuta" Goszczewskiego wzi�a si� od jego nies�awnego wyczynu w
jednym z czeskich burdeli.
- Powiedz to tym dupkom z brygady! Ostatnio nawet w pokera na fajki ze mn� gra�
nie chcieli. A przecie� nawet za cz�sto nie oszukuj�...
* * *
Pewnie, �e lepiej by�oby zbombardowa� na przyk�ad taki ob�z z powietrza.
Ale po pierwsze nie by�oby pewno�ci, �e obiekt, przeciwko kt�remu wymierzona
by�a akcja, zgin��. Trudno znale�� jedno konkretne cia�o po�r�d dwudziestki
innych, na r�wni poszatkowanych pociskami, jak od�amkami.
Po drugie ob�z m�g�by zosta� ewakuowany na d�ugo przed nalotem. Ci�ko utrzyma�
w tajemnicy lot helikopter�w desantowo-szturmowych nad ca�ymi Czechami.
Szczeg�lnie, je�li s� tak kiepsko maskowane jak starsze, bojowe wersje
�widnickich SW-4. A lotnisk w Karpatach Wojsko Polskie nie mia�o �adnych. Nie
osta�y si� po kilku akcjach dywersyjnych "blaszak�w".
I po trzecie, ale najwa�niejsze, cho� o tym niewiele os�b wiedzia�o. A je�li ju�
wiedzia�o, to i tak zazwyczaj nie chcia�o przyj�� tego do wiadomo�ci. Ot�
inwazyjna armia polska dzia�a�a na rezerwie finansowej i sprz�towej. I
zdecydowanie taniej by�o zrzuci� dw�jk� ludzi na wrogim terytorium i ewentualnie
ich straci�, ni� pozby� si� dw�ch-trzech �mig�owc�w i kilkunastu trep�w w ka�dej
takiej operacji. Bo partyzanci dysponowali naprawd� niez�ymi wyrzutniami
r�cznymi ziemia-powietrze. I ogromnymi pok�adami determinacji.
Efekt jednak by� ten sam. Udany zamach na przyw�dc� powodowa� szybko post�puj�cy
rozpad grupy partyzanckiej. Bo w tym chaosie, jaki zawsze nast�puje po
eksterminacji, cz�� pozbawionych dow�dztwa "blaszak�w" wpada�a w r�ce polskich
patroli lub tajniak�w ze S�u�b Wewn�trznych, kt�rymi naszpikowane by�y
miasteczka i wioski w rejonie Karpat. Inna cz�� w og�le rezygnowa�a z
dzia�alno�ci konspiracyjnej. Tylko niewielkiemu procentowi udawa�o si� dotrze�
do innej grupy i zosta� przyj�tym w jej szeregi. Bo dzi�ki kilku sprytnym
posuni�ciom polskiego wywiadu, wprowadzono do kilku grup czeskich partyzant�w w
ten w�a�nie spos�b wielu agent�w. Rozbili oni ju� niejeden oddzia�, wystawiaj�c
go na odstrza� Polakom. Zaufanie "blaszak�w" do siebie nawzajem zosta�o powa�nie
nadwer�one.
No, i przede wszystkim te akcje eksterminacyjne mia�y na celu uzmys�owienie
"blaszakom" jednego podstawowego faktu: "sp�jrzcie, jak dobrze potrafimy obr�ci�
przeciwko wam wasze w�asne metody". A to powodowa�o ogromn� demoralizacj� w�r�d
cz�onk�w czeskiej partyzantki.
* * *
Od pi�tnastu minut robili rozpoznanie.
Wyb�r miejsca musia� zosta� dokonany jeszcze za dnia, na co najmniej godzin�
przed strza�em. Nale�a�o wybra� minimum trzy r�ne lokacje. Nigdy nie wiadomo,
czy z kt�rej� z nich w krytycznym momencie na pewno b�dzie mo�na skorzysta�.
Poruszali si� po lesie jak najciszej, teren m�g� by� patrolowany przez wroga.
Szli w odleg�o�ci nie wi�kszej ni� 20 metr�w, ale byli dla siebie niewidoczni.
Maskuj�ce mundury, szarozielona farba na twarzach i r�kach oraz kamufla� domowej
roboty z ga��zi i li�ci wczepionych tu i �wdzie w mundury w po��czeniu z
powolnymi ruchami doskonale spe�nia�y swoje zadanie.
Cichy wyci�gn�� r�k� i machn�� gwa�townie w kierunku Minuty, by zwr�ci� jego
uwag�. Ten zatrzyma� si� i spojrza� na Adamczyka. Przez chwil� tylko jaskrawy
kontrast bia�ek oczu Goszczewskiego na tle szarozielonej masy karpackiej flory
zdradza� obecno�� cz�owieka w tym miejscu. Potem Minuta, zapewne �wiadomy tego
faktu, opu�ci� powieki, ale Adamczyk wiedzia�, �e go obserwuje.
Adamczyk wyci�gn�� ku niemu d�o�, opu�ci� j� palcami w d� i zacz�� powoli
porusza� palcem wskazuj�cym i �rodkowym. Potem wskaza� na Minut�, a nast�pnie
gdzie� w g��b lasu. Chwil� p�niej wskaza� na siebie, a potem w przeciwnym
kierunku do tego, kt�ry pokaza� Goszczewskiemu. Ten wyci�gn�� przed siebie
kciuk. P�niej najpierw uni�s� palec wskazuj�cy w kierunku nieba i wykona� nim
k�ko, a potem opu�ci� go ku ziemi. Adamczyk uni�s� d�o� i pieciokrotnie na
przemian rozk�ada� j� i zaciska� w pi��.
"Ty tam id�, ja t�dy". "OK, rundka po okolicy i spotykamy si� tutaj". "Za 5
minut".
To by� ich wewn�trzny system komunikacji, kt�ry opracowali w ci�gu czterech lat.
I dzi�ki kt�remu mogli porozumiewa� si� zupe�nie bezd�wi�cznie.
* * *
Si�� przyzwyczajenia obaj za�o�yli okulary strzeleckie, pomimo, �e zachodz�ce
s�o�ce �wieci�o im w plecy. Adamczyk spokojnie dokr�ci� t�umik do swojego SWD
Dragunowa. Dodatkowo obwi�za� luf� kawa�kiem wyci�gni�tej z kieszeni munduru
flanelowej szmaty. Po chwili wyj�� wcze�niej przygotowany magazynek z
dziesi�cioma pociskami, na kt�rych w ci�gu dnia pracowicie porobi� niewielkie,
precyzyjne naci�cia. "Taki ma�y skurwiel potrafi rozwali� ci �eb z prawie
kilometra"
Goszczewski r�wnie� przygotowa� sw�j sprz�t - wyt�umionego Radom Huntera z
fabryki "�ucznika". Zawsze twierdzi�, �e nie ma to jak rodzimy produkt, pomimo,
�e Hunter by� w�a�ciwie karabinkiem sportowo-my�liwskim. Jednak kiedy kto�
naprawd� potrafi si� nim pos�ugiwa�, wystrzelony z niego pocisk kaliber 7,62mm
NATO r�wnie �atwo zabija dzika, jak cz�owieka.
Tak to ju� jest, �e zawodowcy maj� swoje upodobania i dziwactwa, kt�rym nawet w
wojsku nale�y pob�a�a�.
Goszczewski dodatkowo wyci�gn�� lunetk� z matowym szk�em i laserowym dalmierzem.
Kr�tk� chwil� lustrowa� przez ni� teren, po czym stwierdzi� cichym, opanowanym
g�osem:
- Cel w zasi�gu strza�u.
- Jeste� pewny, �e to on? - Adamczyk z przyzwyczajenia zada� to pytanie, cho�
doskonale wiedzia�, �e partner si� nie myli.
- Potwierdzam. To musi by� on. Czytam st�d jego stopie�. Ty wiesz, �e on dalej
jest kapitanem? - chwila milczenia. - Wyobra�asz sobie? "Blaszaki" zrobi�y sobie
cholerne wojsko. Ale po tym strzale nie b�dzie ju� "blaszak�w"...
Dopiero teraz Adamczyk podni�s� os�on� celownika. Nie chcia�, by wcze�niej
jakikolwiek odblask zdradzi� ich pozycj�. Letnie s�o�ce ci�gle nie zasz�o.
- Wi�c ustaw mnie, Minuta... Ko�czymy to i spadamy na w�dk�.
- Ustawienie 6-5-0, wiatr 0. Obiekt porusza si� kursem 0-0-2.
- Potwierdzam ustawienie 6-5-0, poprawka 0-0-2.
Pojedynczy, wyt�umiony strza�.
G�owa m�czyzny 900 metr�w dalej rozpryskuje si� niczym butelka czerwonego wina,
kiedy przypadkiem wypadnie z torby z zakupami na pod�og�...
G�os Goszczewskiego:
-Potwierdzam trafienie. Zmywajmy si� st�d, zanim si� pozbieraj�.
Skinienie g�owy.
I, jak zawsze po zaliczonym trafieniu, st�umiona w ko�cu ch��, �eby krzycze�,
krzycze�, krzycze�...
WSZYSTKO SZ�O DOBRZE
Wszystko sz�o dobrze.
Dooko�a panowa�a niczym nie zm�cona cisza nocy. Poruszali si� szybkim marszem
ju� �sm� godzin� z rz�du, zgodnie z wyznaczon� przez ich GPS-y tras� do pewnego
punktu, gdzie dzia�ania operacyjnych "blaszak�w" - wed�ug doniesie� wywiadu -
by�y ostatnimi czasy zminimalizowane. Mieli tam czeka� na niewielki, dobrze
maskowany na wszelkie elektroniczne sposoby �mig�owiec transportowy, kt�ry
wywiezie ich z wrogiego terytorium.
Dochodzi�a czwarta.
Za chwil�, nad ranem, czeka ich kr�tki trzygodzinny odpoczynek, sen na zmian� z
wart�, a potem zn�w marsz, kolejne osiem godzin, tym razem za dnia. A na ko�cu
pozostanie ju� tylko czeka� na transport do domu.
* * *
Wszystko sz�o dobrze.
Do czasu.
To by�a w sumie najprostsza cz�� ca�ej akcji - wydobycie.
Ale nawet najprostsze rzeczy mog� si� spieprzy�.
By�o ju� dobrze po 18:00, a Adamczyk i Goszczewski czekali ju� drug� godzin� w
ukryciu w okolicach punktu podnieesienia. Planowali tak poczeka� kolejne cztery,
a� zmrok zapewni im bezpiecze�stwo podczas delikatnego momentu samej ewakuacji.
Karpacki las zapewnia� doskona�� ochron� przed wzrokiem niepo��danych ludzi. Do
polany, na kt�rej o 22:00 b�dzie l�dowa� �mig�owiec, dzieli�o ich nieca�e 500
metr�w.
Oparci o pie� pot�nego drzewa, prowadzili cich� rozmow�. Minuta w�a�nie
opisywa� w dosadnych, �o�nierskich wyra�eniach sw�j tryumf, kiedy pokona� na
strzelnicy trzema punktami swojego prze�o�onego...
...gdy w tym momencie us�yszeli nad sob� huk rotor�w. Na tle pogodnego nieba,
pomi�dzy ga��ziami, zauwa�yli znajomy kszta�t ma�ego, wielozadaniowego B�-12A.
- Co?! Ju�?! Przecie� chyba prosi�em o nocne wydobycie!
- To mo�e jeszcze powinni�my odpali� rac�, bo "blaszaki" mog�yby nas
przeoczy�... - raczej stwierdzi�, ni� zapyta� Goszczewski. - Irytacja nic nie
da. Ruszaj pierwszy, a ja id� w os�onie.
Cichy rozejrza� si�, uj�� u�o�onego na kolanach Dragunowa i wsta�. Odwr�ci� si�
i pokaza� w kierunku Goszczewskiego dwa palce prawej r�ki, a potem wskaza� ku
polanie. Ten odpowiedzia� mu gestem wystawionego do g�ry kciuka.
"Dwadzie�cia sekund i ruszaj za mn�". "Zrozumia�em".
Adamczyk ruszy� biegiem ku miejscu l�dowania transportowca. Obejrza� si� jeszcze
po chwili, by zobaczy�, �e tamten ruszy� troch� wolniej, rozgl�daj�c si� czujnie
po otoczeniu. Helikopter w �rodku d�ugiego, letniego dnia na pewno zwr�ci� ju�
czyj�� uwag�.
Nawet, je�li wywiad mia� racj� i "blaszaki" odpu�ci�y sobie ten teren, to i tak
mog�o si� okaza�, �e jaki� zdesperowany czeski rolnik wyjmie zadekowanego w
piwnicy obrzyna-samor�bk� - czy inny �mierciono�ny sprz�t, za kt�rego samo
posiadania grozi�o zgodnie z prawem okupacyjnym ustanowionym przez Polak�w
natychmiastowe rozstrzelanie bez s�du - i �w czeski rolnik-patriota b�dzie
chcia� utrudni� �ycie �o�nierzom wroga jego ojczyzny.
Zsun�� si� z b�otnistej skarpy i dobiega� do maszyny l�duj�cej w�a�nie na
polanie, kiedy odwr�ci� si� raz jeszcze - w sam� por�, by zobaczy�, �e
Goszczewski w�a�nie sk�ada si� do strza�u.
Strza�u, kt�ry nigdy nie nast�pi�.
Minuta przykl�ka, odbezpiecza Radom Huntera, celuje gdzie� za ... i pada na
mi�kkie �ci�k�, wprost w b�otnist� ka�u�� pozosta�� po letniej ulewie jeszcze
sprzed tygodnia. Na jego piersi, lekko z lewej strony, wykwita ciemnoczerwona
plama - tak, ten kolor wida� wyra�nie na materiale munduru - plama, kt�ra
powi�ksza si�, powi�ksza, powi�ksza...
Cichy widzi k�tem oka kr�ciutki rozb�ysk z kompensatora karabinu cz�owieka,
kt�ry zdj�� w�a�nie Minut�, ale samego strzelca nie jest w stanie dostrzec w
le�nym p�mroku. Ca�� sekund� zajmuje jego wprawnemu oku snajpera ustalenie
odleg�o�ci i k�ta, z jakiego pad� strza� do Goszczewskiego. Pada na ziemi�,
Dragunow jest ju� odbezpieczony, wojskowe odruchy w�a�nie wzi�y g�r�; lunetka
w�druje do oka, poprawka na wiatr, poprawka na r�nic� poziom�w, poprawka na...;
palec na spu�cie sam �ci�ga cyngiel. Z niewielkiej skarpy spada ludzkie cia�o w
uniformie w zielonobr�zow� panterk�.
�mig�owiec zawisa nieca�y metr nad ziemi�, wywo�uje wicher w�r�d drzew i krzew�w
dooko�a polany; pilot odruchowo ustawia si� bokiem do potencjalnego zagro�enia,
tak, by strzelec pok�adowy m�g� kry� ogniem z ci�kiego karabinu maszynowego jak
najwi�ksz� stref�; i tak by Adamczyk, pod os�on� huraganowej nawa�nicy pocisk�w
du�ego kalibru m�g� przebiec te ostatnie kilka metr�w dziel�ce go od
helikoptera; ta�ma karabinu przesuwa si� w szalonym tempie, zamek karabinu sypie
dooko�a gor�cymi, miedzianymi �uskami, karabin jazgocze przebijaj�c si� przez
ryk turbin helikoptera, pociski tn� powietrze, lec� ponad g�ow� Cichego, szarpi�
i rozrywaj� skarp� i �cian� lasu.
Cichy biegnie z powrotem, do Goszczewskiego; nie zwraca uwagi na wrzaski
dobiegaj�ce zza jego plec�w; przypada do kumpla, nie, nie, to niemo�liwe,
dlaczego?!, przecie� jest ciep�y, co� da si� zrobi�, co� trzeba zrobi�, i tylko
ta plama, jakby ju� przesta�a si� powi�ksza�... Adamczyk nie wie, jakim cudem
nie�miertelnik kolegi jest u niego w d�oni, nie, bo to przecie� znaczy�oby, �e
Minuta... a to nie tak... bo przecie� tylko trupom zabiera si�...; chwyta Minut�
pod pachy i zarzuca go sobie na plecy, Radom Hunter z fabryki "�ucznkia" zostaje
na ziemi, wgnieciony w b�oto ci�arem upadaj�cego cia�a swojego w�a�ciciela,
kolejny bieg, wolniejszy, bo z obci��eniem, ku �mig�owcowi, to tylko kilkana�cie
metr�w, nie wi�cej, przecie� nie odlec� bez niego, wi�c dlaczego nie mo�e tego
zrozumie�, co tu si� dzieje, dlaczego ten helikopter tak dziwnie wiruje, karabin
przesta� strzela�; przesta�, musia� przesta� - bo strzelec pok�adowy le�y na
teraz na polanie, zalany krwi�, a helikopter wci�� wiruje, i ten g�sty czarny
dym z ogona...
Wtedy Cichy widzi drug� rakiet� wystrzelon� gdzie� z przeciwnej strony lasu.
Pocisk bezb��dnie trafia w jeden z najbardziej wra�liwych punkt�w maszyny, w
mi�kkie podbrzusze, gdzie pancerz jest wzgl�dnie cienki... i jak w filmie
puszczonym na zwolnionych obrotach widzi, jak �mig�owiec ginie w wybuchu paliwa.
Gor�ce od�amki tn� powietrze, ale Adamczyk le�y ju� pod cia�em kolegi, a gdy
tylko ulewa wrz�cego metalu ustaje, podrywa si� i p�dzi w las, byle dalej w las.
Gdzie� za nim odzywa si� charakterystyczne szczekanie czeskiego RKM-u ZB-60
kaliber 5,56mm.
"ZB jak Zdenek Bla?enny - przemkn�o Cichemu przez my�l. - A przecie� t� mark�
karabinu wytwarzano ju� w 1937 roku. Tylko ten model, sze��dziesi�tka, jest
nowy, z 2015..."
W lesie ju� panuj� ju� ciemno�ci. Zaraz nad Karpatami zapadnie zmierzch. Szybko,
jak to w g�rach.
BO�E WSPOMAGAJ PIECHOT�
Adamczyk zosta� sam.
Ma�y, wojskowy plecak wype�niony sprz�tem by�by teraz tylko zb�dnym ci�arem.
Nie by� przydatny, a wr�cz m�g�by zawadza� w trakcie walki na bezpo�rednim
dystansie, kt�rej Adamczyk si� spodziewa�. Zosta� wi�c zakopany w mi�kkiej,
pokrytej zesch�ymi li��mi ziemi. Pr�cz ulubionego Dragunowa - kt�rego nie
wypu�ci� z d�oni ani na chwil� - z dwoma zapasowymi dziesi�ciopociskowymi
magazynkami, Cichy zostawi� sobie tylko niewielki, wyt�umiony, zaopatrzony w
kompensator podrzutu austriacki Glock model 48C, pistolet niby do obrony
osobistej, ale jednak maj�cy mo�liwo�� strzelania ogniem ci�g�ym.
I zawsze ma jeszcze ze sob� porz�dny n�. Nie zwyk�y, wojskowy - lecz porz�dny.
Doskonale wywa�ony n� p�etwonurka, kt�ry Adamczyk dosta� od kolegi, z kt�rym
by� na szkoleniu podstawowym, na samym pocz�tku swojej kariery wojskowej. Kumpel
mia� przydzia� do marynarki i w og�le nie bra� (z oczywistych wzgl�d�w) udzia�u
w tej wojnie.
N�, faktycznie, by�. Ale do tej pory Cichy u�ywa� go wy��cznie do otwierania
konserw...
Od czasu, gdy wydosta� si� spod ostrza�u na polanie i znikn�� w lesie, min�o
ju� ponad dwie godziny. Teraz nale�a�o jak najszybciej opu�ci� niebezpieczny
teren. I nadal nie m�g� schodzi� z g�r w pobli�e miejsc zamieszkanych przez
czeskich rolnik�w. O ile nie chcia� sko�czy� powieszony w jakiej� stodole.
Musia� skorzysta� z GPS-a, by sprawdzi� sw� pozycj� wzgl�dem jakiejkolwiek
najbli�szej bazy, w kt�rej stacjonuje polski okupant...
Soczysty potok cichych przekle�stw polecia� w mrok nocy. Ma�e urz�dzenie by�o
rozbite, by� mo�e podczas upadku. Pozostawa�a mapa i kompas. I jego wyczucie
kierunku.
Zorientowa� map� w miar� szybko, uwzgl�dniaj�c z kt�rej strony przyby�, jak
d�ugo i jak szybko szed� od ostatniego punktu na kt�ry mia� pe�ny namiar. Po
chwili zna� swoj� pozycj� z dok�adno�ci� do oko�o kilometra. Tak mu si�
przynajmniej wydawa�o.
Zacz�� maszerowa�, powoli, cicho - ostro�ny tak, jak zawsze. A by� mo�e jeszcze
bardziej. Zdawa� sobie spraw�, �e trwa polowanie, w kt�rym to on jest zwierzyn�.
Wyliczy�, �e - omijaj�c ludzkie siedziby - dotarcie do garnizonu stacjonuj�cego
w pobli�u O�omu�ca zajmie mu oko�o doby.
* * *
Nagle Cichy us�ysza� trzask �amanej ga��zki. Wyrwa� Glocka z kabury przy pasie i
zacz�� lustrowa� miejsce, sk�d doszed� go ten nienaturalny d�wi�k. Przesuwa� si�
powoli do ty�u, ca�y czas plecami do drzew, ci�gle patrz�c w mrok roz�wietlany
tylko s�abiutkim �wiat�em ksi�yca.
I wtedy poczu�, �e na co� chwyta go za kark �elaznym u�ciskiem, a przy gardle
l�duje mu zimny, ostry przedmiot. Nie by� w stanie si� poruszy�, zreszt�
wiedzia�, �e najmniejszy niepotrzebny ruch z jego strony wywo�a reakcj�
napastnika. Reakcj� owocuj�c� natychmiastow� �mierci� Cichego.
Owszem, by� cholernie przera�ony. Owszem, chcia�by walczy� o �ycie. Ale
r�wnocze�nie wiedzia�, �e czas pogodzi� si� z losem. Taki sobie wybra� zaw�d.
Upu�ci� Glocka na �ci�k�.
"No, to by�oby na tyle, plutonowy Adamczyk. Zaraz si� zorientujesz, czy te
rzeczy, kt�re obiecuj� diakoni za dobr� s�u�b� naprawd� istniej�..."
A mo�e...?
Nie, w tej wojnie Polacy nie respektowali �adnych konwencji wojennych. To by�a
krucjata, nie jaka� tam zwyk�a wojna. Wi�c dlaczego mieliby to robi� czescy
partyzanci?
Poza tym operacja "R�ka Sprawiedliwo�ci" by�a operacj�, kt�r� w ca�o�ci
koordynowa� wywiad wojskowy. Czyli - w du�ym uproszczeniu - Adamczyk by� po
prostu szpiegiem. A z�apanych szpieg�w - a do tego zab�jc�w - nawet wed�ug
konwencji wolno rozstrzela� bez s�du...
- No, ch�opcze, gdzie� ty tu si� zapl�ta�? - zabrzmia�o p�szeptem po... polsku.
Bez �adnego obcego akcentu. I raczej lekko nosowo - tak, jak to robi� w
okolicach G�r �wi�tokrzyskich.
Adamczyk na chwil� zamar�. Spodziewa� si� wszystkiego - ale nie Polaka. Nie
tutaj.
- Spokojnie, ch�opcze - pad�a komenda. - Je�li "blaszaki" chc� i�� w tango, to
b�d� mieli nas dw�ch do ta�ca.
Ostrze powoli odsun�o si� od grdyki Adamczyka. U�cisk na karku zel�a�.
- Zbieraj swoje zabawki, synu. Trzeba nam do domu.
Adamczyk podni�s� pistolet i obejrza� si�.
Przed sob� zobaczy� ponad dwumetrowego olbrzyma w mundurze piechoty g�rskiej, z
przewieszonym przez rami� najnowszym dzieckiem polskich fabryk zbrojeniowych -
P16A1. Ten prawie p�torametrowej d�ugo�ci, najci�szy z r�cznych karabin�w
maszynowych, wystrzeliwuj�cy w ci�gu minuty 600 pocisk�w kalibru 7,9mm nie na
pr�no trepy ochrzci�y mianem "Dewastatora". W�a�nie tak zachowywa� si� P16A1 na
polu bitwy.
Cztery d�ugie ta�my amunicyjne przecina�y pier� �o�nierza.
Olbrzym bawi� si� pot�nym no�em. Tym, kt�ry przed chwil� przystawia� Cichemu do
gard�a. N� lecia� w g�r�, obraca� si� w powietrzu, a d�o� w czarnej r�kawiczce
�apa�a go bezg�o�nie.
Druga d�o� si�gn�a do twarzy i zdj�a z niej okulary noktowizyjne.
Para przyjaznych oczu u�miecha�a si� do Adamczyka. Patrzyli tak moment na
siebie, a potem nagle zauwa�y� dystynkcje na mundurze. Wypr�y� si� jak struna i
zasalutowa�:
- Panie sier�ancie, plutonowy Aleksander Adamczyk, 22. Batal... - przerwa�o mu
zirytowane machni�cie r�ki z no�em.
- Hubal.
- Cichy...
* * *
- ...i wiesz, na samym pocz�tku wojny, jeszcze jak pepiki mia�y t� swoj� armi�.
By�a na pocz�tku tej wojenki taka potyczka pod Ostrav�... - Cichy wiedzia�, �e
to by�a najwi�ksza z bitew w ramach operacji "Asceta". Do dzi� zalegaj� tam
ogromne ilo�ci ci�kiego sprz�tu: spalonych czo�g�w, zestrzelonych my�liwc�w,
rozbitych haubic i mo�dzierzy. - No, i tak si� z�o�y�o, �e sier�anta zdj�� jaki�
ichni �o�nierzyk, tak �e przypadkiem zosta�em najstarszym rang�, bo wtedy te�
by�em plutonowym.
Nasi ludzie poszli w rozsypk� i przypadkiem wle�li w okopy czeskie. By�a jatka,
wiesz, jak to jest, jak ci przed nosem wygarn� z miotacza. Jeden z moich wpad� w
tak� strug� napalmu, co by�o robi�, wzi��em i zacz��em go gasi�, nic z tego,
cholerstwo z�ar�o go na moich oczach. A i mnie si� wtedy troch� oberwa�o...
Ale potem, wiesz, jakim� cudem zaj�li�my ten okop, dok�adnie na ty�ach, wyobra�
to sobie. Zdaje si�, �e w rozkazie pochwalnym nazwali to bohaterstwem i wy�omem
w linii frontu, kt�ry przewa�y� szal� bitwy na nasz� korzy��, bla, bla, bla...
No, i widzisz, przy okazji mianowali mnie podoficerem, i dali to...
Sier�ant zdj�� z prawej d�oni r�kawiczk� i podwin�� r�kaw. Cichemu ukaza� si�
po�yskuj�cy metalicznie wszczep cyberr�ki, a� po �okie�. Serwomechanizmy
szumia�y w�r�d nocnego lasu ciszej ni� szept ich posiadacza.
- To ten cholerny napalm, wiesz. No, mo�e nie jest najlepsza jako�ciowo, ale i
tak s�u�y. A poza tym czasem wygrywam hektolitry piwa w kantynach, kiedy si�uj�
si� z kotami na r�k�. A, no. I w�a�nie po tym numerze pod Ostrav� ch�opaki
nazwa�y mnie Hubal, gada�y, �e niby desperat jestem. I �e na czo�gi to pewnie
szed�bym z szabl�. I tak ju� jako� zosta�o. Ale widzisz, ch�opcze, taki g�upi to
ja nie jestem. Na czo�gi to tylko z moj� maszynk� - sier�ant pog�aska� czule
luf� "Dewastatora".
* * *
- ...i wczoraj z band� �wie�ych trep�w, koty prosto po szk�ce, wys�ali mnie na
daleki zwiad, cholera, w Karpaty, gdzie zaprawione w boju "blaszaki" zaskoczy�y
nas i tylko ja si� z ca�ego patrolu osta�em.
Adamczyk mia� w�a�nie zapyta�, gdzie stacjonowa� jego oddzia�, gdy nagle
us�yszeli wizg pocisk�w lec�cych przez krzewy. Obaj padli na twarze i czo�gaj�c
si� zacz�li szuka� os�ony. Cichy zawsze ba� si� otwartej walki - nie by� do niej
przyzwyczajony. Ale nie tym razem.
Sier�ant ostrzeliwa� kr�tkimi seriami z "Dewastatora" potencjalne miejsca
ukrycia napastnik�w, a Cichy zapewnia� mu os�on�. W�a�ciwie partyzant�w nie by�o
wielu, najwy�ej pi�ciu czy sze�ciu. Sier�ant metodycznie zmusza� ich do zmiany
miejsca ostrza�em, a wtedy Adamczyk wy�uskiwa� ich z Dragunowa.
Cichy by� zdziwiony, jakim cudem kule nie ima�y si� olbrzyma. Sier�ant nawet
niespecjalnie stara� si� kry� przed czeskim ostrza�em. Dla Cichego wygl�da�o to
tak, jakby pociski omija�y go... odbija�y si� od niego... przechodzi�y przez
niego na wylot. Ale w trakcie walki z umys�em cz�owieka dzieje si� du�o r�nych
rzeczy. M�wili o tym Cichemu na szkoleniach, kiedy jeszcze nie by� na froncie.
W ci�gu kilku minut strzelanina ucich�a - z potyczki wyszli bez �adnych szk�d.
Wykorzystuj�c nadarzaj�c� si� szans� szybko, ale nadal ostro�nie odeszli w las.
* * *
Byli ju� blisko rzeki Morawy, nie dalej, jak godzin� drogi do garnizonu ko�o
O�omu�ca, kiedy id�cy pierwszy Hubal zatrzyma� si� i uni�s� d�o�. Cichy prawie
wpad� na jego szerokie plecy. Sier�ant nas�uchiwa� przez chwil�, po czym,
skacz�c za najbli�szy pie�, krzykn��:
- Zasadzka!!!
Adamczyk nie zd��y� zareagowa�.
Kula przeznaczona dla niego mkn�a przez krzaki.
Wtedy sta�o si� co� dziwnego.
Cichy tego nie zauwa�y�.
Domy�li� si� dopiero z efekt�w.
Sier�ant z�apa� pocisk na metr przed g�ow� Cichego.
Tak, jakby to by�a mucha.
Wsz�dzie wok� sypa�y si� drobiny metalu z uszkodzonego wszczepu.
Oczywi�cie - "z�apa�" nie by�o zbyt precyzyjnym okre�leniem. Raczej zbi� go z
toru, tak, �e pocisk - rykoszetuj�c - poszed� w bok.
- No, jak dzi� opowiem co� takiego w kantynie, to b�d� mi stawia� w�dk� przez
ca�y wiecz�r - powiedzia� Hubal patrz�c na szcz�tki swojej cyberd�oni.
W tym samym czasie Adamczyk zestrzeli� z roz�o�ystego d�bu czeskiego snajpera.
* * *
- No, to jeste�my na miejscu. Zbieraj si�, synu, takie �a�enie po nocy to nie
dla ciebie. A ja wracam do swoich. Pomy�lnych �ow�w nast�pnym razem - sier�ant
u�miechn�� si� i pu�ci� oko do Cichego, wskazuj�c na jego Dragunowa.
Adamczyk chcia� zaprotestowa�, ale sier�ant w�a�nie oddala� si� w kierunku lasu.
ZAWSZE WIERNY
Cichy zameldowa� si� kapralowi �andarmerii Wojskowej na rogatce. Kapral
zadzwoni� po instrukcje i przy okazji wezwa� medyka. Cichy wygl�da� na lekko
wyczerpanego.
A zapowiada�y si� m�cz�ce chwile.
* * *
Adamczyka, na polecenie lekarza - smutnego, starszego faceta w stopniu
porucznika, w mundurze polowym z naszywk� przedstawiaj�c� symbolicznego w�a
Hipokratesa wij�cego si� dooko�a laski - odstawiono do szpitala polowego.
Towarzyszy� Cichemu - bardziej jako eskorta, ni� ze wzgl�du na zainteresowanie
jego losem - kapral z rogatki.
Cichy przeszed� szybkie testy, po kt�rych okaza�o si�, �e to tylko zm�czenie.
Troch� snu i witaminy postawi� go na nogi. Adamczyk przyj�� tabletki, kt�re
zaordynowa� mu sanitariusz i popi� to witaminizowanym napojem energetycznym.
Nakarmiony i wymyty Cichy zosta� na razie na obserwacji w szpitalu. Odstawiono
go do izolatki. Kapral nadal pe�ni� przy nim stra�. W S�u�bach Wewn�trznych od
pewnego czasu panowa�a ostra szpiegomania.
Znudzony sanitariusz wyj�� tali� wymi�tych, wyt�uszczonych kart i zaproponowa�
gr� w tysi�ca. Ot, tak, dla rozrywki. Oczywi�cie na fajki. Po sztuce za ka�de 10
punkt�w.
Kapral troch� si� wzbrania�, ale ostatecznie stwierdzi�, �e zagra. "Tylko jedn�
partyjk�". W ko�cu jest na s�u�bie, prawda?
Podczas, gdy ludzie ze S�u�b Wewn�trznych sprawdzali Adamczyka na podstawie jego
danych z nie�miertelnika - czy w og�le istnieje i czy to mo�liwe, �eby pojawi�
si� w O�omu�cu praktycznie znik�d - opowiedzia� kapralowi i sanitariuszowi o
swojej nocy, oczywi�cie pomijaj�c szczeg�y operacji obj�te tajemnic� zawodow�.
Kiedy Adamczyk wymieni� pseudonim sier�anta, �andarm prze�kn�� nerwowo �lin�, a
sanitariusz uj�� jego d�o� i zaprowadzi� gdzie� dalej, na oddzia�.
Zatrzymali si� przy ��ku przykrytym bia�ym prze�cierad�em. Pod biel� nakrycia
wyra�nie rysowa�a si� sylwetka ludzka.
- Mo�e i m�wisz prawd�, ale widzisz, ten tutaj to Hubal. I le�y tutaj odk�d
zmar� zesz�ej nocy. W�a�ciwie to by� tu ca�e 48 godzin, zanim w og�le ty si� tu
pojawi�e�. Bo jako� wtedy przynie�li go tu ludzie z jego oddzia�u. Byli na
patrolu w lasach nad Moraw� i jaki� snajper "blaszak�w" go trafi�. Nie ma szans,
�eby od razu jednym strza�em zabi� takiego byka jak Hubal, ale i nasz doktorek
nie by� go w stanie ju� po�ata�. Facet d�ugo si� m�czy�, odk�d go przywlekli z
lasu, ci�gle by� na morfinie. A drania, kt�ry to zrobi�, ch�opaki z jego ekipy
ju� nie znalaz�y...
Obaj zm�wili szybk� modlitw� za wielkiego sier�anta, zwanego przez ch�opak�w
Hubalem.
* * *
Obudzi�o go g�o�ne walenie w drzwi. Zerwa� si�, szybko spojrza� na zegarek. Nie
spa� d�u�ej, ni� dwie godziny... Co, do diab�a? Nale�y mu si� troch� odpoczynku
po tym, co przeszed�!
Otworzy� i zobaczy� sprawc� ha�asu. To by� ten kapral, kt�ry go wpuszcza� do
garnizonu i z kt�rym gra� w karty w izolatce.
- Plutonowy Adamczyk, jeste�cie proszeni do S�u�b Wewn�trznych. Natychmiast!
POUFNE!
Tajne specjalnego znaczenia
(zmiana kwalifikacji materia�u: podst. prawna: Dz. U. 2016 Nr 81, poz. 954)
O�omuniec, 22 IX A.D. 2021
Akta sprawy BB9/21
Oskar�enie o odchylenie religijne (art. 530 k.m.k.) oraz dzia�anie na rzecz
wroga (art. 75 k.w.) poprzez: obni�anie morale �o�nierzy w trakcie konfliktu
(art. 75 � 1 k.w.) i prezentowanie defetystycznej postawy (art. 76 � 3 k.w.)
Obecni na przes�uchaniu i rozprawie przed trybuna�em wojskowym:
Oskar�ony: plut. Aleksander Adamczyk
Obro�ca: por. Jerzy Lenart
Oskar�yciel z ramienia Ko�cio�a Wszechpolskiego: ks. prof. Albert Kami�ski SJ
Oskar�yciel z ramienia Ministerstwa Obrony Narodowej: dr p�k. Karol G�recki
Trybuna� wojskowy w sk�adzie: p�k. Mieczys�aw Pruszy�ski, pp�k. Seweryn Gaster
Przewodnicz�cy trybuna�u: gen. dyw. Pawe� Barcicki
�wiadkowie: kpr. Marek Pisarczyk, st. szer. Wojciech Wielicki
Protokolant: st. szer. Andrzej Sapieha
Akt oskar�enia:
Oskar�a si� plutonowego Aleksandra Adamczyka, syna Zofii i Jana, i� dzia�aj�c
pod wp�ywem wrogiej propagandy mi�dzy godzin� 10:00 a 11:00 dn. 20 wrze�nia br.
pr�bowa� wm�wi� kapralowi Markowi Pisarczykowi i starszemu szeregowemu
Wojciechowi Wielickiemu, jakoby kilkana�cie godzin wcze�niej mia� kontakt z
nie�yj�cym ju� w�wczas sier�antem Henrykiem Dobrza�skim.
Uzasadnienie:
Post�powanie, jakiego dopu�ci� si� oskar�ony: a) na podstawie art. 530 kodeksu
moralno�ci obywatelskiej w oczywisty spos�b zaprzecza podstawowym dogmatom
doktryny neochrystianizmu i jako takie jest przest�pstwem odchylenia religijnego
�ciganym przez organy Ko�cio�a Wszechpolskiego z oskar�enia publicznego, oraz b)
na podstawie artyku��w 75 � 1 i 76 � 3 kodeksu wojskowego wp�ywa niekorzystnie
na zdolno�ci bojowe jednostek Wojska Polskiego poprzez obni�anie ich morale i
jako przest�pstwo zdrady oraz przest�pstwo sabota�u i dywersji podlega
jurysdykcji trybuna��w wojskowych.
Protok� przes�uchania oskar�onego i �wiadk�w:
[Ocenzurowano - podst. prawna: Dz. U. 2009 Nr 13, poz. 64]
Wyrok:
Oskar�ony, po gruntownym rozpatrzeniu jego przypadku przez niezawis�ych s�dzi�w
trybuna�u wojskowego, zosta� jednog�o�nie uznany winnym zarzucanych mu czyn�w i
skazany na najwy�szy wymiar kary. Wobec jego dotychczasowych zas�ug dla Wojska
Polskiego trybuna� orzek�, i� nie zostanie zdegradowany i pozbawiony stopnia
wojskowego. �adne konsekwencje natury politycznej, religijnej i prawno-karnej
nie zostan� wyci�gni�te wobec rodziny skazanego. Wyrok jest prawomocny i
skazanemu nie przys�uguje od niego odwo�anie.
Skawina, 26 .11.2002 - 06.01.2003