68

Szczegóły
Tytuł 68
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

68 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 68 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

68 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUL: Uszy AUTOR: Jan Brzechwa OPRACOWAL : Adam Ciarcinski ([email protected]) ---------------------------------------------------------------- --------- Czy przygl�dali�cie si� kiedykolwiek uwa�nie ludzkiemu uchu? Ile staranno�ci i wysi�ku w�o�y�a natura w ten szcz�tkowy i nieu�yteczny ornament twarzy! Serce, kt�re uchodzi za siedlisko romantycznych uczu� i wra�liwo�ci, to po prostu mi�sisty worek, miech ss�co-t�ocz�cy, brzydki i niekszta�tny. Natomiast koncha uszna zadziwia mistern� kompozycj� szczeg��w, proporcj� zagi�� i zakr�t�w, r�ow� przejrzysto�ci�, elastyczn� budow� chrz�stki. Zar�wno nazwa, jak i podobie�stwo do muszli nadaj� uchu warto�� niemal klejnotu, zw�aszcza na tle og�lnego uk�adu anatomicznego cz�owieka. Tote� nieobliczalny wybryk Joanny zdo�a�em sobie wyt�umaczy� dopiero nazajutrz, gdy w samolocie odda�em si� obserwacji ludzkich uszu. Przygl�da�em si� im w oderwaniu od reszty twarzy, przenosi�em wzrok z jednych uszu na drugie, stara�em si� eliminowa� twarze, a ca�� uwag� skupi� na tym jednym szczeg�le. Po kilku minutach uporczywej koncentracji wzroku ludzie przestali dla mnie istnie�. Widzia�em ju� tylko uszy, ich misterne zagi�cia, rozr�nia�em rozmaito�� kszta�t�w. Uszy wype�nialy ca�� kabin� samolotu. Jedne na poz�r drobne i delikatne, inne odstaj�ce, mi�siste i ow�osione, obwis�e albo sko�ne, a w gruncie rzeczy wszystkie obrzydliwe. Dopiero wtedy u�wiadomi�em sobie, �e uszy s� w�a�ciwie odra�aj�ce. Maj� w sobie co� zwierz�cego. Teraz, kiedy utraci�y dyskretn� niedostrzegalno��, wynikaj�c� z nawyku oczu, wydawa�y mi si� nienaturaln� naro�l�, podobn� do grzyb�w paso�ytuj�cych na pniu drzewa. Zrozumia�em, �e uszy mog� budzi� wstr�t. Pami�tam dotychczas uczucie przera�enia, jakiego dozna�em w latach m�odo�ci, gdy odgarniaj�c kochance w�osy stwierdzi�em w miejscu konchy usznej drobny, zwyrodnia�y p�atek sk�ry, przypominaj�cy ucho myszy albo nietoperza. Wr��my jednak do mojej Joanny, tej istoty kochaj�cej, pe�nej delikatno�ci i s�odyczy. Dzia�o si� to we wrze�niu. Par� dni naprz�d kupi�em cztery bilety na doskona�� francusk� komedi� i zaprosi�em Joann� oraz mego koleg� z �on�, kobiet� bardzo �adn�, ale maj�c�, nies�usznie moim zdaniem, opini� zimnej kokietki. Joanna podziela�a to zdanie i nawet na wiadomo�� o zaproszeniu przeze mnie tamtej pary usi�owa�a wykr�ci� si� od p�j�cia do kina. W ko�cu jednak da�a si� nam�wi�. Wyszli�my z kina wszyscy czworo oko�o dwunastej w nocy i spacerkiem udali�my si� na pobliski parking, gdzie zostawi�em samoch�d. Pierwszy ja usiad�em za kierownic� i pootwiera�em drzwi, nast�pnie Joanna zaj�a miejsce za mn� na tylnym siedzeniu, ust�puj�c swego sta�ego miejsca obok mnie �onie mego kolegi. Zanim jednak tamci dwoje zd��yli wsi��� do samochodu, Joanna znienacka chwyci�a mnie z ty�u za lewe ucho i zakr�ci�a nim z ca�ej si�y, jakby mi je chcia�a oberwa�. Poczu�em dotkliwy b�l, ale na �adne wyja�nienia nie by�o czasu, gdy� moi go�cie w�a�nie zaj�li swoje miejsca. Na szcz�cie �adne z nich nie zauwa�y�o tej przykrej sceny. Oszo�omiony tym niespodziewanyzn wybrykiem, w��czy�em silnik i ostro ruszy�em z miejsca. Joanna przez ca�� drog� prowadzi�a o�ywion� rozmow�, krytykowa�a film, raz po raz wybucha�a nerwowym �miechem. Nie odzywa�em si� do niej. Zastanawia�em si� nad jej post�pkiem. Czy�by to by� wybuch tajonej nienawi�ci? Co ni� powodowa�o? Nigdy nie zauwa�y�em w niej najmniejszych sk�onno�ci do okrucie�stwa. Zna�em j� jako istot� pe�n� delikatno�ci i s�odyczy. Po�egnali�my si� w milczeniu. Wr�ci�em do domu z osadem goryczy w sercu, a nazajutrz znalaz�em si� w kabinie samolotu. Tak, to by�o w�a�nie wtedy. Musia�em wyjecha� na kilka dni. Czy przypominacie sobie "Les contes de minuit", t� urocz� ksi��k� Duhamela? Czy pami�tacie posta� urz�dnika, kt�ry wpatruje si� w ucho swego szefa i nie jest w stanie opanowa� niedorzecznej ch�ci, oby tego ucha dotkn��? A wi�c mo�e sam widok ucha budzi w cz�owieku ten irracjonalny, nieuzasadniony gest? Nigdy nie doznawa�em podobnych uczu�, ale dlaczego mia�bym wykluczy� mo�liwo�� ich istnienia w kim innym? Chocia�by w Joannie. Tak, to by� chyba jedyny motyw, kt�ry ni� kierowa�. Raczej nie motyw, lecz odruch. Moje uszy obudzi�y w niej wstr�t, wyzwoli�y nienawi�� odczuwan� nie do mnie, lecz do nich. Przypomnia�em soble kilku moich znajomych, o kt�rych wiedzia�em, �e �ywi� wobec mnie wyra�n� niech��, chocia� nie da�em im do tego powodu. Coraz bardziej nabiera�em przekonania, �e i w tym wypadku musia�y odgrywa� rol� moje uszy. Prawdopodobnie podra�niona wra�liwo�� estetgczna wywo�ywa�a pod�wiadom� antypati�. Nie chcia�bym by� pos�dzony o zarozumialstwo, ale musz� stwierdzi�, �e ani moja powierzchowno��, ani cechy charakteru, ani spos�b bycia nie powinny w nikim budzi� niech�ci. Przeciwnie, uchodz� za cz�owieka obdarzonego pewnym urokiem osobistym, towarzyskiego i �atwego w obcowaniu. Musz� jednak otwarcie wyzna�, �e uszy mam raczej nie�adne. Powiedzia�bym nawet - zdecydowanie brzydkie. I to one w�a�nie, jak s�dz�, zra�aj� do mnie ludzi. One zdolne by�y tak�e popchn�� Joann� do brutalno�ci, kt�ra jest tak obca jej �agodnej i delikatnej naturze. Rozwa�aj�c przykry incydent owego wieczoru, stan��em przed lustrem, a�eby raz jeszcze przyjrze� si� moim uszom. Istotnie, mia�y w sobie co� obrzydliwie skrzydlatego, wyra�a�y drapie�no�� i arogancj�. Im d�u�ej wpatrywa�em si� w ich odbicie, tym ja�niej zaczyna�em rozumie�, �e musz� one budzi� nieprzychylne uczucia. Zapewne zdarzaj� si� ludzie, kt�rzy maj� odmienny spos�b patrzenia, kt�rzy patrz� nie widz�c. Ich wzrok nie zatrzymuje si� na niczym. Jest to wzrok pozbawiony wyobra�ni. Zreszt�, wi�kszo�� ludzi cierpi na tego rodzaju aberacj�. Joanna nale�y do typ�w po�rednich. Kocha mnie, a r�wnocze�nie ma obsesj� na punkcie moich uszu. Ta my�l nie dawa�a mi spokoju. Chodzi�em po mieszkaniu czuj�c, �e nie zasn�. Ucho bola�o mnie i piek�o na samo wspomnienie przykrego incydentu. Joanna, ta isiota pe�na s�odyczy, wydawa�a mi si� teraz ognistym ptakiem, kt�rego dzi�b wbija mi si� w m�zg. Zrozumia�em, �e musz� roz�adowa� w niej kompleks uszu, gdy� w przeciwnym razie nasza mi�o�� skazana b�dzie na zag�ad�. Nagle wzrok m�j zatrzyma� si� na reprodukcji autoportretu Van Gogha, kt�ra wisia�a nad kominkiem. Ten wielki, nieszcz�liwy i antypatyczny szaleniec patrza� na mnie chytrze i porozumiewawczo spod banda�a, kt�ry zakrywa� ran� po obci�tym uchu. A wi�c nie tylko ja! On tak�e we w�asnych uszach widzia� przyczyn� swoich kl�sk i niepowodze�. On tak�e mia� swoj� Joann�, kt�ra popchn�a go do tego rozpaczliwego kroku. Teraz wiedzia�em ju�, co mam zrobi�. W sobotnie popo�udnia Joanna przychodzi�a do mnie na obiad, kt�ry przyrz�dza�em w�asnor�cznie, jako �e mam szczeg�lne zami�owanie do spraw kulinarnych. Lubi� na targowiskach wyszukiwa� sezonowe przysmaki, znam si� na kuchni i nie brak mi w tej dziedzinie pomys�owo�ci, a nawet wyrafinowania. Tej soboty czeka�em na przyj�cie Joanny bardziej niecierpliwie ni� kiedykolwiek. Nie widzieli�my si� od kilku dni, a poniewa� oboje mamy wstr�t do niesnasek, spotkanie to musia�o by� dla niej upragnione w tym samym stopniu, co dla mnie. Wcze�niej ni� zazwyczaj rozleg� si� dzwonek. Otworzy�em drzwi. Na widok mojej obanda�owanej g�owy Joanna zatrzyma�a si� w progu. Spojrza�a przera�ona, a potem g�osem pe�nym niepokoju zapyta�a, co mi si� sta�o. - Ach, to drobiazg - odpar�em tul�c j� do siebie. - Zarzuci�o mi w�z i wpad�em na s�up. G�ow� rozbi�em szyb�. Ale to nic powatrzego. Lekkie zadrapania. Joanna posmutnia�a, po chwili jednak u�miechn�a si� i poda�a mi usta do poca�unku. Nie mia�a �adnych podejrze�. Wrze�niowe s�o�ce rozsypywa�o z�ociste blaski po stole, kt�ry nakry�em ze zwyk�� staranno�ci�. Nape�ni�em kieliszki stark� i przynios�em z kuchni tac� zastawion� r�nymi przysmakami. Joanna lubi�a nasze sobotnie uczty i cieszy�a si� ka�d� kulinarn� niespodziank�. - Rydze! - zawo�a�a z rado�ci�, opr�niaj�c �y�k� patelni�. - Jaki ty jeste� mi�y! Szkoda, �e musz� je�� je sama... Joanna wiedzia�a, �e odk�d w dzieci�stwie zatru�em si� grzybami, nabra�em do nich nieprzezwyci�onego uprzedzenia. Wypili�my w�dk�, a potem, s�uchaj�c jej beztroskiej paplaniny, czeka�em, a� Joanna zje przyrz�dzone przeze mnie rydze. Nagle zerwa�em si� z krzes�a i zawo�a�em jakim� obcym, histerycznym g�osem: - Smakowa�o ci? A wiesz, co zjad�a�? Zjad�a� moje uszy! Rozumiesz? Moje znienawidzone przez ciebie uszy! Na pewno zauwa�y�a�, �e ich zawini�te brzegi by�y uderzaj�co podobne do rydz�w, Obci��em je brzytw�. Tak jak Van Gogh! Rozumiesz! Troch� nawet bola�o, ale mniej, ni� przypuszcza�em... Oczywi�cie, zanim to zrobi�em, zadzwoni�em po pogotowie. Jestem, jak wiesz, przezorny i systematyczny... Joanna patrza�a na mnie ze zgroz�. Naprz�d poblad�a, a po chwili sta�a si� zielona jak cz�owiek na statku w czasie sztormu. - Naprawd� nie bola�o - m�wi�em wpatruj�c si� w drobne kropelki potu, kt�re wyst�pi�y na jej prze�licznym, nieco zadartym nosku. - To zreszt� niewa�ne... Chc� ci opowiedzie�, jak je przyrz�dzi�em... Naprz�d gotowa�em tak d�ugo, a� sta�y si� mi�kkie... Potem rzuci�em na roztopione mas�o... Smakowa�y ci, prawda? Chwyci�em butelk�, aby ponownie nape�ni� kieliszki, ale Joanna wykona�a dziwaczny ruch d�oni� i zsun�a si� z krzes�a na pod�og�. Wzi��em j� na r�ce i przenios�em na tapczan. By�a pi�kna w tym swoim omdleniu. Twarz mia�a blad�, niemal przezroczyst�, usta ch�odne i skrzywione, by� mo�e jak wtedy, kiedy mnie szarpn�a za ucho. Po chwili zacz�a wraca� do przytomno�ci. Gdy otworzy�a powieki, zdar�em z g�owy banda� i powiedzia�em z czu�o�ci�: - G�upi�tko... To by�y zwyczajne rydze... Joanna przygl�da�a mi si� w milczeniu. Palcem pog�aska�a moje lewe ucho, potem prawe. Wsta�a z tapczanu i u�miechn�a si� zawstydzonym, roztargnionym u�miechem. Nie, to nie by� u�miech, ale raczej grymas dziecka, kt�remu zbiera si� na p�acz. Istotnie, po twarzy jej p�yn�y �zy. Kiedy wr�cili�my do sto�u, Joanna �apczywie wychyli�a kieliszek w�dki, ale je�� wi�cej nie chcia�a. Spojrzenie jej b��dzi�o po mojej twarzy, nie wyra�aj�c ani gniewu, ani czu�o�ci. - Wiesz - powiedzia�a po chwili. - To dziwne... Nigdy dot�d nie zwr�ci�am uwagi na twoje uszy. Mam wra�enie, �e dzisiaj widz� je po raz pierwszy... Przyci�gn��em j� do siebie, ca�owa�em, g�aska�em po w�osach, by�o mi weso�o i smutno zarazem. Joanna siedzia�a zamy�lona, a potem powiedzia�a, �e �le si� czuje, i poprosi�a, �ebym j� odwi�z� do domu. Na po�egnanie poca�owa�a mnie w ucho. By�a naprawd� istot� pe�n� delikatno�ci i s�odyczy. Nie widzieli�my si� wi�cej. Naprz�d byli�my oboje bardzo zaj�ci. P�niej ona przenios�a si� do innego miasta, a ja wyjecha�em s�u�bowo na rok do Wietnamu. Na �cianie zamiast autoportretu Van Gogha wisi teraz reprodukcja krajobrazu Utrilla. Widok o�nie�onej paryskiej ulicy nic mi nie przypomina.