6560
Szczegóły |
Tytuł |
6560 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6560 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6560 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6560 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tom Clancy
Wandale
Cykl NetForce lub Zwiadowcy
Przy wsp�pracy Steve�a Pieczenika
T�umaczy�a Anna Zdziemborska
Podzi�kowania
Pragniemy z�o�y� podzi�kowania nast�puj�cym osobom, bez kt�rych ta ksi��ka nie mog�aby powsta�: Billowi McCayowi za pomoc w dopracowywaniu r�kopisu; Martinowi H. Greenbergowi, Larry�emu Segriffowi, Denise Little i Johnowi Helfersowi z Tekno Books; Mitchellowi Rubeinsteinowi i Laurie Silvers z BIG Entertainment; Tomowi Colganowi z Berkeley Books; Robertowi Youdelmanowi oraz Tomowi Mallonowi z Esquire; ponadto Robertowi Gottliebowi, naszemu agentowi i przyjacielowi z William Morris Agency.
1
Od b��kitu bezchmurnego nieba odcina�y si� tylko bia�e smugi kondensacyjne z odrzutowych silnik�w lec�cego wysoko samolotu. Matt Hunter zmru�y� br�zowe oczy, obserwuj�c maszyn� ze swojego miejsca na stadionie Camden Yards. Za chwil� powinien przej�� na nap�d rakietowy, pomy�la�.
Kuksaniec pod �ebro sprowadzi� go z powrotem na ziemi�.
- Nie popisa�e� si� z tymi miejscami, geniuszu - powiedzia� z wyrzutem Andy Moore. - Upieczemy si� dzisiaj na takim s�o�cu. - Blondynek przesun�� r�k� po jasnym czole. - Kto� przypadkiem wzi�� ze sob� krem do opalania?
- Nie licz na mnie. - David Gray podwin�� r�kawy koszuli, ods�aniaj�c br�zowe muskularne ramiona. - Ja mam naturalny krem do opalania dzi�ki uprzejmo�ci moich afryka�skich przodk�w. - Lecz i on zacz�� wierci� si� na krze�le. - Mo�na by si� spodziewa�, �e po remoncie wy�o�� te fotele czym� bardziej mi�kkim.
Leif Anderson wyci�gn�� si� na swoim miejscu. - Na moim fotelu jest bardzo wygodnie - oznajmi�.
Matt pos�a� przyjacielowi krytyczne spojrzenie. Tak naprawd� fotel, na kt�rym wida� by�o Leifa, go�ci� jedynie jego hologram. W rzeczywisto�ci Leif znajdowa� si� w apartamencie swoich rodzic�w w Nowym Jorku i bez w�tpienia wylegiwa� si� teraz w bardzo drogim i bardzo komfortowym fotelu po��czonym z komputerem. Implanty umieszczone pod sk�r� Leifa ��czy�y go ze �wiatow� Sieci� i przesy�a�y jego obraz do Baltimore, on sam natomiast m�g� prze�ywa� wszystko co dzia�o si� na stadionie oddalonym od jego domu o ponad trzysta kilometr�w.
- Lepiej podreguluj troch� sw�j hologram, Anderson - za�artowa� Matt. - Bo nie zauwa�ysz �adnych wirtualnych wybi�. - Po czym, lekko zak�opotany, wzruszy� ramionami pod adresem swoich prawdziwych i hologramowych przyjaci�.
- S�uchajcie, to pierwszy mecz sezonu Orioles na ich w�asnym boisku. Kupi�em bilety na najlepsze miejsca, jakie uda�o mi si� za�atwi�.
Pr�bowa� znale�� wygodniejsz� pozycj� na pokrytym cienk� tapicerk� siedzeniu na trybunie. Ka�de miejsce warte by�o tego, co za chwil� zobacz� - i nie chodzi�o mu o gr� w baseball. Matt i jego przyjaciele interesowali si� wszystkim, co by�o zwi�zane z komputerami. Fascynowa�a ich globalna Sie� komputerowa - Sie�, obs�uguj�ca wi�ksz� cz�� �wiata, oraz Net Force - organizacja nadzoruj�ca dzia�ania tej�e sieci komputerowej. W�a�nie z tego powodu Matt, Leif, Andy David i inni wst�pili do m�odszej sekcji - Zwiadowc�w Net Force.
Nie�atwo by�o si� do niej dosta� - najpierw musieli przej�� pomy�lnie kurs szkoleniowy, kt�ry by� prawie tak trudny, jak ten dla rekrut�w piechoty morskiej. Nic dziwnego zreszt�, gdy� samo Net Force wywodzi�o si� z mieszanego oddzia�u specjalnego Korpus Piechoty Morskiej/FBI i nawet mia�o swoj� siedzib� w Quantico. Podczas szkolenia Matt i jego koledzy przeszli niesamowit� edukacj� komputerow�. W �wiecie, w kt�rym pos�ugiwanie si� komputerem by�o tak powszechne jak w��czanie �wiat�a, Matt i jego przyjaciele wiedzieli, jak dzia�aj� te magiczne pude�ka. Na rozgrywki nie przyci�gn�y ich dzisiaj ani miejsca, ani dru�yny, a sam stadion. Camden Yards przeszed� gruntowny remont, kt�ry polega� na pod��czeniu go do specjalnego systemu komputerowego zdolnego do obs�ugiwania symulatora rzeczywisto�ci wirtualnej - w skr�cie VR. Wiele aren sportowych oferowa�o holograficzne projekcje w poszczeg�lnych sektorach, ale w tym przypadku ca�y stadion przygotowany by� do pe�nej symulacji.
Leif wyprostowa� si� nieco na swoim fotelu, kiedy dru�yny ko�czy�y rozgrzewk�. - Zaczyna si� - oznajmi�.
Po stadionie przetoczy� si� g�os komentatora:
- Witamy na pierwszej rozgrywce Orioles na ich w�asnym boisku w sezonie 2025. Mamy dla pa�stwa co� wi�cej ni� tylko gr�. Obejrzycie mecz w Baseballowym Niebie, dzi�ki naszemu nowemu systemowi VR. Najwi�ksze gwiazdy, najlepsi gracze w historii baseballu wkrocz� na p�yt�, by zmierzy� si� z najlepszym miotaczem i broni�c� dru�yn� marze�. Czy mocne pi�ki pokonaj� najlepszych w historii pa�karzy? Zaraz si� przekonamy!
Na boisku pojawi�o si� na kr�tk� chwil� co� na kszta�t cienia, kiedy wbiegali na nie truchtem ostatni z �ywych graczy. Wtedy naprzeciwko �awek dla graczy rezerwowych pojawi�o si� osiemna�cie widmowych postaci. Gracze ubrani byli w zr�nicowane stroje. Wszystkie wygl�da�y w oczach Matta staro�wiecko, kilka z nich nale�a�o do nie istniej�cych ju� dru�yn.
Niekt�rzy wirtualni gracze machali lub dotykali daszk�w czapek na powitanie widowni. Leif Anderson gwizdn�� i klasn�� w r�ce. - �adna czynno�� nie zosta�a wcze�niej zaprogramowana - powiedzia�. - Wszystko jest generowane losowo przez systemowy komputer, kt�ry opiera si� na wynikach graczy. To si� nawet odnosi do ich reakcji na doping kibic�w.
- Kim jest ten grubas w dru�ynie Sluggers�w1? - spyta� Andy Moore.
Leif pos�a� mu takie spojrzenie, jakby Andy bekn�� g�o�no w ko�ciele.
- To Babe Ruth. W 1927 roku Babe Ruth sze��dziesi�t razy wybi� pi�k� poza boisko. Troch� dalej w rz�dzie stoi Ty Cobb - w swojej karierze ponad cztery tysi�ce razy wybija� pi�k� i wdawa� si� w b�jki z fanami cz�ciej ni� ktokolwiek inny.
- Mam nadziej�, �e to zrzut danych szepcze ci to wszystko do ucha - powiedzia� Matt. - Bo je�li marnujesz swoje szare kom�rki na zapami�tywanie statystyk sportu sprzed stu lat...
Leif jedynie u�miechn�� si� szeroko. - Je�li przyjrzycie si� dok�adniej graczom All-Stars, zauwa�ycie, �e co najmniej po�owa z nich ma na sobie barwy dru�yn nowojorskich - Sluggersi maj� Rutha i Lou Gehriga z Yankees, Frankie�ego Frischa z by�ej dru�yny New York Giants i Dona Drysdale�a z Brooklyn Dodgers. Fieldersi2 maj� Joe�go DiMaggio i Billa Dickeya z Yankees, Keitha Hernandeza z Mets�w i Williego Maysa oraz Christyego Mathewsona z Olbrzym�w. Oni wszyscy reprezentowali kiedy� moje miasto rodzinne!
- Pozwolisz, �e ziewn� szeroko - powiedzia� Mat, tylko po to, �eby dokuczy� przyjacielowi. - Czemu zebrali tutaj tych wszystkich wapniak�w?
- Taki by� warunek - nikogo, kto gra� w tym stuleciu - poinformowa� go Leif. - Niekt�rzy z nich grali w latach osiemdziesi�tych, na przyk�ad Ozzie Smith, Mike Schmidt i Johnnie Bench. Keith Hernandez gra� w latach dziewi��dziesi�tych.
Matt si� za�mia�. - Wol� zobaczy�, jak zagraj� teraz.
Dru�yna All-Star zaj�a miejsca na boisku, podczas, gdy miotacz w barwach Filadelfii stan�� naprzeciwko pa�karza Yankees.
- Jedna rzecz, kt�rej nie potrzebuj� komputerowi gracze to rozgrzewka - za�artowa� David Gray.
- Racja - za�mia� si� Leif, wychyli� si� z o�ywieniem na swoim siedzeniu i krzykn��: - Dalej, Mik�!
Spojrza� na Matta i wyja�ni�: - Mike Schmidt - �wietny miotacz.
Christy Mathewson wyeliminowa� go trzema trafieniami. Po nim pojawi� si� Lou Gehrig, posy�aj�c pi�k� na �rodek boiska, kt�r� z�apa� Roberto Clemente rzucaj�c si� ofiarnie na muraw� boiska.
W dru�ynie Sluggers�w pa�karzem by� Babe Ruth. Przybiera� osobliw� pozycj� przy wybijaniu, opieraj�c pa�k� na ramieniu. Tak w�a�nie by�o, kiedy dwie pi�ki wielkiego Mathewsona przelecia�y tu� obok niego.
- To Bab� czy Baba? - spyta� Matt.
- Poczekaj - odpar� Leif.
Wirtualny Babe Ruth zszed� z pola wybi�, zdejmuj�c z ramienia pa�k�, po czym wskaza� ni� punkt na trybunach.
Leif roze�mia� si� na g�os. - To jego s�ynny gest. Bab� pokazuje, gdzie zamierza pos�a� nast�pne uderzenie.
Nagle z g�rnych siedze� na trybunach nad centraln� cz�ci� boiska podnios�o si� czterech widz�w. Zupe�nie jakby gest Rutha stanowi� dla nich sygna�.
Matt zdziwi� si�, �e wcze�niej ich nie zauwa�y�. Ca�a czw�rka mia�a na sobie kostiumy przynajmniej r�wnie stare jak stroje holograficznych graczy. Przypominali bohater�w jednego z tych przestarza�ych czarno-bia�ych dwuwymiarowych film�w o gangsterach, kt�re kr�cono, zanim do u�ycia wesz�y hologramy.
Trzech z tych dziwnych osobnik�w by�o m�czyznami. Mieli na sobie pr��kowane garnitury i kapelusze z szerokimi rondami. Czwartym osobnikiem by�a pi�kna blondynka w d�ugiej sp�dnicy i swetrze, kt�ry wyszed� z mody wieki temu, oraz w ma�ym kapelusiku na czubku g�owy.
Najwy�szy z grupki zwr�ci� si� do Bab� Rutha: - Z�a� z boiska, grubasie!
Matt zmarszczy� brwi, a Leif wsta�, �eby si� lepiej przyjrze� awanturnikom. Ty Cobb zacz�� biec w stron� trybun, wykrzykuj�c wyzwiska pod adresem awanturnik�w. Jego g�os by� ledwo s�yszalny.
- Co� mi tu nie pasuje - powiedzia� Matt. - Nie powinni�my byli us�ysze� tego faceta na trybunach.
A jednak drwi�cy g�os ni�s� si� echem po stadionie - jakby wysoka posta� na trybunach przej�a kontrol� nad systemem nag�a�niaj�cym. A to przecie� niemo�liwe - czy�by...?
Matta czeka�a jeszcze wi�ksza niespodzianka. To, co nast�pnie zrobi�a czw�rka z trybuny, by�o zupe�nie niewiarygodne. Si�gn�li pod siedzenia i wyj�li stamt�d bro� - du�e masywne pistolety maszynowe... co dziwniejsze bro� by�a r�wnie przestarza�a, jak kostiumy, kt�re mieli na sobie. Matt widzia� kiedy� w holograficznej encyklopedii pistolet maszynowy Thompson, ale jego zdaniem bro� by�a ci�ka i niepor�czna. Tymczasem cztery postacie na trybunach radzi�y sobie z ni� z tak� �atwo�ci�, jakby by�a leciutka jak pi�rko. Bro� wyda�a z siebie grzmi�cy d�wi�k, gdy napastnicy zacz�li ostrzeliwa� boisko i �cina� z n�g holograficznych graczy.
Joe DiMaggio nie prze�cign�� wirtualnej kuli z pistoletu maszynowego. Nie uda�o si� to r�wnie� Willieemu Maysowi ani Robertowi Clemente. Ty Cobb te� zosta� trafiony i pad� na muraw�. Najwy�szy ze strzelc�w nie zwraca� uwagi na cele znajduj�ce si� najbli�ej niego. Polowa� na Babe�a Rutha i wreszcie uda�o mu si�. Pa�karz Jankes�w upad� na plecy w niezgrabnym ta�cu �mierci.
Po boisku przetoczy� si� rubaszny �miech. - �atwizna! - parskn�� �miechem wysoki strzelec. - Cel by� taki du�y!
Musz� by� postaciami holo, przekonywa� Matt sam siebie. Magazynki w tych pistoletach maszynowych nie mog� mie�ci� wi�cej ni� sto naboj�w. A oni wystrzelali co najmniej dwa razy tyle.
Holo czy nie, kwartet przest�pc�w wymiata� ludzi ze stadionu. Trybuny w kszta�cie wielkiej litery V pustosza�y, poniewa� prawdziwi i holograficzni widzowie zerwali si� z miejsc, �eby uciec z linii ognia. Wystraszeni ludzie zatarasowali schody i przej�cia mi�dzy trybunami, przepychaj�c si� mi�dzy sob� w panicznej ucieczce.
Matt wykrzywi� usta w pogardliwym u�miechu, patrz�c na uciekaj�cy w pop�ochu t�um. - Paru idiot�w skr�ci sobie karki pr�buj�c si� w panice wydosta� z tego ma�ego laserowego pokazu... - zacz��.
Wtedy zauwa�y� sylwetki ludzi le��ce bezw�adnie na siedzeniach w ostrzeliwanym sektorze.
Odwr�ci� si� nagle zaniepokojony. - Leif... - zacz��.
Jego holograficzny przyjaciel stan�� na fotelu, �eby lepiej widzie� zamieszanie na trybunach. Sta� tak niczym tarcza strzelnicza, dop�ki hologramowa kula nie przebi�a mu klatki piersiowej.
Leif spad� z siedzenia z otwartymi szeroko oczami i ustami rozwartymi w niemym krzyku. Upad� niezbyt realistycznie, bo bezszelestnie - przemkn�a Mattowi my�l przez g�ow�. Prawdopodobnie wynika�o to z prze�adowania systemu symulacji VR na stadionie z powodu ca�ego zaj�cia. Matt po�piesznie podni�s� si�, krzycz�c: Wszyscy, kt�rzy s� w VR - od��czcie si�! Uciekajcie st�d!
Holograficzne projekcje kilku jego przyjaci� i wielu obcych w jego pobli�u znikn�y w okamgnieniu. Matt ledwo to zauwa�y�. Ca�� uwag� po�wi�ca� teraz rannemu przyjacielowi - Leifowi. Na jego ciele nie by�o wida� rany postrza�owej, niemniej Leif nie by� w najlepszej formie.
Twarz zrobi�a mu si� woskowa i bia�a jak �ciana. Mia� szeroko otwarte, wpatrzone w przestrze� oczy, ale na pewno nie by� przytomny. Jego �renice skurczy�y si� do wielko�ci g��wek od szpilki.
Matt rozpoznawa� te symptomy. Szok by� typow� reakcj� na fizyczny lub psychiczny wstrz�s. Do tego dochodzi�y problemy z systemem nerwowym, spowodowane niew�a�ciwym funkcjonowaniem implant�w komputerowych.
Podstawowe szkolenie w oddziale Zwiadowc�w Net Force obejmowa�o pe�en kurs udzielania pierwszej pomocy. Niestety Matt w �aden spos�b nie potrafi� pom�c przyjacielowi. Leif w rzeczywisto�ci znajdowa� si� ponad trzysta kilometr�w dalej. Matt nie m�g� ju� nawet wyczu� pulsu przez s�abn�ce po��czenie VR.
Si�gn�� do tylnej kieszeni i wyci�gn�� z niej portfel. Po odsuni�ciu na bok dokument�w i karty kredytowej Universal, ukaza� si� pokryty foli� blok klawiszy. Matt w��czy� go i wcisn�� funkcj� �telefon�. Gi�tki zesp� obwod�w elektrycznych ukryty pod tward� polimerow� pow�ok� przekszta�ci� si� w zakodowany w pami�ci urz�dzenia format telefonu kom�rkowego.
Matt szybko pomodli� si� w duchu i przy�o�y� telefon do ucha. Jest sygna� po��czenia! Ba� si�, �e nie uda mu si� wej�� na lini� ze wzgl�du na zak��cenia w systemach na stadionie.
Najpierw sprawa najwa�niejsza: wystuka� numer kierunkowy East Side na Manhattanie, a nast�pnie numer domowy Leifa. - No dalej! - mrukn�� do siebie, s�uchaj�c elektronicznych sygna��w. Wreszcie dosta� po��czenie, ale nikogo nie by�o w domu.
- Nie mo�emy odebra� twojego telefonu - zabrzmia� w uchu Matta mi�y kobiecy g�os. To system komputerowy Anderson�w oferowa� mu opcje poczty elektronicznej.
Matt roz��czy� si� i poczeka� na sygna�, a nast�pnie zacz�� wybiera� kolejny numer. Tym razem kr�tszy - kod miejski Nowego Jorku, a potem 911.
- S�u�by ratownicze - odezwa� si� komputerowy g�os.
- Alarm medyczny - odezwa� si� Matt, staraj�c si� wyra�nie wymawia� s�owa. Poda� adres i numer mieszkania Leifa.
- Poszkodowany jest sam i znajduje si� w szoku, prawdopodobnie zosta� uszkodzony implant pod o�rodkiem podkorowym oraz po��czenia neuronowe.
Matt a� wstrzyma� powietrze. Zaledwie kilka minut temu �artowa� z Leifem na temat marnowania szarych kom�rek na bezu�yteczne wiadomo�ci. A teraz Leif naprawd� m�g� straci� szare kom�rki, je�li odni�s� powa�ne obra�enia podczas tego tajemniczego zdarzenia.
Wirtualny Leif nie porusza� si� ani nie odzywa�. Jego projekcja holograficzna zamaza�a si�, po czym zupe�nie znikn�a.
Komputerowy g�os zosta� zast�piony przez �yw� osob�, kt�ra poprosi�a o wi�cej informacji. Matt stara� si� udziela� jak najpe�niejszych odpowiedzi i doda� jeszcze jedn� informacj� w nadziei, �e przy�pieszy ona nadej�cie pomocy. - Leif jest cz�onkiem oddzia�u Zwiadowc�w Net Force, ja te�. - Po czym poda� z pami�ci sw�j numer identyfikacyjny Zwiadowcy Net Force oraz numer do telefonu w portfelu.
To przynajmniej troch� pomo�e Leifowi, pomy�la�, przerywaj�c po��czenie z Nowym Jorkiem. Wybra� numer lokalnych s�u�b ratowniczych. Pewnie policja w Baltimore odbiera�a teraz setki telefon�w z informacj� o dziwnym wirtualnym ataku. Jedna wi�cej nie zaszkodzi, pomy�la� Matt. By� mo�e jego telefon przekona lokaln� policj�, �e nie padli ofiar� zakrojonego na szerok� skal� kawa�u.
Zn�w sk�ada� raport skomputeryzowanemu systemowi poczty g�osowej. Jasna sprawa, pomy�la�. Do s�u�b ratowniczych musi dzwoni� mn�stwo ludzi. Postara� si�, �eby jego informacja by�a zwi�z�a i zawiera�a wiadomo�� o Zwiadowcach Net Force, po czym roz��czy� si�.
Co przeoczy�, kiedy pr�bowa� wezwa� pomoc? Z�owroga Czw�rka wci�� sta�a u szczytu siedze�, zasypuj�c boisko i trybuny gradem ku�. Matt poczu� si� niewyra�nie, kiedy wirtualna kula przeszy�a jego r�k�, ale wygl�da�o na to, �e ten wirtualny atak m�g� uczyni� krzywd� tylko widzom po��czonym z systemem symulacyjnym stadionu.
Nagle na opustosza�ych trybunach pojawi�y si� uzbrojone postaci.
Obserwatorzy policyjni, domy�li� si� Matt. Zjawili si� w formie holograficznej, �eby zorientowa� si� w sytuacji.
Nikt ich nie ostrzeg� przed wirtualnymi kulami?
Mo�e my�l�, �e ich wirtualne uzbrojenie sobie poradzi... ale si� myl�.
Kilku obserwator�w policyjnych zosta�o trafionych. Wszystkie pozosta�e projekcje zamigota�y i znikn�y.
Matt s�ysza� syreny zbli�aj�ce si� do stadionu. Na niebie pojawi�y si� policyjne �mig�owce. Po niemal opustosza�ym boisku przetoczy� si� �miech wysokiego gangstera. Wycelowa� sw�j wirtualny pistolet maszynowy w niebo, ale holograficzne naboje nie czyni�y �adnej szkody prawdziwej policji.
- No dobra, ludzie - odezwa� si� strzelec w garniturze w pr��ki przez system nag�a�niaj�cy. - Przedstawienie sko�czone.
Jego �miech oraz ha�as dobywaj�cy si� z zabytkowych pistolet�w maszynowych urwa� si� nagle jak uci�ty no�em.
W tym momencie napastnicy znikn�li.
Kimkolwiek s�, maj� do dyspozycji doskona�y system, pomy�la� Matt. Rozp�yn�li si� w powietrzu jak kamfora...
2
Portfelowy telefon Matta zadzwoni� kiedy na stadionie pojawi� si� oddzia� policji z Baltimore. I cho� na linii by�y zak��cenia Matt rozpozna� g�os. By� to kapitan James Winters, ��cznik Zwiadowc�w z Net Force. Winters by� agentem terenowym w czynnej s�u�bie, kiedy przyszed� mu do g�owy pomys� utworzenia oddzia�u Zwiadowc�w Net Force. Traktowa� ich jak swoich �o�nierzy, na r�wni z marines, kt�rymi dowodzi� podczas wybuchu ostatniego konfliktu na Ba�kanach.
- Lokalna policja skontaktowa�a si� z nami, gdy zorientowali si�, �e w gr� wchodz� ludzie z Sieci - powiedzia�. - Wkroczy�em do �mig�owca, kiedy tylko us�ysza�em, �e tan s� moi ludzie.
Matt u�miechn�� si� szeroko do s�uchawki. Ca�y kapitan - Zwiadowcy Net Force to Jego ludzie�.
- Macie by� gotowi do pe�nej wsp�pracy z baltimorsk� policj� - powiedzia� Winters. - Przyda im si� relacja z tych wydarze� zdana przez wyszkolonego obserwatora.
To te� jest typowe dla kapitana, pomy�la� Matt. Od swoich ludzi oczekuje najlepszych wynik�w.
- Tak jest, sir - powiedzia� do s�uchawki.
- Zgodnie z planem za par� minut wyl�dujemy. Spotkamy si� w komisariacie, w kt�rym b�dziecie sk�ada� zeznania.
- Przeka�� to reszcie, sir.
- Dobrze. Bez odbioru.
Po��czenie zosta�o przerwane. Matt przekaza� kolegom polecenia kapitana. Kiedy podawa� im instrukcje, ponownie zadzwoni� telefon.
Ca�e szcz�cie, �e nie zmieni�em ustawienia, pomy�la�.
- Matthew Hunter? - zagrzmia� w s�uchawce oficjalny ton. - M�wi sier�ant Den Burgess z departamentu policji w Baltimore. Poinformowano nas, �e znajduje si� pan wraz z innymi Zwiadowcami Net Force na stadionie. Mo�e pan poda� nam swoje po�o�enie?
- Wci�� jeste�my na trybunach. - Matt zas�oni� d�oni� mikrofon telefonu i odwr�ci� si� do swoich koleg�w. - Sta�cie na siedzeniach i pomachajcie r�kami. - Zn�w odezwa� si� do s�uchawki. - Sier�ancie? Powinien pan zauwa�y� ma�� grupk� ludzi, kt�rzy stoj� na siedzeniach i machaj� r�kami - to w�a�nie my.
- Widz� was - powiadomi� go po chwili policjant. - Spodziewajcie si� mnie za kilka minut. - Ponownie po��czenie zosta�o przerwane i Matt schowa� portfel do kieszeni.
Policja zaj�a si� przede wszystkim wyprowadzeniem t�umu ze stadionu i identyfikacj� poszkodowanych holoform, kt�re pozosta�y na stadionie. Jednocze�nie w stron� Matta i jego przyjaci� przeciska� si� mi�dzy siedzeniami ma�y oddzia� umundurowanej policji. Prowadzi� go wysoki, czarny m�czyzna z naszywkami sier�anta na koszuli z kr�tkim r�kawem, sprawiaj�cy wra�enie osoby kompetentnej. - Jestem Burgess - oznajmi�. - Kt�ry z was to Hunter?
- To ja - powiedzia� Matt, robi�c krok do przodu.
- Wygl�da na to, �e wasza grupa nie ponios�a strat.
Matt pokr�ci� g�ow�. - Kilku z nas by�o w holoformach. Jeden zosta� trafiony wirtualnym nabojem.
Burgess spojrza� na niego z niepokojem. - Czy on...?
- Mam nadziej�, �e wszystko z nim w porz�dku - odpar� Matt. - Jest w Nowym Jorku. Zadzwoni�em tam do s�u�b ratowniczych, nic wi�cej nie mog�em zrobi�. Reszcie grupy nic si� nie sta�o. - Spojrza� na sier�anta. - Nigdy czego� takiego nie widzia�em.
Burgess skin�� g�ow�. - Ja te� nie, synu.
Sier�ant zabra� Matta i jego przyjaci� na najbli�szy komisariat policji, gdzie wszyscy zdali relacj� ze zdarzenia, opisuj�c je najdok�adniej jak potrafili. Matt wiele przegapi�, kiedy zajmowa� si� Leifem. Sier�ant Burgess pokiwa� g�ow�, s�ysz�c opis symptom�w szoku. - To samo przytrafi�o si� wszystkim w VR, kt�rzy zostali trafieni - powiedzia�.
- S�ysza�em, �e ludziom przytrafiaj� si� szoki implantowe - powiedzia� Matt. - Ale wydawa�o mi si�, �e one maj� miejsce tylko w przypadku symulacji na ma�� skal�, kiedy cz�owiek traci rozeznanie w tym co wirtualne, a co rzeczywiste.
- Orientacja w otoczeniu odgrywa wi�ksze znaczenie w obra�eniach wirtualnych ni� si� powszechnie uwa�a - odezwa� si� znajomy g�os.
Matt odwr�ci� si� i zobaczy� kapitana Wintersa, kt�ry pojawi� si� przy biurku sier�anta. Pokaza� Burgessowi sw�j identyfikator Net Force. - By�em na g�rze w centrum operacyjnym, kt�re wasi ludzie tu zorganizowali. Dostarczymy �mig�owcami dodatkowy sprz�t techniczny i ludzi z obs�ugi medycznej.
Burgess przyj�� t� wiadomo�� z ulg�. - Przyda nam si� ka�da pomoc.
- Sko�czy� pan ju� przes�uchiwa� moich ludzi?
- Tak, sir - odpowiedzia� sier�ant. - Przynajmniej mamy jakie� poj�cie o tym, co si� tam sta�o. - Wzruszy� ramionami. - Ale czy uda nam si� z�apa� ludzi odpowiedzialnych za ca�e zaj�cie...
Winters skin�� g�ow�. - To nas wszystkich przyprawi o b�l g�owy. - Da� Mattowi znak, �e wychodz�. - Przydzielili mi na g�rze gabinet. - Na jego twarzy pojawi� si� wyraz zgorzknienia. - Cho� w�tpi�, �ebym m�g� tutaj cokolwiek zrobi�.
- Wci�� nie mog� zrozumie�, jak to si� sta�o, panie kapitanie - powiedzia� Matt. - Czy w przypadku symulacji na du�� skal� nie stosuje si� blokad bezpiecze�stwa, dzi�ki kt�rym mo�na wy��czy� system, zanim ludzie odnios� jakiekolwiek obra�enia?
- Stosuje si� - przyzna� ponurym tonem Winters. - Niestety wygl�da na to, �e jakiemu� niedocenionemu geniuszowi uda�o si� opracowa� cudowny program, kt�ry potrafi z�ama� system kod�w bezpiecze�stwa. Jedyna jasna strona w tej sprawie to taka, �e program jak na razie nie jest stosowany przez terroryst�w ani pospolitych przest�pc�w.
Matt zatrzyma� si� gwa�townie, wpatruj�c si� zdziwionym wzrokiem w Wintersa, kt�ry nadal wchodzi� po schodach. - Pana zdaniem to, co si� dzisiaj sta�o, nie by�o przest�pstwem?
- Ale� by�o - powiedzia� Winters, nie zatrzymuj�c si�. - To by�o �amanie prawa na du�� skal�. Tyle tylko, �e nie stoj� za tym prawdziwi przest�pcy. Zrobi�y to dzieciaki.
- Dzieciaki? - powt�rzy� Matt, wspinaj�c si� po schodach za Wintersem.
- Nastolatki - ci�gn�� kapitan. - Jest ich czw�rka. Od jakiego� czasu rozrabiaj� w VR na terenie Waszyngtonu i okolic. Przejmuj� systemy na odleg�o��, niszcz� ich uk�ady, bez wzgl�du na to czy s� one przeznaczone do pracy, czy rozrywki. Niszcz� komputery i rani� ludzi, kt�rzy s� do nich w tym czasie pod��czeni. Poszkodowani doznaj� szoku - takiego samego jakiemu uleg� Leif Anderson.
Winters przerwa� na chwil�. - A tak przy okazji, kontaktowa�em si� ze s�u�bami ratowniczymi w Nowym Jorku. Dzi�ki twojej szybkiej reakcji stan Leifa ustabilizowa� si�.
Matt wyprostowa� si�, jakby kto� zdj�� mu z ramion wielki ci�ar. - Bardzo si� ciesz� - powiedzia�. - Ale jakim sposobem ten gang w�amuje si� do systemu, a potem z niego znika?
Kapitan pokr�ci� g�ow�. - Szczerze m�wi�c - nie wiemy. Kiedy wynosz� si� z danego systemu, jest on praktycznie zniszczony. S�dzimy, �e to dzisiejsze ma�e przedstawienie by�o w rzeczywisto�ci testem, maj�cym na celu przekonanie si�, czy uda im si� zdemolowa� du�y system. - Ruszy� korytarzem. - Je�li tak, to ich test zako�czy� si� sukcesem. Wi�ksza cz�� pami�ci systemu Camden Yards zosta�a kompletnie zniszczona.
- Na stadionie by�y ekipy HoloNet, kt�re mia�y transmitowa� mecz - powiedzia� Matt. - Musieli nagra� obraz tych ludzi.
- Nagrali - warkn�� Winters, otwieraj�c drzwi do gabinetu. W powietrzu nad biurkiem systemowym unosi�y si� hologramy czterech g��w.
Matt rozpozna� je wszystkie. - Ten najwy�szy z okr�g�� twarz� f du�ymi uszami - tylko on si� odzywa�.
- Zabra�o nam to troch� czasu, ale w ko�cu dopasowali�my kartoteki kryminalne - powiedzia� Winters.
- �wietnie!
Kapitan pokr�ci� g�ow�. - Znale�li�my zdj�cie pochodz�ce z p�askiego filmu, nakr�conego ponad sto lat temu - w 1934 roku. Ta twarz nale�a�a do Johna Dillingera3.
- Maski - powiedzia� Matt z niesmakiem. Czasem ludzie wykorzystywali cudze twarze - nawet cia�a - w rzeczywisto�ci wirtualnej. W pocz�tkowej fazie rozwoju tej technologii maski by�y bardzo modne. Ludzie projektowali ca�e mn�stwo r�nych stwor�w, pod mask� kt�rych pojawiali si� w Sieci. Ale dziwaczno�� nie sprawdzi�a si�, kiedy Net sta� si� bardziej miejscem pracy nie rozrywki. Moda min�a i masek u�ywano teraz tylko w osobistych VR, grach i symulacjach historycznych.
Matt s�ysza�, �e niekt�rzy ludzie pos�ugiwali si� ulepszonymi wersjami w�asnych cia� na wirtualnych spotkaniach w interesach. Gwiazdy holo r�wnie� poprawia�y nieco wygl�d podczas swoich wyst�p�w. Jednak nikt nie nosi� maski publicznie - a ju� na pewno nie podczas symulacji hologramowej na otwartym powietrzu!
- Ci ludzie musz� by� dziwaczni, a raczej ekscentryczni - poprawi� si�. - Bogacze s� ekscentryczni i maj� wystarczaj�co du�o pieni�dzy, �eby co� takiego zorganizowa�. Nie wspominaj�c ju� o tym, �e musz� by� komputerowymi geniuszami.
- Rzeczywi�cie, maj� pokr�cone poczucie humoru. Zidentyfikowanie tej twarzy trwa�o nieco d�u�ej. - Winters wskaza� na twarz z w�sami i cofni�t� brod�. - To doktor Crippen. Stracony w roku 1910 za morderstwo w Wielkiej Brytanii.
Wskaza� r�k� na dwie pozosta�e twarze. - Ci dwoje to nie przest�pcy.
Matt wpatrywa� si� w roze�miane rysy szczup�ej twarzy ciemnow�osego m�czyzny i u�miechni�tej m�odej kobiety o twarzy w kszta�cie serca.
- Kim oni s�?
- To aktorzy. Warren Betty i Faye Dunaway oko�o roku 1967, kiedy nakr�cili p�aski film gangsterski pod tytu�em �Bonnie i Clyde�.
Matt nie m�g� si� powstrzyma� i zachichota�.
- Jasne - powiedzia� rozz�oszczony Winters. - To tylko dzieciaki, kt�re dokazuj�. Tylko �e skrzywdzili wiele os�b.
U�miech znikn�� z twarzy Matta. - Znalaz� pan jakie� informacje na ich temat?
Kapitan przecz�co pokr�ci� g�ow�. - Wprowadzili�my do Sieci naszych najlepszych prowokator�w on-line, ale na razie bez �adnych rezultat�w.
Matt przygl�da� si� uwa�nie czterem fa�szywym twarzom, kt�re mia� przed oczami. - Nawet najlepszy doros�y agent nie jest w stanie idealnie udawa� nastolatka - powiedzia�. - B�dzie pan potrzebowa� dzieciaka, �eby z�apa� te dzieciaki.
Wskaza� kciukiem na siebie. - My�l�, �e ja jestem tym dzieciakiem.
Nast�pnego dnia rano w poniedzia�ek zacz�� si� szkolny tydzie�. Zazwyczaj Matt z najwy�szym trudem podnosi� si� z ��ka. Tego dnia natomiast zd��y� wsta�, wzi�� prysznic, ubra� si� i zje�� �niadanie na tyle sprawnie, �e na przystanek autobusowy szed� spacerkiem. Ca�y czas opracowywa� w g�owie r�ne plany dzia�ania. Matt ucz�szcza� do Akademii Bradford, jednej z najbardziej presti�owych szk� �rednich w Waszyngtonie i okolicach. Dosta� si� do niej dzi�ki stypendium, ale wi�kszo�� uczni�w to by�y zdolne, bogate dzieciaki. Je�li wirtualni wandale nie ucz�szczali do Bradford, to Matt got�w by� si� za�o�y�, �e kto� w kampusie musi ich zna�.
Zatrzyma� autobus machni�ciem r�ki, wsiad� i przeci�gn�� kart� kredytow� Universal przez system komputerowy7 obs�uguj�cy autobus.
- Prosz� poda� przystanek docelowy - odezwa� si� komputer.
Matt poda� skrzy�owanie ulic najbli�ej Akademii Bradford, usiad� i wr�ci� do zamartwiania si� problemem, kt�ry przed sob� postawi�.
Musi w jaki� spos�b dosta� si� w kr�gi szkolnej elity towarzyskiej - Lit�w, Wa�ny h Ludzi w kampusie, tych, kt�rych za ka�dym razem wybierano do samorz�du szkolnego i kt�rzy grali g��wn� rol� na pota�c�wkach. Matt zna� kilkoro z nich - tych bystrzejszych - ze swojej klasy. Przywo�a� w my�lach ich list�. Czy kt�ry� z tych dzieciak�w m�g� si� skrywa� za mask� wymachuj�c� pistoletem maszynowym, kt�r� widzia� wczoraj? Trudno mu by�o w to uwierzy�.
Ale w Bradford uczy�o si� mn�stwo bogatych dzieciak�w, kt�re mia�y tyle pieni�dzy, �e sta� je by�o na najlepszy sprz�t komputerowy i kt�re by�y do tego stopnia znudzone, �e rozgl�da�y si� za chorymi rozrywkami.
Autobus zatrzyma� si�. Matt wysiad� i przeszed� kilka przecznic dziel�cych go od Akademii Bradford. Na parkingu gromadzi�y si� ju� po�yskliwe, luksusowe samochody - na takie drogie zabawki mog� sobie pozwoli� tylko dzieciaki, kt�re chodz�: do tej szko�y.
Przy bocznym wej�ciu sta oparty o �cian� Andy Moore i korzysta� ze s�abych jeszcze o tej porze promieni s�onecznych. Pogoda zmieni�a si� przez noc i poranek by� wyj�tkowo ch�odny. Matt u�miechn�� si� szeroko na widok mocno zaczerwienionej twarzy przyjaciela. Andy�ego rzeczywi�cie dopad�o poparzeni: s�oneczne.
- Nie wiem, po co tu jeste�my - przywita� go Andy zrz�dliwym g�osem.
- Ustawa o Obowi�zkowy Edukacji z 2009 roku - odpowiedzia� Matt, przypominaj�c sobie swoj� prac� domow� z wychowania obywatelskiego. - Musimy zosta� w szkole do uko�czenia osiemnastego roku �ycia.
- To spisek - powiedzia� Andy z�owr�bnie. - R�wnie dobrze mogliby nadawa� lekcje za po�rednictwem Sieci. M�g�bym sobie siedzie� tera w moim ��ku w samych szortach, je�� wegetaria�skie ciasteczka i przygotowywa� si� na przywitanie nowego dnia.
- Je�li to dwustronne po��czenie, to prawdopodobnie by�oby sprzeczne z Ustaw� o Okrucie�stwie wobec Nauczycieli z 2010 roku.
Andy wzruszy� ramionami. - By� mo�e. - Zaraz jednak rzuci� Mattowi podejrzliwe spojrzenie. - Hej! Nie przypominam sobie �adnej Ustawy o Okrucie�stwie wobec Nauczycieli.
- No dobra, zmy�li�em - odpar� Matt. - Pewnie masz racj�, �e wysy�anie nas do szko�y to prawdopodobnie powszechny spisek, oddaj�cy nas w r�ce nianiek, �eby starzy, kt�rzy chodz� do pracy, wiedzieli, �e kto� pilnuje ich dzieciak�w.
- A starym, kt�rzy pracuj� w domu, zdj�� problem z g�owy - doko�czy� Andy.
- My�l�, �e uczymy si� czego� wi�cej ni� matmy, angielskiego i nauk o spo�ecze�stwie - powiedzia� Matt. - W szkole stykamy si� z r�nymi lud�mi i musimy si� nauczy� wsp�ycia z nimi. W innym wypadku nadawaliby�my si� wy��cznie do VR i interfejsu z komputerami autobusowymi.
Andy si� roze�mia�. - Mam nadziej�, �e kiedy� b�dzie mnie sta� na ca�kowicie zautomatyzowany samoch�d.
Drzwi do szko�y otworzy�y si� i Matt, Andy oraz reszta uczni�w zgromadzonych przed szko�� po�pieszy�a korytarzami do swoich klas, w kt�rych odbywa�y si� zaj�cia. Matt za�ogowa� si� do jednego z komputer�w na biurku, podaj�c sw�j numer identyfikacyjny, kt�ry automatycznie potwierdza� jego obecno�� i wywo�ywa� dzienny rozk�ad zaj��.
Dobra nasza, pomy�la�. Nie ma przydzielonych z zaskoczenia nauczycieli. Szko�a w Bradford, jako szanowana instytucja o�wiatowa, przyci�ga�a wyk�adowc�w z ca�ego �wiata prowadz�cych go�cinnie zaj�cia. Byli to nauczyciele akademiccy, pracownicy o�wiaty analizuj�cy funkcjonowanie szko�y, a nawet s�ynni absolwenci. Ten dzie� jednak wygl�da� raczej zwyczajnie - pr�cz pro�by ze strony historyka, �eby po zaj�ciach Matt poszed� si� z nim zobaczy�.
Nie zmartwi� si� t� wiadomo�ci�. Lubi� doktora Fairlie�a i dobrze sobie radzi� na jego zaj�ciach. Poza tym obecnie mia� wi�ksze problemy.
W��czaj�c urz�dzenia wbudowane w �awk� Matt patrzy� na uczni�w siedz�cych obok niego. Andy zacz�� ju� rozmow� na temat incydentu w Baltimore.
- Ja tam by�em - opowiada� swojej publiczno�ci. - Nie�le namieszali! Znacie Leifa Andersona? By� tam w VR i dosta� kulk� od jednego z tych idiot�w!
- S�ysza�em, �e to banda dzieciak�w wyg�upiaj�ca si� w Sieci - powiedzia� Matt.
- Je�li tak si� wyg�upiaj�, to nie chcia�bym ich zobaczy� w akcji na serio - powiedzia� Lois Kearny.
- W�a�nie - zgodzi� si� Manuel Oliva. - To nie to samo, co zaprogramowanie szkolnych toalet, �eby we wszystkich naraz spu�ci�a si� woda.
Na rok przed ich przyj�ciem do Bradford jaki� nieznany geniusz dokona� tej sztuczki. W�adze szkolne nigdy nie znalaz�y winowajcy - oficjalnie. Jednak szko�a otrzyma�a olbrzymi� anonimow� dotacj�, pewnie dokonan� przez rodzic�w �artownisia, kt�rzy w ten spos�b pokryli koszty wynik�e z naprawy szk�d spowodowanych zalaniem.
- S�yszeli�cie mo�e o kim�, kto rozrabia w Sieci? - spyta� mimochodem Matt.
Odpowiedzi, kt�re otrzyma�, rozczarowa�y go. Same drobne sprawy, jak ta dotycz�ca kogo�, kto chcia� wys�a� li�cik mi�osny i przez pomy�k� wys�a� go poczt� elektroniczn� do wszystkich w szkole.
- S�ysza�em, �e kto� w�ama� si� do komercyjnych symulacji rozrywkowych - powiedzia� Manuel Oliva.
- Odp�atne-za-ka�d�-przygod� - skrzywi� si� Lois, kt�remu to nie zaimponowa�o.
- Te s� wyj�tkowe, dla doros�ych - ci�gn�� Mannie.
- Wygl�da na maniaka komputerowego w poszukiwaniu prawdziwego �ycia - zawyrokowa� Andy.
- Kt�ry szuka nie tam, gdzie trzeba - popar� go Matt.
Reszt� dnia Mattowi zaj�a rutyna szkolnego �ycia. Za spraw� doktora Fairlie otrzyma� nieoczekiwane wsparcie w swoim dochodzeniu. Kiedy Matt przyszed� na ostatnie tego dnia zaj�cia - z historii - spotka� przed drzwiami koleg� z klasy. By� to Sandy Braxton, jeden z Lit�w - skr�t od �elity�.
Doktor Fairlie wezwa� ich do siebie, kiedy pozostali uczniowie wypadli w po�piechu z klasy.
- Wiecie, �e du�� cz�� waszej oceny z historii ameryka�skiej stanowi ocena za projekt badawczy. Wyznaczam was obydwu do wsp�pracy. Macie ten sam temat - bitwa pod Gettysburgiem.
- Studiowa�em troch� szar�� Picketta - powiedzia� z o�ywieniem Sandy. - Genera�a konfederat�w, kt�ry prze�ama� linie unionist�w atakuj�c oddzia�y dowodzone przez jego by�ego najlepszego przyjaciela.
- Interesuj�cy pocz�tek, panie Braxton - zauwa�y� doktor Fairlie. - Niestety, pa�skie wypracowania znane s� raczej z efektownych efekt�w komputerowych, ni� klarownej tre�ci. - Nauczyciel spojrza� na Matta. - Pan Braxton nie jest pisarzem. To zadziwiaj�ce, ale uda�o mu si� doj�� do trzeciego roku w akademii, cho� nie jest w stanie zebra� swoich my�li w sp�jn� ca�o��.
Matt zna� przyczyn� takiego stanu rzeczy. Prawdopodobnie Sandy Braxton s�dzi�, i� nie musi trudzi� si� porz�dkowaniem swoich my�li. Kiedy sko�czy szko��, b�dzie w stanie wynaj�� ka�dego eksperta od spraw organizacyjnych do pomocy w prowadzeniu rodzinnego interesu - to znaczy, z tego co Matt orientowa� si�, mia� na w�asno�� oko�o po�ow� stanu Wirginii.
Nauczyciel m�wi� dalej: - Pana wypracowania z kolei, panie Hunter, to wzory klarowno�ci. Mo�e b�dzie pan w stanie udzieli� panu Braxtonowi kilku pomocnych wskaz�wek.
Szczerze m�wi�c, Matt nie mia� poj�cia czego - je�li w og�le to mo�liwe - b�dzie w stanie nauczy� Sandy�ego Braxtona. Ale Sandy m�g� by� przepustk� Matta do Lit�w.
Wyci�gn�� r�k� i powiedzia�: - Zabierajmy si� do pracy, partnerze.
3
Po przyj�ciu do domu Matt poszed� prosto do swojego pokoju i rzuci� na biurko infozbi�r wielko�ci oko�o pi�ciu centymetr�w kwadratowych. Matryca jego pami�ci mie�ci�a w sobie gigabajty informacji - zrzut danych Sandy�ego Braxtona na temat dw�ch genera��w wojny secesyjnej - Hancocka i Armisteada. Stukni�cie wydawa�o si� g�o�niejsze ni� zazwyczaj w pustym domu. Tato by� na zebraniu nauczycielskim, a mama jeszcze co najmniej przez p�torej godziny nie wr�ci z pracy w Departamencie Obrony.
Matt mia� mn�stwo czasu na zrobienie tego, co sobie zaplanowa�.
Usiad� przy biurku w fotelu pod��czonym do komputera, opieraj�c g�ow� na zag��wku. Przez chwil� w jego uszach rozbrzmiewa�o co� na kszta�t bzyczenia - to receptory w fotelu Matta w��cza�y si� do zespo�u obwod�w elektronicznych umieszczonych pod jego sk�r�. Biurko znikn�o mu sprzed oczu i wszed� do osobistego VR, systemu operacyjnego jego komputera.
Matt ze skrzy�owanymi nogami dryfowa� po rozgwie�d�onym niebie. Przed oczami mia� marmurow� p�yt�, w kt�rej umieszczone by�y ma�e, �arz�ce si� przedmioty - ikony, przedstawiaj�ce r�ne programy w jego komputerze. Matt wyci�gn�� palec i dotkn�� ja�niej�cego neonowym niebieskim �wiat�em telefonu wielko�ci trzech centymetr�w. Poda� numer telefonu do Leifa Andersona ledwie s�yszalnym szeptem, a w�a�ciwie niewyra�nym mrukni�ciem, kt�re jednak by�o wystarczaj�ce w VR. W sekund� p�niej poczu� uk�ucie sygnalizuj�ce uzyskanie po��czenia. Matt skomponowa� cich� wiadomo��.
- Leif, tu Matt. Co by� powiedzia� na moje wirtualne odwiedziny?
W powietrzu pojawi� si� napis z�o�ony z ognistych liter.
WPADAJ!
Matt odsun�� si� od zminiaturyzowanego telefonu i wzi�� do r�ki ma�� z�ot� b�yskawic�, swoj� ikon� wzajemnego po��czenia. Zn�w wypowiedzia� szeptem numer Leifa i doda� komend� Wprowad�. Otoczenie straci�o nieco na ostro�ci, kiedy wchodzi� do Sieci.
Teraz Matt lecia� nad ogromnym miastem zalanym �wiat�em. Drapacze chmur w jednolitych, o�lepiaj�cych kolorach przedstawia�y g��wne korporacyjne w�z�y Sieci. Inne wirtualne budynki by�y szare, z r�nokolorowymi �wiec�cymi oknami - to ma�e przedsi�biorstwa i indywidualne sieci poczty elektronicznej. Jeszcze inne przedmioty dryfowa�y po czarnym jak smo�a niebie. Matt przelecia� ko�o nich z tak� pr�dko�ci�, �e zamazywa�y mu si� przed oczami, poniewa� z g�ry ustali� sw�j punkt docelowy.
P�dzi� jak strza�a po wirtualnym krajobrazie, a� dotar� do �arz�cego si� srebrnego budynku i �mign�� w kierunku pi�tra o oknach o czerwonawym odcieniu - apartamentu rodziny Anderson�w.
Zamruga� oczami, kiedy si�gn�� r�k� do wirtualnego okna i w nast�pnej sekundzie znalaz� si� ju� w pokoju Leifa.
Zn�w zamruga�. Tego si� nie spodziewa�. Za�o�y�, �e znajdzie si� w osobistym VR Leifa, nie w prawdziwym �wiecie jako projekcja holograficzna. Pokr�ci� g�ow�. - Nie wiedzia�em, �e tw�j pok�j jest pod��czony do pe�no wymiarowej projekcji holo.
- Ach, to teraz najnowsza moda, je�li twoich starych na to sta�. - Leif wygl�da�by lepiej, gdyby skry� si� za wirtualn� mask�. Mia� blad� i skrzywion� b�lem twarz, chocia� siedzia� w du�ym, wygodnym fotelu. Ubrany by� w pi�am� i szlafrok.
- Wci�� nie doszed�e� do siebie po tym postrzale, co?
Leif kiwn�� g�ow� i mrugn�� z b�lu. - Zdarzy�o ci si� kiedy� by� w VR, kiedy program si� nagle psuje?
- Jak ka�demu. Zazwyczaj ko�czy si� to na gigantycznym b�lu g�owy.
- Pomn� to przez sto i b�dziesz mia� poj�cie o moim samopoczuciu. Boli mnie nawet, kiedy s�ucham w�asnego g�osu.
Leif westchn�� i ostro�nie po�o�y� g�ow� na oparciu fotela. - Z moim implantem wszystko w porz�dku i lekarze m�wi�, �e uk�ad nerwowy nie uleg� uszkodzeniu. Jedyne co mi dolega to... nadwra�liwo��. - Skrzywi� usta w niewielkim u�miechu. - �adnego VR dop�ki neurony si� nie uspokoj�. A tutaj, w rzeczywistym �wiecie, c�, moi starzy s� zachwyceni. �adnej g�o�nej muzyki, �adnych hologram�w akcji z syrenami, wy�cig�w samochodowych i wybuch�w. S�owem, �adnej przyjemno�ci przynajmniej przez jaki� czas.
Rzuci� Mattowi bystre spojrzenie. - W HoloNet nie znalaz�em zbyt wiele informacji na temat tego, co zdarzy�o si� na Camden Yards. Trudno uwierzy�, �e gliniarze nie wiedz�, co jest grane. Czy Net Force wyciszy�o spraw�? O co chodzi? To terrory�ci?
- Ma�olaty - powiedzia� Matt. - Policja i Net Force nie maj� poj�cia, kim s�.
Przekaza� Leifowi to, co us�ysza� od kapitana Wintersa.
Leif zmarszczy� brwi. - Jakim �wirom w og�le przy-sz�oby do g�owy strzela� do hologram�w graczy baseballowych na boisku? - Po chwili sam znalaz� odpowied� na postawione przez siebie pytanie. - Zepsutym, bogatym, chorym dzieciakom, szkodz�cym ludziom dla zabawy, a nie dla zysku.
- Mo�e to byli ludzie, kt�rzy nienawidz� baseballu? - zasugerowa� Matt.
- Chodzi ci o fajt�apy, kt�rych nigdy nie wybierano do dru�yny? - Leif pochyli� si� do przodu na swoim fotelu. - Mamy tu do czynienia z pieni�dzmi i m�zgami. A je�li to bogate dzieciaki z obszaru Dystryktu Columbia to powinienem je zna� albo znam kogo�, kto je zna.
Leif zn�w zag��bi� si� w fotelu, zamkn�� oczy i westchn��. - Wiesz, by�bym idealnym kandydatem do odszukania tych wirtualnych wandali - gdybym m�g� wej�� do Sieci.
Ponownie rzuci� Mattowi uwa�ne spojrzenie. - Bo ty ich szukasz, prawda?
Matt skin�� g�ow�. - Staram si�, ale przyda�aby mi si� pomoc.
- Nie w�tpi�. - Leif nadal mia� zmarszczone brwi, ale tym razem spowodowa� to wysi�ek umys�owy. - Oznacza to, �e b�dziesz musia� zadawa� si� z innym towarzystwem, ni� to, do kt�rego jeste� przyzwyczajony, mimo i� chodzisz do szko�y dla bogatych dzieciak�w.
Matt si� roze�mia�. - Jak brzmi to stare powiedzonko? �Bogaci s� inni�?
Ale Leif nie podziela� jego rozbawienia. - Ich interesuje tylko, kto ma wi�cej pieni�dzy albo lepsze znajomo�ci w towarzystwie. Dlatego tak lubi� dyplomat�w - ci zazwyczaj maj� i pieni�dze, i uk�ady. Zr�b jaki� wyg�up. a Departament Stanu wszystko zatuszuje.
- My�lisz, �e kt�ry� z tych wandali mo�e by� dzieckiem dyplomaty? - spyta� Matt.
- To mo�liwe - odpar� Leif. - Nie ma to jak immunitet dyplomatyczny, �eby uczyni� osob� kompletnie nieodpowiedzialn�. - Spojrza� na Matta. - Ale to nie pomo�e ci si� wkupi� w ich �aski.
Matt nagle pomy�la� o Sandym Braxtonie i pomocy, jak� b�dzie mu s�u�y�.
- Hej! Ty te� jeste� bogatym dzieciakiem - powiedzia� Matt. - Do�� ostro naje�d�asz na swoich.
- Spotka�em na swojej drodze wielu snob�w - powiedzia� uprzejmie Leif. - Dobrze ich znam. Pos�uguj�c si� innym starym powiedzonkiem: �Blisko�� rodzi pogard�.
My�la� przez chwil� i powiedzia�: - Komputer! Rozpoznaj w celu odebrania ustnych polece�.
- G�os rozpoznany jako Leif Anderson. - Odpowied� komputera by�a bardzo cicha, a mimo to zdawa�a si� wype�nia� ca�y pok�j.
- Transfer pliku. Maska. �Maxim� kropka com. Zikonuj. - Leif odwr�ci� si� do Matta. - Daj r�k�, stary.
Kiedy Matt wyci�gn�� hologram r�ki, pojawi�a si� na niej ma�a figurka szachowa. By� to mniej wi�cej trzy-centymetrowej wysoko�ci pionek zrobiony z ruchomych j�zyczk�w czerwonego ognia.
- To program, kt�ry b�dziesz m�g� wzi�� ze sob� przez Sie� - wyja�ni� Leif. - Wprowad� go do swojego komputera, a dostaniesz wsp�rz�dne i has�o do bardzo szczeg�lnego w�z�a Sieci - do wirtualnego klubu dyskusyjnego.
- �wietnie - mrukn�� lekko zawiedziony Matt.
- M�wi� ci, �e jest wyj�tkowy - powiedzia� Leif. - To klub dla m�odych, pi�knych i bogatych. Nikt nie pokazuje si� tam ze swoj� twarz�. Wszyscy korzystaj� z masek - im dziksze, tym lepiej. - Przerwa� na chwil�. - To jest w�a�nie reszta programu. Opracowa�em dla siebie now� mask�, co� co przyci�gnie uwag� ludzi, kt�rzy tam przychodz�.
Matt patrzy� zdumiony na swojego przyjaciela. - Bywasz w tym klubie?
Leif roze�mia� si�, ale w tym �miechu nie by�o ani �ladu weso�o�ci. - Jasne. Ja te� lubi� przebywa� w towarzystwie bogatych dzieciak�w, nawet je�li to oznacza, �e musz� wzbudzi� ich zainteresowanie i dostarczy� im rozrywki.
Po powrocie przez Sie� do domu, Matt odrobi� prac� domow�, a potem zjad� obiad. Dopiero wtedy ponownie wszed� do Sieci i si�gn�� po wiruj�cy czerwony pionek. Kiedy program maski zaktywizowa� si�, Matt przywo�a� wirtualne lustro, �eby si� przekona�, jak wygl�da.
Co jest? Jaki� �art, czy co? Program Leifa przekszta�ci� go w rysunkowego ludzika naszkicowanego kilkoma kreskami - z rodzaju tych, kt�rym za oczy s�u�� dwie male�kie kropeczki, za usta za� kreseczka. Matt, a w�a�ciwie ludzik zaczerwieni� si� ze wstydu.
Czy Leif naprawd� zamierza� uda� si� do klubu dyskusyjnego pod tak� mask�?
Matt zastanawia� si� nad tym przez chwil�. Ludzik rzeczywi�cie dawa� mu doskona�e przebranie. A je�li Leif si� nie myli�, to przebranie powinno przyci�gn�� uwag� innych. Matt postanowi� zaryzykowa�. No i co z tego, �e mo�e sko�czy� imprez� czuj�c si� jak ostatni idiota? Zawsze mo�e si� od��czy� i nikt si� nawet nie dowie, �e to by� Matt Hunter.
Spojrza� na siebie i zobaczy�, �e ju� nie jest czerwony. Wirtualn� r�k� si�gn�� po swoj� z�ot� b�yskawic�. Drug� r�k� wzi�� czerwony pionek z zaprogramowanym adresem i has�em dost�pu.
Poda� prawie niedos�yszalnym szeptem komend�: - Wprowad�.
W szale�czym p�dzie podr�owa� po neonowym miejskim krajobrazie Sieci, kieruj�c si� na nie odkryte przez niego dot�d obszary. Wirtualne budynki by�y tu swobodniej rozplanowane, poniewa� otacza�y je strefy ochronne. Matt dopiero w pewnym momencie zda� sobie z tego spraw�. Niew�tpliwie ich tw�rcy solidnie przy�o�yli si� do projekt�w. Przemkn�� obok czego�, co wygl�da�o jak neonowy cmentarz i �wiec�ca kopia zamku Drakuli. Wreszcie zatrzyma� si� przed czerwono-z�ot� bram� i stan�� oko w oko z olbrzymi� postaci� pozbawion� rys�w twarzy. Szybko poda� poznane wcze�niej has�o. Nie mia� specjalnej ochoty dowiadywa� si�, jak ta gro�na �wietlna posta� rozprawia si� z intruzami.
�wiec�cy dozorca b�ysn�� i przemieni� si� w wysokiego chudego m�czyzn� ubranego w staromodny smoking - wygl�da� dok�adnie tak jak kierownik sali w bardzo drogiej restauracji.
- Prosz� za mn�, sir lub madam. - Matt zauwa�y�, �e maitre d�hotel m�wi z francuskim akcentem.
Wszed� przez bram� i znalaz� si� w pomieszczeniu, z rodzaju tych, kt�re do tej pory widywa� jedynie w holo. Znalaz� si� w przestronnej sali umeblowanej w stylu ostatnich lat XIX wieku. Wygl�da�o na to, �e wszystko jest czerwone albo z�ote - czerwona satynowa tapeta, luksusowe czerwone aksamitne draperie i tapicerka. Kolumny z po�yskuj�cego z�otawo mosi�dzu. Lo�e r�wnie� ozdobione by�y z�otymi wyko�czeniami. Nawet p�omie� staro�wieckich lamp gazowych mia� z�oty poblask.
Cz�� sali zajmowa�a restauracja, gdzie wok� stolik�w uwijali si� ubrani na czarno kelnerzy. W innej cz�ci znajdowa�o si� kasyno. Ma�a orkiestra przygrywa�a dawn� muzyk� dla prawie pustego parkietu.
Jednak wi�ksz� cz�� ogromnej przestrzeni zajmowa� ogromny czerwono-z�oty dywan, po kt�rym spacerowa�y przer�ne postaci, czasem jedynie si� mijaj�c, innym razem rozmawiaj�c ze sob�.
Matt zorientowa� si�, �e zwyczajnie si� gapi. Po jednej stronie zobaczy� ogromnego czerwono-z�otego robota, kt�ry g�ow� prawie dotyka� sufitu, wysokiego na pi�tna�cie metr�w. Ludzie stali na jego (je�li to by� on) wyci�gni�tej d�oni i gaw�dzili ze sob�. Obok przelecia� superman w stroju tak obcis�ym, �e eksponowa� ka�dy mi�sie� jego cia�a. Tu� za nim pojawi�a si� absolutnie realna �aba, z t� tylko r�nic�, �e kiedy stan�a pionowo, mia�a dobre dwa metry wzrostu.
Min�a go nast�pna posta� - Matt rozpozna� w niej bohatera kresk�wek. A za nim zobaczy� co� jeszcze bardziej niesamowitego: ludzk� czaszk� w p�omieniach, unosz�c� si� w powietrzu mniej wi�cej na wysoko�ci oczu.
No tak, pomy�la� Matt, zdaje si�, �e nie b�d� si� musia� przejmowa�, czy tu pasuj�.
- Pierwszy raz u �Maxima�? - Us�ysza� za plecami dziewcz�cy g�os.
Odwr�ci� si� i zobaczy� m�od� blondynk�, kt�ra wygl�da�a, c�, zwyczajnie - wyj�wszy fakt, �e by�a bardzo pi�kna.
- Hm... tak - przyzna� si� Matt.
- Robisz si� czerwony! - powiedzia�a ze �miechem. - To urocze!
- My�l�, �e to b��d w oprogramowaniu - powiedzia� zawstydzony Matt.
- Nie, to jest �wietne - upiera�a si� dziewczyna. - Jak nazywa si� twoja maska?
- Ja nie... - zacz�� Matt.
- No to nazwiemy ci� Patyczak - powiedzia�a dziewczyna. - Ja jestem CC.
- Mi�o ci� pozna�, CC. - Matt wiedzia�, �e zbyt si� w ni� wpatruje, ale twarz kobiety wydawa�a mu si� znajoma. Nagle przypomnia� sobie. To gwiazda opery mydlanej w HoloNet - Courtney Vance!
A raczej, upomnia� sam siebie, to projekcja Courtney Vance. Kto wie, kto kryje si� pod mask�?
- Domy�lam si�, �e przychodzisz tu do�� cz�sto, bo nie wygl�dasz na ol�nion� tym wszystkim - powiedzia� Matt.
CC za�mia�a si�, zawijaj�c kosmyk blond w�os�w wok� palca o doskonale wypiel�gnowanym paznokciu. - Chodzi ci o to, �e nie staram si� wymy�li� jakiego� oryginalnego przebrania, kiedy tu przychodz�?
W por�wnaniu z wydumanymi kostiumami pozosta�ych masek w �Maximie�, jej str�j sprawia� mi�e, swojskie wra�enie - mia�a na sobie d�insy i sweter.
Wtedy Matt zorientowa� si�, �e zn�w wbija w ni� wzrok. Got�w by� przysi�c, �e CC mia�a na sobie fioletowy sweter. Teraz wygl�da� jakby by� w kolorze granatowym. Nie, jasnoniebieskim, kt�ry w tym momencie przechodzi� w zielony. - Czy twoje ubrania przybieraj� wszystkie kolory t�czy? - spyta�.
Dziewczyna zn�w roze�mia�a si�. - To projekt prawdziwego swetra. Chodzi o jakie� m