645
Szczegóły |
Tytuł |
645 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
645 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 645 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
645 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pazur Tygrysa
�ysawy barman przerwa� wycieranie szklanek i spojrza� na niego z
zaciekawieniem.
- Musisz by� Dragon - powiedzia� przyjacielsko po chwili. - Witaj na pok�adzie
"Claw".
- Dzie� dobry.
- Jestem Shotglass. Ten starszy facet przy stoliku to Paladin, jeden z
najlepszych pilot�w na tym lotniskowcu. Obok niego siedzi Angel. �adna, co? -
barman u�miechn�� si� �obuzersko.
- Niczego sobie - odpar� opieraj�c plecy o bar.
- Do stu Kilrathi, zapomnia�em - zakl�� Shotglass - Napijesz si�?
- A co masz? Zreszt�, jestem na s�u�bie.
- Wpad�e� - za�mia� si� Shotglass - Tu nie sprzedajemy wyskokowych.
Dragon omi�t� sal� wzrokiem. By�y tu tylko trzy stoliki i symulator
treningowy. Na lewo od baru znajdowa�y si� otwierane automatycznie drzwi z
napisem g�osz�cym: Uwaga! Purpurowa Eskadra!
Podszed� nie�mia�o do siedz�cych przy stole.
- Mog�?
- Pewnie! - o�ywi� si� m�czyzna. Z ca�� pewno�ci� przekroczy� ju�
czterdziestk�. - Klapnij sobie i strzel jednego ze starym Paladinem.
- Shotglass m�wi�, �e tu nie wolno pi�.
- Stary konfident - mrukn�� cicho Paladin wpuszczaj�c kilka kropelek jakiej�
cieczy do szklanki. By� wysokim blondynem o podkr�conych w�sach. Szczup�y, o
weso�ym spojrzeniu. Musieli go lubi� - Ju� uraczy� ci� jedn� z tych barwnych
opowie�ci o tym, jakim wspania�ym by� pilotem?
- Nie zd��y� - za�mia� si�. Milcz�ca dot�d pi�kno�� z notatnikiem odezwa�a
si�:
- Je�li chcesz wypi�, podporuczniku Blair, r�b to tylko w towarzystwie
Paladina. Inaczej spotka ci� bura.
- Sk�d pani wie, jak si� nazywam?
- Och, ona trzyma w r�czkach wszystkie statystyki, dane takie tam - wtr�ci�
Paladin - No, Angel, Powiedz mu, ilu Kilrathi odes�ali�my ju� w diab�y.
- R�wno stu dwudziestu. Zreszt�, tabela wisi na �cianie.
Rzeczywi�cie, nie zauwa�y� jej wcze�niej.
- Z pewno�ci� wielu z nich by�o zagapionych w pani� - powiedzia� uwa�nie
przygl�daj�c si� jej twarzy.
- M�w mi per ty, jak wszystkim - odpar�a Angel czerwieni�c si�, ni to z
w�ciek�o�ci, ni to z nie�mia�o�ci - P�jd� ju�.
Paladin chichota� cichutko. Blair patrzy� na t� scen� zdziwiony, nie wiedz�c
czy przeprosi� czy nie.
- Nast�pny - m�wi� Paladin nie przestaj�c si� �mia� - Pani kapitan Devereaux
bardzo nie lubi, je�eli kto� inny ni� Bossman m�wi do niej takie rzeczy.
- Kto?
- Bossman, major Kien Chen. Masz szcz�cie, �e nie da�a ci w pysk. Nie
przejmuj si�, s� tu jeszcze dwie inne dziewuchy. Chod�, poszalejemy na
symulatorze.
Paladin, nie czekaj�c na Dragon'a, zasiad� za symulatorem. Jako przeciwnik�w
reprezentowanych przez program komputerowy wybra� sobie my�liwce klasy
Dralthi, zwane pospolicie "Talerzowcami", ze wzgl�du na p�aski i okr�g�y
kszta�t. Program wysy�a� je z losowego kierunku, za ka�dym razem po jednym
wi�cej. Paladin r�ba� w�a�nie wi�zk� lasera w trzeciego z czterech w tej
fali(a wi�c w sumie dziewi�tego), gdy z ty�u w silniki zakosi� go ostatni.
- Ale mi przygrza� - powiedzia� - Teraz ty, Chris.
Podporucznik Christopher Blair w �yciu nie spodziewa� si�, �e w bitwie mo�e
zestrzeli� jedenastu przeciwnik�w. Paladin patrzy� na niego oniemia�y, dopiero
p�niej stwierdzi�:
- Ciekaw jestem, Dragon, czy w praktyce tak samo b�dziesz ich trzaska�.
- Oka�e si� - powiedzia� Blair.
Wypili z Paladinem paskudn�, rozwodnion� kaw�, po czym Shotglass wygoni� ich z
powodu ciszy nocnej.
* * *
Iwan Halcyon zrobi� w wojsku karier� niebywa��. Zosta� wysokim oficerem w dwu
formacjach, pu�kownikiem w lotnictwie i komandorem we flocie terra�skiej. M
wiono, �e nied�ugo wiceadmira� Tolwyn awansuje go.
Ten o ponad dwadzie�cia lat starszy od Paladina oficer zdo�a� ju� z�apa� nieco
t�uszczu. By� bardzo masywny, cho� nie mia� wydatnego brzucha. Piloci cz�sto
szemrali, �e ci�gle chodzi w mundurze floty (b�d�c dow�dc� lotniskowca
"Tiger's Claw"), nie wk�adaj�c uniformu lotnictwa (kt�ry przys�ugiwa� mu jako
dow�dcy 4. Dywizjonu My�liwc�w). Tym niemniej cieszy� si� szacunkiem, cho�
potrafi� by� ostry. Zw�aszcza dla katapultuj�cych si� wi�cej ni� raz pilot�w.
- Wejd� Blair, chc� z tob� pom�wi� - odwr�ci� si�. Twarz mia� czerwon�, nalan
.
- Tak, panie pu�kowniku?
- Jak przyj��e� si� na "Claw"?
- Nie narzekam.
- Jutro rano spotkasz si� z pilotami twojej eskadry. Pojutrze polecisz z
pierwsz� misj�. Teraz we� klucze od twojej kajuty i id� spa�. Masz trzy minuty
do ciszy nocnej. Znaj�c Shotglassa...
- Taj jest, uprzedzi� mnie - przerwa� pu�kownikowi. Ten spojrza� na niego bez
wyrazu. - Jeste�cie wolni, podporuczniku.
- Tak jest.
Z kwatery pu�kownika od razu pop�dzi� przez korytarz, jak burza przelecia�
przez bar. Nie spotka� nikogo na korytarzu, jedynie jego identyfikator miga�,
potwierdzaj�c to�samo�� przed systemami bezpiecze�stwa. Otworzy� ju� w spokoju
drzwi od przedzia��w Purpurowej Eskadry (tzn. 3.Eskadry 4.Dywizjonu). Na
drzwiach kwater widnia�y symbole i podpisy w�a�cicieli, bez nazwisk jednak�e.
Jego miejsce by�o wolne. Od razu naklei� na� ludzk� czaszk� w podniesionej
przy�bicy. Do 2200 mia� jeszcze par� sekund. Otworzy� drzwi, wszed� do �rodka
i zacz�� patrze� przez iluminator. Jakie� pi�� kilometr�w od burty Tiger's
Claw lata� na rutynowym patrolu my�liwiec typu Scimitiar.
Obejrza� dok�adnie pomieszczenie. Mia�o mniej wi�cej trzy na trzy metry. Sta�o
tu ��ko, telewizor hologramowy, komputer. Z sufitu s�czy�o si� �agodne
�wiat�o.
Usiad�, rozebra� si�, i zacz�� szuka� szafki na ksi��ki, kt�rych nie
wypakowano jeszcze z jego wielkiej walizy. Tak jak my�la�, w �cianie znalaz�
szerok� i g��bok� wn�k�. By�a te� tabelka na wklejanie symboli zestrzelonych
Kilrathi.
By�o dziesi�� po jedenastej, gdy zgasi� �wiat�o i poszed� spa�.
* * *
Wsta� przed regulaminow� pobudk� o pi�tej rano. Najwyra�niej pobyt na
lotniskowcu sprzyja� dobremu spaniu. Ubra� si�, schowa� po�ciel i poszed� si�
umy�. Pod prysznicem spotka� wysokiego bruneta z bokobrodami, �mi�cego cygaro.
- Si� masz - powiedzia� tamten niedbale - Jeste� Dragon, prawda? Na mnie m�wi�
Hunter. Pozna�e� mnie zatem wcze�niej ni� reszt�.
- Gdzie pan by�, kapitanie? Nie s�ysza�em pana.
- Paladin nie nauczy� ci�, �e m�wimy sobie per ty?
- Tak, ale...
- Jeste� ju� moim kumplem - poklepa� go po plecach - Jak chcesz, mo�emy
pogada� przed uroczystym �niadaniem.
- Nie ma sprawy, tylko si� wyk�pi�.
Zdziwi� si� troch� t� przyjacielsko�ci� starych as�w my�liwc�w.
Od razu przeszli do jego kajuty, gdzie Hunter opowiedzia� mu swoim gwarowym
j�zykiem o dotychczasowych osi�gni�ciach eskadry, nie m�wi�c ani s�owa o
osobach. Sam tylko zdradzi� si�, �e jest potomkiem arystokratycznej rodziny
St. John�w, ale jego
zachowanie wcale tego nie zdradza�o. Zapytany o to, kto jest najlepszym
pilotem w eskadrze, d�ugo si� zastanawia�.
- Trudno powiedzie� - stwierdzi� w ko�cu. - Najwi�cej zestrzele� ma Iceman,
potem jest Bossman. Nikt nie lata wprawniej od Angel, najspokojniejsza jest
Spirit. A dodaj, �e stary Taggart, kt�ry wr�ci� dwa tygodnie temu, zdo�a�
stukn�� ju� szesnastu i dopiero rozwa�aj.
- Kto to jest Taggart?
- Major James Taggart, zwany powszechnie Paladinem. Ruszmy si� do baru, za
godzin� �niadamy. Zobaczymy jak szybko rozwali ci� symulator.
Hunter zdziwi� si� ogromnie, gdy na pierwszym miejscu zobaczy� Blaira. Mrukn��
co� pod nosem, a potem przez reszt� wolnego czasu t�uk�, staraj�c si� wyj�� na
pierwsze miejsce. Nie uda�o mu si�.
Punkt wp� do si�dmej wszyscy byli na miejscu. Dziesi�ciu pilot�w, razem z
nim. G�os zabra� Paladin, jako najstarszy w eskadrze.
- W imieniu 3.Eskadry 4.Dywizjonu mam zaszczyt powita� nowego pilota w�r�d
nas. Nazywa si� Christopher Blair, jest podporucznikiem, sko�czy niebawem
dwadzie�cia pi�� lat. Najlepszy tegoroczny absolwent Szko�y Pilot�w, pocz
tkowo studiowa� psychiatri�, po trzech latach przeszed� do wojska. Jego sygna�
wywo�awczy - Dragon.
Blair by� zaskoczony bardzo oficjalnym j�zykiem Paladina i g��boko�ci� jego
informacji.
- A zatem - ci�gn�� Paladin. - Pora pozna� nasze imiona. Jestem major James
Taggart, vel Paladin. Iana St. Johna, zwanego Hunterem ju� pozna�e�. Nasz
najlepszy strzelec, major Michael Casey, zwany Icemanem, siedzi tam. Obok
niego major Kien Chen
Bossman, przez dwa s. Hiszpanka Maria San Juan, nazwana Knight, pani kapitan
Jeannette Devereaux, Angel - tu Paladin mrugn�� porozumiewawczo - Pani
porucznik Mariko Tanaka, Spirit i podporucznik Todd "Maniac" Marshall.
Blair zwr�ci� uwag� na obie panie, kt�rych dot�d nie zna�. Porucznik Tanaka,
ciemnooka, z d�ugim warkoczem, bardzo kulturalna i odnosz�ca si� do wszystkich
z szacunkiem. Troch� �mieszy�o go to jej Blair-san, ale nie widzia� w tym nic
z�ego.
Kapitan San Juan, o typowo po�udniowej urodzie, niska, lecz zgrabna, weso�a.
Oczy mia�a niemal czarne. Obie r�ni�y si� bardzo od Angel, kr�tko obci�tej
brunetki z grzywk� fantazyjnie zaczesan� w bok i do g�ry.
Niebawem wszyscy odeszli do swoich zaj��, z wyj�tkiem Spirit, kt�ra mia�a dzi�
wolny dzie�. �azili po ca�ym okr�cie, rozmawiaj�c ci�gle o wszystkim i o
niczym. Polubi� t� Japonk�, cho� bardziej podoba�a mu si� Knight.
Odwiedzili hangary, gdzie zobaczy� ju� swoj� maszyn� z namalowanym Dragonem,
trupi� czaszk� w przy�bicy. Kiedy wr�cili na obiad, oko�o czwartej po
po�udniu, pojawi� si� Paladin i Hunter.
- No tak, wczoraj Angel, dzisiaj Spirit - wykrzykn�� na powitanie major
Taggart.
- Ale� z ciebie ogier.
Spirit spiek�a raka, ale Blair odpowiedzia� r�wnie weso�o:
- Przynajmniej mam gust, prawda Ian?
Hunter wyj�� z ust nieod��czne cygaro:
- Jeszcze nie widzia�e� Paladina, jak by� m�odszy.
Shotglass wybuchn�� weso�ym �miechem, kt�ry udzieli� si� tak�e reszcie, cho�
wydawa�o si�, �e Paladin rozumie to jako ironi�.
- No Chris, wypijemy.
- Pal... - zacz�� Shotglass.
- Och, nie przejmuj si�, dzisiaj ju� nie latam - odpar� Traggart wlewaj�c po
trochu ze swej buteleczki. - Najczy�ciejszy spirytus. �ykniesz szklaneczk� tej
lury, kt�r� Shotglass wabi herbat�, a kr�ci ci si� we �bie, jakby� by� po
setce. Spirit, skocz po gitar�.
- Dobrze, Taggart-san.
Usiedli we trzech i zaprosili Shotglassa. Ten odm�wi�, t�umacz�c si�
wykr�tnie.
Ko�o sz�stej udali si� na mecz. Co miesi�c marynarka walczy�a z armi� w pi�k�
no�n�, najcz�ciej pada�y wielobramkowe remisy. Ca�o�� by�a �wietn� zabaw�,
s�dziowali piloci. Tym razem marynarka dosta�a fory.
- Korovienko si� w�cieknie - powiedzia� Taggart. Nikt go nie s�ysza�. Hunter
przycina� cygaro, a Blair zak�ada� si� ze Spirit, �e ogra j� w szachy.
- Ech, nie ma tu miejsca dla starego Paladina - westchn�� wychodz�c ze
�wietlicy.
* * *
Wycie syreny o wp� do czwartej nad ranem i ostre, bia�e �wiat�o atakuj�ce
spoj�wki nie nale�� do rzeczy najprzyjemniejszych. Dragon, rozespany, w
niedopi�tym mundurze, bieg� przez korytarz do hangaru. Sygna� b�dzie wy� tak
d�ugo, a�
ca�a eskadra pojawi si� w sali odpraw.
Zaj�� swoje miejsce w pierwszym rz�dzie i czeka�. W sali by�o o�miu pilot�w.
Brakowa�o jeszcze kapitana St. Johna. W ko�cu i on pojawi� si�, ledwie
dobudzony.
- St. John, co to ma znaczy�? John nie poda� herbatki, milordzie? - zacz��
ostro Halcyon.
- Zamknij dupaszcz�, Iwan i zaczynaj - odpar� niegrzecznie Hunter.
- St. John!
- Startuj, Iwan - powiedzia� ziewaj�c Paladin - Zaatakowa� nas r�j asteroid�w?
Pu�kownik uspokoi� si� i rozpocz��.
- Nieprzyjacielskie my�liwce zosta�y wykryte w niedu�ej odleg�o�ci od Claw.
Pi�� albo sze�� sztuk, ale nic nie jest pewne. Dwoje z was poleci na patrol,
reszta w maszyny i pilnujecie Claw.
- Jak daleko jest nieprzyjaciel? - spyta�a rzeczowo Angel.
- Oko�o trzydziestu tysi�cy kilometr�w.
- I po choler� wstajemy tak wcze�nie - mrukn�� Hunter.
- St. John, chcesz lecie� sam na ten patrol? - Korovienko z�o�ci� si�.
- �eby pan wiedzia�, komandorze - powiedzia� tamten zadziornie.
- Dlatego w�a�nie b�dziesz pilnowa� Claw. Przez nast�pnych szesna�cie godzin.
- Tak jest.
Halcyon och�on�� nieco. Podszed� do hologramowego monitora komputera i zacz��
m�wi�.
- Patrol obejmuje trzy punkty kontrolne. Mi�dzy drugim a trzecim i po trzecim
znajduje si� w�a�nie r�j asteroid�w. Normalny, rutynowy patrol. Niech poleci
nasz ��todzi�b. Kto b�dzie mu towarzyszy�. Mo�e Spirit? Jest do�� spokojna,
b�dzie ci si� dobrze z ni� lata�, Dragon. Pytania?
Spirit nie�mia�o podnios�a palec do g�ry.
- Mamy zestrzeli� wszystko, czy te� raczej rozpozna�?
- Strzela�. Dragon musi pozna� tward� walk�.
- Zaskocz� pana, pu�kowniku - odpar� bu�czucznie Blair.
- Jeszcze jedno pytanie. Jakie my�liwce spotkamy?
- Na pewno Dralthi, by� mo�e Salthi. Jakie� inne pytania? Nie ma podniesionych
r�k. Eskadra, na stanowiska.
Dziewi�ciu ludzi z szybko�ci� b�yskawicy opu�ci�o hangar i natychmiast uda�o
si� do my�liwc�w. W nieca�e dwie minuty p�niej Blair sprawdza� ��czno�� ze
Spirit w swoim Hornecie.
Zacz�o si�.
* * *
- Panie podporuczniku, nieprzyjaciel przed nami - zachrobota�o w s�uchawkach,
w videofonie pojawi�a si� twarz Spirit - Jestem gotowa do w��czenia si�.
- Spirit, prosz�, m�w do mnie jak do kolegi z Eskadry a nie prze�o�onego ojca.
Atakuj!
- Moim honorem jest by� pos�uszn� - Hornet Spirit rozp�dzi� si� i porucznik
Tanaka na dopalaczu dopada�a wroga.
Dragon przyspieszy� jedynie do pr�dko�ci bojowej i ulokowa� si� z ty�u. Ju�
widzia� Talerzowca, kt�ry min�� Spirit i gna� do niego. Wzi�� go w celownik i
nacisn�� guzik na dr��ku sterowniczym. Dwa dzia�ka laserowe bi�y w
Dralthi'ego.
Tamten odpowiedzia� tym samym. Zbli�ali si� do siebie. Jedno trafienie,
drugie. Z niepokojem spojrza� na wska�nik tarczy. Jeszcze 20, jeszcze 15. Co
si� dzieje, Dralthi ma przecie� gorszy pancerz. G�uche uderzenia szarpi�
Hornetem. Wreszcie pot�na eksplozja rozrywa Dralthi'ego na kawa�ki. Nie
s�yszy jej, tu jest pr�nia. Ta walka bez odg�os�w ma w sobie co� strasznego.
- Ha, jednego Talerzowca mniej!
W chwil� p�niej wspania�a okazja. Odgoniony przez Spirit my�liwiec wychodzi
ty�em wprost pod jego dzia�ka. Mocniej chwyci� dr��ek i za�adowa� mu seri�.
Ten skr�ci� gwa�townie w bok, ale nie mo�na uciec wi�zce �wiat�a. Z trudem
utrzymywa� przed sob� ogon Kilrathi'ego.
- Walczysz jak ma�pa - zakomunikowa� Dralthi.
Dragon rozw�cieczy� si�.
- Gi�, kupo k�ak�w!
W��czy� dopalacz, przypikowa� prosto we wroga �aduj�c w niego wi�zk� lasera i
podnosz�c lot tu� nad nim, aby unikn�� zderzenia. O tym, �e zabi� go
dowiedzia� si�, gdy w s�uchawkach rozleg� si� mi�y g�os Spirit:
- Pi�knie zrobione. Masz talent, Blair-san.
Mile po�echta� go ten komplement.
- Co to znaczy san? - spyta� atakuj�c frontalnie na ostatniego ju� Dralthiego.
- Pan - odpar�a. On w tym czasie �adowa� seri� w odp�acaj�cego tym samym
przeciwnika. Nagle Dralthi odpali� rakiet�.
- Uwa�aj! - us�ysza� krzyk i odruchowo podni�s� Horneta, o ile w pr�ni mo�na
m�wi� o g�rze i dole. Przeklina� siebie, �e nie zwr�ci� uwagi na stan tarczy.
Teraz straci� obie rakiety niekierowane Dart i jedno dzia�ko. Ale i tak go
zestrzeli�.
- Niech pan nie szar�uje wi�cej frontalnie- w g�osie Spirit by�o s�ycha� ulg�.
- Le�my dalej.
- Nie m�w do mnie wi�cej Pan. Dzi�kuj� ci za rad�.
* * *
Znowu Spirit pierwsza zauwa�y�a nieprzyjaciela. Dwa my�liwce Salthi, zwane te�
"Po�ama�cami" ze wzgl�du na kszta�t skrzyde�. Zalokowa� rakiet� Javelin w
jednego z nich i odpali�. Gwa�towny unik nie uchroni� go przed seri�. Tu
trzeba my�le�
szybciej ni� �wiat�o! Straci� ca�y przedni pancerz. Teraz tylko tarcza
magnetyczna chroni�a go przed przeciwnikiem. A z jednym dzia�kiem wiele mu nie
zrobi.
Tymczasem Javelin trafi� Salthi'ego, powoduj�c jego kozio�kowanie. Widocznie
uszkodzi� mechanizm steru. Teraz siad� na ogon przeciwnika w maszynie o
zagi�tych skrzyd�ach i otworzy� ogie�.
Nagle dwie gwa�towne eksplozje szarpn�y jego maszyn�. Uszkodzony generator
tarczy, uszkodzony nap�d jonowy, zniszczony pancerz.
- Cholera, s�dzi�em, �e jestem lepszym pilotem - rykn�� na siebie. Drugi z
przeciwnik�w min�� go, Spirit wci�� lecia�a na jego tyle.
- Spirit, prosz� o os�on� - powiedzia� niech�tnie do Mariko.
- Oczywi�cie - odpar�a i zesz�a z kursu tamtego. Blair przyspieszy� i ostatni
ju� raz w tej walce zaatakowa�. Uszkodzony Salthi nie m�g� wytrzyma� nawet
pojedynczej wi�zki lasera. Rozlecia� si� na kawa�ki w nies�yszalnej detonacji.
Ostatni z przeciwnik�w zacz�� ucieka�, nie staj�c w szranki z dwoma pilotami
Konfederacji.
- Dragon, czy mog� go goni�?
- Jasne, Spirit.
Porucznik Tanaka w��czy�a dopalacz i ruszy�a w po�cig za Kilrathi. Wkr�tce
zmniejszy�a odleg�o�� na tyle, aby wsadzi� mu rakiet� w ty�. Dart przeszed�
nie napotykaj�c tarczy, przebi� pancerz i dotar� do �ywotnych cz�ci
Salthi'ego.
- Powinni�my wraca�, panie podporuczniku - powiedzia�a Spirit.
- Oczywi�cie - westchn�� z ulg�.
Chrzest bojowy mia� za sob�.
* * *
- Ho, ho, musia�o by� gor�co - powiedzia� m�ody mechanik drapi�c si� po
g�owie.
- Ma pan szcz�cie, �e wr�ci� �ywy - doda� po chwili.
Wyszed� z niesamowit� rado�ci�. Wreszcie m�g� rozprostowa� ko�ci. Teraz
jeszcze tylko z�o�y� raport i do kajuty.
Pu�kownik Halcyon czeka� na nich na pok�adzie hangaru. Sta� zadowolony,
patrzy� ciep�o i na Spirit i na niego.
- Dobry lot, Dragon - zacz�� - Jestem zadowolony. Chcia�by� co� powiedzie� dla
podniesienia swej chwa�y?
- Tylko tyle, �e sam nie da�bym rady. Spirit odci�ga�a ode mnie w krytycznych
momentach uwag� przeciwnika.
- Och, lecia�am tylko na skrzydle. Dragon jest bardzo zdolnym pilotem, mo�e
troch� za bardzo szar�uje.
- W�a�nie, Dragon, to jest moja uwaga - podj�� Halcyon - Pami�taj, �e zawsze
lepszy pilot �ywy, ni� bohater martwy. Zrozumia�e�?
- Tak jest, pu�kowniku.
- A zatem, przejd�my do raportu. Zestrzeli�e� czterech Kud�acz�w, Spirit za�
jednego. To wszystko. Odmaszerowa�.
Przeszed� razem z Mariko do baru. Jeden ze stolik�w zaj�ty by� przez Paladina
i Maniaca. Grali w karty.
- Hej, Dragon! Posad� si� na krze�le! - zaprosi� Paladin.
- Jak debiut? Da�a� mu wycisk, Spirit? - pyta� Paladin, w jego g�osie nie by�o
ani odrobiny z�o�liwo�ci.
- Blair-san...
- Spirit! - upomnia� j� �agodnie.
- Chris jest bardzo zdolnym pilotem. Zestrzeli� czterech.
- No, ja pierwszym razem prawie si� katapultowa�em - powiedzia� z podziwem
Maniac.
- Po tej szar�y nie mia�e� prawa wyj�� �ywy - odrzek� na to tonem
przypomnienia Paladin - Wyczerpa�e� wtedy zapas szcz�cia na par� �adnych lat.
- Ja te� nie popisa�em si� ostro�no�ci� - wtr�ci� - Taka chyba zawsze jest
pierwsza misja.
Zauwa�y�, jak Knight wchodzi do sali razem z Icemanem. Poczu� uk�ucie
zazdro�ci o dziewczyn�, ale zaraz je zdusi�.
- Gdzie Hunter?
- Jeszcze lata - wyja�ni� Maniac m�wi�c o nim jak o przyjacielu - Gada�em z
nim przed godzin�. Rzuca� mi�sem jak nigdy w �yciu. Jest g�odny i w�ciek�y.
- Skocz� pogada� o nim z Ivanem. M�g�by machn�� na te sze�� godzin -
zdeklarowa� si� Paladin wstaj�c - Doko�czymy kiedy indziej Todd, zgoda?
Marshall przytakn�� spojrzeniem. Po chwili opu�ci�a ich tak�e Spirit t�umacz�c
si�, �e musi wzi�� prysznic.
- Dlaczego Paladin nie lubi si� z Shotglassem - spyta� Blair po chwili. Maniac
by� zaskoczony, na jego twarzy pojawi� si� wyraz zak�opotania. Min�o par�
sekund, zanim odpar�:
- Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
Dragon bawi� si� chwil� szklaneczk�, a potem kontynuowa�:
- Shotglass ma pseudonim wskazuj�cy na to, �e kiedy� by� pilotem, to raz.
Paladin m�wi o nim nie tyle z niech�ci�, co znu�eniem, to dwa. Shotglass �mia�
si� wczoraj niesamowicie, gdy Hunter m�wi� o mi�osnych podbojach Paladina, to
trzy. Wreszcie
ty zareagowa�e�, jakby� po�kn�� je�a. Co� w tym musi by�
Maniac patrzy� na niego z podziwem.
- Jeste� cholernie bystry, Chris. Cholernie - kiwa� g�ow�. - Dobrze opowiem
ci, chod� to tajemnica, kt�r� poza mn� zna jeszcze tylko czterech ludzi -
zni�y� g�os. - Shotglass jest m�odszy ni� na to wygl�da. Jest z tego samego
rocznika co Paladin. Kiedy� byli najlepszymi przyjaci�mi.
Maniac wzi�� g��boki oddech.
- Pewnego razu polecieli razem na patrol. Spotkali sze�ciu czy siedmiu. Mieli
ich rozpozna�, a potem wycofa� si�. Ale Shotglass, wtedy jeszcze Shotgun, odm
wi� wykonania rozkazu. I wlecia� prosto w nich. Paladin pospieszy� mu zaraz na
odsiecz.
Wali� w Futrzak�w i zestrzeli� paru, nie pami�tam ju� ilu. Ale w ko�cu trafili
Shotguna, musia� si� katapultowa�. Zrobi� to dos�ownie sekund� za p�no. Cudem
prze�y�, ale wybuch ci�ko go porani�. Paladin os�ania� go, gdy inny w�adowa�
mu rakiet� w plecy. A zatem i on si� katapultowa�. Obaj dostali Z�ote S�o�ce,
ale Shotgun dozna� szoku. Tak ci�kiego, �e ju� nigdy nie mia� kontroli nad
emocjami. Ale nie chcia� po�egna� si� z Claw. Teraz Paladin robi sobie
wyrzuty, �e za wolno przylecia�, Shotglass, �e wci�gn�� przyjaciela w
tarapaty. Dodatkowo Shotglass strasznie trzyma si� regulaminu. Podobno tamtego
dnia by� pijany, ale ja w to nie wierz�.
Teraz z kolei Maniac m�wi� dwornie, zarzucaj�c na kr�tk� chwil� lotnicz�
gwar�. Ale po chwili by� ju� sob�.
- S�ysza�em, �e przygrucha�e� Spirit - zmieni� temat.
- Paladin ci powiedzia�? - odpar� jak najbardziej rozbawiony.
- O nie, o wiele bardziej podoba mi si� Knight.
- Oj, to b�dziesz musia� szar�owa�. Knight jest Icemana. Z drugiej strony,
przytrzyj mu nocha, bo on ma tu prawie ka�d�.
- Z jednym wyj�tkiem - dobry humor nie opuszcza� go.
- Ju� ci stary dra� Taggart wszystko wypapla� - �mia� si� Maniac - �eby�
wiedzia�, jak Angel gotuje, mmmm - rozmarzy� si�. - Shotglass powinien
wylecie� z hukiem z tej swojej garkuchni.
* * *
Sta�a w drzwiach. W�osy mia�a rozpuszczone, w d�oni butelk� szampana. Pewnie
od Paladina.
- Nie przeszkadzam? - spyta�a.
- Oczywi�cie, �e nie - odpar� odk�adaj�c ksi��k�. By� zaskoczony, ale i
cieszy� si� pod�wiadomie z wizyty. - Usi�d�, Knight.
Usiad�a na jego ��ku.
- Zawsze wieczorem czytasz?
- Tylko wtedy mam na to czas.
Spojrza�a w jego twarz z wyrazem zamy�lenia.
- Maniac m�wi� mi, �e jeste� strasznie bystry- przysun�a si� bli�ej.
- Co� mi musi rekompensowa� wygl�d
Za�mia�a si�.
- Fa�szywa skromno��. Jeste� przystojny.
Znowu si� za�mia�a. Najwyra�niej podobali si� sobie nawzajem.
Bawili si� w te mi�osne podchody jeszcze jakie� p� godziny.
Potem uton�� w g�szczu jej w�os�w.
* * *
Czu� si� podle. G�owa p�ka�a z b�lu, nastr�j mia� melancholijny. Nie cierpia�
tego.
Wsta�, wzi�� prysznic i uda� si� na �niadanie. Dzi� mia� wolne. Jego eskadra
by�a akurat zwolniona z patrolowania, a i nie planowano �adnej misji.
Przy stoliku mieli� w ustach potraw� zwan� przez Shotglassa jajecznic�, cho�
niewiele j� przypomina�a. Siedzia� z Paladinem, Hunterem i Maniackiem.
- Masz mocno zamy�lony wyraz twarzy - powiedzia� Taggart, gdy ju� zostali sami
- Kt�ra?
Spojrza� bez cienia emocji na starego wiarusa.
- Knight - mrukn��.
- Niech�esz ci� szlag, cicha woda - chichota� Paladin - Szybki jeste�.
- Musimy o tym m�wi�? - zacz�� delikatnie.
- Oczywi�cie nie. Mam dla ciebie niez�y spos�b na zabicie czasu.
- Aha?
- Dzi� b�d� �ciera� z�by na k��tni z Icemanem i Bossmanem o s�uszno��
Czwartego Artyku�u Konwencji Terra�skiej. B�dzie za mn� Hunter. Obaj uwa�amy,
�e jest s�uszny.
Czwarty Artyku� Konwencji Terra�skiej m�wi� o traktowaniu kot�w Kilrathi jako
istot rozumnych, w zwi�zku z tym o stosowaniu wobec nich praw i zwyczaj
wojennych Ziemi.
- B�d� tam - odpar� bez przekonania. - Nie rozumiem tylko jednego - doda� po
chwili. - Czym zas�u�y�em na zaproszenie?
Paladin u�miechn�� si�.
- W ci�gu dwu dni namiesza�e� tyle, �e w innych eskadrach zaczynaj� kr��y� o
tobie legendy. Zestrzeli�e� czterech go�ci w pierwszym locie, owin��e� sobie
wok� palca dziewczyn� zaj�t� przez innego. Og�lnie m�wi�c, stajesz si�
s�awny. Uznali�my, �e mo�esz mie� co� ciekawego do powiedzenia.
- Paladin - spyta�, zmieniaj�c temat - By�e� kiedy� zakochany?
- By�em �onaty - odpar� Taggart. - Zgin�a podczas jednego z najazd�w
Kilrathi.
- Przepraszam - poczu� si� winny.
- Nie masz za co, Dragon - odpowiedzia� ju� spokojnie Paladin - Chyba ju� pora
zacz��.
Wstali i przeszli do jego kajuty.
Hunter le�a� rozwalony na jednej z sof, puszczaj�c leniwie k�ka dymu. Bossman
sprawdza� jeszcze jakie� notatki w notebooku, Iceman sta� przy iluminatorze.
Na widok Paladina stan�li na baczno��.
- Spocznijcie panowie - powiedzia� Taggart. A wi�c by� dow�dc� eskadry, cho�
zawsze m�wi� o sobie "najstarszy oficer". - I, jak zwykle, jeste�my na ty.
- Spoko - stwierdzi� Hunter. - Dragon, masz ju� ustalone stanowisko?
Spojrza� na niego niepewnie. Nigdy specjalnie g��boko nie zastanawia� si� nad
tym prawem, ale nie uwa�a� go za b��dne.
- My�l�, �e tak - powiedzia� po chwili - Uwa�am, �e konwencja jest s�uszna.
Bossman mrukn�� co� na kszta�t "tak my�la�em", a Iceman usiad� na ��ku
Paladina. Sam Taggart usiad� przy komputerze.
- Zaczynajcie.
Bossman chrz�kn�� i zacz�� m�wi� tonem wyk�adu.
- Uwa�am, �e prawo terra�skie powinno zosta� zmodyfikowane. Kilrathi nie mog�
by� traktowani jako je�cy, poniewa� nale�� do innego gatunku i walka z nimi ma
charakter walki o przetrwanie. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e niebawem staniemy
przed wyborem my
albo oni. Dlatego walka z nimi powinna mie� charakter walki totalnej.
- Wyduma� to niejaki Adolf Hitler siedemset lat temu - westchn�� Ian St. John
- Tyle, �e wobec ludzi.
- Futrzaki nie s� lud�mi - wtr�ci� Iceman.
- C� za spostrzegawczo�� - lekko z�o�liwie skwitowa� Paladin.
- Tym niemniej s� istotami rozumnymi i osi�gn�li to wszystko, co my w por
wnywalnym czasie. Grzanie dzia�kiem laserowym do wykatapultowanego Futrzaka
b�dzie jak bezmy�lne t�pienie zwierz�t. Zreszt� polecieli�my w kosmos nie po
to, �eby podbija�, a po to, �eby spotka� inne istoty rozumne.
- Ale te istoty rozumne chc� nas za wszelk� cen� zniszczy� - odpar� Bossman.
- Bo tak im do �b�w wbijaj� od ma�ego. Skasujmy cesarza i jego �wit�, a
zobaczymy jakie s� naprawd� - t�umaczy� Hunter.
- Tym niemniej to inni ni� cesarz i jego �wita dr� si� do videofonu, �e upiek�
nas �ywcem.
- Drze� si� mo�esz i ty - odezwa� si� wreszcie Dragon.
- Nie mam wielkiego do�wiadczenia, ale nie s�dz�, �e zabijanie dla
profilaktyki mo�e oznacza� te wszystkie cechy i przymioty, kt�rymi si�
szczycimy.
- Co masz na my�li? - spyta� Bossman.
- Cz�owiecze�stwo, zrozumienie, d��enie do pokoju - m�wi� wolno
- Po raz pierwszy i, jak dot�d jedyny od pi�ciu tysi�cy lat, uda�o si� to
zrealizowa� zak�adaj�c Konfederacj� Terra�sk�, czyli ��cz�c wszystkie pa�stwa
i kolonie w jedno. Teraz nie mo�e si� okaza�, �e to wszystko zosta�o zrobione
tylko po to, aby skuteczniej wymordowa� wrogi gatunek.
- Kto m�wi o wymordowaniu gatunku? - spyta� pretensjonalnie Iceman - M�wimy
tylko o karaniu bandyt�w, kt�rzy nie uznaj� �adnych praw je�ca.
- Skoro tak gardzisz Futrzakami - powiedzia� sentencjonalnie St. John zapalaj
c drugie cygaro - to nie zni�aj si� do nich poziomu.
- Je�eli tego nie zrobi�, zgin� setki kolejnych ch�opc�w, �wietnych pilot�w, a
Kilrathi b�d� kpi� z nas i ��da� uwolnienia je�c�w.
- A my zbijemy na tym kup� szmalu - odpowiedzia� Hunter.
- Ale oni wci�� b�d� mieli pilot�w!
- Je�eli im ich nie oddamy, cesarz mo�e, na przyk�ad, rozkaza� atakowa� nasze
kolonie - m�wi� Blair.
- W�wczas i my zaczniemy wojn� na wyniszczenie. Przecie� nie b�dziemy patrzyli
z za�o�onymi r�kami na nasz� zag�ad� - skwitowa� pewien ju� triumfu Bossman.
- S�dz�, �e wyszli�cie ze z�ego za�o�enia - powiedzia� po d�u�szej chwili,
widz�c, �e Hunter i Paladin z�o�yli ju� bro�.
- Tej wojny nie wygra ten, kto ma wi�cej �o�nierzy, marynarzy i pilot�w, a
ten, kto ma wi�cej my�liwc�w, czo�g�w i okr�t�w. Musimy wygra� sprz�tem, a
stracimy mniej ludzi. Sami Kilrathi nie b�d� gro�ni bez Dralthich, Salthich i
Krant�w.
Zaraz po tych s�owach nasta�o milczenie. Paladin i Hunter patrzyli z podziwem
na Dragona.
- Ciekawy argument - powiedzia� Iceman, tak�e zaskoczony.- Gratuluj�
b�yskotliwo�ci.
Wyszed� razem z Bossmanem.
- Synu, masz bani� nie od parady - skwitowa� Hunter.
- Iceman przegra� jak m�czyzna - zauwa�y� Blair - Ale nie z�o�y� jeszcze
broni.
- Pierwszego dnia my�la�em, �e jeste� zbyt pewny siebie - zwierzy� si� Paladin
- A tym czasem widz�, �e jeszcze niejeden numer wykr�cisz.
- Dzi�ki za mi�e s�owa - powiedzia� Blair.
- Hunter, chc� ci� o co� spyta�.
- Hm?
- Czy w my�liwcu te� palisz cygaro?
- Nie, ale �uj� gum� tytoniow�. Co robimy?
* * *
To ju� by� drugi jego lot. Znowu towarzyszy�a mu Spirit.
Wielki, powolny i ci�ki transportowiec klasy Drayman, kt�ry zosta� tu
teleportowany Hiperskokiem, mia� na pok�adzie komandos�w, kt�rzy w nieznanym
celu lecieli na planet� Hermes. Mieli go eskortowa� do nast�pnego punktu
teleportacyjnego, odleg�ego o jakie� dziewi��set tysi�cy mil. Przy �redniej
pr�dko�ci rz�du 30 mil na sekund�, oznacza�o to dziesi��, dwana�cie godzin
lotu.
Dzi� mog�o by� gor�co. Jak przekaza� wywiad, do polowania na wrogie transporty
wys�ano asa floty lotniczej Kilrathi, Bhuraka Starkillera, maj�cego na li�cie
sze��dziesi�t cztery zestrzelenia w�r�d floty terra�skiej.
W��czy� autopilota i wzi�� do r�ki ksi��k�. Rozkaz Halcyona m�wi� wyra�nie,
�eby zachowa� cisz� a� do spotkania z przeciwnikiem. Automatycznie oznacza�o
to tak�e zakaz s�uchania radia.
Znudzi�o mu si� po trzech godzinach. Pierwszy punkt kontrolny b�dzie za
godzin� i tam prawdopodobnie spotkaj� pierwszych nieprzyjaci�. Nast�pny za
trzysta tysi�cy mil. Potem b�d� ju� w strefie patrolowej, a wi�c nie b�dzie
wroga. Chyba, �e zaatakuje wi�kszymi si�ami.
- Dragon, przeciwnik przed nami - ostrzeg�a Spirit. Trzy wrogie maszyny, nieco
z boku. - Jestem gotowa.
- Nie Spirit, musimy by� blisko Draymana.
- Zrozumia�am - wysun�a si� lekko do przodu.
Trzy Salthi, jak wskazywa� radar i celownik, zbli�a�y si� bardzo szybko.
Prze��czy� rakiet� Javelin na bro� aktywn�. Szybko namierzy� na pierwszego.
Wkr�tce pojawi� si� czerwony celownik pomocniczy i zamigota�. Odpali� rakiet�
i w��czy� dopalacz, aby od razu dobi� ofiar�. Salthi oberwa� w prz�d, seria z
lasera dobi�a go. Spirit zaj�a si� drugim, gdy tymczasem trzeci podlecia� do
Draymana i odpali� w niego rakiet�.
- Co� nie wysz�o, ma�po? - us�ysza� w videofonie. - Starkiller przyby�, wi�c
gi�.
- M�j ogie� ci� zniszczy! - odpowiedzia� Blair przyspieszaj�c i doganiaj�c
Bhuraka - Mi�o mi.
Salthi zrobi� zwrot i zn�w gna� prosto na Draymana. Bi� laserami w
transportowiec.
Blair te� wykr�ci� i ruszy� za Bhurakiem, z daleka strzelaj�c, licz�c, �e
je�li nawet nie trafi we wrogiego asa, to utrudni mu celowanie. Jednak ju� w
chwil� p�niej Bhurakowi odpad�y jakie� cz�ci pancerza. Raczej szcz�liwy
zbieg okoliczno�ci ni� precyzja.
- Ho, ho, ten ma�pi ch�opak umie walczy� - powiedzia� Starkiller podnosz�c sw
j my�liwiec w g�r�. - Wyzywam ci�, Dragon!
- Przyj��em! - odpar� Blair. Wyrwa� w g�r� i goni� Bhuraka. Ale przeciwnik nie
by� ��todziobem. Wykona� p�tl� i lecia� teraz w d� strzelaj�c laserami.
Dragon obr�ci� si� o dziewi��dziesi�t stopni i te� otworzy� ogie�. Po chwili
jednak gwa�townie wykr�ci� w bok. W��czy� dopalacz, �eby podliza� rany, ale
zaraz zgani� si�, �e zostawi� Draymana samego. Tymczasem Bhurak lecia� za nim,
a nie do transportowca.
- Czemu nie zaatakowa�e� Draymana?
- Teraz wa�ny jest pojedynek.
- Ach tak - odpar� wykr�caj�c w bok i wychodz�c na frontalny atak. Bhurak nie
zmieni� kierunku.
Ogie� otworzyli r�wnocze�nie. Tym razem Blair poszed� na ca�o��, niemal
zderzaj�c si� z Bhurakiem. Przyp�aci� to utrat� jednego dzia�ka i systemu
katapultowania si�.
- Niech�esz ci�, Dragon - powiedzia� Starkiller. - Odpi��e� mi ca�� bro�.
Wracam do bazy, nie namodz� tu wiele. Mam nadziej�, �e si� jeszcze spotkamy.
Na razie punkt dla ciebie!
Wr�ci� do Draymana. Spirit ju� dawno upora�a si� ze swoim przeciwnikiem i
zgodnie z rozkazem trzyma�a si� blisko transportowca.
- Uciek� mi - powiedzia� w eter.
- I tak si� dobrze spisali�cie, podporuczniku Blair - odpowiedzia� mu kto� z
Draymana. - To by� w ko�cu Bhurak. Powiedzia� nam, �e tu ko�czy si� nasz lot.
- Jestem zdumiona tob�, Dragon - doda�a Spirit. - Odegna�e� samego
Starkillera. Wyobra�am sobie, jak� min� b�dzie mia� w bazie, gdy dowie si�, �e
odp�dzi� go nowicjusz.
- Dzi�kuj�, Spirit - odpar�. - Jak s�dzisz, czy teraz musimy przestrzega�
ciszy radiowej?
- Nie musicie - wtr�ci� si� kto� z Draymana. - D�u�ej ju� nie wytrzymam.
Lecimy prawie cztery godziny razem, a nie zamienili�my nawet s�owa. Sk�d
jeste�cie?
* * *
- Spirit, pod nami - przerwa� dowcip radiotelegrafi�cie Draymana. - Przykro mi
stary, ale musimy ci� broni�.
- Przykro b�dzie ci wtedy, jak nas zestrzel� - odpar� weso�o
radiotelegrafista. - W imieniu Ziemi przypalcie im ty�ki!
I tym razem starali nie oddala� si� zbytnio od transportowca. Ju� wkr�tce
auto-celownik poda� mu informacje o najbli�szym celu. My�liwiec Dralthi.
- Talerzowce!
W��czy� dopalacz i pogna� na niego, staraj�c si� lecie� nieco ni�ej. Zaraz
potem przyci�gn�� dr��ek do siebie i zacz�� strzela�. Wi�zka lasera zdj�a z
Dralthiego ca�y pancerz. Poprawi� jeszcze rakiet� i ju� mia� sz�stego na
li�cie zestrzele�.
Nast�pny Talerzowiec usiad� mu na ogonie i goni�, ci�gle pluj�c wi�zkami
lasera. Blair zszed� mu z przed nosa i nieoczekiwanie wyszed� na innego
Dralthi'ego. Dart trafi� w najs�abszy punkt my�liwca, jego bok.
Tymczasem i jego trafi�a rakieta. Z przera�eniem spojrza� na spustoszenie,
jakie poczyni�a. Zniszczy�a ca�y pancerz, i nap�d jonowy. Generator tarczy
pracowa� ju� tylko na trzydziestu procentach mocy. Wystarczy jeden strza�.
W��czy� dopalacz i wr�ci� do Draymana. Je�eli sprytnie si� ukryje, mo�e
zaskoczy� kt�rego�.
- Zdo�a�am zestrzeli� jednego, Dragon!
- Gratulacje, Spirit! - pomy�la�, �e te dwa s�owa zabrzmia�y bardziej
realistycznie ni� wszystkie hymny pochwalne Spirit o jego talencie.
Tymczasem wprost na niego wylecia� zza Draymana Dralthi. Nie uda�a si� wi�c
pu�apka. Znowu polecia� ni�ej ni� przeciwnik, by potem niespodziewanie
zaatakowa� go od do�u. Ale teraz nie mia� ju� rakiety.
Gwa�townie szarpn�� dr��kiem, aby t� jedn� chwil� by� na tyle Dralthiego.
Zaliczy� jeszcze jedno trafienie. Baterie lasera wyczerpa�y si�.
Talerzowiec zacz�� ucieka�. Natychmiast w��czy� dopalacz i jeszcze raz
pocz�stowa� laserem. Tym razem wystarczy�o.
- Z �alem prosz� o wsparcie! - us�ysza� g�os Spirit. Od razu pogna� w jej
stron�. W ko�cu ju� raz ocali�a go.
K�tem oka spojrza� na jej uszkodzenia, wy�wietlone w�a�nie przez komputer.
By�a ju� uszkodzona we wszystkich sektorach.
- Spirit, prosz�, wracaj do bazy - krzykn��.
- M�j honor to pos�usze�stwo - powiedzia�a kieruj�c si� prosto na Dralthiego -
Ale to nie by� rozkaz!
Jej maszyna zderzy�a si� z Talerzowcem.
- Jezu Chryste! - krzykn��, a przera�enie �cisn�o mu gard�o. Ale nagle na tle
nies�yszalnej eksplozji dostrzeg� malutki, szary kszta�t.
- Niech ci� diabli, dziewczyno - powiedzia� z ulg�.
- Czego� takiego ju� pewnie nie zobacz� - powiedzia� Drayman. - Ona wzi�a na
siebie zalokowan� w nas rakiet�. B�g jeden wie, kogo w ko�cu trafi�a.
* * *
Odprawa zaraz po obiedzie najbardziej popsu�a humor Hunterowi.
- Ale sobie wybrali por� na atak - mrucza� po drodze na pok�ad hangaru.
- Pora� pierwszy od d�u�szego czasu mamy szans� by� w ofensywie - powiedzia�
Halcyon. - Dlatego, zanim przyb�d� nowe si�y wroga, wy�lemy was na g��boki
rekonesans w przestrze� kontrolowan� przez Kilrathi. Lecimy parami...
- Lecicie - poprawi� Hunter.
- St. John! Znowu podpadasz.
- S�dzi�em, �e si� pan przyzwyczai�.
Halcyon nie da� si� wyprowadzi� z r�wnowagi.
- St. John za kar� pozostanie w bazie.
- Ale�... - zacz�� Hunter.
- Trzeba by�o my�le� wcze�niej. Paladin, b�dziesz skrzyd�owym Angel, Iceman ze
Spirit, Bossman z Knight, no i nasi najm�odsi. Rozwalcie wszystko, co
spotkacie. Aha, ma�a niespodzianka. Po ostatnich wyczynach Spirit i Dragona
dow�dztwo sektora zdecydowa�o si� przyzna� wam nowe maszyny. Od dzi� latacie
na Scimitiarach.
Wszyscy wybuchn�li �miechem rado�ci. Podniesiono wreszcie statut eskadry,
dawno jej si� to nale�a�o ze wzgl�du na zas�ugi.
- Odmaszerowa� - przywo�a� ich do porz�dku suchy g�os
Halcyona
* * *
Maniac niecierpliwie zmienia� pozycj� lotu wzgl�dem Dragona. Sta� si� jeszcze
bardziej nerwowy, gdy w pierwszych dwu punktach nawigacyjnych nie spotkali
nikogo.
- Dopalacz, Blair! - odezwa� si� nagle Marshall.
- Zwariowa�e�?
- Nie. Inaczej miny oblec� ci� jak muchy.
Maniac wyra�nie oddala� si�. C� innego mu pozosta�o, pod��y� za nim.
- Niech�esz ci�, masz racj�! - zakrzykn�� do Todda, gdy opu�ci� pole minowe
bez jednego uszkodzenia.
- Musisz si� jeszcze sporo nauczy�! - odpar� Maniac.
- Hej! Tam s� b�karty! - zakrzykn�� po chwili Marshall, oddalaj�c si� ze
znaczn� szybko�ci�. Na radarze Dragon widzia� przynajmniej dziewi�ciu
przeciwnik�w.
- Maniac, wracaj, wariacie! - wydar� si� do videofonu.
- Zapomnij o tym.
Kln�c na swojego skrzyd�owego przyspieszy�, ale zastosowa� sw�j manewr z
poprzedniej batalii, lec�c nieco ni�ej. Gdy otworzy� ogie� z miotacza materii,
wystarczy�o kilka sekund, aby Salthi rozlecia� si� w kawa�ki.
- Pomocy! Rozerw� mnie na kawa�eczki! - zakrzycza� Maniac.
- Po co� si� tam pcha�? - mrukn�� Dragon, kieruj�c si� w jego stron�, wal�c z
dzia�ek do wszystkiego co popadnie. Po chwili szybkostrzelno�� gwa�townie
zmala�a. Energia w miotaczu materii wyczerpa�a si�. Tymczasem dwa Salthi
siad�y mu na ogon. Dopalacz i d�, wprost na Maniaca. Tamten w g�r�, dwa
Salthi rozbieg�y si�.
- Ha, mam jednego! - krzykn�� Maniac.
Dum, dudum... Ju� iskrzy�y si� jakie� przewody, wysiad� auto-celownik,
uszkodzony Intercom.
- Maniac, idioto, ma�o mnie nie rozpieprzy�!
- Hej, mam drugiego!
Dragon w tej samej chwili wyplu� seri� w jakiego� uszkodzonego ju�
przeciwnika. Odpad�o skrzyd�o, potem wi�zka materii zniszczy�a kabin� pilota.
To cud, �e po chwili w pr�ni� wylecia�y jeszcze zw�oki Kilrathiego.
Blair zn�w widzia� przed sob� przeciwnika. Lecia� wprost na niego. Chris
zni�y� lot i wzi�� go, jak zawsze od do�u. Jednak�e przeciwnik te� polecia� w
d�, przez co omal si� nie zderzyli.
- Atak od do�u, gdzie� to ju� widzia�em! - zachrobota� znajomy g�os - To ty,
Dragon?
- Witaj Starkiller! Rewan�?
- Czemu nie?
Odlecieli kawa�ek od walcz�cych w t�oku Salthi i Maniaca.
- Wiesz, nie spodziewa�em si�, �e pokona mnie nowicjusz!
- Jeszcze tego nie dokona�em...
Frontalna szar�a, po pierwszych trafieniach obaj skr�cili.
- Wracaj, wariacie! - krzykn�� Maniac.
- Nie cytuj mnie!
Ha, teraz on mia� swoje ma�e szale�stwo. Bhurak tym razem atakowa� o wiele gro
niej, jedynie gwa�towne wpadni�cie mu w celownik jednego z Salthi zatrzyma�o
seri�, kt�ra niechybnie odes�a�aby Blaira do wieczno�ci. Dragon skwapliwie
dobi� przeciwnika, kt�ry przypadkiem ocali� mu �ycie. Odlecia� gdzie� daleko i
wypali� wszystkie rakiety w kot�owisko maszyn, nie zwa�aj�c, do kt�rej celuje.
Ale z przyjemno�ci� odnotowa� znikni�cie z radaru dwu kropek.
- Farciarz! - krzykn�� Maniac. W jego g�osie s�ysza� zazdro��.
Jeszcze pi�ciu. W�r�d nich sam Bhurak.
Co by nie m�wi�, Maniac by� narwanym, ale �wietnym pilotem. Zestrzeli� jeszcze
dwa, a ostatni nie m�g� sobie z nim da� rady. Ale tymczasem Bhurak siad� mu na
ogon. Uszkodzony system katapultowania si�, zniszczona ostatnia rakieta,
zniszczony jeden miotacz materii.
- Kurwa!
- Blair, musisz mi pom�c!
- Sam mam k�opoty!
Jeszcze jedno trafienie. Ale i Salthi Bhuraka nie wygl�da� dobrze.
- Zabawne - us�ysza� chrapliwy g�os Kilrathiego - Walczymy dwie minuty, a
jeste�my obaj poszarpani �e ho. C�, ja lec�, ale ty te� najlepiej nie wygl
dasz!
- Remis?
- Masz to cz�owieku. Od tej pory zawsze wzywaj Starkillera. To dziwne,
zaczynam ci� lubi�. A przecie� walczymy na �mier� i �ycie.
Kilrathi wy��czy� si� i odlecia� gdzie� w przestworza. Blair zawr�ci�, �eby
pom�c Maniackowi. Same jego przybycie wystarczy�o, aby sp�oszy� ostatniego
my�liwca.
- Nie spieszy�e� si�! - rzuci� w�ciekle Marshall.
- To by� Bhurak!
- A ich o�miu! Bez pojedynk�w, bohaterze!
- Wola�by�, �eby tobie przypali� dup�? Trzeba by�o jeszcze bardziej szar�owa�!
- Ha, za to mam ich czterech - twarz Maniacka migota�a w videofonie Intercomu.
- Ja trzech - odwarkn��. - I jednego uszkodzonego! M�dl si�, �eby to by�
koniec!
- Do kogo?
Nie odpowiedzia�.
* * *
- Albo, ch�opcze, masz takie cholerne szcz�cie - zacz�� Halcyon, osobi�cie
pofatygowawszy si� na pok�ad hangarowy. - Albo jeste� cholernie dobry. Mog�
wam powiedzie�, �e podczas waszego patrolowania uderzyli�my na wrogi
niszczyciel. Jest ju� przesz�o�ci�. No, zmiata� mi, m�odzie�y!
- Stary jest w strasznie dobrym humorze - zauwa�y� po chwili Dragon - Musia�o
si� im uda�.
- Za to nam si� prawie nie uda�o - odwarkn�� Maniac - Nie znasz zwyczaj�w, ale
zapami�taj sobie, �e najpierw wsp�praca, potem szale�stwo!
- Chyba nie zawsze o tym pami�tasz - powiedzia� ostro Blair.
- Christopher - zacz�� Maniac, z trudem panuj�c nad sob�. - Lubi� ci�, ale
ka�dy ma sw�j styl pracy.
- Postaram si� zapami�ta�...
W barze spotka� Huntera i Spirit. Ian, oczywi�cie, z cygarem, Mariko z gitar�.
- O, nasze asy! - krzykn�� St. John, przygl�daj�c si� uwa�nie ich mundurom. -
Halcyon nie m�wi� wam?
Spojrza� na niego pytaj�co.
- Bierzcie tego starego drania Taggarta i biegiem do Halcyona! - przybra�
surowy wyraz twarzy - Gamonie!
Paladin wychodzi� w�a�nie z koszar eskadry z dwoma pismami pod r�k� i pi�knym,
staro�wieckim pi�rem w drugim.
- Przodem! - krzykn�� na nich - Spirit, wstyd� si�! Taki �wietny pilot jak ty
- znowu jego g�os nie by� z�o�liwy. - A wy mo�ecie odk�ada� �o�d na dzisiejszy
wiecz�r! Shotglass, b�dziesz wisia�, je�li dzi� nie b�dzie czego� specjalnego!
- Ale - chcia� co� powiedzie� Todd.
- Przodem smarkaczu!
Spojrzeli na siebie pytaj�co i wyszli.
* * *
- Przepraszam panowie, �e o was zapomnia�em - powiedzia� Halcyon, bior�c pisma
od Paladina i co� na nich pisz�c. Obaj piloci stali wypr�eni jak struna,
Marshall i Blair. Halcyon od�o�y� pisma i podszed� do nich.
- Panowie, w zwi�zku z przekroczeniem przez was obu dziesi�ciu zestrzele�, jak
i doceniaj�c wasze zas�ugi, zw�aszcza ostatni� walk�, po konsultacji z
wiceadmira�em Tolwynem, mam honor awansowa� was na porucznik�w!
- Tajest, panie pu�kowniku - wypalili ch�rem.
- No ch�opcy, teraz dam wam kopa w g�r� - powiedzia� Paladin zak�adaj�c im
gwiazdki. - Za konfederacj� Terra�sk�!
- Za Ziemi�! - krzykn�� w przyp�ywie euforii Blair.
- Za Marsa! - zawt�rowa� mu Maniac.
* * *
Min�o kilka miesi�cy, podczas kt�rych nie narzeka� na brak zaj��. Na dobr�
spraw� codziennie by� w maszynie. Przez ten czas dorobi� si� nast�pnych
kilkunastu zestrzele�, dzi�ki czemu prze�cign�� Maniacka, Spirit i Knight.
Przyby�a jeszcze jedna gwiazdka na pagonach, sta� si� pe�noprawnym pilotem
Tiger's Claw. Mia� do�� znaczny udzia� w sukcesach lotniskowca, Paladin i
Hunter otaczali go odpowiednim nimbem s�awy, jak zreszt� ca�� swoj� eskadr�.
Przez to wszystko Purpurowa Eskadra by�a znana w ca�ej flocie, cho� znalaz�oby
si� wiele lepszych.
By� to ju� dziesi�ty rok s�u�by Terran Confederance's Ship Tiger's Claw we
flocie terra�skiej, a w sumie trzydziesty ca�ej wojny przeciw Kilrathim,
nieustaj�cego boju toczonego po ca�ej galaktyce. Przez ten czas pada�y kolejne
planety zamieszka�e przez ludzi, za ka�d� jedn� zdobyt� Konfederacja traci�a
dwie.
Teraz kolejna kampania w systemie Vega, wszystkie poprzednie zako�czy�y si�
ca�kowitymi pora�kami. Wiele okr�t�w ci�ko postrzelonych cudem wydostawa�o
si� skokiem teleportacyjnym poza sektor, jeszcze wi�cej zosta�o tu na zawsze.
Tiger's Claw by� pierwszym kt�ry utrzymywa� si� tak d�ugo, cho� wielu pilot�w
przypuszcza�o, �e to ich ostatnia kampania w tej wojnie, ��cznie z niejakim
Doomsday'em, podporucznikiem jednej z eskadr, wiecznym pesymist�.
Jedno w tej wojnie frapowa�o Blaira: Tiger's Claw zestrzeli� ju� ponad p�
tysi�ca wrogich maszyn w swojej historii, a mimo to nie posun�li si�
praktycznie o krok. Piloci pokroju Iceman'a mieli po czterdzie�ci zestrzele�,
a Kilrathi wci�� wysy�ali przeciw nim �wietnych pilot�w. Dopiero niedawno zda�
sobie spraw�, ile mia� racji m�wi�c o wojnie toczonej na sprz�t, nie na ludzi.
Sam wielki Iceman by� zestrzelony
przynajmniej sze�� razy, a nie poleg�, katapultuj�c si�. Tak samo by�o z
innymi. Gdyby por�wna� straty i zyski, pewnie okaza�oby si�, �e tak naprawd�
piloci lotniskowca zestrzelili niewiele wi�cej maszyn ni� sami stracili.
* * *
- Dragon, mo�esz l�dowa�!
Niezgrabnie posadzi� maszyn� na pok�adzie lotniskowca, zaci�y mu si� zamki
przy he�mie.
- Wygl�da na to, �e by�o troch� gor�co - powiedzia� mechanik pomagaj�c mu
wyj�� z maszyny.
- Musz� si� napi�.
W chwil� p�niej wyl�dowa� Paladin, kt�ry dzi� by� jego skrzyd�owym.
- Jezu Chryste, co za lot! - powiedzia� major Taggart.
Blair nie odpowiedzia�. W milczeniu dojechali a� do baru. Tam od razu poprosi�
o co� mocnego do picia. Shotglass popatrzy� na niego ze zdziwieniem, ale w
ko�cu wyci�gn�� spod lady butelk� w�dki i nala� mu do kieliszka. Blair wypi�
jednym haustem i poprosi� o nast�pny. I jeszcze o nast�pny.
- Do��! - Paladin stanowczo po�o�y� mu d�o� na ramieniu i odci�gn�� od baru. -
Siadaj!
Dragon pos�ucha�. Dopi� trzeci kieliszek i pocz�apa� do najbli�szego stolika.
Paladin rzuci� Shotglassowi monet� i usiad� obok Blaira.
- S�uchaj ch�opcze - zacz�� po chwili - takie rzeczy si� zdarzaj�. To bardzo
smutne, wstydem by�oby nie odczuwa� �alu, ale pami�taj, cholera, �e to jest
pieprzona wojna. Ona naprawd� nie jest pierwsza i nie b�dzie ostatnia. No,
pami�taj, �e ja te� straci�em �on� - poklepa� Dragona po ramieniu. - Chris,
nie b�d� bab�.
- Widzia�e�, co on zrobi�? - spyta� po chwili Blair.
- Kto?
- Bossman. Wycofa� si� i j� zostawi�!
- Dobrze wiesz, �e to nie by�o tak. I nie pr�buj wini� za to starego Kiena. On
te� czuje si� podle, inaczej nie z�o�y�bym wniosku o prze�o�enie raportu. To
do�wiadczony pilot, ale wierz mi, strata skrzyd�owego boli nawet najwi�kszych
as�w. Wycofywa� si�, bo taka by�a konieczno��. I kaza� to zrobi� Knight!
- Ale to ona zgin�a! M�g� j� os�ania�! - wzrok Blaira robi� si� coraz
bardziej m�tny.
- S�uchaj, Chris, a ty odda�by� �ycie za ka�dego pilota, z kt�rym latasz?
Blair d�ugo nie odpowiada�.
- Nie wiem - westchn�� w ko�cu.
- No, to bierz si� w gar�� i idziemy!
Paladin wsta� i ruszy� do drzwi, Dragon pod��y� za nim. Pojechali winda pi�tro
wy�ej i poszli wprost do kwatery Halcyona. Pu�kownik razem z Bossmanem czekali
ju� w �rodku.
- James, opowiadaj - westchn�� ci�ko Halcyon. Blair po raz pierwszy widzia�
na jego twarzy smutek. Taggart poczeka�, a� wszyscy usi�d� i zacz�� zdawa�
relacj�.
- Zgodnie z rozkazem lecieli�my w dwu grupach, ka�dy oddzielnie sprawdza�
swoje punkty nawigacyjne. Dopiero punkt trzeci mia� by� wsp�lny, tam te�
spodziewali�my si� silnie strze�onego konwoju przeciwnika. Szans� na to, �e
uda nam si� wszystkim dotrze� jednocze�nie, by�y niewielkie. Dlatego w�a�nie
Bossman z Knight przyby� wcze�niej, nie spotykaj�c w swoich punktach
nawigacyjnych �adnego przeciwnika. Ja z Deathknghtem spotkali�my jeden klucz
Krant�w, w liczbie trzy. Dwa z nich zestrzelili�my, jeden uciek�. Gdy
dotarli�my do konwoju, Knight z Bossmanem ju� walczyli, �ci�gn�li na siebie
ca�� eskort�, sze�� Krant�w. My z Dragonem, wykorzystuj�c sytuacj�,
rozprawili�my si� z tran