6414

Szczegóły
Tytuł 6414
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6414 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Blizi�ski ROZBITKI KOMEDIA W CZTERECH AKTACH Mojej �onie w upominku OSOBY SZAMBELANIC CZARNOSKALSKI SZAMBELANICOWA MAURYCY, ich dziecko GABRIELA, jak wy�ej DZIE�DZIERZY�SKI POLA, jego c�rka W�ADYS�AW CZARNOSKALSKI KOTWICZ-DAHLBERG CZARNOSKALSKI JAN STRASZ �ECHCI�SKA ZUZIA MICHA�EK, strzelec Dzie�dzierzy�skiego LOKAJ szambelanica PIERWSZY, ch�opiec z cukierni DRUGI, jak wy�ej Rzecz dzieje si� na wsi w maj�tku Czarnoskalskich z wyj�tkiem aktu trzeciego, kt�ry odbywa si� w Warszawie. AKT PIERWSZY Polanka w lesie. Z lewej w g��bi domek le�niczego, z prawej na przodzie �awka pod drzewem. Strona prawa i lewa rozumie si� od publiczno�ci. SCENA I ZUZIA, MICHA�EK stoj� przed drzwiami domku, Micha�ek pije z dzbanka. MICHA�EK ( oddawszy dzbanek) No, B�g zap�a�, to i dziad wi�cej nie powie. ( otar�szy usta) A teraz do widzenia. ZUZIA Gdzie� si� tak spieszysz? MICHA�EK Musz� i��, bo stary si� tam skr�ci beze mnie� ( s�ycha� z dala par� chrapliwych zad�� tr�bki) O! S�yszysz? Rozumiesz ty to? To si� znaczy, �e mieli�my si� str�bi�. Ale nie my�l, �eby to by�o takie str�bienie, jak na przyk�ad arakiem� bro� Bo�e! To si� znaczy, �e on tr�bi na mnie i powiada: ( na�laduj�c tr�bk�) Miszel, chod� sam tu! A ja mu powinienem odtr�bi�: ( tak samo) Id�, id�, id�! ( dobywa z torby fajeczk� i nak�ada) ZUZIA To id��e ju� sobie, kiedy ci tak pilno� ( odnosi dzbanek i wraca po chwili z koszykiem) MICHA�EK ( kt�ry przez ten czas zapali� fajeczk�) A ty dok�d z tym koszykiem? ZUZIA Na rydze. Ty sobie, ja sobie. MICHA�EK Hola, czekaj no� Nie wiem, czy to dla ciebie bezpiecznie. ZUZIA A to dlaczego? MICHA�EK Dlatego, �e ja tu dopiero co spotka�em kogo�. ZUZIA C� dziwnego? Wszak�e dzi� poluj�. MICHA�EK Poluj�� poluj�� Ja wiem! Ten te� poluje, ale mnie si� to polowanie nie bardzo podoba. ZUZIA O, nie ple�. MICHA�EK Widzisz, zrozumia�a� mnie, bo� raki spiek�a. ZUZIA Co ci si� �ni? Nawet nie wiem o kim m�wisz. MICHA�EK Nie wiesz? Doprawdy? ( patrz�c jej w oczy) A wasz panicz, pan Maurycy? H�? Spojrzyj mi w oczy� ( wskazuje palcem) He, he, he� A widzisz! ZUZIA No to c�, �e czasem do nas zajrzy? Przecie moja nieboszczka matka go wypiastowa�a. MICHA�EK Hm! Wiem, wiem� ale s�uchaj no, ju� kiedy tak, to �eby przynajmniej zna� si� na rzeczy i pami�ta� o tobie� to by by�o p� biedy. ZUZIA Jak to? MICHA�EK Ano �eby by�o przecie czym zacz��, jak si� pobierzemy. ZUZIA Hm, to� ty taki? Nie chodzi ci o mnie, tylko o pieni�dze? MICHA�EK Ka�demu o to powinno chodzi�. Nie my�l, �ebym ja ci� mia� namawia� na jakie z�e rzeczy, bo� to przecie by�oby na moj� sk�r� ale widzisz, kto ma rozum, to drze �yka, kiedy si� da. ZUZIA Ej, �eby� czasem nie �a�owa�, je�eli to m�wisz naprawd�. MICHA�EK ( na stronie) Udaje, �e si� gniewa, ale dobrze, �e jej powiedzia�em: niech wiedz�, �em ja nie �lepy� mo�e cz�owiekowi co z tego kapnie� ( s�ycha� tr�bk�; g�o�no) Masz! Znowu tr�bi� trza lecie� Dowidzenia. ( odchodzi na prawo) SCENA II ZUZIA, po chwili KOTWICZ, p�niej �ECHCI�SKA. ZUZIA ( sama; po chwili zastanowienia) A to!� Czy on naprawd� m�wi, czy tylko tak, �eby si� czego dowiedzie� Co by mi nawet przez my�l nie przesz�o, to on mnie sam uczy� ( po chwili) Niech on jeno sobie z tego �arcik�w nie robi, bo jeszcze kiedy mu to na z�e wyjdzie� ( wchodzi na chwil� do domku) KOTWICZ ( wchodzi z prawej strony, rozgl�daj�c si�) Tu jest, tu go nie ma� �e te� ja ich nie mog� zdyba� razem, a wiem, �e myszkuje. Sekreta przede mn�� co mu si� sta�o?� Bardzo bym chcia� mie� czarne na bia�ym. ( spostrzeg�szy Zuzi�, kt�ra wysz�a zarzucaj�c chusteczk� na g�ow�) O, jest jedno� pewno i drugie niedaleko, �pod um�wionym jaworem�� ( zast�puj�c jej) Gdzie� to rybcia idzie? H�? ZUZIA Na spacer. KOTWICZ Ale fe! Tak na pojedynk� czy ma si� z kim zej��? ZUZIA Co panu po tej ciekawo�ci? KOTWICZ ( gro��c �artobliwie) Rybciu! ( zatrzymuje j�) Musz� si� dowiedzie�. ZUZIA ( wydar�szy mu si�) O, tyle! ( pokazuje mu fig� i wybiega) KOTWICZ Ta figa daje bardzo wiele do my�lenia. �ECHCI�SKA ( kt�ra wesz�a przed chwil�) Cha! cha! cha! KOTWICZ ( na stronie) A ta tu co robi? �ECHCI�SKA Pan hrabia! Cha! cha! cha! Nie w kniei, tylko na le�nicz�wce� A to �adnie, s�owo daj� zamiast strzela� sarny w lesie, to si� tu kr�ci ko�o sarny na dw�ch n�kach. KOTWICZ Co kr�ci, kr�ci� Nie wiedzie� co! �ECHCI�SKA Jak to, nie widzia�am na w�asne oczy? Zaraz wszystkim opowiem� Komu to tu �wiat durzy�, jak matk� kocham!� Okropno��! KOTWICZ Ale daj� s�owo honoru. �ECHCI�SKA A! Wi�c hrabia chyba komu innemu robi� interesa� To ju� pr�dzej ujdzie� ( na stronie) No, jestem w domu. KOTWICZ ( chodz�c, kwa�no) Teraz mnie faktorem robi�. �ECHCI�SKA Tego nie powiedzia�am� ( do ch�opca, kt�ry wnosi dwa spore koszyki i nie wie, co z nimi robi�) No, czego� tu stoisz, zanie� do izby� ( do Kotwicza) �niadanie dla my�liwych� ( poufnie) ale to tylko dyplomacja, bo inaczej nie mia�abym z czym si� zam�wi�. KOTWICZ Po co? �ECHCI�SKA Po co? Nikt by nie zgad�� Oto po prostu po to, �eby pilnowa� hrabiego. KOTWICZ Mnie? �ECHCI�SKA Nie inaczej, jak matk� kocham� bo hrabia taki ci�ki do wszystkiego, �e niech B�g broni� mo�e ju� i zapomnia�, �e pani sobie �yczy�a, aby po polowaniu przyjechali wszyscy do pa�acu na obiad. KOTWICZ No tak, wspomina�a mi kuzynka. Wi�c c�? �ECHCI�SKA A Strasz jest? KOTWICZ Jaka stra�? �ECHCI�SKA O! Ju� koncepta� Strasz, ten m�ody, co si� to teraz sprowadzi� do Zagrajewic, bo to o niego przede wszystkim chodzi. KOTWICZ Ale fe! C� to nowego si� �wi�ci? �ECHCI�SKA Najprz�d, czy jest? No je�eli go nie masz, to to wszystko niepotrzebne. KOTWICZ Ale jest, jest, i to nawet mnie zdziwi�o� sk�d si� wzi�� nie proszony? Nikt go nie zna. �ECHCI�SKA ( tajemniczo) W�a�nie, �e proszony. KOTWICZ Przez kogo? �ECHCI�SKA Wystaw sobie hrabia, to ca�a historia. Pani na bilecie wizytowym m�a napisa�a par� s��w o��wkiem i postara�y�my si�, �e mu zaniesiono dzi� raniutko, niby to z polowania. KOTWICZ Ale fe! �ECHCI�SKA Jak matk� kocham! I jak�e on wygl�da? Przyzwoicie? KOTWICZ Fagas� za kamerdynera bym go nie przyj��. �ECHCI�SKA E, hrabiego to nie ma si� co pyta�, bo taki arystokrata, jak nie wiem co. KOTWICZ Szewcem, dzi�ki Bogu, si� nie urodzi�em. �ECHCI�SKA Co tam, jaki jest, taki jest, dosy�, �e ma pieni�chy. KOTWICZ I grube, ani s�owa! Po prostu milioner. ( po chwili, z gorycz�) Dosta�o si� w �adne r�ce� m�j Bo�e! Zagrajewice, taka pa�ska rezydencja� gniazdo Zagrajewskich� To by� dom, jakich dzi� ju� nie ma� Jake�my si� tam bawili! Go�cie prawie nie wyje�d�ali� szampan la� si� strumieniami� �ECHCI�SKA ( z admiracj�) Jak matk� kocham, to by�y czasy! KOTWICZ Zwykle po takich bachandriach zje�d�ano do mnie na barszczyk, z kt�rego s�yn�� m�j kucharz. Prawda, �e te barszczyki kosztowa�y mi� tyle, �e �ajdak Wucherstein zlicytowa� mi B�bn�wk� i zabra� jak swoj�. �ECHCI�SKA A, to tak?� Ale hrabia mia� jeszcze i drug� jak�� wiosk�. KOTWICZ Lipowiec? Mam tu po nim pami�tk� ( otwiera cienki pugilaresik, do kt�rego �echci�ska ciekawie zagl�da) Przegra�em go na t� sam� dw�jk� pikow�. �ECHCI�SKA Jezus!� No i c�? KOTWICZ Ano nic� odda�em w dwadzie�cia cztery godzin� d�ug honorowy, trudno! ( po chwili) No, ale si� przynajmniej �y�o i u�y�o po pa�sku� A teraz? Pierwszy lepszy cham, prosty wyrobnik jaki� spod p�otu� chodzi zasmolony, przy fartuchu� b�dzie kamienie t�uk� przy drodze� p�niej: jest! Wyp�ywa na wierzch� krezus!� I niech�e taki potrafi dom prowadzi�!� �ECHCI�SKA Chyba �e go panowie naucz�� bo to tak wszystko idzie w k�ko� o! ( pokazuje palcem) Taki tam jaki�, skoro si� dochrapie grosza, to nie ma spokoju, p�ki si� nie wprosi do koligacji z jakim prawdziwie pa�skim domem, i te miliony znowu wracaj� tam, sk�d je wyci�ni�to. KOTWICZ �eby to! �ECHCI�SKA Niech m�wi�, co chc�, pan panem zawsze b�dzie. Na przyk�ad hrabia straci� taki maj�tek, ale jak by�, tak jest hrabi�, a to jest kapita�, i jaki! Niejedna maj�tna osoba na wydaniu ch�tnie by odda�a wszystko, �eby by� hrabin�. Ja sama powiadam, �e gdybym tak wygra�a wielki los na loterii albo gdyby mi dopisa�y jedne du�e pieni�dze � co jeszcze sekret � toby si� hrabia musia� zaraz �eni� ze mn�, jak matk� kocham! KOTWICZ Ale fe! Tak zaraz? Na poczekaniu? �ECHCI�SKA By�abym hrabin�� ( do siebie) Jezus! Dopiero bym nos zadziera�a! Ciekawa rzecz, jak� min� zrobi�aby na to stara szambelanowa. ( do Kotwicza, z przymileniem) O�eni�by si� hrabia ze mn�, gdybym mia�a pieni�dze? Co? KOTWICZ ( po chwili, przyjrzawszy jej si�, p� �artem) Chyba bardzo grube. �ECHCI�SKA A co! Jeszcze by grymasi�, jak matk� kocham� nie powiedzia�am? Zaraz chce si� kroci�w� Dobre i co�� zawsze by�by sw�j k�t, c� by przysz�o robi�, gdyby zabrak�o cudzych? Przecie hrabiemu nie wypada si� zaprz�ga� do pod�ej pracy jak jakiemu pierwszemu lepszemu. To tak jak gdyby na przyk�ad naszemu pa�stwu kaza� by� czym� Jezus! Taka wielka familia, od ksi���t, hrabi�w, nawet od kr�l�w podobno� Czy to prawda, �e Czarnoskalscy pochodz� od kr�l�w? KOTWICZ ( z niechcenia) W�a�ciwie to tylko ta linia, do kt�rej ja si� licz�, hrabiowska, Dahlberg�w, jest skuzynowan� przez Stuart�w z wi�ksz� cz�ci� dom�w panuj�cych� a m�odsza, z kt�rej pochodzi szambelanic� ph� niby przez Poniatowskich� ale� w ka�dym to ju� tylko� dobra szlachta� wi�cej nic� �ECHCI�SKA No, to i to nie bagatela! Poniatowscy� i niech�eby im przysz�o co robi�, pracowa� na �ycie, Jezus! Oni tak przyzwyczajeni do pa�stwa, do wszelkich wyg�d, czy�by to mogli przenie��? Chocia� nasza pani to �wi�ta, anielska kobieta! Pe�na rezygnacji, a co za matka! Nie ma ofiary, kt�rej by nie by�a gotow� zrobi� dla dzieci� Bo czy� to nie prawdziwa ofiara pozwoli� panu Maurycemu �eni� si� z c�rk� takiego Dzie�dzierzy�skiego? Sk�d�e to wysz�o? Jaki� kupiec! KOTWICZ ( z gor�k� ironi�) Tak�e milioner� ( po chwili, z niechcenia) Te pieni�dze, o kt�rych pani �echci�ska wspomnia�a, to pewno po referendarzu? �ECHCI�SKA By� mo�e� nie wiem. KOTWICZ ( machn�wszy r�k�) Na ksi�ycu. �ECHCI�SKA O, bardzo przepraszam, nie na ksi�ycu!� Ach, gdyby by� referendarz jeszcze troch� po�y�, inaczej bym �piewa�a� By�by si� o�eni� ze mn�, jak amen w pacierzu� ale i tak mi zapisa�. Zapieraj� mi, szachruj�, przekupuj� w s�dach, ale wydob�d�! Wydob�d�! Cho�by mi przysz�o nie wiem co!� KOTWICZ I du�o to tego? �ECHCI�SKA Poka�e si� w swoim czasie� Ach, jaki hrabia ciekawy� ( na stronie) Jezus! �ebym ja go te� z�apa�a. ( g�o�no) Ale my tu gadu gadu, a nic o interesie. Niech�e hrabia si� postara tego Strasza sprowadzi� dzi� do nas koniecznie� Trzeba to zrobi� dla pani� KOTWICZ ( z godno�ci�) Dlaczego� kuzynka nie raczy�a wtajemniczy� mnie w powody? �ECHCI�SKA Dlaczego, dlaczego� [kiedy hrabiemu to trzeba by zaraz tak o� ( wystawia j�zyk i pokazuje palcem urzni�cie) KOTWICZ Doprawdy! Nie zas�uguj� na zaufanie? Wi�c dajcie� mi pok�j! �ECHCI�SKA Ale za pozwoleniem� swoj� drog� sama powiedzia�am pani� to tak jak mnie hrabia �yw� widzi, �e tu bez hrabiego si� nie obejdzie, jak matk� kocham� Kt� by to zrobi�? Ciekawam� na samego pana nie ma co rachowa�. KOTWICZ Jeszcze czego! Stary pedant. �ECHCI�SKA M�ody tak�e nie do tego. KOTWICZ Wi�c? �ECHCI�SKA] Wszystko opowiem szczeg�owo, tylko siadajmy, bo mi nogi �cierp�y� ( siadaj� na �aweczce po prawej) Ot�, widzi hrabia, rzecz si� ma tak� ( tu� za nimi pada strza�; �echci�ska z wielkim krzykiem rzuca si� Kotwiczowi na szyj�; on podobnie�, drgn�wszy, chwyta j� w p�) Jezus! Jak�em si� przel�k�a� ( spuszczaj�c oczy i odejmuj�c r�ce) Przepraszam hrabiego� nie wiedzia�am, co si� ze mn� dzieje� KOTWICZ ( nie puszczaj�c jej) Ale fe! Taka nieostrzelana?� ( na stronie) One jednak wszystkie maj� w sobie co�, te kobiety� ( pada drugi strza� i zaraz po nim �miech; oboje z krzykiem padaj� sobie w obj�cia) �ECHCI�SKA ( zrywaj�c si�) Ach, dlaboga! Oni nas jeszcze postrzel�, jak matk� kocham� uciekajmy st�d� znajd�my sobie jaki k�cik spokojny do pogadania. KOTWICZ Jest racja� p�jd�my do k�tka� ( wychodz� spiesznie w g��b ku prawej stronie) SCENA III MAURYCY, W�ADYS�AW, DZIE�DZIERZY�SKI, potem MICHA�EK. DZIE�DZIERZY�SKI ( w eleganckim stroju my�liwskim z wszystkimi przyborami, przy kordelasie, ale mina mieszcza�ska; wyrazy cudzoziemskie wymawia mocno polskim ak- centem) Tak si� strzela, moi panowie� ca�y nab�j w centrum! ( do W�adys�awa, wskazuj�c na Maurycego, kt�ry na boku zwija papieros) V o y e z v o u s, q u e l n e z� jak mi si� nos wyci�gn��� nie strawi tego mojego triumfu� ale bo te� to by� strza� kapitalny. ( na stronie) Sk�d mi si� wzi��, ani wiem� ( g�o�no) No c�, nic nie m�wisz? W�ADYS�AW Zdziwienie odebra�o mi mow�. DZIE�DZIERZY�SKI Aha! Zdziwienie� Widzisz! Nie spodziewa�e� si�? W�ADYS�AW Ale bo papka tak sobie pachy strzeli�. DZIE�DZIERZY�SKI ( dotkni�ty) C o m m e n t? Jak to, spod pachy? Co gadasz! Czy my�lisz, �e nie wiem, jak trzyma� strzelb�? Ja, my�liwy!� Spod pachy! W�ADYS�AW Prosz�! Papka my�liwy, a nie zna my�liwskiego wyra�enia� Spod pachy � to jest z niechcenia, nie mierz�c, tak sobie, o!� ( pokazuje, podrzucaj�c strzelb� luf� ku niemu) DZIE�DZIERZY�SKI ( przechodz�c na drug� stron�) S a v e z � v o u s q u o i, c�e s t b o n! ( �miej�c si�) Z�apa�e� mnie za s��wko� no! Patrzcie�! Przecie� znam doskonale� Istotnie prawie nie mierzy�em, j e n�a i p a s m e s u r �, m a p a r o l e� tak sobie, paf!� To ju� z natury, znajcie prawowiernego szlachcica, kt�rego nie macie �adnej racji prze�ladowa� o mieszcza�skie nawyknienia, jak sobie pozwalacie. W�ADYS�AW Papko, �arty� DZIE�DZIERZY�SKI Je�eli burze krajowe jednego z moich przodk�w wyp�dzi�y do miasta, gdzie wzi�� si� do kupiectwa� c o m m e c e l a� z nud�w� p o u r l e p a s s e z � t e m p s, to mimo to nie przestali�my by� szlacht� ��czyck�, piskorzami z dziada pradziada� Dzie�dzierzy�scy de Kurzy-jama� We� herbarz! W�ADYS�AW Wi�c istotnie dlatego papka trafi� w centrum? DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? A dlaczego�? Dobra krew przem�wi�a, i kwita. W�ADYS�AW Fe! Kt� dzi� wierzy w takie przes�dy! DZIE�DZIERZY�SKI M�j panie W�adys�awie� jak mo�na odzywa� si� w ten spos�b, c o m m e n t p e u t � o n? To �wi�tokradztwo! ( uroczy�cie) S� rzeczy sakramentalne, kt�rych lekcewa�y� nie wolno� Kpijcie sobie, ile wam si� podoba, z maj�tku, bo tego lada dure� mo�e si� dorobi�; ale to, co mamy po antenatach, imi�, stanowisko, n o b l e s s e o b l i g e, kt�rego za pieni�dze nie kupi, powinni�my czci� jak �wi�to�� Panie Maurycy, nieprawda�? Poprzej mnie� MAURYCY Ale czy pan go nie zna?� Kontent, gdy mo�e dowcipkowa�. DZIE�DZIERZY�SKI Masz racj�, z nim nie ma szansy. W�ADYS�AW Ale bo papka jest p l u s p a p e q u e l e p a p e. DZIE�DZIERZY�SKI S a v e z � v o u s q u o i, c�e s t b o n!� Papka p l u s p a p e q u e l e p a p e� cha, cha, cha� To jest niby innymi s�owy, �e� ( na stronie) Co to w�a�ciwie mo�e by�? ( tu� za scen� s�ycha� par� zad�� tr�bki) A, m�j Miszel!� ( bierze tr�bk� i dmie w ni�, wydobywaj�c tylko chrapliwe tony. Za pierwszym zad�ciem Micha�ek wchodzi i staje tu� przy nim) C� u diab�a! Czy t� tr�bk� kto zaczarowa�? ( do Micha�ka) Gdzie�e� ty si� chowa�? Tr�bi�em, a� mnie p�uca bol�. MICHA�EK S�ysza�em, ale nie mog�em odtr�bi�, bo upatrzy�em kota i nie chcia�em go p�oszy�. DZIE�DZIERZY�SKI Aha! MICHA�EK Zaprowadz� ja�nie pana prosto do kotliny, ja�nie pan b�dzie mia� satysfakcj�. DZIE�DZIERZY�SKI B o n! ( na stronie) P l u s p a p e q u e l e p a p e� musz� si� spyta� Poli, co to znaczy. ( g�o�no) Ale on ucieknie tymczasem. MICHA�EK ( ciszej) Nie ucieknie, bo ju� ze dwie godziny, jakem go zastrzeli�� le�y pod sosn�. DZIE�DZIERZY�SKI Cicho! ( �ciska mu rami�) Masz u mnie rubla, tylko tak zr�b, �eby si� nikt nie domy�li�. ( g�o�no) J e v o u s d i s, m�j Miszel to per�a mi�dzy strzelcami� Nieraz jem sobie �niadanie, a on przychodzi i powiada: - Ja�nie panie, upatrzy�em w kotlinie zaj�ca. � B o n! Gdzie? � Przy borsuczych do�ach. � Nawiasem m�wi�c, p� mili drogi� u n j o l i m o r c e a u� Zaprz�ga�! Jedziemy� prowadzi mnie, ustawia w dobrym miejscu, a sam idzie prosto na kota� wystrasza go, kot pomyka� kiedy sadzi w najlepsze, ja paf, paf!� W�ADYS�AW Kot sadzi jeszcze lepiej. DZIE�DZIERZY�SKI ( zbity z tonu) A to jakim sposobem? W�ADYS�AW No, ze strachu, c� dziwnego? DZIE�DZIERZY�SKI Ale nie ma czasu, bo go trafiam� Kozio�kuje w miejscu i� f i n i t a l a c o m e d i a. W�ADYS�AW Dramat chyba. DZIE�DZIERZY�SKI No, dla niego dramat, to prawda� ale dla mnie� W�ADYS�AW Czy to papce robi przyjemno��? DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? To nie ma robi� przyjemno�ci? W�ADYS�AW Ciekaw jestem, jak�� ( patetycznie) �e biedne zaj�czysko, kt�re nikomu nic nie zawini�o, pora�one z pa�skiej r�ki, skrzeczy g�osem kraj�cym serce? To ma by� przyjemno��? Winszuj�. DZIE�DZIERZY�SKI ( patrz�c na Micha�ka) Skrzeczy? W�ADYS�AW Czy papka t� krwio�erczo�� odziedziczy� w spadku po przodkach? DZIE�DZIERZY�SKI ( na stronie) Ju�ci�, �e to nie musi sprawia� mi�ej sensacji. MICHA�EK Ja�nie panie, je�eli mamy i��, to si� spieszmy, bo kot mo�e nie dosiedzie�. DZIE�DZIERZY�SKI ( po chwili wahania) A dobrze� go zabi�? MICHA�EK Ani zipn��. DZIE�DZIERZY�SKI R�czysz, �e nie b�dzie skrzecza�? MICHA�EK Chyba na ro�nie. DZIE�DZIERZY�SKI ( z fantazj� do W�adys�awa) M�w sobie, co chcesz, jak si� ma ju� �y�k�, to si� ma� nie wyprujesz jej. ( do Micha�ka) No, id� naprz�d, a l l o n s� ( do siebie) P l u s k a p� k l u p a k� jak�e tam? A! P l u s p a p a q u e l e p a p a. ( wychodz� na prawo. Dzie�dzierzy�ski odwodzi kurki u strzelby i trzyma j� w pogotowiu do strza�u) SCENA IV MAURYCY, W�ADYS�AW. MAURYCY M�j drogi, przesta� te� raz tej zabawki niegodnej ciebie. Nie rozumiem, co za przyjemno�� bra� na fundusz cz�owieka, kt�ry nawet nie potrafi si� broni�. W�ADYS�AW ( �miej�c si�) To tak tylko w k�ku familijnym� Za to poza oczy zawsze trzymam jego stron�, szanuj�c w nim, b�d� co b�d�, zacny charakter. MAURYCY Tw�j humor dra�ni mnie. W�ADYS�AW Dlaczego? MAURYCY Dlatego �e ja go mie� nie mog�! W�ADYS�AW A to egoizm! MAURYCY Ty� kontent ze wszystkiego, pocz�wszy od siebie, gdy ja nieraz mia�bym doprawdy ochot� w �eb sobie paln��. W�ADYS�AW Tak kiedy wolnym czasem, w braku innej rozrywki? MAURYCY Zar�czam ci, �e nie �artuj� bywaj� chwile, �eby mnie to nic a nic nie kosztowa�o� Te kajdany, bez kt�rych kroku zrobi� nie mog�, zanadto mi ju� ci꿹. W�ADYS�AW Jakie kajdany? Chyba ukute w twojej wyobra�ni? MAURYCY Zazdroszcz� ci, �e� si� od nich wyzwoli�� Jedna krew w nas p�ynie, a jak�e�my daleko od siebie! Te wszystkie wzgl�dy, kt�re mnie kr�puj�, dla ciebie nie istniej�. Najswobodniejszy w �wiecie, w swoim dworku pod s�omian� strzech� dorabia si�, orze, sieje, ujada si� z parobkami� i szcz�liwy! Ach, gdybym ja tak m�g�! W�ADYS�AW Przypominasz mi tego w�a�ciciela pensjonatu, kt�ry zajadaj�c przy uczniach kap�ona zazdro�ci� im kaszki na wodzie i kartofli w mundurach, m�wi�c: � Ach, jakbym ja to jad�! � To tylko ob�uda, m�j bracie, bo gdyby� chcia�, toby� i m�g�. MAURYCY [Daj�e mi spos�b. W�ADYS�AW Bardzo prosty: powiedz sobie raz, ale to tak na serio, �e jeste� zwyk�ym �miertelnikiem, ani mniej, ani wi�cej, tylko takim samym jak tysi�ce innych ludzi, kt�rzy zarabiaj� na chleb w pocie czo�a. MAURYCY ( ironicznie) I to ju� wszystko? W�ADYS�AW Dodaj jeszcze, �e cz�owiek z urodzeniem nie jest bydl�tkiem uwi�zanym przy ��obie, do kt�rego opatrzno�� powinna sypa� go�y owies, bo to jest rola opas�w, przeznaczonych wy��cznie na rze�� a kto ma pretensj� �y� nie zawadzaj�c na �wiecie, musi si� troch� potrudzi� taka regu�a, i �wi�ty Bo�e nie pomo�e! Pod tym wzgl�dem dola ludzi i bydl�t zupe�nie jednaka. MAURYCY Bardzo �adnie� wi�c z tego sens moralny, �eby schowa� do kieszeni wszystkie pretensje wyssane z mlekiem, ugruntowane przez na��g, wyrzec si� ich publicznie i] za twoim przyk�adem zakasawszy r�kawy chwyci� za p�ug, nieprawda�? W�ADYS�AW Czyby� nie mia� do tego si�y? MAURYCY Mia�bym, gdybym by� sam jeden jak ty� Zapominasz, �e mam rodzic�w. W�ADYS�AW Tym silniejsza pobudka. MAURYCY Zatem pod�ug ciebie mam ich sk�oni�, aby sprzedali maj�tek, posp�acali d�ugi i za te resztki, kt�re by nam pozosta�y, kupili par� w��k gruntu z cha�upk� pod lasem, w romantycznym po�o�eniu, w kt�rej by�my osiedli wszyscy razem i rozpocz�li sielankowy �ywot dorabiaj�c si� na nowo?� Cha! cha! cha! czy�by oni w tych warunkach wy�yli? W�ADYS�AW A, m�j drogi, ju� na to nie mam co powiedzie�. MAURYCY Dla nich ca�� nadziej� jestem ja! Wychowali mnie na filar upadaj�cego domu. W�ADYS�AW ( na stronie) Pi�kny filar! MAURYCY Przej�ci wiar�, �e �wietna przysz�o�� nale�y nam si� z prawa urodzenia, wpajali j� we mnie, ko�ysali bajeczk� o ksi�niczce z diamentami, kt�ra sp�ynie z ob�ok�w i odda mi swoj� r�k� W�ADYS�AW ( ironicznie) Aha! Tymczasem zamiast ksi�niczki� MAURYCY To mnie dobija! W�ADYS�AW Wi�c kupc�wna ci nie w smak? MAURYCY ( unosz�c si�) �e te� ty z naj�wi�tszych rzeczy musisz drwi�! W�ADYS�AW Nie wiedzia�em, �e przes�dy kastowe s� tak� �wi�to�ci�� Bij� si� w piersi. MAURYCY ( jak wy�ej) Cz�owieku! czy ty nie widzisz, co mnie n�ka?� Oto rola moja upokarzaj�ca w tym ca�ym stosunku. Wstydz� si� jej, a nie mam na to rady. Je�eli mi odda r�k�, to wbrew swojej woli, bo wp�ywaj� na ni�� ju� nie m�wi� kto inny, ale w�asny ojciec, zachwycony widokiem koligacji z nami. W�ADYS�AW A ty? MAURYCY ( po chwili) Czy� tu o mnie chodzi? W�ADYS�AW Ale powiedz�e mi tak otwarcie� jeste� got�w do tej ofiary? MAURYCY Ofiary! Wiem, �e niejeden tak to nazwie. W�ADYS�AW Wi�c tak nie jest? ( Maurycy milczy) Masz dobr� i nieprzymuszon� wol�? Nie zra�aj� ci� te malutkie wzgl�dy i wzgl�dziki, na kt�re nasz �wiatek tak lubi kr�ci� nosem? MAURYCY ( z zapa�em) To jest anio�! W�ADYS�AW ( zdziwiony) Ba! Tak�e mi gadaj� ( po chwili) Jak si� to mo�na omyli�! Ja by�em pewny, �e ty si� przymuszasz dogadzaj�c woli rodzic�w� co wi�ksza, ( ciszej) by�bym przysi�g�, �e ta ma�a Zuzia naprawd� ci� przywi�za�a do siebie. MAURYCY ( rozdra�niony) Czy i ty zaczynasz si� ju� bawi� w babskie plotki? W�ADYS�AW Je�eli dosz�o co� do mnie, r�cz� ci, �e mimo ch�ci. MAURYCY ( gwa�townie) I wierzy�e� temu? ( �miej�c si�, z przymusem) Dziewczyna prosta, ograniczona� co za my�l, �eby zabawk� bez konsekwencji� W�ADYS�AW Jak to bez konsekwencji? Pozw�l, �e to ju� wyrafinowany egoizm� MAURYCY ( niecierpliwie) Ale nie masz najmniejszej racji do moralizowania, bo to wszystko, co mo�esz powiedzie�, ja sobie ju� dawno powiedzia�em! Je�eli kiedy� by�y z mojej strony jakie zamiary niekoniecznie godziwe, to ich �a�uj�. W�ADYS�AW Ba! MAURYCY Nie posun��em si� tak daleko, �eby mi nie wolno by�o si� cofn��. W�ADYS�AW No chyba� MAURYCY I daj� ci s�owo, �e dzi� ju� z tego wszystkiego nie ma nic. W�ADYS�AW S�owo honoru? MAURYCY S�owo honoru� nic a nic! Czy� mo�esz przypuszcza�, �ebym ja teraz jeszcze dawa� powody do plotek? W�ADYS�AW ( po chwili) Skoro tak, gdy kochasz Pol�, wi�c o c� ci chodzi? MAURYCY ( z ogniem) O ni�! O ni�!� O jej wzajemno��, szacunek, o pewno��, �e mn� nie pogardza. W�ADYS�AW Pierwsze jest wszystkim. Najwi�ksz� pewno�� b�dziesz mia�, gdy j� rozkochasz. MAURYCY Z tob� nie mo�na m�wi� powa�nie. W�ADYS�AW To jedyny �rodek� Zreszt�, czy� to tak trudno? M�j drogi, �eby ci� przekona�, got�w jestem zrobi� ci wyznanie� o kt�rym dawno ju� my�la�em, ale� jako�� nie przysz�o do tego. C� powiesz na to, �e ja, kt�rego zasady znasz, nie wiedz�c jak i kiedy, doprowadzony zosta�em do tej ostateczno�ci, �e si� zakocha�em po uszy, i robi� krok, kt�ry zimny rozum mo�e pot�pi�. MAURYCY E! W�ADYS�AW Nie wierzysz? Wi�c pos�uchaj!� Postawi�em sobie by� za prawid�o ignorowa� kobiet�, o ile nie przedstawia�a widok�w odpowiednich moim celom. I udawa�o mi si� to przez czas jaki�. Najokrzycza�sza pi�kno��, skoro nie znajdowa�a si� w warunkach dost�pnych, robi�a na mnie wra�enie tylko pi�knego pos�gu. Ta uwaga, �e ona nie dla mnie, by�a ok�adem z lodu, kt�ry mnie zabezpiecza� najdoskonalej� Tymczasem znalaz�a si� osoba, i notabene osoba znaj�ca m�j spos�b my�lenia, kt�ra uwzi�a si� zburzy� ca�y ten gmach m�drych postanowie�, z tak� troskliwo�ci� wzniesiony� i dokaza�a swego. Ale ty mnie nie s�uchasz i nie ciekawy� nawet dowiedzie� si�, kto jest ta czarodziejka. Ot� odkryj� ci tajemnic�, bo i tak wkr�tce dowiedzia�by� si� Jest to� twoja siostra! MAURYCY ( bardzo zdziwiony) Gabriela! W�ADYS�AW Wszak niespodzianka? Chowali�my si� niemal razem od dzieci�stwa, przez tyle lat patrza�em na ni� jak na prze�liczn� kuzyneczk�, z kt�rej wdzi�k�w by�em dumnym, ale pomy�le� o czym wi�cej ani mi w g�owie nie powsta�o, bo to by�bym nazwa� po prostu zawi�zaniem losu nam obojgu. Wszystko to trwa�o dop�ty, dop�kim si� nie przekona�, �e opiera� si� d�u�ej magnetycznej sile, jak� posiada spojrzenie kobiety, niespos�b; pod jej wp�ywem moje serce zamieni�o si� w wulkan. MAURYCY Ty � wulkan?! W�ADYS�AW Jak ci� kocham, przeobrazi�a si� ca�a moja natura. Wi�c widzisz, dlaczego�by� ty nie da� sobie rady z Pol�, kt�ra z pewno�ci� jest pe�n� najlepszych ch�ci i niczego wi�cej nie pragnie jak kocha�. Tylko, uwa�asz, co do nas, nie mi�szaj�e ty si� do niczego, zostaw to nam samym. Kochamy si� jak para turkawek i Gabrieli jestem pewny, ale przewiduj� trudno�ci ze strony stryjostwa� Ojciec jak ojciec, ale z matk� najgorzej� Robi�c ci zwierzenie zap�dzi�em si� mo�e za daleko, sta�o si� to pod wp�ywem naszej rozmowy� wi�c prosz� ci� o tajemnic� do czasu� M�g�by� wszystko zepsu�, wyrywaj�c si� zbyt pospiesznie. MAURYCY M�j W�adku, �ycz� wam obojgu jak najlepiej, ale� W�ADYS�AW ( �ciskaj�c go) Tylko, zlituj si�, �adnych uwag� MAURYCY Ale bo czy ty si� nie �udzisz? W�ADYS�AW Gdyby tak by�o, to prosz� ci�, nie otwieraj mi oczu. Ca�� nadziej� z�o�y�em w tym z�udzeniu� niech wi�c przynajmniej trwa jak najd�u�ej. SCENA V POPRZEDZAJ�CY, ZUZIA, KOTWICZ, STRASZ. ZUZIA ( w kulisie, tonem pewnej zalotno�ci, chc�c odebra� koszyk Straszowi, kt�ry go przytrzymuje wraz z jej r�k�) Oj oj! bo to boli!� po co pan tak �ciska, c� to znowu� niech mi pan odda koszyk! STRASZ Powiedzia�em, �e ci oddam, je�eli mi dasz ca�usa. ZUZIA ( jak wy�ej) To to to� Nie mam takich rzeczy na rozdawki. STRASZ Jak to! Taka �liczna dziewczyna i tak nieprzyst�pna? To grzech! ZUZIA Tak mnie uczyli. KOTWICZ ( dopomagaj�c Straszowi) Ale fe! i kt� taki? Je�eli pan Maurycy, to w�a�nie powinna� by� z tym otrzaskan�. ZUZIA ( hardo do Kotwicza) A pan co sobie my�li o mnie? KOTWICZ �e mog�aby� nie robi� ceremonii� ( przytrzymuje j�, a Strasz ca�uje) ZUZIA ( krzykn�wszy) Ach!� ( po chwili do Kotwicza z d�sem) Stary!� ( w tej chwili spostrzeg�szy Maurycego, biegnie do niego, zostawiaj�c koszyk w r�ku Strasza; pomieszana, tonem, jakby szuka�a opieki) Prosz� pana� KOTWICZ ( na stronie) Sytuacja napr�ona� STRASZ ( zbli�aj�c si� z koszykiem, kt�ry Zuzia odbiera) Fant wykupiony, oddaj� ci� a za przestrach� ( si�ga do portmonetki) ZUZIA ( z pewn� afektacj�, przysuwaj�c si� do Maurycego) Niech mnie pan broni. MAURYCY ( zimno, usuwaj�c si�) Nie udawaj, moja kochana, bo nie zdaje mi si�, �eby ci ta napa�� robi�a tak wielk� przykro��. W�ADYS�AW ( na stronie) Zawsze go to jednak dotkn�o. MAURYCY A je�eli naprawd� tak si� boisz, to sied� w domu i nie biegaj po lesie, kiedy wiesz, �e mo�esz kogo spotka�. ZUZIA ( zawstydzona) Czy� ja wiedzia�am? ( po chwili) To tak zawsze! Jak napastowa�, to ka�dy got�w� a do obrony nie ma nikogo. KOTWICZ Ale bo panowie zapewne si� nie znacie� Pan Strasz, nowy dziedzic Zagrajewic� s�siad. MAURYCY ( z dwuznaczn� grzeczno�ci�) A!� Domy�li�em si� tego, ujrzawszy na polowaniu osob� nieznajom�. KOTWICZ Panowie Czarnoskalscy. STRASZ Bardzo mi przyjemnie. MAURYCY ( do W�adys�awa) Idziemy? W�ADYS�AW Zapewne, nie mamy tu co robi� ZUZIA ( zmuszaj�c si� do p�aczu) Tylko cz�owiek si� wstydu naje, nie wiedzie� z jakiej racji, i tyle. STRASZ ( wtykaj�c jej pieni�dze do r�ki) We��e� ZUZIA Niech pan sobie schowa dla innych. ( odchodzi do domku) STRASZ ( kt�ry zrobi� kilka krok�w za ni�; wracaj�c) Wiecie, panowie, �e to bardzo �adna dziewczyna, daj� s�owo� podobno c�rka le�niczego; tatki teraz nie ma, warto by p�j�� za ni� i utuli� ten �al� z��my si� jej na jaki� podarek� dobrze? MAURYCY ( do W�adys�awa) Chod�my na stanowiska, mo�e si� jeszcze co trafi. KOTWICZ Mieli�my si� tu zej�� na bigos. W�ADYS�AW ( przechodz�c ko�o Strasza, jakby do siebie) Ma�a rzecz, a wstyd. ( Maurycy i W�adys�aw wychodz� na prawo) SCENA VI KOTWICZ, STRASZ. KOTWICZ ( na stronie) Jak oni mu b�d� takie finfy puszcza�, to wszystko na nic si� nie zda� a potem b�dzie na mnie. STRASZ ( po chwili) M�j panie, co to mia�o znaczy�? KOTWICZ Jak to? Co? STRASZ Prosz� pana, czy ja jestem smarkacz? Powiedz pan. KOTWICZ Ale sk�d znowu, przecie pan musisz by� pe�noletnim. STRASZ Mam lat dwadzie�cia pi�� i niezale�n� pozycj� Przyzna�em si� panu otwarcie, �e lubi� kobiety, i bardzo lubi�, to jest moja s�aba strona� A �e wyszed�em spod kurateli, zdaje mi si�, �e nie mam potrzeby kry� si� z tym moim upodobaniem i wolno mi je objawi�. Gdybym przebra� miark� i obrazi� przyzwoito�� publiczn�, jest na to w�adza policyjna, kt�ra by mnie wsadzi�a do ciupy albo kaza�a zap�aci� kar� ale �eby mi jaki� tam arystokrata prowincjonalny ubli�a� prawieniem mora��w� KOTWICZ Zupe�nie pana nie rozumiem, o c� chodzi? STRASZ Pomijam niegrzeczne obej�cie si� tych pan�w, chocia� zdaje mi si�, �e kiedy kto m�wi do mnie, przyzwoito�� nakazuje odpowiedzie� � ale co znaczy�o to: �ma�a rzecz, a wstyd�, kt�re jeden z nich powiedzia� odchodz�c? KOTWICZ Nie s�ysza�em. STRASZ To by�o wym�wione z akcentem, panie, u musia�o mnie obrazi� Wdzi�czny panu jestem za zaproszenie, ale korzysta� z niego nie my�l�. Ja nie jestem pierwszy lepszy panie, �ebym m�g� s�ucha� impertynencyj i znosi� fumy jakich� tam p�pank�w. KOTWICZ ( na stronie) O, jaki� dra�liwy. ( g�o�no) Ale panie, panie, jaki pan jeste� niedomy�lny� a warszawiak!� Gdzie� tu ch�� obra�enia? To by�a prosta zazdro��, a w takich razach trzeba by� wyrozumia�ym. STRASZ Jak to zazdro��?� KOTWICZ Czy� potrzebuj� panu t�umaczy�?� Wkracza�e� pan na cudze terytorium, przyw�aszcza�e� sobie prerogatywy os�b trzecich� STRASZ Aha! Teraz rozumiem� Wi�c ta dziewczyna?� ( zapytuje wzrokiem) KOTWICZ ( odpowiada podobnie�) Emh�! STRASZ Kiedy tak, to co innego� ( po chwili) Ale zawsze kwituj�, z tych stosunk�w� jest co�, co mi si� nie podoba� Po co mi si� cisn�� do wysokich prog�w?� Najlepiej niech sw�j z swoim przestaje� ot, jak my na przyk�ad� z panem ja jestem swobodnym, jakby�my si� znali B�g wie odk�d� Ale! Powiedz mi pan, jaki� pan masz tytu� zaprasza� mnie do tych pa�stwa? KOTWICZ Bardzo prosty� jako ich krewny. STRASZ Nie mo�e by�! Pan jeste� ich krewnym? Nie wiedzia�em. KOTWICZ ( z pa�ska) Mia�em zaszczyt rekomendowa� si� przy poznaniu� Kotwicz- Dahlberg Czarnoskalski. STRASZ Tak�e Czarnoskalski? Nie uwa�a�em, daj� s�owo� Kotwicz�Dahlberg, Dahlberg� a a a� to pan, co go nazywaj� hrabi�� Teraz wiem� ( na stronie) Hrabia von Habe- nichts. KOTWICZ ( ura�ony) Skoro nazywaj�, zdaje mi si�, �e jest do tego prawo� Jestem ze starszej linii. STRASZ ( na stronie) Jak to szyd�o wy�azi z pustego worka. ( g�o�no) A, to mocno przepraszam� ja bo my�la�em, �e to tak sobie, na �arty. Mnie w kawiarni u Andzi na Tr�backiej nie nazywano inaczej, tylko hrabi�� Prawda, �e w�a�nie wtenczas spad�a na mnie ta sukcesja. KOTWICZ Ph!� W knajpie uchodz� takie koncepta. STRASZ ( dotkni�ty) Ale za to nie uchodzi wiele rzeczy, kt�re musz� znosi� w salonie. KOTWICZ Tak�e por�wnanie! STRASZ Przede wszystkim u�ywam przyjemno�ci otwarcie, nie potrzebuj� gra� komedii, i jestem panem za swoje trzy grosze. KOTWICZ Ha, s� gusta i gu�ciska� Ale jako wielbiciel kobiet, gdzie� pan szukasz ich towarzystwa? Bo kobiet�, tak jak si� j� pojmuje idealnie, mo�e wyhodowa� tylko atmosfera salonu. STRASZ A, winszuj�!� Cha! cha! damy salonowe� czy� to s� kobiety? KOTWICZ A c�? STRASZ Jakie� istoty zagadkowe, z obliczem sfinks�w, sercem pe�nym niestworzonych zachce�, a z pretensjami na anio��w. KOTWICZ Gdzie�e� je pan mia� sposobno�� tak studiowa�? STRASZ Teoretycznie, za pomoc� patologii, bo to wszystko si� t�umaczy stanem chorobliwym. U Andzi bywa� jeden doktor medycyny, m�ody ch�opak �wie�o wysz�y z uniwersytetu� No! Co ten nam nagada� o kobietach, to prosz�, by�o s�ucha� ( stanowczo) Hrabia nie znajdziesz w salonach jednej kobiety zdrowej. KOTWICZ Ale fe! STRASZ To jest fakt. Wi�c co mi za przyjemno��?� Ja nie szukam jakiego� p�bo�yszcza, przed kt�rym musia�bym chodzi� na palcach, tylko kobiety z krwi i cia�a, o kt�rej by�bym przekonany, �e nie dostanie spazm�w, gdy jej powiem s�owa prawdy bez obwijania w bawe�n� Chc� zdrowej natury, a nie sztuki. Ot, na przyk�ad, ta tutaj dziewczyna, to rozumiem� KOTWICZ Pod tym wzgl�dem gusta m�odych ludzi zmieniaj� si� Zobaczymy, co pan powiesz o tym za miesi�c� STRASZ Dlaczego� za miesi�c? KOTWICZ No, niby mniej wi�cej, gdy si� porobi stosunki, gdy pan z�yjesz si� z naszym towarzystwem i spotkasz w nim zdrowe natury. STRASZ ( mi�kko) Kiedy ja nie mam do tego najmniejszej ochoty. KOTWICZ To prosty obowi�zek, panie. STRASZ ( skromnie) Nie my�l� si� narzuca�. KOTWICZ Narzuca si� ten, kto mo�e mie� w�tpliwo��, jak b�dzie przyj�tym� ale pan nie jeste�, jak sam powiedzia�, jaki� tam pierwszy lepszy. STRASZ No, zdaje mi si� Taki maj�tek, jak moje Zagrajewice, piechot� nie chodzi. KOTWICZ ( na stronie poci�gaj�c nosem) Jak zalecia� parweniusz. ( g�o�no) Wi�c idziesz pan z nami do Czarnoska�y i kwita!� I tak, nie dzi�, to jutro trzeba to zrobi�, tego pan nie unikniesz� stanowisko pa�skie to nakazuje. STRASZ Hm� subiekcja� Przyznam si�, �e mi nie pilno� ( spogl�daj�c po sobie) Zreszt�, czy� tak mog�? KOTWICZ Nie masz pan si� w co przebra�? STRASZ Wzi��em tu�urek na wszelki wypadek. KOTWICZ Ano! STRASZ Ale nie wiem, czy to uchodzi tak, z polowania� nie by�em z wizyt� etykietaln�. KOTWICZ Z�o�ysz j� pan p�niej, nic nie szkodzi. STRASZ Ha, kiedy nic nie szkodzi� to jazda!� ( na stronie) Co tam! KOTWICZ ( na stronie) No, ja swoje ju� zrobi�em. ( wchodzi z prawej strony �echci�ska, przywo�uje gestem Kotwicza i zamieniwszy z nim kilka s��w, wchodzi do domku) STRASZ ( po chwili na stronie) Puszczam si� na bystr� wod�! ( po chwili) No i niech�e mi kto powie, kiedy ja by�em na swoim miejscu� czy wtenczas, gdy jako gryzipi�rek s�dowy wiesza�em psy na arystokracji, czy dzi�, gdy jestem tak s�abym, �e mnie te zaprosiny po�echta�y? G�upia natura ludzka, daj� s�owo: czuj� formalnie jaki� nastr�j uroczysty� ( po chwili) �eby si� tylko nie po�lizn�� na tych woskowanych posadzkach!� Ale prawda! To, za co by dependentowi pokazano drzwi, ujdzie dziedzicowi Zagrajewic� nie ma k�opotu! SCENA VII KOTWICZ, STRASZ, SZAMBELANIC, MAURYCY, W�ADYS�AW, p�niej DZIE�- DZIERZY�SKI. SZAMBELANIC Nie! Teraz jest niemo�liwym polowanie w swoim w�asnym lesie, s�owo uczciwo�ci daj� komunizm jaki�, zuchwalstwo bez granic� Co to by� za jeden? W�ADYS�AW ( �miej�c si�) Pisarz w�jta. SZAMBELANIC ( oburzony) Nie mo�e by�! No patrzcie�, i taki fagas, panie, pozwoli� sobie zaj�� stanowisko obok mnie, za pan brat!� Lis szed� pro�ciusie�ko na mnie, wtem jak go poczu�� W�ADYS�AW Za pozwoleniem, bo to jeszcze pytanie, kogo on poczu�� Mo�e nie jego, tylko w�a�nie stryja. SZAMBELANIC ( niecierpliwie) Jak�e chcesz� pali� jakie� �mierdz�ce cygaro i nadto jeszcze przygwizdywa� sobie, bo to jest!� Na stanowisku, gdy psy goni�, s�yszeli�cie co podobnego?� Z�o�ci mnie porwa�y� wo�am: - Cicho tam! � a ten zdejmuje czapk� i powiada: � Moje uszanowanie panu dobrodziejowi� Jeszcze mi si� b�azen k�ania. W�ADYS�AW No, grzeczny, c� stryj chce? SZAMBELANIC M�j W�adys�awie, nie dowcipkuj kosztem zdrowego sensu, a przede wszystkim nie pozuj na demagoga, bo ja ci� dobrze znam. STRASZ ( poufale, staj�c przed Szambelanicem) To pewno ten sam lis by�, co wyszed� p�niej na mnie� Nie wiedzia�em nawet, �e to lis, ale domy�lam si� po ogonie. SZAMBELANIC ( zdziwiony) A!� ( na stronie) A to� znowu kto?� ( g�o�no) Z kim�e mam szcz�cie? KOTWICZ ( na stronie) A to paln��! ( g�o�no) Przedstawiam kuzynowi naszego nowego s�siada� pan Strasz, dziedzic Zagrajewic z przyleg�o�ciami. SZAMBELANIC ( rozweselaj�c si�) Aha! to pan jeste�� KOTWICZ Pan szambelanic Czarnoskalski� STRASZ ( podaj�c r�k�) Bardzo mi przyjemnie. SZAMBELANIC ( drwi�co, podaj�c palce) A, i mnie tak�e!� Nie wiedzia�em, �e przyby� w s�siedztwo taki my�liwy� Wi�c jak�e to by�o z tym lisem? STRASZ Ano, ja sta�em, a on przyszed� do mnie� ot, tak, blisko� SZAMBELANIC I nie strzeli� pan? STRASZ My�la�em, �e to by� pies� chcia�em nawet na niego zawo�a�, bo bardzo lubi� psy, ale skorom si� poruszy�, znikn�� mi, tylko zobaczy�em ogon ogromnie d�ugi. SZAMBELANIC ( z drwi�c� powag�) No, to oczywi�cie by� lis. W�ADYS�AW ( do Maurycego) Wiesz ty, �e on paradny sobie. SZAMBELANIC ( ogl�daj�c Strasza) Dubelt�weczka �adna bo �adna� STRASZ Da�em za ni� dwie�cie rubli� lepa��wka. SZAMBELANIC Widz�, widz� caca� Z tym wszystkim, wielkiej szkody zwierzynie pan ni� nie zrobi. STRASZ Bo te� mnie o to nie chodzi� ( poufale) Za to na inn� zwierzyn� to ja jestem majster. SZAMBELANIC Na przyk�ad? STRASZ Jak� pan szambelanic masz dziewczyn� w tym tu domku, to dawno nie zdarzy�o mi si� spotka�. SZAMBELANIC ( obra�ony) C� to za koncept? MAURYCY Ojcze, mieli�my jecha�. SZAMBELANIC ( wynio�le, z gestem) Padam do n�g! ( na stronie) Przyznam si�, �e troch� zanadto poufa�o�ci� ( id� w g��b) DZIE�DZIERZY�SKI ( wchodz�c z zaj�cem przy torbie) No gdzie? Dok�d?� Q u o u s q u e t a n d e m? Ju� odje�d�acie? Jak�e mo�na, c o m m e n t p e u t � o n! Ja w najlepsze zaczynam, jestem w sztosie� patrzcie, q u e l zaj�c! W�ADYS�AW I po co to samemu d�wiga�, zamiast odda� strzelcowi? DZIE�DZIERZY�SKI S a v e z � v o u s q u o i, c�e s t b o n!� Kot moj� w�asn� r�k� zabity? nie czuj� ci�aru� Ja to nosz� jak znak honorowy� ( spostrzeg�szy Strasza, do Kotwicza) Q u i e s � k i � e � s a c e m o n s i e u r? KOTWICZ Strasz z Zagrajewic. DZIE�DZIERZY�SKI A! s�siad, s�siad! ( idzie do Strasza podaj�c mu obie r�ce; nagle, wpatruj�c si� we�, na stronie) Jak on mi przypomina� STRASZ Pan Dzie�dzierzy�ski? DZIE�DZIERZY�SKI Pan mnie znasz? STRASZ Doskonale. Mia�e� pan handel kolonialny na Miodowej ulicy. DZIE�DZIERZY�SKI ( na stronie) To ten sam� ( g�o�no) Tak� z amatorstwa� bawi�em si� ( zaambarasowany) P a r d o n� ( patrzy na zegarek) ju� tak p�no� ( na stronie) Cz�owiek, kt�remu da�em w �ap� kilka rubli za kopi� wyroku� Jezus Maria! Oni tu chyba o tym nie wiedz�� ( g�o�no) Panie szambelanie� m o n s i e u r c h a m b e l a n� ja jad� do was, bo tam jest moja Pola� Pojecha�a w�a�nie do szambelan�wny. SZAMBELANIC I owszem, bardzo nam b�dzie przyjemnie. ( do Kotwicza, kt�ry mu m�wi� do ucha) Co? Zaprasza� go? A dajcie� mi pok�j!� W imi� Ojca i Syna!� Czy ja wiem, co za jeden? W�ADYS�AW ( do Dzie�dzierzy�skiego) Oddaj�e papka tego zaj�ca na w�z, bo krwawi� powala siedzenie w wolancie. DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t?� A t t e n d e z� mam tu papier od butersznit�w� ( dobywa z torby i obwija zaj�ca; odchodz�, Maurycy i W�adys�aw k�aniaj� si� z daleka Straszowi) SCENA VIII KOTWICZ, STRASZ, potem �ECHCI�SKA. STRASZ ( po chwili) A my? KOTWICZ Ano, i my jedziemy. STRASZ Przyznam si�, �e m�g� by� ten pan szambelanic powiedzie� mi cho� s��wko. KOTWICZ Ale panie, to jest cz�owiek, kt�ry niewolniczo trzyma si� form� nie wypada�o mu� sk�d�e?� wszak to nie jest proszona zabawa� tylko po prostu pan, korzystaj�c ze sposobno�ci, robisz krok grzeczno�ci s�siedzkiej. �ECHCI�SKA ( w progu, za�amuj�c r�ce) Odje�d�aj�� C� teraz b�dzie? STRASZ ( po chwili) Nie jad�. KOTWICZ Ale panie, dlaczego? STRASZ Stanowczo powiadam: nie jad�, i sko�czony interes. KOTWICZ ( na gest �echci�skiej, kt�ra zaraz znika) No to przynajmniej przetr��my co, jest tu �niadanie. STRASZ Gdzie? KOTWICZ U le�niczego. STRASZ ( �ywo) A ta dziewczyna jest tam? KOTWICZ ( podobnie�) Jest! Jest! STRASZ No widzisz pan, jak mi kto robi rozumn� propozycj�, to zupe�nie co innego. ( �ciskaj�c mu r�k�) Zgadzam si�. KOTWICZ Wi�c s�u��. ( prowadz�c go, na stronie) Gdzie diabe� nie mo�e, tam bab� po�le� Referendarzowa da sobie z nim rad�. ( wchodz� do domku) Z a s � o n a s p a d a AKT DRUGI Salonik � umeblowanie gustowne, ale zszarzane; troje drzwi: jedne w g��bi, dwoje po bokach; z prawej okno, po tej�e stronie zwierciad�o stoj�ce; z lewej kanapa, fotele i st�, na kt�rym pisma, par� ksi��ek, album z fotografiami itp. SCENA I POLA, S�U��CY wchodz� g��wnymi drzwiami, potem GABRIELA. POLA ( z kt�rej S�u��cy zdejmuje okrycie) Wi�c starsza pani s�aba? S�U��CY Tak� po swojemu. POLA Jak to po swojemu? S�U��CY Niby� jak zawsze, na g�ow� ( na stronie) Wi�cej ambarasu, jak co warto. POLA Panna Gabriela jest przy matce? S�U��CY A jak�e. POLA Zaczekam tu� ( S�u��cy wychodzi z okryciem. Pola zdejmuje kapelusz, przyg�adza w�osy przed zwierciad�em, potem, przeszed�szy si� par� razy w milczeniu, zbli�a si� do sto�u i przegl�da pisma; po chwili, bior�c album z fotografiami) A!� Nie ma �wiadk�w� mog� sobie pozwoli�. ( znalaz�szy fotografi� wpatruje si� w ni�) M�j drogi!� Gdyby� ty wiedzia�� gdyby� m�g� tymi martwymi oczyma zajrze� w g��b mojej duszy� ( po chwili) Jak on tu jest doskonale trafiony� ( wysuwaj�c kart�) Gdybym tak sobie przyw�aszczy�a� dobra sposobno�� ale brak mi odwagi� Ach! Na samo przypuszczenie, �e m�g�by kto spostrzec� ( ogl�daj�c si� machinalnie, spostrzega Gabriel�) GABRIELA ( wchodz�c z lewej strony) Us�ysza�am turkot, by�am pewn�, �e to panowie z polowania, tymczasem przez okno spostrzeg�am pow�z z Zabrodzia� Mi�a dla mnie niespodzianka� Jak si� masz? ( ca�uj� si�) POLA ( zak�opotana albumem, kt�rego nie wypuszcza z r�k) Podobno mama s�aba. GABRIELA Troch� migreny, ale ju� przesz�o� teraz usn�a� Ucieszy si� bardzo, gdy ci� zobaczy, tak dawno ju� nie by�a� u nas. POLA ( jak wy�ej) Podobn� wym�wk� mog�abym i ja tobie zrobi� ( na stronie) To si� z�apa�am� Gdybym mog�a wsun�� na powr�t� ( udaje, �e przegl�da album) GABRIELA C�e� ty si� tak zag��bi�a w tym albumie? Nie ma tam nic ciekawego, same wybierki przeznaczone na pl�drowanie. POLA ( szybko chowa fotografi� do kieszonki, na stronie) Sta�o si�! ( g�o�no, przewracaj�c karty albumu na chybi� trafi�, zmi�szana) Tak sobie przegl�dam� ale istotnie, ile tu brakuje! Pe�no pustych miejsc� ( na stronie) E, przecie� nikomu nie przyjdzie na my�l� ( g�o�no) Kto jest ten m�ody m�czyzna? GABRIELA M�ody m�czyzna? Ten?� Cha! cha!� czy ci si� podoba�? POLA Ma wyraz twarzy uderzaj�cy� ( na stronie) Nie wiem sama, co m�wi�. GABRIELA To nasz daleki kuzyn� orygina� s�awnie brzydki, ale kolosalnie bogaty� Powiedz sama, czy nie ma on wypisanego na czole: materia� na m�a! POLA Dlaczego? GABRIELA Dla tych w�a�nie przymiot�w. Wyobra� sobie, dosta� kobiet� wykszta�con� i prze�liczn�, kt�ra jest z nim najszcz�liwsz�. POLA M�g� si� przecie podoba�. GABRIELA Jako partia � bez w�tpienia� Kocha�a si� szalenie w innym i kocha go podobno jeszcze� ale pokaza�a si� kobiet� dziwnego hartu. POLA Inaczej bym to nazwa�a. GABRIELA Wyratowa�a z n�dzy matk�. POLA A! Wi�c po prostu spe�ni�a ofiar�. GABRIELA Na kt�rej przede wszystkim sama zyska�a grubo, dostawszy m�a zgaduj�cego jej my�li i dogadzaj�cego najkapry�niejszym zachceniom� To nic wi�cej, tylko dow�d praktyczno�ci, kt�rej mog�yby�my jej wszystkie pozazdro�ci�. POLA Dzi�kuj� za to. GABRIELA Ale bo my pope�niamy zwykle ten b��d, �e nadto dajemy si� powodowa� czu�ostkowo�ci� Po romansowych g�owach snuj� si� obrazy sielankowego szcz�cia, kt�re jako marzenia chorobliwe nara�aj� nas tylko na spadanie z ob�ok�w. POLA Nawet cho�by si� urzeczywistni�y? GABRIELA Albo� to si� trafia? POLA A ma��e�stwo z mi�o�ci? GABRIELA Raz na tysi�c razy, moja droga, wielki los na loterii; jakiego� to trzeba zbiegu okoliczno�ci, �eby zadowolni� zarazem i pragnienie serca, i wymagania rozumu. POLA Gdy chodzi o szcz�cie ca�ego �ycia, zdaje mi si�, �e powinny�my si� radzi� tylko serca. Ja przynajmniej nigdy bym nie potrafi�a i�� za m�� bez przywi�zania. GABRIELA Potrafi�aby�, gdyby� musia�a� A zreszt� wszystkie te rojenia o szcz�ciu o tyle s� co� warte, o ile przedstawiaj� jak�� r�kojmi� trwa�o�ci. POLA To ju� od nas samych zale�y. GABRIELA Niekoniecznie� Czy wiesz, jak ja sobie wyobra�am szcz�cie? ( obejmuj�c Pol� i patrz�c jej w oczy) Oko utopione w oku, w kt�rego g��biach obietnice raju, d�o� w d�oni, kt�rej dotkni�cie wzbudza bicie mojego serca� POLA ( �miej�c si�) Pokazuje si�, �e mamy jednakowy gust� ja nie inaczej my�l�. Ale tym sposobem jeste� w sprzeczno�ci sama z sob�. GABRIELA ( jak wy�ej) Za pozwoleniem, nie doko�czy�am� Ale to wszystko pod warunkiem, �eby si� odbywa�o na l�ni�cym parkiecie, w�r�d �cian zwierciadlanych odbijaj�cych bez wykrzywienia oblicza dwojga ludzi szcz�liwych, w atmosferze przesi�k�ej woni� wyszukanych pachnide�� bo wierzaj mi, cho�bym usycha�a z mi�o�ci, nie odwa�y�abym si� na �ycie z cz�owiekiem ukochanym w�r�d trosk� Przykucie go do siebie w tych warunkach uwa�a�abym za szczyt nierozs�dku� Zdaje mi si�, �e znienawidzi�abym go, gdyby mi przysz�o wystawia� uczucie na walk� z losem!� ( spokojnie) Rozumiesz mi� teraz? POLA Je�eli m�wisz prawd�, to �a�uj� ci�. Ja podzieli�abym ch�tnie najsmutniejsz� dol� z tym, kt�rego bym wybra�a. GABRIELA Tak ci si� zdaje, bo nie jeste� w tym po�o�eniu. SCENA II GABRIELA, POLA, DZIE�DZIERZY�SKI, S�U��CY. DZIE�DZIERZY�SKI ( we drzwiach w g��bi, spostrzeg�szy Pol� z Gabriel�, uszcz�liwiony, odsuwaj�c S�u��cego, kt�ry chce mu odebra� torb� z zaj�cem) Co za widok! Q u e l j o l i p a y s a g e� Serce mi ro�nie, gdy patrz� na t� ich przyja��. GABRIELA A, pan Dzie�dzierzy�ski� DZIE�DZIERZY�SKI ( przybiegaj�c) Padam do n�ek, moje uszanowanie� ca�uj� r�czki panny szambelan�wnej. ( ca�uje j� w r�k�; do Poli ca�uj�c j� w g�ow�) Jak si� masz? GABRIELA ( spostrzeg�szy zaj�ca) C� za trofeum przy torbie! DZIE�DZIERZY�SKI Ach, p a r d o n, ( cofaj�c si�) jaki� ja jestem roztargniony� wchodzi� tak do salonu pomi�dzy damy� T�gi zaj�c, n�e s t c e p a s? ( id�c do drzwi) w tej chwili s�u��. ( zatrzymuj�c si�, do Poli) Pani szambelanowej nie ma? POLA S�aba na migren� DZIE�DZIERZY�SKI ( ze wsp�czuciem) Ach, co za szkoda!� By�aby go zobaczy�a. POLA Czy papka sam to zabi�? DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? ( powtarzaj�c po niej) �Czy papka sam to zabi�?�� Mia�em przy sobie s�l w papierku i posypa�em na ogonek� Oj, ty, ty� c�rka my�liwego i robi� tak naiwne pytanie� Zabi�em, i to strzeliwszy spod pachy� ( do S�u��cego) No, we��e tego zaj�ca i zanie� do kuchni, ale powiedz tam, �e to ja moj� w�asn� r�k� zabi�em� pami�taj!� Pan z Zabrodzia swoj� w�asn� r�k�� Powiesz? S�U��CY Powiem� co mi to szkodzi?� I tak nie uwierz�� ( odchodzi z torb� i zaj�cem) DZIE�DZIERZY�SKI Co? GABRIELA Pan sam tylko przyby�e�?� Gdzie� reszta towarzystwa?� DZIE�DZIERZY�SKI Przyjechali�my wszyscy, ale szambelan i obadwa m�odzi poszli do siebie. ( na stronie) G�upiec! GABRIELA ( siadaj�c na kanapie) A z obcych jest kto? ( robi�c mu miejsce ko�o siebie) Siadaj pan. DZIE�DZIERZY�SKI Dzi�kuj� uprzejmie. ( siadaj�c) Nie ma, bro� Bo�e� jeste�my w swoim k�ku. GABRIELA Czy� nie by�o nikogo wi�cej na polowaniu? DZIE�DZIERZY�SKI Ale i owszem! Nie brakowa�o nieproszonych go�ci� Spotykali�my pe�no jakiej� ho�oty, figur zakazanych� GABRIELA Ale z s�siad�w by� kto? DZIE�DZIERZY�SKI Nikt pr�cz Strasza z Zagrajewic. GABRIELA A! Pan Strasz� Czemu�e�cie go panowie z sob� nie przywie�li? DZIE�DZIERZY�SKI ( niech�tnie) Do czego� by to by�o podobne? GABRIELA Wiadomo, �e pan jeste� zwolennikiem form, ale c� by to szkodzi�o!� Powiedz�e mi pan co o nim� C� to za osobisto��? DZIE�DZIERZY�SKI ( jak wy�ej, wstaj�c) Ale prosz� pani, czy ja go znam? Nie wiem, co za jeden. GABRIELA Jak�e� go pan z g�ry traktujesz!� M�wmy tak otwarcie: czy to grzecznie, �e�cie odjechali zostawiaj�c tego pana?� Mo�e go nawet nikt nie prosi�. DZIE�DZIERZY�SKI Nie wiem. GABRIELA Jego rzecz� by�o przyj�� zaproszenie albo wym�wi� si�, ale od pan�w nale�a� si� ten krok uprzejmo�ci. DZIE�DZIERZY�SKI Ale kiedy to jest cz�owiek nie z naszej sfery, j e v o u s a s s u r e. GABRIELA ( �miej�c si�) Ju� takiego ultraarystokraty, jak pan jeste�, to nie znam. DZIE�DZIERZY�SKI ( zadowolony) C o m m e n t? Pani uwa�asz, �e ja jestem arystokrat�? GABRIELA ( wstaj�c) Ale jakim! POLA ( kt�ra przegl�da�a pisma, a potem przechadza�a si�, zniecierpliwiona tokiem rozmowy) Papka bo got�w jest broni� nawet tego, w co nie wierzy, i na odwr�t� wbrew w�asnemu przekonaniu, byle tylko mie� materi� do sprzeczania si� z tob�. DZIE�DZIERZY�SKI ( protestuj�c) Ale za pozwoleniem� POLA Szczeg�lne ma w tym upodobanie. GABRIELA O, ja wiem, �e pan jeste� duchem sprzeciwie�stwa� ( na stronie) Musz� si� dowiedzie�, co si� dzieje z �echci�sk�� ( g�o�no) Moja Polu, przepraszam ci�, �e odejd� na chwilk�, ale musz� zobaczy�, czy mama si� nie obudzi�a� Natychmiast wr�c�. POLA O prosz� ci� nie r�b z nami �adnej ceremonii. GABRIELA ( na odej�ciu, do Dzie�dzierzy�skiego) Gni