6414
Szczegóły |
Tytuł |
6414 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6414 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Blizi�ski
ROZBITKI
KOMEDIA W CZTERECH AKTACH
Mojej �onie w upominku
OSOBY
SZAMBELANIC CZARNOSKALSKI
SZAMBELANICOWA
MAURYCY, ich dziecko
GABRIELA, jak wy�ej
DZIE�DZIERZY�SKI
POLA, jego c�rka
W�ADYS�AW CZARNOSKALSKI
KOTWICZ-DAHLBERG CZARNOSKALSKI
JAN STRASZ
�ECHCI�SKA
ZUZIA
MICHA�EK, strzelec Dzie�dzierzy�skiego
LOKAJ szambelanica
PIERWSZY, ch�opiec z cukierni
DRUGI, jak wy�ej
Rzecz dzieje si� na wsi w maj�tku Czarnoskalskich z wyj�tkiem aktu trzeciego,
kt�ry odbywa
si� w Warszawie.
AKT PIERWSZY
Polanka w lesie. Z lewej w g��bi domek le�niczego, z prawej na przodzie �awka
pod drzewem.
Strona prawa i lewa rozumie si� od publiczno�ci.
SCENA I
ZUZIA, MICHA�EK stoj� przed drzwiami domku, Micha�ek pije z dzbanka.
MICHA�EK ( oddawszy dzbanek) No, B�g zap�a�, to i dziad wi�cej nie powie. (
otar�szy usta)
A teraz do widzenia.
ZUZIA Gdzie� si� tak spieszysz?
MICHA�EK Musz� i��, bo stary si� tam skr�ci beze mnie� ( s�ycha� z dala par�
chrapliwych
zad�� tr�bki) O! S�yszysz? Rozumiesz ty to? To si� znaczy, �e mieli�my si�
str�bi�. Ale
nie my�l, �eby to by�o takie str�bienie, jak na przyk�ad arakiem� bro� Bo�e! To
si� znaczy,
�e on tr�bi na mnie i powiada: ( na�laduj�c tr�bk�) Miszel, chod� sam tu! A ja
mu powinienem
odtr�bi�: ( tak samo) Id�, id�, id�! ( dobywa z torby fajeczk� i nak�ada)
ZUZIA To id��e ju� sobie, kiedy ci tak pilno� ( odnosi dzbanek i wraca po chwili
z koszykiem)
MICHA�EK ( kt�ry przez ten czas zapali� fajeczk�) A ty dok�d z tym koszykiem?
ZUZIA Na rydze. Ty sobie, ja sobie.
MICHA�EK Hola, czekaj no� Nie wiem, czy to dla ciebie bezpiecznie.
ZUZIA A to dlaczego?
MICHA�EK Dlatego, �e ja tu dopiero co spotka�em kogo�.
ZUZIA C� dziwnego? Wszak�e dzi� poluj�.
MICHA�EK Poluj�� poluj�� Ja wiem! Ten te� poluje, ale mnie si� to polowanie nie
bardzo
podoba.
ZUZIA O, nie ple�.
MICHA�EK Widzisz, zrozumia�a� mnie, bo� raki spiek�a.
ZUZIA Co ci si� �ni? Nawet nie wiem o kim m�wisz.
MICHA�EK Nie wiesz? Doprawdy? ( patrz�c jej w oczy) A wasz panicz, pan Maurycy?
H�?
Spojrzyj mi w oczy� ( wskazuje palcem) He, he, he� A widzisz!
ZUZIA No to c�, �e czasem do nas zajrzy? Przecie moja nieboszczka matka go
wypiastowa�a.
MICHA�EK Hm! Wiem, wiem� ale s�uchaj no, ju� kiedy tak, to �eby przynajmniej
zna� si�
na rzeczy i pami�ta� o tobie� to by by�o p� biedy.
ZUZIA Jak to?
MICHA�EK Ano �eby by�o przecie czym zacz��, jak si� pobierzemy.
ZUZIA Hm, to� ty taki? Nie chodzi ci o mnie, tylko o pieni�dze?
MICHA�EK Ka�demu o to powinno chodzi�. Nie my�l, �ebym ja ci� mia� namawia� na
jakie
z�e rzeczy, bo� to przecie by�oby na moj� sk�r� ale widzisz, kto ma rozum, to
drze �yka,
kiedy si� da.
ZUZIA Ej, �eby� czasem nie �a�owa�, je�eli to m�wisz naprawd�.
MICHA�EK ( na stronie) Udaje, �e si� gniewa, ale dobrze, �e jej powiedzia�em:
niech wiedz�,
�em ja nie �lepy� mo�e cz�owiekowi co z tego kapnie� ( s�ycha� tr�bk�; g�o�no)
Masz!
Znowu tr�bi� trza lecie� Dowidzenia. ( odchodzi na prawo)
SCENA II
ZUZIA, po chwili KOTWICZ, p�niej �ECHCI�SKA.
ZUZIA ( sama; po chwili zastanowienia) A to!� Czy on naprawd� m�wi, czy tylko
tak, �eby
si� czego dowiedzie� Co by mi nawet przez my�l nie przesz�o, to on mnie sam
uczy�
( po chwili) Niech on jeno sobie z tego �arcik�w nie robi, bo jeszcze kiedy mu
to na z�e
wyjdzie� ( wchodzi na chwil� do domku)
KOTWICZ ( wchodzi z prawej strony, rozgl�daj�c si�) Tu jest, tu go nie ma� �e
te� ja ich
nie mog� zdyba� razem, a wiem, �e myszkuje. Sekreta przede mn�� co mu si�
sta�o?�
Bardzo bym chcia� mie� czarne na bia�ym. ( spostrzeg�szy Zuzi�, kt�ra wysz�a
zarzucaj�c
chusteczk� na g�ow�) O, jest jedno� pewno i drugie niedaleko, �pod um�wionym
jaworem��
( zast�puj�c jej) Gdzie� to rybcia idzie? H�?
ZUZIA Na spacer.
KOTWICZ Ale fe! Tak na pojedynk� czy ma si� z kim zej��?
ZUZIA Co panu po tej ciekawo�ci?
KOTWICZ ( gro��c �artobliwie) Rybciu! ( zatrzymuje j�) Musz� si� dowiedzie�.
ZUZIA ( wydar�szy mu si�) O, tyle! ( pokazuje mu fig� i wybiega)
KOTWICZ Ta figa daje bardzo wiele do my�lenia.
�ECHCI�SKA ( kt�ra wesz�a przed chwil�) Cha! cha! cha!
KOTWICZ ( na stronie) A ta tu co robi?
�ECHCI�SKA Pan hrabia! Cha! cha! cha! Nie w kniei, tylko na le�nicz�wce� A to
�adnie,
s�owo daj� zamiast strzela� sarny w lesie, to si� tu kr�ci ko�o sarny na dw�ch
n�kach.
KOTWICZ Co kr�ci, kr�ci� Nie wiedzie� co!
�ECHCI�SKA Jak to, nie widzia�am na w�asne oczy? Zaraz wszystkim opowiem� Komu
to
tu �wiat durzy�, jak matk� kocham!� Okropno��!
KOTWICZ Ale daj� s�owo honoru.
�ECHCI�SKA A! Wi�c hrabia chyba komu innemu robi� interesa� To ju� pr�dzej
ujdzie�
( na stronie) No, jestem w domu.
KOTWICZ ( chodz�c, kwa�no) Teraz mnie faktorem robi�.
�ECHCI�SKA Tego nie powiedzia�am� ( do ch�opca, kt�ry wnosi dwa spore koszyki i
nie
wie, co z nimi robi�) No, czego� tu stoisz, zanie� do izby� ( do Kotwicza)
�niadanie dla
my�liwych� ( poufnie) ale to tylko dyplomacja, bo inaczej nie mia�abym z czym
si� zam�wi�.
KOTWICZ Po co?
�ECHCI�SKA Po co? Nikt by nie zgad�� Oto po prostu po to, �eby pilnowa�
hrabiego.
KOTWICZ Mnie?
�ECHCI�SKA Nie inaczej, jak matk� kocham� bo hrabia taki ci�ki do wszystkiego,
�e
niech B�g broni� mo�e ju� i zapomnia�, �e pani sobie �yczy�a, aby po polowaniu
przyjechali
wszyscy do pa�acu na obiad.
KOTWICZ No tak, wspomina�a mi kuzynka. Wi�c c�?
�ECHCI�SKA A Strasz jest?
KOTWICZ Jaka stra�?
�ECHCI�SKA O! Ju� koncepta� Strasz, ten m�ody, co si� to teraz sprowadzi� do
Zagrajewic,
bo to o niego przede wszystkim chodzi.
KOTWICZ Ale fe! C� to nowego si� �wi�ci?
�ECHCI�SKA Najprz�d, czy jest? No je�eli go nie masz, to to wszystko
niepotrzebne.
KOTWICZ Ale jest, jest, i to nawet mnie zdziwi�o� sk�d si� wzi�� nie proszony?
Nikt go nie
zna.
�ECHCI�SKA ( tajemniczo) W�a�nie, �e proszony.
KOTWICZ Przez kogo?
�ECHCI�SKA Wystaw sobie hrabia, to ca�a historia. Pani na bilecie wizytowym m�a
napisa�a
par� s��w o��wkiem i postara�y�my si�, �e mu zaniesiono dzi� raniutko, niby to z
polowania.
KOTWICZ Ale fe!
�ECHCI�SKA Jak matk� kocham! I jak�e on wygl�da? Przyzwoicie?
KOTWICZ Fagas� za kamerdynera bym go nie przyj��.
�ECHCI�SKA E, hrabiego to nie ma si� co pyta�, bo taki arystokrata, jak nie wiem
co.
KOTWICZ Szewcem, dzi�ki Bogu, si� nie urodzi�em.
�ECHCI�SKA Co tam, jaki jest, taki jest, dosy�, �e ma pieni�chy.
KOTWICZ I grube, ani s�owa! Po prostu milioner. ( po chwili, z gorycz�) Dosta�o
si� w �adne
r�ce� m�j Bo�e! Zagrajewice, taka pa�ska rezydencja� gniazdo Zagrajewskich� To
by�
dom, jakich dzi� ju� nie ma� Jake�my si� tam bawili! Go�cie prawie nie
wyje�d�ali�
szampan la� si� strumieniami�
�ECHCI�SKA ( z admiracj�) Jak matk� kocham, to by�y czasy!
KOTWICZ Zwykle po takich bachandriach zje�d�ano do mnie na barszczyk, z kt�rego
s�yn��
m�j kucharz. Prawda, �e te barszczyki kosztowa�y mi� tyle, �e �ajdak Wucherstein
zlicytowa�
mi B�bn�wk� i zabra� jak swoj�.
�ECHCI�SKA A, to tak?� Ale hrabia mia� jeszcze i drug� jak�� wiosk�.
KOTWICZ Lipowiec? Mam tu po nim pami�tk� ( otwiera cienki pugilaresik, do
kt�rego
�echci�ska ciekawie zagl�da) Przegra�em go na t� sam� dw�jk� pikow�.
�ECHCI�SKA Jezus!� No i c�?
KOTWICZ Ano nic� odda�em w dwadzie�cia cztery godzin� d�ug honorowy, trudno! (
po
chwili) No, ale si� przynajmniej �y�o i u�y�o po pa�sku� A teraz? Pierwszy
lepszy cham,
prosty wyrobnik jaki� spod p�otu� chodzi zasmolony, przy fartuchu� b�dzie
kamienie
t�uk� przy drodze� p�niej: jest! Wyp�ywa na wierzch� krezus!� I niech�e taki
potrafi
dom prowadzi�!�
�ECHCI�SKA Chyba �e go panowie naucz�� bo to tak wszystko idzie w k�ko� o! (
pokazuje
palcem) Taki tam jaki�, skoro si� dochrapie grosza, to nie ma spokoju, p�ki si�
nie
wprosi do koligacji z jakim prawdziwie pa�skim domem, i te miliony znowu wracaj�
tam,
sk�d je wyci�ni�to.
KOTWICZ �eby to!
�ECHCI�SKA Niech m�wi�, co chc�, pan panem zawsze b�dzie. Na przyk�ad hrabia
straci�
taki maj�tek, ale jak by�, tak jest hrabi�, a to jest kapita�, i jaki! Niejedna
maj�tna osoba na
wydaniu ch�tnie by odda�a wszystko, �eby by� hrabin�. Ja sama powiadam, �e
gdybym tak
wygra�a wielki los na loterii albo gdyby mi dopisa�y jedne du�e pieni�dze � co
jeszcze sekret
� toby si� hrabia musia� zaraz �eni� ze mn�, jak matk� kocham!
KOTWICZ Ale fe! Tak zaraz? Na poczekaniu?
�ECHCI�SKA By�abym hrabin�� ( do siebie) Jezus! Dopiero bym nos zadziera�a!
Ciekawa
rzecz, jak� min� zrobi�aby na to stara szambelanowa. ( do Kotwicza, z
przymileniem) O�eni�by
si� hrabia ze mn�, gdybym mia�a pieni�dze? Co?
KOTWICZ ( po chwili, przyjrzawszy jej si�, p� �artem) Chyba bardzo grube.
�ECHCI�SKA A co! Jeszcze by grymasi�, jak matk� kocham� nie powiedzia�am? Zaraz
chce si� kroci�w� Dobre i co�� zawsze by�by sw�j k�t, c� by przysz�o robi�,
gdyby zabrak�o
cudzych? Przecie hrabiemu nie wypada si� zaprz�ga� do pod�ej pracy jak jakiemu
pierwszemu lepszemu. To tak jak gdyby na przyk�ad naszemu pa�stwu kaza� by�
czym�
Jezus! Taka wielka familia, od ksi���t, hrabi�w, nawet od kr�l�w podobno� Czy to
prawda, �e Czarnoskalscy pochodz� od kr�l�w?
KOTWICZ ( z niechcenia) W�a�ciwie to tylko ta linia, do kt�rej ja si� licz�,
hrabiowska,
Dahlberg�w, jest skuzynowan� przez Stuart�w z wi�ksz� cz�ci� dom�w panuj�cych�
a
m�odsza, z kt�rej pochodzi szambelanic� ph� niby przez Poniatowskich� ale� w
ka�dym
to ju� tylko� dobra szlachta� wi�cej nic�
�ECHCI�SKA No, to i to nie bagatela! Poniatowscy� i niech�eby im przysz�o co
robi�,
pracowa� na �ycie, Jezus! Oni tak przyzwyczajeni do pa�stwa, do wszelkich wyg�d,
czy�by
to mogli przenie��? Chocia� nasza pani to �wi�ta, anielska kobieta! Pe�na
rezygnacji, a
co za matka! Nie ma ofiary, kt�rej by nie by�a gotow� zrobi� dla dzieci� Bo czy�
to nie
prawdziwa ofiara pozwoli� panu Maurycemu �eni� si� z c�rk� takiego
Dzie�dzierzy�skiego?
Sk�d�e to wysz�o? Jaki� kupiec!
KOTWICZ ( z gor�k� ironi�) Tak�e milioner� ( po chwili, z niechcenia) Te
pieni�dze, o kt�rych
pani �echci�ska wspomnia�a, to pewno po referendarzu?
�ECHCI�SKA By� mo�e� nie wiem.
KOTWICZ ( machn�wszy r�k�) Na ksi�ycu.
�ECHCI�SKA O, bardzo przepraszam, nie na ksi�ycu!� Ach, gdyby by� referendarz
jeszcze
troch� po�y�, inaczej bym �piewa�a� By�by si� o�eni� ze mn�, jak amen w
pacierzu�
ale i tak mi zapisa�. Zapieraj� mi, szachruj�, przekupuj� w s�dach, ale
wydob�d�! Wydob�d�!
Cho�by mi przysz�o nie wiem co!�
KOTWICZ I du�o to tego?
�ECHCI�SKA Poka�e si� w swoim czasie� Ach, jaki hrabia ciekawy� ( na stronie)
Jezus!
�ebym ja go te� z�apa�a. ( g�o�no) Ale my tu gadu gadu, a nic o interesie.
Niech�e hrabia
si� postara tego Strasza sprowadzi� dzi� do nas koniecznie� Trzeba to zrobi� dla
pani�
KOTWICZ ( z godno�ci�) Dlaczego� kuzynka nie raczy�a wtajemniczy� mnie w powody?
�ECHCI�SKA Dlaczego, dlaczego� [kiedy hrabiemu to trzeba by zaraz tak o� (
wystawia
j�zyk i pokazuje palcem urzni�cie)
KOTWICZ Doprawdy! Nie zas�uguj� na zaufanie? Wi�c dajcie� mi pok�j!
�ECHCI�SKA Ale za pozwoleniem� swoj� drog� sama powiedzia�am pani� to tak jak
mnie hrabia �yw� widzi, �e tu bez hrabiego si� nie obejdzie, jak matk� kocham�
Kt� by
to zrobi�? Ciekawam� na samego pana nie ma co rachowa�.
KOTWICZ Jeszcze czego! Stary pedant.
�ECHCI�SKA M�ody tak�e nie do tego.
KOTWICZ Wi�c?
�ECHCI�SKA] Wszystko opowiem szczeg�owo, tylko siadajmy, bo mi nogi �cierp�y�
( siadaj� na �aweczce po prawej) Ot�, widzi hrabia, rzecz si� ma tak� ( tu� za
nimi pada
strza�; �echci�ska z wielkim krzykiem rzuca si� Kotwiczowi na szyj�; on
podobnie�,
drgn�wszy, chwyta j� w p�) Jezus! Jak�em si� przel�k�a� ( spuszczaj�c oczy i
odejmuj�c
r�ce) Przepraszam hrabiego� nie wiedzia�am, co si� ze mn� dzieje�
KOTWICZ ( nie puszczaj�c jej) Ale fe! Taka nieostrzelana?� ( na stronie) One
jednak
wszystkie maj� w sobie co�, te kobiety�
( pada drugi strza� i zaraz po nim �miech; oboje z krzykiem padaj� sobie w
obj�cia)
�ECHCI�SKA ( zrywaj�c si�) Ach, dlaboga! Oni nas jeszcze postrzel�, jak matk�
kocham�
uciekajmy st�d� znajd�my sobie jaki k�cik spokojny do pogadania.
KOTWICZ Jest racja� p�jd�my do k�tka�
( wychodz� spiesznie w g��b ku prawej stronie)
SCENA III
MAURYCY, W�ADYS�AW, DZIE�DZIERZY�SKI, potem MICHA�EK.
DZIE�DZIERZY�SKI ( w eleganckim stroju my�liwskim z wszystkimi przyborami, przy
kordelasie, ale mina mieszcza�ska; wyrazy cudzoziemskie wymawia mocno polskim
ak-
centem) Tak si� strzela, moi panowie� ca�y nab�j w centrum! ( do W�adys�awa,
wskazuj�c
na Maurycego, kt�ry na boku zwija papieros) V o y e z v o u s, q u e l n e z�
jak mi si�
nos wyci�gn��� nie strawi tego mojego triumfu� ale bo te� to by� strza�
kapitalny. ( na
stronie) Sk�d mi si� wzi��, ani wiem� ( g�o�no) No c�, nic nie m�wisz?
W�ADYS�AW Zdziwienie odebra�o mi mow�.
DZIE�DZIERZY�SKI Aha! Zdziwienie� Widzisz! Nie spodziewa�e� si�?
W�ADYS�AW Ale bo papka tak sobie pachy strzeli�.
DZIE�DZIERZY�SKI ( dotkni�ty) C o m m e n t? Jak to, spod pachy? Co gadasz! Czy
my�lisz,
�e nie wiem, jak trzyma� strzelb�? Ja, my�liwy!� Spod pachy!
W�ADYS�AW Prosz�! Papka my�liwy, a nie zna my�liwskiego wyra�enia� Spod pachy �
to jest z niechcenia, nie mierz�c, tak sobie, o!� ( pokazuje, podrzucaj�c
strzelb� luf� ku
niemu)
DZIE�DZIERZY�SKI ( przechodz�c na drug� stron�) S a v e z � v o u s q u o i, c�e
s t b o
n! ( �miej�c si�) Z�apa�e� mnie za s��wko� no! Patrzcie�! Przecie� znam
doskonale�
Istotnie prawie nie mierzy�em, j e n�a i p a s m e s u r �, m a p a r o l e� tak
sobie,
paf!� To ju� z natury, znajcie prawowiernego szlachcica, kt�rego nie macie
�adnej racji
prze�ladowa� o mieszcza�skie nawyknienia, jak sobie pozwalacie.
W�ADYS�AW Papko, �arty�
DZIE�DZIERZY�SKI Je�eli burze krajowe jednego z moich przodk�w wyp�dzi�y do
miasta,
gdzie wzi�� si� do kupiectwa� c o m m e c e l a� z nud�w� p o u r l e p a s s e
z �
t e m p s, to mimo to nie przestali�my by� szlacht� ��czyck�, piskorzami z
dziada pradziada�
Dzie�dzierzy�scy de Kurzy-jama� We� herbarz!
W�ADYS�AW Wi�c istotnie dlatego papka trafi� w centrum?
DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? A dlaczego�? Dobra krew przem�wi�a, i kwita.
W�ADYS�AW Fe! Kt� dzi� wierzy w takie przes�dy!
DZIE�DZIERZY�SKI M�j panie W�adys�awie� jak mo�na odzywa� si� w ten spos�b, c o
m m e n t p e u t � o n? To �wi�tokradztwo! ( uroczy�cie) S� rzeczy
sakramentalne, kt�rych
lekcewa�y� nie wolno� Kpijcie sobie, ile wam si� podoba, z maj�tku, bo tego lada
dure� mo�e si� dorobi�; ale to, co mamy po antenatach, imi�, stanowisko, n o b l
e s s e o
b l i g e, kt�rego za pieni�dze nie kupi, powinni�my czci� jak �wi�to�� Panie
Maurycy,
nieprawda�? Poprzej mnie�
MAURYCY Ale czy pan go nie zna?� Kontent, gdy mo�e dowcipkowa�.
DZIE�DZIERZY�SKI Masz racj�, z nim nie ma szansy.
W�ADYS�AW Ale bo papka jest p l u s p a p e q u e l e p a p e.
DZIE�DZIERZY�SKI S a v e z � v o u s q u o i, c�e s t b o n!� Papka p l u s p a
p e q u e
l e p a p e� cha, cha, cha� To jest niby innymi s�owy, �e� ( na stronie) Co to
w�a�ciwie
mo�e by�? ( tu� za scen� s�ycha� par� zad�� tr�bki) A, m�j Miszel!� ( bierze
tr�bk� i dmie
w ni�, wydobywaj�c tylko chrapliwe tony. Za pierwszym zad�ciem Micha�ek wchodzi
i
staje tu� przy nim) C� u diab�a! Czy t� tr�bk� kto zaczarowa�? ( do Micha�ka)
Gdzie�e� ty
si� chowa�? Tr�bi�em, a� mnie p�uca bol�.
MICHA�EK S�ysza�em, ale nie mog�em odtr�bi�, bo upatrzy�em kota i nie chcia�em
go p�oszy�.
DZIE�DZIERZY�SKI Aha!
MICHA�EK Zaprowadz� ja�nie pana prosto do kotliny, ja�nie pan b�dzie mia�
satysfakcj�.
DZIE�DZIERZY�SKI B o n! ( na stronie) P l u s p a p e q u e l e p a p e� musz�
si� spyta�
Poli, co to znaczy. ( g�o�no) Ale on ucieknie tymczasem.
MICHA�EK ( ciszej) Nie ucieknie, bo ju� ze dwie godziny, jakem go zastrzeli��
le�y pod
sosn�.
DZIE�DZIERZY�SKI Cicho! ( �ciska mu rami�) Masz u mnie rubla, tylko tak zr�b,
�eby si�
nikt nie domy�li�. ( g�o�no) J e v o u s d i s, m�j Miszel to per�a mi�dzy
strzelcami� Nieraz
jem sobie �niadanie, a on przychodzi i powiada: - Ja�nie panie, upatrzy�em w
kotlinie
zaj�ca. � B o n! Gdzie? � Przy borsuczych do�ach. � Nawiasem m�wi�c, p� mili
drogi�
u n j o l i m o r c e a u� Zaprz�ga�! Jedziemy� prowadzi mnie, ustawia w dobrym
miejscu,
a sam idzie prosto na kota� wystrasza go, kot pomyka� kiedy sadzi w najlepsze,
ja
paf, paf!�
W�ADYS�AW Kot sadzi jeszcze lepiej.
DZIE�DZIERZY�SKI ( zbity z tonu) A to jakim sposobem?
W�ADYS�AW No, ze strachu, c� dziwnego?
DZIE�DZIERZY�SKI Ale nie ma czasu, bo go trafiam� Kozio�kuje w miejscu i� f i n
i t a
l a c o m e d i a.
W�ADYS�AW Dramat chyba.
DZIE�DZIERZY�SKI No, dla niego dramat, to prawda� ale dla mnie�
W�ADYS�AW Czy to papce robi przyjemno��?
DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? To nie ma robi� przyjemno�ci?
W�ADYS�AW Ciekaw jestem, jak�� ( patetycznie) �e biedne zaj�czysko, kt�re nikomu
nic
nie zawini�o, pora�one z pa�skiej r�ki, skrzeczy g�osem kraj�cym serce? To ma
by� przyjemno��?
Winszuj�.
DZIE�DZIERZY�SKI ( patrz�c na Micha�ka) Skrzeczy?
W�ADYS�AW Czy papka t� krwio�erczo�� odziedziczy� w spadku po przodkach?
DZIE�DZIERZY�SKI ( na stronie) Ju�ci�, �e to nie musi sprawia� mi�ej sensacji.
MICHA�EK Ja�nie panie, je�eli mamy i��, to si� spieszmy, bo kot mo�e nie
dosiedzie�.
DZIE�DZIERZY�SKI ( po chwili wahania) A dobrze� go zabi�?
MICHA�EK Ani zipn��.
DZIE�DZIERZY�SKI R�czysz, �e nie b�dzie skrzecza�?
MICHA�EK Chyba na ro�nie.
DZIE�DZIERZY�SKI ( z fantazj� do W�adys�awa) M�w sobie, co chcesz, jak si� ma
ju�
�y�k�, to si� ma� nie wyprujesz jej. ( do Micha�ka) No, id� naprz�d, a l l o n
s� ( do siebie)
P l u s k a p� k l u p a k� jak�e tam? A! P l u s p a p a q u e l e p a p a.
( wychodz� na prawo. Dzie�dzierzy�ski odwodzi kurki u strzelby i trzyma j� w
pogotowiu
do strza�u)
SCENA IV
MAURYCY, W�ADYS�AW.
MAURYCY M�j drogi, przesta� te� raz tej zabawki niegodnej ciebie. Nie rozumiem,
co za
przyjemno�� bra� na fundusz cz�owieka, kt�ry nawet nie potrafi si� broni�.
W�ADYS�AW ( �miej�c si�) To tak tylko w k�ku familijnym� Za to poza oczy zawsze
trzymam jego stron�, szanuj�c w nim, b�d� co b�d�, zacny charakter.
MAURYCY Tw�j humor dra�ni mnie.
W�ADYS�AW Dlaczego?
MAURYCY Dlatego �e ja go mie� nie mog�!
W�ADYS�AW A to egoizm!
MAURYCY Ty� kontent ze wszystkiego, pocz�wszy od siebie, gdy ja nieraz mia�bym
doprawdy
ochot� w �eb sobie paln��.
W�ADYS�AW Tak kiedy wolnym czasem, w braku innej rozrywki?
MAURYCY Zar�czam ci, �e nie �artuj� bywaj� chwile, �eby mnie to nic a nic nie
kosztowa�o�
Te kajdany, bez kt�rych kroku zrobi� nie mog�, zanadto mi ju� ci꿹.
W�ADYS�AW Jakie kajdany? Chyba ukute w twojej wyobra�ni?
MAURYCY Zazdroszcz� ci, �e� si� od nich wyzwoli�� Jedna krew w nas p�ynie, a
jak�e�my
daleko od siebie! Te wszystkie wzgl�dy, kt�re mnie kr�puj�, dla ciebie nie
istniej�. Najswobodniejszy
w �wiecie, w swoim dworku pod s�omian� strzech� dorabia si�, orze, sieje,
ujada si� z parobkami� i szcz�liwy! Ach, gdybym ja tak m�g�!
W�ADYS�AW Przypominasz mi tego w�a�ciciela pensjonatu, kt�ry zajadaj�c przy
uczniach
kap�ona zazdro�ci� im kaszki na wodzie i kartofli w mundurach, m�wi�c: � Ach,
jakbym
ja to jad�! � To tylko ob�uda, m�j bracie, bo gdyby� chcia�, toby� i m�g�.
MAURYCY [Daj�e mi spos�b.
W�ADYS�AW Bardzo prosty: powiedz sobie raz, ale to tak na serio, �e jeste�
zwyk�ym
�miertelnikiem, ani mniej, ani wi�cej, tylko takim samym jak tysi�ce innych
ludzi, kt�rzy
zarabiaj� na chleb w pocie czo�a.
MAURYCY ( ironicznie) I to ju� wszystko?
W�ADYS�AW Dodaj jeszcze, �e cz�owiek z urodzeniem nie jest bydl�tkiem uwi�zanym
przy ��obie, do kt�rego opatrzno�� powinna sypa� go�y owies, bo to jest rola
opas�w,
przeznaczonych wy��cznie na rze�� a kto ma pretensj� �y� nie zawadzaj�c na
�wiecie,
musi si� troch� potrudzi� taka regu�a, i �wi�ty Bo�e nie pomo�e! Pod tym
wzgl�dem
dola ludzi i bydl�t zupe�nie jednaka.
MAURYCY Bardzo �adnie� wi�c z tego sens moralny, �eby schowa� do kieszeni
wszystkie
pretensje wyssane z mlekiem, ugruntowane przez na��g, wyrzec si� ich publicznie
i] za
twoim przyk�adem zakasawszy r�kawy chwyci� za p�ug, nieprawda�?
W�ADYS�AW Czyby� nie mia� do tego si�y?
MAURYCY Mia�bym, gdybym by� sam jeden jak ty� Zapominasz, �e mam rodzic�w.
W�ADYS�AW Tym silniejsza pobudka.
MAURYCY Zatem pod�ug ciebie mam ich sk�oni�, aby sprzedali maj�tek, posp�acali
d�ugi i
za te resztki, kt�re by nam pozosta�y, kupili par� w��k gruntu z cha�upk� pod
lasem, w romantycznym
po�o�eniu, w kt�rej by�my osiedli wszyscy razem i rozpocz�li sielankowy
�ywot dorabiaj�c si� na nowo?� Cha! cha! cha! czy�by oni w tych warunkach
wy�yli?
W�ADYS�AW A, m�j drogi, ju� na to nie mam co powiedzie�.
MAURYCY Dla nich ca�� nadziej� jestem ja! Wychowali mnie na filar upadaj�cego
domu.
W�ADYS�AW ( na stronie) Pi�kny filar!
MAURYCY Przej�ci wiar�, �e �wietna przysz�o�� nale�y nam si� z prawa urodzenia,
wpajali
j� we mnie, ko�ysali bajeczk� o ksi�niczce z diamentami, kt�ra sp�ynie z
ob�ok�w i odda
mi swoj� r�k�
W�ADYS�AW ( ironicznie) Aha! Tymczasem zamiast ksi�niczki�
MAURYCY To mnie dobija!
W�ADYS�AW Wi�c kupc�wna ci nie w smak?
MAURYCY ( unosz�c si�) �e te� ty z naj�wi�tszych rzeczy musisz drwi�!
W�ADYS�AW Nie wiedzia�em, �e przes�dy kastowe s� tak� �wi�to�ci�� Bij� si� w
piersi.
MAURYCY ( jak wy�ej) Cz�owieku! czy ty nie widzisz, co mnie n�ka?� Oto rola moja
upokarzaj�ca
w tym ca�ym stosunku. Wstydz� si� jej, a nie mam na to rady. Je�eli mi odda
r�k�,
to wbrew swojej woli, bo wp�ywaj� na ni�� ju� nie m�wi� kto inny, ale w�asny
ojciec,
zachwycony widokiem koligacji z nami.
W�ADYS�AW A ty?
MAURYCY ( po chwili) Czy� tu o mnie chodzi?
W�ADYS�AW Ale powiedz�e mi tak otwarcie� jeste� got�w do tej ofiary?
MAURYCY Ofiary! Wiem, �e niejeden tak to nazwie.
W�ADYS�AW Wi�c tak nie jest? ( Maurycy milczy) Masz dobr� i nieprzymuszon� wol�?
Nie zra�aj� ci� te malutkie wzgl�dy i wzgl�dziki, na kt�re nasz �wiatek tak lubi
kr�ci� nosem?
MAURYCY ( z zapa�em) To jest anio�!
W�ADYS�AW ( zdziwiony) Ba! Tak�e mi gadaj� ( po chwili) Jak si� to mo�na omyli�!
Ja
by�em pewny, �e ty si� przymuszasz dogadzaj�c woli rodzic�w� co wi�ksza, (
ciszej) by�bym
przysi�g�, �e ta ma�a Zuzia naprawd� ci� przywi�za�a do siebie.
MAURYCY ( rozdra�niony) Czy i ty zaczynasz si� ju� bawi� w babskie plotki?
W�ADYS�AW Je�eli dosz�o co� do mnie, r�cz� ci, �e mimo ch�ci.
MAURYCY ( gwa�townie) I wierzy�e� temu? ( �miej�c si�, z przymusem) Dziewczyna
prosta,
ograniczona� co za my�l, �eby zabawk� bez konsekwencji�
W�ADYS�AW Jak to bez konsekwencji? Pozw�l, �e to ju� wyrafinowany egoizm�
MAURYCY ( niecierpliwie) Ale nie masz najmniejszej racji do moralizowania, bo to
wszystko,
co mo�esz powiedzie�, ja sobie ju� dawno powiedzia�em! Je�eli kiedy� by�y z
mojej
strony jakie zamiary niekoniecznie godziwe, to ich �a�uj�.
W�ADYS�AW Ba!
MAURYCY Nie posun��em si� tak daleko, �eby mi nie wolno by�o si� cofn��.
W�ADYS�AW No chyba�
MAURYCY I daj� ci s�owo, �e dzi� ju� z tego wszystkiego nie ma nic.
W�ADYS�AW S�owo honoru?
MAURYCY S�owo honoru� nic a nic! Czy� mo�esz przypuszcza�, �ebym ja teraz
jeszcze
dawa� powody do plotek?
W�ADYS�AW ( po chwili) Skoro tak, gdy kochasz Pol�, wi�c o c� ci chodzi?
MAURYCY ( z ogniem) O ni�! O ni�!� O jej wzajemno��, szacunek, o pewno��, �e mn�
nie
pogardza.
W�ADYS�AW Pierwsze jest wszystkim. Najwi�ksz� pewno�� b�dziesz mia�, gdy j�
rozkochasz.
MAURYCY Z tob� nie mo�na m�wi� powa�nie.
W�ADYS�AW To jedyny �rodek� Zreszt�, czy� to tak trudno? M�j drogi, �eby ci�
przekona�,
got�w jestem zrobi� ci wyznanie� o kt�rym dawno ju� my�la�em, ale� jako�� nie
przysz�o do tego. C� powiesz na to, �e ja, kt�rego zasady znasz, nie wiedz�c
jak i kiedy,
doprowadzony zosta�em do tej ostateczno�ci, �e si� zakocha�em po uszy, i robi�
krok, kt�ry
zimny rozum mo�e pot�pi�.
MAURYCY E!
W�ADYS�AW Nie wierzysz? Wi�c pos�uchaj!� Postawi�em sobie by� za prawid�o
ignorowa�
kobiet�, o ile nie przedstawia�a widok�w odpowiednich moim celom. I udawa�o mi
si�
to przez czas jaki�. Najokrzycza�sza pi�kno��, skoro nie znajdowa�a si� w
warunkach dost�pnych,
robi�a na mnie wra�enie tylko pi�knego pos�gu. Ta uwaga, �e ona nie dla mnie,
by�a ok�adem z lodu, kt�ry mnie zabezpiecza� najdoskonalej� Tymczasem znalaz�a
si�
osoba, i notabene osoba znaj�ca m�j spos�b my�lenia, kt�ra uwzi�a si� zburzy�
ca�y ten
gmach m�drych postanowie�, z tak� troskliwo�ci� wzniesiony� i dokaza�a swego.
Ale ty
mnie nie s�uchasz i nie ciekawy� nawet dowiedzie� si�, kto jest ta czarodziejka.
Ot� odkryj�
ci tajemnic�, bo i tak wkr�tce dowiedzia�by� si� Jest to� twoja siostra!
MAURYCY ( bardzo zdziwiony) Gabriela!
W�ADYS�AW Wszak niespodzianka? Chowali�my si� niemal razem od dzieci�stwa, przez
tyle lat patrza�em na ni� jak na prze�liczn� kuzyneczk�, z kt�rej wdzi�k�w by�em
dumnym,
ale pomy�le� o czym wi�cej ani mi w g�owie nie powsta�o, bo to by�bym nazwa� po
prostu zawi�zaniem losu nam obojgu. Wszystko to trwa�o dop�ty, dop�kim si� nie
przekona�,
�e opiera� si� d�u�ej magnetycznej sile, jak� posiada spojrzenie kobiety,
niespos�b;
pod jej wp�ywem moje serce zamieni�o si� w wulkan.
MAURYCY Ty � wulkan?!
W�ADYS�AW Jak ci� kocham, przeobrazi�a si� ca�a moja natura. Wi�c widzisz,
dlaczego�by�
ty nie da� sobie rady z Pol�, kt�ra z pewno�ci� jest pe�n� najlepszych ch�ci i
niczego
wi�cej nie pragnie jak kocha�. Tylko, uwa�asz, co do nas, nie mi�szaj�e ty si�
do niczego,
zostaw to nam samym. Kochamy si� jak para turkawek i Gabrieli jestem pewny, ale
przewiduj�
trudno�ci ze strony stryjostwa� Ojciec jak ojciec, ale z matk� najgorzej� Robi�c
ci zwierzenie zap�dzi�em si� mo�e za daleko, sta�o si� to pod wp�ywem naszej
rozmowy�
wi�c prosz� ci� o tajemnic� do czasu� M�g�by� wszystko zepsu�, wyrywaj�c si�
zbyt pospiesznie.
MAURYCY M�j W�adku, �ycz� wam obojgu jak najlepiej, ale�
W�ADYS�AW ( �ciskaj�c go) Tylko, zlituj si�, �adnych uwag�
MAURYCY Ale bo czy ty si� nie �udzisz?
W�ADYS�AW Gdyby tak by�o, to prosz� ci�, nie otwieraj mi oczu. Ca�� nadziej�
z�o�y�em
w tym z�udzeniu� niech wi�c przynajmniej trwa jak najd�u�ej.
SCENA V
POPRZEDZAJ�CY, ZUZIA, KOTWICZ, STRASZ.
ZUZIA ( w kulisie, tonem pewnej zalotno�ci, chc�c odebra� koszyk Straszowi,
kt�ry go przytrzymuje
wraz z jej r�k�) Oj oj! bo to boli!� po co pan tak �ciska, c� to znowu� niech
mi pan odda koszyk!
STRASZ Powiedzia�em, �e ci oddam, je�eli mi dasz ca�usa.
ZUZIA ( jak wy�ej) To to to� Nie mam takich rzeczy na rozdawki.
STRASZ Jak to! Taka �liczna dziewczyna i tak nieprzyst�pna? To grzech!
ZUZIA Tak mnie uczyli.
KOTWICZ ( dopomagaj�c Straszowi) Ale fe! i kt� taki? Je�eli pan Maurycy, to
w�a�nie powinna�
by� z tym otrzaskan�.
ZUZIA ( hardo do Kotwicza) A pan co sobie my�li o mnie?
KOTWICZ �e mog�aby� nie robi� ceremonii� ( przytrzymuje j�, a Strasz ca�uje)
ZUZIA ( krzykn�wszy) Ach!� ( po chwili do Kotwicza z d�sem) Stary!� ( w tej
chwili spostrzeg�szy
Maurycego, biegnie do niego, zostawiaj�c koszyk w r�ku Strasza; pomieszana,
tonem, jakby szuka�a opieki) Prosz� pana�
KOTWICZ ( na stronie) Sytuacja napr�ona�
STRASZ ( zbli�aj�c si� z koszykiem, kt�ry Zuzia odbiera) Fant wykupiony, oddaj�
ci� a za
przestrach� ( si�ga do portmonetki)
ZUZIA ( z pewn� afektacj�, przysuwaj�c si� do Maurycego) Niech mnie pan broni.
MAURYCY ( zimno, usuwaj�c si�) Nie udawaj, moja kochana, bo nie zdaje mi si�,
�eby ci ta
napa�� robi�a tak wielk� przykro��.
W�ADYS�AW ( na stronie) Zawsze go to jednak dotkn�o.
MAURYCY A je�eli naprawd� tak si� boisz, to sied� w domu i nie biegaj po lesie,
kiedy
wiesz, �e mo�esz kogo spotka�.
ZUZIA ( zawstydzona) Czy� ja wiedzia�am? ( po chwili) To tak zawsze! Jak
napastowa�, to
ka�dy got�w� a do obrony nie ma nikogo.
KOTWICZ Ale bo panowie zapewne si� nie znacie� Pan Strasz, nowy dziedzic
Zagrajewic�
s�siad.
MAURYCY ( z dwuznaczn� grzeczno�ci�) A!� Domy�li�em si� tego, ujrzawszy na
polowaniu
osob� nieznajom�.
KOTWICZ Panowie Czarnoskalscy.
STRASZ Bardzo mi przyjemnie.
MAURYCY ( do W�adys�awa) Idziemy?
W�ADYS�AW Zapewne, nie mamy tu co robi�
ZUZIA ( zmuszaj�c si� do p�aczu) Tylko cz�owiek si� wstydu naje, nie wiedzie� z
jakiej racji,
i tyle.
STRASZ ( wtykaj�c jej pieni�dze do r�ki) We��e�
ZUZIA Niech pan sobie schowa dla innych. ( odchodzi do domku)
STRASZ ( kt�ry zrobi� kilka krok�w za ni�; wracaj�c) Wiecie, panowie, �e to
bardzo �adna
dziewczyna, daj� s�owo� podobno c�rka le�niczego; tatki teraz nie ma, warto by
p�j�� za
ni� i utuli� ten �al� z��my si� jej na jaki� podarek� dobrze?
MAURYCY ( do W�adys�awa) Chod�my na stanowiska, mo�e si� jeszcze co trafi.
KOTWICZ Mieli�my si� tu zej�� na bigos.
W�ADYS�AW ( przechodz�c ko�o Strasza, jakby do siebie) Ma�a rzecz, a wstyd.
( Maurycy i W�adys�aw wychodz� na prawo)
SCENA VI
KOTWICZ, STRASZ.
KOTWICZ ( na stronie) Jak oni mu b�d� takie finfy puszcza�, to wszystko na nic
si� nie
zda� a potem b�dzie na mnie.
STRASZ ( po chwili) M�j panie, co to mia�o znaczy�?
KOTWICZ Jak to? Co?
STRASZ Prosz� pana, czy ja jestem smarkacz? Powiedz pan.
KOTWICZ Ale sk�d znowu, przecie pan musisz by� pe�noletnim.
STRASZ Mam lat dwadzie�cia pi�� i niezale�n� pozycj� Przyzna�em si� panu
otwarcie, �e
lubi� kobiety, i bardzo lubi�, to jest moja s�aba strona� A �e wyszed�em spod
kurateli,
zdaje mi si�, �e nie mam potrzeby kry� si� z tym moim upodobaniem i wolno mi je
objawi�.
Gdybym przebra� miark� i obrazi� przyzwoito�� publiczn�, jest na to w�adza
policyjna,
kt�ra by mnie wsadzi�a do ciupy albo kaza�a zap�aci� kar� ale �eby mi jaki� tam
arystokrata
prowincjonalny ubli�a� prawieniem mora��w�
KOTWICZ Zupe�nie pana nie rozumiem, o c� chodzi?
STRASZ Pomijam niegrzeczne obej�cie si� tych pan�w, chocia� zdaje mi si�, �e
kiedy kto
m�wi do mnie, przyzwoito�� nakazuje odpowiedzie� � ale co znaczy�o to: �ma�a
rzecz, a
wstyd�, kt�re jeden z nich powiedzia� odchodz�c?
KOTWICZ Nie s�ysza�em.
STRASZ To by�o wym�wione z akcentem, panie, u musia�o mnie obrazi� Wdzi�czny
panu
jestem za zaproszenie, ale korzysta� z niego nie my�l�. Ja nie jestem pierwszy
lepszy panie,
�ebym m�g� s�ucha� impertynencyj i znosi� fumy jakich� tam p�pank�w.
KOTWICZ ( na stronie) O, jaki� dra�liwy. ( g�o�no) Ale panie, panie, jaki pan
jeste� niedomy�lny�
a warszawiak!� Gdzie� tu ch�� obra�enia? To by�a prosta zazdro��, a w takich
razach trzeba by� wyrozumia�ym.
STRASZ Jak to zazdro��?�
KOTWICZ Czy� potrzebuj� panu t�umaczy�?� Wkracza�e� pan na cudze terytorium,
przyw�aszcza�e�
sobie prerogatywy os�b trzecich�
STRASZ Aha! Teraz rozumiem� Wi�c ta dziewczyna?� ( zapytuje wzrokiem)
KOTWICZ ( odpowiada podobnie�) Emh�!
STRASZ Kiedy tak, to co innego� ( po chwili) Ale zawsze kwituj�, z tych
stosunk�w� jest
co�, co mi si� nie podoba� Po co mi si� cisn�� do wysokich prog�w?� Najlepiej
niech
sw�j z swoim przestaje� ot, jak my na przyk�ad� z panem ja jestem swobodnym,
jakby�my
si� znali B�g wie odk�d� Ale! Powiedz mi pan, jaki� pan masz tytu� zaprasza�
mnie
do tych pa�stwa?
KOTWICZ Bardzo prosty� jako ich krewny.
STRASZ Nie mo�e by�! Pan jeste� ich krewnym? Nie wiedzia�em.
KOTWICZ ( z pa�ska) Mia�em zaszczyt rekomendowa� si� przy poznaniu� Kotwicz-
Dahlberg Czarnoskalski.
STRASZ Tak�e Czarnoskalski? Nie uwa�a�em, daj� s�owo� Kotwicz�Dahlberg,
Dahlberg�
a a a� to pan, co go nazywaj� hrabi�� Teraz wiem� ( na stronie) Hrabia von Habe-
nichts.
KOTWICZ ( ura�ony) Skoro nazywaj�, zdaje mi si�, �e jest do tego prawo� Jestem
ze starszej
linii.
STRASZ ( na stronie) Jak to szyd�o wy�azi z pustego worka. ( g�o�no) A, to mocno
przepraszam�
ja bo my�la�em, �e to tak sobie, na �arty. Mnie w kawiarni u Andzi na Tr�backiej
nie nazywano inaczej, tylko hrabi�� Prawda, �e w�a�nie wtenczas spad�a na mnie
ta sukcesja.
KOTWICZ Ph!� W knajpie uchodz� takie koncepta.
STRASZ ( dotkni�ty) Ale za to nie uchodzi wiele rzeczy, kt�re musz� znosi� w
salonie.
KOTWICZ Tak�e por�wnanie!
STRASZ Przede wszystkim u�ywam przyjemno�ci otwarcie, nie potrzebuj� gra�
komedii, i
jestem panem za swoje trzy grosze.
KOTWICZ Ha, s� gusta i gu�ciska� Ale jako wielbiciel kobiet, gdzie� pan szukasz
ich towarzystwa?
Bo kobiet�, tak jak si� j� pojmuje idealnie, mo�e wyhodowa� tylko atmosfera
salonu.
STRASZ A, winszuj�!� Cha! cha! damy salonowe� czy� to s� kobiety?
KOTWICZ A c�?
STRASZ Jakie� istoty zagadkowe, z obliczem sfinks�w, sercem pe�nym
niestworzonych zachce�,
a z pretensjami na anio��w.
KOTWICZ Gdzie�e� je pan mia� sposobno�� tak studiowa�?
STRASZ Teoretycznie, za pomoc� patologii, bo to wszystko si� t�umaczy stanem
chorobliwym.
U Andzi bywa� jeden doktor medycyny, m�ody ch�opak �wie�o wysz�y z uniwersytetu�
No! Co ten nam nagada� o kobietach, to prosz�, by�o s�ucha� ( stanowczo) Hrabia
nie znajdziesz w salonach jednej kobiety zdrowej.
KOTWICZ Ale fe!
STRASZ To jest fakt. Wi�c co mi za przyjemno��?� Ja nie szukam jakiego�
p�bo�yszcza,
przed kt�rym musia�bym chodzi� na palcach, tylko kobiety z krwi i cia�a, o
kt�rej by�bym
przekonany, �e nie dostanie spazm�w, gdy jej powiem s�owa prawdy bez obwijania w
bawe�n�
Chc� zdrowej natury, a nie sztuki. Ot, na przyk�ad, ta tutaj dziewczyna, to
rozumiem�
KOTWICZ Pod tym wzgl�dem gusta m�odych ludzi zmieniaj� si� Zobaczymy, co pan
powiesz
o tym za miesi�c�
STRASZ Dlaczego� za miesi�c?
KOTWICZ No, niby mniej wi�cej, gdy si� porobi stosunki, gdy pan z�yjesz si� z
naszym
towarzystwem i spotkasz w nim zdrowe natury.
STRASZ ( mi�kko) Kiedy ja nie mam do tego najmniejszej ochoty.
KOTWICZ To prosty obowi�zek, panie.
STRASZ ( skromnie) Nie my�l� si� narzuca�.
KOTWICZ Narzuca si� ten, kto mo�e mie� w�tpliwo��, jak b�dzie przyj�tym� ale pan
nie
jeste�, jak sam powiedzia�, jaki� tam pierwszy lepszy.
STRASZ No, zdaje mi si� Taki maj�tek, jak moje Zagrajewice, piechot� nie
chodzi.
KOTWICZ ( na stronie poci�gaj�c nosem) Jak zalecia� parweniusz. ( g�o�no) Wi�c
idziesz pan
z nami do Czarnoska�y i kwita!� I tak, nie dzi�, to jutro trzeba to zrobi�, tego
pan nie
unikniesz� stanowisko pa�skie to nakazuje.
STRASZ Hm� subiekcja� Przyznam si�, �e mi nie pilno� ( spogl�daj�c po sobie)
Zreszt�,
czy� tak mog�?
KOTWICZ Nie masz pan si� w co przebra�?
STRASZ Wzi��em tu�urek na wszelki wypadek.
KOTWICZ Ano!
STRASZ Ale nie wiem, czy to uchodzi tak, z polowania� nie by�em z wizyt�
etykietaln�.
KOTWICZ Z�o�ysz j� pan p�niej, nic nie szkodzi.
STRASZ Ha, kiedy nic nie szkodzi� to jazda!� ( na stronie) Co tam!
KOTWICZ ( na stronie) No, ja swoje ju� zrobi�em.
( wchodzi z prawej strony �echci�ska, przywo�uje gestem Kotwicza i zamieniwszy z
nim
kilka s��w, wchodzi do domku)
STRASZ ( po chwili na stronie) Puszczam si� na bystr� wod�! ( po chwili) No i
niech�e mi kto
powie, kiedy ja by�em na swoim miejscu� czy wtenczas, gdy jako gryzipi�rek
s�dowy
wiesza�em psy na arystokracji, czy dzi�, gdy jestem tak s�abym, �e mnie te
zaprosiny po�echta�y?
G�upia natura ludzka, daj� s�owo: czuj� formalnie jaki� nastr�j uroczysty� ( po
chwili) �eby si� tylko nie po�lizn�� na tych woskowanych posadzkach!� Ale
prawda! To,
za co by dependentowi pokazano drzwi, ujdzie dziedzicowi Zagrajewic� nie ma
k�opotu!
SCENA VII
KOTWICZ, STRASZ, SZAMBELANIC, MAURYCY, W�ADYS�AW, p�niej DZIE�-
DZIERZY�SKI.
SZAMBELANIC Nie! Teraz jest niemo�liwym polowanie w swoim w�asnym lesie, s�owo
uczciwo�ci daj� komunizm jaki�, zuchwalstwo bez granic� Co to by� za jeden?
W�ADYS�AW ( �miej�c si�) Pisarz w�jta.
SZAMBELANIC ( oburzony) Nie mo�e by�! No patrzcie�, i taki fagas, panie,
pozwoli� sobie
zaj�� stanowisko obok mnie, za pan brat!� Lis szed� pro�ciusie�ko na mnie, wtem
jak go
poczu��
W�ADYS�AW Za pozwoleniem, bo to jeszcze pytanie, kogo on poczu�� Mo�e nie jego,
tylko w�a�nie stryja.
SZAMBELANIC ( niecierpliwie) Jak�e chcesz� pali� jakie� �mierdz�ce cygaro i
nadto jeszcze
przygwizdywa� sobie, bo to jest!� Na stanowisku, gdy psy goni�, s�yszeli�cie co
podobnego?�
Z�o�ci mnie porwa�y� wo�am: - Cicho tam! � a ten zdejmuje czapk� i powiada:
� Moje uszanowanie panu dobrodziejowi� Jeszcze mi si� b�azen k�ania.
W�ADYS�AW No, grzeczny, c� stryj chce?
SZAMBELANIC M�j W�adys�awie, nie dowcipkuj kosztem zdrowego sensu, a przede
wszystkim nie pozuj na demagoga, bo ja ci� dobrze znam.
STRASZ ( poufale, staj�c przed Szambelanicem) To pewno ten sam lis by�, co
wyszed� p�niej
na mnie� Nie wiedzia�em nawet, �e to lis, ale domy�lam si� po ogonie.
SZAMBELANIC ( zdziwiony) A!� ( na stronie) A to� znowu kto?� ( g�o�no) Z kim�e
mam
szcz�cie?
KOTWICZ ( na stronie) A to paln��! ( g�o�no) Przedstawiam kuzynowi naszego
nowego s�siada�
pan Strasz, dziedzic Zagrajewic z przyleg�o�ciami.
SZAMBELANIC ( rozweselaj�c si�) Aha! to pan jeste��
KOTWICZ Pan szambelanic Czarnoskalski�
STRASZ ( podaj�c r�k�) Bardzo mi przyjemnie.
SZAMBELANIC ( drwi�co, podaj�c palce) A, i mnie tak�e!� Nie wiedzia�em, �e
przyby� w
s�siedztwo taki my�liwy� Wi�c jak�e to by�o z tym lisem?
STRASZ Ano, ja sta�em, a on przyszed� do mnie� ot, tak, blisko�
SZAMBELANIC I nie strzeli� pan?
STRASZ My�la�em, �e to by� pies� chcia�em nawet na niego zawo�a�, bo bardzo
lubi� psy,
ale skorom si� poruszy�, znikn�� mi, tylko zobaczy�em ogon ogromnie d�ugi.
SZAMBELANIC ( z drwi�c� powag�) No, to oczywi�cie by� lis.
W�ADYS�AW ( do Maurycego) Wiesz ty, �e on paradny sobie.
SZAMBELANIC ( ogl�daj�c Strasza) Dubelt�weczka �adna bo �adna�
STRASZ Da�em za ni� dwie�cie rubli� lepa��wka.
SZAMBELANIC Widz�, widz� caca� Z tym wszystkim, wielkiej szkody zwierzynie pan
ni� nie zrobi.
STRASZ Bo te� mnie o to nie chodzi� ( poufale) Za to na inn� zwierzyn� to ja
jestem majster.
SZAMBELANIC Na przyk�ad?
STRASZ Jak� pan szambelanic masz dziewczyn� w tym tu domku, to dawno nie
zdarzy�o mi
si� spotka�.
SZAMBELANIC ( obra�ony) C� to za koncept?
MAURYCY Ojcze, mieli�my jecha�.
SZAMBELANIC ( wynio�le, z gestem) Padam do n�g! ( na stronie) Przyznam si�, �e
troch�
zanadto poufa�o�ci� ( id� w g��b)
DZIE�DZIERZY�SKI ( wchodz�c z zaj�cem przy torbie) No gdzie? Dok�d?� Q u o u s q
u
e t a n d e m? Ju� odje�d�acie? Jak�e mo�na, c o m m e n t p e u t � o n! Ja w
najlepsze
zaczynam, jestem w sztosie� patrzcie, q u e l zaj�c!
W�ADYS�AW I po co to samemu d�wiga�, zamiast odda� strzelcowi?
DZIE�DZIERZY�SKI S a v e z � v o u s q u o i, c�e s t b o n!� Kot moj� w�asn�
r�k�
zabity? nie czuj� ci�aru� Ja to nosz� jak znak honorowy� ( spostrzeg�szy
Strasza, do
Kotwicza) Q u i e s � k i � e � s a c e m o n s i e u r?
KOTWICZ Strasz z Zagrajewic.
DZIE�DZIERZY�SKI A! s�siad, s�siad! ( idzie do Strasza podaj�c mu obie r�ce;
nagle,
wpatruj�c si� we�, na stronie) Jak on mi przypomina�
STRASZ Pan Dzie�dzierzy�ski?
DZIE�DZIERZY�SKI Pan mnie znasz?
STRASZ Doskonale. Mia�e� pan handel kolonialny na Miodowej ulicy.
DZIE�DZIERZY�SKI ( na stronie) To ten sam� ( g�o�no) Tak� z amatorstwa� bawi�em
si� ( zaambarasowany) P a r d o n� ( patrzy na zegarek) ju� tak p�no� ( na
stronie)
Cz�owiek, kt�remu da�em w �ap� kilka rubli za kopi� wyroku� Jezus Maria! Oni tu
chyba
o tym nie wiedz�� ( g�o�no) Panie szambelanie� m o n s i e u r c h a m b e l a
n� ja jad�
do was, bo tam jest moja Pola� Pojecha�a w�a�nie do szambelan�wny.
SZAMBELANIC I owszem, bardzo nam b�dzie przyjemnie. ( do Kotwicza, kt�ry mu
m�wi�
do ucha) Co? Zaprasza� go? A dajcie� mi pok�j!� W imi� Ojca i Syna!� Czy ja
wiem,
co za jeden?
W�ADYS�AW ( do Dzie�dzierzy�skiego) Oddaj�e papka tego zaj�ca na w�z, bo krwawi�
powala siedzenie w wolancie.
DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t?� A t t e n d e z� mam tu papier od butersznit�w�
( dobywa z torby i obwija zaj�ca; odchodz�, Maurycy i W�adys�aw k�aniaj� si� z
daleka
Straszowi)
SCENA VIII
KOTWICZ, STRASZ, potem �ECHCI�SKA.
STRASZ ( po chwili) A my?
KOTWICZ Ano, i my jedziemy.
STRASZ Przyznam si�, �e m�g� by� ten pan szambelanic powiedzie� mi cho� s��wko.
KOTWICZ Ale panie, to jest cz�owiek, kt�ry niewolniczo trzyma si� form� nie
wypada�o
mu� sk�d�e?� wszak to nie jest proszona zabawa� tylko po prostu pan, korzystaj�c
ze
sposobno�ci, robisz krok grzeczno�ci s�siedzkiej.
�ECHCI�SKA ( w progu, za�amuj�c r�ce) Odje�d�aj�� C� teraz b�dzie?
STRASZ ( po chwili) Nie jad�.
KOTWICZ Ale panie, dlaczego?
STRASZ Stanowczo powiadam: nie jad�, i sko�czony interes.
KOTWICZ ( na gest �echci�skiej, kt�ra zaraz znika) No to przynajmniej przetr��my
co, jest
tu �niadanie.
STRASZ Gdzie?
KOTWICZ U le�niczego.
STRASZ ( �ywo) A ta dziewczyna jest tam?
KOTWICZ ( podobnie�) Jest! Jest!
STRASZ No widzisz pan, jak mi kto robi rozumn� propozycj�, to zupe�nie co
innego. ( �ciskaj�c
mu r�k�) Zgadzam si�.
KOTWICZ Wi�c s�u��. ( prowadz�c go, na stronie) Gdzie diabe� nie mo�e, tam bab�
po�le�
Referendarzowa da sobie z nim rad�.
( wchodz� do domku)
Z a s � o n a s p a d a
AKT DRUGI
Salonik � umeblowanie gustowne, ale zszarzane; troje drzwi: jedne w g��bi, dwoje
po bokach;
z prawej okno, po tej�e stronie zwierciad�o stoj�ce; z lewej kanapa, fotele i
st�, na kt�rym
pisma, par� ksi��ek, album z fotografiami itp.
SCENA I
POLA, S�U��CY wchodz� g��wnymi drzwiami, potem GABRIELA.
POLA ( z kt�rej S�u��cy zdejmuje okrycie) Wi�c starsza pani s�aba?
S�U��CY Tak� po swojemu.
POLA Jak to po swojemu?
S�U��CY Niby� jak zawsze, na g�ow� ( na stronie) Wi�cej ambarasu, jak co warto.
POLA Panna Gabriela jest przy matce?
S�U��CY A jak�e.
POLA Zaczekam tu� ( S�u��cy wychodzi z okryciem. Pola zdejmuje kapelusz,
przyg�adza
w�osy przed zwierciad�em, potem, przeszed�szy si� par� razy w milczeniu, zbli�a
si� do
sto�u i przegl�da pisma; po chwili, bior�c album z fotografiami) A!� Nie ma
�wiadk�w�
mog� sobie pozwoli�. ( znalaz�szy fotografi� wpatruje si� w ni�) M�j drogi!�
Gdyby� ty
wiedzia�� gdyby� m�g� tymi martwymi oczyma zajrze� w g��b mojej duszy� ( po
chwili)
Jak on tu jest doskonale trafiony� ( wysuwaj�c kart�) Gdybym tak sobie
przyw�aszczy�a�
dobra sposobno�� ale brak mi odwagi� Ach! Na samo przypuszczenie, �e m�g�by kto
spostrzec� ( ogl�daj�c si� machinalnie, spostrzega Gabriel�)
GABRIELA ( wchodz�c z lewej strony) Us�ysza�am turkot, by�am pewn�, �e to
panowie z
polowania, tymczasem przez okno spostrzeg�am pow�z z Zabrodzia� Mi�a dla mnie
niespodzianka�
Jak si� masz? ( ca�uj� si�)
POLA ( zak�opotana albumem, kt�rego nie wypuszcza z r�k) Podobno mama s�aba.
GABRIELA Troch� migreny, ale ju� przesz�o� teraz usn�a� Ucieszy si� bardzo, gdy
ci�
zobaczy, tak dawno ju� nie by�a� u nas.
POLA ( jak wy�ej) Podobn� wym�wk� mog�abym i ja tobie zrobi� ( na stronie) To
si� z�apa�am�
Gdybym mog�a wsun�� na powr�t� ( udaje, �e przegl�da album)
GABRIELA C�e� ty si� tak zag��bi�a w tym albumie? Nie ma tam nic ciekawego,
same wybierki
przeznaczone na pl�drowanie.
POLA ( szybko chowa fotografi� do kieszonki, na stronie) Sta�o si�! ( g�o�no,
przewracaj�c
karty albumu na chybi� trafi�, zmi�szana) Tak sobie przegl�dam� ale istotnie,
ile tu brakuje!
Pe�no pustych miejsc� ( na stronie) E, przecie� nikomu nie przyjdzie na my�l�
( g�o�no) Kto jest ten m�ody m�czyzna?
GABRIELA M�ody m�czyzna? Ten?� Cha! cha!� czy ci si� podoba�?
POLA Ma wyraz twarzy uderzaj�cy� ( na stronie) Nie wiem sama, co m�wi�.
GABRIELA To nasz daleki kuzyn� orygina� s�awnie brzydki, ale kolosalnie bogaty�
Powiedz
sama, czy nie ma on wypisanego na czole: materia� na m�a!
POLA Dlaczego?
GABRIELA Dla tych w�a�nie przymiot�w. Wyobra� sobie, dosta� kobiet� wykszta�con�
i
prze�liczn�, kt�ra jest z nim najszcz�liwsz�.
POLA M�g� si� przecie podoba�.
GABRIELA Jako partia � bez w�tpienia� Kocha�a si� szalenie w innym i kocha go
podobno
jeszcze� ale pokaza�a si� kobiet� dziwnego hartu.
POLA Inaczej bym to nazwa�a.
GABRIELA Wyratowa�a z n�dzy matk�.
POLA A! Wi�c po prostu spe�ni�a ofiar�.
GABRIELA Na kt�rej przede wszystkim sama zyska�a grubo, dostawszy m�a
zgaduj�cego
jej my�li i dogadzaj�cego najkapry�niejszym zachceniom� To nic wi�cej, tylko
dow�d
praktyczno�ci, kt�rej mog�yby�my jej wszystkie pozazdro�ci�.
POLA Dzi�kuj� za to.
GABRIELA Ale bo my pope�niamy zwykle ten b��d, �e nadto dajemy si� powodowa�
czu�ostkowo�ci�
Po romansowych g�owach snuj� si� obrazy sielankowego szcz�cia, kt�re
jako marzenia chorobliwe nara�aj� nas tylko na spadanie z ob�ok�w.
POLA Nawet cho�by si� urzeczywistni�y?
GABRIELA Albo� to si� trafia?
POLA A ma��e�stwo z mi�o�ci?
GABRIELA Raz na tysi�c razy, moja droga, wielki los na loterii; jakiego� to
trzeba zbiegu
okoliczno�ci, �eby zadowolni� zarazem i pragnienie serca, i wymagania rozumu.
POLA Gdy chodzi o szcz�cie ca�ego �ycia, zdaje mi si�, �e powinny�my si� radzi�
tylko
serca. Ja przynajmniej nigdy bym nie potrafi�a i�� za m�� bez przywi�zania.
GABRIELA Potrafi�aby�, gdyby� musia�a� A zreszt� wszystkie te rojenia o
szcz�ciu o tyle
s� co� warte, o ile przedstawiaj� jak�� r�kojmi� trwa�o�ci.
POLA To ju� od nas samych zale�y.
GABRIELA Niekoniecznie� Czy wiesz, jak ja sobie wyobra�am szcz�cie? ( obejmuj�c
Pol�
i patrz�c jej w oczy) Oko utopione w oku, w kt�rego g��biach obietnice raju,
d�o� w d�oni,
kt�rej dotkni�cie wzbudza bicie mojego serca�
POLA ( �miej�c si�) Pokazuje si�, �e mamy jednakowy gust� ja nie inaczej my�l�.
Ale tym
sposobem jeste� w sprzeczno�ci sama z sob�.
GABRIELA ( jak wy�ej) Za pozwoleniem, nie doko�czy�am� Ale to wszystko pod
warunkiem,
�eby si� odbywa�o na l�ni�cym parkiecie, w�r�d �cian zwierciadlanych
odbijaj�cych
bez wykrzywienia oblicza dwojga ludzi szcz�liwych, w atmosferze przesi�k�ej
woni� wyszukanych
pachnide�� bo wierzaj mi, cho�bym usycha�a z mi�o�ci, nie odwa�y�abym si�
na �ycie z cz�owiekiem ukochanym w�r�d trosk� Przykucie go do siebie w tych
warunkach
uwa�a�abym za szczyt nierozs�dku� Zdaje mi si�, �e znienawidzi�abym go, gdyby
mi przysz�o wystawia� uczucie na walk� z losem!� ( spokojnie) Rozumiesz mi�
teraz?
POLA Je�eli m�wisz prawd�, to �a�uj� ci�. Ja podzieli�abym ch�tnie
najsmutniejsz� dol� z
tym, kt�rego bym wybra�a.
GABRIELA Tak ci si� zdaje, bo nie jeste� w tym po�o�eniu.
SCENA II
GABRIELA, POLA, DZIE�DZIERZY�SKI, S�U��CY.
DZIE�DZIERZY�SKI ( we drzwiach w g��bi, spostrzeg�szy Pol� z Gabriel�,
uszcz�liwiony,
odsuwaj�c S�u��cego, kt�ry chce mu odebra� torb� z zaj�cem) Co za widok! Q u e l
j o l i
p a y s a g e� Serce mi ro�nie, gdy patrz� na t� ich przyja��.
GABRIELA A, pan Dzie�dzierzy�ski�
DZIE�DZIERZY�SKI ( przybiegaj�c) Padam do n�ek, moje uszanowanie� ca�uj� r�czki
panny szambelan�wnej. ( ca�uje j� w r�k�; do Poli ca�uj�c j� w g�ow�) Jak si�
masz?
GABRIELA ( spostrzeg�szy zaj�ca) C� za trofeum przy torbie!
DZIE�DZIERZY�SKI Ach, p a r d o n, ( cofaj�c si�) jaki� ja jestem roztargniony�
wchodzi�
tak do salonu pomi�dzy damy� T�gi zaj�c, n�e s t c e p a s? ( id�c do drzwi) w
tej
chwili s�u��. ( zatrzymuj�c si�, do Poli) Pani szambelanowej nie ma?
POLA S�aba na migren�
DZIE�DZIERZY�SKI ( ze wsp�czuciem) Ach, co za szkoda!� By�aby go zobaczy�a.
POLA Czy papka sam to zabi�?
DZIE�DZIERZY�SKI C o m m e n t? ( powtarzaj�c po niej) �Czy papka sam to
zabi�?��
Mia�em przy sobie s�l w papierku i posypa�em na ogonek� Oj, ty, ty� c�rka
my�liwego i
robi� tak naiwne pytanie� Zabi�em, i to strzeliwszy spod pachy� ( do S�u��cego)
No,
we��e tego zaj�ca i zanie� do kuchni, ale powiedz tam, �e to ja moj� w�asn� r�k�
zabi�em�
pami�taj!� Pan z Zabrodzia swoj� w�asn� r�k�� Powiesz?
S�U��CY Powiem� co mi to szkodzi?� I tak nie uwierz�� ( odchodzi z torb� i
zaj�cem)
DZIE�DZIERZY�SKI Co?
GABRIELA Pan sam tylko przyby�e�?� Gdzie� reszta towarzystwa?�
DZIE�DZIERZY�SKI Przyjechali�my wszyscy, ale szambelan i obadwa m�odzi poszli do
siebie. ( na stronie) G�upiec!
GABRIELA ( siadaj�c na kanapie) A z obcych jest kto? ( robi�c mu miejsce ko�o
siebie) Siadaj
pan.
DZIE�DZIERZY�SKI Dzi�kuj� uprzejmie. ( siadaj�c) Nie ma, bro� Bo�e� jeste�my w
swoim k�ku.
GABRIELA Czy� nie by�o nikogo wi�cej na polowaniu?
DZIE�DZIERZY�SKI Ale i owszem! Nie brakowa�o nieproszonych go�ci� Spotykali�my
pe�no jakiej� ho�oty, figur zakazanych�
GABRIELA Ale z s�siad�w by� kto?
DZIE�DZIERZY�SKI Nikt pr�cz Strasza z Zagrajewic.
GABRIELA A! Pan Strasz� Czemu�e�cie go panowie z sob� nie przywie�li?
DZIE�DZIERZY�SKI ( niech�tnie) Do czego� by to by�o podobne?
GABRIELA Wiadomo, �e pan jeste� zwolennikiem form, ale c� by to szkodzi�o!�
Powiedz�e
mi pan co o nim� C� to za osobisto��?
DZIE�DZIERZY�SKI ( jak wy�ej, wstaj�c) Ale prosz� pani, czy ja go znam? Nie
wiem, co
za jeden.
GABRIELA Jak�e� go pan z g�ry traktujesz!� M�wmy tak otwarcie: czy to grzecznie,
�e�cie
odjechali zostawiaj�c tego pana?� Mo�e go nawet nikt nie prosi�.
DZIE�DZIERZY�SKI Nie wiem.
GABRIELA Jego rzecz� by�o przyj�� zaproszenie albo wym�wi� si�, ale od pan�w
nale�a�
si� ten krok uprzejmo�ci.
DZIE�DZIERZY�SKI Ale kiedy to jest cz�owiek nie z naszej sfery, j e v o u s a s
s u r e.
GABRIELA ( �miej�c si�) Ju� takiego ultraarystokraty, jak pan jeste�, to nie
znam.
DZIE�DZIERZY�SKI ( zadowolony) C o m m e n t? Pani uwa�asz, �e ja jestem
arystokrat�?
GABRIELA ( wstaj�c) Ale jakim!
POLA ( kt�ra przegl�da�a pisma, a potem przechadza�a si�, zniecierpliwiona
tokiem rozmowy)
Papka bo got�w jest broni� nawet tego, w co nie wierzy, i na odwr�t� wbrew
w�asnemu
przekonaniu, byle tylko mie� materi� do sprzeczania si� z tob�.
DZIE�DZIERZY�SKI ( protestuj�c) Ale za pozwoleniem�
POLA Szczeg�lne ma w tym upodobanie.
GABRIELA O, ja wiem, �e pan jeste� duchem sprzeciwie�stwa� ( na stronie) Musz�
si� dowiedzie�,
co si� dzieje z �echci�sk�� ( g�o�no) Moja Polu, przepraszam ci�, �e odejd� na
chwilk�, ale musz� zobaczy�, czy mama si� nie obudzi�a� Natychmiast wr�c�.
POLA O prosz� ci� nie r�b z nami �adnej ceremonii.
GABRIELA ( na odej�ciu, do Dzie�dzierzy�skiego) Gni