6385
Szczegóły |
Tytuł |
6385 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6385 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6385 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6385 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOM HOLLAND
DRZEMI�CY
W PIASKACH
THE SLEEPER IN THE SANDS
Przek�ad: Agnieszka Kowalska
Wydanie oryginalne: 1998
Wydanie polskie: 1998
Mattosowi,
faraonowi w�r�d przyjaci�
P�na XVIII dynastia
Istnieje wiele mo�liwo�ci zapisu imion egipskich. Autor zastosowa� system Howarda
Cartera, imiona faraon�w podano kapitalikami.
M�w:
�Szukam schronienia u Pana jutrzenki,
przed z�em tego, co On stworzy�,
przed z�em ciemno�ci, kiedy si� szerzy,
przed z�em tych, kt�rzy dmuchaj� na w�z�y,
i przed z�em cz�owieka zawistnego,
w chwili kiedy �ywi zawi��!�
Sura CXIII Jutrzenka (Al-Falak), Koran
Opowie�� o z�otym ptaku
C
a�� noc �ni� o poszukiwaniach. Widzia� samego siebie, zagubionego w kamiennym labiryncie,
gdzie nie by�o niczego poza strz�pkami banda�y mumii i papirusami, z kt�rych ju� dawno
znikn�y �lady pisma. Jak zawsze, nawet kiedy b��dzi� w ciemno�ci i kurzu, wiedzia�, �e
gdzie� przed nim, ukryty w skale, czeka� cudowny grobowiec; tylko ta pewno�� chroni�a go
przed rozpacz�. Ci�gle b��dzi� ale wyobra�a� sobie, �e kr��y w pobli�u grobu. Wyci�ga� r�ce,
jakby przenika� przez ska��, i przez moment mia� wra�enie, �e dostrzega blask z�ota, czu�
rado��, kt�ra nadawa�a sens jego �yciu. Kiedy jednak spojrza� znowu, blask znika� i ju�
wiedzia�, �e tajemnice jego �ycia i bardzo odleg�ej przesz�o�ci przepadaj� gdzie� w
ciemno�ciach. Wyci�ga� r�ce po raz drugi. Uderza� d�o�mi o ska��. Nigdzie �ladu z�ota �
tylko ska�a i piach, i py�...
Howard Carter przebudzi� si� gwa�townie. Usiad�, bardzo ci�ko oddychaj�c � a jednak
czu� si� niemal rze�ko. Przymru�y� oczy. Poranne s�o�ce, jakby na przek�r p�nej porze roku
ci�gle daj�ce du�o ciep�a, ju� wcze�niej wype�ni�o pok�j jasnymi promieniami. Ale to
niejasne �wiat�o obudzi�o Cartera. Howard ponownie zmru�y� oczy, a potem je przetar�. I
wtedy us�ysza� �piew ptaka.
Spojrza� tam, sk�d dobiega� d�wi�k. Zaledwie tydzie� temu przywi�z� ze sob� kanarka z
Kairu, z�otego ptaszka w poz�acanej klatce. Wsta� z ��ka i podszed� do ma�ego �piewaka.
Pami�ta�, �e kiedy tu wr�ci�, by zacz�� sezon wykopalisk, a s�u��cy ni�s� za nim b�yszcz�c�
klatk�, jeden z robotnik�w krzykn��: �Z�oty ptak na pewno przyniesie nam szcz�cie! W tym
roku znajdziemy, in sza�Allah, grobowiec pe�en z�ota!�.
Carter z pewno�ci� �ywi� tak� nadziej�, ale nawet gdy karmi� kanarka, u�miecha� si�
ponuro. Doskonale zdawa� sobie spraw� z tego, jak rozpaczliwie potrzebuje szcz�cia, kt�re
w tak niewielkim stopniu dopisywa�o mu w ci�gu minionych sze�ciu lat. Tyle stara� i prawie
nic w zamian. Wiedzia�, �e jego patron traci wiar� w sens bada�. Carterowi z trudem uda�o si�
nam�wi� lorda Carnarvona do sfinansowania jeszcze jednego, ostatniego sezonu. Je�li mieli
znale�� grobowiec, nietkni�ty, grobowiec pe�en z�ota, daj�cy im nie�mierteln� s�aw�, to
odkrycie musia�o nast�pi� w ci�gu najbli�szych kilku miesi�cy. W ci�gu najbli�szych kilku
miesi�cy albo nigdy...
Chocia� wcze�niej w og�le nie znaleziono w Dolinie nie ograbionego grobowca, Howard
by� pewien, �e gdzie� tam musi by�. Nigdy w to nie w�tpi�. Zatrzyma� si� na moment, patrz�c
na ptaka; potem gwa�townie wsta� i podszed� do biurka, si�gn�� po klucz i otworzy� najni�sz�
szuflad�. Z jej czelu�ci wyj�� plik wyblak�ych papier�w. Przycisn�� go mocno do piersi.
Nagle ptak zacz�� �piewa� i nawet d�wi�ki, kt�re wydawa� w jasnym �wietle teba�skiego
poranka, wydawa�y si� z�ociste.
Howard Carter od�o�y� papiery na miejsce i zamkn�� szuflad�. Mia� du�o pracy. Czeka�y
na niego wykopaliska w Dolinie Kr�l�w.
Ma�y nosiwoda skrzywi� si� i po�o�y� na ziemi sw�j �adunek. Praca tego dnia dopiero si�
rozpocz�a i wielki gliniany dzban by� jeszcze pe�ny po brzegi. Ch�opiec otrzepa� r�ce i
t�sknie spojrza� w stron� Cartera. Bardzo chcia� kopa� i znale�� grobowiec pe�en z�ota. Czy
nosz�c ca�y dzie� wod�, biegaj�c i obs�uguj�c starszych m�czyzn, m�g� mie� nadziej�, �e w
og�le cokolwiek odkryje?
Z nud�w rozgarnia� stop� piach przed sob�. Nagle poczu� p�ask� powierzchni� ska�y.
Pochyli� si� i zacz�� kopa� energiczniej, pomagaj�c sobie r�kami. Wydawa�o si�, �e ska�a,
kt�r� ods�oni�, zapada si� w g��b. Jeden z robotnik�w zawo�a� ch�opca, domagaj�c si� wody,
ale malec go zignorowa�. Robotnik podszed� do niego w�ciek�y, wznosz�c r�k� do ciosu.
Nagle d�o� m�czyzny opad�a. Arab w milczeniu patrzy� na to, co odkopa� ch�opiec.
By� to stopie�. Wykuty w skale. Prowadzi� w d�, w g��b ziemi.
Kiedy Howard Carter przyby� na miejsce, cisza wisia�a w powietrzu jak tuman bia�ego
kurzu. Wszyscy robotnicy utkwili wzrok w swoim prze�o�onym; Carter natychmiast si�
zorientowa�, �e co� znale�li. Ahmad Girigar, rais, wysun�� si� z t�umu. Uk�oni� si� i
wyci�gn�� r�k�.
Przez chwil� Carter czu�, jakby mu serce stan�o; jakby ca�a Dolina i niebo zla�y si� w
jedno w tym kr�tkim momencie.
Odk�oni� si� z roztargnieniem. Ci�gle milcz�c, przeszed� wzd�u� szeregu robotnik�w.
S�ysza� szepty w�r�d robotnik�w, wkr�tce przechodz�ce w okrzyki podniecenia i zachwytu,
�e znaleziono �grobowiec ptaka�.
Kaza� przynie�� kanarka, aby zach�ci� do pracy ludzi usuwaj�cych piasek i kamienie.
By�a to te� � Carter nie m�g� temu zaprzeczy� � rozpaczliwa pr�ba uspokojenia w�asnych
nerw�w, poniewa� od dzieci�stwa by� mi�o�nikiem ptak�w i ich �piew mia� na niego koj�cy
wp�yw. Ale mimo i� w tym pierwszym d�ugim dniu i w ci�gu nast�pnych, wydawa� si�
opanowany, w jego g�owie k��bi�y si� my�li pe�ne przera�enia i nadziei, wi�c ledwie s�ysza�
trele. W uszach d�wi�cza� mu tylko stukot motyk o ska��, w miar� jak powoli, stopie� za
stopniem ukazywa�y si� schody.
S�o�ce ju� prawie zachodzi�o, kiedy zosta� ods�oni�ty pierwszy fragment drzwi. Howard
Carter sta� na szczycie schod�w, ledwie zdolny do jakiegokolwiek ruchu, sparali�owany
w�tpliwo�ciami, jakie go nagle ogarn�y. By� tak blisko cudownego odkrycia... a potem si�
rozczarowa�. Ta straszliwa my�l przys�oni�a wszystkie inne. Powoli, lecz stanowczo zszed� w
ko�cu ku drzwiom, a jego twarz pozosta�a tak samo kamienna jak przez ca�y dzie�.
R�ce jednak mu dr�a�y, kiedy si�gn�� po p�dzel, aby zmie�� py� z drzwi. Nagle zda� sobie
spraw�, �e by�a na nich piecz��; poczu� tak silny zawr�t g�owy, �e musia� oprze� si� o ziemi�.
Wtedy m�g� dok�adniej przyjrze� si� piecz�ci. Rozpozna� j� natychmiast: szakal siedz�cy nad
dziewi�cioma zwi�zanymi je�cami � znak cmentarza w Dolinie Kr�l�w.
Carter wzi�� g��boki oddech. Widywa� ten symbol ju� wcze�niej, odci�ni�ty na innych
grobowcach w Dolinie � ale wszystkie by�y spl�drowane. Wyci�gn�� r�k�, aby dotkn��
kamiennego bloku, przed kt�rym sta�; ko�cem palca powi�d� po rysunku. W innych
miejscach szakal nie uchroni� zawarto�ci grob�w; dlaczego tym razem mia�oby by� inaczej?
Carter znowu zacz�� omiata� py� z drzwi i wtedy zauwa�y� ci�kie, drewniane nadpro�e
spoczywaj�ce na bloku. Zawo�a�, aby przyniesiono kilof. Ostrzem delikatnie wyd�uba�
niewielki otw�r. Kiedy czubek narz�dzia wpad� w pustk�, archeolog wyci�gn�� z kieszeni
latark�, zmru�y� oczy i zajrza� w dziur�.
Widzia� gruz blokuj�cy korytarz. Kamienie dok�adnie wype�nia�y przej�cie, od pod�ogi po
sufit. Nic nie wskazywa�o na to, aby kiedy� zosta�y naruszone. Cokolwiek znajdowa�o si� za
nimi, z pewno�ci� ci�gle by�o na swoim miejscu.
Carter powoli opu�ci� latark�. Opar� czo�o o zakurzony kamienny blok.
Najwyra�niej na odkrycie czeka�o co�, co pieczo�owicie zamurowano.
Ale co?
Co?
Carter wierci� si� niecierpliwie. Musia� si� upewni�. Znowu przyst�pi� do omiatania
drzwi, przygl�daj�c im si� dok�adnie w poszukiwaniu nast�pnej piecz�ci, kt�ra pomog�aby
zidentyfikowa� w�a�ciciela grobowca. Wydawa�o si� wr�cz niemo�liwe, aby jej tu nie by�o,
poniewa� wed�ug staro�ytnych, o czym wiedzia�, upami�tnia�a imi�, kt�re pozwala�o
utrzyma� przy �yciu dusz� zmar�ego. A czy� t� wiar� nie nale�y uzna� za s�uszn� � przysz�o
nagle Carterowi do g�owy. Czy s�awa nie jest najprawdziwsz� nie�miertelno�ci�?
Ci�gle jednak nie udawa�o mu si� niczego znale�� i im g��biej kopa�, tym wi�ksza
niepewno�� go dr�czy�a. Zacz�� rozgrzebywa� piach palcami� staraj�c si� ods�oni� dalsze
fragmenty drzwi. Nagle zamar�. Poczu�, �e czego� dotkn��. Kiedy znowu przyst�pi� do pracy,
usuwaj�c piasek z najwi�ksz� ostro�no�ci�, na jak� m�g� si� zdoby�, zorientowa� si�, �e
odkopuje tabliczk� z wypalonej gliny. Wygl�da�a na nienaruszon�; po jednej stronie mia�a
odci�ni�t� lini� hieroglif�w. Carter wydoby� tabliczk�. Wsta�, przygl�daj�c si� jej uwa�nie, i
p�g�osem odczytywa� tekst, pr�buj�c zrozumie� jego sens.
Robotnicy z niepokojem patrzyli, jak twarz pracodawcy staje si� coraz bardziej blada.
� Prosz� pana, co to jest? Co ona m�wi? � zapyta� rais Ahmad Girigar.
Carter ruszy� z miejsca najwyra�niej odzyskuj�c r�wnowag� ducha. Nie odpowiedzia�,
lecz wchodz�c po schodach, si�gn�� po marynark� i troskliwie zawin�� w ni� tabliczk�.
Dopiero wtedy zwr�ci� si� do raisa:
� Zasypcie to � poleci�. � Nie mo�emy posun�� si� dalej, dop�ki nie przyjedzie lord
Carnarvon. Zasypcie wszystko i przykryjcie kamieniami. Chc�, �eby wygl�da�o, jakby nigdy
nie by�o tu �adnego grobowca.
Howard Carter wr�ci� do domu p�no. Wzg�rza wznosi�y si� stromo na tle gwiazd, a na
kr�tej drodze prowadz�cej z Doliny, teraz zupe�nie pustej, cienie by�y czarne i panowa�a
�miertelna cisza. Nikt go nie obserwowa�, nie by�o nikogo, kto m�g�by zobaczy� wyraz jego
twarzy. Ale dopiero blisko domu Carter rozlu�ni� zaci�ni�te szcz�ki i pozwoli�; aby
nieoczekiwany u�miech zdradzi� wype�niaj�ce go uczucie tryumfu i rado�ci. Pami�ta�, jak
bardzo podekscytowani wydawali si� stra�nicy, kt�rych pozostawi� przy grobie, najbardziej
zaufani spo�r�d robotnik�w. U�miechn�� si� raz jeszcze.
Zsiad� z konia i popatrzy� wok�, jakby chc�c si� upewni�, �e nie �ni. Nic si� jednak nie
zmieni�o od rana, gdy odje�d�a�. Jego dom � delikatna oaza zieleni w�r�d poszarpanych ska� i
piasku � sta� mo�liwie najbli�ej staro�ytnego kr�lestwa �mierci. Wszystko wydawa�o si�
ciche, lecz Carter wiedzia�, �e tutaj, daleko od Doliny, w�r�d troskliwie piel�gnowanych
drzew i wybuja�ych kwiat�w, noc by�a wype�niona �yciem. Spojrza� w g�r�. Nagle us�ysza�
trzepot skrzyde� i zobaczy� ptaka, uwijaj�cego si� w pogoni za owadami. Nocny �owca
doskonale wtapia� si� w t�o, ale Carter szybko rozpozna� w nim nakrapianego lelka; zna�
wszystkie gatunki ptak�w �yj�cych w Egipcie.
� Tair al-mat � szepn�� sam do siebie. Tak nazywali lelka miejscowi Arabowie. �Ptak
nieboszczyka�, ptak przynosz�cy z�� wr�b�.
Wtedy nagle przypomnia� sobie o zawarto�ci swojej torby. Pr�bowa� jeszcze raz znale��
wzrokiem lelka, ale ptak ju� znikn��. Carter skierowa� si� w stron� domu. My�l o niesionym
przedmiocie wywo�a�a w badaczu niepok�j. Howard zawsze by� dumny, �e stosuje si� do
najszczytniejszych idea��w zawodu archeologa, �e przyczynia si� do rozja�niania mrok�w
przesz�o�ci, nigdy za� dot�d nie splami� si� grabie�� � bo c� innego mog�oby
usprawiedliwia� rozkopywanie grob�w, je�li nie rozw�j nauki? Z pewno�ci� wcze�niej ani
razu nie zabra� �adnego obiektu z wykopalisk, w przeciwie�stwie do wielu swoich koleg�w,
bogatszych i mniej skrupulatnych, maj�cych podej�cie do archeologii bardziej amatorskie. A
jednak tym razem jego post�pek by� usprawiedliwiony. Wiedzia�, jak bardzo przes�dni s�
tubylcy. Nie m�g� sobie pozwoli� na to, aby ich straci�; nie teraz, kiedy cel jest tak blisko, nie
z powodu g�upich obaw i plotek.
Pojawi� si� s�u��cy i Carter nagle zda� sobie spraw�, jak mocno �ciska torb� w r�kach,
niemal tuli j� do piersi; w po�piechu pozdrowi� s�u��cego i wszed� do �rodka. �wawo ruszy�
przez ca�y dom do pracowni; kiedy ju� si� tam znalaz�, zamkn�� drzwi i zapali� lamp�.
Panowa�a zupe�na cisza. Kanarek, przyniesiony z powrotem nieco wcze�niej, spa� g��boko;
wszystko by�o nieruchome, je�li nie liczy� migocz�cych cieni. Carter przez chwil� jeszcze
sta� w blasku lampy, po czym przeni�s� j� na biurko i przysun�� krzes�o. Po�o�y� przed sob�
torb�, a po chwili si�gn�� do �rodka. Bardzo delikatnie wyj�� tabliczk�.
Rozsun�� fa�dy materia�u, aby j� ods�oni�. Serce zacz�o mu bi� szybciej, bezwiednie
skuba� koniec w�s�w. W�ciek�y na samego siebie, stara� si� opanowa� nerwy. Co za
szale�stwo! Jest profesjonalist�, cz�owiekiem nauki! Czy po to tak zaciekle walczy� o t�
pozycj�, aby teraz zaprzepa�ci� wszystko, kiedy nadchodzi sukces. Carter ze
zniecierpliwieniem potrz�sn�� g�ow�. Ponownie zacz�� studiowa� lini� hieroglif�w, wodz�c
po nich palcem. Kiedy sko�czy�, odchyli� si� na krze�le.
� �mier� na szybkich skrzyd�ach dosi�gnie tego, kt�ry naruszy gr�b faraona � wyszepta�.
Wydawa�o mu si�, �e s�owa te nadal d�wi�cza�y w ciszy.
Jeszcze raz g�o�no powt�rzy� t�umaczenie i wbrew samemu sobie rozejrza� si� dooko�a.
Chyba co� us�ysza�. Wiatr delikatnie porusza� zas�on�, ale w pustym pokoju nie by�o nikogo.
Carter wsta� gwa�townie i podszed� do okna. Na zewn�trz panowa� zupe�ny spok�j, tylko
gwiazdy skrzy�y si� na gor�cym aksamicie nieba.
Howard wr�ci� do biurka. Kiedy usiad�, jego uwag� przyku� stoj�cy na blacie pos��ek, na
kt�ry p�omie� lampy rzuca� migocz�ce cienie. Si�gn�� po figurk� � niewielk�, wyrze�bion� z
niezwyk�� precyzj� z jednego kawa�ka czarnego granitu. Wygl�da tak samo �wie�o � my�la�
Carter � jak wtedy, gdy j� wyrze�biono, prawie trzy i p� tysi�ca lat temu. Spojrza� na
wizerunek twarzy m�odego cz�owieka, najwy�ej dwudziestoletniego; ale mimo m�odego
wieku, m�czyzna mia� spojrzenie nieugi�te, a rysy ponadczasowe, co sprawia�o wra�enie,
jakby nale�a� raczej do �wiata �mierci ni� ludzi. Ch�opak �ciska� w r�kach symbole
nie�miertelno�ci, a na g�owie nosi� korony egipskiego faraona. Carter przygl�da� si� kobrze,
doskonale zachowanej na koronie: �wi�ty ureusz, wypr�ony, z rozd�tym kapturem, plu�
jadem na wrog�w kr�la. Wad�et � stra�niczka kr�lewskich grobowc�w.
I nagle, kiedy my�la� o tym wszystkim, poczu�, �e jego obawy znikaj� i wraca nastr�j
tryumfu i podekscytowania. Od�o�y� pos��ek na bok i ponownie zaj�� si� badaniem tabliczki.
C� bowiem mog�a znaczy� ta gro�ba, je�li nie to, �e rzeczywi�cie odkry� grobowiec faraona
� i to nie byle jakiego, lecz w�a�nie tego, kt�rego od lat obiecywa� znale��? Jeszcze raz
zerkn�� na pos��ek, po czym pogrzeba� w kieszeni i wyj�� klucze. Kiedy otworzy� najbli�sz�
szuflad� biurka, zobaczy� z ulg�, �e papiery le�� tak, jak je poprzednio zostawi�. Wyci�gn��
plik i po�o�y� delikatnie na tabliczce, po czym wszystko razem ostro�nie wsun�� na dno
szuflady. Przekr�ci� klucz, w zamku. Zostan� tam a� do czasu, kiedy lord Carnarvon
przyb�dzie do Egiptu. Carter wiedzia�, �e teraz, kiedy wiadomo ju� gdzie jest gr�b, czeka go
wiele wyja�nie�, kt�re obieca� swojemu patronowi. Tajemnica grobowca zawsze by�a
ci�arem. Carter ucieszy� si� wi�c, �e podzieli si� z kim� informacjami; cho� takie pragnienie
zaskoczy�o jego samego, gdy� zwyk� my�le� o sobie jako o cz�owieku samowystarczalnym.
Si�gn�� po arkusz papieru i odkr�ci� pi�ro. 4 LISTOPADA 1922 � napisa�. � DO LORDA
CARNARVONA, HIGHCLERE CASTEL, HAMPSHIRE, ANGLIA. Przerwa� na chwil�, po
czym kontynuowa�. W KO�CU DOKONALI�MY CUDOWNEGO ODKRYCIA W
DOLINIE. WSPANIA�Y GROBOWIEC Z NIETKNI�TYMI PIECZ�CIAMI. ZASYPANY
DO PA�SKIEGO PRZYBYCIA. GRATULACJE. CARTER. Osuszy� atrament. Postanowi�
wys�a� telegram nast�pnego ranka � tak wcze�nie, jak tylko to mo�liwe. U�miechn�� si�
ponuro. Musi wytrzyma� oczekiwanie, ale nie zamierza niepotrzebnie przed�u�a� tej tortury.
Zanim poszed� do ��ka, si�gn�� ponownie po figurk� kr�la i postawi� j� na li�cie,
u�ywaj�c jako przycisku do papieru. Unosz�c lamp�, spojrza� na m�odzie�ca i nagle wyda�o
mu si�, �e oczy statuetki rozb�ys�y. Ale by�o to tylko odbicie �wiat�a, poniewa� gdy Carter
przyjrza� si� obliczu dok�adniej, zobaczy�, �e oczy bledn�, a padaj�cy cie� sprawi�, �e ich
czer� sta�a si� jeszcze g��bsza.
W ci�gu nast�pnych dni czeka�o go wiele zaj��. Lord Carnarvon odtelegrafowa� bardzo
szybko: dotrze do Aleksandrii w ci�gu dw�ch tygodni, w towarzystwie swojej c�rki, lady
Evelyn Herbert. Przyzna�, �e ostatnio chorowa� i ci�gle jeszcze nie czuje si� dobrze, ale
nowiny o grobowcu by�y lekarstwem, jakiego potrzebowa�. I on, i lady Evelyn s� niezwykle
podekscytowani.
Aby go�cie nie czuli rozczarowania po przyje�dzie, Carter po�wi�ci� dwa tygodnie na
drobiazgowe przygotowania. Nale�a�o zgromadzi� sprz�t, zebra� ekspert�w, przewidzie�
wszelkie problemy i mo�liwo�ci. Tylko planowanie. Carter nie po to doszed� tak daleko i
wytrwa� tak d�ugo, aby w po�piechu potkn�� si� na ostatnim kroku. Schody prowadz�ce do
drzwi by�y zasypane piaskiem i kamieniami, a tabliczka i papiery spoczywa�y w szufladzie.
R�wnie� we w�asnych my�lach stara� si� ukry� te skarby, aby nic ich nie mog�o naruszy�.
Jednak w sennych marzeniach wi�zy rozlu�nia�y si�. Bardzo cz�sto nawiedza� Cartera
sen, w kt�rym schody by�y odkopane. Widzia� samego siebie, stoj�cego przed drzwiami,
ca�kowicie ods�oni�tymi. W r�kach trzyma� tabliczk� i wydawa�o mu si�, �e kl�twa jest
zapisana krwi�. Wiedzia�, �e piecz�cie powinny pozosta� nietkni�te, ale mimo to wyda�
polecenie otwarcia drzwi. W�wczas tabliczka rozpad�a si� w jego r�kach w py�. Carterowi
wydawa�o si�, �e si� obudzi�. Ale nadal widzia� drobinki prochu z tabliczki, uk�adaj�ce si� w
jego pokoju w cienie dziwnych postaci.
Takie koszmary, kiedy naprawd� si� budzi�, doprowadza�y Cartera do w�ciek�o�ci.
Znalaz�szy si� tak blisko celu poszukiwa�, odkrywa�, �e nie mo�e zapomnie� o tajemnicy,
kt�ra doprowadzi�a go do samych drzwi grobowca i kt�r� postanowi� zamkn�� w szufladzie
swojego biurka. Irytowa�o go poczucie winy z powodu zabrania tabliczki z piask�w Doliny,
ale wiedzia�, �e nie mo�e od�o�y� jej na miejsce, ani og�osi� odkrycia, je�li nie chce rozbudzi�
l�ku w robotnikach! Nie mo�e te� zatrzyma� znaleziska, gdy� czu�by si� z�odziejem. By� to
powa�ny problem i Carter musia� znale�� jakie� rozwi�zanie.
Do tego, w miar� jak zbli�a�a si� data przybycia lorda Carnarvona, sny Cartera stawa�y
si� coraz okropniejsze.
Prawie �a�owa�, �e w og�le zabra� tabliczk�. Podobnie jak w�wczas, gdy przyni�s� j� z
miejsca wykopalisk, ci��y�a mu w torbie. Carter przek�ada� baga� z jednej r�ki do drugiej.
Jaki� ch�opiec zaproponowa� mu pomoc, ale na sam� my�l o tym, �e m�g�by komu� cho� na
chwil� odda� sw�j drogocenny przedmiot, Carter chwyci� torb� mocniej i odes�a� malca.
Przygl�da� si�, jak reszta jego rzeczy jest �adowana na feluk�. Dopiero kiedy wszystko
by�o gotowe, sam wszed� na pok�ad �odzi. Nagle przez kr�tk� chwil� � zupe�nie kr�ciutk� �
przysz�o mu do g�owy, aby zawr�ci� do domu. Ale wiedzia�, �e nie mo�e si� sp�ni� na
poci�g, gdy� lord Carnarvon oczekuje w Kairze, a sp�dzi� on w stolicy ju� trzy dni � nie by�o
czasu do stracenia. Tak wi�c Carter przywita� si� z kapitanem i zaj�� miejsce. Troskliwie
umie�ci� torb� przy boku i obserwowa�, jak ��d� odbija od nabrze�a i wyp�ywa na leniwy nurt
Nilu.
Carter wsta� i rozejrza� si�. Zobaczy� nad sob� czapl� poruszaj�c� si� z gracj� w �wietle
wczesnego poranka, na p� godziny przed wschodem s�o�ca. Przygl�daj�c si� ptakowi Carter
nerwowo gni�t� torb� i niechc�cy nacisn�� na zatrzask. Otworzy� go, zajrza� do �rodka,
wsun�� r�k�, aby si� upewni�, �e plik papier�w jest tam, gdzie zosta� w�o�ony, w zaklejonej
kopercie na dnie torby.
W�wczas, zupe�nie przypadkiem, dotkn�� czubkami palc�w tabliczki. W tym samym
momencie rozejrza� si� podejrzliwie dooko�a, chc�c sprawdzi�, czy nikt mu si� nie przygl�da.
Najciszej, jak potrafi�, wyj�� tabliczk� i po�o�y� j� na kolanach, po czym wbi� wzrok w
ciemn�, leniwie p�yn�c� wod� Nilu.
Carter siedzia� zgarbiony, sparali�owany w�tpliwo�ciami i wyrzutami sumienia.
Wiedzia�, �e to, co zamierza, jest przejawem tch�rzostwa, wi�cej: sprzeniewierzeniem si�
temu, co stara� si� osi�gn��, zaprzeczeniem idei, kt�re ceni�. Jeszcze raz zerkn�� do wn�trza
torby, na grub� zaklejon� kopert�, i potrz�sn�� g�ow�. Przez niemal dwadzie�cia lat zawarto��
tej koperty dodawa�a mu si�, otuchy i wiary w siebie nawet wtedy, kiedy wszystko inne
zawodzi�o. Teraz, w ko�cu, wydawa�o si�, �e potwierdzenie manuskryptu le�a�o na jego
kolanach � czy� r�kopis nie m�wi� o tym, �e grobowiec faraona zosta� ob�o�ony kl�tw�?
Carter u�miechn�� si� do siebie smutno i przyg�adzi� w�sy. Oczywi�cie wiedzia�, �e nie nale�y
traktowa� dos�ownie tych bzdur. By� przekonany, �e opisane w manuskrypcie fantastyczne
cuda i tajemnice zrodzone z dawno zapomnianych przes�d�w mog� mie� znacznie g��bsze
znaczenie. Ju� dawno bowiem nauczy� si�, �e staro�ytne mity mog� dla wsp�czesnego
archeologa znaczy� r�wnie wiele co grobowce.
Dlaczego wi�c, wiedz�c o tym wszystkim, by� a� tak bardzo podenerwowany
ostrze�eniem zapisanym na tabliczce? Spojrza� na ni� raz jeszcze. Mo�e po prostu zbyt d�ugo
�y� z manuskryptem, z jego �wiatem tajemnic i niewyobra�alnych mocy? Mo�e r�kopis
wywar� na niego wi�kszy wp�yw, ni� kiedykolwiek odwa�y� si� przypuszcza�?
Carter westchn��. W ko�cu wzi�a w nim g�r� obawa, �e manuskrypt wywar� wp�yw na
jego rozum, a nawet niewykluczone, �e przeszkadza� mu w pracy. Howard u�wiadomi� sobie,
�e post�powa� arogancko, obawiaj�c si� zabobon�w robotnik�w; jego w�asne przes�dy
stanowi�y o wiele powa�niejsze zagro�enie. U�miechn�� si� s�abo. Je�li ich uspokojenie
wymaga jednej ofiary, to c�... przynajmniej staro�ytni mogliby to zrozumie�.
Rozejrza� si� wok� raz jeszcze, aby si� upewni�, �e nadal nikt go nie obserwuje.
Zadowolony podni�s� tabliczk� z kolan. Opar� j� na burcie... i pu�ci�. Rozleg�o si� ciche
plu�ni�cie. Carter d�ugo patrzy� w miejsce, gdzie uton�a. Wody Nilu p�yn�y r�wnie cicho
jak przedtem, tylko czapla zaniepokojona ha�asem kr��y�a i krzycza�a przera�liwie, odlatuj�c
przed nadej�ciem �witu.
W tej samej chwili w domu Cartera s�u��cy siedzia� przed wej�ciem i s�ucha� �piewu
kanarka w klatce. Nagle rozleg� si� przejmuj�cy, niemal ludzki krzyk. P�niej nast�pi�a cisza.
M�czyzna zda� sobie spraw�, �e nawet �piew ptaka umilk�. S�u��cy zerwa� si� na r�wne nogi
i pop�dzi� do pokoju, z kt�rego dobieg� wrzask. By�a to pracownia Cartera. Wchodz�c do
�rodka, Arab niemal odruchowo spojrza� w kierunku klatki.
Wype�nia� j� jaki� potworny kszta�t. Kiedy s�u��cy podszed� bli�ej, rozpozna� kaptur
kobry i martwego ju� kanarka w jej paszczy. Dreszcz przeszed� po �uskach gada. W�� uni�s�
g�ow�, jakby szykuj�c si� do drugiego ataku. Ale nagle uspokoi� si� i wypu�ciwszy skrzydlat�
ofiar� wy�lizn�� si� z klatki. S�u��cy przylgn�� plecami do biurka i patrzy�, zamar�y z
przera�enia, jak kobra pe�znie w jego stron�. Rozpaczliwie, po omacku poszukuj�c jakiej�
broni wok� siebie, natrafi� na ma�� figurk�. Zamierzy� si� ni�, ale kobra przepe�z�a obok
niego, owin�a si� wok� nogi biurka, przesun�a si� przez otwarte okno i znikn�a,
pogardliwie machn�wszy ogonem na po�egnanie.
M�czyzna odsun�� biurko i rzuci� si� do okna, aby zobaczy�, w kt�r� stron� dziedzi�ca
odpe�z� w��, ale na piasku nie by�o ani �ladu. Egipcjanin wzdrygn�� si� i wymamrota�
modlitw� � bo wygl�da�o na to, �e kobra rozp�yn�a si� w powietrzu.
Odwr�ci� si� i podszed� do klatki. W�o�y� r�k� do �rodka i bardzo delikatnie wydoby�
cia�ko ptaszka. W�a�nie wtedy zda� sobie spraw�, �e ci�gle �ciska w drugiej d�oni pos��ek;
kiedy dok�adniej si� jej przyjrza�, zacisn�� palce jeszcze mocniej. Rozpozna� wizerunek kr�la,
kt�rego znaleziony niedawno grobowiec mia� zosta� wkr�tce otwarty; na koronie faraona
pr�y�a si� kobra. Imi� tego w�adcy brzmia�o Tutanchamon.
Opowie�� o drzemi�cym w piaskach
List Howarda Cartera do lorda Carnarvona
The Turf Club,
Kair, 20 listopada 1922 r.
Drogi lordzie Carnarvon!
Powinien Pan wiedzie� jak bardzo cieszy mnie ka�da mo�liwo�� zobaczenia si� z Panem,
ale tym razem przyczyna naszego spotkania by�a szczeg�lna � jak�e przyjemna, jak�e
cudownie przyjemna! Jednak o�mielam si� mie� nadziej�, �e to, co najwspanialsze, dopiero
nadejdzie i z najwi�ksz� niecierpliwo�ci� oczekuj� sposobno�ci, by m�c r�wnie� Pana o tym
przekona�. Tymczasem spodziewam si�, �e wszystko powinno ju� by� gotowe dla Pana i lady
Evelyn, gdy� moje przygotowania w Kairze posz�y nadspodziewanie dobrze i uda�o mi si�
kupi� wszelkie rzeczy, jakich mogliby�my potrzebowa� do uko�czenia naszych wykopalisk.
Mam wi�c nadziej�, �e po Pa�skim przybyciu do Teb nie b�dzie ju� �adnego powodu do
odwlekania dalszych prac.
Ostatniego wieczoru zapyta� mnie Pan, co moim zdaniem odkryjemy za drzwiami
naszego nie zidentyfikowanego jak dot�d grobu. W�wczas, w obecno�ci innych os�b,
oci�ga�em si� ze szczer� odpowiedzi�, ale teraz przyk�adaj�c pi�ro do papieru o�mielam si�
stwierdzi�, �e istotnie stoimy na progu wspania�ego odkrycia, kt�re prawdopodobnie
unie�miertelni nas na stronicach archeologicznych kronik. Wszystko � dok�adnie wszystko �
mo�e znajdowa� si� za korytarzem. Nie m�wi� tutaj o przedmiotach czy z�ocie, ale o skarbie
maj�cym tysi�ckrotnie wi�ksz� warto��. O ile si� nie myl�, grobowiec, kt�ry odkopali�my,
nale�y do Tutanchamona. Je�li oka�e si�, �e tak jest naprawd�, to wewn�trz znajdziemy �
przepowiadam to � �lady wielkiej staro�ytnej tajemnicy. Kiedy grobowiec ju� zostanie
otwarty, a jego zawarto�� zbadana, nasza wiedza o przesz�o�ci zmieni si� radykalnie i na
zawsze.
Niew�tpliwie zastanawia si� Pan, co sk�ania mnie do takich twierdze�. Obietnice, jakie
sk�adam, musz� si� Panu wyda� czcze i bezpodstawne, bior�c pod uwag� sze�� lat
niepowodze�. Ale niech Pan nie zapomina o moich zapewnieniach, kt�re czyni�em z
najwi�kszym zapa�em i przekonaniem, �e Dolina Kr�l�w nie jest opr�niona. Tego lata, kiedy
rozwa�a� Pan mo�liwo�� zaprzestania prac, zaklina�em si�, �e jeden gr�b bez w�tpienia nie
zosta� naruszony. Nie nalega� Pan wtedy, abym to dok�adniej wyja�ni�, lecz uczyni� mi Pan
zaszczyt i uwierzy� na s�owo. Zawsze b�d� wdzi�czny za ten przejaw zaufania, gdy� nie ulega
w�tpliwo�ci, �e bez Pana nieustannej pomocy i zach�ty nasze prace sko�czy�yby si� fiaskiem.
Teraz jednak, miejmy nadziej�, godzina tryumfu jest bliska. W takiej chwili nic ju� nie
usprawiedliwia�oby dalszego milczenia. Mo�liwe, �e kiedy b�dzie Pan czyta� papiery, kt�re
da�em, zrozumie Pan moj� wcze�niejsz� pow�ci�gliwo��, poniewa� historia, kt�r� opisuj�,
jest zupe�nie niezwyk�a. Nie odwa�y�em si� nara�a� dla nich swojej reputacji, a jednak bez
nich � o czym si� Pan przekona � nigdy nie wierzy�bym, �e nienaruszony grobowiec faraona
czeka na odkrycie. Dlatego � je�li znajdzie Pan czas � prosz� przeczyta� dokumenty
za��czone do tego listu. Cz�� jest mojego autorstwa: wspomnienia spisane w ci�gu
ostatniego miesi�ca, kiedy dowiedzia�em si� ju� na pewno, �e ten sezon � je�li nie oka�e si�
pomy�lny � b�dzie moim ostatnim w Dolinie. Pozosta�e opowie�ci maj� znacznie dziwniejsze
pochodzenie. Znajduj� si� one w moim posiadaniu ju� od wielu lat, ale dopiero Panu je
pokaza�em. Oczywi�cie nie musz� prosi�, aby zachowa� Pan milczenie na temat ich tre�ci.
Niew�tpliwie wkr�tce sam Pan zrozumie, �e dotycz� nadzwyczaj interesuj�cych spraw.
Pragn��bym porozmawia� o nich z Panem w cztery oczy, kiedy ju� spotkamy si� w Tebach.
Tymczasem niech Pan zachowa ca�� swoj� energi� i ma si� dobrze, gdy� jestem
przekonany, �e czeka nas jeszcze mn�stwo roboty! Ale niezale�nie od tego, jak ci�ko
pracowali�my do tej pory i jak d�ugo trwa�y nasze poszukiwania, w ko�cu ich cel znajduje si�
bardzo blisko!
Drogi lordzie Carnarvonie, prosz� dba� o siebie. Papiery s� w Pa�skich r�kach � a wraz z
nimi moja kariera.
H.C.
Opowiadanie Howarda Cartera, wczesna jesie� 1922
�Zamek� Cartera,
Alwat ad-Diban, Dolina Kr�l�w
Nie nale�� do ludzi towarzyskich, ale dzisiejszej nocy czuj� dziwn� potrzeb� � chocia�
nie powiedzia�bym, �e rozpaczliw� � zwierzenia si� komu� i opowiedzenia o moich
daremnych wysi�kach zawodowych. Kiedy sko�cz� pisa� t� relacj�, b�d� musia� chroni� j�
przed oczami ciekawskich, ale i tak jestem przekonany, �e by�oby lepiej, gdybym sobie
wyobrazi� � tej nocy i nast�pnych � kogo� z moich koleg�w czy przyjaci�, na przyk�ad lorda
Carnarvona, siedz�cego naprzeciwko mnie i s�uchaj�cego mojej opowie�ci.
No i musz� mie� nadziej� � nawet teraz o jedenastej w nocy, �e wezm� pod uwag� fakt,
i� jestem jedynie rysownikiem bez wykszta�cenia. To prawda, �e kr�l Tutanchamon i jego
grobowiec ci�gle opieraj� si� moim poszukiwaniom � jednak mimo �e zbli�a si� m�j ostatni
sezon w Dolinie, nie trac� nadziei. Znajd� go � musz� znale�� � bo gdybym my�la� inaczej,
zw�tpi�bym w ca�� moj� karier�. Obawiam si�, �e nigdy si� nie o�eni�, chocia� w gruncie
rzeczy o�eni�em si� ju� � ...z poszukiwaniem grobowca. Kilka miesi�cy po przybyciu do
Egiptu, a mo�e nawet jeszcze wcze�niej, zabra�em si� za szukanie Tutanchamona, nie
wiedz�c o nim nic. W tej chwili przypominam sobie pewne wydarzenie z dzieci�stwa,
pozornie trywialne, a jednak po�yteczne, skoro po tak d�ugim czasie o nim nie zapomnia�em.
Stanowi�o ono jakby zapowied� czego�, co ma si� wydarzy�. Nic dziwnego, �e wtedy tego nie
rozumia�em; w�wczas wiedzia�em o wiele mniej, a moje zainteresowania i pasja ogranicza�y
si� do wiedzy o ptakach, kt�r� sam zdoby�em, niestety niezbyt po�ytecznej dla kogo�, kto ma
wyruszy� w �wiat. Moja edukacja, czego zawsze �a�owa�em, by�a �a�o�nie niepe�na, ale c�,
pieni�dze sz�y na op�at� rachunk�w, wi�c bardzo wcze�nie musia�em zacz�� na siebie
zarabia�. Pocz�tkowo pracowa�em jako asystent mojego ojca � ilustratora w Londynie i
portrecisty na prowincji. Z tymi zaj�ciami wi�za�y si� pobyty w wielkich wiejskich
rezydencjach. Moj� ulubion� posiad�o�ci�, a przy tym jedn� z tych, w kt�rych ojciec
najcz�ciej znajdowa� prac�, by�o Didlington Hall w hrabstwie Norfolk. Mieszkaj�ca tam
rodzina mog�a si� poszczyci� wieloma talentami i doskona�ym smakiem; nie uwa�a�a te�, �e
warto�� cz�owieka zale�y od dobrego urodzenia. W�a�ciciele Didlington Hall, mili ludzie,
odkryli we mnie jakie� talenty artystyczne i pozwolili mi biega� po swoim domu, gdzie ka�dy
pok�j i korytarz, jak u prawdziwych wspania�ych kolekcjoner�w, by� ozdobiony skarbami.
Dla moich dzieci�cych oczu takie nagromadzenie bogactwa wydawa�o si� ziszczeniem
najpi�kniejszych ba�ni i wkr�tce sta�o si� moj� ambicj� � a wr�cz naj�arliwszym marzeniem
� wyszuka� i zdoby� podobne cuda dla siebie.
Jednak mimo, �e wielce �askawa rodzina pozwala�a mi na wiele, do jednego pokoju nie
mog�em wchodzi�, ze wzgl�du � jak us�ysza�em � na szczeg�lnie cenn� jego zawarto��.
Oczywi�cie stara�em si� szanowa� wol� gospodarzy, ale pali�a mnie ciekawo�� � jak s�dz�,
taka jest ludzka natura, a zw�aszcza natura dziecka. W ko�cu, niczym �ona Sinobrodego, nie
zdo�a�em ju� d�u�ej powstrzyma� ciekawo�ci i kiedy ojciec malowa�, zakrad�em si� �eby
obejrze� tajemniczy pok�j. Ku mojemu zaskoczeniu odkry�em, �e drzwi nie by�y zamkni�te
na klucz. Otworzywszy je, bezszelestnie wszed�em do �rodka. W pokoju panowa�a ciemno�� i
przez kilka sekund nie widzia�em zupe�nie nic. Id�c po omacku wzd�u� �ciany, dotar�em do
zas�ony okiennej i lekko j� odci�gn��em, wpuszczaj�c do wn�trza troch� �wiat�a. Z zapartym
tchem patrzy�em na stoj�c� przede mn� kolekcj� przedmiot�w. Nigdy wcze�niej nie
widzia�em czego� tak dziwacznego! Znajdowa�y si� tam figurki z kamienia, gliny i z�ota,
malowid�a na drewnianych p�ytach i mumia ciasno zawini�ta w p��tno � wyci�gni�ta w
trumnie, jakby pogr��ona we �nie. Ten widok zafascynowa� mnie i wywo�a� dreszcz
przera�enia oraz zachwytu. Podszed�em do mumii. W os�upieniu patrzy�em na ni� przez
d�u�sz� chwil�, a potem przechodzi�em od jednego obiektu do drugiego, przygl�daj�c si�
ka�demu z najwy�sz� uwag�. Jak� dziwaczn� natur� musieli mie� ci ludzie � my�la�em �
jakie dziwaczne zwyczaje, przes�dy i wierzenia, �eby stworzy� co� takiego � a jednak, jak
wida�, byli takimi samymi lud�mi jak ja!
Obserwowanie i rozmy�lanie tak bardzo mnie poch�on�o, �e w ko�cu da�em si�
przy�apa�, ale gospodarze okazali si� na tyle uprzejmi, i� nie ukarali mnie, ch�opca z
wyra�nym zachwytem w oczach, tylko podsycili m�j entuzjazm. Przez nast�pnych kilka lat
tak si� rozmi�owa�em w egipskiej sztuce, �e moim najwi�kszym pragnieniem sta�a si�
wyprawa do Egiptu. W�a�nie wtedy najbardziej ubolewa�em nad swoim ub�stwem i brakiem
wykszta�cenia, bo w gruncie rzeczy nie wiedzia�em o egiptologii nic, pr�cz tego, co
widzia�em w Didlington Hall, i bardzo ma�o rozumia�em z tego wszystkiego. Ale w ko�cu,
kiedy mia�em siedemna�cie lat, dzi�ki talentowi rysownika zdoby�em szans� wyjechania do
Egiptu. Postanowiono bowiem, �e nale�y przeprowadzi� inspekcj� wszystkich zabytk�w tego
kraju, zanim dzie�a sztuki zaczn� rozpada� si� w py�. Moi opiekunowie za�, w swojej
uprzejmo�ci, polecili mnie do tej pracy. Zatem po raz pierwszy wszed�em do egipskiego
grobu nie jako archeolog ani specjalista jakiejkolwiek innej dziedziny, lecz jako skromny
kopista.
Jakie� malowid�a tam znalaz�em! To samo w nast�pnym grobowcu i p�niej w kolejnym
� nieko�cz�ca si� galeria cud�w i pi�kna! Sam przy tej pracy, w ciemno�ci rozja�nionej tylko
s�abym �wiat�em pochodni, prze�ywa�em na nowo wszystkie te emocje, jakie do�wiadczy�em
tyle lat wcze�niej w prywatnej kolekcji w Didlington Hall, ale pomno�one po tysi�ckro�, bo
sta�em w miejscach, w kt�rych przebywali niegdy� staro�ytni, i robi�o to na mnie wi�ksze
wra�enie, ni� si� spodziewa�em. By�em poruszony ponadczasowo�ci� tych zabytk�w, tak �e
niemal zapomina�em o up�ywie stuleci i wyobra�a�em sobie, �e obrazy przede mn� zosta�y
ca�kiem niedawno namalowane, a czasem nawet � �e o�ywaj� na �cianie!
Pami�tam na przyk�ad pozornie nieistotne zdarzenie, kt�re jednak pozwoli�o mi
sprecyzowa� w�asne uczucia. Pewnego popo�udnia kopiowa�em malowid�o przedstawiaj�ce
dudka. Kiedy sko�czy�em prac�, wyszed�em z grobowca i ku swojemu zaskoczeniu
zobaczy�em takiego samego ptaka � jego pi�ra, postawa, k�t nachylenia g�owy niczym si� nie
r�ni�y! By�em niemal wstrz��ni�ty podobie�stwem. Wspomnia�em o tym mojemu
prze�o�onemu w ekspedycji. Pan Percy Newberry powiedzia� mi, �e Staro�ytni uwa�ali dudka
za magicznego ptaka. Z �atwo�ci� w to uwierzy�em, bo rzeczywi�cie, mia�em wra�enie,
jakbym otar� si� o prawdziw� magi�! My�l, �e i ja, i artysta �yj�cy ponad cztery tysi�ce lat
temu mogli�my widzie� i malowa� ten sam gatunek ptaka, zrobi�a na mnie piorunuj�ce
wra�enie � i jeszcze raz dozna�em dziwnego uczucia istnienia zwi�zku mi�dzy
tera�niejszo�ci� a odleg�� przesz�o�ci�. Pod wp�ywem takich my�li praca szybko posuwa�a si�
do przodu, a moja fascynacja �wiatem staro�ytnego Egiptu i ch�� poznania jego tajemnic
wzros�y jeszcze bardziej. I nigdy nie przesta�o mnie zadziwia�, jak bardzo bliskie i znajome
wydawa�y si� postaci, kt�re kopiowa�em � a zarazem jak dziwne i przera�aj�ce.
Pewnego dnia napomkn��em o tym pozornym paradoksie panu Newberry�emu. Ten
spojrza� na mnie badawczo i zapyta�, jak � moim zdaniem � mo�na by to wyja�ni�.
Odpowiedzia�em nieco niepewnie, �e tajemnica tego zjawiska tkwi w sformalizowanym
charakterze egipskiej sztuki; zrozumieli�my ju� rz�dz�ce ni� konwencje, ale nie przestaje ona
by� dla nas egzotyczn�. Newberry wolno skin�� g�ow�.
� Ale najdziwniejsze dzie�a egipskiej sztuki, jakie widzia�em � odpar� � radykalnie
zrywaj� z konwencjami. Niekt�rzy uwa�aj� je za realistyczne... � Zawiesi� g�os. � Moim
zdaniem s� groteskowe.
� Doprawdy? � zapyta�em zaciekawiony.
� Tak � szybko potwierdzi� Newberry.
Chcia�em zada� wi�cej pyta�, ale on wsta� i kiedy ju� otwiera�em usta, przerwa� mi:
� Groteska � powt�rzy� i oddali� si� energicznym krokiem.
Patrzy�em, jak odchodzi, zaskoczony jego osch�o�ci� � bo zawsze uwa�a�em, �e jest
cz�owiekiem towarzyskim. Zastanawia�em si�, jaka sztuka mog�a zrobi� na nim takie
wra�enie, ale w nast�pnych dniach postanowi�em nie wspomina� o tym, a i sam Newberry nie
wraca� do tematu. Jednak kr�tko przed �wi�tami Bo�ego Narodzenia, kiedy nale�a�a nam si�
przerwa w pracy przy grobowcach, Newberry podszed� do mnie i zapyta�, czy nie wybra�bym
si� na ma�� wycieczk� na pustyni�. Poniewa� jeszcze nie mia�em okazji wyj�� poza granice
ziemi uprawnej nad Nilem, odpowiedzia�em, �e nic nie sprawi�oby mi wi�kszej przyjemno�ci.
Czu�em si� wyr�niony, gdy� by�em tylko jednym z trzech asystent�w, a Newberry kaza� mi
przyrzec, �e nie powiem pozosta�ym o zaproszeniu. Mimo to odnios�em wra�enie, �e nie ufa
mi do ko�ca, poniewa� gdy zapyta�em dok�d si� udamy, Newberry tajemniczo rzek�:
� Zobaczysz...
Tego samego popo�udnia wyruszyli�my na wielb��dach. Nigdy wcze�niej nie je�dzi�em
na takim stworzeniu i ju� wkr�tce bola�o mnie ca�e cia�o. Newberry widz�c moje m�ki,
za�mia� si� i stwierdzi�, �e nied�ugo przestan� my�le� o siniakach. Dopytywa�em si�, z
jakiego powodu, ale on nie chcia� wi�cej m�wi�. Zamiast tego pop�dzi� wielb��da po
piaszczystej drodze i obaj, ko�ysz�c si� i obijaj�c, pozostawili�my za sob� palmowe gaje nad
Nilem i znale�li�my si� na pustyni. Zaskoczy�a mnie nag�a zmiana otoczenia: w jednej chwili
widzieli�my byd�o, pola uprawne i drzewa, a zaraz potem nic � pr�cz morza ska� i piasku.
Czasami nag�y podmuch gor�cego wiatru prze�lizgiwa� si� po wydmach wzbijaj�c tuman
kurzu, ale poza tym wszystko by�o martwe i nieruchome. Zupe�nie jakby �wiat si� sko�czy�.
Patrz�c na roz�arzone piaski, zrozumia�em, dlaczego dla staro�ytnych Egipcjan kolorem z�a
by� czerwony.
Teren, przez kt�ry przeje�d�ali�my � dziki i ja�owy, usiany kamieniami � wygl�da�, jak
gdyby nawiedza�y go demony. Poczu�em co� w rodzaju ulgi, gdy stan�li�my nad kraw�dzi�
urwiska i w dole ujrzeli�my ponownie wst�g� Nilu, obrze�on� zieleni� p�l i drzew.
Pod��ali�my dalej wzd�u� klifu, a� do momentu, kiedy zacz�� si� on oddala� od rzeki,
tworz�c jakby naturalny amfiteatr, i zobaczyli�my p�ksi�yc piaszczystej r�wniny.
Wydawa�o si�, �e nie ma tam nic szczeg�lnie interesuj�cego, tylko zaro�la i dziwny,
niewysoki, usypany z kamyk�w pag�rek. Ale po�rodku r�wniny zauwa�y�em pracuj�cych,
ubranych na bia�o robotnik�w, a tu� za nimi szereg chatek z wypalonych cegie�. Zacz�li�my
schodzi� ku nim ze zbocza i wtedy, nie mog�c ju� d�u�ej powstrzyma� ciekawo�ci,
poprosi�em Newberry�ego, aby zdradzi� mi w ko�cu cel wyprawy.
� Dzisiaj to miejsce jest znane jako al-Amarna � odpowiedzia�, wyci�gaj�c r�k� � ale w
staro�ytno�ci nazywa�o si� Achetaton i by�o, chocia� tylko przez pi�tna�cie lat, stolic� faraona
Egiptu.
� Ach tak! � Wskaza�em na robotnik�w. � Wi�c dlatego oni tu kopi�?
Zobaczy�em w oczach Newberry�ego b�ysk podniecenia, kiedy przytakn��.
� Kto kieruje pracami? � zapyta�em.
� Pan Petrie � odpar�.
� Czy�by Flinders Petrie?
� Ten sam.
S�ucha�em z zainteresowaniem. Oczywi�cie s�ysza�em o tym s�ynnym archeologu ju�
przed przyjazdem do Egiptu � by� jednym z najwybitniejszych naukowc�w w tej dziedzinie.
W ci�gu kilku dni, kt�re sp�dzi�em w Kairze, mi��em okazj� spotka� si� z nim i wys�ucha�
kilku uwag na temat egiptologii. Zrobi� na mnie wra�enie wielkiego ekscentryka, ale zarazem
cz�owieka obdarzonego niezwykle lotnym i przenikliwym umys�em, tote� bardzo si�
ucieszy�em, �e zobacz� mistrza przy pracy. Kiedy doszli�my do ceglanych chat, Newberry
wykrzykn�� g�o�no jego nazwisko. Ujrza�em wy�aniaj�c� si� z drzwi znajom� posta� � z
czarn� brod� odcinaj�c� si� od o�lepiaj�co bia�ych piask�w. Pozdrowi� nas nie okazuj�c
wi�kszego entuzjazmu i daj�c wyra�nie do zrozumienia, �e oderwali�my go od zaj��; zapyta�
szorstko, czego od niego chcemy. Newberry wyja�ni�, �e dotar�y do niego wie�ci o odkryciu.
� No dobrze, skoro ju� przejechali�cie taki kawa�, to chod�cie zobaczy� � mrukn�� Petrie
z niech�ci�.
Najpierw jednak za��da�, �eby�my zsiedli z naszych wierzchowc�w; jedno z jego
dziwactw polega�o na tym, �e nigdy nie dosiada� �adnego zwierz�cia i zawsze chodzi� pieszo.
Musz� przyzna�, �e bez �alu opu�ci�em grzbiet wielb��da. Z trudem pobrn�li�my przez piaski
ku jakim� odleg�ym wydmom, a Petrie, swoim zwyczajem, mamrota� o przykro�ciach
doznawanych ze strony Francuz�w. By� to, zdaje si�, jego ulubiony temat, poniewa� wtedy
Francuzi, tak jak i teraz, mocn� r�k� trzymali egipskie Service des Antiquit�s i stawiali sobie
za punkt honoru � przynajmniej tak twierdzi� Petrie � na ka�dym kroku przeszkadza� mu w
pracy.
� Czy mo�ecie uwierzy� � narzeka� � �e prawie zabronili mi tu kopa�? Mnie �
Flindersowi Petriemu! A i tak nie mog� prowadzi� wykopalisk nigdzie, poza tym miejscem.
Zauwa�y�em, �e Newberry zblad� s�ysz�c te s�owa i rozejrza� si� dooko�a, zupe�nie jakby
si� ba�, �e za chwil� okoliczne wzg�rza zaroj� si� od Francuz�w. Oczywi�cie nie pojawi� si�
�aden, a ja zastanawia�em si� przede wszystkim nad tym, co ciekawego mo�e si� znajdowa�
w tym dziwnym miejscu. Wkr�tce mia�em si� dowiedzie�, czego Petrie szuka�. Musz� jednak
przerwa� w tym miejscu, bo nagle zda�em sobie spraw�, jak p�no si� zrobi�o i �e rano czeka
mnie mn�stwo pracy � i to bardzo ci�kiej. Doko�cz� wi�c � je�li moje zaj�cia nie oka�� si�
zbyt wyczerpuj�ce � jutro wieczorem.
Wr��my zatem do Amarna. Kiedy zbli�ali�my si� do celu, Petrie nagle przyspieszy�.
� To by� kiedy� Wielki Pa�ac � oznajmi� wbiegaj�c na wydm�, po czym wr�ci� i chwyci�
mnie za rami�. � Panie Carter, pan jeste� malarzem?
Ale nie czeka� nawet na odpowied� i znowu pop�dzili�my k�usem przez wydmy. W
ko�cu zatrzymali�my si� przy niezwykle starannie zbudowanym pomo�cie z desek.
Przypomnia�em sobie, co powiedzia� mi Petrie w Kairze: obowi�zkiem archeologa jest nie
tylko odkrywanie, ale te� strze�enie zabytk�w przesz�o�ci.
� Chod� � Petrie poci�gn�� mnie za rami�. � Tam! � rzek� wskazuj�c palcem w d�. �
Je�li naprawd� jeste� pan artyst�, to powiedz mi, co by� pan z tym zrobi�?
Patrzy�em z podziwem i zachwytem na pod�og� malowan� w najbardziej wymy�lne
motywy, wzorowane na cudach natury. Ryby p�ywa�y w poro�ni�tych lotosami stawach,
�aciate krowy bryka�y na polach, a koty z przymkni�tymi oczami wylegiwa�y si� w s�o�cu.
Wsz�dzie nad nimi widzia�em ptaki � siedz�ce na drzewach lub unosz�ce si� w powietrzu �
w�a�nie na nie zwr�ci�em szczeg�ln� uwag�, poniewa� ze zdziwieniem zda�em sobie spraw�,
�e potrafi� rozpozna� niemal wszystkie. By�y tam jask�ki, zimorodki, g�si i kaczki, ibisy i
dudki � ca�y ptasi �wiat zamieszkuj�cy kraj nad Nilem. Z jakim wdzi�kiem je namalowano, z
jak� trosk� o szczeg�y! Przy swojej niewielkiej znajomo�ci egipskiej sztuki nie widzia�em
niczego, co mog�oby si� r�wna� z tymi malowid�ami, ani pod wzgl�dem emanuj�cej z nich
rado�ci, ani wy�mienitego naturalizmu. Zaskoczony zwr�ci�em si� do Newberry�ego:
� Ale� to nie jest groteskowe! � wykrzykn��em. � To s� prawdziwe cuda!
� Oczywi�cie � burkn�� Petrie. � To najwa�niejsze odkrycie, jakiego kiedykolwiek
dokona�em.
Newberry wolno skin�� g�ow�.
� Zatem � mrucza� do siebie � faraon, kt�ry kaza� wykona� co� takiego, faraon, kt�ry
postanowi� �y� w takim miejscu, musia� by� bardziej niezwyk�ym cz�owiekiem, ni�
dotychczas s�dzili�my. Zobaczcie, �adnych rydwan�w, �adnej armii, �adnych scen przemocy.
Tylko... � Otworzy� szerzej oczy. � Bogactwo �ycia.
Patrzyli�my w zachwycie na pod�og� i nawet Petrie, przygl�daj�c si� swemu znalezisku,
sta� si� mniej szorstki. Nagle u�miechn�� si� z dum�.
� Oczywi�cie, �e by� niezwyk�ym cz�owiekiem.
Spojrza�em na niego.
� Kto taki?
� Faraon, rzecz jasna.
� Kt�ry?
Petrie uni�s� brwi ze zdziwieniem:
� Newberry, nic nie powiedzia�e� swojemu asystentowi o Echnatonie?
� On jest zupe�nie nowy w Egipcie � usprawiedliwia� si� Newberry. � Dobrze wiesz, �e
nie m�wi� ka�demu o nadziejach, jakie wi��� z tym miejscem.
� Nadziejach? � Petrie za�mia� si� pow�tpiewaj�co. � Tracisz czas na mrzonki.
� Ja tak nie uwa�am.
� M�wi� ci, Francuzi maj� koncesje na wszystkie okoliczne wzg�rza. To oni znajd�
grobowiec.
Zapad�o milczenie.
� O jakim grobowcu mowa? � o�mieli�em si� zapyta�.
Newberry popatrzy� na mnie niepewnie.
� Prosz�... � powiedzia�em. Odwr�ci�em si�, �eby jeszcze raz spojrze� na pod�og�. � Je�li
z tym Echnatonem wi��e si� jaka� tajemnica, to bardzo chcia�bym czego� si� dowiedzie�. �
Wskaza�em na wspania�e malowid�a. � Kto�, kto napawa� si� pi�knem takich zwierz�t i
ptak�w, z pewno�ci� zas�uguje na dalsze studia.
Petrie nagle za�mia� si� i klepn�� mnie w rami�.
� No, dobry z ciebie ch�opak! � wykrzykn��. � Je�li chcesz wiedzie� wi�cej o kr�lu-
heretyku, powiem ci to, co mog�.
� Kr�lu-heretyku? � zapyta�em.
� W�a�nie tak � odrzek� Petrie. � Echnaton zosta� bowiem uznany za buntownika.
Klepn�� mnie po plecach i zerkaj�c spod brwi na Newberry�ego, poprowadzi� z wydmy
ku dalszym pomostom i namiotom.
� Znale�li�my to dzisiaj rano � powiedzia� podnosz�c przykrycie i wskazuj�c kawa�ek
kamienia le��cy w k�cie namiotu. � Powa�nie uszkodzona, ale co ciekawe, znowu taka sama.
Podeszli�my � ja niepewnie, Newberry z zaciekawieniem, kt�rego nawet nie pr�bowa�
ukry�. Patrzyli�my w milczeniu; po d�u�szej chwili Newberry spojrza� na mnie.
� Widzisz? � szepn��. � Czy nie m�wi�em ci, �e to groteskowe?
Milcza�em; zaskoczony wpatrywa�em si� w p�askorze�b�. Przedstawia�a grup� postaci,
wyra�nie Egipcjan, ale nie przypomina�a niczego, co widzia�em do tej pory. Znajdowa� si�
tam faraon � pozna�em go po insygniach � ale wcale nie wygl�da� na herosa ani boga. Jego
posta� by�a dziwaczna, straszliwie zdeformowana: mia� brzuch i uda zaokr�glone jak kobieta,
�ydki i ramiona nienaturalnie cienkie, a do tego wielk� czaszk�, wyd�u�on� twarz, grube
wargi i oczy o kszta�cie migda��w. Patrz�c na t� niezwyk�� posta� poczu�em na plecach
zimny dreszcz, bo wygl�da�a bardziej na portret eunucha ni� m�czyzny i nie mog�em ju�
zaprzeczy�, �e istotnie by�a odpychaj�ca i groteskowa. Ale ta groteskowo�� nie wyja�nia�a
mojej reakcji; by�o co� jeszcze, co�, co �agodzi�o pocz�tkowe uczucie niesmaku. Dopiero po
d�u�szej chwili zda�em sobie spraw�, co to takiego � i wtedy zrozumia�em. P�askorze�ba,
opr�cz faraona, przedstawia�a trzy dziewczynki � O podobnie dziwnych kszta�tach czaszek �
dwie siedzia�y u st�p w�adcy, natomiast trzeci�, trzyman� w ramionach, faraon czule ca�owa�
w czo�o. Pomy�la�em sobie o grobowcach, w kt�rych pracowa�em, i o przestudiowanych
ksi��kach, i o tym, �e nie widzia�em w�r�d dzie� egipskiej sztuki niczego, kompletnie
niczego, co mog�oby si� r�wna� z t� pe�n� czu�o�ci i mi�o�ci scen�.
� Czy to s� jego c�rki? � zapyta�em.
Petrie przytakn��.
� Wydaje si�, �e mi�o�� do rodziny by�a najwa�niejsz� ide� w �yciu faraona. Na tle
innych kr�lewskich portret�w jest to co� zupe�nie nowego i niezwyk�ego.
� Ale dlaczego styl tej rze�by jest tak bardzo obcy?
� A kt� to mo�e wiedzie�? � Petrie wzruszy� ramionami. � Z pewno�ci� wydarzy�o si�
co� wa�nego, co obali�o dawne tradycje �wczesnego ludu.
� Wskaz�wki � doda� pospiesznie Newberry � znajduj� si� wsz�dzie wok� nas. �
Spojrza� na Petriego. � Czy� nie?
� Ca�e to miejsce... � Petrie zatoczy� r�k� dooko�a � jest jedn� wielk� poszlak�.
� Naprawd�? � Spojrza�em z namiotu na piasek i kamienie. � Ale ja nic nie widz�.
� S�usznie! � zgodzi� si� Petrie, po czym znowu wskaza� r�k� na ja�ow� r�wnin�. � Nie
widzisz nic, tak samo, jak niczego nie zobaczy� sam Echnaton, kiedy przyby� tu po raz
pierwszy, aby zbudowa� swoje miasto. A przecie� mia� on ju� bogat� i wspania�� stolic� w
Tebach, od lat upi�kszan� przez swoich przodk�w; Echnaton by� spadkobierc� najwi�kszych
w�adc�w Egiptu, a same Teby prze�ywa�y okres �wietno�ci. Dlaczego wi�c postanowi� je
opu�ci�? Dlaczego przyby� na to odludzie, ponad dwie�cie mil od najbli�szego miasta?
Patrzy�em na niego zmieszany. W ko�cu potrz�sn��em g�ow�.
� Przyznaj�, �e nic nie przychodzi mi do g�owy.
� Domy�lam si�, �e nie widzia�e� Teb? � Petrie przymru�y� oczy
� Jeszcze nie.
� Zatem mam nadziej�, �e pewnego dnia trafisz do tego miasta. A kiedy ju� tam dotrzesz,
zobaczysz, �e najwspanialsza jest �wi�tynia w Karnaku, osza�amiaj�ca i przyt�aczaj�ca
ogromem, mimo up�ywu czasu tak rozleg�a, i� b�dziesz si� zastanawia�, jakie moce j�
wznios�y. A jednak odpowied� jest prosta: zosta�a wzniesiona w ho�dzie dla przes�du. Karnak
by� domem Amona-Re, kr�la plejady bog�w egipskich, skupiaj�cym wszystkie nadzieje i
obawy tego kraju.
� A mimo to Echnaton...
� Porzuci� Teby.
Lekki u�miech przemkn�� pod w�sami Petriego.
� Czy nie m�wi�em ci � zapyta� archeolog, kl�kaj�c obok kamiennego fragmentu � �e
bunt wybuch� nie tylko przeciw konwencji w sztuce?
� Wi�c... � zmarszczy�em brwi � Echnaton porzuci� r�wnie� kult Amona-Re?
� Wykl�� go. Wymazywa� jego imi� w ca�ym kraju. Amona, ale te� i Ozyrysa i
wszystkich bog�w ca�ego staro�ytnego panteonu, opr�cz jednego... � Petrie przerwa� i zwr�ci�
wzrok ku p�askorze�bie. � Tylko jednego. � Wskaza� na g�rn� cz�� kamienia, gdzie kawa�ek
zosta� od�upany. Ci�gle jeszcze widoczne by�y �lady czego�, co wygl�da�o jak wiele r�k
wyci�gni�tych w ge�cie b�ogos�awie�stwa nad g�ow� kr�la, u�o�onych promieni�cie niczym
szprychy ko�a.
� To s� promienie s�o�ca � wyja�ni� Petrie. � Na brakuj�cym fr