6353
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6353 |
Rozszerzenie: |
6353 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6353 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6353 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6353 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Samuel R. Delany
Gwiazda imperium
Prze�o�y�: Marek Cie�lik
PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1992
Tytu� orygina�u: Empire Star
Redaktor: Leszek Walkiewicz
Ilustracja: Jim Burns, Young Artists
Opracowanie graficzne: Maria Dylis
Copyright � 1966 by Ace Books � Copyright for the Polish edition
by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL
GDA�SK 1992
Druk i oprawa
Zak�ady Graficzne w Gda�sku
Wydanie I
ISBN 83-7075-274-8
Upar�szy si�, �e pop�yniesz
Przez morze ku Atlantydzie,
Odkrywasz, �e w tamte strony �
Co mo�na by�o przewidzie� �
Statek Wariat�w jedynie
Kursuje, gdy� silne cyklony
Przewiduje prognoza na sezon;
Musisz wi�c ca�y sw�j rezon
Wysili� na burdy i bzdury,
A� dzi�ki nim mo�e ujdziesz
Za jednego z Ch�opak�w, kt�ry
Te� lubuje si� w bibie i bujdzie.
W. H. Auden
(fragment wiersza �Atlantyda" w przek�adzie Stanis�awa Bara�czaka)
...prawda jest kwesti� punktu widzenia.
Marcel Proust
Mia�:
warkocz jasnych w�os�w si�gaj�cy mu do pasa;
smuk�e, br�zowe cia�o, kt�re � jak powiadali � przypomina�o cia�o kota, gdy podczas Nowego Cyklu zwija� si� sennie w k��bek w migotliwym �wietle ogniska dozorcy p�l;
okaryn�;
czarne buty i czarne r�kawice, dzi�ki kt�rym m�g� porusza� si� po �cianach i sufitach;
szare oczy, za du�e przy jego ma�ej twarzy o dzikich rysach;
na lewej r�ce � mosi�ne pazury, kt�rymi zabi� dot�d trzy dzikie kepardy, po tym, jak w czasie jego nowocyklowej warty przeczo�ga-�y si� przez przerw� w elektrycznym ogrodzeniu (i kt�rymi kiedy� w b�jce z Billym Jame-sem � przyjacielskiej popychance obr�conej nagle w spraw� serio przez zbyt szybki i zbyt silny cios � zabi� tamtego ch�opca; ale sta�o si� to dwa lata wcze�niej, kiedy by� szesnasto-latkiem, i niech�tnie o tym my�la�);
za sob� � osiemna�cie lat twardego �ycia w grotach satelity Rhys, sp�dzonych na dogl�daniu podziemnych p�l, podczas gdy Rhys cy-kloidalnie obiega� czerwonego olbrzyma Tau Ceti;
sk�onno�� do oddalania si� od Mieszkalnych Grot, by popatrze� w gwiazdy, co wp�dzi�o go w k�opoty co najmniej czterokrotnie w ci�gu ostatniego miesi�ca, a w czasie ostatnich czterech lat wys�u�y�o mu przezwisko Kometa Jo;
wuja imieniem Klemens, kt�rego nie cierpia�.
A potem, kiedy ju� straci� wszystko, opr�cz � jakim� cudem � okaryny, wracaj�c my�l� do tych rzeczy, zastanawia� si�, jak wiele dla niego znaczy�y, jak bardzo zdeterminowa�y jego m�odo�� i jak marnie przygotowa�y go do wej�cia w wiek m�ski.
Zanim jednak zacz�� traci�, zyska�: dwie rzeczy, kt�re � razem z okaryn� � zachowa� a� do ko�ca. Jedn� z nich by�o diabelskie koci� o imieniu Dik. Drug� by�em ja. Jestem Klejnot.
Mam �wiadomo�� wielodro�n�, co znaczy, �e patrz� na wszystko z r�nych punkt�w widzenia. To jedna z funkcji, jakie spe�nia ci�g ali-kwot�w w harmonicznym uk�adzie mojej struktury wewn�trznej. Dlatego te� opowiem wi�ksz� cz�� tej historii z punktu widzenia, kt�ry
nazywany jest � w kr�gach literackich � narratorem wszechwiedz�cym.
Ceti okrwawia�a zachodnie turnie; Torus, olbrzymi jak Jowisz, przes�ania� �wier� nieba czarn� krzywizn�, a bia�y karze� Oculus srebrzy� ska�y na wschodzie. Kometa Jo o w�osach koloru pszenicy st�pa� za swymi dwoma cieniami: jednym d�ugim i szarym, drugim kr�pym i rdzawym. Z g�ow� odrzucon� do ty�u wpatrywa� si� w pierwsze gwiazdy, a wok� niego przemyka� w p�dzie wiecz�r o barwie wina. D�ugimi palcami prawej d�oni, o paznokciach poobgryzanych jak u wszystkich ch�opc�w, obejmowa� okaryn�. Wiedzia�, �e powinien zawr�ci�; powinien wczo�ga� si� spod dachu nocy prosto w rozjarzony kokon Mieszkalnej Groty. Powinien odnosi� si� z szacunkiem do wuja Klemensa i nie powinien wdawa� si� w b�jki z ch�opakami na Polowej Warcie � by�o tyle rzeczy, kt�re powinien robi�...
Jaki� odg�os. Kolizja ska�y z nieska��.
Przykucn��, a jego opatrzona w szpony lewa d�o�, mordercze przed�u�enie wysmuk�ego, umi�nionego ramienia, b�yskawicznie unios�a si� w g�r�, by ochroni� twarz. Kepardy skaka�y do oczu. Tylko �e to nie by� kepard. Jo opu�ci� pazury.
Ze szczeliny w�wozu wygramoli�o si� z trudem diabelskie koci�, balansuj�c na pi�ciu z o�miu n�g, i zasycza�o. Mia�o trzydzie�ci centymetr�w d�ugo�ci, trzy rogi i wielkie szare oczy koloru oczu Jo. Zachichota�o; diabelskie koci�ta robi� to, kiedy s� zdenerwowane � na og� z powodu utraty swoich diabelskokocich rodzic�w, kt�rzy maj� po pi�tna�cie metr�w d�ugo�ci i s� ca�kowicie nieszkodliwi, je�li przypadkiem na kogo� nie nadepn�.
� Co jest? � zapyta� Kometa Jo. � Twoi starzy dali nog�?
Diabli kociak znowu zachichota�.
� No, co jest grane? � nalega� Jo. Kociak spojrza� przez lewe rami� i zasycza�.
� Dobra, zara zobaczym. � Jo skin�� g�ow�. � Zasuwaj, kociak.
Marszcz�c brwi, ruszy� do przodu; w �lizgu jego nagiego cia�a ponad ska�ami by�o tyle� gracji, co w jego mowie � nieokrzesania. Opad� ze skalnej p�ki na czerwon�, pokruszon� ziemi�. Kiedy skaka�, w�osy otoczy�y jego ramiona ��t� chmur�, by w ko�cu opa�� mu na twarz; odrzuci� je do ty�u. Kociak otar� si� o jego kostk�, ponownie zachichota� i �mign�� za wielki g�az.
Jo ruszy� za nim � i rzuci� si� w ty�, rozp�aszczaj�c na skale. Pazury jego lewej r�ki i kostki palc�w prawej zgrzytn�y o granit. Obla� si� potem. Na gardle, z boku, wyst�pi�a mu wielka,
10
w�ciekle pulsuj�ca �y�a, a jego moszna skurczy�a si� jak suszona �liwka.
W gejzerze o p� metra wy�szym od Jo pieni�a si� i spala�a zielona ciecz. W jej p�omienistym chaosie tkwi�y jakie� istoty � kt�rych nie widzia�, ale kt�re wyczuwa�, jak wij� si�, krzycz� bezg�o�nie, konaj� w ogromnym b�lu. Jedna z nich z ca�ych si� stara�a si� przebi� na zewn�trz.
Diabelskie koci�, nie�wiadome owej agonii, przyskoczy�o do gejzeru, splun�o dumnie i odskoczy�o z powrotem.
W chwili gdy Jo zaryzykowa� nabranie oddechu, istota wyrwa�a si� na zewn�trz. Dymi�c zatoczy�a si� przed siebie. Podnios�a szare oczy. Powiew wiatru str�ci� z jej ramion d�ugie w�osy o barwie pszenicy, kiedy przez chwil� porusza�a si� z pewn� � jakby koci� � gracj�. Potem run�a w prz�d.
Co� silniejszego ni� strach kaza�o Jo wyci�gn�� r�ce i schwyta� wypr�one ramiona istoty. Na pazurze zacisn�a si� d�o�. Na d�oni � pazur. Dopiero gdy Kometa Jo kl�cza�, a posta� dysza�a w jego obj�ciach, zrozumia�, �e trzyma w ramionach swego sobowt�ra.
W g�owie eksplodowa�o mu zdumienie, a jego j�zyk by� jednym z przedmiot�w obluzowanych wybuchem.
- Kto� ty?
� Musisz dostarczy�... � zacz�a posta�,
11
rozkaszla�a si� i na chwil� straci�a ostro�� rys�w � dostarczy�... � powt�rzy�a.
� �e co? �e co?! � zawo�a� Jo g�osem pe�nym zdumienia i przera�enia.
� ... dostarczy� wiadomo�� do Gwiazdy Imperium. � Mowa mia�a czysty, precyzyjny akcent interlingu obco�wiatowc�w. � Musisz dostarczy� wiadomo�� do Gwiazdy Imperium!
� Niby co mam powiedzie�?!
� Po prostu dosta� si� tam i powiedz im... � Posta� znowu si� rozkaszla�a. � Tylko tam dotrzyj, niewa�ne, ile ci to...
� Co ja mam, do diab�a, m�wi�, jak ju� tam niby b�d�? � nie ust�powa� Jo. Wtedy dopiero przysz�o mu do g�owy to wszystko, o co powinien by� zapyta�. � Sk�d�e� si� tu wzi��? Gdzie� lecia�? Co si� sta�o?
Wstrz�sana konwulsjami posta� wygi�a si� w kab��k i wy�lizn�a z r�k Komety Jo. Kometa Jo si�gn�� do jej ust, chc�c rozewrze� je przemoc� i nie dopu�ci�, by po�kn�a j�zyk, ale zanim jej dotkn�� � rozpu�ci�a si�.
Zakipia�a i zaparowa�a, zapieni�a si� i zadymi�a.
Wi�ksze zjawisko uspokoi�o si� tymczasem; by�o teraz tylko ka�u�� oblewaj�c� zielsko. Diabelski kociak podszed� do jej skraju, zaw�szy� i wy�owi� co� �ap�. Ka�u�a zastyg�a, a potem zacz�a szybko parowa�.
12
Kociak uj�� wy�owion� rzecz w pysk, po czym, mrugaj�c szybko, podszed� do Jo i po�o�y� przedmiot mi�dzy kolanami ch�opca. Nast�pnie usiad� i zacz�� my� sobie r�owe futerko na piersi.
Jo spojrza� w d�. Przedmiot by� wielobarwny, wielo�cienny, wielodro�ny i by�em nim ja. Jestem Klejnot.
Och, jak�e d�ug� przebyli�my drog� � Norn, Ki, Marbika i ja � po to tylko, �eby zako�czy� j� w tak nag�y i tragiczny spos�b! Ostrzega�em ich, i owszem, kiedy nasz pierwszy statek si� zepsu� i odlatywali�my z Pd. Dora-dus na tym organoformowym jachcie. Wszystko wygl�da�o r�owo, dop�ki pozostawali�my w stosunkowo zapylonym rejonie Ob�oku Magellana, ale gdy weszli�my w opustosza�� przestrze� Spirali Ojczystej, mechanizm otor-biaj�cy nie mia� ju� czego poddawa� katalizie.
Chcieli�my zatoczy� kr�g wok� Ceti i skierowa� si� ku Gwie�dzie Imperium z naszym baga�em nowin dobrych i z�ych, kronik� sukces�w i pora�ek. Ale stracili�my pow�ok� i organoforma, niczym jaka� szalona ameba, chlupn�a w satelit� Rhys. Przeci��enie by�o zab�jcze. Ki zgin��, nim jeszcze wyl�dowali�my. Marbika rozpad�a si� na tysi�c idiotycznych cz�ci, walcz�cych o prze�ycie i umieraj�cych w przetrwalnej galarecie, w kt�rej zostali�my zawieszeni.
14
Norn odby� ze mn� szybk� narad�. Pobie�nie dokonali�my perceptoralnego rozpoznania obszaru w promieniu stu pi��dziesi�ciu kilometr�w od miejsca katastrofy. Tymczasem organoforma zacz�a ju� proces samozniszczenia; jej prymitywna inteligencja obarcza�a nas win� za wypadek i pa�a�a ��dz� mordu. Rozpoznanie perceptoralne ujawni�o ma�� koloni� Terran, kt�rzy pracowali przy uprawie pliazy-lu, porastaj�cego przestronne podziemne groty. Jakie� trzydzie�ci kilometr�w na po�udnie by�a niedu�a Stacja Przewozowa, sk�d pliazyl wysy�ano do Centrum Galaktycznego, by stamt�d rozprowadza� go mi�dzy gwiazdy. Ale satelita jako taki by� niewiarygodnie op�niony w rozwoju.
� Z tych, na kt�re w �yciu trafi�em, to chyba najbardziej rozdro�ne spo�ecze�stwo, jakie jeszcze mo�na nazwa� inteligentnym � zauwa�y� Norn. � Na ca�ej planecie wykrywam nie wi�cej ni� dziesi�� umys��w, kt�re by�y kiedykolwiek w innym uk�adzie gwiezdnym, z czego wszystkie nale�� do pracownik�w Stacji Przewozowej.
� W kt�rej maj� bezpieczne, nieorganiczne statki, a nie jaki� z�om z mani� prze�ladowcz� � doda�em. � Przez ten nasz egzemplarz obaj zginiemy i nigdy nie dolecimy do Gwiazdy Imperium. Powinni�my by� na jednym z takich statk�w. A ten tu � te� co�!
15
Temperatura protofotoplazmy stawa�a si� mocno nieprzyjemna.
� Jest tu gdzie� niedaleko jaki� dzieciak � powiedzia� Norn. � I jeszcze... co to jest, u licha?
� Terranie m�wi� na to �diabelskie koci�" � wyja�ni�em, przechwyciwszy informacj�.
� Jedno jest pewne: bynajmniej nie ma rozdro�nego umys�u!
� Ani te� szczeg�lnie wielodro�nego � powiedzia�em. � Ale zawsze to ju� co�. Mo�e da�oby rad� dostarczy� wiadomo��?
� Ma inteligencj� p�kretyna � rzek� Norn. � Terranie maj� przynajmniej niez�� ilo�� tkanki m�zgowej. Gdyby tylko uda�o nam si� sk�oni� tych dwoje do nawi�zania wsp�pracy... Ten dzieciak jest dosy� bystry � no, ale taki rozdro�ny! Z kolei koci� jest co najmniej parodro�ne, wi�c mog�oby cho�by przekaza� mu wiadomo��. Dobra, spr�bujemy. Sprawd�, czy uda ci si� ich tu sprowadzi�. Kiedy si� skrystalizujesz, b�dziesz m�g� na troch� odwlec �mier�, prawda?
� Tak � odpar�em niech�tnie. � Ale nie wiem, czy tego chc�. Nie s�dz�, �ebym potrafi� by� tak bierny, by� po prostu punktem widzenia.
� Nawet b�d�c biernym � powiedzia� Norn � mo�esz by� bardzo potrzebny, zw�a-
16
szcza temu rozdro�nemu ch�opcu. Je�li si� zgodzi, czekaj� go ci�kie chwile.
� Dobrze, niech b�dzie � powiedzia�em. � Skrystalizuj� si�, ale nie powiem, �eby mnie to cieszy�o. A ty wyjd� i zobacz, co sam mo�esz zrobi�.
� Cholera! � zakl�� Norn. � Nie podoba mi si� to umieranie. Nie chc� umiera�. Chc� �y�, chc� polecie� do Gwiazdy Imperium i chc� im powiedzie�.
� Pospiesz si� � rzek�em. � Marnujesz czas.
� Dobra, dobra. Jak my�lisz, jaki kszta�t powinienem przybra�?
� Pami�taj, �e masz do czynienia z psychik� rozdro�n�. Musisz przybra� ten jedyny kszta�t , na kt�ry ch�opak mo�e zwr�ci do�� uwagi i kt�rego nie uzna jutro rano za jaki� z�y sen.
� Dobra � powt�rzy� Norn. � No, to jazda. �egnaj, Klejnocie.
� �egnaj � odpar�em i zacz��em si� krystalizowa�.
Norn przedar� si� do przodu, a bulgocz�ca galareta oklap�a, kiedy przebi� si� przez ni� na ska�y, gdzie czeka� dzieciak. Kici, kici, kici � nada�em w kierunku diabelskiego kociaka. Doskonale nawi�za� wsp�prac�.
Kometa Jo, wracaj�c do grot, wygrywa� na okarynie powolne melodie i rozmy�la�. Kamie� szlachetny (czyli Klejnot, czyli ja) spoczywa� w sakwie u jego pasa. Diabelski kociak ugania� si� za �wietlikami, przystaj�c co rusz, �eby powyci�ga� szczecin� z miseczek �ap. Raz przeturla� si� na grzbiet i zasycza� na jak�� gwiazd�, ale po chwili pop�dzi� za Jo. Jego umys� wcale nie by� rozdro�ny.
Kometa dotar� do skalnej p�ki na stoku Smakowitej. Popatruj�c zza ska�y, zobaczy� wuja Klemensa stoj�cego przy drzwiach do groty � wuj wygl�da� na mocno zirytowanego. Kometa obmaca� j�zykiem policzek w poszukiwaniu resztek obiadu, wiedz�c, �e nie dostanie tego dnia kolacji.
Kto� nad jego g�ow� zawo�a�:
� Siemasz, g�upolu! A wujo Klem taki na ciebie w�ciek�y, �e hej!
Spojrza� w g�r�. Jego daleka kuzynka Lilly zwiesza�a si� z kraw�dzi wy�szego urwiska, gapi�c si� w d�.
18
Da� jej znak; zsun�a si� i stan�a obok niego. Mia�a w�osy kr�tko �ci�te, �na szczotk�" � zawsze zazdro�ci� dziewczynom takich w�os�w.
� Tw�j kociak? Jak go wo�asz?
� Nie m�j � odpar� Jo. � Hej, a niby kto ci pozwoli� rusza� moje glany i r�kawice, co?
Mia�a na sobie wysokie do kolan czarne buty i si�gaj�ce �okci r�kawice, kt�re Jo dosta� od Charony na dwunaste urodziny.
� Chcia�am na ciebie poczeka� i ci� ostrzec, jak si� wujo Klem w�cieka. No i musia�am tam wisie�, �eby widzie�, jak wracasz.
� Gurga tam, musia�a�! Dawaj. Tylko �e� si� chcia�a do nich dorwa�. No jazda, oddawaj. Nie m�wi�em, �e ci je wolno nosi�.
Lilly z oci�ganiem wy�uska�a si� z r�kawic.
� Niech ci� gurga � powiedzia�a. � Nie dasz mi w nich chodzi�? � Wysun�a nogi z but�w.
� Nie � odpar� Kometa.
� Dobra � powiedzia�a Lilly. Obr�ci�a si� i zawo�a�a: � Wujku!
� Hej! � zaprotestowa� Jo.
� Wujku Klemensie, Kometa wr�ci�!
� Przymknij dzi�b! � sykn�� Kometa, po czym odwr�ci� si� i pobieg� z powrotem wpo-przek skalnej p�ki.
� Wujku Klemensie, on znowu ucieka... W tej w�a�nie chwili diabelski kociak wbi�
19
dwa z trzech rog�w w kostki n�g Lilly, podni�s� w pysku buty i r�kawice, po czym pobieg� za Komet� � co by�o z jego strony niezwykle wielodro�nym dzia�aniem, je�li wzi�� pod uwag�, �e absolutnie nikt mu nic nie powiedzia�.
Pi�tna�cie minut p�niej Kometa siedzia� w kucki po�r�d o�wietlonych gwiazdami ska�, wystraszony i z�y. Wtedy w�a�nie diabelski ko-ciak podszed� i upu�ci� przed nim r�kawice i buty.
� H�? � powiedzia� Kometa Jo, rozpo-znawszy swoje rzeczy w kasztanowej ciemno�ci. � Hej, dzi�ki! � Podni�s� je i za�o�y�. � Charona � powiedzia� wstaj�c. � Id� do Charony. � Bo Charona da�a mu buty; bo Charona nigdy nie w�cieka�a si� na niego; bo Charona mog�a wiedzie�, gdzie le�y Gwiazda Imperium.
Ruszy�, ale po chwili odwr�ci� si� i popatrzy� surowo na kociaka. Diabelskie koci�ta s� znane ze swej niezale�no�ci i ani nie przynosz�, ani nie nosz� niczego za lud�mi jak psy.
� Diabelski kociak � powiedzia� Jo. � Di kociak. Dik. Jakby imi�. No jak, Dik, zasuwasz dalej ze mn�? � Co by�o aktem zaskakuj�co nierozdro�nym; w ka�dym razie mnie to zaskoczy�o.
Kometa Jo ruszy�, a Dik pod��y� za nim.
20
Przed �witem spad� deszcz. M�awka ob�li-nia�a mu twarz i obsypywa�a klejnotami jego rz�sy, kiedy zwisa� ze sklepienia urwiska, patrz�c w d� na bram� Strefy Przewozowej. Wisia� jak leniwiec, a na jego brzuchu jak w kolebce spoczywa� Dik.
W czerwieniej�cym �wietle wlok�y si� pomi�dzy ska�ami dwie ci�ar�wki z pliazylem. Za chwil� Charona przyjdzie, �eby je wpu�ci�. Odchylaj�c g�ow� w ty�, a� �wiat obr�ci si� do g�ry nogami, si�ga� wzrokiem poprzez skalist� dolin�, spi�t� podw�jnym sierpem Mostu Brookli�skiego, a� do platform za�adunkowych, gdzie w czerwonym porannym deszczu balansowa�y statki mi�dzygwiezdne.
Gdy ci�ar�wki wyjecha�y z g�stwiny dem-browego winobluszczu, kt�ry w pewnym punkcie rozkrzewia� si� nad drog�, Jo zobaczy� Charone id�c� w kierunku bramy. Przed ni� bieg� 3-Pies, szczekaj�c przez siatk� na zatrzymuj�ce si� pojazdy. Diabelski kociak przest�pi� nerwowo z nogi na nog�. Jedn� z cech, kt�rymi przypomina� zwyk�ego kota, by�a antypatia do ps�w.
Charona poci�gn�a za d�wigni� u bramy i kraty podjecha�y w g�r�. Kiedy ci�ar�wka przetacza�a si� przez wjazd, Jo wrzasn�� w d� z urwiska:
21
� Hej, Charona, przytrzymaj no je dla m-nie!
Unios�a sw� �ys� g�ow� i wykrzywi�a pomarszczon� twarz.
� Kto� ty, hen na wysoko�ciach? 3-Pies zaszczeka�.
� Uwaga! � zawo�a� Jo, po czym pu�ci� si� ska� i przekr�ci� w powietrzu. Spad� tak jak Dik, zwini�ty w k��bek. Lekko i spr�y�cie wyl�dowa� w swoich butach przed Charona.
� Ho, ho � Charona za�mia�a si�, chowaj�c zwini�te d�onie w kiesze� b�yszcz�cego od deszczu srebrzystego skafandra, kt�ry �ci�le opina� jej cia�o. � �wawy z ciebie skrzat. Gdzie� to si� skrywa�e� przez miesi�c bez ma�a?
� Warta Nowego Cyklu � powiedzia� Jo z krzywym u�miechem. � Patrz, o, mam na sobie tw�j prezent.
� Zaiste, dobrze, i�e ci� w nim widz�. Wchod�, wchod�, bram� trza mi zawrze�.
Kometa zanurkowa� pod do po�owy opuszczon� krat�.
� S�uchaj no, Charona � zaczai, kiedy razem ruszyli mokr� drog� � co to takiego Gwiazda Imperium? I gdzie? I jak si� tam dosta�? � W my�l niepisanej umowy skr�cili z drogi, �eby przej�� si� po nier�wnym gruncie doliny pod j�zor metalu zwany Mostem Brookli�skim.
� Wielka� to gwiazda, m�odzie�cze, kt�r�
, 22
praprapradziady twoje na Ziemi Aurigae zwali. Le�y na siedemdziesi�tym drugim stopniu st�d, rachuj�c naok� galaktycznej osi, w odleg�o�ci hiperstatycznej pi��dziesi�t pi�� koma dziewi�� i, jak to w staro�ytno�ci powiadali, niepodobna zgo�a, aby� si� tam dosta�.
� Czemu?
Charona roze�mia�a si�. 3-Pies pobieg� przodem i zaszczeka� na Dika, kt�ry zje�y� si�, zacz�� jak�� odpowied� w kocim j�zyku, ale rozmy�li� si� i odskoczy�.
� Mo�na by okazj� chwyci� z jakowym� transportem i tako rozpocz��; atoli niepodobna zgo�a, by� t y tego dokona�. A jeno to si� liczy.
Kometa Jo zmarszczy� brwi.
� Niby to czemu nie? � Zamachem r�ki urwa� g��wk� z �odygi jakiego� zielska. � A w�a�nie �e daj� wi�ra z tej planety, i to ju�!
Charona unios�a nag� sk�r�, kt�ra pozosta�a w miejscu jej brwi.
� Jest w tobie, widzi mi si�, krzyna determinacji. Od czterystu wiosen pierwszy jeste� na tej ziemi zrodzon, kt�ry mi tak powiada. Powr��, Kometo Jo, do twego wuja i uczy� pok�j w Mieszkalnej Grocie.
� Gurga tam � powiedzia� Kometa Jo i kopn�� jaki� ma�y kamyk. � Chc� st�d zrywa�. Czemu nie mog�?
� To rozdro�ne, parodro�ne i wielodro�ne
23
� odrzek�a Charona. A ja obudzi�em si� w mojej sakwie. Mo�e mimo wszystko istnia�a jaka� nadzieja. Gdyby kto� mu to wszystko wyja�ni�, w�dr�wka sta�aby si� �atwiejsza. � Spo�eczno�� tutejsza rozdro�na jest, Kometo. Podr�e kosmiczne nie maj� z ni� nic wsp�lnego. Pr�cz ci�ar�wek pliazyl tu dowo��cych i paru dzieci�t jak ty sam ciekawych wszystkiego, nikt nigdy nie wst�puje w te progi. A nim rok przejdzie, przestaniesz przychodzi�, za� twoje wszystkie tu bytno�ci b�d� mie� dla ciebie t� jeno wag�, �e z wi�kszym pob�a�aniem spoziera� b�dziesz na swoich, gdy sami zaw�druj� pod bram� albo wr�c� do Grot Mieszkalnych z magicznymi �wiecide�kami z gwiazd. By wyprawia� si� mi�dzy planety, trza umie� obcowa� z istotami co najmniej pa-rodro�nymi, a cz�sto wielodro�nymi. Ty za� jeno g�ow� by� traci� i nie wiedzia�, k�dy si� obr�ci�. Nie min�yby dwa kwadranse lotu kosmicznym statkiem, a okr�ci�by� si� na pi�cie i postanowi� wraca�, porzucaj�c sw�j koncept jako niedorzeczny. Poniek�d dobrze to, �e posiadasz umys� rozdro�ny, bo dzi�ki niemu bezpiecznie na Rhysie pozostajesz. I chocia� bram� przest�pujesz, szans� masz niewielkie na, rzec by mo�na, zepsucie, ju� to wizytami w strefie przewozowej, ju� to cho�by przygodnym zetkni�ciem z czym�, co z gwiazd
24
pochodzi, jako te trzewiki i r�kawice, kt�rem ci da�a.
Wygl�da�o na to, �e sko�czy�a, i zrobi�o mi si� smutno, bo na pewno niczego to nie wyja�nia�o. Ale wiedzia�em ju�, �e Jo wyruszy w drog�.
Tymczasem Kometa Jo si�gn�� po swoj� sakw�, odsun�� okaryn� i uni�s� mnie na otwartej d�oni.
� Charona, widzia�a� no kiedy co� takiego?
Zamajaczyli nade mn� oboje. Ponad ostrzami pazur�w Komety, ponad dwoma ocienionymi twarzami rysowa�a si� na fio�kowor�o-wym niebie ciemna wst�ga Mostu Brookli�-skiego. Pod moj� �ciank� grzbietow� czu�em ciep�o d�oni Jo. Jaka� ch�odna kropelka opryska�a moje przednie fasety i twarze obojga si� rozmy�y.
� Ale�... wszak to jest... Nie, to niepodobna. Gdzie� to zyska�e�? Wzruszy� ramionami.
� Zwyczajnie �em znalaz�. My�lisz, �e co to jest?
� Na �wiat�o siedmiu s�o�c, to� to wygl�da kropla w kropl� jak skrystalizowany Tryto-wianin.
Oczywi�cie mia�a racj� i od razu zrozumia�em, �e mam do czynienia z nie byle jak� kos-menk�. W formie krystalicznej my, Trytowia-
25
nie, nie wyst�pujemy znowu a� tak powszechnie.
� Musz� go zabra� do Gwiazdy Imperium.
Charona pogr��y�a si� w my�lach za pomarszczon� mask� twarzy, a moje alikwoty m�wi�y mi, �e s� to my�li wielodro�ne, pe�ne obraz�w przestrzeni kosmicznej i gwiazd widzianych w czerni galaktycznej nocy, niesamowitych krajobraz�w nie znanych nawet mnie samemu. Czterysta lat pracy w charakterze dozorczyni bramy strefy przewozowej na Rhysie wyg�adzi�y umys� Charony do stanu bliskiego rozdro�nemu. Ale wielodro�-no�� zbudzi�a si� ze snu.
� Popr�buj� ci� obja�ni�, Kometo. Powiedz mi, co takiego jest najwa�niejsz� rzecz� na �wiecie?
� Gurga � odpowiedzia� b�yskawicznie Jo i zobaczy� grymas na twarzy Charony. Stropi� si�. � Znaczy si� pliazyl. Nie chcia�em m�wi� �adnych brzydkich s��w.
� Nie o s�owa si� k�opocz�, Kometo. W gruncie rzeczy zawsze krzyn� mnie weseli�o, �e lud tw�j u�ywa jakiego� �brzydkiego s�owa" na oznaczenie pliazylu. Cho� z drugiej strony, mo�e to i nie takie pocieszne, kiedy si�gn� pami�ci� do �brzydkich s��w" z mojej ojczystej planety. Tam gdziem dorasta�a, s�owo �woda" by�o nieprzystojnym � okrutnie jej by�o ma�o
26
i nikt nie wa�y� si� o niej m�wi� inaczej, ni� wypowiadaj�c jej wz�r chemiczny w trakcie naukowego dyskursu, a i to nigdy w przytomno�ci nauczyciela. Na Ziemi zasi�, w czasach prapradziada naszego, strawy zjedzonej i wydalonej z cia�a nie mo�na by�o w towarzystwie nazywa� potocznym okre�leniem.
� Ale co jest brzydkiego w �arciu i w wodzie?
� A co jest brzydkiego w gurdze?
Jo zaskoczy�o u�ycie przez Charon� pospolitego slangu. No ale przecie� Charona stale przestawa�a z kierowcami ci�ar�wek i �adowaczami, kt�rzy znani byli ze spro�nego j�zyka i dla niczego nie mieli szacunku, jak powiada� wuj Klemens.
� No nie wiem.
� To organiczny plastik rosn�cy w kwiecie zmutowanej odmiany zbo�a, jaka rozkwita w mroku grot pod wp�ywem promieniowania z serca Rhysa dochodz�cego. Nikomu na tej planecie na nic si� on zdaje, pr�cz wzmacniania stopu innych tworzyw sztucznych, wszelako jest spe�nieniem jedynego celu Rhysa w planach wszech�wiata: opatrywania ca�ej reszty galaktyki. Istniej� bowiem miejsca, gdzie jest potrzebny. Wszyscy m�owie i niewiasty na Rhysie pracuj� przy jego produkcji, przetwarzaniu albo te� transporcie. Ot i wszy-
27
stko. W argumencie moim ani razu nie wspomnia�am o niczym �brzydkim"
� No ale jak si� jaka� torba rozedrze i wszystko si� rozsypie, to wygl�da jakby... no, nie wygl�da brzydko, ale nieporz�dnie.
� To� i rozlana woda albo strawa wygl�daj� nieporz�dnie. Ale nie le�y to w ich naturze.
� Tylko �e o niekt�rych rzeczach nie trzeba gada� przy ludziach. Tak m�wi wuj Klem. � Jo w ko�cu uciek� si� do swojego wychowania. � No wi�c, jak �em powiedzia�, gurga to najwa�niejsza rzecz na �wiecie i trzeba mie� dla niej... no, troch� szacunku.
� Nie jam to rzek�a. Ty rzek�e�. I dlatego to w�a�nie umys� masz rozdro�ny. Je�li przekroczysz drug� bram� i ub�agasz kapitana ja-kowego� transportu, aby ci� zabra� � na co zapewne si� zgodzi, wszak ludzie to zacni � znajdziesz si� w innym �wiecie, gdzie pliazyl oznacza tylko czterdzie�ci kredytek za ton� i jest o ca�e niebo mniej wa�ny ni� dernia, pib-lokoby, pud�ok�apy czy ch�opiesz, z kt�rych wszystkie osi�gaj� cen� ponad pi��dziesi�t kredytek. Atoli, wykrzykn�wszy miano kt�regokolwiek z nich, m�g�by� zosta� wzi�ty jedynie za awanturnika.
� Nic nie b�d� krzycza� � zapewni� Kometa Jo. � Z twojej gadaniny o �rozdro�-nym" kapuj� tylko tyle, jak si� �adnie zachowy-
28
wa�, cho� wielu innych tego nie wie. Bynajmniej tyle wiem, nawet je�li nie jestem taki grzeczny, jak �em powinien.
Charona roze�mia�a si�. 3-Pies powr�ci� do niej biegiem i otar� si� g�ow� o jej biodro.
� By� mo�e powiedzie mi si� obja�ni� ci to w czysto metaforyczny spos�b, cho� z b�lem serca zdaj� sobie spraw�, �e nie pojmiesz niczego, p�ki tego na w�asnej sk�rze nie do�wiadczysz. Sta� i sp�jrz w g�r�.
Zatrzymali si� w�r�d rumowiska kamieni i podnie�li g�owy.
� Widzisz te dziury? � zapyta�a Cherona. W p�ytach tworz�cych most tu i �wdzie widnia�y punkciki �wiat�a.
� Wygl�daj� jak ca�kiem przez przypadek rozrzucone kropki, zali nie tak? Jo przytakn��.
� To jest rozdro�ny punkt widzenia. A teraz pocznij i��, ale patrz dalej.
Kometa ruszy� pewnym krokiem, gapi�c si� w g�r�. �wietlne punkciki znika�y, a tu i tam pojawia�y si� nowe, po czym te te� gas�y i rozjarza�y si� jeszcze inne, a mo�e te, co na pocz�tku.
� Nad mostem wznosi si� konstrukcja d�wigar�w, kt�ra zakrywa cz�� tych otwor�w i nie pozwala ci dojrze� wszystkich ich naraz. Atoli uzyskujesz teraz spojrzenie parodro�ne, bo pojmujesz, �e oto istnieje co� wi�cej ni�li to,
29
co dostrzec mo�esz z dowolnego jednego miejsca. Teraz bie��c pocznij, ale wzroku nie opuszczaj.
Jo ruszy� biegiem po ska�ach. Pr�dko�� migotania wzros�a, i nagle dostrzeg�, �e otwory uk�adaj� si� w pewien wz�r � sze�cioramien-ne gwiazdy przeci�te uko�nymi liniami z�o�onymi z siedmiu otwor�w. Mo�na by�o zauwa�y� ten wz�r dopiero, kiedy migotanie nast�powa�o tak szybko...
Jo potkn�� si� i ze�lizn�� na r�ce i kolana.
� Ujrza�e� wz�r?
� Eee... mhm. � Potrz�sn�� g�ow�. Mimo r�kawic piek�y go d�onie, a na kolanie mia� zdart� sk�r�.
� To by�o spojrzenie wielodro�ne. 3-Pies pochyli� �eb i poliza� Jo po twarzy. Dik patrzy� na to z pewn� pogard� z rozwidlenia krzewu tr�jz�bnika.
� Zetkn��e� si� w�a�nie z jedn� z podstawowych trudno�ci, jakie napotyka umys� rozdro�ny podczas pr�b ogarni�cia zjawiska wielodro�nego. Bardzo �atwo mo�esz rozci�gn�� si� jak d�ugi na ziemi. Zaiste, nie wiem, czy uda ci si� dokona� tego przej�cia, cho� m�ody�, a przecie starsi od ciebie musieli byli rad tych us�ucha�. Dalib�g, �ycz� ci szcz�cia. Co prawda, przez kilka pierwszych etap�w twej podr�y mo�esz zawsze zawr�ci� z drogi; nawet maj�c za sob� tylko kr�tki
30
skok do Mysiej Dziury, i tak zobaczy�by� du�o wi�cej wszech�wiata ni� si�a ludzi na Rhy-sie. Wszelako im dalej dotrzesz, tym trudniej ci b�dzie powr�ci�.
Kometa Jo odepchn�� 3-Psa i wsta�. Jego nast�pne pytanie wynika�o tak z obawy przed ca�ym przedsi�wzi�ciem, jak i z bol�cych d�oni.
� Most Brookli�ski � powiedzia�, wci�� patrz�c w g�r�. � Czemu wo�aj� na to Most Brookli�ski? � Zapyta� jak kto� stawiaj�cy pytanie bez odpowiedzi i gdyby jego umys� pracowa� na tyle precyzyjnie, by wyartyku�owa� prawdziwy sens pytania, brzmia�oby ono: �Czemu ta konstrukcja w og�le tu tkwi i ka�e mi si� przewraca�?"
Ale Charona odpowiedzia�a:
� Na Ziemi istnieje konstrukcja podobna do tej, kt�ra dwie wyspy z sob� ��czy � cho� jest nieco mniejsza od tej tutaj. �Most" to miano takiej w�a�nie kontrukcji, a Brooklyn to miejsce, do kt�rego ona wiedzie, st�d nazwano j� Mostem Brookli�skim. Pierwsi osadnicy przywie�li t� nazw� z sob� i nadali j� temu, co w�a�nie ogl�dasz.
� Znaczy si�, jest w tym jaki� sens?
Charona przytakn�a.
Nagle za�wita� w g�owie Jo pewien pomys�, skr�ci� gwa�townie w zau�ek i wynurzy� si� z �omotem i brz�kiem za uszami ch�opca.
31
� Czy zobacz� Ziemi�?
� Nie b�dzie to zbyt du�e zej�cie z kursu � powiedzia�a Charona.
� I b�d� m�g� widzie� Most Brookli�ski? � Obute stopy Jo ju� rwa�y si� do biegu.
� Ogl�da�am go czterysta temu wiosen i wtedy jeszcze sta� na swoim miejscu.
Kometa Jo naraz podskoczy� w g�r� i spr�bowa� uderzy� pi�ciami w niebo, co jako cudownie parodro�ny akt podsyci�o we mnie nadziej�; potem pobieg� przed siebie, wskoczy� na jeden z filar�w mostu i pop�dzi� jakie� trzydzie�ci metr�w w g�r�, rozpierany czyst� energi�.
W p� drogi na szczyt przystan�� i spojrza� w d�.
� Hej, Charona! � zawo�a�. � Lec� na Ziemi�! Ja, Kometa Jo, lec� na Ziemi� zobaczy� Most Brookli�ski!
W dole pod nami dozorczyni u�miechn�a si� i pog�aska�a 3-Psa po g�owie.
Kiedy przesta� pada� deszcz, wyszli spomi�dzy podp�r. Przeszli przez ogrodzenie i ruszyli po sczernia�ym od wody asfalcie w kierunku drugiej bramy.
� Jeste�li pewien? � raz jeszcze spyta�a Charona. Z pewn� doz� czujno�ci kiwn�� g�ow�.
� A co mam rzec wujowi twemu, kiedy przyjdzie mnie wypyta�, co z pewno�ci� uczyni?
Na wspomnienie wuja Klemensa czujno�� uleg�a zaostrzeniu.
� Po prostu powiedz, �e se posz�em. Charona skin�a g�ow�, poci�gn�a za drug� d�wigni�, i brama si� podnios�a.
� Czy�by� i jego wzi�� z sob� zamierza�? � Charona wskaza�a Dika.
� Jasne. Czemu nie? � I z tymi s�owami ruszy� �mia�o przed siebie. Dik popatrzy� w prawo, w lewo, a potem pobieg� za nim. Charona tak�e do��czy�aby do ch�opca, gdyby nie sygnalizator �wietlny, kt�ry da� jej zna�, �e musi stawi� si� przy pierwszej bramie. Mog�a
33
wi�c tylko odprowadza� Jo wzrokiem, kiedy brama opuszcza�a si� w d�. Potem zawr�ci�a na drog� wiod�c� przez most.
Wcze�niej Kometa Jo jedynie patrzy� przez drug� bram� na bulwiaste sylwetki statk�w, na budynki za�adunkowe, na mechaniczne �adowarki i sanie kursuj�ce �cie�kami Strefy Przewozowej. Kiedy przekroczy� bram�, rozejrza� si� wok�, oczekuj�c, �e �wiat stanie si� zupe�nie inny, zgodnie z ostrze�eniem Charo-ny. Ale jego poj�cie inno�ci by�o raczej roz-dro�ne, tak wi�c rozczarowa�o go przej�cie pierwszych pi�ciu metr�w.
Kolejne pi�� metr�w i rozczarowanie zast�pi�a zwyk�a ciekawo��. W jego stron� sun�y talerzowe sanie, prowadzone pewnie w d� osuwiska przez jak�� wysok� posta�. W nag�ym porywie strachu i zdumienia Jo zda� sobie spraw�, �e spodek p�dzi wprost na niego. W chwil� p�niej pojazd si� zatrzyma�.
Stoj�ca w nim kobieta � rozpoznanie w niej kobiety zaj�o mu dobr� chwil�, bo jej w�osy by�y d�ugie jak u m�czyzny i u�o�one kunsztowniej ni� wszystkie, jakie widzia� w �yciu � mia�a na sobie po�yskliw� czerwon� sukni�, kt�rej fa�dy, z rozmaitych tkanin (ale jednakowej barwy), na przemian spowija�y j� i powiewa�y w wilgotnym wietrze �witu. Zorientowa� si�, �e kobieta ma czerwone w�osy i paznokcie. By�o
34
to co najmniej dziwne. Popatrzy�a na niego z g�ry i powiedzia�a: f.
� �liczny z ciebie ch�opiec.
� �e co? � zdziwi� si� Kometa.
� Powiedzia�am, �e �liczny z ciebie ch�opiec.
� O gurga, znaczy si�... tego... � Potem przesta� ogl�da� swoje stopy i z powrotem zagapi� si� na kobiet�. �
� Ale w�osy masz w okropnym stanie. Jo zmarszczy� brwi.
� Co niby pani chce od moich w�os�w?
� My�l� o nich dok�adnie to, co powiedzia�am. Ale gdzie� ty si� uczy�e� interlingu? A mo�e tylko odbieram mglisty ekwiwalent telepatyczny twoich wypowiedzi s�ownych?
� �e co?
� Niewa�ne. Mimo wszystko �liczny z ciebie ch�opiec. Dam ci grzebie�; dam ci te� kilka lekcji poprawnej wymowy. Przyjd� do mnie, jak ju� b�dziesz na statku � polecisz moim statkiem, bo �aden inny w najbli�szym czasie nie odlatuje. Pytaj o San Severin�.
Dysk obr�ci� si�, by pomkn�� dalej.
� Hej, a gdzie pani leci?! � krzykn�� Kometa Jo.
� Uczesz najpierw w�osy, a o tamtym porozmawiamy podczas lekcji. � Wyj�a co� spomi�dzy fa�d�w sukni i rzuci�a w jego stron�.
35
Z�apa� �w przemiot i przyjrza� mu si�. By� to czerwony grzebie�.
Przeci�gn�� k��b w�os�w przez rami� w celu dok�adniejszej inspekcji. W�osy by�y sko�tunione wskutek nocnej w�dr�wki do Strefy Przewozowej. Uderzy� w nie kilka razy w nadziei, �e grzebie� jest jakim� specjalnym rodzajem grzebienia, kt�ry u�atwi mu ich rozplatanie. Ale nie by�. Czesanie zabra�o mu wi�c par� �adnych minut, a chc�c w przysz�o�ci unikn�� tak ci�kiej pr�by, gdy sko�czy�, zr�cznie zapl�t� w�osy w warkocz wzd�u� ramienia. Potem w�o�y� grzebie� do sakwy i wyj�� okaryn�.
Mija� w�a�nie stos �adunku, kiedy zauwa�y� usadowionego na g�rze pude� starszego o kilka lat ch�opaka, kt�ry gapi� si� na niego, obejmuj�c r�kami kolana. Ch�opak nie mia� but�w ani koszuli, a postrz�pione spodnie przytrzymywa� na nim kawa�ek sznurka. Jego w�osy mia�y d�ugo�� niewybrednie bezp�ciow� i by�y znacznie bardziej sko�tunione ni� do niedawna w�osy Jo. By� bardzo brudny, ale szczerzy� z�by w u�miechu.
� Hej! � odezwa� si� Jo. � Mo�e wiesz, kogo mam si� pyta�, �eby si� z nim st�d zabra�?
� O tantn acyt � odpar� ch�opak, wskazuj�c na drug� stron� pola startowego � koo gurgi y LII.
Jo zrobi�o si� troch� g�upio, �e jedynym s�o-
36
wem, jakie zrozumia� w tej wypowiedzi, by�o przekle�stwo.
� Chc� si� st�d z kim� zabra� � powt�rzy�.
� O tantn acyt � powiedzia� ch�opak i jeszcze raz co� pokaza�. Potem przy�o�y� r�ce do ust, jakby on te� gra� na okarynie.
� Chcesz spr�bowa�? � zapyta� Jo i zaraz po�a�owa�, bo tamten by� taki brudny. Ale ch�opak z u�miechem potrz�sn�� g�ow�.
� Ja �em ino kosmoluch. Si� nie wyzna-wam po muzykie.
Mo�e tkwi� w tym jaki� po�owiczny sens, mo�e.
� Sk�d jeste�? � spyta� Jo.
� Ja �em ino kosmoluch � powt�rzy� ch�opak. Tym razem wskaza� na r�owy ksi�-�ycoksi�yc wznosz�cy si� nad horyzontem. � Fte i wefte, fte i wefte, nidy nidzie dalij. � U�miechn�� si� znowu.
� Aha � powiedzia� Jo i te� si� u�miechn��, bo nic lepszego nie przychodzi�o mu do g�owy. Nie by� pewien, czy dzi�ki tej rozmowie uzyska� jakie� nowe informacje czy te� nie. Podj�� ponownie gr� na okarynie i szed� dalej.
Tym razem poszed� prosto w stron� statku; �adowany by� tylko jeden, wi�c skierowa� si� w�a�nie ku niemu.
Jaki� muskularny m�czyzna nadzorowa� prac� robo�adowarek, odhaczaj�c towary ze spisu. Mia� na sobie usmarowan�, wci�� jesz-
37
cze wilgotn� od deszczu koszul� zawi�zan� na w�ze�, wok� kt�rego g�r� i do�em rozlewa�o si� ow�osione, wyd�te brzuszysko.
Oparty o stalow� lin� cumownicz�, kt�ra bieg�a od statku, sta� ch�opak, ten ju� w wieku bli�szym wiekowi Jo. Podobnie jak jego poprzednik nie mia� but�w, koszuli ani czystej sk�ry. Jedna nogawka jego spodni by�a kr�tsza wskutek oddarcia u kolana, a klamry paska ��czy� z sob� skr�cony kawa�ek drutu. Ogorza�a twarz nie wyra�a�a, w przeciwie�stwie do twarzy pierwszego ch�opaka, nawet gotowo�ci do u�miechu. Ch�opak odchyli� si� i okr�ci� powoli wok� cumy, obserwuj�c Jo, kiedy ten go mija�.
Jo chcia� podej�� do olbrzyma czuwaj�cego nad za�adunkiem, ale w�a�nie wtedy uwag� tamtego zaprz�tn�o porz�dkowanie sterty �le ustawionej przez jedn� z �adowarek, wi�c Jo cofn�� si�. Popatrzy� powt�rnie na ch�opaka, u�miechn�� si� nieznacznie i skin�� g�ow�. Nie mia� specjalnej ochoty wdawa� si� w rozmow�, ale ch�opak odpowiedzia� mu kr�tkim ruchem g�owy i wygl�da�o na to, �e m�czyzna b�dzie zaj�ty jeszcze przez jaki� czas.
� Jeste� kosmoluch? � spyta� Jo. Ch�opak przytakn��.
� I latasz w t� i we w t�? � zapyta� Jo, wskazuj�c na tarcz� ksi�ycoksi�yca. Ch�opak ponownie przytakn��.
38
� Jest jaka szansa, �eby za�apa� si� st�d okazj� do... no, gdzie b�d�?
� Szansa jest, je�eli tylko zechcesz popracowa� � odpar� ch�opak. Komet� zaskoczy� jego akcent.
� Jasne � odpowiedzia�. � Jak trzeba robi�, to nie mam nic naprzeciwko.
Ch�opak podci�gn�� si� na przewodzie cumowniczym do pozycji pionowej.
� Hej, Elmer! � zawo�a�. M�czyzna obejrza� si�, a potem pstrykn�� wy��cznikiem bransolety opinaj�cej mu nadgarstek, i wszystkie robo�adowarki stan�y. �Jakie to proste"
- pomy�la� Jo.
� C� tam? � zapyta� Elmer, odwracaj�c si� i ocieraj�c pot z czo�a.
� Mamy drugiego kosmolucha. Ten dzieciak szuka pracy.
� Zgoda � rzek� Elmer. � Ty zatem piecz� nad nim przejmiesz. Wygl�d ma urodziwy, a jad�em go jeno uracz i obaczysz, niechybnie prac� polubi. � U�miechn�� si� szeroko i odwr�ci� do robo�adowarek.
� Jeste� przyj�ty � powiedzia� ch�opak.
� Na imi� mi Ro�.
� Ja jestem Jo � powiedzia� Jo. � M�wi� na mnie Kometa Jo.
Ro� roze�mia� si� w g�os i potrz�sn�� d�oni� Jo.
� Nigdy tego nie zrozumiem. Od sze�ciu
39
miesi�cy rozbijam si� po p�ywach stasis i wszyscy prawdziwi, wytrawni kosmeni, jakich si� spotyka, maj� na imi� Bob, Hank albo Elmer. Ale kiedy tylko trafiam na jak�� planet� z ciemn� stron�, na jak�� rozdro�n� kultur� jednego produktu, od razu wszyscy nazywaj� si� Ksi�ycowy Bili albo Kosmiczny Smith, albo Kometa Jo. � Klepn�� Jo po ramieniu. � Bez urazy, ale zaprawd�, wierzaj mi, rych�o �komet�" sw� utracisz.
Jo nie poczu� urazy � g��wnie dlatego, �e nie by� pewien, o czym Ro� m�wi � i zamiast tego u�miechn�� si�.
� Sk�d jeste�?
� Wzi��em rok urlopu z Uniwersytetu Centauri, �eby poskaka� sobie tu i tam mi�dzy gwiazdami, troch� przy tym pracuj�c, kiedy trzeba. Kosmoluchuj� w tej �wiartce spirali ju� od kilku miesi�cy. Zauwa�y�e�, �e Elmer nauczy� mnie m�wi� zupe�nie po kosme�sku?
� A ten go��, co siedzi tam z ty�u? On te� z... uniwersytetu?
� Hank? Ten bezdro�ny dzieciuch z ciemnej strony, kt�ry siedzia� na pud�ach? � za�mia� si� Ro�.
� Bezdro�ny? � zdziwi� si� Jo. Po��czy� to s�owo z innymi, kt�re ju� pozna� tego ranka. � Aha, to tak jak rozdro�ny, parodro�ny i tak dalej.
40
Ro� najwyra�niej zrozumia�, �e w�tpliwo�� by�a powa�nej natury.
� Tak naprawd� to nie istnieje nic, co by�oby bezdro�ne. Ale czasami cz�owiek si� zastanawia. Hank tylko smoluchuje mi�dzy Rhysem i ksi�ycoksi�ycem. Jego starzy s� biedni i nie s�dz�, �eby umia� cho�by czyta� i pisa� w�asne imi�. Wi�kszo�� kosmoluch�w wywodzi si�, co sam wnet, wierzaj mi, dostrze�esz, z podobnego �rodowiska. Maj� sw�j jeden sta�y kurs, najcz�ciej mi�dzy dwiema planetami, i to wszystko, co ogl�daj� w �yciu. Ale i ja te� sobie kosmosto-puj�. Chc� zrobi� stopie� mata przed ko�cem P�obrotu, tak bym m�g� wr�ci� na uczelni� z jakimi� pieni�dzmi, gdzie� wszak pocz�tek trza poczyni�. Daleko si� wybierasz?
� Do Gwiazdy Imperium � powiedzia� Jo. � 'A wiesz gdzie... znaczy si�... zali pojmujesz, gdzie to jest?
� Pr�bujesz ju� pod�apa� kosme�ski akcent, co? � zauwa�y� Ro�. � Nie przejmuj si�, przesi�kniesz nim tak szybko, �e nawet nie zauwa�ysz. Gwiazda Imperium? To chyba jaki� siedemdziesi�ty � siedemdziesi�ty pi�ty stopie� wok� �rodka galaktyki.
� Siedemdziesi�ty drugi stopie�, w odleg�o�ci 55.9 � powiedzia� Jo.
� Wi�c po co pytasz? � zdziwi� si� Ro�.
� Bo to mi nic nie m�wi. Ro� znowu si� za�mia�.
41
� Ach, pojmuj�. Zali� nigdy w kosmosie nie bywa�?
Jo potrz�sn�� g�ow�.
� Pojmuj� � powt�rzy� Ro�, a jego �miech przybra� na sile. � C�, wkr�tce b�dzie ci to co� m�wi�. Wierzaj mi, b�dzie! � Wtem Ro� zobaczy� Dika. � Tw�j?
Jo kiwn�� g�ow�.
� Mog� wzi�� go z sob�, nie?
� Elmer jest kapitanem. Jego zapytaj.
Jo spojrza� na kapitana, kt�ry w�ciekle doprowadza� do stanu r�wnowagi stert� towar�w na �adowarce.
� Dobra � powiedzia� i ruszy� w jego stron�. � Hej, El...
Ro� chwyci� go za rami�, i Jo okr�ci� si� na pi�cie.
� O gurga, co jest?!
� Nie teraz, ty t�uku bezdro�ny! Poczekaj, a� sko�czy.
� Ale ty sam przecie�...
� Ja to nie ty � odpar� Ro� � a Elmer nie pr�bowa� r�wna� �adunku, kiedy go zawo�a�em. Kiedy wo�asz go po imieniu, zawsze si� zatrzymuje, wi�c mog�e� go zabi�, gdyby ten stos si� przewr�ci�.
� Aha. No to jak mam go wo�a�?
� Spr�buj �panie kapitanie"� powiedzia� Ro�. � Jest przecie� kapitanem, a kiedy wola si� na niego w ten spos�b, nie musi odrywa�
42
si� od pracy, je�li nie chce. Po imieniu wo�aj tylko w razie nag�ego wypadku. � Popatrzy� spod oka na Jo. � Chocia� wiesz co, pozw�l innym decydowa� o tym, co stanowi nag�y wypadek. Dla ciebie to jest pan kapitan, dop�ki on sam nie powie ci, �e masz nazywa� go inaczej.
� A jak ty� go zawo�a�, to te� by� nag�y wypadek?
� Potrzebowa� jeszcze jednego kosmolucha na ten kurs, a poza tym widzia�em, �e nie robi nic, czego nie m�g�by przerwa�, wi�c... no wiesz, musisz si� jeszcze po prostu du�o nauczy�.
Jo by� tym przybity.
� G�owa do g�ry � powiedzia� Ro�. � Nie�le ci idzie na tej tu piskodujce. Mam w �rodku gitar�... wyci�gn� i co� sobie razem zagramy, chcesz?
Chwyci� lin� cumownicz� i zaczai wspina� si� po niej r�ka za r�k�. Znikn�� w otwartym u g�ry w�azie. Jo patrzy� za nim szeroko otwartymi oczami. Ro� nie nosi� nawet r�kawic.
Wtedy do Jo odezwa� si� kapitan Elmer:
� Hej, kociaka przyzwalam ci zabra�, wszelako trza ci ostawi� te r�kawice i trzewiki.
� Co?! Czemu?
� Bo ja tako rzek�. Ro�? Kosmoluch wyjrza� z luku.
� S�ucham? � W r�ku trzyma� gitar�.
� Obja�nij go co do zakazanych twor�w kulturowych.
43
� Dobra � powiedzia� Ro� i u�ywaj�c st�p i jednej r�ki, ze�lizn�� si� po linie cumowniczej. � Lepiej je zaraz zrzu�.
Jo zaczai niech�tnie zdziera� buty i r�kawice.
� Widzisz, b�dziemy trafia� do wielu pa-rodro�nych kultur, o �wiadomo�ci technicznej znacznie ni�szej od tej, kt�ra wytworzy�a te buty. Gdyby si� do nich dosta�y, mog�yby ca�kowicie zdezorganizowa� kt�r�� z nich.
� My�my nie umieli robi� takich but�w � powiedzia� Jo � a Charona i tak mi je da�a.
� To dlatego, �e wy tutaj jeste�cie rozdro�-ni. Nic nie naruszy�oby waszej kultury, mo�e poza przeniesieniem jej w inne �rodowisko. A nawet wtedy wasza kultura wyj�ciowa pewnie nie r�ni�aby si� od tej. Ale kultury paro-dro�ne s� dra�liwe. Lecimy na Genezis z �adunkiem gurgi. Potem LII polec� na Mysi� Dziur�. Chyba m�g�by� za�apa� si� stamt�d okazj� na Ziemi�, gdyby� chcia�. Chcesz pewnie zobaczy� Ziemi�. Wszyscy chc�.
Jo kiwn�� g�ow�.
� A� Ziemi mo�esz dosta� si� wsz�dzie. M o-�e nawet uda ci si� zabra� z kim� wprost do Gwiazdy Imperium. Po co musisz si� tam dosta�?
� Wioz� wiadomo��.
� Ach, tak? � Ro� zacz�� stroi� gitar�.
Jo otworzy� sakw� i wyj�� mnie z niej; pomy�la�em, �e w�a�ciwie by�bym mu wdzi�czny, gdyby nie �azi� tak, pokazuj�c mnie wszystkim
44
naoko�o. Byli tacy, kt�rzy chybaby si� zdenerwowali, gdybym si� im pokaza� � skrystalizowany czy nie.
� To � powiedzia� Jo. � To tam musz� zawie��. Ro� przyjrza� mi si� uwa�nie.
� Ach, wi�c to tak. � Od�o�y� gitar�. � A zatem to chyba dobrze, �e lecisz razem z transportem LII.
U�miechn��em si� do siebie. Ro� by� wielo-dro�nie wykszta�conym m�odzie�cem. Wola�em nawet sobie nie wyobra�a�, co by si� sta�o, gdyby Jo pokaza� mnie Rankowi; kosmoluch pewnie pr�bowa�by nam�wi� go do przehand-lowania mnie za to czy za tamto, co mia�oby katastrofalne nast�pstwa.
� Co to jest LII? � zapyta� Jo. � Czy to co� z tych rzeczy, kt�re s� wa�niejsze ni� gurga?
� O rany, jasne � odpar� Ro�. � Nigdy �adnego nie widzia�e�, prawda? Jo pokr�ci� g�ow�.
� No, to chod� � powiedzia� Ro�. � Pogramy sobie p�niej. Zasuwaj na g�r� do luku, ale wyrzu� te buty i r�kawice.
Jo zostawi� je na asfalcie i zacz�� wspina� si� po cumie. Posz�o mu �atwiej, ni� przewidywa�, ale u szczytu la� si� z niego pot. Dik po prostu wspi�� si� po kad�ubie statku na swoich mise-czkowato wkl�s�ych �apach i czeka� ju� na Jo w luku.
45
Ro� poprowadzi� Jo przez korytarz, przez jeszcze jeden luk i w d� po kr�tkiej drabince.
� LII s� tutaj � powiedzia�, staj�c przed okr�g�ymi drzwiami. Wci�� jeszcze trzyma� gitar� za gryf. Pchni�ciem otworzy� drzwi, i nagle co� chwyci�o Jo za �o��dek i mocno �cisn�o. W oczach stan�y mu �zy, otworzy� usta. Jego oddech raptem bardzo si� wyd�u�y�.
� Zdrowo ci� waln�o, prawda? � powiedzia� Ro� cichym g�osem. � Wejd�my do �rodka.
Jo ba� si�, a kiedy wst�powa� w p�mrok, serce z ka�dym krokiem opada�o mu coraz bardziej w pi�ty. Zamruga�, chc�c lepiej widzie�, ale �zy powr�ci�y.
� To s� LII � powiedzia� Ro�.
Jo ujrza� �zy na jego ogorza�ej twarzy. Potem zn�w zwr�ci� wzrok przed siebie.
Byli przykuci do pod�ogi za przeguby r�k i n�g; Jo doliczy� si� siedmiu. Mru�yli wielkie zielone oczy w b��kitnym �wietle �adowni. Plecy mieli zgarbione, g�owy zaro�ni�te kud�ami. Ich cia�a sprawia�y wra�enie niezmiernie silnych.
� Co ja... � zacz�� Jo, ale co� chwyci�o go za gard�o i g�os mu zaskrzecza�. � Co ja czuj�? � wyszepta�; nie by� w stanie powiedzie� tego g�o�niej.
� Smutek � odpar� Ro�. I, raz nazwane, uczucie to sta�o si� �atwe do rozpoznania � rozleg�y, wszechogarniaj�cy
46
smutek, wysysaj�cy wszelk� zdolno�� ruchu z jego mi�ni, wszelk� rado�� z jego oczu.
� To przez nich jest mi... smutno? � zapyta� Jo. � Dlaczego?
� S� niewolnikami � odrzek� Ro�. � Budowniczymi; buduj� wspaniale, cudownie. S� niezwykle cenni. Wybudowali ponad po�ow� Imperium. A w ten spos�b Imperium ich zabezpiecza.
� Zabezpiecza?
� Nie mo�na zbli�y� si� do nich nie odczuwaj�c tego, co my czujemy teraz.
� No to kto ich kupuje?
� Niewiele os�b. Ale wystarczaj�co wiele, i dlatego s� niewiarygodnie cennym �ywym towarem.
� Czemu nikt ich nie wypu�ci? � spyta� Jo i w p� zdania jego s�owa zmieni�y si� w szloch.
� Wzgl�dy ekonomiczne � powiedzia� Ro�.
� Kto mo�e my�le� o wzgl�dach ekonomicznych, czuj�c co� takiego?!
� Niewiele os�b. To w�a�nie jest zabezpieczeniem LII. Jo potar� oczy pi�ci�.
� Zje�d�ajmy st�d.
� Zosta�my jeszcze chwil� � odpar� Ro�. � Zagramy teraz dla nich. � Przysiad� na skrzynce, opar� na kolanach gitar� i wydoby�
47
z niej modalny akord. � Graj � powiedzia�. � B�d� ci przygrywa�.
Jo zacz�� d��, ale oddech mia� tak s�aby, �e d�wi�k zadr�a� i urwa� si� w p� tonu.
� Nie... nie chc� � zaprotestowa�.
� To twoja praca, kosmoluchu � powiedzia� po prostu Ro�. � Trzeba troszczy� si� o �adunek od chwili, gdy znajdzie si� na pok�adzie. Lubi� muzyk� i odnajd� w niej rado��.
� A ja... znajd� w niej rado��? � spyta� Jo. Ro� potrz�sn�� g�ow�.
� Nie.
Jo podni�s� okaryn� do ust, wci�gn�� w p�uca powietrze i zad��. Rozwlek�e tony wype�ni�y �adowni� statku, a kiedy Jo zamkn�� oczy, ciemno�� rozpu�ci�a mu si� we �zach pod jego powiekami. Wok� melodii, kt�r� wywabia� z okaryny, snu�o si� obbligato Rona. Ka�da nuta nabiera�a zapachu przenikliwego jak wo� perfum, przywo�uj�c w duszy Jo � kiedy tak gra� z zaci�ni�tymi, pe�nymi �ez oczami � Nowy Cykl, podczas kt�rego pliazyl nie obrodzi�; pogrzeb Billy'ego Jamesa; dzie�, w kt�rym Lilly �mia�a si� z niego, gdy pr�bowa� skra�� jej ca�usa przy elektrycznym ogrodzeniu za generatorem; chwil�, kiedy zwa�ono zabite ke-pardy i okaza�o si� , �e jego by� o pi�� kilogram�w l�ejszy ni� Yla Odika � a Yl by� od niego m�odszy o trzy lata i wszyscy nieustannie powtarzali, jaki on jest wspania�y � jednym s�o-
48
wem, wszelkie smutne, bolesne wspomnienia jego rozdro�nej egzystencji.
Kiedy p� godziny p�niej opu�cili �adowni� i przygn�bienie sp�yn�o z nich jak fala odp�ywu w momencie, gdy Ro� zamkn�� w�az luku, Jo czu� si� wyczerpany i dr�a� na ca�ym ciele.
� Ci�ka robota, co? � powiedzia� Ro� z u�miechem. �lady �ez tworzy�y smugi na jego zakurzonej twarzy.
Jo nie odpowiedzia�, pr�buj�c jedynie powstrzyma� si� od wybuchu szlochu, jakim wzbiera�a nostalgia wci�� jeszcze �ciskaj�ca go w gardle. �Zawsze mo�esz obr�ci� si� na pi�cie i wr�ci� do domu"� m�wi�a Charona. Ju� prawie zaczai si� obraca�. Ale z g�o�nik�w rozleg� si� g�os:
� Bardzo prosz�, aby �liczny Ch�opiec przyby� na swoj� lekcj� interlingu.
� To San Severina � rzek� Ro�. � Nasz jedyny pasa�er. To do niej nale�� LII.
W g�owie Jo zak��bi�a si� nagle ca�a masa emocji, w�r�d kt�rych przewa�a�y w�ciek�o��, strach i ciekawo��. Ciekawo�� zwyci�y�a.
� Jej kajuta jest tam wy�ej, zaraz za rogiem � powiedzia� Ro�.
Jo ruszy�. Jak ona w og�le mog�a posiada� te niesamowite stworzenia?
� To powa�ne osi�gni�cie � powiedzia�a San Severina, kiedy Jo otworzy� drzwi. � Zastanawiasz si�, jak ja w og�le mog� posiada� te niesamowite stworzenia.
Siedzia�a w ozdobnej foteloba�ce, odziana w b��kit od szyi a� po kostki n�g. B��kitne by�y jej w�osy, jej usta, jej paznokcie.
� Nie jest to �atwe � powiedzia�a. Jo wszed� do �rodka. Jedn� ze �cian pokrywa�y zapchane ksi��kami p�ki.
� Ty przynajmniej � ci�gn�a San Severi-na � czujesz to jedynie wtedy, kiedy jeste� przy nich. Ja, jako w�a�cicielka, podlegam temu wra�eniu przez ca�y okres trwania mego prawa w�asno�ci. To nale�y do umowy.
� A teraz... te� to pani czuje?
� Du�o intensywniej, jak s�dz�, ni� ty w tamtej chwili. Pasmo wra�liwo�ci mam znacznie szersze od twojego.
� Ale... dlaczego?
� Nic nie mo�na na to poradzi�. Mam do odbudowania osiem planet, pi��dziesi�t dwie
50
cywilizacje i trzydzie�ci dwa tysi�ce trzysta pi��dziesi�t siedem kompletnych, odr�bnych system�w etycznych. Nie uda mi si� to bez LII. Trzy z tych o�miu planet s� spalone na w�giel, a na ich powierzchni nie ma nawet kropli wody. Jedna jest w po�owie wulkaniczna i jej skorupa musi zosta� ca�kowicie przeformowana. Inna straci�a du�� cz�� atmosfery. Pozosta�e trzy przynajmniej nadaj� si� do zamieszkania.
� Ale co si� sta�o? � Jo nie m�g� w to uwierzy�.
� Wojna � odpowiedzia�a San Severina. � A wojny s� dzi� o wiele bardziej niszczycielskie ni� cho�by tysi�c lat temu. Populacja rz�du sze��dziesi�ciu o�miu miliard�w pi�ciuset tysi�cy dwustu pi�ciu zredukowana do dwudziestu siedmiu os�b. Nie mogli�my zrobi� nic poza zebraniem maj�tku, jaki nam jeszcze pozosta�, i uzgodnieniem, �e kupimy LII. Teraz wioz� ich z powrotem, transferem przez Ziemi�.
� LII � powt�rzy� Jo. � Czym oni s�?
� Czy nie pyta�e� o to tego ch�opca?
� No taaak, ale...
Przerwa� mu u�miech San Severiny.
� Ach, oto i zal��ki parodro�no�ci. Otrzy-mawszy jedn� odpowied�, prosisz o inn�. Bardzo dobrze. Dam ci inn� odpowied�. LII s� ha�b� i tragedi� wielodro�nego wszech�wiata. Dop�ki �yj� w niewoli, nikt nie mo�e �y�
51
w wolno�ci. Dop�ki kupuje si� ich i sprzedaje, ka�dy cz�owiek mo�e by� kupiony i sprzedany � je�li tylko cena jest odpowiednio wysoka. Ale teraz chod�, pora na twoj� lekcj� interlin-gu. Mo�esz mi poda� tamt� ksi��k�?
W oszo�omieniu, niemniej pos�usznie, Jo przyni�s� ksi��k� z biurka.
� A niby czemu mam si� uczy� �adnie gada�? � spyta�, po