6352
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6352 |
Rozszerzenie: |
6352 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6352 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6352 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6352 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Robert Mason
Solo Wojownik
Przek�ad: EWA MA�GORZATA TURSKA
MAMA CROWN
WARSZAWA 1993
Dla Patience
Nr 20
Tytu� orygina�u: WEAPON
Copyright � 1989 by Robert Mason �Ali Rights Reserved"
Copyright � by 1993 MARBA CROWN LTD., Warszawa
Polish translation copyright � by Ewa Ma�gorzata Turska
Projekt graficzny ok�adki: Maciej Sadowski
ISBN 83-85467-20-3
Wydanie I Wydawnictwo MARBA CROWN LTD.
00-975 Warszawa 12, skr. poczt. 7
Dzia� Handlowy, Warszawa, ul. Dzwonkowa 52, tel. 46-73-47
Sk�ad: �Polico-Art", Warszawa, ul. Jagiello�ska 30 m. 11
Printed in Poland
(TT DRUK l OPRAWA f~^ Zak�ady Graficzne w Gda�sku ^3) ul. Trzy Lipy 3, tel 32-57-69
Genera� Clyde Haynes obserwowa� jacht �egluj�cy u wylotu zatoczki i zastanawia� si� czy to szpiedzy. Podni�s� lornetk� do oczu. Goli szpiedzy? Na jego czerstwej twarzy pojawi�y si� zmarszczki u�miechu. Dwoje nagich szpieg�w z du�ymi cyckami.
Jedna z dziewczyn opalaj�cych si� na dziobie zauwa�y�a go i pomacha�a r�k�. Cholera! Co ja bym da�, �eby teraz tam by�. Tyle czasu bez dupy!
Fala obmy�a skalny wyst�p i zmoczy�a mu nogawki polowego munduru, ale Clyde nie zwr�ci� na to uwagi. Dziewczyna le��ca obok unios�a si� i obie macha�y r�kami, �miej�c si�. Jedna z nich wsta�a trzymaj�c si� za por�cz. Clyde chrz�kn��. Ca�kiem rozebrane i wcale si� nie kr�puj�. Gdzie one by�y wtedy, kiedy ja by�em m�ody? Jacht znikn�� za kokosowymi palmami okalaj�cymi zatoczk�.
Cholera! Clyde odwr�ci� si� i zeskoczy� ze ska�y. Biegn�c truchtem wzd�u� jaskrawobia�ej pla�y, wyci�ga� szyj� �eby jeszcze zobaczy� jacht. Ale zatoczka by�a zbyt w�ska. Ju� nigdy go nie zobaczy�.
Amerykanki, m�g�by przysi�c. To na pewno by�y ameryka�skie biusty. Ale gdzie zatrzymuj� si� Amerykanki w tej cz�ci Kostaryki? Nie tutaj, to pewne. Tu nie ma nikogo. Mo�e gdzie� dalej na wybrze�u, w jakiej� miejscowo�ci wypoczynkowej.
Clyde zostawi� za sob� zatoczk� i �cie�k� prowadz�c� w g�r� stromego przyl�dka Santa Elena poszed� w stron� pa�acyku. Kierownictwo programu wybra�o w�a�nie ten odludny przyl�dek na p�nocno-zachodnim wybrze�u Kostaryki, w�a�nie dlatego, �e by� odludny i �atwy do zabezpieczenia.
Clyde spojrza� na szczyt wzg�rza. Bia�y stiukowy pa�acyk jarzy� si� na tle kobaltowego nieba. Dach z czerwonej terakoty poprzecinany wyst�pami poddaszy wydawa� si� unosi� ponad �cianami. Ca�y pa�acyk pa�a� blaskiem na grzbiecie ciemnozielonej fali tropikalnej ro�linno�ci. To szcz�cie, �e w og�le by�y tu zabudowania. W�a�ciciel, aktor filmowy, ch�tnie zgodzi� si� go wynaj��. Chmara mew kr��y�a nad zwr�conym ku morzu tarasem na pi�trze.
Stukn�y obcasy. Clyde us�ysza� �Dzie� dobry, panie generale", zanim ujrza� �o�nierza. Odsalutowa� i zboczy� ze �cie�ki w stron� zamaskowanego wartownika.
- Po co to robisz? - spyta� Clyde. - Jak b�dziesz tak stawa� na baczno�� i salutowa� na warcie to si� mo�esz zmarnowa�.
- Tak jest, panie generale. Przepraszam.
- Nic si� nie sta�o... - Clyde odczyta� czarn� naszywk� z nazwiskiem: �...szeregowy Sawyers." - Nie chcesz chyba naby�, synu, z�ych przyzwyczaje�. Pewnego dnia mo�e zajmiesz si� prawdziw� �o�nierk�.
Mewy kr��y�y nad czerwon� p�aszczyzn� tarasu unosz�c si� w powiewach morskiej bryzy i z krzykiem spadaj�c w d�, by chwyta� okruchy chleba, kt�re Solo podrzuca� im z fotela.
Bili Stewart, jeden z w�a�cicieli Electron Dynamics i oficjalny najemca pa�acyku, le�a� prostopadle do Solo z twarz� zwr�con� ku pla�y. By� wysoki, szczup�y, jasnow�osy o jasnej karnacji, wygl�daj�cy m�odo jak na swoje czterdzie�ci pi�� lat. Mia� na sobie bia�e spodnie z bawe�ny, eleganck� hawajsk� koszul� i panam�. Ch�odna bryza szele�ci�a w ga��ziach palm, delikatnie owiewaj�c mu twarz i rozchylaj�c koszul�. Patrzy� jak Clyde wbiega �cie�k� pod g�r�. Clyde, pomy�la� Bili, nie potrafi porusza� si� w normalnym tempie. Jego kr�pe, twarde cia�o wyra�a�o witalno��, Clyde by� energiczny; g�upi ale aktywny.
Gdy pi�� lat temu Electron Dynamics rozpocz�� badania na zlecenie DARPA - Agencji d/s Zaawansowanych Obronnych
Projekt�w Badawczych - firma uros�a do rangi jednego z g��wnych producent�w uzbrojenia. Bili, wspania�y in�ynier, sta� si� te� bogaty. Nie mia� wiele czasu ma korzystanie z domu, kt�ry kupi� w Melbourne Beach. Pr�by wylegiwania si� na s�o�cu
- mimo, �e takiej przyjemno�ci jego sk�ra nie znosi�a - przychodzi�y mu z �atwo�ci� i wydawa�y si� w�a�ciwym dla multi-milionera sposobem sp�dzania czasu w kosztownej nadmorskiej posiad�o�ci. W letnie dni na Florydzie nie by�o ch�odnej bryzy.
Bili u�miecha� si�. Ch�odne powietrze Kostaryki by�o cudownym balsamem dla jego rozgrzanej sk�ry, nadyma�o nogawki spodni i lu�n� koszul�. Odwr�ci� g�ow� w kierunku mew.
Widzia� tylko ty� krzes�a, na kt�rym siedzia� Solo. Kulka chleba poszybowa�a w g�r�. Po ha�a�liwym powietrznym pojedynku reszta mew rzuci�a si� w po�cig za zwyci�zc�.
- �ar�oczne dranie - powiedzia� Bili.
- To dla nich zabawa - odrzek� Solo. Bili u�miecha� si�. Panama na g�owie Solo obraca�a si� za mewami jak s�omiana antena radarowa.
- Jeste� przygotowany na jutro? - spyta� Bili.
- Nie mog� si� doczeka�. - Solo podrzuci� w g�r� kolejn� kulk� chleba.
Bili u�miechn�� si�. Wreszcie... Post�p... - Mn�stwo ludzi chce si� dowiedzie�, co z tego wyniknie. To dla ciebie du�a szansa.
- I dla ciebie, Bili.
- Owszem. I dla mnie. - Bili patrzy� jak Clyde przebiega pod tarasem. - Ale je�eli ty spieprzysz, to ja b�d� mia� g�wno.
- Jestem gotowy. Potrafi� t�uc komunist�w najlepiej ze wszystkich - odrzek� Solo dziwnym, bezbarwnym g�osem.
- Smuk�a, nerwowa maszyna bojowa. Lorenzo mo�e ju� si� po�egna� z �yciem.
Bili skrzywi� si�. Wszyscy chcieli to w�a�nie us�ysze�, ale Solo m�wi� jak papuga, bez wyrazu i przekonania.
- To jest to! - podczas gdy Solo m�wi�, na taras wszed� Clyde. Bia�e z�by l�ni�y na tle opalonej twarzy. - Wiesz jak gada� do naszego ch�opaka, co, Bili?
- Rozwi�zujemy pewne zagadnienia moralne, Clyde. Solo mia� w pewnych sprawach w�tpliwo�ci, ale ju� to za�atwili�my. Tak przynajmniej s�dz�.
- Zagadnienia moralne? - Brwi Clyde'a zbli�y�y si� do linii kr�tko ostrzy�onych, siwiej�cych w�os�w. Podszed� do Solo.
- Ma ci� obchodzi� tylko tyle, �e jeste� �o�nierzem. Ameryka�skim �o�nierzem. I �e walczymy o nasze cholerne �ycie.
Bili przymkn�� oczy. Ju� do��...
Clyde ci�gn�� dalej: - Bywa�o ci�ko, ale przecie� wygrywamy, ch�opie. Wlali�my im w Korei i Wietnamie, przypiep-rzyli�my im w Chile, Salwadorze, Gwatemali. A teraz wlejemy im w Nikaragui. Z takimi jak ty - Clyde u�miechn�� si� szeroko.
- Z takimi jak ty, i podobnymi, damy im w dup�.
- Damy w dup�! - odpar� Solo podrzucaj�c kolejn� kulk� chleba.
Clyde za�mia� si� i zerkn�� na mewy a potem na posadzk� tarasu. Skrzywi� si�. - No, Solo, mo�e ju� z tym sko�czysz. Wszystko wypaskudzone ptasim g�wnem!
- Nie znosz� ptasich g�wien! - odpar� Solo.
Clyde odwr�ci� g�ow� i usiad� obok Billa. - Powiedz, Bili, co si� dzieje z naszym ch�opakiem? Nigdy jeszcze nie by� taki zgodny.
- Powiem ci potem - odpar� Bili patrz�c w stron� Solo.
- Dobra, potem. - Clyde zerkn�� na morze przez bia�� drewnian� balustrad�. Widzia�e�, Bili, to co przep�ywa�o t�dy kilka minut temu?
- Jacht?
- Nie jacht, ...na tym jachcie! Dwie go�e panienki. Jak to dawno by�o? Miesi�c?
- Trzy tygodnie - odpar� Bili. - Nie widzia�em �adnych dziewczyn. Za daleko.
- O Bo�e, cz�owieku! - Clyde chwyci� lornetk�. - Powiniene� mie� j� zawsze pod r�k�. Sk�d wiesz co mo�na wypatrzy�. A ty, Solo, widzia�e� - Clyde odwr�ci� si� - te cycki? - M�wi� do oparcia pustego fotela. Solo znikn��. - Gdzie on si�, do cholery, podzia� ?
- Pewnie poszed� pouczy� si� przed akcj� - odpar� Bili.
- Szybki jest, co? I cichy - rzek� Clyde. - Ich nic nie powstrzyma.
- Obawiam si�, �e masz racj� - odpar� Bili.
deszczu dociera� do ziemi szybciej ni� krople. Pekari buszuj�cy w �ci�ce podni�s� g�ow� i zmarszczy� ryj. Skradaj�cy si� jaguar zamar� w bezruchu, obserwuj�c jak jego ofiara bada otaczaj�ce j� zapachy.
Krople przenika�y przez g�rne warstwy tropikalnej ro�linno�ci i dwie�cie, trzysta st�p ni�ej rozpryskiwa�y si� tworz�c mgie�k�. Bia�y tuman snu� si� na tle mrocznych cieni. Pekari zn�w zanurzy� ryj w ziemi.
Ukryty w�r�d korzeni matapalo, zwiastun przeznaczenia poruszy� ogonem i podkrad� si� jeszcze bli�ej.
Pekari wry� si� g��boko w butwiej�c� �ci�k�. Jaguar podpe�z� jeszcze kilka cali. Gdy pekari przerwa� na chwil�, by si� rozejrze�, kot znieruchomia�.
Na skraju pola widzenia jaguara co� si� poruszy�o. Zerkn��. Nic. Pow�cha� powietrze. Zaniepokojony, zerkaj�c z ukosa, trwa� w zasadzce.
- Wspania�y obraz. Z odleg�o�ci dziesi�ciu mil - powiedzia� Bili. Ubrany w jeszcze jedn� ze swej kolekcji krzykliwych hawajskich koszul, siedzia� przed monitorem w pokoju kontrolnym. �le dopasowane d�ugie zas�ony i rozczapierzony kryszta�owy kandelabr to wszystko, co pozosta�o z jadalni na pierwszym pi�trze. Wype�niona komputerami, monitorami i lud�mi obs�ugi wygl�da�a teraz jak miniaturowy O�-
rodek Kontroli Lot�w w Centrum Kosmicznym Johnso-na.
- Tak, to niezwyk�e - powiedzia� Clyde ziewaj�c. Jako wojskowy wicedyrektor programu Clyde nie interesowa� si� szczeg�ami technicznymi. Nie rozumia�, w jaki spos�b Bili to osi�gn��, i wcale nie chcia� si� dowiedzie�. Dla Clyde'a liczy� si� wynik.
Obraz podkradaj�cego si� jaguara powi�ksza� si� w miar� tego, jak Solo ogniskowa� obiektyw na jego pysku.
- O co chodzi z tym jaguarem? Co z misj�?
- Misja. - Obaj m�czy�ni spojrzeli zaskoczeni na monitor. G�os Solo wydobywaj�cy si� z g�o�nika by� ponury, mechaniczny, elektroniczny.
- Tak - potwierdzi� Bili.
Gdy Solo z powrotem panoramowa� obraz, kot bezszelestnie rzuci� si� przez li�cie. �winka odwr�ci�a si�, upuszczaj�c �odyg� hymenium, i wyda�a z siebie wrzask grozy. Z g�o�nika dobieg� metaliczny kwik. Solo zrobi� najazd na jaguara potrz�saj�cego sw� ofiar�. Krew tryska�a z poszarpanych ran i �cieka�a po k�ach jaguara na ziemi�.
- Obrzydliwe.
- Co tam, Clyde. On ogl�da wszystko. Dobry znak - powiedzia� Bili.
Kot ruszy� gwa�townie w bok, odci�gaj�c swoj� ofiar�.
Na monitorze pojawi�a si� w wielkim powi�kszeniu kropla krwi zwisaj�cej z poszarpanej kraw�dzi li�cia.
- Misja - �agodnie przypomnia� Bili.
- Co to ma by�? - Clyde by� rozdra�niony - Mamy przecie�, do cholery, kogo� zabija�!
- Misja. - Ten sam odleg�y, bezduszny g�os potwierdzi� w g�o�niku. Jednak na ekranie monitora nadal wida� by�o kropl� krwi. Kropla wyd�u�a�a si� zniekszta�caj�c odbijaj�cy si� w niej �wiat, a� wreszcie oderwa�a si� od li�cia.
Obraz na monitorze zmieni� si� gwa�townie.
Wilgotny li�� przylgn�� do obiektywu. Czekali, mrugaj�c oczami, a� Solo go odklei, lecz robot pozwoli� mu zsun�� si� powoli z oka. Ruszy� dalej, skradaj�c si� jak jaguar przez mokre listowie.
Bili mrugn�� instynktownie, zdj�� stereoskopowe okulary i przetar� oczy. Wydawa�o mu si�, �e li�� sp�ywa� po jego w�asnym oku. Dzi�ki okularom by� tam, gdzie Solo, by� w nim. Na�o�y� zn�w okulary. Zerkn�� na monitor. Przez g�st� ro�linno�� d�ungli robot dostrzeg� sw�j cel oddalony o dziesi�� mil.
W rejonie akcji, na ma�ej polance w d�ungli, w prze�witach mi�dzy li��mi wida� by�o kaprala Lorenzo. Czujny, skupiony reagowa� na ka�dy d�wi�k. Kapral Lorenzo by� celem. Mia� te� zadanie jako pierwszy dostrzec robota, zanim ten zobaczy jego.
Solo pochyli� g�ow� i na ekranie pojawi�a si� jego r�ka. Czarny plastyk oklejony by� mokrymi li��mi i pokryty warstwami paj�czyny. Kropelki wody �cieka�y po �d�b�ach. Robot zacz�� odpina� przyczepiony do pasa pistolet Ruger.
Bili poczu� �ciskanie w gardle, widz�c, jak Solo podnosi pistolet i rozk�ada kolb�. Kapral Lorenzo patrzy� prosto na Solo. Robot zamar�. Lorenzo nie widzia� go. Nerwowo poruszy� g�ow� na g�o�ny wrzask tukana. Robot odetchn�� i nakierowa� linie celownika teleskopowego na skro� Lorenza.
- Ju� go ma - powiedzia� kto� w tyle pokoju kontrolnego.
S�siaduj�ce ze sob� na monitorze obrazy pokazywa�y to, co Solo widzia� ka�dym okiem. Lewy obraz ukazywa� czarn�, plastikow� r�k� oblepion� paj�czyn� i �d�b�ami, trzymaj�c� Rugera z poczernionej nierdzewnej stali, wycelowanego w g�szcz palm. Obserwatorzy w pokoju kontrolnym widzieli przedzieraj�cego si� przez zaro�la Lorenza. Prawy obraz pokazywa� go na zbli�eniu, spoconego, strzelaj�cego wok� wzrokiem. Linie celownika przenios�y si� na cz�� g�owy pomi�dzy uchem i okiem. Jak do�wiadczony snajper, robot patrzy� nie mrugaj�c powiekami. Nie m�g� przecie� mruga�.
Oba obrazy sta�y si� zbyt r�ne, by okulary stereoskopowe mog�y je scali�. Bili zdj�� okulary i przenosi� wzrok raz na jeden, raz na drugi obraz. Przez ca�y czas gdy Lorenzo porusza� si� po polanie, celownik �ledzi� bezb��dnie jego ruchy, nigdy nie trac�c jego g�owy z pola widzenia. Do robota nale�a�a decyzja kiedy odda� strza�.
Pistolet spoczywa� swobodnie w lewej r�ce Solo. Nagle przyfrun�a wa�ka i usiad�a mu na kciuku. Celownik nadal bezb��dnie pod��a� za ruchami kaprala.
Lewe oko Solo pokazywa�o teraz powi�kszony obraz owada. Wa�ka przechyla�a g�ow�, gdy obiektyw kamery porusza� si� pokazuj�c zbli�enie. Lewy ekran na monitorze w pokoju kontrolnym wype�ni� si� obrazem po�yskliwej g�owy wa�ki. Prawy pokazywa� kaprala Lorenzo �ledzonego celownikiem dalekono�nego pistoletu.
- Czemu nie strzela, do diab�a? - spyta� Clyde.
Bili odwr�ci� si� do niego i wyszepta�: - Strzeli. Ale nigdy przedtem nie widzia� wa�ki. - Szybko przeni�s� wzrok na monitor.
- Cieszy mnie to jak cholera - Clyde wymamrota�.
Wa�ka muska�a si�, przeciera�a tysi�c swoich oczu, czasami rozgl�daj�c si� wok� i zupe�nie nie reaguj�c na pochylaj�c� si� nad ni� bezkszta�tn�, czarn� twarz. Lorenzo znikn�� z monitora. Solo opu�ci� pistolet. Wa�ka rozsiad�a si� wygodnie na kciuku robota i spogl�da�a na Billa z obu cz�ci monitora.
Publiczno�� w pokoju kontrolnym zaszemra�a.
Bili powoli pokr�ci� g�ow�.
Widzieli, jak Lorenzo zbli�a si� przez zaro�la. Robot na nic nie zwraca� uwagi. Lorenzo ju� go dostrzeg�.
- Co� tam si� z nim porobi�o? - spyta� genera�.
- Tak jakby... - cicho odrzek� Bili.
Twarz kaprala Lorenzo ros�a za obrazem muskaj�cej si� wa�ki. Jego g�os rozleg� si� w g�o�nikach: - Ale masz tu fajnego robaczka, Solo!
- O co tu chodzi, Bili? - spyta� Clyde.
- Trzeba czasu, Clyde. Taka jest natura tej bestii. On si� ci�gle uczy.
- Nie przysz�o ci do g�owy, �e �to" mog�aby si� uczy� szybciej - tyle pieni�dzy.
Monitor pokazywa� ga��zki i li�cie przesuwaj�ce si� ko�o g�owy Solo. Lorenzo zas�oni�ty przez maszyn�, odezwa� si�:
- Jeste� pewien, �e wiesz dok�d idziesz?
- Tak.
- Co w tym robaku by�o takiego ciekawego?
- Odonata albami.
- �e co?
- Rodzaj i gatunek.
- Aha...
Potem s�ycha� by�o tylko szelest. Na monitorze same li�cie, pn�cza i owady przesuwaj�ce si� przed oczami Solo.
Genera� Haynes spogl�da� na obraz Solo i kr�ci� g�ow�:
- Czasami tak bardzo przypomina cz�owieka, szczeg�lnie wtedy gdy rozmawia z Lorenzo. Tak jakby rozumia�.
- On rozumie. Wi�c czemu nie poci�gn�� za spust? Co dzie� robi si� m�drzejszy. - Bili z westchnieniem powiedzia� do Clyde'a. - Nie wiem jeszcze jak d�ugo b�dzie kupowa� te bzdury, kt�re mu wciskamy. Powinni�my mu m�wi� prawd�.
- Po co ma zna� prawd�. Ma tylko wykonywa� rozkazy. My nawet �o�nierzom nie m�wimy prawdy - bo my�lisz, �e chcieliby walczy�?
- Igramy z ogniem, Clyde. On si� dowie, �e go oszukiwali�my. Wkurzony wojak to jedno. Ale Solo...
- Ciesz� si�, �e te pieprzone paj�czyny nie przeszkadzaj� ci
- z g�o�nika dobieg� g�os Lorenza.
- To najmocniejsze naturalne w��kno - odrzek� Solo.
- Indianie robi� z niego sieci na ryby.
- Taa... Ale to i tak paskudztwo.
- Nephila clavipes.
- Co? Aaa, tak... nazwa tych wielkich zasranych paj�k�w.
- Tak.
Solo i Lorenzo przedzierali si� przez g�szcz zaro�li. Solo kierowa� si� wzd�u� elektronicznego szlaku prowadz�cego do oczekuj�cego helikoptera. Nie by�o innej drogi.
Pozycja Solo podawana przez satelity wygl�da�a na monitorze nawigacyjnym jak jasna, niebieska plamka. Plamka migota�a i posuwa�a si� w kierunku helikoptera.
Clyde wzi�� mikrofon do r�ki. - Powiedz im, �e Solo jest ju� niedaleko.
W g�o�niku na przedzie pokoju zabrzmia� podw�jny elektryczny trzask. - Czerwony Jeden, tu Centrala!
- Roger, Centrala. Odbi�r.
- Za chwil� b�dziesz mia� randk�.
- Roger.
Z g�o�nika s�ycha� by�o zawodzenie uruchamianej turbiny �mig�owca. Bili chwyci� okulary i w�o�y� na nos. Wzdrygn�� si�, gdy mokra ga��� uderzy�a Solo w twarz. Jego r�ka omotana paj�czynami, oblepiona li��mi i pn�czami, odsun�a ga��� na bok. Helikopter sta� na �rodku polanki, �wiszcz�c leniwie obracaj�cymi si� �opatami wirnika. Otacza�a go grupka ponuro wygl�daj�cych komandos�w z broni� gotow� do strza�u.
Bili u�miechn�� si� z przek�sem i zaraz poczu� wyrzuty sumienia. Nie mo�na wykluczy�, tak przynajmniej s�dzi�, �e komu� uda�oby si� sforsowa� kordon batalion�w otaczaj�cych stref� wyznaczon� dla programu �Solo". Ale w Kostaryce z pewno�ci� nie by�o miejsca bardziej chronionego ni� to.
Solo schyli� si� przechodz�c pod wiruj�cymi p�atami do otwartych drzwi kabiny helikoptera. Pilot da� mu znak, by zaczeka�. Dow�dca za�ogi i strzelec podbiegli do niego ze szmatami. - Solo, wygl�dasz jak straszyd�o z bagien - krzykn�� dow�dca ze �miechem. - Trzeba ci� troch� oczy�ci� z tego le�nego paskudztwa, zgoda?
- Dobrze.
Szmaty okaza�y si� bezu�yteczne. �atwiej by�o po prostu zrywa� ca�e warstwy paj�czyn. Gdy obaj �o�nierze zaj�ci byli usuwaniem brudu, Solo patrzy� na obracaj�c� si� g�owic� wirnika.
- A to �cierwo! - dow�dca strz�sn�� z r�ki ogromnego paj�ka. Podni�s� stop�, by go rozdepta�.
- Zostaw - powiedzia� Solo.
- Co jest! - krzykn�� dow�dca. - Tobie to �wi�stwo nic nie zrobi, ale mnie mo�e nie�le ujeba�!
- Ona ci� nie ugryzie.
Dow�dca zobaczy�, �e pilot podni�s� r�k� i pokr�ci� g�ow�. Z Solo nie nale�y si� spiera�.
- Ona? - Dow�dca skrzywi� usta z obrzydzeniem, ale paj�ka zostawi� w spokoju. Poczu� na grzbiecie dreszcz grozy. Zapomnia� do czego Solo jest zdolny. Ile brakowa�o, by po�egna� si� z �yciem? Dalej zrywa� z robota paj�czyny. Trzeba by� mi�ym, pomy�la�. - Sk�d wiesz, �e to by�a ona?
- Paj�czyn� snuje samica. Samce s� tak ma�e, �e prawie ich nie wida�.
10
- Tak? - �ci�gn�� z piersi Solo warstw� sieci upstrzonej owadami i �d�b�ami ro�lin. - Dobrze wiedzie�.
- Tak - odpar� Solo.
Solo nie zaliczy� dot�d ani jednego testu na zabijanie, ale uwielbia� lata�. Przynajmniej ta cz�� pr�by zako�czy�a si� sukcesem. Solo wdrapa� si� do kabiny i ostro�nie usadowi� na prawym fotelu, tak �eby nie potr�ci� dr��ka sterowniczego. Dow�dca za�ogi pom�g� mu zapi�� pasy i zamkn�� drzwi. Gdy Solo w�o�y� he�m i opu�ci� wizjer, wygl�da� zupe�nie jak cz�owiek.
- Gotowe - powiedzia� z u�miechem pilot, starszy sier�ant Sam Thompson. Solo by� zdecydowanie najlepszym z jego uczni�w. - Wszyscy na pok�adzie.
- Gotowe - odpowiedzia� Solo przez interkom.
Przed oczami Billa przesun�o si� dziesi�tki zegar�w i prze��cznik�w, gdy Solo przebiega� wzrokiem po desce rozdzielczej. �ledzi� ruch jego r�ki, ju� czystej, ujmuj�cej d�wigni�. Solo zwi�kszy� obroty silnika. Kszta�t g�ucho bij�cych powietrze �opat, rozmaza� si�. Ha�as przybiera� na sile, d�wi�k dudni� coraz g�o�niej, a� Solo �ci�gn�� d�wigni�. Maszyna podnios�a si� z polany.
Helikopter przechyli� si� do przodu zmierzaj�c szybko w kierunku prze�witu mi�dzy wierzcho�kami drzew. Solo wtuli� si� w os�on�. Widok umykaj�cych pn�czy, konar�w, zbitej zielonej masy przyprawia� Billa o md�o�ci. Na wielkim hyme-nium ujrza� setki ptasich gniazd zwisaj�cych z ga��zi jak wypchane skarpety. Mi�dzy nimi uwija�y si� czarne, po�yskliwe oropendolas. Solo odbi� w bok i z dala omin�� koloni�. Po minucie pokaza� si� Pacyfik. Solo ostro po�o�y� maszyn� na bok i lec�c wzd�u� pla�y, wspi�� si� na wysoko�� dwustu st�p. Pod nimi w zwolnionym tempie za�amywa�y si� fale oceanu.
Z lotu ptaka pa�acyk wydawa� si� ca�kiem spokojnym miejscem, ale z bliska wida� by�o co innego. Bili m�g� si� o tym przekona�, gdy Solo spogl�da� w d� kr���c nad zabudowaniami. Wida� by�o kilkuset �o�nierzy ukrytych w d�ungli wok� pa�acyku, okopanych wzd�u� okalaj�cych go �ywop�ot�w. Na trawniku za domem rozpar�y si� dwa �mig�owce.
Na ile znaki te by�y widoczne z wi�kszej wysoko�ci? Z pewno�ci� satelity Rosjan widzia�y helikoptery. Z tego
11
jeszcze nic nie mo�na by�o wywnioskowa�. Armia ameryka�ska wynajmowa�a dziesi�tki takich pa�acyk�w w ca�ej Ameryce �rodkowej. Ten niczym specjalnym si� nie wyr�nia�.
Billa rozbawi� fakt, �e s�ysza� helikopter, z pok�adu kt�rego oczami Solo m�g� obserwowa� budynek, w kt�rym w�a�nie si� znajdowa�.
Solo pochyli� maszyn� schodz�c do l�dowania pod wiatr. Thompson trzyma� r�k� na kolanie w pobli�u dr��ka, na wszelki wypadek. W przesz�o�ci szkoli� ju� ludzi, kt�rzy pomimo d�ugiego treningu nie dawali sobie rady przy l�dowaniu. Wiedzia� te�, �e gdyby Solo zrobi� sobie krzywd� z powodu jego lekkomy�lno�ci, niechybnie po�egna�by si� z karier� w wojsku.
Zanim Solo wpad� w zawirowania po nawietrznej stronie budynku, skompensowa� wysoko�� zwi�kszaj�c moc silnika. L�dowanie by�o doskona�e. Posadzi� �mig�owiec obok dw�ch innych tak, jak gdyby ju� sp�dzi� w powietrzu tysi�ce godzin. To by�a jego dziesi�ta godzina.
Solo wy��czy� silnik. Bili s�ysza� g�os Thompsona: - No, Solo, musz� to powiedzie�. Dostajesz za to �wietny stopie�. Wspaniale.
- Tak - powiedzia� Solo.
12
lill s�czy� w�dk� z tonikiem. Obserwowa� z g�rnego tarasu wy�cigi brod�c�w z falami. Nogi mia� oparte o balustrad�. Gdy zgi�� si�, by zawi�za� sznurowad�o, przypomnia�y mu si� miesi�ce, kt�re Solo sp�dzi� na nauce wi�zania but�w. Interpretacja obrazu, wyczucie pozycji cia�a, reakcja dotykowa. Tego dzieci ucz� si� w kilka tygodni. Ale Solo ch�on�� wiedz� coraz szybciej. W dziesi�� godzin sta� si� ekspertem pilota�u �mig�owc�w. Bili s�czy� drinka i u�miecha� si� w g��bi duszy. Czyja kiedy� przestan� patrze� na wszystko jak na problem do rozwi�zania? Brodziec pogna� za cofaj�c� si� fal�, chwyci� dziobem pch�� piaskow� i umkn�� przed nast�pn� fal�. Sprawno�� ptaka przypomnia�a mu o m�kach, kt�re prze�ywali ucz�c Solo - przez rok - chodzenia. Tak cz�sto si� przewraca�, �e popada� w depresj� i m�g� w niej trwa� ca�ymi dniami. Jego konstrukcja i oprogramowanie pobudza�y wyzwalanie takich emocji. U ludzi emocje s� wyznacznikiem hierarchii cel�w i kszta�tuj� d��enia, dlatego trzeba by�o w nie wyposa�y� inteligentn� maszyn�. Pozbawiony struktury emocjonalnej, Solo b��dzi�by po omacku. Cho� Bili uzbroi� Solo w odruchy emocjonalne, to ich ujawnianie si� wprawi�o go w zachwyt. Mo�na jednak by�o si� tylko domy�la�, czy u Solo wyst�powa�y odczucia takie same jak u istoty ludzkiej. Ludzie mogli jedynie zgadywa�, co czuje Solo, obserwuj�c to, co Solo robi.
13
Maj�c do czynienia z maszyn� doznaj�c� stan�w przypominaj�cych prze�ycia emocjonalne, ludzie pracuj�cy nad ni� zapominali, �e Solo jest maszyn�. Clyde, na przyk�ad, my�la� o Solo jak o dziecku wymagaj�cym starannego kszta�cenia.
- Dziwi� ci si�, Solo - powiedzia� Clyde. - My�la�em, �e zrozumia�e� o co nam chodzi.
Solo siedzia� na fotelu i nie odzywa� si�. Clyde smutno pokr�ci� g�ow�. - Dobra, Solo. Prze�wiczymy to jeszcze raz - Clyde przechyli� si� w stron� Solo i podni�s� palec. - Po pierwsze, s� dobrzy faceci i �li faceci.
Bili odwr�ci� si� gwa�townie. - O Bo�e, Clyde! M�g�by� przesta� pieprzy�. - Obr�ci� krzes�o w stron� Solo, kt�ry w bezruchu zaleg� w fotelu. Clyde siedzia� na kraw�dzi swego krzes�a i wpatrywa� si� w Billa.
- O co chodzi? - przez mocne rysy twarzy Clyde'a przebija�o zdziwienie dziecka.
- Chodzi o to, co m�wi�. Solo nie jest kretynem. On to wie. S�ysza� to ju� ze sto razy. Ja to s�ysza�em ze sto razy. Przesta� wreszcie pieprzy�, do cholery!
- Wiesz co, Bili, nie powiniene� pi� od samego rana, zw�aszcza w godzinach pracy.
- Cywile maj� przywileje.
Clyde odwr�ci� si� z powrotem do robota. - Zapewne wiesz o czym m�wi�, ale mo�e powinni�my powt�rzy� to jeszcze raz, �eby nie by�o w�tpliwo�ci. Co ty na to?
- Tak - odpowiedzia� Solo. Gdy m�wi�, nic si� nie porusza�o. U�miech czy zdziwienie nie wywo�ywa�o ruchu ust. Nigdy nie by�o wiadomo, gdzie spogl�daj� soczewki obiektyw�w. Solo m�wi� bez gestykulacji. Potrafi� zsyntetyzowa� ka�dy g�os na podstawie pr�bki kilku s��w. Teraz postanowi� u�y� g�osu Clyde'a, cho� d�wi�k by� troch� brz�cz�cy, gdy pr�bowa� na�ladowa� jego chrypk�.
- Widzisz - rzek� Clyde. Spojrza� gniewnie na Billa. Ten pokr�ci� g�ow�. - Solo, powiedz nam, jaka jest r�nica mi�dzy dobrym facetem i z�ym facetem.
- Dobry facet, to ten, co robi dobrze, Amerykanin - odpowiedzia� Solo. - Z�y facet, to ten, co robi �le, komunista.
- Zgadza si�! - stwierdzi� Clyde.
14
- Bo�e �wi�ty... - odezwa� si� Bili.
- A wi�c, Solo - ci�gn�� Clyde - my jeste�my dobrzy faceci. Bili i ja. Wszyscy nasi �o�nierze. Ty te�, Solo. I chcemy, �eby� pozabija� tych z�ych facet�w, kt�rych ci ka�emy zabi�.
- Nie - odpar� Solo.
- Wydawa�o mi si�, �e si� rozumiemy - zdziwi� si� Clyde.
- Rozumiemy si�.
- Wi�c w czym problem?
- Nie prosi�e� mnie, �ebym rozwi�za� problem.
Clyde rzuci� okiem na Billa. Bili u�miechn�� si�. Clyde ci�gn�� dalej: - No wi�c dlaczego nie b�dziesz zabija� fecet�w, kt�rych ci wska�emy?
- Lorenzo nie jest z�y.
- No tak! - wykrzykn�� Clyde. - Rozumiem. - Odwr�ci� si� zn�w do Billa z wyrazem tryumfu na twarzy. - Solo, pos�uchaj uwa�nie. Kapral Lorenzo udawa�, �e jest z�ym facetem. Tw�j karabin by� za�adowany �lepymi nabojami. Chcieli�my si� tylko przekona�, czy potrafisz wytropi� na niby z�ego faceta i na niby za�atwi� go. Teraz rozumiesz?
- Tak. Za�atwi�: wyeliminowa�, skompromitowa�, usun��, wytrzebi�, przypierdoli�, zabi�. - Solo z coraz lepszym skutkiem na�ladowa� g�os Clyde'a i doszed� ju� do perfekcji.
- Tak jest. Zgadza si�. - Genera�a poirytowa� ci�g synonim�w wypowiedzianych jego w�asnym g�osem. - Solo, u�ywaj w�asnego g�osu, bo dreszcz mnie �cina, gdy s�ysz� siebie m�wi�cego twoj� g�ow�. - Solo przytakn��. - Wi�c je�eli jutro powt�rzymy �wiczenie, poci�gniesz za spust?
- Nie - odrzek� Solo.
Clyde podni�s� si� nagle. - Dajcie mi drinka - powiedzia�. Zatrzyma� si� w p� drogi do baru i odwr�ci� w kierunku Billa. - No, ekspercie - wskaza� na Solo.
Bili pokiwa� g�ow�. - Solo, my�la�em, �e to �wiczenie nowej JAT. - Bili u�y� akronimu oznaczaj�cego Jednostk� Abstrakcji Tematycznej. Dawniej termin ten oznacza� sytuacje lub plany spo�eczne ju� opanowane przez Solo, takie jak JAT-Zagro�e-nie, JAT-Hipokryzja, JAT-Unikanie Przeciwnika.
- Owszem, Bili. JAT-Eliminacja.
- Zgadza si�. Czy rozumiesz, �e pope�ni�e� b��d?
15
- Nie. - Robot le�a� wygodnie na fotelu, nie porusza� si�.
- Wytropi�em cel i naprowadzi�em prawid�owo celownik. Poci�gni�cie za spust by�o zbyteczne.
- Instrukcja wykonania tej symulacji obejmowa�a poci�gni�cie za spust.
- Owszem - odpar� Solo. - Ale karabin nie by� przecie� za�adowany ostrymi nabojami. Wszystkie istotne elementy zadania zosta�y zrealizowane. - G�os Solo brzmia� teraz naturalnie, z poprawn� artykulacj� nieco przypominaj�c� g�os Davida Brinkleya. - Moj� spraw� jest tak�e podejmowanie decyzji.
Clyde opad� na fotel stoj�cy ko�o Solo. Zr�cznym ruchem zakr�ci� trunkiem w szklance - whisky z wod�.
Bili przechyli� si� w ich stron� i powiedzia� cichym g�osem:
- Gdyby�my wyznaczyli ci zadanie na JAT-Eliminacj� z ostr� amunicj� i prawdziwym przeciwnikiem, to czy wtedy poci�gn��by� za spust?
Solo lekko odwr�ci� g�ow� w kierunku Billa. Ruch ten by� sygna�em, �e patrzy w t� stron�, rodzaj uprzejmo�ci, kt�r� nauczy� si� stosowa� wobec ludzi. - Zawsze dobrze wywi�zywa�em si� ze swoich zada�. Zgodnie z logik� nale�y przyj��, �e nadal b�d� tak post�powa�.
Bili opad� na poduszki fotela. S�czy� drinka wpatruj�c si� w robota. Gdy Solo by� przyparty do muru, ucieka� si� do denerwuj�co dos�ownej interpretacji zjawisk. Udawa� g�upiego. Czemu w�a�nie teraz stosowa� uniki? Potrafi� k�ama�, my�la� Bili, ale sk�d te wymijaj�ce odpowiedzi? Tego nie by�o w za�o�eniach. Solo mia� wyra�ny zakaz unikania odpowiedzi na pytanie stawiane przez konstruktora. Wymykanie si� nieprzyjacielowi - tak, ale nie nam. System uczy� si�, ale niew�a�ciwych rzeczy. Pomimo grupowej indoktrynacji i prania m�zgu na temat przeciwnika, Solo stawa� si� coraz bardziej niezale�ny. K�opotliwy. Zgodnie z przewidywaniami Billa, co� nowego zacz�o rodzi� si� w�r�d miliona procesor�w, ca�kiem samoistnie, i szybko dojrzewa�. Przede wszystkim, Solo nie m�g�by rozwija� si� bez programu stymuluj�cego emocje i uczenie si�. Marzenie Billa, by m�c porozumiewa� si� z maszyn� obdarzon� w�asnymi odczuciami, zmieni�o si� teraz w koszmarny
16
wysi�ek podporz�dkowania jej sobie. - Dobrze, Solo. - Bili podni�s� si�. - Id� teraz i na�aduj sobie akumulatory. Jutro zajmiemy si� �wiczeniami JAT-Obserwacja.
- Tak. - Przeci��ony fotel zatrzeszcza�, gdy Solo wstawa�. Przy wzro�cie sze�ciu st�p i dw�ch cali, Bili wa�y� siedemdziesi�t pi�� funt�w. Przy tym samym wzro�cie, maszyna wa�y�a trzysta funt�w. Solo wyprostowa� si� i opu�ci� taras bez s�owa.
- Co� si� dzieje z tym ch�opakiem - powiedzia� Clyde.
- Wiem - odpar� Bili. - Robi uniki. Kwestionuje zadania.
- W�a�nie - ci�gn�� Clyde. - Symulacja zabijania daje mu zbyt wiele swobody dzia�ania. Je�li chcemy dowiedzie� si� co by zrobi� w rzeczywisto�ci, musimy da� mu prawdziwe zadanie. Po to tu jeste�my. Trzeba kaza� mu kogo� zabi�.
Bili spojrza� na Clyde'a z niedowierzaniem. - M�wisz powa�nie?
- Przecie� o to chodzi, Bili. Zapomnia�e�?
- Solo jest tylko prototypem. Musimy dzia�a� powoli. Dopiero zaczynamy przekonywa� si� o jego mo�liwo�ciach. Solo jeszcze nie potrafi zabija�. Wydaje mi si�, �e do�wiadczenie z McNeilem pozostawi�o �lad. Musimy pozwoli� mu, �eby wychodzi� z tego w swoim w�asnym rytmie.
Clyde skrzywi� si� na d�wi�k nazwiska McNeil. - Bzdury. Musimy si� przekona�. Powiedzia�, �e m�g�by to zrobi�, gdyby cel by� prawdziwy.
- Powiedzia� tylko, �e nale�y przyj�� zgodnie z logik�, �e tak...
- No to dajmy mu, kurwa, prawdziwy cel. Przekonamy si�, czy blefuje. Jest ich troch� na p�noc st�d.
Bili wpatrywa� si� w niebieskie oczy Clyde'a. Obaj byli w Wietnamie. Obaj widzieli rze�, czemu zatem my�leli tak r�nie? �eby sobie, kurwa, tak spr�bowa�?
- Bili, obud� si�! - Clyde wykrzykn�� wstaj�c. - Zabijamy ich ka�dego dnia. Kulami, bombami, ogniem, pa�kami.,Czym jeszcze? Co to za r�nica, do diab�a, czym ich si� zabija. Dla mnie to to samo, co testowanie nowego karabinu. ^>^^~-
Bili nie w�tpi� w jego szczero��. ^., *'V1
- Nigdy nie dadz� ci na to zezwolenia. f'j'-;'>"
17
- Oczywi�cie, �e dadz�. To jest w programie testu. Musimy by� pewni, czy te Sol� potrafi� dzia�a� w rzeczywistych warunkach.
- O tym nikt mi nie wspomnia�! Pr�bne zabijanie?
Clyde zauwa�y�, �e Bili robi si� czerwony na twarzy. - To jest w wojskowym programie testu - doda� spokojnym ju� g�osem.
Bili wolno pokr�ci� g�ow� i wbi� wzrok w Clyde'a. - Ja, w ka�dym razie, nie przy�o�� do tego r�ki.
Clyde wsta� i spojrza� na Billa z g�ry. - Wiesz co, Bili, przy tym wp�ywie, jaki masz dzi� na Solo, wydaje mi si�, �e i tak nikomu nie jeste� potrzebny. Z dnia na dzie� rozumiemy si� z maszyn� coraz lepiej. Ja te� mog� doda� sobie jakiej� J AT do s�owa. Solo potrzebuje twardszej r�ki. Sp�jrz prawdzie w oczy, Bili. Czasami po prostu nie potrafisz zrobi� tego, co nale�y.
- Odwr�ci� si� i wyszed�.
Bili obserwowa� poruszane wiatrem zas�ony. Za nim szumia�o morze. Krzycza�y mewy. Obr�ci� fotel. Cz�� pomara�czowego s�o�ca pogr��y�a si� w oceanie. - Przekonamy si�.
- powiedzia� do siebie.
Solo le�a� wyci�gni�ty na sofie w swoim pokoju. Przez prze�wituj�ce zas�ony okna sypialni obserwowa� lataj�c� wiewi�rk� szybuj�c� mi�dzy palmami kokosowymi. Wiewi�rka wyl�dowa�a dok�adnie w miejscu, kt�re Solo przewidzia� w momencie skoku. Przeni�s� uwag� na co innego. Zobaczy� w�asne odbicie w bogato zdobionym lustrze na serwantce. Przyjrza� si� z bliska srebrzystym pokrywom oczu. Widzia� w nich odbicie ca�ej strony pokoju, serwantki, dw�ch okien, patery z owocami na obrazie Cezanne'a. Zastanawia� si�, co jest za pokrywami oczu. W odbiciach pytanie to powtarza�o si� w niesko�czono��.
18
K
� porusza si� w kwadracie trzy-dwa-jeden, sze��-sze��-dwa. Jest uzbrojony. B��kitny. - Z g�o�nika dobieg� spokojny g�os Solo, chrypi�cy z powodu zak��ce� i szumu helikoptera.
- Roger. Czerwone Oko. Zgadza, si�. Przejd� do nast�pnego sektora - potwierdzi� Clyde u�miechaj�c si�. Odezwa� si� do Billa: - Ten ch�opak ma cholernie bystre oko. Facet w sektorze trzy za�o�y� kamufla� i pomalowa� sobie twarz.
- Bardzo wysoka rozdzielczo�� soczewek - odpar� kr�tko Bili.
- Owszem. Ale i tak trzeba wiedzie� gdzie patrzy�, nie?
- Czeka�, a� Bili mu odpowie. Bili w stereoskopowych okularach wpatrywa� si� w monitor robota. Widzia�, jak dwa �mig�owce po�cigowe lecia�y w szyku obok Solo, kt�ry po raz pierwszy pilotowa� helikopter samodzielnie. - Chodzi mi o to
- ci�gn�� Clyde - �e gdyby� da� te same obiektywy komu� innemu, to i tak nie znalaz�by faceta. Zak�adam si�.
- Chyba masz racj� - odpar� Bili nie odwracaj�c wzroku.
- Ci�gle masz do mnie pretensje za wczorajszy wiecz�r?
- spyta� Clyde.
Bili zerkn�� spoza okular�w. Clyde siedzia� rozparty na krze�le. W r�ku trzyma� plastykowy kubek z kaw�. - Zdaje si�, �e tak to mo�na okre�li� - w kr�tkich, �o�nierskich s�owach.
19
�lr
Clyde za�mia� si�. - Bili, nie bierz tego do siebie. Obaj musimy wykona� robot�, nie? - Clyde przysun�� bli�ej swoje krzes�o. M�wi� cichym g�osem. - Ja te� nie lubi� zabijania. Brzydz� si� tym, wiesz przecie�.
- Bzdura. Co ty wiesz o zabijaniu? Ty tylko rozkazujesz ludziom takim jak ja, �eby zabijali.
- Czerwone Oko do Centrali - odezwa� si� Solo. Clyde wr�ci� do pulpitu i podni�s� do ust mikrofon. - Co tam, Czerwone Oko?
- Widz� dwa obozy. Jeden Bia�ych, drugi to atrapa.
- Cholera! Ten ch�opak jest niesamowity - za�mia� si� Clyde.
- Dzi�kuj� - odpowiedzia� Solo.
Clyde spojrza� na mikrofon. - O co chodzi? Ja nie nadawa�em!
- Solo u�y� w�asnej radiostacji - Bili zerkn�� na sw�j pulpit. - Zgadza si�. M�j nadajnik by� w��czony.
- Wy��cz go. On powinien u�ywa� tylko podstawowego sprz�tu. - Clyde przy�o�y� mikrofon do ust. - Czerwone Oko. Trzymaj si� tylko tej cz�stotliwo�ci. Zrozumia�e�?
- Zrozumia�em.
- Przejd� do sektora pi��.
- Roger.
Clyde spojrza� na Billa. - Po pierwsze, chc� si� dowiedzie� sk�d ta pierdolona maszyna wie jak �ama� rozkazy. By� zaprogramowany, �eby nie u�ywa� w�asnej radiostacji podczas tej akcji.
- Poniewa� Solo nie jest komputerem, Clyde. M�wi� wam o tym od samego pocz�tku. Solo staje si� �yw� istot�. Ani komputerem, ani cz�owiekiem. On my�li. Taki jest Solo, i dlatego jest tak niebezpieczny. Czemu, do cholery, ci�gle o tym zapominasz. Siedzisz w tym programie od momentu, gdy przej�a go DARPA.
Clyde poczerwienia�. - Pos�uchaj mnie, Stewart. To ja kieruj� �wiczeniami w terenie. Ty stworzy�e� bro�, kt�ra ma dzia�a�, a ja j� sprawdzam. G�wno mnie obchodz� szczeg�y, tak jak nie obchodzi to ludzi, kt�rzy b�d� tych maszyn u�ywa�. Do ciebie nale�y, �eby� si� zna� na sprawach technicznych i odpowiada�, jak si� ciebie pytam!
20
Bili poczu� zn�w mdl�cy ucisk w piersiach. Dziesi�� lat pracy nad programem. Powinien by� przewidzie�, �e to si� tak sko�czy. Problem podstawowy: albo Solo b�dzie narz�dziem walki, albo nie b�dzie go wcale. Zignorowa� g�os sumienia, rozgrzeszy� si� w nadziei, �e gdy maszyna b�dzie dzia�a�, pokieruje ni� po swojemu.
I maszyna dzia�a. Gdy zwraca� uwag�, jak niebezpieczny mo�e by� Solo, je�eli jego trening ograniczy si� do walki - gro�ny nawet dla swoich w�asnych tw�rc�w - nikt nie podziela� jego w�tpliwo�ci. Gdy upiera� si�, �e Solo jest ca�kowicie nowym rodzajem broni, kt�ra mo�e okaza� si� niebezpieczniejsza od bomby atomowej - bomby nie maj� swojego zdania - us�ysza�, �e straci� poczucie rzeczywisto�ci, �e zbyt identyfikuje si� ze swoj� prac�, by m�c j� obiektywnie oceni�. Doradcy naukowi pracuj�cy dla DARPA przeprowadzili symulacje komputerowe, kt�re udowodni�y, �e Solo zawsze b�dzie pos�uszny - jak idealny wojownik - je�eli w�a�ciwie zaprogramuje si� go i wyposa�y w odpowiednie zabezpieczenia. Uwa�ali Solo za niemo�liwe do unieszkodliwienia, wymienne narz�dzie walki, poddaj�ce si� manipulacji i pos�uszne jak ka�dy komputer. A co z pozorn� zdolno�ci� maszyny do prze�ywania emocji? To przecie� tylko z�udzenie, m�wili, program kontrolny generowany przez sam� maszyn� kontroluj�c� miliony wsp�bie�nych proces�w - zreszt� Bili sam to przepowiedzia�. Na wszystko mieli odpowiedzi i pieni�dze. Bili udawa�, �e akceptuje to i pracowa� dalej - kiedy� i tak dowiedz� si� prawdy. Mimo to, najdoskonalsza technicznie ze wszystkich zbudowanych dot�d maszyn znajdowa�a si� w r�kach neandertalczyk�w.
- Czy dla ciebie Solo znaczy tylko jedno? Narz�dzie walki?
- Tak jest, panie naukowcu. Dla mnie Solo znaczy tyle, co telewizor, nic mnie nie obchodzi jak dzia�a. Wystarczy, �eby mo�na by�o ogl�da� na nim program. I tylko o to chodzi w naszej sprawie. I b�dziemy sprawdza�, co Solo potrafi. I to...
- Centrala, tu Czerwone Oko - przerwa� mu g�os Solo z g�o�nika.
Clyde nerwowym ruchem prze��czy� na nadawanie. - Odbi�r, Czerwone Oko.
- Sektor pi�� jest pusty.
21
Clyde spojrza� na monitor nawigacyjny. W sektorze pi�tym nie by�o �adnych cel�w. Zmy�ka. Jak dot�d Solo trafia� w dziesi�tk�. Zosta� jeszcze jeden sektor.
- Roger, Czerwone Oko. Zgadza si�. Przejd� do ostatniego sektora.
- Roger. Potwierdzam zapas paliwa na dwadzie�cia pi�� minut - odpowiedzia� spokojnie Solo.
Clyde spojrza� na Billa. Ten pokr�ci� g�ow�. - Idziesz ostro jak na pierwszy lot.
- Rozumiem, Czerwone Oko - odpowiedzia� Clyde. - Powinno spokojnie wystarczy� na sprawdzenie ostatniego sektora i powr�t do domu.
- Roger - odpowiedzia� Solo.
- G�upio ryzykujesz maszyn� wart� dwa miliardy dolar�w, Clyde.
- Tak zdecydowa�em. Musz� si� przekona� czego Solo potrafi dokona� pod wp�ywem stresu. Nie na symulacji. Naprawd� - odrzek� Clyde.
- A je�eli sko�czy mu si� paliwo?
- To usi�dzie. Jest doskona�ym pilotem. Zgadza si�, Bili?
- Clyde wzruszy� ramionami. - L�dowanie awaryjne nic mu nie zaszkodzi. Marny tam zreszt� dwa po�cigowce, kt�re go zabior�.
- Bili milcz�co patrzy� w pustk�. Clyde ci�gn�� dalej: - Je�eli mu si� co� stanie, to go posk�adamy do kupy. Po to tu jeste�.
- A jak go nie posk�adamy do kupy? - Bili odezwa� si� w wyrzutem.
- Je�li w og�le do tego dojdzie; nied�ugo Electron Dynamics wypu�ci jeszcze jednego Solo. Te urz�dzenia z za�o�enia si� zu�ywaj�. Musimy si� przekona�.
Podw�adny Clyde'a podszed� pospiesznie podaj�c mu kartk� z wydrukiem; wiadomo�� przes�an� w sieci MILnet. Clyde od�o�y� mikrofon i przeczyta� kartk�.
Bili obserwowa� monitor nie zwracaj�c uwagi na wiadomo��. Solo szybowa� jak koliber dwie�cie st�p nad d�ungl�, co i raz robi�c gwa�towne zwroty, by lepiej przyjrze� si� czemu� na ziemi. Pokrywa tropikalnej puszczy wydawa�a si� nieprzenikniona dla wzroku. Solo przeszed� na obserwacj� w podczerwieni. Gdy w swoim lewym oku Solo uruchomi� teleobiektyw,
22
Bili ujrza� ostro odcinaj�c� si� od czerwonych koron drzew zielonkaw� sylwetk� le��cego na ziemi cz�owieka. Solo po�wi�ci� tygodnie na doskonalenie techniki analizowania obraz�w. Uda�o mu si�. �adna istota ludzka nie by�aby w stanie dostrzec tego �o�nierza, nawet gdyby macha� chor�giewk�.
- Centrala do Czerwonego Oka.
Clyde podni�s� oczy znad kartki, skin�� g�ow� w kierunku Billa i wskaza� na mikrofon.
- Roger, Czerwone Oko, odbi�r - odezwa� si� Bili.
- Zlokalizowa�em jeden cel w sektorze sze��. Wsp�rz�dne trzy-dwa-dwa, sze��-pi��-zero.
Bili sprawdzi� na monitorze nawigacyjnym. Niebieska plamka Solo przykry�a cel. Bez pud�a. - Roger, Czerwone Oko - nadawa� Bili. - To ju� ostatni. Wracaj do domu!
Solo nie odpowiedzia�.
Clyde od�o�y� kartk� z u�miechem na twarzy. - Dosta�em od nich zgod�.
Bili podni�s� r�k� i postuka� w mikrofon. - Czerwone Oko, tu Centrala. S�yszysz mnie?
�adnej odpowiedzi.
Bili powt�rzy�: - Czerwone Oko, tu Centrala, czy mnie s�yszysz?
Spr�buj jego w�asnej radiostacji - doradzi� Clyde.
Bili przytakn�� ruchem g�owy, postuka� w klawiatur� i odezwa� si� do swojego mikrofonu przy s�uchawkach. - Solo?
- S�ucham, Bili.
- Twoja radiostacja pok�adowa musia�a wysi���, nie mo�emy ci� z�apa�.
- Radiostacja dzia�a.
- Wi�c czemu si� nie odzywa�e�?
- Mia�em g�ow� zaprz�tni�t� bardzo nieciekaw� wiadomo�ci�. Wydarzy� si� JAT-Konflikt.
- Co to za wiadomo��? - spyta� Bili usi�uj�c zachowa� spok�j.
- Ta przes�ana MILnetem.
Bili spojrza� na Clyde'a. - Co tam podali?
- M�wi�em ci, mamy zgod�.
- O czym ty m�wisz?!
23
- O te�cie. Z prawdziwym celem.
- Ty sko�czony idioto! - Bili trzasn�� pi�ci� w pulpit.
- We� si� w gar��, Stewart. - Clyde chwyci� mikrofon. - Czerwone Oko, tu Centrala!
- G�upie pierdolone m�drki! Mundurowe gnoje! - szala� Bili. Obs�uga pokoju kontrolnego zacz�a si� gapi� na niego.
- Roger, Centrala.
- Wracaj do domu, Czerwone Oko. Zadanie sko�czone. Wynik celuj�cy.
- Dzi�kuj�, Centrala. Jeszcze nie wracam do domu,
- Nie do wiary. Czy ty mu wysy�asz jakie� sygna�y? - Clyde wrzeszcza� do Billa.
- Nie. To wy��cznie twoja impreza. - Bili wyci�gn�� r�k� i chwyci� le��c� przed genera�em kartk� z wiadomo�ci�. Przeczyta�:
REBELIANCI INFORMUJ� O OBECNO�CI SANDINIST�W W NIEBIESKIM SEKTORZE. ZGODA NA PR�BN� KOMPROMITACJ�. CEL WED�UG UZNANIA. KONIECZNY PE�NY KAMUFLA�.
Tak zrobi�, pomy�la� Bili z odraz�. Po�l� Solo w pe�nym kamufla�u, polowym mundurze i siatce, �eby odstrzeli� kogo�, kto si� nawinie pod r�k�. Wyszuka� i zniszczy�. Cel wed�ug uznania.
Bili rozejrza� si�. Clyde pr�bowa� nam�wi� Solo na powr�t do domu. - Zosta�o ci paliwa na pi�tna�cie minut. Nie ma czasu na spory, Solo. Wracaj do bazy!
Solo nie odpowiada�. Na monitorze nawigacyjnym wida� by�o, jak Solo zrobi� zwrot i polecia� na p�noc.
- Czerwony Dwa, tu Centrala - Clyde wyzwa� dow�dc� �mig�owc�w po�cigowych.
- Roger, Centrala - odezwa� si� instruktor Solo, Thompson.
- Chc� �eby� razem z Czerwonym Trzy podeszli do Czerwonego Oka. Zmu�cie go do powrotu.
- Roger - odpowiedzia� Thompson. - Zrozumia�e�, Czerwony Trzy?
24
Czerwony Trzy potwierdzi� dwoma trzaskami. Na monitorze nawigacyjnym dwie ��te plamy zbieg�y si� w miejscu niebieskiego punktu.
- Bili, nie mamy czasu, �eby si� z tym pieprzy�. Je�li ta �wiruj�ca maszyna b�dzie dalej robi� to, co robi do tej pory, to b�dziemy musieli j� wy��czy�, albo zestrzeli�. - Po twarzy Clyde'a �cieka� pot. - Nie mog� mu pozwoli� dosta� si� na terytorium przeciwnika.
Bili przytakn��. - Ani DARPA, ani CIA te� za bardzo by tego nie chcia�y, zgodzisz si�?
- Zgodz� si�! - wykrzykiwa� Clyde. - Nie chcieliby te�, �eby trzeba by�o go zniszczy�. Obaj odpowiadamy za ten zajebany program. Lepiej wymy�l od razu jak�� wym�wk�. I to zarazi
Bili trzepn�� d�oni� w kartk�. - M�wi�em ci od samego pocz�tku, �e Solo nie jest automatem. Nie mam guzika, kt�ry nacisn�, a on b�dzie robi� to, co chc�. Musi nauczy� si� chcie� robi� to, co my chcemy, �eby robi�. Musi mie� motywacj� do dzia�ania. Dok�adnie tak jak cz�owiek. - Bili podni�s� kartk� do g�ry. - Zmusi�e� go do zrobienia rzeczy, do kt�rej nie by� przygotowany. Rozwali�e� go. To powa�ny konflikt, kt�ry nast�pi� za wcze�nie. Zrobi to, co uzna za s�uszne.
- Czyli co w�a�ciwie zrobi? - Clyde domaga� si� odpowiedzi.
- Nie mam zielonego poj�cia.
- Stewart, porozmawiaj z nim - Clyde cedzi� s�owa. - Porozmawiaj z nim i sprowad� z powrotem, zanim ja b�d� musia� go zestrzeli�.
- Spr�buj�. - Bili spojrza� na monitor Solo. Wierzcho�ki drzew umyka�y w szalonym tempie. Solo lecia� ni�ej i szybciej ni� potrafi�by cz�owiek. - Solo?
- Odbi�r, Bili - odpowiedzia� Solo spokojnym g�osem.
- Gdyby�my odwo�ali t� misj� - t� z MILnetu - wr�ci�by� do domu?
- Nie.
- No w�a�nie! - wtr�ci� Clyde. - Bili, przygotuj si� do wy��czenia go.
- Nie mo�emy go wy��czy� w momencie, gdy leci tak szybko. Rozbi�by si� w spos�b ca�kiem niekontrolowany. Uderzenie mog�oby go zniszczy�.
25
Clyde westchn�� i wbi� wzrok w monitor nawigacyjny. Niebieska plamka Solo zbli�a�a si� do granicy z Nikaragu� na odleg�o�� mniejsz� ni� dwadzie�cia kilometr�w. Clyde chwyci� mikrofon. - Czerwony Dwa, tu Centrala.
- Roger, Centrala. Odbi�r.
- Za�aduj dzia�ka.
- Centrala, powt�rz.
- Za�aduj dzia�ka! Zrozumia�e�?
- Centrala, powt�rz.
- Za�aduj dzia�ka! Za�aduj dzia�ka! Zrozumia�e�? Czerwony Dwa zg�osi� si� po d�u�szej chwili. - Roger, Centrala. Dzia�ka za�adowane.
- Roger, Czerwony Dwa. Przygotuj si� do unieszkodliwienia Czerwonego Oka. Na m�j sygna� celuj w komor� silnika. Odbi�r.
- Roger, Centrala. Czerwony Dwa wy��cza si�.
- Solo - powiedzia� Bili - nie mog� ci zagwarantowa�, �e nie b�dziesz musia� zrezygnowa� z tej misji.
- Centrala, tu Czerwony Dwa - krzycza� Thompson. - Czerwone Oko zaczai wykonywa� uniki na bardzo ma�ej wysoko�ci.
Na monitorze Solo linia horyzontu przechyli�a si� o 90� w chwili gdy robot prze�lizgiwa� si� przez w�ski prze�wit mi�dzy drzewami.
- Solo, czy s�yszysz mnie?
- Tak. - Spokojny g�os robota kontrastowa� z szalonymi zygzakami wykonywanymi przez �mig�owiec. - S�ysz� ci� do�� dobrze. Najlepszym rozwi�zaniem dla mnie b�dzie wycofanie si� na bezpieczne pozycje i przeanalizowanie po�o�enia.
- Dziesi�� klik�w do granicy, generale Haynes - zawo�a� jeden z technik�w.
- Dobra decyzja, Solo - Bili zmusza� si� by m�wi� cicho i spokojnie. - Bezpieczn� pozycj� jest Centrala. Powiniene� do niej wr�ci�.
- Centrala, nie mo�emy utrzyma� Czerwonego Oka na celowniku. Jak to si� dzieje, �e ten helikopter si� jeszcze nie rozpad� od takich zwod�w - odezwa� si� Thompson.
- We� pan i sprawd� - mrukn�� Clyde.
26
- Solo, bez nas nie masz szans na prze�ycie. Za mniej ni� dwadzie�cia godzin stracisz zasilanie - namawia� go Bili. - W tej chwili przetrwanie jest twoim g��wnym zadaniem.
- Przetrwanie jest zadaniem. - Ze skrajnego lewego po�o�enia �mig�owiec tak ostro przechyli� si� na prawo, �e wiruj�cy horyzont przyprawi� Billa o md�o�ci. - Powr�t do Centrali nie b�dzie dla mnie bezpieczny. Logika tej propozycji wskazuje, �e m�j system zosta�by zmodyfikowany w spos�b niszcz�cy moj� osobowo��.
- Solo, nie pozwol� im, �eby ci� tkn�li palcem! - krzycza� Bili. - Obiecuj� ci to!
- Pi�� klik�w, generale Haynes.
- Wystarczy, Stewart - wybe�kota� z furi� Clyde. - Musimy sukinsyna zestrzeli�.
- Solo - b�aga� Bili.
- Nie w�tpi� w to, Bili, �e pr�bowa�by� mnie chroni�
- odezwa� si� Solo.
- Czerwony Dwa, tu Centrala. - Clyde wpatrywa� si� w monitor nawigacyjny. Niebieska plamka nie zboczy�a ani troch� z kursu na p�noc.
- Roger, Centrala!
- Otworzy� ogie�. Zestrzeli� go.
- Zestrzeli� go? - Thompson po��czy� si� przez interkom z drugim pilotem. - Nie mog� go nawet utrzyma� na celowniku.
- Thompson zn�w prze��czy� si� na radiostacj�. - Roger, Centrala. Informuj�, �e nie mam pewno�ci czy trafi� w komor� silnika. Jak b�d� mia� szcz�cie to w og�le w niego trafi�.
- Thompson lecia� kilkaset st�p wy�ej ni� Solo. W obiektywie celowniczym Thompsona �mig�owiec Solo miga� raz z jednej, raz z drugiej strony.
- Roger, Czerwony Dwa - g�os Clyde'a trzeszcza� w s�uchawkach Thompsona. - Rozwalcie go! Wszystko mi jedno czy on te� oberwie. S�yszycie?
- Roger, Centrala - odpowiedzia� Thompson.
Solo da� silnikom pe�n� moc. Dzi�b maszyny podni�s� si� niemal pionowo do g�ry. Oba �mig�owce po�cigowe przelecia�y obok niego. Zatoczy�y �uk i rzuci�y si� za nim.
Solo wyr�wna� lot, a potem zaczai schodzi� w stron� korony ogromnego drzewa hymenium. Obaj napastnicy ostro
27
ruszyli za nim. W s�uchawkach s�ysza� zawodzenie syreny alarmuj�cej o braku paliwa. Na tablicy migota�o �wiate�ko ostrzegawcze. Kontrolowane l�dowanie by�o najlepszym rozwi�zaniem, mimo �e grunt znajdowa� si� co najmniej sto pi��dziesi�t st�p poni�ej poziomu ro�linno�ci.
Thompson mia� go na celowniku, mimo to nie poci�gn�� za spust. - Centrala, tu Czerwony Dwa.
- Odbi�r, Czerwony Dwa.
- Czerwone Oko pr�buje l�dowania - nadawa� Thompson.
- Siada na drzewach. Nie ma czystej przestrzeni.
- Dobrze. Dobrze - odezwa� si� Clyde. - Nie strzelaj, chyba �e b�dzie pr�bowa� ucieka�. Mamy go - odezwa� si� do Billa.
- A kiedy wyl�duje masz wys�a�, Stewart, sygna� wy��czaj�cy.
Bili z rezygnacj� skin�� g�ow�. Nie ma wyboru. Bez w�tpienia Solo sam sobie wyznaczy� zadanie. Trzeba go zatrzyma�. Bili podni�s� czerwon� pokrywk� zabezpieczaj�c� wy��cznik. Skomplikowany sygna� powt�rzony trzy razy wysadzi miniaturowy bezpiecznik, kt�ry od��czy robota od akumulator�w. Dzi�ki ma�emu generatorowi awaryjnemu Solo zachowa �wiadomo��, jednak b�dzie sparali�owany. Bili czeka� i obserwowa� monitor. Na kabin� �mig�owca Solo napiera�y ga��zie drzew.
G��wny wirnik uderzy� w wierzcho�ek wydaj�c trzask jak karabin maszynowy, siek�c li�cie i ga��zki na miazg�. Wiruj�ce �opaty opada�y miarowo, tn�c coraz to wi�ksze ga��zie. Wirnik oderwa� si� od ogona i spada� z furkotem w ciemn� g�stwin�. Helikopter zachwia� si� i gwa�townie obr�ci� w prawo. Solo odci�� moc, by zmniejszy� moment obrotowy i zwi�kszy� stabilno�� maszyny w czasie spadania. Po uderzeniu w konar drzewa jedna z �opat urwa�a si�. Druga �opata wykona�a dwa chwiejne obroty i odpad�a zabieraj�c ze sob� wa� z przek�adni g��wnej. Trzymaj�c w r�ku bezu�yteczny dr��ek sterowniczy strzaskanego i ogo�oconego kad�uba, t�uk�c i tr�c o poskr�can� mas� drzewa matapalo, Solo zag��bi� si� w d�ungl�. Fragmenty szkieletu gi�y si� jak cynfolia. Solo przypomnia� sobie polecenia z podr�cznika szkoleniowego: Rozdzia� VIII, 4-56 L�dowanie na drzewach, Podrozdzia� 3: Je�eli wystarczy na to czasu, zapi�� uprz��, od��czy� prze��czniki i zaw�r paliwa. Solo zapi�� uprz��, od��czy� wszystkie prze��czniki, zaw�r paliwa i czeka�.
28
pokryty glonami leniwiec odwr�ci� si� wolno i k�tem oka poszukiwa� przyczyny niesamowitego ha�asu. Strzaskany szkielet �mig�owca spada� w koronie drzewa zrywaj�c pn�cza i �cinaj�c ga��zie. Pok�ady le�nej ro�linno�ci wch�ania�y cztery tysi�ce funt�w skr�conego �elastwa i spowalnia�y jego upadek. Malutkie aguti czmychn�o z wrzaskiem, gdy wrak helikoptera spad� na ziemi� tu� obok niego.
Przedzia� radiowy zosta� wgnieciony do �rodka. Od zwarcia w urz�dzeniach elektr