6297

Szczegóły
Tytuł 6297
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6297 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6297 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6297 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gene Wolfe Wojna pod choink� Wigilia, Komandorze Robin - powiedzia� Kosmonauta. - Radz� ju� i�� do ��ka, bo Miko�aj wcale nie przyjdzie. - Kosmonauta ma racje, Robinie - powiedzia�a matka Robina. - Pora powiedzie� dobranoc. Ch�opczyk w niebieskiej pi�amce kiwn�� g�ow�, nie zmieniaj�c pozycji na dywanie. - Daj buzi - powiedzia� Mi� Pluszowy. Mi�, kolebi�c si� �miesznie, okr��y� choink� i zarzuci� Robinowi �apki na szyj�. - Musimy i�� do ��eczka. Ja te� id�. Dok�adnie to samo powtarza� co wiecz�r. Matka Robina pokr�ci�a g�ow�, robi�c przy tym komicznie zrozpaczon� min�. - Pos�uchaj no ich, Berto - powiedzia�a. - Sp�jrz na niego. Istny ma�y ksi�e w otoczeniu dworu. Jak on sobie poradzi, kiedy doro�nie i przestan� go otacza� tranzystorowi dworzanie, kt�rzy go teraz psuj� od rana do nocy? Berta, gosposia-robot, kiwn�a swoj� niemal ludzk� g�ow� i odstawi�a pogrzebacz na miejsce. - �wi�ta racja, pani Jackson. Ma pani s�uszn� racj�. Baletnica uj�a Robina za r�k�, tworz�c z nim uk�ad arabeski. Teraz ju� Robin wsta�. Jego gwardia uformowa�a szyk i sprezentowa�a bro�. - A z drugiej strony - powiedzia�a matka Robina - tak kr�tko jest si� dzieckiem. Berta ponownie skin�a g�ow�. - M�odym jest si� tylko raz, pani Jackson. �wi�ta racja. B�d� mog�a poprosi� te mi�e zabaweczki, �eby mitu pomog�y sprz�ta�, kiedy on ju� za�nie? Kapitan gwardzist�w zasalutowa� srebrn� szabl�, Najwi�kszy Gwardzista uderzy� w werbel, a reszta gwardii utworzy�a szpaler. - Misio z nim �pi - powiedzia�a matka Robina. - Misia mog� zwolni�. Jest wielu innych do roboty. Kosmonauta dotkn�� klamry swojego pasa antygrawitacyjnego i poszybowa� na wysoko�� czterech st�p jak pe�en gracji barczysty balon. Z Baletnic� po lewej stronie i Misiem po prawej, Robin podrepta� w �lad za gwardzistami. Matka Robina zdusi�a w popielniczce ostatniego w tym dniu papierosa, mrugn�a do Berty i powiedzia�a: - Ja te� si� chyba po�o��. Nie musisz mi pomaga� przy rozbieraniu. Wystarczy, jak rano zbierzesz rzeczy. - Tak, psze pani. Jaka to szkoda, �e pana Jackson nie ma w domu - a tu akurat Bo�e Narodzenie i pani przy nadziei, i w og�le. - Za tydzie� wraca z Brazylii, ju� ci m�wi�am. Coraz gorzej si� wys�awiasz, Berto. Czy na pewno nie chcia�aby� poby� przez jaki� czas gosposi�-Francuzk�? - Mej non, pani Jackson. Jak jestem Francuzk�, ca�kiem si� nie mog� odp�dzi� od ch�op�w. - Kiedy pan Jackson otrzyma kolejny awans - powiedzia�a matka Robina - za�atwimy sobie szofera. W�oskiego szofera, kt�ry ju� zawsze b�dzie W�ochem. Kolebi�c si� w biodrach, wysz�a z pokoju, a Berta odprowadzi�a j� wzrokiem. - Do roboty, leniuchy! Popielniczki opr�ni� do ognia, wszystkie rzeczy na miejsca! Ja si� teraz id� wy��czy�, a jak wr�c�, ma tu by� porz�dek, bo inaczej par� zabaw, mo�e si� przypadkiem popsu�, zobaczycie! Popatrzy�a, jak Piesek wrzuca zawarto�� najwi�kszej popielniczki mi�dzy trzaskaj�ce polana, jak Kosmonauta ulatuje w g�r�, �eby uporz�dkowa� czasopisma na stoliku do kawy, a Baletnica zbiera si� do zamiatania przed kominkiem - po czym poleci�a gwardzistom: - Schowajcie si� do pude�ka! - i wy��czy�a si�. W najmniejszej sypialni Mi� Pluszowy le�a� w obj�ciach Robina. - Cicho b�d� - powiedzia� Robin. - Przecie� jestem cicho - powiedzia� Mi�. - Zawsze, kiedy ju� prawie zasypiam, zaczynasz piszcze�. - Wcale �e nie - powiedzia� Mi�. - A w�a�nie �e tak. - A nie. - A tak. - Czasem ty te� nie mo�esz zasn�� tak od razu - powiedzia� Mi�. - W�a�nie. Dzisiaj - zareplikowa� znacz�cym tonem Robin. Mi� wysun�� si� z jego obj��. - Zobacz�, czy �nieg pada. Z ��ka wspi�� si� na otwart� szuflad�, a z otwartej szuflady na blat komody. �nieg pada�. - Ty masz chyba nie po kolei w obwodach, Misiu - powiedzia� Robin. Matka Robina mawia�a tak czasem do Berty. Mi� nie odpowiedzia�. - Oj, Misiu - odezwa� si� sennie Robin w chwil� p�niej. Wiem dlaczego jeste� taki z�y: bo jutro s� twoje urodziny i my�lisz, �e nie mam dla ciebie �adnego prezentu. - A masz? - zapyta� Mi�. - B�d� mia�. Mama p�jdzie ze mn� do sklepu. Nie min�o p� minuty, a oddech Robina zmieni� si� w regularne, ci�kie posapywanie �pi�cego dziecka. Mi� siedzia� na brzegu komody i patrzy� na ch�opczyka. Nagle szepn��: Umiem �piewa� kol�dy. By�y to pierwsze s�owa, kt�re, rok temu, wypowiedzia� do Robina. Roz�o�y� �apki. "Cicha noc, �wi�ta noc". Przypomnia�y mu si� lampki na choince i weso�y ogie� w salonie. Kosmonauta by� co prawda na miejscu, ale za Kosmonaut� nikt specjalnie nie przepada�, poniewa� by� on jedyn� zabawk� umiej�c� lata�. Baletnica te� by�a na miejscu. Baletnica by�a nawet nieg�upia, tylko... nie m�g� sobie przypomnie� w�a�ciwego s�owa. Zeskoczy� w g��b szuflady na stert� podkoszulk�w Robina, po czym wgramoli� si� na kraw�d� i mi�kko wyl�dowa� na wy�o�onej ciemnym dywanem pod�odze. - Ograniczona - przypomnia� sobie nagle i powiedzia� to g�o�no. - Baletnica jest ograniczona. Znowu pomy�la� o kominku, a zaraz potem o starych zabawkach: o Klockach, kt�re mia� Robin przed nadej�ciem Baletnicy i reszty towarzystwa, o Pajacu, kt�ry je�dzi� na ��tym rowerze, o Graj�cym B�ku. Drzwi pokoju Robina by�y nieco uchylone: Pozostawiano w�sk� szpar�, przez kt�r� s�czy�o si� �wiat�o, �eby Robin nie ba� si� ciemno�ci. Mi� co wiecz�r zw�a� szczelin� po trochu. Teraz niech�tnie j� poszerzy�. Bo Robin ju� od tak dawna nie pyta� o Pajaca, o Graj�cego B�ka i o Klocek "A", kt�ry opowiada� o aba�urach, aligatorach i agrafkach. W salonie Baletnica rozstawia�a Gwardzist�w, a Kosmonauta, tak jak przedtem, sta� na gzymsie kominka i nadzorowa�. - Ze trzech, czterech mo�emy pos�a� za rega� - zawo�a�. - St�d fig� z makiem b�d� widzieli - burkn�� Mi�. Baletnica wykr�ci�a piruet i dygn�a, po�yskuj�c cekinami. - Bali�my si�, �e ju� nie przyjdziesz - powiedzia�a. - Ustaw po jednym za nogami stolika do kawy- poleci� jej Mi�. -Musia�em zaczeka�, a� za�nie. Teraz s�uchajcie, wszyscy, kiedy zawo�am "Do ataku!", musimy na nich ruszy� wszyscy jednocze�nie. To bardzo wa�ne. Jak si� uda, spr�bujemy to najpierw prze�wiczy�. - Ja b�d� wali� w b�ben - o�wiadczy� Najwi�kszy Gwardzista. - B�dziesz wali� we wroga, bo inaczej pow�drujesz w ogie�, a my razem z tob� - pouczy� go Mi�. Robin �lizga� si� po lodzie. Fikn�� nogami do g�ry - RRRYMS -a� poczu� dr�enie w ca�ym ciele. Uni�s� g�ow� i stwierdzi�, �e wcale nie le�y na zamarzni�tej sadzawce w parku. Le�a� we w�asnym ��ku, ksi�yc �wieci� prosto w okno, by� wiecz�r wigilijny - nie, by�a ju� nawet noc wigilijna - zaraz przyjdzie �wi�ty Miko�aj. Mo�e ju� przyszed�? Robin nas�uchiwa� stukotu kopyt renifera na dachu, ale nie us�ysza� nic. Wobec tego nadstawi� ucha, ciekaw, czy �wi�ty Miko�aj nie chrupie przypadkiem ciasteczek pozostawionych przez mam� na kamiennym gzymsie przy kominku. Ale nikt nie chrupa�, ani nie mlaska�. Wtedy Robin odrzuci� ko�dr� i zacz�� powoli zje�d�a� z ��ka, a� dotkn�� stopami pod�ogi. Z�ocista wo� choinki i ognia ws�cza�a si� do pokoju. Robin poszed� po cichutku w �lad za zapachem, do hallu. �wi�ty Miko�aj by� w pokoju, sta� pochylony przy choince! Oczy Robina stawa�y si� coraz wi�ksze i coraz bardziej okr�g�e, tak okr�g�e, jak guziki pi�amki. Wtedy �wi�ty Miko�aj wyprostowa� si� i nie by� to �aden �wi�ty Miko�aj, tylko matka Robina w nowym, czerwonym szlafroku. Matka Robina by�a prawie tak gruba jak �wi�ty Miko�aj, a tak �miesznie sapa�a, kiedy pr�bowa�a wsta�, i odpycha�a si� r�kami od w�asnych kolan, �e Robin musia� wsadzi� palce do buzi, �eby nie parskn�� �miechem. A jednak Miko�aj musia� tu by�! Pod choink� le�a�o pe�no zabawek - nowych zabawek! Matka Robina si�gn�a na kamienni p�eczk� po ciastko i odgryz�a p�. Potem wypi�a do potowy mleko ze szklanki. Na koniec odwr�ci�a si�, �eby wr�ci� do sypialni, a kiedy przechodzi�a ko�o niego, Robin cofn�� si� w mrok w�asnego pokoju. Kiedy zn�w wyjrza� ostro�nie zza framugi, zabawki - Nowe Zabawki - zaczyna�y w�a�nie o�ywa�. Wstawa�y, otrz�sa�y si� i rozgl�da�y dooko�a. Mo�e dlatego, �e by�a Wigilia. Mo�e dlatego, �e blask ognia uaktywni� ich obwody. Tak czy owak, clown otrzepa� si� i przeci�gn��, szmaciana lalka wyg�adzi�a szmaciany fartuszek (z wyhaftowanym serduszkiem), a ma�pka da�a wielkiego susa i uwiesi�a si� na drugiej od do�u ga��zi choinki. Robin wszystko to widzia�. Mi�, ukryty za fotelem ojca Robina, te� wszystko widzia�. Kowboje i Indianie unie�li wieko pude�ka, a Rycerz otworzy� tekturowe drzwi (kt�re mia�y wygl�da� jak z drewna) w �ciance innego pude�ka (kt�re mia�o wygl�da� jak z kamienia), dzi�ki czemu Smok zerkn�� mu przez rami�. - Do ataku!- krzykn�� Mi�. - Do ataku! Wyszed� zza fotela na czworakach, jak prawdziwy nied�wied�, poruszaj�c si� sztywno, ale bardzo szybko, podbieg� do Klowna, wyr�n�� go �ap� w opas�y brzuch i powali� na ziemi�, po czym podni�s� go do g�ry i cisn�� w stron� kominka. Kosmonauta spad� jak jastrz�b na Ma�pk�; przez chwil� mocowali si� popiskuj�c na siode�ku poliestrowego rowerka na trzech kotach. Baletnica zaatakowa�a pierwsza, jeszcze przed Misiem, zapieraj�c� dech w piersiach seri� szybkich cios�w, ale Szmaciana Lalka pozbiera�a si� z pod�ogi i ju� bieg�a z Baletnic� do ognia. Zadaj�c drugi cios Klownowi, Mi� zobaczy�, �e dwaj Indianie nios� do kominka gwardzist� - samego Kapitana Gwardzist�w! Szabla Kapitana przesz�a przez jednego z Indian jak przez mas�o i musia�a uszkodzi� jaki� obw�d, bo Indianin posuwa� si� z du�ym trudem. Mimo to, ju� po chwili Kapitan p�on��: ogie� trawi� jego czerwony mundur, wyrzucone w g�r� ramiona przypomina�y j�zyki p�omieni, czarne oczy b�yszcza�y i sia�y iskry, srebrzysty metal sp�ywa� z niego jak pot i twardnia� w popiele, pod k�odami paleniska. Klown pr�bowa� mocowa� si� z Misiem, ale Mi� po�o�y� go na �opatki. Smok zatopi� k�y w lewej tylnej �apie Misia, ale Mi� uwolni� si� od niego jednym wierzgni�ciem. Kotek p�on�� i p�on��. Piesek pr�bowa� go wyci�gn��, ale wtedy Ma�pka pchn�a go w ogie�. Mi� pomy�la� przez moment o w�skich schodkach w d� i o g��bokiej, ciemnej piwnicy, gdzie pe�no jest pude�, tobo�k�w i zakamark�w. Gdyby tam teraz pobieg� i schowa� si�, Nowe Zabawki mo�e nigdy by go nie znalaz�y, mo�e nawet nigdy by nie pr�bowa�y. Dopiero Robin znalaz�by go po latach, pokrytego kurzem. Baletnica krzykn�a wysokim, �piewnym g�osem, a Mi� odwr�ci� si� prosto na uniesiony miecz Rycerza. Kiedy matka Robina wsta�a z ��ka w dzie� Bo�ego Narodzenia, Robin ju� nie spa�: siedzia� z kowbojami pod choink� i patrzy�, jak Indianie ta�cz� taniec przywo�uj�cy deszcz. Ma�pka siedzia�a mu na ramieniu, Szmaciana Lalka (zaprogramowana, zgodnie z zapewnieniem producenta, do zainicjowania edukacji seksualnej Robina) na kolanach, a Rycerz i Smok u st�p. - Jak ci si� podobaj� zabawki od �wi�tego Miko�aja, Robinie7? - zapyta�a matka Robina. - Jeden Indianin nie dzia�a. - Nic si� nie przejmuj, skarbie. Wymienimy go. Robinie, musz� ci teraz powiedzie� co� wa�nego. Gosposia-robot Berta, wesz�a do pokoju nios�c p�atki kukurydziane, mleko i witaminy dla Robina oraz kaw� z mlekiem dla matki Robina. - Gdzie stare zabawki? - zainteresowa�a si�. - To si� ma nazywa� posprz�tany pok�j? - Robinie, twoje zabawki s�, naturalnie, tylko zabawkami... Robin kiwn�� g�ow�, my�l�c o czym� innym. Z szopy wychodzi� w�a�nie czerwony cielak, a za nim jecha� na koniu kowboj z lassem. - Gdzie si� podzia�y tamte stare zabawki, pani Jackson? - ponowi�a pytanie Berta. - Zdaje misie, �e one s� zaprogramowane na autodestrukcje odpar�a matka Robina. - Wiesz, Robinie, sk�d si� wzi�y twoje nowe zabawki - Rycerz, i amok, i Kowboje? Czary mary - tak. Tak samo, widzisz, dzieje si� z lud�mi. Robin spojrza� na ni� przera�onymi oczami. - Te same czary odb�d� si� nied�ugo tutaj, w naszym domu.