6250
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6250 |
Rozszerzenie: |
6250 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6250 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6250 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6250 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Krzysztof Kamil Baczy�ski
Poematy
Spis tre�ci
Cie� z obozu
Orfeusz w lesie
�owy
Olbrzym w lesie
Wyb�r
Cie� z obozu
Przychodzi� do niej we �nie d�ugi cie�,
ch��d wia�, w b��kitne szk�o przemienia� d�onie;
s�ysza�a co dzie� kroki. Wia�a mokra sie�
i pory roku, deszcze jak spienione konie
porywa�y za sob� drzewa i niebiosa,
pochmurne, to zn�w bia�e. �nie�yce na w�osach
zostawia�y jej p�atki, cichym rylcem ��obi�c.
Zamienia�a si� w pomnik powoli, nieznacznie,
noc� czekaj�c dnia, kt�ry j� rze�bi� zacznie,
a dniem na noc czekaj�c, na spl�tany k��b
ciemnych organ�w ciszy, kt�re wia�y w g��b,
jak wir lodowej rzeki. I hucza�a trwoga.
Przychodzi� do niej we �nie d�ugi cie�,
rozchyla� p�atki nocy, co pod jej r�k�
rozwija�y si� szumi�c jak spalony kwiat,
i nazywa� imieniem pory wszystkich lat,
i zamyka� skinieniem sny jak morza l�ku.
I przyszed� pierwszy raz, i nawia� ob�ok bia�y,
a ch�odne bry�y lodu tej nocy - w staw przemieni�,
a na nim z�ote kr�gi milczenia tak si� chwia�y
jak motyl albo gwiazdy brz�cz�cy, pszczeli �lad.
"Matko - powiedzia� - powr�� ze mn� w daleki las,
gdzie kwiaty �r�de� bij�, �ywica dymi ciep�o.
Ognisty motyl �yje, dzieci�stwo �yje w nas,
a tylko serce twoje jak czarna kra zakrzep�o."
A w oknach sko�ny wiatr nadyma� �niegu �ciany,
na sprz�tach porasta�o nied�wiedzie bia�e futro.
Wi�c on dotyka� muru i z ciemnych py��w smutku
wywodzi� lip aleje i sarny, i z�ocienie,
i obj�� matk� wp�, i razem szli w milczenie
jak kiedy�, jak w dzieci�stwie szli w nieobj�ty �wiat.
A rano �wit nadyma� ogromne bia�e niebo,
na oknach szorstki puch i ch��d trumienny szed�.
"O synku, o m�j mi�y - p�aka�a - ty bez chleba
dr�twiejesz, o m�j synku, w tobie zamarz�a krew.
Jake� ty do mnie przyszed�, jake� ty czas ub�aga�?
Ja wiem - to ju� nie kwiaty, ja widz� �nie�ne pola
i bat nad tob� w�em, i twoja posta� naga,
co biegn�c tak si� z wolna zamienia w ludzki �lad..."
I przyszed� drugi raz, a z nim zielony blask,
a za oknami wtedy kasztany w ogniu sta�y.
By�a wiosna. On d�o�mi - w kt�rych mu p�omyk gas� -
w powietrze �wiat�o wlewa�, a� sta�o jak naczynie
pe�ne �ywego ognia. I matk� w g�r� wi�d�,
gdzie si� przejrzyste stropy topi�y niby l�d.
"Matko - m�wi� - to w tobie si� tylko zebra� cie�,
nie p�acz, matko, to �r�d�a widzisz bij�ce �yciem,
niedostrzegalne, matko, p�omienne bo�e wici,
co s� nad trwog�, matko, nad groz� i nad �mier�."
I dalej szli w milczenie, w ob�ok�w dr��ce lilie,
w zielone zdroje �wiat�a, w drgaj�ce �y�y drzew,
a� tylko ptak male�ki w fontannie bz�w pozosta�.
"Matko - s�ysza�a jeszcze - to ptak, co niesie �piew
dla mnie tam, kiedy czasem umieram. On na sosnach
za drutem siada blisko i g�os jak �ywa krew
sp�ywa we mnie. Niech da ci jeszcze ostatni znak."
A rano, kiedy oczy zlepione p�atkiem b�lu
otwar�a - na kasztanie jak kryszta�owy flet
pola� si� g�os i zamar�. P�aka�a: "Synku m�j,
jake� milczenie przem�g� i wr�ci�, kiedy wiem,
�e krwawe sznury strzeg� ka�dego twego snu."
I przyszed� trzeci raz. I ju� nie czyni� nic.
By�o lato, w powietrzu pozosta� lot jask�ek,
upa� jak z�oty mi�d w ziemi� si� ws�cza� czu��
i parowa�y ci�kie z otwartych czaszek sny.
Przyszed� zwyk�y, ucich�y jak trzepot ptasich skrzyde�
i d�onie wiotkie tylko na w�osy matki k�ad�.
I by�a ciemno��. Cisza. A on jak wielki kwiat
na �rodku si� ko�ysa�, powoli w g�r� szed�.
"Matko - powiedzia� jeszcze - to nic, �e jak daleko,
�e nas rozdar�a ciemno�� i b�l, co tkwi jak n�.
Ja w tobie, a ty we mnie p�yniemy strug�, rzek�
z�ocist�, dr��c� strug�, gwiazdami l�ni�cych r�.
Bo nie ma rozerwania, cho� rozerwane s�owa,
bo nie ma zapomnienia, cho� �ycie nas zapomni;
z brz�cz�cych kr�g�w nieba ja w ciebie, a ty do mnie
p�yniemy." Ju� tryska�a ob�ok�w d�o� r�owa
i krzykiem �wit przebudzi� na drzewie �pi�cy ptak.
"O matko, kiedy wstaniesz i wyjrzysz w dzie�, to w oknie
zobaczysz m�j ostatni, jak �wiat�o cichy - znak."
Kiedy si� zn�w otwar�a po snu oplocie ciasnym,
s�o�ce nalane w ogr�d jak w wielk�, p�ask� kad�
obrysowa�o drzewo, li�cie i kor� jasn�,
a na nim py� owoc�w. Na czas�w z�ych rozstaju
drzewo ludzkich wyrok�w, dziwne drzewo rodzaju,
wi�niowe drzewo ros�o, a s�o�ce w kulki wisien
zamkn�o krople pe�ne jego przelanej krwi,
kt�r� tej nocy bat rozplusn�� z jego cia�a,
i dr�a�y tak jak ziemi bolesne, �ywe �zy
nad zamy�leniem czasu, nad wirowaniem py�u
i przenikaniem kr�g�w, kt�re natchn�a mi�o��.
17 VIII 1943
Orfeusz w lesie
1. Z a m y s �
On jak wyg�os dwustronny zestroi�
mi�o�� pie�ni i mi�o�� niewiasty.
teraz ucho cisz� le�n� poi�,
kiedy w strumie� wst�powa� li�ciasty.
Praw� r�k� ga��zie odgarnia�,
lew� r�k� lir� tuli� dr��c�,
gdy nad g�ow� zbudzona ptaszarnia
trzepota�a chmur� �wiergoc�c�.
A on ptakom i sobie si� modli�,
a modlitwa go do tej zbli�a�a,
co mu by�a pocz�ciem melodii,
kt�re spe�nia� na lirze jej cia�a.
Jeszcze cienia jej nawet nie podszed�,
ju� pod d�oni� piskl� �piewu poczyna�
i milczeniem �pi�cych brz�z warkocze
w Eurydyki p�owe w�osy zaklina�.
2. W a h a n i e
Sk�d�e ten u�miech na usta si� przyb��ka�?
"Przywr��cie - m�wi� - do �ycia t� piosenk�,
co zmar�a we mnie". Wtedy na jego r�k�
d�wi�czn� kropelk� stoczy�a si� biedronka.
"Wiem: to jest tkliwo��. Lecz ona nie wystarczy.
Bo wi�cej trzeba, by �mier� �piewaniem uwie��:
na ska�ach dzikich muzyczne gniazdo uwi�,
by wywie�� �piew od trwogi ludzkiej starszy."
I wzrok przygas�y uton�� w w�asnym cieniu.
"Oddajcie - m�wi� - t� moc, co tylko ona
obudzi� mog�a." Wtedy jak uskrzydlona
drapie�no�� siad� mu jastrz�b na ramieniu.
"Wiem: to s� szpony, kt�re si� rych�o st�pi�,
lecz skalanej kory niezdolne nigdy przebi�.
Nie tak� drog� trzeba mi pie�ni� przeby�,
by �zami osnu� Jej �renic� s�pi�."
I w le�n� cisz� wszeptywa� si�: "Przestrzeni,
jak�e ci� strun�, co krwawi� �mie, ogarn�?"
I za�ka� cicho. I jak jagody czarne
�zy dojrzewa�y w puszystych mch�w zieleni.
3. P � a c z
Jak zmierzch szare - zlatywa�y si� wilki,
b��dnym wyciem wype�niaj�c las,
u n�g jego czo�ga�y si�: "Zmilknij,
czemu �zami odzwierz�casz nas?"
Jak �wit chy�e - przybiega�y jelenie,
jak sen ciep�e - �asi�y si� sarny
i b�aga�y: "Zmi�uj si�, przenie�
b�l i w siebie z powrotem go wgarnij."
Przype�za�y zielone zaskro�ce,
obwija�y mu r�ce jak pie�:
"Kto ty jeste�, �e tak jasny jak s�o�ce
p�aczesz �zami czarnymi jak cie�?"
Lecz zadziwi� si� Orfeusz, gdy w g�rze
roze�mia�a si� wierzba p�acz�ca:
"Jak�e, wieszczu, �alem chcesz nas urzec,
skoro p�acz tw�j nie roztkliwia, lecz wstrz�sa?"
4. W s t y d
I zapad� w siebie gwiazd�, kt�ra boli,
bo go smuci�a si�a w�asnej pie�ni,
jak�e niecelna - my�la� - �e pozwoli�
�zom nazbyt ludzkim w grom si� uciele�ni�.
P�acz ma by� p�aczem - my�la� - a �zy �zami,
a pie�� - wysnut� spod serca muzyk� -
lecz jak j� wysnu� i gdzie nie��? Wtem zamilk�,
bo jego lira �ka�a:
"Eurydyko!
Ten co si� z tob� zestraja�, jak z strun�
��czy si� liry melodyjne drewno,
z kraw�dzi �piewu w w�asny mrok si� zsun��.
Jak po obczy�nie stop� brn�c niepewn�,
b��ka si� w sobie, ocienia �a�ob�,
nie �al po tobie, lecz smutek nad sob�..."
Wi�c si� zawstydzi� Orfeusz, a mg�y
coraz to g�ciej li��mi szeleszcz�c,
na twarz mu k�ad�y swe wilgotne sny.
A on nie wiedzia�, czy to deszcz, czy �zy.
I tylko je� przez mokre biegn�c mchy
zbiera� na kolce srebrne jab�ka deszczu.
5. Z m a g a n i e
Pod tym d�bem, pod stuletnim, w�r�d ga��zi skry� si�,
a deszcz pierzchn��, siedmiobarwnym �ukiem nad nim wzbi� si�.
Ledwie okiem w nim uton��, w barwnej brodz�c nucie,
blady b��kit t�cz� wch�on��, d�b zawo�a�: "Zbud� si�.
Czas na ciebie, czeka lira, nowej pie�ni g�odna,
wdr�� si� w ziemi�, bij o niebo, serca przepa� do dna.
Ze mn�, boski Orfeuszu, zmierz muzyczn� si��,
mnie pokonasz - �mier� przemo�esz, kt�r� zwyci�y�em.
Popatrz: uschnie m�oda loza, runie smuk�a jod�a,
patrz: topole �mier� podci�a, ale mnie nie zmog�a.
W niebo �piewem rosn�, w ziemi� korzeniami wzrastam,
me milczenie jest strumieniem, a ma pie�� li�ciasta!"
Wi�c Orfeusz chwyci� lir� rozmodlon� d�oni�,
strun� tr�ci�, ju� ob�oki przebudzone dzwoni�.
jeszcze g�osu nie wydoby�, ju� na wargi dr��ce,
jak na li�cie, promieni�cie wbiega m�ode s�o�ce.
I pie�� pocz��.
Wry� si� w ziemi� takim jasnym tonem,
�e wzlecia�y ponad drzewa krety uskrzydlone,
�e strumienie, co pod ziemi� ciemno si� pocz�y,
nad brzegami, co je wie��, w lir� si� wygi�y.
Wzni�s� si� w g�r�, r�k� jeno ci�ar strun odmierza�,
a ju� wiatrem swego g�osu w �o��dzie uderza�,
a �o��dzie melodyjnie tr�caj�c si� wzajem,
rozdzwoni�y w�osy wierzby nad le�nym ruczajem,
a w tych w�osach smutek nag�y wyl�g� si� tak cicho,
�e nie b�d�c jeszcze szeptem, szepta�: "Eurydyko..."
Jeno woda pochwyci�a to czu�e wezwanie,
a ju� w kwiaty je wkropli�a na le�nej polanie,
a tam trawy zielonawe w korzenie wszepta�y
i juz drzewa jej imieniem szumie� poczyna�y.
Targn�� strun�, bo nie szeptem �mier� mia� g�uch� przem�c,
lecz wo�aniem tak wysokim jak gwiazda nad ziemi�:
"Chcecie? Rozpacz wam wy�piewam: p�omieniste g�ry
rosn� we mnie, burza wra�a w ziemi� k�y wichury.
Chcecie? B�yskawic� ch�ostam, serca gryz� gromem,
w r�ku piorun mam i rozpacz w oku nieruchomem,
a ta rozpacz w gniew urasta, a ten gniew jest burz�
przeciw tobie, kt�rej kszta�ty czarno si� marmurz�."
Ju� nie s�owem, ale g�osem w tward� kor� nieba
t�uk� Orfeusz, a� sypn�a ci�kich gwiazd ulewa...
Wtedy przerwa�, bowiem uczu�, �e mu g�os uwi�nie
w niebie dr��cym jeszcze...
Ale d�b milcza� pot�niej.
6. P o r a � k a
"Eurydyko, pora�ka jest s�odka.
Chwa�a tobie, kt�ry� mnie zwyci�y�!"
Mija� strumie�. Trzcina wia�a wiotka.
Las si� ko�czy� i zaczyna� ksi�yc.
A te ska�y, co wyros�y ostre,
zda�y mu si� czu�ym zapewnieniem.
A t� noc obejmowa� jak siostr�
i nazywa� najczulszym imieniem.
I przemierza� strunami �pi�cemi
oddalenie nie obj�te s�owem,
i jak klucz do zamkni�tych podziemi
ni�s� na wargach milczenie d�bowe.
9-10 II 1942
�owy
1.
Ju� si� �wit wyroi�
kolorem jagody.
Strzelec konie poi�
u zielonej wody.
*
Tr�bka srebrna, z tr�bki potok.
Poszed� strzelec w sosen rzek�,
poni�s� �uk z ci�ciw� z�ot�
na �owy dalekie,
na �owy.
Jeszcze za nim chustk� wia�a,
jeszcze w�os�w promie� da�a,
niby ni� na dziwn� drog�,
niby przypomnienia ogie�
w�os da�a.
Jeszcze z cia�a jej nie okrzep�,
snu jej pe�ny niby dzban,
jeszcze oczy �witem mokre
do gwiazd sk�ada� jak do ran,
do gwiazd bladych.
Tr�bka srebrna, cia�a �uk.
Ton�� strzelec w z�oty puch,
ton�� w olchach i w d�binie,
pozostawi� cie� dziewczynie,
w domu cie� zostawi�.
*
Jak�e b�d� z cieniem twoim
usta ��czy� jak ze zdrojem:
ni on p�omie�, ni on duch,
ni on w�os�w twoich puch,
jeno �piew paj�czy.
*
Ju� si� �wit dopali�,
buchn�� ognia s�up.
Strzelec na oddali,
w domu cie� jak duch.
2.
Prz�dzie drogi ni�
ko�uj�cy li��.
Jak�e �cie�ka p�ynie,
g�r� czy w g��binie?
Dzikich jab�ek �opot
po�wist ptak�w tnie.
Modry ptaku, przynie�
pog�os o zwierzynie,
zarzu� tropu ni�
na r�owe k�y.
Tr�bka srebrna zwiedzie
sarny i nied�wiedzie,
zarzu� tylko ni�.
3.
Na polanie bia�e �anie
w ta�cu nios�y cia�a str�k.
Jedna wiod�a je b��kitna,
jakby rze�ba wodnych r�k.
Tak cieniami nios�y trzepot,
tak w nie s�o�ce nik�o blaskiem,
�e stawa�y si� jak cienie
drzewem, wod�, li�ciem, piaskiem.
A za nimi strzelec tropi�c
zgubi� �uk,
nie wi�zane cieniem stopy
k�ad� w kurzaw� chmur.
Trwa� szelestem, w taniec nik�,
zmienia� r�ce w wiotko�� leszczyn,
ni mu ptak spod stopy try�nie,
ni mu ga��� nie zatrzeszczy,
kiedy wznosi modry lot
potr�caj�c li�ci strop.
*
Zn�w si� �wit wyroi�,
min�� dzie� i noc,
zblad�y wodopoje
nad r�ow� wsi�.
4.
Nie ma strzelca. Panna p�acze.
Zanim min�� mleczny dzie�,
idzie panna modrym lasem,
p�acz�c niesie strzelca cie�.
Na ga��ziach promie� bia�y
porozpala� jak p�omyki
sier�� wiewi�rek - rudy mech.
Wiod�y pann� w zagajniki,
wiod�y pann� z�otym dnem,
wiod�y pann� nad jezioro,
gdzie czerwon� kryte kor�
drzewa sta�y.
Nad jeziorem z�a po�wiata,
le�y strzelec w blasku bia�y,
a w jeziorze, w kr�gach w�d,
w kolorowym wie�cu nut
ta�cz� �anie, nios� taniec
w g��b.
"Wsta�, kochany." Plot�a wieniec
w bia�ych r�k.
"Wsta�, kochany." Z n�g mu zdj�a
zapl�tany jak sznur trop.
"Wsta�, kochany." Le�y strzelec.
P�acze panna i na ziemi�
k�adzie strzelca cie� i klnie si�:
"Je�li cieniem nie uniesie,
je�li ziele� nie odnowi,
je�li bicze �ez - niech w knieje
sama drzewem skamieniej�.
Wtedy, kniejo, z nim mnie zamie�
w jeden krwi� poros�y kamie�,
zamie� w drzewo."
Cie� u st�p jak motyl dr�a�.
Zamilk�a panna. Strzelec wsta�,
zgarn�� z powiek ci�kie niebo -
pu�ap snu.
Ze s�onecznych witek promie�
jeden wyci�� - sczyni� �uk.
Wraca� strzelec, przy nim panna,
przep�yn�li b�r do rana.
Ju� si� �wit dopala�,
r�s� jak mleczny porost.
Tr�bka srebrna, z�oty �uk.
Uton�li w mleczny puch,
w oplot d�oni, w zachwyt cia�,
tylko cie� u st�p im dr�a�
jak ptak zamy�lenia.
26 II 1942
Olbrzym w lesie
W s t � p d o p o e m a t u.
Kiedy obudzi� si� rano, zapyta� Aboon Sahii:
- Co ci si� �ni�o?
- Widzia�am g�ry, kt�re rusza�y si� jak zwierz�ta,
a potem zmieni�y si� w zwierz�ta.
- Widzia�am zwierz�ta z g�r powsta�e, kt�re p�aka�y
jak cz�owiek i zamieni�y si� w cz�owieka.
- Widzia�am cz�owieka, kt�ry p�aka� i kt�ry w nic ju�
zmieni� si� nie m�g�, ale gromy bi�y, drzewa pada�y i
spo�r�d nich wyszed� brat cz�owieczy, kt�ry szed�
w imi� p�acz�cych i w imi� zbrodni, kt�ry szed� w imi�
Boga i w imi� szatana, kt�ry szed� w imi� chmur i w
imi� ziemi, a cz�owiek, kt�ry p�aka�, wo�a� do niego:
"�lepy, idziesz w imi� urojenia!", i w wiatr si� rozsypa�.
A ten id�c w imi� p�acz�cych i w imi� zbrodni, w imi�
Boga i w imi� szatana, w imi� chmur i w imi� ziemi, nie
s�ysza� go ani wiatru, w kt�ry cz�owiek p�acz�cy si�
rozsypa�. I szed� dalej, a� zamieni� si� w drzewo zielone,
a po lat tysi�cu run��, a po tysi�cu jaworem wyr�s�, a po
tysi�cu run��, a po tysi�cu d�bem wyr�s�, a po tysi�cu
run�� --
Oto wsta�, Aboonie! i wyjrzyj w dzie�, kt�ry nastaje.
Oto wsta�, Aboonie! Czy widzisz t� strzelist� sosn�
cz�owiecz� za oknem?!!!
1.
Jak gdyby� cisz� znu�on� spojrza� na �wiat�o:
elipsy, kreski i ko�a
kr���ce przez krzywe zwierciad�o.
Z drugiego ko�ca ciszy nie echo, ty� sam wo�a�.
Przez dzie� p�yn� ju� tylko ptaki,
czasem opada li�� jak karta proroczych pism.
Mo�e� p�dz�cym przez burze rozwianym ch�opcem,
mo�e� ju� tylko sam o sobie list?
To nie, �e l�k mnie zje�y� i p�acz� oparty
o kolumny krzy��w cz�owieczych.
To nie, �e ja nie dudni� pi�ci� w kamie� martwy,
tylko �em nie zna� oczu g��bszych ni� ten wiecz�r.
Teraz s� te jask�ki zwieszone u powiek
jak od�amki nieznanych gwiazd.
Teraz s� chmury - coraz to inne zwierz�ta,
maszeruj�cy t�tnem las.
To nie, �e mi nie by�a �adna ziemia �wi�ta,
ale �em cisz� znu�on� spojrza� na �wiat�o
i uni�s� czas tak ma�y, jakby to nie czas.
2.
Tabuny ocean�w p�on� na r�wninach,
r�wniny s� jak niebo, niebo jest jak woda.
Koczuj� z�ote smoki po wielkich przyczynach,
po ziemi wst�puj�ce jak po czarnych schodach.
G�ry ruszy�y z legowisk, g�ry tak s� lekkie,
sypi� jak piasek z r�ki ob�ok�w do r�ki.
W namarszczonym milczeniu, jak zwierz�ta pi�kne
mrucz� i dymi� ostro swoim ci�kim wdzi�kiem.
By� czas, gdy strach nie istnia�, tylko w ciemnym wn�trzu
przewala�o si� serce jak dzwon pustej studni
i pi�trzy�o si� si��, jakby krzyk si� pi�trzy�.
�wiaty ton�y w �wiatach. Dzi� w ka�de po�udnie
s�ycha� jeszcze, jak gwiazda zatopiona j�czy.
Kto gra� na tej fanfarze, wydyma� z�e morza
pe�ne gwiazd i b�yskawic, i ryb niepocz�tych,
hucz�ce w tr�by wir�w, czerwone jak po�ar
od idei wszystkich kszta�t�w i wszystkich zam�t�w.
�eby odwali� ziemi�, po kamieniu kamie�,
po li�ciu li�� oderwa� z wszystkich drzew,
zobaczysz wypalone w martwej ciszy znami� -
- napr�ony do skoku tygrysi gniew
jak olbrzyma zastyg�e rami�.
3.
By� czas hipocentaur�w, zwierz�t zodiakalnych,
gdy niebo ros�o z ziemi, jak korona blasku.
te zwierz�ta z ob�ok�w jak kosmate palmy
ulepione z namu�u i wzd�tego piasku.
O �wiecie muzealny! Skorpiony napi�te
jak kusze przed wystrza�em wielkich prawd,
gdy w plusku p�etw jak drzewa, w dzikim �piewie mi�ty
szed� niebem srebrny komar i jak pasterz - gra�.
A pod piosenk� - ciche powt�rzenie wrzawy,
sz�y szeregi zdziwione, jakby ziemi� si�gaj�c do chmur,
gdzie w kolebce kotliny, w mrocznych stadach trawy
ko�ysa� si� na li�ciu malute�ki stw�r.
I �mia�y si� zwierz�ta - w�druj�ce g�ry,
z ostatniego potomka burzy,
kiedy wodzi� palcami w koczowniczych chmurach
i wr�y�.
Marszczy�y si� i tar�y grzebieniami grzbiet�w
o niebo z ognia pe�ne dziwnych figur,
podobne zadumanym nad �mierci� kobietom,
sier�� ob�ok�w - uszami strzyg�c.
W lesie kr�tych storczyk�w zosta� ma�y cz�owiek,
a by� to prometeusz. R�s�, a� go unios�a
wielka woda, i p�yn��, odbija� od brzeg�w,
wios�uj�c jak p�omieniem - ognistym wios�em.
4.
Ros�y rany w zieleni - czarne g�owy zamk�w,
r�a�y chmury sp�tane, przemienione w konie.
tylko w hossannach wiosny wspomnieniem o wdzi�ku
kwit�y r�owe i z�ote jab�onie.
Nikt nie powraca� drog�. Czeka�y dziewcz�ta
odnajduj�c w zwierciad�ach zastyg�ych rycerzy,
bo wojom - nie pami�ta�, kobietom - pami�ta�,
bo t�tni� drog� cz�owiek - kt�ry wierzy�.
O, twarze �wiatowid�w, odyn�w, prorok�w,
o, twarze ciemi�onych, kt�rzy szli w takt serc,
o, twarze tych bez bog�w i twarze tych bog�w,
tr�caj�ce o gwiazdy, o rado�� i �mier�.
Sta� olbrzym w g�osie ziemi jak w szacie
pod piorunami.
Sta� olbrzym jak tysi�ce w rosn�cej postaci
ponad trupami poleg�ych, nad �zami.
Stoi olbrzym pod niebem jak wir
pe�nym mg�awic - warcz�cych zwierz�t.
Stoi w kompaniach las�w, w dzwonach wielkich lir,
ustoi - wierz�c.
W a r i a n t:
Szukajcie w lasach rzeki echa,
bog�w zakl�tych w kamie� i �ywych
ptak�w w dzieci�cych u�miechach,
wyzwole� ludzi prawdziwych,
zwyci�stwa smutnych spojrze�,
przywalonych przez granitow� noc,
i buntu, kt�ry dojrza� -
znajdziecie bunt i bitw�, i noc.
5.
Wzniesiemy dom ze s�o�ca i z szumu d�oni,
�elazny dom.
C�, �e si� zamknie ziemia nad nami
jak zaczytany tom.
Rosn�� dalej w li�cie i d�by puszcz
jak w�asny pomnik,
zrywa� �wiat�o p�kami ust,
wyrosn�� murem zwyci�skich wspomnie�.
Glina jest dobra i jak krew s�ona,
jak trawa wzejdzie nad nas ptak�w �piew,
a barbarzy�ska ziemia z krzykiem rozci�gnie ramiona,
przet�tni� po nas �piewne tabuny drzew.
24 V 1941
Wyb�r
Uczyniwszy na wieki wyb�r,
w ka�dej chwili wybiera� musz�.
J.Liebert
Noc zielona by�a, po dniu skwarnym
g��boko�� jej szumia�a jakby li�cie czarne,
w kt�rych mleczny rdze� wyr�s�, i kroplami gwiazd
odmierza� si� powoli nieostro�ny czas.
Maria czeka�a cicho. I zda�o si�, p�yn��
�wiat ogromny w oddechu nieba jak otch�anie,
co wia�o wielkim oknem na st�, na pos�anie
bia�e i nie dotkni�te. Czeka�a. W milczeniu
na piersi r�ce k�ad�a i wtedy si� pieni�
krwi jej rogzrzany nap�j i owoce mleczne
p�cznia�y jej pod d�oni�, i czu�a, jak bije
bolesna pi�stka serca. I czu�a, �e �yje
�ody�ka w niej male�ka, listeczkami dwoma
obejmuj�ca mi�o�� ca��, jak� ona
i on zamkn�li w sobie. I gdy r�k� ni�ej
obsun�a, poczu�a, jak j� szorstko li�e
p�omienny j�zyk ciszy. Brzuch mia�a jak kropl�
ogromn�, w roz�o�yst� mis� bi�dr zamkni�ty.
W takiej ciszy s�ysza�a, jak na godzin stopnie
pnie si� w niej ten ro�linny puch, twardnieje w orzech -
- to by�o dziecko ma�e, kt�re wko�ysali
ciep�ym cia� swych pomrukiem jak szelestem morza
w jej pe�ni� i dojrza�o��, kt�ra r�wna ziemi
ogarn�a i ros�a r�czkami drobnemi,
zarysem ust r�zowych, ro�link� male�k�,
kt�r� czu�a pod lekko wyci�gni�t� r�k�
i kt�ra dzi� si� spe�ni i wzejdzie cz�owiekiem
nad przymru�on� lekko ziemi z�ej powiek�,
�eby si� sta� czym? kwiatem, pow�ok� czy �z�?
A on by� z nimi razem. Drzewa niebo nios�y
i jak rybak, co tr�ci nieostro�nym wios�em
tataraki - i kwiaty podwodne uka�e,
tak wiatr ob�okom zwija� nachmurzone twarze
i ods�ania�y gwiazdy czystsze od pian bieli.
Oni stali bez ruchu. W ciemno�ci widzieli,
jak z wolna ich otacza wr�g, a he�my l�ni�y
jak �uski wielkiej ryby, kt�ra noc� dr��y.
Jan sta� po�rodku, cichy jak wielki chor��y,
kt�ry sztandar przed�miertny ogromnych niebios�w
unosi. Jego g�owa i p�on�ce w�osy,
w kt�rych gwiazdy spala�y ostatni sw�j p�omie�,
sta�y w sklepieniu nocy, w milczenia ogromie.
Tacy byli �o�nierze, kt�rzy bez mundur�w,
w cywilnych czapkach, z broni� zza pasa wydart�
stali u serca ziemi jak burzliwe chmury
przeciw wierze bezsilnej i mi�o�ci martwej.
A tamci jeszcze bli�ej. Wi�c uj�li w r�ce
bro� jak rze�biarz, co d�uto ujmuje z namys�em,
aby wyci�� nagrobny pomnik, w takiej m�ce,
w takim b�lu krzesany, aby czyny wszystkie,
wszystkie cierpienia i burz grzywy wciosa�
w pomnika twarz, ramiona, w usta i we w�osy.
Wi�c run�� �a�cuch strza��w. Najpierw po ogniwie
sypa� si� na bruk d�wi�cz�c, potem coraz ci�ej.
I �wist, jakby j�k �uku zerwanej ci�ciwy.
To ziarna kul jak d�ugie, rozpalone w�e.
Ulica by�a ciemna. Bi� g�os. Z okien nisko
zl�knionych oczu p�atek. Od krwi by�o �lisko.
Sypki grzechot o �ciany. Potem �wist. Schyleni,
przypadali g�owami - jak do dna - do ziemi.
Pocisk. Wi�c ciemno�� drgn�a, odprys�o od bruku
i rozerwani na sylwetek palce
pe�zali naprz�d, ju� si� gi�li w walce:
to przypadn� i b�ki ostrych strza��w graj�,
to z granatem w powietrzu bez ruchu przystaj�,
oczy szukaj� szybko, potem chmura try�nie
i jeszcze wi�ksza ciemno�� w powietrzu zawi�nie.
Jan widzia� cia�a ciemne i jeszcze raz nabi�,
i jak oporne zwierz� d�ugo w d�oni d�awi�
bro�. Zn�w trzepota� skrzyd�em o�owianym
zerwany �a�cuch strza��w. Potem granat w g�r�
trysn�� i raz na zawsze zamilcza� w ciemno�ci
zmia�d�ony bruk i bezruch czarnych cia�.
On jeszcze chwil� wy�szy jakby sta�
u �ciany, przed�u�ony cieniem, potem sko�ny
jak kostur, co przy murze postawiony czeka,
ruszony, upad�. Tylko plusk bezg�o�ny
zamkn�� si� nad nim cicho. Noc si� jak powieka
zmru�y�a i zapad�a. Jeszcze gwiazd ulewa
zza chmury wynurzona opada�a w drzewa
i �opot strug ciemno�ci wydyma� si� w wietrze,
i sta�o skamienia�e nad �wiatem powietrze.
Wi�c cisza ogromna si� sta�a jak woda,
ciemna, g��boka i ciep�a, wch�on�a kszta�ty i �wiat.
A anio� lekki nad ziemi� cicho mu r�k� poda�
i szli wysoko, w ob�ok�w rozchylaj�cy si� kwiat.
I juz si� Jan ko�ysa� nad ziemi dnem wypuk�ym,
kiedy dom w dole ujrza�, i �zy jak ci�kie gwiazdy,
pe�ne obraz�w zmieszanych, w d� spad�y, rozprys�y si�, st�uk�y.
I pocz�� ci��y� w d� jak pr�ny d�wi�ku dzwon,
bo widzia� Mari� bia�� jak brzoz� w burzy zgi�t�,
schylon� nad dzieci�tkiem w ogromnym lustrze l�ku.
"Podaj mi r�k� - m�wi� anio� - bo jeszcze jeden krok,
a trwoga ci� ogarnie i spadniesz suchym li�ciem
w drapie�n� czu�o�� ziemi, w po�ary ludzkich r�k,
w jezioro mroczne czasu podobne ciemnym snom."
Zn�w si� muzyki ciep�ej p�omyk zapali� bia�y,
a on strwo�ony jeszcze, cho� w g�r� lekko szed�,
zap�aka�: "Czym nie zgrzeszy� odchodz�c od cierpienia,
odchodz�c, kiedy za mn� bolesne kwiaty wia�y,
jej d�oni i jej oczu uderza� motyl trwo�ny
i do jej st�p male�kich przukuta ci�ka ziemia?
Jam szed� za tym p�omieniem, co pali nieostro�ny
i nieobaczny na nic." A anio� m�wi� tak:
"Ty� by� mi�o�ci wiernej nierozdzielony ptak,
kt�ry mia� tyle serc, ile� twych braci mia�,
i z ka�dym serc powiewem tw�j wielki p�omie� dr�a�,
i uczyni�e� wyb�r po wszelki �wiata czas,
jak�e chcesz, �eby w trwodze o jedno cia�o gas�?
Bo dusza jej to strumie�, srebrzysty, �ywy ton,
a nie nap�ynie otch�a� w zielony, bo�y dom."
I zn�w si� ciszy ca�un w muzyki kr�g uk�ada�,
a zn�w go strwo�y� czas i m�wi�: "Nim doro�nie
dzieci�tko, czym si� stanie, czy groza go nie wch�onie?"
A anio� wzi�� go w ciszy mocno za obie d�onie
i rzek�: "Czy� ty zapragn�� krzy�owa� smugi dr�g,
kt�re wydr��y� przed nim ognisty bo�y p�ug?
Ale wiedz: kto zaufa�, gdziekolwiek niesie lot,
mi�o�ci� pooddziela od mi�owanych z�o."
Wtedy si� serce Jana skruszy�o w mi�kki popi�,
to serce, kt�re z dusz� porwane - ziemskie by�o.
I pr�chno si� na ziemi� jak rosa albo �za
zsun�o. Nisko w dali fala chmur bia�ych sz�a.
Jeszcze dzwonek na wie�y,
ptaki w locie i ob�ok,
wietrzyk dzwoni� i gas�.
"Podaj mi r�k� - m�wi� anio� -
oto si� stajesz zapatrzeniem gwiazd."
IX 1942