6238
Szczegóły |
Tytuł |
6238 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6238 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rafa� Klunder
EUROPA, EUROPA
1
Min�o dziesi�� lat. Jak�e zmieni�a si� ta stara, konserwatywna Europa, kt�ra tak
bardzo nie lubi zmian. Przyjechali�my do Freiburga, miasteczko ton�o w
popo�udniowym s�o�cu. �rodkiem u�pionej, w�skiej Fridrich H�lderlin Strasse
leniwie toczy� si� ��ty tramwaj, kt�rego ko�a dudni�y na z��czach szyn. Po obu
stronach sta�y wiekowe kamienice o r�owych, seledynowych, b��kitnych
frontonach, zdobione z�otymi p�askorze�bami laurowych li�ci i smoczych
g��w, zwie�czone czerwonymi, sko�nymi dachami, na kt�rych stercza�y
zabawne kominy, z komin�w dobywa� si� dym. W ma�ych, po�wiartowanych
drewnianymi ramami oknach bieli�y si� firanki o drobnych oczkach i pyszni�y
kwiaty w doniczkach: pelargonie i wiosenne bzy; w jednym paradowa�a kolekcja
krasnali ustawionych wed�ug wzrostu w jednakowych odst�pach. Trotuarem
wy�cielonym r�wniutk�, bia�okremow� ceg��, spacerowa� barwny t�um, starzy i
m�odzi, ch�opak ca�owa� dziewczyn�, hippis w kwiecistej tunice przygl�da� si�
mosi�nej statui, punk w fioletowym pi�ropuszu zatrzyma� si� przed wystaw�
sklepu z pami�tkami. Na murku klombu, w cieniu bia�o-brunatnej brz�zki, kt�ra
sypn�a zielonymi listkami, siedzia� grajek w czerwonoarmijnym mundurze i
akompaniuj�c na ba�a�ajce, �piewa� rosyjskie pie�ni, jego czapka le�a�a
pomi�dzy stopami, odwr�cona daszkiem do g�ry, w �rodku srebrzy�y si�
monety. "Rybak rozwiesi� sieci nad brzegiem Oki" - pr�bowa�em odgadn��
znaczenie znajomych niegdy� s��w.
Podg�rski wiatr przyjemnie owiewa� nasze twarze. Szli�my w pi�cioro: Sean
obejmowa� Mart�, obok ospale wyci�ga� swe d�ugie nogi Kurt, za nimi Maria i
ja. Jak bardzo r�nili�my si� pomi�dzy sob�. Kurt by� ros�y, pot�ny, tryska�
zdrowiem i optymizmem - mimowolnie ubra�em go w my�lach w wojskowy
mundur. Marta, m�odziutka, ledwie dwudziestoletnia warszawianka, kt�rej
�wiadomo�� kszta�towa�a si� u schy�ku absurdalnej rzeczywisto�ci Polski
robotniczo-ch�opskiej, w�r�d szarzyzny peerelowskich blokowisk,
kilometrowych kolejek do prawie pustych sklep�w i w�r�d ponurych,
zrezygnowanych, oszukanych przez �ycie ludzi. Boja�liwa, niepewna siebie,
lecz wolna ju� od wielu fobii, w kt�rych ja wyros�em. I Maria, starsza od Marty
o osiem, mo�e dziewi�� lat, r�wnie� wychowana w Polsce, lecz jak�e innej.
Wielkie nadzieje Sierpnia, kt�rych nie rozumia�a, lecz kt�rych podnios�o��
czu�a na co dzie� i potem nag�y zwrot Grudnia, dekada beznadziei, masowa
ucieczka Polak�w do normalno�ci, na owiany ba�niowymi mitami Zach�d. I
Sean, Sean, wra�liwy cz�owiek o duszy artysty; jak�e mu zazdro�ci�em, �e
urodzi� si� w normalnym kraju. Od lat mieszkali�my z Mari� w normalnych
krajach, lecz co z tego, gdy wci�� odzywa�o si� nienormalne dzieci�stwo,
nienormalna m�odo��, gdy znormalnieli�my tylko na tyle, by zda� sobie z tego
spraw�, nic wi�cej.
Kurt bezb��dnie odnalaz� dom pod numerem czternastym. Przez rze�bion�
bram� weszli�my do �rodka, zachowuj�c si� do�� swobodnie, w starych
murach rozlega�o si� echo naszych g�os�w. Panowa� tu p�mrok i ch��d,
roztacza� si� ten szczeg�lny zapach historii, kt�ry sprawia, �e jedno kr�tkie �ycie
wydaje si� nic nie znacz�cym epizodem. Kamienica liczy�a trzysta, mo�e
czterysta lat. Ile w tych murach wydarzy�o si� tragedii, ile doznano szcz�cia, ile
powitano narodzin, jak cz�sto wita�a tu �mier�? Przetoczy�y si� t�dy losy
dziwnych ludzi, kt�rych nikt ju� nie pami�ta. Co kryj� te ciemne piwnice i
rozgrzane wiosennym s�o�cem strychy? Mo�e przezorny kupiec ukry� przed
nadci�gaj�cym wojskiem z�ote monety, lecz zgin�� i zabra� do grobu sw�
tajemnic�? Tak pewnie bywa�o cz�sto, gdy ci�gn�y przez miasteczko wojska,
jak przez wszystkie inne miasta i wioski w Europie. Europ� budowano i
niszczono, budowano i niszczono, kto� nazwa� jej losy histori� prywatnych
awantur ksi���t i kr�l�w, w kt�rych win� za wszystko i kar�, niezmiennie od
stuleci, ponosili zwykli, pro�ci ludzie pragn�cy tylko �y� i cieszy� si� ka�d�
chwil� �ycia.
W�a�ciwie by�o nas sze�cioro - Marta spodziewa�a si� dziecka. Sean, na og�
pow�ci�gliwy w swych emocjach, teraz nie ukrywa� zachwytu; m�g�by ca�ymi
godzinami przytula� twarz do okr�g�ego brzucha i s�ucha�, i dotyka� r�k�
napi�tej sk�ry, i czu� ciep�o, i czeka�, i cieszy� si�, i niecierpliwi�. Nagra� dla
Marty p�yt�, tak j� zatytu�owa�, po prostu: "For Marta". Ostatni� ballad�
�piewaj� we troje: Sean po angielsku, Kurt po niemiecku i Marta po polsku;
powtarza si� refren, kt�ry w g�osach m�czyzn brzmi mi�kko i dziecinnie: "Nie
jest za p�no, je�cie szistko da siem odmieni�". Ballada nosi tytu� "From
London to Warsaw" i opowiada o pewnym zwyczajnym �yciu.
Marta zastanawia�a si� cz�sto, jak podo�a wychowaniu dziecka, kim ono b�dzie,
jaka czeka je przysz�o��. Seana pozna�a w Warszawie, w pubie, w kt�rym raz w
miesi�cu dawa� koncerty. Specjalnie w tym celu przyje�d�a� z Kolonii,
zatrzymywa� si� w mieszkaniu jednego z przyjaci� i �piewa� dla go�ci w
pubie. Nauczy� si� nawet troch� po polsku i gdy zobaczy� Mart� siadaj�c� przy
stoliku obok sceny, przerwa� wyst�p i powiedzia� do mikrofonu: "Next song
bendzie dla dziewczina z bronzowe wlosami". Poczu�a, �e goreje jej twarz,
odwr�ci�y si� w jej stron� wszystkie g�owy, chcia�a co� odpowiedzie�, lecz
zanim w my�lach u�o�y�a s�owa, Sean za�piewa�: "This girl from across the
channel". W przerwie przysiad� si� do stolika, by� bezczelny i pewny siebie, lecz
gdzie�, w g��bi kry�o si� w nim ciep�o. By� brzydki, niski, kr�py i stary - o
dziesi�� lat starszy od niej, ostrzy�ony na je�yka, mocno ju� wy�ysia�, na
warszawskiej ulicy z pewno�ci� nie zwr�ci�aby na niego uwagi, w Londynie
wygl�da�by jak przeci�tny Anglik. Oburzy� si�, gdy to powiedzia�a. Nie jest
Anglikiem! Jest Kornwalijczykiem, to wielka r�nica!
Spotykali si� co miesi�c, czasami je�dzi�a do niego do Niemiec, lecz im d�u�ej
to trwa�o, tym bardziej si� m�czy�a. Sean nie chcia� zamieszka� w Warszawie,
Marta za �adne skarby nie wyjecha�aby z Polski. Zmieni�a si� Polska, Polska
daje teraz nadziej� i przysz�o��, coraz wi�cej m�odych, jak Marta, ludzi �yje
coraz normalniej. Zwolna rozwiewaj� si� kompleksy i pryskaj� mity.
Rozstali si� w przyja�ni. Pozna�a innego m�czyzn�, Francuza ze Szwajcarii,
lecz szybko zauwa�y�a, �e nie by� on taki jak Sean, nie mia� tych samych czu�ych
r�k, nie m�wi� takim samym ciep�ym g�osem, to dziwne, ale dra�ni�o j� nawet, �e
nie �ysia�. Gdy po raz pierwszy u�wiadomi�a to sobie, zrozumia�a, �e inaczej by�
nie mo�e. Kt�rego� dnia us�ysza�a w radiu piosenk� "I wish I had one more
chance" - zda�o jej si�, �e by� to g�os Seana. W nocy zatelefonowa�a do niego,
przyjecha� dwa dni p�niej i zosta� ca�y miesi�c, by� to najpi�kniejszy miesi�c w
jej �yciu. Gdy zn�w wyjecha�, zapisa�a si� na kurs j�zyka niemieckiego. Gdy
sko�czy�a szko��, zamieszkali razem w Kolonii, wkr�tce odby� si� �lub.
W domu porozumiewali si� zwykle po angielsku, lecz gdy przychodzili znajomi,
rozmowa toczy�a si� cz�sto w dwu j�zykach jednocze�nie. Sean mieszka� w
Niemczech od dziesi�ciu lat, zarabia� lepiej ni� w Anglii, a ponadto fascynowa�o
go �piewanie dla nie-brytyjskiej publiczno�ci. Marta my�la�a o dziecku.
Uwa�a�a, �e je�li zostan� w Niemczech, dziecko p�jdzie do szko�y, zacznie
m�wi�, my�le� i �y� po niemiecku. Nie wyobra�a�a sobie, aby nie zna�o j�zyka
polskiego, b�dzie uparta, b�dzie m�wi� do ma�ego Polaka po polsku. Sean
oczywi�cie by� innego zdania, ale po co zawraca� sobie g�ow� odleg��
przysz�o�ci�. Kurt natomiast, kt�ry od czasu ich �lubu czu� si� cz�onkiem
rodziny, s�dzi�, �e oboje s� fantastami, bo dziecko, cokolwiek zrobi�, i tak b�dzie
niemieckie.
Przys�uchiwali�my si� z Mari� ich rozmowom i zerkali�my na siebie. Ten
problem dotyczy� tak�e nas. Nasze dzieci by�y w�a�ciwie mi�dzynarodowe,
starsze urodzi�o si� w Australii, m�odsze w Ameryce, oboje uczy�y si� w
australijskiej szkole, oboje my�la�y i �y�y po australijsku. W domu
rozmawiali�my w ojczystym j�zyku, lecz nie by� to ten sam j�zyk, kt�rym
m�wiliby�my w kraju, by� to nasz prywatny j�zyk, zwyczajny, pozbawiony
swej ojczystej �wi�to�ci, narz�dzie komunikacji, pe�en skr�t�w i znacze�, kt�re
rozumieli�my tylko we czworo i kt�ry zrodzi� si� z wszystkich naszych
wsp�lnych do�wiadcze�. Gdy wr�cimy do kraju, b�d� Polakami, lecz gdy
wr�cimy do Stan�w, b�d� Amerykanami. Tak naprawd� nigdy nie mia�y domu,
nigdy nie nale�a�y do jakiej� wyra�nie sprecyzowanej nacji, do jakiego�
obszaru na ziemi, zwanego pa�stwem. C� znaczy macierzy�stwo i ojcostwo,
ojczyzna, to�samo��, ca�e to, tak zwane wychowanie - rodzinne, spo�eczne,
obywatelskie, gdy nasze dzieci tak bardzo r�ni� si� od nas.
Zatrzymali�my si� przed oszklonymi witra�em, dwuskrzyd�owymi drzwiami do
mieszkania na parterze. Zrobi�o si� cicho, stali�my jak trupa przebiera�c�w,
kt�rzy mieli rozpocz�� przedstawienie, lecz zapomnieli roli, nie wiedz�, kto i od
czego ma zacz��. Kurt, najbardziej w miasteczku obyty, wysun�� si� naprz�d i
nacisn�� z�ocony guzik dzwonka. Rozleg� si� niezno�ny d�wi�k, kt�ry przeszy�
ca�y dom. Za progiem s�ycha� by�o wo�anie po niemiecku i zbli�aj�ce si� kroki,
ros�a zniekszta�cona w kryszta�kach szyby posta�. Tutaj, w tym mieszkaniu
ukrywa�a si� wraz z siostr� i matk� Sara. Kim jest Sara? Sumieniem Europy,
australijsk� �yd�wk�, a mo�e �ydowsk� Australijk�, jeszcze jednym pn�czem
odwiecznego szale�stwa.
Kocha�a nas z Mari� jak w�asne dzieci, mo�e dlatego, �e byli�my w tym kraju
tak bardzo samotni. Z pocz�tku traktowa�a nas nieufnie, w�r�d �yd�w wci��
pokutuje ten bolesny stereotyp Polaka-antysemity, lecz z czasem przekona�a si�,
�e jeste�my nowymi Polakami, wolnymi przynajmniej od tej jednej fobii.
Czu�o��, jakiej nie mog�a okaza� nam, gdy� si� wstydzi�a, okazywa�a naszym
dzieciom, rozpieszcza�a je, ilekro� przychodzili�my z wizyt�. Najpi�kniejsze
lata swojego dzieci�stwa ogl�da�a przez szpar� w pod�odze pod ��kiem, skulona
w glinianej, wilgotnej klatce, kt�r� mog�a opu�ci� tylko raz dziennie, po
zmierzchu, tylko na par� minut, by napi� si� wody, by odpr�y� swe spragnione
ruchu i s�o�ca cia�o.
Hilda, kt�ra ca�� tr�jk� ukrywa�a, pewnie ju� nie �yje, bo od roku nie odpisuje na
listy, ale mo�e uda si� odszuka� jej krewnych, pisa�a o swoim synu. Sara, gdzie�
w okruchach pami�ci, przypomina�a sobie ma�ego ch�opca, kt�ry k�ad� si� na
pod�odze pod ��kiem i zagl�da� do �rodka. Hilda przegania�a go natychmiast,
ba�a si� s�siad�w i gestapo. Mo�e mieszka on w tym samym domu, mo�e wiedz�
co� o nim s�siedzi?
Sara nigdy nie wr�ci�a do Europy. Cho� urodzi�a si� w Niemczech i pozosta� jej
silny bawarski akcent, nigdy nie ci�gn�o jej do rodzinnych stron. Zaraz po
wojnie wyjecha�y do Anglii, ojciec ju� nie �y�, nawet nie wiedzia�y, gdzie zosta�;
kt�rego� dnia aresztowa�a go w Monachium policja i wi�cej nie wr�ci�. W
Anglii mieszka�y przez kilka lat w Londynie, lecz obie z siostr� by�y w�t�ego
zdrowia, wilgotny klimat na Wyspach nie s�u�y� im najlepiej; po latach odnalaz�
si� stryj Aaron, mieszka� w Australii, niezw�ocznie sprowadzi� je do siebie. We
czworo byli jedynymi z wielkiej rodziny, kt�rzy przetrwali te barbarzy�skie
czasy. Sara nie czu�a do Niemc�w nienawi�ci, Hilda tak�e by�a Niemk�, jej m��
zgin�� na froncie, dzi�ki niej prze�y�y, cho� nie musia�a i, jako lojalna
obywatelka pa�stwa niemieckiego, nie powinna by�a im pomaga�. A jednak
poczucie cz�owiecze�stwa by�o w niej silniejsze ni� lojalno�� wobec ojczyzny.
Obiecali�my Sarze, �e odszukamy ten dom.
Rozleg� si� chrz�st zamka i przez szpar� w ci�gle zabezpieczonych �a�cuchem
drzwiach wyjrza�o oko, p� twarzy, kawa�ek pomarszczonego czo�a, siwe w�osy,
wielki nos i usta, z kt�rych wypad�y kr�tkie niemieckie s�owa. Kurt wyja�ni�,
kim jeste�my i po co przyszli�my.
2
Usiedli�my przy d�ugim owalnym stole. Fili�anki z mi�nie�skiej porcelany,
herbata z imbryka, politurowany blat z wi�niowego drewna. Pod �cian�
kredens, na nim figurki ta�cz�cych barokowych par, kobiet w balowych sukniach
z g��bokim dekoltem, kawaler�w w bryczesach. Pod sufitem gipsowe anio�ki i
kryszta�owy �yrandol, �ar�wki w kszta�cie �wiec, blade �wiat�o. Wn�trze tego
domu przypomnia�o mi dom rodzinny, ten w Polsce. Czy jestem Niemcem?
Kt�re� wakacje sp�dzi�em w Wartburgu. Mia�em czterna�cie lat, d�ugie do
ramion w�osy, dziewcz�c� urod�. Od paru dni przygl�da� mi si� m�czyzna,
Johann Schreder, opiekun naszej grupy. Ju� wtedy mia�em za sob� przykre
do�wiadczenia - ta dziewcz�ca uroda sprawia�a, �e czasem stawa�em si�
obiektem cudzych fantazji, niekiedy ratowa�em si� ucieczk�. Ilekro� widzia�em
te spojrzenia, instynktownie nabiera�em ostro�no�ci. Teraz tak�e stara�em si� go
unika�.
Pewnego razu podszed� do mnie i u�miechaj�c si� serdecznie, poprowadzi� na
ubocze, usiedli�my na �awce, na wszelki wypadek odsun��em si� na bezpieczn�
odleg�o��. Przez chwil� patrzy� na mnie w milczeniu, po czym zapyta� po
rosyjsku, czy moja matka nazywa si� z domu Strogow. Oniemia�em zupe�nie,
gdy� by�a to prawda. Dlaczego si� tym interesowa�? Mo�e przejrza� wcze�niej
moj� kartotek�, lecz by� to tylko jaki� wymy�lony pretekst? Poczu�em si�
nieswojo, rozejrza�em si� dooko�a, szukaj�c pomocy, nieopodal gra�a w pi�k�
grupa ch�opc�w. Milcza�em, lecz wida�, domy�li� si�, bo w jego oczach
b�ysn�a rado��, po czym wymieni� imi� mojej matki. Ile ma lat? Czy wojn�
sp�dzi�a w Gda�sku? Czy jej ojciec jest Rosjaninem? - posypa�a si� seria pyta�, a
ja czu�em si� coraz bardziej zagubiony.
Faktycznie, m�j dziadek by� Rosjaninem, urodzi� si� w Moskwie i jeszcze przed
rewolucj� wst�pi� do wojska, dos�u�y� si� stopnia starszyny. P�niej, jako
znienawidzony przez ludowe pa�stwo mienszewik, trafi� na kr�tko na Syberi�,
lecz pa�stwu bardziej ni� ludzki trup potrzebne by�o ludzkie mi�so na froncie -
przywr�cono mu stopie� i wys�ano na polsk� wojn�, pod Warszaw�. Tam dosta�
si� do niewoli, zn�w by� ludzkim trupem - w obozie dla bolszewik�w pod
Tuchol�. Polacy nie zamordowali go jak innych, nie umar� z g�odu ani od tyfusu;
by� w agonii, gdy zarz�dzono wymian� je�c�w, koszty transportu �ywego trupa
przewy�sza�y cen� �ycia, komisarz ludowy odhaczy� jego nazwisko na li�cie
umar�ych. Prze�y� jednak, wyszed� na wolno�� i z czasem o�eni� si� z polsk�
Niemk�, kt�rej rodzina od wielu pokole� mieszka�a na Pomorzu. W domu babci
m�wiono w dwu j�zykach, by� to dom prawdziwie religijny, prawdziwie
katolicki, w kt�rym obsesyjnie przestrzegano dziesi�ciorga przykaza�. Moja
matka urodzi�a si� pierwsza z czworga rosyjsko-niemieckich dzieci, od
pierwszych lat uczy�a si� trzech j�zyk�w.
Pomorzanie w miasteczku, zar�wno polscy jak i niemieccy, od wiek�w �yj�cy w
uk�adnych stosunkach s�siedzkich, nauczeni wzajemnej dla siebie tolerancji, z
trudem jako� akceptowali obecno�� przyb��dy ze Wschodu. Dziadek szybko
nauczy� si� j�zyka polskiego i niemieckiego, lecz zaci�ga� po rusku, my�la� po
rusku, zim� k�pa� si� idiota w �niegu, ludzie pukali si� palcem w czo�o. Ponadto
nie chodzi� do ko�cio�a, ani do katolickiego, ani do protestanckiego, cerkwi
nigdzie nie by�o, i uparcie krytykowa� polski rz�d sanacyjny, jak to bolszewik.
Podobno te� chodzi� wieczorami do �yd�w na koszern� w�dk�, by�, jak oni,
antypolskim bezpa�stwowcem. Si�� rzeczy interesowa�a si� nim policja
pa�stwowa - wszak pisa� listy do krewnych.
Wybuch�a trzecia za jego �ycia wojna. Miasteczko wcielono do Rzeszy, �yd�w
wywieziono, Polak�w zap�dzono do roboty u bauera, od polskich Niemc�w
za��dano deklaracji lojalno�ci, dziadkowi dano wyb�r: ob�z albo lista. Podpisa�
list�, zniemczy� swe rosyjskie nazwisko, wywi�z� rodzin� do Gda�ska i do ko�ca
wojny s�u�y� hitlerowskiej machinie wojennej, pracuj�c w drukarni. Po wojnie
ukrywa� si� przez kilka miesi�cy, po czym schwytany przez milicj�, trafi� do
obozu dla volksdeutch�w, a nast�pnie oddany NKWD, wr�ci� do ojczyzny,
zagin�� na zawsze. Zagin�o jego marne, nic nie znacz�ce, bezsensowne �ycie.
Opowiedzia�em t� histori� Johannowi Schrederowi. Zgadza�o si� wszystko, zna�
moj� matk�, rozpozna� we mnie uderzaj�ce podobie�stwo - podczas wojny mia�a
tyle lat co ja teraz. Chodzili razem do gimnazjum, by� od niej starszy,
podkochiwa� si�, by� w wieku mojego ojca. Moja matka musia�a by� jego
pierwsz� m�odzie�cz� mi�o�ci�, gdy� patrzy� na mnie z tak wielk� czu�o�ci�,
opowiadaj�c, jak to by�o w wojennym Gda�sku, gdy spacerowali razem
przybrze�nym bulwarem, gdy broni� jej przed natr�tnymi w�oskimi marynarzami,
kt�rzy dawno temu zostawili swe kochanki i �ony w ojczy�nie; przed
niemieckimi �andarmami, kt�rzy nieufnie traktowali volksdeutch�w i przed
Polakami, kt�rzy domy�lali si�, �e ta Niemka jest Polk�.
Pod koniec wojny zosta� wcielony do oddzia��w spadochronowych, lecz podczas
pierwszego skoku na wschodnim froncie trafi� do niewoli. Mia� szcz�cie, �e nie
zgin��, Rosjanie nienawidzili Niemc�w, mia� szcz�cie, �e by� m�ody i silny,
prze�y� Syberi�, mia� szcz�cie, �e po o�miu latach pozwolono mu wr�ci� do
Wschodnich Niemiec, cho� jego miejscem na ziemi by� Gda�sk, a rodzice uciekli
za �ab�. Da� mi na koniec, gdy wyje�d�a�em do Polski, list dla mojej matki. Par�
lat p�niej, pewnego wieczora us�ysza�em krzyk ojca: "Jeste� volksdeutchk�!".
Matka p�aka�a. Ojciec tak�e.
Siedzieli�my z Mari� ws�uchuj�c si� w obce s�owa. Naprzemian Kurt, Sean i
Marta t�umaczyli nam tre�� rozmowy, dodaj�c w�asny komentarz. Helga nie
pami�ta�a wojny, nic nie wiedzia�a o Sarze, jej syn odwiedza� j� rzadko, nie
mog�a sobie przypomnie� gdzie mieszka. Tak, mieszka we Freiburgu, ma gdzie�
zapisany adres w notesie i numer telefonu, ale zgubi�a notes, powinien le�e� w
kuchni, lecz nie ma go tam, nie wiadomo dlaczego. Poda�em jej grub� kopert� od
Sary, w �rodku znajdowa� si� list i plik kolorowych fotografii. Helga si�gn�a do
kieszeni fartucha po okulary.
- Jakie pi�kne zdj�cia - powt�rzy� za ni� Kurt. Zatrzyma�a wzrok na jednym,
zrobionym przed synagog� w Caulfield. By�a na nim Sara z m�em i trzema
doros�ymi synami. Sara w srebrzonej, �wi�tecznej sukni, m�czy�ni w bia�ych
ozdobnych jarmu�kach. Na twarzy Helgi pojawi� si� rys ogromnego wysi�ku.
- To jest Sara - powiedzia�em do Kurta, patrz�c na ni�. Bezzw�ocznie
przet�umaczy�. - Podczas wojny uratowa�a jej pani �ycie.
Spojrza�a najpierw na Kurta, potem na mnie i zn�w zawiesi�a wzrok na zdj�ciu.
Po chwili wsta�a, podesz�a do szafy i d�ugo manipulowa�a kluczykiem w zamku,
po czym wydoby�a zniszczony album. Podszed�em do niej i poprzez rami�
przegl�da�em po��k�e fotografie. Dzieci w drewnianych w�zeczkach na
�miesznych, chudych k�kach, kobiety z chustami na g�owach, m�czy�ni w
kapelusikach z pi�rkiem i w kr�tkich zamszowych spodenkach. M�czyzna w
wojskowym mundurze. Ruiny jakiego� domu. Nogi wystaj�ce spod p�achty.
Cmentarne krzy�e...
Rafa� Klunder, Gold Coast, wrzesie� 1999.