6225
Szczegóły |
Tytuł |
6225 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6225 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6225 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6225 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Julian May
Bezcielesny Jack
(JACK THE BODILESS)
Przek�ad Kinga Kremky
Data wydania oryginalnego 1991
Data wydania polskiego 1998
(Korektorze! - Akapity z ma�ej litery, dialogi bez my�lnik�w, ma tak zosta�!)
Prawdziwie wiernym towarzyszom - nareszcie!
Ty utka�e� mnie w �onie mej matki.
Dzi�kuj� Ci, �e mnie stworzy�e� tak cudownie,
godne podziwu s� Twoje dzie�a.
I dobrze znasz moj� dusz�,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawa�em,
utkany w g��bi ziemi.
Oczy twoje widzia�y me czyny
i wszystkie s� spisane w Twej ksi�dze;
dni okre�lone zosta�y,
chocia� �aden z nich jeszcze nie nasta�.
PSALM 139*
[Z Ksi�gi Przys��w Starego Testamentu (Biblia Tysi�clecia 1980).]
W znanych zamkni�tych uk�adach fizycznych stan ostateczny jest wyznaczany przez okre�lone warunki pocz�tkowe. Uk�ady otwarte natomiast, o ile w og�le osi�gaj� stan stabilizacji, mog� rozwija� si� i dochodzi� do postaci ko�cowej na podstawie r�nych warunk�w pocz�tkowych i na r�ne sposoby.
LUDVIG VON BERTALANFFY
A Systems View of Man
B�g pisze prosto krzywymi liniami
PRZYS�OWIE HISZPA�SKIE
PROLOG
GROTA �NIE�NA, PARK PLANETARNY
TERYTORIUM KANNERNARKTOK
SEKTOR 14: GWIAZDA 14-661-329 (SIKRINERK)
PLANETA 6 (DENALI)
ROK GALAKTYCZNY: PIERWSZY 1 - 400-644
(17 MAJA 2113)
By�a ciemna, wietrzna noc, podobna do innych nocy na Denali, gdzie topografia i klimat stwarza�y jedne z najgorszych warunk�w pogodowych w ca�ej Galaktyce. Najgorszych z punktu widzenia cz�owieka, oczywi�cie, chyba �e by�by zagorza�ym fanem narciarstwa...
My�li przedstawiciela rasy Lylmik, nadzorcy o imieniu Atoning Unifex, u�miecha�y si�, podczas gdy jego materialna posta� unosi�a si� ponad ch�ostanym wiatrem parkiem. Denali, planet� o nier�wnym terenie i wietrzn� przez wi�ksz� cz�� roku, nawiedza�o Wielkie Bia�e Zimno; opiewano to zjawisko w pewnej ziemskiej piosence, dobrze znanej Pierwszemu Nadzorcy. Na wi�kszo�ci kontynent�w Denali lodowce i obszary wiecznego �niegu rozci�ga�y si� daleko po�r�d szczyt�w, odbijaj�cych o�lepiaj�ce blaski, czarnych przepa�ci i ostrych ska�, stercz�cych niczym po�amane k�y prehistorycznych potwor�w. Pierwotnie Denali nie by�a zamieszkana przez my�l�ce formy �ycia. �adne rozumne stworzenia nie pojawi�y si� na niej, a� do momentu przy��czenia planety do Pa�stwa Ludzko�ci z woli �wiatowych zarz�dc�w Imperium Galaktycznego. Najs�ynniejszy rodowity syn planety, �w. Bezcielesny Jack, zosta� pocz�ty przed przybyciem pierwszych ziemskich osadnik�w.
�mia�kowie, kt�rzy zacz�li kolonizowa� Denali w pocz�tkach dwudziestego pierwszego wieku, pochodzili z Alaski i innych obszar�w Stan�w Zjednoczonych, nawiedzanych surowymi zimami. Szybko do��czyli do nich Kanadyjczycy, Sybiracy, Samojedzi, Lapo�czycy i ca�e zast�py innych, kt�rzy pragn�li takiego wezwania, jakim by�o �ycie w�r�d dzikiego pi�kna przyrody. Mo�na by si� spodziewa�, �e w�r�d pierwszych osadnik�w zapanuj� nastroje r�wnie ponure i przygn�biaj�ce jak pogoda na Denali. Jednak, z niewiadomych przyczyn, przewa�a�o tu zupe�nie inne nastawienie; na zdobytym obszarze panowa�a krzepi�ca atmosfera �yczliwo�ci i werwy. Pierwotn� przyczyn� za�o�enia kolonii by�y znajduj�ce si� na planecie cenne z�o�a rudy galu, wci�� g��wnego bogactwa naturalnego. Denali sta�a si� jednak po pewnym czasie popularnym obiektem turystycznym, najpierw przyci�gaj�c amator�w sport�w zimowych z Pa�stwa Ludzko�ci (w tym s�ynny klan Remillard�w z New Hampshire), a nast�pnie ca�e gromady pseudorozumnych Poltrojan.
Atoning Unifex zapu�ci� si� pami�ci� w najdalsze obszary swej �wiadomo�ci; przywo�a� wspomnienia t�umione przez ca�e eony czasu. Tak. Oboje kochali t� ma�� planet�...
Ona, oczywi�cie, urodzi�a si� tutaj, mieszka�a i pracowa�a w Iditarod, stolicy kolonii, a� do momentu, kiedy nieuchronny los zabra� j� na Ziemi�, gdzie oboje spotkali si� w tak nieprawdopodobny spos�b. Na pocz�tku ich wielkiej przygody wypowiada�a si� zdawkowo o swoich do�wiadczeniach rdzennej mieszkanki Denali, oboje za�miewali si� natomiast, przywo�uj�c do pami�ci ich wsp�lne, zadziwiaj�ce prze�ycia. Ten �miech zamilk� dawno temu, ale wspomnienia pozosta�y w odleg�ych zakamarkach wiekowego umys�u Lylmika, strze�one i piel�gnowane, a� w ko�cu sta�y si� prawie zbyt cenne, by je rozpami�tywa�. B�l, kt�ry za�mi� je niegdy�, dawno ju� zel�a�, m�g� wi�c zn�w powr�ci� do przesz�o�ci.
Tak oto Atoning Unifex w��czy� si� w �rodku burzy, a jego umys� pozostawa� w stanie, kt�ry cz�owiek nazwa�by po cz�ci marzeniem, po cz�ci modlitw�. Jego my�li b��dzi�y wok� osoby, kt�ra kiedy� by�a kobiet� i dwukrotnie g��boko kocha�a, a potem w odleg�ej Galaktyce sta�a si� matk� Wsp�lnoty, z�o�onej z wielu istot, kt�rych umys�y odbiega�y od ludzkiego.
W ko�cu Lylmik wydoby� z siebie my�lowy odpowiednik g��bokiego westchnienia. Epilog tej komedii by� ju� prawie dope�niony; jeszcze czeka� tylko na niezast�pionego wuja Rogi, kt�ry jak zwykle traci� czas, podczas gdy kosmiczne przeznaczenie pozostawa�o niewype�nione.
Unifex skupi� sw�j umys� na podziemnej pieczarze lodowej, gdzie schroni� si� przed �nie�y ca Rogatien Remillard. Przy ma�ym namiocie zobaczy� zgarbionego, wysokiego i chudego m�czyzn�, kt�ry zdejmowa� w�a�nie buty narciarskie. Podobnie jak inni cz�onkowie s�ynnej rodziny, wuj Rogi nosi� w swoim organizmie geny samoodm�adzania. Mia� rumian� twarz pi��dziesi�ciolatka, kt�ra ukrywa�a jego faktyczny wiek - 167 lat ziemskich. Zapadni�te policzki by�y zaczerwienione od mrozu, a z oczu i nosa ciek�o mu troch� na brod�, gdy zapomina� obetrze� si� czerwon� opask�, kt�r� nosi� owini�t� wok� mankietu starej wojskowej kurtki L.L. Bean Penobscot. Odrzuci� na bok dzianinow� czapk�; siwe spocone loki rozsypa�y si� na czo�o i uszy. Pogwizduj�c, �ci�gn�� archaiczny dwudziestowieczny str�j narciarski i wyblak�e czerwone kalesony w paski, odkrywaj�c blade, �ylaste cia�o. Zanurzy� si� wreszcie z namaszczeniem w ma�ej geotermicznej sadzawce, znajduj�cej si� na �rodku pieczary. Fale telepatyczne, kt�re wysy�a� jego uparty, wszechstronny umys�, �wiadczy�y o pe�nym zadowoleniu.
Je�li burza jeszcze potrwa, powiedzia� do siebie wuj Rogi, odpuszcz� sobie ostatni etap w�dr�wki, z�api� transporter parkowy i poszalej� przez tydzie� w narciarskim centrum rozrywki. Kasyno, kabaret, kwartety smyczkowe, jedzenie Lucullana, dobre towarzystwo... No, mo�e i nowa powie�� science fiction, kt�r� b�d� delektowa� si� w Zimowym Ogrodzie, podczas gdy kelnerzy b�d� przynosi� coraz to nowe drinki, i oczywi�cie poogl�dam sobie panienki!
Stary m�czyzna u�miechn�� si� i zanurzy� g��biej w paruj�cej wodzie.
Biedny wuj Rogi! Unifex mia� wobec niego inne plany. Rogi zaliczy� ju� udane wakacje, tras� ponad dwustu kilometr�w, kt�r� pokona� na nartach wzd�u� pi�knego parku podczas niezwykle spokojnych i pogodnych trzech tygodni. Teraz jednak pogoda zmieni�a si� i wuj, czy by� sk�onny to przyzna� czy nie, wystarczaj�co ju� odpocz�� i zregenerowa� si� po pierwszym etapie swojej dziennikarskiej roboty. By� ju� najwy�szy czas, by obaj wr�cili do pracy.
Unifex zni�y� si� nad powierzchni� planety. Niewielka warstewka fizycznej substancji, otulaj�ca jego umys�, naruszy�a tylko najdrobniejsze p�atki ubitego �niegu i z �atwo�ci� przenikn�a trzymetrow� warstw� lodu i �niegu, pokrywaj�c� grot�, w kt�rej obozowa� Rogi. Miejsce to by�o jednym z typowych podziemnych zag��bie�, od kt�rych park planetarny Denali wzi�� swoj� nazw�; jaskinia o nieregularnych kszta�tach wielko�ci sporego pokoju, wytopiona w lodowcu przez ma�e gor�ce �r�d�o. Jej �ciany i sufit tworzy� l�d, natomiast skalista pod�oga wy�cielona by�a g�stym dywanem porost�w w kolorze ciemnej szaro�ci i lawendy. Tu� przy p�ytkiej bulgoc�cej sadzawce ros�y wi�ksze i delikatniejsze, egzotyczne formy �ycia. Organizmy te, przypominaj�ce czerwone cebule i obdarzone dziwnymi kwiatami, wydziela�y po potarciu cierpki siarczany zapach i by�y mi�so�erne. Gdy kwiaty cebulak�w pochyli�y si� w kierunku obna�onych ramion Rogiego, ten dla odstraszenia prysn�� na nie gor�c� wod�.
Wkl�s�e �ciany groty by�y pokryte migoc�cymi kryszta�kami szronu w ch�odniejszych, wy�szych partiach, a ocieka�y wod� tu� przy ziemi. Delikatne ob�oki pary mieni�y si� z�oci�cie w �wietle staro�wieckiej, elektrycznej latarki Rogiego, nim znikn�y w otworze stanowi�cym naturalny komin. Narty sta�y oparte o �cian�, a plecak le�a� obok ma�ego namiotu. W g��bi pomieszczenia zamocowano drzwi wykonane ze z�o�onego we dwoje, p�prze�roczystego kawa�ka plastiku. Prowadzi�y one do tunelu wyj�ciowego i nowoczesnej latryny. Turyst�w odwiedzaj�cych park obowi�zywa� surowy zakaz rozkopywania �nie�nych grot, jak r�wnie� obozowania w nie wyznaczonych do tego celu �dziewiczych� jaskiniach - poza sytuacjami awaryjnymi.
W opalizuj�cych lodowych �cianach wydr��ono tu i �wdzie okr�g�e otwory, mniejsze ni� obw�d ludzkiej d�oni. Z kilku z nich, jak r�wnie� z wi�kszego, tu� przy powierzchni ziemi, kt�rym wyp�ywa�a woda ze �r�d�a, wyziera�y b�yszcz�ce oczka i s�ycha� by�o od czasu do czasu dra�liwy �wist. Naturalni mieszka�cy groty, ciep�okrwiste o�miocentymetrowe �kraby lodowe�, zaskoczone przez cz�owieka, kt�ry przyszed� tam sp�dzi� noc, bacznie obserwowa�y przebieg wydarze�. Kraby zawsze uznawa�y obecno�� tych obcych intruz�w za wielkie utrapienie, pomijaj�c fakt, �e zwykle przynosili oni ze sob� co�, co warto by�o ukra��.
Jeden z bardziej stanowczych cebulak�w zacz�� dla eksperymentu podskubywa� mokre rami� Rogiego. M�czyzna si�gn�� do plecaka, rozpi�� jedn� z jego kieszeni i wyj�� wy�wiechtan�, oprawn� w sk�r� manierk�. Poci�gn�� z niej spory �yk armagnacu i chuchn�� w stron� �yj�tek, kt�re natychmiast cofn�y si� przed wyziewami alkoholu, przybra�y jasn� ziemistofioletow� barw� i wyrazi�y swoje obrzydzenie w prymitywnym trybie telepatycznym. Ca�a gromada czerwonych mi�so�erc�w wycofa�a si� szybko, rezygnuj�c z kulinarnych zap�d�w.
Rogi kiwn�� g�ow� z satysfakcj�, poci�gn�� jeszcze jeden haust trunku i zanurzy� si� g��biej w gor�cym �r�dle. Ponad grot�, na powierzchni huragan wy� w ciemno�ci, a gdzie� z oddali dobiega� �oskot spadaj�cej lawiny. Grota zadr�a�a lekko; kryszta�ki lodu posypa�y si� z sufitu, wiruj�c przez chwil� nad g�ow� k�pi�cego si�, a� stopnia�y. Rogi zacz�� cicho �piewa�:
Wiatr jak wilk u drzwi skamle w�r�d nocy,
po�r�d g��bokiego �niegu brodzi,
lodowe gnomy bie�� z p�nocy...
Unifex w��czy� si�:
i Wielkie Bia�e Zimno nadchodzi!
Stary m�czyzna podskoczy�, jak ugodzony w��czni� jesiotr.
- Bordel de merde!
To tylko ja, wuju Rogi.
- Do cholery! Zawa�u kiedy� przez ciebie dostan�!
[�miech]. Przepraszam. To by�a stara szkolna piosenka. My�la�em o niej, jak tylko si� tu zjawi�em. Przywo�uje mi najr�niejsze wspomnienia.
- Zobacz, co zrobi�em przez ciebie - powiedzia� Rogi oskar�ycielskim tonem. Poruszywszy si� gwa�townie w sadzawce ochlapa� gor�c� wod� cebulaki, kt�re miota�y si� teraz w dzikiej agonii, szcz�kaj�c drobnymi z�bkami jak malutkimi kastanietami. - Znasz przepisy parku dotycz�ce ochrony przyrody! Te ma�e �ar�oki s� delikatne. Je�li kt�ry� z nich co� wykracze, wpakuj� mnie w p�acenie nielichej kary...
Uspok�j si�, zobacz, o�ywi�em je.
- Niez�a robota - mrukn�� Rogi wychodz�c ze �r�d�a na pod�og� z porost�w. K�pa czerwonych cebulak�w ko�ysa�a si� z zadowoleniem, a delikatny brz�cz�cy d�wi�k wype�ni� jaskini�. - Niezbyt cz�sto to s�ysz�. To ich serenada pe�nych brzuch�w. Przynajmniej tyle mog�em zrobi�.
Rogi zachichota�. Nagi i paruj�cy odszuka� manierk� brandy, kt�ra na szcz�cie nie wyla�a si�, i wetkn�� j� w bezpieczne miejsce.
- Jestem bardzo g�odny. Masz ochot� zje�� ze mn� troch� chili cagado, mon fantome?
Dzi�kuj�, ale nie.
- Zbyt materialne jak na tw�j gust Lylmika, co? Kiedy� to uwielbia�e�.
Unifex pomy�la� z nostalgi�: Nie masz mo�e ze sob� troch� groch�wki...?
- Zjad�em ostatni� dwa dni temu.
Umys� Lylmika westchn��. Rogi usiad� po turecku i nastawi� polow� kuchenk� mikrofalow�. Nabra� garnek wody ze �r�d�a, zajrza� do �rodka, wydoby� czarne galaretowate cia�ko i szklist� krewetk�, p�ywaj�ce apatycznie na dnie naczynia. Wrzuci� bezkr�gowce z powrotem do sadzawki, ustawi� garnek na kuchence, doda� nast�pnie dwie tabletki �Aqua Pura� (dla oczyszczenia wody), poniewa� Denali zrodzi�a mikroorganizmy r�wnie silne jak jej kolonizatorzy.
- A wi�c nie mog�e� si� oprze�, �eby za mn� nie p�j�� - stary cz�owiek wytar� si� ma�ym r�cznikiem i za�o�y� z powrotem swoje d�ugie kalesony i skarpetki.
Unifex powiedzia�: To by�a pewnego rodzaju podr� sentymentalna. Poczu�em, �e powinienem unika� Denali podczas pierwszego etapu jej pobytu tutaj.
Rogi zawaha� si�.
- Chcesz mi opowiedzie� o was dwojgu? Wiem tylko tyle, ile powiedzieli mi Cloudie i Hagen - a oni niewiele wiedz�.
Nie teraz. Mo�e p�niej.
Rogi wyj�� gotuj�cy si� garnek z kuchenki, nape�ni� dwie miski i du�� fili�ank�, dodaj�c r�nokolorowe kostki do ka�dego naczynia. Po czterech sekundach musowania silnie skondensowane jedzenie nap�cznia�o i przenikliwy aromat chili uni�s� si� z pierwszej miski, a cynamonowo-jab�kowy zapach grzanego wina z drugiej. W fili�ance znajdowa�a si� czarna kawa. Rogi doda� do niej pi�� kostek cukru i kieliszek Armagnacu, a nast�pnie wsypa� do chili prawie dwie�cie gram czedara �Tillamook�.
Z otwor�w w �cianie dobieg� �wiszcz�cy, t�skny ch�r krab�w, b�yskaj�cych po��dliwie oczami. Rogi za�mia� si� z�o�liwie.
- Bezczelne gnojki. Pami�tasz, jak potrafi�y zjada� adidasy zostawione poza namiotem w jaskiniach?
Unifex za�mia� si�. Powiedzia�: Widz�, �e nosisz teraz niejadalne buty narciarskie Salomona. Wygl�daj� na wygodne. Podobaj� mi si� te� twoje nowe narty Rossiego. Ale czy to nie jest lekkomy�lne z twojej strony, �e nie nosisz kombinezonu �rodowiskowego?
- To dla mi�czak�w! Biegam na nartach w tych ciuchach od stu pi��dziesi�ciu lat i jeszcze niczego sobie nie odmrozi�em. Zobaczysz sam, �e m�j r�czny nadajnik jest wystarczaj�co nowoczesny. Chroni mnie przed zmianami pogody. A je�li zmokn� albo si� wywal�, lub nawet sko�czy mi si� kawa czy chrupki, Patrol �nie�ny albo automatyczny kontroler da zna� transponderowi lokacyjnemu i zajm� si� mn�. Wiedzia�em, �e ta burza mia�a nadej��. My�l�, �eby sp�dzi� tu noc, a potem sprowadzi� transporter, �eby mnie odholowa� do o�rodka parkowego, o ile nie b�dzie tak wia�o jak zapowiada prognoza. Nie mia�bym nic przeciwko temu, �eby sp�dzi� ostatni tydzie� wakacji obijaj�c siew...
Przykro mi, wuju Rogi. Musz� ci� zabra�.
- Mam jeszcze siedem dni wolnego, do cholery!
Wystarczaj�co ju� odpocz��e� i jeste� zn�w gotowy - podobnie jak ja - by wr�ci� do pracy nad swoimi pami�tnikami. Nie spiesz si�, sko�cz tw�j posi�ek, ale jeszcze dzi� w nocy wr�cisz do domu i b�dziesz spa� w swoim ��ku w New Hampshire.
- Wr�ci� na Ziemi�. Dzisiaj? To oznacza lot o maksymalnym czynniku przemieszczania. B�d� psychicznym wrakiem.
Sam ci� zabior�... �agodniej.
Rogi zmru�y� oczy i spojrza� z ukosa na powietrze przed nim, w miejsce, z kt�rego dawa�y si� emanowa� my�li niewidzialnego przyjaciela.
- A wi�c wy, Lylmicy, macie spos�b na z�agodzenie szoku hiperprzestrzennego przeniesienia! A wi�c mia� racj� Ti-Jean, kt�ry to w�a�nie m�wi�.
Tak. Jack by� zawsze spostrzegawczy. Ale wynalazek ten nie nadaje si� jeszcze do powszechnego zastosowania w�r�d klient�w r�nych ras w Imperium Galaktycznym. Nikomu o nim nie wspominaj.
Rogi nabra� �y�k� chili i upi� �yk kawy.
- Nie �mia�bym pogwa�ci� wspania�ego planu Lylmik�w... ale po co, do cholery, ten po�piech w sprawie pami�tnik�w?
Mamy swoje powody.
Rogi przewr�ci� oczami w poczuciu bezcelowo�ci dalszego upierania si�. Jaki� czas jad� w milczeniu przerzucaj�c leniwie w my�li to, co ju� napisa�, i zastanawiaj�c si�, co wydarzy�o si� dalej w okresie poprzedzaj�cym Wielk� Interwencj�.
- To zajmie ca�� nast�pn� ksi��k�, tak du�� jak poprzednia, �eby opisa� trzydzie�ci osiem lat okresu Panowania Simbiari. Dosy� m�cz�ce b�dzie te� uporz�dkowanie tych wszystkich rodzinnych zawi�o�ci.
Unifex odpar�: Chc�, �eby� opu�ci� wi�kszo�� tego i zacz�� od razu od wczesnego dzieci�stwa Jacka, �mierci jego cia�a i wzrastaj�cego zagro�enia zwi�zanego ze sprzeciwem ludzko�ci co do cz�onkostwa w Imperium Galaktycznym. Potem opiszesz rol� Dorothy w pocz�tkowym dramacie i zako�czysz spojrzeniem na Rebeli� Metafizyczn�, co w sumie stworzy Galaktyczn� Trylogi�. Trudne lata �Panowania� i okres przed przyj�ciem Pa�stwa Ludzko�ci do Konsylium Galaktycznego zosta�y ju� opisane w autobiografiach Philipa i Lucille. Ale oni nigdy nie znali pe�nej historii Jacka ani Diamonda.
- Oczywi�cie, mon cher fantome.
Ani mojej.
- B�d� musia� si�gn�� nieco wstecz, �eby to wszystko zgra� ze sob�, rozumiesz. Zaczn� od swego rodzaju retrospektywnej dygresji. B�d� jednak potrzebowa� twojej pomocy, �eby stworzy� pe�ny obraz.
Rozumiem.
- Czy to dlatego... - Rogi przerwa� na chwil�. Prze�kn�� �lin�, porzucaj�c pewn� my�l, zanim zd��y� j�, nawet bez s��w, sformu�owa�. - Eh bien, mon fils. Tak, synu. S�dz�, �e wiesz, co robisz.
Zdecydowanie. Zmieniaj�c nieco my�l jednego z twoich ulubionych pisarzy fantasy: nawet najbardziej oporny umys� nie mo�e oprze� si� pokusie nauczenia chocia�by paru rzeczy, po sze�ciu milionach lat.
Stary cz�owiek u�miechn�� si� z rozbawieniem w kierunku zamglonego powietrza.
- Sze�� milion�w lat... Ach, te geny samoodm�adzania Remillard�w! Nie�miertelno��, prawdziwy narkotyk, nie? Nie, �ebym to krytykowa�, rozumiesz. Ale... czy wiesz mo�e... hmm... czy mo�esz przewidzie�, kiedy ja...
Niezupe�nie. Moi, je ne suis pas le bon dieu, j�t�assure! Zapewniam ci�, �e nie jestem Panem Bogiem, ale wiem te�, �e po�yjesz wystarczaj�co d�ugo, �eby sko�czy� kronik� rodzinn�.
- C�, dobre i to.
Rogi wyliza� resztk� grzanego wina z �y�ki i wypi� fusy z kawy. Nastawi� kuchenk� na tryb zmywania i wrzuci� naczynia do �rodka. Nast�pnie zacz�� pakowa� wszystkie rzeczy, pod�piewuj�c pod nosem Winter Song (Zimow� Piosenk�) z repertuaru ch�ru Dartmouth College.
W ko�cu rodzinny Duch Remillard�w zapyta�: Jeste� got�w, wuju Rogi? Droga do domu zajmie tylko chwil�. Nie poczujesz dyskomfortu charakterystycznego dla podr�y statkiem kosmicznym.
- Poczekaj, nie w gaciach!
Stary cz�owiek zacz�� zak�ada� reszt� ubrania. Zd��y� ledwie narzuci� spodnie i koszul�, zanim znikn�� gwa�townie ze �nie�nej groty, a jego rzeczy wraz z nim.
Nag�� ciemno�� pomieszczenia roz�wietla�a teraz jedynie nik�a po�wiata fosforyzuj�cych porost�w. Szelesty i pluski narasta�y, a� stworzenia podziemne wyleg�y ze swoich norek, by wygrzeba� resztki ziemskiego sera. Na zewn�trz jaskini wy� wiatr.
1
Z PAMI�TNIK�W ROGATILNA REMILLARDA
Jeszcze ci�gle �ni mi si� czasami ten koszmar. Mia�em go tamtej nocy, kiedy tak bezceremonialnie zosta�em przeniesiony z planety Denali na Ziemi�, pozbawiony w ten spos�b reszty wakacji i zmuszony do doko�czenia tych pami�tnik�w.
Jak zwykle, sen toczy si� w dziwnie przyspieszonym tempie. Na pocz�tku nie ma w nim nic przera�aj�cego. Pi�kna matka trzyma w ramionach niemowl�, dok�adnie zawini�te w kocyk, i podnosi wzrok na nadchodz�cego czternastoletniego syna. Starszego ch�opca otacza dziwnie z�owieszcza aura. W ogromnym po�piechu wr�ci� w�a�nie do domu ze swoich zaj�� w Dartmouth College. Ma na sobie czarny sk�rzany kombinezon motocyklowy, a pod pach� trzyma zmodyfikowany, zabudowany kask. Jego oczy s� szare, a umys� nieprzenikniony, u�miecha si� krzywo i niepewnie, kiedy za namow� matki odkrywa kocyk, aby po raz pierwszy zobaczy� swojego ma�ego braciszka... w jego cielesnej postaci.
R�ce w czarnych r�kawicach dr�� lekko z przej�cia, co ch�opiec z za�enowaniem usi�uje ukry�. W ko�cu dziecko le�y odkryte, nagie, doskona�e. Umys�y Marca i Teresy ��cz� si� w rado�ci.
- Mamo, on jest zdrowy!
- Tak. TAK!
- Tata si� my lii, analiza genetyczna by�a nieprawid�owa...
- Tak, kochanie, nieprawid�owa, nieprawid�owa, i jeszcze raz nieprawid�owa. Cia�o ma�ego Jacka jest normalne, a jego umys�, jego umys�...!
- Umys�?
- Och Marc, kochanie, jego umys� - przem�w do niego - jest wspania�y, nie b�j si� go obudzi�...
Delikatne powieki dziecka otwieraj� si�. W moim �nie, nie ma pod nimi oczu.
S�ysz� �miech i rozpoznaj� g�os Victora. Nie, to nie mo�e by� Victor, poniewa� umar� on dwana�cie lat przed narodzeniem Jacka, a przez ostatnie dwadzie�cia siedem lat przed �mierci� by� bezbronny i pozbawiony kontroli nad cia�em. Podobny los mia� spotka� Jacka, ale w przeciwie�stwie do niego, Victor utraci� wszystkie metafunkcje, jakikolwiek fizyczny i psychiczny kontakt ze �wiatem zewn�trznym. W moim �nie szata�ski �miech milknie w zapachu sosny i paroksyzmie b�lu. Teresa po raz pierwszy w trudnym �yciu swojego dziecka myje mu twarz. Bezokie niemowl� u�miecha si� do nas... I wtedy nagle zaczyna si� prawdziwy koszmar.
Nie ma oczu. Tylko ta pusta, niewidoma ciemno�� �yj�ca jak�� dziwn�, przera�aj�c� wiedz�. M�j sen toczy si� dalej, szybko, Teresa i Marc znikaj�. Zostaje tylko �a�osne, ma�e dziecko zapl�tane w skomplikowane zwoje aparatury podtrzymuj�cej mu �ycie, i nagle, obserwuj�c ten horror widz�, �e jego cia�o zaczyna si� rozk�ada�.
Pr�buj� oderwa� wzrok od makabrycznego widoku, ale nie mog�. Proces autodestrukcji, zaprogramowany przez jego w�asne cia�o, post�puje coraz szybciej i szybciej.
Zrozpaczona matka wini w�asn� dum� za jego cierpienia. Ojciec, Paul, kryje sw�j b�l za naukowym dystansem, traktuj�c rozk�ad cia�a jako smutny, lecz fascynuj�cy przypadek. Marc po raz pierwszy, przez mgnienie oka, widzi Mentaln� Posta�. Denis Remillard, Colette Roy i inni naukowcy Pa�stwa Ludzko�ci nazywaj� dziecko prochronistycznym mutantem, urodzonym w nienormalny spos�b, za wcze�nie jak na biologiczny rozw�j cz�owieka. Cztery obce rasy Imperium Galaktycznego, u�alaj�c si� nad nim, nazywaj� ch�opca �a�osnym i przekl�tym. Tajemniczy Lylmik odmawia komentarza w tej sprawie, zezwalaj�c jedynie beznami�tnie na eutanazj�.
We �nie m�j umys� wrzeszczy: Nie, nie Ti-Jean. Nie, Bo�e - jak mo�esz pozwoli� temu ch�opcu umrze�, je�li jego m�zg �yje; m�zg wspania�y, mocarny superm�zg. Bo�e, dlaczego, dlaczego...
- I wtedy widz� nagi m�zg.
B�agam: Pozw�l mu te� umrze�. Pozw�l umrze� biednemu male�stwu, zatrzymaj aparatur�, przerwij wysi�ki in�ynierii genetycznej, jej daremne pr�by. Pozw�l mu odej�� w spokoju, pozw�l mu odej��!
Monstrum, kt�re samo nie wie, kim jest, postrzega m�zg dziecka jako Wielkiego Wroga i w �cianie ognia aparatura przestaje dzia�a�. Zn�w s�ysz� diabelski �miech Victora, kt�ry rozkoszuje si� potworn� ironi� sytuacji. Oto bowiem m�zg Jacka nie umar� i wci�� �yje. W nie wyja�niony spos�b �yje. Nieprzenikniony m�zg, utrzymywany przy �yciu w spos�b znany tylko sobie, od�ywiany przez atmosfer� i fotony, �yje. Adaptuje si�, uczy, nabiera m�dro�ci i wdzi�ku, a mnie - Bo�e jedyny - strach parali�uje; tak bardzo si� go boj�, chocia� on chce mnie uspokoi� i we �nie wo�am jego imi�: Ti-Jean! Jack!
Ten przera�aj�cy mutant, ta rzecz, to wci�� m�j kochany, ma�y stryjeczny wnuk Jon Remillard. Ta cudowna, �ywa, zaledwie trzyletnia istota ludzka, uwi�ziona jest w oderwanej od cia�a, cz�ekokszta�tnej m�zgowej protoplazmie.
M�j sen nie ukazuje ostatecznego triumfu Jacka. Pami�tam tylko w�asny strach i obrzydzenie, i demoniczny szept: Czyje cia�o roz�o�y si� jako nast�pne? Mo�e twoje, Rogi?...
I wtedy Marc jest zn�w przy mnie, du�o starszy. Tym razem ubrany jest w l�ni�cy mokry kombinezon, kontroluj�cy ruchy cia�a za pomoc� specjalnie wzmocnionych impuls�w m�zgowych, urz�dzenie zakazane przez Imperium Galaktyczne. Marc patrzy na bezcielesn� rzecz, kt�ra jest jego zmutowanym bratem, z wyra�nym podziwem. I z paradoksaln� zazdro�ci�.
Widz� ostrze�enie w bezokiej g��bi i Marc widzi je r�wnie�.
Umys� Jacka przemawia do nas: nie. Ludzka forma jest lepsza. Dla ciebie, Marc. Dla was wszystkich. Marc u�miecha si� i kr�ci g�ow� przecz�co. Mentalna Posta� jest nieuniknion� kulminacj� jakiegokolwiek istnienia i nie ma sensu czeka�, a� nadejdzie ona w opiesza�ym tempie ewolucji. Mo�na j� przy spieszy�...
Nagle widz� trzy osoby zawieszone w przestrzeni kosmicznej: kobiet� bez twarzy odzian� w diamenty, l�ni�c� plazm� otaczaj�c� pierwsz� Mentaln� Posta� i czarn� uzbrojon� sylwetk�, prowadz�c� kosmiczn� armad� w przeciwn� stron� ni� ta, kt�r� pod��aj� dwie pozosta�e osoby. Metafizyczna Rebelia ludzko�ci przeciwko Imperium Galaktycznemu rozpocz�a si�.
W kulminacyjnym momencie mojego snu, bia�o-niebieska planeta eksploduje w�r�d �miertelnego krzyku milion�w ofiar. I w tym straszliwym momencie Imperium Galaktyczne, dobroczy�ca, kt�ry uratowa� ludzko�� przed jej w�asnym szale�stwem i podarowa� nam gwiazdy niczym zabawki, zaczyna kona�...
Sen zawsze ko�czy si� w tym momencie, przed ko�cowym rozwi�zaniem, i budz� si� dr��cy, sparali�owany ze strachu, ze zduszonym w gardle okrzykiem.
Spok�j! T�en fais pas, Rogi! To ju� ciebie nie dotyczy. Uspok�j si� i odpr�. To wszystko wydarzy�o si� dawno temu, i teraz wreszcie, niech napisanie tych pami�tnik�w b�dzie egzorcyzmem, kt�ry zabije koszmar na zawsze.
By� mo�e, znacie mnie ju� ze wst�pu do tych pami�tnik�w. Je�li nie, pozw�lcie, �e si� kr�tko przedstawi�. Nazywam si� Rogatien Remillard i czasem m�wi� na mnie Roger, ale najcz�ciej po prostu wuj Rogi (co mniej wi�cej wymawia si� jak rogue he - �obuz). Nazywaj� mnie tak szczeg�lnie ci, kt�rzy uwa�aj� moje imi� za zbyt poga�skie. Ma ono francuskie korzenie, a Remillardowie s� du�ym rodem, kt�ry pocz�tkowo kolonizowa� Quebec, a p�niej emigrowa� na p�nocno-wschodnie obszary Stan�w Zjednoczonych. Osiedli�a si� tam spora, lecz nie narzucaj�ca si� spo�eczno�� francusko-ameryka�ska. Przez wi�ksz� cz�� mojego �ycia by�em sprzedawc� ksi��ek w miasteczku uniwersyteckim w Hanower w New Hampshire. Mam ma�y antykwariat, �The Eloquent Page�, w kt�rym oferuj� koneserom po wy�rubowanych cenach stare, rzadkie dwudziestowieczne ksi��ki fantasy i science fiction, drukowane na starannie konserwowanym papierze. Chocia� nale�� do rodziny znanych gigant�w mentalnych, moje w�asne zdolno�ci intelektualne i metafizyczne s� niewielkie. To jednak nie uchroni�o mnie od udzia�u w wyj�tkowo urozmaiconych losach moich s�awnych krewnych. Przeciwnie nawet, zdarzy�o mi si� pewnego razu odegra� znacz�c� rol� w machinacjach rodzinnych - co zreszt� zosta�o zignorowane przez historyk�w Imperium. By�em naocznym �wiadkiem wzlot�w i upadk�w wielu galaktycznych bohater�w i �otr�w, w��czaj�c w to dw�ch �wi�tych oraz pewnego znanego osobnika, kt�rego przest�pstwa by�y tak powa�ne, �e nazywano go Anio�em Piekie�.
Nigdy si� nie o�eni�em, ale kilkakrotnie by�em niem�drze zakochany. Kilkakrotnie r�wnie� otar�em si� o �mier� i prze�y�em dzi�ki zupe�nie nieprawdopodobnemu przypadkowi. Z zimn� krwi� zabi�em trzy osoby, chocia� jestem najspokojniejszym i najbardziej zgodnym z ludzi. A jedn� z tych os�b szczerze kocha�em.
M�j brat bli�niak, Donatien, i ja urodzili�my si� w 1945 roku w Berlinie w Nowej Anglii.
Nasz m�ody ojciec nie �y� ju� wtedy, zosta� zabity podczas drugiej wojny �wiatowej, a matka umar�a wydaj�c nas na �wiat. Zostali�my wi�c, dwie sieroty, wychowani przez �yczliwych nam wujka i ciotk�, kt�rzy sami ju� mieli sz�stk� w�asnych dzieci.
Jednak nikt z rodu Remillard�w, opr�cz mojego brata i mnie, nie mia� gen�w �nie�miertelno�ci�, kt�rych istnienie stwierdzono u nas dopiero po �Interwencji�, jak r�wnie� nikt nie mia� gen�w wy�szej energii my�lowej. Wiele lat p�niej, ja i m�j brat dowiedzieli�my si�, �e nie jeste�my jedynymi osobami dysponuj�cymi zdolno�ciami nadprzyrodzonymi. W jaki spos�b reagowali�my na siebie przy pomocy niepokoj�cych w�a�ciwo�ci naszych umys��w, opisa�em ju� kiedy� do�� szczeg�owo. W du�ym skr�cie - nauczy�em si� �y� z takimi zdolno�ciami jak telepatia, psychokineza i metakoercja, podczas gdy Don zosta� przez nie ostatecznie zniszczony i zgin�� tragicznie maj�c zaledwie czterdzie�ci cztery lata.
W wyniku jakiej� dzieci�cej choroby sta�em si� bezp�odny. Don mia� dziesi�cioro dzieci i wszystkie one odziedziczy�y geny metafunkcji i samoodm�adzania, ale tylko dw�jka najstarszych by�a w stanie wykorzystywa� swoje nadzwyczajne zdolno�ci umys�owe. Koleje losu uczyni�y najstarszego syna Dona, Denisa, moim przybranym synem. On w�a�nie ze swoj� �on� Lucille Cartier, r�wnie� b�d�c� umys�owym operantem, zapocz�tkowa� tak zwan� Dynasti� Remillard�w. Wyda�a ona p�niej wiele pot�nych umys��w, jakich ludzko�� przedtem nie zna�a. Drugi syn Dona, Victor, nie by� tak sprawny intelektualnie jak starszy brat, ale jego zdolno�ci metafizyczne by�y nawet pot�niejsze i wykorzystywa� je bezlito�nie dla w�asnych korzy�ci, a� zosta� w ko�cu pokonany, tu� przed sam� �Interwencj��, albo przeze mnie, albo przez tajemnicz� posta�, kt�r� zwyk�em nazywa� Duchem Rodzinnym.
Od czasu do czasu, szczeg�lnie, kiedy jestem pijany, smutny lub ogarni�ty melancholi� nieuchronno�ci losu, kt�r� osoby francuskoj�zyczne nazywaj� malheur, mam ochot� uwierzy�, �e Duch Rodzinny jest niczym wi�cej, tylko wytworem mojej w�asnej wyobra�ni. Ale je�li by�oby to prawd�, to ja by�bym odpowiedzialny nie tylko za Wielk� Interwencj�, ale r�wnie� za Rebeli� Metafizyczn� i inne, bardziej nawet znacz�ce wydarzenia, kt�re mia�y miejsce p�niej, a s� dope�nieniem tej d�ugiej historii.
Jednak by�by to zbyt daleko id�cy w skutkach �art, nawet jak na Pana Boga, kt�ry jest do nich tak skory.
Pozw�lcie mi wi�c rozpocz�� Trylogi� Imperium Galaktycznego bez dalszego oci�gania si�. Zaczn� od retrospekcji.
2
DYGRESJA RETROSPEKTYWNA
BERLIN, NEW HAMPSHIRE, ZIEMIA
30 MARCA 2040
Rogi jecha� do swego rodzinnego miasta w pewne pos�pne wiosenne popo�udnie, wioz�c ze sob� z Hanoweru Teres� i ma�ego Marca, zgodnie z danymi mu instrukcjami. Niezadowolenie i gniewny protest nie zda� si� Rogiemu na nic; Paul by� niewzruszony. Tym razem Rogi r�wnie� mia� przyjecha� do Berlina, aby uczestniczy� w dorocznym rytuale, poniewa� Denis nalega� na to. Tak wi�c musia�o by�.
W Wielki Pi�tek zawsze zwyk� pada� deszcz, ale w tym roku przynajmniej by� ciep�y. Szybko wi�c rozprawia� si� z resztkami lodu pokrywaj�cego jeszcze gdzieniegdzie ulice i z brudnoszarymi ha�dami �niegu, wci�� kryj�cymi si� w niedost�pnych dla s�o�ca zakamarkach. Do Wielkanocy, pomy�la� Rogi, Berlin b�dzie prawie wymyty do czysta. W ogrodach wzd�u� rzeki Anroscoggin, w miejscu, gdzie kiedy� sta�y dymi�ce papiernie, zakwitn� bazie, przebi�niegi, niebieskie syberyjskie cebule morskie i r�owe ciemierniki, a pierwsze drozdy zaczn� �piewa� w�r�d p�czkuj�cych ga��zi klon�w. Mieszka�cy miasta, �wi�tecznie wystrojeni, b�d� przechadza� si� alejkami wzd�u� rzeki.
A przy odrobinie szcz�cia, do przysz�ej wiosny, mo�e Vic ju� nie b�dzie �y�.
- Dlaczego dobrze? - spyta� nagle Marc. - Kto to jest Vic, wujku Rogi? I dlaczego by�oby dobrze, gdyby umar�?
- Oh, merde et puis merde - zakl�� Rogi.
- Rogi, na mi�o�� bosk�! - skarci�a go Teresa.
Bezpieczny w swoim foteliku na tylnym siedzeniu du�ego lincolna, ch�opiec oderwa� si� od pasjonuj�cej obserwacji miasta i zapu�ci� w umys� swojego stryjecznego pradziadka mentaln� sond�. Rogi j�kn�� z nag�ego b�lu, spowodowanego tym niespodziewanym atakiem. Puco�owata buzia Marca, widoczna we wstecznym lusterku, wyra�a�a jedynie czyst� ciekawo��, a jego umys� by� jak zwykle niedost�pny za niemo�liw� do sforsowania zas�on�. Mia� jedynie dwa lata.
Marc, przesta�! - powiedzia�a Teresa.
Tak, mamo - odpowiedzia� ch�opiec. Sonda cofn�a si� prawie tak szybko, jak zosta�a zapuszczona, pozostawiaj�c jedynie uci��liwy b�l mi�dzy oczami Rogiego. S�odki jednak brzd�c o ma�y w�os nie wyssa� jego umys�u, niczym soku pomara�czowego z plastikowej torebki.
- Wstyd� si� za dokuczanie wujkowi. Masz natychmiast przeprosi�!
Niepok�j Teresy, starannie ukrywany przez ca�� godzinn� podr� z Hanoweru, wybuch� teraz z irytacj�, co przekaza�a starszemu m�czy�nie w trybie poufnym:
- Na mi�o�� bosk�, Rogi, czy nie mo�esz panowa� nad sob�; je�li nie z czystej przyzwoito�ci, to przynajmniej przez wzgl�d na mnie i Marca?
Ch�opiec powiedzia�:
- Przepraszam, wujku Rogi.
- Wybaczam - odpowiedzia� starszy m�czyzna i zwr�ci� si� do Teresy:
Jak tylko dotrzemy do domu Vica, dzieciak b�dzie czyta� my�li ca�ej rodziny jak z kartki; bez wzgl�du na to, jak wszyscy b�d� starali sieje ukry�. To kompletny idiotyzm ze strony Denisa prosi� ci�, �eby� przywioz�a ze sob� Marca na t� cholern� szopk�. Czy on naprawd� ma zamiar wykorzysta� to dziecko w metakoncercie i... na diab�a mu tak przeci�tny umys� jak m�j? Ca�a ta farsa to pieprzona wym�wka, maj�ca zag�uszy� poczucie winy Denisa. Powinni�cie ju� dawno z tym sko�czy�, a Paul mia�by wi�cej rozumu i nie niepokoi� ci� w twoim stanie.
Marc wtedy zapyta�:
- Czy wuj Rogi m�wi, �e Vic ma umrze� i to mo�e skrzywdzi� ciebie i Maddy, mamo?
- Nie, kochanie. Absolutnie nie. Czuj� si� �wietnie, podobnie jak Maddy, bezpieczna we mnie.
Rogi, spr�buj by� ostro�niejszy w trybie poufnym! A w og�le, to lepiej skup si� na tym, gdzie jedziesz, je�li ju� upar�e� si� prowadzi� r�cznie. Sp�jrz, czy nie mieli�my skr�ci� w High Street?
- Marc, kochanie, �le zrozumia�e� my�l wujka. Ten Vic, o kt�rym my�la� wuj Rogi, to Victor Remillard, brat dziadka. Jedziemy, �eby go zobaczy� i pomodli� si� za niego. Victor jest bardzo, bardzo chory. Jest chory ju� od prawie dwudziestu siedmiu lat, a� od momentu Wielkiej Interwencji.
Ch�opczyk atakowa� zaciekle matczyn� zas�on� mentaln� niczym zawiedziony kociak, drapi�cy zamkni�te drzwi. Nie m�g� jednak znale�� w tej barykadzie �adnego przesmyku dla jego fal my�lowych; lito�ciwa natura uczyni�a wi�kszo�� rodzic�w operant�w odpornymi na ataki swych dzieci.
- Ale dlaczego Vic mia�by umrze�? Otw�rz si� przede mn�, mamo, �ebym m�g� to lepiej zrozumie�. Chc� zrozumie�. By� nie�ywym jest �le, prawda? Dlaczego to ma by� dobre dla Vica?
- Kochanie, nie b�d� natarczywy. Ile razy mam ci powtarza�, �eby� szanowa� psychik� innych ludzi? I powiniene� nazywa� go stryjecznym dziadkiem Victorem. Dobre wychowanie, Marc, pami�taj o tym!... Kiedy kto� jest bardzo chory i nie mo�e ju� wyzdrowie�, zwykle jest dla niego lepiej, �eby umar� i poszed� do nieba a nie dalej cierpia�.
Rogi wybuchn�� g�o�nym �miechem.
- Do nieba! A to dobre!
Teresa zwr�ci�a si� spokojnie do dziecka:
- Wujek ironizuje. Pami�tasz, Marc, co to jest ironia?
- Tak, mamo, ale wola�bym teraz rozmawia� o �mierci, je�li mo�na.
- Nie ma zbyt wiele czasu, ale postaram si� wyt�umaczy� ci tyle, ile zdo�am.
Rogi zwolni� troch�, kiedy przeje�d�ali przez centrum Berlina. Miasto ogromnie si� zmieni�o, odk�d by� tu ostatni raz; rozbudowa�o si� i zmodernizowa�o prawie nie do poznania. Stare budynki, nadaj�ce si� jeszcze do remontu, zosta�y fachowo odrestaurowane oraz otoczone zieleni� i wygl�da�y teraz, jakby sta�y tu od niepami�tnych czas�w. Obok ka�dego bloku urz�dzono ma�e parki, w kt�rych malownicze latarnie uliczne roz�wietlamy ju� blady �wit, chocia� do wschodu s�o�ca pozosta�y jeszcze dwie godziny. Miasto by�o czyste i schludne. Nawet w ulewnym deszczu domy �r�dmiejskiej dzielnicy mieszkalnej zdawa�y si� l�ni� �wie�o�ci�. Wiele z nich - z bia�ymi �cianami i ciemnymi okiennicami - utrzymywa�o klasyczny nowoangielski styl, inne natomiast zwraca�y uwag� weso�ymi pastelowymi kolorami, charakterystycznymi dla po�udniowego Quebecu.
Teresa nie ustawa�a w wysi�kach wyt�umaczenia swojemu dziecku problemu �miertelno�ci. Ma�a g��wka pokryta mas� ciemnych loczk�w pochyla�a si� coraz to ni�ej, z ka�dym jej s�owem, w pe�nej pos�uchu koncentracji. Nagle wuj Rogi poczu�, �e Marc ponawia pr�by zdobycia nowych informacji wwiercaj�c si� niemal w jego czu�� kor� m�zgow�. Rogi zmobilizowa� ca�� swoj� koercyjn� si�� doros�ego cz�owieka na odparcie dziecinnego ataku, zwracaj�c si� do ch�opca w mo�liwie najprecyzyjniejszym trybie poufnym, aby Teresa nie zorientowa�a si�, co powiedzia�:
Przesta� si� wtr�ca�, szczeniaku! Powtarzam, do cholery, przesta� mnie m�czy�! Vic jest z�ym cz�owiekiem, a przynajmniej by� z�y, zanim zachorowa�. To najgorszy cz�owiek, jakiego kiedykolwiek zna�em, i im szybciej umrze, tym lepiej dla nas wszystkich. Czy jeste� wreszcie zadowolony?
Tak, wujku Rogi.
Wkr�tce zobaczysz, o co chodzi w tych corocznych, wielkopi�tkowych spotkaniach rodziny. Sied� po prostu cicho, patrz i s�uchaj, a wszystko samo si� wyja�ni. Je�li potem b�dziesz mia� jeszcze jakie� pytania, zwr�� si� do dziadka Denisa.
Ja... ja nie chc�. Nie lubi� dziadka Denisa. Zapytam ciebie w drodze powrotnej. Dobrze?
Pewnie tak. Teraz zostaw mnie w spokoju, pr�buj� znale�� to miejsce. Nie by�em tu od dwudziestu pi�ciu lat. Cholera, wszystko tu wygl�da inaczej. Chyba musz� zda� si� na komputer.
-...i w ten spos�b cz�steczki naszych cia�, kt�re zosta�y uformowane tysi�ce lat temu w sercach wielkich eksploduj�cych gwiazd; cz�steczki, kt�re tylko po�yczamy na kr�tki czas, musz� by� zwr�cone Galaktyce do ponownego wykorzystania - ci�gn�a Teresa - ale nawet, je�li nasze cia�a umr�, nasze umys�y b�d� �y�y nadal w jednym Umy�le Wszech�wiata i pozostan� szcz�liwe z Bogiem i wszystkimi naszymi bliskimi w wiecznej jasno�ci. Tym w�a�nie jest niebo.
- Czy ja umr�? - zapyta� Marc.
Uj�a jego drobne d�onie i poca�owa�a w czo�o.
- Jeszcze d�ugo, d�ugo nie. Ty masz... ty masz wyj�tkowe cia�o po to, aby starczy�o na d�ugo twojemu wyj�tkowemu umys�owi.
- A czy ty umrzesz? A wujek Rogi?
- Tw�j wujek ma cia�o tak samo wyj�tkowe jak ty. On r�wnie� nie umrze jeszcze przez d�ugi czas; ani on, ani tata. Ja nie mam takiego cia�a jak wy, ale kiedy stan� si� stara i schorowana, poddam si� regeneracji, �ebym mog�a z tob� zosta�. Czy pami�tasz, co to znaczy regeneracja?
- Tak, jak babcia. W laboratorium regeneracyjnym.
- Dok�adnie. Kiedy si� zestarzej�, p�jd� w takie miejsce i odnowi� mnie tak, jak to zrobili z babci� Lucille, �ebym zn�w by�a m�oda i silna. Babcia wr�ci do nas ju� nied�ugo. Nie poznasz jej, b�dzie wygl�da�a tak m�odo jak ciocia Cat.
Rogi wprowadzi� do komputera samochodu dane na temat celu ich podr�y, kt�rym by�a rezydencja Victora Remillarda na Upper Hillside Drive, i prze��czy� uk�ad prowadzenia na funkcj� autopilota. Westchn�� z ulg� i rozsiad� si� wygodnie w fotelu, podczas gdy pojazd porusza� si� samodzielnie, wykorzystuj�c punkty orientacyjne przekazywane przez satelit�. Rogi, w g��bi swojej staro�wieckiej duszy, traktowa� tego rodzaju wynalazki jako przejaw zepsucia. Autopilot by� nawet gorszy od skomputeryzowanych pas�w szybkiego ruchu na autostradach - dzi� ju� przestarza�ych. Urz�dzenia te odbiera�y ca�� przyjemno�� prowadzenia samochodu. Mo�na by�o r�wnie dobrze jecha� autobusem albo jednym z tych cholernych lataj�cych jajek, kt�re porusza�y si� w tunelach powietrznych, wyznaczonych przez Miejski Urz�d Kontroli Lot�w. Do tej pory Rogi zdecydowanie odrzuca� my�l o nauczeniu si� pilota�u tych pojazd�w; ostatnio zacz�� si� nieco do nich przekonywa�. Trzeba przecie� i�� troch� z duchem czasu, nawet kiedy wydaje si� on gna� jak diabli - z pr�dko�ci� �wiat�a.
Rozleg� si� sygna� z deski rozdzielczej i elektroniczny g�os powiedzia�:
- Dotr� pa�stwo do celu podr�y za blisko trzy minuty. Prosz� przygotowa� si� do przej�cia r�cznej kontroli nad pojazdem.
Rogi wymamrota� co� pod nosem.
Marc zapyta� matk�:
- Czy zobaczymy si� z tat�, wujkiem Philipem i reszt� rodziny w domu dziadka Victora?
- Tak. Wszyscy przylatuj�.
Samoch�d skr�ci� z Hillside Drive w w�sk� alejk�, ocienion� pot�nymi sosnami i drzewami szaleju. Wypiel�gnowana imitacja pradawnych las�w Nowej Anglii przechodzi�a dalej w rozleg�y trawnik, zwi�d�y jeszcze po zimie, sk�d roztacza� si� wspania�y widok na rzek� Androscoggin. Rogi zaparkowa� przy domu obok pi�ciu pojazd�w lataj�cych w kszta�cie jajek; trzech wulf-mercedes�w, jednego mitsubishi i sportowego zielonego de havilland kestrela, nale��cego do Severyna Remillarda. Nie wida� by�o nigdzie czerwonego maserati Paula.
Dom, z kt�rego Victor zarz�dza� swoim imperium finansowym przed Wielk� Interwencj�, by� tak samo brzydki, jakim go Rogi zapami�ta�: wynios�e, nowobogackie ceglane kolumny, stiuk, sztuczne drewno. Zosta� zbudowany w latach trzydziestych dwudziestego wieku, dla jakiego� satrapy z upad�ej papierni. Okna zosta�y wykonane z o�owiu i szk�a. Szczyty dachu pokrytego �upkami, ostro zako�czone, b�yszcza�y w czasie deszczu, jakby by�y t�uste. Dobud�wki o fantazyjnych kopu�ach - bez�adnie doklejone tu i �wdzie - by�y kiedy� stajniami, gara�ami i mieszkaniami s�u�by. W g��wnym budynku znajdowa�o si� dziesi�� olbrzymich sypialni, biblioteka wy�o�ona d�bow� boazeri�, pretensjonalna pracownia malarska z oran�eri� (pozbawion� p�niej ro�linno�ci) i wielka sala balowa. Po wy�o�onych marmurem, szerokich korytarzach hula�y przeci�gi, a nowoczesna kuchnia z oficjaln� jadalni� onie�mieli�aby niejeden ma�y hotel. Dope�nia� tego wszystkiego pusty basen kryty i najlepszy z mo�liwych system alarmowy.
Victor Remillard mieszka� w tym domu z dwoma m�odszymi bra�mi-bli�niakami Louisem i Leonem oraz owdowia�� siostr� Yvonne Portier od roku 2009, tj. od momentu najwi�kszego powodzenia firmy Remco Industry. Wszystkich ich pozbawi� zdolno�ci ponadzmys�owych ju� we wczesnym dzieci�stwie, przez co rodze�stwo sta�o si� marionetkami Victora. W roku 2013, kiedy zbrodnicze plany Victora zosta�y udaremnione, a on sam sta� si� pozbawion� zmys��w, bezsiln� ro�lin�, dom zamieni� si� w jego miejsce zes�ania. Denis, wraz ze swoimi wp�ywowymi przyjaci�mi, obieca� Louisowi, Leonowi i Yvonne, �e nie zostanie przeciw nim wszcz�te dochodzenie pod warunkiem, �e b�d� mieszka� tam nadal, spokojnie opiekuj�c si� Victorem; dozorowa� niewielk� grupk� s�u�by i piel�gniarek, pozostaj�c z dala od �ycia publicznego.
Pocz�wszy od roku 2016, kiedy jego najm�odszy syn Paul mia� dwa lata, Denis Remillard z �on� Lucille Cartier i siedmiorgiem dzieci, pojawiali si� u Victora w Wielki Pi�tek. Denis obja�ni� rodze�stwu, �e on i jego rodzina w ten dzie� modl� si� o duchowe odrodzenie Victora.
Yvonne, Louis i Leon nigdy tak naprawd� nie poj�li, co Denis przez to rozumia�, cieszyli si� jednak, �e zdo�ali umkn�� wymiarowi sprawiedliwo�ci po tym, jak pomagali i wspierali Victora w jego zbrodniach. Sumiennie wykonywali swoje obowi�zki zgodnie z instrukcjami Denisa, a poniewa� byli �normalni�, nie brali udzia�u w dorocznym rytuale mentalnym. Zajmowali si�, co najwy�ej, go��mi-operantami, kt�rzy w ko�cu zacz�li przywozi� r�wnie� swoich ma��onk�w. Opiekunowie Victora modlili si� ka�dego dnia swojego �ycia (bez wiedzy Denisa), aby starszy brat nigdy nie zbudzi� si� z tajemniczej �pi�czki i nie odnowi� swojej dominacji nad nimi. Prawd� m�wi�c, ca�a ta tr�jka wznosi�a r�ce do Boga, �eby Victor Remillard umar�.
W tym roku, wreszcie, wygl�da�o na to, �e ich pro�by mog� by� wys�uchane.
Aurelie Dalambert sta�a przy oknie biblioteki, patrz�c na deszcz i s�cz�c sherry. Pomimo buchaj�cego z kominka �aru, w pokoju panowa� ch��d. Cecilia, Maeve i Cheri siedzia�y w niewygodnych adamaszkowych fotelach tak blisko ognia, jak mog�y, wzmacniaj�c si� gor�c� herbat�.
- Wci�� ani �ladu Primadonny? - spyta�a ostro Maeve O�Neill.
- Nie - odpowiedzia�a Aurelie - Rogi przywozi j� i Marca. Samochodem.
Cheri Losier-Drake, dwudziestotrzyletnia, najm�odsza �ona w rodzinie, zdusi�a w sobie dr�enie i si�gn�a po srebrny czajnik z herbat�.
- To cholerne modlitewne czuwanie staje si� ka�dego roku coraz dziwaczniejsze. Moje nerwy s� w strz�pach. Gdybym tylko mog�a si� napi�! Cele, ty jeste� lekarzem. Na pewno jedna brandy nie zaszkodzi�aby mi.
Cecilia Ashe delikatnie po�o�y�a r�k� na ramieniu swojej szwagierki. Koj�ca fala przep�yn�a z jej m�zgu do drugiej kobiety.
- Wiesz, �e nie powinny�my... Czy ten masa� pom�g� ci troch�?
Cheri westchn�a.
- Musia�. Dzieciak nie�le mnie kopn��.
- Wkr�tce b�dzie po wszystkim - powiedzia�a Aurelie uspokajaj�cym tonem.
- Nie tak znowu wkr�tce - odparowa�a szorstko Maeve. Wypi�a ostatni �yk swojej herbaty, z g�o�nym brz�kni�ciem postawi�a pi�kn� porcelanow� fili�ank� ze spodkiem na stole i posz�a po kolejn� brzozow� szczap� do kominka.
- Ja uwa�am, �e wymowa tego dorocznego rytua�u jest fascynuj�ca - powiedzia�a Cecilia - To takie wzruszaj�ce, gdy rodzice troszcz� si� o swoj� czarn� owc�.
- Od razu wida�, �e jeste� tu pierwszy raz. - zauwa�y�a Maeve, ciskaj�c szczap� do ognia. Chmura iskier wzbi�a si� w g�r� komina. - Nie wiem, ile ci Maury powiedzia�, ale, wiesz, tak w�a�ciwie, to my si� nie modlimy. Denis ��czy wszystkie nasze umys�y w koercyjny metakoncert i... on si� modli. Albo co� w tym rodzaju. Sewy uwa�a, �e to wszystko u Denisa jest nieustaj�c� pr�b� zmazania winy. Czuje si� nie w porz�dku, bo nie ukr�ci� Vica przez te wszystkie lata.
Cecilia, kt�ra po�lubi�a owdowia�ego Maurice�a Remillarda siedem miesi�cy wcze�niej, przywo�a�a na twarz wyraz zawodowej uprzejmo�ci.
- To mo�e by� jedno wyja�nienie. Ale s� te� inne.
- Ja my�l�, �e nasza koercja ma zabi� Vica - stwierdzi�a kr�tko Cheri - i jest to, tak naprawd�, naszym pobo�nym �yczeniem.
- Amen - doda�a Maeve. Wrzuci�a do ognia nast�pny kawa�ek drewna, otrzepa�a r�ce i wcisn�a si� z powrotem w sw�j fotel.
- Je�li Paul ma racj� i nasz nies�awny kaleka wreszcie umiera, to mo�e by� ostatni rok, kiedy musimy godzi� si� z obsesj� Denisa.
Aurelie odezwa�a si� spod okna:
- Widz� �wiat�a samochodu. To Rogi i Teresa. Rozmawia�am te� mentalnie z Paulem. On i Denis wkr�tce tu b�d�. Po��czenie ekspresowe z Baltimore do Bostonu op�ni�o si� i stracili sporo czasu w korku. To skandal, jak pogorszy� si� ostatnio ruch powietrzny.
Podesz�a do kominka i nala�a sobie fili�ank� herbaty, po czym usiad�a ze wszystkimi. Cecylia odezwa�a si�:
- Jako neurochirurg uwa�am spraw� tajemniczej �pi�czki Victora Remillarda za zastanawiaj�c�. Czy to prawda, �e jego cia�o pozosta�o w �wietnym stanie a� do teraz?
- On ma zesp� gen�w nie�miertelno�ci, podobnie jak reszta tych cholernych szcz�ciarzy - powiedzia�a Maeve z gorzkim u�miechem. - Bogu dzi�ki, �e dopracowali w ko�cu terapi� regeneracyjn�. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak czu�a si� biedna Lucille, zamieniaj�c si� w star�, zniedo��nia�� siedemdziesi�ciodwulatk�, podczas gdy jej m��, tylko o rok starszy, wci�� wygl�da na �wie�o po studiach!
- To b�dzie pierwszy Wielki Pi�tek, kt�ry Lucille opu�ci - powiedzia�a Cheri.
- Pewnie tak sobie to zaplanowa�a - stwierdzi�a Maeve. - Dziewi�� miesi�cy w laboratorium i potem - prosz� bardzo! Odrodzona, m�oda i boska!
Poklepa�a si� po zaokr�glaj�cym si� brzuchu.
- Niech to szlag, �e ci�gle musimy rodzi� dzieci w ten sam, staro�wiecki spos�b. Sp�jrzcie na siebie! Opr�cz Aurelie i Anny, dziewicy-m�czennicy - wszystkie jeste�my jedn� wielk�, pieprzon� porod�wk�. Wydaje si�, �e dzieci to wszystko, czego oczekuje od nas dynastia Remillard�w. Czasami Sewy jest do tej sprawy nastawiony zbyt optymistycznie! Ciekawe, czy dlatego Jenny i Gala rozwiod�y si� z nim?
- Teresa ju� chyba nied�ugo... Prawda? - zauwa�y�a Aurelie, zmieniaj�c nagle temat.
- A Cat jest ju� w ostatnim miesi�cu - Ale to prawda - Maeve naciska�a Cecili�. - Zamierzaj� wykorzysta� sztuczne ci��e, aby wspom�c proces zaludniania etnicznych planet. Dlaczego tego nie upowszechni�? Mog� by� w ci��y dwa razy, ale niech mnie diabli, je�li mam przez to przechodzi� jeszcze wielokrotnie, tylko po to, �eby wyposa�a� Pa�stwo Ludzko�ci w nadzwyczajne Umys�y Remillard�w. Ale gdyby uda�o nam si� zape�ni� inkubatory zap�odnionymi jajami...
- Dysponujemy odpowiedni� do tego technik� ju� od d�u�szego czasu - przyzna�a Cecilia. - I w pewnych sytuacjach jest ona bardzo u�yteczna. Dla dziecka jednak jest zdecydowanie lepiej rozwija� si� w ciele matki, w spos�b naturalny. Wchodz� tu w rachub� zar�wno czynniki psychologiczne, jak i fizyczne. Dlatego w�a�nie ustawa reprodukcyjna tak drastycznie ograniczy�a sztuczne ci��e.
- A co Nadzorcy Simbiari mog� wiedzie� na ten temat? - napuszy�a si� Maeve. - Te cholerne, znosz�ce jaja jaszczury! Oni nie ryzykuj� �ycia, �eby mie� dzieci.
Zerwa�a si� z miejsca i podesz�a energicznym krokiem do okna. Samoch�d podjecha� pod g��wne drzwi posiad�o�ci, a s�u�alczy Louis i Leon pospieszyli, by przywita� przyby�ych.
- Przechodzisz t� ci��� znacznie lepiej ni� poprzedni�, kochanie. - Aurelie stara�a siej� pocieszy�. - Je�li potrafisz, spr�buj po prostu ograniczy� swoje kontrredaktywne sk�onno�ci... unikaj stresu - doko�czy�a Maeve zjadliwym tonem. - �atwo ci m�wi�. Masz ju� sze�cioro i b�dziesz jeszcze tak ci�gn��, dop�ki ci jajniki nie wysi�d�. Rodzisz dzieci �atwo jak india�ska squaw.
Cheri odezwa�a si� ostrzegawczym tonem:
- Spr�buj si� uspokoi�, Maeve. Daj sobie spok�j.
Irlandka powiedzia�a:
- Ju� wkr�tce si� uspokoj�. Zaraz, jak