Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6220 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
J�ZEF HEN
Opowie�� o Tadeuszu Boyu-�ele�skim
ta .Ann,A,
Dziennikarz:
Zacz kto? Sta�czyk:
B�azen. Dziennikarz:
Wielki m��.
Stanislaw Wyspia�ski, Wesele
ISKRY
Projekt obwoluty, ok�adki f J|bii tyftdowyeh
Krystyna T�pfer ' "
Zdj�cie autora: (c) by Jacek Dro�d� Pozosta�e zdj�cia z archiwum ISKIER
4 ,.""
WYPO�YCZALNIA nr W
Wydanie II
ISBN 83-207-1611-X
Copyright (c) by J�zef Hen, 1998
Copyright (c) by Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 1998
Wydawnictwo ISKRY,
ul. Smolna 11, 00-375 Warszawa
Dzia� handlowy - tel./fax (0-22) 827-33-89
Sk�ad: FELBERG, Warszawa
Druk: Drukarnia Naukowo-Techniczna
Warszawa, ul. Mi�ska 65
e-mail:
[email protected] "'"'
l
MATKA I SYN
Dwa pokoiki na trzecim pi�trze nazywano "Miodog�rzem". Od roku 1858 odnajmowa�a je panna Narcyza �michowska, kt�ra kilkana�cie lat wcze�niej, jako "Gabryella", zas�yn�a dzi�ki swojej Pogance. By�a nie�adna i uczuciowa, inteligentna i utalentowana. (Na biurku ojca ch�opiec widywa� obite sk�r� du�e pude�ko z przegr�dkami na kilkadziesi�t cygar i z monogramem N.�. "Jako malca - napisze -intrygowa�a mnie ta pani, o kt�rej m�wiono z tak� czci�, a kt�ra pali�a cygara"). Pierwsze pi�tro zajmowa�, wraz ze swoimi dzie�mi, w�a�ciciel kamienicy, pan Jan Andrzej Grabowski, wdowiec, kt�rego ojciec by� najpierw krawcem, a potem kupcem b�awatnym. Pan Grabowski mia� cztery c�rki: Juli� (p�niejsz� Tetmajerow�, matk� Kazimierza, poety), Wand� (kt�ra urodzi bohatera tej ksi��ki), Mari� i Zofi�, t�umaczk� angielskich ksi��ek dla m�odzie�y; by� te� syn, Alfred, najm�odszy i najrzadziej wspominany.
S�owo o kamienicy. Nazywano j� czasem przesadnie "pa�acem", mo�e dlatego, �e wybudowa� j� bankier kr�la Stanis�awa Augusta, pan Piotr Tepper, bogacz, kt�ry przy magnatach si� zdeprawowa�: zatraci� mieszcza�sko��, kupi� szlachectwo austriackie i krzy� malta�ski, wreszcie zbankrutowa� (1793) i umar� prawie w n�dzy. W tej kamienicy, teraz ju� Grabowskich, nigdy nie brak�o lokator�w, najcz�ciej zreszt� z gospodarzem skuzynowanych, a wszystko to byli ludzie nietuzinkowi. "Tu bi�o wtedy serce Warszawy" - napisze wiele dziesi�tk�w lat p�niej syn Wandy Grabowskiej, a on, wiemy to, zna� wag� s��w. �mietanka: architekt, muzyk, filozofka (E. Ziem�cka), adwokaci i znakomity lekarz Ignacy Baranowski. By�a te� w kamienicy "pensyjka
�e�ska", kt�r� prowadzi�a Julia B�kowska, gdzie pobiera�y nauki dwie panny Grabowskie (w tym Wanda), Narcyza za� by�a podziwian� nauczycielk�. Wszystko to odnotowa� w swoich pami�tnikach doktor Baranowski. Zakochany wytrwale w inteligentnej, starszej od siebie pannie B�kowskiej, w ko�cu szcz�liwie si� z ni� o�eni�.
Wymie�my jeszcze Karola Ruprechta, dla mieszka�c�w "pa�acu" posta� to prawdziwie legendarna: za konspiracj� w 1846 roku skazany na �mier�, u�askawiony pod szubienic� (jak m�ody Dostojewski), przebywa� na katordze w kopalni srebra; teraz amnestionowany z okazji koronacji Aleksandra II, wr�ci� i zamieszka� u Grabowskich. Tak jak jego przyjaciel, Edward Jurgens.
Wszystko, co w Warszawie ambitne, ci�gn�o na trzecie pi�tro do Miodog�rza jak do miodu. Wok� Narcyzy �michowskiej zrobi�o si� t�oczno. Ta kobieta o rysach grubych, pospolitych (ku jej rozpaczy) -umys� mia�a niepospolity, fascynuj�cy. I serce spragnione mi�o�ci. Nikt nigdy jej nie pokocha�.
Dojrzewa�a w kraju ogo�oconym z m�czyzn. Ci, kt�rzy nie zgin�li na polach powsta�czych bitew (1831); kt�rzy nie zostali wywiezieni; kt�rzy nie uszli na t�umn� emigracj�, lub te�, machn�wszy na wszystko r�k�, nie zaszyli si� na wsi - by� to materia� lichy, nie na miar� �e�skiej elity. Inteligentne, ambitne i zazwyczaj pi�kne, nie napotyka�y godnych siebie partner�w. Wytworzy� si� - napisze po latach syn Wandy - rodzaj duchowego matriarchatu. "Kobieta urasta - stwierdzi bez ogr�dek - m�czyzna kurczy si�, maleje. Gdy obywatelski synek poluje, pije i gra w karty, siostra jego czyta, my�li i s�dzi". Idea� romantyczny, kt�ry przyswoi�y sobie "entuzjastki" - jak je nazwa�a �michowska - nakazywa�, by za m�� wychodzi� tylko z mi�o�ci. Nawi�zywa�y mi�dzy sob� egzaltowane przyja�nie: "posie-strzenie" - poj�cie tak�e ukute przez Narcyz� - sta�o si� wyznaniem tych kobiet. Mog�o si� za tym s�owem kry� sporo tre�ci. Obok entuzjastek, by�y "emancypantki" - od�am bardziej praktyczny, doma-gaj�cy si� przede wszystkim r�wnych praw. I by�y jeszcze "lwice", bogate �wiatowe panie, kt�re udzieli�y sobie prawa do swobodnego �ycia. Wszystkie by�y przeciw konwencjonalnej nudzie i upokorzeniu byle jakiego ma��e�stwa.
C�rki pana Grabowskiego ros�y bez matki. Kiedy �michowska pojawi�a si� na Miodog�rzu, Wanda mia�a lat siedemna�cie i by�a
bardzo dziecinna - Narcyza o dwadzie�cia trzy lata starsza. Mog�a s�u�y� dorastaj�cej pannie m�dro�ci�, wiedz� i do�wiadczeniem. I uczuciem, kt�rego dziewczyna na pewno �akn�a. "Gabryella" mia�a za sob� rewelacyjny debiut poetycki w "Pierwiosnku" - potem, po pobycie z arystokratycznymi chlebodawcami w Pary�u - wsp�prac� z "Przegl�dem Naukowym", kt�rego redaktorem by� b�yskotliwy i pe�en wdzi�ku kasztelanie Edward Dembowski. Nieszcz�sna Narcyza zadurzy�a si� w nim, oczywi�cie, i odrzuci�a r�k� pewnego starszego od niej astronoma. Potem by�a mi�o�� "Narcyssy" do Pauliny Zbysze-wskiej, kobiety "genialnej", jak okre�li�a j� w li�cie do przyjaci�ki, pi�knej (nie we wszystkich oczach), bogatej, samolubnej, kapry�nej... Przep�dzona w ko�cu z jej maj�tku, upokorzona, biedna Narcyza idzie do bryczki p�acz�c. "Ja my�la�am, �e oszalej�". To dzi�ki tej kl�sce powsta�a Poganka - ni to poemat, ni to powie��. Opublikowana w "Przegl�dzie Naukowym" w 1846 roku, sta�a si� dla �wczesnej m�odzie�y utworem "kultowym". (,foganka - powie syn Wandy -wynios�a j� w opinii tak wysoko, �e utrudni�a jej dalsze pisanie".) Ale rzecz dziwna, ksi��ki przez d�ugie lata nie by�o, czcicielom musia� wystarczy� druk w czasopi�mie. A potem wi�zienie - z powodu przechwycenia przez policj� korespondencji w�a�nie z ukochan� Lin�. Bogata, ustosunkowana pani wysz�a szybko na wolno��, a ona, biedna Narcyza, przesiedzia�a w samotnej celi dwa i p� roku. Po wi�zieniu -nakaz zamieszkania w Lublinie, w kt�rym czu�a si� podle, "drepcze po b�ocie lubelskim za lekcjami, z tym uczuciem - opowiada syn Wandy - �e rodacy odwracaj� si� od niej jak od zapowietrzonej, bo stosunki z ni� kompromituj� w oczach w�adzy". Przyjaciele starali si�, by to "zes�anie" uchylono, w 1855 roku mog�a wreszcie przenie�� si� do Warszawy. G��d ksi��ek zaspokojony. A w trzy lata p�niej -"Miodog�rze" u Grabowskich. Tutaj, otoczona przyjaci�mi, uczennicami, kt�re ch�on�y jej s�owa, uwielbia�y j�, prze�ywa�a - wszystko na to wskazuje - najszcz�liwszy okres swojego �ycia. Usatysfakcjonowana zosta�a tak�e jako autorka: w roku 1861, staraniem przyjaci�, ukaza�y si� Pisma Gabryelli w czterech tomach. Krytyk literacki Boy-�ele�ski zwraca uwag�, �e mia�o to te� swoj� s�ab� stron�: Poganka uton�a w zbiorowym wydaniu.
Szcz�cie nie mog�o trwa� zbyt d�ugo. Zbli�a�o si� powstanie, kt�remu �michowska, obola�a i osobi�cie do�wiadczona, by�a zdecy-
dowanie przeciwna. To wa�na informacja, bo skoro tak, to mamy pewno��, �e r�wnie� Wanda, dla kt�rej pani Narcyza stanowi�a wyroczni�, by�a przeciw powstaniu. I mo�emy si� domy�la�, �e w tej atmosferze wyr�s� jej syn. "Widzia�a - napisze kre�l�c sylwetk� �michowskiej - z�udno�� nadziei, z�udno�� wiary w swoje si�y i w obc� pomoc". Dostrzega�a "brak styczno�ci pomi�dzy g�r� i do�em spo�ecze�stwa, ciemnot� i oboj�tno�� po r�wni - mimo �e na inny spos�b - w g�rze i w dole. Przera�a�a j� lekkomy�lno�� sfer emigracyjnych, kieruj�cych z daleka ruchem". Narcyza - nie chc�c uczestniczy� w tym, czemu by�a przeciwna - opuszcza pod koniec 1862 roku Warszaw� i przenosi si� na wie�, do krewnych.
Powstanie jednak wybuch�o, mieszka�c�w domu przy ulicy Miodowej 3 nie omin�y represje. W piwnicy �andarmi znajduj� bro� - kto za to odpowiada? - gospodarz, naturalnie, Jan Grabowski sp�dza kilka miesi�cy w cytadeli, do wi�zienia trafia tak�e jego syn, Alfred. I wreszcie Edward Jurgens, inteligentny, szlachetny, zreszt� przeciwnik powstania (podobnie jak jego przyjaciel Ruprecht, kt�remu uda�o si� emigrowa�), umiera w cytadeli, najprawdopodobniej zam�czony. Lista zes�anych na Sybir jest d�uga. �michowska prze�ywa to wszystko ze swojego odosobnienia na wsi. Czyta teraz du�o, dociera do niej Darwin i zachodni pozytywi�ci, "przebudowuje sw�j �wiatopogl�d", jak wynika z list�w do Wandy.
Bo na wymuszonym przez wypadki oddaleniu skorzysta�a historia literatury i w og�le historia: sto osiemdziesi�t list�w Narcyzy �michowskiej do Wandy Grabowskiej. "Moja matka by�a zwichni�t� literatk�" - powtarza� z uporem jej syn w odczycie, z kt�rym obje�d�a� Polsk�. Narcyza dostrzeg�a w niej talent, namawia do pisania, udziela rad, stale niezadowolona z realizacji. Nazywa Wand� "rozpieszczon� dewotk� idea�u", krytykuje: "Moralizowanie jest g��wn� wad� Twoj�". "Jeszcze rada ostatnia: zdaj wszystko na los szcz�cia, nie my�l wcale o stylu; my�l g��wnie o przedmiocie, kt�ry ci� zajmuje".
Wanda pisze rozprawk� Rzecz o s�u��cych, kt�r� jej mistrzyni przerabia, a potem to dzie�o "kollaboracji" ukazuje si� w "Bluszczu" podpisane "Filipina". Czy to nie jest dziwne, �e autor tej ksi��ki, jako ch�opiec szesnastoletni, mia� jakim� trafem w r�ku ten rocznik "Bluszczu" i �e zainteresowa�a go rozprawka Filipiny? Pod koniec 1939
roku, uchodz�c przed Niemcami, znalaz�em si� we Lwowie. Ucieszy�o mnie, �e moja nauczycielka, pani Ruffowa, asystentka profesora biologii w gimnazjum Kry�skiego, jest urz�dniczk� w Zak�adzie dla Nieuleczalnie Chorych prowadzonym przez zakonnice i �e tam mieszka. Odwiedza�em cz�sto ten zak�ad, pami�tani pawilony rozrzucone w du�ym parku, szed�em tam, �eby porozmawia� z pani� Ruffowa, ale tak�e - nie ma co ukrywa� - �eby si� do�ywi�. Bo zawsze mo�na by�o liczy� na pajdy pieczonego przez zakonnice pszennego chleba z marmolad�. Ot� w d�ugim refektarzu tego zak�adu sta�y p�ki z rocznikami dziewi�tnastowiecznego "Bluszczu". Po�era�a mnie ciekawo��, co te� te panie drukowa�y. Przy ka�dych odwiedzinach wynosi�em pod paltem jaki� rocznik, by go nast�pnym razem wymieni� na inny. I tak natrafi�em na ow� Rzecz o s�u��cych. Na pewno t� rozprawk� czyta�em, bo pami�tam, �e mia�em ochot� napisa� o niej co� uszczypliwego, ale na szcz�cie nie by�o gdzie. Gdybym� wiedzia�, �e wsp�autork� by�a Wanda �ele�ska, matka Boya!...
Narcyza konstruuje dla Wandy plan powie�ci, kt�r� powinna napisa� w pierwszej osobie. "Urodzi�am si� w roku 1816" - proponuje zacz�� Narcyza. Wanda odsy�a jej pierwszy zarys, kt�ry zaczyna si� pos�usznie w�a�nie tak: "Urodzi�am si� w roku 1816". To nie mog�o si� uda�. Narcyza ju� wie, �e z Wandy powie�ciopisarki nie zrobi. Jaka� tu mog�a by� kolaboracja - pomy�li pochylony nad r�kopisem matczynej powie�ci syn - "mi�dzy nie�mia�ym idealizmem m�odej panny, pr�buj�cej si� w pi�rze, a dojrza�ym, drapie�nym talentem �michowskiej...". "Mimoz� si� urodzi�a�, mimoz� zostaniesz - pisze do dziewczyny �michowska. - Kiedy b�d� w chropawym humorze, nazw� Ci� surowiej". Ale nawet nie b�d�c w "chropawym humorze" mistrzyni uznaje, �e prawda jest wa�niejsza od fa�szywej grzeczno�ci, potrafi zarzuci� Wandzie "dziecinno�� i niezr�czno��". Pociesza j� jednak, �e przy talencie, Wanda jest po prostu inna. "Kiedy�, kiedy�, jako �ona i matka, zn�w przemian� odb�dziesz i mo�e wtedy zrozumiesz, jakie w�adze ci przyb�d�, a lepiej ocenisz zbywaj�ce..."
Ona sama, Gabryella, mistrzyni m�odej panny, wyznaje, �e ma z realizacj� k�opoty, "ile razy mi przysz�o pisa� o zdarzeniach i faktach powie�ciowych mi�osnych; dlatego �e nic a nic nie wiem, jak to bywa". Nikt nigdy jej nie kocha�. Nikt nie powiedzia�: "b�d� �on� moj�". W li�cie do Elli (Izabeli Zbiegniewskiej) ta kobieta wybucha
serdecznym �yczeniem: "Oby�!... oszala�a z mi�o�ci". Bo kocha� - to wa�niejsze od wzajemno�ci. "Kocha�, tak kocha�, �eby si� nawet bez r�wnowa�nej oby� wzajemno�ci - �eby by� szcz�liw� przez siebie, w sobie, bez cudzego starania". Jakie to bolesne, kiedy czytamy: "nie by�am w ca�ym ci�gu �ycia mojego ani na dwadzie�cia cztery godzin, ani na jedn� godzin� nawet wzajemn� mi�o�ci� kochana". Temu to "deficytowi prze�y�", wed�ug okre�lenia samej Gabryelli, przypisuje autorka braki w swej tw�rczo�ci. Miota si�, nie potrafi ko�czy� utwor�w: brak w nich zako�czenia potwierdzonego �yciem. "Jest w tych niedoko�czeniach - napisze syn Wandy - jaka� wzruszaj�ca uczciwo�� wobec siebie: tragedia kobiety komplikuje si� tragedi� autorki".
Czas p�ynie, Wandzie przybywa lat, ale kult "Pani" nie s�abnie. Przeciwnie, mo�e to oddalenie, rzadko tylko przerywane spotkaniami, powoduje, �e uczucie panny Grabowskiej nie stygnie: ta m�oda kobieta, kt�ra powinna wyj�� za m��, za�o�y� dom, "by� �on�, matk�", jak jej to przepowiada Narcyza, manifestuje coraz wi�cej egzaltacji: "...mojego serca, mojej istno�ci, bez Pani imienia wyobrazi� sobie nie umiem, bo ono jest tym najwi�cej, jakie mi by�o danym ukocha� w �yciu". "Wobec takiego stanu egzaltacji - zastanawia si� czytaj�cy te listy syn - czy nie musia� wyda� si� p�askim ka�dy "porz�dny cz�owiek" zalecany jako "dobra partia", uderzaj�cy w konkury?" "Czy ja mog�abym przesta� kocha� moj� wybran�?" - pisze dwudziestoczteroletnia panna do troch� ju� zaniepokojonej, trzeba jej to przyzna�, Narcyzy. Najstarsza siostra, Julia, wysz�a za m�� za �wie�o owdowia�ego Adolfa Tetmajera, podhala�skiego szlachcica, prawie trzydzie�ci lat od niej starszego. Zyska w tym ma��e�stwie pasierba, W�odzia Tetmajera, przysz�ego malarza, w kt�rego bronowickim dworku, "chacie roz�piewanej", rozegra si� wesele Rydla. Wkr�tce urodzi syna, Kazimierza, kt�ry ws�awi si� zuchwa�ymi wierszami, bodaj najwybitniejszy poeta swojego czasu. Obaj, pasierb i syn, b�d� znacz�cymi postaciami w Weselu Wyspia�skiego, pierwszy jako Gospodarz, drugi jako Poeta. Wanda, najpi�kniejsza z si�str, trwa w staropanie�stwie -i tak ju� chyba zostanie, my�li przygl�daj�c si� c�rce ojciec. Ma prawie trzydzie�ci lat, ta c�rka, kiedy pisze do Narcyzy: "Ach! kiedy zobaczymy si� znowu! Mo�e za jakie sze�� tygodni? (...) Uczucie moje takie gwa�towne i niecierpliwe, takie niespokojne. Niech jedyna pomy�li, jakby jej by�o, gdyby... kocha�a, jak ja kocham, a tak male�ko
10
mog�a Ukochan� w posiadanie swoje zyska� - tak ma�o zaufania po tylu latach. Ach, to smutno, ale musi by� zas�u�one pewnie...".
"To ju� zaczyna by� niebezpieczne..." - zauwa�a czytaj�c ten list syn. "I oto - wed�ug jego synowskiej relacji - kiedy zdawa�o si�, �e Wanda na ca�e �ycie pozostanie cieniem swej Ukochanej (...) naraz pojawia si� kr�lewicz z bajki..."
Jest grudzie� 1871 roku. Wanda pisze do swojej Mistrzyni: "Tyle razy zajmowa�am Ukochan� opisem moich trosk i smutk�w, i� z prawa nale�y Jej si� szybszy podzia� wiadomo�ci, �e szcz�liw� jestem. Ju� od dw�ch tygodni W�adys�awa �ele�skiego za narzeczonego uwa�am...". To narzeczony napomina� Wand�, "by pisa� do Najdro�szej, o kt�rej m�wimy niemal codziennie, ale nie pisa�am". List bucha szcz�ciem, radosnym oczekiwaniem. "Znalaz�am cz�owieka, kt�ry mi oddaje serce tak czyste, gor�ce, szlachetne, �e to jedno mog�oby ju� starczy� na uszcz�liwienie. W dodatku jest on wielkim artyst�, kt�rego czeka wielka praca, by si� z talentu swego wyp�aci� ludziom, ale czeka go te� s�awa". Krzyk szcz�cia: "Kocham go z przymieszk� uwielbienia...". Tu mog�aby Wanda postawi� wykrzyknik, ale nie, nie ona - dodaje, by by� w zgodzie z przyj�t� konwencj�: "...z wiar� w jego dusz� szlachetn�, w jego przysz�o�� pi�kn�".
Ucieszona, nie potrafi si� powstrzyma� od radosnych przekomarza�: "Gabryella z drogi swoich ukochanych pragn�a artyst�w usun��. Nie pos�ucha�am Jej rady!". (Bo �michowska zd��y�a ju� wyrosn�� z p�nego romantyzmu Poganki - by�a, podobnie jak Ruprecht, zwolenniczk� cierpliwej "pracy organicznej"). Tymczasem zakochana Wanda przej�ta jest swoim artyst�, jego sztuk�. "Teraz tworzymy najwi�ksze dzie�o nasze: tworzymy symfoni�, kt�ra w muzyce polskiej b�dzie tworzy�a epok�, jak obrazy Matejki epok� w malarstwie". Ona przewiduje sw�j udzia� w tej epoce. "Przychodz� wi�c zawiadomi� Najdro�sz�, �e dosta�am zaproszenie do Olimpu, �e mam nadziej� [i jakie� to cudownie kobiece - J.H.] odm�odnie�..." Tymczasem cieszy si�, prawie po dziecinnemu, jaki to b�dzie "szwagier dla Adolfa... A jaki zi�� dla ojca [...] Przynie�� ojcu jak�kolwiek pociech� by�o zawsze jednem z najgor�tszych moich marze�" - pisze ta dobra i nareszcie szcz�liwa c�rka.
Na wsp�lnym zdj�ciu narzeczonych zwracaj� uwag� ciemne oczy Wandy: wida� w nich g��bokie spojrzenie jej syna. To samo zamy�lenie i cie� melancholii.
11
Jedn�, jak dotychczas, wad�, odkry�a ta mieszcza�ska c�rka, demokratka z por�ki Gabryelli, w swoim narzeczonym: "M�wi� o arystokratycznych jego koligacjach i stosunkach. �ycie jednak - obiecuje sobie - na moim mieszcza�skim ma si� rozwin�� gruncie, i to wiele u�atwia. Zreszt� m�j "dokt�r filozofii* jest wyzwolonym z szlachet-czyzny szlachcicem, chce zosta� mieszczaninem, cz�owiekiem pracy u�ytecznej oddanym i pi�knie powiada, �e dw�m panom s�u�y� nie mo�na". Bo Wanda odwiedzi�a niedawno Galicj�, nie wiemy dok�adnie kiedy, i wr�ci�a stamt�d przygn�biona. Wola�aby nie opuszcza� Warszawy. Dodaje postscriptum: "List dla Pani. Prosz� go spali�".
Nie zrobi�a tego �michowska, na szcz�cie. "Nie uwierzysz, Ellina - napisa�a do pi�knej Izabeli Zbiegniewskiej - co to dla mnie za pociecha takie zam��p�j�cie Wandy. A to� wszystkie mamy i ciocie boczy�y si� na mnie, �e m�odym osobom w g�owie przewracam, �e niepodobne do urzeczywistnienia idea�y stawiani im jako obowi�zki". Zapominaj�c, �e Wanda wi�d�a jednak w staropanie�stwie do trzydziestego roku �ycia, Narcyza troch� lekkomy�lnie broni si�: "No, strach by� przedwczesny, dziewcz�ta nie tak �atwe do przyj�cia "literackiej" rady, a m�j w�asny przyk�ad fatalnie zniech�caj�cy". Mog�o przymie-sza� si� do jej odczuwa� troch� osobistej goryczy i, mimo wszystko, odrobina zazdro�ci.
W kilka miesi�cy p�niej, ju� po �lubie, m�oda m�atka donosi rozentuzjazmowana: "Co robimy? Ach, u�ywamy szcz�cia!". Te s�owa mog�y Narcyz� poruszy� do �ez. Nad szcz�ciem Wandy - i nad smutkiem w�asnego �ycia.
Sk�d si� wzi�� Galicjanin �ele�ski w warszawskim mieszcza�skim domu? Najprawdopodobniej przyprowadzi� go Adolf Tetmajer, m�� Julii, zaprzyja�niony niejako po s�siedzku z rodzin� �ele�skich, od stuleci osiad�ych w Grodkowicach u brzeg�w Puszczy Niepo�omic-kiej. M�odemu, ale ju� g�o�nemu kompozytorowi, kt�ry w�a�nie wr�ci� z Pary�a, spodoba�o si� w tym domu tak niezwyk�ym, zacz�� cz�sto bywa�, a� wreszcie o�wiadczy� si� - i zosta� przyj�ty. Krn�brni chyba byli zawsze ci z �elanki �ele�scy, Cio�kiem si� piecz�tuj�cy, skoro na kalwinizm przeszli w ko�cu XVI wieku, czyli przeciw fali, bo w�a�nie wtedy, kiedy zacz�a przybiera� na sile kontrreformacja. Potem, w po�owie nast�pnego wieku, linia m�odsza, ta z Brzezia, wr�ci�a do katolicyzmu, ci starsi za�, z Grodkowie, z kt�rej wywodzi� si� kompozytor,
l
m�� Wandy, uparcie si� kalwinizmu trzymali. A� do roku 1828, w kt�rym dwudziestoczteroletni wtedy ojciec W�adys�awa, Marcjan �ele�ski, przeszed� na katolicyzm, najpewniej za spraw� �ony, hrabianki Kamili Russockiej. W roku 1831 po�pieszy� do powstania, walczy� pod genera�em Skrzyneckim, odznaczony zosta� Krzy�em Virtuti Militari. Mia�y go odt�d na oku w�adze austriackie, co si� zem�ci�o w pi�tna�cie lat p�niej, mimo i� pan Marcjan nie bra� czynnego udzia�u w patriotycznej konspiracji.
Prowadzi� teraz, podobnie jak p�niej jego najstarszy syn Stanis�aw, wzorowe gospodarstwo rolne. W�adys�aw, urodzony w 1837 roku, by� drugim z kolei. To po ojcu odziedziczy� talent muzyczny. Bo ten ziemianin i oficer powsta�czego wojska, cho� bez odpowiedniego wykszta�cenia, gra� i komponowa�. Dom by� pe�en muzyki. W�adys�aw wspomina w swoich pami�tnikach, jak s�ucha� Webera, Donizettiego, ballad� Kr�l elf�w w transkrypcji fortepianowej Lista. Kiedy podburzeni przez w�adze austriackie ch�opi zabili podczas rabacji 1846 roku Marcjana �ele�skiego (jaka� to jednak by�a ze strony austriackiej ohydna, n�dzna i zbrodnicza prowokacja! pomy�lmy: przecie� dzisiaj organizatorzy tej masakry odpowiadaliby przed trybuna�em mi�dzynarodowym za inspirowanie ludob�jstwa) - ot�, kiedy na furmance umieszczono trupa pana Marcjana, pod g�ow� pod�o�ono r�kopis jego muzycznej kompozycji: wariacje na temat opery Fra Diavolo - opowiada biograf Felicjan Szopski. "�lady krwi na tej rodzinnej pami�tce by�y jeszcze d�ugo widoczne".
Pani Kamila �ele�ska, kt�ra wysz�a �mia�o ku napastnikom, by broni� m�a, zosta�a ci�ko ranna. Dziewi�cioletniego W�adka przechowano w kuchni. Na miejscu zbrodni pani Kamila, babka pisarza, postawi�a krzy� z napisem: "Ojcze, przebacz im, albowiem nie wiedz�, co czyni�". Ju� po jej �mierci synkowie Wandy, od pewnego czasu krakowianie, bawili si� w pobli�u tego krzy�a, kiedy przyje�d�ali do
Grodkowie na wakacje.
Na razie wdowa po Marcjanie przenosi si� z czw�rk� dzieci do Krakowa, g��wnie po to, �eby W�adys�aw, kt�ry upiera si� przy muzyce, ju� komponuje - polonezy, mazury i polki - rn�g� porz�dnie studiowa�. Ucz�szcza do szko�y �w. Anny, tej samej, w kt�rej uczy� si� Ja� Sobieski, p�niejszy kr�l, a b�dzie si� uczy� Tadzio �ele�ski, przysz�y pisarz. Przyjaci�mi W�adys�awa w klasie s� Micha� Ba�ucki
12
13
i Jan Matejko, chyba niezno�na tr�jka, bo po latach wspominaj� ze �miechem, jak profesor krzycza�: "Os�y jedne, nigdy z was nic nie wyro�nie!".
Pani Marcjanowa kr��y mi�dzy Krakowem a wsi�, wreszcie troska o W�adys�awa bierze g�r�, zostaje w mie�cie, odst�puj�c Grod-kowice pozosta�ym swoim synom. W�adys�aw kszta�ci si� w muzyce i - �eby wyciszy� krytyk� ze strony braci-szlachty - zg��bia na uniwersytecie filozofi�. Nie pomaga. Kilku obywateli-ziemian, jak relacjonuje biograf kompozytora, protestuje wobec pani �ele�skiej, �e m�ody szlachcic, pozbawiony ojcowskiej opieki, poni�a si� kompozy-torstwem i studiami filozoficznymi. Trzeba zej�� tumanom z oczu: W�adys�aw wyje�d�a do Pragi, gdzie doskonali si� w muzyce i robi doktorat z filozofii (czym najbardziej zaimponowa� Narcyzie �mi-chowskiej!). Odwiedza Drezno i tam s�yszy po raz pierwszy w �yciu IX Symfoni� Beethovena. Nie zdajemy sobie dzi� sprawy, �e trzeba by�o je�dzi� za granic�, �eby us�ysze� symfoni� czy zobaczy� obraz. Turystyka artystyczna mia�a sens - dla tw�rcy by�a konieczno�ci�!
Potem by� Pary�, studia, kompozycje, przyja�� z Arturem Grottgerem, kt�ry uwielbia� "poczciwego �ela", jak go nazywa� w listach do narzeczonej. Kiedy kompozytor wr�ci� do Polski w 1870 roku -najpierw zawadzi� o Krak�w - by� ju� opromieniony s�aw�. Pasowany na nast�pc� Moniuszki. W gabinecie syna Wandy - ju� pisarza - wisia� malowany przez Grottgera portret kompozytora, pe�nego wdzi�ku rozmarzonego m�odzie�ca. Pisarz przygl�da si� portretowi ojca i wzdycha: "Czemu� go takim nie zna�em?".
II
MA�Y LORD BUNTOWNIK
Pani Wandzie uda�o si� zawojowa� m�a dla swojego kultu: "poczciwy �el" komponuje pie�ni do wierszy Narcyzy, co Wanda, jeszcze jako narzeczona, obieca�a swojej mistrzyni. Urodzi�a trzech syn�w: najstarszy, Stanis�aw, dosta� na drugie imi� Gabriel (�micho-wska po�pieszy�a wtedy do Warszawy, by trzyma� ch�opca do chrztu); najm�odszy, Edward, otrzyma�, ju� po �mierci pisarki, dodatkowe imi� Narcyz; i tylko �rodkowy, bohater tej ksi��ki (urodzony 21 grudnia 1874 roku), dodatkowe imiona dosta� po swoich galicyjskich dziadkach i zosta� ochrzczony jako Tadeusz Kamil Marcjan.
Mimo licznych zaj�� i obowi�zk�w, m�oda matka znajduje czas, by napisa� studium o swojej ukochanej, publikuje je pod pseudonimem "Stefan" w 1873 roku w "Tygodniku Ilustrowanym". Jak�e jest szcz�liwa! Pisze do Narcyzy:
"Co Pani m�wi na Listy Stefana wychodz�ce w "Tygodniku" (...)? Dowiaduj� si� w tej chwili, �e zwracaj� uwag�. Nawet kronikarz "K�os�w", mimo przeciwnego obozu, raczy� pochwali� recenzenta, a przy tej okazji i autork�. Ucieszy�o mnie to do dzieci�stwa". "Okropnie" �a�uje, �e to ukazuje si� pod pseudonimem: niechby �wiat si� dowiedzia�, �e to "Wanda Gr. (...) z tak� mi�o�ci� o swojej uwielbionej Gabryelli pisze".
Potem by�y i inne pr�by. W 1877 roku, w "K�osach", wspomnienie po�miertne (Narcyza �michowska zmar�a w 1876 roku, kiedy Tadeusz ko�czy� dwa lata). W dwudziestopi�ciolecie jej �mierci, w roku 1902, Wanda �ele�ska opublikowa�a w "Bluszczu" dwie o niej prace. Pozosta�a swojej mistrzyni wierna do ko�ca.
15
Nie uda�o jej si� tego kultu zaszczepi� synom. Tadeusz nie s�dzi, by jego bracia Stanis�aw Gabriel i Edward Narcyz kiedykolwiek zagl�dali do pism Narcyzy. "Co do mnie - wspomina ten �redni -kt�ry mia�em najwi�ksz� do ksi��ek ciekawo��, fanatyzm matki dzia�a� na mnie wprost odwrotnie, usposabia� mnie niech�tnie. Trudno o ostrzejszego krytyka, o wi�kszego sceptyka ni� kilkunastoletni "my-�l�cy" ch�opak".
Wa�ne wyznanie: bo to ten syn, nami�tny czytelnik, m�g� by� dla matki partnerem, nie zosta� nim jednak. Razi� go "zdawkowy idealizm" matki, kt�ry zreszt� wytyka�a jej w listach �michowska, to on utrudnia� mu z ni� porozumienie. "Ja by�em cynik. Przechodzi�em wiek, w kt�rym ch�opak - carthesien sans le savoir - odrzuca wszystko, do czego sam nie dojdzie. Przekomarza�em si� z matk� na temat jej uwielbienia, musia�em jej sprawi� sporo przykro�ci. Dzi� widz� [a pisze to w roku 1930, maj�c lat prawie pi��dziesi�t sze��], �e by�o ze mn� to samo, co z publiczno�ci�: pokazywanie pisarki od samych cn�t obywatelskich pogrzeba�o j�. Ale matka nie mog�a tego zrozumie�, zamyka�a si� w milczeniu". Podejrzewa�, �e �ywi�a po cichu uraz� do Orzeszkowej, do Konopnickiej, �e ciesz� si� s�aw�, podczas gdy o jej mistrzyni zapomniano. Marzy�a o napisaniu monografii, kt�ra sta�aby si� jej pomnikiem. "Co jaki� czas matka wydobywa�a pliki papier�w, robi�a notatki, ale nie by�o ci�g�o�ci, rwa�o si�!" Wzorowa matka, wzorowa �ona, wzorowy dom i do tego jeszcze dzia�alno�� spo�eczna - gdzie� tu jeszcze miejsce na prac� literack�? To by� b�l jej �ycia - stwierdza syn.
Ojciec, przed �mierci�, przekaza� mu papiery po matce. "Przegl�dam te karty: z niczym nie da si� por�wna� ich entuzjazmu. To nie monografia ani studium literackie - to dytyramb, apoteoza, nieustaj�cy potok uwielbienia. Najwy�szy geniusz, najdoskonalsza �wi�to��, wszystko przepojone najczystsz� poezj� - oto dla matki mojej Narcyza �michowska. I czytaj�c te karty sta�em si� pob�a�liwszy dla mego m�odzie�czego sceptycyzmu".
Ale nas zainteresowa�oby mo�e co innego: jakie to by�o pi�ro, ta pani Wanda �ele�ska? Kim mog�aby zosta�? Z pewno�ci� nie autork� powie�ci. Na to brak�o jej prze�y�, do�wiadcze�, �mia�o�ci, a chyba i wyobra�ni. Ale na pewno mog�a zosta� eseistk� - i to wybitn�. (Wyda�a zreszt� u Hoesicka-seniora tom szkic�w Znakomite niewia-
16
sty). Mia�a wszystko, co trzeba: oczytanie, kultur� literack�, kultur� my�li, energi� wys�owienia, bogat� polszczyzn�, swad� przypominaj�c� sam� Narcyz�, a chwilami George Sand. Prosz�:
"Subtelne jej pi�ro nie ma sobie r�wnego, gdy idzie o okre�lenie najdelikatniejszych odcieni i duchowych zagadnie�. [...] Zrazu bogactwo j�zyka, obraz�w, my�li uderza, oba�amuca; zdaje nam si�, �e to cacka kunsztowne stworzone na to tylko, by nimi oko pie�ci� i ucho zachwyca�, ale czytajmy uwa�nie...".
Chwilami mo�na odnie�� wra�enie, �e pani �ele�ska pisze "boyem". "...W listach odzyskuj� j� (czytelnicy) po raz drugi. Dla tych, kt�rzy znali jedynie Gabryell� autork�, jakie� to objawienie! Jaki komentarz! Jak ta kobieta �yj�ca pisz�c� autork� t�umaczy i dope�nia!..."
Wszystko to zosta�o st�umione: dom, "trzech nie naj�atwiejszych syn�w", jak przyznaje ten �redni - no i on, m��, "orze�", wed�ug s��w �ony, kompozytor w tym okresie najwybitniejszy. By� na dobrym rz�dowym stanowisku dyrektora, mia� zapewne i kapita� po sp�aceniu go przez brata Stanis�awa, panna Grabowska te� chyba zosta�a solidnie wywianowana. Ch�opcom nic nie brak�o, rodzice zapewniali im staranne wychowanie. W tym duecie, w kt�rym matka ofiarowa�a czu�o�� i trosk�, ojciec reprezentowa� surowo��, dyscyplin�, kar�, nierzadko fizyczn�, ("...przechodzi� z biegiem lat bardzo sarmack� ewolucj� [...] przeistacza� si� w wykapany obraz cze�nika Raptusiewicza. Porywczo�� jego i niecierpliwo�� by�y przys�owiowe". Nie ma list�w pani Wandy, w kt�rych by si� tym przeistoczeniem m�czyzny u swojego boku zdumiewa�a. Mo�e je uwa�a�a za naturalne?). Po latach pisarz wspomina swoje dzieci�stwo bez wdzi�czno�ci, z �alem. Tyrania rodzicielska, jakby by� ma�ym lordem. Nic nie wolno. Guziki zawsze zapi�te, szalik wok� szyi. Po�czochy tak�e latem. Nie wolno biega�, poci� si�, plami� ubrania - opowiada� ze zgroz� Irenie Krzywickiej, przypatruj�c si� swobodzie, jak� cieszy� si� jej Piotru�. Szli za lordzi�t-kiem guwernerzy z trzcinkami, by na miejscu wymierza� kar�, za byle co pozbawiano ch�opc�w deseru. Czy mia� na my�li swoj� ukochan� matk�, kiedy w recenzji ze sztuki Zapolskiej Tamten, napisze o macierzy�skiej nadtroskliwo�ci: "Trzy czwarte funkcji tych matek by�y dzieciom zupe�nie zbyteczne. [Pisze w czasie przesz�ym, bo uwa�a te "wybuja�o�ci" za zjawisko historyczne, w tak ostrej formie ju� nie
2 - B�azen - wielki m��
17
istniej�ce] [...] Skarby kobiecej czu�o�ci - ci�gnie - daleko wi�cej by�y wyrazem potrzeb matki ni� po�ytku dziecka". Ju� to brzmi wystarczaj�co krytycznie, a c� dopiero nast�pne zdanie, jak bezwzgl�dna pointa: "Ten anio� str� syna by� najcz�ciej jego katastrof�". (Zaatakowano go po tej recenzji za spotwarzanie wizerunku Matki Polki).
Miejmy nadziej�, �e nie dotyczy�o to w takim stopniu ma�ych �ele�skich: ch�opcy ro�li, mimo wszystko, normalnie, chodzili do frebl�wki, bili si�, ba�aganili, bawili si� w teatr. ("Teatr, w kt�rym piramida krzese� oznacza�a wysok� g�r�, kilka patyk�w bram� pa�acow� [...] aktor by� zarazem rycerzem i koniem"). Wkr�tce p�jd� do szko�y. By� to okres najgorszej rusyfikacji apuchtinowskiej w szkole, samego Apuchtina spoliczkowano, czasem jakie� upokorzone i doprowadzone do rozpaczy dziecko pope�nia�o samob�jstwo. Warszawa �wczesna, tak jak j� widzia� ch�opiec, mia�a "co� z grozy, co� z tajemnicy. Upiorni kozacy na koniach, w wysokich sk�rzanych rurach na g�owie, z pikami; olbrzymi czerkiesi z kind�a�ami i w czapach [...], �ciszone g�osy starszych, nag�a wie�� o zamordowaniu cara Aleksandra". Czy ch�opcy maj� chodzi� do rosyjskiej szko�y, podczas gdy tam, w Krakowie, sk�d ojciec pochodzi, mo�na si� na�yka�, pod rz�dami dobrotliwego Franciszka J�zefa, polsko�ci jak w Soplicowie, jest si� "prawie u siebie". Pan �ele�ski nie najlepiej si� czu� w Warszawie, nie zna� rosyjskiego, nie umia� rozmawia� z dyrektorem teatr�w rz�dowych, pu�kownikiem Muchanowem, mimo �e ten pu�kownik by� znany z dobrych ch�ci, a jego �ona, Maria Kalergis, Nesselrode z domu, przej�ta kultur� polsk�, przez pewien czas muza Norwida (mimowolna raczej), zakochana w Adamie Potockim, sama utalentowana pianistka, ot� ta wp�ywowa dama ofiarowa�a si� osobi�cie gra� na koncercie pana �ele�skiego.
Uciec do Krakowa! Dla pana �ele�skiego to powr�t do rodzinnych stron - dla jego �ony to opuszczenie ukochanego miasta, domu i si�str: Marysi (teraz Kwietniewskiej), obarczonej trzema synkami, i Zosi, najm�odszej, kt�ra wci�� mieszka�a w rodzicielskim gnie�dzie na Miodowej i t�umaczy�a z angielskiego popularne powie�ci dla m�odzie�y (Ma�e kobietki i kilka innych). Jak j� w Krakowie przyjm�? Pani Wanda my�la�a o wyje�dzie z niepokojem. Ale wzgl�d na ch�opc�w przewa�y�. Szkoda tylko, �e Krak�w jest "pustyni� muzyczn�". �ele�ski ju� od dawna stara si� co� zorganizowa�. Namawia prezyden-
18
ta Zyblikiewicza do za�o�enia w kr�lewskim mie�cie konserwatorium. (Minie siedem lat, zanim si� to zrealizuje. Koncert na otwarcie mia� miejsce "w ma�ej salce szko�y muzycznej przy niezbyt licznym udziale publiczno�ci" - notuje biograf, pan Szopski). Przedtem, w 1879 roku, kompozytor dyryguje w Krakowie swoj� kantat� na cze�� Kraszewskiego. Przenosiny zbli�aj� si� nieuchronnie. Jest listopad 1880 roku, kiedy pan �ele�ski wnioskuje na zebraniu komitetu, �eby dyrekcj� Towarzystwa Muzycznego powierzy� Zygmuntowi Noskowskiemu. W po�owie nast�pnego roku pa�stwo �ele�scy wraz z synkami znale�li si� na Dworcu Wiede�skim. �egna�o ich "ze szczerym �alem" grono przyjaci� - tak to opisano w "Echu Muzycznym". Ch�opc�w czeka�a d�uga i pe�na emocji podr�, chwilami pewnie nudna i m�cz�ca. Szkoda, �e nikt jej nie opisa�.
W Krakowie ch�opca pocz�tkowo l�kiem przejmowali �andarmi, "kt�rzy zawsze chodzili we dw�ch z nasadzonym bagnetem, w kapeluszach z kogucimi pi�rami". By� w wieku, "w kt�rym stawia si� nie�mia�o pierwsze kroki w nauce czytania". Sprawia�o mu rado�� odczytywanie ulicznych plakat�w. "Ot� pierwsze s�owa, kt�re uda�o mi si� odczyta� bez b��du, by�y: "Kochany hrabio Taaffe". Podpisany: Franciszek J�zef m.p.". Wtedy si� uspokoi�. Ulg� sprawi� "ten �yczliwy i konstytucyjny spos�b korespondowania z premierem". Inny klimat, nawet dziecko potrafi�o to odczu�. "�adnego widomego ucisku. Mickiewicz w szkole, Ko�ciuszko w teatrze, Polska na co dzie� i od �wi�ta".
Ale a� takie proste to nie by�o. W szkole, kiedy �piewano hymn ku czci cesarza, nale�a�o demonstrowa� swoj� rezerw� ironicznym u�mieszkiem albo przynajmniej fa�szowa�. "A kiedy przysz�a z kolei zwrotka: "Przy cesarzu mile w�ada cesarzowa pe�na �ask", wszyscy chichotali po trosze". Ch�opcy wymykali si� do ko�cio�a na nabo�e�stwa patriotyczne, a belfry - b�dzie wspomina� pisarz - patrzyli na to przez palce.
Chocia� ch�opiec nie bardzo si� popisa� podczas egzaminu wst�pnego (co zwali� po latach na r�nic� w systemie dydaktycznym: inaczej do tego podchodzono w Warszawie, inaczej w Krakowie, bardziej "naukowo"), przyj�to go od razu do drugiej klasy. "Mo�e przez wzgl�d na ojca?" - b�dzie zastanawia� si� pisarz. Bo ojciec by� w Krakowie kim� wa�nym. "W dniu jego imienin, na �w. W�adys�awa,
19
o si�dmej rano orkiestra ustawia�a si� p�kolem przed naszym mieszkaniem przy ulicy Szewskiej i r�n�a marsze. Dlatego �e s�awny muzyk i - tutaj wkracza charakterystyczny dla pisarza zmys� rzeczywisto�ci podszyty ironi� - �e da� sto gulden�w na za�o�enie tej orkiestry".
Krak�w, do kt�rego �ele�scy si� przenie�li, by� wtedy miastem -wspomina pisarz w szkicu Prawy brzeg Wis�y - zara�onym "infekcj� smutku". "W dzie� jeszcze [...] mia� jakie� pozory �ycia [...], za to w nocy mury bra�y w�adztwo nad cz�owiekiem". "Z uderzeniem dziesi�tej krakowianin [...] zdyszany dopada� bramy", �eby nie p�aci� str�owi "szpery". Ulice pustosza�y, "wy�ania� si� str� nocny z halabard�, mo�na by�o mniema�, �e jest si� w wiekach �rednich".
W dzie� mo�na by�o si� �udzi�, �e jest si� w �aci�skiej dzielnicy Pary�a, na lewym brzegu Sekwany: "powa�ne mury Akademii, birety i togi". Studenci. "By�a i dzielnica artyst�w, gdzie kwit�y sztuki pi�kne i gdzie, w zaciszach pracowni, uzbrojone w w�giel m�ode d�onie kopiowa�y, cz�ciej co prawda gipsowe ni� �ywe modelki". I by�y malownicze uliczki, stare ko�cio�y, stare arystokratyczne pa�ace, a pomi�dzy nimi - "kwefy, sutanny i czarne kapelusze". Lewy brzeg. "Co� z renesansu i co� z partykularza". Bo nie by�o prawego brzegu - tego, kt�ry t�tni�by nowoczesnym �yciem, kt�ry by hucza� i rozwija� si�. Krak�w - przypomina w ksi��ce Znaszli ten kraj?... jego wspania�y monografista - jako twierdza z zakazem rozbudowy, nie mia� szans rozwoju. Dusi� si�.
Rz�dzi�o nim lojalistyczne stronnictwo konserwatyst�w, nazywano ich "sta�czykami" od satyrycznej Teki Sta�czyka, kt�r�, biczuj�c romantyczny od�am spo�ecze�stwa, rozdrapuj�c nie zabli�nione jeszcze po powstaniu rany, wydali w roku 1869 Szujski, Tarnowski i Ko�mian. Konserwaty�ci, oczywi�cie, ale ludzie wtedy jeszcze m�odzi. - Co to za sta�czycy? - spyta� ch�opiec matki. Wymieni�a kilka nazwisk: byli to znajomi ojca, sk�adali nieraz wizyty w ich willi na �w. Sebastiana, dok�d �ele�scy si� przenie�li, zna� ich twarze.
Oceni ich surowo. Nie tyle osoby, czynnych urz�dnik�w zaj�tych mo�liwie sprawnym administrowaniem i w�asnymi awansami, ile ca�� t� sfer�, kt�ra nad Krakowem ci��y�a. Arystokracja, napisze, w "ubo�uchnym Krakowie by�a zarazem jedyn� plutokracj�- �y�a do�� eksterytorialnie w swoich pa�acach, w klubie, za granic� wreszcie".
20
"Ci�g�e "gaszenie", ci�g�e wo�anie o trze�wo��, rozs�dek, wyda�y swoje: wychowa�y pokolenie karierowicz�w [...] w mie�cie, gdzie nie by�o karier". Co ambitniejsi szukali ich w Wiedniu, co dobrze oddaj�, chocia� mimo woli, pami�tniki Ch��dowskiego. Mieszcza�stwo -w przeciwie�stwie do roz�piewanego Lwowa - te� nie o�ywia�o pulsu miasta: "trzyma�o si� w stylu biedermaier, do�� �wi�toszkowatym". Blisko�� Wiednia dzia�a�a niszcz�co: "Flaszki wina nie wypi� taki �yk loco, ale jecha� na ni� pod jakim� szanownym pozorem do "Widnia"". Wspomina ze wsp�czuciem dziewcz�ta "wysypuj�ce si� z "cygarfa-bryki", �ar�a je bieda i blednica, brak zalotno�ci by� uderzaj�cy". I jeszcze wspomnienie, do kt�rego b�dzie wraca�, ilekro� recenzowana sztuka da mu po temu sposobno��, jakby wci�� ono go dr�czy�o. To te "�adne, a bezposa�ne dziewcz�ta ze sfer mieszcza�skich", kt�re "z rezygnacj� poddawa�y si� staropanie�stwu, kt�rego panna z "dobrego domu" nie mog�a wype�ni� nawet prac� zarobkow�. Ach, te tragiczne pary - matka z c�rk� - obchodz�ce przez ca�e lata plantacje, coraz starsze, coraz kwa�niejsze!".
To przez t� porywczo�� ojca nie uda�o si� umuzykalnienie syn�w. Ka�d� pomy�k� "sk�onny by� uwa�a� za "sabota�", kt�ry karci� [...] grzmotni�ciem po �apach albo po plecach". Strach parali�owa� dziecko i "ka�dy egzamin ojcowski ko�czy� si� fatalnie".
Wszyscy biografowie cytuj� opowie�� o tym, jak pa�stwo �ele�scy przyj�li w ko�cu dla ch�opc�w brodatego pedagoga, dawnego koleg� ojca, teraz zmarnowanego pijusa. Dlaczego w�a�nie jego? "Mo�e tak�e przez ow� s�abostk� - domy�la si� syn, przenikliwy psycholog - jak� ka�dy Cze�nik ma dla swego Dyndalskiego". Pani Wanda stara�a si�, �eby lekcje odbywa�y si� pod nieobecno�� m�a. Ale nie zawsze si� to udawa�o, stary �el wrzeszcza� i na nauczyciela, i na syn�w. Matka b�aga�a: "W�adziu, nie irytuj si�, szkodzisz sobie!" (�y� d�ugo, to ona umar�a nagle). Pan P�achecki, zalewaj�c si� �zami, krzycza�: "Ja te� mam sw�j ambit!", matka "rzuca�a si� ku niemu jak tygrysica: - Niech pan m�a nie dra�ni!". Ona, humanistka, spo�eczni-ca, widzia�a w tej scysji tylko jego, swojego or�a. "A malec - wspomina syn - na swoim wysokim obrotowym krze�le, dr�a� tylko, by�by si� pragn�� schowa� pod klawiatur�". Bo malec, przysz�y pisarz, widzia� wi�cej: widzia� tego drugiego cz�owieka, starego upokorzonego opoja, kt�remu �zy kapa�y na brod�. .'' W -.
21
Bracia jako� potem, ju� na w�asn� r�k�, uzupe�nili swoje muzyczne wykszta�cenie, Edziula, ten m�odszy, nawet szala� przy fortepianie w kabarecie, co� tam komponowa� - on, Tadeusz, pozosta� analfabet� muzycznym. I tylko czasem, podczas pisania na maszynie, w pasji tw�rczej chcia�by uderzy� fortissimo. Z tym analfabetyzmem na pewno przesadza�: pisa� przecie� teksty piosenek. Ale muzyce nie chcia� si� poddawa�, buntowa� si� przeciwko gwa�towi, przeciw szanta�owi uczuciowemu. (Doskonale go rozumiem). Nie inaczej zmaga� si� z muzyk� Fellini: wystarczy poczyta� jego zwierzenia.
Latem ch�opcy wyje�d�ali do Grodkowie, do maj�tku rodowego, kt�rym teraz zarz�dza�, podobno bardzo sprawnie, stryj Stanis�aw. Babcia Kamila ju� nie �y�a - upami�tnia� j� krzy�, ten, na kt�rym kaza�a wyry� s�owa przebaczenia. W dworku pojawiali si� s�siedzi, pili, grali w karty i ko�ci, rozprawiali o polowaniach, o cenach, o swoich pieniactwach, typy jak z Fredry i Blizi�skiego - jowialscy, jenial-kiewicze, orgonowie, panowie Damazowie. I znowu panny, kt�re wystawiano w swaty, jak na sprzeda�. Ch�opiec przygl�da� si�, przys�uchiwa� - brz�cza�y s�owa, kt�re wr�c�, kiedy zostanie recenzentem, na przyk�ad "serwitut" - ch�on�� do�wiadczenia. Niekt�rzy wspominkarze ryzykuj� twierdzenie, �e Boy-recenzent zachowa� uraz do szlachty, bo rodzina na wsi mia�a niech�tnie przyj�� jego matk�. Chyba a� tak �le nie by�o, skoro ch�opcy sp�dzali wakacje u stryja. Apologeci szlachet-czyzny tak dalece nie mog� si� pogodzi� z tym, �e komu� ich �wiat mo�e si� wydawa� dziwacznym prze�ytkiem, �e szukaj� wyt�umaczenia - w kompleksach, u Freuda. Je�li ju� gdzie� szuka� g��bszych warstw - poza osobistymi sk�onno�ciami pisarza - to w demokratycznych pogl�dach matki i jej mistrzyni, Narcyzy �michowskiej.
Ma�y Tadzio by� pobo�ny. Traktowa� wszystkie dzieci�ce obowi�zki religijne powa�nie, chocia� p�niej wspomina�, �e dla dziecka pierwsza spowied� jest zawsze rol�, ��cznie z objawami tremy. Opowiada� Irenie Krzywickiej, jak to w drodze do szko�y "mia� zwyczaj kl�ka� przed figur� Matki Boskiej i zmawia� pacierz. Ale gdy w�a�nie od jakiego� czasu prze�ywa� kryzys religijny, przesta� si� modli�. Z bardzo podniesion� g�ow� wszed� do szko�y i tego� dnia dosta� pi�� dw�j. - Taki natychmiastowy odwet ze strony nieba zrobi� na mnie silne wra�enie [opowiada�]. I jak tu si� by�o porywa� na takiego przeciwnika, kiedy w domu grozi�o za dw�jki lanie". Wr�ci� do swojej figury.
22
W domu o tych sprawach decydowa� ojciec: tradycjonalista i, jak wynika z jego pami�tnik�w, w dzieci�stwie bardzo pobo�ny. Jak patrzy�a na religijno�� syna pani �ele�ska, nie ma �wiadectw; tyle wiemy, �e jej mistrzyni, Narcyza �michowska, by�a nastawiona zdecydowanie antyklerykalnie. Co oczywi�cie nie k��ci si� z wiar�.
Wi�c nie dom podwa�a� religijno�� ch�opca - robi�a to szko�a. Drwiny z Darwina i nauki. Atmosfera przymusu, brak taktu i niski poziom, czasem wr�cz t�pota katechety, jak o tym napisze po latach w Rozmy�laniach przed popielcem. "Wszystko, co jest w nas uczu� religijnych, ma swoje �r�d�o gdzie indziej; wszystko, co daje szko�a, jest powolnym i systematycznym uczu� tych niszczeniem". "Ach, te "w�tpliwo�ci"! Dla jednego s� one psot�, dla innych tragicznym prze�yciem". Pisze o tym jakby z �alem - gdyby by� ateist�, za jakiego niekt�rzy wol� go uwa�a�, powinien by odczuwa� satysfakcj�. Ale jest inaczej: "Tak wi�c proces niszczenia w dziecku religii przez jej nauczanie mo�na oznaczy� niemal ze �cis�o�ci�". "Pami�tam - wspomina dalej - jak mnie, dziesi�cioletniego malca, niewinnego [...] przypiera� ksi�dz natarczywymi pytaniami, "czy nie by�o jakich nieskromnych dotkni��", przy czym zupe�nie nie wiedzia�em, o co mu chodzi. Zaintrygowany, zwierzy�em si� koledze i... dowiedzia�em si�". Ale byli ksi�a, kt�rych wspomina z sentymentem, a czasem z rozbawieniem, jak tego oto kapelana wi�ziennego, kt�rego �ci�gni�to do gimnazjum, �eby pom�g� w wyspowiadaniu hurmy dzieciak�w. "Zacny kap�an, nawyk�y co dnia przyjmowa� zwierzenia morderc�w, podpalaczy, kazirodc�w, z pewnym zniecierpliwieniem s�ucha� drobnych grzeszk�w dziecinnych; raz po raz trzepa� nerwowo palcami i przerywa�: "Nie gadaj drobiazg�w, grubsze m�w, grubsze m�w!"". Chyba si� tego "grubszego" nie nas�ucha�.
Ch�opiec by� �liczny, mia� ciemne m�dre oczy, by� grzeczny, dobrze u�o�ony, cho� �cichap�k. Przygl�da� si� doros�ym - i my�la� swoje. Widywa� w rodzicielskim domu czczonego przez wszystkich Adama Asnyka, niegdy� powsta�ca, a kilkana�cie lat p�niej autora wiersza, kt�ry sta� si� programem jednych, a dra�ni� innych ("Daremne �ale, pr�ny trud / Bezsilne z�orzeczenia / Minionych kszta�t�w �aden cud / Nie wr�ci do istnienia"); autor delikatnego erotyku "Mi�dzy nami nic nie by�o / �adnych zwierze�, wyzna� �adnych..."; wzdycha� "Gdybym by� m�odszy, dziewczyno, gdybym by� m�odszy..." maj�c
^ . . 23
lat - trzydzie�ci pi��. W niedziele u pa�stwa �ele�skich odbywa�y si� spotkania towarzyskie: zlot osobisto�ci. Przychodzi� sam Stanis�aw Tarnowski, rektor i dyktator opinii literackich ("karykatura wodza - r�bnie bez lito�ci pisarz - raczej lajkonik obchodowy"), bywa� Oskar Kolberg, etnograf, zbieracz pie�ni ludowych, i legendarna Marcelina Czartoryska, od kt�rej mo�na by�o si� dowiedzie�, jak gra� Chopina Chopin, bywa� te�, ilekro� zjecha� do Krakowa z Pary�a, W�adys�aw Mickiewicz, syn wieszcza i r�wie�nik ojca, zaprzyja�niony z nim chyba od paryskich czas�w pana domu. Wpada� cz�sto Aleksander Gierymski, tak�e przyjaciel z lat paryskich. "Wystawi� w�wczas w Krakowie sw�j g�o�ny obraz, przedstawiaj�cy ch�opa i bab� siedz�cych nad trumienk� dziecka. Kiedy go kto� komplementowa�, �e tak przedziwnie odda� wyraz rodzicielskiego b�lu, malarz nastroszy� si� i odpar� opryskliwie, �e jedyn� jego intencj� by�o uchwyci� gr� fioletowych cieni na parcianych portkach ch�opa". (Taki by� styl! Tadeu-szek, s�dz�c z tej opowie�ci, nie wierzy� malarzowi: on sam by� sk�onny wzruszy� si� ch�opskim b�lem. A mo�e Gierymskiego dra�ni�y komplementy?). Na stole kr�lowa� samowar, przywieziony najpewniej z Warszawy. Ale najwa�niejszy w salonie by� fortepian. Zasiada� do niego sam gospodarz, aby akompaniowa� kolegom-profesorom, kt�rzy wykonywali kwartety smyczkowe. "�ele�ski lubi� gra� i robi� to z wielkim zapa�em. Technika jego nie by�a pianistowska" - brzmi ostro�na opinia biografa kompozytora, Felicjana Szopskiego. Dodaje uspokajaj�co: "S�uchacze oceniali z wyrozumia�o�ci�...". Herbata z sa-mowaru pachnia�a, rozmow� prowadzono na dobrym poziomie, gospodyni urocza i inteligentna, wszyscy byli zadowoleni. "Stawa� si� czasem niebezpiecznym akompaniatorem swoich w�asnych pie�ni" - dowiadujemy si� od biografa - a to "dzi�ki tej �ywio�owo�ci i nieopanowaniu". Wydawa� nieoczekiwane pomruki albo zaczyna� nuci� i wykonawczyni mog�a by� zaskoczona.
Z Tadziem-�cichap�kiem bywa�y k�opoty. Dosta� na gwiazdk� ksi��eczk� z obrazkami Bohaterskie czyny Polak�w. "By� tam, mi�dzy innymi, przedstawiony szlachcic K�tski, gdy spala na d�oni lont, rzucony na beczk� z prochem przez Turka, kt�ry chcia� wysadzi� si� w powietrze wraz z twierdz�, aby jej nie wyda� Polakom, jak to nakazywa�y warunki traktatu. Tekst nadmienia�, i� bohaterskim swym czynem Polak upokorzy� chytrego barbarzy�c�. Pierwsz� m� refleksj�
by�o, �e bohaterem by� tu przede wszystkim Turek". Pr�bowa� podzieli� si� t� my�l� z koleg� - odpowiedzi� by�o wzruszenie ramion. "Starsi pokiwali g�owami i orzekli, �e jestem bardzo zepsuty". "Szkolny komuna�, na kt�rym�my si� wychowywali - napisze recenzuj�c sztuk� Bro�czyka o hetmanie ��kiewskim, kt�rego zreszt� uwa�a� za posta� wyj�tkow� - gloryfikowa� wszelk� wojn�, zw�aszcza z "poha�-cem", a wymy�la� od "gnu�no�ci" szlachcie, ilekro� wzbrania�a si� da� na ten cel krwi i pieni�dzy. Ta op�akana gnu�no�� (powiada�y nam rycerskie belfry) by�a przyczyn�, �e�my nie mogli wybi� Turk�w do ostatniej nogi. Ale dzi�, po �wie�ym wojowaniu [...] czujemy instynktownie, i� wszystkie te dawne szablony wymaga�yby rewizji. Mo�e to by� zdrowy instynkt szlachty, �e nie chcia�a tych ci�g�ych awantur? [...] Zrobili�my si� szalenie gnu�ni". (Bardzo by si� zdziwi� autor tych s��w, gdyby si� dowiedzia�, �e w ko�cu lat sze��dziesi�tych znalaz� si� rycerski belfer-historyk, zwi�zany z rozszala�ym wtedy obozem komu-nist�w-nacjonalist�w, kt�ry w popularnej ksi��eczce o ��kiewskim wytkn�� wielkiemu hetmanowi "gnu�no��", poniewa� ten zrezygnowa� z podbicia... Mo�dawii. Na co temu rycerskiemu historykowi by�a potrzebna Mo�dawia, bardziej ni� ��kiewskiemu, nie potrafi�em zrozumie�).
Wybory - to dni odwetu malc�w nad doros�ymi. Nareszcie ci usztywnieni, zapi�ci na wszystkie guziki doro�li, zanudzaj�cy morali-zowaniem, pokazuj�, do czego s� zdolni. Latami "susz� g�ow�, �e nie trzeba k�ama�, �e trzeba szanowa� starszych, �e nie trzeba si� z�o�ci�. I naraz, ci powa�ni, ci doro�li, cz�sto znajomi rodzic�w, przez kilka dni wymy�laj� sobie jak op�tani afiszami, nalepkami, na wszystkich rogach ulic, zarzucaj� sobie nawzajem k�amstwa, przekupstwa, wszelkie zbrodnie i wyst�pki. No, a dopiero w gazetach co mo�na wyczyta� o ka�dym z nich! [...] �liczne rzeczy. [...] Z�odziej grosza publicznego, paso�yt to jeszcze najniewinniejsze. A my, b�bny, p�awili�my si� z rozkoszy".
Sz�o si� pod okna zwalczanego pos�a i robi�o mu si� "koci� muzyk�". Dlaczego, za co - niewa�ne. "Kocia muzyka - delektuje si� po latach ch�opiec - jest sama w sobie rzecz� tak przyjemn�, �e nie wymaga �cis�ego umotywowania". Nikt nie wiedzia�, gdzie mieszka kontrkandydat, Tadzio wiedzia�, "bo to by� przyjaciel ojca i cz�sto bywa� u nas w domu. Poprowadzi�em t�umy: c� za rozkosz przez
24
25
chwil� by� tak wa�n� figur�!". Oni popierali swojego nauczyciela historii, Augusta Soko�owskiego, "demok�at�" (bo nie wymawia� g�oski "r"). Wyk�ada� dobrze, samodzielnie, ale czasem ju� nazbyt ozdobnym j�zykiem, kt�rego pr�bk� da� pisarz wiele lat p�niej w felietonie Styl kwiecisty: "Nierz�dnica francuska, w�o�ywszy na g�ow� frygijsk� czapk�, li�e stopy tyrana P�nocy, podczas gdy chytry i kupiecki Albion..." Teraz, kiedy ich kandydat, ich nauczyciel zwyci�y�, triumfuj�cy ch�opcy uchwalili na jego cze�� fakelcug - orszak z pochodniami! Zwyci�ski nauczyciel pokaza� si� w oknie i zapewni�, �e w parlamencie "obierze... wdzi�czn� drog� opozycji". Tadzio naiwnie si� zdziwi�, "sk�d on wie, �e b�dzie oponowa�, kiedy nie wie jeszcze, co tamci b�d� gadali".
Pozosta� ch�opcu "na��g patrzenia na rzeczy od innej strony", co zjedna�o mu "opini� cynika". Przy nauce historii ta samodzielno�� i przekora szczeg�lnie zawadza�a. "Ci�gle mia�em wra�enie, �e to nie ma nic wsp�lnego z prawd�". Wr�ci do tych my�li relacjonuj�c Kr�la Ubu Jarry'ego. Sztuk�, kt�r� on przet�umaczy�, napisa� w�a�nie ucze� gimnazjalny - doprowadzaj�c do groteskowej konsekwencji nauk� historii w szkole. Bo czym ta nauka by�a? "Skorowidz kr�l�w, wojen, mord�w, grabie�y, okrucie�stw, krzywoprzysi�stwa, wiaro�omstwa... Sam Henryk VIII, krwawy m�� o�miu �on [sze�ciu! - pomy�ka z po�piechu], czy to nie jest kr�l Ubu, a przecie� jego zmys�owy kaprys zdecydowa� na wieki o religii jego poddanych". Dzieci kuj� o tym ze zdumieniem, �e to starsi tak robi�! "Palenie na stosie, zdradzieckie traktaty, gwa�cenie sumie�, fa�szowanie monety, wycinanie w pie� - oto czego�my si� uczyli jako historii, pod czcigodnym god�em, �e historia est magistra vitae. Jak to po��czy� - tego nam nikt nie m�wi�". Point� tych rozterek my�l�cego ucznia mog�oby