6217
Szczegóły |
Tytuł |
6217 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6217 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6217 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6217 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Boles�aw Prus
Przygoda Stasia
Bohaterem opowiadania jest osoba, kt�ra ma: troch� wi�cej ni� �okie� wzrostu, oko�o trzydziestu funt�w wagi i ledwie od p�tora roku odbywa doczesn� w�dr�wk�.
T� klas� obywateli kraju ludzie doro�li przezywaj� dzie�mi i w og�le nie traktuj� do�� powa�nie.
Dlatego z pewn� obaw� przedstawiam czytelnikom niedu�ego Stasia i przede wszystkim prosz� ich o cierpliwo��. Jest to dzieci� tak �adne i czyste, �e mog�aby
je uca�owa� ka�da dama u�ywaj�ca czteroguzikowych r�kawiczek. W�osy ma lniane, oczy du�e, szafirowe, zgrzebn� koszulk� i tyle z�b�w, ile potrzeba do p�j�cia
na w�asny chleb. Pr�cz tego posiada on ko�ysk�, pomalowan� w czarne i zielone kwiaty na ��tym tle, tudzie� w�zek, kt�rego jedyn� wad� stanowi to, �e ka�de
ko�o zdaje si� toczy� w innym kierunku.
Czu�bym si� niepocieszonym, gdyby powy�sze zalety nie zdoby�y sympatii dla Stasia, kt�ry na nieszcz�cie obok nich nie posiada radnej niezwyk�ej cechy.
Sta� jest dzieckiem legalnym i nie podrzuconym; nie okazuje najmniejszych zdolno�ci do kradzie�y lub do gry na jakim instrumencie, a co gorsza - nawet
cie� g�upkowato�ci nie daje mu prawa do tytu�u dobrze urodzonego.
A jednak - jest to dzieci� niepospolite; tak przynajmniej twierdzi jego ojciec, J�zef Szarak, z profesji kowal, jego matka, Ma�gorzata ze Stawi�skich, i
dziadek Stawi�ski, m�ynarz, nie licz�c kum�w, przyjaci� i wszystkich os�b czcigodnych, kt�re mia�y mo�no�� straci� zimn� krew przy obchodzie ceremonii
chrztu �wi�tego.
Samo urodzenie Stasia zale�a�o od nieprawdopodobnej kombinacji fakt�w. Najprz�d bowiem musia� Pan B�g stworzy� dwie rodziny: kowali Szarak�w i m�ynarzy
S�owi�skich; po wt�re - sprawi� to, aby jedna z nich mia�a syna, a druga c�rk�; a po trzecie - zepsu� we m�ynie pewn� sztuk� �elazn� i do odkucia jej sprowadzi�
m�odego Szaraka w tej w�a�nie porze, kiedy serce Ma�gosi rozwin�o si� niby kwiat lilii wodnej na stawie jej ojca. "Istny cud!..." - jak s�usznie mawia�a
stara Grzybina, dziel�ca czas pomi�dzy zamawianie chor�b i �ebranie, kt�re to specjalno�ci nadaj� starkom wiejskim prawa do rozumienia si� na cudach.
Poniewa� wed�ug jednozgodnej opinii kobiet do�wiadczonych Sta� "wda� si�" w matk�, o�mielimy si� wi�c jej przede wszystkim po�wi�ci� kilka wyraz�w. Jest
to tym niezb�dniejsze, �e kowalowa odegra rol� bohaterki w zdarzeniu, kt�re (ze smutkiem wyznajemy) nie b�dzie ani kryminalnym wyst�pkiem, ani romansem
wo�aj�cym o pomst� do nieba.
Przy grobli, kt�r� tylko w pi�tej porze roku mo�na przejecha�, obok wielkiego stawu, w kt�rym obficie ros�y badyle wodne i przegl�da� si� olszowy gaj, sta�
m�yn. By� to czarny i stary budynek, z oknami o drobnych szybkach, i posiada� przy prawym boku dwa ogromne ko�a, dzi�ki kt�rym trz�s� si� i klekota� od
lat trzydziestu, sporo grosza nap�dzaj�c w�a�cicielowi - Stawi�skiemu.
M�ynarz mia� syna i c�rk�, w�a�nie Ma�gosi�. Syna pos�a� w �wiat, aby zbada� sposoby otrzymywania najdelikatniejszej m�ki, a c�rk� chowa� przy sobie. Nie
brak�o jej niczego, bo ojciec ani na szmatki dziewczynie, ani na domowe porz�dki nie �a�owa� pieni�dzy. Brak�o jej tylko pieszczot.
Stary nie by� z�ym cz�eczyn�; obej�cie jednak mia� ch�odne, odzywa� si� rzadko a ostro i ton�� w interesach, To m�ynarczyk�w pilnowa�, aby zbo�a ludziom
nie kradli, to frasowa� si�. musia�, aby chrz�kaj�cym pod pod�og� m�yna wieprzkom dziesi�cin� z otr�b regularnie odsypywano, to znowu liczy� procenta od
sum wypo�yczonych, odbiera� jedne kwoty, a inne w ruch puszcza�...
W takich postawiona warunkach Ma�gosia �y�a tylko z natur�, a kocha�a sw�j m�yn... Kiedy w dzie� pracowa�a w sadzie albo karmi�a kury i kaczki wielkie i
t�uste, albo pie�ci�a si� z krowami, kt�re na g�os jej bieg�y jak psy - m�yn szumia� i trajkota� powa�ne, nies�ychane melodie. W jego warkocie odzywa�y
si� wszystkie instrumenta: skrzypce, b�bny, organy; ale gra�y co� takiego, czego �adna kapela, �aden by organista nie powt�rzy�.
Natura wydawa�a si� Ma�gosi bardzo wielkim jeziorem, kt�rego zwierciad�o si�ga�o a� do nieba, a kroplami by�y: wsie rozrzucone po polu, gaj olszynowy, ��ka,
m�yn, grusze po miedzach, kwiaty jej sadu, ptaki i ona sama... Niekiedy, przypatruj�c si� ob�okom, co wychodzi�y spoza czarnego p�otu las�w, przegl�da�y
si� w stawie i bieg�y za z�bate wzg�rza - s�uchaj�c szumu wiatru, co marszczy� wod� i zbo�e na polach, albo j�ku trzciny chwiej�cej si� na bagnie, zapytywa�a:
czy w�asny jej byt nie jest tylko odbiciem si� wszystkiego, co widzi i s�yszy doko�a, jak te obrazy drzew i nieba, kt�re odbijaj� si� na falach stawu?...
W�wczas, bez �adnego powodu, �zy nabiega�y jej do oczu. Przeci�ga�a si�, jakby z ramion mia�y jej wyrosn�� skrzyd�a i porwa� nad ob�oki, i �piewa�a na
nieznan� nut� rzeczy, jakich nie by�o w �adnej pie�ni ludowej. A� ojciec wychodzi� z m�yna i m�wi� markotny:
- Co ty wy�piewujesz, dziewucho?... Da�aby� lepiej spok�j, bo si� ludzie �miej�!...
Zawstydzona Ma�gosia milk�a, ale za to przyjaciel m�yn ka�dy wyraz jej i ka�d� nut� powtarza�, tylko �e jeszcze sk�adniej i pi�kniej. I czy podobna by�o
nie kocha� go, cho� wygl�da� jak straszna g�owa niebywa�ego zwierz�cia na kilkunastu nogach osadzona, cho� zia� z paszczy gor�cem i py�em, a wy� i trz�s�
si�, jakby jad�cych grobl� chcia� pogruchota� ogromnymi k�ami.
We �wi�ta m�yn cichn��. Tylko zardzewia�e chor�giewki na dachu skwiercza�y �a�o�nie, a przy stawid�ach szemra�y cienkie strumienie wody, z p�aczem upadaj�c
na �liskie ko�a. W�wczas, je�eli latem wiecz�r by� ciep�y, siada�a Ma�gosia w cz�no i p�yn�a het! na ogromny staw, sk�d tylko by�o wida� wierzchy m�yna.
Tu, zadumana nad g��bi�, gdzie jak cienie mkn�y ryby okr�g�ookie, przys�uchiwa�a si� szelestom tataraku na k�pach, krzykom zwo�uj�cych si� ptak�w wodnych
albo, zwiesiwszy g�ow� na kraw�d� cz�na, patrzy�a, jako z dna stawu wyp�ywaj� gwiazdy jedna za drug�, a na powierzchni fali dr�y d�ugi snop ksi�ycowego
�wiat�a. Niekiedy widywa�a cie�sze od paj�czyny szaty, kt�re dziewice wiesza�y na kroplach nocnej rosy... To welon... to p�aszcz, a to... suknia pow��czysta...
P�yn�a ku nim, lecz wiatr odrzuca� je na ��k�, nad kt�r� wnet tworzy�o si� jezioro mg�y srebrnobia�ej, pe�ne pl�saj�cych blask�w i cieni�w... Kto si�
tam bawi� i dlaczego jej nie dopuszczano?...
Tymczasem nadchodzi�a p�noc. ��dka poczyna�a dr�e�, mi�dzy k�pami rozlega�y si� ciche pluskania, poza trzcin� zapala�y si� �wiat�a tajemnicze i blade.
Zdradziecka mg�a zasnuwa�a drog� Ma�gosi i s�ycha� by�o, jakby kto� szepta� po k�pach: "Hej! hej!... nie wyjdzie st�d dziewczyna!..."
Ale nad samotn� czuwa� m�yn, wierny przyjaciel, Nagle drobnoszybne oczy jego w opon� mg�y rzuci�y p�omienie, czarne wielono�ne cielsko pocz�o dygota� i
w tej samej chwili dolecia� uszu otumanionej dziewczyny znany jej hukliwy g�os, kt�ry wo�a� z gor�czkowym po�piechem: "Ma�gosi... Ma�gosi... Ma�gosi...
Ma�gosi..."
Teraz dziewucha spokojnie odk�ada�a wios�o, bo porwany w ogromn� paszcz� m�yna pr�d wody sam ku stawfd�om ni�s� cz�no. K�ad�a si� na dnie ��dki jak senne
dzieci� w �agodnie bujanej ko�ysce, g u�miechem patrzy�a na blade p�omyki, skacz�ce z gniewu nad bagnem, i na ch�odne, wilgotne sieci dziewic wodnych,
kt�re j� omota� chcia�y. A: stary m�yn coraz mocniej gniewa� si� i krzycza�: "Ma�gosi... Ma�gosi... Ma�gosi... Ma�gosi...", niespokojny o swoj� dziewczyn�.
Wreszcie dzi�b ��dki uderza� o belkowanie mostu.
Jednej nocy, wyskoczywszy po takiej w�dr�wce na brzeg, zobaczy�a na mo�cie ojca. Sta� oparty o por�cz i z uwag� patrzy� na siej�c� si� wod�. W Ma�gosi serce
zadr�a�o na my�l, �e i on czuwa nad ni�, cho� taki z pozoru oboj�tny. Wbieg�a na most i przytuliwszy si� do ramienia ojca rozmarzona spyta�a:
- Tatuniu! a kogo�cie tu wygl�dali?...
- My�la�em, �e ch�opi ryby kradn�! - odpar� stary i ziewn��. Potem, podrapawszy si�, z wolna poci�go�� do chaty.
Nigdy jeszcze Ma�gosia nie czu�a si� tak samotn� i opuszczon� jak w tej chwili i nigdy mocniej nie pragn�a� aby przecie i j� kto� kocha�. Teraz zdawa�o
si� jej, �e stolarz z miasteczka, sk�py i brzydki wdowiec, kt�ry jad� za trzech, mia� p�askie piersi i nogi rozbiegni�to jak wid�y, �e stolarz ten jest
cz�owiekiem bardzo dorzecznym. A ju� o mielniku, kt�ry dzier�awi� wiatrak o dwie mile st�d, cz�sto si� �mia� i w og�le za g�upkowatego uchodzi�, nie mog�a
my�le� bez wzruszenia!... Nawet podobne do pod�ugowatych work�w z m�k� ch�opaki jej ojca, ludzie ordynarni i k��tliwi, w obecnym nastroju duszy wydawali
si� jej osobami posiadaj�cymi du�o zalet, cho� kilka miesi�cy temu patrze� na nich nie mog�a bez ckliwo�ci.
*
W tym ci�kim po�o�eniu znowu m�yn postanowi przyj�� jej z pomoc� i pewnego dnia p�k� we �rodku z wielkim ha�asem... A� om�czone m�ynareczki poblad�y ze
strachu, � Stawi�ski rzuci� czapk� o ziemi�. Czym pr�dzej wstrzymano wod� i pocz�to radzi�, a nawet zaczepia� wszystkich, kt�rzy przeje�d�ali po grobli.
W ca�ym domu zapanowa� bezrz�d. Ch�opcy sejmikowali na mo�cie ku zgorszeniu podr�nych. Stary nie chcia� je�� obiadu i pocz�� kl�� si� na wszystkich �wi�tych,
�e pewno nied�ugo umrze, a wieprzki, kt�re mieszka�y pode m�ynem, widz�c, �e nikt im nie sypie otr�b�w, kwicza�y, jak gdyby nadchodzi� koniec �wiata.
W�r�d zam�tu ze sto razy wymieniono nazwisko kowala Szaraka, a wreszcie jeden z ch�opc�w zaprz�g� konika do wozu i pojecha� w stron� miasta. Ma�gosi� ogarn��
taki strach jak onego dnia, kiedy to zazi�biwszy si� wygl�da�a felczera, kt�ry mia� jej stawia� ba�ki. Przeczesa�a w�osy, wci�gn�a nowe trzewiki i wybieg�a
przed m�yn, kt�ry narobiwszy takiego kwasu wszystkim, rozwala� si� teraz nad grobl� i wyszczerza� z�by - bardzo kontent.
Zaczernia�a noc, powia� wiatr ch�odny, i dziewczyna musia�a i�� do swej komory. Ledwie uk�ad�a si�, gdy zatrajkota�o na dworze i jaki� g�os obcy dolecia�
j� od strony m�yna. "O Jezu!..." - pomy�la�a Ma�gosia i p�dem odziawszy si� dalej�e �adowa� w�dk�, rozdmuchiwa� ogie� i grza� kie�bas� z sosem. W kwadrans
wszystko by�o gotowe, czego by rozespana s�u��ca i przez godzin� nie zrobi�a.
Tymczasem kowal, obejrzawszy m�yn jak baba chorego, przyszed� ze Stawi�skim do chaty. Ju� w sieni zalecia�a go wo� wereszczaki i a� u�miechn�� si�, tak
mu by�o przyjemnie, �e go m�ynarz szanuje i do p�nocy z kolacj� czeka. Zdziwi� si� jednak zobaczywszy w izbie st� �licznie nakryty, na nim dymi�cy p�misek
i dwa krzes�a naprzeciw siebie, ale gospodyni - ani okrucha!
Zafrasowany m�ynarz przepi� do niego w�dk�, zaprosi� do jedzenia i sam jad� milcz�c, jak to by�o w jego zwyczaju. Dopiero po kolacji odezwa� si�:
- Ma�gosi... a trzeba by do m�yna pos�a� poduszk� i derk�, bo pan kowal b�d� nocowali u nas.
Wysz�a Ma�gosia, czerwona, �e a� jej wstyd by�o.
Ze z�o�ci na siebie mi�tosi�a fartuch w r�ku i patrzy�a w ziemi�. Ale kiedy podnios�a �renice i ujrza�a m�od�, weso�� twarz kowala i jego oczy spod czarnych
brwi b�yszcz�ce, parskn�a �miechem i wybieg�a do sieni wyda� rozkazy s�u��cej. Kowal tak�e si� �mia�, sam nie wiedz�c z czego, a ci�gle zmartwiony Stawi�ski
mrucza� pod nosem:
- At! czysta koza'... Ludzi rzadko widuje i dlatego taka chichotliwa... G�upie to jeszcze, ma dopiero osiemna�cie lat...
Na drugi dzie� Szarak o �wicie wzi�� si� do roboty lecz nim wyrychtowa� kowad�o i przy ognisku miech urz�dzi�, ju� mu podano �niadanie. Pierwszy raz w �yciu
Stawi�ski przyzna�, �e jego c�rka jest dobra gospodyni i dba o go�ci. Ale m�ynarskie serce jego nie mog�o si� oprze� wzruszeniu, gdy zobaczy�, jak Ma�gosia
frasuje si� o m�yn, jak tam cz�sto zagl�da i o wszystko zapytuje Szaraka. Mniej mu si� ju� podoba�o to, �e kowal du�o gada w ci�gu roboty albo pokazuje
takie na przyk�ad sztuki, jak chwytanie go�ymi palcami �elaza do bia�o�ci rozgrzanego. Milcza� jednak stary widz�c, �e majstrowi pali si� robota w r�ku
i �e, cho� pobaraszkuje chwilk�, to jak zacznie ku� - a� ziemia st�ka!...
Naprawianie trwa�o par� dni. W ci�gu tego czasu: kowal i m�ynarz�wna zaprzyja�nili si� bardzo, a wieczory przep�dzali stanowczo razem i tylko we dw�jk�,
bo uspokojony Stawi�ski pocz�� znowu zajmowa� si� interesami i na c�rk� mniej zwa�a�. Ot� ostatniego wieczora, siedz�c pod chat� na �awce, tak� m�odzi
prowadzili rozmow�, p�g�osem co prawda, bo im tak sz�o najsk�a dniej.
- To pan J�zef mieszka o p� mili za miastem, na g�rce? - spyta�a dziewczyna.
- Ale! ale!... na onej, co do ��ki idzie, co to jest p�ot chru�ciany i troch� drzewin - odpar� kowal.
- Jaki by tam sad by�! Zaraz bym nasadzi�a burak�w, kartofli, fasoli i kwiat�w, �eby to moje!
Kowal spu�ci� g�ow� i milcza�.
- I chat� pan J�zef ma �adn�. To ta, co przy niej studnia z �urawiem?
- Ju�ci �e ta, ale co nie�adna, to nie�adna!... Nie ma kumu dba� o ni�...
- �eby tak na mnie - m�wi�a Ma�gosia - obieli�abym j� jak si� patrzy, w okna bym da�a firanki i doniczki, w izbie zawiesi�abym wszystkie te obrazy, co mam...
Czemu pan J�zef tak nie zrobi, zaraz by mu przecie by�o weselej?...
Kowal westchn��.
- Ech! - rzek� - �eby�my tak bli�ej mieszkali, lo by mi Ma�gosia zaraz ochoty doda�a i poradzi�a, gdzie co zrobi�!...
- Oj! oj!... sama bym nawet zrobi�a, jakby pan J�zef poszed� do ku�ni...
- Ale na tak� daleko�� - ci�gn�� kowal bior�c dziewczyn� za palec - to by pewnie Ma�gosia nie chcia�a odej�� starego?
Teraz m�ynarz�wna umilk�a.
- Okrutnie mi si� Ma�gosia podoba�a, sprawiedliwie m�wi�!... Psiako��!... jak cz�owiek teraz wr�ci do domu, to rady sobie nie da... Ale Ma�gosi nic po tym!...
Ma�gosi to by si� jaki rz�dca patrzy�...
- Ja przecie wiem, co pan J�zef jest warty! - ofukn�a go dziewczyna odwracaj�c g�ow�. - O �adnych tam rz�dcach nie my�l�, tylko o tym, �eby...
I znowu umilk�a, ale teraz kowal wzi�� j� ju� za ca�� r�k�.
- No - spyta� nagle kowal - a posz�aby Ma�gosia za mnie?
Tchu jej zabrak�o.
- Ja tam nie wiem!... - odpar�a.
W tej chwili Szarak schwyci� j� wp� i poca�owa� w odchylone usta.
- Iii... z takimi �artami!... sykn�a obra�ona, wyrwa�a mu si� z obj�� i wpad�a do chaty zasuwaj�c drzwi za sob�.
Tej nocy �adne z nich nie spa�o.
Na drugi dzie� zakr�cono ostatnie �ruby i podniesiono stawid�a. Potok wody lun�� z szumem ua usychaj�ce a nud�w ko�a, kt�re zachwia�y si� i zaci�y obraca�.
M�yn szed� doskonale!...
Stawi�ski, aby si� nie zdradzi�, przyci�� wargi, ale mu r�ce dr�a�y z rado�ci. Obejrza� wszystko, nawymy�la� m�ynarczykom, a wreszcie zaprosi� kowala po
pieni�dze do chaty i postawi� butelk� miodu.
Kiedy wyk�ada� aa st� najnowsze papierki, Szarak drapa� si� w ucho i markotnie u�miecha�. M�ynarz spostrzeg� to i zapyta�:
- A co, synku, jeszczfc ci krzywda, �e� mi dwadzie�cia i trzy ruble z kieszeni wyp�oszy�?
- Za takie wyrychtowanie m�yna to by mi si� c�rka od was nale�a�a! - szepn�� J�zef.
- Co?... - krzykn�� stary - mo�e wolisz dziewuch� ni� pieni�dze
- Wole i to, i to...
Stawi�ski spojrza� mu bystro w oczy.
- Ale ja za ni� teraz got�wki nie dam, dopiero po mojej �mierci - rzek�.
- D�u�ej mnie ni� wam na �wiecie! - odpar� Szarak i poca�owa� go w r�k�. - Bez wyprawy przecie dziewuchy nie oddacie, a mnie ju� samemu tak nudno, osobliwie
jak zima przyjdzie, �e...
Za otwartym oknem mign�a si� g�owa Ma�gosi.
- A chod� ino tu!... - zawo�a� ojciec.
- Ja tam nie p�jd�... - odpar�a zas�aniaj�c oczy - niech tatunio sami uradz�!...
Stawi�ski pokiwa� g�ow�.
- Oj, kowalu, kowalu!... - rzek� - nie straci�e� tu, jak widz�, czasu na pr�no. Ha! kiedy takie rz�dzenie boskie, to ci oddam dziewuch�, bo� dobry majster
i wiem, �e� dastetni. Ino mi nie krzywd� dziecka, bo tego bym oi nie darowa�...
W kilka tygodni p�niej odjedzono, odpito i odta�cowano wesele Ma�gosi z kowalem. Przy okazji pogodzi�o si� ze sob� dw�ch od dawna zwa�nionych s�siad�w,
a pok��ci�o czterech. Jeden z m�ynarczyk�w Stawi�skiego, podpiwszy sobie nieco, przysi�g�, �e si� z desperacji utopi, lecz poprzesta� tylko na upiciu si�
dok�adniejszym. Natomiast pewien gospodarz, kt�ry od dawna mia� zamiar wyrzec si� w�dki, wlecia� niechc�cy w staw i od swej �ony otrzyma� energiczne napomnienie.
Ju� w pierwszym dniu wesela wid�onogi stolarz i wiecznie �miej�cy si� posiadacz wiatraka, kt�rzy obaj konkurowali o Ma�gosi�, zacz�li rozpowiada� znajomym
i nieznajomym, jako dziewczyna ma defekt, a jej ojciec bawi si� lichw�, skutkiem czego we m�ynie straszy i ludziom wykrada zbo�e z work�w. Ka�dy z zawiedzionych
konkurent�w upewnia�, �e nigdy by si� z m�ynarz�wn� nie o�eni�, a tymczasem - pa�stwo m�odzi wyjechali do ku�ni...
Tu Ma�gosia �wi�cie dope�ni�a obietnic. Odnowi�a chat�, oplot�a j� dzikim winogradem, ozdobi�a wewn�trz obrazami i sprz�tami i za�o�y�a pi�kny ogr�dek na
wzg�rku, co do ��ki spada�. Pod jej nadzorem zwi�kszy� si� i wyprzystojnia� dobytek kowala, chata wygl�da�a jak dworek szlachecki, a on sam, Szarak, sprawi�
sobie nowy fartuch sk�rzany, tak wielki, �e by z niego dw�ch porz�dnych warszawiak�w wykroi� i jeszcze by co� zosta�o na warszawiank�...
W�r�d tych zaj�� up�yn�� rok m�odemu gospodarstwu. Przylecia�y bociany z wiosn�, osiad�y na prastarym gnie�dzie na stod�ce i jak zacz�y klekota� a klekota�,
tak w ko�cu wyklekota�y ma�ego Stasia. W dniu tym kowal zamkn�� warsztat, dziadek Stawi�ski przyjecha� o czubat� mil� drogi oklep i rzewnie rozp�aka� si�
zobaczywszy t�ustego, r�owego wnuka, kt�ry krzycza�, jakby go ze sk�ry odzierano, a na r�czkach i n�kach mia� tyle do�k�w, ile kosteczek.
W podobnych warunkach znalaz�szy si� pi�kne damy zas�aniaj� okna grubymi roletami, sprawiaj� sobie do pomocy mamki sztuczne i naturalne i przez miesi�c
z ok�adem odpoczywaj�c w haftowanym negli�u, jakby �wiat zbudowa�y, przyjmuj� powinszowania od pa� i pan�w, p�g�osem gadaj�cych po francusku. Poniewa�
jednak Ma�gosi sztuki te by�y nie znane, wi�c ju� w czterdzie�ci osiem godzin wzi�a si� do roboty, a dziadek za ni� chorowa� - naturalnie z rado�ci. W
kilka dni pozna� ju� swego wnuka do gruntu, odkry� w nim wielkie zdolno�ci m�ynarskie i pierwszy przyzna�, �e nie zdarzy�o mu si� widzie� r�wnie m�drego
jak Sta� dziecka nawet mi�dzy szlacheckimi!...
A nowo narodzony tymczasem przechodzi� ciekaw� i pe�n� tajemnic epok� niemowl�ctwa, kt�rej niejasne wspomnienia odnajdujemy niekiedy w snach, uchylaj�cych
jakby wrota przed�wiadomego �ycia.
Wyobra�cie sobie prostaka, kt�rego w jednej chwili zasypuj� sprawami ca�ego spo�ecze�stwa. S� tam kwestie artystyczne i przemys�owe, filozoficzne i rolnicze,
zbrodnie i cnoty, a mi�dzy nimi mn�stwo interes�w, od kt�rych zale�y jego w�asne istnienie. On musi to wszystko uporz�dkowa�, sprawy swoje oddzieli� od
obcych, w jednej godzinie uczy� si� praktycznych wskaz�wek na potrzeby drugiej i nie upa�� pod brzemieniem pracy!...
W tym po�o�eniu znalaz� si� pewnego dnia Sta�. Po d�ugim �nie przedbytowym spad� na niego uragan wra�e�. Powietrze dra�ni�o ma sk�r� i p�uca, do oczu skaka�y
barwy bia�e, szare, niebieskie, zielone, czerwone - we wszelkich kombinacjach i odcieniach, a wraz z nimi tysi�ce form o�ywionych lub martwych. S�ysza�
rozmowy ludzi, �oskot w�asnej ko�yski, bulgotanie gotuj�cej si� wody, brz�k much i skomlenie szczeni�tka, Kurty. Czu� ucisk powijak�w, odcienia temperatury
zmieniaj�cej si� co chwila, a w ko�cu - g��d, pragnienie, senno�� i ruch w�asnych cz�onk�w. Wszystko to, nieuporz�dkowane, chaotyczne, natr�tne, kipia�o
w g��bi jego drobniutkiej, ledwie budz�cej si� egzystencji. Nie umia� wskaza�, sk�d przychodzi g��d, a sk�d bia�y kolor albo �oskot m�ot�w bij�cych w ku�ni.
Czu� tylko zm�czenie i kwili�, biedak, dr��c z zimna. Jedyn� rozrywk� jego stanowi� sen, kt�ry mu co chwila przerywano, i - mo�no�� ssania. Tote� ssa�
jak pijawka, spa� i krzycza�, a ludzie doro�li kiwali g�owami nad jego niedo��stwem! S�yszycie?... niedo��g� nazywali osob�, kt�ra w tak straszny odm�t
wpad�a i tyle spraw obowi�zan� by�a za�atwi�!
W tej epoce Sta� nie odr�nia� jeszcze swej matki od siebie samego, a gdy mu si� je�� bardzo chcia�o, ssa� wielki palec w�asnej nogi zamiast matczynej piersi.
�miano si� z tego, cho� znamy przecie� ludzi pe�noletnich i rozumnych, kt�rzy zamiast w�asnej dwudziestogroszowej laski zabieraj� cudze dwurublowe kalosze...
Po ci�kiej pracy i kilkomiesi�cznych do�wiadczeniach doszed� Sta� do wielkich rezultat�w. Uda�o mu si� uchwyci� r�nic� mi�dzy swoj� nog� a kraw�dzi� ko�yski,
a nawet mi�dzy �onem matki i sienniczkiem. W tym czasie by� ju� bardzo m�dry. Wiedzia�, �e g��d morduje go od strony n�g, �e w jednych punktach g�awy koncentruj�
si� wszystkie mo�liwe ha�asy, w drugich - wszelkie barwy i �e trzeci punkt s�u�y do ssania.
W kilka miesi�cy p�niej porobi� jeszcze wi�cej odkry�. Odr�nia� ju� wypadki z�e od dobrych i rzeczy �adne od brzydkich. Dawniej u�miech i p�acz, marszczenie
czo�a i wyci�gani� r�k albo n�g nast�powa�y po sobie bez �adnego porz�dku; pos�ugiwa� ai� nimi jak pocz�tkuj�cy grajek klawiszami fortepianu, kt�rych dotyka
nie wiedz�c, co z tego wyniknie. Dzi� �mia� si� tylko na widok matki, kt�ra mu je�� dawa�a; p�aka� po k�pieli, przeciw kt�rej protestowa�y wszystkie jego
dwuno�ne instynkta, marszczy� si� na widok powijak�w kr�puj�cych ruchy dzieciom, a do garnczka z ocukrzonym mlekiem wyci�ga� r�czki i n�ki.
Teraz pocz�y si� w nim tworzy� sympatie i antypatie, obawy i nadzieje. Lubi� Kurt�, poniewa� pies by� ciep�y, liza� go i mia� mord� jak aksamit. L�ka�
si� ciemno�ci, w�r�d kt�rej mo�na si� by�o rozbi�, t�skni� za sadem, gdzie pe�n� piersi� oddycha si� l gdzie harmonijny szmer drzew, powtarzaj�c rytmy
pie�ni matczynej, ko�ysa� dzieci� do snu. Barwy szare, kt�re przypomina�y tward� pod�og� lub nie zawsze suchy sieiuuczek, nie podoba�y mu si�. Natomiast
barwy czerwone i niebieskie, przedmioty b�yszcz�ce - podnieca�y go do �miechu. Wiedzia� ju�, �e p�omie� �wiecy, aczkolwiek �adny i skacze, nieuczciwie
jednak obchodzi si� z palcami dziecka. Pami�ta� te�, �e nogi ojca s� twarde, czarne i wi�ksze od ca�ego Stasia, a n�ki matki s� tak niskie, �e zaczynaj�
si� i ko�cz� przy samej ziemi.
Dla matki czu� bezwzgl�dn� mi�o��, ona mu bowiem najwi�cej sprawia�a przyjemno�ci. Ojciec za� cieszy� si� o tyle wzgl�dami Stasia, o ile posiada� zaciekawiaj�ce
w�sy tudzie� najpon�taiiejsz� w �wiecie rzecz - zegarek. Za to pieszczoty ojcowskie nie n�ci�y go; bawi� bowiem wtedy ch�opca, gdy mu si� je�� albo spa�
chcia�o, niemi�osiernie drapa� go szorstk� brod� i ogromnymi, niezgrabnymi r�koma gni�t� jego m�ode i w�t�e kosteczki. Jedna tylko rzecz sprawia�a, �e
Sta� na widok ojca wyci�ga� niekiedy r�czki i �mia� si�: oto - hu�tanie. Niewygodnie, co prawda, by�o dziecku w tych pot�nych ramionach, ale za to jak
one go podrzuca�y wysoko, jaki si� robi� wicher oko�o niego, jak mu w�oski rozprasza� i koszulk� podwiewali...
Sta� ju� umia� si� bawi� i figlowa�. Niekiedy matka bra�a go na kolana, a ojciec siada� naprzeciw i prosi�:
- Chod�, Stasiu, do mnie, chod�!...
On niby idzie, wyci�ga r�ce, lecz nagle odwraca si� i b�c!... twarz� o rami� matki. Ju� Stasia nie ma ani na lekarstwo w ca�ym domu, a przynajmniej - on
sam nikogo nie widzi'
Czasami ojciec postawi� go na stole i trzyma� pod boczki, a matka si� chowa�a. Chowa si� matka za ojca z prawej strony, a Sta� - myk! g��wk� na prawo i
ju� j� znalaz�... Chowa si� matka za ojca z lewej strony, a Sta� myk! g��wk� na lewo i znowu j� znalaz�. Dziecko bawi�oby si� tak ca�y dzie�, ale c�,
kiedy ojciec musia� i�� do ku�ni, a matka do swoich kr�w! K�adziono wtedy malca w ko�ysk� i robi� si� ogromny harmider w domu, a� Kurta szczeka�!...
Ch�opiec niekiedy stawa� na g�owie, ale wnet zmiarkowa�, �e pozycja to niewygodna i �e najodpowiedniejsze dla natury ludzkiej jest chodzenie - na czworakach.
Dzi�ki tym ruchom przekona� si�, �e �ciany, krzes�a i piec nie siedz� w jego oku, ale gdzie� zewn�trz, znacznie dalej ni� na d�ugo�� r�ki.
Pot�nie wzrastaj�ce si�y muskularne zmusza�y go do wykonywania pewnych prac. Najcz�ciej dotyczy�y one przewracania ma�ego sto�eczka, bicia �y�k� w pod�og�
lub bujania ko�ysk�. Poniewa� za� przez jaki� czas sypiali w niej razem z m�odym Kurt�, pies wi�c zobaczywszy ko�ysanie wskakiwa� na sien�iczek i rozk�ada�
si� jak hrabia! To bezczelne nadu�ycie praw doprowadza�o Stasia do zazdro�ci; krzycza� wi�c dop�ty, dop�ki psa nie wyp�dzono, i nie u�o�ono jego samego
w ko�ysce.
P�niej zacz�to go uczy� bardzo trudnej sztuki chodzenia. Ch�opca bawi�o to, �e si� tak wysoko wznosi nad ziemi�; rozumia� jednak zwi�zane z przyjemno�ci�
niebezpiecze�stwa i nader rzadko oddawa� si� jej bez pomocy os�b starszych. W takim razie najprz�d - stawa�; potem podnosi� lew� r�k� i praw� nog�, wygina�
j� ku �rodkowi i prawym brzegiem stopy - plusk! o ziemi�. Nast�pnie podnosi� praw� r�k� i lew� nog�, wygina� j� do �rodka, kuli� palce i lew� kraw�dzi�
stopy - plusk o ziemi�! Po kilku tak skomplikowanych ruchach nie posun�� si� ani na krok z miejsca, ale za to dostawa� zawrotu g�owy i upada�. W�wczas
my�la�, �e jakkolwiek chodzenie na dw�ch nogach dogadza ludzkiej pr�no�ci, niemniej jednak tylko suwanie si� na czworakach ma warto�� praktyczn�. Widok
os�b chodz�cych na dw�ch nogach budzi� w nim takie uczucia, jakich do�wiadcza� by musia� cz�owiek rozs�dny dostawszy si� mi�dzy gromadk� skoczk�w na Imi�.
Z tego powodu bardzo szanowa� Kurt�, pos�uguj�cego si� wszystkimi czterema ko�czynami, i marzy� o tym tylko, aby mu dor�wna� kiedy� w bieganiu.
Widz�c niepospolity rozw�j duchowych i fizycznych przymiot�w dziecka, pocz�to my�le� o jego edukacji. Nauczono go m�wi�: "tata", "mama" i "Kurta", kt�ry
przez pewien czas nazywa� si� tak samo jak "tata"; kupiono mu wysoki sto�ek z por�cz� i podarowano pi�kn� �y�k� lipow�, kt�r� Sta� od biedy m�g�by sobie
g�ow� nakrywa�. Ojciec, na�laduj�cy we wszystkim matk�, chcia� te� jedynakowi swemu prezent zrobi�, i w tej my�li przyni�s� pewnego dnia �liczn� dyscyplin�
na sarniej n�ce. Gdy Sta� wzi�� do r�k cenny podarunek i zacz�� ogryza� czarne dwuz�bne kopytko, matka zapyta�a m�a:
- Po co� ty to przyni�s�, J�zik?
- A na Staszka.
- Jak�e? To ty go b�dziesz wali�?
- Co go nie mam wali�, kiedy on b�dzie taki wisus jak ja.
- Widzicie go!... - krzykn�a matka tul�c syna. - A sk�d�e ty wiesz, �e on b�dzie wisus?...
- Niech no by nie by�... to bym go dopiero pra�!... - odpar� dobrodusznie kowal.
Poniewa� w tej chwili Sta� zacz�� krzycze�, rozgniewa� wi�c matk� i nagi�� j� do opinii ojcowskich. Rodzice nie sprzeczali si� ju�, uznali �rodek za niezb�dny
i - zawiesili dyscyplin� na �cianie, mi�dzy �wi�tym Florianem, kt�ry od niepami�tnych czas�w jaki� po�ar gasi�, i zegarem, kt�ry od dwudziestu lat na pr�no
usi�owa� chodzi� dobrze.
*
Niezale�nie od pierwszych zasad moralno�ci, opartych na sarniej n�ce, stara� si� kowal o nauczyciela dla syna. By� wprawdzie we wsi sta�y pedagog, ale
ten wi�cej zajmowa� si� pisaniem denuncjacyj i pr�bowaniem dobroci w�dek ani�eli elementarzem i dzie�mi. Ch�opi i �ydzi gardzili nim, a c� dopiero Szarak,
kt�ry nie my�la� bynajmniej obci��a� nauczyciela edukacj� swego syna, lecz od razu zwr�ci� si� do organisty.
"Ma teraz Staszek pi�tna�cie miesi�cy - my�la� kowal - za jakie trzy lata matka nauczy go czyta�, a za cztery trzeba go odda� organi�cie..."
Tylko cztery lata!... Dzi� wi�c ju� wypada�o zaskarbi� sobie wzgl�dy s�ugi bo�ego, kt�ry goli� si� jak ksi�dz, nosi� d�ugie czarne surduty, m�wi� przez
gard�o i wtr�ca� do rozmowy �aci�skie wyrazy z ministrantury;
Nie zw��cz�c tedy zaprosi� Szarak jednego razu organist� do Szulima na miodek. Pe�en namaszczenia artysta ko�cielny utar� nos w kraciast� chustk�, odchrz�kn��
i - zrobiwszy tak� min�, jakby chcia� wypowiedzie� kazanie przeciw trunkom gor�cym - doni�s� Szarakowi, �e dzi� i zawsze, i przez wieki wiek�w got�w jest
chodzi� z nim do Szulima na miodek.
Organista by� dumny, dra�liwy, a nade wszystko - mia� s�ab� g�ow�. Ju� przy pierwszej butelce zacz�� bredzi�, a przy drugiej rozczuli� si� i zawiadomi�
Szaraka, �e go uwa�a prawie za r�wnego sobie.
- Bo to widzisz, m�j... Panie �wi�ty!... jest tak. Mnie, jako organi�cie, miechem dm�, i tobie, jako kowalowi... Panie �wi�ty!... tak�e miechem dm�... Wi�c...
niby ju� wiesz, co chc� powiedzie�? Oto, �e kowal i organista - to bracia... Cha! cha!... bracia! Ja, organista, i ty - smoluch!... Misereatur tui omnipotens
Deus!
Szarak, zwyk�e weso�y, przy butelce robi� si� ponurym. Nie zdo�a� wi�c oceni� komplementu wsp�biesiadnika i odpar� tak g�o�no, �e go Szulim i paru gospodarzy
us�ysza�o:
- Bracia - nie bracia!... kowal to pr�dzej do �lusarza przytyka, a organista... jak zwyczajnie organista - do dziada!...
- Co?... ja do dziada?... - krzykn�� obra�ony mistrz przeszywaj�c kowala p�omieniej�cym wzrokiem.
- A ju�ci tak!... Przecie� wy si� nawet modlicie za pieni�dze i gracie �adniej, kiedy warn kto...
Nie doko�czy� Szarak, w tej chwili bowiem otrzyma� butelk� t�gi cios powy�ej ciemienia, tak �e szk�o na sufit bryzn�o, a lepki mi�d rozla� si� po twarzy
i �wi�tecznych szatach kowala.
- �apajcie go! - krzykn�� poszkodowany nie wiedz�c, czy si� obciera�, czy goni� organist�, kt�ry ucieka� po linii wed�ug jego zdania najkr�tszej, lecz w
ka�dym razie bardzo pogi�tej. Teraz obecni wdali si� mi�dzy obra�onych. Wyrzucili za drzwi organist� i pocz�li mitygowa� kowala, kt�ry nie posiada� si�
z gniewu.
- Dam ja ci, d�awidudo!... - wrzeszcza� Szarak ujrzawszy za oknem uroczystsz� ni� kiedy fizjognomi� organisty.
- J�zefie!... kumie!... panie kowalu!... - perswadowali po�rednicy - uspok�jta si�!... Co si� wam gnie wa� na pijanego?... On durny, on sam nie wie, co
robi...
- Zbij� rozb�jnika na nic!...
- Dajta spok�j, panie Szaraku!... Co to bi�?... bi� nie ka�dego wypada... On-ci tak�e duchowna osoba i zaraz po wikarym pierwszy!... Jeszcze by was B�g
skara�...
- Nic mi nie b�dzie!... - odpari kowal.
- No, �e wam nic... Ale macie �on�, dziecko!...
Ostatnie wyrazy cudowny wywar�y skutek.
Na my�l o �onie i dziecku rozbestwiony kowal uspokoi� si� i nawet usi�owa� st�umi� w sobie uczucie zemsty. Ju�ci co prawda, to prawda, �e organista idzie
zaraz po wikarym; a nu�by si� Pan B�g za obicie go rozgniewa� i na �onie lub dziecku krzywdy dochodzi�?...
Wyszed� z karczmy okrutnie markotny.
"Oj! z tymi dzie�mi - my�la� - to ci k�opot!... Mam dopiero jednego, a ju� musz� suszy� g�ow� o wynalezienie nauczyciela, traci� pieni�dze na mi�d!... Jeszcze
mnie za to przy ludziach poniewieraj� i swego odda� nie mog�, bo mi o dziecko strach...
Oj! Stachu, Stachu!... �eby� ty cho� wiedzia� kiedy, co ja za ciebie wycierpia�em!... Daj Bo�e, �eby mnie cho� �ona nie zbeszta�a!..."
W domu nie obesz�o si� bez ha�asu, ale odt�d Szarak jeszcze bardziej kocha� syna, o kt�rego edukacji my�la� tak wcze�nie t za co mu na g�owie flaszk� miodu
rozbito. Poczciwy kowal w par� miesi�cy zapomnia� o swojej krzywdzie, lecz strasznie by�o mu przykro, �e si� pogniewa� z organist�, jedynym m�em, kt�ry
m�g� pokierowa� wychowaniem synka, co ju� sam chodzi�, gada� umia� i w og�le niepospolite okazywa� zdolno�ci.
Tymczasem nadesz�o lato, a wraz z nim chwila, w kt�rej nadspodziewanie dobrze mia�y zako�czy� si� ojcowskie k�opoty kowala.
Pewnego dnia po�o�y�a matka Stasia w sadzie pod grusz�, podes�a�a mu p�acht�, podwin�a koszulk� i m�wi:
- Spij�e tu, ch�opak, i nie drzyj si�, ty jag�dko moja najs�odsza, jak� kiedy Pan B�g stworzy� i s�o�ce wygrza�o!... A ty, Kurta, ligaj przy nim i pilnuj,
�eby mi go kura nie dziobn�a albo pszczo�a nie ugryz�a, albo jaki z�y cz�owiek nie urzek�. Ja p�jd� buraki ple�, a jak mi si� tu nie b�dziecie dobrze
sprawowali, to z�ap� tyczki i tak warn ko�ci porachuj�!...
Ale na sam� my�l wykonania gro�by schwyci�a ch�opca na r�ce, jakby mu kto mia� istotnie krzywd� zrobi�, utuli�a go, wyca�owa�a i wyhu�ta�a, wo�aj�c pieszczotliwym
g�osem:
- Ja bym ciebie mia�a bi� tyczk�?... To Kurt� psubrata, nie ciebie!... M�j ty p�czku... m�j go��bku... m�j synusiu jedyne�ki, z�oty!... Nie �miej si� ty,
Kurto, sobako kud�ata!... nie przymykaj �lepi�w, nie wymachuj ogonem, bo ty wiesz, �e ja bym pr�dzej z ciebie trzy sk�ry zdar�a, ni� na niego, na Stasie�ka
mego serdecznego, jeden patyczek u�ama�a... Lu!... lu!... lu!...lu!... lu!...
A Kurta ty� pod siebie zawin��, pysk z gor�ca otworzy� i czerwony j�zor wywiesi� na lewo jak chustk�. Wyrozumia�y pies i chytry!... On my�li sobie: "Gadaj
ty zdrowa, a ja co wiem, to wiem, �e ile razy sienniczek Staszkowi suszy� wypad�o, tyle razy dostawa� ch�opak takie bicie, �e w ku�ni s�ycha� by�o!..."
Tak sobie my�la� Kurta pyskaty, ale milcza� wiedz�c, �e od najlepszych racji mocniejszy jest - o��g, kt�rym wszyscy domownicy, a gospodyni najpierwsza,
mitygowali jego psie pretensje.
Sta� tymczasem tar� oczy t�ustymi pi�stuszkami i Inianow�os� g�ow� pok�ada� na ramieniu matki. Gdyby umia� m�wi� rozs�dnie, niechybnie by jej powiedzia�:
- Macie mnie k�a��, to k�ad�cie, bo po tym garnczysku kaszy z mlekiem dobrze cz�owiekowi spa� si� chce!...
Ch�opiec by ju� sam zasn�� z w�asnego prze�wiadczenia, ale matce wydawa�o si�, �e go usypia� potrzeba, wi�c znowu hu�ta�a go i lula�a, �piewaj�c:
C�e� wsk�ra�a,
�e� w�drowa�a
Po zielonej olszynie?.
Jam cho� to zyska�,
I �em si� wyspa�
Na puchowej pierzynie!...
Dopiero gdy jej zaci�y� i wetkn�� g�ow� mi�dzy rami� a piersi, po�o�y�a go na p�achcie, targn�a Kurt� za mokry j�zyk i ogl�daj�c si� posz�a w g��b sadu.
Sta�kowi p�achta zgrzebna, a pod ni� ziemia wyda�y si� troch� zimne i twarde po matczynych obj�ciach. Wi�c cho� mu nogi doskonale spa�y, g�ow� ockn�� si�
jeszcze i pod�wign�� na t�ustych r�czkach. Chcia�o si� dziecko rozejrze�: gdzie matka?... a mo�e i pop�aka� za ni�. Ale �e by� ma�y jeszcze, wi�c dobrze
rozgl�da� si� nie umia� i zamiast przed siebie patrzy� pod siebie, na muraw�. Tymczasem uczciwy Kurta raz i drugi obliza� go zawiesi�cie po opalonej twarzy
i zacz�� iska� w g�ow� tak serdecznie, �e Sta� upad� na lewy bok, pod�o�ywszy sobie t�usty �okie� pod skro�. Jeszcze chcia� si� podd�wign��, opar� nawet
praw� r�k� na p�achcie i usi�owa� rozplata� no��ta. Ale w tej chwili palce u r�czki rozbieg�y mu si�, wi�niowe usta rozchyli�y, oczy gwa�tem przymkn�y
i - zasn��. W jego wieku sen. bywa mocny jak najt�szy ch�op: pok�ada cz�eka pierwej, nim si� 7, nim zacznie boryka�...
Wtedy od ��ki �wie�o skoszonej, gdzie d�ugimi rz�dami naje�one i p�kate kopice duma�y, powia� wiatr gor�cy jak dmuchanie s�o�ca. Po�askota� przysadziste
kopy, pogwizda� w dziuple spr�chnia�ym wierzbom, kt�re na pr�no chcia�y go machaniem ga��zek odstraszy�, przecedzi� si� przez pleciony p�ot i poci�gn��
po kowalowym sadzie. Zielone li�cie burak�w z p�sowymi wypustkami, wysmuk�y koper i pierzasta pietruszka zacz�y si� trz��� jak w febrze, prawdopodobnie
ze z�o�ci, bo to leniwy nar�d i nie lubi, aby go dotykano. A rozczochrana na� kartofli, jaskrawe s�oneczniki blador�owe mak�wki kiwa�y si� jak �ydzi w
bo�nicy, zgorszone wida� lekkomy�lno�ci� wiatru, kt�ry pszczo�y od u��w het odp�dza�, a samej kowalowej czepiec na g�owie przekr�ca�, cho� ona, mimo dwudziestu
jeden lat, matka przecie Stasiowa, pani i gospodyni wszystkiego, co tylko jest w sadzie, w chacie, w oborze i na sze�ciu morgach pola...
- Aj! zbytki! zbytki!... aj, jakie zbytki ten wiatr wyrabia! - szemra�y czerwonog�owe mak�wki, pogl�daj�ce w niebo s�oneczniki i t�ga na� kartoflana.
A okr�g�e listki gruszy, pod kt�r� Stasia u�o�y�a matka na spoczynek, jak uczciwe piastunki szepta�y;
- Cicho!... cicho!-.. cicho!... bo mi dziecin� rozbu dzicie!...
Kurcie, kt�ry lubi� by� czynnym i w najgorszym razie przynajmniej karbowa� wieprakom k�apciaste uszy, pocz�o si� okrutnie nudzi�.
"Co to za �wiat! - my�la� - na kt�rym dzieci tylko �pi�, gospodyni bawi si� rwaniem listk�w, drzewa zamiast uczciwie pracowa� kiwaj� si� i szeleszcz�, bocian
na klekotanie zrywa piersi, a gospodarz z ch�opakami nie robi� w ku�ni nic, tylko ruszaj� miechem i kuj�!... On ma�ym m�otkiem bije w kowad�os dy�! dy�!
dy�! dy�!... a ch�opcy wielkimi m�otami w �elazo; �up! �up! �up! �up!... a� iskry lec�. Sta�em nieraz przed ku�ni�, tom widzia�..."
I z rozpaczy nad powszechnym lenistwem upad� pracowity Kurta na bok, a� ziemia j�k�a, sp�aszczy� si� i nogi wyci�gn�� przed siebie, a chc�c lepiej uwydatni�
pogard� dla �wiata, przymkn�� oboje oczu, aby na nic nie patrze�...
Wtedy przed wzrokiem jego niespracowanej duszy rozwin�o si� pole pe�ne kapusty nale��cej do gospodarza, w�r�d kt�rej �erowa�y stada zaj�cy przebieraj�cych
�apkami i nastawiaj�cych uszy jak ga�ce...
- Ach, dam�e ja wam hultaje! - szczekn�� Kurta 1 dalej�e goni� szkodnik�w na wszystkie strony!...
Goni� i goni�, a pole przeci�ga�o si� do niesko�czono�ci, zaj�ce mno�y�y si� jak krople deszczu ulewnego, a gospodarz, gospodyni i ch�opcy patrz�c na t�
jego bieganin� wo�ali: "Aj! Kurta, jaki to pies pracowity, ani godzinki nie odpocznie!..."
A Kurta wyci�gn�� si� i cwa�owa� tak, �e a� ogon, kt�ry nie m�g� pod��y� za nim, zosta� gdzie� z daleka. Ledwie dysza�, ale goni�.
Wtem nad g�ow� marz�cego psiska pocz�a kr��y� mucha i wymy�la� mu cieniutkim g�osikiem:
- Oj! Ty... ty... kundlu jaki�!... pr�niaku!... Najad�e� si� osypki, i kiedy ca�y �wiat rusza si� na s�o�cu, ty le�ysz jak k�oda i drzemiesz!...
Ockn�� si� pies i k�ap! na much� z�bami.
- Widzicie j�, darmozjada!... Ona mi tu b�dzie le�enie wymawia�a, kiedy ja zaj�ce wyganiam z kapusty!...
I nie chc�c na obron� swego honoru czasu traci� wyci�gn�� si� jeszcze lepiej i - wr�ci� do czynno�ci. A mucha wci�� kr��y�a nad nim, cho� si� marszczy�
i pazury nadstawia�, i piszcza�a:
- Oj! ty!... ty!... kundlu jaki�, legarcie!... Kazali ci dziecka pilnowa�, a ty si� sam wysypiasz, pr�niaku!...
I od tej chwili koper i pietruszka, na� kartoflana, mak�wki i s�oneczniki, wiatr na niebie, oddech �pi�cego Stasia, bociany na szopie i m�oty w ku�ni -
wszystko to w takt szemra�o:
- Le� Kurta!... le� Kurta!... le� Kurta!...
Ale pracowity Kurta wyci�ga� si� pod grusz� i precz goni� zaj�ce!
Gdy tak Sta� i Kurta spali �adnie pod chuchaniem ciep�ego wiatru, Szarakowa obra�a liszki z kapusty, oporz�dzi�a buraki i pocz�a rwa� w przetak sa�at�
na obiad. Dobre to. ziele �y�o sobie w k�cie sadu, przy chru�cianym p�ocie, co bieg� wzd�u� drogi. Gospodyni kl�k�a nad nim ostro�nie i wybieraj�c m�ode
listki my�la�a: jak si� te� sa�ata ucieszy, kiedy j� w gor�cej wodzie z kurzu obmyj�, polej� octem i s�onin� okrasz�!
Narwa�a ju� z p� przetaka, prawie tyle, ile by�o potrzeba, gdy na drodze rozleg� si� szmer drobnego, pow��czystego chodu i stukanie kija o ziemi�. Jednocze�nie
us�ysza�a Szarakowa jakby rozmow�:
- Ustatkujesz ty si� w ko�cu, ha?... - pyta� zm�czony g�os niewie�ci.
Kowalowej zdawa�o si�, �e odpowiedzia� na to kr�tki, niewyra�ny szelest, jakby kto kij ci�gn�� po piasku. Potem znowu nast�pi�o kilka krok�w i stukanie
po��czone z owym osobliwym szelestem.
- Psiawiara! - m�wi� g�os gniewnie. - Tak mi si� wywdzi�cza, �em mu tyle �wiata pokaza�a!... Zgni�by gdzie pod p�otem alboby si� pali� w �arze jak dusza
pot�piona, �eby nie ja... Durny!...
Zaszele�ci�o znowu.
- A durny jeste�! m�wi� ci. Z pastuchami tobie najlepsza kompania, nie ze mn�... By�by� m�dry, gdyby ci� psy zgryz�y albo na �wi�skich ko�ciach po�amali.
Kuternoga!...
Kowalowa podnios�a si� i o kilkana�cie krok�w od p�otu ujrza�a na drodze zgrzybia�� starowin� z wysokim kijem w r�ku. Baba d�wiga�a na plecach wypchan�
p�acht�, a spod chusty wymyka�o jej si� par� siwych kosmyk�w, trz�s�cych si� wraz z g�ow�.
- Komu tak, matulu, klniecie?... Grzybino!... - zawo�a�a ze �miechem Szarakowa.
Stara zwr�ci�a si� do niej.
- To wy, kowalowo?... - rzek�a id�c do p�otu. - Niech b�dzie pochwalony!.,. A ja w�a�ciwie te� do was chcia�am wst�pi� - od ojca i by�abym na �mier� zapomnia�a
przez tego Judasza!...
M�wi�c to podnios�a sw�j kij i potrz�sn�a nim gniewnie.
- C� tam tatunio do mnie nakaza�? - spyta�a pr�dko Szarakowa.
- Ano... pl�cze mi si� przy nogach i nie tylko nie pomaga, ale jeszcze przeszkadza chodzi�. Za to, �em go z gnoju wydoby�a!...
- A co tatunio m�wi� przez was?... - powt�rzy�a niecierpliwie kowalowa. - Byli�cie we m�ynie dzisiaj?...
- Ju�ci, �e by�am... Ligaj, podlec!... - gniewa�a si� dalej baba rzucaj�c kij na kraw�d� p�otu. - Zamawia�am So�tysiakowi frybr�, co go ju� drugi tydzie�
trz�sie, i wst�pi�am wczoraj, po drodze, do m�yna.
- Tatunio zdrowi?...
- Oj! oj!... Kaza� ino, �eby Ma�gosia przyjecha�a do niego jutro ze Staszkiem, a wasz - �eby tak�e na niedziel� by� we m�ynie...
Babina, zapomniawszy wida� o swym kiju, opar�a si� na p�ocie i m�wi�a dalej:
- Widzicie, tak: organista, ten niby wasz Zawada, kupuje grunt i chce od Stawi�skiego, niby od tatunia waszego, po�yczy� pi��set z�otych. By� we �rod� we
m�ynie i prosi�, ale Stawi�ski mu na to: "A po co ja wasanowi mam po�ycza� pieni�dze, kiedy wasan pokrzywdzi�e� kowala i gniewasz ai� z nim?..."
- Sprawiedliwie mu tatunio powiedzia�!... - wtr�ci�a Szarakowa.
- Wi�c organista na to: "Ja si� z kowalem pogodz� i b�d� mu syna uczy�." A stary na to: "Wi�c si� wasan pog�d�!" A on na to: "Kiej boj� si� p�j�� do ku�ni,
bo mnie potyra*.U was by�bym �mielszy, jeszcze bym nawet za to par� butelek miodu postawi�, �eby si� pogodzi�..."
- Wykr�tacz! - przerwa�a kowalowa. -- A dawne to czasy, kiedy gada�, co w Pi�mie �wi�tym stoi, �e kowale i kominiarze od Kaina i od Chama pochodz� i �e
si� rodz� na bratob�jc�w?... Bodaj on sczez�!...
-No, je�li tak w Pi�mie �wi�tym stoi, to organista temu nie winien - zauwa�y�a stara.
- Szczeka! - zawo�a�a w uniesieniu Szarakowa. - My tak�e wiemy, co gdzie stoi... Od Chama pochodz� ch�opy, a m�j przecie nie ch�op, a od Kaina - Turki,
a m�j przecie nie Turek. Nikogo nie zabi�!...
Grzybina lubi�a popisywa� si� wiadomo�ciami wobec "potomk�w Chama", tym razem jednak milcza�a dyskretnie, pami�taj�c, �e ma do czynienia z osob� pi�mienn�,
z kowalow�, a do tego - c�r� m�ynarzy Stawi�skich!
- Wst�pcie do chaty, odpocznijcie - rzek�a nagle go�cinna Szarakowa patrz�c na zm�czon� staruszk�.
- Nie mog�! - odpar�a baba i pochwyci�a kij. - Musz� i�� do Mateuszowej, krow� jej okadzi�, bo j� rozd�o... No - doda�a wstrz�saj�c kij - a ty si� dobrze
sprawuj na reszt� drogi, bo ci�...
- Co wy gadacie?... - ostrzeg�a j� kowalow�.
- A co nie mam gada�?... To niech bestia skacze prosto, a nie pow��czy si� jak pijany...
- Wasze to nogi, matulu, nie statkuj�: kij temu nie poradzi!
- Ale!... - odpar�a stara machaj�c niecierpliwie r�k�. - Chodzi�y one przez osiemdziesi�t lat, a teraz by mia�y zwodzi�?... Zosta�cie z Bogiem!...
- Id�cie z Bogiem!... - rzek�a kowalow� za uciekaj�c� babk�.
Gdy zosta�a sama, znowu j� gniew porwa� na organist�.
"Patrzajcie! - my�la�a - ch�opa mi skrzywdzi�, odzienie mu poplami�, a teraz chce si� godzi�, kiedy mu pieni�dzy potrzeba... Nie b�j si�! - szepn�a wygra�aj�c
pi�ci� w stron� szarej dzwonniczki - i pieni�dzy nie dostaniesz, i gruntu nie kupisz, i jeszcze ci przy ludziach wszystko wypomn�!... Akurat dla niego
tatunio pi��set z�otych uzbiera�... Niedoczekanie twoje, dziadowodzie!..." Chc�c czym pr�dzej zakomunikowa� uwagi swoje m�owi, przeskoczy�a przez p�ot
i pobieg�a do ku�ni. Zdawa�o jej si�, �e ju� ca�y �wiat wie o przewrotno�ci organisty, bo nawet p�katy, po�atany miech gniewniej ni� kiedy sapa� i zia�
z paszczy p�on�ce iskry.
Wywo�a�a m�a i opowiedzia�a mu wiadomo�� przyniesion� przez bab�.
- A to chwa�a Bogu, kiedy si� organista chce pogodzie - odpar� dobrodusznie zasmolony olbrzym wys�uchawszy opowiadania �ony.
M�oda gosposia a� r�ce za�ama�a ze zgrozy.
- I ty by� si� z nim pogodzi�?... - krzykn�a.
- Ma si� wiedzie�!... A kto b�dzie uczy� Staszka? mo�e profesor?...
- Ty si� z nim pogodzisz za to, �e ci butelk� o �eb rozbi�?..,
- Przecie� nie �eb p�k�, ino butelka...
- Za to, �e ci� od smoluch�w wyzywa, z kominiarzem r�wna?...
- Jakem nie umyty, tom smoluch; wszyscy o tym. wiedz�, a ty najpierwsza - m�wi� kowal nie mog�c doj�� powodu zawzi�to�ci �ony.
Szarakowa wstrz�sn�a g�ow�.
- Dolo� moja! - zacz�a biada� - otom ci los zrobi�a!... To� ty ch�op?... To tw�j ojciec z moim stryjem s�u�y� oy wojsku, a ty nie masz ambicji?... Ja baba
jestem - m�wi�a zadyszana - a oczy bym mu wydrapa�a, a ty si� chcesz godzi�?... To� ty m�� Stawiszczanki, �e szlacheckiego gniazda �on� wzi��e�, a wstydu
nie masz w oczach?...
Kowal zachmurzy� sa�.
- Co nie mam mie� wstydu w oczach?... - mrukn��.
- Przecie� godzi� si� chcesz z organist�...
- Co mam chcie�?...
- Przecie dopiero co m�wi�e�?...
- Co mia�em m�wi�?... To� ty gada�a, �e ojciec tak kaza�, no - a nam wypada go s�ucha�...
- Albo m�j tatunio to tw�j ojcfec?... Ty go nie potrzebujesz s�ucha�, tylko ja... Ty� nie powinien godzi� si� z organist�, cho�bym ja nawet chcia�a na rozkazanie
tatunia...
Poniewa� od kilku minut ch�opcy w ku�ni wodzili si� za �by, co robi�o do�� wielki szelest, kowal wi�c pragn�� ju� wr�ci� do roboty, a mo�e i uwolni� si�
od k�opotliwej rozprawy z �on�. Rzek� wi�c energicznie:
- No, kiedy tak, to nie ma zgody z organist�. Ojciec niech sobie chce czy nie chce, mnie tam wszystko jedno. Ale ja nie chc�... Nie b�d� si� godzi�... nie
pojad� na niedziel� do m�yna ani ty jutro ze Staszkiem, i bast!...
- A w�a�nie, �e ja pojad� jutro, a ty w niedziel� - przerwa�a �ona.
- H�?... - spyta� Szarak i chcia� si� wzi�� r�k� pod bok, ale go w por� odesz�o.
- B�dziemy oboje we m�ynie i niech organista przyjedzie, ale po to, �eby przy ludziach us�ysza�, co ja mu powiem!... Tak!...
M�� popatrzy� na ni� z ukosa, mo�e nawet chcia� plun�� przez z�by, ale da� spok�j i zawr�ci� powoli do ku�ni skrobi�c si� w g�ow�. Tam ch�opcy jeszcze si�
czubili; Szarakowi jednak �atwiej przysz�o uspokoi� ich ani�eli przed chwil� wyrozumie� swoj� ma��onk�.
Gdy kowalowa wr�ci�a do sadu. Sta� ju� nie spa�, lecz boryka� si� z Kurt�. Matka uca�owawszy �wawego dzieciaka zostawi�a go pod psim dozorem na dworze,
sama za� z uzbieran� sa�at� posz�a do izby obiad ko�czy�. Ca�y czas a� do nocy zeszed� jej na przygotowaniach do jutrzejszej podr�y i na uk�adaniu plan�w
zemsty. Je�eli si� uda, organista zostanie skompromitowany na wieki!
Na drugi dzie� w chacie kowala by� zam�t od �witu. Gospodyni wychodzi�a na dwie doby do ojca, musia�a zatem gruntownie opatrzy� gospodarstwo. Zdawa�o si�,
�e wszystko czuje jej odej�cie. Kurta jako� ma�o jad� i tylko wyskakiwa� oko�o Stasia. Krowy odchodz�c na pasz� rycza�y bardzo �a�o�nie, a wieprzki a�
wysadza�y drzwi chlewka, tak im si� chcia�o gospodyni� po�egna�.
W dodatku trzeba by�o wcze�niej poda� obiad i k��ci� si� z m�em, kt�ry co moment przychodzi� z ku�ni i mrucza�:
- Tak�e diabli nadali z tymi chodzeniami na pr�no! Mamy si� godzi� z organist�, to id�my do m�yna, a nie mamy si� godzi�, to nie id�my. Po co sobie wi�kszego
nieprzyjaciela robi�?... Jeszcze nas przeklnie w czasie Podniesienia i ogie� sprowadzi na dom albo choroby na nas i na byd�o!...
W�wczas kowalowa bra�a m�a za rami� i wypycha�a go z izby m�wi�c:
- Ju� ino ty si� nie wtr�caj... Ty masz serce kowalskie, ale ja mam rozum szlachecki i tak dogodz� organi�cie, �e si� pierwej on spali ze wstydu ani�eli
my od ognia!...
Po obiedzie, umywszy razem z dziewuch� statki, Szarakowa jeszcze raz obesz�a wszystkie zak�tki i zosta�a na po�egnanie uci�ta od pszczo�y, a� si� jej �zy
w oczach zakr�ci�y. Potem wyci�gn�a w�zek na podw�rze, w�o�y�a na dno sienniczek, na sienniczek poduszeczk�, a na wierzch Stasia i - uca�owawszy m�a
ruszy�a w drog�.
Wszystkie te przygotowania niezmiernie cieszy�y Kurt�, a gdy gospodyni wzi�a dyszel w�zka do r�ki, pies wpad� w sza�. Skoczy� naprz�d na Stasia i zdar�
mu chusteczk� z g�owy, potem o ma�o co nie oberwa� w�sa kowalowi, a zgromiony przez niego, rzuci� si� z wielkim impetem na gospodyni� i ledwie jej nie
przewr�ci�.
Tak gwa�towne oznaki rado�ci na z�e wysz�y Kurcie. Szarakowa bowiem przypomnia�a sobie, �e nie mo�na domu bez psa. zostawi�, i - kaza�a go wzi�� do izby.
Dziewucha Magda z niema�ym trudem zanios�a Kurt� do kuchni, psisko jednak w tej samej chwili wyskoczy� na dw�r oknem i weseli� si� jeszcze bardziej. W
rezultacie dosta� niebo�� w kark chustk� od pani, w bok obcasem od pana, w grzbiet drewnem od dziewuchy, po czym zaniesiono go do pustego chlewa i zamkni�to
na ko�ek. Pies wy� tak strasznie, �e niejedna bfaba w polu, us�yszawszy go, przewidywa�a nieszcz�cie i zawczasu modli�a si� za dusze zmar�ych.
Dzie� by� skwarny. Tu i owdzie na niebie sta�y bia�e ob�oki, jakby rozmy�laj�c: gdzie ukry� si� przed spiekot�? Pod nogami Szarakowej i ko�ami w�zka cicho
skwiercza�y ziarna ciep�ego piasku. Niedostrze�ony w g�rze skowronek �wiergotem wita� podr�n� matk� i jej syna, a spomi�dzy zbo�a mak�wki i chabry ciekawie
wychyla�y si� na drog�, jakby chc�c sprawdzi�, czy nie jedzie kto znajomy.
Zatrzyma�a si� i spojrza�a za siebie. Oto ich dom na wzg�rzu, jak sukienk� odziany winogradem, W tej chwili �uraw studni zni�a si�: pewnie Magda posz�a
po wod�. Przed ku�ni� stoi jaki� cz�eczyna z konikiem, ale ich kowal wida� jeszcze nie spostrzeg�, bo bez przerwy bij� m�oty, nad kt�rych stukiem i brz�kiem
g�ruje �a�osne skomlenie Kurty...
Istny obrazek! Zdawa�o si�, �e Szarakowa zaczerpn�a w nim nowych si� i ci�gn�c w�zek p�dem zbieg�a ze wzg�rka.
Droga sz�a kreto i falisto. Co kilkadziesi�t krok�w wznosi�y si� pag�rki coraz wi�ksze. Najwy�szy przypada w�r�d brzozowego lasku, kt�ry le�y tam w dole
tak blisko, �e na poz�r dosy� r�k� wyci�gn��, aby schwyci� go za ga��zki. W rzeczywisto�ci by�o do niego z p� godziny marszu.
Powoli chatka i ku�nia znika�y, a nawet lament Kurty ucichn��. Piasek pog��bia� si�, s�o�ce piek�o coraz mocniej, ob�oki sta�y w jednym miejscu jak puste
promy na brzegu Wis�y i tylko coraz inny skowronek �yczy� w�drowcom szcz�liwej drogi.
Szarakowej tak by�o dobrze w tej chwili na �wiecie, �e z jej serca ust�powa� nawet gniew na organist�. A gdyby te� si� pogodzie z nim?...
- Niedoczekanie jego! - mrukn�a. - Nie po to ja si� m�cz� dzi� na skwarze, �eby mu pi��set z�otych wypracowa�...
Sta� tymczasem le�a� w w�zku, oczarowany nowymi wra�eniami. Pierwszy raz wprost oczu widzia� nieograniczony horyzont i niezmiern� g��bi� szafirowego