6183

Szczegóły
Tytuł 6183
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6183 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6183 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6183 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gustaw Morcinek LISTY SPOD MORWY (Sachsenhaus�n-Dachau) 1946 Wydawnictwo �Literatura Polska" Katowice W/M ; Wszelkie prawo przedruku i przek�ad�w zastrze�one. f -3 Najmilsza W�adko! '/tfet�iiie wiadomo�ci o Tobie mia�am od siostry swojej w grudniu ubieg�ego roku. Dowiedzia�em si� tylko tyle, �e przez d�u�szy ezas znajdowa�a� si� na W�grzech, potem wr�ci�a� do Warszawy, a nast�pnie znalaz�a� si� w Bunizlau na niemieckim �l�sku w jakiej� fabryce, "po si� dalej dzia�o � domy�lam sie. tylko. A wi�c poch�d sowiecki wypar� uiem-c�w ze �l�ska, 'Bunzlau zaj�y wojska sowieckie, a Ty/oz-pocz�aL now� drffg� do -Polski., U mnie by�o troch� inaczej. Przez 5 lat i 7 miesi�cy przebywa�em kolejno w obozach.Jkoncenitracyjnycli w Sachsen-'hausen i w Dachau. Potem przystali Amerykanie, w -dniu 29 kwietnia i przynie�li nam.wolno��. Wydosta�em si� do Francji, jaki� czas zatrzyma�em si� w Pary�a, a oto teiraz znajduj� si� w BivierlS' pod Grenoble. I sit�d pis^z� listy do Ciebie. W Bivier;s jestem ju� od kilku dni, jesaoze trocih� oszo�omiony wolno�ci� i Pary�em, lecz powoli przychodz�, ju� do siebie. Z nikim jeszicze si� tutaj,nic oswoi�em. A raczej ado-la�em oswoi�, si� % ma�ym, ��tym kotem, kt�ry przyszed� do minie podczas obiadu i domaga� si� tyciuchinego kawa�ka czego� dobrego do zjedzenia. Poza tym przysaeid� do mnie jaki� pies w��cz�ga i r�wnie� si� ze min� zaprzyja�ni�. Ludzie, kt�rych tu zasta�em, s� dla mnie beziwyraizowi. Nie ma ich du�o i �� jak mi si� wydaje � wszyscy s� podobni do kot�w Kiplinga, gdy� wszyscy chadzaj� tutaj w�asnymi drogami. Tym lepiej dla mnie. Przede mn� wynosz� si�'pod niebo jakie� ogromne g�ry bez nazwy. Ju� si� bowiem kilku pyta�em, jak si� nazywaj�, lecz nikt nie umie nawet,powiedzie�, �e to Alpy. Wida� ludzie maj� tutaj wa�niejsze zmartwienia, ani�eli zastanawianie .si�, jak si� tan* jakie� g�ry nazywaj�. Alpy s� ogromne. Alpy s� tak ogromne, jak niebo, a kt�re jest b��kitne, jak niebo nad moimi Beskidami na �l�skii i takie Czyste jak u �ias. Alpy s� gro�ne, podobne do nachmurzonego olbrzyma, kt�ry si�ga g�ow� pod b��kitny strop i prze�uwa jakie� ponure my�li. Jak cz�owiek, kt�ry obmy�la zemst� czy co� podobnego. Miejscami w �lebach bieli si� jeszcze �nieg. Wieje od niego ch�odem i obco�ci�. Id�ce chmury po niebie oeieraj� si� o granie i przemieniaj� w strz�py. Dopiero w po�owie stoku zielone po�o-' niuy p�awi� si� w s�o�e/i i to jest ogromnie pi�kne i wzruszaj�ce.. Pode mn� roz�o�y�a si� ogromna dolina, w kt�rej jest bardzo du�o s�o�ca. Przez dolin� leci Isere, jaka� ciemna i -jakby nad�sana.. " Kiedy siedz� pod -star� morw� przed domem i ws�uchuj� si� w. cisz�, zapominano: o\ wszystkim, co ju� poza mn�. N�-west o Pary�u zapominam, o kt�rym przecie� nieraz marzyli�my, jako o mie�cie wielkiej, radosnej przygody. Pozostaje mi teraz, we wspoimnieiiiu, jako- sk��bione wirowisko krzyku, po�piechu, �atwej mi�o�ci, licznych pat malowanych w drobny kszta�t serca, ci�kiego zaduchu metra, bezradnego b��kania- si� po ulicach, be�kotu Amerykan�w i d�ugich kukie�, chleba o twardych sk�rach,, chrupi�cych w z�bach. Ow-widok chleba w Pary�u najbardziej mnie wzrusza�. Mo�e dlatego, �e tego chleba by�o zawsze tak ma�o, tak strasznie ma�o -w obozie, �e ludzie w obozie upadlali si� do ostatka, by zdoby� chocia�by uajmniejsz� drobin� chleba. Za ten kawa�ek ' chleba gotowi byliby nawet zamordowa� koleg�, byleby tylko nie cierpie� g�odu. G�odny cz�owiek w obozie radowa� si� pod�wiadomie,. �e zosta�-wybrany do wynoszenia rozstrzelanych skaza�c�w do. krematorium. Wybra�cy- stali za wa�em., a z drugiej strony dokonywa�a si� egzekucja. Na dzieciach, kobietach,, m�czyznach. Posp�lnie. Dzia�o si� to za-wtee o �wicie. W pewnej strasznej chwili roasaezeka� si� na � kr�tko karabin maszynowy i ju� by�o po wszystkim, Wybra�cy, p�dzeni krzykiem, rzucali si� na zwa� dogorywaj�cych i martwych ju� ofiar. Ka�d� ofiar� musieli rozebra� do naga i cia�o powlec biegiem do krematorium. Niekt�re o-fiary.� jeszcze �y�y. Je�eli to by� m�czyzna lub kobieta, sito-" -jacy przy drodze �esman" dobija� ich dr�giem. Uderzy� mocno w g�ow�, i g�owa roz�upa�a si�. Je�eli to za� by�o dzie-ekio, a jeszcze -rzuca�o si� na plecach wybra�ca, inny �esman" stoj�cy obok krematorium, ujmowa� j# za nog� i uderza� g�ow� o �cian�. �ciana by�a obryagana krwi�'i m�zgiem. To by�o wszystko straszne, lecz potworno�� owych zbrodni usuwa�a si� w �wiadomo�ci wybra�ca na drugi plan. Bo podczas -zdzierania ubra� z ofiar, w niejednej kieszeni mary- narki lub nawet w torebce damskiej znalaz�o si� kawa�ek chleba!... O Chryste Bo�e!.. Kawa�ek chleba!.. Tak. Pary� pozostaje rai teraz we wspomnieniu, jako niezliczona ilo�� d�ugich kukie� chleba o sk�rkach twardych, tak d'/iwmie chrupi�cych w z�bach!... Tutaj usi�uj� zapomnie� o chlebie w. Pary�u, o wszystkim, oo ju� jest poza mn�. Nawet o Dachau. ta g�owa jest ju� i tak dosy� sko�atana! 'Czas temu zreszt� sprzyja. ' -Tutaj bowiem jest inny ozais, ani�eli w Pary�u. Rozleniwiony, cichy, id�cy krokiem ma�ego dziecka, pachn�cy przestrzenii�. Odnosi si� wra�enie, �e czas �w coraz, przystaje, rozgl�da si� i s�ucha. Jak cz�owiek, kt�ry wyszed� w fiole i wie, �e go nikt nie czeka, �e ma strasznie du�o czasu. Coraz schyli si�. a�eby zachwyci� si� jakim� nies�ychanie wielkim cudem, dostrze�onym w istnieniu kwiatka bez nazwy, lub w �yciu jakiego� robaczka r�wnie� bez; nazwy, przejdzie kilka�krok�w, przystanie, popatrzy w b��kit przed sob�, rozgl�dnie si�, u�miechnie, do szumu nadlatuj�cego wiatru, pog�aska zamy�lon� d�oni� k�osy zbo�a i. znowu idzie powoli, gdy� ma czak.-. Tu jest wi�c inny czas, ani�eli w Pary�u, a przede "wszystkim inny, ani�eli w obozie koncentracyjnym w 'Dacliati: Tam by�y najpierw druty kolczaste/ a dopiero za drutami by� cz�owiek w czasie. Cz�owiek by� tylko takim a takim numerem, czas natomiast by� d�ugi, tak strasznie d�ugi, bo-lesmy, nie ko�cz�cy si�, mierzony nie godzinami, lecz s�ir-coiin, zm�czon� my�l� i parszywym l�kiem przed �mierci�. �mier� za� chadza�a woko�o, ociera�a si� o nftR jak pies cuchn�cy, owrzodzia�y... Je�eli codziennie patrze� jej w za.ro-pia�e �leipia, je�eli widzie�, W�adko, jak codziennie po�era tlej�ce istnienia ludzkie, jak cz�owiek w obozie kona� pod �cianami barak�w, na placu apelowym, w bar�ogu podczas snu nocnego, podobny ju� nie do cz�owieka,' lecz do czego� na co si� nie ma okre�lenia w ludzkiej mowie, podobny- raczej do rozdeptanego robaka � je�eli w��c codziennie natrze� takiej �mierci w oczy, czas stawa� si� tak wielkim, okrucie�stwem, �e � wydawa�o si� � jedynie- szatan m�g� go wymy�li�. Czas by� dot�d, dla �mnie poj�ciem abstrakcyjnym1, tutaj za� stawa� si� czym� realnym, ujmowanym zmys�ami. Gdyby by�o w ludzkiej mocy poj�cie czasu w obozie uj�� w namacalny kszta�t ge om eteryczny, sta�by si� widokiem spl�tanych drut�w kolczastych., zmierzwionych w du�� kul�, a kt�ra ocieka krwi�, i z kt�rej wyziera strach, najbardziej upokarzaj�cy strach przed, takim samym skonem, jakim kiona bezdomny pies. W Dachau by�y nieziemsko pi�kne wschody s�o�ca. Bywa�y poranki szare bez �wiat�a i bez gwiazd lub poranki mleczaie o bladym b��kicie. Lecz, eseisto bywa�y takie poranki, podczas kt�rych wsch�d s�o�ca przemienia� si� w najbardziej fantastyczn� bajk� .kolorow�. A my�my szli pi�tkami i szli, nia�ez�cy ka�dy swe obola�e my�li, obok nas kroczyli za� stra�nicy z pisanii na smyczy i z karabinami trzymanymi w pogotowiu do strza�u. Wtedy zapominali�my na drobn� chwile, o wszystkim, bo ka�dy z nas by� zapatrzony w "tamten kolorowy cud na niebie i ka�dy z nas wyobra�a� sobie, �e nie on jest w czasie, lecz �e czas jest w nim. Podobnie, jak w naszych oczach by� cud wstaj�cego s�o�ca. Potem wszystko znika�o, a na miejsce tamtego kolorowego wzi�ii&zcnia wraca�o obmierz�e' i bolesne prze�wiadczenie, �e czas � to kulisty k��b kolczastego drutu, z kt�rego cieknie krew rud� niteczk�, a spo�r�d jego kolc�w wyziera przekl�ty strach o �ycie. Czas cz�owieka w obozie musia� by� podobny do czasu, jaki prze�ywa skulony cz�owiek w schronie, kiedy s�yszy rosn�cy szum bomby,, 'zrzuconej spod nieba. My�my chyba wszyscy s�yszeli �w szum. I Ty te�, W�adko ... W Biviers, jakby zagubiony w�r�d Alp, sta�em sie, oto �wiadkiem radosnych narodzin innego nowego czasu pod star� morw�. Pami�tamy go sprzed wojny w naszych Beskidach. Wiatr spada w tej chwili ze stoku'Alp i szumi w starej morwie, podobnie, jak nam szumia� w beskidzkich lasach. I wydaje mi si� dzisiaj, �e to nie wiatr szumi nade mn�, lecz �e to inny, nowy czas szumi, �e si� przelewa ogiromn� fal�, a ja zatopiony w nim, pozwalam si� nie�� jemu bezwolnie. I wiem jeszcze, �e zapominam w nim o wszystkim^ co ju� jesit poza nami. �e zapoiminaiin przede wszystkim o pragnieniu zemsty. Tak d�ugo bowiem narasta�o w sercu ludzkim owo prag-.nienie, �e w ko�cu nie pozosta�o miejsca na inne uczucia. Cz�owiek w obozie k�ad� si� do snu wyszeptuj�c skrycie s�owa pacierza, a s�owa te by�y powi�zane owym pragnieniem, jakby paciorki r�a�ca skrwawion� nitk�. Pragnienie �zemsty za�miewa�o nasze oczy, zabija�o nasze serca, roz�ega�o -p�omienie w my�lach, t�umi�o nawet rado�� na widok ' ma- _ �eg� dziecka niemieckiego, kt�re podchodzi�o do mnie nie�mia�o z wi�zank� polnych kwiat�w, Kodzi�o 'pragnienie pluni�cia w twarz tej m�odej dziewczynie niemieckiej, kti?ra mia�a dla mnie po drodze u�miech dobry i wsp�czuj�cy... Pragnienie zemsty by�o tak wielkie, �e nie �achn��em si� nawet wtedy, kiedy m�ody ksi�dz katoliclo, m�j wsp�towarzysz obozowy, z pasj� wykrztusi� �yczenie, �eby mordowa� nawet ten p��d w �onach niemieckich1 matek !... Dzisiaj zapominam ju� o wszystkim,, co poza mn� i zapominam r�wnie� o tamtym pragnieniu zemsty... I b�ogos�awi� t� radosn� uzdrawiaj�c� cisz�, kt�ra idzie do mnie z b��kitu, jak u�miech kogo� ogromnie dobrego. Jak u-�miech matki !... Najmilsza W�adko! - Mog� godzinami sta� w oknie lub godzinami siedzie� pod star� morw� i patrze� z uwielbieniem w tamten ogromny,, spi�trzony masyw Chaine de Belledonne, wynosz�cy si� pod niebo po drugiej stronie s�onecznej doliny Isere. W 'poprzednim li�cie nie wiedzia�em jeszcze, jak si� nazywa; dzisiaj ju� wiem. Po- czarnej, strzaskanej grani Kocher de 1'Homme czy Gn-aaid Pic Belledonine***w�idiuj� chmury, w olbrzymim p�l-: ko�u Circiue du Boulon skrzy si� lodowiec, a ponad nimi wg��bia si� b��kit tak bardzo czysty i tak bardzo niesko�czony,, jak my�l o Bogu. W ich obliczu wszystkie sprawy �wiata i cz�owieka malej� do niepoznaki, serce za� ogarnia zbo�ne wzruszenie'i dziwnie radosna pokora. Z b��kitu sp�ywa cisza i niesko�cizono��, a ze stoku Belledonne spada drobny wiatr i trzepoce si� w li�ciach morwy. Od czasu do ozasu zrzuci mi s�odki jej owoc w kszta�cie male�kiej, mi�kkiej, ��tawej szyszki, kt�ra smakuje, jak. wspomnienie pierwszych ca�owanych ust dziewcz�cych. Rudy rkot ociera si� o moje nogi, mruczy i domaga si�. pog�askania po grzbiecie, a pies w��cz�ga wspiera g�ow� na moich kolanach i patrzy w'moje oczy m�drym, ludzkim, spojrzeniem. A gdy si� napatrzy do syta, odchodzi powoli, z ,tak� min�, jafcby chcia� powiedzie�: � Nie martw si�, bo jutro z-n�w przyjd�... Ja te� wcale si� nie martwi�, bo wiem, �e przyjdzie. "Raduje, si� zawsze z jego przybycia, podobnie jak: raduj� si� z obecno�ci kota, pragn�cego si� bawi� ze mn�, bo obydwaj zdawaj� si� by� mi .milszymi, ani�eli ludzie. Wida�, jeszcze; za g��boko tkwi we mnie niech�� do tych, kt�rzy mnie skrzywdzili, bo nie mog� zmie�� obecno�ci os�b, kt�re w mym Z///3 mniemaniu posiadaj� pewne cechy obmierzle lub przynajmniej niemi�e dla mnie. Mo�e ich krzywdz�., nie Wiem. Wieczorem wychodz�, na stromy stok, podchodz�cy pod-urwist� �cian�, skaln�, zamykaj�c� nasz� dolin�; od p�nocy. Na stoku stoi samotna jab�o� i b��ka si� zapach siana. Urzeczone oczy lec� spod jab�oni na drugi kraniec �wiata zamkni�ty masywem Belledonne, a serce s�ucha znowu tej dziwnej ciszy coraz g��bszej i coraz s�odszej.. Isere rozwleka ju� zmierzch, po dolinie i szumi st�umionym szeptem, a tam te olbrzymy g�rskie p�on� jeszcze d�ugo w odchodz�cym s�o�cu i jeszcze wy�ej si�gaj� nieba. Cisza staje si� z cicha dzwoni�ca, prawie namacalna, poprzetykana zab��kanym szczekaniem- psa w dalekiej wsi w dolinie. .Czasem zakwili sennie jaki� ptak w g�stwinie, a czasem rozsypie sie. metaliczny g�os dzwonu na Anio� "Pa�ski. G�os jest daleki, jakby na palcach id�cy, schodz�cy z kamiennej wie�y g�ralskiego ko�ci�ka. Pami�tam, u nas n� �l�sku nie m�wiono, �e dzwon bije na Anio� Pa�ski, lecz �e wo�a na -kl�kanie. Wtedy .moja matka istotnie kl�ka�a i odmawia�a Anio� Pa�ski. Potem cisza stokrotnieje, a szczyty powoli gasn� i czerniej�. My�li za� przemieniaj� si� stopniowo w tamt� cisz� i uk�adaj� bezwiednie w proste, jakby na kl�czkach szeptane s�owa: � Ojcze nasz, kt�ry jeste� w niebie... -Tak! Tamtych niemi�ych dla mnie ludzi istotnie krzywdz� ! Przypomina mi. si� ksi��ka p. t. �Dzieje duszy" o �wi�tej Teresce od Dzieci�tka Jezus. Ksi��ka zab��ka�a si� do naszego obozu w Dachau wraz z tysi�cem innych ksi��ek, od r�nych �Pami�tnik�w prostytutki" pocz�wszy, a sko�czywszy ma Pi�mie �wi�tym. I podobnie jak Ark� Nachalnik czy Pitigrilli, Sienkiewicz lub S�owacki, w�drowa�a od bloku do bloku, od r�k do r�k, czytana ukradkiem i nienasycenie. W ksi��ce, tej znalaz�em takie s�owa �wi�tej Tereski: �Prawdziwa mi�o�� polega na znoszeniu Wad i b��d�w naszych bli�nich, polega na tym, aby nie dziwi� si� ich niedoskotaa�o-�ctom, lecz budowa� si� ka�dym najmniejszym objawem cnoty". Dobrze ju�, dobrze! Wracajmy do ksi��ek! Jak wspomnia�em, do naszego obozu zab��ka�o si� tysi�ce polskich ksi��ek. Kiedy'si� pojawi�a po pierwszy raz, wywo�a�a radosne zdumienie i niepok�j. Sk�d tu si� wzi�a1? Jak tu si� przedosta�a? Gdzie j�,-ukry�, by jej �esman" nie spostrzeg�'? Potem pojawia�y si� inne ksi��ki, prawic codziennie, wynnrza�y si� nieoczekiwanie z t�umu, dostawa�y do czyich� upatrzonych r�k, znika�y za pazuch� i zanoszone na blok, stawa�y si� przedmiotem rado�ci, targ�w,- zazdro�ci, s�odkiego niepokoju i szarego l�ku, by przy rewizji szafek nie dosta�a si� w r�ce �esmana". Wyszukiwano wi�c przemy�lne skrytki pod siennikami, w poduszkach, w s�omie, pod deskami pod�ogi, nawet w ust�pach, w otworach kanalizacyjnych, noszono j� z sob� do pracy, czytano ukradkiem, �akomie i wci�� z obaw�, by z ni� nie �podpa��". Chodzi�o bowiem, nie tyle o bolesn� i upokarzaj�c� kar�, ile o strat� tak drogocennej zdobyczy. Poza tym tak� ksi��ka posiada�a jeszcze drug� warto��, powiedzia�bym � handlow�. By j� bowiem m�c otrzyma� po'z� kolejk�, trzeba by�o., w�a�cicielowi z�o�y� op�at�. Op�ata za� sk�ada�a si� z kawa�ka chleba lub � kilku papieros�w. A to by�o du�o, to by�o bardzo du�o! Przez d�u�szy czas nikt po prawdzie nie wiedzia�, sk�d te.ksi��ki do nas przychodzi�y. Wtajemniczeni milczeli lub zbywali p�s��wkiem. Z czasem jednak�e wszystko wysz�o na jaw. Nawet dla �esman�w", ba naiwet dla samego �Raport-fuehrera", jednego, drugiego czy trzeciego, sta�o si�' wiado- -mym, m ksi��ki 4e~przemycaj� wi�niowie polscy, pracuj�cy w t. zw. �Parteikanzlei"_,w Monachium,, gdzie mie�ci�o si� Gestapo. Wi�niowie ci, przewa�nie m�odzi ch�opcy, sprz�tali,-zamiatali i myli pod�ogi w biurach. I pewnego dnia, kiedy znosili akta Gestapo .do g��bokich podziemi celem zabezpieczenia ich przed skutkami cz�stych nalot�w, odkryli w odleg�ym skrzydle podziemia liczne skrzynie, u�o�one pod sufit. Rozbili pierwsz� z. brzegu w nadziei, �e zinajd� w niej butelki z winem lub koniakiem. Ku swemu rozczarowaniu spostrzegli, �e w niej ksi��ki. Rozbili wi�c drug� i trzeci� skrzyni�! W ka�dej ksi��ki!,.. I do tego polskie!-.. Niekt�re zupe�nie nowe i jeszcze nierozci�te,- inne za� mocno sfatygowane, poplamione, z o�limi uszami, e uwagami � na .marginesach, a ka�da z nich zaopatrzona w piecz�tk� jednej 7, licznych publicznych wypo�yczalni lub bibliotek warszawskich. ''.��'. I rozpocz�a-si� najpi�kniejsza w obozie �organizacja". Dotychczas bowiem �organizowano" buty �osma�skie"', sk�r�, sukno na czapki, bielizn� z wojskowych magazyn�w, chleb i margaryn� z kuchni r�wnie� �osma�skiej", papierosy i koniak z transport�w w�oskich po �zdradzie" Badoglio, skarpetki i chusteczki do nosa, swetry i zapalniczki, lampki radiowe, potrzebne tym, kt�rzy parali si� z nara�eniem w�asnego �ycia budow� tajnych odbiornik�w radiowych, organizowano lekarstwa dla koleg�w, ba, nawet wod� kolo�sk� dl� t. zw, izbowych i szef�w bloku, s�owem organizowano ... � �' '.��':,�� ;' 9 fj. wszystko, co mog�oby posiada� warto�� w obozie, a za co mo�na by otrzyma� k�s chleba lub gar�� papieros�w. � Jak si� ksi�dz na to zapatruje1? � zapyta�em raz jednego z licznych ksi�y polskich, dziel�cych nasz� dol� w obozie. Ksi�dz u�miechn�� si� i rzek� po kr�tkim namy�le: � Panu chodzi o warto�� etyczn� �organizacji". Uwa�am, �e tego nie mo�na podci�ga� pod poj�cie czynu nieetycznego. Grzechem, i to ci�kim grzechem b�dzie kradzie� czegokolwiek, a zw�aszcza chleba swemu koledze. To b�dzie grzech ci�ki!... Lecz �organizacja"!.. Nie, to nie jest grzechem !... Przecie� wszystko to, co bywa praea nas, a nawet przeze mnie �organizowane", pochodzi z rabunku," dokonywanego przez niemc�w w ca�ej Europie. A co nie z rabunku, to zawsze z tego, co niemcy posiadaj� kosztem, naszej wolno�ci, katuszy i �mierci naszych koleg�w. Pan korzysta z takiego �zorganizowanego" swetra czy bielizny, by si� "uchroni� przed zimnem czy izawszeniem, a wi�c po�rednio przed �mierci�. Ja korzystam z �organizowanego" kartofla, margaryny czy chleba, bo mi grozi �mier� z zag�odzenia. Jt tak dalej. Nie pochwalam jodynie sprowadzania do obozu �zorganizowanej" w�dki, bo wywo�uje nie tylko samoupadlauie si�, lecz niszczy do rosaty wycie�czony: organizm naszego kolegi!... "Widzi pan � doda� jeszcze po chwili � my tu wszyscy �yjemy w innych warunkach, ani�eli mogliby�my �y� na wolno�ci. A warunki te upraszczaj� nasz� etyk� i sprowadzaj� do jakiego� prymitywu. Na to nie ma rady !... Gdy b�dziemy na wolno�ci, co daj Bo�e, wtedy b�dziemy mogli znowu rozszczepia� w�os na czworo !... My wszyscy w obozie jeste�my ofiarami ludzi, kt�rzy pogwa�cili i kt�rzy gwa�c� �wiadomie prawo boskie, naturalne i ludzkie... Lecz o tym kiedyindziej! Ma pan kawa�ek chleba! Rozpocz�a si� wi�c najpi�kniejsaa w obozie �Organizacja". Bardziej oczytani koledzy, o pewnych wymaganiach etycznych i estetycznych, dokonywali selekcji ksi��ek i przynosili �eromskiego, Sienkiewicza, Prusa, ksi��ki teologiczne, poezje. Inni r�wnie�'oczytani, lecz bez wi�kszych skrupu��w natury moralnej czy estetycznej, dostarczali ksi��ek o tre�ci mniej lub wi�cej pornograficznej, cz�stokro� zamaskowanej tytu�em rzekomo naukowym ozy opatrzonej nazwiskiem autora, kt�ry w pewnych ko�ach czyte�nik^�w w Polsce uchodzi� za pisarza modnego i s�awnego. Ksi��ek tego rodzaju by�o najmniej i to przewa�nie w t�umaczeniu na j�zyk polski, a wydawanych przez firmy wydawnicze w Polsce, w kt�rych �aden szanuj�cy si� pisarz polski nie wyda�by swojej ksi��ki. A ostatni rodzaj ^organizator�w", to byli prawie analfabeci ksi��kowi, kt�rzy �lecieli" na jaskrawo kolorowe ok�adki lub na sensacyjne tytu�y. Lecz i tych ksi��ek by�o r�wnie� ma�o. v Ca�e to t. zw. �Kommando" wyje�d�a�o do Monachium wcze�nie rano,, a wraca�o p�nym wieczorem. Do obozu wchodzi�o przez g��wn� bram�., gdzie �esma�sika" s�u�ba wartownicza sprawdza�a ilo�� wracaj�cych. Chodzi�o bowiem 0 stwierdzenie, ozy nikt podczas pracy nie uciek�. Cz�stokro� takie wracaj�ce �Kommando" . zatrzymywano w bramie 1 poddawano gruntownej rewizji. Wszyscy wi�niowie musieli podnosi� ramiona, a �esmani" przeszukiwali ich kieszenie, obmacywali dok�adnie, cz�sto, kazali im rozbiera� si� do naga, inni za� odpruwali podszewki ubrania, rozcinali zak�adki marynarki, s�owem rewidowali tak dok�adnie i z tak� radosn� gorliwo�ci�, �e nawet ig�y nie by�o by mo�na przemyci� do obozu. Je�eli takiej rewizji poddano �Kfomimando" pracuj�ce w �Parteikanzlei" w Monachium, to ju� z g�ry mo�na by�o by� prsefeonanyni, "�e b�dzie �wsypa". I bywa�a. Kto sprytniejszy, wyrzuca� ksi��ki po drodze, zanim doszed� do bramy. Lecz tu by�o trzeba posiada� pewnego rodzaju wyozucie, trzeba by�o umie� odgadn�� gfo��ce niebezpiecze�sitwo po takich, oznakach, kt�re innemu .usz�y uwagi. A oznaki te by�y tak nieuchwytne, �e jedynie kto� o-jiadzwyczaj zaostrzonym zmy�le obserwacyjnym m�g� je zauwa�y�. Cz�owiek stawa� si�- tutaj podobnym do tropionego zwierza, kieruj�cego si� tylko instynktem. U kogo znaleziono ksi��k�, ten by� karany. Albo wisia� na s�upku, albo otrzyma� 25 podw�jnych bat�w. Egzekucji dokonywali �esmani". Nikt z nich nie tai�, �e funkcja ta sprawia mu ogromn� przyjemno��. Poprzednio jednak skazaniec musia� podda� si� ogl�dzinom, lekarskim, kt�re polega�y jedynie na stwierdzeniu, czy skazany na s�upek nie posiada ran na ki�ci, skazany za� na baty � czy sk�ra na l�d�wiach nie jest owrzodzia�a lub poci�ta i niezagojona po poprzednich razach. Kt�ra 'z tych kar by�a .bole�niejsza, trudno os�dzi�. Skazanemu na s�upek wci�gano na r�ce stare skarpetki, a ki�cie wi�zano z ty�u �a�cuchem, o drobnych ogniwach. Koniec �a�cucha przerzucano przez du�e ogniwo, utwierdzone na szczycie wysokiego s�upa. �Esman" ujmowa� �w koniec i pod-ici�iga� ofiar� w g�r�. Chodzi�o o~to, by skazaniec nie m�g� wspiera� si� palcami n�g o ziemi�, nawet wtedy, gdy wy- 10 11 pr�oile cia�o mog�o si� w ci�gu trwania ka�ni obni�y� o kilka centymetr�w. Delikwent przechodzi� ogromne m�ki. Ca�y bowiem ci�ar'cia�a spoczywa� na wykr�conych w g�r� rainionach, �opatki, wychodzi�y powoli ze staw�w, a r�wnocze�nie �a�cuch, �ciska� ki�cie tak mocno, �e jeszcze d�ugo po egzekucji, przez kilka nawet przez kilkana�cie dni traci�o si� w�adz� w palcach i nie mo�na by�o podnie�� ramion w g�r�. Rz�d zwisaj�cych cia� przedstawia� potworny widok. By�y podobne, do work�w, zawieszonych na s�upach. Ramiona wykr�ca�y si� coraz bole�niej, ludzie st�kali lub zaczynali krzycze�, potem wy�, pot sp�ywa� po wykrzywionych twarzach, oddechy �wiszcza�y, a �esmani" chodzili fce�o ofiar, bili wyj�cych po twarzy, poci�gali kjh za nogi, kopali lub uderzeniem pi�ci� w piersi wprawiali zwisaj�ce cia�o w ruch wahad�owy,, szczuli psami, a kto zemdla�, oblewali zimn� wod�. � �'�'*. By� okres, �e �esmani" posiadali ma�pk�, kt�r� zabierali z sob� i rzucali j� na zawieszonych wi�ni�w. Ma�pk�, straszona batogiem, skaka�a po nich, czepia�a'si� ubra�,1"hu�ta�a na ich zwisaj�cych nogach, a �esmani" ryczeli z uciechy, za�miewali do �ez. i bili si� d�o�mi po .udach z.wielkiego ukontentowania. Po godzinie takiej ka�ni spuszczano wi�ni�w ze s�upka, a ci najcz�ciej zwalali si� na pod�og�, nie\mog�c si� podnie��, iii -usta� na nogach. Wtedy �esmani" mieli' now� zabaw�, bo tak d�ugo kopali i ok�adali razami skaza�ca, �o ten na czworakach musia� si� w ko�cu wyczo�ga� pwza miejsce ka�ni, lub go te� zabierali piel�gniarze i odnosili na rewir (do lazaretu), gdzie albo przychodzi� do siebie, albo te� kona�. Bicie bykowcami na ko�le w wypi�te po�ladki by�o prostsze. Skazaniec wsuwa� stopy w specjalne wg��bienia, uniemo�liwiaj�ce mu rzucanie si�, przechyla� si� na d�ugi blat koz�a, jeden z �esman�w" przysiada� mu wyci�gni�to ramiona, dw�ch stawa�o po ka�dej stronie koz�a i tiia komend� zacz�o si� bicie. �Esmani" bez bluz, z zakasanymi r�kawami koszul, ujmowali mocno bykowiec w d�o� i bior�c szeroki zamach uderzali z podskokiem. R�wnocze�nie z obu stron. TJderKenie by�o suche, podobne do kla�ni�cia d�oni� o metal. Skazaniec musia� sam liczy� ka�de podw�jne uderzenie. Kto zmyli�, bicie zaczyna�o si� od pocz�tku. Kto nie m�g� si� opanowa� i krzycsa�, posypa�y si� ju� teraz razy bez liczenia, d�ugie, szybkie, a� do zm�czenia si� oprawc�w. Po uko�czonej egzekucji wi�zie� opoiszciza� sp�dnica jeden z piel�gniarzy zalewa� mu jodyn� rany na po�ladkach. 12 Poprzednio musia� .jeszcze podej�� do komendanta obozii, rozpartego w g��bokim fotelu i przypatruj�cego si� z lubie�nym zadowoleniem egzekucji, wypr�y� si� s�u�bowo i za-.�ieldowa� przepisowo o poniesionej karze. Wszystek �w skomplikowany przebieg zn�cania si� �esman�w" nad wi�niem w obozie by� wynikiem g��bokiej znajomo�ci psychologii cz�owieka u tw�rc�w owej metody i wynikiem specjalnego tresowania dobranych ludzi, kt�rzy �� podobnie jak tresowane psy � przechodzili odpowiednie przeszkolenie i zapraw� w niszczeniu cz�owieka. I cz�stokro� ludzie ci prze�cigali swych nauczycieli. Stawali si� po prostu mistrzami o niezwyk�ej precyzji w uderzeniu pi�ci� w serce, w kopn�ciu butem w gole�, w powaleniu najsilniejszego cz�owieka na wznak jednym tylko uderzeniem kantem d�oni w oczy, w policzkowaniu, i w takim skoku na klatk� piersiow�, by mog�a za�ama� si� z chrz�stem. Nabierali takiej wprawy w duszeniu swej ofiary, �e wystarczy�o tylko lekkie naci�ni�cie butem pa�ki, po�o�onej na jej krtani, by zd�awi� �ycie. Oto przyst�pi� jeden koniee-pa�ki, drugi jej koniec nacisn�� nog�, a cz�owiek ju� charcza� i izuca� si� w agonii, jak ryba wyj�ta z wody. �-i Nie potrzebuj� chodzi� tk> dziewki � zwierzy� si� �sa na naszym bloku pijany �Blockfuehrer" � bo mnie wystarczy, kiedy widz� konaj�cego cz�owieka pod (swoimi butami!... Fizycznemu niszczeniu �ycia ludzkiego towarzyszy�o wyrafinowane a powolne zabijanie godno�ci ludzkiej. Chodzi�o w tej metodzie o to, by do tego stopnia zniszczy� j� w swej ofierze pr�e<z sta�e upokarzanie, pocz�wszy od pasiastego ubrania, a sko�czywszy na "L*nusizaniu wi�nia do zjadania w�asnego �ajna, by w ko�cu ofiara ta nie czu�a, si� niczym wi�cej, jak najpodfejszym robakiem, imitacj� cz�owieka, wyzbyt� wszelkich uczu� i pragnie� duchowych. Widzisz, W�adko, list m�j mia� m�wi� o ksi��ce, a tymczasem zszed�em z nim na tak ponury temat. Leaz jam temu nie winien. Wszystko tamto z�o ludzkie za g��boko prze�ywa�em, by z tych wspomnie� otrz��� si� i 'zapomnie�. Mimo wszystko, mimo tej dzikiej ciszy ko�o mnie, w kt�rej zdawa�o by si�wszystko idzie w niepami��, wystarczy najdrobniejsze skojarzenie my�lowe czy uczuciowe, by serce zala�a ruda po�oga. Musisz, mi wi�c, Dziewczyno, przebaczy�. A jia za to wracam do przerwanego opowiadania o ksi��ce. A wi�c to by�o tak: Ksi��ka polska w obozie sta�a si� teraz jedyn� ueiee-zk� od koszmarnej rzeczywisto�ci. Szukano w niej zapomnienia 18 chocia�by na t� kr�tk� chwil�, jak d�ugo wy�uskiwano z niej literki. Szukano w niej ucieczki od wszystkiego, co woko�o nas niszczy�o godno�� ludzk�. Czytaj�cy zamyka� si� w sobie � �e tak powiem � na siedem tajemnych piecz�ci i stawa� si� podobnym do latarnika sienkiewiczowskiego czy do pustelnika w nieprzebytej puszczy, zapatrzonego w zdumieniu we w�asne my�li. Inny zasi� widzia� si� jakby odgrodzonym od �wiata zbrodni, zamkni�tym w wie�y z ko�ci, s�oniowej, lub te� wyodr�bnia� si� od zbrodniczego posp�lstwa niemieckiego wynios�ym i pogardliwym splendid isola-tion, doprowadzaj�cym �esman�w" do bezsilnej w�ciek�o�ci. Przede-wszystkim jednak�e ksi��ka przynosi�a nam s�odk� u�ud� wolno�ci. Wszak wolno�� by�a nasz� najserdeczniejsz� t�sknot�, dopraszan� u Boga w modlitewnych szeptach, omawian� bez ko�ca podczas bezsennych nocy, przy pracy, wsz�dzie i �awsize. Ta prosta, cz�stokroS niedoceniana ksi��ka polska czyni�a dziwne cuda. Oto splute, sponiewierane serce ludzkie rozkwita�o w nieoczekiwanej godzinie wielkim p�omieniem, zgaszone oczy rozpala�y si� �arem, cz�owiek zm�czony do ostatka, cz�stokro� ju� tylko sizkielet ludzki, trup �ywy, podnosi� nad ni� g�ow�, prostowa� si� i u�miecha� do swych my�li takim u�miechem, jakim tylko dziecko potrafi u�miecha� si� do przydro�nego kwiatka. A je�eli na rz�sach ukaza�a si� cudaczna �za, zbiera� j� niezgrabnie wierzchem d�oni i mrucza� na uniewinnienie: � Picirbna � cosik mi do oka wpad�o... Nic ci, bracie, nie wpad�o do oka, lecz do serca wpad�o ci jakie� zaczarowane s�owo pojskie, i st�d ta �za cudaczna!.. Cz�stokro� ksi��ka znajdowa�a si� w obozie tylko w jednym egzemplarzu. A. by�a to ksi��ka, co tamte cuda czyni�a,. Co tu robi� 1.. Zg�asza� si� wi�c jaki� ochotnik, umiej�cy dobrze czyta�, zwo�ywa� wszystkich koleg�w ze swej izby do sypialni, i przed udaniem si� na spoczynek czyta� j� g�o�no. Siedzia� zazwyczaj na �rodku sypialni pod lamp�, koledzy za�.pow�azili do dwupi�trowych ��ek, powystawiali k nich g�owy jak z kojc�w i s�uchali. Pami�tam, wraca�em na sw�j blok na p� godzimy przed gaszeniem �wiat�a w obozie. Przechodz�c ko�o bloku 16, t. zw. �polskiego bloku", stan��em pod oknem sypialni i popatrzy�em do �rodka. Pod lamp� siedzia� znajomy mi robotnik z Dziedzic. Trzyma� ksi��k� wysoko przed sob� i czyta�. Czyni� to z dziwnym nabo�e�stwem, z tak g��bokim przej�ciem, �e zdawa�o by si� � ksi�dz ifa ambonie czyta wier-Ewangeli� �wi�t�. Z tre�ci pozna�em, �e to kt�ry� tona 14. :i ., wr7T7 Trylogii Sienkiewicza. A naoko�o, ae wszystkich bar�og�w, wysterka�y g�owy zas�uchanych, o tak czujnych i zachwyconych oczach, jakby patrzy�y w ol�nieniu na nies�ychany cud jaki�. S�owa czytaj�cego "by�y r�wne, skandowane twardo � rzek�aby� � r�bane, a jednak przedziwnie mi�kkie i s�odkie, jakby pieszczone i serdeczn� krwi� nabrzmia�e, wydobywane z najtajniejszych g��bin cz�owieka i jakby na szorstkiej d�oni w uwielbieniu podawane, �e\ i ja w tej chwili zapom-n ia�em o ca�ym �wiecie, urzeczony do ostatka. � tamci w bar�ogu s�uchali i s�uchali... � Co tu robisz, pieronie? � pos�ysza�em znienacka ostry szept przy sobie. Ockn��em si�, jak z g��bokiego snu. W mroku dojrza�em czyje� zimne, zb�jeckie oczy. .� Ach, to ty jeste�!... doszed� minie ju�' u�miechni�ty szept. � My�lo�ech, �e ta jaki� pieron niemiec, �ebo to bydle esma�skie !... Z apelowego placu dolecia� gwizdek szefa obozu na znak, �e ju� godzina dziewi�ta, �e trzeba gasi� �wiat�a. Tamten z ksi��k� w sypialni przerwa� czytanie. � A teraz, kamraci, spa�! I �wiat�o gasi� !... Jutro dalszy ci�g. Moei� tego do�� na-jlzi�ka, nil.. �wiat�o raptownie zgas�o, nasta�a-ciemno��. Wychodzi�y z niej omaokiem zmieszane g�osy, westchnienia, szepty, szelest s�omy w bar�ogu. Znu�ony cz�owiek k�ad� si� w swe zawszone legowisko. Pod powiekami nia�czy� radosne majaki, wyczarowane z przebrzmia�ych s��w polskiej- ksi��ki, w sercu -wyczuwa� przelewaj�cy si� mi�d s�odki, a my�li by�y wci�� jeszcze b��kitne i u�miechni�te, jak u�miochniejte jest dziecko na widok przydro�nego kwiatka. / Ludzie w obozie szukali Boga. Ludzie w obozie szukali Boga, lecz nie mogli. Go nigdzie znale��. Wszystko bowiem, co ko�o nich by�o, wydawa�o si� Jego zaprzeczeniem. A znale�� Go pragn�li. Szukali Go wi�c w ksi��ce religijnej czy; teologicznej, wy�uskiwali z trudem z uczonych s��w takie zrozumienie, kt�reby umo�liwi�o im odkry� drog� do Niego, a je�eli ju� nie drog�, to przynajmniej najmizemiejsz� �cie�yn�. Zastanawiali si� g��boko nad sensem cierpienia, usi�owali zrozumie� istot� dobra i z�a. szukali rozwi�zania niepokoj�cej zagadki, jak tu pogodzi� w�asne_serce ze s�owami modlitwy: �... i odpu�� nam nasze, winy, jako i my -odpuszczamy naszym winowajcom". I nie wiem, czy znale�li. Byli i tacy, co szukali ucisizenia w poezji. ....... ...... � ' 15 Przyb��kai si� do nas Staff, przyb��ka� Kasprowicz ze swoimi Hymnami. � � Gdy czytam ��wi�ty Bo�e" Kasprowicza, lub jego �Pie�� wieozorn�", odnosz� wra�enie, �e hymny te napisa� w obozie koncentracyjnym! � zagadn�� mnie m�j przyjaciel na ulicy obozowej. Poszli�my za blok, on wyj�� z kieszeni ma�y tomik, otworzy� i zacz�� ozyta� �ciszonym g�osem: ... jestem i p�acz�. Bij� skrzyd�ami, jak ptak ten ranny, jak ! ptak, ten nocny, kt�remu okiem kazano skrwawionyni patrze� w blask s�o�ca... Czyta� .d�ugo. Bezwiednie przemienia� si� w cz�owieka, kt�ry kaja si� przed Bogiem i p�acze, i tarza u Jeigo st�p w swej bezsile, a potem wybucha buntem i blu�ni, pe�en goryczy, i rozpaczy, potem znowu si� ucisza, zrezygnowany i znowu bezsilny, jak cz�owiek ogromnie zm�czony, jale cz�owiek w obozie koncentracyjnym, kt�ry nie widzi znik�d w y-bawienia," tylko t� �mier� rozdeptanego robaka. A TY. o �wi�ty! ' ' , ' � :, A Ty, o Mocny! .. Ty Nie�miertelny, �"...,. � p��d� �ywoty, . aby tak kl�y, jak ja, - - aby p�aka�y, jak ja, aby tak mar�y, jak ja � o �wi�ty, Nie�miertelny! �wi�ty, Mocny Bo�e! Moja W�adkol , , Poprzedniego listu nie doko�czy�em. Tak si� jako� z�o�y�o. Nie miej' nii tego za z�e. W 'nast�pnych postaram si� uzupe�ni� z nawi�zk� to wszystko, z czego nie zdo�a�em si� przed Tob� �wyspowiada�". � -, U�ywam tutaj � zreszt� w cudzys�owie � tego osobli-. w ego s�owa �wyspowiada�". I s�usznie. Przypl�tuj� si� we wspomnieniach wszystkie teorie Freuda i Adlera o psychoanalizie, o kompleksach przer�nego rodzaju, a zw�aszcza o kompleksach ni�szo�ci, o tak zwanym �Geltungstrieb", o urazach psychicznych, o panseksuali�mie i mi�y B�g raczy wiedzie�, o czym. tam jeszcze. Cfa�y ten baga� naukowy pogubi�o si� po drodze i teraz staj� si� podobny do cz�owieka, kt�ry patrzy poza siebie i ze sm�tkiem stwierdza, �e trzeba mu wraca� i po drodze zbiera� rozdrobnion� zgub�. Mo�e tmi si� jeszcze uda to wykona�. 16 :; � .' � ��.--�� W obozie nieraz rozmawia�em -ze swoim przyjacielem 0 'znaczeniu i warto�ci spowiedzi. By� to ksi�dz, . calowiek �wiat�y, nowoczesny � �e si� tak wyra��, mo�e nieraz twardy, lecz przede wszystkim m�dry. Jego m�dro�� nazwa�bym m�dro�ci� sercu. Jego wsp�towarzysze � ksi�a nie lubili go. Zbyt cz�sto i ;zbyt szczerze wytyka� im owe niedoci�gni�cia �yciowe w obozie, kt�re w sumie dyskwalifikowa�y ich, jako ksi�y. Powiedzia�bym, �e mo�e cechowa�a go czasem zbyt sk�pa wyrozumia�o�� w stosunku do ludzkich b��d�w czy grzech�w. Lecz rozumia�em. Wymaga� od swych koleg�w � ksi�y tego samego, czego od siebie wymaga�. Przezwa�em go �artobliwie Savonarol�, a �zego wydawa� si� by� zadowolony. Zarzuca�em mu czasem � r�wnie� w �arcie -� zbyt ma�� pokor� chrze�cija�sk�. "Wtedy milkn�� 1 zastanawia� si�, ile prawdy w tym zarzucie. � By� mo�e � mawia� wtedy po d�u�szym milczeniu. Oto z tym swoim przyjacielem, z ksi�dzem Kazimierzem,, wiedli�my cz�sto d�ugie rozmowy w obozie na przer�ne tematy, a, mi�dzy nimi na temat znaczenia' i warto�ci spowiedzi.- Koledzy�dowiedzieli si� o tym i zacz�li nas nazywa� �Badaczami Pisma �wi�tego". By�a to aluzja w zwi�zku z pobytem w obozie kilkunastu wi�ni�w, nale��cych do uie-nueckiej sekty Badaczy Pisffta..�wi�tego. Nosili na marynarkach i na spodniach fioletowe tr�jk�ty i tym odr�niali si� zewn�trznie od wi�ni�w politycznych, nosz�cych czerwone tr�jk�ty, i od zwyk�ych zbrodniarzy � czarnymi tr�jk�tami. �Koledzy wi�c przezwali nas �Badaczami Pisma �wi�tego", lecz nie jednokrotnie sami podchodzili do nas i przy��czali si� do rozmowy. Ksi�dz Kazimierz posiada� wspania�y dar przekonywa-, ni a. Pami�tam, najwi�ksze wra�enie w naszym k�ku �Badaczy Pisma �wi�tego" wywo�a� wtedy, kiedy zacz�� dowodzi�, �e wprowadzenie spowiedzi przez Ko�ci� katolicki �wiadczy o jego genialnej znajomo�ci psychiki ludzkiej, i to, co uczony �yd, Freud w Wiedniu, po d�ugich latach studi�w i docieka� nad zagadk� psychiki ludzkiej osi�gn�� w zbudowaniu swej teorii o psychoanalizie, a wi�c to, do czego doszed� mozolnie drog� rozumowania, Ko�ci� katolicki stosowa� w ca�ej rozci�g�o�ci od pocz�tku swego istnienia- Kiedy wi�c na pocz�tku dzisiejszego listu u�y�em tego zwrotu o �spowiedzi" przed Tob�, to jest^to taka drobna re-minisecincja tamtych naszych obozowych dyskusyj teologiczny cli. . - Mo�e Ci� to, W�adko, zastanawia, sk�d takie rozmowy w�a�nie w obozie, kt�ry by� 'przecie� synonimem zbrodni, zestokrotnionego z�a i piek�a ludzkiego.- Widzisz, obok ksi�- 2. Xiisty spod Morwy 17 �ek, o kt�rych rozpisa�em si� tak obszernie w poprzednim li�cie, i obok lansowania przer�nych proroctw i przepowiedni,' o kt�rych kiedy� Ci jeszcze napisz�, jednym z tych �rodk�w,, stanowi�cych dla nas zapomnienie i ucieczki:; przed koisizmarn� rzeczywisto�ci�, by�y tego rodzaju rozmowy. Wzmacnia�y aw�tla�e .si�y cz�owieka w obozie, podtrzymywa�y go, wspiera�y i pozwala�y nie tylko ufa�, ale i wierzy� !... Kto ju� nie mia� tej ufno�ci i wiary, za�amywa� si� i kona�, albo te� wiesza�- si� w ust�pie, lub te� rzuca� si� na druty kolczaste, na�adowane pr�dem elektrycznym. Lub zgo�a przechodzi� dobrowolnie przez tak zwane �Posten-kette", przez pas, b�d�cy pod obstrza�em posterunk�w osma�skich, by gin�� od kuli wartownika. Wartownik otrzymywa� wtedy nagrod� pieni�n� i urlop, a za�amany wi�zie� zyskiwa� �mier� bez m�czarni. A to by�o du�o dla niego. �mier� tego rodzaju "wybierali najcz�ciej wi�niowie �ydzi. Oni to bowiem byli przedmiotem specjalnej nienawi�ci ze strony �osmaii�w", kopani, szczuci psami, g�odzeni, p�dzeni do ci�kiej, wyczerpuj�cej pracy, a przede wszystkim bici kolbami i pa�kami tak d�ugo, a� skonali pod razami. Je�eli jeden i drugi aa d�ugo kona�, �esman" wskakiwa� mu butami na pier�, klatka piersiowa [Za�amywa�a, si� z suchym chrz�stem, z ii�t ofiary pos�czy�a si� krew, a cia�o ju� teraz styg�o spokojnie. Po sko�czonej pracy ziw�oki ofiar �adowano na taczki i wieziono przed wracaj�cym oddzia�em do obozu, do krematorium. Obok szli �esimani" z karabinami gotowymi do strza�u i prze�ywali wspania�y dosyt rozkoszy mordowania i dosyt seksualny. By� to zawsze ponury poch�d Szli�my pi�tkami, podobni do ludzi, u kt�rych ju� wszystko, co ludzkie. -Obok nas kroczyli p t o w ej bestii ich filozof Nielsche, zosta�o doszcz�tnie zduszone i wydar�o. ,esmani", wspaniale okazy krwio�erczej niemieckiej, jak to trafnie powiedzia� a na przedzie onozolili si� z ci�arem taczek za�amani towarzysze, pchaj�cy przed sob� cia�a siwych koleg�w. Cia�a by�y zniekszta�cone, jako� dziwnie pokurczone, ociekaj�ce brudn� krwi�. Krew kapa�a z taczek na drog� g�stymi kroplami, a ka�d� kropl� rozdeptywa�y na-ze buty i miesza�y z prochem bolesnej ziemi. Najbardziej tra giczny widok przedstawia�y twarze tamtych ofiar. Wykrzywione, zapad�e, warne, ziemiste jakie�, porysowane splatanymi smu�kami skrzep�ej krwi zrudzialej � jak cz�sto przywodzi�y na my�l por�wnanie z widzian� kiedy� twarz� Chrystusa- na krzy�u, w przedsionku starego ko�ci�ka w St. Wolfgang w Alpach austriackich. Usta ofiar by�y otwarte. Robi�y wra�enie u�miechu szyderczego, z wyszcze- z�bami, u�miechu -tak' strasznego, tak pot-wo-r.nego. �e w ludzkiej mowie nie izaialazi�aby� ma rto okre�lenia. .To nie by� grymas u�miechu, to by� zastyg�y'ikrzyk najg��bszej rozpaczy, by�a synteza krzyku ca�ej ludzko�ci, sponiewieranej, sp�utej, ludzkiej, krzyk �alu, sieroctwa, -opuszczenia �latowieka, -to. skopanej, zepchni�tej na samo dno zbrodni kainowej. To ju�' nie by� grymas u�miechu, to by� zastyg�y krzyk um�czonego cz�owieka, knzyk najtragiczniejszy ..w dziejach ludzko�ci: � Bij, Eli, lamma, sabaehtani!.. � . Usta innych ofiar by�y ciche, z lekka rozchylone,' po-dotihe do ust ma�ego dziecka, kt�re skona�o w ramionach �iatki. " ' . ' Kto. ju� mia� wszystkiego dosy�, oboj�tne czy to by� �yd y nie-�yd, szed� dobrowolnie na limi� obstrza�u. -Wtedy-roz- �Ka�y isi� strza�y, krzyki �esmatu�w", radosny sikowyt l-ozju- .-''onycih ps�w. Na trawie za�, czy na �niegu, kona� mneeaoiiy �alowiek, staj�c si� podobnym do kogo� ogromnie ziiu�o- Mi.-go, kt�ry po�o�y� si� na ziemi, by odpocz��. Czasem przodownicy oddzia�u wi�ni�w,, tak'zwani �ca-�;>owie", pochodz�cy ze zbrodniczych szumowin iiiemieekieli -.mawiali si� z wartownikami i, na sw�j spos�b .jwyka�-esali" �yd�w Tnie-�yd�w. Upatrzonej ofierze zrywali czapk� z ig�owy i'ciskali poza obr�b linii obstrza�u. Lub wyrywali z r�ki �opat�, kilof czy-m�otek i rzucali poza ow� �Posten-kt-tte". A wartownicy ju� ic^ekali^-Potem �capo" znausza� sw� ofiar�, by-pobieg�a-po odrzucony przedmiot. Ka�dy wiedzia�. >.e je�eli przejdzie poza lini�, 'zginie. Komu nie zale�a�o ju� na �yciu, szed� zrezygnowany. Powoli, spokojnie, z .przymru�onymi oczyma, w strasznym oczekiwaniu, skoro padnie �strza�, by zwali� si�, jak piorunem ra�ony. � Byleby tylko dobrze trafi�. �. Byleby tylko... dobrze ..." Wartownicy '�najcz�ciej dobrze trafiali. W g�ow�, v piersi, w' serce... ' ' Bywa�y Jednak wypadki, �e skazany z kaprysu �capa" Ba �mier�, czepia� si� kurczowo, swego �achariana-�ycia, nie chcia� umiera�, l�ka� si� jeszcze �mierci! Wtedy .zaczyna�a si� po��dana zabawa dla �cap�w" i wartownik�w. �Capowi e" wpadali ,z kijami na ofiar�, bili j�, kopali, i zmowa bili, tak strasznie bili, �e w ko�cu okrwawione, isifcfaszme, s�aniaj�ce si� widmo cz�owieka' powlok�o si� na czworakach do linii :-o zbawcz� �mier�.., Wieczorem zbierano trupy, wk�adano do -taczek i wieziono c�o obozu pod krematorium. ..�ywi za� szli pi�tkami za taczkami, ' wyczerpani, g�odni, jakby .zaczadzeni opa-r.ami ' ' -19 tum tej krwi, kapi�cej z taczek na drog�, a my�li .ka�dego uk�ada�y si� w �w krzyk, zastyg�y ma ustach, zam�czonego cz�owieka, krzyk ju� cichy i (konaj�cy: � Bo�e* Bo�e, ezo-mfi� nas opu�ci�? Leoz nie o tym chcia�em Ci pisa�, Dziewczyno. Wci�� jeszcze .prze�ywam co� w (rodzaju wyrzut�w sumienia,'�e wys�a�em do Ciebie niedoko�czony list. Ot� bezpo�redni� win� ponosi tuitaj wiatr.. Dziwny to by� wiatr,. jak�e, odmienny od tego wiatru, co spada lekko ze stok�w -Belledonne i trzepoce si� w starej morwie przed moim. oknem. A kt�ry czasem �zrzuca mi jej owoc, o smaku po pierwiSBy raz ca�owanych ust "dziewcz�cych. Ten inny wiatr przyczai� si� gdzie� po drugiej stronie Alp i czeka�. Pffeez ca�y dzie� by�a skwarna cisza, co obezw�adnia�a my�l i serce ludzkie. Ludzie byli przewra�liwieni, zm�czeni, a m�j kotek, le�a� pod morw� i nie chcia� si� ze mn� bawi�. Z nastaniem nocy, kiedy ju� masyw Belledonne sczernia� i jzlal si� z. noc�., kiedy, niepok�j w tamtej ciszy wzr�s� do ostatnich, granit', spad� znienacka w dolin� i zacz�� szale�. To nie by� wiatr,. to by� rozjuszony, czarny Wicher, dysz�cy �arom. Zwali� sie z' wyciem ze stok�w Belledonne i j�� pra� �bem o drzewa,. o mieszkania ludzkie, q wysokie ska�y po drugiej stronie doliny. Drzewa przewala�y si� do ziemi i szurnia-�y przera-.-�one, �ciany dom�w dr�a�y, a z tamtych wynios�ych �cian " zrywa�y sie, lawiny skalne i z grzmotem lecia�y w dolin�. Rozp�ta�a sie oszala�a burza wichrowa, sucha, rozpalono, bez deszczu i bez piorun�w. Cz�owiek zmala� w sobie;, przemieni� si� w istot� ogromnie s�ab� i ogromnie znikoma. W zdumieniu s�ucha� wycia rozp�tanego �ywio�u, w zdumieniu patrzy� na czyste gwiazdy i w zdumieniu wyczuwa� dr�enie w�asnego serca. A wicher wci�� nadlatywa� falami, wali� jak taranem w �ciany domu, t�tni� po ziemi tabunem oszala�ych koni, ta�czy� na kalenicy, zrywa� dach�wki i ciska� w noc, trzaska� okiennicami wyrywanymi. 7. hak�w, ucisza� si� na chwile.,, przyczaja� do nowego skoku, dysza� skwarem, nabiera� si�, a potem zm�w uderza�, szala�, hucza�,, jak ogromna czarna woda, rycza� i ��ucieka� z szumem w da-lejki �wiat. ' . �. � Zamkn��em, drewniane okiennice, za�o�y�em mocno haki od wewn�trz, po�o�y�em si� na wznak i s�ucha�em'.... I znowu przypomnia� mi si� ob�z ! ... Lecz rzecz dziwna. Wspomnienie by�o ciche, '�agodne,. liryczne jakie� -^ �e tak powiem. Oto by�a ciemna ju� noc, kiedy po trzech dniach i taeeh nocach, sp�dzonych w zamkni�tych wagonach towarowych 20 � , - �, , ' ' � �dojechali�my do stacji Oranienburg. Otworzy�y si� gwa�townie drzwi, do cuchn�cego wagonu wpad�o .elektryczne �wiat�o bolesnym' bryzgiem, smagn�� nas biczem ostry krzyk wartownik�w. Wyszli�my na tor kolejowy, popychani, bici kolbami. �nieg by� b��kitny, bo noc by�a pe�na ksi�yca. Ustawili�my si� pi�tkami, bez czapek i pognano nas do obo-�zu. Przez jaki� ciemny las. Ko�o nas sun�� rz�d wartownik�w, niekt�rzy z elektrycznymi lampkami, wszyscy za� z karabinami w pogotowiu. �nieg skrzypia� pod nogami i wci�� by� podobny do zmarzni�tego b��kitu. Las by� ogromnie czaimy i tajemniczy. Zrodzi�o si� znienacka pragnienie, by wychyn�� z szeregu, skoczy� przez szeroki r�w i zanurzy� si� w' le�nym mroku. G�upim!... Zanim bym uczyni� ruch, zmierzaj�cy do skoku; ju�by klasn�� strza�. ' Las sko�czy� si�. nagle, przed'oczami stan�� wysoki mur., na murze wie�e, na wie�ach jaskrawe reflektory. O�wietla�y szczyty muru i wn�trze obozu. Bo za murami by� ob�z. Wyobrazi�em sobie tysi�ce ludzi poza murami, �pi�cych teraz w ciszy, odgrodzonych od �wiata �un� reflektor�w. Co 0511 w tej chwili my�l�, co prze�ywaj�? I wtedy po pierwszy raz zamajaczy�a mi �mier� w tamtym widoku. �mier� tak^bliska, �e wystarczy�o by d�oni�, si�gn��, by j� palce namae&�y. Jakby'jaki� ch�odny,' puszysty � przedmiot. * Potem skr�cili�my mi�dzy liczne zabudowania, szopy, magazyny, koszary, w. ko�cu stan�li�my przed ogromn� bram� z kutej kraty �elaznej, rozwieraj�cej si� w ra��cym blasku reflektor�w. Na bramie odczyta�em napis pozornie prosty, a jak�e zak�amany i brutalny w swej istocie! �Arbeit macht frei!" � i nic wi�cej. , � . � '� W bramie przedlecia� nas szyderczy krzyk jednego-z �esman�w". . � � Chod�cie, chod�cie panowie! Sto�y ju� nakryte bia�ymi obrusami, ciep�a kawa i rogaliki czekaj� na was"... Chod�cie wy �wi�skie psy (Sauhunde)! Stali�my na placu apelowym przez ca�� noc. Wyk�pano nas poprzednio, ogolono, ubrano w �achy obozowe, wyp�dzono na dw�r pod mur. Stan�li�my .w dwuszeregu, odwr�ceni twa.riz.ami do muru. Ko�o, nas przechodzili �esim.ani" i przypatrywali si� nam ciekawie. Niekt�rzy mieli trzciny w d�oniach i bili to jednego, to drugiego po g�owach. Ot tak sobie, dla zabawy. Potem zm�czyli si� i odeszli. Pozostali�my sami. Za'nami spa� ob�z. Wydawa�o mi si�, �e s�ysz� oddech ogromnego .t�umu, skulonego w ci�bie i zaduchu we wn�trzu barak�w. �e s�ysz� ich my�li i sny, podobne do my�li i sn�w "zas^zc�u-ty-e-h' na �mier� zwierz�t.; W tej pozornej-ciszy'czai�o si� co� tak- strasznego, . co� tak potwornego, �e serce zamiera�o z -przera�enia. , . - � I znienacka znalaz�em nazw� na ow� niesamowit� eisat. Przypomnia�a, mi si� �Boska Komedia",- czytana na kilka dni przed wybuchem wojny. A z ksi��ki tej 'przypomnia� � mi si� napis na bramie piek�a: �Laseiate ogni speranza. voi ch*entrate!". - . '� Tak, teraz ju� zrozumia�em ow� cisz�. ' �Laseiate ogni sporanza, voi ch'entra.te!"... Najmilsza W�adko! Nie mia�em zamiaru pisa� dzisiaj do Ciebie, bo mtjezy "mnie upa�. . Od kilkunastu dni bowiem leje si� z nieba �ar, kt�ry % dniem ka�dym wzmaga si� i wzmaga.. Niebo jest wci�i ogromnie b��kitne1, podobne do nieba wymalowanego na stropie wiejskiego ko�cio�a w Polsce. Na tle takiego b��kitu �powinna pojawi� si� Matka Boska w otoczeniu anio�k�w, w g�stwie liiij i bia�ych r�, organy powinny rozpocz�� litani� do Naj�wi�tszej Panny, dzieci powinny �piewa� , tamt� rzewn� pie��: �Po g�rach, dolinach rozlega si� g�os....", prze�liczn� pie�� w swej prostocie, z refrenem: �Ave, Ave Maria...", a moja matka powinna kl�cze� obok mnie, trzyma� mnie za r�/k� i szepta�: � � Podziwej si� syneczku ... To Panienka Maryja !... Podczas takiego b��kitu powinien si� unosi� w powietrzu zapach kadzid�a i zapach � widniej�cych r� na o�tarzu, ludizie za� powinni by� cisi. i pe�ni ufno�ci. Nic z tego nie ma. Tylko niebo jest b��kitne, podobne do nieba wymalowanego na. stropie wiejskiego ko�ci�ka w Polsce, a poza tym jest ogromne s�o�ce nad ziemi�, ziemia za� jest spieczona i sucha, brunatna1 i dysz�ca z utrudzenia. Jaik ten m�j rady kotek, co oto le�y na spalonej trawie pod morw�, wyci�gni�ty, senny, dysz�cy ci�ko, a kiedy go zawo�a�, podniesie g�ow� i patrzy na mnie, jakby chcia� powiedzie�: � Daj mi spok�j!... Daj� mu wi�c spok�j. Wstaj� spod morwy i rozgl�dam si� po �wiecie. Isere skrizy si� dzisiaj w s�o�cu, �e trudno j� pozna�. Zawsze podobna do zainoTusanej robotnicy, kt�rej ogromnie spieszno do domu, dzisiaj/wystroi�a si� w s�oneczne �uski i przechadza si� w zamy�leniu po dolinie. Masyw Belledonne r�wnie� odmieni� swoje oblicze, bo przys�oni� si� mgie�k�, przesycon� b��kitem i opalem. 22 - ' ' ' ' -'-'"- G-cly przyjdzie noc, b�dzie inaczej. Belledonne b�dzie wspiera� gwiazdy w ciemnym niebie, po ziem