6182
Szczegóły |
Tytuł |
6182 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6182 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6182 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6182 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gustaw Morcinek
POK�AD JOANNY
\ Termin zturotu ksi��ki
Ilustracje Leopolda Buczkowskiego Oktadk�. projektowa� Mieczys�aw Kowale Redaktor Anna Wr�blewska
KSI��KA NAGRODZONA W 1951 r. PA�STWOWA
Korektor' Kalina Grzechoci�ska Red. techn. W�. Balzamowa
Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1954 r. Nak�ad 30.000 + 160 egz. Wydanie pi�te. Ark. wyd. 23,71, ark. druk. 24.
Papier druk. mat. kl. V, 70 g, 86X122/32.' Oddano do sk�adania 21.IX.53. Podpisano do druku 10.1.54.
Druk uko�czono w styczniu 1954 r.
Druk. im. Rewolucji Pa�dziernikowej, Warszawa. Zam. nr 1089a/53. Cena z� 15.50 5-B-53045
SZARLEJOW� DZIEDZINA
W pok�adzie Joanny chyba nie by�o Szarleja. Wszystko wprawdzie wskazywa�o, �e b��ka si� po zawaliskach i w starych robotach, gdy� i strop kruchy, i gazy wy�a��ce ze szczelin, i woda zdradziecka, i ogie� podst�pny, i rok w rok liczne �ywoty ludzkie w daninie. Lecz tak na prosty rozum bior�c � inna to by�a przyczyna, a nie Szarlejow�.
A mo�e jaki� urok diabelski rzuci�a na �w ledwie napocz�ty pok�ad ja�nie grefina Joanna Gryszczyk von Schomberg-Godula z Rudy, gdy si� upar�a, by go nazwa� jej imieniem? Bo c� by innego?
A mo�e jednak �w nieszcz�sny pok�ad Joanny jest Szarlejow� dziedzin�? Kt� to mo�e wiedzie�?
Szarlej by� bowiem zawisze m�ciwy i pami�tliwy. Lecz od chwili gdy go pogn�bi�a Matka Boska na bytomskim Kopieczku, nikt z ludzi ju� go nie spotyka�. Ani zabobonny gwarek, grzebi�cy kretowym sposobem w ziemi, ani zadufany sztygar, zwany ongi� szumnie praeses jodinae, nosz�cy si� z indorow� manier� po sztolniach i pokrzykuj�cy z pa�ska na ludzi, ani nawet g�rmistrz,
przezwany gdzie indziej bachmistrzem, a u Agricoli magistrem, ani nawet najwa�niejszy w�r�d wszystkich gwark�w starosta g�rniczy, czyli praefectus, cz�owiek nad�ty pych�, aczkolwiek s�awny z wielkiej m�dro�ci i rozleg�ej wiedzy gwareckiej. A w p�niejszych czasach trudno nawet przypu�ci�, by ujrza� go kt�rykolwiek g�rnik czy hawierz. Jedynie ducha Skarbnika spotykali g�rnicy, Pusteckiego � hawierze, Ziemskiego Ducha wyp�aszali jedni i drudzy z cuchn�cych zawalisk lub spotykali go w starych wyrobiskach, siedz�cego w g��bokim zamy�leniu i kre�l�cego barda jakie� archimedesowe znaki w pyle w�glowym.
� Szcz�� Bo�e, panie Pustecki! (czy jak mu tam by�o na imi�) � pozdrawia� wtedy g�rnik ponurego i brodatego anachoret� podziemnego, o dobrych, ludzkich oczach. Nie by�o w nich m�ciwo�ci ni niczego, czym trwo�y si� serce cz�owieka. G�rnik wymam-la� pozdrowienie i odchodzi� chy�kiem, na palcach. Lecz pozosta�o mu wspomnienie tamtych ciep�ych oczu Ziemskiego Ducha, czy jak go zwyk� nazywa�. A potem g�osi� pod szybem o swej niezwyk�ej przygodzie, nie b�d�c przez ca�e �ycie pewny, czy to by� sen tylko, czy te� istna jawa. Towarzysze s�uchali w milczeniu i kiwali g�owami, a je�eli znalaz� si� mi�dzy nimi fuks jaki�, maj�cy mleko na brodzie a zielono w g�owie, pouczano go dobrotliwie, by nie gwizda� w kopalni, bo Ziemski Duch tego nie cierpi i wtedy zdzieli go �ap� w g�b�, a� mu z�by ty�kiem wylec�, i �e si� nie powinien go l�ka�, tylko uchyli� magierki i powiedzie�, jak si� nale�y: � Szcz�� Bo�e, panie Skarbniku!...
.1 to wszystko.
Byli jednak ludzie, kt�rzy twierdzili, �e nie Pusteckiego, lecz Szarleja spotkali w starych robotach. Nieprawda!... To byli �ga-rze wierutni, g�adcy frantowie i okpi�wiaty, przybusie tch�rzem podszyci i mruga�owie nieszczerzy, kt�rzy usi�owali zyska� dla siebie podziw i chadza� w�r�d gwark�w w honorze. Zapytani, jak wygl�da� �w Szarlej, r�nie powiadali. A �e stary i brodaty, o ponurym wejrzeniu, �e cienki, chudy i' wysoki, �e szczerbaty i z ca-pi� br�dk�, �e mia� czerwone oczy jak "kr�lik i �e r�a� ko�skim chichotem, �e praw� stop� mia� przeobra�on� w krowie kopyto, �e spod futrzanej czapki na g�owie wysterka�y dwa r�ki; jedni m�wili, �e broda jego by�a bia�a i do pasa si�gaj�ca, inni zasi� �
y.i
6
kr�tka, czarna i �opatowata, a inni jeszcze dowodzili, �e tr�ci� irk�, �e zgrzyta� z�bami i przewraca� oczami na znak wielkiego liewu czy z�o�ci, �e przemieni� si� w wielk� ropuch� o wy�u-astych oczach, s�owem, banialuki opowiadano. Gwarkowie z po-;�tku wierzyli, lecz trafiali si� w�r�d nich kopacze rozs�dni stateczni, kt�rzy umieli dowie��, �e Szarleja ju� nie ma pod zie-i�. By�, ale temu ju� dawno!... � A kiedy by�?...
Ho! ho!... Ju� temu bardzo dawno! Nawet s�uch o nim zagin��!
jdyriie w-starej, zmursza�ej kronice �aci�skiej, napisanej w roku
)02 przez bogobojnego braciszka zakonnego w klasztorze �wi�te-
} Wincentego pod Wroc�awiem, w tej starej kronice mo�na wy-
:yta�, jak to w roku 1363 sta�a si� dziwna i nies�ychana rzecz
a �wiecie. Oto w Bytomiu pod�wczas by�y bogate kopalnie srebra.
. duch Szarlej przebywa� w tych kopalniach, gdy� to by�o jego
:ebro. Nie broni� go ludziom, niech maj�!... Mia� w tym swoje
icie i diabelskie wyrachowanie. Gwarkowie bytomscy rych�o si�
oogacili, popadli w rozwi�z�e i wszeteczne �ycie, opanowa�a ich
ticiwo�� wielka, krzywdzili nawet wdowy i sieroty po gwarkach,
ie chcieli p�aci� zamkost�w, czyli op�at na utrzymanie kopalni,
ozbijali sobie �by przy podziale panis argentei, czyli kwartalnego
ochna srebra, lecz Szarlej owi wszystkiego by�o za ma�o. Przez
�ugi czas przeto podjudza� gwark�w bytomskich do grzechu jesz-
ze wi�kszego. I oto pewnego razu w przyst�pie nieokie�znanej
hciwo�ci utopili w Stawie �wi�tej Ma�gorzaty pod Bytomiem
wego proboszcza Piotra z Ko�la i jego wikarego Miko�aja z Pys-
:o'wic, gdy� chodzi�o tutaj o przedawniony sp�r o dziesi�cin�
so�cieln� i o meszne.
Bo�e, co si� potem dzia�o!...
Za kar� na miasto przyszed� m�r i ludzie wymarli, przyszed� po�ar i miasto sp�on�o, zab�jcom odpad�y r�ce lub nogi, a Szarej zatopi� kopalnie bytomskie, srebro za� z nich znikn�o po wieczne czasy, amen!... A wraz ze srebrem znik� Szarlej!...
Mo�e by�by nadal sprawowa� swe niecne rz�dy nad lud�mi, lecz Matka Boska ulitowa�a si� nad nimi i Szarlej owi kaza�a stawi� si� pod Bo�� M�k� na bytomskim Kopieczku. A gdy przyszed�, wygoni�a go precz z tej ziemi.
Wtedy wi�c o �wicie, w dzie� Wniebowst�pienia Pa�skiego Szarlej upiera� si�, �e nie odejdzie ze swego pa�stwa i ze swojej dziedziny. W�wczas Matka Boska lekko tylko tr�ci�a go palcem i to wystarczy�o. Szarlej przewr�ci� si� i toczy� ze stromego Kopieczka w g��boki, kamienisty w�dolec. I spadaj�c � wywichn�� sobie nog�. Od tego czasu kuleje, je�eli si� jeszcze gdzie� tu�a po starych robotach.
� Czarownik godulski Godula te� kula�!...
Co innego Godula godulsiki, co innego za� Szarlej szarlejski! Szarlej zabra� swoje srebro bytomskie, zabra� nawet olkuskie i przepad�. A ludzie przez bardzo d�ugie czasy �a�owali srebra. Chodzili, szukali, d�ubali w ziemi, stukali, pukali, lizali wykopan� grud�, pod s�o�ce przepartrywali, uwa�ali w d�oni, a srebra nie by�o. P�onna ska�a tylko mami�a ich oczy i nic wi�cej. Gdzie� si� wi�c podzia�o srebro, gdzie?...
Sprowadzono przeto wiergu��w. Wszak oni potrafi� je znale��!...
Przyszli wiergu�owie beskidzcy, bacowie kud�aci, cuchn�cy baranim �ojem, w ko�uchach na r�by wywr�conych, z d�ugimi, twardymi w�osami splecionymi w drobne warkoczyki na karku, gadaj�cy z polska, lecz jako� inaczej, i ci wiergu�owie ucinali ga��zki leszczynowe w kszta�cie wide�ek, nazywaj�c je z cudzoziemska virgula furcata1. Potem ujmowali je w d�onie i chodz�c po polach mamrotali dziwne, przedziwne zakl�cia.
� Ely, Eloy, Eloym, Elion, Sabaoth, Emanuel, Adonay, The-tragammaton, Ziemsky Duchu, zaklinam ci� w Tr�jc� Przenay-�wi�tsz�, otw�rz swoje skarby!... Ely, Eloy, Eloym!...
A za nim wielk� kup� t�oczyli si� chudzi gwarkowie ze sk�rzanymi �atami na ty�kach, ze sk�rzanymi nakolannikami, z kilofami i motykami, a mi�dzy nimi szmat�a� si� jeden i drugi juratos, przysi�g�y g�rniczy, z barda w d�oni, barda za� by�a uczyniona we wdzi�czny kszta�t kilofa gwarkowego. �azili wi�c wszyscy wielk� kup� za beskidzkim wiergu�� i �lepili z niepokojem na jego pr�t leszczynowy. I czekali, skoro si� przechyli ostrym ko�cem do ziemi, skoro si� przechyli?...
1 Dos�ownie: rozwidlona r�d�ka; mia�a ona jaikotay wskazywa� podziemne z�o�a srebra, w�gla, zbiorowiska "wody itp.
Wzdychali nabo�nie, poci�gali nosami ze wzruszenia, oczy im �azi�y z g�owy, wiergu�owie za� mamrotali swoje zakl�cia ^w��czyli starymi nogami po wydmuchowisku. Na wydmucho-:ku gzi�y si� po nocach jesienne wichry, wieszano �otrzyk�w d�ug miejskiego prawa i o p�nocy skamla�y pot�pione dusze ch pan�w, prosz�c o Boskie i ludzkie zmi�owanie. Czy�by takim szubien�cznym miejscu srebro si� ukrywa�o? A mo�e tam rtrzy wiergu�owie szukaj� korzenia mandragory, kt�ry ro�nie ziemi pod szubienic�, na kszta�t malutkiego cz�owieczka?... Lecz ?b& nie, bo po mandragor� trzeba wybra� si� w pi�tek przed chodem s�o�ca i uszy zalepi� sobie woskiem. A poza tym nie-fsta to sprawa, diabelska!...
Ho! ho!... Wiergu�owie mamrocz� i mamrocz� swoje cudaczne kl�cia i szukaj�! Nareszcie!... Virgula furcata przechyli�a si� rym ko�cem do ziemi, powsta� wielki wrzask w�r�d gwark�w, do�� spad�a na ludzi, gdy� w tym miejscu isto Szarlejowe srebj !...
I znaleziono rudy przer�ne, �elazne, o�owiane, wszelijakie
jeszcze inne, o przer�nym smaku, gdy ich grudk� poliza�,
2z nie maj�ce nic wsp�lnego z upragnionym srebrem. Ha! Mi-
>�y te czasy, gdy bytomscy gwarkowie robili sobie ze srebra pod-
)�ki lub zgo�a schodeczki do swych �o�nic zas�anych bufiastymi
ernatami!... Ha!... Min�y te czasy, gdy psom strzeg�cym ich
rewnianych cha�up obro�e ze srebra kowano!... Nie-by�o wi�c sre-
ra w miejscach przez wiergu��w wskazanych, tylko ruda wszela-
a, niemniej jednak cenna i zamo�no�� przynosz�ca.
G�rmistrz, zwany w polskich �upach solnych bachmistrzem,
podpisuj�cy si� magister metallicorum, udziela� prawa kopania
idy wybranemu gwarkowi, czyni�c ich wyb�r po kolei i wed�ug
ale�nej sprawiedliwo�ci. Odlicza� siedem krok�w wzdelk� i sie-
em krok�w wzd�u�k� i o�wiadcza�, �e to jest �wy��czno�� g�r-
icza", czyli area tego a tego gwarka. Pisarz g�rniczy spisywa�
wszystko wiernie w grubej ksi�dze cechowej. Gwarek za� bra�
spat� i motyk�, �elazo i m�ot, kilof z jednostronnym lub z obu-
tronnym ostrzem, wreszcie �amulce ii kliny, po czym ima� si� pra-
y w ziemi. Grzeba� w niej z pomoc� Boga, swojej �ony i swoich
Izieci, a� dogrzeba� si� do rudy.
Id
I
A je�eli obrotniejszy gwarek na w�asn� r�k� odkry� w ziemi kruszcow� �y��, przychodzi� rzeczony g�rmistrz z ozdobnym bardem w d�oni, a kt�ry by� znakiem jego w�adzy, i odbiera� przysi�g�. Gwarek k�ad� dwa palce prawej d�oni na wale ko�owrotu i o�wiadcza�, �e �przysi�ga na Boga i na wszystkich, �wi�tych i �wiadczy si� nimi, �e ta to �y�a kruszcowa, nad kt�r� stoi, jego jest w�asno�ci�, a gdyby za� tak nie by�o, to niechaj g�owa jego sko�owacieje, a jego r�ka niechaj uschnie. Amen!"
�y�y kruszcowe p�o�y�y si� w ziemi spl�tanymi �ciegami. Gin�y � zdawa�oby si� � na zawsze, ucieka�y w boki, opada�y lub przerywa�y si� i wtedy gwarkowie martwili si� ci�ko, bo jak�e tak� �y�� odszuka�, kiedy ju� i m�drzy wiergu�owie ze swoj� virgula furcata � niczego tu nie wsk�raj�!... A mo�e je m�ciwy i pami�tliwy Szarlej pod nieobecno�� gwarka w litej skale zaprzepa�ci�?...
Przychodzili przeto g�rmistrze, jako �e to byli m�owie g��bokiej nauki i wielkiego do�wiadczenia gwareckiego, wyjmowali z ipuzdra mniejsze puzderko okr�g�e, w kt�rym dygota�a czarodziejska ig�a magnesowa. Ig�a chybota�a na okr�g�ej tarczy, tarcza by�a podzielona na dwadzie�cia i cztery znaki, ka�dy za� znak oznacza� nazw� wiatru. Najwa�niejszymi wiatrami by�y: wschodni, czyli suhsolanus, zachodni, czyli favonius, po�udniowy, czyli au-ster, i p�nocny, czyli septentrio. I teraz g�rmistrz mierzy� raz tak, potem zn�w owak, �wieci� na igie�k�, cmoka�, kiwa� m�drze g�ow�, zakre�la� barda kierunek, stuka�, liza� grud� kamienn�, wa�y� w d�oni, znowu liza�, podawa� do lizania gwarkowi, a potem orzeka�, �e kruszcowa �y�a uciek�a w tym a tym kierunku i �e j� tam trzeba szuka� z pomoc� Boga, �ony i dzieci gwarkowych. Niechaj wi�c gwarek �amulcem kruszy ska�� w kierunku wiatru Atlantusa lub w kierunku Boreasza, lub w kierunku innego jeszcze wiatru o greckiej lub �aci�skiej nazwie, a kruszcow� �y�� odna-lezie!...
I tak bywa�o! Kruszcowa �y�a znalaz�a si�. A czasem znalaz�a si� zbe�tana woda, co wybiega�a znienacka z od�upanej ska�y i zalewa�a sztolnie. A czasem wywali�a si� zdradziecka kurzawka i wtedy by�o trzeba budowa� d�bowe jarzma, a za jarzma wtyka� opierzenia g�ste, spolegliwe. A czasem smr�d ziemski wy�azi� ze
11
ir w sp�gu. Wtedy �ojowe lampy gas�y powoli i dech ludzki dera! tak�e powoli...
- Pom� nam, �wi�ta Barbarko, or�downiczko gwark�w! � lychali wszyscy.
- Niech Szarlej b�dzie przekl�ty! �� z�ymali si� pop�dliwsi,. � przypuszczali, �e to znowu sprawka tamtego piekielnika.
- Bo��tka ziemskie by nam pomog�y, lecz jak ich dla naszej iwy pozyska�? � zastanawiali si� inni.
- Mo�e to robota niecnego Kobalosa! � mrucza� zafrasowany mistrz, bieg�y w znajomo�ci greckich demon�w.
- To nie Kobalos! To Szarlej! � upierali si� starzy gwar-/ie.
- Tak! To na isto Szarlej! � szerzy�o si� przekonanie wszystkich.
- A przecie� mia�a go Matka Boska pokona� na bytomskim �eczku kiedy� przed wiekami! A teraz, przechera diabelska, wu przy laz� i czyni nam paskud�! �eby z piek�a n!ie wyjrza�!... zarlej w��czy� si� teraz po zapad�ych sztolniach, po opuszczo-h robotach, czasem wyszed� na powierzchni� i wa��sa� si� czas bezgwiezdnej nocy po usypiskach i zwa�ach, grzeba� bar-w ziemi, schyla� si�, liza� podniesiony kruszec i odrzuca� z chi-tem. Tak przynajmniej twierdzili poniekt�rzy gwarkowie bij�c w piersi i zaklinaj�c �wii�tymi-s�owy, �e widzieli go na w�asne
y-
- A jak wygl�da�?
- Ha! Jak wygl�da�?... Ciemno by�o, wi�c tylko widziad�o iego by�o, czarne dziwad�o, chude, wysokie, zgarbione i kula-!...
- Kulawe, powiadacie? A mo�e to nie Szarlej? Czy�by nie to �w czarownik godulski, Godula z Rudy? Powiadaj�, �e
Z�ym Duchem kramarzy, i on tak�e chudy, wysoki, zgarbiony ulawy!...
- Powiadam, �e to by� Szarlej! Oto Mateusz widzia� go, jak szed� z tamtej zalanej sztolni, otrz�sn�� si� z wody, rozczesa� rn� brod� paluchami i jak ko� zar�a�!... Z oczu sypa�y mu iskry!...
- O jerum, jerum!... � narzeka� g�rmistrz-magister.
Potem wszystko si� ucisza�o. Szarlej znika� i gwarkom znowu darzy�o si� w pracy. Nabierali przeto otuchy, schodzili si� o godzinie czwartej nad ranem i czekali na bicie w k�apaczk�, czyli w tintinnabulum � jak to okre�la� uczony starosta g�rniczy. Znak to by�, �e czas ju� zst�powa� po drabinach do szyb�w. I znowu trudzili si� nisko schyleni, z wysi�kiem �apali oddech, przysparzali sobie darcia w ko�ciach, je�eli woda ciek�a po �cianach, lub srogiej dychy, czyli astmy, je�eli w suszy by�o trzeba py� �yka�, lub te� zwolna krztusili si� smrodami ziemskimi, jakimi� plugawymi gazami, trac�c stopniowo si�y i stopniowo ulegaj�c z�udzeniu, �e cia�o ich przybiera posta� kuli...
D�awili si� dymami, gdy upart� ska�� musieli kruszy� ogniem. K�adli pod ni� smolne bierwiona, obtykali wi�rami i podpalali p�omykiem swej �ojowej lampki. Ogie� liza� ska��, ska�a si� rozpala�a i kruszy�a w �arze. Potem zgrzyta�y kilofy i �elaza, wygina�y si� �amulce, st�ka�y m�oty, a spocone wozaki popycha�y po d�bowych ��awach" w�zki z urobkiem.
Mija�y tygodnie, mija�y miesi�ce, mija�y nieraz lata, a gwarkom wci�� darzy�o si� w pracy. Lecz nieoczekiwanie j�y zarywa� si� stropy i grzeba� pod sob� ludzi. Wydziela�y si� gazy truj�ce w wielkiej obfito�ci i dusi�y ludzi. Wybucha�y podziemne �y�y wodne i zalewa�y przekopy i chodniki. Wywala�a si� kurzawka i aczkolwiek stawiano t�gie jarzma w chodnikach jedne obok drugich, jedne obok drugich jarzma p�ka�y pod naporem, �ama�y si� i roz-paprana, b�otnista kurzawka ciek�a na wszystkie strony, zlewa�a upadnice, podnosi�a si� pod stropy, ci�ka, mazista, kleista...
� Szarlej szarlejski szaleje w swej z�o�ci! �� narzekali gwarkowie, przezwani potem hawierzami, a jeszcze p�niej g�rnikami.
� Piero�ski Szarlej zaszarlejowany! � kl�li w gniewie hawie-rze.
Czasami by�o tego ju� za wiele. Zw�aszcza gdy wielmo�a cudzoziemski, Jan margrabia brandenburski, sprowadzi� z Niemiec w roku 1533 ca�� sfor� przybusi�w, urz�dnik�w i piesk�w, naganiaczy i pi�togryz�w niemrawych. Trudno by�o si� z nimi ujedna�, gdy� by�a to ha�astra be�kotliwa, pa�skiej klamki czepiaj�ca si� mocno, przekpiwna, prze�miewna, za otroka maj�ca �l�skiego gwarka.
13
-.-.. I ^-.�
\. to pierony zapieronowane! � mruczeli tak d�ugo gwarko-� w ko�cu skrzykn�li si� i' uczynili srog� rebeli�. Pierwsz� � w dziejach �l�skiego g�rnictwa. Wyszli z kopalni i z kur-cha�up chudzi, umorusani, z kilofami, �amulcami i toporami si� gniewa�. Por�bali i po�amali, co si� da�o por�ba� i po�a-so�amali r�wnie� gnaty cudzoziemskiej ha�astrze, napsioczyli ymi s�owy na ca�y �wiat szalbierski i z�odziejski i rozeszli si� ro wtedy, gdy �przyszed� uzbrojony oddzia� ludzi i tumultan-ozp�dzi�". Malarz za� jaki�, niewiadomego nazwiska, gdy mu z�o przedstawi� S�d Ostateczny na nagrobku wielmo�a, wy-ra� tak�e i diab��w pchaj�cych do piek�a taczki wype�nione mi gwarkami.
>otem jeszcze �y�y kruszcowe pogubi�y si� w ska�ach, uciek�y.
je Szarlej zabra�, jak zabra� kiedy� srebro bytomskie i ol-
e?... Na szcz�cie, pasterze gdzie� rozdmuchali ognisko na
iych, b�yszcz�cych kamieniach. Gdzie� tam w�gielnik zasypa�
l w mielerzu czarnymi, �upi�cymi si� kamuszkami, wygrze-
mi spod darni. I jeszcze gdzie indziej las obj�� po�ar, a w po-
;lisku jarzy�y si� k�sy czarnego kamienia i kopci�y jak sto
�w. Podobnie, jak jarzy�y si�, gorza�y i kopci�y tamte kamusz-
pasterskim ognisku i w w�gielnikowym mielerzu.
ary, czy co?...
wtedy gwarkowie przemienili si� w hawierzy i j�li grzeba� emi za owym dziwnym kamieniem pal�cym si� w ogniu. sucali darnie i trafiali na grube pok�ady. P�dzili w nich upad-, gdy� i pok�ady zst�powa�y uko�nie w g��b ziemi. A potem szyby proste, niewymy�lne, studnie g��bokie, coraz g��bsze raz szersze, zapuszczali si� coraz ni�ej pod ziemi� i ��obili ne ganki, schodzili upadnicami, pod�azili pochylniami, wyty-i chodniki i przekopy proste, r�wne, pod �godziny" prowa-le. Pojawi�y si� szyby i szybiki, stemple i stropnice, jarzma ierzenia, okorki, respy, organy. A potem jeszcze maszyny, wen-tory, pompy, �ompie, upady, przecinki, diagonale, �ciany, ry...
/ uskokach gubi�y si� pok�ady, stropy t�pa�y, zarywa�y si�, y tru�y ludzi, przedziera�y si� �y�y wodne, zapala� si� metan, ala� py� w�glowy, nastawa�y s�dne dni, gdy gankami przebieg�
ogie� lub gdy tli� si� w ukryciu w starych wyrobiskach, ludzie za� gin�li...
To wszystko dzia�o si� tak�e w pok�adzie Joanny.
Lecz trudno uwierzy�, �e to Szariejowa robota. Przecie� ju� w roku 1370 wy�wieci�a go Matka Boska ze �l�skiej ziemi!...
To mo�e grefina Joanna Gryszczyk von Schomberg-Godula rzuci�a diabelski urok na �w pok�ad, gdy si� upar�a, by nazwa� go jej imieniem. Wiadomo, jej opiekun, czarownik godulski Godula z Rudy, ze z�ym duchem kramarzy� i po nocach szacherki z niim uprawia�!...
�
GOUuluu-
Grefilna Joanna Gryszczyk von Schomberg-Godula zatrzyma�a si� przed nowym pok�adem. W jej du�ych, niebieskich oczach wci�� jeszcze trwa�o zdumienie pomieszane z l�kiem. Naoko�o bowiem by�a tajemnicza noc kopalni. Z mroku wy�awia�a szare, poszarpane �ciany i r�wne stemple id�ce w g��b przekopu w dw�ch szeregach jak tamci �o�nierze Jego Kr�lewskiej Mo�ci na zamku w Berlinie, sztywni, wyprostowani, zamarli w bezruchu. Gdy przechodzi�a mi�dzy ich szeregami, prowadzona przez frejliny dworskie i przez oficer�w w d�ugich, b�yszcz�cych butach kira-sjerskich, widzia�a ich dwuszereg wytyczaj�cy jej drog� przez nieprzejrzan� amfilad� komnat o l�ni�cej posadzce. Wszyscy ci wielcy pa�stwo patrzyli na ni� z, dziwnym u�miechem. W k�cikach ust kry�a si� wynios�a wzgardliwo��. �o�nierze za� stalli; jak kolorowe kuk�y, w bermycach, z bezmy�lnymi oczami, trzymaj�cy przed sob� karabiny jak �wiece. Wtedy przera�a�y j� owe dworskie u�miechy i t�pe oczy uszeregowanych �o�nierzy.
Stemple na przekopie nie maj� �cz, lecz mimo to podobne s� do �o�nierzy Jego Kr�lewskiej Mo�ci. I tak�e j� niepokoj�. , -
Ko�o niej p�taj� si� in�ynierowie i jej narzeczony, suchy, chudy, o pod�u�nej g�owie hrabia Hans Ulri�h von Schaffgotsch na
Kopicach. Patrzy na ni� �abimi oczami jak �w satyr w auli wroc�awskiego pensjonatu �wi�tej Jadwigi. Na jego w�skich, skrzywionych ustach b��ka sd� szyderstwo i ob�uda. Podobnie jak u tamtego wroc�awskiego satyra. Zdj�� czapk� i wytar� �ysin� pachn�c� chusteczk�. Potem mrukn�� co� po francusku do bergrata1 Ku-dericha. Bergrat Kuderich sk�oni� kwadratow� g�ow�, na grube usta wylaz� przychlebny u�miech, wy�upiaste oczy zas�oni�y si� powiekami opuszczanymi z udan� pokor�. Grefina Joanna spojrza�a na niego niech�tnie.
Jacy oni wszyscy wstr�tni! � pomy�la�a z odraz�. Bergrat Kuderich zwr�ci� si� do niej z rozmazanym u�miechem:
�- Wasza ekscelencja pozwoli... � rzek� po niemiecku. � To tutaj... Nowy pok�ad... Najlepszy pok�ad w kopalniach waszej ekscelencji!
Grefinie Joannie wydawa�o si�, �e jego s�owa s� jakby oplute lepk�, ciep�� �lin�. Odwr�ci�a si� do g�rnik�w w chodniku. Chodnik by� zaznaczony g��bokimi wdzierkami z bok�w i u sp�gu. G�rnicy stali pokorni pod sklepist� �cian�, starzy, chudzi, o wystraszonych oczach, z czapkami- w gar�ci, z kopc�cymi lampami olejnymi. Tylko jeden z nich mia� oczy zimne, twarde, prawie zuchwa�e. Patrzy� uparcie w jej oczy. Obok niego sta� ch�opiec z twarz� mato�ka, o przykrych ustach z zaj�cz� warg�, wyszczerzonych w g�upim u�miechu.
I te usta z zaj�cz� warg� przypomnia�y jej znowu ca�e dzieci�stwo.
Jak dziwnie pachnie mrok kopalni! Zastanowi�a si�, do czego �w zapach przyr�wna�. Znajomy jaki�, mi�y jej nozdrzom. Ju� wie!... Tak pachnia�o ubranie jej ojca, gdy wraca� z kopalni i po-n siedzia� zm�czony za sto�em. Po drugiej stronie niskiej, brudnej izby krz�ta�a si� matka ko�o pieca. Na piecu i na �awie sta�y garnki. Wynosi�a si� z nich ckliwa wo� spalenizny, kiszonej kapusty i zje�cza�ego t�uszczu. Nad piecem suszy�a si� bielizna i tak�e cuchn�a. Jedynie ubranie ojca pachnia�o kopalni�. Usta ch�opca z zaj�cz� warg� wszystko jej przypominaj�. Sie-ia�a na pod�odze, obok niej przykucn�� Zeflik Klimsz�w. Pa-
i
i Iwgnat � radca g�rniczy.
Foanny
L6
rzy� na jej d�onie wielkimi oczami, brzydki i przez szczelin� v zaj�czej wardze ciska� z gniewem jakie� szepleni�ce s�owa. Ona :a� ustawia�a pod �cian� trzy lalki z ga�gan�w i skandowa�a:
Godu, godu, godula, Kaj jest moja z�oto kula?... Pojada przez morze, Znajda j� w komorze...
I ka�dej lalce wk�ada�a w ga�ganowe d�onie z�ot� kul�, kt�rej nie by�o. A potem Zeflik szuka� z�otej kuli w d�oniach lalek. Z�otej kuli jednak nie by�o. Mia�a si� pojawi� dopiero kiedy� po latach. Lecz zanim si� znalaz�a, �ycie jej pocz�o si� uk�ada� jak w tamtej bajce o Kopciuszku.
Gtodu, godu, godula,
Kaj jest moja z�oto kula?...
� Nie m�w tak, Joanko! � upomina�a j� matka. � Bo pan Godula us�yszy i pogniewa si� na ciebie i na nas!
Karol Godula nie pogniewa� si� na Joank�. Chodzi� samotny polami i miedzami, ponury, zamy�lony, kulawy. Joanka cz�sto patrzy�a za nim, czy nie dojrzy u kulawej nogi ko�skiego kopyta. Nie by�o ko�skiego kopyta. Ludzie za� omijali go wielkim ko�em, a gdy go nie mogli omin�� odwracali g�ow� i �egnali si� zabobonnie.
� Wasz zagodulowany Godula godulski z diab�ami kramarzy! � wo�a�y rudzkie dzieci za Joank�.
� Wasz Godula sprzedo� dusza diab�om! � m�wili starzy ludzie.
� A jo widzio�ech, jak Z�y Duch smyczy� przez komin do Godulowej izby worek z talarami! � upiera� si� pijany kopido� szombierski.
Rudzkie dzieci nie chcia�y si� bawi� z Joank� Gryszczyk�wn�.
� Id� precz! � wo�a�y i ciska�y w ni� kobyli�cami. � Wy mieszkacie w Godulowej cha�upie, kaj si� diab�y zlatuj�, a Godula godulski czaruje po nocach w smrodlawej izbie i warzy z�oto z ropuch w miedzianym kotliczku!... Diob�y ta�cuj� nad wasz� cha�up�!... Twoja matka na miotle lata po nocach w powietrzu!...
18
Gzi si� z diob�ami na �ysej G�rze!... Id� precz, bo nas zaczarujesz! Id� precz!... � i odp�dza�y j� od siebie.
Jedynie Klimsz�w Zeflik z zaj�cz� warg� nie unika� Joanny. Lecz ba� si� rudzkich dzieci, bo po�miewa�y si� z niego i przedrze�nia�y jego sepleni�c� mow�. Ba� Si� tak�e ponurego czarownika Goduli, Ucieka� przed nim z krzykiem, podobnie jak z krzykiem ucieka�y wszystkie rudzkie dzieci, gdy dostrzeg�y Godul� z daleka. .
Przyszed� do Godulowej cha�upy ksi�dz dziekan rudzki i usiad� na �awie w altanie. Po drugiej stronie usiad� stary Gryszczyk i pyka� fajk�, a Gryszczyczka stan�a w progu i wyciera�a d�onie w fartuch.
� To� n�m kocur zdechnie, wielebny panie! � rzek�a z zak�opotaniem.
� Nie zdechnie, nie!... A gdzie pan Godula? Gryszczyk wskaza� fajk� nieokre�lony kierunek.
� Aha! Znowu chodzi po polach! Aha!... � domy�li� si� wielebny pan rudzki.
A potem j�� narzeka�. Taki ogromny maj�tek!,.. Mo�na go szacowa� na kilka milion�w talar�w! A mo�e nawet na kilkana�cie milion�w!... O, jerum, jerum!... I a� d�onie z�o�y� na brzuchu w podziwie. Bo trzeba tylko pomy�le�! Dwie huty cynkowe, dziewi�tna�cie kopalni galmanu i czterdzie�ci szyb�w w�glowych! Jerum, jerum!... A na chwa�� Bogu, ad maioram Dei gloriam1, te� by si� co� zda�o z tego maj�tku! Samotny to cz�owiek, bez �ony, bez dzieci, bez krewnych, bez przyjaci�, komu� to zostawi, a�e komu?... A to nieprawda, co zawistni i ciemni ludzie m�wi�, �e z diab�ami kramarzy, �e dusz� zaprzeda� diab�u!... Fauete linguis!...2 Porz�dny bowiem z niego chrze�cijanin i chocia� do ko�cio�a nie chodzi, Pan B�g b�dzie mia� nad nim mi�osierdzie. Nie krzywdzi bowiem robotnik�w, pozwoli zarobi�, a �e czasem, jad�c przez wie�, osmaga biczyskiem pijaka, s�usznie czyni! Pija�stwo bowiem rozpleni�o si� na ziemli szl�skiej, porubstwo i wszetecze�-stwo!... Dobrze te� to wykoncypowa� wed�ug angielskiej manie-
1 Ku wi�kszej chwale Bo�ej.
- Uciszcie si�! W przeno�ni: niech zamilkn� oszczercze j�zyki!
19
ry, by robotnikowi nie p�aci� w got�wce zarobionych pieni�dzy, bo je przepije w karczmie, lecz raczej wyp�aca� mu je w �ywno�ci i w tym wszystkim, co mu do �ycia potrzebne, a pozosta�� got�wk� sk�ada� jako i�cizn� w kasie. �li ludzie pomawiaj� go, �e wyzyskuje w ten spos�b robotnika, lecz to nieprawda!
Zapali� si� wielebny ksi�dz dziekan rudzki, lecz nieoczekiwanie dostrzeg� mi�dzy li��mi altanowego bluszczu wdzi�czn� twarzyczk� Joanny. Zapatrzony w ni� przepomnia� na chwil�, po co by� przyszed� do Godulowej cha�upy. Zdawa�o mu si� bowiem, �e tak chyba wygl�da� jeden z owych anio�k�w, kt�ry przez szpar� w deskach patrzy� na graj�cego na skrzypcach starego mnicha. Foremnie to przedstawia� znamienity malarz, niejaki Bocklin, a co ksi�dz dziekan podziwia� ze wzruszeniem w malarskiej Galerii Drezde�-skiej. Ale to by�o dawno. Te same nies�ychanie b��kitne oczy, ta sama uroda anielska, te same usta, na kt�rych pi�kno trudno szuka� nazwy w ludzkim j�zyku, i takie same jasne w�osy. Tylko �e �w anio�ek nie mia� chyba takich warkoczyk�w podobnych do mysich ogonk�w, co teraz stercz� ponad g��wk� Joanki. A ta czerwona wst��ka we w�osach bodaj si� nadaje do ich z�ocistego koloru!... Ale niech b�dzie!... Dziwne, przedziwne dziecko!...
Zaduma� si� wielebny ksi�dz dziekan rudzki nad urod� Joanki, a potem zapyta�:
� Czy to wasze dziecko, Gryszczyku?
� Jak to my�l�, wielebny panie? � nachmurzy� si� stary Gryszczyk.
� A czyje� by? � zdziwi�a si� niemile Gryszczyczka.
� No, nic, nic!... � uciszy� ich ksi�dz dziekan. Lecz tego, co jeszcze my�la�, ju� nie zdradzi�. �e to mo�e dziecko nie Gryszczy-ka, lecz... Eh, Z�by tak prawd� powiedzie�, sine ira et studio1, c� go to mo�e obchodzi�?... Tylko �e izbyt pa�ska uroda u owej Joanki! Mo�e to Gryszczyczka gdzie� nagoni�a, gdy� jeszcze m�oda i zapewne krwie gor�cej...
� S�u�yli�cie w zamku? � zapyta� jednak, nie mog�c pow�ci�gn�� swej ciekawo�ci.
Gryszczyczka �achn�a si� obruszona, gdy� zrozumia�a jego pod-
1 Dos�ownie: bez gniewu i bez zapa�u, bezstronnie.
20
chwytliwe pytanie! Stary Gryszczyk za� splun��, �e a� nie przysta�o tego czyni� wobec duchownej osoby, i rzek� twardo:
� Moja staro nikaj nie s�u�y�a u pan�w w z�mku! Ani teraz, ani za m�odu. Wyjonech j� z roli tak�, jako by�a, c�rka pampucha, a Joank� mieli�my przed pi�ciu rokami, gdy�my ju� nie spodziewali si� dziecka... Byli�my na p�ci w Cz�stochowie i tam j� u Panienki Maryje wyprosili�my!... Tak temu jest, wielebny panie!... Czemu si� pytaj�, a�e czemu? � zapyta� nieufnie.
Ksi�dz dziekan jednak ju� nie odpowiada�, lecz znowu wr�ci� do swojej sprawy. Oto przyszed�, a co niech b�dzie uwa�ane jako pia desideria1, by nak�oni� pana Karola Godul�, �eby pami�ta� o zbawieniu swej duszy i sw�j ogromny maj�tek, kt�rym tak umiej�tnie w�odarzy, lecz kt�ry sub specie aeternitatis2 jest niczym, po�wi�ci� na chwa�� Bo��. To raz. A po drugie, �eby nie wierzono z�ym ludzkim j�zykom, i� prowadzi szacherki z diab�em. To jest cz�owiek nieszcz�liwy...
� Nieszcz�liwy? Po jakiemu? � zdziwi� si� Gryszczyk i a� bli�ej przysiad� do ksi�dza dziekana.
� Nieszcz�liwy, powiadam! �� podj�� ksi�dz dziekan, rad, �e mo�e wszystko opowiedzie�. I teraz dopiero Joanka dowiedzia�a si� ca�ej prawdy o ponurym Goduli./A wi�c, �e urodzi� si� w Ma-koszowie pod Zabrzem w roku 1771. A gdy mia� lat pi��, przysz�a cholera i zabra�a mu ojca, matk� i rodze�stwo. Poniewa� za� ojciec by� tylko biednym fornalem dworskim, przeto nie zostawi� po sobie �adnego maj�tku. Od ma�ego Karolka stronili ludzie, gdy� l�kali si� cholery. Poszed� wi�c do Polski, gdzie przez dwa lata pasa� byd�o. Potem wr�ci� na �l�sk i naj�� si� w s�u�b� u pewnego karczmarza w Toszku. By� ch�opcem stajennym Jednego razu zatrzyma� si� w tej karczmie graf Karol Franciszek Ballestrem, dziedziczny pan na P�awniowicach. M�ody Goduloszek wyczy�ci� mu tak pi�knie jego konie, �e graf Ballestrem by� zachwycony. A poniewa� ch�opiec przypad� mu do gustu, przeto zabra� go z sob� na p�awniowlcki zamek. I tam kaza� mu chodzi� do szko�y parafialnej. Lecz po roku rechtor orzek�, �e nie b�dzie tego ch�opca uczy�, gdy� on wi�cej wie ani�eli on, rechtor. Graf pozwoli�
1 Pobo�ne �yczenia
2 Wobec wieczno�ci
21
przeto, by m�ody Goduloszek uczy� si� z jego dzie�mi u zamkowego nauczyciela. Pilnie uczy� si� Goduloszek, bardzo pilnie, a zw�aszcza czyni� niezwyk�e post�py w matematyce i chemii. A gdy si� jako tako poduczy�, nauczyciel zamkowy za� nie wiedzia�, co z nim pocz��, gdy� ju� wszystkie jego rozumy pozjada�, pan graf Ballestrem zastanawia� si�, czyby ch�opca nie wys�a� na wy�sze studia do Wroc�awia. Lecz by�o mu �al pieni�dzy i uczyni� go gajowym. Karol Godula chodzi� teraz z flint� po p�awnio-wickich lasach i �ciga� raubczyk�w i biedot� wiejsk�, co przychodzi�a do lasu na grzyby czy po suche ga��zki. Karol Godula sta� si� wiernym pieseczkiem pa�skim! Ale to tak: kto panu s�u�y wiernie, ten mu za to pierdnie! W ko�cu si� przebra�a miarka cierpliwo�ci ludzkiej. Raubczycy napadli na gajowego Godul�, zbili go ci�ko i poranionego, ze z�amanymi r�kami i ze z�aman� nog� oraz pozbawionego m�sko�ci powiesili za nogi na drzewie. I poszli. By�by skona� haniebnie, gdyby nie ludzie id�cy wczesnym rankiem do ko�cio�a. Ujrzeli biedaka na drzewie, spu�cili go, zanie�li do zamku. Karol Godula chorowa�. Zdawa�o si�, �e p�jdzie na drugi �wiat. Opatrzno�� Boska chcia�a jednak inaczej, by wyliza� si� z dwudziestu i trzech ran, po�amane r�ce i nogi zros�y si�, wygoi�y i w ko�cu wsta� niepodobny do dawnego Karola Goduli. Chudy, krzywy, kulawy, z bezw�adn� lew� r�k�, brzydki na twarzy, bo oszpecony bliznami, zamkni�ty w sobie, milcz�cy, nigdy si� nie u�miechaj�cy jak na ten przyk�ad Wallen-stein1 i brzydki jak ten Quasimodo2 z wie�y Natr� Dam� w Pa-~ ry�u. I co� mu pad�o na rozum. Sta� si� dziwakiem, samojedni-kiem, odludkiem. Siedzia� teraiz po nocach, jak to i dzisiaj czyni, �l�cza� nad ksi�gami, co� mierzy�, wa�y�, oblicza�, sumowa�, sma�y� w retortach na wielkim ogniu, przelewa�, pod �wiat�o przepa-trywa�, grzeba� w ha�dzie przy cynkowej hucie, a potem poszed� do grafa Ballestrema i powiedzia�, �e kupi star� ha�d� �u�low� obok jego huty cynkowej.
1 WaUenstein (1583�1634) � w�dz cesarskich wojsk niemieckich w okresie wojny trzydziestoletaiej. Bra� m. in. udzia� w st�umieniu ruchu wyzwole�czego Czech�w spod jarzma niemieckiej dynastii Habsburg�w.
2 Quasimodo � brzydki, garbaty dzwonnik z wie�y ko�cio�a Notre Dam�, wyst�puj�cy w powie�ci Wiktora Hugo.
22
� A dlaczego chcesz j� kupi�? � pyta� graf Ballestrem. � Bo w tej ha�dzie jest cynk! � G�upi�, nie ma cynku! Ha�dy ci nie sprzedam, bo godzi si� tylko jako �wir na drog�! We� za darmo! � Niie chc� za darmo! � To daj pi��dziesi�t talar�w, a nie zawracaj mi g�owy! � Karol Godula wyp�aci� pi��dziesi�t talar�w i ha�da sta�a si� jego w�asno�ci�. I co si� okaza�o? Karol Godula ze starej ha�dy wytopi� jeszcze cynku za pi��dziesi�t tysi�cy talar�w... A potem j�� skupowa� czynne ju� kopalnie rudy cynkowej, skupowa� huty, wsi i zamki. Kupi� Bobrek, Szombierki, Orzeg�w, Bujak�w, ju� ma siedem zamk�w, pieni�dze mu rosn�, a�e rosn�, a mieszka w takiej mizernej cha�upie w Rudzie!...
� A czemu mieszko w Rudzie, je�li mo tyle z�mk�w i tyle pieni�dzy? � zapyta� Gryszczyk. � Moja staro warzy mu jedzenie to samo, co my jemy, pderze mu bielizn�, pochranio w jego dw�ch izbach, a do trzeciej tnie pozwoli jej wst�pi�. Mnie te� nie!... Nikomu!...
� W tej trzeciej izbie pracuje nad chemi�!...
� Nie wiem, nad czym tam pracuje, bo mnie to ma�o obchodzi. Wiem tylko, �e co� tam pranczuje i sma�y, smrodu tam i dymu, �e a� przez szpary w dwierzach wychodzi i krztusi jak sto diab��w!...
� Gryszczyku!
� ...jak sto diask�w. Mnie to tam nic nie obchodzi, lecz boj� si�, �e kiedy� cha�up� spoli, Roz mu tam co� strzeli�o jak sto diab��w...
� Gryszczyku! � upomnia� go po raz wt�ry ksi�dz dziekan.
� ...jak sto diask�w, a Godula wyszed� z izby czorny po g�bie, z opalonymi brwiami i kud�ami. Mnie to tam nic nie obchodzi. Jo tylko strzeg� jego cha�upy, nar�bi� drzewa, zajd� po poczt�, dopilnuj�, �eby by�o wszystko w porz�dku.
Ksi�dz dziekan powiedzia� Gryszczykowi, �e aczkolwiek Karol Godula, �l�ski kr�l cynkowy, nie jest unus multorum1, to jednak jest nieszcz�liwy. Oszydzi� si� na ludziach, oszydzi� na pieni�dzach. Ludzie go skrzywdzi�, pozbawili m�sko�ci, uczynili kalek�. I teraz cierpi z tego powodu. On bowiem nie mo�e zazna� tego
Jeden z wielu, cz�owiek pospolity.
23
szcz�cia, kt�re jest pisane najprostszemu cz�owiekowi i najbiedniejszemu cz�owiekowi. Nikt go nie kocha, nikogo nie ma, dzieci przed nim uciekaj�, ci�y mu samotno��, s�owem, to jest cz�owiek bardzo nieszcz�liwy. My�la�, �e za pieni�dze kupi wszystko. Niczego nie kupi, pr�cz tego �arcia i dachu nad g�ow�... Ho, ho, Gryszczyku!... Trudno cz�owiekowi dotrze� per aspera ad astra!...1
� Co takiego wielebny p�n m�wi�?
� Nic, nic!...
Ksi�dz dziekan poszed� nie doczekawszy si� powrotu Goduli. A wieczorem, gdy ju� zmrok zapad�, Godula przyszed� i zamkn�� si� w swej tajemniczej izbie. Wtedy Joasia pobieg�a do ogrodu, narwa�a po ciemku kwiat�w i posz�a do drzwi. Przypomina sobie teraz �w ogromny l�k, gdy skrada�a si� do nich na palcach. Dotar�a wreszcie, zapuka�a nie�mia�o, leciutko. I ju� chcia�a uciec, przera�ona swoj� zuchwa�o�ci�, gdy znienacka tamte tajemnicze, straszne drzwi otworzy�y si� i w progu stan�� Godula z wysoko podniesionym kagankiem.
� Czego chcesz? � zapyta� chrapliwie.
�� Kwiaty Warn przynios�am, panie Godula... Nie biljcie mnie, bo ja wam kwiaty przynios�am... Bo jeste�cie nieszcz�liwy... A ja was chc� kocha�, panie Godula...
I sta�a si� dziwna, przedziwna rzecz. Oto Godula schyli� si� nie wierz�cy, o�wieci� Joasi�, postawi� kaganek na progu, wyci�gn�� do niej rami�, pog�aska� nie�mia�o po g�owie. A potem uj�� ostro�nie jej d�o� i poprowadzi� do izby. Cofa� si� i patrzy� zdumiony na Joann�. Jakby w�asnym oczom nie dowierza�. A potem zapyta� zdziwiony:
� Joanko, ty si� mnie nie boisz?
� Troch�, ale bardzo nie, panie Godula...
Gdy zaniepokojona matka wst�pi�a do Godulowej izby, zasta�a go siedz�cego na niskim sto�eczku, opowiadaj�cego zas�uchanej Joance jak�� s�oneczn� bajk�... Bo si� oboje �miali.
Grefina Joanna Gryszczyk von Schomberg-Godula obejrza�a si�, bo zdawa�o si� jej, �e sporo czasu min�o, jak stoi przed swoim pok�adem w�gla. In�ynierowie roz�o�yli pokre�lone papiery na sp�gu, nachylili si� nisko nad nimi, a gdy jedni �wiecili, drudzy
Przez skalist� �cie�k� do gwiazd {przez walk� do zwyci�stwa).
24
wodzili palcami po liniach. Bergrat Kuderich sta� obok i wymienia� jakie� cyfry hrabiemu Schaffgotschowi. Nic z tego nie rozumia�a. Przypuszcza�a tylko, �e obliczaj�, jakie zyski przyniesie odkryty pok�ad. Niech obliczaj�!...
Ujrza�a si� znowu mi�dzy dwoma szeregami �o�nierzy w kr�lewskim zamku w Berlinie. �o�nierze stoj� wyprostowani, sztywni, nieruchomi jak te dwa rz�dy stempli w przekopie. Frejliny i oficerowie zawiedli j� przed kr�la Fryderyka Wilhelma II, kt�ry czeka� w ostatniej sali. Nie pami�ta, jak zdo�a�a wykona� �w wyuczony uk�on dworski, co m�wi� do niej kr�l pruski. Pami�ta tylko, �e poda� jej jaki� zwini�ty pergamin, z kt�rego poprzednio czyta�, i� j� mianuje grefina Joann� Gryszczyk von Schomberg--Godula na Rudzie,�l�skiej. Dziewi�� lat mija�o wtedy od chwili, gdy stary, 67 lat licz�cy Karol Godula, �l�ski kr�l cynkowy, schlesischer Zinkk�nig, zmar� we wroc�awskim hotelu �Pod Z�ot� G�si�'' w roku 1848, chroni�c si� tam przed grasuj�c� na �l�sku choler�. W testamencie mianowa� j� wtedy spadkobierczyni� swego maj�tku. Przypad�y jej kopalnie rudy cynkowej i kopalnie w�gla, huty cynkowe, kilka wsi, kilka zamk�w, papiery warto�ciowe, kosztowno�ci, sta�a si� dziedziczk� maj�tku warto�ci 14 milion�w talar�w. A za co?... Za tamten u�miech darowany nieszcz�liwemu cz�owiekowi i za tych kilka kwiat�w!... A �e zosta�a grefina, sprawa to zubo�a�ego hrabiego Hansa UMcha Schaffgotsch�. Pojutrze ma zosta� jego �on�! Wzdrygn�a si� bezwiednie, gdy spojrza�a na jego �ys�, ko�sk� czaszk� z �abimi oczami. Odwr�ci�a si� do g�rnik�w stoj�cych pod �cian�. Tamten ch�opak z twarz� mato�a wci�� wykrzywia usta znaczone obrzydliw� warg� zaj�cz�. Jakby si� u�miecha� szyderczo!... Inni stoj� pokorni i patrz� na ni� psim wzrokiem. Mierzi j� widok ich uleg�ych, pa�szczy�nianych oczu! Jeden z nich tylko, m�ody, o czarnej czuprynie, ma oczy twarde, spokojne i zimne. Patrzy w ni� uparcie, wyzywaj�co. Zrozumia�a jego spojrzenie.
Zrzuci�a kapuz� z g�owy, rozsypa�y si� jasne, puszyste w�osy ko�o jej twarzy. Tego uwodzicielskiego gestu nauczy�a si� przed zwierciad�em w swym szombierskim zamku. Smuk�a, wysoka, 0 urodzie jakby pastelowej, lecz zmys�owej, podesz�a do niego. �wiat�o pada�o na jej twarz od do�u. G�rnik j�� si� cofa�, lecz
25
nie spuszcza� z niej oczu. Teraz oczy Joanny skupi�y si�, jego za� stawa�y si� ciep�e i p�on�ce.
� Ja wiem, co wy my�licie! � rzek�a do niego p�g�osem. �
Lecz wierzcie mi, �e...
Nie doko�czy�a, bo przegrodzi� ich hrabia Schaffgotsch. �mieszny by� z t� swoj� chud� szyj� tkwi�c� w wysokim ko�nierzu, z tym pstrokatym fontaziem pod wyd�u�on� brod�, z tym brylantem w fontaziu, z rudawymi bokobrodami, z cienkimi ustami wykrzywionymi w pogardliwym, grymasie. Joanna odrzuci�a g�ow� i zmierzy�a go ch�odnymi oczami, jak nauczy�a si� tego u wroc�awskich si�str zakonnych u �wi�tej Jadwigi.
� Prosz� mi, hrabio, nie przeszkadza�! � wycedzi�a gniewnie
po francusku.
Hrabia Schaffgotsch prychn�� kr�tkim �miechem i odsun�� si� na bok. W jego oczach zape�ga� gniew. Joanna chcia�a teraz doko�czy� przerwanej rozmowy z owym dziwnym g�rnikiem o osza�amiaj�cej m�skiej urodzie. Chcia�a mu powiedzie�, �e... Nie! Teraz ju� nie wiedzia�a, co mu pragn�a powiedzie�. Mia�a przed sob� sformu�owane s�owa g�adkie i ozdobne, a ju� ich nie ma! Ich cie� pl�ta si� tylko w wspomnieniu. Zlecia�y si� wspomnienia. Hrabina Joasia Gryszczyk�wna, susz�ca si� nad piecem bielizna, von Schomberg-Godula, zapach ojcowego ubrania, �godu, godu, godula, kaj jest moja z�oto kula...", �zy ponurego czarownika Goduli kapi�ce na jej w�osy, bia�e, ch�odne salki we wroc�awskim pensjonacie �wi�tej Jadwigi, szeroka, szeleszcz�ca suknia z najprzedniejszego jedwabiu, ujmowana koniuszkami palc�w u do�u, rozpostarta szeroko, niski, bardzo niski uk�on dworski przed pruskim kr�lem z bokobrodami, cuchn�cym tabak�, pieni�dze, pieni�dze i jeszcze raz pieni�dze, ogromna ha�da pieni�dzy, przykry zapach spoconych cia� ludzkich schylonych nisko w pra�elniach cynku, zapach kiszonej kapusty na przypiecku w rudzkiej cha�upie
Godulowej...
Poszuka�a oczami g�rnika o drapie�nych, zniewalaj�cych oczach. Oczy jego s� ju� ciep�e, p�on�ce, urzeczone i przebaczaj�ce... O, tak! Przebaczaj�ce!...
C� ja temu winna? � zrodzi�a si� znienacka jedna jedyna my�l,
�mieszna i tragiczna.
26 ' � . .,���.
Dostrzeg�a, �e wyszed� na rusztowanie pod kap� odgraniczaj�c� przekop od zacz�tego chodnika. U�miechn�a si� do niego. Odpowiedzia� jej r�wnie� lekkim u�miechem. Dozna�a wra�enia, �e u�miecha si� nie do obcego g�rnika, lecz do Karola Goduli.
Hrabia Schaffgotsch wyszpiegowa� ich u�miechy.
Joanna Gryszczyk�wna z kurnej cha�upy Godulowej! � u�wiadomi� sobie zjadliwie. Nachyli� si� do dyrektora kopalni i co� mu szepta� wskazuj�c nieznacznie na zuchwa�ego g�rnika pod stropem. Dyrektor przymru�y� oczy, kiwn�� g�ow� na znak, �e rozumie, i nachyli� si� do sztygara. Teraz jemu co� szepce, a sztygar wyjmuje s�u�bowy notes z kieszeni, przewraca kartki i szuka. Sam pan dyrektor �wieci, a jego ekscelencja hrabia von Schaffgotsch patrzy mu przez rami�. Sztygar podkre�li� nazwisko, podkre�li� imi�, dopisa� do nazwiska, co mu nakaza� dyrektor.
� A teraz, wasza ekscelencjo... � zacz�� bergrat Kuderich swym mlaszcz�cym g�osem, zwracaj�c si� do Joanny. � Teraz wasza ekscelencja pozwoli, �e dla uczczenia tak wielkiej chwili, i� odkryty pok�ad... oby rozpocz�� si� pod szcz�liwymi aspektami!... I� odkryty pok�ad jest najbogatszym pok�adem we wszystkich kopalniach waszej ekscelencji... �e ten pok�ad zabrany nieszcz�snemu Plutonowi, �eby ludzko�ci przyni�s� Prometeuszowy... eh, tego... Co chcia�em powiedzie�... �e ten pok�ad nazwiemy dostojnym imieniem waszej ekscelencji... B�dzie si� odt�d nazywa� pok�adem Joanny...
� Hoch! Hoch! Hoch!... � wrza�li wszyscy za panem bergratem Kuderichem, podnie�li lampy wysoko, a g�rnik na rusztowaniu schyli� si�. uj�� czarn� tabliczk� i j�� przybija� do kapy. Na tabliczce bieli�y si� gotyckie litery u�o�one w napis: Joanna-Fl�z.
I gdy hrabia Schaffgotsch, bergrat Kuderich, dyrektor, in�ynierowie i sztygar podchodzili do grefiny Joanny i sk�adali jej �yczenia dotykaj�c jej d�oni w niskich i przesadnych uk�onach, Joanna patrzy�a nad nimi na rusztowanie, gdzie pod stropem sta� jeszcze �w dziwny g�rnik o m�skich, buntowniczych oczach. U�miechn�� si� znowu do niej i sk�oni� g�ow�. Joanna wyczu�a w sobie wzbieraj�c� rado��.
I teraz wszyscy szwargotali i rzekomo ogromnie si� radowali, g�rnicy za� wyci�gali pokornie d�onie po talary, kt�re im roz-
27
'1
dawa� sztygar. Poda� talara i tamtemu g�rnikowi pod stropem. Musia� rami� wysoko podnie�� trzymaj�c pieni�dz w koniuszkach palc�w. G�rnik schyli� si�, podj�� pieni�dz, przez chwil� waha� si�, a nast�pnie cisn�� w rumowisko w�glowe. Z pasj�, z nienawi�ci� i wzgard�.
Joanna dostrzeg�a jego pogardliwy gest. Chcia�a jeszcze si� raz do niego u�miechn��, lecz ju� nie potrafi�a. Rado�� w niej umar�a.
Z�OTA KULA
Lj, powodu talara ci�ni�tego w rumowiska w�glowe, towarzysze kopacza Joachima Strandelli, cudzoziemskiego przybusia, Italoka, przezwanego zrozumia�ej Strz�da��, potracili g�owy, grefin� Joanna za� dosta�a spazm�w w windzie. Uciszy�a si� raptownie, gdy nachyli� si� nad ni� graf Schaffgotsch i obj�� ramieniem. Winda lecia�a pod g�r�, klekota�a, obija�a z �oskotem o d�bowe �lizgi, wicher szumia�, a Joanna uleg�a z�udzeniu, �e unosi si� w ciemnej rozwichrzonej nocy, a naoko�o czaj� si� diab�y. Ujrza�a jednego z nich!... Pod�u�na czaszka, �abie, wy�upiaste oczy, o�linione usta wykrzywione w dziwnym u�miechu!... Odtr�ci�a gwa�townie Schaffgotscha. By�aby splun�a z obrzydzenia, lecz przypomnia�a sobie na czas, �e to zbyt gminny spos�b ujawniania uczu�. Tak j� uczono we Wroc�awiu w pensjonacie. Odwr�ci�a si� tylko i pa-11 �y�a na uciekaj�ce belki ocembrowania. Ich rytmiczne przepadanie w g��b szybu ucisza�o j� stopniowo.
29
A towarzysze Strandelli krzyczeli, przepychali si� do rumowiska, roztr�cali �okciami, szukali gor�czkowo, grzebali palucha-ni w k�sach w�gla, Strandella za� siedzia� na rusztowaniu pod capa, ponury i zawzi�ty �u� jakie� przekle�stwa w swoim j�zyku ; mocowa� si� ze wspomnieniem dziwnych oczu grefiny Joanny. Urzek�y go i teraz musi o nich my�le�.
Grefina Joanna zamkn�a si� w sypialni i nie chcia�a przyj�� hrabiego Schaffgotscha
� Nie chc�!... Nie chc�!.. � wzbrania�a si�, gdy lekarz, stary Urbaintschyk, t�umaczy�, �e wp�ynie to koj�co na jej melancholi�, je�eli przyjdzie jego ekscelencja graf von Schaffgotsch.
� Przecie� wasza mi�o�� nile mo�e wzbrania�... Narzeczony waszej mi�o�ci dostanie palpitacji serca, je�eli... � t�umaczy� ogl�dnie, a w duchu radowa� si�, �e grefina taka zawzi�ta.
� Nie chc�!... � krzycza�a ju� Joanna zakrywaj�c oczy d�oni�. Doktor Urbaintschyk wzruszy� ramionami i podrepta� do okna.
Je�eli ja�nie grefina nie chce, wola pa�ska... On na jej miejscu tak�e by nie chcia�! Na stoliku pod oknem sta�y flaszeczki i flakoniki. Urbaintschyk j�� odlicza� krople, cedzi�, miesza�, po czym pachn�c� mikstur� wla� w malutki kryszta�owy kubek i przyni�s� grefinie. Joanna wypi�a z ulg�. Znowu si� ucisza�a.
� Godu, godu, godula, kaj jest moja z�oto kula... � j�a skandowa� szeptem. . -j
Zlecia� do niej dawny �wi�t wraz z anio�em z Godulowej izby. Anio� mia� ogromne skrzyd�a i prowadzi� malutk� dziewczynk� nad czarn� przepa�ci�. Przepa�� si�ga�a do ��tej ramki, a prawe skrzyd�o anio�a koniuszkiem swym tak�e dotyka�o ramki.
� Kto to jest? � zapyta�a ponurego Godul�, ..:..;>\
� To jest Anio� Str�!... ..;..';
� A ta dziewczynka?
� To ty jeste�, Joanko! ..'�.: \ ,.) Ponurego Goduli ju� nie ma, ludzie o nim zapominaj�, dzieci
ju� nie l�kaj� si� jego nazwiska. Powiadali, �e ona jest c�rk� Goduli. �mieszni ludzie!... Przecie� Godula nie m�g� by� ojcem... Zap�oni�a si� po dziewcz�cemu przy tym wspomnieniu, gdy� przypomnia�a sobie jedn� noc pe�n� zwierze�, gdy przytuli�a si� do czarnow�osej Hildegardy w pensjonatowej sypialni. Hildegarda
30
by�a du�a i ros�a. Hildegarda wiedzia�a bardzo du�o i bardzo du�o jej powiedzia�a. Nawet umia�a jej wyt�umaczy�, dlaczego Godula nie m�g� by� jej ojcem.
� Wykastrowali go jak wieprzka! � s�ysza�a Joanna w karczmie, gdy przysz�a po pijanego ojca.
Chudy karczmarz na krzywych nogach, w �miesznej magierce z czerwonym kutasikiem na g�owie, biega� po sali z w�dk� i zach�ca� do picia. Oczy jego by�y chytre, lisie, kaprawe. Zapiszcza� cienkim chichotem, lecz potem psykn��, przy�o�y� brudny palec do ust i j�� kiwa� g�ow�.
� Nic nie m�wcie o panu Goduli!... �e wykastrowany, nic was to nie obchodzi!... Gdy si� dowie, �e tak �le o nim m�wicte, b�dzie i z wami �le. Ja wam to powiadam!... To jest wielki, to jest mo�ny pan!... Co on winien, �e raubczykii z p�awniowickiego lasu tacy niedobrzy ludzie!... Ja wam co powiem! Wy nic nie wiecie, ja nic nie wdem i szal...
Hildegarda za�miewa�a si� do �ez w tamt� ksi�ycow� noc wroc�awsk�, gdy Joanka powt�rzy�a jej wszystko, co s�ysza�a. A potem przytuli�a si� do niej i d�ugo jej szepta�a o tajemniczych misteriach mi�o�ci. Jak ona dziwnie m�wi�a!... Jej s�owa by�y jak po�ar w czarnej nocy. Jej s�owa pali�y, roznieca�y ogie� w ospa�ej krwi, smaga�y jak j�zyki p�omieni.
Teraz tamte p�omienie o�y�y, zerwa�y si�, buchn�y wysoko, zas�oni�y ca�y �wiat. Po��danie mi�o�ci przemienia serce Joanny w �agiew. �agiew nieci po�ar... Ka�da my�l o tamtym dziwnym cz�owieku w pok�adzie Joanny jest p�on�c� �agwi�.
� Godu, godu, godula, Kaij jest moja z�oto kula?... Pojada przez morze, Znajda j� w komorze!...
Szeptane s�owa sypi� si� w ciszy jak szelest li�ci osiki nad wod�.
� Pojada przez morze... znajd� j� w pok�adzie Joanny!... �; uprzytomni�a sobie znienacka. Odurzy�a j� ta my�l, porazi�a nadludzkim szcz�ciem. Wychyla si� do niej smag�a twarz mocnego cz�owieka z pok�adu Joanny, rozwieraj� si� jego ramiona, przy-
31
�e a�
tchu brakuje, usta rozgniataj� jej usta,
r ��
przez chwil� mruga� oczami o grubych,
__ Nie umrze? � zapyta� szeptem.
Tchichota�. Gdzie�by tam umar�a. Biedaczysko hrabia,
SS5
�e oosiedzie prawiczk�!... No, i miliony talar�w!...
U^ntschyk pomy�la�, �e Joanna umrze, lecz J^ gdy za trzy dni hrabia b�dzie j� ca�owa� w ma��e�skiej Sosno zaJzapewnia� go, �e to nic, �e to W^ wie�cie, �e jutro, pojutrze wszystko mime, a na trzeci
JSZZL 2L ty, wy�yta pokrak, w jj^ wi�a�! - pomy�la� znowu, lecz g�o�no powiedzia� ze jego eksce Tencja mo�e by� spokojny. O tak!... Mo�e byc spokojny!
mabia SchayffgoPtsch mrugn�� wtedy P*^^* �L mu talara Jak psu ogryzion� ko��. Urbaintschyk z�apa� go w po rt r�' Potem chuchn�� na� trzykrotnie i schowa�
nie O�wiadczy�a hrabiemu po burzliwej
termin �lubu. Powsta�o st�d wielkie zamieszanie, lecz Joanna Po-
stawi�a na swoim.
Po tygodniu zjecha�a do kopalni. w
- Chce. ^baczy� sw�j pok�ad! -^rzek�a dyrektorowi. Dyrektor
sprzeciwi� s