6108

Szczegóły
Tytuł 6108
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6108 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6108 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6108 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

aleksander jurewicz prawdziwa ballada o mi�o�ci wydawnictwo znak krak�w 2002 Opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz Fot. na 1 stronie ok�adki archiwum Autora Fot. na 4 stronie ok�adki El�bieta Lempp Korekta Beata Trebel Ma�gorzata Biernacka �amanie Monika Klimowska Opieka redakcyjna Ma�gorzata Szczurek MIEJSC im. J�zefa Wybt�stego FILtA NR S 81-820 S o p o t, ul. 23 Marca 77C (c) Copyright by Aleksander Jurewicz, 2002 ISBN 83-240-0249-9 Zam�wienia: Dzia� Handlowy, 30-105 Krak�w, ul. Ko�ciuszki 37 Bezp�atna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej ksi�garni internetowej: www.znak.com.pl Dwa ciemne ptaki, jak nadpalone latawce, ko�ysa�y si� pod zm�czonym niebem i gdy na chwil� zakrywa�y je p�yn�ce na p�noc ob�oki, po lesie rozchodzi�o si� ich dalekie, przestraszone kwilenie. Na rozci�gni�tych mi�dzy ga��ziami paj�czynach zbiera�y si� kryszta�ki rosy, a mo�e zagubione �zy ptak�w. Las ju� odzywa� si� jak�� przedwieczorn� mow� - niepokoj�cymi szmerami, dr�eniem brz�z, rw�cym si� szelestem wiatru w zrudzia�ych paprociach. Kiedy ob�oki przep�yn�y, jastrz�bie wci�� tkwi�y z roz�o�onymi skrzyd�ami w tym samym miejscu, jakby zawis�y tam na wieczno��, niczym strz�p wspomnienia przyklejony na zawsze do pami�ci. A oni siedzieli po�rodku wszech�wiata, kt�rym by�a wy�cielona mchem i k�pkami wrzosu polana. A ona i on siedzieli na zacz�tku przysz�o�ci nie przeczuwaj�c jej bezmiaru, sekret�w, jakie kry�a, traconych w�tk�w i nie wiedzieli, �e jeszcze mo�na odwr�ci� si� od przeznaczenia, odej�� samotnymi �cie�kami zaro�ni�tymi dzikim zielskiem, nie zapami�tuj�c swoich imion, nie przyzwyczajaj�c si� do siebie. Zdj�� nitk� babiego lata z jej w�os�w, poczerwienionych �un� dogasaj�cego s�o�ca. Spojrza�a na niego pytaj�co i zobaczy�, �e nadal ma oczy sp�oszonej wilgi. 5 - Babie lato wpl�ta�o si� w twoje w�osy. - Chod�my ju�, bo nied�ugo zrobi si� ciemno - si�gn�a po pleciony z sosnowych korzeni koszyk z grzybami. - Posied�my jeszcze - przytrzyma� jej r�k�. - Tak dobrze jest mi przy tobie. -Wiatr robi si� coraz ch�odniejszy, chod�my. - P�jdziemy, jak odpowiesz na to, o co pyta�em. - Nie wiem, co mam powiedzie�, naprawd� nie wiem. Zabra�a d�o� z mchu pokrywaj�cego si� pierwsz� wilgoci�. Cie� sinej chmury przesun�� si� nad nimi i Micha� nie wiedzia�, czy to ona westchn�a, czy westchn�� wiatr w wierzcho�kach drzew. - Ci�gle o tobie my�l�, widz� ciebie we wszystkim, na co patrz� i co robi�, jakby czas zatrzyma� si�, odk�d ciebie zobaczy�em. - Mo�e ty co� sobie zmy�li�e�? - przeci�gn�a ga��zk� wrzosu po jego szyi. - Nie wystarcza tobie, �e widujemy si� czasami? Co wi�cej mog� zrobi�? - Wiesz, Nina... Mnie si� wydaje, �e ja dla ciebie jestem taki jak wszyscy. - Mo�e �le ci si� wydaje i niepotrzebnie zawracasz sobie g�ow�? - �atwo tak powiedzie� - spojrza� na ni�. - Czy ty uwierzysz, �e ja przy tobie zacz��em znowu marzy�, tak jak marzy�em w ma-le�ko�ci ? - Momentalnie robi mi si� smutno, kiedy tak m�wisz i nie wiem, co robi� ani co powiedzie�. My przecie� jeszcze ma�o si� znamy. -Ale ja zna�em ciebie ju� wcze�niej, zanim tutaj przyjecha�em, zanim spotka�em ciebie pierwszy raz. Zna�em ciebie z dawnych przeczu�, z niejasnych przywidze� i niezrozumia�ych podszept�w, dlatego kiedy ci� zobaczy�em... - Nie czaruj, bo powiesz za du�o i b�dziesz potem �a�owa�. - Wiedzia�em, �e gdzie� jest kto�, kogo na pewno spotkam i przy kim zaczn� inaczej �ni�. Czasami tak mocno czu�em, �e musisz gdzie� by�, �e po tej samej ziemi chodzisz, �e �wieci nam to samo s�o�ce i jednakowe gwiazdy zagl�daj� w nasze nocne okna. Teraz wiem, �e to ty sta�a� w moich oczach jak w otwartych drzwiach. Dzi�cio� na nowo rozpocz�� swoje szale�cze tarabanienie, odbijaj�ce si� nieprzyjemnym echem. Na le�nej drodze zaskrzypia�y stare osie k�, mocuj�cych si� z piaszczystymi koleinami, s�yszeli zm�czone parskanie konia i pokrzykiwania przeplatane przekle�stwami. Nina obejrza�a si� niespokojnie, ale zas�ania�y ich roz�o�yste paprocie i �ciana m�odych jode�. - Prawie rok minie od naszego przyjazdu, a musia�em ciebie spotka� dopiero wmie�cie. Jakby� �y�a schowana przede mn�. Czy to nie dziwne, powiedz? - Nic tutaj dziwnego, bo w domu prawie mnie nie by�o. Je�dzi�am po szpitalach, by�am w sanatorium w Druskiennikach, a potem u wujka, a teraz, kiedy ojca nie ma w domu, musia�am wr�ci�. �adna dziwno��, jak widzisz. - I par� dni p�niej, gdy sz�a� z naszego sklepu, a potem kto� zawo�a� ciebie po imieniu... Wtedy uwierzy�em, �e sny naprawd� si� sprawdzaj�. - Mo�e to wszystko co� znaczy, a mo�e nic nie znaczy - zamy�li�a si�. - Wi�c powiedz, czy b�dziemy ze sob� zawsze? - Czemu stale pytasz o to samo? Kto tam zgadnie, co b�dzie? - Nie zasn� do ko�ca �wiata, Promyczku, dop�ki nie odpowiesz. - Jak na mnie powiedzia�e�? - Promyczku! Tak zacz��em ciebie nazywa�, zanim us�ysza�em twoje imi�. Nie podoba ci si�? - Jeszcze nikt tak do mnie nie powiedzia�. Brzozy nagle rozb�ys�y bia�ym �wiat�em, jakby zagubiona b�yskawica z kt�rej� letniej burzy ci�gle b��dzi�a pomi�dzy drzewami albo zaiskrzy� ob�ok ocieraj�cy si� o korony drzew. Przytuli�a si� raptownie do niego i nas�uchiwali nadej�cia jakiego� grzmotu. Pachnia�a przekwitaj�cym wrzosem, grzybami skrytymi w�r�d li�ci i traw, suchymi zio�ami, wczorajszym deszczem. Po chwili zdr�twia�ej ciszy znowu us�yszeli las, kwilenie jastrz�bi, blisko�� swoich oddech�w. - Co to by�o? - szepn�a. - Pewnie nam si� przywidzia�o. - A mo�e to jaki� z�y znak? - Dlaczego od razu m�wisz, �e z�y? Przecie� niekiedy wieczorami b�yska si� na dobr� pogod�. Mog�o zab�ysn�� dla nas szcz�liw� przepowiedni�. - Szcz�cie mnie jako� ca�y czas omija, powiniene� o tym wiedzie�. -Sk�d wiesz? - Bo wiem, i ju�. - B�dzie inaczej, zobaczysz. Zrobi� wszystko, �eby� by�a szcz�liwa. Jej w�osy zaczyna�y pachnie� wieczornym ch�odem. Za�wista� niewidoczny ptak i Micha� zawt�rowa� mu gwizdni�ciem, ptak odezwa� si� znowu, ale o tonacj� wy�ej, i on odpowiedzia� tak samo. A teraz do��czy�o si� do nich �wistanie innego ptaka i przez chwil� koncertowali w tym niespodzianie stworzonym tercecie, a� ten pierwszy ptak podj�� w�asn� melodi� - lecz raptem urwa�, jakby si� rozmy�li�, i tamten drugi te� zamilk�. Micha� par� razy pr�bowa� wywo�a� ptaki gwizdaniem, ale wraca�o do niego tylko echo jego gwizdu. - Gdzie nauczy�e� si� gwizda� jak prawdziwy ptak? - Mia�em zosta� ornitologiem, jak m�j dziadek. Pewnie gdyby�my nie wyjechali... - popatrzy� na ni� i spostrzeg�a w jego oczach jaki� zamglony cie�, jakby spomi�dzy drzew nadci�ga�a mg�a i osiada�a na jego �renicach. - Wtedy do innej m�wi�by� Promyczku - za�mia�a si�. - - To niemo�liwe - gwa�townie zaprzeczy�. - Tak wida� by�o pisane, �e w�a�nie my mieli�my si� spotka�. - Mogli�my nie prze�y�, by�a przecie� wojna... I,! - Kto� widocznie chcia�, �eby�my prze�yli i spotkali si�. - Kto tam m�g� chcie�? - Jedni m�wi� na to przeznaczenie, inni nazywaj� losem, niewa�ne. Wa�ne, �e jeste� i siedzisz obok, nied�ugo przyjdzie jesie�, masz zar�owione policzki, od prawie godziny wisz� nad nami jastrz�bie i pilnuj� nas albo podpatruj�. To musia�o by� gdzie� wcze�niej u�o�one. - Czasem nie mog� poj��, co m�wisz. Jakby� z pami�ci m�wi� ksi��k�. Jeste� taki inny, Micha�, tak wszystko inaczej widzisz. Sk�d ty tak du�o wiesz? Pomi�dzy rozst�puj�cymi si� ob�okami zobaczy�a na granatowym niebie dalekie kropki gwiazd. Rozgl�da�a si� po polanie, jak gdyby chcia�a zapami�ta� j� w ka�dym szczeg�le, ka�d� brzoz� i sosenk� na jej skraju, fioletowe po�acie wrzosu, roz�o�yste wysepki �arnowca i wachlarze przero�ni�tych paproci, chocia� nie wiedzia�a, czy chce zapami�ta�, czy szuka potwierdzenia, �e to nie przywidzenie ten szeleszcz�cy las, pachn�cy nagrzanym igliwiem, cisza po zamilk�ych ptakach i ten zamy�lony ch�opak siedz�cy z �ody�k� trawy w ustach. A on w tym momencie, jakby zgaduj�c jej my�li, uni�s� si� z mchu i niespodziewanie kl�kn�� przed ni� na jedno kolano, k�ad�c swoj� d�o� na sercu. - Co teraz poka�esz? - za�mia�a si�, wstaj�c i wyci�gaj�c do niego r�ce. - Zosta� tylko dla mnie, b�d� tylko ze mn�, Nina - pochyli� przed ni� g�ow�. - Uwierz, �e jeste�my sobie przeznaczeni... - Przesta� si� wydurnia� i wstawaj, m�wi� po dobroci! - B�d� ze mn� - powt�rzy� za g�o�no, a� zadudni�o echo -a zaprowadz� ciebie do ca�kiem nowego �wiata, naucz� innego �ycia. Chc� �eby� by�a szcz�liwa, tylko powiedz albo chocia� przytaknij. - Wsta�! - schyli�a si� po koszyk. - S�ysza�e�, co powiedzia�am? Stan�� przed ni�, nadal jednak trzymaj�c r�k� na lewej piersi. Spostrzeg�a, �e oczy mu pociemnia�y i upodobni�y si� do wieczornego nieba. - Ja m�wi� naprawd� tylko to, co czuj�, niczego nie zmy�lam, Ninka. - Kr�ci mi si� w g�owie i nie mog� dogoni� swoich my�li, za du�o wszystkiego naraz. Polana zaci�ga�a si� po�wiat� zachodz�cego s�o�ca, s�cz�c� si� pomi�dzy drzewami. Teraz wyra�nie s�ycha� by�o przejmuj�ce odg�osy podobne do ch�ralnego j�czenia. Na jej policzek ci�gle opada� poskr�cany kosmyk w�os�w. Patrzyli na siebie, jakby ze swoich oczu potrafili odczyta� wszystko, co skrywane jest za s�owami i my�lami, jakby chcieli podzieli� si� otuch� i ochroni� przed niepewno�ci� lub przenikn�� w �rodek niesko�czono�ci. - Nie, prosz�, nie dotykaj mnie - poprosi�a nie�mia�o, ale nie zdj�a jego r�ki ze swego ramienia. - Pos�uchaj, Ninka... - Ju� nie m�w, zostaw co� na potem. Wyprowad� mnie z tej polany. - Zaczekaj! - dotkn�a jego r�ki, kiedy stan�li na skraju lasu. - Nie wracajmy razem, tak b�dzie lepiej. Jest taka piosenka, kt�rej na pewno nie znasz: Ty p�jdziesz g�r�, a ja dolin�... Nic nie powiedzia� zapatrzony w ��ki, gdzie, jakby wabione przez gasn�ce s�o�ce, z rozpostartymi skrzyd�ami i wibruj�cym w powietrzu j�kliwym dzwonieniem przemieszcza�o si� stado szarych, d�ugonogich ptak�w. - Przecie� to �urawie! Widzisz? To ich krzyk s�yszeli�my na polanie. 10 - Sk�d si� ich a� tyle nazlatywa�o? Pierwszy raz co� takiego widz�. - Rano mo�e ich ju� tutaj nie b�dzie. - Pomy�l, Micha�, jaki wiecz�r dzisiaj dziwny - s�o�ce nie chce zachodzi�, brzozy rozb�yskuj� jak�� niewiadom� przepowiedni�, do tego jeszcze jastrz�bie ca�y czas nas nie odst�puj�. M�wi� ci, to na pewno co� znaczy. - Nie b�j si�, to nic nie musi znaczy�. - Jeste� pewny? - Sam ju� nie wiem. - Ale czemu �urawie tak id� za s�o�cem? - One ta�cuj�, przypatrz si�. Ta�cuj� na po�egnanie lata. - M�wisz, �e ta�cuj�? Znowu co� zmy�lasz. - A ty pewnie spodziewasz si� - przyci�gn�� j� do siebie - �e to nast�pny niedobry znak. A� taka jeste� zabobonna? Od rzeki nios�o si� kumkanie �ab. Senny las za ich plecami szumia� coraz niespokojniej i ju� nieodwo�alnie nadchodzi�a noc, zapowiadana gor�czkowym wo�aniem �urawi. W zakamarkach ciemniej�cej doliny w oknach migota�y �wiat�a, podobne do �wi�toja�skich robaczk�w, jasny dym z komin�w szed� prosto do nieba. Tutaj by� przyl�dek ich wieczno�ci lub tylko kilku kr�tkich chwil w wieczno�ci, do kt�rego przyp�yn�li na cz�nach losu albo przypadku. Tutaj poznaj� smak bezradnej samotno�ci i nie daj�cego si� ugasi� pragnienia. To tutaj poczuj� pio�unow� gorycz czekania i zdwojone bicie serca, jakby odezwa�y si� wszystkie zatopione dzwony �wiata. Tutaj naucz� si� odgadywa� z dr�enia powietrza albo li�ci na drzewach swoje my�li i marzenia. B�d� patrze� w chmury i w gwiazdy i zobacz�, �e inaczej wygl�daj� chmury i �e gwiazdy o czym� szepc�, kiedy patrzy si� na nie we dwoje. Tylko dla nich b�d� zmienia�y si� pory roku, zakwitnie czeremcha, spadnie �nieg, dojrzej� jab�ka w jesiennych sadach i gwiazdy b�d� si� odrywa�y z nieba, pod ich stopami przebudz� si� poro�ni�te tata- 11 rakiem zasypane �r�d�a. B�d� czekali na siebie, b�d� szli ku sobie, b�d� stawali si� jednym cia�em i takimi zostan� w pami�ci tutejszych kamieni, drzew i chru�cianych p�ot�w. To tutaj zobaczyli si� w b�ysku jakiego� magicznego spojrzenia i co� nie pozwoli�o im ju� odwr�ci� od siebie oczu. Kto�, kogo dot�d w ich �yciu nie by�o, b�dzie pojawia� si� w snach i przywidzeniach. Czyje� imi� stanie si� odt�d naj�wi�tszym s�owem, jakby wypalonym wiekuistym znamieniem. W tej dolinie, kt�r� otula w�a�nie nocny mrok, niby ci�ki �a�obny ca�un, zacznie si� ich nieznana droga, kt�ra nie wiadomo gdzie ani jak si� urywa. Jeszcze stoj� na pocz�tku losu, nie wiedz�c, co kiedy� z nimi b�dzie. Jeszcze s�ycha� �urawie otrzepuj�ce skrzyd�a z wieczornej rosy, a z drugiej strony horyzontu zaczyna budzi� si� ksi�yc. Odgarn�� z jej w�os�w wiatr. - Za�piewaj, Ninka, chc� jeszcze raz us�ysze� twoj� piosenk�. - Ty p�jdziesz g�r�, ty p�jdziesz g�r�, a ja dolin�... - Kiedy si� zobaczymy? - Ty zakwitniesz r�, ty zakwitniesz r�, a ja kalin�... ��> - Powiedz, musz� wiedzie�. .> - B�d� cierpliwy, mamy przecie� przed sob� du�o czasu. ;� - Tak si� tobie tylko zdaje, �e du�o. - Postaram ci si� nied�ugo przy�ni�. Mo�e jeszcze dzisiejszej nocy. Poczu� nagle na policzku kr�tki dotyk jej ch�odnych warg i nim zd��y� co� powiedzie�, ona ju� bieg�a zamglon� ��k�. Na pobiela�ej trawie zosta�a za ni� ciemna smuga, szybko pokrywaj�ca si� now� mg�� i w ksi�ycowym �wietle migota� jej ��ty sweter. Musia�a ju� chyba przebiega� obok wierzby wisielc�w, rozdartej tego lata przez piorun. Dotkn�� ostro�nie policzka i odnalaz� zostawiony przez ni� ch�odny �lad. W wiosce rozszczeka�y si� psy. "Ju� pewnie dobiegasz do pierwszych sad�w - powiedzia� do siebie. - Co b�dzie z nami dalej? Bo przecie� co� si� musi z na- 12 mi sta�. Zakocha�em si� w tobie naprawd�, niczego sobie nie wymy�li�em ani nie wm�wi�em. Jestem pewien, �e tak wygl�da zakochanie. Przecie� bez my�li o tobie nie mog� zrobi� ani jednego kroku, poza tob� nie ma dla mnie �wiata. Nie chce mi si� wierzy�, �e mog�em do tej pory �y� nie znaj�c ciebie. Ja chyba przedtem nie �y�em albo nie wiedzia�em, �e �yj�. Dopiero wtedy na rynku, kiedy przesz�a� obok mnie, otworzy�y mi si� oczy na �wiat. Co b�dzie jutro i co zrobi�, je�li nie b�dzie chcia�a si� ze mn� spotyka�?" Potem jeszcze przyszed� pod jej dom i zas�oni�ty krzakiem ja�minu, patrzy� w puste okna. "A mo�e nie przyszed�em us�ysze�, co ona mi odpowie - szepn�� do u�pionego krzaka. - Przyszed�em upewni� si�, �e jest na �wiecie taki dom, a w tym domu mieszka dziewczyna, w kt�rej zakocha�em si� pierwszy raz w �yciu". Z ko�cielnej dzwonnicy zerwa�a si� przebudzona sowa i us�ysza� nad sob� �opot jej skrzyde�, rozgarniaj�cych ciemno��. Odchodz�c, odwr�ci� si� jeszcze, jakby o czym� sobie przypomnia�, i by� pewny, �e jednak co� ��tego mign�o w oddalaj�cym si� oknie. Nie dawa�y jej zasn�� �piewy nios�ce si� z s�siedniego domu, gdzie czuwano przy umar�ym organi�cie Romejce. Do �a�obnego zawodzenia, niczym cmentarne p�aczki, do��czy�y si� wrony, kt�re ju� przed wieczorem zacz�y zlatywa� si� z pobliskich okolic i obsiada�y dookolne drzewa, p�oty i dachy. S�ysza�a dr��ce g�osy kobiet, jakby �al p�ka� na ich wargach i wysokie g�osy m�skie, kt�rych d�wi�k d�ugo jeszcze wibrowa� w powietrzu, zlewaj�c si� z pocz�tkiem nowego psalmu. Nikt twego g�osu nie przyt�umi, �miechu nie zagasi, oczu nie dojrzy... - s�ysza�, le��c po�rodku sto�owego pokoju, zamar�y w zas�uchaniu organista z zastyg�� na policzku kruszyn� �zy albo stearyny, a wok� niego roztacza� si� 13 zapach po�o�onych pod katafalkiem ga��zi ja�owca, p�on�cych gromnic i octu, kt�rym namaszczono go po �mierci. W sadzie wiatr szamota� si� ze strachem na wr�ble, �opocz�c pustymi r�kawami znoszonej marynarki, str�ca� dojrza�e anton�w-ki, twarde renety, resztki pop�kanych �liwek i jakim� obcym �kaniem zaskucza� w kominie. Ws�uchiwa�a si� w �agodny oddech m�odszej siostry, �pi�cej przy drugiej �cianie, jakby chcia�a z�apa� dla siebie chocia� troch� jej spokojnego snu. Cichy b�l tli� si� nieustannie i rozchodzi� po ca�ym ciele. Nie pomog�o natarcie terpentyn� i skropienie �wi�con� wod� przez matk�, zanim wysz�a do Romejk�w, nie pomog�y zakl�cia, kt�rych w male�ko�ci nauczy�a si� od babci Adelki. "Akurat odpowiednia dzi� noc, �eby odechcia�o si� �y� - zaj�cza�a do sufitu, jakby mia�a nadziej�, �e jej bezsenna skarga nie zatrzyma si� na poszyciu dachu, tylko poniesie si� gdzie� wy�ej. - Ju� prawie dobrze by�o ze mn� i teraz, kiedy szkoda ka�dego dnia na chorowanie, chyba zaczyna si� z powrotem niedobrze. Nie tylko dnia mnie szkoda, ale ka�dej jednej chwili, bo poczu�am, �e w �yciu mo�e by� jeszcze inaczej". Przypomnia�o jej si� dziwne spojrzenie mijanej przed po�udniem na drodze kobiety. Mia�a takie przestraszone oczy, kt�rymi na ni� gwa�townie spojrza�a i zdawa�o si�, �e chce si� zatrzyma� i co� powiedzie� lub przed czym� ostrzec, a mo�e wykrzycze� jak�� d�ugo t�umion� z�o�� lub rzuci� na ni� przekle�stwo. "Musia�a mnie chyba z kim� pomyli� - pomy�la�a w pop�ochu. - Nie wygl�da�a na zab��kan� tutaj pierwszy raz Cygank�, cho� g�ow� mia�a okryt� jak�� nietutejsz� chust�. Mo�e to z jej oczu przeni�s� si� na mnie urok, kt�ry by� przeznaczony dla kogo� innego, ale przed wieczorem poczu�am nagle zimn� gor�co�� i bole�ci w plecach. Ju� chyba widzia�am czyje� podobne oczy, tylko nie wiem, gdzie i kiedy to by�o". �a�obne �piewy po nieboszczyku na chwil� ucich�y, lecz wrony wci�� nie przestawa�y kraka�. Widzia�a zastyg�ego na parapecie 14 kota, wypatruj�cego czego� w ciemno�ci. S�ysza�a opadaj�ce w sadzie jab�ka, cho� mo�e to nie jab�ka, ale czyje� chy�kiem skradaj�ce si� kroki? Poczu�a ��kliwe mrowienie rozchodz�ce si� po spoconej sk�rze. Pomy�la�a, �e pewnie dusza organisty w�druje teraz przez wiosk�, �egnaj�c si� ze znajomymi miejscami przed odej�ciem st�d na zawsze w niewidzialn� wieczno��, kt�ra podobno gdzie� jest. Mo�e w�a�nie odchodzi z naszego sadu, kieruj�c si� do nast�pnych s�siad�w i to nie wiatr, tylko duch organisty potrz�sn�� na po�egnanie r�kawami stracha na wr�ble, przebudzi� psa, kt�ry teraz co jaki� czas zaczyna przera�liwie skowycze�, zachrypia� dogasaj�cym g�osem w kominie - i tylko kot widzi rzucon� na odchodnym po�wiat� jego cienia. I by�a pewna, �e kr�tkim, �a�osnym szlochem odezwa�y si� organy w ko�ciele. Zegar za �cian� zachrobota�, chc�c wydzwoni� kt�r�� nocn� por�, ale przed kilkoma miesi�cami co� zaci�o si� w jego mechanizmie i tylko co godzin� d�awi� si�, jakby przemijanie czasu nie by�o ju� dla niego wa�ne... my jeszcze idziemy; trzeba ci spocz�� po sko�czonym biegu, lecz znowu wstaniesz, bo� tu na noclegu... - �a�obny �piew usi�owa� zag�uszy� ch�r niezmordowanych ptak�w. Dlaczego akurat w tym momencie, kiedy w �a�obie by�y gwiazdy na niebie, a ksi�yc �wieci� zmatowia�ym blaskiem, kiedy gdzie� w pobli�u samotnie kr��y�a dusza Romejki, przedzieraj�c si� przez s�kate p�oty, wpl�tuj�c si� w sczernia�e, niewidoczne agresty i oganiaj�c si� od ps�w spuszczonych na noc z �a�cuch�w, przypomnia� jej si� sierpniowy dzie�, a raczej odezwa�a si� t�sknota za Micha�em, kt�rego nie widzia�a ju� od dw�ch dni, bo pojecha� z mierniczymi obmierza� pola? By� mo�e dochodz�cy z kuchni zapach susz�cych si� grzyb�w, kt�re niedawno razem zbierali, przywo�a� pragnienie innego �wiat�a, w cieplejsze g�osy chcia�a si� wtuli�. Coraz cz�ciej gubi�y jej si� my�li, kaleczy�a si� ig�� przy cerowaniu, nios�c wod� ze studni przystawa�a na podw�rku w oczekiwaniu, czy kto� jej nie zawo�a, a spadaj�ce z klon�w li�cie topi�y si� w wiadrach. 15 W tamt� niedziel� pierwszy raz spotkali si� w um�wionym miejscu za wiosk�. Teraz z czu�o�ci� u�miechn�a si�, przypomniawszy sobie, jak Micha� rumieni�c si� i usi�uj�c dobra� w�a�ciwe s�owa, poprosi� j� o spotkanie przy jesionach, co pozosta�y po przedwojennej alejce. Dotarli nad rzek� i szli jej brzegiem onie�mieleni, niewiele m�wi�c do siebie; j� piek�y stopy w nowych sanda�ach i st�pa�a obok niego jak po p�on�cej trawie. Doszli do zakola rzeki p�yn�cej w letnim rozleniwieniu w stron� Litwy. W rozgrzanym powietrzu unosi� si� cierpki zapach tataraku. Przybrze�ne olchy rzuca�y cie�, w kt�rym schronili si� przed rozgrzanym do bia�o�ci s�o�cem. Wa�ka sfrun�a na wysmuk�y dziki koper i zrudzia�a �odyga zamieni�a si� w �wie�o rozkwit�y kwiat. W trawach cich�o cykanie polnych �wierszczy. �ci�gn�a z n�g sanda�y i zesz�a do wody ostudzi� obola�e stopy. Wpatrywa�a si� w �agodnie faluj�ce odbicia wierzcho�k�w drzew. Ci�gle nie mog�a pozby� si� jakiego� onie�mielenia czy wstydliwo�ci, jakie j� ogarn�y, gdy k�ad�a r�k� na klamce, wychodz�c z domu i pomy�la�a wtedy, �e mo�e jednak powinna zawr�ci�. Poczu�a gorzki zapach machorki. - O czym my�la�a�, kiedy tak d�ugo sta�a� w wodzie? - spyta�, kiedy usiad�a przy nim na trawie. - Ch�odzi�am tylko nogi, nic wi�cej. - Pewnie �a�owa�a�, �e zgodzi�a� si� ze mn� spotka�. - Potrafisz czyta� cudze my�li? - Zda�o mi si�, �e jeszcze chwila, a zaczniesz odchodzi� przez rzek�. Tutaj musi by� chyba g��boko. Spostrzeg�a, �e ma kolana podrapane od zrywania agrestu i zakry�a je wstydliwie. - Co pomy�la�e�, kiedy ja bez zastanowienia zgodzi�am si� na spotkanie? - Bardzo mi si� podobasz. Od pierwszego razu mi si� spodoba�a�. Tylko zawsze brakowa�o mi �mia�o�ci. - A gdybym si� nie zgodzi�a? 16 � -To pr�bowa�bym bez ko�ca - za�mia� si�. - Nie odczepi�bym si� od ciebie tak �atwo. - Nie lubi� tej rzeki. Zbyt wiele w niej pop�yn�o cierpienia. M�wi�, �e du�o si� w niej potopi�o i partyzant�w, i �o�nierzy, i koni... - M�j ojciec opowiada�, �e widzia� podczas wojny jedn� rzek� ca�� czerwon� od krwi. - Nie mo�emy m�wi� o czym� weselszym? Nie by�e� wczoraj na wieczorynce? Bo ciebie nie widzia�am. - Mo�e nie chcia�a� mnie widzie�, to i nie zobaczy�a�. - Czy my�lisz, �e nie b�dzie burzy? )a tak boj� si� grzmot�w. ! - W zesz�y pi�tek w Lidzie od pioruna zapali� si� dom za browarem. - Nie mo�e by�! - Mog� si� pobo�y�, jak nie wierzysz. Na w�asne oczy widzia�em. - To pobo� si�! - Nie wierzysz? - Ale� wierz�, wierz� - roze�mia�a si�. - Chc� tylko us�ysze�, jak si� bo�ysz. - A co ty takiego chcesz us�ysze�? - jego twarz nagle skamienia�a, dostrzeg�a jaki� z�y b�ysk w jego niebieskich oczach. - Chc� tylko zobaczy�, jak ty si� bo�ysz. Czy powiedzia�am co� nie tak? - u�miechn�a si� do niego przepraszaj�co. - Ty przecie� nie chodzisz do ko�cio�a... - My mamy sw�j ko�ci� i tobie nic do tego! - �achn�� si� i dr��cymi palcami zacz�� skr�ca� nowego papierosa. -No, nie denerwuj si�, ja nic z�ego... - pog�adzi�a ko�cami palc�w jego wilgotn� koszul�. - Ja tylko s�ysza�am, �e wy inne... - Kacapy!? - przerwa� jej gwa�townie, podnosz�c si� z trawy. Przestraszy�a si� jego nagle pociemnia�ych oczu, podobnych do chmur nios�cych burz�, z gro�nymi iskrami w ich k�cikach. - Mnie to nie przeszkadza, Micha�. 17 -Ty my�lisz, �e my chcieli�my jecha� tutaj? Takie �ycie. M�j ojciec... Matka do tej pory nie pogodzi�a si�, �e wyjechali�my z Saratowa. - Twojej matki chyba jeszcze nigdy nie widzia�am. - Ca�ymi dniami siedzi w domu, puszcza stare p�yty, stawia karty i popijaj�c krople nasercowe czeka, kiedy wr�cimy nad Wo�g�. - Potrafi wr�y� z kart? - Kto tam wie, co ona widzi patrz�c na roz�o�one karty -usiad� znowu na trawie. �rodkiem rzeki p�yn�� zeschni�ty konar, nad kt�rym kr��y�o k��bowisko czarnych much. Nina z odraz� pomy�la�a, �e to wcale nie ga���, ale r�ka topielca, kt�rego rzeczne nurty wlok� od ko�ca wiosny. Odwr�ci�a si� ku niebu i patrzy�a, jak w�druj�ca wysoko po nim bia�a kreska rozcina je na dwie nier�wne cz�ci. W sp�owia�ych szuwarach zaszczebiota� jaki� ptak. Wtedy dopiero poczu�a na sobie spojrzenie Micha�a, wpatruj�cego si� w ni� od d�u�szej chwili. Znowu zawstydzi�a si� swoich skalecze� od krzak�w agrestu i obci�gn�a ni�ej podwini�t� sukienk�. - Czemu tak patrzysz na mnie? Teraz ty powiedz, o czym my�lisz. - Czy masz, Nina, jakiego� kawalera? - odezwa� si� po kr�tkim milczeniu. Zauwa�y�a, �e ma d�ugie palce, kiedy obj�� przegub jej r�ki. Poczu�a nagle ciep�e mrowienie rozchodz�ce si� od jego dotkni�cia. - Powiedz, masz kogo�? - spyta� �ciszonym g�osem, jak gdyby ba� si� jej odpowiedzi. - Sam zgadnij, kiedy� taki ciekawski - zdj�a ostro�nie jego palce, jakby nie chcia�a ich po�ama�, takie wydawa�y si� delikatne. - Po mojemu, to nie masz - spojrza� na ni� niepewnie, chc�c jak najpr�dzej uzyska� od niej potwierdzenie. - Rozpytywa�em o ciebie u ch�opak�w. 18 - A je�eli nie mam, to co? - To ja z tob� b�d�. - A je�eli gdzie� mam, to wtedy co zrobisz? - Wtedy poczekam. Nawet gdybym mia� czeka� bardzo d�ugo. - Zawsze jeste� taki wszystkiego pewny? - odrzuci�a z policzka kosmyk w�os�w. Nic nie odpowiedzia�, tylko podni�s� si� z trawy i powoli zacz�� i�� ku brzegowi. Dopiero gdy doszed� do olchy, odwr�ci� si� do niej z jakim� dziwnym, zagadkowym u�miechem. - Chod�my ju� st�d! Zreszt�, jak chcesz, to sobie zosta�. Ja id�! - zacz�a wk�ada� sanda�y. - Zaczekaj, Nina! Co� zamy�li�em, ale nie mo�esz mi w tym przeszkodzi� - zawo�a� do niej. - Tylko musisz tutaj koniecznie podej��. -I co takiego zamy�li�e�? M�w pr�dko, bo musz� i�� - powiedzia�a zniecierpliwiona. -Pos�uchaj! Wskocz� do wody na dwie minuty i je�li przez ten czas nie wy�owi� �adnego skarbu, to przegra�em. A je�eli co� znajd� na dnie, to... - Zak�adasz si� o mnie z rzek�? - zdumia�a si�. - Tylko dwie minuty i wszystko b�dziemy wiedzieli. i - Mo�e najpierw mnie trzeba by�o o to zapyta�? �i - �a�ujesz dw�ch minut? Przecie� i tak zrobisz jak zechcesz. - Ty chyba nie�le zdurnia�e�! Nie r�b tego! Ty my�lisz, �e sw�j los mo�na wy�owi� jak ryb� albo jak kamyk schowany na dnie? - Zobaczysz, doliczysz do stu dwudziestu i b�d� z powrotem na brzegu. I jeszcze nie zd��y�y si� wyg�adzi� kr�gi na wodzie, a ona dopiero doliczy�a do dziewi��dziesi�ciu pi�ciu, gdy Micha� wyp�yn�� blisko szuwar�w, p�osz�c stadko dzikich kaczek, kt�re poderwa�y si� i z przera�onym kwakaniem kr��y�y nad trzcinami. P�yn�� na plecach, zlew� r�k� uniesion� nad wod�. Jego jasne w�osy 19 zlewa�y si� z ciemnobrunatn� barw� wody rzeki. Z trudem powstrzymywa�a md�o�ci, ogarniaj�ce j� na przypomnienie przep�ywaj�cego nie tak dawno w tym samym miejscu topielca, kt�ry jedn� r�k� sterowa� swoim martwym cia�em, �eby p�yn�o jak najdalej od brzegu i nie zapl�ta�o si� w ukrytej pod wod� g�stwinie korzeni. Sta� na brzegu wdychaj�c �apczywie rozgrzane powietrze, w postrz�pionym wianku z wodorost�w we w�osach, w ociekaj�cych wod�, zab�oconych mu�em spodniach i koszuli. W jego znowu chabrowych oczach igra�y figlarne b�yski. - Przecie� mog�e� si� utopi�! - podesz�a do niego i �ci�gn�a z w�os�w o�liz�e nitki wodorost�w. - Wi�cej nigdy si� z tob� nie um�wi�, zapami�taj sobie. - Tylko popatrz! - wyci�gn�� ku niej otwart� d�o�, na kt�rej po�r�d mokrego piasku perli� si� niewielki sznur szklanych korali, z kt�rych woda prawie zupe�nie wyp�uka�a dawny niebieski kolor. -Jakby czeka�y na dnie, �ebym je w�a�nie dzisiaj dla ciebie wy�owi�. - Chyba mia�e� wcze�niej schowane w kieszeni - za�mia�a si�, odsuwaj�c jego r�k�. Patrzy�a na szklane paciorki, podobne do ki�ci wilgotnych winogron i pomy�la�a, sk�d mog�y si� tutaj wzi�� i ile czasu le�a�y w piasku na dnie. Mo�e zerwa�y si� z szyi jakiej� kobiety, kt�ra kiedy� w nurcie rzeki pr�bowa�a odnale�� utracon� mi�o�� albo chcia�a, �eby rzeka ukoi�a jej niegasn�ce cierpienie i bezgraniczn� rozpacz, obmy�a z d�ugiego smutku i otuli�a w bezsennej samotno�ci. - We�, s� dla ciebie - przysun�� d�o� pokryt� suchym ju� piaskiem. - Nie, ja ich nie wezm�. Wrzu� je z powrotem, gdzie by�y. Tam jest ich miejsce. - Jednak prawd� m�wi�, �e w tej rzece pe�no tajemnic i skarb�w. -Ale ja i tak nigdy jej nie polubi�. 20 i - Dlaczego jej nie polubisz? - Wiesz, trzeba ju� wraca�. Czuj� zapach odleg�ej burzy, kt�ra nadejdzie tutaj jeszcze przed zachodem s�o�ca. - A co zrobimy z koralami? Przecie� za�o�y�em si� o co� -zrobi� min� skrzywdzonego dziecka. - One nie wygl�daj� na korale szcz�cia - popatrzy�a mu w oczy. - Nikt w szcz�ciu nie rzuca do rzeki korali. Jaki� z�y ch��d od nich idzie, mieni� si� czyim� nieszcz�ciem. Lepiej by�o ich nie rusza�. -To we� chocia� jeden paciorek - usi�owa� je rozerwa�. - Daj, ja to zrobi�. Wzi�a od niego wyblak�e z nieznanej pradawno�ci korale i z ca�ej si�y odrzuci�a je w rzek�. Us�yszeli ledwo dos�yszalny cichy plusk, niby trzepot przezroczystych skrzyde� odfruwaj�cej wa�ki. Stali w milczeniu, wpatrzeni w zakole rzeki, gdzie utopi�y si� korale i z niespokojnym zadziwieniem nas�uchiwali przybli�aj�cych si� odg�os�w, jakby kt�ra� z nadbrze�nych olszyn p�ka�a w �rodku od s�onecznego �aru. - M�wi�am ci, �e wy�owi�e� nie korale, ale nieszcz�cie - powiedzia�a z wyrzutem, niespokojnie ws�uchuj�c si� w nieznane, skrzypi�ce d�wi�ki. - Co to mo�e by�? Zaczyna bra� mnie strach. - Ale wygra�em zak�ad, to dla mnie najwa�niejsze - zbli�y� si� do niej. - Nie b�j si�, Ninka, to chyba idzie burza, kt�r� przepowiedzia�a�. - Nie, to odg�os czego� innego i on si� coraz bardziej zbli�a. - To teraz mi powiedz, czy b�dziesz ze mn�. Nie wyp�yn��em przecie� z rzeki z pustymi r�kami. Oboje odwr�cili si� jednocze�nie i na �cie�ce prowadz�cej na wzg�rze zobaczyli jad�cego rowerem m�czyzn�. Wolno, z widocznym mozo�em, wje�d�a� na wypalone s�o�cem, poro�ni�te rzadkimi k�pami ��tego �arnowca wzniesienie. W skwarnej ciszy turkot jego roweru ni�s� si� jak trzaskanie suchych piorun�w. 21 M�czyzna zsiad� z roweru i rozgl�da� si� doko�a. Podni�s� do czo�a d�o�, przys�aniaj�c oczy przed s�o�cem i patrzy�, jakby kogo� wypatrywa� na drugim brzegu rzeki. - To chyba jaki� nietutejszy - odezwa� si� Micha�. - Pewnie drog� pomyli� i zaraz przyjdzie zapyta�. - Mo�e wyszed� komu� na spotkanie? - Czy ty nie widzisz, �e on patrzy tylko na nas? Ca�y czas tutaj patrzy - chwyci�a si� jego r�ki i poczu� jej dr��ce palce. - Zobacz, �e on patrzy na drugi brzeg. Co jemu do nas? Mo�emy mu tylko drog� podpowiedzie�. - Poczu�am wok� siebie jakie� dziwne zimno. - To od mojego przemoczonego ubrania. - Jak us�ysza�am odg�os jego roweru, to przeszed� mnie jaki� gorzki strach. - B�otnik przy swoim rowerze ma naderwany i st�d ten nieprzyjemny ha�as. On pob��dzi�, i tyle. - Ju� przesta� patrzy� - powiedzia�a z ulg�. - Tak, on chyba pob��dzi�. Teraz, gdy s�o�ce schodzi�o coraz ni�ej ku rzece, m�czyzna z rowerem przypomina� omsza�y g�az, wy�aniaj�cy si� ze �rodka wzg�rza. Nadal jednak rozgl�da� si� niecierpliwie, jakby nie tego horyzontu szuka�, nie nad t� rzek� trafi�, jakby naprawd� nie wiedzia� gdzie jest. - Pos�uchaj mnie, Nina - dotkn�� nie�mia�o jej ramienia. -Wiesz, ja chcia�bym... Za oknem rozleg� si� wyra�ny szelest, jakby kto� sypn�� w szyb� garstewk� piasku lub suchych li�ci. Ockn�a si� ze wspomnie�, kt�re wydawa�y jej si� tak odleg�e, chocia� to by�o przecie� nie tak dawno. �a�obne �piewy nios�y si� przyt�umione, zm�czone d�ugim lamentowaniem i wrony ju� wycisza�y si� i zapada�y w sen. Tylko Benia rozjazgota� si� przy p�ocie ko�o ja�minu, jakby kto� obcy kr�ci� si� w pobli�u, a mo�e duch organisty zaczepi� 22 si� na p�ocie i nie m�g� si� wyswobodzi�. Szelest za oknem powt�rzy� si� i zda�o jej si�, �e kto� przywo�uje j� szeptem, a po chwili wraz z wo�aniem swego imienia s�ysza�a delikatne stukanie w okienny parapet. Ostro�nie, na palcach, �eby nie przebudzi� �pi�cej siostry, kt�ra akurat co� zamrucza�a przez sen, podesz�a do okna i w nag�ym b�ysku zapalonej zapa�ki zobaczy�a u�miechni�t� twarz Micha�a. Nast�pn� p�on�c� zapa�k� przystawi� do szyby, �eby o�wietli� jej twarz. Zapa�ka zaraz zgas�a, ale oni ju� widzieli siebie w ciemno�ci. Zaraz, jakby specjalnie dla nich, zza ci�kich chmur wychyli� si� r�bek ksi�yca. Micha� co� do niej m�wi�, ale nie mog�a tego us�ysze� ani odczyta� z jego warg. Zacz�� co� pisa� palcem po szybie, lecz nie potrafi�a tego zrozumie�. Bezradnie przy�o�y�a d�o� do ch�odnego szk�a i on te� przy�o�y� swoj� d�o�. Tak stali w�r�d nocy, po�r�d szczekania psa i trzaskania spadaj�cych jab�ek. Widzia�a cienie �pi�cych wron i przez szyb� czu�a pulsowanie jego krwi. Jeszcze nigdy dot�d nie czu�a, �e bicie serca mo�e by� tak �agodne, �e mo�e zamienia� zimne deski pod�ogi w nas�onecznion� ��k�, �e mo�e uspokaja� b�l i ucisza� wiatr. Dotykaj�c si� d�o�mi, jak gdyby nie by�o pomi�dzy nimi okna, stali zastygni�ci w kr�tkiej niesko�czono�ci, w pocz�tku przysz�ych wspomnie�. Tu� obok nich, za nast�pnym p�otem, �piewano nieboszczykowi ostatnie po�egnalne pie�ni. Szyba zaci�ga�a si� mgie�k� ich spragnionych blisko�ci oddech�w, wi�c ocierali j� pr�dko, �eby nie traci� siebie z oczu. Ksi�yc nie zabiera� im swojego �wiat�a. Nina odj�a d�o� i ustami dotkn�a jego d�oni, a po chwili on zrobi� to samo. Do ko�ca nocy by�o jeszcze daleko. Male�ki, mo�e pi�cioletni ch�opczyk biega� po podw�rku i ze �piewnym szczebiotem wo�a�: Ej, wy husi, daswidanija, prilietaj-cie k nam apia�..., a wiatr powiewa� ko�nierzykiem jego marynar- 23 skiego ubranka, jakby chcia� mu pom�c wzlecie� pod niebo i do��czy� do klucza przelatuj�cych dzikich g�si. Nina nie rozpoznawa�a tego podw�rka; wyda�o jej si� zrazu, �e to ich podw�rko, ale kiedy zacz�a uwa�niej wpatrywa� si� w zawilgocone okno, nie poznawa�a widoku rozci�gaj�cego si� przed jej oczyma, a mokn�cy na p�ocie lniany obrus, z kt�rego �cieka�y stru�ki rdzawego deszczu, na pewno nie by� ich obrusem. Nie by�o te� pomi�dzy oknami, przez kt�re patrzy�a za czyim� cudzym ch�opczykiem, obrazu Ostrobramskiej. I studnia te� wygl�da�a na obc�. A dzikie g�si, zwabione �piewem ch�opczyka, zawr�ci�y spod ob�ok�w i kr��y�y nad podw�rkiem. "Czyj jest ten p�owow�osy ch�opczyk i sk�d si� wzi�� na tym podw�rku, albo tylko w moich oczach? Jakbym ju� kiedy� go widzia�a na jakiej� fotografii, albo dopiero uka�e mi si� w nieznanej przysz�o�ci, a mo�e nigdy wi�cej go nie zobacz�?" Gdzie� nagle znikn�� z widoku i s�ysza�a tylko jego �piewanie, kt�re raptem zacz�o zamienia� si� w przejmuj�cy p�acz. Chcia�a wybiec z pokoju i odnale�� p�acz�cego, �eby go utuli� albo chocia� otrze� mu �zy, ale nie mog�a uczyni� kroku po grz�skiej pod�odze, kt�ra zapada�a si� pod jej stopami. Okna zaci�gn�y si� czarn� sadz� i s�ysza�a tylko g�uche dudnienie wiatru w kominie, niczym �oskot rozp�dzonego poci�gu na rozje�dzie tor�w, przera�liwy klangor p�yn�cych pod niebem ptak�w, sw�j krzyk w jakiej� nieznanej przysz�o�ci. Ba�a si� otworzy� oczy, �eby naprawd� nie zobaczy� ani nie us�ysze� tego, co mog�o jej si� zwidzie� w resztkach gor�czki, od kt�rej mokra by�a po�ciel i �ciana, niepewnie dotykana r�k�. S�ysza�a gwar dzieci na szkolnym boisku, ale nie odnalaz�a w nim znajomego szczebiotu ze snu czy przywidzenia, skrzypia�a studnia i rozpaczliwie zawodzi� kogut. Do jej pami�ci zacz�y nap�ywa� strz�pki nocnych �a�obnych lament�w, wspomnie� znad rzeki i b�y�ni�cia w ciemno�ci szybko gasn�cych ognik�w. Na 24 Stwardnia�ych, suchych wargach odnalaz�a okruszki ch�odnego szk�a. Przy oknie, na grz�dce po �ci�tych malwach, zobaczy�a odci�ni�te podeszwy jego but�w i kilka nadpalonych zapa�ek. Na szybie jeszcze si� skrzy�y �lady po jego d�oniach i �ciegi niewyra�nych liter, wysychaj�ce w jesiennym s�o�cu. Teraz uwierzy�a, �e jednak musia� by� tej nocy pod oknem i �e ju� wr�ci�. Mo�e w�a�nie pisa� wtedy na szybie miejsce i por�, gdzie b�dzie na ni� czeka�, a ona nie mo�e nic zrobi�, tylko patrze� bezradnie, jak s�o�ce �ciera z okna ich niedosz�e spotkanie. Wodzi�a palcami po szybie, wierz�c, �e jeszcze co� uda jej si� odczyta� albo domy�li� si�, dok�d ma przyj��. Mo�e napisa�, �e zjawi� si� tylko, �eby j� zobaczy� cho�by tylko w kr�tkich b�yskach gasn�cych na wietrze zapa�ek i jecha� zaraz z powrotem. Dom organisty wygl�da� na opuszczony i zapomniany, jakby w �rodku wypalony, cho� niby wszystko by�o jak dawniej - przez niedomkni�te okno wystawa� kawa�ek firanki, wrony odlecia�y, �eby znowu przed zmrokiem przyfrun�� na czuwanie, para kawek siedzia�a na kominie, z kt�rego snu�a si� leniwie smu�ka dymu, na p�ocie tak jak wczoraj wisia�y gliniane dzbanki. Widz�c opuszczone przed tygodniem gniazdo bociana, pomy�la�a o lec�cym gdzie� przez �wiat ptaku, kt�ry mo�e nie prze�yje smutku, powr�ciwszy wiosn� do gniazda. I tylko wieko trumny oparte o �cian� domu m�wi�o wi�cej ni� wszystkie s�owa, modlitwy i �zy. Wyobrazi�a sobie niedzieln� msz�, kiedy to opuszczone i milcz�ce organy zast�pi niepowstrzymany ch�ralny p�acz. Nie mog�a tego zrozumie� - przecie� wczoraj w po�udnie przyszed� do ich domu, �eby jej powiedzie�, o kt�rej b�dzie jutrzejsza - czyli dzisiejsza - pr�ba ch�ru, a nieca�e dwie godziny p�niej... Zbiera�a wtedy w sadzie jab�ka i w �aden spos�b nie mog�a o obcego, ciernistego spojrzenia, jakby to nie tar�y si� o ni�, lecz ona sama nieopatrznie otar�a 25 si� o krzew dzikiego g�ogu. Mro�nie k�uj�ce ciernie dopada�y j� poprzez promienie jesiennego s�o�ca, prze�wituj�ce mi�dzy pu-Kfos/rji/cyini r, ka�dym dniem ga��ziami, w p�kni�ciach jab�ek, kt�re sk�ada�a do uczynionego z chusty w�ze�ka, w per�owym �ladzie llinuika zostawionym na dr�ce. I nagle rozdzieraj�cy kobiecy krzyk poni�s� si� przez wiosk�, a ona, zdr�twia�a z przera�enia, upu�ci�a zebrane w chust� jab�ka. Sp�oszone krzykiem wr�ble wylecia�y spod okapu dachu i og�upia�e ze strachu wciska�y si� w puste gniazda po jask�kach. Przejmuj�cy krzyk rozpaczy i wo�ania na ratunek wzmaga� si� i Nina, depcz�c rozsypane pod jab�oni� anton�wki, zacz�a biec do s�siad�w, sk�d dochodzi� rozpaczliwy lament. Zatrzyma�a si� przy furtce Romejk�w i zobaczy�a kilku m�czyzn schylonych przy ganku w jakiej� bez�adnej szamotaninie, a pomi�dzy nimi lamentuj�c� �on� organisty, na przemian bezradnie wznosz�c� r�ce ku niebu albo rw�c� w�osy z g�owy. Obok �aweczki, na kt�rej cz�sto przesiadywa� organista, le�a�a porzucona gazeta i niewidoczny wiatr kartkowa� jej stronice, jak gdyby nie m�g� znale�� w�a�ciwej wiadomo�ci. Coraz t�oczniej robi�o si� wok� domu i przy p�ocie, a psy przekazywa�y sobie z podw�rka na podw�rko trwo�liwe wycie, jak p�omie� ze �wiecy na �wiec�. - Wstawaj, Ludwik! Wstawaj, na mi�y B�g! - j�cza�a ze s�abn�c� nadziej� w g�osie Romejkowa, podtrzymywana przez s�siadki i pocieszana przez nie nadaremnymi s�owami. - Bo�e jedyny, co ty, Ludwik, robisz! Kto� wyni�s� z domu prze�cierad�o, kt�re rozes�ano na trawie; m�czy�ni podnie�li Romejk� i po�o�yli go na �rodku lnianego, �wie�o wykrochmalonego ca�unu. W nagle powsta�ej ciszy / dalekich ��k dolecia�o wo�anie �urawi - a mo�e by� to �piew g�upiego Anto�ki - ale Romejko wci�� le�a� nieruchomo. Wtedy m�czy�ni chwycili za rogi prze�cierad�a i najpierw powoli, a p�niej coraz mocniej, lecz z jak�� nabo�n� ostro�no�ci�, pocz�li ko�ysa� le��cym w prze�cieradle organist�, wierz�c, �e mo�e uda im si� wywo�a� ponowne bicie zatrzymanego serca. Romejko wznosi� si� i opada� i by� mo�e teraz czu� si� jak w bia�ej ko�ysce na pocz�tku �ycia, ko�ysany do snu w czere�niowym majowym sadzie albo zimowym wieczorem przy napalonym piecu. I wszyscy woko�o wstrzymywali oddechy, wpatruj�c si� w rozko�ysane p��tno w napi�tym oczekiwaniu, a wraz z nimi zastyg�y w wyczekiwaniu po��k�e klony przy drodze, zawis�y w bezruchu ob�oki, nawet odlatuj�ce ptaki przefrun�y w milczeniu, zni�aj�c si� nad podw�rkiem, jakby chcia�y spojrze� Romejce w nie domkni�te ca�kiem oczy albo wyszepta� ozdrowie�cze zakl�cie. Lecz organista ju� nie chcia� widzie� jesiennych li�ci, ostatnich ob�ok�w, nie chcia� patrze� ptakom w oczy. Chcia� ju� tylko ulgi, uspokojenia, d�ugiego snu. - Wod�, polejcie go wod�! - krzykn�� od p�otu stary Lapian, kiedy m�czy�ni opu�cili prze�cierad�o z powrotem na traw�. Nina otar�a z policzka nitk� babiego lata. W tym momencie z domu organisty rozesz�o si� d�wi�czne, metaliczne bicie zegara, kt�re urwa�o si� raptownie, nie dodzwaniaj�c godziny do ko�ca i par� os�b prze�egna�o si�, ci�ko wzdychaj�c. Niespodziewanie nadjecha� ksi�dz Gudejko, a widz�c ludzi zebranych przy domu Romejk�w, porzuci� rower na drodze i przecisn�wszy si� przez gromadk� stoj�cych przy furtce, wbieg� na podw�rko. - Niech ksi�dz jego obudzi! - zawy�a Romejkowa, padaj�c na kolana. - Niech ksi�dz jego budzi, niech zawo�a, �e pora siada� do organ�w! Ksi�dz kl�kn�� przy swoim organi�cie, uczyni� nad nim znak krzy�a i domkn�� jego powieki. - Ojcze nasz, kt�ry� jest w niebie... - rozpocz�� �ami�cym si� g�osem i wszyscy ukl�kn�wszy zmawiali po�egnalny pacierz, a Romejko le�a� na bielutkim prze�cieradle, jakby by� na maj�wce, ws�uchuj�c si� w znajome g�osy 27 s�siad�w i s�yszane przez ca�e �ycie s�owa modlitwy. Wiatr powia� w jego stron� szeleszcz�c�, nie doczytan� gazet�. Odezwa� si� ko�cielny dzwon; przy jego akompaniamencie podniesiono prze�cierad�o i przeniesiono organist� do domu. - A �wiat�o�� wiekuista niechaj mu �wieci na wieki wiek�w... - wyszepta�a wraz z innymi Nina za�zawionym szeptem i w ostatniej chwili, nim kondukt znikn�� w sieni, dostrzeg�a, albo jej si� tylko przywidzia�o, jak na zdartych zel�wkach but�w organisty zape�gal dogasaj�cy promyk s�o�ca. Zaskrzypia�a otwierana szafa. Odwr�ciwszy si� od okna, zobaczy�a matk� szukaj�c� czego� pomi�dzy sukienkami, koszulami ojca, znoszonymi �akietami. Wci�� cicho nuci�a jedn� z nocnych pie�ni, jakby ubraniom na wieszakach, posk�adanej na p�kach bieli�nie, starym torebkom, szalikom, nawet podtrutym naftalin� molom chcia�a przekaza� �a�obny nastr�j, bo przecie� i one, cho� jeden raz, widzia�y organist� albo s�ucha�y jego niezwyk�ego grania. - Czemu ty znowu stoisz przy oknie? - zapyta�a z wyrzutem, g�osem ochrypni�tym jeszcze od wypominkowego �piewania. -Chcesz si� ca�kiem przestudzi� i znowu pochorowa�? Potrzebne to nam? - Chcia�am tylko popatrze� na dom Romejk�w. Chcia�am zobaczy�, jak taki dom wygl�da na drugi dzie� po czyjej� �mierci. Nasz kot chyba p� nocy przesiedzia� w oknie, jak gdyby kogo� si� spodziewa�. -Ty nie wiesz, gdzie mo�e by� moja czarna chustka? Musz� si� chyba pomodli�, to wtedy znajdzie si� sama. W lustrze uchylonych drzwi od szafy mign�a jaka� znajoma posta� i Nina pr�dko podbieg�a do okna. Po mieni�cej si� srebrzystymi deseniami chu�cie rozpozna�a spotkan� wczoraj kobiet�. Sz�a skrajem drogi z bochenkiem chleba w r�ku i sprawia�a wra�enie jakby nie chcia�a by� przez nikogo widziana. Ci�gle 28 poprawia�a zsuwaj�c� si� z g�owy chust�. Nawet nie popatrzy�a na dom Romejk�w, kiedy przechodzi�a obok niego. - Mama, kto to jest? Ju� drugi raz j� widz�. To jaka� nietutejsza? - To ty nie wiesz? - spojrza�a na ni� z niedowierzaniem. -Przecie� to �ona naczalnika, co u nas nasta�. Naprawd� nie wiedzia�a�? - Troch� dziwna si� wydaje - odprowadza�a wzrokiem oddalaj�c� si� posta� i poczu�a, �e jej spojrzenie staje si� cieplejsze, i co� znajomego zobaczy�a w gestach niewidocznej ju� kobiety. - �adnej dziwno�ci w niej nie ma - �achn�a si� matka lekcewa��co. - Ona jest po prostu nie nasza. Taka to, widzisz, dziwno��... - A co to znaczy "nie nasza"? - Wiesz ty co, Ninka, poszukaj ty lepiej mojej pogrzebowej chustki, a ja zajm� si� gotowaniem roso�u, bo pewnie kto� jutro do nas zajedzie przy sposobno�ci chowania Romejki. Kiedy zosta�a sama w pokoju, znowu podesz�a do okna w nadziei, �e mo�e matka Micha�a zapomnia�a czego� kupi� i b�dzie przechodzi�a t�dy jeszcze raz. "Wi�c to jest jego matka - usi�owa�a pozbiera� my�li. - Jako� nigdy nie pomy�la�am, �e chcia�abym j� zobaczy�, chyba w og�le nie zapami�ta�am, �e kto� taki jest, chocia� Micha� m�wi� o niej wtedy nad rzek�. I jeszcze to wczorajsze jej spojrzenie, jak gdyby wiedzia�a, kto ja jestem, i chcia�a mnie zatrzyma�, co� powiedzie� albo o co� zapyta�. A ja wzi�am j� za Cygank�, co chodzi od domu do domu z przepowiedni� ko�ca �wiata i kt�r� wszyscy odganiaj� ze swoich podw�rek. Teraz ju� wiem, tylko nie wiem, co zrobi�, kiedy kt�rego� dnia b�dziemy si� mija� na drodze..." Ju� mia�a zamkn�� szaf�, gdy na wewn�trznej stronie jej drzwi, pomi�dzy wy��obieniami po kornikach, zauwa�y�a jakie� o��wkowe, poszarza�e znaki, kt�rych od dawna nie ogl�da�a - a mo�e ju� 29 o nich ca�kiem zapomnia�a. W�r�d r�nych dat, inicja��w czy szcz�tk�w liter zobaczy�a dwa rz�dki kresek, stawianych blisko siebie r�nymi kolorami o��wk�w i przypomnia�a sobie od razu, co one oznaczaj�. Ale kiedy przyjrza�a si� im bli�ej, zobaczy�a jeszcze jeden rz�dek, dopiero zacz�ty i ju� wi�cej nie dopisywany. Ujrza�a trzy postawione najni�ej kreseczki, jeszcze widoczne, lecz wygl�daj�ce, jakby same powyciera�y si� od przemijaj�cego czasu. Pochyli�a si� nad tymi trzema drobnymi �ladami po Olesiu, jakie jeszcze, opr�cz ma�ej mogi�ki na cmentarzu, zosta�y po nim na �wiecie. Tyle tylko po nim zosta�o, nie doczeka� si� ju� czwartej ani nast�pnych kresek. Si�ga� jej do kolan, bo nast�pny rz�dek by� jej, ale w pewnym momencie przestano j� zaznacza� i tylko ostatnia kreska, postawiona w rz�dku nale��cym do Tereski, musia�a by� zaznaczona ca�kiem niedawno. "Mo�e to Ole� przywidzia� mi si� przed obudzeniem, m�j nieznany braciszek biegn�cy za dzikimi g�siami" - pomy�la�a, ko�ysz�c drzwiami szafy i nie mog�c zdecydowa� si� na ich zamkni�cie. Na kuchennej pod�odze perli�y si� czerwone krople, prowadz�ce do sieni, jakby kto� szed� rozdeptuj�c paciorki jarz�biny. Rozko�ysa�a wianek podsuszonych grzyb�w przewieszony nad kuchennym piecem i u�miechn�a si� do swojego wspomnienia. W ganku na �awie le�a�a kura, a z jej odci�tej szyi, niczym z oderwanej ga��zi jarz�biny odpada�y czerwone korale i roztrzaskiwa�y si� na ceglanej posadzce. - Tyle w nocy jab�ek naspada�o w sadzie - matka poda�a jej koszyk. - Ju� mia�am p�j�� sama pozbiera�. - Pewnie duch organisty jab�ka we wszystkich sadach postr�ca�. - Nawet zostawi� wyra�ne �lady w naszym ogrodzie ten duch - spojrza�a na ni� znacz�co. Sad by� za�cielony owocami i wygl�da� niby r�nokolorowy dywan utkany z jab�ek, poprzetykany fioletow� osnow� sp�kanych �liwek, zarumieniony karminem p�nych gruszek. Pies bie- 30 ga�, obszczekuj�c ka�dy k�t sadu i raptem znieruchomia� jak zahipnotyzowany, wpatruj�c si� w jedno miejsce. Nina uczyni�a kilka l�kliwych krok�w, ale by�a to tylko kolczasta kula je�a, z kt�r� Benia nie wiedzia�, co zrobi�. Bez trudu odnalaz�a jab�o�, kt�ra ju� zawsze b�dzie jej przypomina�a s�oneczny, wrze�niowy dzie� i by�a pewna, �e gdy kiedykolwiek znajdzie si� w jej pobli�u lub we�mie w d�o� dojrza�� anton�wk�, b�dzie z niepokojem oczekiwa�a na czyj� rozpaczliwy krzyk. Ju� na zawsze ta niewinna jab�o� b�dzie jej przypomina�a g�os zamar�ych organ�w w ich ko�ciele. Nad podw�rkiem unosi� si� bia�y puch, niczym odnalezione wspomnienie pierwszego �niegu. Unosi� si� bia�y puch. l To moja przysz�a babcia siedzi przed domem i oskubuje kur�, a bia�y puch �nie�y jej w�osy, rz�sy i usta, kt�rymi porusza w cichym szepcie, cho� ci�gle nie ma pewno�ci, czy jej modlitwa zostanie wys�uchana, wi�c wci�� szepta� j� zaczyna od pocz�tku. Jest ju� zm�czona wyrywaniem pi�r i modlitw� do �wi�tego Antoniego, bo modli si� o odnalezienie czarnej chustki na jutrzejszy pogrzeb. Nie modli si� o smakowity ros�, bo nie wie, jak nazywa si� patron takiej modlitwy. Natomiast ze �wi�tym Antonim rozmawia�a ju� tak cz�sto, �e uwa�a go prawie za dobrego znajomego lub nawet dalekiego kuzyna. A gdzie ja wtedy by�em? W jakim zak�tku wszech�wiata czy niesko�czono�ci cierpliwie lub z niepokojem czeka�em, a� przyjdzie na mnie kolej, a� kto� zawo�a mnie i we�mie za r�k�, �eby wyprowadzi� z ciemno�ci ku rozkwit�ym ��kom, pobielonym �cianom, przeczystym porankom. Okryje mi�kkim p�aszczem przed wiatrem, os�oni przed ch�odem rozpalaj�c w piecu, ugasi pragnienie kubkiem wy studzone j mi�ty. Mo�e by�em wiruj�cym 31 w przestworzach okruchem py�u, nocnym echem wo�aj�cej sowy na nieznanym drzewie, skrzypieniem nie domkni�tej furtki w zaniedbanym ogrodzie, ulotn� nitk� babiego lata str�con� z czyich� rozwianych w�os�w, skrawkiem paj�czyny rozsnutym mi�dzy wskaz�wkami zatrzymanego zegara, b�yskiem przywidzenia w gwia�dzist�, mro�n� noc... Gdzie by�em, kiedy na moj� przysz�� babci� sypa� si� bia�y puch, kiedy moja przysz�a mama podnios�a naj�adniejsze jab�ko i po�o�y�a osobno, jakby co� jej podpowiada�o, �eby przechowa�a je na p�niejsze lata, a wieko trumny za s�siednim p�otem czeka�o na zatrza�ni�cie �wiata przed organist�? �wi�ty Antoni, niech si� stanie wola twoja, niech si� znajdzie zguba moja, po raz nie wiadomo kt�ry modli si� moja przysz�a babcia, szamocz�c si� z martw� kur� i jednocze�nie przeszukuj�c zakamarki swojej pami�ci, w kt�rych nagle objawi jej si� zwyk�a czarna chustka, co odprowadzi�a ju� tylu nieboszczyk�w na pag�rkowaty cmentarz. A ja chyba jeszcze teraz s�ysz� tamten pradawny szept, nios�cy si� teraz po nocnym kaszubskim jeziorze, i uciszam wios�a ��dki, aby wyra�niej s�ysze� ka�d� pojedyncz� sylab�. Bo mo�e s�ysz� ostatni raz. Z ka�dym dniem przemienia�y si� s�owa, kt�rymi do siebie m�wili, gdy widywali si�, cho�by na kr�tko. Ostatnio zdarza�o si� to coraz cz�ciej. Kilkakrotnie natrafiali na siebie przypadkowo w niespodziewanych miejscach, jak gdyby za czyj�� tajemnicz� namow� o tej samej porze wychodzili z domu, skr�cali akurat w tym a nie innym kierunku i w kt�rej� chwili przecina�y si� ich drogi. Nawet kiedy milczeli, czuli, �e zamilkli nie dlatego, �e nie maj� o czym m�wi�, ale �e wszystko chcieliby powiedzie� sobie od razu i nie wiedz� od czego zacz��. 32 Mieli ju� swoje wydr��one drzewo za poczt�, kt�remu nie bali si� powierza� swoich sekret�w - chowali um�wione znaki do pr�chniej�cej wierzby, naznaczaj�c je stygmatami swego pami�tania lub nag�ego zat�sknienia - oderwan� z "bie�omor�w" tekturk� z kr�tkim zapisem sporz�dzonym �ami�cym si� grafitem o��wka: "m�yn 5", bukiecikiem wrzosu, z kt�rego jeszcze nie ca�kiem wystyg�o s�o�ce, przewi�zanym urwanym sznurowad�em, �urawim pi�rem, szklanym oczkiem z odpustowego pier�cionka zawini�tym w sp�owia�� wst��k�, li�cikami pisanymi wymy�lonym przez niego alfabetem. Ju� siebie �nili, a nawet jednej nocy mieli podobny sen, w kt�rym szukali jakiego� wielkiego, omsza�ego kamienia z wyryt� na nim przepowiedni� i kiedy zdawa�o si�, �e widz� ten kamie� w oddali, j� przebudzi�o gwa�towne trza�ni�cie drzwiami, jego obudzi� ojciec, bo mieli jecha� razem do Lidy. Ju� coraz bli�ej siadali obok siebie, gdy byli pewni, �e nikt ich nie zobaczy, niby przypadkiem ich r�ce ociera�y si� o siebie. Ona d�u�ej wystawa�a przed lustrem, kiedy z