6104

Szczegóły
Tytuł 6104
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6104 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6104 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6104 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bohumil Hrabal Skarby �wiata ca�ego W serii Dzie�a Wybrane Bohumila Hrabala ukaza�y si� tomy: Sprzedam dom, w kt�rym ju� nie chc� mieszka� Bambini di Praga 1947 Czu�y barbarzy�ca Taka pi�kna �a�oba �wi�to przebi�niegu Kain. Bambino di Praga. Jarmilka Skarby �wiata ca�ego Andrzej Czcibor-Piotrowski �wiat literacki l z�b e l i n Tytu� orygina�u: Harlekynovy miliony � Bohumil Hrabal � Copyright for the Polish translation by Andrzej Czcibor-Piotwwski � Copyright for the Polish edition by �wiat Literacki, Izabelin 2000 ISBN 83-86646-78-0 Motto: �Dziecko ustawia figurki, by je po chwili rozrzuci�..." Gomperz Na okladce wykorzystano fragment grafiki Yladimira Boudnika Opracowanie graficzne: Studio Dese� Sk�ad i �amanie: Pracownia Wydawnicza �wiat Literacki skr. poczt. 67 05-080 Izabelin Printed in Poland l Za miasteczkiem, w kt�rym zatrzyma� si� m�j czas, wznosi si� pa�ac, a w tym pa�acu znajduje si� dom starc�w. Do pa�acu prowadzi tylko jedna droga, wspinaj�ca si� na wzg�rze, droga obramowana szpalerem starych kasztan�w, konary tych s�dziwych drzew tworz� tunel i kiedy idzie si� pod g�r�, to jakby kroczy�o si� pod d�ugim gotyckim sklepieniem, tak te konary splecione s� ze sob�, nie tylko podpieraj� si� nawzajem, ale tak s� w siebie wwik�ane, jak wiatr i wichury ga��zie te splot�y. I tak si� te drzewa walk� o odrobin� s'wiat�a w koronach zm�czy�y, �e obumar�y, drog� pokrywaj� wi�c nieustannie suche ga��zie, zw�glone, spr�chnia�e od nieustannego tarcia. Czasami ni st�d, ni zow�d, cho� wiatr nie wieje, spada na piasek ca�y konar, stoi cz�owiek nad nim niczym nad gontem, co spad� z da-shu, podnosi go i odrzuca na bok, czuj�c to brzemi�, kt�re mog�o go zrani�. Ilekro� id� t� alej�, nie jestem pewna �ycia. Spogl�dam w g�r� i widz� d�ugi pi�ciusetmetrowy tunel, wspieraj�cy si� na czarnych si�gaj�cych koron kolumnach, stercz�cych w g�r� niczym drzewce czy d�ugie kopie wzniesione na cze�� czyjego� zwyci�stwa w rycerskim turnieju. Mog�abym i�� �cie�k� wzd�u� alei, gdzie niemal a� do ziemi si�gaj� ga��zie; to niezwykle przyjemne: chodzi� od wiosny do jesieni t� �cie�ynk� wzd�u� alei i zachwyca� si� listowiem i kwiatami, p�nym latem widzie�, jak p�kaj� owoce i strzelaj� br�zowe kasztany, ja jednak lubi� chodzi� �rodkiem, drog� pod sklepieniem czarnych konar�w stuletnich drzew, na kt�rych ko�cu znajduje si� brama pa�acowa przypominaj�ca ogromn� czarn� kurtyn�, wrota wykute m�otami i szczypcami kowali-artyst�w, wrota wykute na podobie�stwo dw�ch skrzyde� czarnych str�conych anio��w, brama, kt�ra otwiera si� jedynie w dzie� wizyt. I kiedy w s�oneczny dzie� wspina si� cz�owiek w g�r� ku tej bramie, idzie w p�mroku, doko�a poprzez ga��zie po obu stronach tego podw�jnego szpaleru przenika s�o�ce i kolory, idzie w g�r�, powoli, t� pogr��on� w cieniu krypt�, od czasu do czasu � zawsze jednak nagle i niespodziewanie � spada czarna ga���. A poniewa� na pa�acowym dziedzi�cu �arzy si� w s�oneczny dzie� bia�e s'wiat�o, pot�gowane jeszcze przez wysypan� piaskiem drog� i dziedziniec, na tle tej jasnej przestrzeni tym wyra�niej rysuje si� czer� inicja��w i herbu hrabiego Szporka wpisanych w skrzyd�a bramy, tak jak Franci wpisywa� do ksi�g browarnianych imiona i nazwiska restaurator�w, zdobi�c zawsze te pocz�tkowe litery kaligraficznym inicja�em, kre�lonym czerwonym b�d� te� b��kitnym tuszem, zupe�nie tak samo jak inicja�y w msza�ach. Obok bramy, pod ostatnim pot�nym kasztanem, stoi domek, w kt�rym siedzi wartownik. Nawet w s�oneczny dzie� w domku tym musi si� pali� �wiat�o, tak g��boki cie� panuje w alei, tak g�sta jest korona wys'cie�ana od wiosny do jesieni li��mi unoszonymi ku s�o�cu. W domku tym pe�ni na przemian funkcj� wartownika zawsze kto� spo�r�d nas, jeden rencista, dla kt�rego ta s�u�ba przy dawnej hrabiowskiej bramie jest jak-ty powodem do dumy. Ka�dy, kto tu przez dziesi�� godzin pilnuje i strze�e tej pi�knej bramy, zawsze zostaje na dziesi�� godzin jakby doszcz�tnie przemieniony. Wielki to zaszczyt kontrolowa� ka�dego, kto przechodzi przez bram�. S� nawet tacy emeryci, kt�rzy mieszkaj� obok siebie, kt�rzy obok siebie maj� ��ka, siedz� obok siebie podczas obiad�w, ale tu, w bramie, nie znaj� si�, jakby widzieli si� po raz pierwszy. Wypytuj� o ce� odwiedzin, nawet je�li idzie o przyjaciela, wartownicy po prostu na te dziesi�� godzin zapominaj� twarze wszystkich pozosta�ych emeryt�w i dlatego wymagaj�, aby ka�dy, kto przez bram� przechodzi, nie tylko meldowa� si�, ale r�wnie� okaza� dokumenty �wiadcz�ce, i� rzeczywi�cie w pa�acu mieszka. To cudowne i�� t� alej�, by� zupe�nie zwyczajnym rencist�, zwyk�ym cz�owiekiem, wyn�dznia�ym i niemal u kresu si�, a mimo to pi�� si� w g�r� w g��bokim cieniu i patrze� na bezb��dnie wykute czarne ornamenty ogromnych wierzei, na kopie i w�yki, i groty, na ko�a i wspi�te wysoko fale wykute przez kowali-artyst�w, to cudowne min�� bram� i kroczy� wysypan� piaskiem dr�k� w pa�acowym parku, wzd�u� kar�owatych cis�w na dziedzi�cu, spotyka� rencist�w, kt�rzy s� w takiej samej sytuacji jak j a, starc�w i staruszki, kt�rzy ot, tak sobie, przechadzaj� si�, kt�rzy wlok� si�, utykaj�c i przygl�daj� si� sobie nawzajem bacznie, czy kto� nie jest w jeszcze gorszej sytuacji ni� oni, a� do chwili, kiedy rozlegnie si� wezwanie na drugie �niadanie, na obiad, na podwieczorek i wreszcie na kolacj�. I wci�� jeszcze jest to dla mnie cudowne: stan�� nagle przed frontonem pa�acu, kt�ry, kiedy o�wietla go s�o�ce i blask, wydaje si� ca�kiem be�owy i jego mury tchn� �wiat�em i ciep�em, tak �e a� razi w oczy. Dopiero po chwili, kiedy cz�owiek przyzwyczai si� do tej be�owej fluorescencji mur�w, mo�na skupi� uwag� na ogromnym zegarze wykutym z czarnej blachy, jego tarcza jest tak du�a, �e wype�nia przestrze� mi�dzy drug� a trzeci� kondygnacj�. Jego czarne wskaz�wki, wykute r�koma kowala-artysty, dor�wnuj� rozmiarami wzrostowi dojrza�ego m�czyzny. Kiedy spojrza�am na ten zegar po raz pierwszy, przestraszy�am si�: mimo i� dochodzi�o ledwie po�udnie, wskaz�wki wskazywa�y za pi�� minut wp� do �smej. Od tej chwili zawsze jest tu za pi�� minut wp� do �smej, mechanizm zegara zatrzyma� si� i nikt ju� nie potrafi� go naprawi� albo te� nie widzia� powodu. To smutne, �e w�a�nie ten zegar wskazuje wci�� ten sam czas, s�u��c w pa�acu jako swoiste memento mori, bo tu i w okolicy wszyscy wiedz�, �e starzy ludzie najcz�ciej umieraj� wieczorem, ko�o wp� do �smej. I kiedy sta�am tu po raz pierwszy i widzia�am wynios�e topole i d�by, i ciemne �wierki przewy�szaj�ce pa�ac zbudowany do- kladnie ku po�udniowi, park pa�acowy obejmuj�cy ten pa�ac, kiedy przenios�am wzrok z powrotem na fasad� pa�acu dostrzeg�am, �e mur poc�tkowany jest plamami odpadaj�cego tynku. Tu i �wdzie wida� by�o pierwotne mury, �cian� ozdobion� jakby wielkimi napisami wyrytymi w twardniej�cej zaprawie murarskiej. Mimo i� pa�ac wznosi si� na wzg�rzu za miasteczkiem, w kt�rym zatrzyma� si� czas, s�ysza�am wiatr, taki powiew, co brzmia� nieustannie i otacza� pa�ac trzepotaniem li�ci, stuletnie osiki dr�a�y, nawet gdy wiatr nie d��, miliony listeczk�w kr�ci�o si� nieustannie, usi�uj�c zerwa� si� z miliona �odyg. Ju� za pierwszym razem zauwa�y�am, �e z ogromnych sal mo�na wychodzi� na balkony, kt�re podobnie jak wierzeje bramy wykuli kowale-artys'ci, wszystkie te balkony mia�y kszta�t du�ych przezroczystych wanien, przypomina�y a�urowe hrabiowskie sanie, a�urowe powozy, ogr�dki wok� wspania�ych grobowc�w, spostrzeg�am, �e w s�o�cu siedz� tu rencis'ci, milcz�cy i nieruchomi, z g�owami opartymi o balustrady tych balkon�w, zdobione skrzynkami, z kt�rych zwisa�y zwi�d�e petunie, sczernia�e na s�o�cu niczym tyto� lwie paszcze i cynie. A pod zegarem ujrza�am te� same tylko wisz�ce ludzkie r�ce, ot, tak sobie przerzucone przez por�cz zm�czone r�ce, d�onie zwisaj�ce jak uwi�d�y kwiat, przeguby os�oni�te ol�niewaj�co bia�� koszul�. Przez kuty ornament wida� by�o krzes�o, a na nim rozrzucone szeroko nogi kogo�, czyj tu��w zlewa� si� z zielon� skrzynk�, kt�ra go przys�ania�a... I w�a�nie w tej chwili oderwa�a si� rynna na bocznym skrzydle pa�acu i jak zapory na przeje�dzie kolejowym opada�a, jak wskaz�wki zegara szybko obraca�a si� wok� punktu sta�ego, jednak�e zardzewia�a rynna zatrzyma�a si� i pozosta�a w tej pozycji, dr�a�a spr�y�cie niczym gro�ba, a z jej wn�trzno�ci wysypa�a si� rdza i ptasie gniazda, i stare li�cie. I w�a�nie w tej chwili poj�am, �e przecie� fronton pa�acu przypomina twarz ka�dego starego rencisty, odkruszony tynk, wskaz�wki zatrzymane na za pi�� minut wp� do �smej, do z�u- 10 dzenia podobne do r�k wspartych o kolana, spostrzeg�am, �e i te sgraffita w niekt�rych miejscach poodpada�y wskutek dzia�ania czasu, tak �e ods�aniaj� pierwotny mur, ogromne bry�y i opok� piaskowca, po��czone zwyk�� zapraw� murarsk�. Twarz ka�dego starego rencisty! Bo w pa�acu s� renci�ci w m�odszym wieku, nie maj� nawet ani jednej zmarszczki. Jednak�e spojrzenie ich kieruje si� nieustannie w bok, zatrzymuj� si�, jakby usi�owali co� sobie z wysi�kiem przypomnie� i w �aden spos�b nie mogli tego w sobie wskrzesi�. I chyba ju� nigdy im si� to nie uda, ich twarze s� nawet zdziwione, jakby na mgnienie oka przypomnieli sobie co� pi�knego, co�, co ich uzdrowi, co�, co przyniesie ludziom korzy��. Twarze ich wydawa�y si� szlachetne i sprawia�y wra�enie, �e ci ludzie byli ongi� wykszta�ceni, w�a�ciwie: �e s� wykszta�ceni w�a�nie teraz, �e osi�gn�li szczyty jakiego� poznania, o co zabiegaj� wszyscy ludzie. Ale to tylko ja odnosi�am takie wra�enie. Dla tych ludzi stanowi�o niema�e szcz�cie, �e trafili do pa�acu, �e znale�li tu sw�j pok�j, swoje ��ko. A potem otwar�y si� na o�cie� oszklone drzwi, odbicie szyb opisa�o p�kole na dziedzi�cu i o�lepi�o mnie, obr�ci�am g�ow� � i na balkon na pierwszym pi�trze wyszed� brodaty m�czyzna, wspar� d�onie o por�cz i obraca� si� to lewym, to zn�w prawym profilem, i starzec ten wygl�da� niczym sam pan hrabia Szpork. Na uniesionym podbr�dku p�on�a biel� przystrzy�ona br�dka; teraz udawa�, �e zajmuje go pogoda, krajobraz. I tak trwa� w tej wspania�ej pozie, nieruchomy, rozmarzony, jakby delektowa� si� swoj� sytuacj�, daj�c do zrozumienia, �e tu, w domu starc�w, znalaz� si� przez pomy�k�. A potem w kolumnadzie prowadz�cej do westybulu zamku poruszy�a si� twarz i ja ze zgroz� u�wiadomi�am sobie, i� twarz ta nale�y do starej kobiety, kt�ra siedzia�a w fotelu na k�kach d�o�mi mocno �ciskaj�c por�cze, wsparta o nie r�koma i ramionami, tak �e plecy tworzy�y lini� prost� z oparciem, ja za� mia�am wci�� wra�enie, �e to sfinks. A naprzeciwko, pod drug� ko- 11 lumn�, siedzia�a ta sama kobieta, zupe�nie tak samo uroczys'cie, zupe�nie jak pos�gowy sfinks. W�zek sta� pod drug� kolumn� i tak si� wygrzewa�y owe dwie niechodz�ce rencistki na czarnych w�zkach, sp�dnice mia�y podwini�te pod siebie, tak �e by�o wida�, jak pod rozsuwanym siedzeniem b�yszczy wsuni�ty tam bia�y emaliowany nocnik. I jakby d�� i cichutko s'piewa� wiatr nadci�gaj�cy z p�nocy i szeleszcz�cy wszystkimi li��mi drzew, zupe�nie tak samo s�ysza�am dalek� muzyk�, same tylko skrzypce, tak� muzyk�, kt�r� s�ysza�am towarzysz�c� nieustannie akcji filmu Charlie Chaplina �wiat�a rampy albo obrazu z �ycia Toulouse-Lautreca, muzyk�, kt�ra wywo�uje na twarzy t�skny us'miech, kompozycj� na skrzypce, kt�ra dzia�a�a na mnie tak jak ta misterna, zamkowa brama. Wzruszona tymi skrzypcami spostrzeg�am jednak, �e renci-s'ci spaceruj� sobie tymczasem i wcale tej-muzyki nie zauwa�aj�, siedz� na �aweczce i bazgrz� w piasku bezsensowne wzory albo tak sobie tylko siedz� i cichutko ss� landrynki lub orze�wiaj�ce cukierki mi�towe. Wzd�u� ca�ej s'ciany zabudowa� gospodarczych pa�acu ci�gn�� si� ogromny napowietrzny korytarz, kru�ganek, wcale ju� jednak nie tak che�pliwy jak balkony od frontu, z tego kru�ganka wiod�o dziesi�� par br�zowych drzwi i tych dziesi�� par drzwi zaopatrzonych by�o w rodzaj szaf ochronnych; Rencis'ci, wy��cznie m�czy�ni, wychodzili na kru�ganek, opierali si� o balustrad� i patrzyli w d�, nieruchomi, zastygli, patrzyli na mnie, ale ja wiedzia�am, �e mnie nie widz�, cofni�tym jakby okiem wpatrywali si� gdzie�' wstecz, w dawne czasy, gdy byli jeszcze m�odzi, albo z uporem, z gniewem i ze z�os'ci� martwili si� jakim�' wydarzeniem, kt�rego ju� teraz nie da�o si� zmieni�, na kt�re nie mieli ju� wp�ywu, jednak�e owo wydarzenie dojrza�o dopiero teraz, kiedy ju� powody, dla kt�rych tak si� w�as'nie sta�o, przemin�y, odesz�y... I widzia�am, jak z tego d�ugiego kru�ganka spada w d� ta sama muzyka, jak niczym dym spowija wszystkie te postacie, 12 jak nawet tu i �wdzie wycieka te� z otwartych drzwi br�zowych szaf. Skupiwszy uwag�, ruszy�am do westybulu, a obydwie kobiety w fotelach na k�kach, z palcami wbitymi w sk�rzane oparcia nadal wygl�da�y jak sfinksy, wok� kt�rych jednak unosi�a si� muzyka orkiestry smyczkowej, i spostrzeg�am, �e muzyka ta p�ynie z g�o�nik�w radiofonii przewodowej, �e oplata te dwie staruszki, jak krzew r�y oplata pos�g, unios�am wzrok i zobaczy�am, �e w ka�dych drzwiach tam, na balkonie, na kru�ganku, na konsolach, niczym skrzynka dla �lepych ptak�w, umieszczony jest taki sam g�o�nik i �e z ka�dej z tych skrzynek--klatek wycieka smyczkowa muzyka, rzewne smyczki przeplataj� si� z ogromnym uczuciem, towarzysz� mu albo nagle jeden ze smyczk�w z ca�ym przej�ciem gra owo solo, t� g��wn� melodi�... Tak! To by�y Skarby �wiata ca�ego, owe skarby, kt�re w dawnych czasach towarzyszy�y niememu filmowi, scenie mi�osnej, wyznaniu mi�o�ci, poca�unkom, kt�re zmusza�y widz�w do wyci�gania chusteczek pod wra�eniem tych smyczk�w, do �ez... Tak wi�c stoj� oto na dziedzi�cu domu starc�w, dawnego pa�acu hrabiego Szporka, Franci bierze pokoik dla nas obojga, stryjaszek Pepi ju� od trzech miesi�cy le�y na oddziale tego przytu�ku, jak to si� nazywa�o w dawnych czasach. Na oddziale dla niechodz�cych. Jak odwiedza�am stryjaszka, tak�e przechodzi�am przez westybul, tak�e sz�am �agodnie wznosz�cym si� korytarzem, spoziera�am w boczne korytarze, gdzie porusza�y si� staruszki, kt�re odchyla�y firanki i spogl�da�y w d�, na dziedziniec... I ja spojrza�am r�wnie� z ukosa do sali, gdzie le�a�y staruszki i unosi�a si� ostra wo� dziecinnych pieluszek, zajrza�am te� nie�mia�o do sali jadalnej, przed laty hrabia Szpork urz�dza� tu rauty dla setek szlachetnie urodzonych ludzi, w ko�cu za� przekroczy�am pr�g oddzia�u dla niechodz�cych, gdzie na ��ku w cieniu le�a� stryjaszek Pepi i sk�d spogl�da�y na mnie .1 oczy pozosta�ych dziewi�ciu niechodz�cych rencist�w, i s�ysza-\- �am r�wnie� owe Skarby �wiata ca�ego, ale dopiero w�wczas, >; 13 kiedy ju� siedzia�am i patrzy�am na stryjaszka Pepi, kt�ry le�a� tylko i spogl�da� w sufit nieruchomymi oczyma, nie mrugaj�c powiekami i nie odzywa� si�, niczemu nie przytakiwa�, nic nie wprowadza�o go w irytacj�, le�a� tylko, a ja s�ysza�am z daleka te Skarby �wiata ca�ego, mia�am wra�enie, �e to moje halucynacje, jakby obrona przed tym, co tu ujrza�am. Tak bardzo si� wszystko we mnie wzdraga�o, tak bardzo cierpia�am nad tym, co widzia�am podczas pierwszej wizyty u stryjcia w tym dawnym pa�acu! Ale co� si� ze mn� sta�o, cos' mn� wstrz�sn�o - i postanowi�am wszystko sprzeda�, a Franci zgodzi� si� ze mn�, i tak oto stoj� teraz na dziedzi�cu, Franci wynajmuje pokoik dla nas dwojga, za ca�� jego miesi�czn� rent� i niewielk� dop�at� b�dziemy tu mieszka� niczym hrabiowska rodzina Szpork�w, w jednym jedynym pokoiku, ale jes'� obiady i s'niadania, i kolacje b�dziemy tak, jak spo�ywa�a obiady i kolacje hrabiowska rodzina, w sali jadalnej, b�d� spacerowa� po parku w�r�d pos�g�w z piaskowca i by� mo�e b�d� kiedy� mog�a powiedzie� o sobie, �e wiem, co kt�ry pos�g przedstawia, b�d� mog�a podnosi� wzrok na sufity z malowid�ami z historii Grecji, b�d� mog�a dotyka� bia�ych greckich waz stoj�cych w niszach na klatkach schodowych, gdy tymczasem Franci b�dzie wytrwale spogl�da� na zegarek dr��c, czy aby nie przegapi wiadomo�ci radiowych wszystkich radiostacji nadaj�cych programy w j�zyku czeskim... A wi�c by�am tu, w pa�acu, dziesi�� i wi�cej razy, ale jako go��, kt�rego wszystko przestrasza i onie�miela. Dzi� jestem tu po raz pierwszy jako kto�, kto b�dzie tu mieszka� a� do chwili, kiedy mu si� co� stanie: nagle kto� do mnie przyjdzie, kto� szepnie mi co� s�odko, obieca, a potem pu�ci mnie, pozwoli mi wej�� do krainy, kt�ra nie b�dzie mie� granic ani kresu. By�am w pa�acu dziesi�� i wi�cej razy, jednak dzisiaj postrzega�am rzeczy i s�ysza�am d�wi�ki, i rozumia�am ich zwi�zki dok�adniej, a wi�c zupe�nie inaczej ni� kiedykolwiek pr-zedtem. ........ 14 Jestem w domu starc�w ju� od tygodnia i nie mog� wyj�� ze zdumienia. Franci w�a�ciwie sam skre�li� si� z tego �wiata, kupi� sobie uszank�, tak� rosyjsk� zimow� czap�, opu�ci� klapy na uszy, zwi�za� na kokardk� tasiemk� pod brod� i chodzi tak po pa�acu jakby zamurowany, w g�owie nie ma ju� nic innego pr�cz �wiatowych wiadomo�ci ze wszystkich kontynent�w, wiadomo�ci z ca�ego �wiata. I komentarzy na ich temat. A zreszt� w ci�gu tych czterdziestu lat, jakie z sob� prze�yli�my, powiedzieli�my sobie wszystko, niczego�my si� ju� nie spodziewali, na nic nie czekali�my. Tak jako� patrzyli�my tylko, czy stryjaszek Pepi b�dzie tym, kto nas wyprzedzi i pierwszy p�jdzie � dok�d? Pragn�li�my jedynie do ostatniego tchnienia nie by� dla siebie ci�arem, a przede wszystkim � m�c sobie nawzajem us�u�y�. Codziennie odkrywa�am w pa�acu co�, co mnie stawia�o na nogi. Przed pa�acem na opadaj�cym �agodnie wzg�rzu wznosi� si� ongi� klasztor, mieli tam swoj� siedzib� augustianie i znajdowa�a si� tam ogromna biblioteka. Dzi� ta biblioteka jest kot�owni�, refektarz � pralni�, klasztorne cele i jadalnia s� dzi� warsztatami konserwatorskimi. I tak jak w zamku, i tu sufity pokryte s� malowid�ami przedstawiaj�cymi sceny biblijne, w pralni odpada tynk, lecz pismo malarza nadal jest czytelne. W klasztornym centralnym ogrzewaniu pali si� w�glem i koksem, �u�el palacz wywozi przed klasztor i zwala na stos. Raz na jaki� czas �u�el i popi� wywozi si� samochodem ci�arowym. Szofer mieszka w domku w ogrodzie i ch�tnie z ka�dym rozmawia, niekt�rzy renci�ci chodz� do niego, bawi� si� z jego dzie�mi, a wieczorem pij� z nim piwo. Kierowca te� dwa razy w tygodniu wywozi pomyje, na kt�re przeznaczone jest specjalne pomieszczenie. Czu� te kuchenne resztki na dwadzie�cia metr�w, bo to niezwyk�e pomieszczenie ma zawsze dzie� sp�nienia, je�li idzie o opr�nianie, no i kiedy �aduje si� te dwadzie�cia cebr�w, s� one tak pe�ne, �e resztki jedzenia wylewaj� si� na pod�og�, gdzie potem kisn�. 15 Nie o tym jednak chcia�am m�wi�. Jeden z tych rencist�w, pan Berka, ten, kt�ry co wiecz�r przesiaduje u kierowcy i bawi si� z jego dzie�mi, i pije z nim piwo, mo�e nawet s� ze sob� jako�' spokrewnieni, a wiec ilekro� pan Berka pe�ni s�u�b� w bramie, to za ka�dym razem, kiedy szofer jedzie tym samochodem ci�arowym, zawsze pan Berka wybiega i ��da od kierowcy pozwolenia na wyjazd z domu starc�w, ale i tego panu Berce za ma�o. Prosi, �eby szofer pokaza� mu dokumenty. I dobroduszny szofer podaje mu je z u�miechem, ale surowy pan Berka por�wnuje, czy fotografia w dowodzie osobistym zgadza si� z wygl�dem kierowcy, por�wnuje to kilka razy. Potem zwraca dokumenty, jednak�e sumienno�� i poczucie obowi�zku nie daj� mu spokoju, unosi plandek� i przygl�da si� uwa�nie, centymetr kwadratowy po centymetrze bada � je�li jest wiecz�r albo te� pochmurno, przy s'wietle latarki elektrycznej � powierzchni� skrzyni �adunkowej, nie leni si�, w�azi w resztki pomyj i os'wieda puste cebry, unosi mokre szmaty i w ko�cu, zadowolony, z r�koma mokrymi od resztek sos�w i skis�ych zup, zeskakuje z platformy, �eby jeszcze � dla spokoju sumienia � opa�"� na wyprostowanych ramionach pod ch�odnic�, po czym ugi�� je tak, �e twarz niemal dotyka ziemi, i popatrze� od do�u, czy tam nie przemyca si� czego�" do domu starc�w albo te�, je�li samoch�d wyje�d�a, czy nie wywozi si� czego�' z pa�acu pod plandek� albo na podwoziu... I wita si� pan Berka z kierowc� pows'ci�gli-wie, ch�odno, aby nazajutrz wieczorem siedzie� u szofera przed jego domkiem w ogrodzie, bawi� si� z jego dzie�mi i z w�asnej nieprzymuszonej woli zbiec ze wzg�rza do pierwszej gospody po dzbanek piwa... A wi�c jestem ju� w domu starc�w od tygodnia i ani rusz nie mog� wyj�� ze zdumienia. Skarby �wiata calego spowijaj� ca�y pa�ac, odbiorniki radiofonii przewodowej wisz� nie tylko w korytarzach, rozwieszono je r�wnie� na drzewach w parku, przed deszczem chroni� je igelitowe pokrowce, tak jak za dawnych czas�w przykrywali swoj� katarynk� kawa�kiem ceraty 16 �ebracy wygrywaj�cy bez ko�ca te same katarynkowe walczyki... Orkiestra smyczkowa owija stare drzewa i Skarby �wiata calego pn� si� w korony, jak stary bluszcz skapuj� z li��mi na d�, korytarze przytu�ku pe�ne s� przyjemnego fosforyzuj�cego gazu, zapachu tanich perfum, i w�as'ciwie to nikt na t� muzyk� nie zwraca uwagi, jedynie kiedy wy��czaj� pr�d, wtedy te Skarby �wiata calego zostaj� przeci�te, zatrzymuj� si�, tak jak wszystko za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki nieruchomieje w bajce o �pi�cej Kr�lewnie, rencis'ci podnosz� naraz wzrok, spogl�daj� na skrzynki odbiornik�w i odczuwaj� brak tej muzyki, zupe�nie tak samo jak brak s'wiat�a, i wszyscy pragn� us�ysze� znowu t� muzyk�, bez kt�rej powietrze w pa�acu i na s'cie�kach parku staje si� nie do oddychania. Kiedy zdarza si� to wieczorem albo o zmierzchu, wszyscy spogl�daj� w g�r� na o�lep�e �ar�wki czy te� rurki neon�w tak d�ugo, a� znowu rozb�ysn�, i radiofonia przewodowa zacznie gi�� od tego miejsca, w kt�rym przesta�a... W owej chwili wszyscy renci�ci siedz�cy na schodach, na sedesach, le��cy w ��kach oddychaj� z ulg� i zn�w s�uchaj� muzyki, tak jak si� muzyki powinno s�ucha�, z zainteresowaniem, �ycie zaczyna si� znowu toczy� i wszystkie te oczy spogl�daj�ce w g�r� z niecierpliwym, niemal gniewnym oczekiwaniem, oczy te opuszczaj� si� znowu, wpatruj� si� w pod�og�, w piasek, bo niemal wszyscy rencis'ci maj� pochylone g�owy (przygi�a im je staro�� i choroby), i nadal badaj� struktur� dywanu, linoleum i piasku, na kt�rym stawiaj� swoje ostro�ne nogi, poniewa� tu, w domu starc�w, trzeba zwraca� na ch�d ogromn� uwag�, ka�dy bowiem upadek oznacza utrat� zdolnos'ci poruszania si�, pot�uczenia, a to ju� koniec, bo ka�dy, kto mo�e si� porusza� i sam p�j�"� do toalety, jest tu, w domu starc�w, uwa�any za zdrowego. Obesz�am pa�ac a� do miejsca, gdzie pod starymi drzewami ci�gnie si� druciana siatka ogrodzenia. Tu s'cie�ka ko�czy si� w trawie. Ja jednak spostrzeg�am, �e to ogrodzenie pod starymi ga��ziami, zwisaj�cymi tak nisko, �e mo�na dosi�gn�� ich r�k�, �e ogrodzenie to przydeptane jest a� do ziemi, wystarczy chwy- 17 ci� wyci�gaj�c� si� us�u�nie ga��� i przekroczy� przydeptane druty, a potem i�� dalej, zakazan� �cie�k� zaro�ni�t� niemal traw�, �cie�k�, kt�ra, cho� ledwie dostrzegalna, to jednak prowadzi na taras pa�acu. By�am ogromnie podniecona, dr�a�am na my�l, �e mo�e mnie zobaczy� siostrzyczka albo administrator czy te� sam lekarz naczelny, ale pragnienie ujrzenia tego zakazanego parku by�o tak nieprzeparte, �e sz�am wzd�u� wysokiego ogrodzenia a� tam, do balustrady, sk�d otwiera� si� widok na miasteczko, gdzie zatrzyma� si� czas, miasteczko, przed kt�rym jednak rysowa�y si� na tle nieba pos�gi nagich dziewcz�t i m�odzie�c�w, pos�gi m�odych m�czyzn bez odzienia, starc�w o biodrach przys�oni�tych sfa�dowanymi szatami, ka�dy z tych pos�g�w sta� na wysokim cokole, tak �e musia�am podnosi� wzrok, �eby zobaczy� wykute w piaskowcu cia�a, ka�dy z tych pos�g�w mia� w r�kach jaki� przedmiot, rzecz, owoce... A chocia� mieszka�am w miasteczku ponad czterdzie�ci lat, nigdy nie znalaz�am czasu, �eby popatrze� na ten szpaler pos�g�w, na �cie�ki rozbiegaj�ce si� gwia�dzi�cie, drogi wysadzone strzy�onymi bukami, za kt�rymi wznosi�y si� figury przedstawiaj�ce miesi�ce, co sto metr�w pos�g, a wok� niego wychylaj�ce si� buke-we konary i ga��zki, listowie czerwonych buk�w dotykaj�ce tych pi�knych ludzkich cia�. I kiedy zatrzyma�am si� przed pos�giem nagiej m�odej kobiety, nie potrzebowa�am szuka� odpowiedzi w zaro�ni�tym mchem starym napisie i w wierszu opiewaj�cym maj, wykutym na cokole. Ten pos�g m�odej �licznotki o ma�ych piersiach i wyzywaj�cych biodrach podzia�a� na mnie bardziej ni� lustro. Zrozumia�am, dlaczego dom starc�w oddzielono siatk� drucian� od tego parku, poj�am, co to znaczy by� m�odym, by� m�od� kobiet�, wyci�gn�am r�k� i dotyka�am �ydek i ud, i bioder, i czu�am t� ziarnisto�� kobiecego cia�a, czu�am w palcach urod� kobiecej sk�ry i zrozumia�am, dlaczego kilku rencist�w odwa�y�o si� przydepta� siatk� ogrodzenia i na w�asn� odpowiedzialno�� i ryzyko p�j�� tam, by por�wna� si� z tymi pos�gami. 18 A wi�c sta�am tam, przygl�da�am si� wszystkim tym twarzom i cia�om, i jedynie k�cikiem oka spostrzeg�am, �e to, co pos�gi trzymaj�, ma jaki� g��bszy sens, �e w�a�ciwie wszystkie te wyrze�bione przedmioty towarzysz�ce pos�gom dope�niaj�, a nawet przedstawiaj� i reprezentuj� ca�y rodzaj ludzki, wszystkie fazy tworz�ce razem to, co jest natur�, wiosn�, latem, jesieni�, zim�... I tak oto sta�am przed pos�giem Maja, i nagle poj�am, �e musia�am doj�� a� tu, taka, jaka jestem, aby � p�ki jeszcze czas � m�c przenikn�� tajemnic� ka�dego pos�gu, a mo�e kiedy� tajemnice wszystkich tych pos�g�w, kt�re z ca�� pewno�ci� nic wi�cej nie m�wi� ponad to, czym jest ludzkie �ycie, cykl, kt�ry ju� niemal przeby�am. Zdawa�am sobie spraw�, �e w tych pos�gach z piaskowca zawarta jest powie��, dzieje cz�owieka, kt�ry czeka� tu na mnie, aby mi wykutym w kamieniu pismem wyja�ni� to, o czym z pewno�ci� wiedzia� hrabia Szpork i jego go�cie, kt�rzy przechadzali si� t�dy i odczytywali w pos�gach zdarzenia z �ycia cz�owieka. Nikt nie szed� przez park, w dole le�a�o miasteczko otoczone rzek� i czerwonymi murami obronnymi, tam, po drugiej stronie rzeki, wznosi� si� be�owy browar, jego komin, l�ni� blaszany dach, gdzie mieszka�am d�u�ej ni� �wier� wieku, gdzie by�am szcz�liwa, bo by�am pi�kna i m�oda, tak jak pos�g m�odej kobiety, pod kt�r� ledwie mo�na odczyta� w�r�d mchu napis: Mai. Postanowi�am, �e codziennie b�d� chodzi� zakazan� �cie�k� tu, mi�dzy pos�gi, kt�re chcia�y mi tyle powiedzie�, bo ja nie zdawa�am sobie nawet sprawy z tego, �e �ycie tak szybko up�ywa. W�a�ciwie to zanim zd��y�am si� rozejrze�, ju� musia�am sobie wyrwa� pierwszy siwy w�os. Ale w�wczas mia�am ci�gle wra�enie, �e jest jeszcze sporo czasu, �e na wszystko mam czas, �e staro�� to co�, co mnie nie dotyczy. A wi�c farbowa�am w�osy, likwidowa�am wszystkie zmarszczki kremami i masa�em, Franci jednak pozostawa� wci�� taki sam, wydawa�o mi si� nawet, �e jest taki, jaki by�, gdy mia� trzydzie�ci lat, 19 a�e i on starza� si�, bo oto nagle znalaz� si� na emeryturze, nagle przeprowadzili�my si� do willi nad rzek�, kt�r� sama sobie zaprojektowa�am... i nagle mia�am urodziny, i sko�czy�am sze��dziesi�t lat, i nagle"dostalam paradentozy, i pan doktor Szlosar wyrwa� mi wszystkie z�by, i obieca�, �e zrobi mi sztuczn� szcz�k�, kt�ra b�dzie jeszcze �adniejsza ni� moje z�by, tak m�wi� pan doktor Szlosar, a ja czytaj�c w jego oczach i g�osie uwierzy�am, �e sztuczne z�by s� jeszcze bardziej. I�ni�-ce ni� wszystkie te, kt�re mi wyrwa�, �e w Ameryce nale�y wprost do dobrego tonu, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, kaza� sobie wyrwa� zdrowe z�by i zamiast nich wstawi� takie, kt�re mo�na umy� pod strumieniem wody, �e plombowane z�by nadal si� psuj� i powoduj� reumatyzm i choroby serca... Mnie jednak zdarzy�o si� to jesieni�, pan Szlosar by� w dobrym humorze, jak mi powiedziano: ka�da jesie� to raj dla technika dentystycznego, bo to pora polowa� i ostatnich side�, a my�liwi z naszego miasteczka tak czcz� ka�de to polowanie, �e upijaj� si� i nad ranem, kiedy czasami rzygaj� do rowu albo miski klozetowej, wypadaj� im te ich drogie sztuczne szcz�ki, tak wi�c przez ca�� jesie� a� do Nowego Roku pan Szlosar ma r�ce pe�ne z�b�w, pracuje nawet nocami, aby naprawi� czy te� zrobi� now� sztuczn� szcz�k� dla swoich klient�w-my�liwych, kt�rzy p�ac� trzy razy tyle, ile zap�acili po raz pierwszy za swoj� sztuczn� szcz�k�. Kiedy dzi�s�a mi si� wygoi�y, chodzi�am na odciski dzi�se� w gipsie, a po miesi�cu przysz�am pe�na nadziei, us'miecha�am si�, bo wiedzia�am, �e tego dnia w�o�� mi do ust te z�by z porcelany, to dzie�o kunsztu artystycznego, jak mawia� pan Szlosar, te konwalie zasadzone w r�owych dzi�s�ach. Pan Szlosar znikn�� w swojej pracowni, a kiedy zjawi� si� z powrotem w gabinecie, ni�s� na cynowej tacy cos' owini�tego w wat�, poprosi� mnie, abym usiad�a w fotelu i zamkn�a oczy, otwar�a usta, po czym wsun�� mi do ust, na dolne dzi�s�a, cos' ch�odnego i ci�kiego, tak �e pod tym ci�arem opad�a mi broda, potem w�o�y� mi cos' jeszcze wstr�tniejszego, jaki� przed- miot, po kt�rym chcia�o mi si� wymiotowa�, zacz�am si� d�awi�, ale g�os pana Szlosara zaklina� mnie, �ebym tylko przyssa�a do podniebienia te srebrne spr�ynki i poczeka�a chwil�, a� ca�a szcz�ka si� zagrzeje. I ja, kt�ra klaska�am, widz�c pana Szlosara wchodz�cego i nios�cego na cynowej tacy to moje sztuczne ocalenie, ten m�j ratunek, mia�am teraz wra�enie, �e �cisn�� mi ca�� g�ow� w imadle, czu�am, �e jestem �miertelnie blada, �e ca�e moje cia�o i dusza wzdragaj� si� przed tak� zniewag�, ha�b�, kt�r� pozwoli�am sobie w�o�y� do ust, przed tym wrogim przedmiotem, t� ch�odn� macosz� pieczar�, w kt�rej w d� i w g�r� stercz� i skapuj� stalaktyty i stalagmity. Zap�aci�am, pan Szlosar zapewnia� mnie, �e to tylko sprawa przyzwyczajenia, �e za �adne skarby nie wolno mi wyj�� tego jego dzie�a sztuki, do kt�rego przywi�zywa� tak� wag�, �e musz� nawet z tym spa�, �e w najlepszej sytuacji s� starzej�ce si� ekspedientki i urz�dniczki, kt�ce musz� mie� z�by ju� cho�by tylko ze wzgl�du na urz�d czy sklep. Odprowadzi� mnie a� na rynek, w�a�ciwie to musia� mnie podpiera�, oddala�am si� z jego gabinetu dentystycznego tak jako� jak wdowa odprowadzana od mogi�y, a on podpiera� mnie i szepta� mi do ucha, �ebym nie wodzi�a ciekawskim j�zykiem po tych z�bach, ciekawski i niespokojny j�zyk mo�e dosta� r�y na koniuszku, a nawet raka, �e jedna z jego klientek przez ten sw�j ciekawski j�zyk nabawi�a si� takiej choroby i musieli j� najpierw leczy� na oddziale psychiatrycznym, psychoanalityk nak�ad� jej do usz-u, wbi� jej w g�ow� rozkaz, �e nie wolno jej, nie wolno za �adn� cen� zaspokaja� swojego ciekawskiego j�zyka, bo w przeciwnym razie z r�y b�dzie rak; pan Szlosar powiedzia� mi na po�egnanie, �e jest wielu m�czyzn, zahartowanych m�czyzn, kt�rzy kazali sobie zrobi� sztuczn� szcz�k�, ale mieli j� w ustach tylko raz, a potem od�o�yli j� do szuflady i woleli �uj�c sk�rki poodgniata� sobie bezz�bne dzi�s�a, �e mieli tam wspania�e guzy, kt�re doskonale zast�powa�y z�by... Ba! Ja jednak zawsze by�am pi�kn� kobiet�, a wi�c nie przynios� mu wstydu i za wszelk� cen� b�d� te z�by nosi�! M�wi� mi 20 21 to poufnie i wyj�� ca�� swoj� sztuczn� szcz�k�, podsun�� mi j� pod oczy i powiedzia�: � Ja tak�e chcia�em te z�by wyrzuci�, ale niestety! Jak�ebym m�g� proponowa� komu�' sztuczn� szcz�k�, je�libym jej sam nie nosi�? To by�oby tak samo jak z tym aptekarzem Kolarzem, kt�ry ma g�ow� �ys� jak kolano, a ci�gle proponuje ka�demu p�yn na porost w�os�w, p�yn wprost niezawodny! Ale dla m�czyzn, kt�rzy po raz pierwszy maj� sztuczn� szcz�k�, najlepsz� rzecz� jest podj�� z kasy oszcz�dno�ci albo po�yczy� czy te� wzi�� od �ony tysi�c koron, zafundowa� sobie tydzie� urlopu i siedzie� ws'r�d ludzi w gospodzie, i pi� piwo, od rana do p�nej nocy �yka� wzmacniaj�c� w�deczk�, bo to jedyny spos�b, �eby o sztucznej szcz�ce zapomnie�... Oczywi�cie � podkre�li� pan Szlosar � podczas ca�ej tej kuracji z�by musz� by� w ustach... A ja sz�am przez rynek z uniesion� g�ow�, musia�am tak i��, bo gdybym si� cho� odrobin� pochyli�a, g�owa by mi obwis�a i szcz�ka wypad�a. Czu�am to, rozp�aka�am si�, bo z g�ry wiedzia�am, �e jestem staruszk�, od tej chwili b�d� babsztylem, bezz�bn� staruch�, jako �e czego�' takiego w ustach nie znios�, nawet gdybym podj�a z kasy oszcz�dno�ci wszystkie pieni�dze, gdybym pi�a przez p� roku, i to tylko szampana i piwo, bo przecie� na tyle siebie zna�am i wiedzia�am, �e tych z�b�w nie znios�, ca�e moje cia�o, dusza, wszystko mi m�wi�o, �e tej sztucznej szcz�ki nie chce, z ka�d� chwil� coraz bardziej zdawa�am sobie spraw�, �e zosta�am oszukana, �e mi do ust wsadzili kowad�o z ku�ni, t� ogromn� szklan� popielniczk� na niedopa�ki i zapa�ki, dwie ostre muszle z rzeki, o kt�re ju� sobie skaleczy�am j�zyk, j�zyk przera�ony tym wszystkim bez reszty i obmacuj�cy to obce w ustach, nie mog�am tego j�zyka powstrzyma�, jako taki wcale ten m�j j�zyk nie by� ciekawski, ale oszo�omiony, zwariowa� ten m�j �akomy j�zyk, krwawi� i got�w by� sam si� zabi�, tak bywa � opowiadali my�liwi � gdy �asiczka wpadnie w sid�a: wcale nie zraniona umiera po zachodzie s�o�ca. A wi�c kiedy wr�ci�am do domu, wyci�gn�am stare narz�dzia ze Szkody czterysta trzydzie�ci, wzi�am stalow� d�wigni� do zak�adania opon, �y�k�, wyplu�am z�by na st�, przera�ona patrzy�am na te z�by, kt�re si� ze mnie s'mia�y, �miech rozdziawia� szeroko dzi�s�a, i kilkoma uderzeniami roztrzaska�am te drogie z�by, porcelana roztrzaska�a si� jak butelka po piwie, wali�am potem jak szalona, a� zmia�d�y�am na proch i py� te r�owe dzi�s�a, a z�by rozprys�y si� po kuchni. Zmiot�am resztki i wrzuci�am do pieca... Kiedy przed �wi�tami Wielkiej Nocy robi�am generalne porz�dki i odstawi�am st� do zmywania, wymiot�am stamt�d jeszcze kilka z�b�w... Sta�am przed wykutym z piaskowca pos�giem m�odej kobiety, co p� godziny gdzie� za wzg�rzem startowa� samolot wojskowy, nad pa�acem z og�uszaj�cym rykiem i �wistem wzbija� si� prosto w g�r�, czasami ca�a eskadra, jeden samolot za drugim, tak �e ten odg�os ich odrzutowych silnik�w i skrzyde� wywo�ywa� lament i j�k jak podczas kl�sk �ywio�owych. Sta�am i wpatrywa�am si� w twarz tej spokojnej czystej kobiety spowitej mg�awic� mi�o�ci i pragnienia oraz oczywisto�ci uczucia, jej profil rysowa� si� na tle nieba, s�o�ce ze�lizn�o si� za ogromne d�by, na b��kitnym niebie nad k�dziorami pos�gu l�ni�a linia, gdzie� tam na wysoko�ci dziesi�ciu kilometr�w kre�li� na niebie sw�j siad promienny samolot, pozostawia� za sob� neonow� lini�, tak jak r�ka szklarza ci�gnie diament i ryje w szkle g��bok� rys�, wzd�u� kt�rej, gdy si� lekko uderzy, szyba prze�amuje si�, ten wznosz�cy si� samolot znikn�� teraz przys�oni�ty g�ow� z piaskowca, by po chwili pojawi� si� przy oku tej �licznotki z kamienia, przebi� jej g�ow� jak szpilka secesyjny kapelusz... Zawr�ci�am, patrzy�am na moje rytmiczne trzewiki, jak przesuwaj� si� po wysypanej piaskiem �cie�ce, g�ow� mia�am pochylon�, mija�am pos�gi kolejnych miesi�cy, ale nie podnosi�am wzroku, wiedzia�am, �e tu na mnie czekaj� i �e mam przed sob� kolejne dni, dni, kiedy znajd� do�� si�, �eby spojrze� 22 23 na to, co rze�biarze baroku wyciosali z piaskowca dla hrabiego Szporka... i dla mnie... Kiedy przekracza�am przydeptan� siatk� ogrodzenia, aby ukradkiem niczym z�odziej wr�ci� do domu starc�w, na niebie nad miasteczkiem rozleg� si� og�uszaj�cy huk. Jak zawsze odnios�am wra�enie, �e zawali� si� browar, �e rozpad�a si� w gruzy katedra �wi�tego Idziego, ale teraz zdawa�o mi si� jeszcze, �e run�� pa�ac, czeka�am chwil�, �e mo�e zderzy�y si� nad domem starc�w dwa samoloty odrzutowe, �e lada moment zaczn� jedne za drugimi spada� ich szcz�tki i zasypi� pa�ac i park z pos�gami... Ale panowa�a cisza, po prostu nie zdarzy�o si� nic innego, tylko powietrze rozdar�a ogromna detonacja za przelatuj�cym samolotem, kt�ry przekroczy� barier� d�wi�ku. A ja ledwie zd��y�am cofn�� si� o trzy kroki, ostrze�ona jakim� wy�szym systemem sygnalizacyjnym wyczu�am, �e rynna, ta sama, kt�ra trzyma�a si� tylko w jednym miejscu, teraz urwa�a si� i nie zmieniwszy swojej poziomej pozycji, uderzy�a o ziemi�, kilka razy podskoczy�a, a potem le�a�a cicha i spokojna, wyci�gni�ta jak martwy ju� od dawna w��. Min�� miesi�c mojego pobytu w domu starc�w i nagle poczu�am si� rozczarowana. A to dlatego, �e ci�gle mniema�am o sobie, i� jestem kim�' innym ni� pozostali, pragn�am, �ebym do pa�acowego parku mog�a chodzi� tylko ja, po kryjomu, mie� swoj� tajemnic�, robi� cos' zakazanego, chodzi� od pos�gu do pos�gu, obawiaj�c si�, �e mnie kto� zauwa�y. Wiedzia�am jednak, �e ka�dy, kto tylko zechce, mo�e przest�pi� to ogrodzenie; �e siatka jest tam w�a�ciwie jedynie po to, aby zwr�ci� rencistom uwag�, i� za tym p�otem rozci�ga si� jaki� raj utracony. Tak wi�c bardzo cz�sto spotyka�am tam mieszka�c�w pa�acu, spacerowali, a ja ju� po tygodniu stwierdzi�am, �e naprawd� to wcale nie patrz� na pos�gi, �e spaceruj� tam tylko po to, �eby 24 zabi� czas, �eby usi��� na �aweczkach ukrytych pod czerwonymi bukami, �eby porozmawia�, ale przewa�nie milcze� i patrze� t�po przed siebie, a kiedy �wieci�o s�o�ce, o tak, to owszem, ka�dy rencista by� prawdziwym czcicielem s�o�ca, ka�dy wyci�ga� si�, zamyka� oczy i g�ow� zwraca� ku promieniom, ca�e godziny potrafili tak siedzie� w napi�ciu i nas�uchiwa�, jak przez sk�r� pomarszczonych twarzy przenika grzej�ce s�o�ce, w tym �wietle i blasku wszyscy jakby zapominali o swoim losie. Widzia�am, �e niekt�rzy renci�ci wol� wystawia� grzbiet, ten sw�j kr�gos�up, s�o�ce grza�o ich w plecy, a oni co chwila wydawali j�k, jakby im s�o�ce wciera�o w plecy ma�� kamforow�, jakby ich naciera�o wod� kolo�sk�... No i pewnego przedpo�udnia zaznajomi�am si� tu z trzema rencistami, kt�rzy spacerowali w milczeniu, czasami zatrzymywali si�, spogl�dali na siebie porozumiewawczo, wzdychali i szli dalej. Zna�am ich z miasteczka, w kt�rym zatrzyma� si� czas, ale nigdy nie mia�am okazji z nimi porozmawia�, niezmiennie elegancki pan Otokar Rykr, z cwikierem na przemian to w palcach, to wci�ni�tym u nasady nosa, urz�dnik z fabryki pan Karol Wyborny, w kaszkiecie, jaki nosili szoferzy, oraz pan Wac�aw Korzonek, maszynista z odkryt� g�ow�, kt�ry swoje jasne w�osy nieustannie rozczesywa� i zgarnia� do ty�u rozcapierzonymi palcami. Podnios�am wzrok na herb hrabiego Szporka, na siedem pi�ropuszy w dw�ch rz�dach, herb umieszczony nad wyj�ciem z pa�acu na taras zamkni�ty balustrad�. Kiedy milcz�cy starcy przechodzili w zamy�leniu obok mnie, odwr�ci�am si� i spyta�am: � S�ysza�am, �e s� panowie znawcami i �wiadkami dawnych czas�w. Czy mogliby mi panowie powiedzie�, kto to by� hrabia Szpork? Zatrzymali si�, spojrzeli badawczo na mnie, potem jeden na drugiego... I wydawa�o si�, �e w�a�nie na to pytanie czekali, �e spodziewali si� go, ale nie od ka�dego rencisty, lecz w�a�nie tylko i wy��cznie ode mnie, wi�cej: pragn�li, �ebym to by�a ja, 25 ja, kt�r� od tak dawna znali, a dopiero tutaj, w domu starc�w, stali oto twarz� w twarz ze mn� i z pytaniem, jakie zapowiada�o, �e b�dzie czym�' wi�cej ni� tylko podan� w grze pi�k�. Pan Wac�aw Korzonek obur�cz przycisn�� do skroni niepos�uszne w�osy, po czym zacz�� swoj� opowie��: � Narzeczon� hrabiego Szporka by�a baron�wna Franciszka Apolonia z Sweerts-Reist�w, pan hrabia da� jej rok do namys�u, gdyby poczu�a, �e serce jej lgnie ku innemu m�czy�nie, �eby mu to powiedzia�a... A potem �lub ich odby� si� pierwszego maja tysi�c szes'�set osiemdziesi�tego sz�stego roku na �l�sku... Powiedziawszy to, zwr�ci� si� do dw�ch swoich przyjaci�. Pan Otokar Rykr wcisn�� cwikier u nasady nosa. � Jego ma��onka � podj�� � powi�a mu dw�ch synk�w, ochrzczono ich z is'cie kr�lewsk� pomp�, ale wkr�tce obu z�o�ono w ma�ych trumienkach w grobowcu ko�o kaplicy loreta�skiej, tam, w p�nocno-zachodnim rogu klasztornego dziedzi�ca, p�niej za�' hrabia kaza� ich przewie�� do Kuksu... Powiedziawszy to, pan Rykr spojrza� na trzeciego znawc� i �wiadka dawnych czas�w, pana Wybornego, kt�ry ci�gn��: � W pa�acu by�o p�niej jak w klasztorze, augustianie odprawiali tu codziennie msze, w kt�rych uczestniczy� pan hrabia z dwiema c�reczkami, sam za� czyta� im pobo�ne ksi�gi, c�reczki wi�c pogr��a�y si� w ascezie i pragnieniu czystego �ycia duchowego. Starsza, Eleonora, wst�pi�a do zakonu Zwiastowania Naj�wi�tszej Panny Marii i hrabia zbudowa� jej klasztor w pobli�u Kuksu, zmar�a w wieku dwudziestu lat. Druga c�rka, Anna Katarzyna, r�wnie� chcia�a wst�pi� do klasztoru, ale pan hrabia rozgniewa� si�, m�wi�c, �e klasztory usi�uj� zagarn�� ca�y jego maj�tek. Pos�a� kontess� w weselsze towarzystwo i sam znalaz� jej narzeczonego, podpu�kownika Franciszka Karola Rudolfa barona Sweerts-Reista, a poniewa� pan hrabia cierpia� na przewlek�� chorob�, w pa�acu panowa�a surowa dyscyplina... Oto co powiedzia� pan Wyborny i spoci� si� przy tym tak, �e zdj�� kaszkiet i delikatnie przetar� jego wilgotne denko. 26 I wszyscy trzej znawcy i �wiadkowie dawnych czas�w nagle si� rozja�nili i roze�miali si� serdecznie, i patrzyli na mnie, podnieceni tym, �e z szeroko otwartymi oczyma, zupe�nie oszo�omiona, s�ucha�am tego, co m�wili, oszo�omiona tym, �e wszystko wiedz�, �e � cho� to tacy urodziwi m�czy�ni � s� tu, w pa�acu, w domu starc�w, zupe�nie tak samo jak ja i ca�a ta reszta. Wszyscy trzej unie�li r�ce, wyci�gn�li palec wskazuj�cy, a ja odnios�am wra�enie, �e podaj� sobie takt, �e za chwil� wszyscy trzej zaczn� �piewa�, oni jednak tak jako� si� wyliczali: jak dzieci, kiedy deklamuj� wierszyk i jedno z nich musi wyj�� z ko�a, i rzeczywi�cie, wyliczali si�, a potem wskazali na tego ostatniego, pana Wybornego, kt�ry podj�� z przymkni�tymi powiekami: � Nikomu nie by�o wolno bez pozwolenia oddali� si� z zamku i uda� do miasta, wieczorem wszyscy musieli by� w domu i nie cierpiano �adnych zbytk�w, kapelmistrz i marsza�ek dworu Tobiasz Seeman zapisa� w swoim Dzienniku... Pan Wyborny uni�s� obie d�onie, otworzy� oczy i energicznym gestem da� znak panu Korzonkowi, kt�ry z rado�ci� ci�gn�� dalej: � Poetka nadworna Klinkowska oraz jej kochanek Hieronim w obecno�ci ca�ego dworu otrzymali na dziedzi�cu zamkowym po pi��dziesi�t r�zeg za mi�osne igraszki i zostali bez zw�oki wygnani, Hieronimowi pozostawiono jedynie Zippel-pelz... Zanim jeszcze pan Wyborny doko�czy� swoj� parti�, ju� uni�s� r�k� i da� znak panu Otokarowi Rykrowi, kt�ry przyciskaj�c r�ce do piersi, m�wi�: � Jerzy Wotawa, Parzyzek i Simon wybierali si� czasem do miasteczka wieczorem, rano przychodzili z nadwer�onymi nieco po szlachetnej zabawie facjatami... Wysz�o to na jaw i dostali od hrabiego lanie. Simonowi si� to nie podoba�o i wegen Gegenbrummen dosta� raz jeszcze. S�uga Simplex, to znaczy b�azen, dosta� w sk�r�, bo nie chcia� na rozkaz ta�czy�. Inny, bo podjada� ser i podpija� wino. Hrabia przez dwie godziny prawi� kazanie my�liwemu Kostomlatskiemu za to, �e popsu� polowa- 27 nie na dzikie g�si. Hrabia sam zakaza� przeklinania i poleci�, �eby takiemu, co si� os'mieli kl��, �eby takiemu upartemu blu-�niercy napchano do ust trzy �y�ki smaru do k�. A jak pan hrabia spostrzeg�, �e kto�' w pobli�u parku roznieca ogienek, podnosi� straszliw� wrzaw�... � Pan Otokar Rykr odetchn�� i spojrza� na swoich przyjaci�, �e ju� dalej nie mo�e, �eby wiec kt�ry� z nich podj�� opowiadanie. Pan Wyborny sam sobie da� obur�cz znak jak na starcie i ci�gn�� weso�o: � W mie�cie pan hrabia Szpork zauwa�y�, �e w szkole okiennica wisi tylko na jednym zawiasie, i natychmiast pan nauczyciel musia� stan�� pod pr�gierzem przed starym ratuszem ku uciesze gawiedzi, ksi�dz proboszcz Pabie�ski wola� opu�ci� miasteczko, ni� znosi� zniewagi ze strony hrabiego... I tak pan hrabia umar� w tym pa�acu, �mier� pana hrabiego wszystko za�atwi�a... � Pan Wyborny przerwa�, rozejrza� si�, da� obur�cz znak, wszyscy trzej zbli�yli do siebie g�owy i zadeklamowali na trzy g�osy: � ...trzydziestego marca tysi�c siedemset trzydziestego �smego roku... Tak oto sko�czyli opowie��, nadal dotykali si� g�owami, oczy mieli zamkni�te, trzej znawcy i �wiadkowie dawnych czas�w, a ja, kt�ra w miasteczku przez trzydzie�ci lat gra�am w teatrze, og�em sze��set razy gra�am w k�ku teatralnym �Halek", ja za�ama�am r�ce, bo takiego teatru nie widzia�am, nigdy nie widzia�am, �eby kto� tak zagra� bez jednej cho�by pr�by, ot, tak sobie, tu i dla mnie. Kiedy unie�li g�owy i spojrzeli na mnie, klasn�am w d�onie, wyci�gn�am r�ce i wszyscy trzej ujmowali moje d�onie, patrzyli na mnie i promienieli, jakby znale�li we mnie i przeze mnie pow�d, aby to, co tyle ju� razy sobie opowiadali, �e nie mieli ju� �adnego powodu raz jeszcze tego powtarza�, a wi�c ja oznacza�am pewnie dla nich natchnienie, wystarczaj�cy pretekst, aby mogli si� zaprezentowa�, aby mogli si� pochwali� tym, co wiedz�... Tego� wieczoru zaraz po kolacji znawcy i �wiadkowie dawnych czas�w zaprosili mnie na spacer. Wiatr potrz�sa� konarami drzew i ga��zie wydawa�y d�wi�k taki, jakby na ka�dej ga��zce powiewa�a chor�giewka. Kiedy min�li�my bram� i szli�my alej�, ga��zie, spl�tane ze sob� i wpl�tane w siebie, ociera�y si� i drzewa skrzypia�y i st�ka�y jak stare barki i �odzie rybackie w porcie. Wiatr ci�gn�� od do�u, od rzeki, nios�c ostr� wo�. Trzej renci�ci milczeli, bo szli�my skrajem miasta, wysokie latarnie sodowe o�wietla�y ��to drog� i ulic�, domki i przechodni�w. Tymi przechodniami byli�my jednak tylko my, nie je�dzi�y nawet samochody ani motocykle. Kiedy przechodzili�my ko�o okien, tu i �wdzie mimo zas�on pol�niewa�y b��kitne ekrany telewizor�w, na kt�rych toczy� si� jaki� wa�ny mecz pi�ki no�nej, bo widzowie krzyczeli, tysi�ce widz�w wybucha�o radosn� wrzaw�. Kiedy znale�li�my si� na Starych Wa�ach, pan Korzonek skr�ci� w zacisze. Tu latarnie by�y niskie, gazowe, o�wietla�y listowie, kt�re je przys�ania�o, niskie domki oddziela�y od drogi p�oty, ale przez szpary wida� by�o b��kitne telewizory. A w dole p�yn�a �aba, pi�trzy�a si� nieczysto�ciami, kopiate dno l�ni�o puszkami i s�oikami. Kroczyli�my tu wolno, blask latarni gazowych obejmowa� tu i �wdzie budynek, okna, ogr�dki na tarasach, kr�likarnie, chle-wiki, cementowane podw�rka, pralnie i drzewka, i krzaki porzeczek i agrestu, kt�re by�y tak samo chore jak �aba. A potem szli�my pod wiatr przez most i dalej ulicami, nigdzie nie spotykali�my nikogo, gdy spojrza�am w g�r� i w d� ulic, kt�re przemierzali�my, ani na Je�dzieckiej, ani w alei El�biety nie wida� by�o �adnego przechodnia, tylko od domku do domku ni�s� si� g�os komentatora mi�dzynarodowego spotkania pi�karskiego. Kiedy wyszli�my z uliczki na g��wn� alej�, wiatr, kt�ry zdmuchn�� papierki z ca�ego rynku i powywraca� kosze wraz z ich zawarto�ci�, teraz p�dzi� to uliczk� wprost na nas. Obr�ceni plecami wycofali�my si� a� na g��wn� alej� i po kilku krokach wiatr usta�. Okna hotelu �Na Ksi���cym" pol�niewa�y s�abo, na wysoko�ci parteru b�yszcza�a w nich telewizja, tak jakby 28 29 w oddali wschodzi� ksi�yc, kelnerzy w bia�ych kurtkach stali i bez ruchu wpatrywali si� w ekran, ale na rynku nie by�o �ywego ducha. Kolumn� dzi�kczynn� z figur� Naj�wi�tszej Panny Marii o�wietla�y subtelnie cztery kandelabry z kutego �elaza, latarnie gazowe z ubieg�ego wieku, cztery pos�gi s'wi�tych sta�y na coko�ach i zdawa�o si�, �e ta�cz�. Pan Rykr wcisn�� na nos cwikier, zgarn�� d�o�mi do ty�u wypomadowane w�osy, tak �e przylgn�y mu do g�owy jak czarny czepek k�pielowy, i zacz�� m�wi� cicho, patrz�c na swoich dw�ch przyjaci�, kt�rzy stali niczym biegli s�dowi, ws�uchiwali si� w ka�de s�owo, spogl�dali w g�r� i jedynie skinieniem g�owy wyra�ali wiar� w to, co ich druh m�wi�... � Miasteczko to � opowiada� pan Rykr, trzymaj�c si� lekko za szyj� � w sze��dziesi�tych latach minionego stulecia liczy�o trzy tysi�ce pi�ciuset mieszka�c�w i trzysta czterdzie�ci dom�w, prowincjonalne miasteczko po�o�one w nadzwyczaj urodzajnym Z�otym Pa�mie Nad�abia�skim, gdzie dojrzewa�y nie tylko k�osy zbo�a, ale i rzepak, zwany kr�lewskim. Dlatego te� przyje�d�ali tu furmani a� spod Karkonoszy i Jesztiedu, aby kupowa� jag�y, m�k�, kasz� mann�, soczewic� i groch. Obok tych bogatych krupiarzy, kt�rych w owych czasach by�o dwunastu, mieszkali tu trzej blacharze, krawc�w by�o dwudziestu sze�ciu, rymarzy dw�ch, no�ownik�w dw�ch, ku�nierzy pi�ciu... Dwaj znawcy i �wiadkowie dawnych czas�w nagle stali si� czujni, obronnie unie�li d�onie i jeden po drugim zawo�ali: � Sze�ciu! Pan Rykr zamy�li� si� i zaczerwieniwszy si� lekko, poprawi�: � Ku�nierzy sze�ciu, garncarzy trzech... Pan Korzonek uni�s� r�k� i wysokim radosnym g�osem zrobi� dygresj�: � Garncarz Sztolba mia� warsztat ko�o Bobnickiej Bramy i zachowa� si� po nim polewany garniec na mleko z ozdobami wyobra�aj�cymi �ycie... 30 l Cofn�� si�, uk�oni� i r�k� da� znak, aby jego przyjaciele podj�li tok opowie�ci, a ja s�ucha�am, dziwi�am si�, �e tego wszystkiego nie wiem, �e wszystko to, co s�ysz�, jest najpi�kniejsze, �e nic pi�kniejszego nie s�ysza�am jeszcze nigdy w �yciu, bo wszystko, co opowiada si� o naszym miasteczku, musi by� pi�kne... � Sklepikarzy by�o dwudziestu trzech, kupc�w dziewi�ciu, powro�nik�w czterech, z kt�rych znany jest nam Kreibich, co mieszka� w n�dznym Purku na Za�abiu, kapelusznik jeden, czapkarzy czterech, grzebieniarzjeden, piekarzy jedenastu, ko�odziej�w dw�ch, zegarmistrz�w dw�ch, garbarzy pi�ciu, cie�la jeden, mistrz murarski jeden, hycel jeden, przewo�nik�w czterech, cukiernik�w dw�ch... I rozwar�y si� szeroko wahad�owe drzwi hotelu �Na Ksi���cym", i wybiegli m�odzi ludzie, ich uniesione r�ce wyra�a�y zachwyt, potrz�sali d�o�mi w powietrzu i wrzeszcz�c, biegali wok� rynku, i krzyczeli: � Gol! Przez caiy ten czas, kiedy m�odzi ludzie biegali wko�o i entuzjastycznie ryczeli, pan Korzonek trzyma� r�k� uniesion� w g�r�, a kiedy ostatni z m�odych ludzi znikn��, znowu zabra� g�os i doda� niezmiennie wysokim tonem: � Najs�awniejszym cukiernikiem by� Jan Obst, kt�rego wspomina� jeszcze Otakar Theer, poeta... Uk�oni� si� i cofn�� o krok, i ukaza� uniesion� g�ow� z profilu, wobec czego pan Rykr podj�� opowies'� i ci�gn�� dalej: � ...handel drewnem jeden, siodlarze trzej i wszyscy nazywali si� Holomouccy, stolarzy czterech, szewc�w dziewi�tnastu, gospod tyle� samo, z czego sze�� by�o szynkami, ma�larzy dw�ch, ceglarzy dw�ch, mydlarz jeden, ksi�garzy dw�ch, rybak jeden na Za�abiu, m�ynarzy dw�ch, Karol Rad