6085

Szczegóły
Tytuł 6085
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6085 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6085 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6085 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eliza Orzeszkowa Panna R�a Jak �yj�, nie do�wiadczy�em wi�kszego zdziwienia nad to, kt�rym przej�o mi� opowiadanie czy wyznanie tego zacnego, wykszta�conego, przyjemnego, nade wszystko za� bardzo, bardzo maj�tnego pana Seweryna Dorszy. Kiedy taki cz�owiek m�wi, wierzy� trzeba; a jednak, kt� by przypuszcza�, kt� by m�g� si� spodziewa�? Wi�c s�usznym jest rozkaz dany cz�owiekowi, aby nie czyni� si� s�dzi� bli�niego swego? Tak, tak! Bo czasem na nieznanym dnie czyjego� serca le�y w ukryciu taki brylant, �e niech si� przed nim i Ksi��� - Rejent z angielskiej korony schowa! Tylko �e samo jedno widzi go oko boskie... Chyba jedno boskie oko widzie� mog�o, �e ta panna R�a posiada w og�lno�ci jakikolwiek brylant, gdy� dla ludzkich oczu jest to sobie taka nie zajmuj�ca i nic nie znacz�ca figurka, co to j� mo�na sto razy widzie�, a niespodziewanie spotkawszy nie pozna�, i sto razy spotka�, a ochoty do najmniejszego zbli�enia si� nie do�wiadczy�. Ani m�odo�ci, ani wdzi�k�w, ani wy�szej inteligencji, ani stanowiska w �wiecie - s�owem: nic z tego wszystkiego, co mo�e zbli�aj�cemu si� cz�owiekowi przynie�� zysk pod postaci� jak�kolwiek, wi�c te� na zbli�enie zas�ugiwa�. Bo tak: je�eli kobieta jest pi�kn�, cho�by nieszpetn�, cho�by tylko m�od�, to tam cz�owiek r�nych przyjemno�ci kapitalnych lub pomniejszych spodziewa� si� od niej mo�e; je�eli znowu posiada inteligencj� niezwyczajn�, dowcip, talent, to opr�cz konwersacji przyjemnej i tego mi�ego podra�nienia ciekawo�ci, kt�re ka�da niezwyk�o�� obudz�, jest jeszcze w perspektywie niejaki odblask, rzucany przez wszelk� b�yszcz�c� rzecz na tych, kt�rzy si� do niej przybli�aj�. Zreszt� pi�kny umys� - to w tera�niejszych czasach najcz�ciej, dla kobiety zar�wno jak dla m�czyzny, i pi�kna pozycja w �wiecie; a je�li kobieta znajdzie si� w posiadaniu tej ostatniej, nie przez sam� siebie, ale przez m�a - i tak dobrze, bo sk�d wzi�ta, to wzi�ta, byle by�a, a ju� zaraz �atwiej dostrzec r�ne brylanty i w sercu, i w g�owie. Lecz istnieje ca�a kategoria kobiet takich, i� gdyby nagle rozwia�y si� w powietrzu i znikn�y, nikt nie spostrzeg�by, �e ju� ich nie ma, ani spostrzeg�szy, po nich westchn��. Bywa to nawet cz�sto pracowite, uczynne, us�u�ne, jakby wiecznie przepraszaj�ce za to, �e �yje na �wiecie; a pomimo to szacunku i sympatii ku sobie nie obudz�. Ej, nie! Siew uczu� jest zbyt drogim, aby go rozrzuca� po takich ja�owych dolinkach, gdy plony wyda� mo�e tylko na gruntach wysokich i �yznych. Do takich dolinek nale�y w�a�nie ta panna R�a, kt�ra w charakterze ubogiej krewnej i zarz�dzaj�cej gospodarstwem ochmistrzyni przebywa w powszechnie znanym i szanowanym domu naszych zacnych, mi�ych, go�cinnych, maj�tnych pa�stwa Januarostwa. M�wi�: naszych, bo mam zaszczyt s�siadowa� z Dworkami i poczytywa� si� za bliskiego znajomego, prawie za domownika ich w�a�cicieli. �adny maj�tek i - bez d�ug�w. Samo ju� to, �e pan January nie ma d�ug�w, co� dla s�siad�w jego znaczy, bo ka�demu jest przyjemnie zostawa� w znajomo�ci, a jeszcze i poufa�ej - z fenomenem. Gdyby brat pana Januarego �y�, z maj�tkiem by�oby nieco inaczej, bo musieliby si� nim podzieli�. Ale ten biedny Bronek od dawna ju� przesta� po tym �wiecie chodzi�. Dlaczego i jakim sposobem przesta�? - o tym dawniej w Dworkach ludzie mawiali po cichu, a potem m�wi� przestali, zapomnieli; pami�ta�y mo�e sosny lasu, kt�ry zaczyna� si� bliziutko od dworu, a ci�gn�� si� k�dy�, a� bardzo daleko; pami�ta� te� musia�a panna R�a, bo wyobra�cie sobie pa�stwo rzecz trudn� do wyobra�enia, ale prawdziw�, �e by�a ona niegdy� zar�czon� z rodzoniutkim bratem naszego maj�tnego i kochanego pana Januarego, z tym biednym Bronkiem, co to tak marnie... No, mniejsza o to, ale by�o potem powszechnie wiadomym, �e kiedy�ci� panna R�a by�a narzeczon� jednego z najprzystojniejszych i najmaj�tniejszych w okolicy naszej kawaler�w. Sic transit gloria mundi. Jednak, prawd� m�wi�c, i teraz jeszcze, gdyby si� kto przypatrzy� uwa�nie, m�g�by w niej dostrzec nie tylko �lady, lecz mo�e i pewne przetrwa�o�ci dawnej urody. Nie b�d�c ju� m�od� i bardzo te� star� jeszcze nie jest; tylko �e nic wcale nikogo do przypatrywania si� jej nie sk�ania, a sk�din�d znowu taka panna R�a jak �wieczka przy s�o�cu musi stawa� si� niewidzialn� wobec takiej pani Januarowej. Bo okolica nasza prawdziwie pochlubi� si� mo�e posiadaniem tej kobiety, r�owej jak zorza, bia�ej jak mleko, ho�ej jak m�oda pani, okaza�ej jak kr�lowa, a w dodatku m�drej... oho! �eby by�a bardzo pi�kn� - to nie: nosek za kr�tki, buzia za szeroka, w�osy koloru blond za rzadkie, ale cera jak r�e ze �niegiem, wzrost bujny, cia�a bia�ego du�o, wargi koralowe. �eby by�a wykszta�con� albo utalentowan� - tak�e nie, ale jest w niej sprycik taki, co to sam przez si� stanowi pewien gatunek m�dro�ci i to nie byle jakiej, bo prowadz�cej do posiadania r�nych d�br tego �wiata... no, naturalnie, �e nie tamtego, zaziemskiego, niepewnego, ale tego tutejszego, praktycznego, jedz�cego, pij�cego, i smaczno sypiaj�cego �wiata. Ju� pierwszym dowodem tego spryciku by�o jej wyj�cie za m�� za pana Januarego. Wdowiec z trojgiem dzieci, z w�osami szpakowatymi, a w�sem zupe�nie ju� bia�ym, ze zbytecznymi rumie�cami na t�ustej twarzy i ze zbyteczn� tusz� dla niewysokiej figury, nasz kochany i szanowany pan January zakocha� si� w dziewczynie do czerwcowego po�udnia podobnej, ale z�amanego szel�ga posagu nie maj�cej. Mo�e zreszt� i za wiele powiedzia�em, �e zakocha� si�, bo i wiek nie bardzo by� ju� po temu, i nigdy nie nale�a� do rz�du tych, kt�rzy w niebieskich migda�ach smakuj�. Ale w oko mu wpad�a, podoba�a si�, �e za� Dworki s� maj�tkiem dobrym i nieobd�u�onym, dlaczeg� mia�by odmawia� sobie jednej przyjemno�ci wi�cej w tym tak kr�tkim i utrapionym �yciu ziemskim? A je�eli to, �e si� o pann� Iz� o�wiadczy�, by�o bardzo zrozumia�ym, g�upcy tylko dziwi� si� mogli, �e ona te o�wiadczyny przyj�a. Byli tacy, kt�rzy dziwili si�, i tacy, kt�rzy si� martwili. Jaki� m�okos na ma�ej folwarczynie siedz�cy, kt�ry szalenie si� w niej kocha�, tak si� jej postanowieniem zaalterowa�, �e aby w s�siedztwie niewdzi�cznej bogdanki nie pozosta�, folwarczyn� sprzeda� i na skraj �wiata pojecha�. Ale to wszystko jest pustym i czczym romantyzmem. Fakt za� tak si� przedstawia, �e pani Januarowa �yje sobie w Dworkach jak kr�lowa, otoczona dostatkami, elegancjami, szacunkiem powszechnym i dworem, kt�rego m�� jej jest pierwszym marsza�kiem. Bo to i wiedzie� trzeba, �e nasz rozs�dny i sk�din�d energiczny pan January bardzo, bardzo zostaje pod wp�ywem �ony; niekt�rzy utrzymuj� nawet, �e cokolwieczek jej si� boi. �eby si� ba� - nie my�l�, bo przecie� maj�tek do niego nale�y, a ona ma na nim tylko prawn� cz�� i do�ywocie; ten za�, do kogo maj�tek nale�y, jest panem po�o�enia i nikogo ba� si� nie potrzebuje. Ale trzydzie�ci lat r�nicy w wieku ma��onk�w - to istotnie racja wytwarzaj�ca pewn�, �e tak powiem, sk�onno�� do ust�pstw ze strony tej, na kt�rej niekorzy�� r�nica ta wypada. Bo to i energii mniej znajduje si� po tej stronie, i zawsze jakie� mimowolne poczuwanie si� do winy czy do ni�szo�ci. Wi�c te� i w tym ma��e�stwie, je�eli kto ust�puje przed kim, to on przed ni�, je�eli kto znosi cokolwiek od kogo, to on od niej: tak si� ju� z tym pani Januarowa urz�dzi�a; a przecie� ka�dy przyzna, �e najwi�ksza m�dro�� cz�owieka polega na takim urz�dzeniu si�, aby o ile podobna, najmniej znosi�. S� tacy, kt�rzy utrzymuj�, �e cierpienia maj� swoj� dobr� stron�, kszta�c� serce, hartuj� ducha i co� tam jeszcze w tym rodzaju robi�. Bajki! Zdrowie marnuj�, �ycie skracaj�, zmarszczki do twarzy nap�dzaj�, apetyt niszcz� - i ka�dy, jak mo�e, tak od zbawiennego pieprzu tego ucieka, tylko �e nie ka�dy uciec potrafi. Nasza kochana pani Tanuarowa potrafi�a, wiec s�usznie m�wi�, �e cho�by nie tak to bardzo wykszta�cona i rozumna, jednak - rozumna! Ale powracam do panny R�y. Ile razy wypadkiem stan�a w mojej obecno�ci obok pani Januarowej, zawsze przychodzi�o mi na my�l: jakie to jednak bogactwo kontrast�w na tym �wiecie istnieje. Nie jest bardzo ma�ego wzrostu, ale �e ogromnie zeszczupla�a, twarz ma blad� i ubiera si� zawsze w szar�, be�ow� sukni�; wi�c przy okazalej, �wie�ej jak zorza, �wietnie wystrojonej pani Janurowej wygl�da jak niteczka w�t�a i sp�owia�a obok rozwini�tej w ca�ej okaza�o�ci sztuki materii jaskrawej, mi�sistej i szeleszcz�cej. Stosunek pomi�dzy dwiema tymi paniami jest naturalnie takim, jakim by� musi pomi�dzy zwierzchniczk� a podw�adn� - kobiet�, kt�rej los sprzyja, i tak�, dla kt�rej nie okaza� �adnej sympatii. Kiedy przed o�enieniem si� pan January prosi� narzeczonej, aby zgodzi�a si� na pozostawienie panny R�y w przysz�ym swym domu, bo jest krewn� jego i zupe�nie ubog�, a w domu tym wyhodowan�, teraz za� dzieci jego, osierocone po matce, hoduj�c� - panna Iza ch�tnie na pro�b� t� przysta�a, mojej siostrze za�, z kt�r� by�a i jest w wielkiej przyja�ni, zwierzy�a si� potem: - A c� mi to szkodzi, �e ta stara panna b�dzie w domu? Owszem, zajmie si� gospodarstwem i mnie przynajmniej nudne k�opoty z g�owy zdejmie. Przy t ym, te dwie dziewczyny... ch�opak nie tyle, bo wi�kszy, ale te dwie dziewczyny jeszcze ma�e, mog�yby mi nieraz ko�ci� w gardle stan��. Niech tam ona dogl�da ich i r�nych tam potrzeb ich pilnuje. Owszem, niech zostanie w domu; jeszcze jej pensj� jak� wyznacz�. Ale panna R�a chcia�a z pocz�tku inaczej troch� stosunek sw�j do pani domu zrozumie�. Gospodarstwem i m�odszymi dzie�mi zajmowa� si� - owszem, z ca�ego serca, z wdzi�czno�ci� nawet za pozwolenie, pragn�a. Pensyjk� przyj�a tak�e, bo i dawniej, nieco nawet wi�ksz�, za te same czynno�ci od krewnego otrzymywa�a. Tylko �e opr�cz pracy z jednej strony, a pensji z drugiej, co� innego chodzi�o jej po g�owie. Wiem o tym wszystkim szczeg�owo od siostry mojej, a powiernicy pani Januarowej. Ot� niebawem po przybyciu do Dwork�w m�odej pani panna R�a przykl�k�a u jej kolan i zaproponowa�a, aby by�y, to jest, aby ona i pani Januarowa by�y sobie siostrami. M�wi�a przy tym o swoim przywi�zaniu do pana Januarego, do domu, do dzieci i o tym, �e �on� jedynego krewnego swego gotow� jest pokocha� jak siostr�. Pani Januarowa za�, z odznaczaj�cym j� zazwyczaj rozs�dkiem, odpowiedzia�a: - Moja panno R�o, ja mam dwie siostry i nie powiem, aby�my, razem u papy b�d�c, bardzo sobie �ycie nawzajem uprzyjemnia�y! Ja pann� R�� szanuj� i w domu moim pani mie� b�dzie wszelkie wygody, ale pr�nych s��w nie lubi�. Kochanie! siostry! po c� to m�wi�, skoro my z pann� R� ani kocha� si� nie potrzebujemy, ani siostrami nie jeste�my. Najlepiej �y� bez fikcji! Kiedy projekt zsiostrzanienia si� w ten spos�b upad�, panna R�a w jaki� czas potem poprosi�a, aby pani Januarowa j� nazywa�a i siebie nazywa� pozwoli�a po imieniu: - Te wieczne tytu�y, takie ch�odne! ... M�w mi: R�ziu, ja b�d� m�wi�a: Izo. To cieplejsze i zbli�a. - Dobrze - odpowiedzia�a pani Iza. - Mnie wprawdzie nie zimno i nie wiem, co od tego zale�y, czy kto kogo tak albo inaczej nazywa. Ale je�li to pannie R�y zrobi przyjemno��... A przy najbli�szej sposobno�ci przem�wi�a po dawnemu: Panno R�o! Ta zrozumia�a i nigdy ju� wi�cej tego przedmiotu nie dotkn�a. Jednak takie stworzenia cichutkie i bledziutkie bywaj� czasem bardzo uparte: co� w nich siedzi, jaka� niewyekspensowana sympatia czy inna f i k c j a w tym rodzaju i wiecznie pobudza do pr�b, kt�re si� te� wiecznie nie udaj�. Tak i ta panna R�a: nie zra�ona kolejnym upadaniem swoich projekt�w, jeszcze przez czas jaki� pr�bowa�a m�od� pani� domu wzi�� na czu�o��; do tytu�u pani dodawa�a przymiotniki takie, jak: droga, kochana, z�ota, jedyna, dogadza�a jej jak ma�emu dziecku albo staruszce, uwielbia�a jej m�odo��, �wie�o��, urod� i ten zdrowy rozs�dek, od kt�rego sama o sto mil z ok�adem oddalon� by�a. Pani Januarowa przys�ugi i uwielbienie przyjmowa�a jako rzecz zupe�nie sobie przynale�n�, przymiotniki towarzysz�ce tytu�owi pani pob�a�liwie znosi�a, lecz dalej na tej drodze zachodzi� nie mia�a zamiaru ani ch�ci. Tote� ilekro� panna R�a w jaki� �ywszy i wyra�niejszy spos�b d��enia swe do wymarzonego zbli�enia objawi�a, tylekro� pani Januarowa powstrzymywa�a j� s�owami: - Dobrze, dobrze, moja panno R�o, tylko bez tych fiksacji. Nigdy nie naby�em pewno�ci, czy pod tym ostatnim wyrazem pani Iza zrozumia�a zmy�lenie, czyli ob�ud�, albo te� ob��kanie, czyli fiksacj�; wymawia�a go zreszt� zawsze z chwilow� zmarszczk� na bia�ym czole i lekkim wykrzywieniem koralowej wargi, kt�re razem wzi�te stanowi�y tak zwany grymasik, bardzo �adny i z kt�rym jej by�o bardzo do twarzy. Wolno przecie� ka�dej �adnej kobiecie robi� grymasiki, z kt�rymi jej do twarzy! Ale na pann� R�� wszystko to wywar�o wkr�tce wp�yw stanowczo zabijaj�cy z�udzenia: och�od�a i ucich�a - bardzo ucich�a, tym bardziej �e i pan January, kt�ry dawniej gaw�dzi� z ni� czasem i przyja�� jej okazywa�, teraz, zaj�ty m�od� �on� i ci�g�ymi go��mi, prawie przesta� do niej m�wi�, stopniowo prawie przesta� j� widzie�. Z pocz�tku to jeszcze, dawnemu przyzwyczajeniu wierny, niekiedy przysiada� si� do niej, albo na "dzie� dobry" i "dobranoc"w r�k� j� ca�owa�, ale pani Iza cichutko i ze swoim �adnym grymasikiem zaraz go przestrzega�a: - M�j Janusiu, tylko bez tych fikcji. Czasem mawia�a: bez tych czu�o�ci! Wi�c wystrzega� si� zacz��, rych�o dawne przyzwyczajenie utraci� i do panny R�y odzywa� si� tylko w razie jakiej� potrzeby gospodarskiej - kr�tko, sucho, zwyczajnie jak do osoby, kt�ra pe�ni w domu jak�� czynno��, ale sama przez si� zupe�nie nic nie znaczy. Wi�c panna R�a ucich�a, ale tak doskonale, �e cho� cz�sto bywa�em w domu szanownych pa�stwa Januarostwa, nie pami�tam, czy przez ostatnie kilka lat dwa razy g�os jej us�ysza�em. I trudno, zaprawd�, by�o, aby m�wi�a, kiedy nikt do niej nie m�wi�. Jednak�e dom w Dworkach jest z ca�ego s�siedztwa najbardziej o�ywionym. Czemu� by nie? Pokoje du�e i �adnie umeblowane, jest wi�c czym oddycha� i na czym wygodnie siedzie�; przyj�cie zawsze wy�mienite, bo i sta� na to, i sam pan January zna si� na kuchni jak rzadko kto; gosposia m�oda, ho�a, pasjami lubi�ca gra� w winta. Oboje pa�stwo w Dworkach przepadaj� za wintem, ale ona jeszcze wi�cej ni� on. S� tacy, kt�rym si� to nie podoba. Powiadaj�, �e to jaki� �wie�o importowany do nas zwyczaj, aby bia�og�owa m�oda, silna cho� drzewo r�ba�, po�ow� �ycia albo i wi�cej przy kartach sp�dza�a. Dawniej, powiadaj�, tylko stare jejmo�cie, gdy wnuki do snu zako�ysa�y i r�aniec odm�wi�y, zasiada�y ze starymi jegomo�ciami do mariasza, na kr�tk� godzink�. Wszystko to prawda, ale naprz�d, co nie jest, nie pisze si� w rejestr - nast�pnie jeden wiek do drugiego niepodobny, a nasz, to, panie dobrodzieju, w�a�nie jest wiekiem dekadentyzmu, ateizmu, kosmopolityzmu, melancholii, panamy i winta. W czasie, o kt�rym opowiadam, panama wprawdzie jeszcze nie nasta�a, ale wint ju� panowa�. Rzadki te� bywa� i bywa w Dworkach taki dzie�, �eby cho� par� os�b z s�siedztwa lub z pobliskiego miasta nie przyjecha�o, a nierzadko zje�d�a si� kilka lub kilkana�cie. Grywaj� do godziny drugiej, trzeciej po p�nocy, po czym rozchodz� si� do snu, z kt�rego powstaj� oko�o po�udnia. Na skr�conej w ten spos�b przestrzeni dnia mie�ci si� jednak mn�stwo rzeczy wy�mienitych, jako to: wice�niadanie, �niadanie, obiad, podwieczorek, wieczerza, wicewieczerza. W przestankach troch� rozmowy, troch� fortepianowej muzyczki, w pi�kn� pogod� spacer, a zreszt� - najmilszy ze wszystkiego wint. Wszyscy, ilu nas tam bywa�o, z wyj�tkiem pana Dorszy, lubili�my go bardzo, ale pani Januarowa najbardziej; bo kobieta zawsze gdy co lubi albo czego nie lubi, to ju� nie �artem. Siostra moja, Idalcia, raz �miej�c si� powiedzia�a: - Ten wint to kochanek Izy. I prawd� powiedzia�a. Nie ma na �wiecie cz�owieka, kt�ry by nie potrzebowa� wyekspensowa� na jakikolwiek przedmiot swojej energii i uczu�, a pani Januarowa nie ekspensuj�c ich wiele na nic i na nikogo... Chocia�, gdyby ten najzacniejszy pan Dorsza przy ca�ym rozumie swoim nie by� g�upi, to mo�e... Ale o tym potem. Do��, �e nasza kochana i mi�a gosposia w Dworkach naprawd� nie by�a wcale gosposi�. W pokoju panny R�y sta�a na komodzie skrzynka pe�na klucz�w, na stole le�a�y rachunkowe ksi��ki. Cz�sto w czasie rozmowy albo i gry w karty zdarzy�o si� wypadkiem spojrze� przez okno. Deszcz, szaruga, b�ocko, albo �nieg, mr�z, zawierucha taka, �e ca�e powietrze szumi, wyje i �wiszcz�; a kobiecina w�t�a, w szarej sukni, w watowanym kaftanie biegnie przez dziedziniec do spichrza, pralni, piekarni, mleczarni, do oficyny z kuchni� i do tej, w kt�rej si� znajduj� pokoje dla go�ci. Za ni� �lad w �lad czasem kucharz z rondlami, czasem praczka z koszem pe�nym bielizny, czasem inni s�u��cy rozmaici. Raz, widz�c j� biegn�c� tak po �niegu, zauwa�y�em, �e przy czarnym kaftaniku ma co� mocno r�owego. A� tu i kto� inny przez okno patrz�cy spostrze�enie wyrazi�: - Czy to panna R�a dwa r�owe tulipany ze �niegu wyrwa�a i niesie? M�odsza z domowych panienek, blondyneczka, Marynia, smutnym g�osikiem obja�ni�a: - Ej, nie, to u cioci r�ce takie czerwone od ch�odu. Biedna ciocia! A nasza kochana pani Januarowa, kt�ra w�a�nie w tej chwili na zielonym stoliku koronk� rozk�ada�a, rozmow� t� us�yszawszy rzuci�a spojrzenie na swoj� r�czk� do�� du��, lecz jak mleko bieluchn�, jak p�czek t�u�ciuchn�, pier�cionkami �wiec�c�, prawdziwie apetyczn� r�czk� dobrze wykarmionego leniuszka. Przed wszystkimi tak licznymi w tym go�cinnym domu zasiadywaniami do sto�u panna R�a uwija si� po jadalni, dozoruje nakrycia, dyryguje lokajami, co moment na zegarek patrzy. Tote� gdy z pani� domu na czele go�cie wchodz� do obszernej wyelegantowanej sali, na st� nakryty a� mi�o spojrze�: takie na nim wszystko porz�dne, staranne, przyozdobione, wyelegantowane. Najemne r�ce nigdy by tego nie dokaza�y, aby codziennie i tyle razy na dzie� tworzy� takie arcydzie�a porz�dku i dobrego gustu. Tw�rczyni za� tych arcydzie� siada sobie cichute�ko przy samym ko�cu sto�u i milczy jak ryba. Gwarzymy, bywa�o, wszyscy; �miejemy si�; zajadaj�c i popijaj�c smaczne rzeczy wpadamy w z�ote humory: a ona je tyle, co ptaszek, dziobnie czasem co� z talerza i zaraz sztu�ce odk�ada, a oczami albo ruchy lokaj�w �ledzi albo przekonawszy si�, �e us�ugi idzie jak najlepiej, utkwi je w talerz i siada zamy�lona, jakby wcale do tego �wiata nie nale�a�a. A w�a�nie wtedy wzrok m�j, nie wiem, jak� si�� poci�gany, nieraz zwraca� si� ku niej. Czy �al mi jej by�o? Czy ciekawo�� mi� bra�a: co te� ta kobieta czu� i my�le� mo�e? Czy przypomina� mi si� jej dawny narzeczony, ten przystojny, mi�y, maj�tny Bronek? Lecz nieznacznie przypatrywa�em si� g�adkim pasmom czarnych w�os�w, kt�re ocienia�y jej czo�o, zawsze nieco pochylone i jak paj�czyn� drobnymi zmarszczkami osnute, a w delikatnym owalu policzk�w, w d�ugo�ci opadaj�cych na nie rz�s czarnych, w zarysie warg cierpliwie zamkni�tych dostrzega�em widoczne jeszcze przetrwa�o�ci dawnej urody. Gdyby j� tak ktokolwiek odchucha�, rozweseli�, uleczy�, �adnie ubra�, jeszcze niejedna o wiele m�odsza schowa� by si� przed ni� mog�a. Tymczasem jednak coraz wi�cej chud�a i ��k�a; a poniewa� nasza pani Januarowa coraz wi�ksz� nie�yczliwo�� jej okazywa�a, wi�c dla wszystkich stawa�a si� coraz mniej dostrzegaln�, a� na koniec ja jeden tylko spostrzega�em jeszcze, �e �yje na �wiecie, i to ukradkiem. Nikt pr�cz mnie i siostry mojej, Idalci, nie wiedzia� o przyczynie nie�yczliwo�ci, kt�ra dla tej nic nie znacz�cej os�bki powsta�a w sercu powszechnie szanowanej i kochanej pani domu. Ot� przede wszystkim powiedzie� musz�, �e okolica nasza, dzi�ki zbiegowi pomy�lnych okoliczno�ci, jest dot�d wyj�tkowo bogat� w obywatelstwo wiejskie zamo�ne i posiadaj�ce mn�stwo zalet towarzyskich i innych. Ale jak top�l w�oska nad wysokie nawet lipy i klony, tak nad s�siad�w swoich wysoko w g�r� wystrzeliwa pan Seweryn Dorsza; bo o czym tylko zamarzy�, znajduje si� w tym cz�owieku: pi�kno�� postawy i twarzy, inteligencja wy�sza, kryszta�owa, prosz� pa�stwa, uczciwo�� i zacno��, a do tego du�y, formalnie, ju� pa�ski maj�tek. Z blasku czarnego oka i ze �niadej cery nikt by w nim pi��dziesi�tki nadchodz�cej albo ju� i nadesz�ej nie odgad�; a cho� siwizna srebrzy si� gdzieniegdzie we w�osach kruczych i na czole zebra�o si� troch� zmarszczek, kobiety utrzymuj�, �e mu to tylko uroku dodaje, �wiadcz�c o wielu my�lach pracuj�cych w tej pi�knej g�owie i o cierpieniach, kt�re przeby� musia�a, lecz pod nimi si� nie ugi�a ta silna posta� m�ska. W domu swoim pan Dorsza posiada bibliotek�, obrazy, r�ne inne drogocenne i rzadkie rzeczy; w maj�tkach gospodaruje znakomicie, a s�siadom s�u�y wszystkim, co ma: radami, ksi��kami, pieni�nymi po�yczkami itd. S�siedzi w zamian szanuj� go bardzo, ale �eby bardzo kochali, to nie powiem. Bo kto do serc ludzkich rzek� Cnot� p�ynie, nie dop�ynie. Prosta do nich droga i najpewniejsza na gospod� Weso�o�� i na wielkie miasto Pospolito��. Przy tym r�nice gust�w i bardzo cz�sto mi�o�ci na przeszkodzie stoj�. Pan Dorsza wiele rzeczy, kt�re s�siedzi jego lubi�, nie lubi i odwrotnie. Sztywny nieco, zawsze czym� bardzo zaj�ty, rzadko z kim zaprzyja�nia si� i spoufala. Wi�c jednych onie�miela, innych nudzi, innym jeszcze w zabawie przeszkadza. Jednak pomimo to nikt nigdy z�ego s�owa o nim nie odwa�y� si� powiedzie�, a znajomo�� z nim wszyscy poczytuj� za zaszczyt - to raz, a po wt�re za �r�d�o ratunku w z�ej przygodzie. W Dworkach pan Seweryn bywa� niecz�sto i zachowanie si� jego w tym powszechnie lubionym i powa�anym domu by�o do�� niezwyk�e. O ile my wszyscy admirowali�my pani� Januarowa za jej okaza�� figur�, �wie�� cer�, m�dry sprycik i wyborne granie w winta, o tyle on okazywa� si� dla niej zupe�nie oboj�tnym. Grzeczno�� wszelk� zachowywa�, naturalnie, ale wi�cej nic a nic. Rozmawia� z ni� jak najmniej i bez upodobania, a co ju� nam w g�owach pomie�ci� si� nie mog�o, to �e witaj�c si� z ni� i �egnaj�c w r�czk� jej nie ca�owa�. We�mie, bywa�o, t� bieluchn� i t�u�ciuchn� r�czk� i ledwie dotkn�wszy wypu�ci ze swej r�ki. A ona a� dr�y z ch�ci, aby surowe jego usta poca�unek na niej z�o�y�y - mo�e dlatego w�a�nie, �e surowe i do poca�unk�w niesk�onne. Razu jednego siadali�my do obiadu, gdy przed gankiem zatrzyma� si� pow�z pana Dorszy. Patrz� ja, a� nasza pani Januarowa oblewa si� takim rumie�cem, jakby kto garnek kipi�tku na ni� wyla�; a� czo�o, uszy i szyja stan�y w ogniu. Wnet przecie� to min�o i gdy szanowny s�siad, zaproszony do sto�u, naprzeciw niej miejsce zaj��, siedzia�a jako� taka onie�mielona, milcz�ca, inna ni� zwykle, jakby nam j� kto odmieni�. Przez ca�y obiad ani razu, m�wi�c, dumnie g��wki w ty� nie odrzuci�a, ani jednego �adnego grymasiku nie zrobi�a, �adnej przestrogi m�owi nie udzieli�a; bo zazwyczaj przestrzega�a go z cicha, ale cz�sto. Gdy puszcza� si� z kim� w niezwyk�� serdeczno��, szepta�a: "Janusiu, bez tych fikcji! "albo: "Bez tych czu�o�ci! "Gdy chcia� no�em dopom�c sobie w jedzeniu, prawie do ucha mu mawia�a: "Janusiu, bez no�a! "Gdy nad podawanymi potrawami zaczyna� czyni� dodatnie albo ujemne uwagi, prosi�a: "Janusiu, nie przy go�ciach! "A w obecno�ci pana Dorszy nic: ani dumy, ani grymasik�w, ani przestr�g m�owi, ani przekomarzania si� z, biesiadnikami - o spos�b, w jaki dzi� kt�ry w winta zagra�; o to, czy ten w tamtej, a tamta w tym kocha si� albo nie kocha; o to, czy s�siadka, o kt�rej mowa, ubiera si� jak ksi�na czy jak koczkodan. Milczy, oczki spuszcza i - patrzcie pa�stwo! - raptem o ksi��kach m�wi� zaczyna. G�upstwa plecie, jednak plecie, bo wie, �e pan Dorsza literat wielki, wi�c cho� ma�� literatk� okaza� mu si� pragnie. Po obiedzie w winta gra� nie chce; m�a do kart sadza, a sama z panem Dorsz� rozmawia. Trzeba przecie�, aby ktokolwiek z gospodarzy zabawia� go�cia, kt�ry sam jeden z ca�ego towarzystwa w karty nie gra. No, my�l� sobie, je�eli nasza pani Januarowa partyjki si� wyrzeka, to ju� chyba... Ale c� dziwnego? Pan January, gdy przed panem Sewerynem stanie, to jakby krzak ja�owcu przed silnym d�bem siad�. A zreszt� kt� zgadnie, co czasem jednego cz�owieka ku drugiemu poci�gnie? B�ysk oka czy kszta�t postaci? D�wi�k g�osu czy zza zwyczajnych os�on wyra�niejsze mrugni�cie duszy? Do��, �e Idalcia znalaz�a raz w ogrodzie t� nasz� biedn� pani� Januarow� ca�� we �zach. M�dra, zdaje si�, kobiecina, a przysz�a i na ni� kolej zwyk�ej g�upoty ludzkiej. Nie zwa�a na to, �e Izy pi�kno�ci szkodz�, i p�acze! - Czemu ja jego, m�wi, przed wyj�ciem za Januarego nie pozna�am! Czego ja tak �pieszy�am si� z wyj�ciem za m��. Gdybym poczeka�a, spotkaliby�my si� wolni oboje. Ani w�tpi�a, �e gdyby nie by�a m�atk�, on by j� pokocha� i wzi�� za �on�. Pod wzgl�dem podobania si� m�czyznom by�a bardzo pewn� siebie i w znacznej mierze mia�a s�uszno��, bo takie jak ona niewiasty najwi�kszy urok na p�e� m�sk� wywieraj�. Odalisy. - On taki srogi - powiada dalej - nigdy nie zechce okaza�, �e zakocha� si� w m�atce! Mniema�a, �e pan Seweryn przez surowo�� zasad tai si� z mi�o�ci� dla niej i ta w�a�nie, jak m�wi�a, srogo��, by�a dla jej �nieg�w s�o�cem roztapiaj�cym. - Bo co mi z tych �lamazarnik�w, kt�rzy przede mn� skacz� jak wr�ble na sznurkach. Mam i bez nich jednego ju� takiego! Ten - to m�czyzna! Nie ka�dy wie, ile r�nostronnej, szczerej prawdy, naturalnej, wy�szej mie�ci si� w takim wykrzykniku kobiety: "Ten - to m�czyzna! " Na koniec ni st�d, ni zow�d przyczepi�a si� do panny R�y. - Wiesz, Idalko - zwierza�a si� przed moj� siostr� - to ta fl�dra ogaduje mi� przed nim, jestem pewna, �e ogaduje i zra�a go do mnie! Wyra�enie by�o niezbyt wykwintne, ale w rozmowach poufnych pani Iza do�� cz�sto podobnych u�ywa�a. Idalka we fl�drze domy�li�a si� panny R�y. - Kiedy� by mia�a czas na ogadywanie? - zaprzeczy� spr�bowa�a - zawsze tak kr�tko z sob� rozmawiaj�. - Jednak rozmawiaj�! Ile razy przyjedzie, zawsze z ni� cho� troch� porozmawia� musi i czy uwa�a�a�? przy powitaniu i po�egnaniu w r�k� ca�uje j� zawsze! U sto�u te� ci�gle zwraca si� do niej. Jakie� takie uszanowanie nadzwyczajne ma dla niej i wi�cej ni� uszanowanie, wprost sympati�. I za co tej starej pannie takie uszanowanie okazywa�? Jakim sposobem dla takiej zmok�ej kury mo�na mie� sympati�? - C� dziwnego, moja Iziu! Znaj� si� od bardzo dawna. Pani Januarow� a� pi�stki �cisn�a z oburzenia. - G�upstwa pleciesz, moja Idalciu! Znaj� si�! Pomi�dzy cz�owiekiem z takim stanowiskiem jak on a tak� pch�� jak ona nie mo�e by� �adnej prawdziwej znajomo�ci. G�ow� kiwn�� to ju� musi, bo przecie� i ona jest niby to kobiet�, ale zreszt� i spojrze� mu na ni� nie warto! Spogl�da� jednak, i czasem, gdy oczy jego pomimo niepierwszej m�odo�ci pe�ne blasku i g��bi spoczywa�y na delikatnym owalu jej twarzy, kt�remu g�adkie pasma czarnych w�os�w dodawa�y jeszcze blado�ci i ciszy, ukazywa� si� w nich wyraz medytacji, pe�nej dobroci, lito�ci i smutku. Raz w czasie bytno�ci pana Dorszy w Dworkach pani Januarow�, wbrew zwyczajowi swemu, w obecno�ci jego do kart zasiad�a. Tak si� jako� z�o�y�o, �e musia�a to uczyni�. Go�� nie graj�cy w karty rozmawia� z m�odziutkim synem pana Januarego i m�odsz� z dw�ch c�rek, bo starsza ju� od razu z upodobaniem grywa�a w winta. Po up�ywie jakiego� kwadransa pani Januarow� niespokojnie obejrza�a si� po salonie i siedz�cego przy oknie pasierba z �ywo�ci� zapyta�a: - A gdzie pan Dorsza? Student spojrza� w okno i odpowiedzia�: - Z cioci� R� w kasztanowej alei chodzi i rozmawia. By�o to na wiosn�. Kwietniowe s�o�ce osuszy�o ziemi�, trawy zielon� szczotk� dobywa�y si� na ca�ej przestrzeni ogrodu, kt�rego wspania�e aleje zaczyna�y zieleni� si� od rozwieraj�cych si� p�k�w i m�odych listk�w. Przy pierwszej sposobno�ci zbli�y�em si� do okna i zobaczy�em istotnie par� ludzi z wolna przechadzaj�cych si� po jednej z alei. Z powodu odleg�o�ci nie dostrzeg�em ani gest�w ich, ani wyrazu twarzy, tylko za bladozielon� koronk� ga��zi widzia�em, jak obok wysokiej, silnej postaci pana Seweryna na kszta�t w�t�ego cienia przesuwa�a si� szara sukienka panny R�y. Pani Januarowa odezwa�a si� do m�a: - Janusiu, zadzwo�! A do lokaja, kt�ry dzwonkiem przywo�any wszed� natychmiast, rzek�a: - Powiedz pannie R�y, �eby kaza�a podwieczorek podawa�. Zwyk�a podwieczorkowa pora jeszcze nie by�a nadesz�a, ale go�cinna pani domu zatroszczy�a si� wida�, aby go�cie nie uczuli si� g�odnymi. Niebawem te� do salonu wszed� pan Seweryn, troch� chmurny, a jednocze�nie pow�z jego zajecha� przed okna domu. - Pan ju� odje�d�a! - zawo�a�a pani Januarow�, widocznie zalterowana. Pomimo pr�b obojga gospodarstwa domu na podwieczorku nawet nie chcia� pozosta� i - odjecha�. Nie by�o� widocznym, �e przyje�d�a� tylko dlatego, aby z t� star� pann� o czym� pom�wi�? Ona za�, gdy�my do sali jadalnej weszli, ko�czy�a co� na stole ustawia�: spostrzeg�em �e szczup�e r�ce jej dr�a�y i na bladych policzkach mia�a s�abe rumie�ce. Ale nigdy nie zapomn� wyrazu oczu pani Januarowej, gdy ogarnia�a spojrzeniem t� pochylon� nad sto�em g�ow�. �arzy�y si� te b��kitne i zazwyczaj troch� senne oczy, piek�y, gryz�y, nienawidzi�y. Przedtem ju�, w drzwiach jadalni, szepn�a do Idalci: - Pan Dorsza �licznie sobie przyjaci�k� dobra�! Bardzo stosowna para! Sympatia umieszczona bardzo w�a�ciwie i... szcz�liwie! Siadaj�c do sto�u, g�o�no odezwa�a si� do m�a: Janusiu, wiesz o nowinie? Pan Seweryn Dorsza o�wiadczy� si� dzi� o r�k� panny R�y! Nasz poczciwy pan January wytrzeszczy� zrazu swoje wypuk�e, sp�owia�e oczy; lecz chc�c zas�u�y� si� �onie, od do�� dawna nad�sanej i dla niego zoboj�tnia�ej, w ton jej uderzy�. A winszuj�! w spos�b �artobliwy m�wi� zacz�� - winszuj� kuzynce! Bardzo rad jestem! Nareszcie! No, ju� i pora! Kiedy� wesele? Jakby na dane has�o, zewsz�d posypa�y si� �arty. Zygmu� przyskoczy� i pieszczotliwie pann� R�� obejmuj�c wo�a�: - Zata�czy ciocia ze mn� na swoim weselu walczyka? A mo�e teraz spr�bujemy... dla wprawy! Starsza z panienek �mia�a si�: - Ciotka nam m�odym �wietn� parti� odbiera! Siostra pani Januarowej, niez�a nawet kobiecina, ale zawsze czego� dla siebie i mn�stwa dzieci swoich od Izi potrzebuj�ca, z cieniutkim �mieszkiem wo�a�a: - No, panienki, nie desperujcie nigdy! Widzicie, �e i do stu lat nie trzeba jeszcze traci� nadziei! A m�� jej grubym basem i ohydn� francuszczyzn� hucza�: - M i e w o t a r d k e j a m a i s! S z a k i u n t r u f s o n s z a k e n! Pan January ucieszony uciech� �ony, kt�ra zanosi�a si� od �miechu, troch� gapiowato, bo bez rzeczywistej ochoty zapytywa�: - Jak�e to by�o? Jak�e to by�o? - Jak by�o? - powt�rzy�a pani Januarowa i �licznymi r�czkami odpowiednie gesty robi�c prawi�a:. 194 - Poetycznie, idealnie... o zachodzie s�o�ca, w kasztanowej alei... pomi�dzy m�odymi listkami przechadza�a si� m�oda para... - M�oda, to prawda! I l f o k e l a � e n e s s e p a s! - �eby tylko od tego wieczornego spaceru katar�w nie podostawali! - Fi! katar i mi�o��! Niedobrana para! - I pomi�dzy lud�mi bywaj� pary niedobrane! Jak Boga kocham, ani ja, ani siostra moja Idalcia, nie nale�eli�my do tego ch�ru. Co za ochota ni z tego, ni z owego, tak na kogo� napada�! Przy tym widzia�em dobrze, jak panna R�a przy pierwszym odezwaniu si� pani Januarowej podnios�a na ni� oczy ogromnie przel�knione. Nie rozumia�em, co mog�o by� przyczyn� tak silnego przestrachu, ale jako� �al mi si� jej zrobi�o. Potem, gdy przekona�a si�, �e s� to jedynie �arty, oczyma tylko spod d�ugiej rz�sy b�ysn�a, zarumieni�a si� bardzo mocno i wnet uspokojona pocz�a uk�ada� w koszyku ciastka, kt�re Zygmu�, do ta�ca j� niby porywaj�c, rozsypa�. W tym b�ysku oka i w tym rumie�cu wystrzeli� na �wiat gniew, lecz wnet pow�ci�gni�ty znikn��, zostawiaj�c tylko po sobie na spokojnie zamkni�tych ustach u�miech bardzo zagadkowy. Mo�na by mniema�, �e �mia�a si� w duchu z tych, kt�rzy si� z niej wy�miewali: jednak zarazem i cierpia�a. Powieki jej drga�y, jak bywa zawsze, gdy kto� z ca�ej si�y powstrzymuje si� od p�aczu. - Czy widz� pa�stwo, jaka �una na niebie? Po�ar czy co? - zawo�a�em wskazuj�c na okno. Idalcia zrozumia�a m�j zamiar i do okna skoczy�a. - Czy nie Kozio�ki panu pal� si�, panie January? Oboje pa�stwo Januarostwo byli ju� u okna. Kozio�ki by�y ich folwarkiem, o par� wiorst od Dwork�w odleg�ym. Powsta�o zamieszanie, przygl�danie si� niebu, sprzeczka i ostateczne prze�wiadczenie, �e �una, kt�r� wzi��em za odblask po�aru, by�a tylko wyj�tkowo ognistym odblaskiem zachodu s�o�ca. �arty sypn�y si� z kolei na mnie. W og�le w Dworkach panowa�o upodobanie czy moda wybierania kogokolwiek z obecnych za cel �art�w. Tego lub owego, t� lub ow� prze�ladowano to zakochaniem si�, to nieumiej�tnym graniem w winta, to m�odo�ci�, to staro�ci�, to z�ymi interesami maj�tkowymi albo sercowymi niepowodzeniami. Dowcipy strzela�y jak rakiety, �miechy toczy�y si� jak gamy. Pacjenci, chc�c nie chc�c, �miali si� wraz z innymi, oczyma i my�l� poszukuj�c w�r�d otaczaj�cych, kogo by tu co najpr�dzej na nast�pc� swego wykierowa�. I nic dziwnego. Dobrobyt, panie m�j dobrodzieju, kompletny, czasu wolnego w�a�ciwie tyle, ile go od rana do nocy up�ywa, i towarzystwo domowe, opr�cz go�ci prawie ci�g�ych, do�� liczne. Zygmu� by� �adnym, zgrabnym ch�opakiem, troch� zanadto przez ojca i macoch� rozpieszczonym, bo pani Januarowa przed innymi dzie�mi go faworyzowa�a i z jego przyczyny wpada�a nawet czasem w fikcj� czy w czu�o�ci. Nie nale�y jednak przypuszcza�, aby tu by�o co� podobnego do historii Fedry i Hipolita. Bro� Bo�e! Nasza pani Januarowa by�a zbyt rozs�dn�, aby a� takie awantury greckie wyprawia�. Tylko mia�a do Zygmusia s�abo��, a kiedy kobieta ma do kogo s�abo��, to, panie dobrodzieju, zwi� chor�giewk� z zapytaniami: a za co? a dlaczego? a do czego d��y? itd. Ma s�abo�� i kwita: wi�c pie�ci, lula, czym tylko mo�e, osypuje, wychwala, a jak ostatecznie gagatek na tym wyjdzie, g�owy, sobie tym na zawraca, Co si� tyczy pedagogiki, to mo�na powiedzie�, �e naszej kochanej pani Januarowej ona w g�owie nawet nie posta�a; wi�c wci�� dudni�a m�owi nad uchem; "daj Zygmusiowi pieni�dzy! po�lij Zygmusiowi wi�cej pieni�dzy! " A gdy ucze�, potem student do domu przyje�d�a�, wymy�la�a dla niego r�ne przysmaczki, zabawki, siurpryzki. Zygmu� za�, jak ka�dy grzeszny cz�owiek, smaczne k�ski �ycia z natury ju� lubi�cy, przy tym �ywy, wra�liwy, umizgalski, do nauk zdolny, lecz i do zabawy skory, pe�nymi nozdrzami wci�ga� w siebie rozkoszn� atmosfer� domow� i wyje�d�aj�c do szk�, potem do uniwersytetu, bra� z sob� tak znaczny jej zapas, �e czym innym �ywi� si� ju� ochoty mu nie dostawa�o. Ot� w gruncie rzeczy, nie mo�na powiedzie�, aby ten mi�y pustak nie lubi� panny R�y, kt�ra go w czasie wdowie�stwa pana Januarego i potem jeszcze hodowa�a i pie�ci�a. Owszem, podbie�y czasem do niej, pieszczotliwie w oczy spojrzy, kilka s��w uprzejmych przem�wi; tylko �e w d�u�sze rozmowy z ni� to si� nie wdaje, bo macocha nie lubia�aby tego: i jak�� przyjemno�� takiemu m�odzie�cowi rozmowa z tak� star� pann� sprawi� by mog�a? Raz kwiatek jaki�, kt�ry w r�ku trzyma�, do szarego stanika jej przypi�� i wychwala� zacz��, �e bardzo jej z kwiatkiem tym do twarzy. Wszyscy w �miech! Naturalnie, bo czy� jej cokolwiek mog�o ju� by� do twarzy! Innym razem, gdy zaj�ta przyrz�dzaniem sa�aty sta�a plecami do ca�ego towarzystwa obr�cona, zakrad� si� i zr�cznie par� szpilek z w�os�w jej wyci�gn��. Wtedy sta�o si� co� osobliwego. Cudne to by�y w�osy. Gdzieniegdzie wi�a si� w nich ni� srebrna, zreszt� czarne jak atrament, g�ste i bardzo d�ugie rozsypa�y si� po plecach, spad�y poni�ej kolan i ca�� t� w�t��, szar� posta� okry�y l�ni�cym p�aszczem at�asowym. Posiadaczka tych cud�w obejrza�a si� zrazu z przestrachem; potem b�ysk gniewu przemkn�� po ciemnych �renicach i zaraz zgas�, rumieniec wytrysn�� na chude policzki i zaraz znikn��; po�piesznym ruchem w obie d�onie w�osy zgarn�a, z ty�u g�owy w w�ze� skr�ci�a, szpilkami, kt�re Zygmu� jej zwr�ci�, przypi�a i ze spokojnie pochylon� g�ow� sa�at� przyprawia� ko�czy�a. A doko�a sto�u �miech og�lny. - Jezus, Maria, �eby a� tyle w�os�w na g�owie nosi�! Czy� to warto, kiedy ich nikt nie widzi? Istotnie, nikomu dot�d do g�owy nie przysz�o zwr�ci� uwag� na to, jakie panna R�a ma w�osy. - Po co cioci takie w�osy? - szczebiota�a starsza z panienek, panna Kamila. - Niech ciocia mnie je odda: to przynajmniej zdadz� si� na cokolwiek! - Ch�tnie, moja Kamilko, uczyni�abym to, gdybym mog�a - oboj�tnie odpowiada�a panna R�a siadaj�c na swoim ostatnim miejscu przy stole. - O, co w to, to nigdy nie uwierz�! - zawo�a�a pani Januarowa. - Nikt nie rozstaje si� ch�tnie z pami�tkami dawnych czas�w! A szwagier, nasz dowcipny i zar�wno weso�y pan Faustyn, figlarnie ku pannie R�y mrugaj�c i znacz�co chrz�kaj�c podj��: - Chyba kto�ci�... kto�ci�... hm, hm, co to ja wiem, a panna R�a rozumie, d�ugich w�os�w u kobiet nie lubi. W takim razie trzeba je ostrzyc, trzeba, bo lepiej mie� pi�knego m�a ni� pi�kne w�osy. Ten sam pan, nie najgorszy nawet cz�eczyna, tylko taki sobie totumfacki, kt�ry cz�sto na dworze kr�lowej siostry przebywaj�c i od szwagra po�yczek pieni�nych potrzebuj�c, rad by� cho� facecjami wywdzi�cza� si� dobrodziejom, gdy wszyscy przy stole siedzieli, przyszed� z ogrodu z przekwit��, na wp� ju� z li�ci opad�� r� w palcach. W granatowej marynarce i bia�ym mu�linowym halsztuchu, troch� siwy, troch� � ysy, z okr�g�� twarz�, mocno od upa�u zaczerwienion�, przeszed� wzd�u� ca�� sal� jadaln� i razem ze zwi�d�ym, z��k�ym kwiatem przed talerzem panny R�y w szklance umie�ci�. Przy tym z pociesznym dygiem i umizgiem rzek�: - S k i s e r e s a m p l, s 'a s a m p l! Wszyscy w �miech! W jej �renicach znowu b�ysk nag�y, szybko pod spuszczonymi powiekami ukryty. Z grzeczno�ci� kobiety przyjmuj�cej od m�czyzny drobn� przys�ug� odpowiedzia�a: - Dzi�kuj� panu. Doko�a znowu �miech. - �eby tak bardzo by�o za co dzi�kowa�, to nie powiem! - Je�eli ciocia �yczy sobie, to ja po obiedzie ca�y bukiet takich kwiat�w cioci przynios�! . 196 - Przynie� i postaw przez portretem Mickiewicza. - Albo lepiej przed szafk� z ksi��kami! Portret jak portret, uchodzi� jeszcze, bo pomimo rozs�dnej atmosfery dom ten nape�niaj�cej, tak wielkiego imienia do �art�w u�ywa� nikt nie mia� ochoty ani mo�e �mia�o�ci; lecz szafka z ksi��kami dawa�a temat do wielu facecji. Powiadano, �e by�a wypchana poezjami na ca�y pok�j pachn�cymi. - Wchodz� do pokoju panny R�y - opowiada pani Januarowa - co�ci� pachnie! Co to? Konwalie, mirt, ananas... - Tymianek, lilia, hiacynty - podpowiada kto� bieglejszy w nomenklaturze botanicznej. - Jaki� bardzo staro�wiecki zapach! Co by to mog�o by�? Szukam i przekonywam si�, �e to przez szczeliny szafki tak pachnie - poezja! Czasem zapytywano pann� R��, czy dlatego ma zaczerwienione oczy, �e p�no w noc czyta�a poezj�. Ilekro� pani Januarowa uczu�a si� niezadowolon� z jakiego szczeg�u gospodarskiego, ze wzruszeniem ramion i swoim �adnym grymasikiem mawia�a: - To poezje temu winne! Raz nawet pan January, rozgniewawszy si� za nie do�� dobrze przyrz�dzony pasztet do �niadania, ze spojrzeniem rzuconym w stron� panny R�y krzykn��: - A wszystko to z powodu tych poezji! Raz te� z powodu tych poezji zasz�a scena, o kt�rej wspominaj�c rumieni� si� nie na twarzy, prosz� pa�stwa, ale w duszy. By�o tak. W Dworkach opr�cz domowego towarzystwa znajdowa�y si� tylko cztery przyjezdne osoby: siostra pani Januarowej z m�em i ja z Idalci�. Byli�my wi�c w swoim k�ku i zauwa�yli�my, �e nasza kochana pani Januarowa czuje si� jako� bardzo niedobrze. Nie �eby by�a - bro� Bo�e - chor�: owszem, nigdyzdrowiej i �wie�ej nie wygl�da�a, ale jaka� irytacja, z�y humor, nieukontentowanie ze wszystkich i ze wszystkiego. M�a raz po raz przestrzega�a; na pasierbic� to ju� wprost co moment fuka�a; w winta gra�a jak najgorzej i za w�asne omy�ki mnie biednemu par� razy porz�dnie g�ow� zmy�a. Gdyby nie uszanowanie nale�ne dla damy z takim stanowiskiem w �wiecie, tak �adnej i go�cinnej, powiedzia�bym, �e by�a w�ciek�a. M�j Bo�e! Taka �adna, maj�tna, rozs�dna kobieta i - w�ciek�o��! To po prostu zepsuta linia! Szkoda, ale c� robi�, skoro doskonale prostych linii pomi�dzy lud�mi znale�� niepodobna. �ciana b�dzie prost�, drzewo czasem b�dzie prostym, dro�yna w ogrodzie, gdy j� ogrodnik pod sznur wytknie, pro�ciutko przer�nie muraw�. A cz�owiek - nie! �eby tam nie wiem jak by� rozs�dny, zastanawiaj�cy si�, unikaj�cy fikcji, zawsze znale�� si� musi co� takiego, co jego lini� w jedn� lub drug� stron� wykrzywi. A najwi�cej nami�tno��, najwi�cej, panie dobrodzieju, nami�tno��... Tak i tu by�o: wbi�a sobie kobieta �wiek w g�ow�: tego pana Seweryna, kt�ry jak nie przyje�d�a�, tak nie przyje�d�a�, i drugi jeszcze ten, a to, �e panna R�a temu winna, bo j� przed nim ogada�a... tam, wtedy, po kasztanowej alei z nim chodz�c, ostatecznie ogada�a. Przy tym Idalci� szepn�a mi przy sposobno�ci, �e Izi czu�o�ci pana Januarego okropnie si� ju� przykrz�. - Czuli si� do mnie coraz wi�cej - opowiada�a powiernicy - a ja o tamtym my�l�! Wi�c mnie wszystkie z�o�ci i desperacje ogarniaj�! No, naturalnie, ale z drugiej strony by�o w tym troch� kobiecego marzycielstwa. Czu�o�ci przykrz� si�? - dobrze; a Dworki z przyleg�o�ciami? Jakkolwiek b�d�, p�no w wiecz�r po wieczerzy, gdy�my sko�czyli ostatniego na dzi� roberka, pani Januarowa oddali�a si� z salonu i po kilku minutach powr�ciwszy ca�a w ogniu i �miechu przed nami stan�a. �mia�a si�, a z oczu i nawet ze �miechu iskry sypa� si� zdawa�y. - Chcecie, pa�stwo, literatk� zobaczy�? Prawdziw� literatk�? �eby jej nad uchem wystrzeli�, nie us�yszy: taka zaczytana! Dlatego to przek�ski dot�d nam nie podano. Komedia! Chod�cie pa�stwo, chod�cie tylko zobaczy�. 197 Tak bardzo prosi�a, �e�my wszyscy wstali i poszli. Pan January mrukn�� zrazu: - Daj�e� pok�j tylko! Co tam ciekawego? Ale ona odpowiedzia�a: - M�j Janusiu, tylko� bez tych kaprys�w! - Wi�c tak�e wsta� i poszed�. Przeszli�my jadaln� sal�, inny jeszcze pok�j i inny jeszcze, a� znale�li�my si� przed otwartymi drzwiami pokoju panny R�y. - Nic osobliwego. �ciany oklejone pstrym obiciem, ��ko bia�o zas�ane pod �cian�, skrzynka pe�na kluczy na komodzie, w k�tku oszklona szafka z ksi��kami... ta s�awna! - i tylko jedna rzecz uderzaj�ca: g��boka cisza. W tym domu gwarnym, od rana do wieczora rozlegaj�cym si� brz�kiem szk�a i talerzy, rozmowami, �miechami, go�cinnymi powitaniami, wintowymi wykrzyknikami, pok�j ten wydawa� si� oaz� takiej ciszy, �e s�ycha� by�o, jak za oknem stara top�l w wietrze nocnym li��mi szele�ci�a. W tej ciszy i w tym szele�cie jak raz naprzeciw drzwi, w kt�rych stan�a weso�a nasza kompania, wisia� na �cianie sporej wielko�ci portret Mickiewicza i przy stole, w �agodnym od b��kitnawej zas�ony �wietle lampy siedzia�a panna R�a. Profilem ku nam zwr�cona, z �okciem o st� opartym i czo�em troch� na d�o� pochylonym, oczy mia�a utkwione w le��cej przed ni� ksi��ce. Drobne jej wargi, by�y spokojnie zamkni�te, profil z wypuk�o�ci� bladej kamei odrzyna� si� na tle b��kitnawego �wiat�a, kt�re pog��bia�o czarno�� w�os�w i dawa�o srebrny po�ysk wij�cym si� w�r�d nich bia�ym niciom. By�a tak zatopion� w czytaniu, �e nadej�cia i szept�w naszych zrazu nie us�ysza�a. Prawda, �e szeptali�my bardzo po cichu. - A co? nieprawda�, �e dla malarza model na literatk�! - I jak�! o bo�ym �wiecie, czytaj�c, zapomnia�a! - A jakie ksi�ycowe �wiat�o u siebie urz�dza! - "Ju� ksi�yc zaszed�, psy si� u�pi�y..." - Tylko �e "Pilon" to ju� pewnie �aden nie kla�nie za borem!! - Kto wie! Ja mo�e co� w tym rodzaju wiem! - Ciekawo��, co ona takiego czyta? - Pewno co� czu�ego! - "Mario, czy ty mi� kochasz, bo masz tak� posta�! ..." - A mo�e Darwina o pochodzeniu cz�owieka od ma�py? ... Autorem ostatniego konceptu by� szwagier pani Januarowej, kt�ra parskn�a �miechem; kto� inny za�mia� si� te� g�o�no. Wtedy dopiero panna R�a, jak ze snu obudzona, drgn�a, ku nam twarz obr�ci�a, a ujrzawszy trz�dk� baran�w we drzwiach st�oczon�, szybko z krzes�a powsta�a. - Czy czego trzeba? - Niczego, niczego nam nie trzeba! Jeste�my tylko zaciekawieni: w czym panna R�a tak g��boko si� zaczytuje? - Czy to "Maria" Malczewskiego? - A mo�e "Adolf i Maria, czyli dwoje kochank�w nad brzegiem Dniestru? " - Ej nie! Ciu�dziewicz pewno albo �wierciakiewiczowa. - Po co to kuzynka wiecznie w tych ksi��kach siedzi i tylko pow�d do �art�w z siebie daje! - markotnie zagada� pan January. Wszystko to m�wi�c, wtargn�li do pokoju i otoczyli j� �cis�ym ko�em. My tylko z Idalci� zostali�my we drzwiach i najbli�ej nas m�odsza z panienek, Marynia. Tamci za� gadali jak naj�ci: - Prosz� pokaza�, co pani czyta! - Prosz� lepiej troch� nam g�o�no poczyta�! - Dobry projekt! Niech pani nas zbuduje, panno R�o! - Albo rozrzewni... Ona, zrazu, jak bywa�o zwykle w podobnych wypadkach, obla�a si� rumie�cem i b�yskawic� strzeli�a z oka; lecz zaraz spokojnie wzi�a ze sto�u otwart� ksi��k�. Tylko na cienkich wargach mia�a ledwie dostrzegalny, ciekawy u�mieszek, kt�ry zauwa�y�em nieraz, a kt�ry zdawa� si� lito�ciwie drwi� z tych, co z niej drwili. - Aha! przeczyta nam pani stroniczk� o Adolfie i Marii... - A mo�e o sztuce mi�sa z parmezanem... - Niech pa�stwo ju� cicho b�d�! S�uchamy! - S�uchamy! S�uchamy! Z takim lekkim uk�onem, z jakim zazwyczaj dobrze wychowana kobieta przystaje na objawione jej ��danie. R�a rzek�a: - Owszem. Je�eli pa�stwu sprawi to przyjemno��, przeczytam. I g�osem zrazu cichym, potem coraz pewniejszym i nabieraj�cym d�wi�k�w wcale mi�ych i dobitnych czyta� zacz�a: W Tobie ja samym, Panie, cz�owiek smutny, Nadziej� k�ad�; Ty racz o mnie radzi�. Nieprzyjaciel m�j, jako lew okrutny, Szuka mej duszy, aby j� m�g� zg�adzi�... Z jego paszcz�ki, je�li, o m�j Bo�e, Ty sam nie wyrwiesz, nikt mnie nie wspomo�e. ... Bo�e, przed kt�rym tajne by� nie mog� My�li cz�owiecze, w Twej staj�c obronie, Przed �adn� nigdy nie uciekn� trwog�, Bo szczere serce w Twojej jest zas�onie. O, sprawiedliwy s�dzio, Ty ka�dego Sprawnie obdzielasz wedle zas�ug jego... Nie w takim to ja porz�dku powtarzam, co czyta�a, i nie wszystko chocia� potem psalmu tego pr�bowali�my oboje z Idalcia na pami�� si� wyuczy�, ale co pewna, to, �e s�uchaj�c, stali�my wszyscy jak g��by z g�bami pootwieranymi. Bo jak�e! W pokoju cicho tak, �e s�ycha�, jak za oknem top�l szumi, par� gwiazd z�otych z ciemno�ci nocnej przez szyby zagl�da, ze �ciany patrzy oblicze Mickiewicza, a w b��kitnawym �wietle kobiecina w�t�a i delikatna, z w�z�em czarnych w�os�w z ty�u g�owy, z ksi��k� w obu r�kach, coraz �mielej i pi�kniej wylewa z bladych ust nuty s�owika z Czarnolasu... Powiadam pa�stwu, �e fet� nam sprawi�a! Zabe�kotali�my te� co� ni w pi��, ni w dziewi��, gdy umilk�a, i wynie�li�my si� do dalszych pokoi. "Duchom naszym da�a w twarz"i wynie�li�my si� skonfudowani. Tylko przy og�lnym oddawaniu "dobrej nocy" patrz� ja, co to takiego? Zygmu� i Marynia maj� jakie� takie dziwne oczy, omglone i markotne, ni to rozmarzone, ni to zmartwione. A pan January tak, aby ma��onka nie s�ysza�a, do ucha mi szepn��: - To ja jej t� ksi��k� na pami�tk� po Bronku odda�em. Zar�czeni byli... a jak�e! �wi�ta prawda, �e byli ze sob� zar�czeni, prawie od dzieci�stwa kochali si�! Szcz�cie j� omin�o i potem nigdy si� ju� z �adnym nie spotka�a. * Owszem, dowiedzieli�my si� niebawem, �e si� spotka�a, ty�ko... Ale niech�e wszystko po kolei ju� opowiem. Po owej rozmowie z pann� R� pod kasztanami pan Seweryn d�ugo do Dwork�w nie przyje�d�a�. Wiosna przesz�a, lato nast�pi�o, Zygmu� od dawna ju� na wakacje do domu przyjecha�, a szanowny s�siad, tak oczekiwany, przyje�d�a� ani my�la� - w�a�nie mo�e z powodu tego oczekiwania, bo zbyt do�wiadczony by� i rozumny, aby nie spostrzec w zachowaniu si� pani Januarowej tego lub owego szczeg�u, z kt�rym - srogim, lepiej m�wi�c, surowym b�d�c - nie wiedzia�by, co czyni�. Jednak pewnego dnia na koniec przyjecha� i trzeba� nieszcz�cia, wtedy w�a�nie, kiedy biedna nasza pani Januarowa by�a znowu silnie zalterowanai, tym razem ca�odzienn� nieobecno�ci� w domu panny R�y. Ta, z rana jeszcze oznajmi�a, �e do wieczora w domu nie b�dzie, klucze powierzy�a Maryni i gdzie� sobie posz�a. Wszyscy pami�tali, �e takie ca�odzienne wycieczki zdarzaj� si� jej czasem; Marynia utrzymywa�a, �e raz na rok tylko. Rz�dca powiedzia�, �e spotka� si� z pann� R� u brzegu lasu, w kt�rego g��bi znik�a mu z oczu, co us�yszawszy pan January sapn�� g�o�no, chrz�kn�� nie�mia�o i do �ony rzek�: - Daj pok�j, rybko! ja wiem, dok�d ona posz�a... Niech zdrowa spaceru u�yje! Wielka rzecz, �e tam raz na rok... �ona mu przerwa�a. - Janusiu, tylko bez tego ujmowania si�! Zawsze ujmujesz si� za ni�. Ta kobieta ma szcz�cie! Wszyscy kochaj� si� w niej, mo�e i ty tak�e. Trzeba tylko by�o pierwej serce zbada�, w kt�r� stron� ci�gnie, a ja pewno nie stan�abym do rywalizacji... z tak�! Wiesz, gdzie posz�a! I ja te� wiem! Osiem lat ju� jestem w Dworkach i co roku t� sam� czu�� histori� s�ysz�! G�upstwo! Przypomnia�a sobie babka dziewic wiecz�r! W jej wieku nale�a�oby ju� o tych wszystkich fikcjach zapomnie�! Ca�y bo�y dzie� dom bez gospodyni, bo przecie� Kamilka i Marynia nie b�d� po kuchniach i spi�arniach lata�, a�eby jeszcze ludzie powiedzieli, �e macocha je na dziewki folwarczne obraca... Marynia zauwa�y�a, �e wszystko jest zadysponowane i wydane, i pani Januarowa zaraz na ni� wpad�a. - Ty te� buzi� za cioteczk� otwieraj. Zast�pi� j� mo�e potrafisz? Do gospodarstwa du�o ochoty zawsze mia�a�, prawda? Hafciki ci w g�owie, muzyczka, kawalerowie, nie gospodarstwo! Ja te� nie nap�dzam. C�? macoch� jestem! Ludzie zaraz powiedz�, �e prze�laduj�, gn�bi�. Ale ciekawam, co zrobisz, je�eli kto z go�ci przyjedzie? Cioteczk� po nocach poezje czytuje, a we dnie po lasach si� wa��sa, ty za� kluczami dzwoni� tylko umiesz. Niech�e kto z go�ci przyjedzie: zobaczymy, czy jak kluczami podzwonisz, wszystko b�dzie, jak potrzeba! Jak raz przyjecha�. I kt� jeszcze? Sam pan Seweryn Dorsza, kt�rego dom po p