6036

Szczegóły
Tytuł 6036
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6036 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6036 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6036 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAREL �APEK OSIEM TWARZY MISTRZA FOLTYNA PRZE�O�Y�A EMILIA WITWICKA TYTU� ORYGINA�U ��IVOT A DILO SKLADATELE FOLTYNA� I S�dzia okr�gowy Szimek PRZYJACIEL Z M�ODYCH LAT Kiedy pozna�em Bed� Foltena � wtedy oczywi�cie na szkolnych zeszytach podpisywa� si� jeszcze: Bedrzych Foltyn � mia�em troch� ponad szesna�cie lat. Zosta�em w�a�nie przeniesiony z innej szko�y do sz�stej klasy gimnazjum, gdzie ucz�szcza� Foltyn, a przypadek, kt�ry tak cz�sto decyduje o losach ludzkich, zrz�dzi�, �e posadzono mnie z nim w tej samej, porysowanej i poci�tej scyzorykiem �awce. Sz�stoklasist� Foltyna pami�tam tak dok�adnie, jak bym go widzia� wczoraj: wybuja�y ch�opiec o delikatnej cerze i g�stych, wij�cych si�, kasztanowych w�osach, kt�re stanowi�y przedmiot jego dumy i szczeg�lnej troski; oczy kr�tkowidza, wypuk�e, jasnob��kitne, d�ugi nos i silnie cofni�ta broda, du�e, wiecznie spocone r�ce, z kt�rymi nie wiedzia�, co pocz�� � typowy nieporadny dryblas w okresie dojrzewania. Wygl�da� zawsze, jak by si� czu� czym� ura�ony i odpowiada� na to cich� a wynios�� pogard�. Na pierwszy rzut oka nie wyda� mi si� zbyt sympatyczny; wkr�tce te� spostrzeg�em, �e nie ma w klasie ani jednego przyjaciela i starannie unika wszelkiego zetkni�cia z gromad� koleg�w. Ja sam nie by�em �wietnym uczniem, ale w ka�dym razie ponuro i uparcie zmaga�em si� ze szko��, nauk� i belframi. By�em raczej brzydki, ma�y i mia�em krzywe nogi, a wszystko to sprawi�o, i� powzi��em twarde postanowienie, �e si� nikomu nie dam. Pewnie te� dlatego wynios�em ze szko�y pe�no blizn, ale przebrn��em przez ni� zwyci�sko. Gorzej by�o z Foltynem. Jego nami�tn� ambicj� by�a ch�� wybicia si�, cierpia� przy tym jednak na beznadziejn� trem�. W domu obkuwa� si� jak szalony, ale kiedy w szkole wywo�ywano go do odpowiedzi, zaczyna�a mu si� trz��� broda, nie m�g� z siebie s�owa wydoby�, prze�yka� tylko nerwowo �lin�, a� grdyka podskakiwa�a w jego d�ugiej, mi�kkiej szyi. ��Siadaj, Foltyn � cedzi� profesor niemal z obrzydzeniem. � Zamiast fryzury lepiej pilnowa�by� matematyki. Foltyn siada� zmia�d�ony, prze�yka� �lin�, a do jego wodnistomodrych oczu nap�ywa�y �zy. Porusza� przy tym wci�� jeszcze wargami, jak gdyby teraz dopiero formu�owa� poprawn� odpowied�. Nie chc�c okaza�, �e jest bliski p�aczu, przybiera� min� chmurn� i obra�on�. Mia�o to oznacza�, �e w g��bokiej pogardzie ma dw�j�, kt�r� oberwa�, profesora, matematyk� i w og�le ca�� szko��. Belfrowie go nie lubili i dokuczali mu na ka�dym kroku. Bra�a mnie lito��, kiedy tak sta� obok mnie z trz�s�c� si� brod� i podskakuj�c� grdyk�, tote� usi�owa�em mu podpowiada�. Z pocz�tku, nie wiem czemu, obra�a� si� za to. ��Przesta� � wyszepta� � w�ciek�o�ci� i oczyma pe�nymi �ez, kiedy nasz �acinnik kaza� mu usi��� i postawi� s�ab� tr�jk�. � Ja nikogo o nic nie prosz�. Ale wkr�tce przyzwyczai� si� do tego, �e mu pomagam. Uczy� si� o wiele sumienniej ni� ja, by� zdolny, niezwykle poj�tny i ambitny, ale brak mu by�o ca�kowicie pewno�ci siebie. Ja wiedzia�em du�o mniej, za to mia�em wi�cej tupetu. W kr�tkim czasie Foltyn liczy� ju� tylko na mnie, przyjmowa� moj� pomoc jako sam przez si� zrozumia�y haracz. Pewnego razu, kiedy nie napisa�em mu zadania, obrazi� si� �miertelnie, a wygl�da� przy tym tak naburmuszony i nieszcz�liwy zarazem, �e omal nie zacz��em go przeprasza�. I s�u�y�em mu dalej. O ile mi wiadomo, pochodzi� tak jak i ja z niezamo�nej rodziny. Ojciec jego by� kancelist� albo czym� w tym rodzaju. Mieszka� Foltyn u ciotki, starej panny, nale��cej niegdy� do miejscowej elity. Bogu tylko wiadomo, E czego si� utrzymywa�a, chyba z odnajmowania pokoju. Ale jak kto� mo�e wy�y� z tego, �e odnajmuje pok�j jednemu biednemu studentowi � to mi si� w g�owie nie mie�ci. Na mnie zawsze robi�a wra�enie mola �eruj�cego w starych pelerynach i salopkach. Swego �Frycka�, jak go nazywa�a, kocha�a ogromnie i rozpieszcza�a, o ile to przy takiej n�dzy by�o mo�liwe. ��Na Frycka si� uwzi�li � skar�y�a si� nieraz � bo jest o wiele zdolniejszy od nich. Ale on jeszcze kiedy� poka�e, co w nim siedzi. Dopiero b�dzie im wstyd. ��Mnie tam, ciociu, wszystko jedno, co kto o mnie my�li � odpowiada� Frycek wynio�le i bole�ciwie i potrz�sa� swoj� wypiel�gnowan� grzyw�. � �eby nie tatu�, to bym uciek� z tej idiotycznej budy! Wiem, co bym zrobi�, dopiero wszyscy wytrzeszczyliby oczy! Chodzi�em do nich odrabia� z Fryckiem lekcje. Mieszkali w pokoju z kuchni�. Po�ow� pokoju zajmowa�o przyjemnie zachrypni�te pianino, pami�tka z czas�w, kiedy ciotka, ufryzowana w loczki � taka spogl�da�a na nas ze starej fotografii � uczy�a si� wygrywa� Modlitw� dziewicy i Dzwonki wieczorne. Powolutku, jak to zwykle mi�dzy dorastaj�cymi ch�opakami bywa, zaprzyja�nili�my si�. Tworzyli�my dziwn� par�: on � chudy dryblas o dziewcz�cej cerze i b��kitnych oczach, ze z�otymi, we�nistymi jak baranie runo w�osami; ja � krepy, ciemny, z czupryn� ostrzy�on� na je�a. Ch�opcy pokpiwali sobie z tej przyja�ni. Pewnego dnia siedzieli�my u Frycka i gadali o tym i owym. Zmierzch ju� zapada�, w piecu �arzy� si� ogie� i serce �ciska�o mi si� od nadmiaru nag�ego, nieokre�lonego wzruszenia. Frycek milcza� i tylko przegarnia� w�osy d�ug�, bia�� r�k�. ��Zaczekaj chwil� � szepn�� nagle tajemniczo i znikn�� w kuchni. Po chwili wr�ci�; mia� na sobie jak�� fioletow� jedwabn� kurtk� i kroczy� jak lunatyk, jak by unosi� si� nad ziemi�. Bez s�owa podni�s� wieko pianina, usiad� na taborecie i zaczai improwizowa�. Wiedzia�em, �e uczy si� gra� na fortepianie, ale to by�o dla mnie co� nowego. Frycek gra�, przechodz�c od melodii do melodii, z odrzucon� w ty� g�ow� i zamkni�tymi oczyma. Potem jak z�amany pochyla� si�, ledwo muskaj�c klawisze. A gdy melodia pot�nia�a, prostowa� si� i on, jak gdyby go to forte unosi�o i porywa�o. Wreszcie ha�a�liwie, z ca�ych si�, zm�ci� klawiatur� i odrzuci� g�ow� do ty�u. Tak pozosta�, p�ki melodia nie przebrzmia�a. Oczy mia� blade, wytrzeszczone, jak by ogl�da� inny �wiat; wyczerpany, oddycha� ci�ko. Nie znam si� na muzyce; katarynka mo�e mnie wzruszy� tak samo jak ch�ry anielskie, ale co jest lepsze � tego nie potrafi� oceni�. Ekstaza muzyczna Foltyna nape�ni�a mnie niemal przera�eniem; by�o mi czego� wstyd, a jednocze�nie ogarnia� mnie zachwyt. ��To by�o bajeczne � o�wiadczy�em z uznaniem, Frycek ockn�� si� jak ze snu, przesun�� r�k� po czole i wsta�. ��Wybacz � usprawiedliwia� si� � ale kiedy t o na mnie przychodzi, musz�� To jest silniejsze ode mnie. ��A dlaczego masz tak� fioletow� kurtk�? � wyrwa�em si�. Frycek wzruszy� ramionami. ��.Wk�adam j� zawsze, kiedy gram. Inaczej nie mog� tworzy�, rozumiesz? Nie rozumia�em ani w z�b, ale nie by�em tak zupe�nie pewny, czy si� to jednak w jaki� spos�b nie wi��e z muzyk�. Foltyn zbli�y� si� do mnie i poda� mi r�k�. ��S�uchaj, Szymek, nikomu o tym ani s�owa. To nasza tajemnica. ��Niby co? � zapyta�em nie rozumiej�c. ���e jestem artyst� � wyszepta� Foltyn. � Wiesz, ch�opcy by si� �mieli, a belfry jeszcze gorzej by si� na mnie w�cieka�y. I tak widz�, �e gwi�d�� sobie na ich nauk�. Nie masz poj�cia, jak mnie to upokarza, kiedy musz� wykuwa� te ich s��wka i wzory. Ja siedz� w klasie i s�ysz� muzyk�, muzyk� ��A dawno ju� wiesz, �e jeste� artyst�? ��Dawno. Dwa lata temu dosta�em si� przypadkowo na koncert. Powiadam ci, to by�o co� nadzwyczajnego. Ten cz�owiek gra�, a� mu W�osy opada�y na klawisze. Wtedy w�a�nie zrozumia�em� Zaczekaj � szepn�� tajemniczo � dotknij o tu, do skroni. Czujesz? ��Co? � zdziwi�em si�. Namaca�em tylko jego w�osy k�dzierzawe jak sier�� pudla. ��Mam wypuk�e skronie. To oznacza rzadko spotykany talent muzyczny. Znana rzecz � doda� niedbale. :� Tak samo rozpi�to�� palc�w. Dziesi�� klawiszy obejm� jak nic. Widzisz, ja chc� mie� pewno��, �e w sztuce dojd� do czego�. I czuj� to, wiem� Pami�tam, jak by to by�o dzi�: w ciotczynym pokoiku zrobi�o si� ju� zupe�nie ciemno, tylko co jaki� czas b�yska� spadaj�cy przez ruszt roz�arzony w�gielek. Siedzieli�my trzymaj�c si� za r�ce, dwaj biedni, zak�opotani ch�opcy; jego d�o� by�a nieprzyjemnie ch�odna i wilgotna, ale �ciska�em j� w tej chwili pe�en zachwytu, z sercem wezbranym wzruszeniem i mi�o�ci�. ��Frycku � szepta�em � Frycku� ��M�w mi: Beda � poprawi� mnie Foltyn �agodnie. � Ale nie w szkole, tylko tak, kiedy jeste�my sami, rozumiesz? To m�j artystyczny pseudonim: Beda Folten. Nikomu nie wolno o tym wiedzie�. Beda Folten � powt�rzy� z lubo�ci�. � A ty, jaki pseudonim by� sobie wybra�? ��Szymon � powiedzia�em bez wahania. �� Bedo, a ty nie piszesz wierszy? ��Wierszy? � powt�rzy� niepewnie, przeci�gaj�c sylaby. � Dlaczego w�a�ciwie mia�bym pisa� wiersze? A ty piszesz? ��Pisz�. � Tak, wreszcie zosta�o powiedziane to, co ju� od d�u�szej chwili mnie dr�czy�o. Niech mu si� nie zdaje, �e tylko on ma swoj� wielk� tajemnic�! � Jest tego na razie par� zeszyt�w � doda�em skromnie. Frycek otoczy� mnie ramieniem. ��To z ciebie poeta! No, widzisz! Nie domy�la�em si� tego, Szymonie. Poka�esz mi swoje wiersze? ��Tak� kiedy� � b�kn��em zak�opotany. � A ty, dlaczego ty nie piszesz? Frycek utkwi� wzrok w ciemno�ci. ��Ja? Wiesz, to dziwne, czasami my�l� wierszem: nagle zaczynam co� sobie mrucze� i to w�a�nie jest wiersz. Nie nad��y�bym nawet tego zapisywa�, tak jako� to we mnie rozbrzmiewa i p�ynie samo z siebie� Troch� mnie rozz�o�ci�o, �e mu idzie tak �atwo; ja, ka�dy sw�j wiersz musia�em ci�ko i krwawo wypoci�, gryz�c obsadk� i gor�czkowo przekre�laj�c wszystko, co napisa�em. To chyba dlatego, �e by� ze mnie taki uparty, ponury, proletariacki ch�opak. Nie mia�em wida� prawdziwej iskry bo�ej. Nigdy si� specjalnie nad swoimi wierszami nie zastanawia�em, ale teraz zacz�a mnie gn�bi� my�l, �e ja si� do poezji tylko zmuszam, �e nie ma jej we mnie. Dzi� oczywi�cie zdaj� sobie spraw�, �e by�a to jedynie egzaltacja w�a�ciwa wiekowi dojrzewania. Dzisiejsza m�odzie� wymiguje si� z tego krytycznego okresu przy pomocy sportu i cynizmu, ale za czas�w mojej m�odo�ci tak wiele tego sportu nie by�o; u nas ten kryzys dokonywa� si� raczej w sferze ducha: prawie po�owa ch�opc�w z naszej klasy potajemnie uprawia�a poezj�. Co prawda, pr�dko to zarzuci�em, tak samo jak inni. P�niej jeszcze tu i �wdzie wydrukowa�em jaki� wierszyk, ale dzi� nikt ju� o tym nie pami�ta, nawet ja sam. My�l� sobie tylko, jakie te� te moje sztubackie wiersze musia�y by� nieporadne i zielone! ��Wiesz � odezwa� si� z ciemno�ci g�os Frycka � taki na przyk�ad wiersz: Naga stan�a� w srebrnym kr�gu brz�z� Zaczerwieni�em si�, cho� by�o ciemno. ��Ty� ty� widzia�e�? ��Widzia�em. ��Gdzie? ��Tego ci nie powiem. Nazywa�a si� Manuela. � Przegania� palcami w�osy. � Nie masz poj�cia, Szymonie, co ja ju� prze�y�em. Ka�dy artysta musi prze�y� okropnie du�o. Pozna�em ju� tyle kobiet� ��Tutaj? � spyta�em nieufnie. Wydawa�o mi si� ta dziwne. Zna�em przecie� nie�mia�o�� Frycka i zak�opotanie, jakie �ogarnia�o go przy zetkni�ciu z kimkolwiek. ��Nie, u nas w domu. Tam jest zamek hrabiowski. M�j ojciec jest dyrektorem zarz�dzaj�cym u hrabiego. Kiedy� wieczorem hrabina s�ysza�a, jak gra�em preludia, i od tego dnia ci�gle mnie zaprasza do zamku. Te brzozy to w�a�nie tam w parku, rozumiesz? Mam do parku sw�j w�asny klucz� Sk�d�e tutaj! Tutaj bym z nikim nie rozmawia�. To nie jest �rodowisko dla mnie. Tam, na zamku, jest taki stary klawicymba�, ma ju� ze dwie�cie lat, i ja na nim grywam. W czerwonym salonie pal� si� tylko �wiece w srebrnych lichtarzach. Hrabina jest bardzo muzykalna, zawsze zanurza mi r�k� we w�osy� � Tu Frycek sykn�� lubie�nie. ���adna? � W tych ciemno�ciach, z oddali, wszystko wydawa�o mi si� jako� mo�liwe. ��To taka dojrza�a pi�kno�� � okre�li� Foltyn ze znawstwem. � Ja, widzisz, ucz� muzyki jej c�rk�. Wychowa�a si� w hiszpa�skim klasztorze� ��I nazywa si� Manuela? ��Nie. Nazywa si� Isabel Maria Dolores. To jeszcze dziecko, bracie. Ma szesna�cie lat � doda� z m�sk� wyrozumia�o�ci�. � Zdaje si�, �e si� we mnie zakocha�a, ale widzisz, ja� Wzruszy� ramionami. � Hrabia tak mi ufa. To trudna sprawa. Tylko raz j� poca�owa�em; nie masz poj�cia, co za ogie� w tej dziewczynie. C� my�lisz? Artysta nie mo�e by� skr�powany �adnymi wzgl�dami. Ma nieograniczone prawo do �ycia. Przecie� tworzy tylko z tego, co sam prze�y�. By� artyst� to wielka rzecz, prawda? Daj mi r�k�, Szymonie, �e nikomu o tym nie powiesz� o tej hrabinie, no i w og�le. S�owo? ��S�owo! Jego d�o� by�a ch�odniejsza, bardziej wilgotna ni� zwykle i dr�a�a ze zdenerwowania. ��No wi�c, �eby� wiedzia�� �eby� wiedzia�� Hrabina r�wnie� ofiarowa�a mi swoj� mi�o��. Jeste� poet�, Szymonie, wi�c to zrozumiesz. Ty te� przecie� gwi�d�esz na przes�dy. Ach, gdyby� wiedzia�, jaka ta Isabel jest pi�kna! Ty nie znasz mego podw�jnego �ycia, Szymku, znasz mnie tylko ze szko�y; wi�c �eby� wiedzia�: ja� ja �yj� jak artysta, rozumiesz? Szale�czo, nieokie�znanie, wszystkimi nerwami. � M�wi�c to, kurczowo zaciska� i prostowa� swoje du�e ch�opi�ce �apy, jak by co� w nie chwyta�. By�em w rozterce. Mia�em ochot� wierzy� we wszystko, co romantyczne, a zarazem nie opuszcza�o mnie m�cz�ce wra�enie czego� sztucznego i nieprawdziwego. Jednocze�nie okropnie wstyd mi by�o za m�j brak fantazji i przyjacielskiego zaufania. ��No, m�w dalej � mrucza�em ponuro. ��Powiem ci � Frycek szcz�ka� z�bami jak w febrze. � Najlepiej mi si� tworzy, kiedy prze�yj� co� wielkiego. Wielk� mi�o�� albo wielki wyst�pek. To nale�y do sztuki� Ty te� si� o tym przekona�e�, co? Musisz mi kiedy� opowiedzie�, co� prze�y� jako poeta. Ale muzyka to jeszcze co� wi�cej, muzyka to� co�, co jest w nas, a czego nie spos�b wyrazi�, rozumiesz? Wiesz, Szymonie, ja mam usposobienie Dionizosa. Ja jestem� Poczekaj � powiedzia� nagle innym g�osem � ciotka idzie. Stara panna otworzy�a drzwi i wesz�a z p�on�c� �wiec� w r�ku. � � Ch�opcy, ch�opcy, tak tu siedzicie po ciemku? ��My�my tylko powtarzali histori� � b�kn�� Frycek mrugaj�c o�lepionymi oczami kr�tkowidza. Z t� swoj� d�ug�, bia�� szyj� i cofni�t� brod� przypomnia� mi naraz obra�on� g�. Tak si� zacz�a przyja�� na �mier� i �ycie. Pierwsza wielka przyja�� to co� r�wnie pot�nego i pi�knego jak pierwsza mi�o��. Role nasze by�y dobrze podzielone: Foltyn mia� natur� Dionizosa, kipi�c� od nadmiaru poryw�w i wzrusze�, rozwi�z��, szalon�, sk�onn� do upoje�; zapu�ci� sobie grzyw� niczym Papuas i chodzi� z kapeluszem w r�ce i z rozwian� przez wiatr czupryn�. Dla mnie, ku ca�kowitemu memu zadowoleniu, wyszukali�my natur� Hefajstosa; by� ze mnie czarny, poczochrany smyk. Ku�em swe wiersze w ku�ni i reprezentowa�em si�� trze�w�, szorstk� i sceptyczn�. Usi�owa�em nawet kule� jak Hefajstos. Tak wi�c w��czyli�my si� po ma�ym mie�cie i okolicy jako dwaj bogowie. W bezgranicznej pogardzie mieli�my innych, Beot�w i Feak�w. Wieczorem na korso spotykali�my p�oche nimfy lub nami�tne menady, a czasem zakradali�my si� w pobli�e miejscowego lokalu o w�tpliwej reputacji, �eby cho� przez szpar� w drzwiach zerkn�� z bij�cym sercem na czerwon� �un� groty Wenery. C� za znaczenie wobec tych antycznych upoje� mia�a jaka� dw�ja z �aciny czy greki! W szkole Dionizos z podskakuj�c� grdyk� i trz�s�c� si� brod� rozpaczliwie usi�owa� utrzyma� si� na powierzchni, podczas gdy pos�pny Hefajstos gor�czkowo �owi� pod �awk� strz�py wiadomo�ci ze szkolnych ksi��ek i bryk�w. W ko�cu Dionizos obci�� si� przy czasownikach nieregularnych i usiad� z oczami pe�nymi �ez, z rozpaczliw� godno�ci�, a Hefajstos pod �awk� u�cisn�� mocno i wiernie jego spocon� d�o�. Nawet bog�w nie oszcz�dza zawistny los! Klasowy mot�och ze z�o�liw� rado�ci� napawa� si� widokiem naszych zmaga� z profesorskimi harpiami. Czeg� innego oczekiwa� mog� bogowie od ma�odusznych Mirmidon�w? Raz jednak Dionizos bohatersko stawi� czo�o bezmy�lnemu �wiatu, kt�ry nie rozumia� go i dr�czy�. Sta�o si� to wtedy, kiedy nasz �ysy wyk�adowca czeskiego zatrzyma� si� przy nim i j�� prawi� karc�cym tonem: ��Ej, Foltyn, Foltyn, kiedy� ty wreszcie dasz sobie ostrzyc w�osy, �eby przewietrzy� to, co masz w g�owie zamiast m�zgu? Frycek zaczerwieni� si�, poderwa� i z p�on�cymi oczami trzasn�� pi�ci� w pulpit. ��Panie profesorze! � krzykn�� histerycznie za�amuj�cym si� g�osem. � Tu jest szko�a, nie zak�ad fryzjerski! Nic panu do moich w�os�w! Prosz�, si� ich nie czepia�! Wypraszam to sobie! Oberwa� za to zuchwalstwo bur� od dyrektora, ale na pewien czas sta� si� bohaterem gimnazjum. Swoje prawo do posiadania artystycznej czupryny mimo wszystko obroni�, a na dodatek sprawi� sobie artystyczny krawat. Belfrowie si� od niego odczepili i nie protestowali nawet, kiedy w czasie lekcji przeczesywa� grzebieniem swoj� wypieszczon� fryzur�. Po pewnym czasie nasze drogi si� rozesz�y, Sta�o si� to w�a�nie z powodu moich wierszy. M�czy� mnie o nie tak d�ugo, a� zak�opotany, do�� niech�tnie przynios�em mu wyt�uszczone, g�sto zapisane zeszyty. Ju� wtedy mia�em dziwn� awersj� do popisywania si� przed kimkolwiek. Nie chcia�em go pyta�, co s�dzi o moich wierszach, a on sam tego tematu nie podejmowa�. Dopiero po paru miesi�cach napomkn��em mimochodem, �e chcia�bym je mie� z powrotem. Frycek zdziwi� si�. ��Jakie wiersze? ��Te zeszyty, co ci po�yczy�em. ��Ach tak � przypomnia� sobie. � Przynios� ci je jutro, skoro mi nie dowierzasz � mrukn�� i nad�� si� pe�en urazy. Szli�my dalej w milczeniu. Frycek tylko parska� z oburzenia i potrz�sa� g�ow� jak cz�owiek, kt�ry spotka� si� z bolesnym niezrozumieniem i brakiem wdzi�czno�ci. Nagle zatrzyma� si� i poda� mi ch�odn� d�o�. ��Do widzenia, id� sobie. ��Ale� s�uchaj, co ja ci zrobi�em? ��Nic � odpar� niech�tnie, po�ykaj�c �zy. � Ja� ja chcia�em do niekt�rych twoich wierszy napisa� muzyk�, a ty zupe�nie, jak bym ci je chcia� ukra��. ��Nic mi o tym nie m�wi�e�! ��Chcia�em ci zrobi� niespodziank�. Zn�w sam, zn�w sam pod niebem pochmurnym� �cisn��em jego chude rami�. ��Nie gniewaj si�, Frycek, przecie� ja nie wiedzia�em. Tak si� ciesz�, �e ci si� co� w moich wierszach cho� troch� podoba�o. Ale nigdy mi o tym nie wspomina�e�� ��Jestem tego pe�en, ci�gle mi to huczy w g�owie, a ty� Artysta tak nie post�puje! � krzykn�� p�aczliwie. � To ma�oduszny brak zaufania! Nie b�j si�, oddam ci te twoje zeszyty! I w og�le nie potrzebuj� nikogo! Wystarcz� sobie sam! Gwa�townie wykr�ci� si� na pi�cie i odszed� w przeciwnym kierunku. Dop�dzi�em go i przekonywa�em przez dobr� godzin�, �e wcale tak nie my�la�em, �e mo�e sobie te zeszyty zatrzyma�, jak d�ugo zechce� � Nie powiniene� by� tego m�wi�, Szymku � powtarza� z gorycz�. � Wiesz przecie�, �e mam usposobienie artysty. Jak ja mog� pami�ta� o tym, �e mam komu� co� odda�? Tak to jest, kiedy cz�owiek zadaje si� z lud�mi, kt�rzy nie s� na jego poziomie! C� by�o robi�? Pozosta� mi�dzy nami rozd�wi�k i Frycek prawie si� do mnie nie odzywa�. By�y akurat p�roczne egzaminy i Foltyn zgarnia� dw�j� za dw�j�. Na pr�no stara�em si� mu podpowiada�. Uparcie nie przyjmowa� do wiadomo�ci moich wysi�k�w i siada�, z trudem prze�ykaj�c �lin�, z oczyma pe�nymi �ez i wyrazem wyrzutu na twarzy; na nosie mia� wypisane, �e ca�� win� ponosz� tylko ja. W si�dmej klasie na p�rocze Frycek obla� z trzech przedmiot�w. Zblad� zobaczywszy swoje �wiadectwo, a broda zacz�a mu si� trz��� �a�o�nie, ale kiedy chcia�em mii powiedzie�, �eby si� nie przejmowa�, odwr�ci� si� do mnie ty�em. �To twoja wina� � m�wi�y jego plecy wstrz�sane t�umionym �kaniem. By�o mi okropnie �al i jego, i siebie. Wkr�tce potem Frycek zawar� now� przyja��. Tym razem by� to prymus naszej klasy, wzorowy ucze� i beniaminek grona profesorskiego. Delikatny, blady i w�t�y ch�opiec, �adny jak dziewczyna, schludny i grzeczny. Ch�opcy uwa�ali go za �wi�toszka, nie ufali mu i darzyli go �agodn� pogard� z powodu jego doskona�o�ci. W jaki spos�b ci dwaj si� zaprzyja�nili, co w sobie znale�li � nie wiem. Wiem tylko, �e by�em w�ciekle, rozpaczliwie zazdrosny, pewnie dlatego, �e w g��bi duszy sam marzy�em o przyja�ni naszego wzorowego klasowego Adonisa. Czu�em si� bezgranicznie nieszcz�liwy i opuszczony, kiedy widzia�em, jak ci dwaj spaceruj� razem. Raz umy�lnie ordynarnie krzykn��em za Fryckiem: ��Mo�e by� mi wreszcie odda� moje zeszyty? Ale Frycek nie odpowiedzia�, tylko wzruszeniem ramion wyrazi� sw� pogard�. Nast�pnego dnia w czasie lekcji zblad� nagle �miertelnie i wsta� chwytaj�c si� �awki, jak by mia� zemdle�. ��Co ci jest, Foltyn? � zapyta� profesor. ��Panie profesorze � wykrztusi� Frycek � ja nie mog� tu siedzie�. Szymek �mierdzi. Zaczerwieni�em si�, jak by mi kto� da� w twarz. ��To nieprawda! � broni�em si�, nieprzytomny ze wstydu i oburzenia. � Niech inni powiedz�! ���mierdzi od brudu � powt�rzy� Frycek. Profesor zmarszczy� czo�o. ��Wi�c siadaj gdzie indziej i nie przerywaj lekcji! Foltyn zebra� swoje ksi��ki i z triumfuj�cym u�mieszkiem przeszed� na palcach do �awki swego prymusa, jak gdyby si� unosi� w powietrzu. Od tego czasu nie rozmawia�em z nim. A tych moich zeszyt�w nie zwr�ci� mi nigdy. Nie wiem � mo�e na moje wspomnienia o Bedrzychu Foltynie rzuci�a cie� ta przygoda, kt�ra mnie wtedy tak bole�nie zrani�a i upokorzy�a. Dzi�, jako s�dzia, z wi�ksz� wyrozumia�o�ci� patrz� na ludzkie post�pki, a szczeg�lnie je�li chodzi o m�odych, ich k�amstwa i sprzeniewierzenia, nie bior� tych rzeczy tragicznie. Przywyk�em patrze� na m�odo�� prawie wy��cznie jako na stan zmniejszonej odpowiedzialno�ci karnej. Wtedy jednak by�em zupe�nie z�amany. Chcia�em si� utopi� albo uciec. Dzi� wyt�umaczy�bym sobie prawdopodobnie, �e Foltyn po prostu chcia� dosta� si� jak najbli�ej swego prymusa, aby ten pomaga� mu w lekcjach wydatniej i pewniej ni� kolega tak b�d� co b�d� przeci�tny jak ja. Istotnie, od tej pory podci�gn�� si� w nauce. Ale mo�e by�o w tym co� wi�cej? Jakie� wsp�lne zainteresowania albo romantyczna przyja��, jak to nieraz w tym wieku bywa. Przypominam sobie, �e raz wezwano ich obu do dyrektora na audiendum verbum. By�o to tajne �ledztwo, a o co w�a�ciwie sz�o, tego si� nigdy nasza klasa nie dowiedzia�a. Nie mog� twierdzi�, �e po tych ch�opi�cych do�wiadczeniach znam naprawd� charakter Bedrzycha Foltyna. Zar�wno �ycie, jak m�j zaw�d nauczy�y mnie ostro�no�ci w os�dzaniu ludzkich dusz. Dzi� tak podsumowa�bym swoje uwagi: Ch�opiec przeczulony, ambitny i troch� rozpieszczony, o artystycznych sk�onno�ciach, a mo�e i z prawdziwym talentem muzycznym � tego nie potrafi� oceni�. Zarozumia�o�� posuni�ta do granic manii wielko�ci, a przy tym spo�eczny i fizyczny kompleks ni�szo�ci oraz brak wiary w siebie. Troch� nadmierna sk�onno�� do k�amstwa i pysza�kowato��, nie Bedaca zreszt� niczym niezwyk�ym w tym wieku. W normalnych okoliczno�ciach m�g�by wyrosn�� na kogo� mo�e nie wybitnego, ale w ka�dym razie na cz�owieka o nieprzeci�tnych i szlachetnych zainteresowaniach. Wyra�na sk�onno�� do duchowego sybarytyzmu. Typ asteniczny i sentymentalny. Oto wszystko, co mog� o nim z ca�ym przekonaniem powiedzie�. II Pani Jitka Hudcowa ARIEL Pana Bed� Foltyna pozna�am, kiedy by� w si�dmej klasie gimnazjalnej. My, pensjonarki, interesowa�y�my si� nim ju� przedtem, oczywi�cie tylko z daleka, tak jak to normalnie bywa w ma�ym mie�cie. Mi�dzy sob� nazywa�y�my go �ten �adny z si�dmej klasy�� i m�wi�y�my o nim, �e na dziewcz�ta nie zwraca uwagi. By� to oczywi�cie jeszcze jeden pow�d, by zwi�kszy� nasz� ciekawo��. Mia� przepi�kne k�dzierzawe w�osy, wielkie jasnob��kitne oczy, by� wysoki i szczup�y; chodzi� zawsze jak we �nie, zapatrzony gdzie� hen, przed siebie, z kapeluszem w r�ce i jasn� czupryn� rozwian� na wietrze. Ogromnie si� nam, licealistkom, podoba�; tak w�a�nie wyobra�a�y�my sobie poet�. A dla pensjonarki w tamtych czasach to nie by�o byle co. Teraz na przyk�adzie swojej c�rki widz�, �e dzisiejsze dziewcz�ta maj� zgo�a inne, mniej zwariowane i nie takie sentymentalne idea�y. Mo�e w tym w�a�nie jest post�p, ale ja tego nie rozumiem. Poznali�my si� na lekcjach ta�ca. By�am pierwsz�, kt�r� zaprosi� do ta�ca pan Foltyn. Jak dzi� widz� przed sob� k�aniaj�cego si� zmieszanego dryblasa mamrocz�cego swoje nazwisko. Zdaje si�, �e by�am r�wnie onie�mielona jak on, ale mam nadziej�, �e nie by�o tego po mnie wida�. Musz� stwierdzi�, �e nie by� z niego dobry tancerz; po kilku pierwszych pas przybra� ponur� min� i mrukn��, �e nienawidzi ta�ca, �e nie znosi tego b�bnienia na fortepianie, a zaraz potem doda�: ��Lubi pani muzyk�? W tym w�a�nie czasie zmaga�am si� rozpaczliwie ze szko�� fortepianow� Tibich�Maleta i nie cierpia�am muzyki z ca�ego serca, ale bez namys�u o�wiadczy�am, �e. wielbi� muzyk� nade wszystko. Dzisiaj nie mog� si� nadziwi�, dlaczego m�odzi ludzie tak ch�tnie k�ami�. ��B�dziemy si� wi�c dobrze rozumieli � rozpromieni� si� pan Foltyn i ze wzruszenia nadepn�� mi na nog�. W tym momencie okropnie mi si� nie podoba�, mo�e dlatego �e uprzytomni�am sobie, i� k�ami�. Jego nos wyda� mi si� za d�ugi, broda za kr�tka, r�ce za du�e i w og�le wszystko mnie w nim denerwowa�o. Od tej silnej antypatii zacz�a si� moja pierwsza mi�o��. Przedtem by�am ju� co najmniej dwa razy �miertelnie zakochana, ale to si� nie liczy. Prawdziwa pierwsza mi�o�� polega nie na tym, �e jest si� zakochan�, ale na �wiadomo�ci, �e si� ma swego ch�opca. Pan Foltyn odprowadza� mnie z lekcji ta�ca; a p�niej chodzili�my niekiedy wieczorem na spacery. To by�o wa�niejsze, bo musia�am w domu k�ama�, �e wychodz� z jak�� Marysi� czy El�uni�. Dzi� jest inaczej; kiedy pytam swoj� c�rk�, odpowiada mi spokojnie, �e wychodzi z ch�opcem. Podoba� mi si� ogromnie, kiedy tak szed� ko�o mnie powa�ny, ko�ysz�cym si� krokiem i m�wi� mrukliwym g�osem. Przed dziewcz�tami che�pi�am si�, �e zdoby�am �tego �adnego z si�dmej klasy�. Z Marysi� chodzi� wprawdzie o�mioklasista, ale nie mia� d�ugich w�os�w i w og�le nie by� taki interesuj�cy. El�uni� pokaza�a si� raz nawet z kadetem w mundurze, ale to by� tylko jej kuzyn. By�am bezgranicznie dumna, �e mam artyst�; wyzna� mi, �e jest poet� i �e toczy si� w nim straszna walka wewn�trzna, czy po�wi�ci� si� ca�kowicie muzyce, czy poezji. ��Nie ma pani poj�cia, Jitko � m�wi� podrzucaj�c czupryn� :� jaka to dla mnie rozpaczliwie trudna decyzja. A pani co by wybra�a? W g��bi duszy by�o mi wszystko jedno; poezja i muzyka by�y dla mnie czym�, czego my, dziewcz�ta, musia�y�my si� uczy�, poniewa� nale�a�o to do wykszta�cenia; pewnie te� dlatego jedno i drugie strasznie mi imponowa�o. ��Niech pan pos�ucha, Bedo � m�wi�am z g��bok� powag�, do jakiej zdolny jest cz�owiek tylko w szesnastym roku �ycia. � Dlaczego mia�by si� pan czego� wyrzeka�? M�g�by pan na przyk�ad� na przyk�ad� jednocze�nie sam pisa� i komponowa� opery� jak Ryszard Wagner, no nie? (By�am wtedy niezmiernie dumna z tego, �e wiem, kto to by� Wagner.) Beda zarumieni� si� z rado�ci i po raz pierwszy w �yciu uj�� mnie pod rami�; mo�e zreszt� zrobi� to tak�e i dlatego, �e�my zaszli alej� daleko, dalej ni� kiedykolwiek, i czuli�my si� niemal gdzie� poza ca�ym �wiatem. ��Jitko � mrucza� z przej�ciem i wzruszeniem � jeszcze �adna kobieta nie rozumia�a mnie tak jak pani� A potem tak ju� jako� samo wysz�o, �e chwyci� mnie za �okcie i usi�owa� poca�owa�. Co prawda w tym wzruszeniu poca�unek wypad� gdzie� na nosie, nie mia�o to jednak znaczenia. By�am nieprzytomna z dumy, �e rozumiem tak� dusz� jak Beda, no i �e mam ju� za sob� pierwszy poca�unek. By�o to gwa�towne uczucie dojrza�o�ci czy zwyci�stwa � nie wiem sama, jak to nazwa�. Potem nagle przypomnia�am sobie jego s�owa: �Jeszcze �adna kobieta tak mnie nie rozumia�a�, i zacz�am udawa� zazdro��, kt�rej zupe�nie nie czu�am. Wyrwa�am mu �okie�, przesz�am na drug� stron� alei i kroczy�am pogr��ona w milczeniu, kt�re mia�o sprawia� wra�enie zagadkowego. Beda by� przera�ony, wprost nieszcz�liwy. ��Jitko � pyta� trz�s�cym si� g�osem � co pani jest? Nieruchomo wpatrywa�am si� przed siebie. Mia�am nadziej�, �e w tym p�mroku wygl�dam tragicznie blada. ��Bedo � powiedzia�am cicho � wi�c pana kocha�a ju� jaka� inna kobieta? Ledwo to wyrzek�am, zl�k�am si� i zapragn�am zapa�� si� pod ziemi� ze wstydu, policzki mi p�on�y. O Bo�e, jak ja mog�am takie g�upstwo paln��! Przecie� to brzmia�o jak wyznanie mi�osne, kt�re chcia�am trzyma� w rezerwie, a� on o nie poprosi. Po raz pierwszy w �yciu poczu�am si� kobiet�. By�o to uczucie tkwi�ce we mnie gdzie� bardzo g��boko, straszne, a zarazem niemal upajaj�ce. Beda nie spostrzeg� chyba mego zak�opotania. Zwiesi� g�ow� i przegarn�� w�osy palcami. ��Tak � powiedzia� g�ucho � kocha�a. ��Jak mia�a na imi�? ��Szymonka � mrukn�� niepewnie. �Jak mo�e kobieta nazywa� si� Szymonka? � pomy�la�am sobie. � Ale w�a�ciwie to �adne imi�. �adniejsze ni� Jitka.� ��Kocha� j� pan szalenie? ��Mo�e to pani nazwa� nami�tno�ci� � powiedzia� i machn�� r�k�. � Jitko, pani jest jeszcze dzieckiem� nie mo�e pani tego zrozumie� ��Nie jestem dzieckiem � odpar�am dotkni�ta i usi�owa�am wzbudzi� w sobie uczucie zazdro�ci o co�, co si� nazywa nami�tno�ci�. Zdaje si� jednak, �e mi si� to nie uda�o, chocia� z wysi�kiem marszczy�am czo�o. ��Czy pani mo�e mi przebaczy�? � mrucza� Beda pokornie. Bez s�owa u�cisn�am mu r�k�. Ty g�up�i, przecie� to wspania�e, �e jeste� ju� taki doros�y! Gdyby dziewcz�ta o tym wiedzia�y, dopiero by zrobi�y oczy. �Jitka, naprawd�? � pyta�yby. � A jaka by�a ta Szymonka?� �Mia�a dwadzie�cia lat � odpowiedzia�abym im � a �adna by�a, powiadani wam, zupe�nie Madonna Torricellego. Nie, Botticellego; Torricelli to s� jakie� rurki. Taka, wiecie, zagadkowa, blada pi�kno��.� Wtedy chorowity wygl�d by� bardzo modny. Dzisiejsze dziewcz�ta s� inne, prozaiczne i zdrowe jak rzepa, ale jako matka wol� chyba, �e tak jest. Od tego pami�tnego wieczoru zacz�a si� nasza wielka, bezgraniczna mi�o��. Spacerowali�my razem alej� nad brzegiem rzeki, a nasze dusze, jak si� to m�wi, zespala�y �si� w jedno, szczeg�lnie kiedy mrok g�stnia�. Potem trzeba by�o biec bez tchu, �eby zd��y� na czas do domu, a tam musia�am zmy�la�, gdzie si� tak d�ugo wa��sa�am. Bardzo to by�o denerwuj�ce. W Bedzie by�am zakochana po uszy, ale rzecz dziwna: by�o mi nieprzyjemnie, kiedy chcia� mnie wzi�� za r�k� czy pod rami� albo nawet poca�owa� ukradkiem. Wydawa�o mi si�, �e ma zimne i jakie� za du�e r�ce, a ju� zupe�nie g�upio i nieswojo robi�o mi si�, kiedy na policzki wyst�powa�y mu gor�czkowe rumie�ce i broda zaczyna�a trz��� si� nerwowo. �O Bo�e � my�la�am ze strachem, t�umi�c chichot, a mo�e by�o to jakie� m�cz�ce, nerwowe wsp�czucie, sama dobrze nie wiem. � O Bo�e, zaraz zn�w mnie poca�uje! Co on w tym znajduje za przyjemno��?� Wiele czasu up�yn�o, zanim zrozumia�am, jaka w tym jest przyjemno��, wtedy jednak wykr�ca�am si�, jak tylko mog�am. W ko�cu Beda tr�ca� mnie niezdarnie zimnym nosem gdzie� ko�o ucha. Najch�tniej wytar�abym potem twarz, ale najwa�niejsze, �e mia�am ju� wszystko za sob�. ��Jaka pani ch�odna � mrucza� Beda z wyrzutem, a ja z jednej strony okropnie si� wstydzi�am, �e taka jestem ch�odna (Szymonka z pewno�ci� taka nie by�a), z drugiej za� � dopatrywa�am si� w tym B�g wie jakiej romantycznej i niezwyk�ej w�a�ciwo�ci, kt�r� stara�am si� podkre�la� w spos�b mo�liwie najbardziej interesuj�cy, szczeg�lnie w rozmowach z kole�ankami. D�ugo jeszcze by�am przekonana, �e mam rzeczywi�cie natur� ch�odn� i nieprzyst�pn�. B�g raczy wiedzie�, dlaczego w m�odo�ci cz�owiek tyle zastanawia si� nad swoimi szczeg�lnymi w�a�ciwo�ciami, a najwi�cej nad tymi, kt�re sobie przypisuje w wyobra�ni. A jednak by�a to wielka mi�o��. Przepe�nia�a mnie radosna duma, �e mam ju� swego ch�opca, �e jest o g�ow� wy�szy ode mnie, �e taki z niego artysta i poeta, �e takie ma pi�kne w�osy, �e tak ze mn� powa�nie rozmawia, zupe�nie jak w powie�ci. Szcz�liwa kroczy�am u jego boku, kiedy m�wi� o muzyce, o swoich planach i o samym sobie. Ch�tnie zwierza� si� przede mn� z tego, co nazywa� �losem artysty�. Musia� chyba niewymownie cierpie� w�r�d otoczenia, kt�re go przygn�bia�o, i w szkole, kt�ra � jak m�wi� � d�awi�a jego wolno�� artysty i mo�no�� tworzenia. Je�li chodzi p te sprawy, to my�la�am sobie, �e ca�kowicie si� z nim zgadzam, chocia�by co do tego braku zrozumienia ze strony otoczenia, co do szko�y. Ja te� bym wola�a, �eby�my mogli razem ugania� po kwitn�cych ��kach, wolni jak ptaki, i nie musieli ba� si� mamy i egzamin�w. ��Pani tak mnie rozumie, Jitko � szepta� Beda z podziwem. Sama o sobie niewiele mia�am do powiedzenia, tote� ani pary z ust nie puszcza�am, kiedy si� tak rozwodzi� o swoich walkach wewn�trznych i o m�kach tworzenia. ��Pani mnie tak inspiruje � mawia� niekiedy, a ja by�am niewypowiedzianie szcz�liwa. Czasem w swych zwierzeniach napomyka� niejasno, �e zanim mnie pozna�, wi�d� �ycie szalone i rozwi�z�e. ��Bo ja jestem strasznie nami�tny, Jitko � mamrota� zaciskaj�c pi�ci. � Ka�dy artysta jest okropnie zmys�owy i impulsywny. My�la�am sobie wtedy, �e nami�tno�� przejawia si� czerwienieniem uszu i trz�sieniem r�k; poza tym Beda ze swymi baranimi k�dziorami i nieporadnymi �apami wygl�da� w moich oczach raczej na cheruba. Nie wiem, sk�d si� to bierze u takiej smarkuli, ale w mojej mi�o�ci do niego by�o co� niemal macierzy�skiego: jaka� potrzeba kojenia, dodawania otuchy i podziwiania go, �eby mu sprawi� przyjemno��. Przed przyjaci�kami chwali�am si� oczywi�cie, jaki ten Beda nami�tny, �e dla mnie wyrzek� si� rozwi�z�ego �ycia, i opowiada�am, jak to on szalenie cierpi. Czego bo te� takie dziewcz�ta mi�dzy sob� nie wygaduj�! Odczyta�am im tak�e jego wiersze, kt�re mi ofiarowa�. Jeden z nich znalaz�am jeszcze niedawno. Zaczyna� si� od s��w: Zn�w sam, zn�w sam pod niebem pochmurnym� M�j m�� twierdzi�, �e w tym co� jest, ale c�rka �mia�a si� i orzek�a, �e to jaka� �zawa szmira. Spali�am go; wstyd mi by�o, �e mnie ta krytyka po tylu latach jako� zabola�a. Jedna rzecz gn�bi�a Bed� najbardziej: �e nie mo�e dla mnie zagra� na pianinie jakiego� utworu Chopina, kt�rego ub�stwia� (ja te� � jak go .entuzjastycznie zapewnia�am), albo swojej w�asnej kompozycji, o kt�rej mi du�o i niejasno opowiada�. Nazwa� j� Ariel. Gdy o tym m�wi�, o ma�o sobie w�os�w nie rwa� z g�owy. Twierdzi�, �e go w og�le nie znam, skoro nie znam jego muzyki, no i jak by go to inspirowa�o, gdyby m�g� gra� przy mnie. Je�li o mnie chodzi, to wprawdzie �ywi�am niemal �e l�k przed powa�n� muzyk�, ale wyobra�a�am sobie, jak Beda graj�c potrz�sa swoj� z�ot� czupryn�, i my�la�am, �e mi to zupe�nie wystarczy. Okropnie byli�my nieszcz�liwi. A� kiedy� zrobi�o mi si� go ju� nazbyt �al. ��Wie pan co? � powiedzia�am bohatersko. � Ja kiedy� do pana przyjd�; przecie� mnie za to w domu nie zabij�. Sp�sowia�, zmieszany, i wyj�ka�, �e to niemo�liwe, �e mieszka u cioci, no i co by sobie ciocia pomy�la�a; ale potem ci�gle na nowo powraca� do tego, �eby tak cho� raz w �yciu m�g� mi dowie��, �e jest artyst�� Wreszcie tak si� z�o�y�o, �e rodzice wyjechali na kilka dni. Wkr�tce m�j plan by� got�w. ��Bedo � o�wiadczy�am � jutro po po�udniu przyjdzie pan do mnie i zagra mi Ariela. Jestem sama, wszyscy wyjechali. My�la�am, �e si� nie wiem jak ucieszy, a on tymczasem zaczerwieni� si� i zacz�� b�ka�, �e przecie� nie mo�e tego zrobi�, �e co by ludzie powiedzieli itd. Tak sobie my�l�, o ile to wszystko dzisiaj jest prostsze. Przychodz� do domu, a z krzes�a podnosi si� jaka� tyka, cud prawdziwy, �e �yrandola nie str�ci. �To jest Honza, mamusiu� � m�wi moja c�rka najzwyczajniej w �wiecie, a ja podaj� mu r�k� i nawet nie wiem, jak si� nazywa. Wiele si� zmieni�o przez tych dwadzie�cia lat. ��To nic � powiedzia�am wtedy � chc� us�ysze� pa�skiego Ariela. Musia�am jeszcze ca�� spraw� za�atwi� ze s�u��c�. Powiedzia�am jej, �e po obiedzie przyjdzie jeden pan, muzyk, �eby sprawdzi� nasz fortepian, czy nie jest rozstrojony. Ale naszej Anusi by�o to wyra�nie oboj�tne. Po obiedzie ogarn�y mnie w�tpliwo�ci, . czy dobrze zrobi�am. Na domiar wszystkiego, zasta�am Anusi� ubieraj�c� si� do wyj�cia. ��Anusiu, dok�d idziesz? ��Wychodz� � wyszczerzy�a spr�chnia�e z�by. � Jak pa�stwa nie ma, to chyba mam wychodne, no nie? By�am zdruzgotana, ale nie by�o ju� rady. Po raz pierwszy poczu�am si� w domu sama w jakim� m�cz�cym i denerwuj�cym tego s�owa znaczeniu, a za chwil� mia� przyj�� Beda. By�am z�a .na siebie, �e tak mi serce �omoce, i czu�am si� nieswojo w tej martwej ciszy pustego mieszkania. Wtem nie�mia�o, prawie l�kliwie odezwa� si� dzwonek u drzwi. Musia�am otworzy�. Na progu sta� Beda zupe�nie jak z�odziej. ��Ach, to pan? � powiedzia�am. Mia�o to brzmie� niewymuszenie, ale wydawa�o mi si�, �e jaka� ci�ka kula podchodzi mi do gard�a; jednocze�nie ze zgroz� i w�ciek�o�ci� poczu�am, �e czerwieni� si� jak burak. ��To ja � wyszepta� Beda, zdenerwowany i blady, jak by mia� zemdle�, i na palcach, jako� zanadto na palcach, wsun�� si� do �rodka. By� tak roztrz�siony, �e naraz wr�ci�y mi si�y i mog�am ju� z powodzeniem odgrywa� rol� ma�ej damy. ��Prosz�, niech pan wejdzie, panie Foltyn � rzek�am uprzejmie i wypowiedzia�am jeszcze par� grzeczno�ciowych frazes�w. Nie wiem, sk�d mi si� to wzi�o, ale kobietom jest to wida� wrodzone. � Tak si� ciesz� na tego Ariela! Jitko � wyszepta� Beda � pani jest� zupe�nie sama? ��Tak � odrzek�am swobodnie i naturalnie. � A teraz niech pan gra, po to pan przecie� przyszed�. W ko�cu jako� go posadzi�am na taborecie przy pianinie. Przegarn�� obiema r�kami w�osy i przebieg� palcami kilka klawiszy. ��Ten Ariel � zacz�� niepewnie � widzi pani, to jestem ja sam. To w�a�nie to oczyszczone, odkupione �ycie wewn�trzne. Wie pani, od chwili gdy pani� pozna�em� jestem jaki� du�o czystszy� � M�wi�c to uderzy� kilka akord�w. � To dopiero pocz�tek. Niech si� pani nie gniewa, ale ja tego jeszcze nie doko�czy�em. Napisa�em na razie allegro i rondo. ��Wi�c niech b�dzie allegro. Uderza� w klawisze poczynaj�c od ton�w najni�szych w g�r� i par� razy nacisn�� jeden klawisz o najwy�szym tonie. ��Ma z�y d�wi�k � powiedzia� marszcz�c czo�o � a ja go tak potrzebuj�! Rozumie pani? W tym motywie, gdzie Ariel �mieje si� zwyci�sko� Wie pani co? Zagram nokturn Chopina. ��A Ariela nie? ��Dzisiaj nie, Jitko. Dzisiaj� nie mog�. � Desperacko zanurzy� r�ce we w�osach. � Jest pani zbyt blisko. My�l� tylko o pani. Dlaczego mnie pani dr�czy? Widzia�am, jak czerwienieje mu kark. �Jezus, Maria � pomy�la�am sobie � zaraz zn�w b�dzie mnie chcia� poca�owa�!� ��Bedo � wykrztusi�am � niech pan gra, niech pan gra cokolwiek! Wsta� od pianina. Trz�s� si� jak li��. ��Jitko � szepn�� i wyci�gn�� ku mnie te swoje zimne, wilgotne r�ce. � Jitko, przecie� pani mnie kocha! Broda trz�s�a mu si� nerwowo, a na policzkach wyskoczy�y czerwone plamy. B�g �wiadkiem, �e by�am w nim zakochana, ale w tej chwili wyda� mi si� nagle taki odra�aj�cy, �e gdyby zrobi� jeszcze krok, wymierzy�abym mu policzek. Wyczyta� to widocznie z mojej twarzy; sama czu�am jaki� twardy, pe�en napi�cia grymas wok� ust. Zatrzyma� si� i poczerwienia� tak, �e zrobi�o mi si� go �al; moje napi�cie zel�a�o i by�abym uczyni�a wszystko, �eby tylko nie by� taki obra�ony. Ale Beda par� razy z wysi�kiem prze�kn�� �lin�, nad�� si� i z nienawi�ci� wytrzeszczy� na mnie oczy. ��Nie wiedzia�em, �e z pani taka drobnomieszczanka � wycedzi� i odwr�ci� si� do okna. Trz�s�am si� ca�a. Nie wiem, czy potrafi� dzi� powiedzie�, co czu�am: by�am okropnie z�a na siebie, na niego, a jednocze�nie Zbiera�o mi si� na p�acz. �Tylko nie p�aka� � powtarza�am sobie � tylko nie p�aka�!� ��Niech pan ju� idzie, Bedo � wyj�ka�am z trudem. � Niech pan idzie, niech pan idzie! Obr�ci� si� do mnie; oczy mia� pe�ne �ez, broda mu si� trz�s�a i z trudem prze�yka� �lin�. Ogarn�o mnie przera�enie na my�l, �e m�g�by mnie poca�owa�. ��No wi�c, niech pan ju� idzie! � krzykn�am raz jeszcze, ze �zami w oczach. A kiedy za nim ostro�nie, jako� nazbyt ostro�nie, stukn�a klamka, wybuchn�am g�o�nym p�aczem. P�aka�am z upokorzenia, ze z�o�ci i chyba z �alu. Chcia�am potem napisa� do niego d�ugi list; nie pami�tam ju�, co tam mia�o by�, prawdopodobnie wyrzuca�am mu jego zachowanie, a jednocze�nie przebacza�am wszystko � kr�tko m�wi�c, jaka� kobieca dyplomacja. Nie do wiary, jak szybko dojrzewa takie dziewcz�tko! Zanim jednak zd��y�am ten list wys�a�, spotka�am Bed� na ulicy. Sz�am w�a�nie z Marysi� i zmusza�am si� do g�o�nego �miechu z jakiego� g�upstwa, �eby nie my�la�, �e si� martwi�; ale serce wali�o mi a� w gardle ze strachu i z mi�o�ci. Beda przeszed� ko�ysz�cym krokiem, nad�ty i obra�ony; nawet na mnie nie spojrza�. Marysia stan�a jak wryta, z wytrzeszczonymi oczami. ��To wy ju� ze sob� nie rozmawiacie? Po raz pierwszy w �yciu nie mog�am wymy�li� nic, co by mog�o uratowa� moj� reputacj� przed kole�ank�. ��Bo on jest wstr�tny � powiedzia�am sucho � dla mnie jest wstr�tny � wyrwa�o mi si� nieoczekiwanie i to by�a prawda. Marysia opowiada�a potem dziewcz�tom, �e by�am przy tym blada jak �mier�. No, nie wiem, mo�e i tak; ale mi�dzy nami wszystko by�o sko�czone. Raz tylko jeszcze pop�aka�am si�, kiedy mi powt�rzono, �e kiedy� pogardliwie powiedzia� do Eli: ��Jitka? Ale� to drobnomieszczanka! Teraz my�l�, �e opowiada�am wi�cej o sobie ni� o panu Foltynie. Ale na to wida� nie ma rady. By�am wtedy m�oda, a m�odzi ludzie bardziej ni� kimkolwiek interesuj� si� sob�; wszyscy inni s� dla nich jedynie pretekstem, by sami mogli u�wiadomi� sobie swoje w�asne �ycie. Dlatego m�odzi nie bardzo dobieraj� sobie towarzystwo; jest to u nich raczej kwestia przypadku i okoliczno�ci ni� �wiadomego wyboru. Dzi� wydaj� mi si�, �e do pana Foltyna rzeczywi�cie nie pasowa�am; on by� z pewno�ci� artyst�, natur� nieprzeci�tn� i poetyczn�, ze wszystkimi jej wadami i zaletami; by� subtelniejszy, g��bszy i bardziej uczuciowy ni� ja � zwyk�a, p�ytka dziewczyna. Mia� chyba racj� nazywaj�c mnie drobnomieszczank�. Dzisiaj jestem z tego zadowolona i chce mi si� �mia�, �e tak mnie to wtedy bola�o. Ka�dy m�ody cz�owiek nie wiedzie� co my�li o sobie. Chyba i to, co mnie w nim nape�nia�o takim instynktownym l�kiem, to, �e by� � jak by powiedzia�a moja c�rka � taki �okrrropnie errrotyczny�, chyba i to wyp�ywa�o z jego egzaltowanego i artystycznego usposobienia. Ale kiedy sobie przypomn�, jaki by� niezgrabny i �mieszny, chocia�by wtedy, kiedy mnie chcia� poca�owa�, my�l� sobie: �Pod tym wzgl�dem nie by� ani troch� bardziej do�wiadczony, ani dojrzalszy ni� ty, moja kochana. Chcia� ci wida� zaimponowa� tym, �e pozowa� na B�g wie jakiego uwodziciela i rozpustnika. Dzi� by ci pewnie opowiada�, �e prowadzi auto wy�cigowe albo �e siedzi w jakiej� robocie politycznej. Dwadzie�cia lat temu bardziej w modzie by�a literatura i takie r�ne rzeczy. Czasy si� zmieniaj�, ale m�odo�� zawsze musi si� czym� puszy� i che�pi�, cho� w ka�dej epoce jest to co� zupe�nie innego.� III Dr V. B. NA UNIWEESYTECIE Obawiam si�, �eby moje wspomnienie o Bedrzychu Foltynie nie by�o niesprawiedliwe. Nie lubi�em go bowiem od pierwszego wejrzenia. Przyjecha�em z wakacji na czwarty rok studi�w i moja gospodyni oznajmi�a mi, �e Bed� mia� nowego wsp�lokatora, kt�ry zamieszka� w tzw. �pokoju z pianinem�, klitce takiej samej jak moja, gdzie jednak jakim� dziwnym cudem mie�ci�o si� jeszcze zachrypni�te pianino. Foltyn przyszed� mi si� przedstawi�. By� to m�odzieniec o du�ym nosie i d�ugich w�osach, z cofni�t� ma�� brod�, z szyj� d�ug� jak kiszka i uderzaj�co aroganckim wyrazem wyblak�ych oczu. Zrobi� w�a�nie matur� i zapisa� si� na prawo; ale, jak m�wi�, chce studiowa� przede wszystkim muzyk�. Czy nie b�dzie mi to przeszkadza�, �e komponuje w�a�nie poemat symfoniczny Ariel? ��Zale�y, co to jest � powiedzia�em � ja bowiem tak�e znam si� troch� na muzyce, m�ody cz�owieku. Chcia� zaraz rozmawia� ze mn� o muzyce; widocznie nie wiedzia� jeszcze, jaka przepa�� dzieli na uniwersytecie pierwszy rok od czwartego. Da�em mu wi�c to delikatnie do zrozumienia; ura�ony, nad�� si� i od tego czasu na wszelkie sposoby stara� si� mi czym� zaimponowa�. Wraca� na przyk�ad do domu o czwartej nad ranem i kopa� meble, �eby zrobi� wra�enie okropnego hulaki. Albo o jakiej� nieprawdopodobnej godzinie zaczyna� gra�, �e niby komponuje; ale by�y to tylko jakie� preludia albo wariacje na obce tematy � kto troch� opanowa� pianino, temu ju� klawisze same chodz� pod palcami. Albo gl�dzi� o sztuce. Przyswoi� sobie z tuzin wielkich s��w, jak intuicja, pod�wiadomo��, pramateria oraz B�g raczy wiedzie� co jeszcze, i mia� tego pe�n� g�ow�. (Ciekawe, jak z wielkich s��w �atwo daj� si� uformowa� wielkie my�li. Upro��cie s�ownik niekt�rych ludzi, a nie Beda mieli w og�le nic do powiedzenia. Kiedy s�ysz� albo czytam takie brednie o prainstynkcie, praistocie materii, syntezie tw�rczej, czy jak si� to tam nazywa, zbiera mi si� na md�o�ci. �M�j Bo�e � my�l� sobie � �eby�cie tak, ludzie kochani, wetkn�li nos do chemii organicznej (nie m�wi� ju� o matematyce), dopiero by wam potem ci�ko sz�o pisanie!� To w�a�nie, moim zdaniem, jest najwi�kszy absurd naszego stulecia: z jednej strony nasze m�zgi pracuj� nad mikronami i wielko�ciami niesko�czonymi z precyzj� niemal �e doskona��, z drugiej za� � pozwalamy zaw�adn�� naszymi m�zgami, naszymi my�lami i uczuciami s�owom najbardziej mglistym. Zawsze rozumia�em muzyk�, wyczuwa�em w niej co� architektonicznie wielkiego i czystego, zupe�nie jak w cyfrach, nawet kiedy si� do niej czasem przypl�cze co� a� obrzydliwie, namacalnie ludzkiego. Dlatego nienawidzi�em wprost m�odego Foltyna z jego g�rnolotnymi sentencjami o muzyce jako przejawie prainstynktu. Nie wiem, sk�d wyci�gn�� on teori�, �e wszelka sztuka bierze pocz�tek z prasi�y erotycznej i wchodzi w zakres �ycia seksualnego. Artysta � jak twierdzi� � op�tany jest przez b�stwo erotyzmu. Tego bogactwa nie mo�e wy�adowa�, nie mo�e wy�y� si� inaczej jak tylko przez tw�rczo��, poprzez m�k� i rozkosz tworzenia. ��Dobrze, ale nie powinien tego robi� publicznie � z�o�ci�em si�. Foltyn jednak nie ust�powa�. ��Ot� to w�a�nie � m�wi� � ka�da sztuka to ekshibicjonizm. Tw�rczo�� artysty to boski egoizm: jak najpe�niej, szale�czo i bez granic wy�adowa� samego siebie, swoj� ja��, ca�e swoje ja. ��A te d�ugie kud�y � mrukn��em � te� pan nosi po to, �eby si� wy�adowa�? M�odzieniec poczu� si� troch� ura�ony. Chyba ma prawo r�ni� si� czym� od stada zwyk�ych zjadaczy chleba. Nie mogli�my po prostu znale�� wsp�lnego j�zyka. Foltyn czu� przy tym potrzeb� wyg�aszania przed kim� wielkich s��w i dzielenia si� swoimi pogl�dami oraz stallami ducha. By� bowiem do�� samotny, mimo �e na dodatek zacz�� si� che�pi� swoimi stosunkami towarzyskimi i mi�osnymi. Nie lubi�, kiedy kto� przechwala si� sukcesami u kobiet. Mam wstr�t do wszelkiej tzw. don�uanerii nie za to, w czym szuka rozrywki, ale za to, �e si� tym bezwstydnie i zarozumiale che�pi niby wyczynem sportowym. Z�odziej nie chwali si� publicznie, ile kas obrabowa�, a taki seksualny zdobywca ma tego pe�n� g�b�. Foltyn co chwil� zaznacza� tajemniczo, �e ma romans z jak�� dam� albo �e kocha si� w nim do szale�stwa jaka� baron�wna. Wystarczy�o zobaczy� go na ulicy rozmawiaj�cego z jak�� panienk�, �eby zaraz dawa� do zrozumienia, i� to dziewcz� nie odmawia mu �adnych dowod�w przyja�ni. ��Bajeczna dziewczyna, co? � stwierdza� potem ze znawstwem. � A zbudowana, nie wyobra�a pan sobie nawet! Faktem jest, �e ubiera� si� z wyzywaj�c� wprost elegancj� i nie opuszcza� �adnego balu, �eby � jak m�wi� � �nawi�za� stosunki�. Do dzi� jest dla mnie zagadk�, sk�d bra� na to pieni�dze. By� biedny jak mysz, przez cale tygodnie �ywi� si� tylko bu�kami, ale za to chodzi� wystrojony, wyperfumowany i ufryzowany. Domy�la�em si�, �e nale�y do ludzi, kt�rzy potrafi� �y� na kredyt. Ja sam nie umia�em sobie, nawet wyobrazi�, jak si� to robi, �eby kto� po�yczy� mi par� koron. Mia� zadziwiaj�c� ambicj�, �eby si� dosta� do bogatego towarzystwa. W domu jednak�e przybiera� poz� za�artego cygana, cz�owieka, kt�ry gwi�d�e na ca�� t� forsiast� ho�ot� i w pogardzie ma wszystko pr�cz sztuki. Co i rusz brz�cza� mi nad uchem o jakich� baronowych i m�odych m�atkach i robi� intymne aluzje do pewnej dziewczyny, kt�ra wydawa�a mi si� zbyt wiele warta dla takiego d�ugonosego pozera jak on. Jako� mnie to rozz�o�ci�o i powiadam: ��Nie gadaj pan, �adna kobieta nie spojrza�a jeszcze nawet na pana. W�a�nie dlatego, �e ��dna pana nie chce, wymy�la pan takie spro�no�ci. Zaczerwieni� si� i �zy nap�yn�y mu do oczu. Wiedzia�em, �e zrani�em go zbyt bole�nie, ale nie by�o ju� rady. Skoro� si� obrazi�, to niech tak zostanie; przynajmniej wiesz, �e ci� przejrza�em. Od tej chwili nienawidzi� mnie skrycie i �miertelnie; spotykali�my si�, ale byli�my ze sob� na no�e. Koniec ko�c�w �y� obok cz�owieka, kt�ry si� wprost d�awi nienawi�ci� � to jest swego rodzaju mord�ga. Wreszcie zem�ci� si� na mnie; nigdy bym nie uwierzy�, �e mo�na cz�owieka obrazi� muzyk�. By�o to tak: Mia�em na uniwersytecie kole�ank�, �adn�, mi�� dziewczyn�. Studiowa�a botanik�, ja za� by�em quasi asystentem na wydziale chemii organicznej. Poznali�my si� w ten spos�b, �e kiedy� w naszym laboratorium ordynarnie jej nawymy�la�em, bo nie mog�a sobie poradzi� ze sprawdzeniem jakiej� glukozy. Ch�tnie przebywa�em w jej towarzystwie; by�a �wie�a i weso�a, podczas gdy ja uwa�a�em si� raczej za mola ksi��kowego. Nawet do g�owy nam nie przysz�a my�l o mi�o�ci ani o czym� podobnym � by�o mi tylko przyjemnie po sko�czonych wyk�adach wa��sa� si� z ni� po Pradze. Na imi� mia�a Pavla. Pewnego dnia nie wiadomo co jej strzeli�o do g�owy; spakowa�a jakie� ksi��ki, kt�re ode mnie po�yczy�a, i przysz�a, �eby mi je odda�. Nie zasta�a mnie w domu. Zadzwoni�a i otworzy� jej Foltyn w aksamitnej kurtce. Przypadkowo spotka�em j� jeszcze tego� wieczoru. Wspomnia�a tylko m