6020
Szczegóły |
Tytuł |
6020 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6020 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6020 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6020 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Kosmiczne szczury z BGW
Co za przyjazne odruchy... o, ten sto�ek si� nada. Won ze starym Phrnnx
niech ode�pi swoje na pod�odze. Krddle zawsze maj� s�ab� g�ow�, starczy
troch� tlnnx, a ju� lec� z n�g i zostaje po nich tylko dym tego ich
piekielnego zielska, krmm. Tak, raz flnnx... oj... przykro mi z powodu
tego r�kawa. Gdy wyschnie, da si� zdrapa� no�em. Twoje zdrowie... Oby ci
si� dysze nigdy nie zatka�y, gdy b�dziesz mia� band� kpnnz na ogonie.
Nie, przykro mi, nigdy o tobie nie s�ysza�em. Ostatnio zbyt wielu
dobrych ludzi m�odo odchodzi z tego pado�u, w�a�nie! Ja? Te� nie
s�ysza�e�? Mo�esz mi m�wi� Panie Sier�ancie... M�wi�em o dobrych
ludziach... ale on by� najlepszy Nazywali�my go D�entelmen Jax. Mia�
jeszcze inne imi�, ale tam, na jego planecie, czeka na niego jedna
dziewczynka, kt�ra pilnie �ledzi wszystkie l�ni�ce szlaki, wypatruje,
kiedy on nadleci z powrotem z g��bokiej pr�ni. Czeka na swego ch�opa. Ze
wzgl�du na ni� w�a�nie nazwali�my go Jax. Jemu by si� to spodoba�o, jej
chyba te�, gdyby wiedzia�a, ale do dzisiaj to ju� pewnie posiwia�a lub
wy�ysia�a i mo�e artretyzmu dosta�a od tego przesiadywania w oknie i
wygl�dania, czy luby wraca, ale to ju� inna historia, i na Oriona, ja jej
nie opowiem. Dobre to, no to po �yku... Jasne, �e dobry tlnnx musi
wydziela� zielone opary... Lepiej zamknij oczy, gdy pijesz, bo inaczej
o�lepniesz na tydzie�, na Mrddl! �e co? Mrddl to imi� �wi�tego proroka!
W�a�nie, wiem, co my�lisz. Jak taki stary szczur kosmiczny m�g� da� si�
wrobi� w wypraw� na kraniec Galaktyki, gdzie gwiazdy �wiec� buraczkowo i
fotony maj� p�tl�? Powiem ci, co teraz robi�: upijam si� jak planizzia�ski
pfrdftl, ot co. Podobno to �wi�stwo wymazuje wspomnienia, a o to w�a�nie
mi chodzi. Cygnus w dup�... Popatrz tylko na te szramy na moich d�oniach.
Ka�da to osobna historia. I jeszcze te, co mam na plecach, i te na...
Dobra, o nich innym razem. Jasne, �e ci opowiem, to szczera prawda, kln�
si� na �wi�te imi� Mrddla, chocia� przyznaj�, �e zmieni� to i owo. Wiesz,
dla dobra tej dziewczyny...
S�ysza�e� opowie�� o BGW? Skoro tak wytrzeszczy�e� ga�y, to musia�e�
s�ysze�. W�a�nie, Pan Sier�ant, kt�rego tu widzisz, by� jednym z
pierwszych Kosmicznych Szczur�w z BGW, a facet znany jako D�entelmen Jax
by� wtedy moim kumplem. Niech Wielki Kramddl przeklnie jego imi� i za�mi
mi wspomnienia tych dawnych dni, gdy ujrza�em go po raz pierwszy ..
-Absolwenci, ba-a-CZNO��!
Stentorowy g�os sier�anta wcisn�� si� natr�tnie w uszy ustawionych w
idealnych szeregach kadet�w. Na �w fatalny rozkaz sto trzy wypolerowane do
o�lepiaj�cego po�ysku buty uczyni�y co trzeba i osiemdziesi�ciu siedmiu
absolwent�w stan�o na baczno�� (trzeba doda�, �e niekt�rzy pochodzili z
obcych �wiat�w i mieli rozmait� liczb� ko�czyn). Ani oddech nie m�ci�
ciszy, ani powieka nie drgn�a, gdy pu�kownik von Thorax stan�� przed
kadetami i spojrza� na nich przez monokl osadzony przed szklanym okiem.
Mia� te� kr�tko przyci�te, siwe w�osy, sztywne jak drut kolczasty, oraz
idealnie skrojony i wyprasowany czarny mundur. W stalowych palcach
sztucznej lewej r�ki trzyma� papierosa z krmml. Sztuczna prawa r�ka
unios�a odzian� w czarn� r�kawic� d�o� do salutu. Serwomotorki zawy�y z
cicha, gdy sztuczne p�uca i otrzewna poruszy�y si� przy g��bokim oddechu
poprzedzaj�cym wyryczenie komendy.
- Spocznij! I s�ucha�. Jeste�cie wybra�cami, lud�mi i nielud�mi
pochodz�cymi z wszystkich cywilizowanych �wiat�w Galaktyki. Sze�� milion�w
czterdziestu trzech kadet�w zacz�o pierwszy rok kursu i wi�kszo�� z nich
odpad�a. Wykruszyli si� na r�ne sposoby. Niekt�rzy po prostu nie doro�li
do sprawy, niekt�rych trzeba by�o usun�� i zastrzeli� za grzech sodomii.
Inni durnie wierzyli, �e wieczna wojna jest czym� zbytecznym. Ich te�
trzeba by�o zastrzeli�. S�abi gin�li lub odchodzili, a� zosta� sam zdrowy
rdze�, czyli WY! Gwardzi�ci z pierwszego rocznika BGW! Gotowi nie��
dobrodziejstwa cywilizacji do gwiazd. Gotowi wreszcie si� dowiedzie�, co
oznacza skr�t BGW!
Z szeregu garde� doby� si� ryk m�skiego entuzjazmu i wr�ci� echem
odbity od �cian stadionu. Na znak von Thoraxa stadion nakryty zosta�
olbrzymi� i nieprzezroczyst� tarcz� kryj�c� muraw� przed oczami i uszami
szpieg�w �ywych i elektronicznych. Radosny wrzask umilk� natychmiast, gdy
tylko pu�kownik uni�s� d�o�.
- Gwardzi�ci, nie b�dziecie osamotnieni w waszej walce, nie sami
poniesiecie p�omie� cywilizacji pod obce, barbarzy�skie s�o�ca. Ka�dy z
was b�dzie mia� u boku wiernego kompana. Ty tam, ze skraju pierwszego
szeregu, krok do przodu! Na spotkanie waszego towarzysza!
Wywo�any gwardzista dzielnie hukn�� obcasami, zrobi� trzy spr�yste
kroki i zn�w strzeli� obcasami. Niczym echo odpowiedzia� mu dziwny odg�os
dochodz�cy z wr�t szeroko otwartych na stadion. Wszystkie oczy zwr�ci�y
si� odruchowo w kierunku bramy, z kt�rej wy�oni� si�...
Jak to opisa�? Jak opisa� tr�b� powietrzn�, gdy porwie i wt�oczy w sw�j
lej, jak opisa� burz�, kosmiczny sztorm unosz�cy przez przestw�r? To co�
by�o r�wnie nieokre�lone jak �ywio�.
Stworzenie mierzy�o ze trzy metry i mia�o szpetny �eb z za�linion� i
z�bat� paszcz�. Porusza�o si� niczym nawa�nica na czterech pneumatycznych
nogach, ka�dej zako�czonej pazurami rysuj�cymi wy�o�on� supertwardym
imperwitem pod�og�. Istne monstrum zrodzone w z�ym �nie. Zmora zawy�a, a�
wszystkim dreszcz przeszed� po plecach.
- Oto w�a�nie! - rykn�� pu�kownik von Thorax, te� zapluwaj�c si�
czerwon� �lin�. - Oto wasz wierny towarzysz, mutawielb��d, zmutowany
potomek szlachetnych stworze� �yj�cych na Starej Dobrej Ziemi, symbol i
duma BGW, czyli Bojowej Grupy Wielb��dziej! Gwardzisto, poznaj swojego
wielb��da!
Wybrany gwardzista podszed� bli�ej i uni�s� r�k�, by powita� dumne
zwierz�. Dumne zwierz� po prostu odgryz�o mu d�o�. Okaleczony zacz��
poj�kiwa�, przez szeregi przeszed� szmer zdumienia. Treserzy wielb��d�w
zagonili pa�kami zwierz� z powrotem do bramy, tymczasem s�u�ba medyczna
na�o�y�a gwardzi�cie opatrunek na kikut i odci�gn�a jego cia�o na bok.
- To by�a pierwsza lekcja, jak post�powa� z bojowymi wielb��dami! -
krzykn�� pu�kownik. - Nigdy nie podno�cie na nie r�ki. Pewien jestem, �e
wasz kolega nigdy nie powt�rzy swego b��du. Sztuczna r�ka nie pozwoli mu o
tym zapomnie�, cha, cha! Nast�pny wyst�p! Przyprowadzi� wielb��da!
Wielb��d przygalopowa�, hukn�� kopytami i zar�a� jak podczas szar�y.
Tym razem gwardzista trzyma� �apy przy sobie i wielb��d odgryz� mu g�ow�.
- Obawiam si�, �e nie fasuje si� gwardzistom sztucznych g��w -
za�artowa� pu�kownik. - Uczcijmy minut� ciszy naszego towarzysza, kt�ry
odszed� do wielkiego rajskiego kosmodromu. Starczy. Ba-a-CZNO��!
Przejdziecie teraz do parku wielb��d�w, gdzie zapoznacie si� wszyscy ze
swoimi wiernymi towarzyszami. Nie zapominajcie tylko, �e ka�dy z nich
zosta� wyposa�ony w sztuczne z�by z imperwiumitu i takie�, ostre jak
brzytwy, pazury. Roze-ej�� SI�!
Baraki oddane kadetom na kwatery przypomina�y zak�ad karny o
obostrzonym rygorze. ��kami by�y sztaby imperwitium; nie stosowano tu
�adnych mi�kkich materacy, uznaj�c s�usznie, �e takie pozorne wygody
przyczyniaj� si� tylko do zwyrodnie� kr�gos�upa. Kocy te� nie by�o,
zreszt� temperatur� utrzymywano niezmiennie na mi�ym dla wszystkich
poziomie czterech stopni w skali Celsjusza. Tak zatem, wr�ciwszy do
barak�w, gwardzi�ci wpadli niemal w pop�och, widz�c, jak umajono im
kwatery. Ka�da z nagich �ar�wek nad pryczami otrzyma�a gustowny aba�ur, a
na samych pryczach le�a�y grube na dwa centymetry poduszki. Prosz�,
dopiero rok pracy, potu i stara�, a ju� takie efekty!
Najwi�kszym mirem po�r�d kadet�w cieszy� si� niejaki M. Pewnych rzeczy
nie trzeba ujawnia�, szczeg�lnie je�li mo�na w�wczas nieostro�nym s�owem
dotkn�� ukochanych takiej osoby lub nazbyt ucieszy� jej s�siad�w. Okryjmy
zatem pana M. p�aszczem anonimowo�ci. Powiedzmy tylko, �e nosi� w�wczas
ksyw� "Stalowy". "Stalowy" albo Stalowy, jak b�dziemy go dalej nazywa�,
mia� w�wczas bliskiego kumpla zwanego L. P�niej, o wiele p�niej, L.
otrzyma miano "D�entelmen Jax", ja za� w dalszej opowie�ci skr�c� jego
przezwisko do "Jax". W nauce i sporcie Jax ust�powa� pola tylko Stalowemu,
byli przy tym najlepszymi przyjaci�mi. Od roku mieszkali w jednym pokoju.
W�a�nie tam wr�cili i u�o�ywszy wysoko nogi, rozkoszowali si�
niespodziewanymi wygodami. Popijali przy tym kaw� bez kofeiny i palili
wytwarzane specjalnie dla szko�y papierosy bez nikotyny. Nazywa�y si� te
papierosy Denikcig, jednak kursanci m�wili na nie "gwo�dzie" lub
"zerwip�ucka".
- Rzu� mi gwo�dzia, Jax - powiedzia� Stalowy, le��c na pryczy z d�o�mi
pod�o�onymi pod g�ow� i marz�c o wspania�ej przysz�o�ci w towarzystwie
wiernego wielb��da. - Och! j�kn��, gdy paczka wyrob�w tytoniopodobnych
trafi�a go w oko. Wyci�gn�� jedn� z g�adkich bia�ych laseczek, postuka�
ni� w �cian�, by zapali�, i g��boko si� zaci�gn�� od�wie�aj�cym dymem. -
Nie do wiary... - westchn�� i pu�ci� k�ko.
-A jednak, na Mrddl - Jax si� u�miechn�� - to ju� za nami. Zostali�my
absolwentami. Moie by� tak odrzuci� mi moj� paczk� zerwip�uck�w, �ebym te�
m�g� si� sztachn��?
Stalowy pos�ucha�, ale entuzjazm wci�� go rozpiera�, cisn�� wi�c paczk�
z takim impetem, �e gruchn�wszy o �cian�, stan�a zaraz w p�omieniach.
Szklanka wody za�egna�a gro�b� po�aru, jednak zaraz zap�on�o czerwone
�wiate�ko pod ekranem pokojowego kompa.
- Wiadomo�� priorytetowa - zauwa�y� Stalowy, uderzaj�c pi�ci� w
przycisk.
Obaj m�odzie�cy a� sapn�li z przej�cia, gdy na ekranie wykwit�o surowe
oblicze pu�kownika von Thoraxa.
- M. i L., biegiem do mojego gabinetu - pad�y ci�kie s�owa z warg
pu�kownika.
- O co mu chodzi? - zastanawia� si� Jax, gdy spadali ju� obaj szybem
grawitacyjnym.
- Zaraz si� dowiemy! - krzykn�� Stalowy, gdy podeszli do drzwi starego,
i wcisn�� p�ytk� dzwonka.
Drzwi odsun�y si� cicho i obaj kursanci weszli bez wahania. Ale co to?
Pu�kownik spogl�da� na nich z u�miechem... Z u�miechem! Nigdy jeszcze nie
widzieli u�miechu na jego �elaznym obliczu.
- Spocznijcie, panowie - powiedzia�, wskazuj�c na dwa wygodne fotele. -
W por�czach foteli znajdziecie zar�wno �miki, jak i walumia�skie wino i
szania�skie piwo.
- A kawa? - spyta� oszo�omiony Jax i wszyscy si� roze�miali.
- W�tpi�, by�cie naprawd� mieli ochot� na kaw� - brz�kn�� pu�kownik
sztuczn� krtani�. - Nalejcie sobie, jeste�cie ju� Kosmicznymi Szczurami z
BGW i czas dzieci�stwa jest za wami. I patrzcie uwa�nie.
W powietrzu przed nimi pojawi� si� tr�jwymiarowy obraz osobliwego
statku kosmicznego. Nigdy jeszcze takiego nie widzieli. Smuk�y jak
miecznik, uskrzydlony jak ptak, masywny jak wale� i uzbrojony po z�by
niczym aligator.
- �wi�ty Trepie - j�kn�� nieprzytomnie Stalowy i rozdziawi� usta. - To
si� nazywa rakieta!
- Zwykle m�wimy na ni� Niezawodna - mrukn�� nie bez humoru pu�kownik.
- To ona? Co� s�yszeli�my ..
-Niewiele mogli�cie s�ysze�, od pocz�tku trzymamy j� bowiem pod
kluczem. Ma najwi�ksze silniki, jakie kiedykolwiek zamontowano na statku
kosmicznym, uwsp�cze�niony wz�r MacPhersona, udoskonalony nap�d Kelly'ego
(nigdy by�cie go nie poznali, tak bardzo zosta� unowocze�niony), no i
jeszcze ekrany Fitzroya o zdwojonej mocy. Te stare wygl�daj� przy nich jak
dziecinne zabawki. Najlepsze za� zachowa�em na koniec...
- Najlepsze ju� us�yszeli�my...
- Tak wam si� wydaje. - Pu�kownik roze�mia� si�, nawet uprzejmie. Jego
�miech przypomina� odg�os rozdzierania stalowych p�yt. - Najlepsz�
wiadomo�ci� jest to, �e ty, Stalowy, zostaniesz teraz kapitanem tego
kosmicznego super-drednota, a Jax b�dzie mia� szcz�cie obj�� stanowisko
pierwszego in�yniera.
-Jax by�by znacznie szcz�liwszy jako kapitan, a nie smoluch z
maszynowni - mrukn�� Jax i wszyscy zn�w si� roze�miali. Znaczy wszyscy
pr�cz Jaxa, bo ten wcale nie �artowa�.
- Statek jest ca�kowicie zautomatyzowany - ci�gn�� pu�kownik - i
starczy dw�ch, by nim sterowa�. Musz� was jednak ostrzec, �e ma na
pok�adzie tyle eksperymentalnego wyposa�enia, �e powierzymy go tylko
ochotnikom...
- Zg�aszam si� na ochotnika! - krzykn�� Stalowy.
- Musz� i�� do toalety - powiedzia� Jax i uni�s� si� z fotela.
Ujrzawszy jednak w d�oni pu�kownika nader brzydki blaster, przysiad�
ponownie. - �artowa�em, oczywi�cie. Zg�aszam si� na ochotnika.
- Wiedzia�em, �e mog� na was liczy�, ch�opaki. BGW wychowuje
prawdziwych m�czyzn. No i wielb��dy, rzecz jasna. Oto wasze zadanie.
Jutro o trzeciej zero cztery wyruszacie na pok�adzie Niezawodnej przez
kosmiczny eter w kierunku Cygnusa. Dok�adnie, na pewn� planet�...
- Spr�buj� odgadn�� - wycedzi� Stalowy przez zaci�ni�te z�by. - Ale
chyba nie kieruje nas pan na ten pe�en larsznik�w �wiat Biru-2?
- Owszem. To g��wna baza larsznik�w, ich centrum operacyjne,
narkotykowe i hazardowe. Handluj� tam niewolnikami, drukuj� fa�szywe
zielki i destyluj� flnnx. Prawdziwe legowisko kosmicznych pirat�w.
- I pan chce, by�my tam polecieli? - Stalowy skrzywi: si� na obliczu.
- To nie b�d� przelewki - zgodzi� si� pu�kownik. - Ale gdybym sam by�
nieco m�odszy i mia� troch� mniej sztucznych organ�w, to nie waha�bym si�
ani chwili...
- Mo�e pan zosta� pierwszym in�ynierem - sykn�� Jax. - Stul pysk -
poprosi� pu�kownik. - Powodzenia, panowie. Reprezentujcie godnie honor BGW
- A wielb��dy? - spyta� Stalowy.
- Mo�e nast�pnym razem. Mamy nieco k�opot�w z przystosowaniem. Od
chwili, gdy tu przyszli�cie, stracili�my jeszcze czterech absolwent�w.
Mo�e zreszt� zmienimy zwierz�ta i przerobimy szko�� na BGO...
- Bojowa Grupa Owsik�w? - spyta� Jax.
- Raczej os��w. Lub okoni, chocia�... Ale to ju� m�j problem. Waszym
zadaniem jest dosta� si� na Biru-2 i otworzy� ten �wiat. Wiem, �e mo�ecie
to zrobi�.
Je�li nawet twardzi gwardzi�ci mieli jeszcze jakie� w�tpliwo�ci, to
zachowali je dla siebie, byli bowiem twardymi gwardzistami. Zrobili co
trzeba i nast�pnego ranka, o trzeciej zero cztery, zero zero sekund,
pot�ny kad�ub Niezawodnej run�� w przestrze�. Silniki MacPhersona rykn�y
rozg�o�nie, przekazuj�c kwantyliony erg�w energii nap�dowi, i w ko�cu pole
grawitacyjne matki Ziemi zosta�o za nimi. Jax pracowicie ustawia�
parametry, a� Stalowy da� znak z mostku, �e pora przej�� na po�eraj�cy
przestrze� nap�d Kelly'ego. Stalowy przycisn�� w�a�ciwy guzik i statek
wystrzeli� z siedmiokrotn� szybko�ci� �wiat�a. Poniewa� wszystko dzia�a�o
automatycznie, Jax od�wie�y� si� potem w od�wie�aczu, rzeczy upra� w
pralce i rze�ki i pachn�cy pod��y� na mostek.
- Hmm - powiedzia� Stalowy, unosz�c brwi. - Nie mia�em poj�cia, �e
nosisz gatki w groszki.
- To jedyna czysta cz�� mojej garderoby - odpar� Jax. Pralka
automatycznie po�kn�a reszt�.
- Nie martw si�. Niech larsznikowie z Biru-2 si� martwi�! Dok�adnie za
siedemna�cie minut wejdziemy w atmosfer� i w�a�nie zastanawia�em si�, co
zrobi� potem.
-Tak� w�a�nie mia�em nadziej�! Ja nie mia�em czasu si� zastanawia�.
Ledwie zd��y�em odsapn��.
- Spokojnie, stary. Jedziemy na jednym w�zku. Mamy dwie mo�liwo�ci.
Mo�emy otworzy� ogie� ze wszystkich luf lub przemkn�� cichcem.
- Widz�, �e naprawd� d�ugo nad tym my�la�e�.
- Zignoruj� ten przytyk, bo wiem, �e jeste� zm�czony. Chocia� mamy
spor� si�� ognia, to jednak naziemne baterie s� pewnie i tak pot�niejsze.
Proponuj� wi�c dzia�a� niezauwa�enie.
- Czy to nie b�dzie trudne, je�li wzi�� pod uwag�, �e ten statek ma
mas� trzydziestu milion�w ton?
- By�oby, ale widzisz ten tutaj guzik, podpisany "niewidzialno��"? Gdy
ty tankowa�e� statek, ja s�ucha�em wyja�nie� fachowc�w. To najnowszy
wynalazek, nigdy jeszcze nie wykorzystany w boju. B�dziemy niewidzialni i
niewykrywalni dla wszelkich czujnik�w.
-To ju� lepiej. Jeszcze kwadrans, pewnie jeste�my ju� bardzo blisko.
W��cz promienie niewidzialno�ci.
- Jeszcze nie!
-Ju� zrobione. Teraz wszystko na twojej g�owie.
- Niezupe�nie. Eksperymentalna instalacja niewidzialno�ci przewidziana
jest tylko na trzyna�cie minut aktywno�ci. Potem obwody si� przepal�.
Niestety, okaza�o si� to prawd�. Ledwo sto mil nad pustynn�, wypalon�
powierzchni� Biru-2 Niezawodna ukaza�a si� nagle w ca�ej okaza�o�ci.
Min�o kilka milisekund, a ju� kosmiczne sonary i kosmiczne radary
namierzy�y nadlatuj�cy statek. W g�r� pobieg�y szyfrowane sygna�y i anteny
zacz�y nas�uchiwa� odpowiedzi maj�cej ujawni�, czy przybysz jest wrogiem,
czy swoim.
- Wy�l� im fa�szywy sygna�. Larsznikowie nie s�yn� z bystro�ci umys�u -
roze�mia� si� Stalowy. Postuka� w mikrofon, wyszuka� mi�dzygwiezdn�
cz�stotliwo�� alarmow�, i zmieniaj�c g�os, wychrypia�: - Agent X-9 do
bazy. Mia�em starcie z patrolem, trafili mnie w ksi��ki kod�w. Ale wracam
z �adunkiem o�miuset tysi�cy ton piekielnego zielska krmml.
Odpowied� larsznik�w by�a czysto spontaniczna. Tysi�ce laser�w i dzia�
kosmicznych otworzy�y ogie� z takim nat�eniem, �e sama materia
przestrzeni kosmicznej zacz�a si� odkszta�ca�. Ca�a ta promienista nawa�a
run�a na ekrany Niezawodnej, kt�rej nie by�, niestety, pisany d�ugi
�ywot. Pociski przeszy�y kad�ub z superwytrzyma�ego metalu. Materia
parowa�a, rozpadaj�c si� na elektrony i protony (no i neutrony, rzecz
jasna).
Zwyk�a cielesna pow�oka cz�owieka by�a niczym wobec podobnej
katastrofy. Jednak Stalowy i Jax dobrze wykorzystali tych par� sekund,
kiedy to salwy przedziera�y si� przez ekrany statku, i b�yskawicznie
na�o�yli swe zbroje kosmiczne. W ostatniej chwili! Wrak pot�nej niegdy�
jednostki run�� w atmosfer� planety i po chwili roztrzaska� si� na
zatrutej powierzchni Biru-2.
Dla postronnych obserwator�w m�g�by to by� koniec misji. Kr�lowa
kosmicznych szlak�w nigdy ju� nie mia�a si� wznie�� w przestw�r. Zosta�o
po niej ledwie z dwie�cie funt�w osmolonego z�omu. Nigdzie nie by�o wida�
ani �ladu �ycia, gdy nagle przez sekretny w�az pobliskiej bazy wype�z�y
dwa pe�zacze i ruszy�y przez dymi�ce rumowisko, nastawiaj�c wszystkie
czujniki na maksymalny zasi�g.
- Meldowa�! - pisn�o radio.
- Brak �ladu �ycia do pi�tnastego miejsca po przecinkuwarkn��,
zakl�wszy pod nosem, operator pe�zacza i nakaza� wszystkim powr�t do bazy.
Pojazdy znikn�y z �oskotem, zostawiaj�c stygn�ce z wolna szcz�tki
swojemu losowi. Truj�cy deszcz pada� na wrak jak wielkie �zy.
Czy�by nasi dwaj przyjaciele jednak zgin�li? Ju� my�la�em, �e nigdy o
nich nie spytacie. Technicy larsznik�w nie mieli poj�cia, �e na
milisekund� przed upadkiem statku mocarne sprg�yny wystrzeli�y z pok�adu
dwie pancerne kapsu�y, kt�re polecia�y a� za horyzont i run�y na skaln�
�cian�. Dziwnym trafem w tej w�a�nie skale znajdowa�y si� tajne wrota,
przez kt�re pe�zacze wraca�y po bezowocnym przeszukaniu powierzchni.
Przeklinaj�cy operator, oszo�omiony dodatkowo krmml nigdy nie mia�
zauwa�y� nag�ego o�ywienia wszystkich detektor�w w chwili, gdy pe�zacze
wjecha�y ju� do tunelu i wrota z hukiem si� za nimi zatrzasn�y.
- Uda�o si�! Jeste�my wewn�trz ich linii obrony! - ucieszy� si�
Stalowy. - A wszystko dzi�ki temu, �e przycisn��e� guzik niewidzialno�ci.
- Te� co�, a sk�d niby mia�em wiedzie�, �e to tak si� sko�czy? -
mrukn�� Jax. - Stracili�my statek, ale wykorzystali�my element
zaskoczenia. Nie wiedz�, �e tu jeste�my, ale my wiemy, �e oni tu s�!
- Trafna uwaga... Sza! - sykn��. - Pochyl si�, dochodzimy do czego�.
Pe�zacze wjecha�y z grzechotem do obszernej hali wyciosanej w �ywej
skale i pe�nej wszelkich mo�liwych machin wojennych. Jedynym cz�owiekiem
(o ile to by� cz�owiek) by� tu larsznicki operator. Ledwie spostrzeg�
intruz�w, zaraz si�gn�� do kontrolek broni, ale i tak by� bez szans. Ogie�
dw�ch precyzyjnie wycelowanych blaster�w zmieni� go w par�, zostawiaj�c
ledwo kilka deka osmalonego cia�a na siedzisku. Miecz sprawiedliwo�ci
dosi�gn�� wreszcie larsznick� besti� w jej legowisku.
I by�o to sprawiedliwe, sprawiedliwe bowiem by�o tu wszelkie mordowanie
i zarzynanie, gdy� nie u�wiadczy�by� ani jednego sprawiedliwego w tej
jaskini rozpusty Zemsta cywilizacji sun�a przez korytarze nies�awy,
gubi�c wszystkich, kt�rzy stan�li na drodze naszej m�nej dw�jki.
-To chyba jaka� szycha - mrukn�� Stalowy, wskazuj�c na wyk�adane z�otem
drzwi, pod kt�rymi boj�wka zab�jc�w pope�nia�a w�a�nie samob�jstwo w
morderczym ogniu.
Op�r by� coraz s�abszy, a� w ko�cu pad� i ten ostatni bastion, a nasi
gwardzi�ci wkroczyli triumfalnie do centralnej rozdzielni, obs�ugiwanej
ju� tylko przez jedn� posta� siedz�c� przy g��wnej konsoli. Oto by� sam
superzbrodzie�, tajemniczy numer pierwszy, g�owa mi�dzygwiezdnego �wiata
przest�pczego.
- Koniec z tob�. - Stalowy skrzywi� si� i wycelowa� blaster w odzian�
na czarno posta� w nieprzezroczystym he�mie kosmicznym. - Zdejmij he�m
albo umrzesz w tej chwili.
Z wn�trza kasku dobieg� najpierw w�ciek�y bulgot, a dr��ca czarna
r�kawica d�ugo wisia�a nad kontrolkami broni. Potem te same d�onie unios�y
si� powoli, by zwolni� zatrzaski, obr�ci� he�m i...
- Na �wi�te imi� proroka Mrddl! - j�kn�li unisono obaj gwardzi�ci i
stracili na chwil� zdolno�� mowy.
- Tak, teraz ju� wiecie - warkn�� arcyzbrodzie� przez z�by. - Ale, cha,
cha, za�o�� si�, �e ani przez chwil� mnie nie podejrzewali�cie!
-To ty! - krzykn�� Stalowy, przerywaj�c ci�k� cisz�. TY! Ty!
-A tak, to ja, pu�kownik von Thorax, komendant BGW Nawet mnie nie
podejrzewali�cie, a ja tylko si� z was �mia�em.
- Ale... - zawaha� si� Jax. - Czemu?
- Czemu? To oczywiste dla ka�dego pr�cz takich demokratycznie chowanych
�wi� jak wy. Jedynym, czego boj� si� larsznikowie Galaktyki, jest BGW,
pot�na instytucja zwalczaj�ca korupcj� i przest�pczo��, instytucja
szlachetna i prawomy�lna. Mogliby�cie sprawi� mi k�opoty, wi�c nie
czekaj�c, a� uczyni to kto inny, sam za�o�y�em szko�� BGW i od dawna
dzia�am ju� na dwa fronty. Nasi werbownicy zbieraj� na wszystkich
planetach najlepszych ludzi i BGW zwraca ich potem z�amanych psychicznie
lub schorowanych, zepsutych i pod�ych, tak �e nie stanowi� ju� dla nas
�adnego niebezpiecze�stwa. Oczywi�cie zawsze mo�e si� zdarzy�, �e kilku
ocaleje mimo moich stara�. W ka�dym pokoleniu trafiaj� si� nieprzeci�tni
masochi�ci, ale tymi zajmuj� si� na inny spos�b.
- Na przyk�ad wysy�aj�c ich na samob�jcze misje? - spyta� ironicznie
Stalowy.
- To ca�kiem dobry spos�b.
- Ale tym razem nie zadzia�a�! Zm�w ostatni� modlitw� i b�agaj o
zbawienie swej brudnej duszyczki, staniesz bowiem przed obliczem Stw�rcy!
- Stw�rcy! Modlitw�! Odbi�o wam? Wszyscy jeste�my tu zaprzysi�g�ymi
ateistami...
I nagle nadszed� koniec. Wraz z tymi blu�nierczymi s�owami na wargach,
zbrodzie� znikn�� w cuchn�cym dymie. Dosta� to, na co zas�u�y�.
- I co teraz? - spyta� Stalowy.
-A to! - odpar� Jax, naciskaj�c spust �apacza i spowijaj�c Stalowego w
nierozrywaln� sie� promieni parali�uj�cych. - Nie b�d� ju� drugim. Do��
tego, �ebym ja gni� w maszynowni, a ty spacerowa� sobie po mostku. Od tej
chwili ja dyktuj� regu�y gry.
- Oszala�e�? - zdo�a� wykrztusi� Stalowy.
- Po raz pierwszy w �yciu. Superzbrodzie� nie �yje, niech �yje
superzbrodzie�. Ca�a Galaktyka nale�y do mnie. - A co ze mn�?
- W zasadzie powinienem ci� zabi�, ale to by�oby zbyt �atwe
rozwi�zanie. Nigdy nie chcia�e� si� ze mn� dzieli� czekoladowymi
batonikami. Teraz na ciebie spadnie wina za ca�y ten ba�agan, za �mier�
pu�kownika von Thoraxa i za zniszczenie g��wnej bazy larsznik�w. Wszyscy
b�d� od dzisiaj przeciwko tobie, zostaniesz wyrzutkiem �ciganym do ko�ca
�ycia, kryj�cym si� strachliwie na najdalszych peryferiach Galaktyki.
-Ale �e zapami�ta�e� sobie te czekoladki?
-A owszem. To by�o najgorsze. Nigdy w �yciu nie dosta�em batonika i
jad�em tylko kradzione. A teraz id� st�d!
-Chcesz zna� moje imi�? Starczy Pan Sier�ant. Moja opowie��? To nie dla
wra�liwych uszu, ch�opie. Nalej lepiej i wypij ze mn�. Tyle przynajmniej
mo�esz zrobi� dla weterana, kt�ry wiele ju� widzia� w swoim d�ugim �yciu.
Pech to pech, do diab�a, niech Wielki Krmddl przeklnie tego typa, znanego
jako D�entelmen Jax. Co, g�odny? Ja nie... Nie! NIE! Tylko nie
czekoladk�!!!
przek�ad : Rados�aw Kot
powr�t