Zandler Sylwia - Frat Boy

Szczegóły
Tytuł Zandler Sylwia - Frat Boy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Zandler Sylwia - Frat Boy PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Zandler Sylwia - Frat Boy pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Zandler Sylwia - Frat Boy Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Zandler Sylwia - Frat Boy Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Rozdział 1 Jillian Przemierzałam szybkim krokiem wąską ścieżkę w wydeptanej trawie. Szłam na skróty, chcąc zyskać na czasie. Byłam umówiona dopiero za dwadzieścia minut, ale potrzebowałam jeszcze raz przeanalizować notatki z zeszytu. Weszłam na brukowy chodnik i szłam kolejne kilkadziesiąt metrów, zanim trafiłam na pasaż lokalnych knajpek. Wkroczyłam do jednej z nich i natychmiast wybrałam stolik na samym końcu sali. Usadowiłam się na jednym z tych niewygodnych, aczkolwiek ostatnimi czasy modnych krzeseł, po czym wyjęłam z torby zeszyt i długopis. Pochyliłam się nad swoimi bazgrołami. Moje pismo było tak paskudne, że chciało mi się płakać za każdym razem, gdy próbowałam odszyfrować, co miałam na myśli, kiedy kreśliłam niezgrabne litery. Westchnęłam, doskonale zdając sobie sprawę, że to się nigdy nie zmieni. Zawsze zapisywałam wszystkie pojawiające się w mojej głowie pomysły, a nie chcąc, by zbyt szybko z niej uleciały, natychmiast sięgałam po notatnik i pisałam skrótami, których później sama nie potrafiłam odgadnąć. Przesunęłam wzrokiem po koślawo zapisanych słowach składających się na pytania. Pod niektórymi wyrazami widniały dwie grube linie z dopiskami „przyciśnij go” albo „nie daj mu się wymigać”. Byłam pełna werwy i determinacji, by wyciągnąć z tej rozmowy jak najwięcej. Wiedziałam, że wywiad, o który walczyłam, krwawiąc i pocąc się, mógł stać się dla mnie przepustką do rozwinięcia raczkującej kariery dziennikarskiej. Mimo że redaktor naszego studenckiego czasopisma nie dawał wiary, jakoby miało mi się udać umówić na rozmowę dotyczącą uniwersyteckiej drużyny amerykańskiego futbolu, pokazałam, że nie chowam głowy w piasek. Uderzyłam szybko i bezboleśnie, w końcu wykorzystując znajomości, a raczej niesłabnącą legendę mojego brata, który kilka lat wcześniej ukończył uniwersytet w San Diego z wyróżnieniem, a wcześniej został gwiazdą królującego tutaj sportu. Nie byłam zwolenniczką chwalenia się, kim był niegdyś tutaj mój starszy braciszek, ale wystarczyła jedna wzmianka o Jonathanie, by oczy trenera Spencera zamigotały jak dwie iskierki. Zgodził się na wywiad szybciej, niż sądziłam. Pozostawiłam mu jedynie wolną rękę, jeśli chodziło o wybór zawodnika, który miał odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania. Dwie minuty po dwudziestej wpatrywałam się z wyczekiwaniem w drzwi, które co chwilę się otwierały, wpuszczając do środka roześmianych studentów. Siedem minut później stukałam długopisem o blat, przygryzając nerwowo dolną wargę. Dwanaście minut po umówionym czasie w drzwiach w końcu pojawił się mój przyszły rozmówca, a ja musiałam się powstrzymać, by do niego nie podejść i nie pośpieszyć go szarpnięciem za kołnierz bluzy z logo uczelni, gdy tak mozolnie rozglądał się po kafejce w poszukiwaniu mojej osoby. Gdy tylko jego oczy spotkały się z moimi, podszedł z ociąganiem i walnął się całym swoim wielkim cielskiem na krzesło po przeciwnej stronie stołu. Poprawił się, wyciągając długie nogi pod blatem i niechcący kopiąc mnie w kostkę. – Nie masz zegarka? – rzuciłam, stukając w ekran swojego telefonu i pokazując mu, która jest godzina. – No co? Nie przesadzaj. – Wzruszył ramionami i wbił plecy w metalowe oparcie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Możemy zaczynać? Spieszę się w inne miejsce. – Niby dokąd? – Jest piątek – chlapnął, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – Idę na imprezę. Że też musieli oddelegować do mnie kogoś takiego jak Kyle Sanford. Z researchu, który wykonałam poprzedniego dnia, wynikało, że chłopak jest skrzydłowym w drużynie Azteków. Miał stypendium sportowe i przeciętne wyniki w nauce, ale wystarczające, by prześlizgiwać się z semestru na semestr i utrzymać w drużynie bez obaw, że go z niej wyleją przez kilka oblanych testów. Znałam też kilka anegdotek z jego życia towarzyskiego, ale teraz nie były one istotne. Strona 5 Członkostwo w bractwie Kappa Alpha stanowiło tylko dodatek do jego barwnej rzeczywistości. Tak samo jak zakończony w zeszłym semestrze głośny związek z jakąś modelką, która również studiowała na naszym uniwersytecie. Zacisnęłam zęby i bez słowa otworzyłam notatnik na pierwszej stronie. Włączyłam w telefonie aplikację z dyktafonem. – Będę nagrywać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Ponownie wzruszył ramionami, nie ukrywał znudzenia. Naprawdę nie okazywał żadnego zainteresowania tym, co miało nastąpić. Jakby był tutaj za karę. – No dobrze. – Zaczęłam, chwytając długopis między palce. – Może na początek opowiedz mi, czym jest dla ciebie drużyna. Brunet rozszerzył nieznacznie piwno-zielone oczy, poprawiając niewygodną pozycję. Jego usta drgnęły lekko ku górze, jakbym go rozbawiła. Wypiął dumnie pierś. – Drużyna jest życiem. Drużyna jest rodziną. Drużyna jest wszystkim – odpowiedział, recytując z pamięci. Zacisnęłam dłoń w pięść, pastwiąc się nad niewinnym pisakiem. Jego wyuczone na pamięć teksty, które krążyły po kampusie od momentu, gdy kilka lat wcześniej pijany zawodnik stanął w negliżu na dachu hali sportowej i zaczął wykrzykiwać swoje uwielbienie do więzi, jaka wytworzyła się między nim a sportowymi kompanami, nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Na usta cisnęły mi się same brzydkie słowa, ale byłam świadoma, że w taki sposób niczego nie ugram. – A braci się nie traci? – Wygięłam brew, na co pokręcił głową z cichym parsknięciem. – Słuchaj. Nie wiem, dlaczego wybrali cię jako przedstawiciela, ale… – Przegrałem zakład. Zmarszczyłam nos, przyglądając mu się z uwagą. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam, ale właściwie nie miałam wobec niego żadnych większych oczekiwań. Przypuszczałam, że wyślą kogoś, kto umie się w miarę składnie wysłowić i będzie wiedział, jak sprzedać mi barwną historyjkę o wspaniałości amerykańskiego futbolu i wsparciu, jakie zawodnikom daje uczelnia. Nie myślałam jednak, że stanie się to dla nich powodem do zabawy czy nawet durnego zakładu. – Okej. – Wypuściłam powietrze. – Przegrałeś zakład, trudno, przełknij smak goryczy. Ani ja, ani ty nie tak wyobrażaliśmy sobie piątkowy wieczór, ale zależy mi, żeby ten wywiad dobrze wypadł. Tobie też powinno na tym zależeć, więc skup się, poświęć mi chwilę i leć do kumpli tankować browary. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu przyznał mi rację ledwo zauważalnym skinieniem. Gdy poruszył się na krześle, podsuwając w górę, wpadające przez okno wieczorne promienie słońca musnęły jego oczy, nieznacznie zmieniając ich barwę na jaśniejszą i dopiero teraz przyjrzałam się uważniej jego twarzy. Jego uroda zdecydowanie wpisywała go do grupy ładnych chłopców, za którymi uganiają się dziewczyny, trzeba było mu to przyznać. Położył ręce na stole i podparł się na przedramionach, pochylając do przodu, by zajrzeć mi do notatek, ale od razu przysunęłam je bliżej siebie, by nie mógł z nich nic wyczytać. Równie szybko zaśmiałam się w myślach, bo gdyby udało mu się odszyfrować moje zapiski, tym bardziej teraz, gdy patrzył na nie od drugiej strony, musiałby być pieprzonym geniuszem, a o to go nie posądzałam. Rzuciłam kilkoma podstawowymi pytaniami o treningi, atmosferę w drużynie i sponsorów. Odpowiadał zbyt krótko, jak na mój gust, i co rusz musiałam go zachęcać i ciągnąć za język, by później mieć co zamieścić w swojej pracy. Kilka razy upomniałam go, że słowami „tak”, „nie” i „trochę” nie wyczerpie tematu. Był tragicznym rozmówcą i zaczęłam się zastanawiać, czy zawsze taki jest, czy może tylko teraz, gdy musiał wytężać szare komórki, by rozgadać się w kwestiach, o których nie miał ochoty mówić. Jego odpowiedzi były zbyt skąpe, suche i bez wyrazu. Zaczynałam żałować, że w ogóle wpadłam na taki pomysł i porwałam się z motyką na słońce. Choć lubiłam stawiać sobie nowe wyzwania, coraz mniej wierzyłam, że ta konwersacja przyniesie mi jakiekolwiek korzyści. – Jak zapatrujesz się na przyszły sezon? – Patrzę w przyszłość z optymizmem. Przymknęłam na moment powieki. Gdy je uchyliłam, chłopak nadal patrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem. Strona 6 – I tyle? Serio? Tylko na tyle cię stać? – jęknęłam z rezygnacją, pocierając palcami skronie. – Żadnych marzeń? Strategii? Emocji związanych z kolejnymi rozgrywkami? Na litość boską, Kyle, daj mi coś, co będę mogła wykorzystać. – Julie… – Jillian – poprawiłam. – Wypadałoby znać imię osoby, z którą się rozmawia. Speszył się, ale uparcie nie chciał tego po sobie pokazać. Nie przywykł, że ktoś wytyka mu błędy. Oczywiście nie na boisku, tam wszystko rządziło się swoimi prawami, ale prywatnie sportowcy mieli wybujałe ego, które rosło wraz z każdym wygranym meczem, i przytyk był przez nich traktowany jak atak na ich osobę. Wielu z nich uważało się za kolejny cud świata i chociaż ich wyrzeźbionym sylwetkom naprawdę niczego nie brakowało, w głowach mieli sieczkę. Ktoś mógł mi zarzucić, że żyję stereotypami, ale prawda była taka, że wielu kumpli Jonathana, których poznałam przez te wszystkie lata jego kariery, wstrzeliwało się w idealnie rozrysowany opis przekonanego o swojej zajebistości sportowca bufona. – Niepotrzebnie się nastawiałam – mruknęłam. – Mój brat miał rację, mówiąc, że jesteście trudni we współpracy. – My? – Wy, futboliści. – A kim jest twój brat, że rzuca takimi stwierdzeniami? Przekrzywiłam lekko głowę, taksując wzrokiem jego twarz i zastanawiając się, czy nie robi sobie ze mnie żartów. – Jonathan Wheeler. Chłopak poruszył się niespokojnie, dopiero teraz wykazując jakąś cząstkę zainteresowania. Podwinął rękawy bluzy, ukazując kawałek przedramion. Lewe aż po nadgarstek pokryte było tatuażami. – To legenda uniwersytetu. – Ożywił się. Westchnęłam, pomstując nad swoim losem. Po raz drugi użyłam brata jako karty przetargowej i nie czułam się z tym najlepiej, ale na Boga, inaczej się nie dało. – Naprawdę? Nie zauważam tego, gdy przechodzę koło jego pucharów wystawionych w szklanej gablocie w głównym gmachu – powiedziałam sarkastycznie. – Możemy kontynuować? Przytaknął. W jego spojrzeniu zauważyłam pierwiastek zainteresowania, dlatego musiałam go teraz przycisnąć, dopóki nie stracił zapału. Zerknęłam na kartkę z pytaniami, które teraz wydały mi się całkowicie bezpłciowe. Nabrałam powietrza i pochyliłam się, układając dłonie na blacie, by po chwili je ze sobą spleść. Długopis leżał gdzieś obok, ale dyktafon nadal pozostawał włączony. Miałam nadzieję, że taka postawa zachęci mojego kompana do otwarcia się. – Jak wygląda typowy dzień zawodnika Azteków? – zagaiłam, wymyślając na poczekaniu nowy temat. – To zależy od dnia. Zazwyczaj wstajemy dość wcześnie, żeby poćwiczyć albo pobiegać. Później idziemy na zajęcia. Po południu mamy trening, a po nim trzy razy w tygodniu siłownię. To była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką tego dnia od niego uzyskałam. – Macie treningi codziennie? Próbowałam sobie przypomnieć opowieści Jonathana, zastanawiając się, czy on też miał tak napięty rozkład dnia, ale wspomnienia rozmazywały się za mgłą. Gdy studiował, ja byłam jeszcze gówniarą, która dopiero wchodziła w okres nastoletniego buntu i miała gdzieś to, o czym opowiada jej brat. – Cztery razy w tygodniu – odpowiedział. – Intensywnie. – Sukces wymaga pracy. W duchu przyznałam mu rację. Jeśli chciało się coś osiągnąć, trzeba było albo ostro zapieprzać, albo mieć znajomości, a nasi chłopcy naprawdę wymiatali i zawsze znajdowali się w czołówce tabeli rozgrywek. – I w tym wszystkim znajdujecie jeszcze czas na imprezowanie? – rzuciłam kolejnym pytaniem. – Imponujące. Jego barczyste ramiona zatrzęsły się pod wpływem śmiechu, który uleciał z jego ust. Był tak Strona 7 postawny i wytrenowany, że nie chciałabym mieć na boisku do czynienia z nim ani z żadnym z jego kolegów. Jedno zderzenie połamałoby mi wszystkie kości, powaliło na murawę i przeniosło na tamten świat. Zgrabnie wzięłam go pod włos, ale tego nie wyczuł. Wzmianka o imprezach miała rozładować napięcie i ukierunkować wywiad na inne tory, liczyłam na jakieś smaczki, do których w normalnych warunkach nigdy by się nie przyznał. – Nie samą pracą człowiek żyje. Trzeba się też rozerwać. – Oczywiście, zgadzam się. – Najważniejsza jest równowaga. Czasami trzeba rozluźnić się alkoholem albo poderwać ładną dziewczynę. – Bractwa w tym pomagają? – Ciągnęłam temat. Zdusiłam w sobie chęć przewrócenia oczami. Sam zamysł istnienia bractw i siostrzeństw był dla mnie tak durny i żenujący, że nie mogłam zrozumieć, jak w dwudziestym pierwszym wieku ktoś może dobrowolnie chcieć uczestniczyć w tej szopce. Jednak coroczny nabór cieszył się ogromną popularnością i jeśli nie należało się do sportowców, którzy dostawali członkostwo z automatu, trzeba było się przymilać albo wykazać czymś wyjątkowym. – Czyżbyś mnie osądzała, Jillian? – Zwęził oczy, jeszcze bardziej się pochylając. – Ach, tak. Jesteś jedną z tych lasek, które z góry zakładają, że wszystko wiedzą najlepiej. – Nie do końca. Po prostu staram się być dobrą dziennikarką. Nie bierz wszystkiego do siebie. – Rozłożyłam ręce, choć w duchu przeklinałam się za to, że być może mój prześmiewczy ton przekreślił szanse na kontynuowanie rozmowy. Musiałam się jeszcze sporo nauczyć. – Odpowiadając na twoje pytanie, tak, bractwa pomagają. Robią najlepsze imprezy i skupiają najlepszych ludzi. Byłaś kiedyś na naszej domówce? – W Kappa Alpha? – Poczułam się nieswojo z wrażeniem, że teraz to on przepytuje mnie. – Tak, raz. Nie zagłębiałam się w to, że moja współlokatorka konkretnie się wtedy schlała i puściła pawia do doniczki na tarasie na tyłach domu, a gdy próbowałam wepchnąć ją po schodach na górę, by odświeżyła się w łazience, potknęłam się o własne nogi i zjechałam tyłkiem z ośmiu stopni, nabawiając się potężnego siniaka na pośladkach. – Więc pewnie zauważyłaś, że wszyscy chcą się u nas bawić. Studenci, miejscowi licealiści, nawet trener Spencer. – Zarechotał. Wywiad już dawno zszedł z tematyki sportowej do towarzyskiej. – Chociaż pewnie już nas nie odwiedzi po tym, jak Jenna Wayne chciała zrobić mu laskę, a jego sprzęt nie… Przerwał w połowie zdania i przełknął głośno ślinę. Jego jabłko Adama poruszyło się ku górze, gdy słuchałam go z rozdziawionymi ustami. Sięgnęłam dłonią do telefonu, czując mrowienie niezdrowej ekscytacji, a chłopak powędrował za mną wzrokiem, natychmiast blednąc. – A więc wasz trener posuwa studentki? Kyle był blady jak ściana. Zdał sobie sprawę, że chlapnął o kilka słów za dużo i teraz nie było już odwrotu. To, co powiedział, mogło mieć katastrofalne skutki i doskonale o tym wiedział. Kevin Spencer dopiero co przekroczył czterdziestkę i był całkiem przystojnym mężczyzną, nic więc dziwnego, że niektóre dziewczyny po cichu do niego wzdychały. Jako były zawodowy futbolista, którego kariera zakończyła się tragicznie z powodu kontuzji, na pewno miał branie u kobiet, co nie oznaczało, że zawsze powinien z tego przywileju korzystać. A już na pewno nie tutaj, na kampusie pełnym napalonych, o połowę młodszych od niego dziewcząt. Gdyby zarząd uczelni się o tym dowiedział, mężczyzna miałby przekichane. – Czy… Czy to się nadal nagrywa? – wydusił w końcu Kyle. Jego wargi zaczęły drgać, a oparte na stole ręce zacisnęły się w pięści. Zamknął usta, próbując zatuszować zdenerwowanie, ale na marne. Uśmiechnęłam się jak Grinch, któremu właśnie udało się popsuć święta. Może ta rozmowa nie zapowiadała się obiecująco, ale to, co właśnie podano mi na tacy, dało mi więcej, niż mogłabym oczekiwać. Zamiast pisać artykuł o sportowych samcach alfa, mogłabym poświęcić się obszerniejszej Strona 8 publikacji na temat naginania zasad przez kadrę nauczającą. Nie dałabym sobie uciąć ręki, że Thomas, redaktor naszego studenckiego czasopisma, pozwoli wydać tak kontrowersyjny tekst, ale z takim materiałem mogłabym uderzyć wyżej, nawet do mediów stanowych. A po co mi jakaś uniwersytecka internetowa gazetka, skoro mogłabym mieć poważny tabloid? – Możesz to wykasować? – Brunet wysunął rękę w stronę mojego telefonu, ale natychmiast zacisnęłam na nim palce. – Proszę? – Nie – powiedziałam stanowczo. – Wiedzą tylko kumple z drużyny i kilka dziewczyn. Jeśli to wyjdzie poza naszą dwójkę… – To wtedy co? – Wysunęłam wyzywająco brodę. – Spencer łamie regulamin. Pojawia się tutaj również pytanie, czy nie wykorzystuje swojego stanowiska, proponując seks za lepsze oceny. To grubsza sprawa. Zanotowałam w notesie kilka uwag na temat kwestii, którymi powinnam zająć się później. Wzdrygnęłam się, widząc, że Kyle gwałtownie przesuwa swoje krzesło w moją stronę i siada tak blisko, że prawie zetknął się ze mną ramionami. – Ciszej – upomniał mnie. – Jeśli ktoś cię usłyszy, będę miał przechlapane. I cała drużyna również. Chwycił mój zeszyt, zanim zdążyłam zaprotestować, i wlepił ślepia w nagryzmolone zdania. Przesunął wzrokiem po niewyraźnie zapisanych linijkach, a później jego spojrzenie ponownie spoczęło na mnie. – Piszesz jakimś kodem? – Zmarszczył brwi. – Nieważne. Tak jak powiedziałem, to nie może wyjść poza naszą dwójkę. – Chyba nie rozumiesz. Piszę artykuł i moim obowiązkiem jest rzetelność dziennikarska. – Nie, to ty nie rozumiesz. Jeśli się rozniesie, że Spencer lubi dupczyć młode panienki, to wyrzucą go ze stanowiska i na jego miejsce dadzą kogoś nowego, a to niedopuszczalne tuż przed rozpoczęciem nowego sezonu. Równie dobrze możemy wtedy w ogóle nie startować w zawodach. Wypuścił ze świstem powietrze, rozglądając się w panice, czy na pewno nikt go nie słyszy. Jego rozbiegane oczy zdradzały, jak bardzo ta nieszczęsna sytuacja wyprowadziła go z równowagi. Mięśnie szczęki napięły się jeszcze mocniej, zarysowując i tak już ostre jak brzytwa kształty. Spiął się jeszcze bardziej, gdy wyrwałam notatki z jego ręki i upchnęłam je do torby, by nie miał szansy na dalsze myszkowanie w moich zapiskach. Wstałam, ale nie ruszyłam się do przodu. Ponieważ z jednej strony znajdowała się ściana, a z drugiej jego krzesło odcinało mi wyjście, musiałabym się przecisnąć pomiędzy nim a stołem. Zgromiłam go spojrzeniem, na co wyprostował się jak struna i złośliwie wsunął nogi pod blat, uniemożliwiając ucieczkę. – Moi kumple nie powinni płacić za to, że mam długi jęzor. Ku jego zaskoczeniu, najpierw przerzuciłam jedną nogę przez jego kolana, a później drugą, robiąc to tak szybko, że nawet nie miał jak zaprotestować. Złapał mnie za nadgarstek, w ciągu milisekundy zmieniając pozycję z siedzącej na stojącą. Górował nade mną o głowę, musiał mieć dobre sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, jak większość graczy w lidze. Naprężył ramię, a to jeszcze mocniej uwydatniło żyły po wewnętrznej stronie, przebijające się przez wykonane ciemnym tuszem tatuaże. – Zrobię to, co do mnie należy – oświadczyłam dosadnie, akcentując każdą sylabę. – A ty naucz się panować nad swoim językiem. – Opanowałem jego pracę do perfekcji. – Jego głos zniżył się do takiego tonu, że po kręgosłupie przeszedł mi zimny dreszcz. – Mam ci to zaprezentować? Ja pierdolę, czy on właśnie zaproponował, że w ramach łapówki zrobi mi dobrze? Co za bezczelny koleś. Typowy futbolista. Wyszarpałam rękę z uścisku. Uśmiechnęłam się na tyle słodko, na ile pozwalała mi moja wewnętrzna wredna jędza. – Życzę udanego imprezowania w gronie dziewczyn z Gamma Sigma Phi. Coś mi mówi, że twój język będzie miał dzisiaj sporo pracy. Strona 9 Rozdział 2 Kyle Sobotnie poranki w domu naszego bractwa przebiegały w zaskakującym schemacie. Wszyscy spali do późnych godzin, odpoczywając po suto zakrapianych piątkowych nocach. Co jakiś czas któryś z chłopaków wstawał tylko po to, żeby się odlać albo przynieść z kuchni butelkę schłodzonej wody, która miała ukoić suszę, jaka zapanowała w jego gardle po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu. Smród, jaki unosił się w powietrzu, był nie do zniesienia. Odór mieszaniny wymiotów, skiśniętych browarów i przepoconych ubrań, które walały się po podłodze, aż szczypał w oczy i trzeba było mieć naprawdę dużą tolerancję, by przy tym wszystkim nie puścić pawia. Wchodząc z zewnątrz do korytarza, szarpnął mną odruch wymiotny. Dopiero co wróciłem z porannego joggingu, ale czułem się jak nowo narodzony. Zamiast wziąć przykład z kumpli i ładować w siebie zawartość kolejnych puszek piwa, zakończyłem imprezę w Gamma Sigma Phi na dwóch drinkach, a później wróciłem grzecznie do domu, co poskutkowało tym, że wstałem równo o siódmej i od razu przebiegłem sześć kilometrów. Lepiłem się od potu i pewnie nieźle ode mnie śmierdziało, ale pragnienie było tak mocne, że natychmiast zdjąłem mokrą koszulkę i podszedłem do lodówki, by czegoś się napić. Usiadłem na jednym z wysokich krzeseł przy wysepce kuchennej, delektując się zmrożoną wodą, jakby była napojem stworzonym przez greckich bogów. – Siema, stary. Spojrzałem na słaniającego się na nogach Aidena, który był tak blady, że równie dobrze mógłby konkurować z bielą ściany. Stanął po drugiej stronie wysepki i podparł się dłońmi o blat, przymykając napuchnięte oczy. Jego blond włosy były przyklapnięte po jednej stronie głowy, natomiast po drugiej sterczały, a jego T-shirt był założony tyłem na przód. – Już wstałeś? – Uniosłem brwi ze zdziwienia. O tej porze nie spodziewałem się tutaj żadnego z domowników. Sądziłbym raczej, że zaczną wyłaniać się ze swoich jaskiń dopiero w południe. – Jakiś debil kosi trawę. W sobotę o ósmej, rozumiesz? Kretyn – mruknął, wciskając tyłek na krzesło. Pochylił się nad blatem i przycisnął do niego czoło, jakby układał się do snu. – Umrę. Śmierć już na mnie czeka. – Trzeba było tyle nie chlać. – Roześmiałem się bez grama współczucia. – Nie każdy jest takim nudziarzem jak ty – odgryzł się, ale jego głos był tak słaby i zachrypnięty, że ledwo dało się go usłyszeć. – Jeśli zwianie z imprezy, żeby nie natknąć się na byłą dziewczynę, oznacza bycie nudziarzem, to okej, mogę nim być. Claudia i ja rozstaliśmy się w poprzednim semestrze, robiąc to za obopólną zgodą. Ona miała spędzić wiosnę i lato w Europie, biorąc udział w sesjach, na które podpisała kontrakt z firmami zajmującymi się projektowaniem strojów kąpielowych, a później wziąć roczny urlop dziekański, by kontynuować nabierającą tempa karierę modelki bikini. Związek na odległość nie miał najmniejszego sensu, tym bardziej że żadne z nas nigdy tak naprawdę nie było zakochane w tym drugim, a łączyło nas jedynie zauroczenie i fizyczne przyciąganie, które z czasem przerodziło się w przyzwyczajenie i bycie ze sobą z wygody. Lubiłem ją na tyle, by jej kibicować i trzymać za nią kciuki, ale nie sądziłem, że dziewczyna zmieni zdanie i po wakacjach wróci na uczelnię. Prawda była jednak taka, że gdy wyszedłem wcześniej z imprezy, na której mogłem się z nią spotkać, ponieważ Claudia należała do siostrzeństwa Gamma Sigma Phi, wcale nie myślałem o ucieczce przed eks. Byłem zmęczony po tygodniu pełnym morderczych treningów, rozdrażniony wywiadem do uczelnianej gazetki, który swoją drogą zawaliłem, i niechętny do reagowania na umizgi napalonych studentek, które próbowały położyć na mnie wymanikiurowane łapska, nie przyjmując do siebie słów odmowy. Strona 10 – Ach, Gorąca Claudia. Odwróciłem głowę, słysząc głos Milesa. Chłopak wszedł do kuchni, wyglądając nieco lepiej od Aidena, choć i jego przekrwione gałki oczne zdradzały niewyspanie. – Wróciła nasza boska miss mokrego podkoszulka. To nie było łatwe ani przyjemne, gdy większość kumpli nazywało moją byłą dziewczynę Gorącą Claudią. Już w trakcie naszego związku miałem ochotę przywalić im za to w zęby, a teraz, gdy po miesiącach od rozstania oni nadal to robili, musiałem powstrzymywać się ostatkiem silnej woli, by nie poprzestawiać im szczęk. – Mogę się z nią umówić? – spytał Miles, rozciągając na boki potężne ciało. Był najwyższy z całej naszej drużyny i na pewno najcięższy. – Chętnie zabrałbym ją do raju, ale kodeks braterski nie pozwoli mi na to, dopóki nie uzyskam twojej zgody, Kyle. – To naiwne z twojej strony, skoro myślisz, że masz u niej szansę. – Upiłem łyk wody, która spłynęła przez gardło niczym strumień przez obumarłą oazę. – Ale śmiało, masz moje błogosławieństwo. Tylko uprzedź, gdy będziesz chciał z nią pogadać, to się przygotuję i zabiorę ze sobą kamerę, żeby to nagrać. – Uważasz się za lepszego ode mnie? – Tak. Chłopak próbował przewrócić oczami, ale musiały go boleć do tego stopnia, że ledwo poruszył nimi w bok. Szybko zrezygnował, wydając z siebie stłumiony jęk, po czym oparł się plecami o jedną z szafek, stabilizując pozycję. Zarówno on, jak i Aiden musieli mieć w głowie niezły helikopter, ale tak to się właśnie kończyło, gdy zamiast przystopować i zachować umiar, pili na umór mimo świadomości, że jako sportowcy czasami powinni dać sobie na wstrzymanie. Zawsze naśmiewali się ze mnie, że nie wypijam więcej niż cztery piwa, a później to ja śmiałem się z nich, gdy następnego dnia po imprezie umierali w katuszach, a ja byłem rześki, wyspany i gotowy do boju. – Znacie Jillian Wheeler? – wypaliłem po chwili, gdy wspomnienie wczorajszej rozmowy nadal nie dawało mi spokoju. Aiden oderwał głowę od blatu i zerknął na mnie przez zwężone w konspiracji oczy, po czym z trudem odwrócił się ku Milesowi i posłał mu równie dziwne spojrzenie. Skoro tak zareagowali, coś musiało być na rzeczy, a to wcale nie poprawiło mi nastroju. – Trochę. A co? – To ona przeprowadziła ze mną wywiad dla szkolnego portalu. Wielkie dzięki, że mnie w to wpakowaliście. – To siostra Jonathana Wheelera. – Miles przycupnął na krześle obok Aidena. – Byłem na kilku randkach z jej współlokatorką i za każdym razem, gdy wchodziłem do ich pokoju, czułem się jak na jakimś przesłuchaniu. Jest walnięta, a do tego przebiegła. – I mówicie mi o tym dopiero teraz, gdy wszystko spaprałem? – Zacisnąłem zęby, czując narastającą irytację. – Przecież nie wiedzieliśmy, że to akurat ona będzie cię przesłuchiwać. Jak to spaprałeś? – Miles pochylił głowę, jakby to miało sprawić, że będzie mnie lepiej słyszał. Już miałem wytłumaczyć, jak doszło do tego, że pewna irytująca studentka dziennikarstwa wzięła mnie pod włos, a ja się rozgadałem i wypaplałem nie to, co trzeba, narażając karierę naszego trenera, a tym samym całą drużynę, gdy do pomieszczenia wtoczył się Charles, nazywany przez wszystkich Chazem. Ziewnął szeroko, nie zwracając na nas uwagi, i przegonił ruchem ręki kolegę, by ten odsunął się od szafki i zrobił mu miejsce. – O kim rozmawiacie? – spytał od niechcenia, wyjmując kartonowe opakowanie z płatkami. – O nikim. – O Jillian Wheeler – powiedziałem równocześnie z odpowiedzią Aidena, za co kumpel nagrodził mnie morderczym spojrzeniem. Na dźwięk jej imienia Chaz natychmiast się spiął. Jego barki zastygły jakby w dziwnym paraliżu, a ruchy stały się sztywne jak u robota. Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł, trzymając w jednej dłoni miskę, a w drugiej butelkę mleka. Strona 11 – Co jest? – spytałem, gdy chłopak zniknął z pola widzenia, a w kuchni nadal panowała grobowa cisza. – Powiedzmy, że przez pewien czas miał stały dostęp do jej cipki. I to na wyłączność. – Miles jak zwykle wczuł się w rolę dyplomaty. Aiden łypnął na niego, ale on w ogóle się tym nie przejął. – Jesteś obrzydliwy. Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że byli parą? – Nie byli. – Byli – wykłócał się. – To on tak twierdzi. Ona nie. Sprzeczne wersje. – Zdajecie sobie sprawę, że ja wszystko słyszę?! – dobiegł nas głos zza ściany. Na uniwersytet w San Diego przeniosłem się dopiero w drugim semestrze, dlatego czasami miałem pewne braki w wiedzy na niektóre tematy. Nie zdawałem sobie sprawy, że Chaz znał tę dziewczynę, a już na pewno nie pomyślałbym, że któryś z moich kumpli był z nią w bliższej relacji. – Była jeszcze w liceum i przychodziła na uczelnię na jakieś pozalekcyjne kółko dziennikarskie czy coś takiego. Chaz chciał czegoś więcej, a jej chodziło tylko o bzykanie, więc po trzech miesiącach dała mu kosza – szepnął Miles, podchodząc bliżej, żeby kumpel nie mógł usłyszeć jego niewybrednych słów. – To kółko musiało być świetne, skoro teraz doprowadziła do tego, że sprzedałem trenera Spencera. Powiedziałem, że posuwa studentki. Najeżyłem się, czekając na reprymendę. Wiedziałem, że prędzej czy później i tak o wszystkim się dowiedzą, a wolałem, żeby usłyszeli o tym ode mnie, a nie od kogoś obcego, bo o to, że przeczytają artykuł w uczelnianej gazetce, nie podejrzewałem żadnego z nich. Wiedziałem, że zawaliłem na całej linii i przez pół nocy głowiłem się, co zrobić, żeby ta nieszczęsna informacja nie wypłynęła dalej, ale przeklęta Wheelerówna nie wyglądała na taką, która łatwo odpuszcza. Musiałem zasięgnąć rady i poprosić kolegów o pomoc, choć cała wina leżała po mojej stronie i byłem tego w pełni świadomy. – Że co, kurwa, zrobiłeś?! Podniesiony ton głosu Aidena rozniósł się po kuchni, odbijając od pomalowanych na biało ścian. Równie szybko, jak wykrzyczał te słowa, skulił się na siedzeniu, krzywiąc się z bólu, gdy jego własne decybele połaskotały podrażniony kacem słuch. – Musisz to odkręcić. To nie może wyjść na światło dzienne. – Poważna mina Milesa pokazała, że niemal z miejsca wytrzeźwiał. – Myślisz, że tego nie wiem? Tylko jak mam się za to zabrać? – Nie wiem, udobruchaj ją jakoś. Wyprostowałem się, układając dłonie płasko na blacie, by tylko nie zacisnąć ich w pięści. Byłem na siebie wściekły, a zmęczony, ale nadal ostry wzrok chłopaków wcale mi niczego nie ułatwiał. Łatwo było im mówić, że mam ją udobruchać. Ciekawe, czy sami byliby tacy cwani, gdyby to im zdarzyło się coś podobnego, a to, że któryś z nich chlapnąłby jakąś bzdurę, było bardziej niż pewne. Mieli jednak to szczęście, że to ja przegrałem głupi zakład i teraz to mnie się pewnie za wszystko oberwie. – Może kup jej jakieś czekoladki? – Aiden przybrał posępną minę, podpierając brodę na ręce. – No wiesz, dziewczyny chyba się na to nabierają. – Jillian nie lubi czekoladek. Odeśle cię z kwitkiem. – Zza ściany ponownie doleciał do nas głos Chaza. – Chyba aż tak dobrze jej nie znasz, skoro kopnęła cię w dupę! – zawołał Aiden, odchylając się na krześle, by kumpel mógł go lepiej usłyszeć. Zdusiłem w sobie chęć roześmiania się. Sprawa była poważna, a to nieodpowiedni moment na słowne przepychanki. Dziewczyna mogła być już w trakcie pisania artykułu i musiałem się przyłożyć, żeby ją powstrzymać, a swoim durnym podtekstem, który sugerował, że proponuję jej zbliżenie o charakterze seksualnym, chyba tylko mocniej ją rozdrażniłem. – Musisz być dla niej miły. I to bardzo. – Aiden nie dawał za wygraną, wczuwając się w rolę mentora. – Miły aż do porzygu. – Mam się przed nią płaszczyć? – Westchnąłem z nieukrywaną niechęcią. Strona 12 – Stary, masz jej kupić ferrari, napisać piosenkę, strzelić taką palcówkę, że nie będzie mogła chodzić, cokolwiek, byle tylko nie publikowała tego cholernego artykułu. Wbiłem w niego spojrzenie, stwierdzając z przerażeniem, że mówi poważnie. Miał sporo racji w tym, że powinienem się trochę przed nią ukorzyć, ale jego słowa brzmiały tak absurdalnie, że aż mnie zemdliło. Narobiłem bałaganu i teraz miałem zapłacić za to wysoką cenę. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby mój błąd odbił się na reszcie drużyny, dlatego dwie godziny później szedłem, zdenerwowany, przez kampus z mokrym od potu karkiem, zaciskając palce na czerwonej bombonierce z najdroższymi czekoladkami, jakie udało mi się znaleźć w pobliskich sklepach. Kosztowały małą fortunę, ale gdy kumple z domu usłyszeli, co zrobiłem, wspaniałomyślnie zrzucili się po dyszce, żeby wspólnymi staraniami jakoś zatuszować to, co zjebałem. Zanim dowiedziałem się, w którym akademiku mieszka Jillian, musiałem spytać o to trzy osoby. Gdy w końcu dobrnąłem do odpowiedniego budynku, pot lał mi się strumieniami po plecach. Wrześniowa pogoda dawała się we znaki każdemu, kto wystawiał głowę poza klimatyzowane pomieszczenia. Miałem ochotę walnąć czołem o ścianę, wyklinając się w myślach za to, że założyłem czarną koszulkę, w której jeszcze bardziej przypiekało. Jedynym plusem było to, że przynajmniej nie widać na niej mokrej strużki. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Wszedłem na trzecie piętro i zastukałem w drzwi, prosząc wszystkie istniejące bóstwa, żeby dziewczyna znajdowała się w środku. Zważając na to, że była sobota, istniało duże prawdopodobieństwo, że gdzieś wyszła albo pojechała do domu rodzinnego, a wolałbym załatwić wszystko jeszcze dzisiaj, żeby nie musieć przychodzić tutaj po raz kolejny. Ciekawskie spojrzenia wścibskich studentek i tak już wystarczająco wyprowadziły mnie z równowagi. Wstrzymałem powietrze, gdy usłyszałem przekręcanie zamka po wewnętrznej stronie, ale gdy ujrzałem przed sobą piegowatą blondynkę o włosach wyglądem przypominających sprężynki, mój bojowy nastrój gdzieś się ulotnił. – Cześć – zacząłem niepewnie, patrząc z zaskoczeniem na dziewczynę, która z całą pewnością nie była osobą, z którą musiałem się spotkać. – Jestem… – Wiem, kim jesteś, futbolisto – mruknęła z niezadowoleniem. Jej beznamiętny wyraz twarzy i lekko przymrużone oczy, które we mnie wlepiała, zbiły mnie z tropu. Wyraźnie mnie oceniała, a raczej już miała wyrobione zdanie. Cóż mogłem poradzić, że nas, chłopców z drużyny, albo się uwielbiało, albo nienawidziło. Krążyła o nas masa przeróżnych historii, z których nie wszystkie były prawdziwe, ale ich znaczna część pokazywała nas w niezbyt dobrym świetle. Uchodziliśmy za podrywaczy o zbyt wysokim ego, pijaków i, mówiąc wprost, kurwiarzy. Zawsze uważałem, że te opinie są na wyrost, ale prawda leżała gdzieś pośrodku, bo wielu z moich znajomych rzeczywiście wykorzystywało swoją popularność. Wtem przypomniałem sobie usłyszane rano słowa, że Miles przez jakiś czas umawiał się ze współlokatorką Wheeler. A skoro miała z nim do czynienia, to wszystko stało się jasne i zrozumiałe. Gdybym był kobietą i miał z nim styczność, też bym nie znosił wszystkich graczy. – Jest Jillian? – spytałem, gdy dziewczyna uparcie się we mnie wgapiała, wprawiając mnie w coraz większy dyskomfort. – Jest. Nie przesunęła się nawet o milimetr, jakby stała na warcie i pilnowała, by nikt nie przekroczył progu pokoju. Ponieważ była ode mnie o wiele niższa, przechyliłem głowę i zajrzałem za nią, szukając w pomieszczeniu znajomej twarzy. – A mogę z nią porozmawiać? – Nie dawałem za wygraną. Przestąpiłem z nogi na nogę, czując, że ostra krawędź pudełka z czekoladkami wbija mi się w skórę po wewnętrznej stronie dłoni. Już miałem po raz kolejny otworzyć usta, gdy blondynka obróciła się do mnie plecami i zniknęła w głębi pokoju. Sekundę później na boku drzwi pojawiła się czyjaś ręka, a zaraz za nią wysunęła się ciemnowłosa postać z kucykiem na czubku głowy. Przesunąłem wzrokiem po sylwetce dziewczyny, rejestrując czarne materiałowe spodenki i jasnoróżową koszulkę na cienkich szeleczkach, która opinała klatkę piersiową, mocno uwydatniając dekolt. Szybko wróciłem spojrzeniem do opalonej twarzy Jillian, upominając się w myślach, żeby nie Strona 13 gapić się na jej cycki, choć czułem, że moje oczy same zsuwają się nie tam, gdzie trzeba. – Taki mężczyzna w progu pokoju? Nie wiem, czy moja macica to wytrzyma – wyrzuciła z sarkazmem. Zrobiła krok w przód, przez co instynktownie się cofnąłem. Oparła się prawym barkiem o futrynę i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, co jeszcze bardziej uwydatniło jej dekolt. Nabrałem głęboko powietrza. Skupiłem się na jej niebieskich oczach, bębniąc palcami o bombonierkę, co natychmiast zwróciło jej uwagę. Uniosła wysoko brwi, a kąciki jej ust wystrzeliły drwiąco w górę. – Chciałem spytać… czy jest jakaś szansa na to, że zapomnimy o tym, co wczoraj powiedziałem? Uśmiechnęła się znacząco, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Zacząłem żałować, że posłuchałem chłopaków i tutaj przyszedłem. Trzeba było obmyślić inny plan, zamiast wystawiać się na pośmiewisko. – To dla ciebie. – Wystawiłem w jej kierunku rękę z opakowaniem słodkości, licząc, że zyskam kilka punktów sympatii. – Czy to łapówka? Dobrze zastanów się nad odpowiedzią. – Nie. Tak. – Zawahałem się. – N… Nie? – Jesteś bardzo niezdecydowany, Kyle’u Sanfordzie. Pomoc kolegów zakończyła się na wymyśleniu prezentu? Nie poinstruowali, co dalej? Przebiegła lisica. – Chciałem nawiązać nić porozumienia. – Westchnąłem, bo poczułem się jak największy przegryw. – Nie lubię czekoladek – skomentowała bez ogródek. Więc cholerny Chaz miał rację, a ja jak ostatni kretyn posłuchałem Aidena i wywaliłem kupę forsy na coś, co mi nawet nie pomoże. – Posłuchaj, nie możesz napisać tego artykułu. To dla mnie bardzo ważne. Przyjrzała mi się uważniej. Jej oczy świdrowały moje i zacząłem się zastanawiać, czy nie boli ją szyja, gdy tak nieustannie zadziera głowę, by na mnie patrzeć. Nie należała do najniższych, musiała mieć ponad metr siedemdziesiąt, ale przy dryblasach z drużyny każdy wyglądał jak krasnal. – A czy zastanowiłeś się, co może być ważne dla mnie? Na przykład taka publikacja, która otworzy mi drogę do dziennikarskiej kariery? Niechętnie, ale musiałem przyznać jej rację. Artykuł o trenerze sypiającym ze studentkami na pewno odbiłby się szerokim echem, a ona bardzo by na tym zyskała. – Okej, łapię. Ale wiesz, ty jesteś jedna, a nas wielu. – Zrobiłem rękoma niezgrabny gest, który miał przypominać szalę wagi. – Mamy o wiele więcej do stracenia niż ty. Jej mina bardzo szybko uświadomiła mi, jak ogromny błąd popełniłem, wypowiadając te słowa. Dziewczyna oderwała się od futryny i cofnęła za próg, kładąc dłoń na klamce, a to otrzeźwiło mnie skuteczniej niż kubeł zimnej wody. Bez namysłu wsadziłem stopę między drzwi a ścianę, żeby nie mogła ich zamknąć. – Jillian… Brunetka nie miała zamiaru słuchać moich jęków. Pchnęła drzwiami tak mocno, że siłą przesunęła moją nogę na korytarz, i zatrzasnęła mi je tuż przed nosem. Uderzyłem zaciśniętą pięścią w grube drewno, sycząc, gdy przez palce przeszła iskra bólu. – Jillian, proszę cię. Nie, nie proszę. Ja cię błagam. – Zdawałem sobie sprawę, jak żałośnie brzmię, ale naprawdę byłem zdesperowany. – Przepraszam. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Rozeźlona dziewczyna wyrwała mi z palców opakowanie ze słodyczami, więc skorzystałem z okazji i złapałem ją za drugą rękę, żeby nie uciekła do środka. Wolałem się nawet nie zastanawiać, jak komicznie musiało to wyglądać z perspektywy osób, które przechodziły korytarzem akademika. – Mówiłaś, że nie lubisz czekoladek – zadrwiłem, kopiąc sobie grób. – Ale moja współlokatorka tak! – Fuknęła pod nosem jak rozsierdzona kotka. Puściłem jej nadgarstek, wiedząc, że jeśli tego nie uczynię, jeszcze bardziej ją tym zdenerwuję, Strona 14 a ona od razu zniknęła za drzwiami, które ponownie zatrzasnęła centymetry przed moją twarzą, nie zastanawiając się, czy mnie uderzy. Świat naprawdę robił sobie ze mnie jaja. Przecież ta laska była jakaś pierdolnięta. Wypuściłem ze świstem całe powietrze i oparłem czoło o chłodną ścianę w brzydkim jasnoszarym kolorze. Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że już po mnie. Tylko pogorszyłem sprawę, a Jillian Wheeler trzymała mnie w garści i nic nie mogłem na to poradzić. Strona 15 Rozdział 3 Jillian Weekendy miały to do siebie, że musiałam się najpierw zregenerować i wypocząć po długim tygodniu, a gdy już nabrałam nowych sił i wnikała we mnie energia, by zrobić coś dla siebie, nastawał poniedziałek. Pierwsza część dnia polegała na tym, że na zmianę ziewałam i narzekałam i dopiero po południu, gdy kolejne dawki kofeiny zaczęły w końcu spełniać swoją powinność, byłam w stanie myśleć na pełnych obrotach. Tym sposobem minęły mi wszystkie zajęcia i zanim się obejrzałam, było już grubo po trzeciej. Zerknęłam na ekran telefonu, zastanawiając się, czy lepiej wyjdę na tym, że zaspokoję głód w pobliskiej taniej knajpce dla studentów, czy może powinnam podejść do sklepu spożywczego i samodzielnie coś przygotować. Jednak wizja spędzenia najbliższej godziny na staniu w kolejce w obleganym markecie skutecznie odwiodła mnie od tego planu. Opuściłam salę wykładową, debatując w myślach nad wyborem dania, którym uraczę swój burczący brzuch, i jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy obok drzwi zauważyłam dwóch dryblasów z akademickiej drużyny amerykańskiego futbolu. Zerknęłam na nich kątem oka, pakując zeszyt do torby. Nie kojarzyłam, by wcześniej pojawiali się w tym gmachu uniwersytetu, ale może na kogoś czekali. Dopiero po chwili, gdy ich spojrzenia spoczęły na mojej osobie, a później porozumiewawczo się nimi wymienili, zrozumiałam, że to ja byłam tym kimś. Zacisnęłam wargi, przeklinając się w myślach, że nie wyszłam z auli natychmiast po skończeniu ćwiczeń, tylko zagadałam do profesora, upewniając się co do tematu eseju, który mieliśmy napisać. Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem, udając, że nie widziałam czekających na mnie chłopaków, ale oni równie szybko oderwali się od ściany i już za moment zrównali się ze mną w taki sposób, że jeden szedł po mojej prawej stronie, a drugi po lewej. Westchnęłam. Skręciłam w korytarz prowadzący do wyjścia z budynku, nie zwalniając kroku, ale mój brak uwagi nie zniechęcił moich nowych towarzyszy. – No hej – rzucił pogodnie jeden z nich. – Siemaneczko – zawtórował mu drugi. Znałam ich z imienia i nazwiska, ale gdyby ktoś groził, że pokroi mnie żywcem, jeśli nie podam mu większej ilości ich danych, wkrótce byłoby o mnie głośno w lokalnej telewizji. Nie odpowiedziałam, przyspieszyłam. Wiedziałam, co mają na celu. Skoro Kyle’owi Sanfordowi nie poszło z przekonaniem mnie, bym nie publikowała artykułu, musieli zewrzeć szyki i zacząć działać większą grupą. Pomyślałam, że pewnie i oni przegrali jakiś zakład, skoro zostali do mnie oddelegowani. Miles był chyba najwyższym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Musiał mieć co najmniej dwa metry wzrostu, a jego szerokie barki wyróżniały go nawet spośród napakowanych kolesi z drużyny. Gdy przypomniałam sobie kontrast między sylwetkami jego a mojej współlokatorki, Alishy, z którą swego czasu romansował, zachciało mi się śmiać. – Dokąd tak zapierdzielasz, niebiańska niewiasto? – spytał, dorównując mi tempem. Spojrzałam na niego z ukosa. – Daleko od was. – Chcieliśmy się tylko przywitać. Zrobił dwa kroki w przód i zastawił mi drogę, sprawiając, że chcąc nie chcąc, musiałam się zatrzymać. Poprawiłam torbę na ramieniu. Wokół zaczęło się robić tłoczno i każdy, kto chciał przejść korytarzem, musiał przepchnąć się między nami, a to sprawiało, że studenci zerkali na nas z zaciekawieniem. Aiden uśmiechnął się szeroko do przechodzącej obok dziewczyny i otaksował ją spojrzeniem, a gdy minęła naszą trójkę, odwzajemniając uśmiech, odwrócił się na pięcie i już miał za nią pójść, gdy Strona 16 kumpel szarpnął go za łokieć. – Nie teraz – mruknął Miles, po czym ponownie zwrócił się ku mnie. – Wiesz… – Wiem – przerwałam mu. – Wiem wszystko. Nie musisz się produkować, bo i tak nic z tego nie wyjdzie, a wasze podchody niczego nie zmienią. Wręcz przeciwnie, zaczynają mnie irytować. – A gdybyśmy mieli pewną propozycję? – Pochylił się, ściszając głos. Mimo że chciałam, by sobie odpuścili, moje wrodzone wścibstwo nie dałoby mi spokoju, gdybym się nie dowiedziała, na jak absurdalny pomysł wpadli tym razem. Rozbawiło mnie, że prawdopodobnie większość mieszkańców domu bractwa Kappa Alpha musiała wytężać mózgi, by jakimś podstępem pokonać jedną niegroźną dziewczynę. – Co to za propozycja? – Przesunęłam się w bok i wyminęłam ich, w końcu ruszając z miejsca. – Nie do odrzucenia. Ale musisz przyjść do naszego domu. Obróciłam gwałtownie głowę, sprawdzając wyraz jego twarzy, ale Miles nie żartował. Naprawdę chciał, żebym pojawiła się w ich bractwie, przez co komizm tej sytuacji wydał mi się jeszcze większy niż do tej pory. Co chcieli mi zaoferować w zamian za milczenie, że wymagało to ode mnie odwiedzin w ich śmierdzącej melinie? Pchnęłam ciężkie drzwi i znalazłam się na betonowych schodach górujących nad dziedzińcem. Pokonałam kilka stopni, zanim obaj na nowo znaleźli się po moich bokach, co wyglądało, jakbym szła z obstawą ochroniarzy. Wypuściłam powietrze przez nos, zwlekając z odpowiedzią. Ta cholerna ciekawość kłuła mnie w środku, wbijając szpilkę w każdy organ. – Mathias zrobił sernik z malinami – bąknął Aiden jakby od niechcenia, obracając w palcach swój telefon. – Jak myślisz, Miles, został nam jeszcze jakiś kawałek? Wzmianka o tym była nieprzypadkowa. Ten przebrzydły manipulant doskonale wiedział, co robi. Wykorzystał moją słabość do ciasta, które piekł jeden z ich współlokatorów jeszcze wtedy, gdy jako licealistka przez krótki czas umawiałam się z ich kolegą, Chazem Dixonem. Holender Mathias Janssen był nie tylko świetnym sportowcem, ale i znakomitym kucharzem i cukiernikiem. Szkoda tylko, że za nic w świecie nie chciał się podzielić przepisem na ten deser zesłany na ziemię przez bogów. Na samo wspomnienie rozpływającego się na języku sernika niemal poczułam aromat świeżych malin. Do ust natychmiast napłynęła mi ślina. – Wydaje mi się, że zrobił podwójną porcję. Jedna blacha jest chyba nietknięta – odpowiedział Miles, udając zamyślenie. – Może masz ochotę, Jillian? Z tego, co pamiętam, chyba ci smakowało. Biłam się z myślami, prowadząc wewnętrzny dialog między rozumem a łakomstwem. Nie chciałam okazać słabości, nie mogli wiedzieć, że są w stanie złamać mnie wzmianką o cieście. – Jeśli chcecie, żebym przekroczyła próg waszego domu, musicie ładnie poprosić – wyrzuciłam, udając obojętność, choć żołądek skurczył się na samą myśl o jedzeniu. Miles złożył ręce jak do modlitwy, a zaraz to samo uczynił jego kumpel. Wyglądali tak, jakby szli do pierwszej komunii. Zaśmiałam się na głos, kręcąc głową z niedowierzaniem. Rozbawiło mnie ich zaangażowanie w sprawę. – To za mało. – Błagamy – powiedział Aiden, robiąc to udawanie płaczliwym głosem. – Czy to nie wystarczy? – Nie. Musielibyście uklęknąć. Świetnie się bawiłam, dostarczając sobie rozrywki w postaci przekomarzania się z tymi pajacami, jednak szybko się przekonałam, że żaden z nich nie zna granic przyzwoitości. Pożałowałam swoich słów, gdy spojrzeli na siebie, posyłając sobie konspiracyjne uśmieszki, po czym szybko zbiegli dwa schodki niżej. Miles rzucił się na beton, wbijając w podłoże oba kolana, a jego dłonie nadal pozostawały ze sobą sklejone. Nie sądziłam, że naprawdę to zrobią. Wytrzeszczyłam oczy, widząc, że ludzie dookoła zatrzymują się i oglądają za siebie z rozdziawionymi ustami. – Jillian, błagamy cię, zaszczyć nas swoją obecnością – wydukał, chwytając kolegę za ramię i ściągając go do parteru. To niecodzienny widok, gdy klęka przed tobą gwiazdor uniwersyteckiej drużyny. Doznanie staje się jeszcze bardziej satysfakcjonujące, gdy obok niego klęka drugi. Strona 17 Wzniosłam oczy ku niebu i wydęłam wargi, przetrzymując ich w niewiedzy, chociaż już doskonale wiedziałam, co zrobię. Musiałam ponownie poczuć smak tamtego sernika, nie mogłam odpuścić sobie tej przyjemności. Pokręciłam głową i kiwnęłam na nich ręką, schodząc na dziedziniec i kierując się w stronę uliczki, przy której znajdowały się domy bractw, zamiast na obiad. *** Zajadałam się właśnie trzecim kawałkiem ciasta, wkładając widelczyk do ust tak powoli, jak to tylko było możliwe. Grałam na czas, patrząc z satysfakcją na pięciu chłopaków z drużyny, którzy rozsiedli się w fotelach, oczekując w napięciu, aż skończę się obżerać. Nakazałam im być cicho i zagroziłam, że jeśli któryś z nich zakłóci spożywanie posiłku, to zrobię się marudna i wtedy nici z ich niecnego planu, którego jeszcze mi nie wyjawili. Nie wiedziałam, gdzie podziała się pozostała część zawodników, może rzeczywiście byli zajęci, skoro nie zjawili się na zebraniu, a może nie chcieli brać w tym udziału. Samego głównego zainteresowanego, czyli Kyle’a, który wszystko schrzanił, oczywiście również nie było w domu. – Kiedy… – odezwał się Aiden, ale podniosłam palec wskazujący, natychmiast uciszając chłopaka. – Nie, nie, nie, mój drogi, umowa była inna. Najpierw jedzenie, a dopiero później interesy. Blondyn przewrócił oczami, ale już się nie odezwał. Wbił plecy w oparcie mebla i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, czekając, aż skończę przeżuwać. Gapił się na mnie z taką intensywnością, że przez moment miałam ochotę zrobić mu na złość i poprosić o kolejną dokładkę, ale mój żołądek chyba by tego nie wytrzymał, a wolałam nie ryzykować, że pochoruję się z przejedzenia. – Dobrze, zaczynajmy. – Odsunęłam od siebie talerzyk, wiercąc się na kanapie, żeby przybrać jak najwygodniejszą pozycję. – Co to za propozycja? Chłopcy wymieniali się spojrzeniami, jakby robili telepatyczny konkurs na to, kto powinien zabrać głos i stać się głównym mediatorem. Stanęło na kapitana drużyny, Cade’a Fostera. – W sumie mamy kilka propozycji. Wybierzesz tę, która będzie ci odpowiadała – zaczął, pochylając się do przodu. – Chociaż wydaje mi się, że już ta pierwsza jest nie do odrzucenia. – Zerknął na Milesa Dorseya, który wstał z fotela, wyprostował się i naprężył muskuły, przywdziewając cwany uśmieszek. Obserwowałam z kpiną, jak Cade staje przy kumplu i klepie go po ramieniu. – Randka z największym mięśniakiem na uniwerku – palnął. Patrzyłam na nich przez kilkanaście sekund, czując, jak przez ten czas moja twarz wykrzywia się w dziesięciu różnych minach. Wybuchnęłam gardłowym śmiechem i złapałam się za brzuch, nie potrafiąc się uspokoić, podczas gdy oni zacisnęli usta, niezadowoleni, że nie spodobała mi się wizja romansowania z jednym z nich. – Chyba największym podrywaczem – poprawiłam, dławiąc się z rozbawienia. – Potrafię być romantyczny. – Koleś chyba poczuł się zbity z tropu, więc próbował wpłynąć na moją decyzję. – Twoje serce to złoty skarb, a ja jestem piratem, który lubi świecidełka. Dodaj sobie dwa do dwóch. – Policzyłam. Suma pokazuje, że masz najebane we łbie – skwitowałam. – Umawianie się z tobą to żaden prestiż. Już większym rozgłosem cieszyłabym się wtedy, gdybym umówiła się z kapitanem drużyny. Chłopcy zaśmiewali się pod nosem, słuchając naszej wymiany zdań. Najwyraźniej uradował ich fakt, że pocisnęłam ich kumplowi. Nie uraziłam jego męskiego ego, bo było tak ogromne, że nie dałoby się go przebić młotem pneumatycznym, ale moja odpowiedź go rozdrażniła, więc ponownie wbił tyłek w fotel. – Ale ja mam dziewczynę. – Cade zaczął się wzbraniać, słysząc wzmiankę o kapitanie. – I fajnie, bo i tak bym się z tobą nie umówiła. Kolejna propozycja na liście, słucham. Oby była lepsza. Mathias przyniósł mi szklankę wody z lodem i miętą. Postawił ją na stoliku i uśmiechnął się przepraszająco za swoich kolegów. Był sympatyczny, lubiłam go, a jego ostry holenderski akcent zawsze Strona 18 rozczulał, gdy czasami starał się znaleźć odpowiednie słowo w języku angielskim. Według mnie, jak na to, że mieszkał w Stanach od trzech lat, radził sobie świetnie. – Dostaniesz wyłączność na zdjęcia z przygotowań do rozgrywek – wtrącił się do rozmowy Aiden. Zwęziłam oczy, na moment się zapominając, przez co w spojrzeniu chłopaka zobaczyłam niebezpieczną iskrę. Zorientował się, że ta opcja spodobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza, a to mogło oznaczać moją zgubę. Posiadanie wyłączności na robienie zdjęć niosło za sobą wiele zalet i możliwości, a jedną z nich było to, że każdy portal internetowy w Kalifornii, chcąc napisać artykuł o meczu, musiałby zwrócić się do mnie z prośbą o udostępnienie plików. – Na cały sezon. – Aiden wszedł mocniej do gry, wychwytując w mojej reakcji szansę na to, że się skuszę. Przesunęłam językiem po zębach, płynąc wzrokiem po każdym z siedzących przede mną zawodników. Byłam ciekawa, ile będę w stanie z nich wyciągnąć i na ile się odważą, by tylko powstrzymać mnie od wywołania skandalu publikacją, której główną postacią był ich lubujący się w studentkach trener. Nie mieli pojęcia, że tak naprawdę już dzień wcześniej podjęłam ostateczną decyzję co do tego, co zrobię. Klamka zapadła, ale zabawnie było patrzeć na ich starania. Byłam jędzą. – I również wejściówkę do naszej szatni – podjął Mathias, widząc, że licytowanie się naprawdę działa. – Będziesz miała dostęp do zdjęć za… kulisami. – Spojrzał na Aidena w poszukiwaniu potwierdzenia, że dobrze to wymówił. – Tak, za kulisami. Już miałam się odezwać, twierdząc, że muszę się zastanowić, gdy drzwi domu otworzyły się z hukiem i do środka wtoczył się zziajany Kyle, a tuż za nim Chaz. Musieli wrócić z joggingu, bo mieli na sobie sportowe spodenki i T-shirty, a z ich czół spływał pot. Przeszli przez przedpokój i zatrzymali się w progu salonu, robiąc to tak gwałtownie, że wyglądało to tak, jakby nagle powstrzymała ich jakaś magiczna bariera. Spojrzeli na nasze zgromadzenie, a ich oczy wyraźnie powiększyły rozmiary. Zrozumiałam, że reszta drużyny zataiła przed nimi zaplanowaną intrygę. – Co się tutaj dzieje? – wydusił Kyle. – Dobijamy targu – wytłumaczył Miles, odzywając się po raz pierwszy od chwili, w której dałam mu kosza z powodu oferty pseudorandki. – Wam już całkowicie odbiło. – Sanford zacisnął zęby i poruszył szczęką w złości. Chaz wbił we mnie zaskoczone spojrzenie, a jego usta wygięły się ku górze. Nie przywitał się, tylko od razu pokręcił głową z rozbawieniem i zniknął w kuchni. Poruszyłam się niespokojnie, czując mrowienie na szyi, gdy po raz kolejny w swoim marnym życiu pomyślałam, jakie to niesprawiedliwe, że jest taki przystojny. – Co wymyślili? – Kyle przyciągnął moją uwagę, ponownie się odzywając. Oblizałam usta, czując na nich słodki posmak sernika. – Miles zaprosił mnie na randkę – odpowiedziałam bez ogródek, uznając nagle, że jestem ciekawa jego reakcji na ten durnowaty pomysł. Na twarzy bruneta wymalował się grymas zażenowania. Uderzył się otwartą dłonią w czoło i zaczął kręcić głową z niedowierzaniem. Z jego gardła wypadł przeciągły jęk rezygnacji. Podszedł bliżej i przystanął nad fotelem kolegi, wzdychając, co jeszcze mocniej rozentuzjazmowało pozostałych, dla których to spotkanie musiało być niebywałą rozrywką. – Serio? Akurat ty, Dorsey? Czy was już całkowicie pogięło? Mieliśmy ją do siebie przekonać, a nie robić sobie z niej wroga. – Uważasz, że czegoś mi brakuje? – Przede wszystkim mózgu – odpyskował i przeniósł wzrok na mnie. – To się więcej nie powtórzy. No chyba że… – na moment się zawahał – się zgodziłaś? Wbiłam w niego spojrzenie pełne politowania. Jeśli sądził, że jestem desperatką, która poszłaby na randkę z kimś takim jak jego znany z licznych podbojów kolega, to chyba miał nierówno pod sufitem. Poza tym on kiedyś spotykał się z moją współlokatorką, a były jakieś zasady i granice. Prychnęłam ostentacyjnie i podniosłam się z mebla. Zabrałam ze stolika pusty talerz i obróciłam się do nich plecami, idąc w stronę kuchni. Strona 19 – Hej – zagadnęłam, wchodząc do pomieszczenia i uśmiechając się. – Hej. – Chaz przesunął się, robiąc mi miejsce przy wysepce kuchennej. – Nie miałem z tym nic wspólnego, przysięgam. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Wiem. Nie posądzam cię o taką głupotę. Roześmiałam się, widząc jego skruszoną minę. Rozpogodził się. Podsunął mi pod nos blachę z sernikiem, ale odmówiłam. Otworzył jedną z głębokich szuflad i wyjął ze środka pojemnik do przechowywania żywności. Odkroił spory kawałek ciasta i przełożył go do opakowania. – Będziesz miała na jutro – wytłumaczył, zamykając pokrywkę. Odwrócił się w moją stronę całym sobą, opierając się biodrem o blat. Koszulka przykleiła mu się do mokrego po biegu ciała, a jasnobrązowe włosy odrobinę przyklapły, ale w żadnym stopniu nie ujmowało mu to uroku. Spojrzenie niebieskich oczu wędrowało za mną, gdy otrzepywałam talerz z okruchów i wsuwałam go do zmywarki. – Co słychać? – spytał po chwili. – Nic godnego zapamiętania. – A u twojego brata? – Świetnie. Jego biuro całkiem nieźle sobie radzi i chyba otworzy drugi oddział. Rozmawianie z Chazem było niewymuszone i swobodne. Zawsze czułam się dobrze w jego towarzystwie, miał w sobie jakiś dziwny spokój, który udzielał mi się za każdym razem, gdy był w pobliżu. Doceniałam, że po tym, jak niespełna dwa lata wcześniej postanowiłam przerwać naszą relację, nie zrobił afery, tylko przyjął moją decyzję na klatę. Uszanował fakt, że nie byłam gotowa na stały związek, choć wtedy wielokrotnie powtarzał, że trzy miesiące, które ze sobą spędziliśmy, zostaną w jego pamięci już na zawsze. Zachowywał się dojrzale i nie unikał mnie tylko dlatego, że dałam mu kosza. Był porządnym chłopakiem, a do tego mój starszy brat bardzo go polubił, co nie zdarzało się zbyt często, gdy w grę wchodzili faceci, z którymi się spotykałam. Był wyjątkiem wśród futbolistów, Jonathan również to zauważył i ubolewał, gdy oznajmiłam, że ja i Chaz to już przeszłość. – Wybierzesz się ze mną na kawę? – wypalił bez ostrzeżenia. Rozdziawiłam usta, zaskoczona pytaniem. Nie wiedziałam, dlaczego po tym, jak z nim zerwałam, chciałby znowu mieć ze mną do czynienia. Dziewczyny wodziły za nim maślanym wzrokiem i miał w czym przebierać, ale rzadko widywałam go w towarzystwie płci przeciwnej. Właściwie chyba tylko dwa razy natknęłam się na niego w kawiarni, gdy siedział przy stoliku z jakąś blondynką. – To chyba nie jest dobry pom… – To tylko kawa, Jillian. Koleżeńska. Nie zapraszam cię na randkę – uściślił i pokręcił głową z wesołością, gdy zorientował się, że wywarł na mnie inne wrażenie. – Na pewno? – Tak. Nie będę cię podrywał, obiecuję. – Podniósł dwa palce, układając je w taki sposób, że wyglądał jak harcerz. Skrzyżowałam ramiona pod biustem, patrząc na niego w zamyśleniu. – I tak by ci się nie udało – oznajmiłam. – Nie bądź taka wredna, przecież już raz całkiem dobrze mi poszło. – Szturchnął mnie żartobliwie łokciem, ale przez to, że był wyższy i silniejszy, zrobił to mocniej, niż miał w zamiarze. Przesunęłam się o pół metra, a moja dłoń, którą opierałam się o wysepkę, prześlizgnęła się po marmurowym blacie i zjechała z niego, przez co z trudem utrzymałam równowagę. Chaz złapał mnie za biodra, ratując z opresji. – Boże, twoja koordynacja ruchowa nadal jest do dupy. – Spadaj, Dixon – odgryzłam się. – Lepiej idź pod prysznic, bo śmierdzisz i cały się lepisz. Chłopak zacisnął palce na koszulce i podciągnął materiał pod nos. Zrobił kwaśną minę i kiwnął głową, bezdźwięcznie przyznając mi rację. Wyminął mnie i na odchodne jeszcze poczochrał mi włosy, żeby mnie wkurzyć. Opuszczając kuchnię, śmiał się do rozpuku, gdy pokazałam mu środkowy palec. Minął się z drzwiach z Sanfordem. Kyle wkroczył do pomieszczenia z gniewnym wyrazem twarzy. Pomysły kolegów nie przypadły Strona 20 mu do gustu i zamierzał to okazywać, bocząc się i rozdając fochy na prawo i lewo. Ujrzawszy mnie, przystanął. Wypuścił głośno powietrze, po czym jednak zrobił jeszcze dwa kroki. Zatrzymał się przed lodówką, którą natychmiast otworzył i wyjął ze środka butelkę jakiegoś witaminowego napoju dla sportowców. Pochłonął w kilku haustach połowę zawartości i dopiero wtedy znowu zwrócił na mnie uwagę. – Nie wiedziałem, że chcą cię tu zaprosić. Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie przeszkadzał mi pobyt w domu ich bractwa, tym bardziej że porządnie mnie nakarmili. Nie byli nachalni, a jedynie nieporadni i żałośni w swoich próbach, ale dzięki temu miałam ubaw. Chłopak chwycił za dół T-shirtu i w ułamku sekundy bez krępacji go z siebie zdjął. Odchylił się w uldze, oddychając głęboko, gdy oparł tył głowy o zimne drzwi lodówki. Bez wahania zlustrowałam jego ciało. Napięte mięśnie ramion uwydatniły wyrysowane na lewej ręce tatuaże, a na wyrzeźbionym torsie błysnęły kropelki potu. Cieniutka strużka powędrowała pomiędzy żebrami, kończąc drogę przy gumce spodenek, opinającej biodra. Mięśnie dolnych partii brzucha układały się w idealną literę V. – Uważaj, bo jeszcze się zakochasz – zakpił, wyrywając mnie z obserwacji. – Za późno. Już się zakochałam. – Westchnęłam z dramaturgią, udając, że się wachluję. – Och, Kyle, jesteś taki seksowny. Weź mnie na blacie kuchennym i wstrząśnij moim małym światem. Zmienił pozycję, odrywając się od lodówki. Zbliżył się, patrząc na mnie z góry. Jego piwno- zielone oczy pochwyciły moje wyzywające spojrzenie, gdy zadarłam odważnie głowę. – Kusząca wizja, gdyby nie to, że na tym blacie jadamy posiłki. – Wyszczerzył się, podchwytując moje poczucie humoru i drażniąc się ze mną. – Jak na tak ładną dziewczynę, masz bardzo brzydkie myśli. – Więc jestem ładną dziewczyną, tak? – drążyłam, naigrawając się. – Tak. Uśmiechał się tak szeroko, aż byłam pełna obaw, że za chwilę popękają mu policzki. Po jego szyi torowała sobie ścieżkę następna strużka potu. Przechylił się i wyciągnął ramię w moją stronę, ale jego ręka sprawnie mnie ominęła i sięgnęła do tyłu, do blachy z ciastem. Ukradł z wierzchu dwie soczyste maliny i wepchnął sobie do ust. – I teraz wpada ten tandetny, pocieszający tekst, że jestem ładna, ale nie w twoim typie? Przesunął kciukiem po dolnej wardze. Oblizał opuszkę palca, a w powietrzu zawisł owocowy aromat. – Tego akurat nie powiem, bo jesteś. – Odsunął się, ponownie sięgając po napój. Chciał mnie zagiąć, wprawić w zakłopotanie. Tylko że nie był pierwszym kolesiem, który próbował takich sztuczek. Większość miała w zanadrzu wyuczone na pamięć frazesy i gesty, które miały zwalić dziewczynę z nóg. Byli powtarzalni i nudni. Kyle udowodnił, że jest jednym z nich. Był typem faceta, przed którym zawsze ostrzegał mnie mój brat. – Widok umięśnionego dryblasa nie robi na mnie większego wrażenia. Jonathan i jego kumple z drużyny spędzali sporo czasu w naszym domu. – Odwróciłam się na moment, by zabrać pudełko z kawałkiem sernika. – Trochę odskoczyliśmy od tematu. – Tak, przejdźmy do meritum. – Przestał żartować. Przejechał dłonią po wilgotnych włosach. – Podjęłaś decyzję? – Obiecujecie, że będę miała wyłączność na fotki? – Tak. – I będę mogła wchodzić do szatni w trakcie waszych treningów? Przesunął językiem po wewnętrznej stronie policzka. Nie był ukontentowany tym, na co porwali się jego koledzy. – Jeśli to ma zapobiec publikacji o trenerze, to tak – odpowiedział z ociąganiem. – Więc jak? Umowa stoi? – Wysunął przed siebie dużą dłoń, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Udałam, że się namyślam, podczas gdy tak naprawdę w mojej głowie zamajaczyło wspomnienie rozmowy, którą przeprowadziłam poprzedniego dnia. – Jill, nie możesz tego zrobić. To ci zrujnuje karierę. – Usłyszałam na linii westchnienie

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!