5960
Szczegóły |
Tytuł |
5960 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5960 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5960 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5960 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof K�KOLEWSKI
LATO BEZ WAKACJI
Opowiadania
96-
13 e
1090063117
Wydawnictwo Literackie
� Copyright by Krzysztof K�kolewski, Krak�w 1986
Niewidzialny ch�opiec
585422
ISBN 83-08-01396-1
Obudzi� si� w ciemno�ciach. Przera�ony, wytrzeszcza� oczy. Sprawdza�, czy widzi. Nie widzia�. O�lep�. Zerwa� si�, z wielk� si�� uderzy� si� o jaki� przedmiot i przypomnia� sobie, �e to wakacje i okiennice s� zamkni�te. Matka nieprzytomnie spyta�a: �Co� ci si� �ni?" Nie odpowiedzia�. �Dlaczego mnie to nie spotka�o? Mo�e jaki� �lepy ch�opiec my�li w tej chwili: czemu ja, a nie on?" Ba� si� straszliwej zamiany, �e tamten odzyska wzrok, a on zaniewidzi.
Ranek by� s�oneczny, od chwili obudzenia t�skni� za morzem. Gdy wyszli z matk� na pla��, zobaczy� wyrzucony przez fale kij od chor�giewki, jakie rybacy przyczepiaj� do sieci. Od�ama� kawa�ek pomalowany na bia�o. Zamkn�� oczy i wysun�� kij przed siebie. My�la�, �e to b�dzie straszny moment, gdy si� znajdzie w ciemno�ci, ale by�o cudownie. Poczu� si� zawieszony w powietrzu, ca�kowicie czarnym, wg��bia� si� w niewidzialn� pieczar�, kt�ra rozst�powa�a si� przed nim. Wspaniale by�o nie widzie�, gdzie si� jest. Us�ysza� szum skrzyde�, by� pewien, �e to mewa, i zna� kierunek jej lotu. �wiat przybli�y� si� i otoczy� go. Wiatr
W^l�iA�
� O
by� twardy, ch�opiec wyczuwa� g�sto�� piasku, nachylenie pla�y, wydawa�o si�, �e zna kolor kamieni. M�g� pokaza� palcem, gdzie jest s�o�ce. Ruszy� w t� stron�, wszed� w wod�. W ostatniej sekundzie powstrzyma� si� przed otwarciem oczu. Matka wzi�a go za r�k�, wyprowadzi�a z morza.
Dlaczego to zrobi�a, skoro sekund� przedtem pewnie uwa�a�a, �e udaj� �lepca, by j� nastraszy� czy ukara�, i na pewno my�la�a: �Got�w jest o�lepi� si� mnie na z�o��". Od dawna nie pozwala� si� ca�owa� �przy ludziach", od pewnego czasu, gdy zbli�a�a si�, odwraca� g�ow� boj�c si�, �eby go nie poca�owa�a. M�wi� do niej z ostentacyjn� uprzejmo�ci�. A teraz pozwala� si� prowadzi�, zdany ca�kowicie na ni�, jak przed laty. Da�a mu swoje ciemne okulary, by ukry� zamkni�te oczy. Wtedy zerkn��. Dop�ki nie patrzy�, wydawa�o mu si�, �e jest niewidzialny.
Przygl�dano si� im: jak matka niewidomego to znosi? Jak� min� ma ma�y �lepiec? Co mu si� mog�o sta�? Patrzyli na jego oczy. Odruchowo szukali wzrokiem swoich dzieci: czy wszystko w porz�dku? Jaka� pani zbli�y�a si� do drzew**, kt�re przegradza�o pla��. Patrz�c zach�annie, wyci�gn�a r�k�, by pom�c im przej��.
� Kto� tu jest! � wrzasn�� i wszed� jej na nog�. Krzykn�a z b�lu. Jej spojrzenie zmieni�o si�. � Jestem �adny? � pyta� post�puj�c za ni�. Cofa�a si�. � Dla mnie lustro to tylko g�adka powierzchnia, pod kt�r� nic nie ma.
Matka ci�gn�a go w przeciwn� stron�. Opiera� si�. Walka mi�dzy kobiet� a niewidomym spowodowa�a, �e pla�owicze zrywali si� i biegli w ich kierunku.
� Mamo � wrzeszcza� � ludzie staj� si� dobrzy, gdy zbli�aj� si� do nich �lepcy.
� �lepcy nie wiedz�, �e kto� im si� przygl�da, wi�c nie cierpi� � szepta�a matka trzymaj�c go coraz mocniej. � Ci ludzie nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e ich widzisz.
Chcia� ich bi�. T� my�l wypar�a inna: jak cierpi� kulawi, id� przez t�um i nie mog� przyspieszy� kroku. Zdj�� okulary i chwyciwszy si� matki zacz�� upada� na praw� nog�, patrz�c wyzywaj�co na pla�owicz�w.
� Ten ch�opiec * przed chwil� by� �lepy � powiedzia� kto� ze zdziwieniem.
� Do�� tego! � krzykn�a matka, wyrwa�a r�k� i skr�ci�a na betonow� drog� wiod�c� przez wydm� do osady. Ku�tyka� za ni�.
� Mamo, nie zostawiaj mnie! � krzycza�. Przyspieszy�a kroku nie ogl�daj�c si�. Kulej�c, goni� j� betonow� drog�.
� Mamo, poczekaj! � wo�a� �a�o�nie. Przechodnie zatrzymywali si�, kr�cili g�owami z oburzeniem.
� Mamo, zlituj si�, nie mog� nad��y�. Zatrzyma� si� przy nich samoch�d, wychyli�a si� jaka� pani:
� Ch�opcze, co ci si� sta�o?
� Prosz� pani, matka wstydzi si� chodzi� ze mn�, bo jestem kalek�.
� Siadaj � powiedzia�a otwieraj�c drzwiczki. Ruszyli tak ostro, �e samoch�d omal nie stan�� na dw�ch ko�ach. Min�li matk�, zajechali jej drog�. Ta pani wyskoczy�a z wozu, z drugiej strony wygramoli� si� on.
� To oburzaj�ce! Spowoduj�, �e odbior� pani prawa rodzicielskie.
Jego matka wybuchn�a �miechem.
� Ona tylko na to czeka � podsun�� nieznajomej pani.
Ta pani zamierzy�a si�, chc�c uderzy� w twarz jego matk�. Wtedy on zastartowa� gwa�townym rzutem w prz�d, z jakiego znany by� w szkole. Bieg� szybko jak nigdy w �yciu, wydawa�o mu si�, �e leci nad g�owami ludzi wracaj�cych z pla�y.
Dziewczynka pisze bajk�
W mieszkaniu, gdzie mieszka m�oda pi�kna pani z c�reczk�, odbywa si� przyj�cie. C�reczka zamkni�ta w swoim pokoju mimo p�nej nocy nie �pi. Pisze wypracowanie. Nie powiedzia�a o tym matce, od�o�y�a pisanie na ostatni wiecz�r, wykorzystuje przyj�cie, by matka nie mog�a jej pomaga�; jutro odda zeszyt. Wypracowania matki dostaj� tr�jki. Do tego tematu jej nie dopu�ci. Pewne rzeczy przemy�la�a na �y�wach. S�ycha� huczenie muzyki, dr�� �ciany, do�em drzwi przedostaje si� zapach dymu tytoniowego, alkoholu, perfum, potraw. Matka przynosi jej po trochu wszystkich da� na ma�ych talerzykach, patrzy z wyrzutem i bezradno�ci�: �Jak mog�a� zapomnie� o wypracowaniu na jutro? Jak ci teraz pomog�?"
Wypracowanie rozros�o si� na p� zeszytu. Co powie pani? Tematem jest bajka. Ucze� ma j� wymy�li�. Bohaterk� dziewczynki jest m�odziutka ksi�niczka, tak pi�kna, �e kto spojrzy na ni�, �lepnie. Nigdy siebie nie widzia�a, lustra pozas�aniano przed ni�. Pokocha�a ksi�cia, kt�ry przyjecha� z s�siedniego kr�lestwa. Na dworskich przyj�ciach urz�dzanych na jego
r
cze�� wyst�puje w g�stej woalce, przez kt�r� nie wida� jej twarzy; nie wolno go skrzywdzi�. Jej g�os, tajemniczo�� powoduj�, �e ksi��� zakochuje si�. Rodzi si� w nim straszna obawa, �e ksi�niczka jest chora na tr�d, a ci, kt�rzy j� zobaczyli w tym stanie, zostali o�lepieni przez kr�la. No tak, ale tych �lepych musi by� ogromna ilo��, ca�y dw�r, s�u�ba.
Dziewczynka przepycha si� przez ta�cz�cych � w dwu pokojach t�oczy si� ze sto os�b � podbiega do m�odego m�czyzny w aksamitnym ubraniu, z bia�o-siwymi w�osami do ramion, pal�cego cygaro, szarpie go za r�kaw, prowadzi do pokoju, opowiada bajk�. ,,Co mam robi� z mas� �lepc�w w jednym kraju?" � pyta. �Niech ksi�niczka na ko�cu �wiata znajdzie cudotw�rc� imieniem Amomavidus, kt�ry ich uzdrowi". �Czy �lepota mija?" �Czasem. Ci, co przejrzeli, s� zawiedzeni. To, co zobaczyli, jest n�dzniejsze ni� ciemno��. Lepszym pomys�em by�oby, �eby wszyscy o�lepli, pa�stwo �lepych upada i, powiedzmy, napadaj� na nich beznodzy na ma�ych w�zeczkach". �Nie, nie, to niemo�liwe". �Wi�c piszesz bajk� i pytasz, czy b�dzie mo�na w ni� uwierzy�?" �Tak". �Wi�c tylko ja jeden nie jestem �lepy, widz� pewn� ksi�niczk�". Dziewczynka wchodzi na krzes�o, ca�uje go w usta. �Jakie wyj�cie ma ksi�niczka? Co powinnam wymy�li�?" �Niech czeka. Wszystko kiedy� si� zdarzy".
Wpada matka: �Przecie� ona ma pisa� wypracowanie na jutro" � krzyczy do m�czyzny w aksamitnym ubraniu. Wychodz�, dziewczynka siada na krzese�ku, my�li: �Niech mama sobie za niego wyjdzie. Tak b�dzie tylko lepiej".
Po wyj�ciu go�ci matka siada w futrze przy otwartym oknie, wietrzy, czeka na pojawienie si� s�o�ca i godzin� si�dm�, by obudzi� c�reczk�. Przed chwil�
wyj�a ze spakowanej teczki zeszyt z wypracowaniem. Wie sk�d wzi�� si� pomys�. Kolega c�rki ze starszej klasy chc�c ukara� matk� za to, �e zapisa�a go do szko�y muzycznej, poszed� na budow� i dop�ty patrzy� na p�omie� spawarki acetylenowej, a� straci� wzrok.
Zbiera jej si� na p�acz. Szepce: �A twoje �ycie, c�reczko, jakie b�dzie?"
10
Przedszkole �mierci
Gdy w telewizji zacz�� si� program z domu starc�w, co� go odrzuci�o. Chcia� wy��czy� odbiornik, ale �ona i dzieci protestowa�y, bo mia� by� pokaz muzyki i ta�ca. Starych ludzi ucharakteryzowano na m�odzie�. Kobiety w perukach z blond warkoczami, w grubym jak maski makija�u, w sukniach, spod kt�rych wyfruwa�y halki, ta�czy�y i �piewa�y piosenki, kt�re m�wi�y o nadziei na mi�o��, t�sknocie za przysz�o�ci�.
M�czy�ni z przyprawionymi czarnymi w�sami byli trzymani w tle i ma�o si� ruszali.
Kamera zawr�ci�a ku widowni. Nie by�o tu krzese�. Na sali wype�nionej ��kami le�eli widzowie i klaskali.
�Jak dom dziecka czy przedszkole" � pomy�la�. Takie sale w internatach, koszarach, wi�zieniach tworzy�y w zbiorowisku podporz�dkowanym dyscyplinie � nastr�j oczekiwania na doros�o��, zwolnienie, przeniesienie do cywila. Wszystko by�o tymczasowe. Mia�a nadej�� zmiana. Mieli nied�ugo osi�gn�� wy�szy stopie�.
Kamera sz�a od ��ka do ��ka, ukazywa�a twarze,
pos�uszne u�miechy. Niekt�rzy co� m�wili, wida� by�o tylko ruch ust, zamiast ich g�os�w � pod�o�ono muzyk�. W tym momencie zobaczy� swoj� matk�. Straszliwie postarza�� � zapad�a twarz, rzadkie bia�e w�osy. Przera�one pytaj�ce oczy.
My�la�, �e matka jest u siostry. Zerwa� z ni�, gdy za��da�a, by dawa� wielk� sum� na utrzymanie matki. Postanowi� wzi�� matk� do siebie i z tym odjecha�. Ale tyle zmartwie� zwali�o si� na niego. Nie mia� odpowiedniego mieszkania. Odk�ada� triumfalny przyjazd po matk�.
Ogarn�a go w�ciek�o��, nienawi�� do siostry; pod�a, odda�a matk� do przytu�ku. Nawet nie raczy�a zadzwoni�. Co to znaczy? Okropny �art czy zmowa przeciw niemu? Przysz�o mu na my�l, �e siostra nie �yje. W tym momencie matka unios�a si� na ��ku przema-gaj�c brak si�, wychyli�a si� i pomacha�a do kamery, jakby dawa�a mu znak, �e jest tu, �e jest jej dobrze. Czy to by� ostatni gest, po�egnanie?
Zaszlocha�. �ona tr�ci�a go w rami�: �Co ty? P�aczesz? Co tam zobaczy�e�?" �Nie. Nic" � odpowiedzia�. Na szcz�cie twarz matki znik�a w tej samej chwili. �ona nie pozna�a jej, a dzieci nigdy jej nie widzia�y. Patrzy� w odbiornik zbli�ywszy twarz do ekranu, jakby tam jeszcze by�a w�r�d niebieskich iskierek, jakby to by�o magiczne lustro, w kt�rym ci, co si� odbili, zostaj� na zawsze.
12
Wdowie�stwo to Bo�e b�ogos�awie�stwo
Nie poruszali ze sob� pewnej kwestii: by�a od niego m�odsza o dwadzie�cia dwa lata. Gdy mia�a osiemna�cie lat, a on czterdzie�ci � r�nica wieku by�a ude- | rzaj�ca, ale teraz, kiedy on doszed� do siedemdziesi�t- l ki, a ona wkr�tce mia�a sko�czy� pi��dziesi�t, w jego oczach ta r�nica wyostrzy�a si� i wydawa�o mu si�, �e jeszcze ulegnie pog��bieniu.
Gdy przed drzwiami mieszkania czekali na wind�, by zjecha� na d�, przyjrza� si� �onie i ods�oni�o si� przed nim, kim by�a: przysz�� wdow� po nim. Ujrza� j� w czerni, powoli ubieraj�c� si� na jego pogrzeb. Odt�d w my�lach nazywa� j� wdow�.
�Wdowie�stwo to Bo�e b�ogos�awie�stwo � pods�ucha� kiedy� w parku rozmow� dwu starszych kobiet. � Prze�yjesz m�a, mo�esz potem �y�, ile zechcesz". Wydawa�y si� szcz�liwe, �e nareszcie s� same, mog� sob� rozporz�dza�, jakby do �mierci mia�y wagary. Pyta�a: �Co mi si� tak przygl�dasz?" A on widzia� j� w tym miejscu, po swojej �mierci, sam�. Jak b�dzie si� zachowywa�? Tak samo jak teraz, gdy nie ma go w domu? Niewiele o tym wiedzia�. Wydawa�o mu si�, �e tymczasowo dostosowuje si� do niego, cze-
kaj�c na jego �mier�, by potem sta� si� inn�. Nie m�g� jej wybaczy� tego, czego nie mia� pozna�.
�O co jeste� z�y?" � dopytywa�a si�. Zauwa�y�a, �e nie lubi jej w ciemnych rzeczach. Mimo �e by�a moda na czarny kolor, przesta�a je nosi� i z�o�y�a w g��bi szafy. Kiedy� je odkry�. �Rzeczy do �a�oby ju� czekaj�" � pomy�la�.
Zachowa jego ulubione przedmioty czy sprzeda je? Inkrustowane macic� per�ow� pude�ko, fioletowa szybka w drzwiach, krzak gardenii za �eliwnej podstawce emanowa�y z siebie przysz�o��, kt�rej nie b�dzie ogl�da�. B�d� skrzywdzone, w obcych r�kach. Wi�c to ostatnie mieszkanie w jego �yciu? Patrzy� na klatk� schodow�. Ci�ko b�dzie znosi� trumn�, a je�li ona si� wyprowadzi, t� sam� drog� p�jd� meble, solidne, ciemne, nieco zu�yte.
Lubowa� si� w uk�adaniu jej �ycia, gdy go nie b�dzie. �W razie czego licz na Roberta" � powiedzia�, podsuwaj�c jej kandydatur� pierwszego kochanka po swojej �mierci. Ale Robert nie nadawa� si� na jej m�a. Kogo zatem wybierze? Brakowa�o w�r�d przyjaci� i znajomych kogo� odpowiedniego. W jakich okoliczno�ciach go pozna? Wymy�li� banaln� scen� zetkni�cia si� dwojga wdowc�w przy s�siaduj�cych z sob� grobach ich ma��onk�w. Ale to mog�o by� r�wnie dobrze na stacji benzynowej, na przyj�ciu u ludzi, kt�rych on nie pozna, czy przed kas� filharmonii. Jak ojciec wybieraj�cy c�rce m�a, rozpatrywa� r�ne kandydatury. W ko�cu przeznaczy� �onie m�czyzn� zaradnego, zr�cznego manualnie, wyposa�y� go w to, czego jemu brakuje, zbudowa� ze swoich przeciwie�stw. Spora �ysina, wielkie r�ce; wa��cy co najmniej dziewi��dziesi�t kilo, b�dzie j� przygniata� swoim ci�arem. Tak uk�ada� jej przysz�o��, a w gruncie rzeczy tworzy� cz�o-
14
15
wieka, o kt�rego nie m�g� by� zazdrosny. Narzuci� jej kogo� takiego i poczu� ulg�. Nie chcia�, aby by�a wdow� odszukuj�c� porzucone dla niego kole�anki, w�druj�c� od znajomych do znajomych. U takich os�b, kiedy s� w domu, telefon jest ci�gle zaj�ty. Niech si� nie upija w pustym mieszkaniu. Aby tylko nie umiera�a samotnie. Niech go zapomni. Zastanawia� si�, jak d�ugo przyjdzie jej �y� bez niego. Mo�e czterdzie�ci lat? Mo�e d�u�ej? Wtedy okres sp�dzony z nim b�dzie tak odleg�y i wyda jej si� tak kr�tki. �Nie zapomni od razu; b�d� si� jej coraz rzadziej przypomina� � co minut�, co godzin�, raz na kilka dni, potem jeszcze rzadziej, a� ona umrze, wtedy znikn� ostatecznie". Poczu� opuszczenie, sieroctwo. Zacz�� po cichu rozpacza� nad sob�.
Dr�czy� j�, jakby go zabi�a, a on, m�ciwy duch, b��ka� si� po jej �yciu. Czu�a jego pot�pienie, widzia�a tryumfuj�ce u�mieszki.
Pewnego dnia pod wiecz�r wyszli na spacer do parku naprzeciw. Nagle jego �ona zatrzyma�a si� w miejscu, potem usiad�a na ziemi.
� Bo�e, co ci jest? S�abo ci? Mdlejesz? � spyta� przera�ony.
� Nic mi nie jest � odpowiedzia�a, po�o�y�a si� na �wirze i u�miechn�a si�.
� Tak ci nie wolno! Tylko tego nie r�b!
Ukl�k�, b�aga�, by wsta�a, ale ona si� nie odzywa�a, jak wtedy, gdy by�a najbardziej obra�ona. Straszna, nieodwracalna obraza, na wieczno��. Szarpa� ni�:
� �yj! � wrzeszcza�.
Zerwa� si�, rzuci� na przechodni�w, ��daj�c, by do niej przem�wili, �co� robili".
Zdziwienie przyg�uszy�o rozpacz. Teraz dopiero czu� si� osierocony, opuszczony. Narasta� w nim �al do wdowy � jak j� dalej w my�lach nazywa�.
Nie widzia�a morza
�Moje �ycie by�o pomys�em matki" � my�la� cz�sto. Mia�a te� wiele innych. Zwr�ci�a mu uwag� na urod� pewnej ma�ej dziewczynki, wiele lat potem o�eni� si� z ni�. W czasie wojny, przed ostrzeliwaniem artyleryjskim, jak przed burz�, wystawi�a w oknie obraz, Matka Boska malowana na blasze odbi�a gar�� drobnych od�amk�w. W okolicy serca obraz by� przebity, ale od�amek straci� moc.
Matka przekroczy�a siedemdziesi�tk�. �Czy pomy�lisz czasem, �e matka nigdy nie widzia�a morza? Nie zabra�by� mnie tam na jeden dzie�?" � powiedzia�a. Mieszka�a w g��bi kraju. Podr� z dwoma przesiadkami by�a nie do pomy�lenia. Nareszcie mia� pow�d, by kupi� samoch�d. Zlikwiduje ksi��eczk� oszcz�dno�ciow�, troch� po�yczy, podjedzie pod dom matki d�ugim szarym wozem. Bez zatrzymywania, szybko, �ami�c przepisy, pojad� do Sopotu. Najlepiej, �eby by�a wczesna jesie�. Hotel b�dzie pusty. Ostatnie prostytutki popatrz� na niego z pogard�: czterdziestoletni maminsynek z mamusi� staruszk� pod r�k�. Zarezerwuje apartament z widflkigm na morze, ale zas�ony
17
2 � Lato bez wakacji
w oknach zasunie. Zejd� na d�, na zimny, jasny piasek hotelowej pla�y i wtedy matka zobaczy morze. Czy nie b�dzie zawiedziona? Ba� si� chwili, gdy matka powie: �Do��, jedziemy". Ubrana, stanie na moment w drzwiach balkonu i patrz�c na fale b�dzie pewna: nie zobaczy ju� nigdy morza.
Przestraszy� si�. Podr� nad morze oznacza�aby przyznanie, �e wisi nad nimi gro�ba jej �mierci.
Odk�adali podr�, a� matka umar�a, nie zobaczywszy morza.
Fioletowe nie�miertelniki
O p� do pi�tej rano zerwa� go dzwonek telefonu:
� Dzwoni� z cmentarza � us�ysza� s�aby, daleki g�os kobiecy. � Zostawiam na grobie list pod doniczk�, ale mo�e przepa��, bo kto� tu grasuje. Lobelie zasadzone przeze mnie wyrwano. Bukiet, kt�ry pan przyni�s�,, znalaz� si� na s�siedniej mogile, tej bez tabliczki. Zarazem podrzucono wieniec z fio�kowych nie�miertelnik�w, kt�ry usun�am. Co mam dalej robi�?
� Zastanowi� si�, zostawi� pani kartk� pod doniczk� � od�o�y� s�uchawk�.
Poszed� do kuchni. Gdzie� za miastem zaczyna� si� daleki �wit. Zrobi� sobie s�abej kawy z proszku. Wiedzia�, kto wyrwa� lobelie z grobu jego ojca.
Przed laty, kiedy spotkali si� i zar�czyli, postanowi�a nagle, �e pojedzie na trzy dni nad granic� czesk�. Kupi� jej bilet sypialny, odprowadzi� na dworzec. Do ostatniej chwili s�dzi�, �e narzeczona wyja�ni przyczyn� wyjazdu. Wr�ci�a nast�pnego dnia, zmieniona, milcz�ca. Z�o�y� ca�� histori� z fragment�w jej opowie�ci: Matka umar�a przy porodzie. Wychowywa� j� ojciec. Po wojnie zamieszkali w mie�cie nad granic�
19
czesk�. W czasie jej matury ojciec nagle zmar�. Zaraz po pogrzebie pojecha�a zdawa� na Uniwersytet War-s-zawski. Zosta�a przyj�ta, wysz�a za m�� za koleg� z roku, rozesz�a si� z nim, rzuci�a studia, zacz�a prac�. Mia�a kiedy� sen, w kt�rym kto� m�wi�: �Pani ojciec znowu nie �yje". Odpowiedzia�a: �Ojciec mi si� nie �ni". To j� obudzi�o. Poduszka by�a mokra od potu: �Nie by�am na grobie ojca". �Ojcze, wszystko w moim �yciu si� decyduje, ja naprawd� jeszcze nie mog�" � t�umaczy�a w my�li i zasypia�a uspokojona. Pojecha�a, gdy �ycie jej si� u�o�y�o. Ubrawszy si� wcze�niej ni� inni pasa�erowie, umalowana, sta�a w korytarzu, niecierpliwi�a si�. Z dworca pojecha�a na cmentarz taks�wk�. Od g��wnej alei sz�o si� w prawo. Pozna�a drzewo ogromne jak baobab, anio�a z zamkni�tymi oczyma, zielonego od mchu; zaraz b�dzie gr�b jej ojca.
Pewna, �e zobaczy ukochane imi�, ujrza�a obcy napis. Pi�trzy�o si� tam wielkie mauzoleum, wykonane z materia�u u�ywanego na pod�ogi w �azienkach. Upad�a na kolana przed tym ogromem, jakby chc�c go ub�aga�, by znik�. Pomnik, kt�ry wyr�s� z proch�w jej ojca. Wczytywa�a si� w nieznane nazwisko, jakby to by� zab,�jca ojca. Gdy ojciec ju� chorowa�, wzi�a go pod rami�. Wyczu�a pod sk�r� ko�� �okcia. Gdzie teraz jest ta kosteczka, najdro�sza, najbli�sza?
Pobieg�a nieprzytomna do kancelarii cmentarza:
� Przenie�li�cie go? W inne, gorsze miejsce? Grabarz zajrza� do ksi�gi i zaraz j� zamkn��.
� Gr�b, o kt�ry pani pyta, by� tymczasowy i nie op�acony. Zgodnie z przepisami zosta� zlikwidowany.
Straszne, nieodwracalne, do ko�ca �ycia nie do naprawienia zmartwienie. Teraz dopiero ojciec umar� ca�kowicie, ostatecznie, z jej winy. To by�o gorsze, ni� kiedy dowiedzia�a si�, �e ojciec nie �yje. Poczu�a zu-
20
pe�ne sieroctwo. Straci�a jedyne sta�e, pewne miejsce. Z dalekiego cmentarza wraca�a piechot� p�acz�c. Pogrozi�a pi�ci� taks�wce, kt�ra zatrzyma�a si� przy
niej.
Wszystko, dla czego odk�ada�a podr�, uwa�a�a
za przepad�e. Przysz�a jej my�l ratunku: przecie� ko�ci z r�nych grob�w s� gdzie� tam pogrzebane. Ka�e je odkopa�, rozpozna szcz�tki ojca, zbuduje pomnik z granitu. Postanowi�a jecha�, ale podr� odk�ada�a.
W rocznic� powstania by� upa�, od znicz�w i �wiec bi� �ar, t�umy snu�y si� jak w dzie� �wi�ta. Poszli na gr�b jego ojca. Pochyli�a si�, wyrwa�a kilka chwast�w, pobieg�a po kwiaty. �Przyjd� tu jutro, zasadz� pry-mulki" � powiedzia�a. Kupi�a �opatk�, grabki, ma�e wiaderko, co tydzie�, bez niego, sama je�dzi�a na gr�b jego ojca, a� sta� si� klombem pi�knych kwiat�w.
Niedawno rozstali si�. Wynaj�� ogrodniczk�. Teraz pisa� do niej kartk�, �e rezygnuje z jej us�ug, zadatek mo�e zatrzyma�. Prosi, by wianek fio�kowych nie�miertelnik�w zostawi�a tam, gdzie go znalaz�a.
Pan S.
Ogromny odrzutowiec lecia� mi�dzy szczytami jak autobus g�rsk� drog�. Zza czarnych, z�batych profili wy-b�yskiwa�o s�o�ce. Lodowce rzuca�y przera�liwe refleksy.
Z lotniska jecha�o si� przez ulice zat�oczone samochodami i wielb��dami. Jedyny tutaj hotel by� przepe�niony. Delegacj� rozlokowano w domach personelu ambasady. Panu S. przypad�a odleg�a rezydencja trzeciego radcy. Przyjecha� uczestniczy� w trudnej transakcji jako ekspert. Wyrwano go z prowincjonalnego miasta, dano w br�zowej kopercie paszport, bilet, pieni�dze.
Odby�o si� jedno spotkanie w dzie� ich przybycia. Dygnitarz ministerstwa m�wi� im, kt�rzy chcieli sprzeda� kompletne fabryki, �e tu cywilizacja jest zb�dna, bo zagra�a godno�ci cz�owieka nie upokorzonego potrzebami, wolno�ci kraju, zamkni�tego, nieprze-mikalnego, niedost�pnego, twierdzy bez dr�g.
Kazano mu czeka� na telefon i nie oddala� si� z rezydencji na wypadek wznowienia rokowa�. Mog�o to nast�pi� wieczorem; w ministerstwie urz�dowano
22
tak�e po sje�cie. Nie widywa� innych cz�onk�w delegacji, w rezydencji do nocy nie by�o nikogo poza synkiem radcy i s�u��cym, tubylcem. Nie rozmawiali ze sob�, s�u��cy ba� si�, by przybysz o co� go nie poprosi� on za� chodzi� ca�e dnie w k�ko po ogrodzie lub czyta� ksi��ki po�yczone od synka radcy. Od g�rskiego strumienia nap�ywa� ch��d, to zn�w uderza�y tumany kurzu z pustyni. Pachnia�y nieznane kwiaty. Usi�owa� przypomnie� sobie definicj� szcz�cia.
Przeszkadza� mu skorpion. W salonie, nad bia�� kanap�, w�r�d figurek miejscowego folkloru, oprawnych dyplom�w uznania, w s�oju z grubego szk�a z metalow� nakr�tk� po produkcie o nazwie �Caia" trzymano skorpiona.
Panu S. wydawa�o si�, �e lubi zwierz�ta, kt�rymi ludzie na og� si� brzydz�: ropuchy, paj�ki, nietoperze. Ale skorpion to ostateczno��. �Skorpiony nie maj� wyboru, nie mog� wygl�da�, jak by chcia�y � my�la� � ohyda jest dla nich niezb�dna, staje si� broni�. Od widoku skorpiona nogi wrastaj� w ziemi�".
Cierpienia skorpiona trudno by�o oceni�. Z�o�ony w s�oju na p�, nieruchomy w s�o�cu, kt�re go dosi�ga�o po po�udniu. Pewnie brakowa�o mu powietrza. Czasem wydawa�o si�, �e dr�y. Musia� by� straszliwie g�odny. �Dam mu co�. Co jada skorpion?"
Niepokoi�a go scena, kt�r� zauwa�y� w nocy. Salon by� ciemny. Z oddali s�ycha� by�o p�kanie lodowc�w. Siedmioletni syn radcy, boso, w koszuli nocnej, sta� z twarz� przy szkle s�oika i wpatrywa� si� w skorpiona.
Nazajutrz pan S. spyta� radc�, czy to dobrze, �e dziecko patrzy na m�k� skorpiona. Radca odrzek�, �e ma akurat odwrotne k�opoty: syn jest l�kliwy, boi si� przepa�ci.
23
Czy ch�opczyk przypatrywa� si� skorpionowi, by prze�ama� l�k? A je�li chc�c upewni� si� o swojej odwadze odkr�ci s��j?
Pan S. nalega�, by pozby� si� skorpiona z domu, gdzie jest dziecko. Radca odrzek�, �e skorpion nale�y do s�u��cego, kt�ry go z�apa�. Usuni�cie s�oja obrazi go. Nienawi�� do skorpion�w jest tu odwieczna, rytualna.
S�u��cy z�apa� si� za g�ow�. �Nie wolno rusza�.
On czeka na drugiego. Wtedy wzajemnie si� zabij�".
W g��bi gara�u sta� drugi samoch�d radcy, Che-
yrolet. Kluczyki by�y w stacyjce. S�u��cy w g��bi
ogrodu �cina� kwiaty na bukiet.
Pan S. wzi�� s��j ze skorpionem, podszed� do bramy rezydencji, nacisn�� brz�czyk, brama otwar�a si�. Kilkoma susami znalaz� si� w gara�u. S�u��cy us�yszawszy odg�os zapalanego silnika, wystartowa� jak biegacz. Dopad� do bramy, rozkrzy�owa� r�ce. W jednej mia� bukiet r�:
� Pan czeka na telefon! Pan nigdzie nie ma odje�d�a�! � krzycza�. W ostatniej chwili odskoczy�.
Chevrolet toczy� si� w�wozem w d�, ku miastu, ze skorpionem na tylnym siedzeniu. Pi�cioj�zyczne tablice pokazywa�y drog� do czteropasmowej autostrady. Trzydzie�ci kilometr�w za stolic�, przysypana piaskiem autostrada nagle urywa�a si� w pustyni. Zjecha� z ostatniej p�yty betonowej w zszarza�e porosty.
Wzi�� s��j, wyszed� z samochodu. Obawia� si�, �e ci�niecie s�ojem o ska�� czy rzucenie we� kamieniem zabije skorpiona. Zacz�� odkr�ca� pokryw�. Czu� si� jak miner rozbrajaj�cy zardzewia�y pocisk. Nie ust�powa�a. Wi�c skorpion jest zamkni�ty na zawsze? Nat�y� si� do ostateczno�ci, do b�lu, a� zadygota�, pustynia �ciemnia�a, zakr�tka pu�ci�a, w tym samym u�am-
24
ku sekundy cisn�� s��j przed siebie. Skorpion wyprysn�� z lec�cego s�oja, pot�nym rzutem ogona, odbi� si� od ziemi i p�dzi� ku niemu.
Wydawa�o mu si�, �e stoi w miejscu, ale ju� dopad� samochodu, zakr�ci� szyb�. Cofn�� w�z w panice, �e skorpion przepe��nie przez rur� wydechow� do jego nogi. Ogarn�o go poczucie krzywdy, zaskoczenie niewdzi�czno�ci� skorpiona: �Za co? Za co? Jak �miesz? Jak �miesz?" W��czy� bieg, skorpion prze�roczysty, biegaj�cy we wszystkie strony pojawi� si� tam gdzie trzeba. Pan S. doda� gazu, wgni�t� go w pustyni�. Zosta�o co� galaretowatego, co od razu wysycha�o na s�o�cu.
Nazajutrz radca nie komentuj�c wczorajszych wydarze� wr�czy� mu bilet powrotny na najbli�szy samolot. W nocy pan S. nie widz�c g�r, odlecia� do kraju.
Profesor i przechodzie�
Poznali si� na pierwszym roku studi�w i pobrali. Wracali wieczorem do wynaj�tego pokoju. Rodzice obojga sk�adali si� na ich utrzymanie. Po urodzeniu dziecka przerwa�a nauk�. W tajemnicy rozpacza�a z tego powodu. Czu�a narastaj�ce niezadowolenie swoich rodzic�w. M��, od czasu gdy sam chodzi� na uniwersytet, zmieni� si�. Przechwala� si� sukcesami, jakie odnosi� u profesora. Po wyk�adach i seminariach profesor spotyka� si� z wybran� grupk� student�w w kawiarni naprzeciw wydzia�u. Dyskusje przeci�ga�y si� i jej m�� zjawia� si� p�no, taks�wk�, podniecony i szcz�liwy. Notowa� powiedzenia profesora w osobnym zeszycie. Te my�li wydawa�y si� jej obce, wrogie, skierowane przeciw niej.
Mia�a wra�enie, �e m�ci si� na profesorze, wyobra�aj�c go sobie jako m�czyzn� o minie pe�nej goryczy i pogardy, niskiego, prawie kar�a. Nienawidzi�a go, bo zabra� jej m�a. Siedz�c ci�gle samotnie � obecno�� dziecka przestawa�a dla niej istnie� � wymy�li�a, �e m�� zakocha� si� w profesorze. Wyobra�a�a sobie ohydne sceny. Posz�aby do tej kawiarni w ciemnych
okularach i peruce, aby zbada�, czy jej podejrzenia s� uzasadnione, ale by�oby zbyt bolesne widzie� z daleka
dawnych koleg�w.
�e w �yciu m�a dzieje si� co� nowego, potwierdzi� drobny, lecz niepokoj�cy fakt. Pierwszy raz od dawna wyszli razem. Na Nowym �wiecie spotkali m�czyzn� w p�aszczu z wielb��dziej we�ny z podniesionym ko�nierzem, przypominaj�cego turyst� z obcego kraju czy aktora grywaj�cego gangster�w. M��, mimo �e szed� z ni�, uk�oni� si� pierwszy. Pochwyci�a jego uni�one spojrzenie.
� Kto to? � spyta�a.
_ Nie pami�tam nazwiska � odpowiedzia� m��.
Upiera�a si�, by sobie przypomnia�. Rozz�o�ci� si� jak nigdy dot�d, pchn�� j� i zostawi� na �rodku ulicy.
Po kilku tygodniach wybra�a si� na miasto. Sz�a Nowym �wiatem i ujrza�a tego m�czyzn�. Spojrza� na ni�. Chyba j� pozna�. Dogoni� go i zapyta�: �Kim pan jest?" I�� za nim? Taki typ to zauwa�y. By� uosobieniem tego, czego nienawidzi�a w m�czyznach. Nienawidzi�a tego sposobu ubierania si�, czesania, kroku.
Przechodzie� i profesor � dwu m�czyzn zaci��y�o nad jej �yciem. Jednego zna�a z widzenia, ale nie mog�a dowiedzie� si�, kim jest. O drugim s�ucha�a do znudzenia, ale nie mog�a go zobaczy�. Mo�e profesor jest wymys�em? Mo�e m�� od dawna nie studiuje, a dziwne aforyzmy przepisuje z jakiego� filozofa?
Pr�bowali prowadzi� dawny tryb �ycia. Zostawiali �pi�ce dziecko i w��czyli si� po klubach jazzowych. Koledzy m�a wprowadzali ich bez bilet�w. Siadali na ziemi albo ze szklankami wina stali oparci o �cian�.
Pewnego wieczora kelner wci�gn�� ich w g��b o�lepiaj�cej przestrzeni, mi�dzy k��by dymu prze�wie-
26
27
tlone reflektorami. Nie widz�c nic, znale�li si� na ni�szym poziomie piwnicy. Tam przy stoliku siedzia� samotnie m�czyzna, kt�rego widywa�a na Nowym �wiecie. Jej m�� cofn�� si�, jakby chcia� uciec, ale tamten zerwa� si�, chwyci� go za ramie i posadzi� na kanapce. Usiad�a i ona. M�� m�wi� tak, by nie pad�o s�owo, kt�re wyja�ni�oby, kim jest ten cz�owiek. Tamten nie zdradza� si� niczym.
� M�� nie pami�ta pana nazwiska � powiedzia-j �a znienacka. ,;
� Jak �miesz tak k�ama� �- wrzasn�� m��, al&: opanowa� si� i spojrza� na ni� b�agalnie.
M�czyzna dalej nie uwa�a� za w�a�ciwe przedstawi� si�. Przywo�a�a kelnera:
� Prosz� powiedzie�, kim jest ten pan.
Kelner spojrza� pytaj�co na nieznajomego. Ten pokr�ci� g�ow� i kelner odszed�.
Wsta�a z trzaskiem odsuwaj�c krzes�o, ale siad�a z powrotem. Wszystko dot�d zagmatwane, niejasne, gro�ne, uderzy�o j� swoj� oczywisto�ci�. Nieoczekiwane po��czenie by�o jak wybuch bomby wodorowej, gdy przenikni�cie si� dwu pierwiastk�w rodzi ogromn� moc, jak zap�odnienie z energii dwojga ludzi wywo�uje nowego cz�owieka. Na jej oczach dosz�o do powstania kogo�, kto by� wi�cej ni� cz�owiekiem. Dwie gro�by po��czy�y si� w jedn�. �wiat zakurzy� si� i rozpad�. Znik� w nim jej m��, wy�oni� si� ten cz�owiek � profesor jej m�a. Poczu�a rozpacz, �e dot�d go nie zna�a, �e krzywdzi�a go dzikimi podejrzeniami. Chcia�a przeb�aga� profesora, wynagrodzi� jego wielkoduszno�� wobec m�a.
M�� tryumfuj�c, �e ona niczego si� nie domy�la, przed�u�a� chwile, kt�rych tak si� ba�. Wyszli szuka� innego lokalu. M�� rzuci� si� przed przeje�d�aj�cy sa-
28
moch�d, pewien, �e kierowca zobaczywszy j�, zatrzyma si�. *Tak si� sta�o. Wsiad�a, profesor za ni�. Wtedy zablokowa�a drzwiczki i powiedzia�a do kierowcy: �Ten pan zostaje". M�� bieg� przy samochodzie szarpi�c klamk�, a� zosta� w tyle.
Znale�li si� z profesorem w ma�ej lo�y barku Bristol". Podano im tac� ze szklankami i porcjami groszku1 w sosie tatarskim. Powiedzia�a, �e nienawidzi�a go podw�jnie, jako dwu ludzi.
� Jak by�em podzielony? � zrobi� lini� biegn�c� wzd�u� cia�a. � Czy tak? � przejecha� r�k� po szyi, jakby odcina� g�ow� od tu�owia.
Znale�li si� na ulicy. Wzi�a go za r�k�. �ciska�a j� obur�cz z ca�ej si�y, jak robi� dzieci. U�wiadomi�a sobie, �e jest pocz�tek zimy. Od dawna nie zauwa�a�a, jaka jest pora roku. Przeszli przez most, znale�li si� �w obcej dzielnicy ko�o ko�cio�a w stylu neogotyckim. Ogromny, ze schodami zasypanymi li��mi, wydawa� si� opuszczony przez Boga.
� Nie wiem, czy to mo�liwe � powiedzia�a � ale kocham pana i b�d� kocha�a ca�e �ycie.
Chodzili w k�ko po cmentarzu ko�cielnym.
� Zawsze narzucali mi si� tacy, kt�rych potem si� wstydzi�am � m�wi�a. � Teraz m�� stoi pod pana drzwiami i trzyma palec na dzwonku.
� Przekonamy si� � powiedzia�. Taks�wkarz zobaczy� ich, zatrzyma� si�, wsiedli, ruszyli.
� Kiedy o nim my�l�, robi mi si� niedobrze. Oj Bo�e, mnie naprawd� robi si� s�abo.
Opar�a g�ow� o rami� profesora i zwymiotowa�a. Zielony groszek potoczy� si� po p�aszczu profesora.
� Bo�e, co ja robi�? � rozpacza�a.
� Groszek jak �wie�o wy�uskany � pocieszy� j�.
29
Atak wr�ci�. W�o�y�a usta w kosmetyczk�, potem w ma�� zamszow� torebk�. Wyrzuci�a je przez okno taks�wki. Wyj�� z kieszeni list z�o�ony w czworo, poda� jej. Po chwili cisn�a rozmok�� kul� papieru. List nie by� przeczytany � u�wiadomi� sobie.
Zani�s� j� na g�r�, po�o�y� na kanapie. Granatowy kostiumik, po�czochy, bielizna by�y przemoczone, brudne. Rozebra� j�, rzuci� jej rzeczy na ziemi�, wyciera� j� r�cznikiem. Rozleg�o si� pukanie.
� To ja. Mog� wej��? � m�wi� za drzwiami jej m��. � Przepraszam, bardzo przepraszam � szepta�, gdy wszed�.
Patrzy� w stron� kanapy z przestrachem i bolesn� ciekawo�ci�.
Po paru miesi�cach profesor dosta� list:
�Szanowny Panie!
Chc� przeprosi� za s�owa wypowiedziane ko�o ko�cio�a, bo wiem, �e wyda�y si� Panu bezsensowne, nieprawdziwe i zuchwa�e. Chcia�am zerwa� z m�em. Min�o wiele strasznych tygodni. M�� zamkn�� mi drog� ucieczki; spodziewam si� dziecka. Niech pan spali ten list � by nast�pne s�owa nie by�y przez kogo� �le zrozumiane lub, bro� Bo�e, nie wpad�y kiedy� w r�ce tego dzieci�tka, poniewa� je ju� kocham. Pocz�o si� niewinnie, bez grzechu mojego i Pana, ale dla mnie b�dzie Pana dzieckiem, bo znajdzie si� na �wiecie dzi�ki pojawieniu si� Pana w moim �yciu. Gdy doro�nie,, dam znak, ale uprzedzam, �e wtedy nie b�d� ju�, m�oda".
Profesor liczy� lata, ciekaw, co si� zdarzy. Gdy min�o osiemna�cie lat, zacz�� niecierpliwie czeka� na telefon. Nie s�dzi�, by pi�kna jasnow�osa dziewczyna sta�a si� stara. Chcia� zada� jej pewne pytanie. Jakich oddzielnych dwu ludzi w nim widzia�a? Niech ich cmi-,
szfe Nie umia� ich sam rozr�ni�. Jeszcze by� czas, aby po��czy� ich w jedn� osob� lub jednego z nich znisz-Sy! by drugi zaj�� jego miejsce. �A mo�e unicestwi� bu?'� __ my�la� profesor.
Ale �ona jego studenta z dawnych czas�w me
odezwa�a si�.
Bukiet
Ostry zakr�t na nowej szosie by� tym niebezpieczniej-szy, �e zjawia� si� nagle przed oczami kierowcy. Ile kl�tw musia�o znie�� to miejsce, ile pisku hamulc�w! Pewnego ranka z tego zakr�tu wypad� samoch�d, przekozio�kowa� w polu raz, drugi, wyrzucaj�c fontanny ziemi, i stan�� z powrotem na ko�ach. Pasa�erowie wyszli ca�o z pogi�tego jak nadepni�ta zabawka auta. Obok le�a� na �wie�ej ziemi bukiet bia�ych r�, jak wyraz ho�du na niedosz�ym miejscu ich �mierci. W okolicy by�a tylko jedna cha�upka kryta s�om� za wysokim p�otem. Zanosz�c si� od �miechu pod wp�ywem szoku, kulej�c, podpieraj�c si� wzajemnie rozbitkowie szli ku chatce.
� My�leli�my, �e spad� samolot � powiedzia�a stara kobieta, gdy weszli do kuchni.
� Niech pani powie lepiej, sk�d wzi�� si� ten zakr�t? Dlaczego go nie z�agodzono? Jedziemy na �lub, �pieszymy si� � z�o�ci� si� kierowca.
� Co wie biedna kobiecina? � krzykn�a jego �ona. � Trzeba by�o uwa�a�. Nienawidz� w tobie tego, �e m�wisz r�ne rzeczy niew�a�ciwym ludziom. Po-
32
trafi� listonoszowi � zwr�ci�a si� do pozosta�ych pasa�er�w � zwierza� si�, przy mnie, z tego, jak mu bywa dobrze ze mn�.
Nie mia�a racji. Pi�� lat temu stara kobieta zobaczy�a grup� m�czyzn id�cych bez pytania ukosem przez jej podw�rko z ta�mami mierniczymi, przyrz�dami. �To znaczy, �e droga b�dzie sz�a przez sie� i kuchni�" � pomy�la�a. Pad�a na kl�czki przed g��wnym panem kieruj�cym wszystkimi. �Panie, nie chc� odszkodowania, mnie ono nic nie da. To moja ziemia, w kt�r� m�� si� w�eni�. Ca�e �ycie tu sp�dzili�my. Dzieci nas nie przyjm�. Do domu starc�w i��? Wyrzucicie nas, to pomrzemy".
Szef ekipy, o kt�rym m�wiono, �e jest twardym cz�owiekiem, a wysoko�� odszkodowa� oraz kierunek szosy w wielu wypadkach od niego zale�a�y, skin�� na m�odego ch�opca w welwetowym p�aszczyku. Rozwin�li niebieski rulon. Szef wyj�� czerwony flamaster, przesun�� nim po planie.
Lato bez wakacji
W kt�r� stron� p�ynie rzeka?
Pustkowie Gnojny Stok zmieni�o si� w uzdrowisko. Do miejsca, kt�re omijali mieszka�cy pobliskiej wsi, bo cuchn�o, poszerzon� szos� ci�gn�y kolumny samochod�w. Wszyscy zacz�li wi�c chodzi� na szos�, patrze� na ruch, zagl�da� do �rodka woz�w. Mi�dzynarodowy autobus ��cz�cy uzdrowisko z Wiedniem mia� klakson tu-ti-tu-tu-ti-ta. Blokowali mu drog�, by da� g�os.
Tego popo�udnia Lidka, wr�ciwszy z pracy w uzdrowisku, wysz�a na szos�. Mia�a szcz�cie, bo z przeciwka nadje�d�a� wiede�ski autobus, �mietankowo-po-ziomkowy jak porcja lod�w. Tr�bi� na ni�, a� z ty�u odpowiada�o echo, mimo �e sz�a mu naprzeciw swoj� stron� szosy. �Co si� tak w�cieka" � pomy�la�a i us�ysza�a za sob� westchnienie czego� wielkiego jak wieloryb, przechodz�ce w j�k, b�agalny, o co? Zobaczy�a, �e ch�opak z jej wsi, January, zabiega jej drog� nie k�aniaj�c si�, rzuca si� ku niej, bezczelnie szarpie ni� i popycha do rowu. Zd��y�a spojrze� z w�ciek�o�ci� i straci�a r�wnowag�. Od ty�u uderzy� j� podmuch rozpalonego powietrza, przegrzanej gumy. Pi�tnastoto-
34 �-�-� *��*<��#** '�
nowy autobus by�by j� zabi�, zmia�d�y�, unicestwi�.
Le�a�a chwil� bez ruchu, nagle si� zerwa�a. Zacz�a ca�owa� Januarego. �Ju� bym nie �y�a! Ju� trzy sekundy, pi��, sze��, siedem". Wzi�a go za r�k�, zaprowadzi�a do domu. Ojciec wyci�gn�� pas, chcia� j� uderzy�, ale zawstydzi� si�, obj�� Januarego, u�ciska�, wyci�gn�� nalewk�. Zjawi� si� szwagier Lidki. Pili, ojciec poca�owa� Januarego w r�k�: �Do ko�ca �ycia w niedziel� po mszy b�dziemy ci� zaprasza� na obiad na pami�tk� twojego czynu. Je�li umr�, c�rki i zi�� b�d� mieli ten obowi�zek. B�dziesz jak jedyny syn". January, coraz bardziej pijany, opowiada� jeszcze raz, �e �widzia� �mier� panny Lidki". Nie zauwa�yli, kiedy Lidka posz�a spa�. Ojciec wyni�s� Januaremu ko�uch do stodo�y i kaza� zosta� na noc. Nad ranem January obudzi� si�, wszed� do domu. W ciemno�ci maca� po ��kach, budzi� wszystkich, dotkn�� nagich piersi siostry Lidki, �pi�cej z m�em, a� pisn�a przera�liwie. Lidki nie znalaz�; sypia�a na stryszku.
Na drugi dzie� po pracy by� u nich. Postawiono miod�wk�. W nocy ojciec ze szwagrem Lidki odprowadzili Januarego do domu. Opiera� si�, chcia� jeszcze zosta�. W niedziel� po ko�ciele January podszed� do Lidki, wzi�� j� pod r�k�. By� podpity. Dalej �wi�towa� jej ocalenie. Nie �mia�a si� uwalnia�. Gdyby przedwczoraj znalaz� j� na stryszku, pod wp�ywem wdzi�czno�ci, szcz�cia, �e �yje, zgodzi�aby si� na to, czego by za��da�. Ale sporo ju� wypi� z ojcem i szwagrem, byli prawie kwita.
Doszli pod jej dom, January wszed�, przypomnia�, �e jest niedziela. �Panie, stary nie pami�ta, co m�wi" � odezwa�a si� matka Lidki. January chcia� usi��� ko�o Lidki, ale to miejsce zaj�a jej siostra. W po�owie obiadu January musia� skoczy� do restauracji po w�d-
35
k� bo zabrak�o. Po obiedzie zaproponowa� Lidce spacer. Ojciec powiedzia�, �e Lidka musi odpocz��. Janua-ry troch� obra�ony poszed�.
Nast�pnego dnia czeka� na autobus, kt�rym wraca�a z uzdrowiska. Patrzy� na ni� z dum�. To spojrzenie zaczyna�o j� z�o�ci�. Pozby�a si� Januarego m�wi�c, �e ma pranie. Nazajutrz zn�w by� na przystanku. Pochyli�a si� w fotelu, a� autobus ruszy�. Wysiad�a w drugiej wsi, posz�a polami. Dwie noce sp�dzi�a w pustym pokoju w uzdrowisku, nie wracaj�c do domu. Trzeciego dnia wsiad�a do autobusu i zobaczy�a przy sobie Januarego; ci�ko zwali� si� na fotel obok.
Chwyci� j� za rami� tym samym ruchem co wtedy, tylko bardziej bole�nie. � Co si� nie sta�o, mo�e si� sta� � powiedzia� gro�nie. Pozwoli�a, by j� odprowadzi�.
Ojciec zobaczy� ich przez okno, wyszed� na pr�g, uk�oni� si� Januaremu:
� Jeszcze raz dzi�kuj�, ale prosimy ju� nie przychodzi�.
� Co? � zabe�kota� January. � Jak to?
� My prosimy nie przychodzi� do nas wi�cej.
� Ale teraz mog� zosta�, porozmawia�?
� Nie, raczej prosiliby�my nie.
� Ja jednak zostan�.
Wyszed� szwagier Lidki. January nie rusza� si�.
� Co si� sta�o, mo�e si� odsta� � powiedzia� z gro�b� w g�osie January.
Szwagier Lidki wymierzy� mu pot�ny cios w brzuch. January zgi�� si� wp�. Szwagier Lidki uderzy� go pi�ci� w g�ow�. January ukl�k�.
� Od tego zapala si� w g�owie �ar�wka i o�wieca umys� � powiedzia� szwagier Lidki.
Wzi�li z ojcem Januarego pod ramiona, podnie�li.
Trac�c r�wnowag�, wytoczy� si� z podw�rka. Lidka podesz�a do furtki, zamkn�a j� na haczyk.
�Musz� ukry� si� w wielkim mie�cie, gdzie nikt mnie nie zna i ja nie znam nikogo" � my�la�a. Wyjecha�a tego wieczora do miasta po przeciwnej stronie kraju. Rodzice, siostra i szwagier my�leli, �e na kilka miesi�cy.
Jeszcze wiele lat potem nie zna�a nazw ulic w tym mie�cie, myli�y jej si� numery autobus�w, nie wiedzia�a, w kt�r� stron� p�ynie rzeka dziel�ca miasto na p�. Gdy kto� pyta� j� o drog�, ucieka�a, ba�a si�, �e tym przechodniem m�g�by by� January.
36
Na ��ce Sitarskiego
Nadle�niczy czeka� na szosie E 7 w gaziku ko�o znaku drogowego �Uwaga. Dzika zwierzyna". Tak by�o um�wione telefonicznie. Gdy zobaczy� zwalniaj�cego ben-tleya, domy�li� si�, �e to oni, wyskoczy� z samochodu, by ich powita�.
Jad�c przodem prowadzi� ich w g��b lasu. W pewnym miejscu droga sko�czy�a si�. Postawili samochody. Dalej trzeba by�o i�� pod g�r� p�ytkim w�wozem.
� Dlaczego nie zrobicie tu drogi? � zapyta� najwa�niejszy z przybysz�w. ��le si� zaczyna" � pomy�la� nadle�niczy. � Mog� wam da� milion z�otych na asfalt. Oczywi�cie drog� zamkniecie szlabanem.
� Dzi�kuj�, bardzo dzi�kuj� � odpowiedzia� nadle�niczy.
Uszli kilometr.
� Gdzie w�a�ciwie idziemy? � spyta� niezadowolonym tonem najwa�niejszy z go�ci.
� Miejsce nazywa si� ��k� Sitarskiego. Wybrali�my je z naganiaczami.
Po chwili nadle�niczy uruchomi� kr�tkofal�wk� i kaza� ruszy� nagonce. Us�yszeli z daleka wrzaski,
38
gwizdy, mo�na by�o rozr�ni� walenie ko�kami w ga��zie. Rozleg�o si� gwa�towne dudnienie. Kilka saren przebieg�o tak blisko, i� wydawa�o si�, �e ich potr�c�. Oszo�omieni, nie strzelili. Nadbieg�y zaj�ce, za nimi dziki. My�liwi zacz�li strzela� szybko, bez�adnie. �ci�te li�cie i ga��zki a� pofrun�y w g�r�. Gdy chmura dymu prochowego cofn�a si�, na polance by�o pusto. Nie zabili ani jednego zwierz�cia.
Nadeszli naganiacze, przy wielkim kamieniu zapalili ognisko. My�liwi obra�eni, w�ciekli, upierali si�, �e zaraz odjad�. Nadle�niczy, przera�ony, b�aga�, by zostali, zrobili zaszczyt ludziom z nagonki i wypili z nimi.
� To oni gnali tak sarny, �e lecia�y w powietrzu � wybuchn�� najwa�niejszy z go�ci.
Nadle�niczy pogrozi� pi�ci� naganiaczowi. Ten, jakby uzna� to za zach�t�, podszed� i odci�gn�� nadle�niczego na bok. Szeptali chwil�. Naganiacz pobieg� w g��b lasu. Nadle�niczy zbli�y� si� do my�liwych:
� To da si� odrobi�, niech tylko panowie zaczekaj�.
Pili, w�ciekli, a� nadle�niczy pokazywa� za ich plecami, by nie dawa� im za du�o w�dki, bo si� bardziej rozz�oszcz�. �eby skr�ci� oczekiwanie, zacz�� opowiada�:
� Dawny w�a�ciciel tego terenu, pan Rechow-ski, trafi� jastrz�bia tak wysoko, �e ten jak r�bn�� o ziemi�, to rozbi� si� na miazg�.
Powiedziawszy to zblad�, zauwa�y� dopiero, co paln��! Pl�cz�c si� jak nieprzytomny zaczai opowiada�:
� To miejsce pan Rechowski wy�ni�. �ni�o mu si�, �e w miejscu, gdzie by�a granica mi�dzy jego posesj� a posesj� niejakich Bujnowskich, przyby� kawa� ��ki. Poszed� do gminy i zacz�� przegl�da� ksi�gi. Podejrzewa�, �e Bujnowscy przesun�li granic�. Po trzech
39
dniach znalaz� ��k�, ale w lasach, przynale��c� do jego posesji i zapomnian�.
^ _ Co to za Rechowski? � spyta� podejrzliwie,
ostro, najwa�niejszy my�liwy.
� To by� bogacz, prowadzi� interesy przed wojn�. � My�liwy, gdy us�ysza� ostatnie s�owo, machn�� r�k�, ale nadle�niczy m�wi� dalej: � Gdy przyszed� kryzys, Rechowski sprzeda� ��k� niejakiemu Sitarskiemu za bezcen, bo by�a zaro�ni�ta. Sitarski po pracy bra� narz�dzia, butelk� z herbat� i szed� przez g�szcz na skr�ty. Wydepta� �cie�k�, karczowa� ��k�, ale las odbija�. Sitarski przeklina� go. Na kl�czkach pazurami wyrywa� ka�dy korze�.
� Tu by�a ��ka? � wybuchn�� �miechem rado�nie i ironicznie my�liwy.
Dopiero teraz spojrzeli na las: jedne przy drugich, spl�tane, buki, graby, jod�y, d�by ros�y tworz�c nieprzebyty g�szcz. Bezszelestnie zjawi� si� naganiacz:
� Po ok�kach wychodzi, �e Sitarski umar� dwadzie�cia osiem lat temu � powiedzia� i wyci�gn�� zza siebie jak prestidigitator trzy zaj�ce. U�o�y� je, jeden przy drugim, przed my�liwymi. Zni�y� g�os: � One nie maj� �rutu w sobie. Wyj�te s� z wnyk�w.
Tamci nie zrozumieli, czy udawali, �e nie rozumiej�. Nadle�niczy pochyli� si� i powiedzia� szeptem:
� Musz� panowie do nich strzeli�.
Przeklina� siebie, �e wzi�� do nagonki k�usownika, kt�ry zna� ��k� Sitarskiego. Pop�dzi� tak zwierzyn�, by ci nieudolni idioci nie mogli trafi�. Teraz k�usownik b�dzie go mia� w r�ku.
W�o�y� my�liwym strzelby w d�onie. Cofn�li si� o kilka krok�w. Ka�dy wycelowa� w swego zaj�ca. Powietrzem targn�a salwa. Zaj�ce podskoczy�y. �aden nie krwawi�.
Gaj szympans�w
By�a jesie�, jaki� dzie� wojny. Jaki, tego si� nie odtworzy. Czas liczono w prz�d, do nieznanego punktu odniesienia, kt�rym by� koniec wojny. Dziesi�cioletni ch�opiec musia� nagle wyjecha� z wielkiego miasta, znalaz� si� w obcej szkole w ma�ym miasteczku. Pola ziemniak�w dochodzi�y nawet do rynku.
Na pierwszej lekcji w nowej szkole by�a czytan-ka: �Opustosza�y pola. Ranki i wieczory s� ch�odniejsze. Zbieraj� si� do odlotu ptaki. G�stniej� chmury. Pewnego dnia pojawi si� pierwszy �nieg, kt�ry b�dzie nik�, ledwie dotknie ziemi".
Na drugiej lekcji wszystkie klasy wysz�y na boisko. By� ciemnawy od mg�y dzie�. Kilka z�otych li�ci wisia�o na wielkim klonie. �Drogie dzieci � powiedzia� kierownik � ka�dy cz�owiek musi w �yciu zasadzi� cho� jedno drzewo. Wy zrobicie to dzisiaj. B�d�cie staranne, �eby bro� Bo�e wasze drzewko nie usch�o. Kiedy� musicie je zobaczy� du�e". W jego s�owach by�a nieokre�lona gro�ba.
Ka�de dziecko dosta�o drzewko. Sadzonka by�a male�ka, z nagim korzonkiem. Weszli na ug�r za boi-
41
skiem. Starsze dzieci kopa�y i pomaga�y sadzi� m�odszym. Nowy ucze� s�ysza� ich rozmowy: �Sadzi� o tej porze?" �Wszystkie zgin�". �Kierownik zam�wi� je przed wojn�, ci wariaci teraz przys�ali". �Kto my�li o sadzeniu drzew? Nawet owocowych nikt nie sadzi". �Mia�a by� obsadzona g��wna ulica". �Boi si� nas wyprowadzi� przed posterunek �andarmerii". �Tak g�sto, chyba tymczasowo?" �Przesadzi si� po wojnie".
Podczas sadzenia nowy ucze� zazi�bi� si�, d�ugo chorowa� i wi�cej do tej szko�y nie poszed�. Po wojnie wr�ci� do wielkiego miasta. Jego drzewo tam zosta�o. By�o � czy usch�o? Czasem o tym my�la�. Jego koledzy przez pierwsze lata chodzili podlewa� swoje sadzonki, potem tylko dziewcz�ta zagl�da�y, aby sprawdzi�, co z ich drzewkiem. Pok��ci�y si�, bo jedna zaj�a dla siebie najpi�kniejsze, cho� go nie sadzi�a.
Jak szybko drzewa ich przeros�y! Zagajnik stworzy� spl�tan�, nie do przebycia d�ungl�. Z l�kiem wchodzi�y w jej g�szcz dzieci tych, co sadzili las. Wtedy okaza�o si�, �e wiele drzew usch�o. Martwe sta�y podtrzymywane przez pi�kne i mocne. Zacz�li je wyr�bywa� nocami mieszka�cy miasteczka. Las przerzedzi� si� i zyska� nazw� �Gaju szympans�w". Pijacy, kt�rzy nie t�uk� butelek, tylko wymieniaj� na wino owocowe, rozk�adaj� si� na wydeptanych do go�ej ziemi polankach. �cinaj� drzewa i pal� ogniska. Prowadz� miesi�cami t� sam� rozmow�, bo za chwil� zapominaj�, �e o tym m�wili, i zaczynaj� od pocz�tku. Codziennie tu przychodz�, a pod wiecz�r nie wiedz�, gdzie s�.
W�adze postanowi�y wyci�� las, bo o�miesza� miasto. Powinno by� z betonowych blok�w, przeszklonych wielkimi szybami, nie mo�e w nim by� drzew. �A �e dzieci je sadzi�y? Jakie dzieci? Oni s� ju� dziadkami,
42
babkami. Wielu te drzewa prze�y�y! � wo�a naczelnik. � Obecnie dzieci boj� si� du�ych drzew!"
Jedno z drzew sadzi� cz�owiek, kt�ry by� kiedy� nowym uczniem. Mieszka w swoim wielkim, dalekim mie�cie. To jedyne drzewo, jakie zasadzi� w �yciu. Ju� go nie pozna. Nie musi patrze�, jak ro�nie. Wie, �e kiedy drzewa, kt�re pami�tacie ma�ymi, sta�y si� du�e � znaczy, �e z waszym �yciem sta�o si� co� nie do odwo�ania. Pami�ta dzie� sadzenia drzewek, zapach mglistego ranka, �wie�ej ziemi, pewno�ci, �e czeka go ogromne, niesko�czone �ycie.
M�wi�, �e umar�a
By�o to w latach trzydziestych. Student z prowincji imieniem Rudolf opowiada� kolegom, �e mieszka w ma�ym miasteczku, sam w wielkim domu, gdy� rodzice umarli. Starsze, zam�ne siostry sk�ada�y si�, by m�g� studiowa�. By�a to niedu�a suma. Unika� g�odu, trzymaj�c si� bogatych koleg�w.
Po p�tora roku mia� zdany jeden egzamin. Pewnego dnia znik�. Koledzy postanowili odszuka� go. Znale�li na mapie miasteczko. Dojazd by� skomplikowany. Wysiedli na w�z�owej stacji. Wynaj�li jedyny pow�z, stary, pachn�cy sianem i moczem ko�skim. Na ukos, przez wysokie i ciemne lasy dojechali do miasteczka. Dom kolegi nie by� tak du�y, jak opowiada�. Sta� w zapuszczonym ogrodzie. Zdzicza�e krzewy zas�ania�y okna. Otworzy�a im kobieta w starszym wieku, bosa, na g�owie mia�a dziwacznie zawi�zan� chustk�. Z odcieniem uni�ono�ci zaprosi�a ich do �rodka. Jeden z koleg�w Rudolfa, Boles�aw � niezr�cznie chwyci� j� za r�k�, poca�owa�. Nie zd��y�a wyrwa� d�oni, zniszczonej i brudnej. Speszona pobieg�a w g��b domu. Student spurpurowia� i powiedzia�:
44
���� Wi�c ukry� przed nami istnienie matki.
� M�wi�, �e umar�a � doda� drugi.
� Skompromitowa� si�, wstydz�c si� tak godnej szacunku osoby � doda� trzeci.
Rozparli si� w fotelach o zniszczonych obiciach, milczeli. W g��bi domu, w kt�rym wszystkie drzwi by�y pootwierane, ukaza� si� Rudolf, mimo upa�u okryty b�amem starych pi�mak�w, futrem na wierzch, zaspany i potargany.
� Hej, pi�kny � wrzasn�li.
� Hej, pi�kni � odkrzykn��.
Kobieta wr�ci�a, wyci�gn�a z si�gaj�cego sufitu kredensu karafk� i kieliszki. Rudolf da� jej znak, by wysz�a.
� Niech pani si�dzie z nami � zawo�a� Boles�aw. � Rudolf ci�gle nam o pani opowiada�. Nie kry� przywi�zania i mi�o�ci do pani, specjalnie zaprosi� nas, by�my poznali jego matk�.
Chcia�a co� powiedzie�, ale Rudolf zrobi� szybki gest w jej stron�:
� Mo�e mama zosta�, mo�e mama si� napi�, tylko prosz� milcze� � powiedzia� rozkazuj�cym tonem. Spojrza�a na niego z odcieniem strachu; rozlewa�a w�dk� do kieliszk�w, sama wypi�a jednym haustem, stoj�c przy kredensie. Odla�a kropl� na pod�og�, nala�a sobie drugi raz, wypi�a. Jej zapadni�te usta ch�on�y alkohol.
� Zymby mom no smyntozu � powiedzia�a gwar�.
� Skar�y si�, �e nie ma z�b�w � wyja�ni� Rudolf.
� Ale� � zaprzeczy� Boles�aw � ma pani pi�kny z�b.
Otworzy�a usta ukazuj�c r�owe dzi�s�a niemo-
45
wl�cia, odchyli�a j�zyk i pokaza�a z dum�, �e w g��bi ma drugi z�b.
� Wypad�y jej od ci�g�ego przeklinania � obja�ni� Rudolf � niech mama przeklnie.
Wyda�a przeci�g�y chropowaty d�wi�k, nie maj�cy przerw, niezrozumia�y, grozi�a komu� nieobecnemu. Rudolf pobieg� w g��b domu, przyni�s� wielki kapelusz z pi�rami, w�o�y� jej na g�ow�. Przysiad�a bokiem na ogrodowym �elaznym krze�le. Boles�aw zerwa� si� ust�puj�c jej fotel.
� Mama zna j�zyki. Niech mama m�wi po francusku.
� �e par� franse.
� Mama uwielbia tango � Rudolf podni�s� j�, obj�� i narzuci� krok tanga. Potykali si�, deptali sobie po nogach, robili gwa�towne zwroty, trac�c r�wnowag�. � Matula to tylko kupka gnoju do rozrzucania. Jak mnie nie s�ucha, to lej� � da� jej klapsa, a� podskoczy�a. � Lubi pokazywa� moje kaftaniki niemowl�ce. Poszed� do szafy i wyj�� bia�e szmatki. Roz�o�y�a jeden male�ki kaftanik i trzyma�a w g�rze, niezdarnie, patrz�c pytaj�co na Rudolfa.
� Teraz mama poka�e, czym mnie wykarmi�a.
Podci�gn�a w g�r� kilka warstw brudnych, podartych swetr�w. Ukaza�y si� ogromne, ci�kie, workowate piersi, jakby jeszcze pe�ne mleka.
� Mamusie�ka mia�a kiedy stanik?
� A� ceg�j by zrobieli? Z baluna? � zwr�ci�a si� do koleg�w Rudolfa.
� Do�� tego!