5942

Szczegóły
Tytuł 5942
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5942 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5942 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5942 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Taras Szewczenko 'WARMK T�umaczy� JERZY J�DRZEJEWICZ WYDAWNICTWO LUBELSKIE Tytu�y orygina��w: Knamna, Bapnaic Obja�nienia JERZY JEDRZEJEWICZ Kart� tytu�ow�, ok�adk� i obwolut� projektowa� JERZY KOSTKA Redaktor ANNA �AZUKA ISBN 83-222-0038-2 i Copyright by Wydawnictwo Lubelskie Lublin 1979 WYDAWNICTWO LUBELSKIE � LUBLIN 1979 Wydanie I. Nak�ad 10 000+272 egz, Ark. wyd. 4,5. Ark. druk. 5,75. Papier druk. mat. kl. III, 70 g, 82X104 cm. Oddano do sk�adania 21 grudnia 1978 roku. Druk uko�czono w kwietniu 1979 roku. Cena z� 20.� Druk: Rzeszowskie Zak�ady Graficzne, Rzesz�w, ul. Marchlewskiego 19. Zam. nr 79/79; J-3-35 KSIʯNA Wie�! O, ile� ciep�ych, czarownych obraz�w budzi si� w moim starym sercu, gdy s�ysz� to mi�e s�owo! Wie�! I ju� stoi przede mn� nasza biedna, stara, bia�a chata, z pociemnia�� strzech� i czarnym dymarem l, a obok chaty na pryczi�ku2 jab�onka z czerwonobarwnymi jab�kami, a wok� jab�onki kwietnik � ulubieniec mojej niezapomnianej siostry, mojej cierpliwej, mojej czu�ej opiekunki! A przy wrotach stoi stara roz�o�ysta wierzba z uschni�tym wierzcho�kiem, za wierzb� stoi k�u-nia *, otoczona stogami �yta, pszenicy i r�nych innych zb�, a za k�uni� na pochy�ym gruncie ro�nie ogr�d. I to jaki ogr�d! Widzia�em w swoim �yciu �adne ogrody, jak na przyk�ad w Kumaniu albo Peterhofie 4, ale c� to s� za ogrody! Grosza niewarte w por�wnaniu z naszym wspania�ym ogrodem: g�sty, ciemny, cichy � s�owem, drugiego takiego nie ma na ca�ym �wiecie. A za ogrodem lewada5, za lewad� dolina, w dolinie za� cichutki, ledwo szemrz�cy strumie�, obsadzony wierzbami i kalin� i otulony szerokolistnymi, ciemnymi, zielonymi �opuchami; a w tym strumieniu pod zwisaj�cymi li��mi �opuch�w k�pie si� przysadzisty, jasnow�osy ch�opak, a wyk�pawszy si�, p�dzi przez dolin� i lewa-d�, wbiega do cienistego ogrodu, pada pod pierwsz� z brzegu grusz� albo jab�oni� i zasypia prawdziwym niezm�conym snem. Obudziwszy si�, patrzy na prze- ciwleg�� g�r�, patrzy, my�li i pyta sam siebie: �A c� tam jest za g�r�? Powinny tam by� �elazne s�upy, kt�re podtrzymuj� niebo. A gdyby tak p�j�� i popatrzy�, jak one je tam podpieraj�? P�jd�, zobacz�, przecie to niedaleko". Wsta� i nie my�l�c wiele poszed� przez dolin� i lewa-d� prosto na g�r�. No i wychodzi za wie�, min�� caryn�, przeszed� z p� wiorsty pola. Na polu stoi wysoka, czarna mogi�a. Wdrapa� si� na mogi��, �eby z niej zobaczy�, czy daleko jeszcze do tych �elaznych s�up�w. Stoi ch�opak na mogile i patrzy na wszystkie strony: i z jednej strony wie�, i z drugiej strony wie�, i tam z ciemnych ogrod�w wygl�da trzykopu�owa cerkiew, kryta blach�, i tam r�wnie� cerkiew wygl�da z ciemnych ogrod�w, tak samo kryta bia�� blach�. Ch�opak si� zamy�li�. �Nie � duma � dzisiaj p�no, nie dobrn� do tych �elaznych s�up�w, lepiej jutro i�� razem z Katri�. Katria pogoni krowy do czeredy6, a ja p�jd� do �elaznych s�up�w; a dzisiaj odurz� Mykit�, brata, powiem, �e widzia�em te �elazne s�upy, co podpieraj� niebo". Stoczy� si� na �eb, na szyj� z mogi�y, wsta� i poszed�, nie ogl�daj�c si�, do cudzej wsi. Na szcz�cie spotka� po drodze czumak�w 7, kt�rzy zatrzymali go i spytali: � A ku da ty mandrujesz, parubcze? � Do domu. � A de � twoja doma, neboracze? � W Kyryliwci8. � Tak czoho � ty jdesz u Morynci? � Ja ne w Morynci, a w Kyryliwku jdu. � A ko�y w Kyryliwku, tak sidaj na moju ma�u, to-waryszu, my tebe dowezemo do domu9. Posadzili go na skrzynce, jaka zwykle znajduje si� na przodku czumackiego wozu, i dali mu bat do r�ki: i ch�opaczek pogania sobie wo�y jakby nigdy nic. Pod- je�d�aj�c do wsi zobaczy� swoj� chat� na przeciwleg�ej g�rze i zawo�a� weso�o: � Onde, onde nasza chata! �� A ko�y ty w�e baczysz swoju chatu � powiedzia� w�a�ciciel wozu � to i jdy sobi z Bohom! w Zdj�� ch�opca z wozu, postawi� na ziemi i zwracaj�c si� do swoich towarzyszy rzek�: � Nechaj id� sobi z Bohom! � Nechaj id� sobi z Bohom! � powt�rzyli czumacy i oh�opczyna pobieg� sobie z Bogiem do wsi. Zmierzcha�o si� na dworze, kiedy podszed�em do naszego prze�azu (m�wi� w pierwszej osobie, gdy� ten przysadzisty jasnow�osy ch�opczyna nie by� to nikt inny, tylko pokorny autor tej wprawdzie nie sentymentalnej, niemniej jednak smutnej opowie�ci). Patrz� przez prze�az na podw�rze, a tam ko�o chaty, na ciemnym, zielonym, aksamitnym sporyszu wszyscy nasi siedz� ko�em i wieczerzaj�; tylko moja starsza siostra i nia�ka Kateryna nie wieczerza, lecz stoi sobie przy drzwiach, podpar�szy g�ow� r�k�, i jak gdyby spogl�da na prze�az. Kiedy wysun��em g�ow� zza prze�azu, krzykn�a: � Pryjszow! Pryjszow! � podbieg�a do mnie, wzi�a mnie na r�ce, ponios�a przez podw�rze i posadzi�a w kole tych, co jedli, powiedziawszy: � Sidaj, weczeriat', pryb�udo! � Po zjedzeniu siostra zaprowadzi�a mi� spa�, po�o�y�a do ��ka, prze�egna�a, poca�owa�a i u�miechaj�c si�, nazwa�a mnie znowu w��czykijem. D�ugo nie mog�em zasn��; wypadki ubieg�ego dnia nie dawa�y mi spokoju. Wci�� my�la�em o �elaznych s�upach i o tym, czy powiedzie� o nich Katerynie i My-kicie, czy nie m�wi�. Mykita by� raz z ojcem w Odessie i tam oczywi�cie widzia� te s�upy. Jak�e ja mu o inich powiem, kiedy ich wcale nie widzia�em? Kate-ryn� mo�na by oszuka�... Nie, jej r�wnie� nic nie po- wiem � i pomy�lawszy jeszcze troch� o �elaznych s�upach zasn��em. Po dw�ch, trzech latach widz� ju� siebie w szkole u �lepego Sowgira (tak si� nazywa� nasz niestychamy diaczek "), jak siedz� i sylabizuj�: b, a � ba. I przesy-labizowawszy, bywa�o, do t, a -^ ta, wyjd� ze szko�y na ulic�, popatrz� do jaru, a tam moi szcz�liwi r�wie�ni-r cy graj� sobie na s�omie ko�o k�uni i nie wiedz�, �e jest na �wiecie i diak, i szko�a. Patrz�, bywa�o, na nich i my�l�: �Dlaczego ja w�a�nie jestem taki nieszcz�lii wy, dlaczego mnie, biedaka, m�cz� przekl�tym elementarzem?" � i machn�wszy r�k� dam drapaka przez cwyntar'12 do kompanii szcz�liwc�w, na jasn�, ciep�� s�om�, i ledwo zaczn� swoje �wiczenia gimnastyczne na s�omie, a tu ju� id� dwaj psa�tyrnicy 13, bior� mnie, biedaka, za r�ce i odwracaj� w ty�, czyli prowadz� do szko�y, a w szkole � sami dobrze wiecie, co si� dostaje za nieobecno�� w godzinach zaj�� szkolnych. �lepy Sowgir (nazywano go �lepym, cho� by� tylko zezowaty, a nie �lepy) pe�ni� w naszej cerkwi funkcj� diaczka, nie jakiego� tam stycharnego, prawdziwego diaczka, tylko takiego sobie w��cz�gi. Poprzednik jego, Nikifor Chmara, te� by� u nas diaczkiem niestychar-nym; ale raz w nocy zachorowa� i rano umar�, B�g raczy wiedzie� z jakiej przyczyny. A �lepy Sowgir, niewiele my�l�c, zaraz w nast�pn� niedziel� stan�� na kli-rosie, od�piewa� msz�, przeczyta� aposto�k� 14, i to tak przeczyta�, �e hromada i sam ojciec Kasjan tylko cmokn�li z zachwytu. Po mszy �wi�tej gromada uchwali�a wybra� Sowgira na diaczka i Sowgir zosta� ze wszelkimi stosownymi honorami wprowadzony do szko�y jako do swojej didiwszczyny1S. Gromada � to wielki cz�owiek! Nowy diaczek zamieszka� w swojej szkole, a uczniowie, w tej liczbie i ja, niedu�utki, zacz�li do niego chodzi� po wiedz�. A sam on by� wzrostu niewielkiego, barczysty i wygl�da�by jak istny Zaporo�ec, gdyby nie by� zezowaty, nawet swoich w�os�w nie zaplata�, nosz�c na g�owie co� w rodzaju kozackiej czupryny. Usposobienie mia� raczej surowe ni� weso�e, a pod wzgl�dem potrzeb �yciowych i w og�le komfortu by� prawdziwym spartaninem. Co mi si� w nim jednak naj-< bardziej podoba�o, to w�a�nie to, �e zwykle co sobot� po wieczerni16 karmi� nas wszystkich kasz� brzozow�. Ale to jeszcze nic, niechby sobie karmi�, my�my byli do tej kaszy przyzwyczajeni � wystawia� nas przy tym, mo�na powiedzie�, na wielk� pr�b�: bije, bywa�o, a delikwentowi ka�e spokojnie le�e�, nie krzycze� i powoli, dobitnie powtarza� na g�os pi�te przykazanie. Prawdziwy spartanin! No i powiedzcie� mi, dobrzy ludzie, czy si� kiedy urodzi� na �wiecie taki bohater, kt�ry le�a�by spokojnie pod r�zgami? Nie, my�l�, �e takiego cz�owieka ziemia jeszcze nie nosi�a. Bywa�o, kiedy dojdzie do mnie kolej, to ju� nie prosz� o darowanie, lecz prosz� tylko, �eby si� ulitowa� nade mn� i gwoli �wi�tej soboty kaza� mnie cho� troch� przytrzyma�. Czasem, bywa�o, zlituje si�, ale tak wsypie, �e lepiej by�oby nie prosi� o mi�osierdzie. Niechaj ci ziemia lekk� b�dzie, �lepy Sowgirze! Sa-me� nie wiedzia�, co czyni�e�: ciebie tak bito, wi�c i ty bi�e�, a prostoduszno�� twoja nie widzia�a w tym nic z�ego! Niech ci ziemia lekk� b�dzie, �a�osny tu�aczu, mia�e� zupe�n� s�uszno��! I oto ku niewypowiedzianej swojej rado�ci uko�czy�em �Ma� biech"17, to znaczy uko�czy�em psa�terz. Postawi�em wedle zwyczaju ca�emu bractwu kasz� z groszakami, dope�ni�em tego �wi�tego obrz�dku �ci�le pod�ug starodawnej tradycji, i nazajutrz j��em kre�li� kred� przem�dre gryzmo�y na malowanej tablicy, by- l lem ju� bowiem nie psa�tyrnikiem, lecz skoropisz- cem 18 W owej to prawie szcz�liwej dla mnie epoce nast�pi�a reorganizacja szko�y: przys�ano nam stycharnego diaczka z samego Kijowa. �lepy Sowgir z pocz�tku stawa� okoniem, ale w ko�cu musia� ust�pi� przed obliczem prawa i zebrawszy ca�y sw�j mizerny dobytek do jednej torby, zarzuci� j� na rami�, wzi�� posoch do jednej r�ki, a zeszyt z niebieskiego papieru, zawieraj�cy psalmy Skoworody 1B, do drugiej i poszed� szuka� sobie innej szko�y. A bracia moi ze szkolnej �awy rozlecieli si� jako te owce przed wilkiem i przestali chodzi� na nauk� do nowego stycharnego diaczka, jako �e by� z niego pijanica nad pijanicami. Trudno si� porywa� z motyk� na s�o�ce! I ja, na j cierpli wszy z ca�ego bractwa szkolnego, wzi��em na koniec swoje narz�dzia � tabliczk�, pi�ro, ka�amar20 z kred� i poszed�em spokojnie do chaty, dziwi�c si� temu wszystkiemu, co zasz�o. Od tego czasu poczyna si� d�ugi szereg najsmutniejszych, najbardziej ponurych moich wspomnie�. Wkr�tce umiera matka, ojciec �eni si� z m�od� wdow� i bierze za ni� troje dzieci zamiast posagu. Kto widzia� chocia�by z daleka macoch� i tak zwane przyrodnie dzieci, ten zaiste widzia� piek�o w jego najobrzydliwszym triumfie. Ani jedna godzina nie up�yn�a bez p�aczu i b�jki mi�dzy nami, dzie�mi, i ani jedna godzina nie up�yn�a bez k��tni i wyzwisk mi�dzy ojcem i macoch�. Mnie macocha osobliwie nienawidzi�a, prawdopodobnie za to, �e cz�sto ok�ada�em pi�ciami jej s�abowitego Stepanka. W tym samym roku ojciec pojecha� po co� do Kijowa, zaniem�g� w drodze i powr�ciwszy do domu w kr�tkim czasie umar�. Po �mierci ojca jeden z moich licznych krewniak�w, �eby � jak m�wi� � wyprowadzi� sierot� na ludzi, zaproponowa� mi za jad�o i picie tak� robot�: pasanie la- tfl tem stada �wi�, a zim� pomaganie jego parobkowi w gospodarstwie. Ale ja wybra�em inn� dol�. Wzi�wszy swoj� tabliczk�, ka�amar i psa�terz, uda�em si� do szko�y do pijanego stycharnego diaczka i zamieszka�em u niego jako ucze� i robotnik. Tu si� zaczyna moje praktyczne �ycie. Warunki egzystencji mojej w szkole by�y niezbyt komfortowe. Dobrze jeszcze, je�li si� trafiali we wsi nieboszczycy (daruj mi, Bo�e), bo w�wczas jako� dawali�my sobie rad�, w przeciwnym natomiast razie g�odowali�my po kilka dni z rz�du. Wieczorem niekiedy, bywa�o, wezm� torb�, a nauczy-ciel ujmie w prawic� kawa� t�giego kija, w nia�k� za� .gliniane naczynie (nie pogardzali�my te� napojami, jak na przyk�ad kwasem gruszkowym i innymi) i p�jdziemy �piewa� pod oknami pie�ni nabo�ne. Czasem przyniesiemy co� nieco� do szko�y, a czasem wr�cimy z go�ymi r�kami, tyle tylko, �e nie g�odni. 'Umia�em prawie ca�y psa�terz na pami�� i czyta�em go, jak m�wili moi s�uchacze, wyrazi�cie, to znaczy g�o�no. Dzi�ki temu mojemu uzdolnieniu nie zosta� we wsi pochowany ani jeden nieboszczyk, nad kt�rym nie przeczyta�bym psa�terza. Za t� czynno�� dostawa�em knysza21 i kop�22 pieni�dzmi. Pieni�dze oddawa�em nauczycielowi jako jego doch�d, a on udziela� mi �askawie i hojnie pi�taka na obarzanki i to by�o jedyne �r�d�o mojej egzystencji. Przy takich, mo�na powiedzie�, umiarkowanych dochodach nie mog�em �y� otwarcie i ubiera�em si� bynajmniej nieelegancko, jak przystoi godno�ci szkoiarza. Chodzi�em stale w szarej, dziurawej �witce i w wiecznie brudnej, niezmiennej koszuli, a o czapce i butach nie by�o nawet mowy ani latem, ani zim�. Pewnego razu da� mi jaki� ch�op za przeczytanie psa�terza kawa�ek sk�ry na przyszwy, ale i to mi nauczyciel odebra� jak swoj� w�asno��. I du�o, du�o m�g�bym opowiedzie� niezwykle cieka- wych i pouczaj�cych rzeczy na ten temat, ale jako� smutno o tym m�wi�. : Tak przelecia�y cztery marne lata nad moj� dziecinn� g�ow�. . Potem wspomnienia moje pe�ne s� jeszcze smutniejszych obraz�w. Daleko, daleko od mojej biednej, mojej drogiej ojczyzny. Bez mi�o�ci, bez rado�ci M�odo�� przelecia�a � W�a�ciwie nie przelecia�a, lecz przepe�z�a w n�dzy,, ciemnocie i poni�eniu. I wszystko to ci�gn�o si� okr�g�e dwadzie�cia lat. Podczas moich w�dr�wek poza ukochan� ojczyzn� wyobra�a�em j� sobie tak�, jak� widzia�em w dzieci�stwie, pi�kn�, wspania��, o obyczajach za� jej ma�om�wnych mieszka�c�w urobi�em ju� sobie w�asne poj�cia harmonizuj�ce, ma si� rozumie�, z pejza�em. Nawet mi zreszt� nie przysz�o do g�owy, �eby to mogio wygl�da� inaczej, okazuje si� jednak, �e inaczej. Po dwudziestu latach �yciowych pr�b i do�wiadcze� opierzy�em si� nieco i, ma si� rozumie�, pofrun��em prosto do gniazda ojczystego. Wkr�tce przede mn� zaja�nia�y od dawna znajome bielutkie chaty. Jak gdyby u�miecha�y si� do mnie spo�r�d ciemnej zieleni. Czy w owych mi�ych schroniskach mo�e si� znale�� miejsce dla biedy i jej nikczemnych wsp�towarzyszy? Nie! Bo inaczej cz�owiek by�by nie cz�owiekiem, lecz zwyczajnym bydl�ciem. W owym s�odkim przekonanip przejecha�em prawie ca�� guberni� czernihowsk�, nig-r dzie si� nie zatrzymuj�c. Z miasteczka Kozielca powinienem by� skr�ci� w bok od traktu pocztowego � spojrze� z bli�szej odleg�o�ci na m�j eden24 i nawet wys�ucha� tej �a�osnej i prawdziwej opowie�ci. Kozielec wcale si� nie r�ni swoj� fizjonomi� od innych swoich wsp�braci, powiatowych miast ma�oro- 12 syjskich. W historii naszej r�wnie� nie odgrywa szczeg�lniejszej roli, jak na przyk�ad jego zadnieprza�scy towarzysze, z tym mo�e wyj�tkiem,1 i� w roku 1663 zosta�a tu zwo�ana znamienita Czarna Rada2S. S�owem, miasteczko niczym si� nie wyr�niaj�ce; ale podr�ny, je�eli tylko nie �pi w czasie zmiany koni albo nie kosztuje przek�sek u pana Tychonowicza, na pewno z zachwytem poogl�da wspania�y chram, urocze dzie�o Ra-strellego 26, ufundowany przez Natali� Rozumych�, za�o�ycielk� rodu graf�w Razumowskich. Sze�� wiorst od Kozielca, we wsi Lemiesze, w ubogiej chatce na swo�oku, czyli na belce pu�apowej, czytamy: �Dom ten wybudowa�a s�uga bo�a Natalia Rozu-mycha 27 roku pa�skiego 1710". A w Kozielcu we wspania�ej cerkwi widnieje napis na marmurowej tablicy: ��wi�tyni� t� zbudowa�a grafinia Natalia Razumowska w 1724 roku". Dziwne dwa pomniki jednej i tej samej fundatorki! W Kozielcu wynaj��em par� niewyszukanych konik�w wraz z rudym �ydem i pojecha�em sobie poln� drog�, dok�d mi potrzeba. By�o to we wrze�niu. Z rana dzie� wygl�da� ledwie szarawo, a pod wiecz�r sta� si� te� mokrutki; noc si� zbli�a�a, trzeba by�o gdzie� znale�� przytu�ek, a tu po drodze nie tylko karczmy � nawet marnego szynku nie wida�. Nie doje�d�aj�c do Trubie�a, czyli po miejscowemu Trubaj�a, ujrzeli�my na zboczu wzg�rza wie�. Podje�d�amy bli�ej � rzeczywi�cie, wie�, ale spalona, i na czarnej ulicy nie ma �ywego ducha. A za grobl�, z drugiej strony Trubie�a, zobaczyli�my pomi�dzy wierzbami i dopiero zaczynaj�cymi si� ��ci� sadami bia�e chaty. Przejechali�my po grobli obok dw�ch ha�asuj�cych m�yn�w i znale�li�my si� w du�ej wsi kozackiej. Du�e, czyste chaty i nie porujnowane tyny 28 �wiadczy�y o zamo�no�ci mieszka�c�w, ale pierwsza od strony pastwi- 13 ska chata szczeg�lnie mi wpad�a w oko i przyci�gn�a mi� swoim uroczym wygl�dem, tak �e postanowi�am prosi� w niej o nocleg. Deszczyk rosi� jednak do�� obficie, a gospodarz tej przyja�nie u�miechaj�cej si� chaty stoi sobie jakby nigdy nic, oparty �okciami na p�ocie, w nowym ko�uchu bez pokrycia, kurzy kr�tk� fajk� i �yczliwie patrzy, jak jego ulubie�cy � p�owe, kr�to-rogie wo�y � zajadaj� si� w ogrodzie kapust�. Ujrzawszy przez okno takie �wi�tokradztwo, wybieg�a z chaty gospodyni i zawo�a�a przez �zy: � Czeg� ty stoisz, stary bezecniku, i patrzysz, jak bydl�ta niwecz� dobytek? Czemu ich nie zap�dzisz do obory? � Zap�dza�em je trzydzie�ci lat, niech teraz inni zap�dzaj� � odpar� gospodarz ca�kiem oboj�tnie i w dalszym ci�gu pyka� fajk�. � Bo�e! Co ja mam z tob�! � znowu zawo�a�a gospodyni. � �eby� chocia� zdj�� ko�uch; przecie widzisz, �e deszcz pada! � No to co? Niech sobie pada z Bogiem! � Jak to � co! Koisuch zniszczysz! � No to co, mog� zniszczy�, mam drugi. � Mo�na mu ko�ki ciosa� na g�owie, a on b�dzie swoje gada� � ofukn�a m�a gospodyni i pobieg�a wygania� byd�o z ogrodu. Gospodarz popatrzy� za ni� i u�miechn�� si� z zadowoleniem. Spodoba�a mi si� jego i�cie ehaeh�acka29 maniera i wychyliwszy si� z bryczki powita�em gospodarza �ycz�c mu dobrego wieczoru, na co odrzek�: � Dobry wiecz�r i wam, dobrzy ludzie! A czy daleko B�g prowadzi? � doda� wk�adaj�c czapk�. �'� � � Niby niedaleko, a jednak dzisiaj nie dojedziemy � odpowiedzia�em wy�a��c z bryczki i spyta�em rozci�gaj�c s�owa: � A czy nie mo�na by u was, dziaduniu, zanocowa�? � J4 � Dlaczego nie mo�na, mo�na, b�ogos�aw Bo�e! Chata niema�a, a my�my dobrym ludziom radzi. Przy tych s�owach otworzy� wrota i bryczka wsun�a si� na podw�rze. � Prosymo pokomo do gospody! � powiedzia� mi gospodarz, kiedy wszed�em na podw�rze. Wida� by�o, �e stara� si� wymawia� s�owa z rosyjska. Wszed�em do chaty; panowa�a tam prawie ciemno��, ale zauwa�y�em, �e chata by�a przestronna i czysta. � Prosymo pokorno, sadowyte� � m�wi� gospodarz wskazuj�c na �aw�. � A ja tymczasem powiem swojej starej, �eby nam co� za�wieci�a � doda� wychodz�c z izby. Po chwili wesz�a do izby staruszka ze �wiec� i postawiwszy j� na stole, cicho wr�ci�a do drzwi i stan�a w milczeniu, ze z�o�onymi na piersiach r�kami. Mia�a na sobie schludn� niemieck� sukni� i taki� czepek. Zdziwi�o mi� to. �W jaki spos�b � pomy�la�em � znalaz�o si� co� podobnego w ch�opskiej chacie?" Wkr�tce po staruszce wszed� do izby gospodarz nios�c na r�ku zap�akane dzieci�. Dzieci� ujrzawszy staruszk� rozchyli�o usteczka, u�miechn�o si� i wyci�r gn�o do niej swoje male�kie r�cz�ta. � We� go, Mykytowna, do siebie � rzek� gospodarz oddaj�c dzieci� staruszce. � Widzisz, jak si� boi ch�opa? Wiadomo � pa�skie dziecko � doda� g�aszcz�c je po g��wce swoj� szerok�, ko�cist� d�oni�. Mia�em w kieszeni cukierki. Musz� zaznaczy�, �e ten produkt zawsze wozi�em z sob� w czasie moich w�dr�wek po Ma�orosji, gdy� niczym si� tak szybko nie zaskarbi wzgl�d�w mojego ponurego rodaka, jak okazaniem czu�o�ci jego dziecku. Tote� cz�sto i z dobrym skutkiem stosowa�em t� taktyk�. Poda�em cukierek dzieci�ciu. Z pocz�tku patrzy�o na 15 l mnie swoimi niezwykle du�ymi oczyma, potem milcz�co wzi�o cukierek i z u�miechem wsadzi�o w swoje r�owe usteczka. Mog�em si� teraz dok�adniej przyjrze� dziecku i staruszce. Staruszka wyda�a mi si� �ywym obrazkiem Gerarda Dou 38, a dzieci� by�o cherubinem Rafaela. Uderzy�a mi� owa czysta, subtelna uroda dzieci�ca; oczy moje zatrzyma�y si� na tym prze�licznym stworzeniu. Staruszka odnios�a dzieci� na bok i prze�egna�a je, zapewne chroni�c w ten spos�b przed z�ym spojrzeniem, a gospodarz podszed� do mnie i powiedzia�: � A co, czy nieprawda, �e to pa�skie dziecko? � Pi�kne dziecko � odrzek�em i poda�em male�stwu jeszcze jeden cukierek. Gospodarz by� wyra�nie zadowolony z moich prezent�w i zwr�ciwszy si� do staruszki powiedzia�: � Daj no mi go, Mykytowno, a sama p�jd� i popro� mojej starej, mo�e tam co� znajdzie dla nas na podwieczorek, no i... je�li nie b�dzie z�a, to r�wnie� tej... po kieliszeczku... domy�lacie si�, Mykytowno? � My, panie dobrodzieju, jeste�my ludzie pro�ci � doda� zwracaj�c si� do mnie � nie mamy nic takiego s�odkiego, ani tej herbaty, ani tego cukru, tylko tak sobie, prosto, po prostemu. Staruszka wysz�a z chaty, a on z dzieckiem na r�kach zbli�y� si� do mnie i wyrzek�: � Niech mu si� pan teraz przyjrzy, panie dobrodzieju; prawda, �e istne ksi���tko? � Sk�d�e si� u pana wzi�o ksi���ce dziecko? Prosz� mi opowiedzie�, na mi�o�� bosk� � spyta�em zdziwiony. � Niech wam, panie dobrodzieju, opowie Mykytow-na, bo z tym by�a prawdziwa komedia. Widzia� pan tam, za Trubaj�em, spalon� wie�? � Widzia�em � odrzek�em. 16 � To dobrze, �e pan widzia�. Ot� ta wie� by�a kiedy� w�asno�ci� matki tego dziecka, no i spali�a si� do cna. A jego matka... Ale nie opowiem panu, jak si� to tam pali�o: nie by�o mi� wtedy w domu, wi�c nie widzia�em. Niech Mykytowna sama opowie; wszystko widzia�a, wi�c dobrze wie, jak si� to sta�o. Tymczasem staruszka wesz�a do izby i czystym bia�ym obrusem nakry�a rozpostarty na stole ki�ym31, zdj�a z p�ki o�miok�tn� malowan� karaf� z w�dk� oraz kieliszki i postawi�a na stole; potem przynios�a na drewnianym talerzu, r�wnie� malowanym, pokrajanego w kawa�ki czabaka32 i palanic�33. I wszystko to zrobi�a cicho, powa�nie, tak �e patrz�c na ni� mo�na by�o z pewno�ci� orzec, i� wyros�a i zestarza�a si� nie w ch�opskiej chacie. Potem wzi�a na r�ce dziecko i odesz�a na bok, a gospodarz odezwa� si� do niej: � Mykytowno, kiedy po�o�ysz spa� dziecin�, to zajd� do nas; chcemy ci� o co� wypyta�. I powiedzcie tam mojej starej, niech nam gotuje wieczerz�, ale nie ha�uszki ** albo kuliszas, bo przecie mamy go�cia! Staruszka wysz�a z izby, a on jeszcze rzuci� za ni�: � Zajd�cie do nas, Mykytowno, jak si� uporacie ze wszystkim. � Dobrze, zajd� � odpowiedzia�a Mykytowna ju� w sieni. Wypiwszy jeden i drugi kieliszeczek gospodarz m�j sta� si� rozmowniejszy. Rozgada� si� tak dalece, �e sam tego nie zauwa�aj�c opowiedzia� mi ca�y sw�j �yciorys. Opowiedzia� mi�dzy innymi o tym, jak za swoich kawalerskich czas�w by� pogo�cem36 pod Francuzami i wr�ci� z Niemiec go�y, golusie�ki, z jednym batem w r�kach, i jak potem wynaj�� si� do pracy u popa, i jak nast�pnie w�asnym trudem i rozumem wzbogaci� si� i z bezdomnego sieroty wyrobnika wyszed� na 2 � Ksi�na. Warnak 17 pierwszego we wsi gospodarza. S�owem, w ci�gu godziny, nie wypytuj�c o nic, dowiedzia�em si� ca�ej jego naj intymniejszej historii. Ale to mi si� w nim najwi�cej spodoba�o, �e opowiadaj�c swoje zwyk�e dzieje napomyka� jakby mimochodem o swoich bohaterskich czynach, nie widz�c w nich nic niezwyk�ego. A tymczasem staruszka przynios�a nam wieczerz� i sama powieczerza�a z nami. Odm�wiwszy po jedzeniu modlitw� gospodarz zwr�ci� si� do staruszki m�wi�c: � Teraz, Mykytowno, opowiedz nam o swojej ksi�nej, jak si� to tam u was dzia�o. Ale najpierw � doda� � natoczcie nam dzbanek s�ywianki 37, to weselej nam b�dzie s�ucha�. Po pi�ciu minutach staruszka wr�ci�a do izby z poka�nym szklanym h�eczykiem3S w r�kach. Postawiwszy h�eczyk na stole, sama usiad�a na �awce, pomilcza�a chwil� i przem�wi�a z westchnieniem: � O jej nieszcz�liwym �ywocie, Stepanowyczu, o jej doli gorzkiej, ci�kiej, gotowa jestem opowiada� ka�dego dnia, ka�dej godziny, ca�emu �wiatu, �eby ca�y �wiat wiedzia� o jej gorzkich, krwawych �zach i dr�czy� si� tymi krwawymi �zami. � I staruszka cicho zap�aka�a. Wypili�my po kieliszku s�ywianki, a Mykytowna otar�szy �zy zacz�a tak: � Nie umiem powiedzie�, ile to lat min�o, ale zdarzy�o si� to dawno, przed Francuzami 39: by�am wtedy jeszcze tak� stryh� 40, kiedy nieboszczyk Demian Fe-dorowicz, Panie �wie� nad jego dusz�, przyszed� spod Francuz�w. S�u�y� w jakim� pu�ku kozackim, a w jakim mianowicie, nie umiem panom powiedzie�. Wiem tylko, �e by� w kozakach, i nic wi�cej. Ojca, Fedora Pa-w�owicza, Panie �wie� nad jego dusz�, nie zasta� ju� 18 przy �yciu. Rozejrzawszy si� w gospodarstwie domowym, poprawi�, co trzeba by�o poprawi�, a co nie trzeba, to tak zostawi�. Wtedy te� zbudowa� dwa witria-ki 41, te co stoj� na g�rze. Tylko one ocala�y z ca�ej zagrody. Zbudowawszy witriaki umy�li� si� zar�czy� i zar�czy� si� a� za Ostrem, u jakiego� S�oniny, z jego c�rk� Kateryn� �ukianown�. Na wiosn� si� zar�czy�, a zaraz po Wniebowzi�ciu ** wzi�li �lub: nawet p� roku nie by� narzeczonym, kochany panie. Po ich weselu zosta�am we dworze za pokoj�wk�. D�ugo p�aka�am i t�skni�am za swoimi domownikami, a potem przywyk�am, kiedy troch� podros�am. Na drugi czy na trzeci rok... zdaje si�, �e na trzeci, da� im Pan B�g dzieci�. Dano mu imi� Kateryny, a ja zaj�am si� nia�czeniem. Od tej pory a� po dzisiejsze okrutne czasy nie roz��czy�am si� z moj� nieszcz�nic� ani na jedn� godzin�: na moich oczach wyros�a i za m�� wysz�a i... � Nie p�aczcie�, Mykytowno! � odezwa� si� gospodarz ze wsp�czuciem: � Taka by�a wola Pana Boga, a �zy na nic si� nie zdadz�. Staruszka po kr�tkim milczeniu ci�gn�a dalej: � A jaki gospodarz! Jaki dobry pan! Jak� mia� dusz� szlachetn�! I wszystko przepad�o. �wi�tej pami�ci Katerynicz przyjedzie, bywa�o, do nas z Kijowa i tylko podziwia, a trzeba powiedzie�, �e Katerynicz bez racji nikogo nie pochwali, no i po prawdzie m�wi�c by�o si� czemu dziwowa�. Wioska sk�ada si� raptem z czterdziestu chat, a popatrzcie, czego w tej wiosce nie ma! I stawy, i m�yny, i pasieki, i winnica, i browar, i byd�a r�nego, a w komorach � m�j Bo�e! � chyba tylko ptasiego mleka brakuje, bo poza tym wszystko jest. A po wiosce tak przyjemnie by�o przej�� si� ulic�: chaty czyste, bia�e, zdawa�o si�, �e w naszym chutorze trwa bez przerwy wielkanocna niedziela. Ludzie chodz� sobie po ulicy albo siedz� pod cha- 19 l tarni obuci, ubrani, a dzieciaki biegaj� w bielutkich koszulkach jak anio�ki bo�e. Ooch! I gdzie si� to wszystko podzia�o? Prawda, �e i Kateryna �akianowna by�a gospodyni�, ale mimo wszystko nie tak� jak on sam. Co ka�d� bo�� niedziel� albo �wi�to jakie�, bywa�o, zaprosz� nieboszczyka ojca Kuprijana na �Ojczenasz" i wystawi� dwana�cie karafek, a ka�da z inn� nalewk�. A ojciec Kuprijan, Panie �wie� nad jego dusz�, po �Oj-czenaszu" �yknie, bywa�o, z ka�dej karafki po kieliszeczku, a jak dojdzie do ostatniej, wtedy powie: � To jest dopiero dobra w�dka, t� w�dk� b�dziemy pili. � A w�dki, prawd� m�wi�c, wszystkie by�y jednakowo dobre, ale nieboszczyk, Panie �wie� nad jego dusz�, mia� ju� tak� dziwn� natur�, �e lubi� sobie czasem po-�artowa�. � Dziwny! Naprawd� dziwny by� nieboszczyk � m�wi� gospodarz nalewaj�c �liwowicy do kieliszka. � Ale pijanego nigdy go, jako �yw, nie widzia�em: nie wiadomo, czy to ju� Pan B�g tak� natur� poczciw� daje cz�owiekowi czy te� cz�owiek sam si� przysposabia � nie wiem. A co, Mykytowno, mo�e by�cie i wy z nami wypili kieliszeczek �liwowicy? Mo�e by si� wam ul�y�o! Staruszka podzi�kowa�a za �liwowic� i po kr�tkim milczeniu ci�gn�a dalej swoje opowiadanie: � Katerynie Demianownie poszed� ju� drugi roczek, kiedy po raz pierwszy wsta�a na nogi. Przyprowadzi�am j� za r�czk� do pokoju, gdzie zawsze z rana oboje pa�stwo pili herbat�. Bo�e! Ile� tu by�o rado�ci! Tego si� nawet nie da opowiedzie�: Kateryna �ukianowna wzi�a j� na r�ce, poca�owa�a i zaraz rzek�a, �e za nikogo na �wiecie nie wyda jej za m��, tylko za ksi�cia albo jakiego� genera�a. Och! I tak si� te� sta�o na nasze nieszcz�cie. A jacy ludzie starali si� o ni�! A tu � nie, dawaj jej ksi�cia albo genera�a. I jest ksi���, nie ma co gada�! 20 � Tak, tak, �adny ksi���! � przerwa� gospodarz. � Da� si� on biedaczce dobrze we znaki. � Dziecko ros�o, zacz�li je uczy� najpierw czyta� i pisa�, a potem � o Bo�e! � czego te� nie uczyli! Bywa�o � �al popatrzy� na biedne dzieci�: i szy�, i wyszywa�, i prz���, i nitki zwija�, a raz sam pan pos�a� j� nawet, biedaczk�, �eby doi�a krowy. Sama pani, bywa�o, oburzy si� na niego: � Co ty � powiada � wyprawiasz z biednym dzieckiem? Czy my j� wydamy za ch�opa, czy co? � A mo�e b�dzie musia�a �y� i w ch�opskiej chacie: kto zna przysz�o��? � odpowie, bywa�o, pan i umilknie. A ona mu: � lepiej kupi�by� dla niej w Kijowie fortepian. � Kupili fortepian na kontraktach 43. Przywie�li razem z fortepianem nauczyciela � nie umiem powiedzie�, czy to by� Polak, czy Niemiec, nie wiem, ale ca�kiem nie umia� m�wi� po naszemu. Co wym�wi� s�owo, to mo�na by�o p�ka� ze �miechu. No i on j� w�a�nie w ci�gu roku czy dw�ch nauczy� gra� na tym fortepianie i -jak, bywa�o, zagra moja go��becz-ka, to cz�owiek tylko siedzi, s�ucha, s�ucha, a� zap�acze, a ona we�mie i zmieni pie��, i jak r�bnie hor�yc� albo mete�yc� 4* � zgrzeszy�am, niegodna � nie wytrzymam, bywa�o, i jak si� wezm� pod boki, jak p�jd� w tan, jak p�jd� w tan! Tylko pid�oha *5 trzeszczy. A ona gra, bywa�o, i �mieje si� na ca�y g�os. Jednego razu tak nas przy�apa�a sama pani i jak nie krzyknie: � Co ty tu � powiada � wyrabiasz? Czy ci� tego uczyli gra�? Psujesz tylko instrument swoimi ch�opskimi pie�niami. A ty, niecnoto, nie wiesz, gdzie si� krowy doi, to si� dowiesz! � ja, oczywi�cie, wystraszona, stan�am sobie w k�cie i stoj�, jak gdyby nie ma mi� w pokoju. � A wy�cie przecie, Mykytowno, byli kiedy�, prawd� powiedziawszy, skorzy do ta�ca � rzek� gospodarz nalewaj�c kieliszek �liwowicy. � Daruj mi, Panie Bo�e! Wiadomo � m�odo��, a w 21 m�odo�ci co si� to nie przydarza. A bywa�o, kiedy moja ptaszynka Katrusia ca�kiem podros�a, to jak tylko pa�stwo po�o�� si� spa� po wieczerzy, my obie wyjdziemy po cichutku do ogrodu i przechadzamy si�, przechadzamy do bia�ego rana. A miesi�c tak �wieci, �e widno jest jak we dnie. A ona jeszcze, bywa�o, we�mie i za�piewa: �Nie chody, Kryciu, ta na weczernyci" � cicho, cicho, tak s�odko, �e s�ucha�abym j�, s�ucha�a bodaj przez calusie�k� noc. � Pami�tam, dobrze pami�tam � rzek� gospodarz. � Id� raz w nocy ko�o waszego ogrodu i s�ysz� �piewanie, ale nie �Hrycia", tylko jak�� inn� pie��. Zatrzyma�em si� i tak przesta�em jak przykuty do p�otu, p�ki ranek nie za�wita�. Nie ma co m�wi�, przyjemnie by�o s�ucha�, kiedy ona, bywa�o, za�piewa. � A� rana, czy spa�a, czy nie spa�a, wyfrunie moja ptaszynka i znowu �piewa, znowu si� weseli, i nikt opr�cz mnie nie wie, co si� w nocy dzia�o. Ach, o tym by�abym ca�kiem zapomnia�a: jest tutaj, prosz� kochanych pan�w, niedaleko od naszej wsi, nad Trubaj-�em, chutor majora Jacznego. Zna pan, Stepanowy-czu, samego majora? Teraz jeszcze cieszy si�, dzi�ki Bogu, niezgorszym zdrowiem, a gospodarz z niego taki, �e i nasz nieboszczyk Demian Fedorowicz nie by� lepszy! Co prawda, ma on wszystkiego dziesi�� chat w chutorze, ale za to chaty, ale za to ludzie! Go chata to rodzina � dziesi�� dusz. Wiadoma rzecz: �yj� sobie w wygodach i dostatku. A sam major posiada stawe-czek, m�yneczek, sadeczek, wiatraczek i domeczek jak malowanie � czysty, bia�y, tylko si� patrzy� i lubowa�! Gdyby� to jeszcze i gospodyni �y�a; tymczasem musia� sam wszystkiego dogl�da�. Mia�, co prawda, synka, ale to jeszcze, mo�na powiedzie�, dziecko � i przy tym nie chowa�o si� przy ojcu, tylko gdzie� w szko�ach, w Kijowie czy Nie�ynie � sama nie wiem. 22 Major i nasz pan nieboszczyk byli to wielcy przyjaciele. Bywa�o, czy nasz u niego, czy on u naszego, kawa�ka chleba nie zjedz� osobno, tylko wci�� razem. Na �wi�ta przyje�d�a� do niego w go�cin� syn ze yzko�y. Nazywa�o si� niby, �e przyje�d�a� do ojca, a u nas, bywa�o, i dniuje, i nocuje. I z moj� Katrusia, bywa�o, i w polu, i w ogrodzie, i na pokojach � jedno bez drugiego nigdzie ani rusz. Ja, bywa�o, patrz� na nich i my�l�: �Wyro�nie pi�kna para, �e a� mi�o: oboje chyba przyszli na �wiat bo�y jedno dla drugiego". Tak my�la� major, tak my�la� i nasz Demian Fedorowicz; a o dzieciach nie ma co nawet m�wi�. Wszyscy tak my�leli, tylko nie tak my�la�a Kateryna �ukiano-wna. Spa�a i widzia�a swoim zi�ciem ksi�cia albo genera�a � o innych nawet nie chcia�a s�ysze�. Bywa�o, kiedy nadchodzi� czas, �e biedny ch�opiec musia� odje�d�a� do szko�y, to Katrusia moja ju� tydzie� naprz�d zaczyna�a p�aka�, a kiedy odjecha� na dobre, to biedaczka po prostu k�ad�a si� do ��ka i przez d�ugi czas me jad�a nic i nie pi�a � B�g raczy wiedzie�, czym si� trzyma�a przy �yciu. Tak to moje go��beczki ros�y, ros�y i wyros�y razem, i pokocha�y si�, serde�ka, na swoje nieszcz�cie. Bo�e! Ja ju� nad grobem stoj�, a kiedy przypomn� sobie o nich, o tych moich ptaszynach, to jakbym odzyskiwa�a m�odo��. Bywa�o, ju� przedtem, jak im si� trzeba rozsta�, zejd� si� w ogrodzie, stan� gdzie� pod lip� albo pod brzostem, obejm� si�, poca�uj� i d�ugo, d�ugo patrz� sobie nawzajem w oczy, a �zy im obojgu p�yn� strumieniami; widocznie przeczuwali, biedni, �e nie b�dzie im dane �y� jedno dla drugiego. No i ch�opiec sko�czy� swoj� szko��. Nieboszczyk gubernator Katerynycz wzi�� go do siebie do Kijowa i umie�ci� w jakim� urz�dzie. Nie umiem panom powiedzie�, po co go tam umie�ci�. No i ch�opiec sp�dzi� 23 ju� rok w tym urz�dzie, a na drugi rok przyje�d�a do nas w go�cin� i dawaj si� o�wiadcza� o moj� Katrusi�. Demian Fedorowicz, Panie �wie� nad jego dusz�, od razu si� zgodzi� i powiada, �e lepszego m�a dla naszej Kati nie znalaz�oby si� nawet za morzami. I prawd� m�wi�. Ale c� na to ona sama?... Nie Katrusia sama � bro� Bo�e! � tylko sama Kateryna �ukianow-na. Opar�a si� r�kami i nogami. � Jak to? � krzyczy. � �ebym ja swoj� jedyn� c�rk� odda�a za chutorzani-na, za hreczkosieja? Nie, wol� w trumnie zobaczy� moj� Katie�k� ni� na chutorze Jacznego! Co ona tam b�dzie robi� indyki karmi�, g�si pasa�?... Nie, nie dla tego na �wiat j� narodzi�am, nie dla chutoru Jacznego j� wychowywa�am!�Parsknie, bywa�o, i zamknie si� w swoich pokojach na ca�y dzie�. A on sam ko�o niej i tak, i siak � nie, ani do niej podej�� � wci�� obstaje przy swoim: musi by� ksi��� albo genera�, i sko�czona sprawa! Nieboszczyk Demian Fedorowicz chcia� ju� nawet bez jej zgody doprowadzi� do ma��e�stwa, ale wida� B�g nie by� �askaw na ten jego dobry uczynek. W Bo�e Narodzenie zachorowa� wr�ciwszy z Kozielca, a na �r�dpo�cie odda� Bogu dusz�. O Chryste Panie! Nawet teraz straszno wspomnie�! Jak on ju� na �o�u �mierci prosi� j�, �eby nie oddawa�a Kati ani za ksi�cia, ani za genera�a, tylko za m�odego Jacznego albo kogo� innego, kt�ry by�by jej r�wny. Nie, upar�a si� i postawi�a na swoim. Jak na nieszcz�cie, akurat w Wielki Czwartek wesz�a do Kozielca dragonia i zakwaterowa�a si� po chutorach i po wioskach na ca�e lato. Ale� i dragonia to by�a! �eby do nas nigdy nie wraca�a. Da�a nam si� we znaki ta przekl�ta dragonia! Niejedna czarnobrewa dziewczyna sp�aka�a si� rzewnymi �zami, odprowadzaj�c to piekielne wojsko. W jednej naszej wiosce zosta�y cztery pokrytki *6, a co 24 w Oh�awie, a w Hoholewie? Tam chyba by si� nie doliczy�o! � Nieszcz�cie nasze, nieszcz�cie z tymi dragonami! � Nawet teraz straszno wspomnie�. Raz siedzimy wszyscy troje w bawialni; ja, zdaje si�, robi�am na drutach po�czoch�. Kateryna �ukianowna siedzia�a tak, a Katrusia czyta�a ksi��k�, i to tak� �a�osn�, �e o ma�om si� nie pop�aka�a: o jakim� Zaporo�cu Kirszy czy Juriju *7; nie pami�tam dobrze, ale bardzo to by�o smutne. I ju� w�a�nie doczyta�a ta moja rybka kochana, jak tego Jurija Zaporo�ca zakuto w kajdany i posadzono w lochu, a� tu nagle patrzymy, wchodzi do pokoju dragon, okropnie wysoki, w�saty, a pysk niczym rzeszoto, g�adki i czerwony, wydawa� si� jeszcze czerwie�szy od ko�nierza, co by� przyszyty do jego munduru. � Ja � powiada � jestem taki to a taki ksi��� Mordaty! � �Sami widzimy, �e jeste� mor-daty" � my�l� sobie. � Ja � powiada � kupuj� owies i siano, mo�e macie co� owsa i siana na sprzeda�? � Mamy � m�wi Kateryna �ukianowna � prosz� siada�. � No i usiad� sobie, a ja z Katrusia wysz�am do drugiego pokoju doczytywa� ksi��k�. Ledwo Katrusia zacz�a czyta�, kiedy do pokoju wchodzi Kateryna �ukianowna i m�wi: � Jest, Katiu, tw�j przysz�y m��, od losu przeznaczony. � Jake�my siedzia�y obie, tak zdr�twia�y�my zupe�nie. Jak to wszystko wynik�o tego wieczora i jak on si� zar�czy�, nic nie wiedzia�y�my, tylko od tej chwili ksi��� zacz�� do nas je�dzi� ka�dego bo�ego dnia i rano, i wieczorem. A m�odego Jacznego, kiedy, bywa�o, przyjedzie z Kijowa, nie puszczano nawet na podw�rze. Chodzi, bywa�o, biedny, za sadem i p�acze, a my patrz�c na niego te� �zy lejemy. Ano c�! Nie pomog�y �zy ani tro- 25 szeczki, Kateryna �ukianowna jednak postawi�a na swoim: akurat w rok po �mierci Demiana Fedorowie�a, w czasie Wielkiej Nocy, wyda�a za ksi�cia moj� nieszcz�liw� Katrusi�. � Naprawd� mo�na powiedzie�, �e nieszcz�liwa: z ca�ego dobytku, z ca�ej wspania�o�ci zosta�y jej tylko dwa wiatraki, a sama w og�le nie wiadomo, czy zostanie przy �yciu � m�wi� gospodarz jakby do siebie, nalewaj�c kieliszek �liwowicy. � A to tak by�o, Stepanowyczu. W Przewodni� Niedziel� wzi�li �lub. P�aka�a, p�aka�a moja nieszcz�nica, ale co! Wida� B�g tak chcia�. Nie wyb�aga�a dla siebie jego mi�osierdzia. Wida� B�g do�wiadcza tych, kt�rych mi�uje. Nazajutrz po �lubie ksi��� przeni�s� si� do nas z Ko-zielca i de�szczyk 48 jego Jaszka, taki obrzydliwy, obdarty, te� z nim si� przeni�s�. I w ca�ym swoim maj�tku mieli tylko du�ego, bia�ego, kud�atego psa, juchtowy zielony kapciuch i d�ug� fajk�. Od tego dnia zacz�o si� nowe hospodarstwo. W tym miejscu staruszka urwa�a i pomilczawszy troch�, prze�egna�a si� i rzek�a: � Bo�e! Przebacz mi grzesznej! Za c� ja pot�piam cz�owieka, kt�ry mi nic z�ego nie zrobi�?... Chocia�, jak pomy�l�, to jednak niema�o mi wyrz�dzi� krzywdy. Przecie on � daruj mu, Panie Mi�osierny! � tu znowu si� prze�egna�a � przecie on, duszohu-biec 49, zmarnowa� m�j skarb jedyny, moj� jedn� jedyn� mi�o��! Nigdy nikogo na �wiecie tak nie kocha�am, jak pokocha�am j�, t� moj� biedn� nieszcz�nic�. Jedn� jedyn� moja rado�ci�, jednym jedynym s�odkim moim szcz�ciem by�o j� widzie� szcz�liw� przy m�u. I c�? �zy! �zy! �zy i poha�bienie! A wszystko przez matk�! Wszystkiego przyczyn� by�a tylko rodzona matka: zachcia�o jej si�, widzicie, swoj� jedyn� 26 c�rk� zobaczy� ksi�n�! Patrz teraz na swoj� pi�kn� wie�, na sw�j sad zielony, na sw�j dom wysoki! Podziwiaj, Kateryno �ukianowno, podziwiaj swoje dobre uczynki! Ty, ty jedna wszystko to sprawi�a�! Staruszka z nadmiaru uczu� zamilk�a, a gospodarz odezwa� si� po kr�tkiej przerwie: � A pal�e j� licho, Mykytowno, nie wspominaj jej, niech ma z�e sny; opowiadajcie, co tam dalej by�o. � Och! Sama ju� nie wiem, jak mam opowiada�, bo zaraz si� zaczn� rzeczy takie haniebne, takie wstr�tne, �e nawet pomy�le� grzech, a nie to, �e m�wi�. � Opowiadaj�e, Mykytowno, do ko�ca, skoro ju� zacz�a� � odpar� gospodarz nalewaj�c kieliszek �liwowicy i podaj�c go staruszce. � Spasybi, spasybi, Stepanowyczu, ja ju� jestem pijana swoimi �zami. � Nie chcecie, to jak uwa�acie, a my z dobrodziejem sobie wypijemy, wy za� tymczasem opowiedzcie, jak si� u was zacz�o to nowe gospodarstwo? � m�wi� gospodarz cz�stuj�c si� �liwowic�. � A zacz�o si� to tak � wyrzek�a staruszka i pomilczawszy troch�, prawie zawo�a�a: � No, powiedzcie wy mi, dobrzy ludzie, czego tej grzesznicy brakowa�o? By�a z niej przecie pani ca�� g�b�, wszystkiego mia�a w br�d, k�pa�a si� w przepychu! To nie � ma�o, dajcie mi ksi�cia na m�a dla c�rki, bo umr�, je�li nie dacie. Znalaz�a, wytargowa�a, kupi�a sobie ksi�cia, sprzedaj�c swoj� c�rk�. O matki, matki! Zapominacie o swoich cierpieniach przy rodzeniu dzieci�cia, kiedy tak niedrogo sprzedajecie to dziecko, kt�re was tak wiele kosztowa�o! Staruszka umilk�a, a gospodarz powiedzia�: � Tak to tak, Mykytowno, ale my jednak nie wiemy, jak si� u was zacz�o nowe gospodarstwo. 27 I staruszka spokojnie ci�gn�a dalej: � A zacz�o si� to tak, Stepanowyczu, �e ksi��� na pokojach urz�dzi� psiarni� � tak si� zacz�o nowe ho-spodarstwo! Dzie� w dzie� uczty i bankiety; bywa�o, �wiata bo�ego si� nie widzi wskutek dymu z papieros�w, a o innych rzeczach nie ma co nawet m�wi�. A jeszcze, bywa�o, jak zaprosi do siebie na polowanie ca�� swoj� dragonie z Kozielca, to niech Pan B�g broni! Nazje�d�a si� tych pijak�w brudnych, obrzydliwych, �e nie daj Bo�e zobaczy� takich nawet we �nie. A jeszcze ka�dy z nich przywiezie z sob� de�szczyka takiego samego obrzydliwca jak on i nie dzie�, nie dwa dni, ale ca�y tydzie� goszcz� u nas. A co przez ten tydzie� narobi� w pokojach, to si� nawet wstydz� opowiedzie�. Swynyne�so, prawdziwy swynyne�! Tak �e, bywa�o, myjemy i wykurzamy po nich ca�y miesi�c. Tu si� dopiero dowiedzia�am, co to jest dragonia! A Kateryna �ukianowna patrzy na nich i tylko si� u�miecha, i wi�cej nic. Nie min�� nawet miesi�c, kiedy wszystko ju� by�o w jego r�kach. Klucze od komory i loszku mia� jego plugawy Jaszka. Tak �e je�li Kateryna �ukianowna potrzebowa�a czego�, to musia�a prosi� Jaszk�. Wtedy w�a�nie po raz pierwszy w �yciu zap�aka�a, wtedy zobaczy�a swojego ksi�cia takim, jakim trzeba by�o go widzie� matce zawczasu. Ale ona, dumna, wcale nie da�a po sobie pozna�, �e wszystko widzi. A kiedy, bywa�o, ca�kiem nie mo�e wytrzyma�, to chocia� z najwi�kszym wysi�kiem, ale si� jednak u�miechnie i obr�ci wszystko w �arty. A Katrusia, moja biedna Katru-sia, siedzi, bywa�o, w swoim pokoju dzie� i noc, a p�acze bez ustanku. A on (i to niejeden raz) przyjedzie o p�nocy z Kozielca pijany, przywiezie z sob� �yda z cymba�ami, wszystkich podniesie na nogi. � Ta�cujcie � krzyczy � chach�ackie dusze, ta�cujcie! Bo 28 was wszystkich pozarzynam! � Ja i Katrusia, bywa�o, uciekniemy do ogrodu w lecie, a zim� nieraz nocowa�y�my w ch�opskiej chacie. � To mi si� tylko wydaje dziwne � przerwa� jej gospodarz � jake�cie si� nie domy�li�y, �eby go pijanego udusi� i powiedzie�, �e umar� z przepicia albo po prostu zgorza�. � E, �atwo tak m�wi�! A grzech, a straszny s�d, Stepanowyczu? Nie, niechaj sobie umiera swoj� �mierci�, niechaj B�g b�dzie dla niego s�dzi�, niechaj go skar��, a nie my grzeszne. � Tak to tak, Mykytowno, ale bywa jeszcze inaczej: jednemu rozb�jnikowi na spowiedzi w Kijowie mnich zada� tak� pokut�: � We� � powiada � zatwardzia�y grzeszniku, dwa kamienie, zwi�� je do kupy rzemiennym paskiem, przerzu� przez rami�, a kiedy pasek si� przerwie, wtedy zostan� ci odpuszczone twoje grzechy. Ot�, idzie on z tymi kamieniami przez cmentarz i widzi, �e na �wie�ej mogile syn marnotrawny przeklina swoj� matk�. � Bo�e � powiada rozb�jnik � niejednego poczciwego cz�owieka wys�a�em na tamten �wiat, niech wy�l� i tego szubrawca, wyrodnego syna! � I jak tylko go zabi�, pasek jakby no�em przeci�o. � Tak w�a�nie! � doda� znacz�co. � C� wi�c tam dalej dzia�o si� u was, Mykytowno? � spyta� przysuwaj�c do siebie dzbanek ze �liwowic�. � A dzia�y si�, Stepanowyczu, spiwy ta tanci i nocne bankiety, a� dobankietowali si� do tego, �e pod koniec zimy nie by�o co na st� postawi�. Jak si� zjedzie ta dragonia g�odna, to �eby nawet pust� donic� postawi� na stole � te� zjedz�. Wszystko zmiatali jakby miot��. A kiedy nie zd��ymy, bywa�o, sprz�tn�� od razu nakrycia, to i nakrycie poleci pod st�; nie dziwota � pijani ludzie! A sam pan siedzi sobie za sto�em i tylko w d�onie klaszcze, i krzyczy �hura!" 29 Z pocz�tku nie rozumia�am tego s�owa i my�la�am, �e on si� gniewa i wymy�la swoim go�ciom, a tu okazuje si�, �e on rad by�, kiedy niszczono jego dobytek. W taki to spos�b przesodomili i przegomorzyli51 ca�� zim�, a na wiosn�, patrzymy, nasze pole wcale si� nie zieleni; ani trawa, ani �yto, ani pszenica � nic nie ro�nie. Nadesz�y Zielone �wi�tki, a pole czarne, jakby w nim nic nie zasiano. Ludzie nabo�e�stwa odprawiali i wod� w krynyciach52 �wi�cili � nie, nic nie wzesz�o. Zasiali jare i ziarno przepad�o w ziemi. Ludzie zacz�li p�aka�, byd�o zacz�o rycze� z g�odu, a w ko�cu psy zawy�y i rozlecia�y si�, i Pan B�g wie, sk�d si� wzi�y wilki � i dniem, bywa�o, i noc� chodz� sobie po wsi. To dopiero by�o nieszcz�cie, og�lne nieszcz�cie! Ale my�my mieli nieszcz�cie podw�jne. Jedno to, �e ludzie we wsi puchli z g�odu i zdychali jako te psy, bez �wi�tej spowiedzi i komunii (ojciec Kuprijan sam zas�abowa�); a drugim naszym nieszcz�ciem by�o to, �e nasz ksi���, nic tego nie widz�c, sprasza� do siebie go�ci, swoj� dragonie z Kozielca razem z lud�mi, ko�mi i psami, i karmi� ich, i poi� ca�ymi tygodniami. A nic go to nie obchodzi�o, �e ch�opi nie mieli ju� ani jednej strzechy na swoich chatach, poniewa� byd�o wszystko pozjada�o. Nawet ani jedno drzewo �ywe nie zosta�o; wszystkie drzewa � i d�b, i jesion, i klon, i osika, nawet gorzka wierzba � i ta by�a ostrugana i zjedzona przez ludzi. O Bo�e! C� to g��d robi z cz�owiekiem! Widzi si�, bywa�o, �e ca�kiem nie cz�owiek chodzi, ale co� strasznego, zwierz jaki� g�odny, tak �e spojrze� na niego nie mo�na bez strachu. A dzieci, biedne dzieci! � po prostu puch�y z g�odu: �a��, bywa�o, po ulicy jak szczeni�ta i tylko powtarzaj� jedno s�owo: � papu! papu! Panowie mo�e my�l�, �e nie mieli�my zbo�a? Myszy je gryz�y w stertach i komorach; pi�� lat' mo�na 30 by nim by�o karmi� nie tylko nasz� wie�, ale ca�y Ko-zielec. Ale c� na to poradzi�? Nie daje ludziom. � Lepiej � powiada � sprzedam, kiedy podro�eje, a ludzie niech zdychaj�, niewiele z nich po�ytku. � Moja biedna Katrusia szepnie, bywa�o, co� nieco� o ludziach, a on: � Milcze�! � krzyczy na ni� jak na swojego bia�ego psa � Czy to ja nie wiem, co robi�? � Ona, biedaczka zamilknie: wyjdzie do drugiego pokoju i w p�acz, a ja patrz�c na ni�, te� �zy lej�. No i co z nim pocz��? Wiadomo � zwierz, a nie cz�owiek! Pan B�g wie, jak ona, biedaczka, mog�a w tych warunkach donosi� dziecko! Sama by�a ju� wtedy dziewi�ty miesi�c brzemienna tym dzieckiem, kt�re tu pan dzisiaj widzia� � m�wi�a zwracaj�c si� do mnie � i kiedy, bywa�o, m�� za�nie pijany, to ona dr��c, na palcach, przejdzie ko�o niego do swojej sypialni, upadnie na kl�czki przed obrazem Matki Boskiej Bolesnej, pomodli si� i tak gorzko zap�acze, tak gorzko, tak ci�ko, �e nie widzia�am nigdy, aby tak ludzie p�akali. Strach mi� nawet ogarnia. A kiedy on pojedzie na polowanie ze swoj� dragoni�, wtedy my obie we�miemy po worku chleba w bochenkach i jeszcze, bywa�o, m�wi� jej: � Niech pani nie bierze, nie podnosi przez si��, sama pani widzi, �e jest s�aba, ja ponios� worki. � To nic � m�wi � Mykytowno (ona mi� te� nazywa�a My-kytown�) � ty mi tylko pokazuj, gdzie s� ma�e dzieci i starzy, s�abi ludzie. � No i tak idziemy od chaty do chaty. Bo�e, na co ja si� tam nie napatrzy�am! Czy pan da wiar�, �e g�odna matka potrafi�a wyrwa� kawa�ek chleba swojemu umieraj�cemu dziecku! My�l�, �e nawet wilczyca tego nie robi! Co to znaczy g��d! Razu pewnego wesz�y�my do jednej chaty. O, tej chaty nie zapomn� do ko�ca �ycia! Otworzy�y�my 31 drzwi � wion�o na nas pustk�. Wchodzimy i widzimy: po�rodku izby na pod�odze le�y dwoje chudych, okropnie chudych dzieci, tylko same kolanka maj� grube. Jedno ju� ca�kiem przesta�o oddycha�, a drugie jeszcze porusza usteczkami. Obek nich siedzi matka, z rozpuszczonymi w�osami, chuda, blada, w podartej koszuli i bez zapaski. A oczy ma � o Bo�e, jakie straszne! I nie patrzy nimi ani na dzieci, ani na nikogo innego, tylko tak nie wiadomo na co patrzy. Kiedy stan�li�my na progu, kobieta jakby spojrza�a na nas i zawo�a�a: � Ne treba! *ie tr� ba! chliba! � Wyj�am z worka kawa�ek chleba i poda�am jej. W milczeniu obiema r�kami chwyci�a go, zadr�a�a i przy�o�y�a do ust zmar�ego dzieci�cia, a potem wybuchn�a �miechem. Wysz�y�my z chaty. � To� ty jednak, Mykytowno, widzia�a w swoim �yciu wiele r�no�ci! � m�wi� gospodarz patrz�c ze wsp�czuciem na staruszk�. � Oj tak, Stepanowyczu! I nie daj Bo�e nikomu, �eby to widzia�, co ja widzia�am. � B�g mi�osierny raczy wiedzie� � ci�gn�� dalej gospodarz zwracaj�c si� do mnie � jak to wszystko m�drze i chytrze urz�dzone jest na �wiecie! Powiem o sobie: mnie te przekl�te g�odne lata po prostu wzbogaci�y. Mia�em dosy� swojego zbo�a, ale dokupi�em jeszcze u ludzi, jakbym wiedzia�, �e b�d� nieurodzaje. I jak nasta� g�odny rok, wszyscy rzucili si� do mnie po zbo�e. Sprzedawa�em cztery razy taniej ni� panowie �ydom, a mimo to zebra�em sporo grosza. Czumacy moi jedn� zim� sp�dzili z chudob� nad Donem, a drug� za Dniestrem, gdzie g�odu nie by�o. Wo�y, chwali� Boga, i czumacy wr�cili �ywi i zdrowi, jeszcze soli i ryb mi przywie�li, a zbo�e,�wi�te w domu sprzedane. No i mam hroszyss i byd�o, chwali� Boga, ca�e i zdrowe. Wi�c B�g wie, jak si� to wszystko dzieje 32 n-l �-wiecie. Bardzo dziwnie! � doda� zwracaj�c si� d� opowiadaj�cej. � Takie ju� pa�skie szczs�cie, Stepanowyczu � Powiedzia�a z westchnieniem sstaruszka. � Za to panu Big daje, �e pan w potrzebie pomaga ludziom! Cho�-b) na przyk�ad i ja teraz: gdyby nie pan, gdzie bym si� schroni�a z t� biedn� sierrotk�? Tylko bym takie n%�a wyj�cie: z g�ry i do wod^y... � B�g z wami, Mykytow/no! Jeste�my swojacy. Z kim�e si� mamy dzieli�, jafc nie z wami? A tymcza-s% ci�gnijcie dalej, Mykyto-wno, bo mo�e naszemu go�ciowi zasn�� b�dzie trzebsa � m�wi� spogl�daj�c W mnie. � Jako� przesz�o lato � ci�gn�a dalej staruszka. � Jesieni�my nie widzieli, ool razu nasta�a zima, i to sroga taka i okrutna; nawied_zi� nas od razu i ch��d, i g��d. Las, obdarty ca�y, wysech�, a ksi���, nasz gos-P�darz, zabroni� go r�ba� na opa�. � Kto � powiada � utnie cho�by ga��zk�, tego � powiada � wp�dz� do grobu. Las pi�kny, suchy, wi�c latem wezm� si^ � powiada � do budowania dworu. Lubi� prze-�� w domu, potrzebny mi jest pa�ac, a nie cha-lepianka, w kt�rej teraz gnie�d�� si� jak nied�wied� w bar�ogu! � No i biedni ludzie marzli i Umierali. A jak poradzi�? Wiadomo pan, co chce, to robi. W pierwszym tygodniu Filip�wek 54 powi�a biedaczka dzieci� i nie chcia�a wzi�� mamki, tylko sama kar-mUa niemowl�tko. Wkr�tce po chrzcinach m�� jej po-je^ha� do Kozielca do koleg�w i zabawi� u nich ca�y tydzie�. Troch�my bez niego odetchn�y, dzi�ki Bogu.. Dopiero w nocy, kiedy ju� spa�y�my, przyje�d�a, dobija si� do drzwi i krzyczy. Zerwa�am si�, otworzy-drzwi, zapali�am �wiat�o, patrz�, a tu razem z nim jaka� kobieta w oficerskiej czapce i szynelu. Jak Ksi�na. Warnak 33 on krzyknie na mnie: � Co ty � powiada � wyba�uszy�a oczy? Wyno� si�, g�upia! � Wi�c odesz�am do swojego pokoju. Nazajutrz przy herbacie powiedzia� do Katrusi: � Wiesz, dusze�ko, jaka. niespodziank� zrobi�a mi siostrzyczka? Nie napisawszy do mnie ani s�owa, �e chce si� z tob� pozna� osobi�cie, wzi�a i przyjecha�a, jak to si� m�wi, bez namys�u. Taka, dopr