5888
Szczegóły |
Tytuł |
5888 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5888 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5888 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5888 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian Brandys
Koniec �wiata szwole�er�w
Cz�� trzecia
Ujrzycie bohatery i kar�y,
i wojenniki, i gachy,
i dumne, pych� poj�te,
i pod�e, jako gad liche,
i wynios�e, i gro�ne, i ciche,
i zbrodnicze, i jako cud: �wi�te.
Le�! Le�! w puste, w ciemne ulice!
Wo�ajcie, tam Ares goni,
Uderzcie o dzwon b�yskawice,
niech trwog� przez miasto dzwoni!
Krzyczcie: do broni!!...
St. Wyspia�ski
Noc Listopadowa
I
Trzecia cz�� opowie�ci o dawnych gwardzistach napoleo�skich
rozpoczyna si� w godzinach wieczornych 29 listopada 1830 roku.
Czas ten zostawi� po sobie ogromn� dokumentacj� r�kopi�mienn� i
drukowan�. Niezliczone �wiadectwa pami�tnikarskie, doniesienia
prasowe i rozsypuj�ce si� ze staro�ci akta urz�dowe pozwalaj� na
wype�nienie wa�k� tre�ci� ka�dego nieomal kwadransa brzemiennej w
skutki Nocy listopadowej. W sam� natomiast aur� �wczesnych zdarze�
wprowadza najlepiej spacer po warszawskich �azienkach. Trzeba
tylko, �eby pogoda by�a r�wnie chmurna i mglista jak w relacjach o
tamtym wieczorze, kiedy to "zmierzch i noc prawie bez przedzia�u w
jeden moment przepad�y". Trzeba te� zaraz po przej�ciu przez bram�
�azienkowsk� skierowa� si� nad p�nocny staw parku, gdzie na
zapleczu bia�ego pa�acu kr�la Stanis�awa Augusta stoj� brudno��te
koszary Szko�y Podchor��ych Piechoty z lat kongresowych. Widok
tego gniazda spisku powsta�czego wystarcza do wprowadzenia w ruch
teatru wyobra�ni.
...I tej�e chwili samej wpada
Wysocki Piotr do korytarza,
od prawej biegn�c strony.
Ku drzwiom �rodkowym prosto bie�y;
p�aszcz wielki kryje go po oczy;
biegnie - drzwi pchn�� do sali;
doby� szpady - i t� ko�o zatoczy...
Dopiero w nastrojowej scenerii �azienek - mi�dzy dawn�
Podchor���wk�, pomnikiem kr�la Jana III i wysok� k�p� zieleni
os�aniaj�c� pa�ac Belwederski - nabieraj� w�a�ciwej melodii
antyczno-szopkowe strofy dramatu Wyspia�skiego i mo�na naprawd�
wczu� si� w atmosfer� tamtych historycznych chwil: w bohatersk�
determinacj� podporucznika Piotra Wysockiego, zrywaj�cego
wezwaniem do walki wyk�ady w Szkole Podchor��ych; w d�awi�c�
niecierpliwo�� cywilnych spiskowc�w, czekaj�cych pod wodz�
dziennikarza poety Ludwika Nabielaka przy pomniku Sobieskiego na
has�o do uderzenia na Belweder; w paniczn� bieganine zamachowc�w
po ciemnym parku, wywo�an� nieudolnym podpaleniem browaru na Solcu
przez podchor��ego Tylskiego i wynik�ym st�d przedwczesnym alarmem
wart po�arowych cesarzewicza; w ca�e szale�cze ryzyko
rewolucyjnego przedsi�wzi�cia, podejmowanego "z odwag� m��w i
rozwag� dzieci" przez garstk� m�odych desperat�w w jednym z
najczujniej strze�onych miejsc kongresowej Europy. Wysocki z Nocy
Listopadowej - w ca�kowitej zreszt� zgodzie z prawd� historyczn� -
takie zadania stawia przed oddzia�kiem stu sze��dziesi�ciu
podchor��ych:
...Dostajecie do dzia�ania cz�� lwi�:
trza rozbroi� trzy pu�ki u�an�w,
most zaj��, omyli� stra�e...
W ogrodzie ko�o mostu-pos�gu,
jest m�odych um�wionych szesnastu;
wszystko z uniwersytetu studenty
i literaci.
Tym trza da� bro�
i drog� do pa�acu pokaza�;
dw�ch przydziel� i sam ich wyznacz�;
oni maj� pochwyci� Ksi���cia,
gdyby zechcia� ogrodem ucieka�.
Tylko paru podchor��ych (liczby podawane przez kronikarzy
powstania wahaj� si� od dw�ch do pi�ciu) towarzyszy�o grupie
redaktora Nabielaka w natarciu na Belweder. Cz�onek i dziejopis
sprzysi�enia Maurycy Mochnacki utrzymuje, i� Wysocki zleci� to
najwa�niejsze zadanie cywilom, poniewa� nie chcia� miesza� wojska
w bezpo�redni zamach na naczelnego wodza. Ale to si� dziwnie nie
zgadza z tym, co wiemy o postawie Wysockiego w okresie spisku
koronacyjnego z poprzedniego roku. Sam naczelnik powstania
t�umaczy� wy��czenie podchor��ych z akcji belwederskiej w spos�b
bardziej przekonywuj�cy: po prostu nie m�g� sobie pozwoli� na
rozdrabnianie si� wojskowych, potrzebnych do zaatakowania koszar
nieprzyjacielskiej jazdy.
Za osobliwy zbieg okoliczno�ci uzna� wypada, �e szturm na
rezydencj� wielkiego ksi�cia Konstantego wyszed� spod
�azienkowskiego pos�gu Sobieskiego. Dziwnie uk�adaj� si� niekiedy
losy polskich pomnik�w historycznych. Zw�aszcza w Warszawie.
Pomnik-most na p�nocnej granicy �azienek powsta� w roku 1788.
Uczci� nim swego wielkiego poprzednika ostatni kr�l
Rzeczypospolitej Stanis�aw August Poniatowski. Zazwyczaj t�umaczy
si� t� fundacj� szczeg�lnym sentymentem kr�la salonowca do kr�la
wojownika. W tym jednak konkretnym wypadku decyduj�c� rol�
odegra�y wzgl�dy propagandowo-polityczne. Stanis�awowi Augustowi
chodzi�o przede wszystkim o to, aby o�ywieniem pami�ci o zwyci�zcy
spod Wiednia zmobilizowa� duchowo swych ziomk�w do bardzo w�wczas
w Polsce niepopularnej wojny przeciwko Turcji u boku
Najja�niejszej Gwarantki Katarzyny II. Jednym z cel�w wojny
rosyjsko-tureckiej mia�o by� odbudowanie cesarstwa greckiego ze
stolic� w Konstantynopolu i osadzenie na staro�ytnym tronie
bazyleus�w m�odszego wnuka Katarzyny - Konstantego. Poniewa�
sojusznicza nadgorliwo�� Stanis�awa Augusta nie cieszy�a si�
poparciem polskiego spo�ecze�stwa, warszawskie obchody "ku czci
Jana III" przebiega�y w atmosferze ironicznej dezaprobaty. W tym
czasie, kiedy na �azienkowskim pomniku wypisywano obra�liwe dla
kr�la fundatora rymowane �yczenia, aby Ja� o�y�, a Sta� si�
po�o�y�"* (autorem tych wierszyk�w by� podobno m�odziutki ksi���
Aleksander Sapieha-Kode�ski - p�niejszy protektor pu�ku
szwole�er�w) - ambitna caryca petersburska zmusza�a swego
dziewi�cioletniego wnuka do obkuwania si� greki, a na sta�ego
towarzysza zabaw i honorowego adiutanta przydzieli�a mu syna
osiad�ej w Rosji rodziny greckich emigrant�w: ma�ego Demetriusa
Kurut�, kt�ry w przysz�o�ci mia� asystowa� swemu cesarskiemu
r�wie�nikowi w tryumfalnym wje�dzie do Konstantynopola. Ale
Katarzynie nie uda�o si� doprowadzi� do pomy�lnego skutku swoich
dalekosi�nych zamierze�. W dwadzie�cia siedem lat p�niej
niedosz�y cesarz Wschodu i jego grecki adiutant zamiast do
Konstantynopola odbyli wjazd do Warszawy, gdzie - na nieszcz�cie
dla Polak�w - mieli si� zagospodarowa� na czas d�u�szy. Zruszczony
Grek genera�-adiutant Dymitr Kuruta upami�tni� si� w historii
kongresowej Polski jako g��wny filar szpiegowsko-�andarmskich
rz�d�w konstantynowskich. Jego kulfoniaste dopiski w j�zyku
francuskim na raportach Mackrott�w i Schleya jeszcze dzisiaj mo�na
ogl�da� w Archiwum G��wnym Akt Dawnych w Warszawie. Kres
nieprawo�ciom pana i s�ugi po�o�y� dopiero kamienny Sobieski,
wkraczaj�c na scen� dziej�w jak molierowski Pos�g Komandora.
Niepomny swoich za�o�e� Jan III z �azienek udzieli� kr�lewskiego
b�ogos�awie�stwa zamachowi belwederczyk�w.
*
Przy przegl�daniu materia��w kronikarskich, przedstawiaj�cych
historyczne wydarzenia 29 listopada 1830 roku, odnosi si�
wra�enie, �e dla przeci�tnego warszawianina wybuch powstania by�
zupe�nym zaskoczeniem. A przecie� z tych samych �r�de� wiadomo, �e
ju� od pierwszych dni sierpnia stolica Kr�lestwa �y�a jakby na
wulkanie. Ledwie ludzie zd��yli och�on�� z podniecenia, wywo�anego
doniesieniami o zwyci�stwie rewolucji Lipcowej we Francji, kiedy
nap�ywa� pocz�y nowe poruszaj�ce wiadomo�ci o powstaniu narodowym
w Belgii. Casus belgijski wykazywa� jeszcze wi�cej podobie�stw do
sytuacji polskiej, gdy� Belgowie podnie�li bunt przeciwko w�adzy
obcego kr�la, narzuconej im przez kongres wiede�ski. Czy� trzeba
t�umaczy�, �e tego rodzaju inspiracje musia�y natrafia� na podatny
grunt w kongresowej Polsce? W Warszawie z dnia na dzie� mno�y�y
si� oznaki rewolucyjnych nastroj�w: w wojsku, na uniwersytecie i
w�r�d posp�lstwa. Prasa zr�cznie przemyca�a w swoich publikacjach
najbardziej podniecaj�ce wiadomo�ci z kraj�w obj�tych
"poruszeniami". Na murach reprezentacyjnych gmach�w pojawia�y si�
zuchwa�e napisy i rysunki, godz�ce w szczeg�lnie niepopularne
osobisto�ci z k� rz�dowych. ("Za granic� rozruchy i tylko Polacy
s� gnu�ni. ��dajcie zniesienia kwaterunku. Nale�y wywiesza�
Newachowicza, Lubeckiego, Ro�nieckiego, Haukego"... itp.)
Rzemie�lnicy i wyrobnicy protestowali strajkami przeciwko
nieludzkim warunkom pracy i wyzyskowi. Przechodniom na ulicach
wciskano do r�k buntownicze ulotki. Publiczno�� w teatrach szala�a
z entuzjazmu, ilekro� ze sceny pad�o s�owo "Pary�". Znany kupiec
warszawski Seydel, indagowany przez wiceprezydenta Lubowidzkiego,
ostrzega� go, �e "i na Warszaw� przyjdzie kolej rewolucyi gminu".
Tajna policja r�nych ma�ci dwoi�a si� i troi�a (w sensie
dos�ownym i przeno�nym), bij�c rekordy nadczujno�ci i
nadgorliwo�ci. W pa�acu Br�hlowskim i w pa�acu Kazimierzowskim,
pod zwierzchnim nadzorem genera�a Ro�nieckiego przes�uchiwano
m�odzie�, podejrzewan� o przynale�no�� do spisk�w rewolucyjnych. W
po�owie pa�dziernika - po uprzednim wyprzedaniu si� ze wszystkich
nieruchomo�ci - wyni�s� si� nagle z Warszawy na sta�y pobyt do
Petersburga, n�kany ju� od d�u�szego czasu obietnicami szubienicy,
znienawidzony dzier�awca monopoli "�yd" Leon Newachowicz. W kilka
tygodni p�niej (dok�adnie na dwa dni przed powstaniem) r�wnie
raptownie znikn�� z warszawskiego horyzontu "pan senator"
Nowosilcow. Ta ucieczka szczur�w z zagro�onego okr�tu nie mog�a
pozosta� nie zauwa�ona. W salonach i kawiarniach zar�czano sobie
najsolenniej, �e "na dniach co� musi wybuchn��". A jednocze�nie,
jak to bywa w przededniu wydarze� kataklicznych, ludzie byli
najg��biej przekonani, �e wszystko jako� si� u�o�y i do �adnego
wybuchu nie dojdzie.
Najbardziej zaskoczony powstaniem by� chyba sam wielki ksi���
Konstanty. Napad "oddzia�u narodowej zemsty" na Belweder wyrwa�
"Jego Cesarzewiczowsk� Mo��" z g��bokiego snu poobiedniego.
Odziany tylko w szlafrok, rozdygotany ze strachu ("w godzin�
jeszcze potem dr�a� jak li��, a wsiadaj�cemu na konia musiano nog�
w strzemi� zak�ada�") - naczelny w�dz armii i wielkorz�dca
Kr�lestwa jedynie dzi�ki przytomno�ci umys�u zaufanego kamerdynera
zdo�a� unikn�� �mierci czy w najlepszym razie niewoli.
Odpowiedzialno�ci� za to nieprawdopodobne zaskoczenie we w�asnym
domu nie m�g� Konstanty �adn� miar� obci��a� policji. Robi�a
wszystko, co do niej nale�a�o, nawet znacznie wi�cej. Przez ca��
jesie� roku 1830 a� po dzie� wybuchu insurekcji niedosz�y
autokrator Bizancjum by� zasypywany z r�nych stron prawdziwymi i
fa�szywymi doniesieniami o buntowniczych knowaniach spisk�w
wojskowo-akademickich. W chwili napadu na rezydencj� le�a� na jego
biurku dostarczony kilka godzin wcze�niej raport naczelnika
kontrpolicji Mateusza Schleya, odkrywaj�cy ca�y plan powstania z
dok�adnym oznaczeniem terminu jego wybuchu. W belwederskim
przedpokoju czekali na przebudzenie si� zwierzchnika dwaj inni
delatorzy wysokiej rangi: nadworny koniuszy i rajfur wielkiego
ksi�cia, pogardzany nawet przez swoich rosyjskich "die�szczyk�w"
genera�-adiutant Gendre oraz zas�u�ony w prze�ladowaniu
warszawskich patriot�w wiceprezydent policmajster Mateusz
Lubowidzki. Ci dwaj czujni stra�nicy cesarsko-kr�lewskiego �adu
przybyli do Belwederu w�a�nie po to, by ze swej strony potwierdzi�
w ca�ej rozci�g�o�ci alarmuj�ce rewelacje Schleya. Ale Konstanty
nie zd��y� ju� od nich tego potwierdzenia odebra�, gdy� musia�
kry� si� (na strychu czy te� w�r�d fraucymeru �ony) przed garstk�
uzbrojonych student�w, poet�w i podchor��ych. Czujni donosiciele
otrzymali za sw� gorliwo�� zap�at� inn�, ni� oczekiwali. Gendre od
razu zgin�� z r�k powsta�c�w. Lubowidzki - trzyna�cie razy
przeszyty bagnetami upad� pod drzwiami cesarzewicza na poz�r tak
ci�ko ranny, �e w po�piechu uznano go za zabitego (w wyniku tej
pomy�ki wiceprezydent uszed� z �yciem z opa��w belwederskich i
wkr�tce potem sta� si� �r�d�em powa�nych k�opot�w dla niekt�rych
bohater�w niniejszej opowie�ci).
Zdaniem historyka Wac�awa Tokarza - najlepszego chyba znawcy spraw
listopadowych - rzeczywistych przyczyn zaskoczenia Konstantego
trzeba by szuka� w skomplikowanej kabale polityczno-osobistej, w
kt�r� uwik�a�a go historia w miesi�cach poprzedzaj�cych wybuch
powstania.
Cesarz Miko�aj I - nie na �arty przestraszony rewolucyjnymi
wypadkami we Francji i w Belgii oraz napi�t� atmosfer� w
Kr�lestwie Polskim - zdecydowa� si� po raz pierwszy wyst�pi� w
roli "�andarma Europy" i wszcz�� przygotowania do wyprawy
interwencyjnej przeciwko buntownikom wy�amuj�cym si� ze �wi�tego
Przymierza. Plan cesarza-kr�la przewidywa� wys�anie na pacyfikacj�
Zachodu dwustu tysi�cy �o�nierzy rosyjskich oraz ca�ej armii
polskiej. Odwody wojsk cesarskich mia�y na czas wyprawy usadowi�
si� w ogo�oconym z polskich za��g Kr�lestwie i swoj� tam
obecno�ci� przyczynia� si� do t�umienia w zarodku ewentualnych
niepokoj�w.
Naczeln� komend� nad maj�c� uda� si� na zach�d rosyjsko-polsk�
krucjat� antyrewolucyjn� cesarz-kr�l zamierza� powierzy�
Konstantemu. Ale wielki ksi��� broni� si� rozpaczliwie przed tym
wyr�nieniem, s�usznie podejrzewaj�c, �e Miko�ajowi zale�a�o
przede wszystkim na pozbyciu si� go z Warszawy i odebraniu mu
udzielonej w�adzy w Kr�lestwie. Poza tym "baletmistrz z placu
Saskiego" wcale nie ukrywa�, �e wojna nie by�a jego �ywio�em.
Polski adiutant Konstantego W�adys�aw Zamoyski wspomina zabawn�
reakcj� swego szefa na pierwsze wie�ci o zamierzonej wyprawie.
"Raz, gdy jako s�u�bowy siedzia�em przy w. xi�ciu u nielicznego
jak zwykle sto�u, pocz�� wychwala� nasze wojsko, �e jest tak
wy�wiczone i tak we wszystko opatrzone, czego do wojny potrzeba,
�e mog�oby z dnia na dzie� do boju wyruszy�. Potem si� zaj�kn�� i
rzek�: >>Jednego temu wojsku brakuje... wodza, bo co do mnie, nie
jestem stworzony do wojny. Padam do n�g; to nie moja rzecz<<.
Xi�na �owicka przerwa�a, m�wi�c do mnie: >>W. xi��� �artuje<<. A
on na to: >>Wcale nie �artuj�, nie jestem stworzony do wojny<<.
Stara� si� tedy odwleka� jak najd�u�ej mobilizacj� podlegaj�cej mu
armii, a jednocze�nie utwierdza� cesarza-kr�la w mniemaniu, i� w
Warszawie panuje niczym nie zm�cony spok�j, wobec czego
sprowadzanie tam cesarskich wojsk jest najzupe�niej zb�dne. W tym
duchu pisywa� raporty do Petersburga, zamazuj�c w nich prawdziwy
obraz rzeczywisto�ci. Pocz�tkowo czyni� to jednak wy��cznie na
u�ytek brata. Sam nie ustawa� w czujnym tropieniu wywrotowych
spisk�w. Nadal powi�ksza� si�y liczebne r�nych rodzaj�w swojej
policji, nadal jednym policjantom nakazywa� �ledzenie i
kontrolowanie innych policjant�w, nadal wczytywa� si� pilnie w
"adiustowane" przez genera�a Kurut� meldunki i donosy. Sytuacja
uleg�a zasadniczej zmianie dopiero w pa�dzierniku 1830 roku, kiedy
to "sekretna kontrpolicja" Schleya przyczyni�a si� do
zdemaskowania prowokatorskiego "spisku" specjalnie
zainscenizowanego przez genera�a Ro�nieckiego dla odwr�cenia uwagi
w�adz od kompromituj�cych go afer �apowniczych w Komisji
Kwaterunkowej*. (* Warszawska "Komisja Kwaternicza", zajmuj�ca si�
sprawami kwaterunku dla wojska, sta�a si� siedliskiem wr�cz
niebywa�ych przekupstw i nadu�y� od chwili, gdy prezesur� jej
powierzono genera�owi Ro�nieckiemu, a cz�onkami jej zostali
genera�owie Kuruta, Gendre i Lewi�ski oraz firmuj�cy ca�� imprez�
�awnik miejski Czarnecki. Jednym z drobnych przyk�ad�w gospodarki
tej instytucji spo�ecznej mo�e by� fakt, �e genera� Kuruta chocia�
zajmowa� obszerne apartamenty s�u�bowe w Belwederze i w pa�acu
Br�hlowskim, pobiera� z fundusz�w komisji "na kwater�" z�p.
60.000, genera� Lewi�ski, kt�remu przydzielono ca�y pa�ac
Kossakowskich, czerpa� z kasy kwaterunkowej 50.000 z�p, Gendre -
40.000 z�p., Ro�niecki - 60.000 z�p. Kiedy wie�ci o nadu�yciach
dosz�y do wiadomo�ci wielkiego ksi�cia Konstantego, rozkaza�
natychmiast radzie administracyjnej wyznaczy� specjaln� deputacj�
�ledcz�, z�o�on� z ludzi "gorliwych i zdatnych". Wkr�tce po
wszcz�ciu dochodze� zastrzeli� si� naj�atwiejszy do zaatakowania
cz�onek Komisji Kwaterunkowej �awnik Czarnecki. Nic wi�c dziwnego,
�e pozostali cz�onkowie komisji, a zw�aszcza jej prezes, robili
wszystko, aby odwr�ci� uwag� Konstantego od tej sprawy.)
G��boko dotkni�ty oszuka�cz� mistyfikacj� swego g��wnego �andarma,
najwy�szy zwierzchnik si� zbrojnych i porz�dkowych Kr�lestwa w
jednej chwili utraci� ca�kowicie zaufanie do wszystkich
informator�w policyjnych i w rezultacie sam uwierzy� w to, o czym
od d�u�szego czasu stara� si� przekona� petersburskiego brata, �e
niebezpiecze�stwo polskiej rewolucji istnia�o tylko w wyobra�ni
policji. Kiedy na kr�tko przed powstaniem Ro�niecki alarmowa�
Belweder coraz gro�niejszymi meldunkami o przygotowaniach
powsta�czych, Konstanty odprawi� go gniewnymi s�owami (cytuj� za
Wac�awem Tokarzem): "Tyle razy od dw�ch miesi�cy donosicie mi o
dniach i godzinach przeznaczonych do wybuchu, �e na koniec widz�
si� zmuszony do odmawiania wszelkiej wiary tym doniesieniom".
Na os�abienie czujno�ci cesarzewicza wp�ywa� tak�e naczelnik innej
agendy jego tajnej policji, rosyjski pu�kownik Sass, nienawidz�cy
Ro�nieckiego i nastawiony do niego zdecydowanie nieufnie.
"Pu�kownik Sass - wspomina W�adys�aw Zamoyski - narzeka� na donosy
Ro�nieckiego, dowodz�c, �e on te mniemane spiski sam tworzy, by u
w.xi�cia wyzyskiwa� coraz wi�cej ufno�ci i pieni�dzy. Rozwodzi�
si� nad niepodobie�stwem wybuchu. Nie przypuszcza�, aby Polacy,
tak ojczyzn� mi�uj�cy, mogli j� sami zabija�, kiedyby im
wystarczy�o tylko trwa�, �eby si� wszystkiego doczeka�. W
mniemaniu, �e Polacy tylko za zgod� Rosyi mog� odzyska� zabrane
prowincye, m�wi� w.xi�ciu: >>Oni wszyscy chc� niepodleg�o�ci i
dlatego w�a�nie terazby powstania nie chcieli; waryatami nie
s�<<".
Do�� dwuznaczne stanowisko zajmowa� w tym czasie os�awiony
"komisarz cesarski", upami�tniony w Dziadach Mickiewicza. "Pan
Nowosilcow rozpacza� nad za�lepieniem w. xi�cia [...] i wraz z
Ro�nieckim i Lubowidzkim nastawali [...] na niego, aby
przedsi�wzi�� potrzebne kroki przeciwko wybuchowi powstania -
pisze zadomowiony w Belwederze Zamoyski. - Gdy w. xi��� upornie si�
temu przeciwi�, Nowosilcow oznajmi� mu, �e pozosta� nie chce w
Warszawie i w rzeczy samej tego dnia wyjecha� do Wilna". Z drugiej
jednak strony ze �r�d�a r�wnie miarodajnego wiadomo, �e
nieodgadniony w swoich prowokatorskich zamys�ach "pan senator" a�
do chwili swego nag�ego wyjazdu z Warszawy naszeptywa� bezustannie
w pa�skie ucho, �e "do wybuchnienia nale�y dopu�ci�, bo to u�atwi
poznanie, kto jest przyjacielem a kto wrogiem".
Radykalny zwrot w nastawieniu warszawskiego wielkorz�dcy zatrwo�y�
tych wszystkich, kt�rzy pragn�li oszcz�dzi� Kr�lestwu gwa�townych
wstrz��nie� politycznych i spo�ecznych. "Z�agodnienia" Konstantego
nie pochwalali nawet ludzie ciesz�cy si� sk�din�d opini�
nieskazitelnych patriot�w polskich. "Szczeg�lny dopust Bo�y -
z�yma� si� na cesarzewicza zaprzyja�niony z rodzin� �ubie�skich
pami�tnikarz genera� Franciszek Paszkowski - przez pi�tna�cie lat
swoich rz�d�w ufa� tylko swoim szpiegom, w stanowczej chwili im
w�a�nie nie dowierza". A pogromca "kot�w"* (* Takim epitetem
okre�la� w swej korespondencji zausznik�w wielkiego ksi�cia
Konstantego genera�-poeta Franciszek Morawski.) sto�ecznych -
"cz�owiek-Polska" Julian Ursyn Niemcewicz odnotowywa� na gor�co w
swoim dzienniku: "Przeb�g, co za r�nica. Niedawno za to, �e si�
zawi�zywano na utrzymanie narodowo�ci, �e niekt�rzy rozmawiali ze
spiskowymi Moskalami - wi�zienia, m�czarnie, S�dy Sejmowe i kary.
Dzi�, gdy ob��kani gro�� powstaniem i �mierci� wszystko si� na
zapomnieniu i przyt�umieniu ko�czy".
Ale przerzucaj�cy si� z jednej ostateczno�ci w drug� despota
belwederski nie by� jedynym warszawskim informatorem
cesarza-kr�la. Znakomit� przeciwwag� sztucznie �agodzonych
raport�w Konstantego stanowi�y poufne opinie przekazywane
Miko�ajowi przez jednego z najlepiej zorientowanych polityk�w
polskich. "Ze �r�de� rosyjskich wiemy - pisze Wac�aw Tokarz - �e
ks. Lubecki [...] ci�gle w swych raportach konfidencjonalnych
komunikowa� Cesarzowi szczere i otwarte szczeg�y o stanie rzeczy,
co kaza�o przewidywa� w bliskiej przysz�o�ci nieuniknion�
katastrof�; mia� on r�wnie� podsuwa� projekt przy�pieszania
okupacji Kr�lestwa przez wojsko rosyjskie". Wida� z tego, �e
energiczny kniazik nie cofa� si� przed �adnym ze �rodk�w mog�cych
zabezpieczy� niezak��cone funkcjonowanie systemu jego reform
gospodarczych, powa�nie zagro�onych "rewolucy� gminu". �rodek, na
kt�ry si� decydowa� w danym wypadku, by� wyj�tkowo kosztowny, gdy�
rz�d warszawski mia� ponosi� wszystkie ci�ary zwi�zane z pobytem
wojsk cesarskich w Kr�lestwie - co w praktyce r�wna�oby si�
konieczno�ci przedterminowego zwrotu ca�ej po�yczki uzyskanej z
Petersburga na stworzenie Banku Polskiego.
Ostrze�enia Lubeckiego musia�y by� bardzo na r�k� Miko�ajowi i nie
zosta�y przez niego zlekcewa�one. Skutki tego wkr�tce nast�pi�y. W
pocz�tkach listopada - w wyniku dw�ch niemal r�wnoczesnych
denuncjacji: podchor��ego Tomasza Zagrabi�skiego (do gen. Kuruty)
i akademika Franciszka Kruszelnickiego (do wiceprezydenta
Lubowidzkiego) - warszawska policja wpad�a na trop szeroko
rozga��zionego sprzysi�enia powsta�czego, tym razem ju�
bynajmniej niefikcyjnego. Dowiedziano si� najpierw, �e czterej
niecierpliwi podoficerowie strzelc�w pieszych: Mazowiecki,
Dutkiewicz, Mieros�awski i Czernik, nie mog�c si� doczeka�
ostatecznej zgody naczelnych w�adz zwi�zkowych na rozpocz�cie
akcji zbrojnej, zorganizowali spisek na w�asn� r�k�. Zamierzali
podpali� magazyny wojskowe na ulicy Szczyglej i zabi� tam lub
uwi�zi� Konstantego, przybywaj�cego do po�aru (asystowanie przy
po�arach by�o ulubionym zaj�ciem wielkorz�dcy); chcieli sami
porozumie� si� z genera�ami Ch�opickim i "Stasiem" Potockim,
upatrzonymi przez nich na wodz�w powsta�czej armii, a tak�e z
ewentualnymi kandydatami do rz�du narodowego. Po aresztowaniu
pierwszych spiskowc�w �ledztwo pocz�o zatacza� coraz szersze
kr�gi i si�ga� do najwy�szych naczelnik�w sprzysi�enia. W kr�tkim
czasie aresztowano przesz�o dwadzie�cia os�b wojskowych i
cywilnych i przekazano do dyspozycji w�adz �ledczych (m. in.
przej�ciowo zatrzymany by� tak�e ppor. Piotr Wysocki). Wielki
ksi��� Konstanty ze swej strony wyznaczy� specjaln� komisj�
�ledcz�, powierzaj�c w niej przewodnictwo (ku og�lnej rado�ci)
znanemu z patriotycznych przekona� genera�owi "Stasiowi"
Potockiemu, przewidywanemu przez niekt�rych spiskowc�w na wodza
powstania. Towarzyszami Potockiego w komisji by�y ju� postacie
mniej �wietlane, bo genera�owie Ro�niecki i Rautenstrauch oraz
wiceprezes Lubowidzki, ale sam wyb�r przewodnicz�cego wskazywa�,
�e i tym razem Apollo Belwederski d��y� raczej do za�agodzenia
sprawy ni� do jej zaostrzenia. By�o tak w istocie. Cesarzewicz
robi�, co m�g�, aby wy��czy� ze �ledztwa przynajmniej swych
ulubie�c�w - podchor��ych i ich instruktor�w. Poza tym wys�a� do
Petersburga raport, wyra�nie bagatelizuj�cy ca�� spraw�. Ale tym
razem cesarz-kr�l nie da� si� zwie�� swemu "spolaczonemu" bratu. W
drugiej po�owie listopada (oko�o 21-23 listopada, jak stwierdza
Tokarz) Konstanty otrzyma� odpowied� cesarsk� z kategorycznym
rozkazem "oddania pod s�d wojenny, bez ogl�dania si� na
konstytucy� i odwo�ywania si� do Petersburga, tych wszystkich,
kt�rych obci��y�o, na kt�rych w og�le zwr�ci�o uwag� �ledztwo".
Warszawie grozi� wi�c trzeci z kolei wielki proces polityczny.
Bezzw�oczne wykonanie zarz�dzenia cesarskiego musia�oby w
konsekwencji doprowadzi� do ca�kowitej dekonspiracji spisku
Wysockiego; a tym samym w og�le udaremni�oby wybuch powstania. Ale
Konstanty nie od razu zdecydowa� si� na nadanie biegu sprawie.
Niewygodny dla siebie rozkaz brata przetrzyma� podobno przez ca�y
tydzie� w szufladzie biurka, dziel�c si� tajemnic� tylko z
najbli�szymi wsp�pracownikami. Nieostro�no�� jednego z nich -
radcy stanu genera�a Ksawerego Kosseckiego ("poufa�ego
przyjaciela" Wincentego Krasi�skiego) sprawi�a, �e wie��
przenikn�a do spiskowych. Bezpo�rednie zagro�enie zmusi�o ich do
natychmiastowego chwycenia za bro�, chocia� zgodnie z ustalonym
uprzednio planem powstanie mia�o wybuchn�� nie wcze�niej ni� 10
grudnia. Wersj� o mimowolnym przy�pieszeniu wybuchu przez rz�d
cesarsko-kr�lewski podtrzymuje w swoich Pami�tnikach nasz dobry
znajomy, radca stanu w Komisji Rz�dowej Spraw Wewn�trznych i
Policji, Kasztelan Kajetan Ko�mian - w danym wypadku informator
szczeg�lnie miarodajny.
"29 listopada - wspomina naczelny wr�g romantyk�w - odwiedzi�em
koleg� mego Radoszewskiego, mieszkaj�cego na ulicy Leszno, chorego
i le��cego w ��ku. Zacz�li�my rozmawia� o ci�gle objawiaj�cym si�
duchu (rewolucyjnym) [...] W�r�d tej rozmowy wszed� genera�
Kossecki z odwiedzinami, a gdy si� (rozmowa) dalej prowadzi�a, z
tajemniczo u�miechaj�c� si� min� rzek�: - Wszystkie te
niespokojno�ci i obawy w jednym momencie si� sko�cz�; tu s� takie
�rodki przedsi�wzi�te i gotowo�� taka czujna, �e �aden najmniejszy
rozruch nast�pi� nie mo�e. - Wiedzia� on ju� albowiem i czyta�
odpowied� Cesarza na raport [...] W. Ksi�cia [...] w kt�rej Cesarz
o�wiadczy�, i� w tych chwilach i w stanie Europy ka�da fermentacya
umys��w nabiera wagi, a zatem poleca W. Ksi�ciu i Radzie
Administracyjnej, aby obwinionych o sekretne zmowy natychmiast
aresztowa� i pod s�d w�a�ciwy odda�. Wysz�y ju� wi�c sekretne
rozkazy od W. Ksi�cia, sam Kossecki by� ich redaktorem, a lubo w
sekrecie to trzyma�, zdradzony zosta� przez jednego z swoich
sekretarzy, kt�ry ostrzeg� o tym rozkazie obwinionych (uczyni� to
bibliotekarz Rady Stanu Nemezy Ko�uchowski, zaprzyja�niony z
cz�onkiem w�adz spiskowych Ksawerym Bronikowskim - M. B.)... a ci
ju� nie maj�c czasu do ucieczki, wzi�li natychmiast postanowienie
uderzy� na Belweder. Kossecki nie wiedzia�, �e w tej chwili, w
kt�rej rozmawia� z nami, ju� si� Belweder zakrwawi� i ju� po
ulicach podchor��owie d���c na rozmaite punkta, jenera��w
zabijali; nie domy�la� si�, �e to w�a�nie przy�pieszy wybuch, co
my�la�, �e go udusi..."
Bardzo sugestywnie wprowadza Ko�mian w nastr�j pierwszych godzin
nocy listopadowej: "Zmierzcha� si� zacz�o, wyszed�em od
Radoszewskiego [...] Wiecz�r by� pos�pny i wietrzny; id�c ulic�
pod domami lewej strony, dostrzeg�em �rodkiem ulicy �o�nierza
pieszo biegn�cego w ubraniu jak na parad�, z broni� i tornistrem,
w kierunku arsena�owi i pytaj�cego: gdzie batalion. Us�ysza�em
krzyk po sieniach - zamykajcie domy! - Z jednej sieni wypad�a na
ulic� kobieta, �ami�c r�ce z krzykiem: - a moje dzieci! a moje
dzieci! Przy�pieszonym krokiem mijaj�c ulic� Rymarsk� spostrzeg�em
ju� stoj�cy batalion przy domu bankowym, a wchodz�c na T�omackie,
spotka�em kilka grup ludzi id�cych i g�o�no rozmawiaj�cych: -
Rewolucya w mie�cie. - Wchodz�c na ulic� Biela�sk� spotka�em
d���cy do pa�acu Kossowskich, kwatery jenera�a Lewickiego
(rosyjskiego gubernatora Warszawy - M. B.), pojazd podr�ny, na
kt�rym p�aszcz tylko jego le�a�, za pojazdem jecha� Kozak, ledwie
mnie min�li, w kilka minut us�ysza�em strza�, powiedziano mi
p�niej, i� spad� od niego Kozak z konia. �ywiej wi�c spieszy�em
do Frenkla domu, gdzie mieszka�em; gdy zadzwoni�em do bramy,
od�wierny otworzy� i przestraszony odezwa� si�: - Niech pan
pr�dzej �pieszy, bo rewolucya na mie�cie. - Na dziedzi�cu domu
zasta�em pojazd pani J�zefowej Krasi�skiej i doro�k�
Sierakowskiego, Radcy Stanu. Wszed�szy do salonu pomi�szany
zasta�em rozmawiaj�cych najspokojniej wszystkich i czyniono
przygotowania do herbaty; gdy si� odezwa�em, �e rewolucya w
mie�cie, kobiety, my�l�c, �e je chc� straszy�, �mia� si�
zacz�y... W tym momencie wpada lokaj p. J�zefa Krasi�skiego z
biletem do �ony: - Natychmiast przyje�d�aj do domu, lecz nie jed�
Krakowskim Przedmie�ciem, ale boczn� ulic�. - Przel�kniona pani
Krasi�ska wsiad�a natychmiast do pojazdu i po�pieszy�a [...] W
kilka minut wpada m�j synowiec Stanis�aw, ucze� uniwersytetu, i
pr�dko w kilku s�owach przestrzeg� nas, �e rewolucya wybuch�a;
chcia�em go wybada�, lecz on �pieszy� si� i znikn�� nam z oczu.
Jego opowiadanie przerazi�o kobiety, uspokoi�em je, a sam
zatrzymawszy Sierakowskiego, gdy si� kobiety spa� pok�ad�y,
siad�em w moim pokoju w krze�le, zapali�em lulk� i tak
przesiedzia�em do bia�ego dnia, patrz�c na �un� z pal�cych si�
koszar za domem Komisyi spraw wewn�trznych. Sierakowski za�
najspokojniejszym snem chrapa�, a rano przebudziwszy si�, rzek� do
mnie: - To jakie� g�upstwo, kt�re si� koz� sko�czy..."
W chwili gdy prostoduszny radca Sierakowski sk�ada� koledze
Ko�mianowi swe optymistyczne o�wiadczenie, znacznie bystrzejszy od
niego obserwator zdarze� warszawskich, znany nam doskonale
Tymoteusz Lipi�ski zbiera� pierwsze wra�enia z powsta�czej ulicy.
Najczujniejszego kronikarza �ycia sto�ecznego historyczne wypadki
zaskoczy�y przy stoliku karcianym w domu znajomych przy ulicy
Tr�backiej. "Wszystko by�o najspokojniej w mie�cie - notowa�
nazajutrz w Zapiskach - i najmniejsza nie przebija�a poszlaka
jakowego zaburzenia, gdy o godz. wp� do �smej policja kaza�a domy
zamyka� i nikogo nie wypuszcza�. Wnet dowiadujemy si�, �e jest
jakowe� zami�szanie; rozumieli�my zrazu, �e przy poniedzia�ku lud
i czelad� zwykle w ten dzie� po szynkach przebywaj�ca, dopu�ci�a
si� bijatyki, zw�aszcza i� tego� dnia podwy�szono cen� piwa i
w�dki. Ali�ci wnet leci przez ulic� doro�k� wojskowy, maj�c w r�ku
szpad� z bia�� chustk�, i wo�a: >>do broni bracia, ojczyzna was
wzywa!<< - Tu wszystkich nas strach ogarn��, wygl�daj�c ostro�nie
przez okna, widzimy zbieraj�ce si� gromady, s�ycha� krzyki i t�t�t
koni, strzelanina i ukaza�a si� �una od strony koszar artylerii.
D�ugo zostawali�my w niepewno�ci, kobiety mdla�y, dzieci p�aka�y,
inne padaj�c na kolana modli�y si�, s�owem okropna chwila,
tysi�czne ka�demu nasuwa�y si� my�li. Jad�cy oficer konno
zawiadamia nas o �mierci kilku genera��w. Przez ca�� noc s�yszymy
strza�y w r�nych stronach; dw�ch z nas �mielszych powa�y�o si�
wyj�� na miasto, lecz rych�o wr�ciwszy donosz�, �e gwardia
strzelc�w konnych �ciga lud, p�azuje i odbiera bro�. Rozchodzi si�
wie��, �e arsena� zdobyty; jako� wida� mn�stwo ludzi nios�cych po
kilka pa�asz�w lub karabin�w. Tu znowu ha�as: �apaj, zabijaj! Gdy
si� rozwidni�o, ujrzeli�my mn�stwo ludu i dzieci nawet z broni�,
niekt�rzy poprzypinali tr�jkolorowe kokardy..."
Dopiero o godzinie 9 rano Lipi�ski zdecydowa� si� na porzucenie
posterunku obserwacyjnego w oknie kamienicy i przypasawszy do boku
dostarczon� mu szabl�, opatrzony w b�ogos�awie�stwa partner�w od
"wiska" zszed� na ulic�, aby wyniucha� sytuacj� w�asnym
reporterskim nosem. Trafi� w�a�nie na scen� bratob�jczego starcia:
"Zbli�aj�c si� Krakowskiemu Przedmie�ciu, widz� stoj�c� gwardi�
szaser�w, na kt�r� gdy uderzono, da� �o�nierz ognia, poczem udali
si� gwardyacy ku Nowemu �wiatu. �cigano ich wo�aj�c obel�ywemi
s�owy. Gdzie tylko by� herb z or�em dwug�owym gruchotano;
kamienice i sklepy wsz�dzie pozamykane, mn�stwo ludu
najdziwaczniej poubieranego i uzbrojonego snuj�c si� gromadnie,
przera�liwe wydawa�o okrzyki, nieustanne po ulicach wystrza�y na
wiwat, wsz�dzie mot�och pijany, szcz�k broni, odg�osy: wolno��,
Polak! Przy placu Saskim kilka le�a�o ubitych koni, a na rogach
ulic przylepiono odezwy rady admin. w imieniu Miko�aja I,
wzywaj�ce do zasiadania w gronie swojem: ks. Czartoryskiego,
Micha�a Radziwi��a w-d�, Micha�a Kochanowskiego w-d�, Ludwika Paca
kasztelana, Niemcewicza, J�zefa Ch�opickiego by�ego genera�a. W
mie�cie wida� by�o rado�� i trwog�. Ca�owano si� i �ciskano, oraz
l�kano si�, aby W. Ks. nie uderzy� na Warszaw�".
Obraz skre�lony przez Tymoteusza Lipi�skiego r�ni si� zasadniczo
od wcze�niejszych o par�na�cie godzin obserwacji Kajetana
Ko�miana. Rankiem 30 listopada Warszawa nie jest ju� wystraszonym
opustosza�ym miastem, zatrzaskuj�cym drzwi swoich dom�w przed
odg�osami wojskowej ruchawki. Porannej ulicy warszawskiej nadaj�
ton gromady uzbrojonego ludu, upodabniaj�c stolic� Kr�lestwa do
Pary�a z pierwszych godzin po zdobyciu Bastylii. Bohaterska, lecz
niestarannie przygotowana i wskutek tego zawodz�ca na ka�dym kroku
rewolta wojskowa zd��y�a si� ju� przekszta�ci� w szeroki ruch
powsta�czy. Prze�om w atmosferze miasta dokona� si� podczas nocnej
bitwy o Arsena�. Tam w�a�nie dosz�o do pe�nego zbratania mi�dzy
powsta�czym wojskiem a t�umami staromiejskiego posp�lstwa,
�ci�gni�tymi pod Arsena� przez drug� (obok belwederczyk�w) grupk�
cywilnych spiskowc�w, maj�c� na czele dw�ch �arliwych publicyst�w
obozu romantycznego: Ksawerego Bronikowskiego i Maurycego
Mochnackiego. Warstwy posiadaj�ce Kr�lestwa nigdy nie przebaczy�y
Mochnackiemu zbrodni poruszenia i uzbrojenia posp�lstwa.
Szlacheccy pami�tnikarze ze zgroz� opisuj�, jak "diab�u podobny"
m�ody potw�r w czarnej rozwianej pelerynie i czarnym p�askim
cylinderku uwija� si� na czarnym koniu w�r�d mas plebejskich
Starego Miasta i Powi�la, podjudzaj�c je do ataku na �r�dmie�cie.
Jeszcze Wac�aw Berent - ulegaj�c sugestii tych opis�w -
przedstawia Mochnackiego w swoim Zmierzchu wodz�w jako "czarnego
je�d�ca rewolucji", co brzmi pod pi�rem Berenta niemal tak samo
gro�nie jak je�dziec Apokalipsy.
Relacja Tymoteusza Lipi�skiego, niezale�nie od swoich warto�ci
poznawczych, stanowi cenny element kompozycyjny, gdy� pozwala na
przej�cie od og�lnej panoramy wydarze� listopadowych do w�a�ciwego
tematu ksi��ki. Zaobserwowane przez kronikarza antypowsta�cze
poczynania strzelc�w konnych gwardii kr�lewsko-polskiej - to trop,
prowadz�cy bezpo�rednio do jednego z protagonist�w opowie�ci o
dawnych szwole�erach.
Wiernopodda�cza postawa strzelc�w konnych gwardii by�a z pewno�ci�
du�ym zaskoczeniem zar�wno dla organizator�w powstania, jak i dla
w�adz Kr�lestwa. Kt� m�g� przewidzie�, �e tak popularna w
Warszawie "gwardya szaser�w" - macierzysty pu�k "zbrodniarza
stanu" podpu�kownika Seweryna Krzy�anowskiego, zadr�czany przez
Konstantego ci�g�ymi szykanami i podejrzeniami, a mimo to nadal
wierny pami�ci wywiezionego z kraju m�czennika sprawy narodowej,
pu�k s�yn�cy z patriotyzmu i liberalizmu swoich oficer�w,
powi�zany wieloma ni�mi z podziemnymi spiskami i przeznaczany
przez nie do odegrania wa�nej roli w zbrojnym zamachu stanu - �e
ten w�a�nie pu�k w pierwszych dniach powstania �ci�gnie na siebie
powszechn� nienawi�� i pogard� warszawian jako jedyna polska
jednostka wojskowa, kt�ra nie tylko �e opowie si� po stronie
cesarsko-kr�lewskiego porz�dku, ale odwa�y si� ponadto w obronie
tego porz�dku strzela� do powsta�czych �o�nierzy i popieraj�cego
ich ludu. Wszystkie �r�d�a historyczne omawiaj�ce �w paradoks
wydarze� listopadowych ustalaj� z rzadko spotykan� zgodno�ci�, �e
g��wym sprawc� i re�yserem zaskakuj�cego zachowania strzelc�w
konnych by� ich najwy�szy polski prze�o�ony - genera�-wojewoda
Wincenty hrabia Korwin-Krasi�ski, nazywany przez przyjaci�
Opinog�rczykiem.
Dotychczas nie po�wi�ca�em specjalnej uwagi czysto wojskowej
karierze Opinog�rczyka w latach konstantynowskich. A rzecz warta
jest zg��bienia, cho�by z tego wzgl�du, �e zupe�nie wyj�tkowa
pozycja Krasi�skiego w warszawskiej hierarchii wojskowej
niejednokrotnie musia�a wp�ywa� na jego pogl�dy i post�powanie w
zasadniczych sprawach politycznych.
Genera� jazdy Wincenty hrabia Krasi�ski sta� na czele tak zwanego
"Korpusu Rezerwowego Gwardyi i Grenadyer�w". Ta polsko-rosyjska
formacja w swoim ostatecznym kszta�cie powsta�a z inicjatywy
wielkiego ksi�cia Konstantego, po obj�ciu przez niego
zwierzchnictwa nad utworzonym w roku 1817 Korpusem Litewskim -
pot�nym zgrupowaniem wojsk rosyjskich, wyodr�bnionym
administracyjnie przez Aleksandra I z si� zbrojnych cesarstwa i
rekrutuj�cym swe szeregi g��wnie (przynajmniej w pierwszych latach
istnienia) z mieszka�c�w "prowincji zachodnich", a wi�c ziem
nale��cych przed rozbiorami do Rzeczypospolitej. Wielki
ksi���-cesarzewicz, pragn�c - jak pisze jeden z pami�tnikarzy -
"zdzia�a� amalgam Polak�w z Rosyanami", wpad� na pomys� po��czenia
gwardii kr�lewsko-polskiej ze stacjonuj�cymi w Warszawie
cesarskimi pu�kami gwardyjskimi oraz z wchodz�c� w sk�ad Korpusu
Litewskiego brygad� grenadier�w. W rezultacie tej operacji powsta�
doborowy korpusik polsko-rosyjski w sile czterech pu�k�w
"najpi�kniejszej w �wiecie" jazdy i sze�ciu pu�k�w piechoty, nie
licz�c broni i s�u�b towarzysz�cych.* (* Korpus Rezerwowy dzieli�
si� na dwie dywizje. Do dywizji jazdy, dowodzonej od roku 1830
przez polskiego genera�a Zygmunta Kurnatowskiego, nale�a�y trzy
pu�ki gwardii rosyjskiej; u�ani im. cesarzewicza [albo
"konnopolcy"], kirasjerzy podolscy i huzarzy grodzie�scy oraz pu�k
strzelc�w konnych gwardii polskiej [pozostaj�cy pod bezpo�redni�
komend� genera�a Kurnatowskiego]. Dywizja piechoty r�wnie� pod
rozkazami Polaka genera�a Franciszka �ymirskiego, sk�ada�a si� z
pu�ku grenadier�w gwardii polskiej, dw�ch pu�k�w gwardii
rosyjskiej: wo�y�skiego i litewskiego oraz z trzech pu�k�w
grenadier�w litewskich - �uckiego, �mudzkiego i nie�wieskiego.
Ponadto Korpus Rezerwowy obejmowa� polski batalion saper�w, pi��
baterii artylerii [dwa polskie i trzy rosyjskie] oraz dwie
p�baterie najnowszej polskiej broni: rakietnik�w pieszych i
konnych. [Wszystkie te informacje o "Korpusie Rezerwowym Gwardyi i
Grenadyer�w" zawdzi�czam znakomitemu znawcy dawnych militari�w
panu doktorowi Mieczys�awowi Chojnackiemu].)
Powierzenie Krasi�skiemu dow�dztwa nad tak znacznymi si�ami
polsko-rosyjskimi (stanowi�y one lwi� cz�� garnizonu
warszawskiego) wywy�szy�o go ponad ca�� generalicj� Kr�lestwa,
wykazuj�c jednocze�nie, jak nieograniczonym zaufaniem cieszy� si�
w Belwederze dawny komendant polskiej gwardii Napoleona.
Dumny, nies�ychanie pr�ny i obdarzony optymistyczn� wyobra�ni�
dow�dca Korpusu Rezerwowego Gwardii i Grenadier�w mia� prawo po
tej nominacji uzna� si� za trzeci - obok cesarza i wielkiego
ksi�cia - �ywy symbol unii osobowej mi�dzy Kr�lestwem a
cesarstwem. Mog�o mu si� od tego tak samo zawr�ci� w g�owie jak
ongi� w roku 1814, kiedy to mianowany przez Napoleona wodzem
powracaj�cych do kraju Polak�w, kaza� sobie na w�asn� cze�� medale
pochwalne wybija�. Dowcipny genera�-poeta Franciszek Morawski
pisa� w jednym z list�w do Ko�miana, �e "w Fontainebleau roi�o si�
we �bie Opinog�rczykowi, �e go kr�lem obior�". Teraz, kiedy pan na
Opinog�rze dokonywa� przegl�du swoich polsko-rosyjskich oddzia��w,
kiedy przeje�d�a� przed frontem zawadiackich "konnopolc�w" bogato
uszamerowanych huzar�w grodzie�skich i po�yskuj�cych z�otymi
blachami kirasjer�w podolskich, kiedy pr�y�y si� przed nim liczne
roty grenadier�w litewskich, �mudzkich i wo�y�skich - mog�o mu si�
roi�, �e on, wnuk naczelnik�w Barskich, realizuje wiekopomn� misj�
dziejow�: ponowne z��czenie ziem litewsko-ruskich z Koron�,
tylekro� obiecywane w pokr�tnych aluzjach "cesarza anio�a"
Aleksandra. Niewykluczone, �e rojenia dow�dcy Korpusu Rezerwowego
rozkwita�y jeszcze bujniej. Mo�e oczami niepohamowanej fantazji
widzia� ju� swego ukochanego Napoleona-Zygmuntka, niesfornego
ucznia uniwersytetu, w roli za�o�yciela nowej dynastii kr�l�w
polsko-litewsko-ruskich. Dla Korwin�w Krasi�skich, maj�cych kruka
w herbie, nie by�o przecie� cel�w nieosi�galnych ani aspiracji
zbyt wysokich. Tak czy inaczej, budz�ca powszechny respekt funkcja
wojskowa jeszcze mocniej przykuwa�a "gwardzist� z powo�ania" do
tronu cesarsko-kr�lewskiego i wytycza�a mu z g�ry kierunek
post�powania we wszelkich konfliktach o charakterze narodowym. Z
r�nych �wczesnych �r�de� wiadomo, �e Opinog�rczyk przywi�zywa�
ogromn� wag� do stanowiska dow�dcy Korpusu Rezerwowego. As tajnej
policji Konstantego - Henryk Mackrott - rozpisywa� si� szeroko~w
swoich raportach o ucztach wydawanych w Ciechanowie i Opinog�rze
dla "rosyjskich genera��w z litewskiego wojska". Franciszek
Morawski w listach do Ko�mian�w lubi� okre�la� dawnego przyjaciela
ironicznym kryptonimem "korpu�nego". Nawet cesarz Miko�aj by�
oficjalnie informowany o zadowoleniu Krasi�skiego z dowodzenia
Korpusem Rezerwowym. W zbiorach r�kopis�w krakowskiego oddzia�u
PAM zachowa� si� ciekawy wypis z archiw�w wojskowych w Petersburgu
pt. Uwagi o genera�ach wszystkich rang, s�u��cych w
polsko-kr�lewskiej armii, wed�ug listy porz�dkowo-s�u�bowej. S� to
zwi�z�e charakterystyki generalicji Kr�lestwa, skre�lone w roku
1826 przez wielkiego ksi�cia-wodza naczelnego na u�ytek
cesarza-kr�la. O Krasi�skim pisa� Konstanty z wyra�n� sympati�:
"Krasi�ski Wincenty, hrabia, genera� dywizji, genera�-adiutant
Jego Ces. Kr�l. Mci, dow�dca korpusu rezerwowego. Rozumny,
�wiat�y, nader gorliwy, doskona�y w czasie wojennym; z jego us�ug
bardzo cz�sto korzysta� Napoleon; bardzo zdolny na manewrach; w
lot pojmuje cel i plan og�lny. Zreszt� utracyusz, czasami nawet
bardzo niedorzeczny, pyszni� si� ze stanowiska dow�dcy korpusu;
potrafi� pozyska� �yczliwo�� podkomendnych. Lepszego od niego nie
�yczy�bym mie� genera�a".
Wida� z tej charakterystyki, �e wielki ksi���-cesarzewicz os�dza�
rozrzutno�� Wincentego Krasi�skiego r�wnie surowo jak despotyczna
staro�cina opinog�rska z Dunajowiec. Ale poza tym jedynym
zastrze�eniem by� z dow�dcy Korpusu Rezerwowego najzupe�niej
zadowolony. Opinog�rczyk - ze swej strony - dok�ada� wszelkich
stara�, aby nie zawie�� zaufania wielkorz�dcy i pilnie zwa�a�,
kogo na rozkaz zwierzchno�ci nale�y "bra� na piki". Tak by�o
podczas S�du Sejmowego w latach 1827-1829, tak sta�o si� w
prze�omowym roku 1830. Ju� w drugiej po�owie wrze�nia tego roku, w
czasie najwi�kszej paniki spowodowanej rewolucyjnymi wydarzeniami
na Zachodzie, Wincenty Krasi�ski i Aleksander Ro�niecki, jako dwaj
"najzdatniejsi" genera�owie w otoczeniu wielkiego ksi�cia-wodza
naczelnego, otrzymali od niego poufne polecenie opracowania
"tajnego rozkazu alarmowego" na wypadek rozruch�w w mie�cie.
Rozkaz taki zosta� sporz�dzony, i w ko�cu wrze�nia Konstanty - pod
rygorem zachowania naj�ci�lejszej tajemnicy - zapozna� z jego
tre�ci� jeszcze dw�ch genera��w polskich, zajmuj�cych szczeg�lnie
odpowiedzialne stanowiska: genera�a brygady Zygmunta
Kurnatowskiego, dow�dc� polsko-rosyjskiej dywizji kawalerii
gwardii, wchodz�cej w sk�ad Korpusu Rezerwowego, oraz genera�a
broni Stanis�awa ("Stasia") Potockiego - dow�dc� ca�ej piechoty
Kr�lestwa.
Wsp�autor rozkazu mobilizacyjnego Wincenty Krasi�ski musia�
oczywi�cie orientowa� si� w jego arkanach szczeg�lnie dobrze, nic
wi�c dziwnego, �e wieczorem 29 listopada, wcze�niej od innych
dow�dc�w, znalaz� si� na posterunku w najbardziej zagro�onym
punkcie powierzonej mu komendy. Za punkt taki uzna� koszary
Mirowskie, w kt�rych kwaterowa� pu�k strzelc�w konnych gwardii. O
wyborze tych w�a�nie koszar na miejsce startu operacyjnego dow�dcy
wielopu�kowego korpusu mog�y zadecydowa� r�ne wzgl�dy. Przede
wszystkim genera� musia� zdawa� sobie spraw� z tego, �e dawna
jednostka Krzy�anowskiego mo�e si� okaza� specjalnie podatna na
wp�ywy "wywrotowc�w". Bra� pewnie tak�e pod uwag�, �e w pierwszych
godzinach "ruchawki" szaserzy b�d� pozbawieni swego bezpo�redniego
dow�dcy, gdy� genera�owi Kurnatowskiemu, mieszkaj�cemu w okolicy
�azienek, znacznie by�o bli�ej do kwateruj�cych w bezpo�rednim
s�siedztwie rosyjskich pu�k�w podleg�ej mu dywizji. Na korzy��
koszar Mirowskich m�g� te� przemawia� zadawniony sentyment
szwole�erski genera�a-wojewody. Bo przecie� nie gdzie indziej,
tylko w�a�nie w koszarach Mirowskich w roku 1807 m�odziutki,
�wie�o upieczony pu�kownik "Gwardyi Polsko-Cesarskiey" formowa�
sw�j s�ynny regiment lekkokonny. Historia lubuje si� w tego
rodzaju fatalizmie miejsc: w koszarach Mirowskich rozpocz�a si�
bohatersko-patriotyczna legenda Opinog�rczyka - w koszarach
Mirowskich mia�a si� ostatecznie zako�czy�.
O pobycie genera�a Krasi�skiego w koszarach strzelc�w konnych
gwardii wieczorem 29 listopada 1830 roku i o skutkach tego pobytu
dowiadujemy si� z pami�tnika �wczesnego porucznika-adiutanta
"gwardyi szaser�w" Ignacego Habdank-Kruszewskiego. M�odego oficera
powstanie zasta�o na wizycie u znajomych przy ulicy Senatorskiej.
Kruszewski nie w�tpi�c, �e patriotycznie nastawieni gwardiacy
opowiedz� si� po stronie powsta�c�w, postanawia natychmiast
po��czy� si� z macierzystym pu�kiem. Ale po przybyciu na miejsce
spotyka go przykra niespodzianka. "Jad� do koszar Mirowskich. Tam
zastaj� ju� genera�a Wincentego Krasi�skiego, podpu�kownika
Kazimierza Tr�bickiego (brat genera�a Stanis�awa Tr�bickiego,
zabitego p�niej przez powsta�c�w - M. B.), adiutanta Cezarewicza
i genera�a rosyjskiego P�cherzewskiego, kt�ry by� naszym genera�em
brygadnym. Genera� Krasi�ski kaza� zamkn�� natychmiast rogatki
koszar i da� rozkaz szyldwachowi wpuszcza� przybywaj�cych, ale
nikogo z nich nie wypuszcza�. Pod pretekstem udania si� do
genera�a Kurnatowskiego, przy kt�rym by�em adjutantem, a kt�ry
daleko za miastem ko�o �azienek kr�lewskich mieszka� chcia�em si�
oddali�, miasto przebiec i o�wieci� si�, lecz genera� Krasi�ski
nie wypu�ci� mnie, kaza� przy sobie zosta�".
W pe�nej zgodzie z charakterystyk� wystawion� mu przez Konstantego
dow�dca Korpusu Rezerwowego "w lot poj�� cel i plan og�lny".
Postanowi� metod� "kot�a" odci�� ca�kowicie pu�k od miasta i
odebra� oficerom mo�liwo�� jakichkolwiek kontakt�w z
"buntownikami". Czy pr�cz tego u�ywa� jeszcze �rodk�w
psychologicznych, czy przemawia� do �o�nierzy, czy usi�owa�
wyja�ni� im sytuacj� i uzasadni� konieczno�� takiego, a nie innego
wyboru - nie wiadomo. Z dalszych kart pami�tnika Kruszewskiego i
ze wspomnie� innych oficer�w pu�ku zdaje si� wynika�, �e nieco
p�niej - ju� w obozie cesarzewicza - genera� stara� si�
przekonywa� "szaser�w" za pomoc� dok�adnie takich samych
argument�w, jakimi przed dwoma laty, w okresie zaj�� na
uniwersytecie, kruszy� wol� swego syna. Apelowa� do uczu� oficer�w
i �o�nierzy, wspominaj�c w�asne zas�ugi dla ojczyzny, ��da�
pe�nego zaufania dla siebie, zapewnia�, �e tylko on jeden potrafi
poprowadzi� ich drog� honoru i rozs�dku. Owego pierwszego wieczora
w koszarach Mirowskich mia�by dla takich argument�w atmosfer�
wcale nie najgorsz�. Podczas ostatniej rewii na placu Saskim (28
lub 29 listopada) wielki ksi���-w�dz naczelny przekaza� pu�kowi
szaser�w pochwa�� cesarza-kr�la za dobr� postaw� i wzorowe manerwy
ubieg�ego lata. W dow�d cesarskiego ukontentowania wr�czono
strzelcom konnym gwardii specjalny dar przys�any z Petersburga:
srebrne tr�bki dla ich kapeli pu�kowej. Dawni podw�adni
Krzy�anowskiego nie byli w ostatnich latach zbytnio rozpieszczani
przez w�adze; mo�na wi�c przypuszcza�, �e czuli si� darem
cesarskim wysoce zaszczyceni i uj�ci. Poza tym strzelcy lubili
swego genera�a "korpu�nego", kt�ry by� weso�y, ludzki, �wietnie
prezentowa� si� na koniu, a w mitycznej przesz�o�ci zdobywa� pono�
dla Napoleona s�awny w�w�z Somosierry. Przyjmowali wi�c jego
rozkazy z najlepsz� wiar� i pe�nym zaufaniem. Oficerowie maj�cy
kontakty z patriotycznym podziemiem nie o�mielili si� wyst�pi�
przeciwko Krasi�skiemu. Autorytet wojskowy dow�dcy korpusu i jego
bohaterska legenda jeszcze zbyt silnie dzia�a�y na umys�y.
A przecie� musia�y si� tego wieczora rozgrywa� w koszarach
Mirowskich nie byle jakie dramaty osobiste. Ze �r�de�
historycznych wiadomo, �e m�odsi oficerowie pu�ku mieli bliskie
kontakty z czo�owymi dzia�aczami spisku patriotycznego. Seweryn
Goszczy�ski opowiada w Nocy belwederskiej o swojej wizycie u
Maurycego Mochnackiego rankiem 29 listopada. Zasta� go
zag��bionego w pracy nad ksi��k� o literaturze polskiej. "Kiedy mu
zapowiedzia�em, �e dzi� wiecz�r zaczynamy nieodmiennie - przyj��
t� wie�� z oznak� rado�ci, przekre�li� natychmiast wielkimi
poci�gami pi�ra na krzy� kilka stronic ju� zapisanych. - Zostawmy
to na p�niej - zawo�a� - a teraz natychmiast biegn� do szaser�w.
M�wi� to o strzelcach konnych gwardyi, z kt�rych kilku oficerami
by� w stosunku i liczy� na ich wsp�dzia�anie w w powstaniu ..."
O innym powi�zaniu szaser�w ze spiskowcami dowiadujemy si� z
relacji Ksawerego Bronikowskiego. W tygodniach poprzedzaj�cych
wybuch powstania w kierownictwie sprzysi�enia toczono �ywe
dysputy i spory na temat ewentualnych kandydatur na stanowisko
wodza naczelnego armii powsta�czej. Wojskowi kierownicy spisku
Piotr Wysocki i J�zef Zaliwski pragn�li widzie� na tym stanowisku
kt�rego� ze s�ynnych genera��w napoleo�skich, uchodz�cych
jednocze�nie za gor�cych patriot�w: by�ego genera�a dywizji J�zefa
Ch�opickiego lub te� genera�a piechoty Stanis�awa Potockiego. By�y
to jednak projekty na wodzie pisane, gdy� obaj ci kandydaci wcale
nie ukrywali swego zdecydowanego obrzydzenia do wszelkich plan�w
powsta�czych. W tej sytuacji jeden z cywilnych dzia�aczy
sprzysi�enia, prawnik i publicysta Ksawery Bronikowski (ten sam,
kt�ry p�niej odebra� ostrze�enie od Nemezego Ko�uchowskiego i
uchroni� spisek przed katastrof�) wpad� na wcale nieg�upi pomys�,
aby stanowisko naczelnego wodza powstania zaproponowa�
eks-majorowi Kazimierzowi Machnickiemu, najbli�szemu niegdy�
wsp�pracownikowi Waleriana �ukasi�skiego - cenionemu powszechnie
za wybitne walory umys�u i charakteru, a zw�aszcza za wspania��
postaw� w pierwszym procesie Towarzystwa Patriotycznego.
Przewiduj�c opory ze strony ostro�nego Wysockiego i ambitnego
Zaliwskiego, Bronikowski na w�asn� r�k� zwr�ci� si� do
Machnickiego, mieszkaj�cego w�wczas stale w Warszawie. Niez�omny
patriota nie od�egnywa� si� od u