5872

Szczegóły
Tytuł 5872
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5872 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5872 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5872 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stefan �eromski Poganin Po nieustaj�cym, kilkudniowym deszczu nadszed� dzie� niepogodny jeszcze, lecz cichy przecie i ciep�y. �agodny wiatr zachodni dar� jednolite sklepienie burych chmur na p�yty tytaniczne, k�ad� jedn� na drugiej warstwami, tworz�c z ich kraw�dzi jakby wywr�cone schody, od kra�ca widnokr�gu do bezkszta�tnej g��biny niebieskiej wiod�ce. Szed�em miedzami i �cie�kami polnymi, kt�rych kierunek i kszta�t pami�ta�em, jak przez sen, z czas�w dzieci�stwa. To ta sama uboga r�wnina podlaska, z lekka powyginana w p�askie zag��bienia ��k, w okr�g�e wzg�rza, te same zmursza�e ze staro�ci p�oty z opadaj�cymi �erdziami, te same rokiciny, wikle i sity nad b�otami, dalekie wydmuchy szarego piasku i Bug jasnoniebieski - kt�re �ni�y mi si� tylekro�. W ci�gu kilku lat ostatnich nie wyje�d�a�em zupe�nie z Warszawy i, �yj�c jej �yciem, by�em "chory na Moskali", na chorob� dziwn�, nie daj�c� si� okre�li�, lecz bez w�tpienia wyniszczaj�c� organizmy psychiczne tysi�ca ludzi. Wytwarza ona w jednostkach pewnego rodzaju melancholi�, odraz� do wszystkiego, cokolwiek si� wszczyna, a jednocze�nie chorobliw� i bezradn� nadwra�liwo�� na ludzk� niedol�, kt�ra n�ka co godzina, codziennie, wsz�dzie toczy dusz� jak skir i r�wna si� jakiemu� nieprzerwanemu szarpaniu �y�. Choroba ta nie jest ani sentymentalizmem, ani szowinizmem, ani nienawi�ci�, ani mi�o�ci�, lecz jest po prostu g�uch� i niem� rozpacz� umys��w. Pokazuje nico�� systemat�w my�lenia, idei, ukocha�, prac w pocie czo�a, w zaparciu si� siebie, w obeldze i potwarzy, bohaterstw cicho spe�nianych, jak zbrodnie, po�wi�ce� tajemniczych - uczy, �e jeden jest pewnik nieomylny, jeden cel i wynik wszystkiego: "po�a�ujtie w �andarmskuju!"... By� pocz�tek czerwca, �yta sz�y w s�up i czarna fala goni�a ju� po ich powierzchni fal� p�ow�, na ��kach trawy po deszczu pu�ci�y si� bujnie, ostre ��te jaskry pok�ad�y na ich jasnozielonym tle smugi p�omieniste, pachnia�y poziomki, dojrzewaj�ce zio�a i ca�y ten dziwnie wonny, nieuj�ty czad wilgotnej ��ki. Na czystych, ma�ych ka�u�ach wody deszczowej wiatr wzdyma� drobne, ciemnogranatowe fale, a te ko�ysa�y rytmicznie badyle mietlicy z d�ugimi o�ciami u plewek kwiatowych i grube, pozginane sitowia. Cisza, nareszcie cisza, samotno�� i pola! Zapuszczona i ledwie widoczna �cie�ka sz�a wzd�u� rzeki, nad kt�r� zwiesza�y si� g�ste zaro�la, tworz�c na dalekiej przestrzeni ��k pas, zataczaj�cy p�kola. Za rzek�, na nieznacznym wzg�rzu piaszczystym, zaczyna� si� las, si�gaj�cy a� owych wydmuch�w nad brzegiem Bugu. Male�kie p�wyspy, utworzone przez rzeczne zakr�ty, podobne by�y do zacienionych bujn� krzewin� samorodnych altanek. W jednej z takich siedzia�, plecami o krzaki oparty, stary ch�op - pastuch. By� to typowy Jad�wing-Polak: chudy, ko�cisty, zgarbiony, o twarzy �ci�g�ej, czarnej prawie, o ustach w�skich, zaci�tych, brwiach zsuni�tych. Ubrany by� w zgrzebny, na czerwono ufarbowany spancer, w takie� spodnie, oberwane i podarte, i s�omiany kapelusz, spod kt�rego zwiesza�y si� siwe, d�ugie i rzadkie w�osy. Bose nogi z zakrzywionymi i pozbijanymi palcami, z wypchni�tymi w ty� pi�tami, wyci�gn�� przed siebie i tak by� zatopiony w pracowite plecenie �apcia lipowego, �e mi� nie spostrzeg�. Obok niego le�a� kancerek z kory olszowej, osadzony na d�ugim kiju - do �owienia rak�w. - A co to majstrujesz, stary? -zawo�a�em pochylaj�c si� nad nim. Szybko podni�s� g�ow� i �ypi�c zabawnie oczami wpatrywa� si� we mnie. - Widzicie przecie, panulu, byd�o pas�, raki �owi�, taj �ape� plot�... - odpowiedzia� po chwili starczym, zd�awionym g�osem, lecz t� polszczyzn� �piewn�, czyst� i pi�kn�, jak� m�wi lud pochodzenia jad�wingo-polskiego tamtych okolic. - A c�, raki ci si� �owi�? - On by si� i �owi�, rak bestyja, po deszczu; ta, widzisz, �aby tej paskudnej nagna� nie mog�. Taka m�dra i �aba nasta�a: po tej stronie, gdzie byd�o chodzi, po pastwisku nie siedzi, po trawie skacze, a trawy ma�ci� grzech - bogata trawa jaka! M�wi�c to, wpatrywa� si� we mnie uparcie, zawzi�cie, jako� chytrze i nieufnie. Gdzie� t� twarz, za lat dzieci�cych zapewne, widzia�em, lecz gdzie i kiedy, usi�owa�em przypomnie� daremnie. Zachowa�o j� nie�wiadome jakby my�lenie - t� sam�, z pa�aj�cymi pos�pnie oczami. Wiedzia�em jednak, �e oczy te dawniej, wtedy - mia�y wyraz inny. Dzisiejsza ich nieufno�� i szydercze wejrzenie przykro�� i b�l mi sprawia�y. - Gdzie� ja ciebie ju� widzia�em, dziadu... Zezem spojrza� na mnie i rzek�: - Du�o ja si� po �wiecie t�uk�, mo�e mi� gdzie i zazna�e�. A ty, panulu, sk�d? Nie odpowiadaj�c zapyta�em wymijaj�co: - Pastuchem jeste� - we dworze? - Ni - gromadzkie byd�o pas�. - Szmaciny na tobie liche... - Dziadowskie. Dawno ja si� z dziewkami kocha� przesta� prawie takie. - Zas�ug u tej gromady pobierasz du�o? - Zas�ug?... - za�mia� si�. - Przyodziewek mi daj�. - I straw�? - Gdzie za�? Jag�d to ma�o? Czerwona jagoda w lesie jest, malina si� trafi - malina w tutejszych miejscach du�a, s�odka, czernica b�dzie, dziad ro�nie w jarze. Rak�w na�owi�, w w�glach napiek�... �ywcem ich - ta tak si� objem! Rybka, p�oteczka bia�a na �pilk� si� �apie, �liw si� pod kamykami pluskaj�, t�uste jak wieprzki. Zapalaj�c si� coraz bardziej, prawi�: - Ej - o jednym ja tu kaczym gnie�dzie wiem -du�e kaczki, krzy��wki. Jak klapaki wyrosn�, jak w pa�ach b�d�, r�kami pobior�, �by poukr�cam, w glin� ka�de z osobna zalepi�, w w�gle te kule pok�ad� - pa�ek skuba� nie trzeba, bo do gliny przyschn�, a jad�o jakie - ha! Kiedy to m�wili i oczy mu si� za�mia�y �agodnie, przypomnia�em sobie wszystko. - To� ty z Pratulina! Ch�opu dolna warga drgn�a i oczy dziko b�ysn�y. - Z Pratulina? - zapyta� przewlekle: - A tobie na co, sk�d ja? - Ja ciebie widzia�em dawno, jak zbrodnia by�a. Patrzy� mi teraz w oczy surowo, pokaszluj�c z cicha. - Ty� mia� du�� koloni�, bogatym by�e� ch�opem; so�tysem pami�tam... - Co� ja nie przypomn�... dawny to czas - szepta� jakby do siebie szyderczo. - Dawny to czas... ja teraz russki mu�yk, prawos�awny... - A c�, na pastuchy zeszed�e�? Gdzie� grunt? Przepi�e� czy jak? - Grunt? - m�wi� zamy�lony, patykiem uderzaj�c w ziemi�. - Ja i �onk� przepi�em, i dwoje dzieci. Ch�opiec jeden by� u mnie rze�ki jak ten �rebiec, drugi male�ki, male�ki... Do Pana Jezusa ja ich przepi�; wzi�� unie oddaje - he - he... - Wywie�li? - Co� ty na mnie ustygujesz, panulu - Moskalik ty mo�e jaki, powiatowy mo�e - a? - Nie, bracie... Popatrzy� na mnie - i spos�pnia�a nagle ta twarz zimna i skrzep�a, milcz�ca g�ucho, niby pole nagiego gruntu - jakby na ni� cie� pad� znienacka. - Pod serce ty mnie gryziesz, pod serce... - m�wi� ko�ysz�c g�ow�. - Ot ja so�tys, ot ja w�o�cijan, ot ja m�dry gospodarz, pi�mienny cz�owiek - gromadzkie byd�o pasam, w ga�ganach chodz�, strawy ciep�ej nie mam - ot jak... A �onka w stepie po pro�bie chodzi, a na synki moje cudzy cz�owiek pluje - ot jak... U mnie �yto ros�o k�osiste, wysokie, u mnie bu�anki dwa r�a�y, u mnie kr�w pi��, u mnie... hej! - Moskaliki, wy Moskaliki!... M�wi�em mu o Chrystusie mi�osiernym, co �zy n�dzarz�w w sercu trzyma, co krzywdy wszystkie pami�ta, co kara� b�dzie barbarzy�c�... S�uchali mnie uwa�nie, ze �ci�gni�tymi brwiami, g�ow� potakiwa� - a� nagle przerwa�: - Mi�d u ciebie w u�ciech jak u ksi�dza. M�odziute�ki ty... A ja, widzisz, stary, dawno ja to ju� s�ysza�em, dawno... S�u�y� ja Jemu wiernie - temu Panu Jezusowi - a na mnie on nie wejrza�, a na ca�y nar�d ch�opski nie wejrza�, w r�k� oprawc�w nas wyda�. A s�u�y� ja Jemu wiernie, nie g�b� - ot jak! Gwa�townym ruchem rozerwa� tasiemk� koszuli pod szyj� i obna�y� rami� i plecy poszarpane w szwach, w bliznach, w �ladach ran ohydnych. Z oczu mu strzeli� dziki blask, brwi wznios�y si� na czo�o, z�by wyszczerzy�y i buchn�a na twarz nami�tno�� dzika, g�ucha, ch�opska, dawno zduszona. Zacz�� m�wi� szybko, g�o�no, g�osem ochryp�ym: - Ja si� Jego nie zapiera�, na rot�-m wojska wyszed� z krzy�em i piersi odkry�. Ze mnie cia�o kawa�kami lecia�o pod batem - ja imienia Jego wzywa�. Ja w Brze�ciu mi�dzy zb�jami i �otrami krzy�em le�a� po ca�ych nocach, na mnie �o�dactwo plu�o, grunt m�j sprzedali za nic, dzieci wywie�li - ja tylko imienia Jego wzywa�. A� raz w nocy rozum i statek na mnie przyszed�... Jakby Pan B�g na niebie byli, jakby by� sprawiedliwy, toby na �wiecie nie by�o tego katowstwa. Widzia�em ja Moskw�, Ni�ni-Nowgorod - tam moskiewskiego luda moc. Je�li w naszej religii prawda - to za c� tamto wszystko w b��dach �yje? Gadki ksi�dzowskie! Tu nie ma prawdy - to gdzie� ona? W niebiesiech? - Hej - pieni�dzy to nabior� za t� gadk� popy a ksi�dze! Ja si� na prawos�awnego podpisa�em, tam, w tym Ni�nim, ale mi i cerkiew, i ko�ci� - tfu! - Dziadu - ej dziadu! - Tak to... Sam by�em i cho�-em cierpia�, gorzko�� tylko mia�em w sercu z modlitwy, z post�w, umartwie�. Teraz swoj� rzecz wiem. Gruntu mi Moskal nie odda�, bo �ona, powiada, oporna jest. Ano nic - to i dobrze. A grzyby te i jag�dki, rybki i raki - to ju� przecie niczyje, ludzkie, nie jego - piecz�tki nie na�o�y. - A kt� te grzybki i jag�dki stwarza dla ciebie? - Tego to i ty nie wiesz, panulku... Samo ono tak stoi. S�oneczko ono mo�e jasne... Jak ja je zobacz�-oto mi w sercu lubo, a w g�owie jasno. Wstaje se ono co dzie�, pracuje, traweczki hoduje, zio�a przer�ne, a nie ukrzywdzi nikogo, nikt ta za nie w sk�r� nie dosta� - tak to... Idzi, panulu, a nie gadaj Moskalikom nic, bo mi� tu znowu targa� przyjd�... Poszed�em... Mroki wieczorne sp�ywa�y na ziemi�... K O N I E C