5861
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5861 |
Rozszerzenie: |
5861 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5861 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5861 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5861 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ ZIMNIAK
KORONA �YCIA
Trwa� przez chwil� w g�stej atmosferze planety, analizuj�c jej niezwyk��
biosfer�. Zewsz�d dociera�y promienie �ycia z przemieszczaj�cych si� warstwowo
prostych mieszanin gazowych, z nieregularnie rozcz�onkowanych, elastycznie
odkszta�caj�cych si� konstrukcji i z ci�kich pow�ok skorupy globu. Intensywno��
�wiecenia by�a zr�nicowana najs�absza, podstawowa radiacja dobiega�a od k��b�w
materii unoszonej w gazach, za� najsilniej promieniowa�y twory poruszaj�ce si�
powoli po powierzchni planety. Ich widmo okaza�o si� bogate i z�o�one.
Wtem jeden z promieni zatrzepota� i przygas�, aby rozb�ysn�� za chwil�
niepokoj�cym, ostatnim blaskiem. Tam ko�czy�o si� �ycie. Tam nale�a�o dotrze�.
Natychmiast.
Po gasn�cym promieniu opu�ci� si� poprzez g�st�, p�yn�c� nieregularnymi
spi�trzeniami atmosfer�, przenikn�� zwart�, lecz nietrudn� do sforsowania
przeszkod� i wreszcie znalaz� si� u celu akurat wtedy, kiedy radiacja znik�a
ostatecznie. Lecz wiedzia� dok�adnie, gdzie znajdowa�o si� jej �r�d�o, wszelka
pomy�ka nie wchodzi�a przeto w rachub�.
Przez kr�tk� jak b�ysk chwil� przygotowa� si� do wykonania zadania, a potem
szybko wnikn�� w obiekt. Trwa� w nim rozbieganym splotem impuls�w, a� w ko�cu
skupi� si� w punktach o najwi�kszym powinowactwie i stamt�d prowadzi� dalsz�
akcj�.. A musia� si� spieszy�, procesy destrukcyjne przebiega�y bowiem coraz
szybciej. Natychmiast otoczy� ogniska lokalnie rosn�cej entropii i spowodowa�
jej spadek, odwracaj�c reakcje degeneracji. Czyni� przy tym ciekawe
spostrze�enia, obserwuj�c przebieg zjawisk na poziomie molekularnym. Gdy
promieniowanie �ycia zn�w rozjarzy�o si� pe�nym blaskiem, rozp�yn�� si�
r�wnomiernie po ca�ym obiekcie, bo wci�� nie wiedzia�, jak najlepiej b�dzie nim
zaw�adn��.
Skoncentrowa� si� w najwy�szym stopniu w momencie, w kt�rym cz�owiek otworzy�
oczy. Spodziewa� si� odmiennej percepcji, lecz pierwsze wra�enie daleko
prze�cign�o wszelkie przewidywania. Wielu zjawisk nie rozumia�, chocia� czu� je
za po�rednictwem m�zgu ludzkiego, kt�rego sk�adnik wszak ju� stanowi�.
O�lepiaj�cy, niespotykanej mocy potok �wiat�a s�onecznego wlewa� si� przez
otwarte okno i wzbudza� dziesi�tki barw w surowym sza�asie z �ywicznych
sosnowych bali. Zimne g�rskie powietrze nasycone by�o zapachem �wierk�w.
Nie m�g� wytrzyma� takiej dawki inno�ci. Wdar� si� si�� do t�tni�cych �yciem
splot�w nerwowych, przemoc� spowolni� faluj�cy bieg impuls�w, narzuci� im sw�j
w�asny rytm.
W�ciek�a gra barw przygas�a, w szarej atmosferze planety zn�w widzia� g�ste
chmury moleku� azotu i tlenu, sza�as stanowi� nieistotn�, �atw� do sforsowania
przeszkod� sk�adaj�c� si� ze zmartwia�ej tkanki. Nijako�� p�przejrzystych
zas�on gazowych i niestabilnych, bezkszta�tnych konstrukcji rozja�nia�y roje
iskier �ycia, �ycia, kt�rego tak pragn��.
Lecz cz�owiek ponownie umiera�. Jego promie� gas� w ostatnich, rozpaczliwych
rozb�yskach. Nale�a�o natychmiast powr�ci� do biernej obserwacji, odblokowa�
przepusty ludzkich impuls�w i da� si� ponownie znarkotyzowa� feeri� nierealnych
dozna� tego dziwnego �wiata, w kt�rym nie ma rzeczy i zjawisk, tylko
wysublimowane ich wra�enie. Nie m�g� wybiera�, je�li chcia� mie� swoje �ycie.
Os�os�oni� d�oni� oczy - ostry s�oneczny blask wciska� si� si�� pod powieki,
k�uj�c a� do b�lu. Wype�z� przed chwil� z ciemnej jamy, wyczo�ga� si� z lepkiej
cuchn�cej mazi, kt�ra zalewa�a mu usta, dusi�a, nape�nia�a p�uca st�chlizn�. Tam
w g��bi by�a �mier�, wiedzia� to. Wi�c... �yje?!
Si�gn�� niepewnie do boku i namaca� grube, sw�dz�ce blizny. Zdar� koszul� i
zobaczy� r�owe pr�gi �wie�ych zrost�w. Wyszed� z tego! �yje! Jednym susem by�
na pod�odze, uderzy� barkiem w bierwionow� �cian�, a� sza�as zatrzeszcza� pod
pot�nym ciosem. Szybko wci�gn�� ubranie, narzuci� futrzan� kurt� i wybieg� w
skrzypi�cy pod butami �nieg, pomi�dzy �wierki ta�cz�ce w szebrnym woalu na tle
przepastnego b��kitu. Wpad� w bia�y puch i �mia� si� do �ez jak dziecko.
To by�o na granicy wytrzyma�o�ci. Dziki potok subiektywnych wra�e�, kt�re
zmuszony by� przez siebie przepu�ci�, stanowi� co� na kszta�t irracjonalnie
silnego wzmocnienia nieistotnego szumu, wywo�anego niewielk� zmian� konstelacji
moleku�. Czy ten biedny cz�owiek naprawd� nie jest w stanie poj�� istoty rzeczy,
dostrzec proces�w podstawowych? Najwi�kszym wysi�kiem powstrzymywa� si� przed
ucieczk�, gdy Orz porusza� si� zbyt blisko niebezpiecznej skorupy planety.
Wnikni�cie w ni� grozi�o dezintegracj�. Lecz w promieniach �ycia by�o mu tak
dobrze, �e zaryzykowa� i pozosta�.
Poprzez kopny �nieg Otr dobrn�� do wioski, kt�rej chaty przypomina�y wielkie
bia�e kopce. Wiatr unosi� delikatny zapach dymu i strawy; z daleka j�kliwie
przywo�ywa� czysty d�wi�k dzwon�w. Na widok przybysza ludzie przystawali
zaskoczeni, aby z� chwil� przy��czy� si� do niego, obejmuj�c i klepi�c
przyja�nie po plecach. W karczmie by�o ciep�o i ciemno, na kominku trzaska�y w
ogniu sosnowe szczapy, wo� �ywicy miesza�a si� z zapachem pieczeni. Dziewcz�ta
roznosi�y mocne piwo w drewnianych kuflach. By�o przytulnie i bezpiecznie; po
paru t�gich �ykach przybyszowi zaszumia�o w g�owie. Wyg�odnia�y, rzuci� si� na
dymi�ce mi�siwo.
Nie pr�bowa� nawet zapanowa� nad uk�adem. Rozlokowa� si� w o�rodkach nerwowych
nie ingeruj�c w ich czynno�ci i pi� z czystego zdroju �ycia. Wewn�trzny g�os
wci�� ostrzega� go przed bezkrytycznym otwarciem na obcy spos�b percepcji, lecz
jednocze�nie odczuwa� niepokoj�co dra�ni�c� przyjemno��. Obawa przed nieznanym
spychana by�a na dalszy plan przez leniwe i zniewalaj�ce doznania zapach�w,
smak�w, barw, g�odu i pragnienia. Wiedzia�, �e m�g�by natychmiast okre�li�
genez� owych wra�e�, ukaza� prawdziwe ich przyczyny na poziomie submolekularnym
i odpowiednio posterowa� ca�ym procesem, lecz nie zdoby� si� na to. Przecie� i
tak ostateczny wynik wszystkich reakcji ma przed sob�, w sobie, jest tym wielkim
p�owym m�czyzn�, po�ykaj�cym pachn�ce k�sy pieczeni.
Wtem mi�kkie bia�e ramiona zamkn�y si� wok� niego, w z�otym strumieniu w�os�w,
w�r�d zapachu m�odego kobiecego cia�a szuka� jej ust. Wyszli splecieni w
u�cisku. Mia� �ar w piersi, nie dba� o nic, by�a tylko ona i jeszcze raz ona.
Kiedy przytula� j� z ca�ych si�, wiedzia�, �e to w�a�nie jest wszystko: �ycie i
�mier� ta�czy�y razem w dzikim rytmie, spi�te klamr� szale�stwa. Gdy potem le�a�
bez tchu, nie wiedzia�, gdzie jest, cho� �wiat powoli powraca� na swoje miejsce.
Nie wiedzia�, gdzie jest i kim jest. Czy sob� - przybyszem z daleka, czy ju�
sta� si� cz�owiekiem - tym m�odym m�czyzn�, szalonym kochankiem. Przez chwil�
rozwa�a� natychmiastowe podj�cie bada�, lecz zrezygnowa� i podda� si� ca�kowicie
ludzkiej psychice. O ile to by�o przyjemniejsze! Nie dba� o podstawowe
przyczyny, nie budowa� gradient�w entropii, nie analizowa� interakcji cz�stek
elementarnych. Tutaj to wszystko dzia�o si� samo, poza wiedz� ludzi bez potrzeby
ich ingerencji. I jak przekona� si�, dzia�a�o doskonale! On sam niczego
podobnego skonstruowa� nie by�by w stanie, nawet przy kra�cowej koncentracji i w
najlepszych warunkach. Jeszcze nie osi�gn�� tak wysokiego stopnia rozwoju, cho�
mo�e jego ewolucja ku temu w�a�nie zmierza�a. A tutaj, na Ziemi, po prostu
przeskoczy� �w etap, zdo�a� do��czy� do wspania�ej cywilizacji tubylc�w!
Naprawd�, mia� w tym wszystkim wiele szcz�cia. Przyby�, aby po�ywi� si� nieco
prostym promieniowaniem �ycia, a wy�szy wymiar istnienia sta� si� r�wnie� jego
udzia�em !
Uni�s� Ane z �o�a, ciep�� i rozmarzon�, i przycisn�� tak, �e a� oboje stracili
oddech. Potem z tkliwo�ci� g�adzi� niewidoczny puch na g�adkiej sk�rze jej
plec�w.. Wyszli w fioletowy zmierzch, w skrzypi�cy wieczornym mrozem �nieg.
Czu� obecno�� resztek niechcianych ju� teraz my�li. Czy wys�a� wiadomo��? Oni...
i tak nie znajd� tutaj tego, czego szukali. Ale znale�liby wi�cej... Lepiej ju�
milcze�.
Gdzie� za �ci�t� mrozem szyb�, w migotliwym �wietle oliwnej lampy, starzec
pochyla� si� nad ksi�gami, ustawia� instrumenty. Orz poczu� dla niego
wsp�czucie. Oto cz�owiek pr�buj�cy opu�ci� sw�j �wiat zmys�owej u�udy, cz�owiek
szukaj�cy prawdziwego kszta�tu zdarze�, obiektywnej prawdy. Ludzko�� patrz�ca
wstecz na w�asne �lady, cofaj�ca si� w luk� po poprzednim etapie, kt�rego nie
by�o. Kt�ry szcz�liwie omin�a.
Na dalekim niebie obcym blaskiem l�ni�y gwiazdy. Mocno obj�� dr��ce cia�o Ane i
poszli przez zeszklony mrozem �nieg, pod ci�kimi �ywicznymi ga��ziami, poprzez
granatowy wiecz�r, zapatrzeni i zas�uchani w siebie nawzajem i w ca�y sw�j
wielki �wiat. W �wi�tyni zapalono ju� �wiece, a ciep�a wo� kadzide� �cieli�a si�
nisko mi�dzy �wierkami.