5825
Szczegóły |
Tytuł |
5825 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5825 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5825 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5825 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Zang
Wehiku�
Obudzi�o mnie ranne mro�nie powietrze. Unios�em skostnia�e cia�o na �okciach i z
trudem opar�em si� o �cian� kamienicy. Le�a�em na chodniku jakiej� w�skiej
uliczki w starej zniszczonej cz�ci miasta, w�r�d kartonowych pude� i przer�nej
ma�ci grat�w wyrzucanych przez ostatni rok przez ludzi z pobliskich dom�w.
Podnios�em obie d�onie do twarzy i delikatnie pr�bowa�em wybada� czy jest ca�a.
Odkry�em delikatn� str�k� krwi p�yn�c� za prawym uchem, reszta wydawa�a si� by�
w porz�dku. Wsta�em i otrzepa�em ubranie, si�gn��em do kieszeni, tu wszystko
by�o na miejscu.
Najbardziej �al by�o mi dziewczyny, nie by�a ani moj�, ani jego, ale by�a
cz�owiekiem, jak ka�dy i odbieranie jej �ycia by�o moim zdaniem zwyk�� zbrodni�.
Postanowi�em co� z tym zrobi�, wszcz�� jaki� raban, ale najpierw musia�em dosta�
si� do domu i troch� oporz�dzi�. W tym stanie wygl�da�em jak ostatni m�t.
Ruszy�em przed siebie dochodz�c do g��wnej ulicy, tam znalaz�em metro. W domu
prysznic, szybkie �niadanie, telefon do pracy, sprawdzenie poczty. Zanim zaczn�
si� dzisiejsze uroczysto�ci postanowi�em uda� si� na posterunek. Nie b�d� gada�
z Ribzem, po tym co zrobi� uzna�em go za szajb�, a� strach pomy�le�, �e kiedy�
byli�my kolegami. Od razu z�o�� o�wiadczenie.
Miasto o tej porze roku wygl�da�o jak bazar z arabskimi dywanami, tysi�ce
kolorowych li�ci unosz�cych si� w powietrzu, co raz podwiewanych z ziemi przez
startuj�ce autobusy i policyjne skutery. W te dziwne dni jesiennego karnawa�u
wszyscy ubierali si� kolorowo, dominowa�y jednak barwy opadaj�cych li�ci.
Wielkie plamy ��ci, z�ota, br�zu i czerwieni w�drowa�y w prawo i w lewo,
porusza�y si� do g�ry i w d�, tworz�c jeden sp�jny, ale rozmazany pejza�. Ulice
zamieni�y si� jakby w bajkow� krain� i cz�owiekowi robi�o si� od tego cieplej i
milej, w serce wst�powa�a otucha, wiara w szcz�liwe chwile, kt�rych ka�dy
pragnie prze�y� jak najwi�cej, kolekcjonuj�c je i wk�adaj�c pomi�dzy przyjemne
wspomnienia.
Tak by�oby i tym razem, gdyby nie wczorajsze popo�udnie, gdyby nie Ribz, kt�ry
pragn�� powi�kszy� jeszcze swoje szcz�cie, a gdy mu si� to nie uda�o, si�gn��
po bro� i po prostu strzeli�. Niech go szlag. My�li �e wszystko mu mo�na, ale
bardzo si� myli. Wypi� przecie� nie du�o, po prostu by� napalony na t�
dziewczyn�, a ona nie chcia�a. Zreszt� ja na jej miejscu te� bym si� powa�nie
zastanawia�, Ribz nie nale�y od najatrakcyjniejszych. Z drugiej strony to jej
robota, tylko �e ma prawo odm�wi�. Nie podoba jej si�, to nie, ma prawo si� nie
podoba�. Popapraniec.
Posterunek by� na rogu, ulic� dalej. Stare obdrapane drzwi, zimny korytarz ze
schodz�c� ze �cian farb� i ju� ca�kiem przyjemne wn�trze dalej, za nast�pnymi
drzwiami.
- Dzie� dobry, chcia�em z�o�y� o�wiadczenie - powiedzia�em do masywnego faceta
siedz�cego za najbli�szym biurkiem. - ... a w�a�ciwie to zg�osi� przest�pstwo.
Zab�jstwo.
Poruszy� si� niespokojnie i przysun�� fotel bli�ej biurka patrz�c mi
jednocze�nie w oczy. Prze�kn�� resztki drugiego �niadania.
- Prosz� niech pan siada, wi�c chodzi o zab�jstwo, m�wi pan? - s�owa wymawia�
powoli, jakby miel�c je w ustach i przyprawiaj�c odpowiednim akcentem. Na
przyk�ad "zab�jstwo" zabrzmia�o tajemniczo i gro�nie, jak w gotyckich
powie�ciach. Usiad�em naprzeciw policjanta, potwierdzaj�c skinieniem g�owy.
- Prosz� w takim razie opisa� zaj�cie, prosz� zwraca� uwag� na szczeg�y, s�
bardzo istotne. Ale najpierw musimy wype�ni� ten formularz - poda� mi kilka
kartek papieru A4. - Imi�, nazwisko, zaw�d, miejsce zamieszkania... Ma pan przy
sobie dow�d?
Spojrza� mi pytaj�co w oczy.
- Tak, oczywi�cie. - Poda�em mu wy�wiechtany ju� nieco dokument, �eby m�g�
sprawdzi� moj� to�samo��.
Kaza� mi wpisa� niezb�dne dane, a p�niej sprawdzi� je jeszcze raz z dowodem i z
danymi w komputerze. Powoli i dok�adnie. W tym czasie rozejrza�em si� troch�
woko�o. Cztery biurka w pierwszym pomieszczeniu, potem �cianka dzia�owa i
jeszcze kilka biurek. Dalej zamkni�te drzwi z wi�kszymi gabinetami i korytarzem
prowadz�cym do aresztu (przewin�o si� dw�ch gliniarzy trzymaj�cych pod r�k�
zaobr�czkowanego jegomo�cia o obliczu, kt�re mog�oby samo w sobie wystarczy� za
dow�d ci�kiej zbrodni). Posterunek robi� wra�enie raczej czystego i zadbanego,
chocia� skromnego. Wczesn� godzin� popo�udniow� dominowa�a raczej robota
papierkowa, spisywanie raport�w z wczorajszych akcji i patrol�w, przydzielanie
zada� na wiecz�r, odbieranie telefon�w i porz�dkowanie papierk�w. Wr�ci�em
wzrokiem do mojego posterunkowego badaj�c ba�agan na biurku.
- Tak. Prosz� zatem opowiedzie� zaj�cie - powiedzia� wreszcie odwracaj�c twarz
od ekranu. - Kiedy to si� sta�o i dlaczego nie zg�osi� pan tego od razu?
Dopiero teraz pomy�la�em, �e du�o musia� zauwa�y� i domy�li� si� zanim jeszcze
zd��y�em cokolwiek powiedzie�. Dlatego nie zareagowa� jako� nerwowo, nie spyta�
o zw�oki, o miejsce i czas od razu, wysy�aj�c natychmiast patrol. Min�o dobre
pi�tna�cie minut zanim zapyta� o szczeg�y.
Opowiedzia�em mu ca�� histori�, jak poszli�my z Ribzem si� zabawi�, jak
patrzyli�my na kobiety id�ce w pochodzie, jak poszli�my do restauracji i
wypili�my troch� Martini i kilka drink�w, ale �e nie wstawili�my si� tak znowu
strasznie. Powiedzia�em �e wzi�li�my taks�wk� i pojechali�my do Ribza. I o tym,
jak nam�wi� mnie na kobiety i do kt�rej agencji zadzwonili�my.
- M�wi pan, �e ta kobieta po przyje�dzie odm�wi�a i chcia�a wraca�? - Policjant
�ypn�� na mnie badawczo okiem. - Z jakiego powodu, czy poda�a jak�� przyczyn�?
- Byli�my nieco wstawieni, jak ju� pan wie - spokojnie odpowiedzia�em - a pan
Ribz nie wygl�da zach�caj�co, mo�e po prostu si� przestraszy�a.
- Ale nie wie pan na pewno.
- Nie. - Nic innego nie mog�em powiedzie�, mo�e to te jego oczy, wielkie
wy�upiaste jak u krokodyla. Mo�na by pomy�le�, �e facet chce ci� zje��, a nie
przelecie�. No i jeszcze ten brzuch, coraz wi�kszy. To dla kobiety �adna
przyjemno��, m�g� j� po prostu zmia�d�y�.
Policjant - Harry, bo tak mia� na imi� (przeczyta�em na plakietce), kaza�
powt�rzy� mi bardzo dok�adnie wszystkie dialogi, a nawet ruchy i miny, jakie
zapami�ta�em. Zwr�ci�em uwag� na �miech Ribza, troch� szyderczy jak na m�j gust
i ze szczypt� wy�szo�ci. A potem g�os tej dziwki, zwyk�y, nie bezczelny, ale bez
uni�ono�ci. To mog�o ub�d� Ribza, dziwka rozmawiaj�ca z nim jak r�wny z r�wnym.
- Czy pan Ribz mia� rewolwer przy sobie, czy te�...
- Nie, si�gn�� po niego do szuflady, jak dziewczyna le�a�a ju� na pod�odze -
odpar�em.
- Czyli najpierw j� uderzy�, si�gn�� po bro� i gdy odm�wi�a poci�gn�� za spust?
- zapyta� Harry, chc�c potwierdzi� opowiedzian� przeze mnie wersj�.
- Tak - sprostowa�em. - Potem mi te� si� oberwa�o, bo zacz��em dosy� g�o�no
wyra�a� swoje niezadowolenie z przebiegu ca�ego zaj�cia.
Policjant zerkn�� na spisane zeznania, pokiwa� g�ow� i w ko�cu stwierdzi�:
- Ci�ko b�dzie, wie pan pewnie kim jest pana przyjaciel - akcent po�o�ony na
s�owa "wie", "jest" i "przyjaciel", to ostatnie wypowiedziane powoli, z lekkim
dodatkiem ironii.
Wypu�ci�em powoli z p�uc powietrze i rzek�em, �e wiem. Jest cz�onkiem Rady.
- Jest cz�onkiem Rady - powt�rzy� za mn�. - W takim razie nie mo�emy w zasadzie
nic zrobi�, opr�cz sprz�tni�cia zw�ok. Pan wie o tym zapewne, a jednak pan tu
przyszed�. Dlaczego?
Prawd� m�wi�c troch� mnie zatka�o, chocia� gdzie� pod�wiadomie czu�em, �e tak to
si� mo�e sko�czy�.
- To przecie� zab�jstwo, przynale�no�� do Rady nie powinna zwalnia� od takiej
odpowiedzialno�ci. To przecie� niedorzeczne! - Policzki nasz�y mi czerwieni�,
ale musia�em powiedzie�, �e to niedorzeczno��.
Policjant pokiwa� g�ow� na znak zrozumienia, ale jednocze�nie uni�s� r�k�, aby
mi przerwa�.
- Tak, zgadzam si� z panem, tylko �e takie jest prawo. Nie zna pan prawa? -
Podni�s� protok�, kt�ry wype�nia�em najpierw i zerkn�� w papiery. - Kim pan
jest z zawodu, historykiem, prawda? Pod koniec zesz�ego roku Rada zweryfikowa�a
status immunitetu, rozszerzy�a nieco jego zakres - akcent na "nieco".
- Nieco?! - wybuchn��em. - To przecie� skandal!
Zabrak�o mi s��w, pomy�la�em �e �ni�.
- Nie by�o wtedy pana w kraju? Powinien pan o tym s�ysze�. Mia�o by� rozpisane
referendum, ale w ko�cu Rada sama powzi�a tak� decyzj�. Niekt�re przest�pstwa
b�dzie kara�a sama, bez pomocy s�d�w, bez wypowiadania proces�w. My mo�emy
przekaza� spraw� dalej, zg�osi� j� odpowiednim organom, ale na tym koniec. Pan
Ribz stanie przed Trybuna�em Rady.
- I co, dadz� mu nagan�? - zapyta�em cynicznie.
Harry podrapa� si� nerwowo za uchem.
- Mog� go nawet wydali� z Rady.
Nie wiem czy powinienem wtedy wyj�� robi�c jak�� straszn� awantur�.
Funkcjonariusz z kt�rym rozmawia�em wydawa� si� by� r�wnie jak ja zadowolony z
tego faktu, �e Rada mo�e wi�cej, ale takie by�o prawo, a on musia� go broni�.
Nie wiem czy nie powinienem powiedzie� czego� dora�nego, albo kaza� zaprowadzi�
si� do prze�o�onego, a potem zaraz uda� si� do prasy i pr�bowa� wysma�y� grubsz�
afer�. Tak czy inaczej zacisn��em pi�ci, wsta�em, powiedzia�em �e w takim razie
to ja dzi�kuj� i trzasn�wszy drzwiami opu�ci�em posterunek.
Ch�odny wiatr ostudzi� nieco moj� z�o��. Gdzie wtedy by�em? Nawet nie za
granic�, po prostu siedzia�em w g�rach, bez telewizji, bez radia, bez prasy. A
Rada korzystaj�c z wakacyjnej przerwy, przepchn�a sobie poprawk� do immunitetu.
Teraz rozumiem dlaczego Ribz nie przej�� si� zbytnio. Zrobili ze spo�ecze�stwa
band� anarchist�w, co by nie miesza� si� zbytnio do rz�dzenia, a potem zacz�li
si� sami ustawia�. I uda�o im si� to.
Wbi�em r�ce w kieszenie i wraca�em pochmurny do domu, chcia�em zd��y� zanim
zacznie si� kolejna parada, kolejne gor�ce kobiety wyjd� na ulic�. Wzrok
przyci�ga�y wystawy sklepowe wzd�u� g��wnej ulicy. Przebiega�em po nich
wzrokiem, aby uwolni� si� od my�lenia, przyt�pi� nieco gniew. Ostatnio modne
by�y urz�dzenia symuluj�ce rzeczywisto��, gdzie w ci�gu godziny mo�na by�o
prze�y� kilka dni w zaprogramowanym �wiecie. Zwi�kszano percepcj� i wra�liwo��
m�zgu za pomoc� jakich� wstrzykiwanych substancji. Prze�y� trzy dni w ci�gu
godziny, to by�o co�. Nauka historii w nowym wymiarze, chocia� rynek komercyjny
wymusi� najpierw rozw�j program�w nastawionych na dawanie przyjemno�ci i
zaspokajanie g�odu silnych wra�e�.
Stan��em przed ma�� kabin� wyposa�on� w fotel i kilka czujnik�w, spojrza�em na
cen�. Tak, by�a wysoka, ale nie abstrakcyjna. Warta rozwa�enia.
Drzwi sklepu otworzy�y si� nagle i stan�� w nich sprzedawca.
- Patrzy pan na kabiny, niezwyk�a rzecz - wskaza� r�k� dok�adnie tam, gdzie
patrzy�em wcze�niej. - Fascynuj�ca, mamy ju� nowszy model. Chce pan zobaczy�?
- Nie, dzi�kuj� - sp�oszy� mnie swoim nag�ym atakiem. - �piesz� si�, jestem
um�wiony.
Zerkn��em nerwowo na zegarek i odwr�ci�em od sprzedawcy. Nie mia�em ochoty teraz
dyskutowa� o technologii. Zamierza�em odej��.
- Pan poczeka - dobieg�o mnie zza plec�w. - Dam panu chocia� ulotk�.
Wcisn�� mi w d�o� wielki kolorowy prospekt i cofn�� si� do drzwi. Odszed�em
szybko na wypadek, gdyby chcia� nawi�za� jednak dalsz� rozmow�. Dotar�em do domu
tu� przed przemarszem pierwszej wi�kszej grupy. Wzi��em co� na z�b i usiad�em
przed telewizorem. B�d� cz�ciej ogl�da� wiadomo�ci, pomy�la�em. Jednak warto
mie� poj�cie, co si� wok� nas dzieje.
Nie wiem, czy to kwestia pe�nego �o��dka, ale prawie mi przesz�o. Ribz nie
powinien tego robi�, ale na razie wszystkie te z�e uczucia uda�o mi si� st�umi�,
zepchn�� gdzie� g��boko. Jednostronny stosunek do ca�ej sprawy przeszed� w
ambiwalentny. Zacz��em si� waha� mi�dzy prawem do �ycia jakiej dziwki, a
wieloletni� przyja�ni�, chocia� jej adresata powa�nie ponios�o. Zastanawia�em
si�, czy nie zgubi�em jakich� szczeg��w, czy nie wyszed�em na przyk�ad na
chwil� z pokoju i co� nie wydarzy�o si� w mi�dzyczasie. Straszne prze�ycia
cz�sto wywo�uj� szok i zanik pami�ci, kt�ra powraca dopiero p�niej, czasami
nawet po kilku miesi�cach.
Zapad�em g��biej w fotelu i przymkn��em oczy chc�c odpocz��. W�a�nie wtedy
zadzwoni� Ribz.
- Cze�� Ed... - chwila ciszy - chcia�bym ci� przeprosi� za wczoraj. Zachowa�em
si� bardzo g�upio.
G�os rwa� si� co chwil�, co u Ribza by�o rzadko spotykane.
- Naprawd� bardzo mi g�upio - ci�gn�� dalej. - Nie powinienem by� tego robi�...
- Zawaha� si�. - ... chocia� to by�a zwyk�a dziwka.
Prze�kn��em �lin�. Co� we mnie strzeli�o, m�g� my�le� tymi kategoriami, ale nie
powinien tego m�wi�. Nag�y b�ysk pod czaszk� rozja�ni� mi wszystko. Nie by�o
�adnego przek�amania, ca�a sytuacja rozegra�a si� dok�adnie tak, jak j�
pami�ta�em. W�a�nie wtedy po raz pierwszy pomy�la�em o WEHIKULE.
Ribz wyra�nie zmieszany kontynuowa�. �al mu by�o bardziej mnie i wieczoru, ni�
samej dziewczyny. M�wi� o sytuacji, w kt�rej mnie postawi� i o tym, �e musia� mi
przy�adowa�, �ebym si� uspokoi�. Pi�ci zaciska�y mi si� coraz mocniej, ale
s�ucha�em go. T�umaczy� si� jakby by� upo�ledzony, nie dostrzegaj�c zbrodni,
morderstwa, kt�re pope�ni�. M�wi� o pierdo�ach, rzeczach ma�owa�nych, podczas
gdy �mier� zalegalizowana przez prawo nie stanowi�a dla niego �adnego problemu.
- Ribz, przesta�! - krzykn��em do s�uchawki. Nie mog�em s�ucha� ju� tego
bredzenia. Zanim zd��y�em cokolwiek doda�, m�wi� dalej.
- Czy nie m�g�bym ci tego jako� wynagrodzi�? Prosz�. - G�os jeszcze raz mu si�
za�ama�, wszystko co m�wi� p�yn�o prosto z serca, chocia� by�o totalnie
przewr�cone. B��dzisz stary, pomy�la�em, strasznie b��dzisz.
- Wpadnij dzisiaj do mnie - doda�. - Naprawi�, co zepsu�em.
Ziarno rzucone na �yzn� gleb� szybko kie�kuje. Nie waha�em si� d�ugo.
- Dobrze, ale nie chc� tam dzisiaj �adnych panienek, �adnych powt�rze� z
wczoraj.
- Tak, ma si� rozumie� - poza rado�ci� s�ysza�em w jego g�osie szczypt�
lizusostwa. Bardzo dobrze, przyda mu si� ju� nied�ugo. - B�dzie zupe�nie
inaczej, obiecuj�.
Od�o�y�em s�uchawk� z dr��cym sercem, w g�owie siedzia� mi ju� plan, ale czu�em
si� niezbyt pewnie. Jak lekarz stoj�cy ze skalpelem w d�oni, tego guza trzeba
wyci��, ale nie jest to przyjemne zaj�cie.
Usiad�em przy biurku zacieraj�c nerwowo r�ce, przelatuj�c po tytu�ach ksi��ek.
Fakty historyczne zgromadzone w opas�ych tomach, przez kt�re przedziera�em si�
latami, systemy spo�eczne, wojny, katastrofy, plagi, wielkie odkrycia, recesje i
odrodzenia, rewolucje. Znalaz�em interesuj�c� mnie pozycj� i wyci�gn��em z
szeregu. Przewertowa�em strony, znajduj�c odpowiedni rozdzia�. Opisy stosunk�w
spo�ecznych zawsze mnie fascynowa�y, nigdy nie by�o sprawiedliwo�ci na �wiecie,
a ludzie wci�� w ni� wierzyli. R�wno�� to czysta abstrakcja, a jednak jest
zapisana w ka�dej konstytucji, chocia� w praktyce nigdy nie jest przestrzegana.
Feudalizm w nowej postaci, zawsze byli panowie i poddani, bogaci i biedni, ci co
mog� i ci, co nie mog�.
Przejrza�em jeszcze kilka pozycji, wczytuj�c si� w opisy, studiuj�c dok�adnie
fotografie i ryciny. To mnie uspokaja�o. Po p�godzinie od�o�y�em ksi��ki,
w�o�y�em �wie�e ubranie i wyszed�em z g�ow� prze�adowan� nadmiarem my�li,
jeszcze troch� rozbieganych, ale ju� koncentruj�cych si� na kilku konkretnych
punktach.
Opuszczaj�c centrum miasta i poruszaj�c si� w kierunku przedmie�� cz�owiek
doznaje niepokoj�cego uczucia. Powoli znikaj� obdrapane �ciany, w�skie ciemne
uliczki, wysokie bloki i kamienice nikn�, zast�powane przez jedno czy
dwupi�trowe domki. Zamiast zagraconych chodnik�w zaczynaj� pojawia� si� zielone
ogr�dki, coraz wi�ksze i wi�ksze, a� gdzie� na ko�cu ich miejsce zajmuj�
wspania�e ogrody z labiryntami z �ywop�ot�w, fontannami i kamiennymi �aweczkami
skrytymi w romantycznych zau�kach wype�nionych kwiatami, �piewem ptak�w i
szemraniem wody w sztucznie stworzonych strumykach. Po�r�d tych ogrod�w stoj�
wspania�e dworki lub ma�e pa�acyki, w kt�rych mieszkaj� dostojni dygnitarze,
cz�onkowie Rady.
Co r�ni tych ludzi od nas, zapyta�em, c� jest takiego urzekaj�cego w nich,
czego my nie posiadamy? Czy s� szczeg�lnie zdolni, posiadaj� talenty kt�rych my
nie mamy, czy mo�e ich wra�liwo�� pozwala im by� tak wyniesionym ponad innych,
zajmowa� w spo�ecze�stwie pozycj� pozwalaj�c� na pozostawienie za sob� tych
slums�w, w kt�rych czasami dane by�o im si� urodzi� i przenie�� si� do tego raju
na ziemi, gdzie wszystkie te przyziemne problemy typu brak pieni�dzy na rachunki
czy chleb nie maj� miejsca. Ribz chodzi� ze mn� do jednej szko�y, ba,
siedzieli�my razem w �awce przez kilka lat. I czym on si� wyr�nia�? Troch�
lepiej umia� kr�ci�, by� troch� bardziej pewny siebie, co graniczy�o czasami z
bezczelno�ci�, a chwilami nawet z chamstwem. Poza tym chyba zawsze chcia�
nale�e� do Rady. Rada by�a celem samym w sobie. Nie dobro kraju czy innych
ludzi, nie przeprowadzenie jakich� zmian, czy stworzenie czego� nowego. Nie.
Wa�ny by� presti�, pieni�dze i ten w�a�nie raj, zamiast obdrapanego mieszkania i
kartofli codziennie na obiad. Ribz chcia� by� szcz�liwy, chcia� �y� jak
cz�owiek i uda�o mu si� to. A nie ka�dy mo�e si� tu dosta�, nie ma miejsca dla
wszystkich. Tak po prostu.
Ka�dy zazdro�ci cz�onkom Rady, zazdro�� to ludzkie uczucie, zreszt� podobnie jak
zawi��, czy niech��. Chocia� nowe pokolenia, wychowane ju� inaczej nie
dostrzegaj� tego prostego faktu - niczym si� nie r�nimy. �wiat dzielony jest na
dwie cz�ci, t� nasz� zwyk��, codzienn� rzeczywisto�� i na cz�� bajkow�, gdzie
wszyscy chodz� �adnie ubrani, jedz� wykwintne potrawy i je�d�� drogimi
samochodami. Te �wiaty przenikaj� si� czasami, ale tylko z woli istot bajkowych.
�aden �miertelnik nie mo�e samowolnie przekroczy� granicy i zmieni� przyj�tego
porz�dku, zwyk�o natomiast przygl�da� si� �yciu dostojnik�w, powtarza� plotki na
temat romans�w, przyja�ni i k��tni mi�dzy mieszka�cami tajemniczej krainy.
Zwyk�o si� te� k�ania� im w pas, je�li tylko by�a gdzie� sposobno�� ujrzenia na
�ywo kt�rego� z nich.
Lubi�em Ribza od dziecka, dorastali�my razem, podejmowali�my wsp�lnie decyzje
wchodz�c w doros�e �ycie. On wybra� Rad�, ja histori�. Wtedy jeszcze
powtarzali�my: "zaw�d jak ka�dy inny", ale teraz, patrz�c z perspektywy czasu
wiemy, �e to nieprawda. Mo�na harowa� ca�e �ycie i nie mie� nic, a mo�na umie�
pi�knie m�wi� i samo to zapewni ci kokosy i komfort, jakiego si� nie spotyka.
Mo�na by� m�drym, a przymiera� g�odem, lub by� idiot� pierwszego sortu,
p�awi�cym si� w dostatku tylko za spraw� swojej bezczelno�ci. Przyja�� moja i
Ribza przetrwa�a wiele takich pr�b i w zasadzie nigdy nie stan�o mi�dzy nami
nic wielkiego. Co prawda, od czasu do czasu do pasji doprowadza�a mnie
beztroska, jak� wykazywa� nie patrz�c zupe�nie na innych ludzi, obra�aj�c ich
nie raz, a nawet z rzadka pal�c mosty, kt�re pr�bowali budowa�. T� cech�
zauwa�y�em u niego jeszcze w dzieci�stwie i nie mog�em mie� do niego o to �alu.
Taki po prostu by� i nic nie by�o w stanie go zmieni�. Zreszt� kupa ludzi
w�a�nie to w nim uwielbia�a, ten dzieci�cy nieco spos�b patrzenia na �wiat,
gdzie wszystko jest takie proste i wszystko mo�na zdoby�, wystarczy tylko
chcie�. Ten to ma �ycie, m�wili, potrafi z dnia na dzie� wsi��� do poci�gu i by�
ju� na drugim ko�cu �wiata. Problemy zostawiane na potem cz�sto same si�
rozwi�zywa�y, prawdziwe dziecko szcz�cia.
Ach, Ribz, szkoda. Tym razem przegi��e�. Kto� musi wygarbowa� ci sk�r�.
Min��em ci�k� metalow� furtk�, wspi��em si� po kilku kamiennych schodach w
ogrodzie i po przej�ciu cienk� �cie�k� wzd�u� szeregu niskich drzew stan��em
przed mosi�nymi drzwiami. Zamiast dzwonka, u�y�em staromodnej ko�atki. Ci�kie
echo roznios�o si� po ca�ym domu, wprawiaj�c w dr�enie ch�odne zastyg�e
powietrze. S�ysza�em jak Ribz podbieg� do drzwi i przekr�ci� klucz bez zerkania
przez ma�e okienko.
- Jak si� ciesz�, �e jeste�. Tak mi g�upio. Wchod�, wchod�. - Zabra� ode mnie
kurtk� i powiesi� na wieszaku. - Do pokoju. Tak mi g�upio, jak tam g�owa, boli?
Spojrza�em na niego spod byka, zamilk� i wskaza� r�k� kierunek. Wkroczy�em do
salonu, kt�ry Ribz nie wiem czemu nazywa� pokojem. Prze�lizn��em si� obok kanapy
z aksamitn� narzut�, spojrza�em w g��b wielkiego akwarium z morskimi stworami,
rzuci�em okiem na wype�niony po brzegi barek i stan��em przy olbrzymim oknie
wychodz�cym na ty� ogrodu. Czysto, chocia� wczoraj le�a� tutaj trup. Nie
chcia�em si� pyta�, co si� z nim sta�o, kt�ra ze s�u�b mu pomog�a.
- Ed, s�uchaj - dobieg�o mnie zza plec�w. - Naprawd� strasznie mi g�upio z
powodu wczoraj.
- Powt�rzy�e� to ju� tyle razy, �e zaczyna mi si� robi� niedobrze - skontrowa�em
bez odwracania si�. - M�g�by� zmieni� w ko�cu p�yt�.
S�ysza�em jak podchodzi do barku, wyjmuje szklanki, odkr�ca zakr�tk�.
- Tak, troch� mnie ponios�o. Nie wiedzia�em, �e jestem do tego zdolny. Mia�em
bro� i sam nie wiem co mnie skusi�o, �eby jej u�y�.
- Od dawna masz t� spluw�? Nigdy jej nie widzia�em.
Czu�em jak si� u�miechn��, trafi�em w czu�y punkt. To pytanie go rozlu�ni�o, nie
musia�em patrze�, �eby to wyczu�.
- Chcesz zobaczy� - znowu ten niedojrza�y beztroski ch�opczyk. - Jest naprawd�
niesamowita.
Podnieca�o go to, kawa�ek metalu pluj�cy o�owiem. M�j Bo�e, teraz zrozumia�em,
Ribz chcia� si� pobawi� now� zabawk�. Skr�ca�o go, �e le�y bezu�yteczna, wyj��
j� przy pierwszej okazji.
- Patrz.
Le�a�a w tej samej szufladzie, co wczoraj. Wyj�� srebrn� bro� i z namaszczeniem
uni�s� przed siebie.
- Jest taka �adna - po�o�y� j� bokiem na d�oni - a jaka ci�ka, chcesz
spr�bowa�?
Chyba nie spodoba� mu si� wyraz mojej twarzy, bo cofn�� r�k� i wzruszaj�c
ramionami od�o�y� rewolwer.
- Ribz, jeste� stukni�ty. Powiniene� si� leczy�.
To go ubod�o. Nad�� si� i zmieni� ton na pogardliwy.
- Co, wolno mi. Takie jest prawo.
- G�wno, a nie prawo! - wysun��em mu prosto w twarz. - Nie wolno zabija� i
koniec, a na pewno nie w ten spos�b.
Z�apa�em go za po�y marynarki.
- S�yszysz Ribz? Nie wolno ci zabija�! Rozumiesz?
Zaczerwieni� si�. Powoli uwolni� si� z u�cisku i cofn�� par� krok�w do ty�u.
- Mo�e i nie wolno, ale prawo mi tego nie zabrania, wi�c odwal si� -
oskar�ycielsko wyci�gn�� r�k� w moj� stron�. - Nie mo�esz mi tego zabroni�, Ed.
To moja decyzja.
Podszed�em bli�ej, tak �eby spojrza� mi prosto w oczy i zrozumia�, �e nie
�artuj�.
- Ribz, mo�e to i twoja decyzja, ale mog� ci w tym pom�c - delikatnie
przycisn��em go do �ciany. - Obiecaj mi, �e ju� wi�cej tego nie zrobisz. Obiecaj
i b�dziemy kwita.
Na moment zapanowa�a cisza przerywana tylko g�o�nym oddechem Ribza. Zastanawia�
si�. Mierzyli�my si� spojrzeniami i wiedzieli�my, �e �aden z nas nie �artuje.
Obaj byli�my diabelnie serio. Ribz ju� po raz drugi dzisiaj zdj�� moje r�ce z
marynarki, poczym wy�lizn�� si� powoli bokiem, ca�y czas patrz�c mi w oczy.
- Nie mog� ci tego obieca�, Ed, ale nie b�d� zabija� dla zabawy. Znasz mnie.
Akurat, pomy�la�em, nie dla zabawy, to dla sportu. Co� ci si� ostatnio r�wno
poprzestawia�o, stary.
- Nalej mi whiskey, albo nie... Napij� si� piwa.
Usiad�em na kanapie, Ribz od�o�y� bro� na miejsce i poda� mi nape�niony ju�
kufel.
- To jak, przyjaciele? - zagai�.
U�miechn��em si� pod nosem, szybki jest.
- Ribz, masz WEHIKU�?
- Sk�d wiedzia�e�? - wygl�da� na zdziwionego. Wzruszy�em ramionami.
- Jeste� bogaty. Mo�esz spe�nia� wszystkie swoje zachcianki. - Mia� WEHIKU�.
Cha, to dobre. W takim razie zabawa trwa dalej. - Mo�esz mi go pokaza�? Jeszcze
nigdy nie bawi�em si� czym� takim. Nie mia�em okazji.
- Chod�! - krzykn�� rado�nie i wybieg� z salonu. - Poka�� ci!
Przeszed�em za nim przez szeroki korytarz, a� znale�li�my si� w pomieszczeniu,
kt�re kiedy� by�o pokojem dziecinnym. �ciany oblepione by�y tapet�
przedstawiaj�c� ciemnob��kitne niebo, a z �yrandola zwisa�y przyczepione na
nitce z�ote gwiazdeczki. Zachowa�o si� tu co� z gwiezdnej harmonii, jaki� rodzaj
niebia�skiego spokoju.
W rogu, skryte w cieniu, sta�o co� na kszta�t szkieletu kabiny prysznicowej,
same ramy, bez �cian. W �rodku usytuowane by�y dwa krzes�a oraz male�ki pulpit z
kilkoma przyciskami, klawiatur� i monitorem. Na ramach podwieszone by�o kilka
projektor�w i kamer analizuj�cych obraz z wn�trza kabiny i przekazuj�cych go do
komputera. Projektory, jak ju� mi by�o wiadomo, wytwarza�y tr�jwymiarowy obraz
zaprogramowanego �wiata. Ca�o�� dope�nia�y wmontowane w siedzenia stymulatory
zmys�owe, no i oczywi�cie kabelek ��cz�cy z g��wn� baz� danych, gdzie
przechowywano wszystkie opracowane do tej pory komponenty �wiat�w. Ca�kiem
niez�a zabawka.
- Wiesz jak to dzia�a? - zapyta�.
- Wiem.
- Mo�emy zagra�, to najnowszy model, ma dwa fotele. - Ribz wygl�da� na
szcz�liwego. - To znaczy, �e mo�emy wej�� w jaki� �wiat we dw�ch jednocze�nie.
Co ty na to?
O nic innego mi przecie� nie chodzi�o.
- Dobrze, ale zaczekaj chwilk�, przynios� sobie piwo i poka�esz mi jak si� tym
obs�ugiwa�.
- Zostaw piwo - machn�� r�k� zniecierpliwiony. - To jest dopiero zabawa.
- Zaraz b�d� - zignorowa�em jego uwag� i szybko wyszed�em z pokoju. Przed
wej�ciem do salonu obejrza�em si� uwa�nie za siebie, sprawdzaj�c czy nie idzie
za mn�. Zosta� przy WEHIKULE, wi�c szybko dopad�em szklanki z piwem, ale
najpierw ostro�nie si�gn��em do szuflady. Rewolwer rzeczywi�cie by� ci�ki, a do
tego zimny. Nieprzyjemny dreszcz przeszed� mi po plecach, kiedy chowa�em go za
paskiem. Spokojnie wr�ci�em do pokoju.
Ribz czeka� ze zniecierpliwieniem.
- Patrz - powiedzia�. - Tu wybieramy �wiaty, mo�na wybra� standardowy, albo
dobiera� r�ne elementy z tych tutaj, w ten spos�b tworz�c sw�j w�asny.
Teraz wskaza� palcem na kilka ikonek w rogu ekranu.
- Tu wybieramy swoje postacie, to znaczy kim chcemy by�. Na przyk�ad w
�redniowieczu mo�esz by� rycerzem, b�aznem, ch�opem, kr�lem...
- Dobra, wiem o co chodzi - przerwa�em mu. - A jak wybiera si� akcj�, to co
b�dzie si� dzia�o w �wiecie, kiedy akurat tam b�dziemy?
- Jest kilka scenariuszy - odpar�, mo�emy je wybra� i poustawia� chronologicznie
teraz, albo wywo�ywa� i zmienia� na bie��co, b�d�c ju� w �rodku.
U�miechn��em si� szeroko.
- Ribz, chcia�bym si� tym pobawi�, ju� w �rodku, ok?
- Dobra, ale robi� to tylko dla ciebie - zauwa�y�em, �e te� mia� na to ochot�.
Wyt�umaczy� mi kilka podstawowych rzeczy, kt�re mo�na by�o wykona� za pomoc�
urz�dzenia, potem przesymulowali�my par� sztuczek bez wchodzenia do �rodka i w
ko�cu zasiedli�my na naszpikowanych stymulatorami krzes�ach. Po�o�y�em palce na
klawiaturze i wystuka�em kilka wyraz�w - s��w kluczowych. U�y�em wska�nika, �eby
wybra� reszt� opcji. Projektory zawieszone na ramach wykona�y pr�bny obr�t po
swoich torach. Kamery wykry�y nasz� obecno�� i zacz�y analizowa� obraz.
Czujniki i stymulatory tak�e o�y�y. W chwil� p�niej projektory zacz�y
wy�wietla� nasz nowy �wiat. Na moment pociemnia�o mi przed oczami, obraz i
d�wi�k zanik�y zupe�nie, odp�yn�y, by w nast�pnej sekundzie odrodzi� si� w
zupe�nie nowej postaci, kreuj�c co�, od czego zapar�o mi dech w piersiach.
- Lordzie Omara, czy mo�emy... - Ribz odziany w str�j siedemnastowiecznego
szlachcica francuskiego pr�bowa� utrzyma� powag�, ale sytuacja ewidentnie go
roz�mieszy�a. - Czy mo�emy wyprawi� si� na kr�tki spacer po obej�ciu.
Znajdowali�my si� na wiejskiej posesji lorda Eda Omary, poranne mg�y s�a�y si�
jeszcze w po�o�onych obok dolinach, ch�odne powietrze orze�wia�o, ale tak�e
mrozi�o p�uca. Przy ka�dym oddechu z ust wyp�ywa�y nam pot�ne k��by pary.
Murowany dom, stodo�a i dodatkowy budynek gospodarczy okalane by�y drewnianym
ogrodzeniem, wzd�u� kt�rego przechadzali�my si� powoli. Wskaza�em Ribzowi dom,
po czym rzek�em:
- Lordzie Ribz, czy podoba ci si� m�j letni domek? Postawi�em go w rekordowo
kr�tkim czasie. - U�miech zago�ci� teraz tak�e na mojej twarzy.
Ribz ze sztuczn� powag� odpowiedzia�, �e jest zachwycony i naprawd� wdzi�czny za
taki przyjemny wyb�r miejsca i postaci. Wyczu�em, �e obawia� si� troch� mojej
reakcji, co zastanowiwszy si� chwil� postanowi� przemilcze�. Odda� w moje r�ce
zabawk�, kt�r� mo�na bawi� si� w bardzo nieprzyzwoity spos�b i bardzo dobrze o
tym wiedzia�. Teraz wszelkie podejrzenia i w�tpliwo�ci zosta�y rozwiane. Poczu�
si� bezpieczny i m�g� w stu procentach odda� si� zabawie.
- Ser Ribz, czy w takim razie mog� pozwoli� sobie na dodatkowe okraszenie naszej
tu wizyty pewnymi, r�nej ma�ci rekwizytami? - zagadn��em.
Ribz wzruszy� ramionami.
- Nic nie stoi temu na przeszkodzie, a w razie k�opot�w prosz� liczy� na moj�
pomocn� d�o�. - Pu�ci� oko. Nie zastanawiaj�c si� d�ugo wyci�gn��em z kieszeni
malutkiego pilota i pocz��em wciska� odpowiednie klawisze.
Drzwi stodo�y otworzy�y si� i wyszed� z nich na podw�rze dryblas odziany w
ch�opski str�j, spojrza� na niebo, a nast�pnie przeci�gn�� si� ziewaj�c niczym
rycz�cy lew. Zauwa�ywszy pan�w, sk�oni� si� w p� mamrocz�c pod nosem
pozdrowienia.
- Podejd� no tu Pierre. - Jako lord Omara przywo�a�em go ruchem r�ki. - Bud�
kuchark�, niech zrobi nam po fili�ance dobrej herbaty.
Pierre powt�rnie zgi�� plecy i co si� pobieg� w kierunku budynku gospodarczego,
gdzie swoje sienniki mia�a reszta s�u�by. Ribz spojrza� mi w oczy.
- Szykujesz co� wi�kszego, czy tylko si� rozgl�damy?
Zamy�li�em si� na chwil�.
- Wiesz, spadajmy st�d - powiedzia�em wreszcie do Ribza. - Nawet moje nazwisko
nie za bardzo pasuje do szlachcica francuskiego. Chcia�em si� tylko troch� wczu�
w klimaty i pobawi� maszyn�. Powiedz mi jeszcze, czy mo�na narzuca� jakie�
�ci�lejsze scenariusze? Chcia�bym zmieni� �wiat.
Ribz przytakn�� ruchem g�owy.
- Nie b�dzie herbatki, szkoda... W zasadzie mo�na prawie wszystko - przeszed� do
rzeczy. - Budowa� ca�e sceny, kt�rych nie da si� obej��, dok�adne dialogi,
wrzuca� jakie� szczeg�y, bez kt�rych ca�o�� nie p�jdzie dalej. Gdyby� chcia�,
ale nie radz�, m�g�by� zrobi� tak, �e sam musia�by� wykona� zaprogramowan�
czynno��, a w�a�ciwie, to komputer by ci� do tego zmusi�. Widzisz, w fotelach s�
nie tylko stymulatory zmys�owe, ale te� elektryczne. Steruj� mi�niami, nie
b�dziesz chcia� si� schyli�, jak ten Jasio, to one ju� ci pomog�. - Ribza
z�apa�y spazmy �miechu.
Albo tobie, pomy�la�em i odwzajemni�em u�miech.
- No to jedziemy dalej - doda�.
Pstryk.
Fabryk� charakteryzowa� przede wszystkim brud. Wsz�dzie le�a�y zwa�y z�omu,
gruzu, w�gla, albo zupe�nie przypadkowych �mieci. Co raz jaki� robotnik w szarym
waciaku wy�ania� si� z drzwi olbrzymiej stalowej hali i przechodzi� szybkim
krokiem na drug� stron� zamarzni�tej drogi, gdzie z kolei znika� za blaszanym
za�omem walcowni. Huk maszyn, piec�w i starej kolejki kursuj�cej mi�dzy halami
zag�usza� nawet my�li dyrektora Omary. Pracuj�cy na dole przy maszynach do
obr�bki stali mogli widzie� go przechadzaj�cego si� w t� i z powrotem po swoim
ma�ym, oszklonym biurze z papierosem w d�oni, wypowiadaj�cego co jaki� czas na
g�os niekt�re z bardziej pogmartwanych my�li. Jednak przy ta�mie produkcyjnej
takie przygl�danie si� nie mia�o racji bytu. Przek�adaj�c �elazne pr�ty Ribz nie
m�g� pozwoli� sobie na wi�cej ni� tylko kr�tki rzut oka na okna kabiny, gdzie
zainstalowane by�o biuro. Obie r�ce odziane w grube materia�owe r�kawice
ochronne trzyma� na d�wigni spuszczaj�cej nadje�d�aj�ce po ta�mie pr�ty do
mniejszego pieca, gdzie stal by�a poddawana obr�bce chemicznej. Tu� przy nodze
Ribza sta� stary wys�u�ony pogrzebacz, kt�rym wybrakowane sztuki zrzuca� na
drug� stron�, sk�d znowu zabiera� je Smith pakuj�c na plandek� fabrycznego
meleksa i wywo��c z powrotem do przetopu. Chocia� na zewn�trz mr�z sku� ziemi�,
a wiatr hula� str�caj�c nieostro�nym czapki z g��w, tu, przy piecu by�o tak
gor�co, �e je�li tylko by�a okazja by zdj�� przepocony waciak, czy r�kawiczki,
natychmiast to robiono. Robotnicy przy ka�dej sposobno�ci odwracali rozgrzane
twarze od gor�cego p�omienia, kt�rym pali�a si� stal. Ribz sta� co najmniej
pi��dziesi�t metr�w do wielkiego pieca, a mimo to jego te� co jaki� czas dotyka�
powiew ciep�ego powietrza.
W g�owie wykie�kowa�o mu pewne podejrzenie, niejasna my�l, kt�ra wybuch�a w
ci�gu kilku sekund nag�ym ol�nieniem. W ciele prostego robotnika przek�adaj�cego
d�wigni� Ribz odnalaz� swoje prawdziwe ja, powszechnie powa�anego i szanowanego
cz�onka Rady, faceta od polityki, a nie od �opaty. Rozejrza� si� krytycznym
wzrokiem po pe�nej maszyn hali, po czym zwr�ci� wzrok na kabin� Omary. Nie
bardzo mu si� to wszystko podoba�o. Scenariusz wymy�lony przez Eda ca�kowicie mu
nie odpowiada�, czu� si� po prostu oszukany. "Co on kombinuje?", pomy�la�.
"Zwyczajnie bawi si� moim kosztem."
Chcia� ruszy� si� z miejsca, wbiec na g�r� i natychmiast zmusi� Omar�, aby to
wszystko odwo�a�. Przy pierwszej pr�bie nogi odm�wi�y mu pos�usze�stwa. Szarpn��
raz i drugi, ale dalej sta� przy ta�mie produkcyjnej, i co najwy�ej m�g�
postawi� krok gdzie� na bok, z ty�u by�a jakby �ciana, kt�rej przekroczy� nie
m�g�, bo cia�o nie reagowa�o na jego rozkazy.
A wi�c tak to wygl�da. Uczucie zniewolenia wywo�a�o strach, nag�y skurcz �cisn��
mu �o��dek. Musia� prze�kn�� �lin�, �eby zatrzyma� jego zawarto��. Zrobi� si�
czerwony na twarzy, czo�o zrosi� mu obfity pot. Czu� si� jak szczur w
labiryncie. Nawet je�li znajdzie drog� wyj�cia, to czy nie b�dzie ona z g�ry
zaplanowana? Co najwy�ej m�g� mie� nadziej�, �e ca�a ta sytuacja jest tylko
g�upim kawa�em, �artem, kt�ry zaraz zako�czy si� przyjacielskim poklepywaniem po
plecach.
Uwa�aj�c na przesuwaj�ce si� pr�ty, �ledzi� ruchy Omary. Dyrektor bawi� si�
pilotem, kt�ry tutaj wygl�da� nieco inaczej (maszyna u�y�a do tego celu jednego
ze schemat�w zaprogramowanych fabrycznie). Ribz pracowa� ju� dobrze ponad
godzin�, gdy zauwa�y�, �e dyrektor wychodzi z biura i zaczyna obch�d po hali.
No, nareszcie co� si� dzieje. Obawa, �e mo�e przepracowa� tu jeszcze kilka
godzin wzmaga�a si� w nim z ka�d� sp�dzon� przy ta�mie minut�. Chod� tu Ed i
sko�cz te wyg�upy, s�yszysz stary?!
Ed rzeczywi�cie kierowa� si� do schod�w prowadz�cych z antresoli na d�,
aczkolwiek nie �pieszy�o mu si� zbytnio. Spokojny krok nie zdradza�
najmniejszego zainteresowania czy obawy przed spotkaniem z przyjacielem z
rzeczywistego �wiata. Ribz przek�adaj�cy d�wigni� coraz bardziej nerwowo, nie
by� pewny czy Ed podejdzie do niego, co oznacza�oby dalsze czekanie. Tymczasem
r�ce zacz�y mu ju� zwyczajnie s�abn��, nie m�wi�c o ch�ci zrobienia sobie ma�ej
przerwy na papierosa.
Dyrektor przechodz�c obok kolejnych stanowisk przybli�a� si� jednak do Ribza.
Widok nadchodz�cego przyjaciela nape�nia� go mimo ca�ej sytuacji prost� ludzk�
wdzi�czno�ci�, chocia� gdzie� g��biej, na granicy pod�wiadomo�ci czai�a si�
obawa przed prawdziwym pochodzeniem tego uczucia. Pozytywne i negatywne emocje
miesza�y si� ze sob� tworz�c wybuchow� mieszank� dezorientuj�c� go chwilowo. W
momencie, gdy Ed podszed� do niego, Ribz by� ju� kompletnie sko�owany, nie
wiedzia� co ma powiedzie�.
- Cze�� Ribz - zacz�� dyrektor. - Jak si� pracuje.
- Dobrze, panie kierowniku - odpowiedzia�y usta Ribza bez jego pomocy, ignoruj�c
my�l u�o�on� g�owie. Oczy wyra�a�y ogromne zdziwienie, ale brwi i powieki
zosta�y na swoim miejscu. Ribz przekl�� w duszy i odetchn�� z my�l�, �e chocia�
ten przywilej nie zosta� mu odebrany, mo�liwo�� przeklinania to powa�na sprawa.
- Dzisiaj zostaniesz d�u�ej za swoje wczorajsze wybryki. - Usta dyrektora spi��
gniewny wyraz. Je�li Ed blefowa�, to robi� to wy�mienicie.
- Tak, oczywi�cie - przytakn�� Ribz uni�enie. Maszyna wdar�a si� g��biej w jego
organizm. By� wdzi�czny, �e w og�le ma mo�liwo�� pracowania w fabryce i
zarabiania pieni�dzy, za kt�re �ona mo�e kupi� co� do jedzenia i wykarmi�
jeszcze dwie ma�e g�by siedmioletnich bli�niak�w. Nie ka�dy jest takim
szcz�ciarzem. Przed oczami stan�� mu obraz obdrapanych �cian ma�ego
dwupokojowego mieszkanka, kt�re dzielili razem z te�ciow�, co czasami prowadzi�o
do zajad�ych k��tni o telewizor, jedzenie i �azienk�, ale ci�gle si� jako�
kr�ci�o i jeszcze nie by�o najgorzej. Tak, ci�gle si� jako� kr�ci�o...
W jednej chwili wspomnienie prys�o. Ed sta� przed nim u�miechni�ty.
- Da�e� si� nabra�. Widzia�em twoj� min� - zrywa� boki ze �miechu.
Ribz zachowywa� si� tak, jakby nie z�apa� �artu.
- To wcale nie by�o �mieszne, rozumiesz Ed? Wcale a wcale. - Obawia� si�, �e
je�li spr�buje zrobi� krok do przodu, to niewidzialna �ciana znowu go zatrzyma.
Ed wyczu� t� niepewno��.
- Spokojnie mo�esz si� ruszy�, ju� wszystko w porz�dku.
I po chwili doda� jeszcze:
- Przepraszam.
Ribz nie�mia�o wysun�� nog� do przodu. Nic si� nie sta�o. Zdecydowanie postawi�
nast�pny krok. Chcia� wskrzesi� w sobie gniew, ale na zimno by�o to trudne,
pozosta�o mu wi�c tylko zrobienie obra�onej miny i ostre zruganie kolegi.
- Nie r�b wi�cej takich numer�w, bo po prostu si� pogniewamy - popatrzy� Edowi
prosto w oczy. - Chocia� sprzedaj� to jako zabawk�, to jednak mo�na wyrz�dzi�
ni� sporo z�ego, przysporzy� niez�ego stracha, a nawet b�lu.
Ed kiwa� g�ow� w akcie zrozumienia, ale gdy tylko Ribz sko�czy�, zapyta�:
- A rodzinka, nie podoba�a ci si�? - brew unios�a si� znacz�co.
- Okropna - burkn�� Ribz.
- Masz szcz�cie, �e omin�o ci� to w prawdziwym �wiecie.
- W prawdziwym �wiecie w takim syfie �yj� tylko nieroby i tanie dziwki -
zripostowa� Ribz.
Sk�ra na twarzy Omary �ci�gn�a si�, z�by zgrzytn�y.
- Zapomnia�e� Ribz sk�d pochodzisz - powiedzia� twardo.
- Daj spok�j, Ed - �achn�� si� Ribz. - Poka� mi tego pilota i spadamy.
Dyrektor wyj�� z kieszeni ma�y przedmiot, ale nie poda� go pracownikowi.
- Jeszcze tylko jedna historia, Ribz i potem b�dziesz wolny.
Ribz przest�pi� z nogi na nog�.
- Nie mam ochoty - odpowiedzia�. - Wracajmy.
Omara dok�adnie przyjrza� si� twarzy cz�onka Rady.
- Nie. - Zacz�� wciska� klawisze.
- Jak to nie?! - krzykn�� Ribz, ale by�o to ostatnie zdanie wypowiedziane w
fabryce.
Sta�a na rogu ulic tul�c g�ow� w wielkim puchowym ko�nierzu. Przest�puj�c z nogi
na nog� pr�bowa�a rozrusza� zastane ko�ci i mi�nie. Mini ledwie przykrywaj�ca
ty�ek nie pomaga�a w og�lnej rozgrzewce. Taki zaw�d, �wie�e powietrze bez
wzgl�du na por� roku, temperatur�, ci�nienie, deszcz, �nieg i grad. Zawsze mo�na
przespacerowa� si� wzd�u� ulicy tam i z powrotem. Tylko po co? Stanie na rogu
jest r�wnie dobre, a czasami nawet lepsze - widok na cztery strony �wiata,
chocia� to w�a�nie �wiat ma patrze�. Kolana ukryte pod siatk� czarnych rajstop
ociera�y si� seksownie o siebie, �aden facet nie przeszed�by obok nich
oboj�tnie. Wiecz�r w�a�nie zacz�� powoli zbiera� swoje zabawki i ust�powa�
miejsca nocy. Mila sta�a tak ju� dobre dwie godziny, jeszcze bez �adnego
klienta. Praktyka nauczy�a j�, �e dopiero grubo po jedenastej mo�e spodziewa�
si� jakiej� wi�kszej liczby napalonych frajer�w, ale zanim sobie dobrze nie
�ykn�, nie ma si� co spodziewa� jaki� t�um�w. Co najwy�ej kt�ry� z tych m�odych
wymoczk�w z g�r� mamony w kieszeni, albo zab��kany desperat pragn�cy wreszcie
sta� si� m�czyzn�. Ci ostatni zwykle ko�czyli na pytaniu o cen�...
Z bramy wyp�yn�a znajoma sylwetka Teda. Tutejszy samiec alfa podszed� szybkim
krokiem do swojego kociaka i oznajmi�, �e szykuje si� wyjazd. Tak zwana robota u
klienta. Z�apa� Mil� za r�k� i grzecznie poprowadzi� do ma�ej sutereny w
naro�nej kamienicy.
- Masz tu na taks�wk� - rzuci� na st� kilka banknot�w. - Napij si� herbaty i
zje�d�aj. Jeste� um�wiona za p� godziny pod tym adresem. - Wskaza� na ma��
karteczk� le��c� na komodzie obok telefonu. Facet nazywa si� Ribz i jest
nadziany. Jakby chcia� co� ekstra, to zr�b co ka�e, ale policz sobie wi�cej.
Mila zgarn�a pieni�dze ze sto�u i podnios�a kartk� z adresem.
- Kto� z Rady? - zapyta�a.
- Ta, chyba tak - przytakn�� Ted, kogo innego by�oby sta� na mieszkanie w tamtej
dzielnicy? Usiad� na kanapie rozk�adaj�c szeroko r�ce na oparciu.
- Tylko wracaj zaraz po robocie. �adnego spania u klienta, kapujesz? Robota
czeka.
Zadziornie wysuni�ta szcz�ka alfonsa denerwowa�a Mil�. Palant, pomy�la�a. Siedzi
tu i tylko zgarnia szmal, a jak ma ochot� to robi sobie przyj�cie na trzy
kociaki za zupe�ne friko. Kto� mu kiedy� powinien obrobi� ty�ek, zobaczy�by �e
to wcale nie taka przyjemna praca. Na g�os jednak rzuci�a tylko:
- Jasne.
Przechyli�a p� szklanki ciep�ej jeszcze herbaty i wysz�a.
P� godziny to tyle, �e starczy czasu nawet na podr� zwyk�ym autobusem. Wsiad�a
we w�a�ciwy numer i zaj�a miejsce na pojedynczym siedzeniu z ty�u, wbijaj�c nos
w szyb�. Wszystko by�oby w porz�dku, gdyby nie banda m�odych dupk�w, kt�rzy
wsiedli kilka przystank�w dalej i zacz�li si� do niej przystawia�.
- Ej cizia, ile bierzesz?
- Zamawiam po francusku na szybko!
- Poka�, co tam masz, to mo�e si� skusimy.
Zaczepki by�y coraz bardziej ordynarne, a gdy jeden ze szczyli zacz�� zbli�a�
si� niebezpiecznie, pokaza�a mu palec i wysiad�a na najbli�szym przystanku. Tacy
napaleni szczyle potrafi� by� nieobliczalni, szczeg�lnie je�li s� w grupie.
S�ysza�a o kilku gwa�tach na prostytutkach, ale raz widzia�a w metrze ofiar�
jednego z nich. Dziewczyna siedzia�a samej halce, z rozmazanym makija�em,
p�aka�a i trz�s�a si� ca�a. Ich spojrzenia spotka�y si� tylko na chwil�, na
u�amek sekundy, ale nigdy nie zapomni b�lu, jaki w nich widzia�a. Ca�y strach,
kt�ry nosi�a kiedykolwiek w sobie nik� w por�wnaniu z tamtym. S�owami nie mo�na
tego odda�. Zobaczy�a cz�owieka ca�kowicie zniszczonego, z�amanego na zawsze,
kt�remu w jednej chwili odebrano cel i sens �ycia. To by� bilet w jedn� stron�,
nie wa�ne czy przez wegetacj�, czy ekspresem do piek�a. Od tamtej pory gwa�t
budzi� w niej najg��bsze pok�ady strachu i gdy tylko istnia�o jakie� zagro�enie,
wola�a omin�� je szerokim �ukiem.
Przejecha�a jeszcze dwa przystanki nast�pnym autobusem i by�a na miejscu. Numer
odnalaz�a bez trudu. Dom ukryty za drzewami przypomina� jej pa�ac, nale�a� do
ba�niowej krainy pokazywanej w telewizji. "Ksi��� dzwoni po dziwk�" zatytu�owa�a
ten odcinek. To j� troch� rozbawi�o, doda�o wigoru. Nacisn�a dzwonek.
Widok nieco wstawionego grubasa w drzwiach zrobi� na niej dziwne wra�enie. Co�
przemkn�o jej przez g�ow�, skojarzenie niewiadomego pochodzenia, niedoko�czona
my�l.
- Zapraszamy, zapraszamy - grubas wskaza� r�k� przedpok�j. - Prosz� si� nie
kr�powa�.
I za�mia� si� tak jako� diabelsko, jakby z nut� z�o�liwo�ci. Zawaha�a si�. Gnoje
w autobusie to pryszcz, ale facet we w�asnym domu, daleko od ulicy to zupe�nie
co� innego. Pierwsze ostrze�enie, pomy�la�a przest�puj�c pr�g. Zobaczymy co
dalej, �miechem krzywdy mi nie zrobi.
W salonie siedzia� jeszcze jeden facet, a wi�c zapowiada�o si� ma�e party.
Rozejrza�a si� dooko�a. Przepych - to s�owo najlepiej charakteryzowa�o
pomieszczenie. Tysi�c drobiazg�w na ka�dej p�ce, statuetki, figurki, ozd�bki
rozmaitej ma�ci. Gdyby nie przestrzenny �rodek, wielka kanapa i akwarium, reszta
uczyni�aby z salonu magazyn pami�tek.
- Napijesz si� czego�, panienko? - rzek� ten drugi. - Jak masz na imi�?
- Mila - odpowiedzia�a. Co� jednak ci�gle by�o nie tak, co� niby dejavu miesza�o
jej my�li. Powodowa�o pewne rozdwojenie sytuacji, jedna z nich rozgrywa�a si� w
jej g�owie, druga - naprawd�.
Z ty�u nadszed� grubas, zamykaj�cy wcze�niej drzwi wej�ciowe, gdy spojrza�a mu w
twarz, zacz�o do niej dociera�. Ma�a zagubiona osobowo�� przedziera�a si� przez
warstwy sztucznych wspomnie�. Gniew Ribza uwi�zionego w ciele dziwki w ci�gu
sekundy si�ga� wy�yn. Omara ukryty pod postaci� Ribza odgad� to od razu, ale
zamierza� doprowadzi� zabaw� do ko�ca.
- Rozgo�� si� skarbie. Podobaj� ci si� moje rybki?
By�o co� perwersyjnego w jego g�osie i Mila(Ribz) dobrze wiedzia� co. Odci�ty od
w�asnych cz�onk�w szarpa� si� wewn�trz, pr�buj�c wyrwa� si� na wszystkie
sposoby.
- Dlaczego nic nie m�wisz? Nie podobaj� ci si�?
Mila wyd�a usta wzruszaj�c ramionami.
- Nie przysz�am tu ogl�da� rybki, mo�emy przej�� do rzeczy?
Omara parskn�� �miechem, podczas gdy Ribz(Omara) zacisn�� pi�ci. Przeszed� si�
wzd�u� okna zbieraj�c my�li. Suka kontra gbur, od teraz idzie na no�e. Odwr�ci�
si� do niej przodem.
- No poka�, co potrafisz, rybe�ko.
Podesz�a do niego wolnym krokiem i wyci�gn�a r�ce w kierunku paska. Ribz
uwi�ziony w �rodku wrzeszcza� i kl�� ile si� w p�ucach. Patrzy� na w�asn� twarz
oczami Mili z najwy�szym obrzydzeniem i panik�. Pr�by wyrwania si�, przej�cia
kontroli nad cia�em nie dawa�y skutku. Ogl�da� ca�� sytuacj� z rosn�cym
przera�eniem, gdy nagle usta Mili otworzy�y si� i wypowiedzia�y zdanie, kt�re
ju� przecie� s�ysza�, a kt�re teraz w przeciwie�stwie do poprzedniego razu
wywo�a�o fal� dzikiej rado�ci.
- �mierdzisz, grubciu.
Zgodnie z prawdziw� histori� pi�� Ribza(Omary) wystrzeli�a w kierunku twarzy
Mili(Ribza), �cinaj�c j� z n�g w jednej chwili. Grubas odwr�ci� si� i zanim
pierwszy gniew nie opad�, si�gn�� do szuflady. Bro� b�ysn�a w �wietle �ar�wki.
Wylot lufy mierzy� w g�ow� Mili. Ribz chcia� uciec, ale WEHIKU� trzyma� mocno.
Nie by�o ucieczki. Kula opu�ci�a luf�.
Po odg�osie strza�u zapad�a nag�a cisza. Kurtyna opad�a. Siedzieli�my naprzeciw
siebie w pokoju dziecinnym, a nasze spojrzenia skrzy�owa�y si� badaj�c wzajemn�
pustk�. Nikt nie �mia� si� odezwa�. Powoli wyci�gn��em z kieszeni pilota.
Zrozumia� - pomy�la�em. Musia� zrozumie�. A je�li nie? Palec wskazuj�cy
delikatnie przesun�� si� po stalowej powierzchni i lekko spocz�� na cynglu,
czekaj�c.
4-17.10.2001