5764
Szczegóły |
Tytuł |
5764 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5764 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5764 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5764 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SEAN WILLIAMS
mydlanooperowa ba�ka
Ten moment odznacza� si� najczystsz�, najwy�szej jako�ci dramaturgi�, lepsz� ni�
dowolny scenariusz, jaki zdo�a�bym stworzy�. W gruncie rzeczy by� tak �wietny,
�e nie mia�em wyboru, musia�em w tym miesi�cu w��czy� go do najnowszego odcinka.
Miejsce akcji:
Mostek "Rosenberga", Za�ogowego Statku Dalekiego Zwiadu (klasa okr�tu wojennego,
nieoficjalnie przezwany "�yd Wieczny Tu�acz").
W rolach g��wnych:
GABLE "GABE" McKENZIE, kapitan
SARA MRAVINSKY, zast�pca dow�dcy
MYRION HEMMELLING, systemy podtrzymania �ycia
JAKE FOO-WONG, astrogacja
ANDRE PASSANT, s�u�ba bezpiecze�stwa
STEVE JEFFERSSEN, in�ynieria i konserwacja
FREEDOM MAXWELL, nauka
ALEK MAAS, ��czno��, morale i Honorowy Operator Mydlany (ja)
Role drugoplanowe:
In�ynierowie, technicy, pracownicy naukowi, zesp� medyczny, trzech kucharzy,
rozmaici cz�onkowie za�ogi. Razem sto pi��dziesi�t trzy osoby.
Komentarz:
Sfilmowane na �ywo w pobli�u Mi Bootis, 108 lat �wietlnych od Ziemi.
Wydarzenie mia�o miejsce, kiedy "�yd Wieczny Tu�acz" zako�czy� wst�pne
rozpoznanie systemu. Kapitan Gabe, ciemny, przystojnie wygl�daj�cy w oficjalnym
mundurze kosmicznym, pomy�lnie wprowadzi� nas na ciasn� orbit� polarn� wok�
zielonkawej, nieciekawej z wygl�du gwiazdy centralnej klasy F0. Freedom Maxwell,
jak zawsze �liczna, z blond w�osami zwi�zanymi w lu�ny ko�ski ogon, czyni�a
przygotowania do pierwszego przelotu ko�o wewn�trznej planety. Jake Foo-Wong co
par� minut rado�nie sprawdza� wsp�rz�dne, porozumiewaj�c si� z komputerami
monosylabami, wymawianymi nie�piesznie i precyzyjnie. Steve Jefferssen
dobrodusznie obserwowa� wska�niki, pilnuj�c pot�nych silnik�w. Na sw�j
misiowaty spos�b sprawia� wra�enie zadowolonego, co by�o dobrym znakiem.
- Okay, za�oga. - Kapitan Gabe ruchem nadgarstka odda� Jake'owi i SI[1]
sterowanie "Tu�acza". - �ajba na kursie. Jakie� pytania, komentarze, propozycje?
- Dobra robota, Gabe - powiedzia�a Freedom, w opanowany, jak zawsze, spos�b
graj�c swoj� rol� Podkochuj�cej Si�. Mo�e robi�a to nawet troch� za dobrze?
Czy�by �ycie na�ladowa�o sztuk�? - Znowu wyprzedzili�my harmonogram.
- No c�, wszystkie oszcz�dno�ci si� sumuj�, prawda? - Gabe u�miechn�� si� w
odpowiedzi, wyra�nie zadowolony z komplementu. - Szesna�cie system�w
zaliczonych, trzydzie�ci cztery jeszcze na li�cie. Je�li za ka�dym razem
uszczkniemy dzie� czy dwa, to do domu te� wr�cimy wcze�niej.
Sara Mravinsky i Andre Passant przygl�dali si� z boku, wyra�nie znudzeni
rutynowymi manewrami i ma�o porywaj�c� rozmow�. Szpakowaty Andre wydawa� si�
niezbyt szcz�liwy, co skrupulatnie odnotowa�em. Scenariusz przewidywa� ponur�
uraz� wywo�an� odrzuceniem przez Myrion, ale wyczuwa�em w tym co� wi�cej. Czy,
podobnie jak Freedom, przesadzi� z rol�, czy te� by�o to zapowiedzi�
niezale�nego napadu z�ego samopoczucia?
Siedzia�em z dala od innych, wypatruj�c w stosunkach pomi�dzy cz�onkami za�ogi
jakichkolwiek oznak narastania albo zmniejszania si� napi�cia. Kto wie, co mo�e
okaza� si� przydatne? Nawet to trzymanie si� z boku Sary i Andre mo�e dostarczy�
materia�u do pobocznego w�tku, cho� opar�em si� my�li, by zawi�za� pomi�dzy nimi
romantyczn� afer�. Pomin�wszy moje w�asne uczucia, jej delikatna, niemal
dziewcz�ca uroda wygl�da�aby wr�cz kazirodczo w zestawieniu z surowym szefem
ochrony. Chocia�, mo�e by si� jej to podoba�o. Stwierdzi�em, �e nie potrafi�
powiedzie�, co dzieje si� w tej pi�knej g��wce o kr�tko przyci�tych,
bursztynowych w�osach i ciemnomiodowych oczach.
- Wcze�niej - skomentowa� Andre - to dla mnie i tak za p�no.
Gwa�townie powr�ci�em do rzeczywisto�ci. A wi�c na tym polega jego problem.
Nostalgia za Ziemi�. P�niej b�d� musia� si� tym zaj��.
- Silniki w porz�dku, kapitanie - odezwa� si� Steve. Obliza� wargi, �wiadom, �e
ka�de s�owo jest nagrywane. - Przez chwil� by�o tu troch� gor�co, ale
przeskoczyli�my. Daj nam cztery dni na znalezienie problemu i wr�cimy do pe�nej
sprawno�ci.
- Dobrze. - Gabe skin�� g�ow�, nie zdradzaj�c zaniepokojenia.
W czasie tak d�ugiego lotu utrzymanie wszystkiego na chodzie by�o ci�g�ym
problemem, ale niewartym nadmiernego przejmowania si�. Opr�cz zderzenia z
asteroid� albo implozji materii niewiele by�o rzeczy, z kt�rymi Steve nie
poradzi�by sobie od r�ki. Tak czy owak, silniki pracowa�y pe�n� moc� tylko raz
na pi�� tygodni, w czasie przekraczania przepa�ci pomi�dzy gwiazdami, wi�c by�o
mn�stwo czasu na za�atanie dziwnego przecieku.
- Jake, informacje o systemie.
Astrogator, p�-Azjata, wzruszy� ramionami, nie podnosz�c wzroku znad swoich
ekran�w. Mia� rol� charakterystyczn� i wiedzia� o tym, wi�cej, gra� zgodnie z
ni�.
- Nic nowego, sir. Trzy planety, w tym dwie typu jowiszowego. Trzecia jest ma�a
i ma du�� g�sto��. Orbita nieregularna. Prawdopodobnie przechwycony ksi�yc.
�adnych godnych wzmianki ob�ok�w kometarnych czy pas�w asteroid.
- Dobrze. - Gabe wyra�nie si� odpr�y�.
Ostatni system podw�jny (Omega Herculis, bia�y nadolbrzym z mniejszym
towarzyszem) z pocz�tku wydawa� si� r�wnie prosty, dop�ki bli�sze zbadanie nie
ujawni�o pasa lu�no rozrzuconych, pierwotnych czarnych dziur. Paskudne dla
astrogacji i system�w podtrzymywania �ycia oraz, jak wykaza�o przej�cie tu� ko�o
jednej z nich, potencjalnie �miertelnie niebezpieczne. Tym razem byli�my
przygotowani na wszystko, ��cznie z nud�.
- Nie zamieszkana?
- Oczywi�cie. A czego� si� spodziewa�?
- Pewnego dnia mo�esz mnie zaskoczy�. - Gabe u�miechn�� si� drwi�co. - Saro,
wszyscy, kt�rzy nie s� niezb�dni, mog� zrobi� sobie godzinn� przerw�. W
gotowo�ci a� do odwo�ania.
Sara w��czy�a interkom i przekaza�a rozkaz. Atmosfera napi�cia zacz�a s�abn�� w
miar� jak zwolnieni ze stanowisk udawali si� na przerw�. Osiemna�cie godzin
ci�kiej pracy - przeskok, wst�pne rozpoznanie, wej�cie na orbit� - sko�czy�o
si�. Kr�cej ni� zwykle, jak zauwa�y�a Freedom. Stosowana przez Gabe'a technika
po��czenia wej�cia na orbit� z przelotem ko�o planet zdawa�a egzamin. Je�eli nic
nie p�jdzie �le, przez nast�pne par� tygodni na statku b�d� obowi�zywa�y
normalne wachty.
Gabe przesun�� wzrok po kilku ekranach pokrytych informacjami, przegl�daj�c je
pobie�nie, zabijaj�c czas pozosta�y do przelotu ko�o planet. Ja r�wnie�
patrzy�em na potok danych, rozumia�em najwy�ej dziesi�� procent, ale niezbyt si�
tym przejmowa�em. Nikt z nas nie pojmowa� wszystkiego, nawet dowodzeni przez
Freedom jajog�owi. W ci�gu osiemnastu miesi�cy naszego pobytu w Otch�ani
zgromadzili�my r�wnie du�� kolekcj� anomalii, co sp�jnych fakt�w oraz wi�cej
pyta� ni� odpowiedzi.
By�em oficerem odpowiedzialnym za morale i do moich zada� nale�a�o dopilnowanie,
by niew�a�ciwe pytania nigdy nie zosta�y zadane.
Wewn�trzna, skalista planeta znajdowa�a si� coraz bli�ej. Zespo�y przyrz�d�w
rozmieszczonych na kad�ubie statku poddawa�y j� bezustannej analizie. By�a
martwa, tak jak si� spodziewali�my, potencjalne �r�d�o bogactw mineralnych. W
po�owie drogi do niej "Tu�acz" wystrzeli� trzy sondy uderzeniowe. Wystartowa�y z
na wp� s�yszalnym, na wp� wyczuwalnym szcz�kiem i zanurkowa�y, spiesz�c na
swoje ogniste randki.
Godzin� p�niej dane z trzech niewielkich b�ysk�w zosta�y zarejestrowane i
przes�ane do analizy. Koniec roboty a� do kolejnego przelotu, za trzy dni. Je�li
podw�adni Freedom nie znajd� niczego niezwyk�ego w spektrogramach, "Tu�acz"
zmieni orbit�, by dok�adniej przyjrze� si� gwie�dzie centralnej, a potem zwr�ci
si� ku gazowym gigantom. Potem odlecimy.
Pi�� tygodni. Cztery, je�li system jest tak pusty, na jaki wygl�da. Dla mnie
kolejny miesi�c powstrzymywania za�ogi przed rzuceniem si� sobie do garde�.
St�umi�em jednocze�nie ziewni�cie i natr�tny pomys�, by napisa� romantyczny
w�tek ��cz�cy Sar� Mravinsky i mnie, ot, �eby o�ywi� sytuacj�. Prawdopodobnie
�le robi�em powstrzymuj�c t� ch��. W ko�cu ja tak�e potrzebowa�em
przewentylowania, nie? Kto mnie powstrzyma przed rzuceniem si� do w�asnego
gard�a?
Wtedy si� to wydarzy�o.
Uj�cie: bliski najazd na Jake Foo-Wonga, kt�ry studiuje ekran astrogacyjny,
skupiony na �ledzeniu naszej trajektorii przez system. Nagle podrywa g�ow�. Na
jego twarzy pojawia si� wyraz pomieszanego l�ku i kompletnego zaskoczenia.
JAKE: Kapitanie! Co� tu mam!
GABE: Tak, Jake? (podnosi wzrok) O Bo�e! A co to jest, do cholery?!
Przebitka na ekran: pomara�czowa, spl�tana sie� nak�adaj�cych si� linii i
okr�g�w. Jedna ma�a kropka p�dzi bardzo, bardzo szybko.
JAKE (usi�uj�c odzyska� panowanie nad sob�): Raport astrogacji...
niezidentyfikowany obiekt...
GABE: Alarm czerwony, Saro! Alarm czerwony!
JAKE: ...pr�dko�� trzy cztery razy dziesi�� do si�dmej...
GABE: Przygotowa� g��wny silnik!
JAKE: ...kurs... (podnosi wzrok z poblad�� twarz�) ...dok�adnie na nas,
kapitanie...
GABE: Uszczelni� wszystkie �luzy. Na mi�o�� bosk�, Steve, rozruszaj ten silnik!
S�u�ba medyczna ma by� w pe�nej gotowo�ci!
Odjazd: na mostku panuje chaos. G�osy krzycz� w interkomie, rozlega si� wycie
syren alarmowych. W rogu kadru jestem ja, z twarz� barwy coca-coli wyra�aj�c�
bezradn� groz�.
JAKE (nieco spokojniej, cho� wci�� bez tchu): Mamy obraz, sir.
Uj�cie: wygwie�d�one niebo z Mi-1 Bootis w lewym, g�rnym rogu. Z pocz�tku nic
nie wida�, potem w centrum pola widzenia pojawia si� jasna, zielona kropka. Z
bezg�o�nym poszumem w jednej chwili wype�nia ca�y ekran.
GABE: Jezu Chryste... Ale� to zasuwa! Jakie to by�o powi�kszenie, Jake?
JAKE: Pe�ne, sir.
GABE: ETA[2]?
JAKE: Sto dziewi��dziesi�t sekund.
GABE: Nadaje co�?
JAKE: Nie, sir, i nie odpowiada na sygna�y.
GABE: Cholera. Podaj mi kurs uniku, przechodz� na r�czne sterowanie.
SARA (sprawiaj�ca wra�enie przera�onej jak nigdy): Nie mo�emy po prostu
wyskoczy� st�d w diab�y?
STEVE: Nie. Na zaprogramowanie skoku potrzebujemy czterdziestu o�miu godzin.
SARA (zak�opotana): Oczywi�cie. Przepraszam.
Uj�cie: Freedom Maxwell przy swojej konsoli. Ten sam obraz co przed chwil�, obcy
statek p�dz�cy w stron� naszego wype�nia ekran. Komentarz: cho� jej w�osy
zachowuj� miedziany po�ysk, nawet w tym ostrym, zielonym �wietle, jej urodzie
dor�wnuje jedynie sprawno�� wykonywania przez ni� pracy.
FREEDOM: Okay... (energicznie, do komputera) cofnij o ramk�... jeszcze.... jest!
Zatrzymaj i zapisz. Powi�ksz.
ANDRE (zagl�daj�c jej przez rami�): Co u diab�a...?
FREEDOM (postukuj�c w ekran dla podkre�lenia cech obcego statku; wyra�nie czuje
si� niezr�cznie): Kszta�t dysku, obraca si� z du�� pr�dko�ci�, kraw�d� otacza
��ta po�wiata, obiekt zostawia za sob� �lad w postaci ziarnistej smugi...
(odwracaj�c si� od ekranu) Gabe, czy to jaki� kawa�?
GABE: Co? Oczywi�cie, �e nie. A o co chodzi?
FREEDOM: No c�, w takim wypadku, kapitanie, najwyra�niej odkryli�my nasz
pierwszy lataj�cy spodek.
Pe�na os�upienia cisza.
JAKE: Obiekt nadal si� zbli�a (po jego twarzy od razu wida�, �e zawsze chcia�
gra� t� rol�). ETA siedemdziesi�t sekund.
GABE (wci�� nie dowierzaj�c): Lataj�cy co?
JA (z prawie wariackim u�miechem): Bona fide UFO!
ANDRE: Alek, je�li to jeden z twoich �miesznych pobocznych w�tk�w...
JA: Bo�e, nie. Mog� by� wariatem, ale nie a� takim. Kto by uwierzy� w lataj�cy
spodek, tu, w kosmosie...?!
FREEDOM: A jak by zaprogramowa� obraz optyczny? My ich naprawd� widzimy.
JA: Tak. Dzi�ki, Freedom.
ANDRE (krzywi�c si�): No to ukryjmy to.
JA: Pod warunkiem, �e nie wypadniesz z roli.
JAKE (przerywa nam): ETA trzydzie�ci sekund.
GABE: W�a�nie. Kto� ma jaki� pomys�?
Zn�w cisza, opr�cz syreny ostrzegaj�cej przed zderzeniem.
GABE: Okay. Chyba musimy po prostu spr�bowa� zablefowa� (po twarzy przemyka mu
�lad strachu, ale generalnie panuje nad sob�). Trzymajcie si�!
D�onie Gabe'a przebiegaj� po jego pulpicie kontrolnym, rzuca statkiem w bok.
Rozlega si� st�umiony ryk gwa�townie budz�cych si� pot�nych silnik�w. Uwaga:
�adnych manetek, �adnego przewracania si� z boku na bok, �adnych krzyk�w. To
prawdziwa space opera, nawet je�li czasami dialogi s� nieco drewniane.
JAKE: Obiekt zmienia kurs.
GABE: W nasz� stron�?
JAKE: Aye, sir. ETA pi�tna�cie sekund.
Kapitan skr�ca w drug� stron�. Ponury wyraz jego twarzy zdradza, �e wie, i�
pr�ba jest skazana na niepowodzenie, lecz mimo to podejmuje j�.
JAKE: ETA dziesi�� sekund (p�niej przyklasn��em jego nast�pnym s�owom, cho� w
momencie ich wypowiadania nie mog�em ich znie��). Dziewi��... osiem... siedem...
Uj�cia po kolei: Andre, Sara, Steve, Freedom, ja, Jake i Gabe, urozmaicone
przebitkami na skaner optyczny, gdzie wida� szybko zbli�aj�cy si� obcy statek.
JAKE: ...sze��... pi��... cztery...
Spodek wydaje si� wylatywa� z ekranu.
JAKE: ...trzy... dwa...
Wszystko robi si� zielone...
JAKE: ...jeden...
...o�lepiaj�co jasnozielone...
JAKE: Zderzenie!
Wygaszenie.
Po zderzeniu z lataj�cym spodkiem zapanowa�a lekka panika. Z ca�ej sceny,
rzetelnie zanotowanej przez kamery systemu bezpiecze�stwa, uda�o si� wy�owi�
jedno zdanie:
ANDRE: Gdzie ten skurwiel si� podzia�?
A poniewa� nikt wtedy nie umia� na to pytanie odpowiedzie�, musia�em od�o�y� je
do archiwum.
W pierwszym odruchu pomy�la�em, �e dla utrzymania dramatyzmu nale�a�oby od razu
przej�� do odprawy, kt�ra odby�a si� w kabinie kapitana osiem godzin po
zdarzeniu. Do tego czasu ludzie troch� si� uspokoili i my�leli nieco bardziej
sensownie.
Jednak, po wielu przemontowaniach, od tej sceny rozpocz�� si� ten odcinek.
Gabe oczywi�cie przewodzi� spotkaniu. Jego wymizerowana twarz zastyg�a w wyrazie
zm�czonej determinacji. Nie spa� od trzydziestu sze�ciu godzin. Tak jak i
wszyscy pozostali.
- Okay, za�oga. Chyba musimy ustali�, co si� sta�o. Czy kto� ma propozycj� od
czego zacz��?
- A co� w og�le si� wydarzy�o? - Andre pr�bowa� naj�atwiejszego sposobu
ucieczki: unikni�cia problemu przez zakwestionowanie jego istnienia. - Nie by�a
to zwyk�a halucynacja?
- Nie. - Freedom by�a nieugi�ta. - Wszystko jest w zapisie, je�li chcesz, mo�esz
sprawdzi�. Obiekt pojawi� si�, ruszy� w nasz� stron� z przyspieszeniem
nieosi�galnym dla ziemskiej techniki, a potem znikn�� w momencie zderzenia.
- Obiekt? - Myrion wydawa�a si� rozbawiona, cho� jej p�u�mieszek zabarwia�a
zwyk�a dawka goryczy. W jej profilu psychologicznym wymieniono mn�stwo g��bokich
uraz�w ukrytych pod uwarunkowaniem. By�a jedn� z niewielu skomplikowanych
postaci w sztuce o "�ydzie Wiecznym Tu�aczu", mia�em co do niej wielkie plany.
Wyra�nie atrakcyjna, z si�gaj�cymi ramion bia�ymi w�osami, stanowi�a
interesuj�cy kontrast dla Freedom, z kt�r� zazwyczaj dar�a koty. - My�la�am, �e
m�wi�a� o nim "lataj�cy spodek"?
- Niewa�ne. Czy to istotne, jak� mu nadamy nazw�?
- Nie. - Gabe wtr�ci� si�, �eby powstrzyma� k��tni�. - Obie s� dobre. Jak s�dz�,
mo�emy przyj��, �e by� obcego pochodzenia. Najistotniejsze pytanie, wed�ug mnie,
to: "Jaki by� cel jego zachowania?"
- Dlaczego usi�owa� nas staranowa�? - doda� Jake.
Steve: - Jak on dzia�a?
Sara: - Czego chc� od nas?
Freedom: - Sk�d przyby�?
Andre: - Gdzie si� podzia�?
Ja: - I jak to opiszemy w raporcie?
Gabe wzruszy� ramionami.
- Po to w�a�nie tu siedzimy, Alek. Musimy to przemy�le�. Znikn�� bez �ladu, gdy
w�a�nie powinien waln�� nas czo�owo, i od tej chwili nie widzieli�my go.
Kimkolwiek byli, nie zawracali sobie g�owy powiadomieniem nas co, u diab�a,
robili, wi�c mo�emy tylko zgadywa�.
- Mo�e to jaki� rodzaj mechanizmu obronnego? - zasugerowa� Andre. - Ostrzec nas,
�eby�my odlecieli.
- Przed czym ostrzec?
- Nie wiem. Czy na wewn�trznej planecie mo�e istnie� �ycie?
- Ma�o prawdopodobne - powiedzia�a Freedom zdecydowanym tonem. - Cywilizacja
zdolna do zbudowania takiego statku kosmicznego na pewno pozostawi�aby po sobie
�lady. Nie zauwa�yli�my nawet �r�de� ciep�a. Sama stara lawa i dziwaczne
szczeliny.
- Planety jowiszowe?
- Zn�w bardzo ma�o prawdopodobne.
- My�l�, �e wkr�tce si� przekonamy - odezwa�a si� Sara. - B�dziemy ich mija� za
jaki� tydzie�.
- Na pewno? - Gabe przyjrza� si� nam uwa�nie. - Jedn� z rzeczy, kt�re chcia�bym
podda� pod dyskusj�, jest stan naszej wyprawy. Czy powinni�my opu�ci� system i
przeskoczy� do nast�pnego, czy trzyma� si� plan�w?
- Opu�ci� system? - Freedom by�a w�ciek�a. - Jeste�my u progu czego�, co mo�e
by� najwi�kszym naszym odkryciem! Poszukiwanie obcego �ycia jest jedn� z
g��wnych dyrektyw tej wyprawy!
- Je�li jej nie zagra�a - przypomnia� Andre.
- Nie skrzywdzili nas, prawda? Kimkolwiek s� i czegokolwiek chc�, uwa�am, �e
do�� wyrazi�cie zademonstrowali, i� jeste�my na ich �asce. A jednak wci��
�yjemy. Nie s�dz�, �eby byli wrogo nastawieni, tylko... ostro�ni.
- Zabawny spos�b okazania tego.
- Oczywi�cie. Nie spodziewasz si� przecie� po nich ludzkich zachowa�, prawda?
To nasun�o mi pewn� my�l, lecz zagryz�em warg�, �eby j� przemilcze�. Czy ich
zachowanie naprawd� nie by�o ludzkie?
- Osobi�cie wola�bym trzyma� si� planu - oznajmi� Gabe - lecz zanim podejm�
decyzj�, chcia�bym wys�ucha� argument�w przeciwko takiemu rozwi�zaniu. Teraz
jest czas, �eby si� wypowiedzie� - je�li chcecie.
Odpowiedzia�o mu milczenie. Andre wyra�nie ukrywa� zdenerwowanie za brutaln�
agresj�, lecz nie odzywa� si�. Jedynym innym cz�onkiem dow�dztwa, kt�ry m�g� si�
sprzeciwi� kapitanowi, by�a Sara, lecz ona r�wnie� zachowa�a milczenie. Po
sposobie, w jaki wierci�a si� w fotelu, pozna�em, �e wstydzi�a si� swojego
strachu.
Gabe odczeka� minut�, postukuj�c palcami w blat, a� sta�o si� jasne, �e nikt nie
zamierza si� odezwa�.
- W takim razie uwa�am rzecz za za�atwion�. Je�li nic nieprzewidzianego nie
wydarzy si� w czasie nast�pnego przelotu, b�dziemy post�powa� jak zwykle. ��dam
jednak pe�nej gotowo�ci na wypadek jakich� dziwnych wydarze�, a je�li
komukolwiek przyjdzie do g�owy cokolwiek, o czym nie pomy�leli�my, nawet
kompletnie krety�skiego, chc� o tym us�ysze�. Absolutnie wszystko mo�e okaza�
si� istotne.
Wszyscy wymamrotali�my potwierdzenie. Ja skrzy�owa�em przy tym palce za plecami,
gdzie by�o to niewidoczne dla kamer.
- No to, za�oga, my�l�, �e czas na odpoczynek. To by� d�ugi, ci�ki dzie�.
Og�aszam t� nadzwyczajn� narad� za zamkni�t� i �ycz� wszystkim mi�ych sn�w.
Dobranoc.
Drugi przelot up�yn�� bez �adnych wydarze�. Nasi obcy nie pokazali si�, je�li w
og�le jeszcze kr�cili si� po okolicy. Zmienili�my orbit� na bli�sz� gwiazdy bez
k�opot�w, potem przenie�li�my si� do gazowych gigant�w, potem nabrali�my paliwa.
Trzy tygodnie p�niej "Tu�acz" by� got�w do przeskoku. Pozosta�o jedynie
wys�anie raportu ze zwiadu przy Mi Bootis.
Komunikacja z Ziemi� ogranicza�a si� do ma�ych kapsu� w kszta�cie pocisku
wystrzeliwanych w stron� systemu S�o�ca, gdzie dociera�y po dw�ch dniach. Ilo��
energii, niezb�dna do wys�ania nawet tak ma�ych obiekt�w, powodowa�a
ograniczenie ich liczby do jednej na odwiedzany system s�oneczny, sporz�dzanej
jako podsumowanie bada�. Tak wi�c ka�da by�a istotna. Nie by�o �adnych szans
wys�ania aneksu wcze�niej ni� za miesi�c - wi�c jej zawarto�� musia�a zosta� od
razu przygotowana perfekcyjnie.
I w�a�nie tu wkracza�em ja. Moim zadaniem by�o zestawienie z danych sp�jnego
raportu. Zbiera�em dzienniki od szef�w wydzia��w, t�umaczy�em stosy technicznych
danych na zrozumia�y j�zyk angielski i przygotowywa�em zbiorczy raport ze
zwiadu. Ta robota, z wykorzystaniem SI, zajmowa�a nie wi�cej ni� kilka dni i
by�a okropnie nudna.
Tak wi�c stanowisko oficera komunikacyjnego wymaga�o tylko okresowej pracy i
pomi�dzy raportami mia�em dba� o morale (kolejne niewdzi�czne zaj�cie). Ca�e
miesi�ce zaj�o mi wymy�lenie jak po��czy� oba te zadania i uczyni� �ycie o
wiele bardziej interesuj�cym ni� przedtem.
Alfa Bootis (powszechnie znana jako Arktur, czwarta najja�niejsza gwiazda na
p�nocnym niebie) by�a naszym trzecim przystankiem, trzydzie�ci sze�� lat
�wietlnych od Ziemi. Ten system, po kt�rym wiele si� spodziewano, okaza� si�
zdecydowanie nieciekawy, podobnie jak nast�pne cztery: Gamma Serpentis, Sigma
Bootis, Yale 5634 i Tau Bootis. Wiedzia�em, �e ludzie tam, w domu, b�d� mieli
nadziej� na wi�cej ni� nudne opisy gazowych gigant�w i zwyczajne dane
spektralne. Tak wi�c, pr�buj�c o�ywi� nieco raport z Yale 5634, po naszym
przybyciu przechrzczonej na Gwiazd� McCormacka, do��czy�em uj�cia codziennych
zaj�� dow�dztwa. Zamiast sterylnych, starannie przygotowanych seminari�w
wyg�aszanych przez szef�w dzia��w, mieli�my obrazy prawdziwych interakcji
mi�dzyludzkich, zwarty zesp� ludzi pracuj�cych i bawi�cych si� na pok�adzie
"Tu�acza". Dzi�ki odpowiedniemu monta�owi zapis�w zdo�a�em stworzy� wra�enie
ci�g�o�ci, nawet pomimo �e p�godzinny zapis zosta� posk�adany ze strz�pk�w
odleg�ych o ca�e tygodnie.
Przed wys�aniem pokaza�em ten raport za�odze, wyja�niaj�c, �e Dow�dztwo na pewno
zaciekawi pokaz, jak dzia�amy jako zesp�, a nie jednostki. Sfabularyzowany
zapis przeka�e rzeczywisto�� o wiele lepiej ni� jakikolwiek raport o morale.
Je�li wyrwa�em jakie� wypowiedzi z kontekstu, to tylko po to, �eby ogl�daj�cy
ten p�godzinny film mia� wra�enie pe�ni, dzi�ki zasugerowaniu w�tk�w g��wnych i
pobocznych, kt�re w rzeczywisto�ci mog� nawet nie istnie�.
- Przygody "�yda Wiecznego Tu�acza", odcinek pierwszy - powiedzia� Jake, - na
pewno brzmi lepiej ni� USSN "Rosenberg", rutynowy raport zwiadu: Yale 5634,
21.08.26.
- W�a�nie. - U�miechn��em si� z pewno�ci� siebie. - Zabawne, nie?
- Ale czym si� to sko�czy? - zaprotestowa� Andre, chyba proroczo. - Stajemy si�
jakim� "Star Trekiem" albo "Zagubionymi w przestrzeni"?
By�o jeszcze troch� narzeka�, g��wnie w sprawie zachowania prywatno�ci, jednak
m�j pomys� zosta� w ko�cu zaaprobowany przez Gabe'a. Raport poszed�.
Dla potrzeb nast�pnego sprawozdania, z Tau Bootis (58 lat �wietlnych), posun��em
si� o krok dalej, namawiaj�c cz�onk�w dow�dztwa do improwizacji. Sugerowa�em
mo�liwe sytuacje i ich konsekwencje, kt�re mog�yby stanowi� rozrywk� zar�wno dla
ludzi w domu, jak i dla nas samych. Ju� wtedy wpad�em na pomys�, �e ca�e te
wsp�lne manewry mog� stanowi� �wietny spos�b na odreagowanie. Brak wentyla
bezpiecze�stwa stanowi po�ow� k�opot�w ze wsp�yciem w zamkni�tej grupie.
Wi�kszo�� czasu, jako oficer dbaj�cy o morale, sp�dza�em na �agodzeniu
niebezpiecznie napi�tych sytuacji - najcz�ciej bior�c ca�y �adunek na siebie.
Mia�em nadziej�, �e przekszta�caj�c raporty z "�yda WiecznegoTu�acza" w mydlan�
oper� zdo�am zmniejszy� stres, zar�wno sw�j, jak i reszty za�ogi.
Na przyk�ad: je�li ponury spos�b bycia Andre Passanta dzia�a� Myrion Hemmelling
na nerwy, dlaczego by nie nam�wi� ich do zagrania k��tni? Ta niezdarna pr�ba
psychoterapii by�a w�r�d pierwszych obocznych w�tk�w, jakich spr�bowa�em.
I zadzia�a�o. Wszyscy si� w to w��czyli, w kilku przypadkach niech�tnie. By�a to
gra, kt�r� mo�na si� bawi� tylko aktywnie w niej uczestnicz�c, lub je�li nie, to
dyskutuj�c na jej temat (za lub przeciw). Od wielu os�b otrzymywa�em sugestie
mo�liwych rozwi�za� r�nych sytuacji. Wkr�tce zacz��em rozdawa� og�lnikowe
scenariusze i aran�owa� najwa�niejsze dialogi. Nasza codzienna robota posuwa�a
si� naprz�d - badania, opracowywanie danych, walka o prze�ycie - lecz mieli�my
teraz jeszcze gr� dostarczaj�c� nam rozrywki.
Potem, dwa systemy p�niej, zdarzy�o si� co�, co na zawsze odmieni�o �ycie na
statku.
"�yd Wieczny Tu�acz" nie by� jedynym statkiem bior�cym udzia� w programie
badawczym dalekiej przestrzeni, opr�cz niego wys�ano dziewi�tna�cie innych,
ka�dy mia� odwiedzi� pi��dziesi�t system�w przed powrotem na Ziemi�. Cho� wielu
z nas przeklina�o pi��dziesi�cioletni wyrok, wszyscy zgadzali�my si�, �e jest to
najlepsze mo�liwe rozwi�zanie. Wys�anie jednego statku do pi��dziesi�ciu uk�ad�w
jest o wiele skuteczniejsz� metod� ni� po jednym do ka�dego. Oczywi�cie
pi��dziesi�t statk�w zbada�oby tysi�c uk�ad�w w ponad dwukrotnie kr�tszym
czasie, ale r�wnie� ponad dwa razy wi�kszym kosztem.
Omikron Bootis (75 lat �wietlnych) by� naszym dziewi�tym systemem. Obserwacje z
orbity Ziemi sugerowa�y, �e to du�y uk�ad i dlatego spodziewali�my si� mn�stwa
roboty. Wyskoczyli�my z hiperprzestrzeni na jego obrze�u, czujnie wypatruj�c
komet i rozejrzeli�my si� po okolicy.
Doprawdy, O-Bootis by� wielgachny. Pi�tna�cie planet, dwa pasy asteroid i
pot�na chmura kometarna t�oczy�y si� wok� ch�odnego, pomara�czowego olbrzyma.
Gabe wprowadzi� nas na obszern� polarn� orbit�, wysoko wychodz�c� ponad
ekliptyk� i Freedom wzi�a si� do roboty.
W�a�nie tam natrafili�my na ni�: kapsu�� z odpowiedzi� z Ziemi. Dopiero trzeci�
w ci�gu niemal roku. Osobiste listy od rodzin (nikt z nas nie mia� partnera na
Ziemi, lecz zawsze byli jacy� krewni chc�cy utrzyma� kontakt), najnowsze
instrukcje od Dow�dztwa, wiadomo�ci na temat ziemskiej polityki i sportu,
najnowszych chwilowych m�d... Z niecierpliwo�ci� czekali�my na przechwycenie
kapsu�y przez bezza�ogow� sond� i dostarczenie jej na pok�ad do przejrzenia.
Jednak wiadomo�ci wcale nie by�y dobre.
Z dziewi�tnastu siostrzanych statk�w trzy uleg�y katastrofom, jeden przys�a�
zniekszta�cony meldunek o uderzeniu asteroidy i r�wnie� znikn��, a kolejne
siedem wr�ci�o na Ziemi�, przerywaj�c misje z najrozmaitszych powod�w (w tym
choroby, niezadowolenie, nieprzystosowanie oraz otwarty bunt). Spo�r�d
pozosta�ych dziewi�ciu, na sze�ciu rozwija�y si� podobne problemy, a dwa z nich
by�y tak sp�nione z robot�, �e ich plany zosta�y skr�cone do trzydziestu
system�w.
Czyli zosta�y tylko trzy w pe�ni sprawne statki, w tym "�yd Wieczny Tu�acz".
Wie�ci by�y co najmniej powa�ne.
W�r�d wiadomo�ci znajdowa�a si� jedna zaadresowana do mnie osobi�cie, "prywatna
i poufna" od Robin Blanchard, Sekretarz Generalnej Dow�dztwa, podpisana r�wnie�
przez Prezydent Trybuna�u Ziemi, sam� Valerie McCormack. Otworzy�em j� nerwowo,
spodziewaj�c si� zwi�z�ego rozkazu powrotu do pracy, zaprzestania tracenia czasu
za�ogi na bzdury. Oznacza�o to koniec opery mydlanej, wiedzia�em to.
Ale nie. W rzeczywisto�ci by�o dok�adnie odwrotnie.
Dow�dztwo za�yczy�o sobie dalszego przesy�ania nieortodoksyjnych raport�w -
wr�cz jednoznacznie za��da�o. W �wietle tylu pora�ek potrzebna im by�a pomy�lnie
przebiegaj�ca wyprawa, by m�c j� pokaza� spo�ecze�stwu, w dodatku podana w taki
spos�b, �eby zapewnia�a zrozumienie przez wszystkich. "Przygody ��yda Wiecznego
Tu�acza�" po prostu dawa�y dobr� pras�. Nie umkn�a im te� mo�liwo��, �e ca�a ta
zabawa pomog�a utrzyma� psychiczn� stabilno�� za�ogi.
Tak w�a�nie zosta�em honorowym Operatorem Mydlanym i "Przygody ��yda Wiecznego
Tu�acza�" rozkr�ci�y si� na dobre.
Odcinek 4: Omikron Bootis (streszczenie):
Ten dziewi�ty port przeznaczenia "�yda Wiecznego Tu�acza" staje si� testem dla
za�ogi. W �wietle kiepskich wiadomo�ci z Ziemi morale staje si� jedn� z
wa�niejszych rzeczy. W czasie badania i kartowania rozleg�ego (a co za tym
idzie, wymagaj�cego mn�stwa pracy) systemu O-Bootis narrator, Alek Maas, �ledzi
rozwijaj�ce si� nadzieje i aspiracje wsp�towarzyszy.
Przyja�� pomi�dzy kapitanem Gabe i Freedom Maxwell pog��bia si�. Czy
kiedykolwiek skonsumuj� sw�j zwi�zek? Czy �liczna, m�oda Sara Mravinsky zdo�a
przetrwa� ogromne napi�cia zwi�zane z podr�ami kosmicznymi i znajdzie jeszcze
do�� czasu, by odkry� sam� siebie? Czy Andre Passant wie wi�cej ni� m�wi, czy
te� tajemnicze znikni�cie ok�adzin izolacyjnych z Magazynu 14 naprawd� by�o
zwyk��, niewinn� pomy�k�? Myrion Hemmelling ma w swoich r�kach �ycie wszystkich
ludzi na pok�adzie "�yda Wiecznego Tu�acza", a wielu z nich nie lubi. Czy st�d
bierze si� jej zgorzknienie, czy te� jest ono zwi�zane z jej tajemnicz�
przesz�o�ci�? Co si� stanie, je�li - jak si� obawia Steve Jefferssen - nawal�
silniki? Czy sko�czy si� to zagubieniem w g��bokiej przestrzeni, bez �adnej
nadziei na ratunek?
Osi� odcinka, jak zawsze, jest sama Wyprawa: ci�g�y w�tek, wok� kt�rego
wszystko si� kr�ci. Jakie nowe odkrycia czekaj� jeszcze "Tu�acza"? Jakie
nieprzewidywalne niebezpiecze�stwa? Czy pr�ba utrzymania morale si� powiedzie?
Napi�cie, w jakim �yje za�oga, jest ogromne. Maj� mniej wi�cej sze�� tygodni na
zbadanie ca�ego uk�adu planetarnego. Zwa�ywszy, �e naukowcy studiuj� Uk�ad
S�oneczny od dw�ch tysi�cy lat i wci�� jeszcze s� dalecy od zako�czenia tej
pracy, czy wype�nienie powy�szego zadania w og�le mie�ci si� w ludzkich
mo�liwo�ciach...?
I tak dalej.
Ka�dy "odcinek" sk�ada� si� z oko�o trzech godzin uj��, poprzeplatanych
panoramicznymi obrazami danego uk�adu. W przypadku O-Bootis materia�u na
przerywniki by�o pod dostatkiem: burzliwe gazowe giganty, przes�oni�te chmurami
ksi�yce, niespokojny pas asteroid itp. W miejscach, gdzie nie mog�em znale��
wystarczaj�co dramatycznych zdj�� do zmontowania zadowalaj�cej fabu�y, w��cza�em
narracj� spinaj�c� wszystko w ca�o��. Kilku cz�onk�w za�ogi - zw�aszcza Andre -
czu�o si� ura�onymi takim udramatyzowaniem rzeczywisto�ci, ale pogodzili si� z
tym, cho� niech�tnie. A skoro nasz szef ochrony tak cz�sto odgrywa� rol�
czarnego charakteru, czy nie sygnalizowa�o to, �e tkwi w nim co�, czym
nale�a�oby si� zaj��?
Trzy systemy dalej, przy Kappa Coronae Borealis, bia�ej gwie�dzie klasy widmowej
A0, dziewi��dziesi�t lat �wietlnych od domu, otrzymali�my czwart� kapsu��.
Dow�dztwo by�o wniebowzi�te. Przes�ali nam dla rozrywki ostateczn� wersj�
odcinka z O-Bootis, razem z reklamami. Jeden z najznakomitszych kompozytor�w
napisa� muzyk�, w czo��wce znalaz�y si� sceny z naszego treningu, odlotu na
orbit� i ostatecznego startu. Kto� nieco podretuszowa� jedn� czy dwie sceny,
zast�puj�c kiepskie aktorstwo uj�ciami wygenerowanymi przez komputer, lecz poza
tym pozosta� praktycznie m�j oryginalny monta�. Gabe wygl�da� nieco bardziej
szykownie ni� zazwyczaj, lecz to mog�o by� tylko moje osobiste wra�enie.
Przy ogl�daniu z dystansu (min�o dziesi�� tygodni od jego zmontowania) odcinek
czwarty by� dramatyczny, porywaj�cy, osobisty i bardzo ludzki. Oto grupka os�b
(trudno by�o o nich my�le� "my") zamkni�ta w metalowo-plastykowej trumnie
miliardy kilometr�w od domu. Mieszka�cy Ziemi nie mieli wyboru - musieli si� o
nas troszczy�, co oznacza�o w rezultacie trosk� o ca�y program eksploracji
dalekiego kosmosu. A to by�o dobre dla wszystkich we� zaanga�owanych.
Okaza�o si�, �e przemontowane wersje moich raport�w zosta�y zakupione przez pi��
mi�dzynarodowych sieci telewizyjnych. Reklamowane jako "ludzkie oblicze
eksploracji kosmosu" przygody "�yda Wiecznego Tu�acza" dociera�y do
siedemdziesi�ciu pi�ciu procent populacji Ziemi.
Byli�my gwiazdami. Trudno by�o si� do tego przyzwyczai�. Oznacza�o to te�, �e
moja rola Operatora Mydlanego sta�a si� bardziej istotna dla codziennej pracy
statku. Rzecz, kt�ra zacz�a si� jako zabawa, sta�a si� desk� ratunku dla
programu kosmicznego, a by� mo�e przy okazji i dla naszego zdrowia psychicznego
- wszystko dzi�ki smyka�ce do dramaturgii, z kt�rej posiadania wcze�niej w og�le
nie zdawa�em sobie sprawy. Kto by w to uwierzy�?
Ale najdziwniejsza ze wszystkiego by�a poczta od fan�w...
Tak wi�c, kiedy obcy statek wpad� na nas w uk�adzie Mi-Bootis, kt�ry by� naszym
szesnastym przystankiem i scen� jedenastego odcinka, moj� pierwsz� my�l� by�o:
"Jak to wp�ynie na serial?". Nie mog�em wyci�� tego Wydarzenia, by�o zbyt dobr�
scen� - nawet pomin�wszy jego historyczne znaczenie - �eby zostawi� je na
pod�odze monta�owni, jednak r�wnocze�nie by�o zbyt groteskowe, by ktokolwiek w
nie uwierzy�. Lataj�cy spodek w kosmosie?
Podczas badania Mi-Bootis, czuj�c szybko zbli�aj�cy si� termin wys�ania raportu,
zasi�gn��em opinii innych cz�onk�w za�ogi.
- Nie wiem co o tym my�le� - oznajmi� Steve Jefferssen, pierwszy m�j rozm�wca. -
Widzia�em, co widzia�em, lecz jest to bez sensu. Najlepiej zignorowa� spraw� i
zobaczy� co si� stanie kiedy - albo je�eli - statek powr�ci. Co innego mo�emy
zrobi�? Nie ma co si� nad tym g�owi�.
- Naprawd�, Steve? - Spodziewa�em si� wi�cej po tym zatwardzia�ym pragmatyku. -
Czy nawet nie zastanawiasz si�...
- Jasne, Alek. Jasne, �e si� zastanawiam. Czy przypadkiem wszyscy nie
zwariowali�my.
- Mnie zastanawia moment pojawienia si� statku - wyzna�a Myrion. - Mamy za sob�
jedn� trzeci� wyprawy - a w�a�ciwie nieco mniej - i jak dotychczas dokonali�my
bardzo niewielu wa�nych odkry�. S�dz�, �e wszyscy �ywimy nadziej� znalezienia
jakichkolwiek oznak pozaziemskiego �ycia, ale, pomin�wszy fa�szywy alarm przy
Beta Serpentis, wszystko jest martwe, martwe, martwe! Mo�e uzewn�trzniamy nasze
oczekiwania. Po histerii z dwudziestego wieku lataj�cy spodek jest wystarczaj�co
powszechnym archetypem. Czy czyta�e� co� o uprowadzeniach, kt�re mia�y si�
zdarza� w latach osiemdziesi�tych i dziewi��dziesi�tych?
- Tak.
- Przesta�y si� wydarza� po zamkni�ciu programu SETI. Nacisk na spo�eczn�
psychik� zwr�ci� si� do wewn�trz i zn�w zacz�li�my widywa� duchy. Mo�e
do�wiadczamy powrotu syndromu UFO?
- Czyli zwariowali�my?
Nie wspomnia�em, �e rozmowa ze Steve'em mia�a zasadniczo taki sam sens.
- Nie. Mieli�my halucynacj�.
- To to samo, nieprawda�?
- Spytaj kogo� na�panego LSD.
- Na pewno - obieca�em - kiedy tylko wr�cimy do domu.
U�miechn�a si�. Zawsze wygl�da�a nieco weselej, kiedy s�dzi�a, �e wygra�a sp�r.
- Podpucha - skomentowa� Andre. - Jaki� kretyn si� nami zabawia.
- Jak?
- Zaszczepiaj�c sie� SI rezydentnymi wirusami zaprogramowanymi na ujawnienie si�
w konkretnych momentach wyprawy. Po ich zadzia�aniu widzimy na ekranach rzeczy
nie istniej�ce naprawd�: elektroniczne duchy, je�li wolisz. Musisz spyta�
Freedom, jak to zosta�o zrobione, ale za�o�� si�, �e to co� w tym stylu. W ko�cu
nie mamy �adnego dowodu, �e ten spodek rzeczywi�cie istnia�, prawda? �adnych
szcz�tk�w, promieniowania, �ladu cz�steczkowego - nic. Czyli nie by�
rzeczywisty; musia� by� sztuczk�. Nast�pne b�d� jakie� s�owa na niebie.
Propaganda albo wiadomo�� dla dziewczyny.
- Pami�tasz tamt� noc w Pary�u...?
Nie u�miechn�� si�.
- Co� w tym stylu.
Lepiej by�o nie pyta� Andre czy w�tpi we w�asne zdrowe zmys�y, zamiast tego wi�c
zada�em pytanie, kt�re naprawd� mnie dr�czy�o:
- Czy my�lisz, �e to ja? B�d� szczery, znios� to.
Zastanowi� si� chwil� przed odpowiedzi�.
- Nie, chyba raczej nie. Ale jestem w�ciek�y na ciebie, �e zgodzi�e� si� bra� w
tym udzia�.
Bardzo trze�wi�ca my�l.
- Uwa�am, �e wszystko sprowadza si� do faktu, �e kto� naprawd� tam jest -
oznajmi�a Freedom, nast�pna na mojej li�cie. - Ich motywy mog� si� wydawa�
tajemnicze, mo�e nawet bezsensowne, ale nie zmienia to faktu, �e tam s�. A tylko
to si� liczy.
- Czyli nie s�dzisz, �e to g�upi �art, czy jaki� b��d aparatury?
- Absolutnie nie. Pomaga�am przy projektowaniu po�owy system�w informatycznych
tego statku. Zauwa�y�abym usterk� albo czyje� manipulacje przy nich. Tak samo
jak we w�asnym m�zgu. Je�li kto� twierdzi inaczej, robi uniki.
- Ale dlaczego tylko jeden statek? Je�li s� tak rozwini�ci, jak si� wydaje,
dlaczego setki ich pojazd�w nie pl�cz� si� po kosmosie?
- No c�, Galaktyka jest raczej spora, prawda? Stary system SETI - kierowanie
anteny w niebo i czekanie - po prostu nie zadzia�a. Dotarcie sygna�u od jednej
cywilizacji do drugiej zajmuje stulecia, nawet je�li relatywnie s� s�siadami. W
momencie kiedy si� dowiadujesz, �e gdzie� byli, mo�e ju� tam nie by� po nich
nawet �ladu.
- Tak, ale...
- Jedynym wi�c sposobem na znalezienie �ycia jest polecie� i poszuka�, uk�ad po
uk�adzie. Obowi�zuje to dla ka�dej cywilizacji w Galaktyce, a zw�aszcza tu, na
jej obrze�ach. Czyli je�li spotkamy obcych, to b�d� takimi samymi w��cz�gami jak
my. Ma�o prawdopodobne jest natrafienie na czyj� ojczysty system. B�dzie to
tylko jeden statek, samotny.
Pomy�la�em chwil�, potem skin��em g�ow�.
- Chyba ma to sens. - I mia�o, cho� za�o�y�bym si�, �e wymy�li�a to dopiero po
spotkaniu ze spodkiem. - Ale je�li oni te� szukaj� �ycia, dlaczego nie odezwali
si� do nas?
- Ca�kiem mo�liwe, �e pr�bowali. - Freedom u�miechn�a si� ironicznie. - Nie
masz zielonego poj�cia jak obce mo�e by� �ycie, dop�ki go nie znajdziesz.
- Wiesz, co naprawd� mnie przera�a? - spyta�a Sara.
By�a p�na noc, siedzieli�my w jej kwaterze, pokrzepiaj�c si� kaw�. Nie pyta�em
jej o t� spraw�, sama zacz�a o niej m�wi�. Najwyra�niej wie�ci si� ju�
rozesz�y.
- Nie. A co?
- �e m�g� by� prawdziwy.
- Kto?
- Ten, wiesz, lataj�cy spodek. Obcy.
- Co w tym takiego strasznego?
- Wszystko. S� wyra�nie o tyle lepsi od nas. Wygl�damy przy nich jak dzikusy.
- Wiem. - Nie chcia�em, �eby si� tak przejmowa�a. - Ale pomy�l o tym wszystkim,
czego mo�emy si� od nich nauczy�...
- Nie to mia�am na my�li. - Przysun�a si� bli�ej, a� zakr�ci�o mi si� w g�owie.
- Mo�e oni si� nami bawi�...
Jake roze�mia� si�, kiedy spyta�em go o zdanie.
- Czy to w og�le ma znaczenie? Je�li to jest kawa�, ten kto dobra� si� do
naszego systemu jest lepszy od nas. Je�li nie, i obcy s� prawdziwi, te� s� lepsi
od nas. Niezale�nie od tego, jak na to patrzymy i tak jeste�my ca�kowicie
bezradni, wi�c r�wnie dobrze mo�emy po prostu usi��� wygodnie i mie� uciech� z
kolejnych wydarze�.
- A je�li to my? Je�li dostajemy kota?
- Jak powiedzia�em: rozsi��� si� wygodnie i ogl�da� przedstawienie.
Gabe powiedzia� z grubsza to samo, tylko w bardziej zawoalowany spos�b.
- Ja zamierzam na razie sta� po�rodku, Alek. Przepraszam.
- Mi�dzy trzema mo�liwo�ciami - rzek�em - obcymi, sabota�em i szale�stwem. Nieco
niewygodne stanowisko, prawda?
Gabe u�miechn�� si�.
- Tak, ale jestem do tego przyzwyczajony. Tak� mam robot�.
- To prawda. Mog� zada� jeszcze jedno pytanie, dla pe�nego wyja�nienia sytuacji.
- Prosz� bardzo.
- Nie jeste�my uzbrojeni?
- A po co by�my mieli by�?
- I nie mamy kapsu� ratunkowych?
- A dok�d by�my mieli w nich si� uda�? Na marginesie, to ju� dwa pytania.
- Wiem. Ale czy nie s�dzisz, �e jeste�my bardzo zagro�eni, samotni, nie maj�c
�adnego sposobu, �eby si� broni�?
- Oczywi�cie, �e tak. - U�miechn�� si� szerzej. - To po�owa uciechy, nie?
Jako honorowy Operator Mydlany, musia�em si� z tym zgodzi�.
Czyli zdania by�y podzielone. Tylko dwie osoby z dow�dztwa statku by�y gotowe
przyzna�, �e wierz� w istnienie obcych, trzy nie mia�y zdania, a dwie uwa�a�y
spodek za iluzj�. Gdyby chodzi�o mi o jednomy�lno��, mia�bym du�y k�opot.
Ja sam za� mia�em swoj� w�asn� teori� - jeszcze inn�. Podobnie jak Myrion, mnie
te� zastanawia� moment pojawienia si� spodka. By�o ono zbyt dramatyczne, zbytnio
wygl�da�o na ukartowane. Miesi�ce sp�dzone na monta�u nauczy�y mnie, �e
wszech�wiat normalnie nie dzia�a w ten spos�b; �eby zacz�� gra�, trzeba mu da�
s�jk� w bok. Tak jak Andre, uwa�a�em, �e to szturchni�cie by�o ludzkiego
pochodzenia, nie obcego - ale, w przeciwie�stwie do niego, mia�em i motyw, i
podejrzanego.
Spodek pojawi� si� wkr�tce po otrzymaniu przez nas ostatniej przesy�ki z Ziemi.
To by�a kluczowa wskaz�wka. Je�li nasza SI zosta�a zaka�ona jakim� wirusem,
musia� przyby� w tej kapsule. Mo�e ukryto go w czwartym odcinku i by� nieczynny
do momentu odtworzenia filmu. W takim przypadku tylko jedna osoba, czy grupa
os�b, mog�a si� za tym kry�.
Ka�da przesy�ka przed opuszczeniem orbity Ziemi jest sprawdzana dziesi�tki razy,
wirus, niezale�nie jak dobrze ukryty, zosta�by wy�apany. Je�li w Dow�dztwie by�
zdrajca, nigdy nie m�g�by mie� pewno�ci, �e jego bomba zegarowa dotrze na
miejsce. Tylko jedna organizacja mog�a mie� t� pewno�� - ta sama, kt�ra
dysponowa�a �rodkami i wiedz� niezb�dn� do napisania wirusa zdolnego do
oszukania Freedom. Tylko jedna organizacja zna�a SI na pok�adzie "Tu�acza"
lepiej od tej dziewczyny.
Dow�dztwo.
Motyw by� nieco bardziej z�o�ony. Z jakiego powodu mia�oby sabotowa� swoje
w�asne przedsi�wzi�cie? Jedyn� odpowiedzi�, jak� zdo�a�em wymy�li�, by�o
skierowanie naszej agresji na zewn�trz, w stron� wyimaginowanych obcych, zamiast
do wewn�trz, na nas samych. Nawet wzi�wszy pod uwag� sukces mydlanej opery i tak
musia�o sobie poradzi� z jedenastoma pora�kami. Mo�e dostrzegli oznaki stresu,
kt�re ja przegapi�em. Przypuszczalnie pomy�leli, �e wyci�cie takiego numeru
stanowi mniejsze ryzyko ni� niezrobienie niczego.
A mo�e ja cierpia�em na paranoj�? Przynajmniej by�a to prawdopodobna teoria.
Jedyny problem, �e nie mog�em o tym nikomu powiedzie�. Je�li dobrze zgad�em,
Ludzie z dow�dztwa krzywo patrzyliby na cz�owieka, kt�ry wygada� wszystko - i
zrobi� wrog�w z nich.
Tak wi�c, podobnie jak Gabe, musia�em gra� rol� bezstronnego obserwatora i
pozwoli� ka�demu na snucie swoich w�asnych przypuszcze�, maj�c troch� nadziei,
�e kto� jeszcze wpadnie na ten sam pomys�. Jedynie czas m�g� pokaza�, czy mia�em
racj�. Do tej chwili mog�em tylko przygl�da� si� i - jak radzi� Jake - cieszy�
si� przedstawieniem.
A oto, w jaki spos�b w ko�cu w��czy�em lataj�cy spodek do kolejnego odcinka. W
poprzednich gwiazd� by� Gabe, Myrion albo Jake. Jednym z powod�w, dla kt�rych
obsadzi�em siebie w roli narratora, by� fakt, �e nie cierpi� widoku swojej g�by.
Jednak tym razem nie mia�em wyboru. Nadesz�a moja kolej. W �aden inny spos�b nie
da�o si� przedstawi� przebiegu wydarze�.
Odcinek jedenasty (Mi Bootis) zacz�� si� nie samym Wydarzeniem, ale odpraw� w
kwaterze Gabe'a. Potem nast�pi�y przeprowadzone przeze mnie wywiady
poprzeplatane badaniami systemu. Na zako�czenie astronomicznych uj�� publicznie
zastanawia�em si� nad swoim dylematem: jak pokaza�, co si� zdarzy�o, nie
sugeruj�c �atwowierno�ci widz�w? To przedstawienie si� mia�o przekona� ich o
mojej/naszej szczero�ci. To, �e co� niezwyk�ego si� wydarzy�o, by�o oczywiste ze
sposobu, w jaki rozmawiali�my. Podobnie, �e jest trudne do uwierzenia. Kiedy
widzowie wreszcie zobacz� spodek, na samym ko�cu odcinka, b�d� na to
przygotowani. Razem z nami b�d� odczuwa� - tak� mia�em nadziej� - mieszank�
strachu, rozbawienia, respektu, podejrzenia i kompletnej niewiary.
Gabe zaaprobowa� odcinek i wys�a�.
Dwa dni p�niej Freedom i Steve oznajmili, �e mo�emy ju� przeskoczy� do
nast�pnego systemu. Gabe, zamiast zarz�dzi� natychmiastowy odlot, og�osi�
dwunastogodzinny odpoczynek. Wyprzedzali�my plan wyprawy o dwa miesi�ce i
rzeczywi�cie byli�my bardzo zm�czeni, ale taka zw�oka nie pasowa�a do Gabe'a.
Zawsze naciska�, pop�dza�, zawsze naprz�d, ch�opaki, nie zastanawia� si�!
Przypuszczalnie wiedzia� co�, czego reszta za�ogi nie, albo zgad�.
Tak czy siak, warto by�o zaczeka�.
Scena: Mostek "�yda WiecznegoTu�acza", oko�o siedemdziesi�ciu pi�ciu minut do
wyznaczonego terminu przeskoku.
JAKE: Ehm, kapitanie...?
GABE: Tak, Jake?
JAKE: Wr�ci�, kapitanie. Nasz kumpel, obiekt. Tym razem wisi nieruchomo.
Kr�tkie uj�cie na statek obcych. Wygl�da dok�adnie tak samo jak przedtem:
jasnozielony, w kszta�cie dysku, wiruj�cy wok� pionowej osi.
GABE: Pozycja?
JAKE: Wysoko ponad ekliptyk�, na granicy zasi�gu. Jeden z satelit�w badaj�cych
s�o�ce daje dobry namiar.
GABE: Obiekt nadaje?
JAKE: Nie, sir. Po prostu tam jest.
GABE (do siebie): Czeka, �eby�my co� zrobili...? (do interkomu) Na stanowiska!
Na stanowiska! To jest alarm! Przygotowa� si� do natychmiastowego przeskoku
(wy��cza interkom). Saro, pe�na gotowo�� za pi�� minut. Steve, rozruch silnik�w.
Freedom, jakie� pomys�y?
FREEDOM: Zostawiam panu decyzj�, sir. Ale prosz� pami�ta�, co m�wi�am.
GABE: Tak. Je�li odlecimy z Mi Bootis, stracimy ostatni� szans� na nawi�zanie
kontaktu.
JA (do Sary, z my�l� o widzach na Ziemi): Dlaczego?
SARA: W hiperprzestrzeni teoretycznie niemo�liwe jest pod��anie statku �ladem
innego.
JA: Czyli, je�li odlecimy teraz...
SARA: Stracimy go na zawsze.
Przebitka:
GABE: Jake, �adnej reakcji?
JAKE: Nie, sir. Wci�� nadajemy na wszystkich zakresach, musz� nas s�ysze�.
GABE: Nie poruszy� si�?
JAKE: Nie, sir.
GABE: My�l�, �e dali�my im do�� czasu. Gdyby naprawd� chcieli pogada�, ju� by
spr�bowali. Steve? Wszyscy? Dwie minuty. Przeskok na moj� komend�.
Sara przekazuje rozkaz za�odze. G��boko w trzewiach "�yda Wiecznego Tu�acza"
zaczynaj� dygota� pot�ne silniki, gromadz�c moc, kt�ra wyrwie statek z tego
wszech�wiata i bezpiecznie zabierze go do nast�pnego.
JAKE: Minuta do odlotu.
GABE: Wszystko w porz�dku?
JAKE: Tak, sir. Wszystko OK.
STEVE: Materia transformacyjna zaktywowana.
FREEDOM: Wsp�rz�dne potwierdzone.
SARA: Za�oga na stanowiskach. Czekamy na rozkaz, sir.
GABE: Dobrze. Alek?
JA: Kamery uruchomione.
JAKE: Pi�tna�cie sekund.
GABE: Jakie� ostatnie s�owa?
FREEDOM (przypuszczalnie do obcych): �egnajcie...
JA: Delta Bootis, przybywamy!
JAKE: Teraz.
GABE: Przeskok.
Przebitka na zewn�trzn� powierzchni� statku, p�on�c� b��kitnym, alkoholowym
ogniem. W tle zielonkawa Mi Bootis zaczyna si� rozwiewa�.
Nast�pna przebitka na mostek. Atmosfer� wype�nia ryk silnik�w. Statek
przebiegaj� drgania, wprawiaj�c grodzie w dygot, ludzie si� krzywi�.
GABE: Status?
JAKE: OK, sir, to tylko drobne zaburzenie.
Ryk silnik�w ustala si�. Na zewn�trz Mi Bootis rozwiewa si�, gwiazdy znikaj�.
"�yd Wieczny Tu�acz" opuszcza przestrze� Einsteinowsk�.
GABE: Trzymajcie kciuki!
STEVE: Nap�d stabilny.
FREEDOM: Wsp�rz�dne wprowadzone i niezmienne.
JAKE: ETA dziewi��dziesi�t sekund.
Drgania powtarzaj� si�, tym razem silniejsze.
STEVE (do siebie): Trzymaj si�, dziecinko.
GABE: Jaki� problem?
STEVE: Nic... uch... (szale�czo klepie w swoj� klawiatur�).
FREEDOM (nagl�cym tonem): Mamy dryf!
GABE: Spokojnie, wyja�nij!
FREEDOM: Niestabilno�� materii transformacyjnej!
GABE: Powa�na?
FREEDOM: Ka�da niestabilno�� jest powa�na. (drgania zn�w osi�gaj� szczyt, tym
razem nie s�abn�) Je�li pogorszy si�, b�dziemy mieli szcz�cie, dolatuj�c w
jednym kawa�ku.
JA (my�l�c o teorii): S�dzi�em, �e rzecz w tym, by przyby� na miejsce jako
oddzielne kawa�ki, a nie jeden wielki glut?
ANDRE: Zamknij si�, dobrze?
STEVE: Mamy k�opoty. W trzech obwodach skokowych polecia�y stabilizatory, ca�a
linia sfajczona...
GABE: Mo�esz to naprawi�?
STEVE: Po wy��czeniu silnik�w, oczywi�cie. Ale nie mo�emy tego zrobi�, zanim nie
dolecimy na miejsce. Wszystko, co mog� zrobi�, to utrzyma� nas jaki� czas tutaj,
w drodze.
GABE: Co tym bardziej obci��a materi� transferow�. Jak my�lisz, ile wytrzyma?
STEVE: Par� minut, nie wi�cej.
GABE: Zr�b to.
JAKE: Odliczanie zawieszone. ETA zostanie podany p�niej.
Hurgot silnik�w, teraz nieodr�nialny od wszechobecnych drga�, stabilizuje si�
nieco.
GABE: Freedom, jakie s� szanse, �e dolecimy w ca�o�ci na miejsce, je�li
zaryzykujemy i doko�czymy skok?
FREEDOM: Nik�e.
GABE: Ale warte ryzyka?
FREEDOM: Je�li lubisz ostry hazard.
GABE: Co z hiperprzestrzeni�? Mo�emy wr�ci�?
FREEDOM: Niestety, taka sama sytuacja.
GABE: No to dlaczego si� po prostu tutaj nie zatrzymamy?
FREEDOM: No c�, utrzymanie nas w kawa�ku zu�ywa energi�, a reaktor ju� jest
przeci��ony. Je�li, albo raczej kiedy, materia pu�ci, rozwali nas na drobne
kawa�eczki.
GABE: Rozumiem. Jakie� sugestie?
FREEDOM: Nie. Przykro mi.
GABE: Steve? Jak si� trzyma?
STEVE: Ehm, ledwie-ledwie, sir. Niewiele mog� zrobi�, �eby op�ni�...
Gwa�towny wstrz�s. Rozlega si� j�k syren.
FREEDOM: Stracili�my tarcz� reaktora! Zabezpieczenia przejmuj� kontrol� - spada
moc!
STEVE: Nie utrzymam go d�u�ej!
GABE: Ko�cz przeskok! Teraz, kiedy jeszcze mamy szans�!
Na konsoli kontrolnej nap�du b�yska mn�stwo czerwonych �wiate�ek. Huk silnik�w
zmienia si� w pe�en m�ki warkot.
JAKE: ETA pi�tna�cie sekund.
STEVE: Nie przejdziemy!
MYRION (z sekcji uk�ad�w podtrzymania �ycia, przez interkom): Spadek ci�nienia w
sektorze czwartym!
�wiat�a migocz�. K��bi si� dym.
FREEDOM: Ca�kowita utrata mocy we wszystkich systemach nap�dowych! Nie, zaraz -
to bez sensu! Mamy skok mocy - nie mam poj�cia, co si� tam dzieje...
JAKE: System pad�!
�wiat�a gasn� ca�kowicie. J�k statku trwa jeszcze chwil�, potem r�wnie� zanika.
Rozlega si� eksplozja, tak g�o�na, �e w��cza si� t�umik zapisu.
NIEZIDENTYFIKOWANY KOBIECY G�OS: Bo�e, pom� nam!
Zapis zrywa si� na moment.
Po up�ywie niewiadomego odcinka czasu �wiat�a powracaj�. Chwiejne zasilanie
przywraca do �ycia niekt�re z paneli kontrolnych. Na mostku panuje chaos,
wsz�dzie le�� ludzie.
JA (trzymaj�c Sar� w obj�ciach, absurdalny gest ochronny): Ju� jeste�my martwi?
JAKE: Nie. (krzywi si�, podnosi si� z trudem i staje przed panelem kontrolnym)
My chyba, uch...
JA: Co my? Cz�owieku, nie trzymaj nas w niepewno�ci!
JAKE (spogl�daj�c w g�r�): My chyba dotarli�my na miejsce.
FREEDOM: Ale nie doko�czyli�my skoku (w jej g�osie brzmi poczucie krzywdy).
Powinni�my by� martwi!
Roz�wietla si� ekran. Pojawia si� na nim ��ty, jasny gigant, Delta Bootis,
wisz�cy w przestrzeni niczym pod�wietlony p�omieniem �wiecy chi�ski lampion. Ale
to nie wszystko...
GABE: Ho, ho. Oto i nasz komitet powitalny, moi drodzy.
FREEDOM: To niemo�liwe!
JAKE: Najwyra�niej jednak mo�liwe.
W lewym g�rnym rogu ekranu wisi lataj�cy spodek.
STEVE: To ten sam?
GABE: A czemu� by nie?
FREEDOM: Ale teoria...
JA: Pieprzy� teori�. Twierdzi, �e powinni�my by� martwi, pami�tasz?
JAKE: Kapitanie, zbli�a si�.
GABE: Steve, jak stoimy?
STEVE: Kiepsko, sir. Jedziemy na zasilaniu awaryjnym. Nap�d termoj�drowy ze�re
nam rezerwy w jednej chwili. Dajcie mi tydzie�, a b�dziemy mogli zwiewa�, ale
teraz nie ma mowy.
GABE (z rezygnacj�): No to�my utkn�li...
ANDRE: ...bezradni...
JA: ...a oni nadlatuj�!
P�niej, podczas przegl�dania ta�m wszystko wygl�da�o �miesznie.
Lataj�cy spodek podlecia� powoli do nas z pr�dko�ci� nieco mniejsz�, ni�
przelotowa "Tu�acza". Nerwowo obserwowali�my jego zbli�anie si�. Nic wi�cej nie
mogli�my zrobi�. By� coraz bli�ej i bli�ej, tak milcz�cy i tajemniczy jak jego
tworz�cy archetyp poprzednicy, a� znalaz� si� tu�-tu�, wydawa�o si�, �e nas
dotyka.
Wtedy znowu znikn��.
Nikt nie odni�s� powa�nych obra�e�, pomin�wszy dw�ch ludzi, kt�rzy zgin�li w
wybuchowo rozszczelnionym sektor