5761

Szczegóły
Tytuł 5761
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5761 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5761 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5761 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kate Wilhelm By�a� wspania�a, dziecinko John Lewison pomy�la�, �e je�eli trzasn� jeszcze jedne drzwi lub zadzwoni kolejny telefon, a nast�pna osoba zapyta go "Jak si� miewasz?", jego g�owa eksploduje. Opuszczaj�c laboratoria, przeszed� wy�o�onym wyk�adzin� korytarzem w stron� windy, kt�rej drzwi rozsun�y si� szeroko, aby w absolutnej ciszy przyj�� go do �rodka. Zjecha� �agodnie dwa pi�tra w d�, gdzie znowu by� korytarz i wyk�adzina. Na drzwiach, kt�re otworzy� pchni�ciem, widnia� prosty napis: studio pr�b. Znajduj�ce si� wewn�trz trzy dziewczyny dobrze wiedzia�y, �e lepiej si� nie odzywa�, zanim on nie uczyni tego pierwszy. Wskaza�y mu gestem, by przeszed� przez poczekalni�. By�y zdziwione widz�c go pierwszy raz od siedmiu czy nawet o�miu miesi�cy. Pomieszczenie, do kt�rego wszed�, by�o ciemniejsze i na pierwszy rzut oka wydawa�o si� puste, dopiero kiedy jego oczy przyzwyczai�y si� do przy�mionego �wiat�a, dostrzeg�, �e jest tam kto� jeszcze. John usiad� na krze�le obok Herba Javitsa, nadal nic nie m�wi�c. Herb mia� na g�owie he�m i wpatrywa� si� w szeroki ekran, kt�ry tak naprawd� by� jednostronn� szyb� pozwalaj�c� ogl�da� pr�b� w s�siednim pokoju. John za�o�y� le��cy obok he�m. Pasowa� idealnie i natychmiast nawi�zany zosta� kontakt z o�mioma przygotowanymi na jego czaszce miejscami. W chwili kiedy w��czy� urz�dzenie, zapomnia�, �e ma je na g�owie. Do s�siedniego pomieszczenia wesz�a dziewczyna. By�a tak �liczna, �e a� zapiera�o dech; d�ugonoga, miodowa blondynka o sko�nych, zielonych oczach i brzoskwiniowej cerze. Umeblowanie pomieszczenia imituj�cego salon stanowi�y dwie kanapy, par� krzese�, stoliczki i stolik do kawy, wszystko gustowne, ale bez stylu, jak reklama w katalogu mebli. Dziewczyna stan�a w drzwiach i John poczu� jej niezdecydowanie mocno wymieszane ze zdenerwowaniem i l�kiem. Na poz�r wygl�da�a na zr�wnowa�on� i zaciekawion�, jej g�adka twarz nie zdradza�a wewn�trznych emocji. Kiedy zrobi�a niepewny krok w kierunku kanapy, mo�na by�o zobaczy� ci�gn�cy si� za ni�, umocowany do g�owy przew�d. Wtem otworzy�y si� drugie drzwi. Do �rodka wpad� m�ody cz�owiek i zatrzasn�� je za sob�. Wygl�da� na szalonego. Dziewczyna zareagowa�a zdziwieniem, zwi�kszon� nerwowo�ci�, szuka�a za sob� klamki, znalaz�a j� i stara�a si� otworzy� drzwi. By�y zamkni�te. John nie m�g� us�ysze� tego, co dzia�o si� w drugim pokoju; czu� tylko reakcj� dziewczyny. M�czyzna o szalonych oczach zbli�a� si� do niej, wymachuj�c r�kami w powietrzu i rozgl�daj�c si� niespokojnie woko�o. Nagle rzuci� si� na ni�, przyci�gn�� do siebie, gwa�townie ca�uj�c jej twarz i szyj�. Dziewczyn� przez kilka sekund zdawa� si� parali�owa� strach, potem pojawi�o si� jeszcze co�, uczucie towarzysz�ce zazwyczaj nudzie czy zbytniej pewno�ci siebie. Kiedy r�ce m�czyzny chwyci�y z ty�u za bluzk� zdzieraj�c j�, dziewczyna zarzuci�a napastnikowi ramiona na szyj�, a na jej twarzy malowa�a si� nami�tno��, kt�rej nie czu�o ani serce, ani cia�o. - Ci�cie! - spokojnie powiedzia� Herb Javits. M�czyzna odsun�� si� od dziewczyny i opu�ci� j� bez s�owa. Rozgl�da�a si� wok� bezmy�lnie, z porwan� bluzk� zwisaj�c� wok� bioder i zerwanym jednym rami�czkiem. By�a bardzo pi�kna. Wszed� szef pr�b, za nim pod��a� garderobiany ze szlafrokiem, kt�ry zarzuci� na ramiona dziewczyny. Fale gniewu ogarniaj�cego j� teraz przechodzi�y w furi�, kiedy wyprowadzano j� z opustosza�ego pokoju. Obaj przygl�daj�cy si� temu m�czy�ni zdj�li swoje he�my. - Jak dot�d czterdzie�ci jeden - mrukn�� Herb. - Wczoraj szesna�cie, przedwczoraj dwadzie�cia... wszystko na nic. - Rzuci� Johnowi zaciekawione spojrzenie. - Co wyci�gn�o ci� z laboratorium? - Anna - powiedzia� John. - Telefonowa�a przez ca�� noc i rano. - O co tym razem chodzi? - Te cholerne rekiny! M�wi�em ci, �e to b�dzie za du�o zaraz po wypadku samolotowym w zesz�ym tygodniu. Ona ma ju� do��. - Poczekaj, Johnny - powiedzia� Herb. - Sko�czymy z tym, jeszcze trzy dziewczyny i porozmawiamy. - Nacisn�� guzik na oparciu krzes�a i znowu skierowali uwag� na pok�j za ekranem. Tym razem dziewczyna nie by�a tak pi�kna; ni�sza, typ rumianej brunetki ze �miej�cymi si� niebieskimi oczami i zadartym noskiem. Johnowi podoba�a si�. Wyregulowa� he�m i odczuwa� razem z ni�. By�a podniecona; pr�by zawsze je podnieca�y. Troch� l�ku i nerwowo�ci, nie za du�o. Prawdopodobnie troch� ciekawo�ci, jak wypadnie pr�ba. Kiedy szalony m�czyzna wbieg� do pokoju, dziewczyna zblad�a. Nic wi�cej si� nie zmieni�o. Nerwowo�� nieznacznie wzros�a. Kiedy j� z�apa�, jedyn� emocj�, kt�r� emitowa�a, by�o zdenerwowanie. - Ci�cie - powiedzia� Herb. Kolejna dziewczyna by�a brunetk�, ze wspania�ymi, d�ugimi nogami. Bardzo spokojna, prawdziwa profesjonalistka. Jej �ywa twarz odbija�a ca�� gam� emocji, kt�rych nale�a�o si� spodziewa� w czasie tocz�cej si� od nowa akcji, ale wewn�trz nie czu�a nic. By�a setki kilometr�w st�d. Nast�pn� John poczu� jak uderzenie. Wesz�a powoli do pokoju, rozgl�daj�c si� naoko�o zaciekawiona i zdenerwowana jak inne. By�a m�odsza od pozosta�ych dziewcz�t, mniej zr�wnowa�ona. Mia�a jasnoz�ote w�osy u�o�one w skomplikowany kopiec fal na czubku g�owy, oczy piwne, a sk�r� �adnie opalon�. Kiedy wszed� m�czyzna, jej uczucia szybko przesz�y w strach, a potem w przera�enie. John nie wiedzia�, kiedy zacisn�� powieki. On by� t� dziewczyn�, przepe�nion� niewypowiedzianym przera�eniem; jego serce wali�o, poziom adrenaliny podnosi� si�; chcia� krzycze�, ale nie m�g�. Z m�tnych, niedost�pnych g��bi jego psychiki nap�ywa�o falami jeszcze co�, tak wymieszane z przera�eniem, �e oba uczucia po��czy�y si� i sta�y jednym, pulsuj�cym, t�tni�cym i po��daj�cym. W nag�ym odruchu otworzy� oczy i spojrza� przez szyb�. Dziewczyna le�a�a rzucona na jedn� z kanap, m�czyzna kl�cza� na ziemi obok, pieszcz�c jej nagie cia�o i przyciskaj�c do niej twarz. - Ci�cie! - powiedzia� Herb. Jego g�os trz�s� si�. - Zaanga�owa� j� - doda�. Aktor podni�s� si� spogl�daj�c na p�acz�c� teraz dziewczyn�, potem szybko nachyli� si� i poca�owa� j� w policzek. Jej �kania wzmog�y si�. Z�ote w�osy opad�y w d� okalaj�c twarz; wygl�da�a jak dziecko. John zerwa� he�m. Twarz mia� mokr� od potu. Herb wsta�, zapali� �wiat�a w pokoju, okno zla�o si� ze �cian�. Nie patrzy� na Johna. Kiedy ociera� twarz, r�ka mu dr�a�a; wepchn�� j� do kieszeni. - Kiedy zacz��e� te pr�by? - zapyta� John, przerywaj�c trwaj�c� d�u�szy czas cisz�. - Par� miesi�cy temu. M�wi�em ci o tym. Do diab�a, musieli�my, Johnny. To jest sze��set dziewi�tnasta dziewczyna, kt�r� pr�bowali�my. Sze��set dziewi�tna�cie! Wszystkie sztuczne, poza t� jedn�! Martwe od st�p do g��w. Czy masz poj�cie, ile czasu nam to zabra�o? Z pocz�tku godziny na ka�d�. Teraz jest to kwestia minut. John Lewison westchn��. Wiedzia�. Prawd� m�wi�c, sam to zasugerowa�, kiedy oznajmi�: "Znale�� jako test bazow� sytuacj� wywo�uj�c� niepok�j". A jednocze�nie nie chcia� wiedzie�, z czym Herb wyskoczy. - No dobrze, ale to tylko dziecko. Co z jej rodzicami, stron� prawn�, tymi wszystkimi rzeczami? - spyta�. - Za�atwimy to. Nie przejmuj si�. Co z Ann�? - Od wczoraj dzwoni�a do mnie pi�� razy. Rekiny, to by�o zbyt wiele. Chce nas widzie�, obu, dzi� po po�udniu. - �artujesz! Nie mog� teraz tego zostawi�! - To nie �arty. M�wi, �e nie ma mowy o �adnym pod��czeniu, je�eli si� nie poka�emy. B�dzie bra�a pigu�ki i spa�a, p�ki si� tam nie zjawimy. - Dobry Bo�e! Nie o�mieli�aby si�! - Zarezerwowa�em miejsca. Lecimy o dwunastej trzydzie�ci pi��. - Patrzyli przez chwil� na siebie w milczeniu, po czym Herb wzruszy� ramionami. By� niskim m�czyzn�, nie ci�kim, ale mocnym. John mia� powy�ej sze�ciu st�p, by� muskularny i posiada� temperament, kt�ry - o czym dobrze wiedzia� - musia� mocno trzyma� na wodzy. Inni podejrzewali, �e gdyby mu pofolgowa�, przedmioty fruwa�yby wok�, ale panowa� nad sob�. Kiedy� dochodzi� do tego poprzez fizyczny akt wysi�ku cia�a i woli, obecnie dzia�o si� to tak automatycznie, �e nie m�g� przypomnie� sobie sytuacji, kiedy jego emocje grozi�y wybuchem. - Wiesz, Johnny, kiedy spotkamy si� z Ann�, pozw�l mi to rozegra�. Dobrze? - zapyta� Herb. - Ja za�atwi� to szybciej. - Co zamierzasz zrobi�? - Natrze� jej uszu. Je�eli zechce wy�adowywa� si� na mnie, oberwie tak, �e przez tydzie� si� nie podniesie. - U�miechn�� si� weso�o. - Dot�d wszystko by�o, jak ona chcia�a. Wiedzia�a, �e nie ma zast�pstwa i mog�a zgrywa� primabalerin�. Niech teraz spr�buje. Niech tylko spr�buje. - Herb przemierza� pok�j swoimi kr�tkimi, nerwowymi krokami. John wstrz��ni�ty u�wiadomi� sobie, �e nienawidzi tego kr�pego m�czyzny o czerwonej twarzy. To uczucie by�o nowe, wydawa�o mu si�, �e czuje smak tej nienawi�ci i nie jest on ani nieznany, ani nieprzyjemny. Herb zatrzyma� si� i patrzy� przez chwil� na Johna. - Dlaczego dzwoni�a do ciebie? Dlaczego chcia�a, �eby� te� tam by�? Wie przecie�, �e to nie twoja dzia�ka. - Wie, �e tak czy owak jestem pe�noprawnym partnerem - powiedzia� John. - Taaa, ale to nie pow�d. - Twarz Herba rozci�gn�a si� w u�miechu. - Ona my�li, �e ci�gle na ni� lecisz, prawda? Wie, �e raz na pocz�tku wpad�e�, kiedy pracowa�e� z ni�, �eby gad�et dobrze dzia�a�. - Jego u�miech nie by� ju� odbiciem rado�ci. - Czy ona ma racj�, Johnny, ch�opcze? Czy o to chodzi? - Zawarli�my umow� - powiedzia� John zimno. - Ty prowadzisz swoj� dzia�k�, ja swoj�. Chce, �ebym tam by�, bo tobie nie ufa albo nie wierzy ju� w nic, co jej m�wisz. Chce mie� �wiadka. - Taaa, Johnny. Ale ty na pewno pami�tasz nasz� umow�.- Nagle Herb roze�mia� si�. - Wiesz, jak to jest, kiedy si� widzi j� i ciebie? P�omie�, kt�ry chce dosi�gn�� sopla lodu. O trzeciej trzydzie�ci byli w apartamencie Anny w hotelu Skyline na Bahama. Herb zarezerwowa� powrotny lot do Nowego Jorku na sz�st� po po�udniu. Anna mia�a wr�ci� dopiero o czwartej, czekali wi�c na ni� spokojnie. Herb w��czy� telewizor, zaproponowa� Johnowi he�m, lecz ten odm�wi� potrz��ni�ciem g�owy i obaj usiedli. John patrzy� na ekran przez kilka minut, potem tak�e si�gn�� po he�m. Anna przygl�da�a si� d�ugim, zielonym, �agodnym morskim falom, tocz�cym si� z dala od brzegu; potem przenios�a wzrok bli�ej, gdzie morze by�o niebieskozielone, fale kr�tsze i wreszcie tam, gdzie rozbija�y si� o piasek, spadaj�c na� pian�, kt�ra wygl�da�a na tak mocn�, �e mo�na by po niej chodzi�. By�a spokojna, ruchy �odzi ko�ysa�y j�, s�o�ce mocno grza�o w plecy, w�dka ci��y�a w r�kach. Jak leniwe zwierz� w zgodzie z ca�ym �wiatem, w jedno�ci z nim. Po paru sekundach od�o�y�a w�dk� i odwr�ci�a si�, spogl�daj�c na wysokiego, u�miechni�tego m�czyzn� w k�piel�wkach. Wyci�gn�� r�k�, a ona poda�a swoj�. Weszli do kabiny, gdzie czeka�y na nich napoje. Wype�niaj�cy j� spok�j i szcz�cie nagle prysn�y, a na ich miejsce pojawi�o si� przera�enie po��czone z niedowierzaniem i rodz�cym si� l�kiem. - Co u diab�a...? - zamrucza� John nastawiaj�c g�os. Rzadko by� on potrzebny z Ann� na wizji. - Kapitan Brothers musia� ich wypu�ci�. Przecie� mimo wszystko nic jeszcze nie zrobili - m�wi� ze �mierteln� powag� m�czyzna. - Ale dlaczego my�lisz, �e to mnie b�d� chcieli okra��? - Kto jeszcze tutaj ma klejnoty warte milion dolar�w? John odwr�ci� si� do Herba: - Jeste� g�upcem. Nie mo�esz wyskoczy� z czym� takim! Herb podni�s� si�, przemierzy� pok�j, by stan�� przed przeszklon� �cian� otwart� na obszar l�ni�cego, b��kitnego oceanu za o�lepiaj�co jasnymi pla�ami. - Czy wiesz, czego pragnie ka�da kobieta? Posiada� co�, co warte jest kradzie�y. - Parskn�� �miechem wydaj�c niski gard�owy d�wi�k, w kt�rym nie by�o rado�ci. - Poza innymi rzeczami, kt�rych potrzebuje r�wnie�. Chce by� od czasu do czasu szorsto traktowana i zmuszana do uleg�o�ci... Nasz nowy psycholog jest ca�kiem niez�y, wiesz? Jeszcze nigdy si� nie pomyli�. Anna mo�e si� troch� buntowa�, ale wszystko p�jdzie jak z p�atka. - Nie zniesie rzeczywistego napadu. - Podkre�li� to dodaj�c g�o�niej. - Ja tego nie znios�. - Mo�e to zrobi� dublerka - powiedzia� Herb. - Musimy tylko rzuci� pomys�, potem dublerzy zrobi� reszt�. John patrzy� na jego plecy. Chcia� w to wierzy�. Pragn�� w to uwierzy�. W jego g�osie nie by�o cienia emocji, kiedy powiedzia�: - Nie tak to si� zacz�o, Herb. Co si� sta�o? Wtedy Herb odwr�ci� si�. Jego twarz odcina�a si� ciemn� plam� na tle jasnego �wiat�a. - Masz racj�, John, nie tak to si� zacz�o. Sprawy podlegaj� przyspieszeniu, to wszystko. Ty my�lisz o gad�ecie w taki spos�b, jak to zaplanowali�my. Wydawa�o si�, �e b�dzie wspaniale, ale nic nie trwa wiecznie. Dzi�ki nam poznali uczucie hazardu i jak to jest, gdy si� �miga na nartach, czy bierze udzia� w wy�cigach samochodowych. Dali�my im wszystko, co tylko mogli zamarzy�, ale to by�o za ma�o. Ile razy mo�esz po raz pierwszy w �yciu skaka� na nartach? Po chwili potrzebujesz nowych podniet, no nie? Dla ciebie to by�o wspania�e, tak? Kupi�e� sobie l�ni�ce nowo�ci� laboratorium i spu�ci�e� zas�on� na reszt� �wiata. Kupi�e� sobie czas i wyposa�enie, i kiedy co� ci nie wychodzi�o, wyrzuca�e� to i zaczyna�e� od nowa. Nikomu to nie przeszkadza�o. Pomy�l, jak to by�o ze mn�, ch�opcze. Ca�y czas musia�em wyskakiwa� z czym� nowym, czym�, co wstrz�sn�oby Ann�, a poprzez ni� tymi wszystkimi mi�ymi lud�mi, kt�rzy zwyczajnie nie �yj�, je�eli si� do niej nie pod��cz�. My�lisz, �e to by�o �atwe? Anna okaza�a si� wspania�ym dzieciakiem. Dla niej wszystko by�o nowe i ekscytuj�ce, ale teraz ju� tak nie jest, ch�opcze. Lepiej w to uwierz, �e teraz ju� tak nie jest. Wiesz, co mi powiedzia�a miesi�c temu? �e jest znudzona m�czyznami, zm�czona nimi. Nasza ma�a, gor�ca Anna. Ma do�� m�czyzn! John podszed� do niego i odwr�ci� go w swoj� stron�. - Dlaczego mi tego nie m�wi�e�? - Dlaczego, Johnny? A co ty by� zrobi�, czego ja nie potrafi�? Jeszcze usilniej szuka�em faceta odpowiedniego dla niej. Jak� now� podniet� ty by� wymy�li�? Ja nad tym pracowa�em, ch�opcze. Na samym pocz�tku powiedzia�e�, bym ci� zostawi� w spokoju. W porz�dku. Zostawi�em. Czyta�e� kiedykolwiek papiery, kt�re ci wysy�a�em? Podpisywa�e� je, ch�opczyku. Wszystko, co zosta�o zrobione, podpisali�my obaj. Wi�c daj sobie spok�j z tym dlaczego-mi-nie-m�wi�e�! To na nic! - Jego twarz by�a obrzydliwie czerwona, �y�y wyst�pi�y mu na karku. John zastanawia� si�, czy Herb nie ma wysokiego ci�nienia i czy nie umrze kiedy� na zawa�. Tak, czyta� papiery. I jego wsp�lnik wiedzia� o tym. Ale Herb trafi� w sedno, rzeczywi�cie chcia� tylko jednego: �eby go zostawili w spokoju. To by� jego pomys�; po dwudziestu latach pracy w laboratorium nad prototypami pokaza� sw�j... gad�et Herbowi Javitsowi. Wtedy Javits by� jednym z najwi�kszych producent�w w telewizji; teraz sta� si� najwi�kszym producentem na �wiecie. Gad�et by� ca�kiem prosty. Osoba z elektrodami doprowadzonymi do m�zgu nadawa�a emocje, kt�re poprzez he�my przekazywa�a publiczno�ci. Nie chodzi�o o s�owa ani o my�li, tylko o podstawowe emocje... strach, mi�o��, gniew, nienawi��... W po��czeniu z kamer� pokazuj�c� to, co dana osoba widzi, z pod�o�onym g�osem jeste� po prostu t�, kt�ra prze�ywa emocje. Z jedn� wa�n� r�nic�: mo�esz zawsze wy��czy� si�, je�eli masz do��. "Aktor" nie mo�e. Prosty gad�et. W�a�ciwie nie potrzeba kamery ani �cie�ki d�wi�kowej, wielu u�ytkownik�w nigdy ich nawet nie w��cza, pozwalaj�c swojej wyobra�ni uzupe�nia� przekaz emocjonalny. He�my nie by�y sprzedawane, tylko wypo�yczane po szybkim i �atwym dopasowaniu. Dolar za wynaj�cie wp�aca�o si� pierwszego dnia ka�dego miesi�ca, a dorobili si� trzydziestu siedmiu milion�w subskrybent�w. Herb kupi� w�asn� sie� telewizyjn� po dw�ch miesi�cach, kiedy ��dania zwi�kszenia czasu antenowego odgrodzi�y go od zwyk�ej telewizji. Z jednej godziny tygodniowo przeszli do godziny co wiecz�r, a teraz program nadawany by� przez osiem godzin codziennie na �ywo i przez nast�pne osiem z ta�my. To, co zacz�o si� jako Dzie� z �ycia Anny Beaumont, sta�o si� teraz �yciem z �ycia Anny Beaumont, a widownia wci�� by�a nienasycona. W tym momencie wesz�a Anna w otoczeniu swego sta�ego orszaku - fryzjerka, masa�y�ci, trenerzy, scenarzy�ci... Wygl�da�a na zm�czon�. Na widok Johna i Herba odprawi�a t�um skinieniem r�ki. - Witaj, John - powiedzia�a.- I ty, Herb. - Anno, dziecinko, wygl�dasz wspaniale! - wykrzykn�� Herb. Wzi�� j� w ramiona i mocno poca�owa�. Sta�a nieruchomo z opuszczonymi r�kami. By�a wysoka, bardzo szczup�a, o w�osach koloru zbo�a i szarych oczach. Szeroko rozstawione, wystaj�ce ko�ci policzkowe, stanowcze i prawie zbyt du�e usta. W kontra�cie do jej mocno opalonej br�zowoz�otej sk�ry z�by wydawa�y si� jeszcze bielsze ni� John pami�ta�. Chocia� zbyt silnie zbudowana, by mo�na by�o o niej powiedzie�, �e jest �liczna, by�a naprawd� pi�kn� kobiet�. Kiedy Herb wypu�ci� j� z obj��, odwr�ci�a si� w stron� Johna, zawaha�a tylko przez moment, po czym wyci�gn�a w�sk�, br�zow� od s�o�ca r�k�. Jej d�o� w dotyku by�a ch�odna i sucha. - Co u ciebie, John? Dawno ci� nie widzia�am. By� bardzo zadowolony, �e nie poca�owa�a go ani nie powiedzia�a do niego "kochanie". U�miechn�a si� tylko lekko i �agodnie uwolni�a r�k�. Ruszy� w stron� baru, kiedy odwr�ci�a si� do Herba. - Mam do�� - powiedzia�a. Jej g�os by� bardzo cichy. Wzi�a whisky od Johna, ale nie spuszcza�a wzroku z Herba. - Co si� dzieje, kochanie? W�a�nie ci� ogl�da�em, dziecino. By�a� dzisiaj wspania�a, jak zawsze. Nadal to masz, ma�a. Wci�� nadajesz. - O co chodzi z tym napadem? Musia�e� straci� rozum... - Aaaa, wi�c o to chodzi. Pos�uchaj, dziecinko, przysi�gam ci, �e nic nie wiem. Laughton musia� po prostu m�wi� to, co mu w�a�nie przysz�o do g�owy. Przecie� zgodzili�my si�, �e przez reszt� tego tygodnia b�dziesz si� po prostu dobrze bawi�a, pami�tasz? To tak�e si� nada. Kiedy dobrze si� bawisz i odpoczywasz, trzydzie�ci siedem milion�w ludzi cieszy si� �yciem i odpoczywa. To dobrze. Nie mog� przez ca�y czas by� stymulowani. Lubi� r�norodno��... John bez s�owa poda� mu szkock� z wod�. Herb wzi�� szklank� nie patrz�c. Anna przygl�da�a mu si� zimno. Nagle roze�mia�a si�. Zabrzmia�o to gorzko i cynicznie. - Nie jeste� przecie� cholernym g�upcem, Herb. Wi�c nie staraj si� zachowywa�, jakby� nim by�. - Napi�a si� znowu, wci�� spogl�daj�c na niego znad brzegu szklanki. - Ostrzegam ci�, je�eli ktokolwiek pojawi si� tutaj, �eby mnie okra��, mam zamiar potraktowa� go jak prawdziwego z�odzieja. Po dzisiejszym nagraniu kupi�am pistolet, a strzela� nauczy�am si�, kiedy mia�am dziewi�� czy dziesi�� lat. I nadal umiem. Zabij� go, Herb. Ktokolwiek to b�dzie. - Dziecinko... - zacz�� Herb, ale uci�a kr�tko. - I to jest m�j ostatni tydzie�. Od soboty nie pracuj�. - Nie mo�esz tego zrobi� - powiedzia� Herb. John przygl�da� mu si� uwa�nie, szukaj�c jakich� oznak s�abo�ci, czegokolwiek; nie znalaz�. Herb by� sam� pewno�ci� siebie. - Anno, rozejrzyj si� wok�, ten pok�j, twoje stroje, wszystko... Jeste� najbogatsz� kobiet� na �wiecie, najpe�niej korzystaj�c� z �ycia, mo�esz zrobi�, co chcesz, pojecha�, dok�d chcesz... - Podczas gdy ca�y �wiat patrzy... - No to co? Nie to ci� powstrzymuje, prawda? - Herb zacz�� przemierza� pok�j, jego kroki by�y gwa�towne i szybkie. - Wiedzia�a� to, kiedy podpisywa�a� kontrakt. Jeste� niezwyk�� dziewczyn�, Anno, pi�kn�, wra�liw�, inteligentn�. Pomy�l o tych wszystkich kobietach, kt�re nie maj� nic poza tob�. Je�eli odetniesz je, co zrobi�? Umr�? Wiesz, �e to mo�e si� sta�. Po raz pierwszy w �yciu czuj�, �e �yj�. Dajesz im co�, czego nie da� im nikt wcze�niej, o czym jedynie napomykano kiedy� w ksi��kach i filmach. Nagle poznaj� uczucie czego� ekscytuj�cego i mog� prze�y� mi�o��, zazna� spe�nienia i uspokojenia. Pomy�l, Anno, o nich, pustych, nie posiadaj�cych w swym �yciu niczego poza tob� i tego, co jeste� w stanie im da�. Trzydzie�ci siedem milion�w anonimowych ludzi, kt�rzy nigdy nie czuli nic poza znudzeniem i frustracj�, dop�ki ty nie ofiarowa�a� im �ycia. Co mieli? Prac�, dzieci, rachunki. Ty, ma�a, da�a� im �wiat! Bez ciebie nie chcia�oby im si� nawet d�u�ej �y�. Nie s�ucha�a. Odezwa�a si� prawie marzycielsko. - Rozmawia�am z moimi prawnikami, Herb, i kontrakt jest niewa�ny. Z�ama�e� go ju� niesko�czenie wiele razy upieraj�c si� przy r�nych aneksach do oryginalnego tekstu. Godzi�am si� nauczy� wielu nowych rzeczy, �eby ludzie mogli je razem ze mn� odczuwa�. Robi�am to. M�j Bo�e! Zdobywa�am g�ry, polowa�am na lwy, nauczy�am si� je�dzi� na nartach zwyk�ych i wodnych, ale teraz chcesz, �ebym ka�dego tygodnia umiera�a po trochu... ta katastrofa samolotowa, niegro�na, tyle tylko, �eby mnie przerazi�. Potem rekiny. My�l�, �e w�a�nie sprowadzenie rekin�w, kiedy je�dzi�am na nartach, dope�ni�o miary, Herb. Widzisz, ty mnie zabijesz. To si� stanie i nie b�dziesz m�g� ju� nic na to poradzi�. Wreszcie kiedy� nie b�dziesz. Po jej s�owach nast�pi�a twarda, wyczekuj�ca cisza. Nie! - krzykn�� bezg�o�nie John. Patrzy� na Herba, kt�ry zatrzyma� si� w chwili, kiedy Anna zacz�a m�wi�. Co� przemkn�o przez jego twarz, zdziwienie, l�k, co� jeszcze, nie do ko�ca okre�lonego. Po chwili jego oblicze nie wyra�a�o nic. Uni�s� szklank�, �eby sko�czy� szkock� z wod�, po czym odstawi� szklank� na bar. Kiedy znowu odwr�ci� si�, jego u�miech by� pe�en niedowierzania. - O co ci tak naprawd� chodzi, Anno? W podobnych sytuacjach bywa�a� ju� wcze�niej. Wiedzia�a� o tym. Te lwy nie trafi�y si� przecie� przypadkiem. A lawin� musia� kto� str�ci�. Wiedzia�a� o tym. O co tym razem ci chodzi? - Zakocha�am si�, Herb. Chc� si� z tego wyrwa�, zanim ci si� uda mnie zabi�. Machn�� niecierpliwie r�k�. - Czy kiedykolwiek ogl�da�a� swoje programy, Anno? - Pokr�ci�a przecz�co g�ow�. - Tak my�la�em. Wi�c nie wiesz, jak bardzo si� poprawi�y w ci�gu ostatniego miesi�ca, po zainstalowaniu nowego transmitera. Nasz Johnny to pracu�, Anno. Wiesz jacy s� ci naukowcy, nigdy do ko�ca zadowoleni, zawsze co� usprawniaj�, zmieniaj�. Anno, czy wiesz, gdzie jest kamera? Czy widzia�a� j� ostatnio? Czy w ci�gu ostatnich paru tygodni widzia�a� kamer� lub jakiekolwiek urz�dzenie rejestruj�ce? Nie i ju� nie zobaczysz. Jeste� na wizji, kochanie. - Jego g�os by� ca�kiem spokojny, nawet rozbawiony. - Prawd� m�wi�c, nie jeste� na niej tylko wtedy, kiedy �pisz. Wiem, �e zakocha�a� si�. Wiem, kim on jest, wiem, jak si� przy nim czujesz, wiem nawet, ile on zarabia. Powinienem to wiedzie�, Anno. P�ac� mu. - Z ka�dym s�owem zbli�a� si� do niej, by wreszcie stan�� z twarz� tylko o kilka centymetr�w od jej twarzy. Nie zdo�a� uchyli� si� przed b�yskawicznym uderzeniem, zachwia� si� i zanim ktokolwiek z nich zda� sobie spraw� z tego, co si� dzieje, odda� jej. Anna upad�a na krzes�o zbyt oszo�omiona, �eby co� powiedzie�. Cisza ros�a, stawa�a si� czym� brzydkim i ci�kim, jakby s�owa rodzi�y si� i umiera�y bez wym�wienia, poniewa� by�y zbyt brutalne, �eby ktokolwiek m�g� je znie��. Na wargach Herba pozosta�a widoczna kropla krwi tam, gdzie przeci�� je pier�cionek z diamentem. Dotkn�� jej i spojrza� na sw�j palec. - To wszystko si� zarejestrowa�o, kochanie, nawet to. - Potem odwr�ci� si� do niej plecami, kieruj�c si� w stron� baru. Na policzku Anny widnia� du�y, czerwony �lad. Jej szare oczy sta�y si� czarne z w�ciek�o�ci. Nie odrywa�a od Herba wzroku. - Kochanie, uspok�j si� - powiedzia� po chwili, jego g�os by� zn�w cichy i spokojny. - To nie wp�ynie w �aden spos�b na to, co robisz, w �adnym razie. Wiesz, �e nie u�ywamy wi�kszo�ci materia�u, ale w ten spos�b redaktorzy maj� wi�kszy wyb�r. Zbli�yli�my si� do momentu, kiedy najbardziej interesuj�cy materia� powstawa� poza godzinami pracy. Tak jak kupowanie pistoletu. To by�o znakomite, ma�a. Nie os�ania�a� niczego, wszystko ukazywa�o si� jak czyste z�oto. - Sko�czy� miesza� drinka, spr�bowa� go, a nast�pnie prze�kn�� jednym haustem wi�kszo�� zawarto�ci szklanki. - Ile kobiet musi kupi� sobie bro�, �eby si� chroni�? Pomy�l o nich dotykaj�c pistoletu, pomy�l o tym, co czu�a�, kiedy podnosi�a� go, patrzy�a� na niego... - Od kiedy nagrywacie mnie przez ca�y czas? - zapyta�a. John poczu� dreszcz wzd�u� kr�gos�upa, mrowienie podekscytowania. Wiedzia�, co przechodzi przez miniaturowy nadajnik. Odczuwa�a emocje najwy�sze z mo�liwych. Na jej g�adkiej twarzy dostrzeg� tylko ich �lad, ale wewn�trzna udr�ka zapisywana by�a wiernie. Jej spokojny g�os i spokojne cia�o k�ama�y; tylko ta�my nie umia�y oszuka�. Herb czu� to tak�e, t� burz� pod mask� spokoju. Odstawi� szklank�, podszed� do Anny i kl�kaj�c obok krzes�a, uj�� jej r�k� w swoje d�onie. - Anno, prosz�, nie b�d� na mnie z�a. Rozpaczliwie poszukiwa�em nowego materia�u. Kiedy Johnny wyskoczy� z t� now� sztuczk� i wiedzieli�my, �e mo�emy nagrywa� na okr�g�o, musieli�my to wypr�bowa�, a wtajemniczanie ciebie nie pomog�oby eksperymentowi. Nie sprawdziliby�my wtedy nic. Ale wiedzia�a�, �e instalujemy ci nadajnik. - Jak d�ugo? - Nieca�y miesi�c. - A Stuart? Czy jest jednym z twoich ludzi? Czy on tak�e nadaje? Zatrudni�e� go, �eby... �eby kocha� si� ze mn�. Tak? Herb skin�� g�ow�. Uwolni�a r�k� i odwr�ci�a twarz, nie chc�c go ju� wi�cej widzie�. Wsta� i podszed� do okna. - Jaka to r�nica? - krzycza�. - Gdybym przedstawi� was sobie na przyj�ciu, nie mia�aby� nic przeciwko temu. Co za r�nica, �e zrobi�em to w taki spos�b? Wiedzia�em, �e si� polubicie. Jest bystry, tak jak ty, lubi to samo co ty. Pochodzi z biednej rodziny, takiej jak twoja... Wszystko wskazywa�o, �e si� wam u�o�y... - Tak - powiedzia�a jakby nieobecna. - U�o�y�o nam si�. Przejecha�a d�oni� po w�osach, jej palce szuka�y blizn. - Wszystko si� ju� zagoi�o - odezwa� si� John. Spojrza�a na niego jakby w tej chwili przypominaj�c sobie, �e on jest tutaj. - Znajd� chirurga - powiedzia�a wstaj�c i zaciskaj�c palce na szklance.- Chirurga m�zgu... - To jest co� nowego - powoli powiedzia� John.- Wyjmowanie mo�e okaza� si� niebezpieczne... Patrzy�a na niego przez d�ug� chwil�. - Niebezpieczne? Skin�� g�ow� - M�g�by� to usun��?... Przypomina� sobie, jak to by�o na pocz�tku, kiedy koi� jej l�k przed elektrodami i przewodami. L�k dziecka przed nieznanym i niepoznanym. Wci�� i wci�� udowadnia� jej, �e mo�e mu ufa�, �e nie ok�ama�by jej. I nie k�ama�, wtedy nie. Teraz w jej oczach by�o to samo zaufanie, ta sama niezachwiana wiara. Uwierzy mu. Przyjmie bez pytania wszystko, co jej powie. Herb nazwa� go soplem lodu, ale nie mia� racji. Sopel roztopi�by si� w jej ogniu. Bardziej stalaktyt, ukszta�towany przez wieki cywilizacji, warstwa po warstwie, a� zapomnia�, jak je zrzuca�, zapomnia�, jak dawa� wyraz wzruszeniu, kt�re czu� g��boko w pustce, gdzie� w swoim wn�trzu. Pr�bowa�a i zrezygnowana odwr�ci�a si� od niego, zraniona, ale nie potrafi�ca nie zaufa� komu�, kogo kocha�a. Teraz czeka�a. M�g� j� uwolni� i jeszcze raz j� straci�, tym razem bezpowrotnie. Albo m�g� j� zatrzyma�, przynajmniej tak d�ugo, jak �y�a. Jej pi�kne, szare oczy by�y ciemne od l�ku, ale pe�ne ufno�ci. Powoli pokr�ci� g�ow�. - Ja nie mog� - powiedzia�. - Nikt nie mo�e. - Rozumiem - wyszepta�a, jej oczy stawa�y si� czarne. - Umr�, tak? I wtedy b�dziecie mie� wspania�y kawa�ek, co, Herb? - Odwr�ci�a si� ty�em do Johna.- Oczywi�cie, sfabrykuje jak�� historyjk�, ale w tym jeste�cie tacy dobrzy. Wypadek, potrzebna pomoc chirurgiczna, wszystko, co czuj�, przekazywane biednym, ma�ym, anonimowym widzom, kt�rzy nigdy, nigdy nie przejd� operacji m�zgu. To dobre - powiedzia�a z podziwem. - Prawd� m�wi�c, cokolwiek teraz zrobi�, da si� wykorzysta�, prawda? Je�eli zabij� ciebie, b�dzie to po prostu materia�, z kt�rego twoi redaktorzy mog� wybiera�. Proces, wi�zienie, bardzo dramatyczne... Z drugiej strony, je�eli pope�ni� samob�jstwo... John poczu� ch��d; wydawa�o si�, �e wype�nia go co� lodowatego i przygniataj�cego. Herb roze�mia� si�. - Wtedy linia scenariusza b�dzie mniej wi�cej taka - powiedzia�. - Anna zakocha�a si� w pewnym nieznajomym. G��boko, prawdziwie zakocha�a. Wszyscy wiedz�, jak g��boka jest ta mi�o��; oni tak�e j� czuli. Nakrywa go gwa�c�cego dziecko. �liczn�, ma�� dziewczynk�, ledwie nastolatk�. Stuart m�wi, �e mi�dzy nimi wszystko sko�czone. On kocha t� ma�� nimf�. Anna zabija si� w porywie nami�tno�ci. W�a�nie teraz nadajesz prawdziw� burz� nami�tno�ci, prawda, kochanie? Nie musisz m�wi�, kiedy dojd� do tej sceny, b�d� wiedzia�, �e to w�a�nie to. - Cisn�a w niego szklank�, kostki lodu i kawa�ki pomara�czy znaczy�y �lad wzd�u� pokoju. Herb uchyli� g�ow�, u�miechaj�c si�. - To bardzo dobre, ma�a. Staromodne, ale lubi� to od czasu do czasu. Kiedy szok z powodu utraty ciebie minie, b�d� to kocha�. I prze�yj�. Zawsze prze�ywaj�. Zastanawiam si�, czy tak dzieje si� r�wnie� wtedy, gdy kto� jest �wiadkiem gwa�townej �mierci? Anna zagryz�a doln� warg� i powoli usiad�a znowu, zaciskaj�c mocno powieki. Herb przygl�da� si� jej przez chwil�, potem powiedzia� jeszcze pogodniej: - Mamy ju� to dziecko. Je�eli dasz im �mier�, dasz im te� nowe �ycie. Je�eli jedno zako�czy si� wystrza�em, ten sam wystrza� rozpocznie drugie. Nazwiemy dziewczynk� Cindy, to b�dzie prawdziwa Cinderella. J� tak�e b�d� kocha�. Anna otworzy�a oczy, teraz przygaszone. By�a tak napi�ta, �e John czu� reakcj� w�asnych mi�ni. Zastanawia� si�, czy zni�s�by nagranie, kt�re teraz emitowa�a. Poczu�, jak ogarnia go podniecenie i wiedzia�, �e przes�ucha ca�� ta�m�, prze�yje ca�� jej niewiarygodn� zawarto��: w�ciek�o��, strach, horror zadawania �mierci a� do upojenia i wreszcie udr�k�. Pozna to wszystko. Patrz�c na Ann� pragn��, �eby si� za�ama�a, teraz, przy nim. Nie zrobi�a tego. Sta�a nieruchomo, wyprostowana, z mocno zaci�ni�tymi z�bami. Jej g�os brzmia� zupe�nie spokojnie, kiedy powiedzia�a: - Stuart ma tu by� za p� godziny. Musz� si� przebra�. - Nie ogl�daj�c si� wysz�a. Herb zerkn�� na Johna i ruszy� w stron� drzwi. - Masz ochot� zawie�� mnie na lotnisko, ch�opcze? W taks�wce odezwa� si�: - Zosta� w pobli�u przez par� dni. Mo�e nast�pi� jeszcze gwa�towniejsza reakcja p�niej, kiedy naprawd� zrozumie, jak g��boko znalaz�a si� w potrzasku.- Znowu parskn�� �miechem. - Na Boga! Jak dobrze, �e ona ci ufa, ch�opcze! Kiedy czekali w l�ni�cym chromem i marmurami terminalu, a� pasa�erowie wysi�d� z samolotu, John zapyta�: - S�dzisz, �e po tym wszystkim ona b�dzie jeszcze dobra? - Nie potrafi nie by�. Jest zbyt pe�na �ycia, �eby z premedytacj� wybra� �mier�. Wewn�trz przypomina dzikie zwierz�, nieobrobiona, nietkni�ta przez cywilizacj�, kt�ra wyg�adzi�a j� od zewn�trz. Ta zewn�trzna warstwa jest cienka, ch�opcze, naprawd� cienka.... B�dzie walczy�, �eby zosta� przy �yciu. Stanie si� bardziej �wiadoma niebezpiecze�stw, coraz bardziej podniecona. I kiedy Stuart dotknie jej dzisiejszej nocy, ona poczuje to ka�dym nerwem. Rozkwitnie. Mo�e trzeba nawet b�dzie to troch� zredagowa�, nieco stonowa�. - M�wi� jak bardzo szcz�liwy cz�owiek. - Dotknie j� w najczulsze miejsce, a ona na to odpowie. Jest naprawd� dzika. Ta nowa ma�a te�. Stuart... S� wyj�tkowi i tak bardzo oddaleni od reszty. Naszym zadaniem jest ich znajdowa�. B�g wie, �e b�dziemy potrzebowa� ka�dego. - Zamy�li� si�, jego twarz by�a nieprzenikniona. - Wiesz, to wcale nie by� taki z�y pomys� z tym gwa�tem i dzieciakiem. Kto by przypuszcza�, �e wywo�a u niej tak� reakcj�. Przy odpowiednim monta�u... - Musia� biec, �eby zd��y� na samolot. John pospieszy� z powrotem do hotelu, �eby by� blisko Anny, gdyby go potrzebowa�a. Ale mia� nadziej�, �e zostawi go w spokoju. R�ce mu si� trz�s�y, kiedy w��cza� telewizor, nagle przed oczami stan�a mu �kaj�ca dziewczyna i zapragn��, by Stuart cho� troch� zrani� Ann�. Mrowienie w palcach ros�o; Stuart transmitowa� od sz�stej do dwunastej, a on ju� straci� prawie godzin�. Ustawi� he�m i zapad� g��boko w fotel. Wy��czy� g�os, sam podpowiadaj�c s�owa, pozwalaj�c w�asnym my�lom wype�ni� akcj�. Anna nachyla�a si� nad nim. Kropelki szampana l�ni�y na jej wargach, jej oczy by�y ogromne i �agodne. M�wi�a, m�wi�a do niego. John, wymawia�a jego imi�. Czu� gdzie� g��boko wewn�trz siebie rosn�ce napi�cie, opu�ci� wzrok na jej opalon� d�o� le��c� w jego d�oni. Jej r�ka zadr�a�a, kiedy przesun�� po niej palcami w stron� nadgarstka, gdzie pulsowa�a b��kitna �y�ka. To delikatne pulsowanie zamieni�o si� w coraz g�o�niejszy �oskot, a kiedy znowu spojrza� jej w oczy, by�y one ciemne i bardzo g��bokie. Ta�czy�y i czu� jej cia�o przy swoim, oddaj�ce si�, prosz�ce. Pok�j �ciemnia� i Anna by�a tylko kszta�tem na tle okna, jej suknia opada�a w d�. Ciemno�ci zg�stnia�y albo to on zamkn�� oczy i tym razem, kiedy jej cia�o dotkn�o jego, nie dzieli�o ich nic. W g��bokim fotelu, z he�mem na g�owie, John zaciska� r�ce, otwiera�, zaciska�. Znowu i znowu.