5742

Szczegóły
Tytuł 5742
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5742 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5742 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5742 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Deborah Wessel Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom Ojciec Malone przesta� modli� si� o spe�nienie swojego najwi�kszego marzenia od dnia, gdy sko�czy� pi��dziesi�t lat. Ju� jako m�ody cz�owiek prosi� Boga o dar pi�knej wymowy i o �ask�, dzi�ki kt�rej potrafi�by swoim przyk�adem zach�ci� jakiego� ch�opca do obrania stanu duchownego. Teraz, jako ma�o przedsi�biorczy, ale zapracowany ksi�dz w parafii �wi�tego R�a�ca mia� zbyt wiele rzeczy, o kt�re powinien si� modli�. Czasami by� tak zaj�ty, �e w og�le brakowa�o mu czasu na modlitw�. Jednak tego w�a�nie ranka ojcu Malone przyda�aby si� chocia� odrobina elokwencji. Co roku w czerwcu wyg�asza� kilka szczerych, porywaj�cych s��w do grupy m�odzie�y, kt�ra mia�a przyst�pi� do sakramentu bierzmowania. Tegoroczne kazanie by�o jeszcze mniej udane ni� zwykle. Nast�pnego dnia przyje�d�a� z Bostonu biskup Davison. Ojciec Malone jasno powiedzia�, �e od m�odzie�y, wkraczaj�cej w doros�e chrze�cija�skie �ycie oczekuje zachowania odpowiedniego do powagi sytuacji. Potem przez prawie kwadrans nak�ania� uczni�w do przeanalizowania cel�w, jakie stawiaj� sobie w �yciu i do por�wnania ich z nauk� Chrystusa. Jednak w tym czasie klasa starannie przygl�da�a si� blatom �awek, ubraniom koleg�w, a przede wszystkim zegarowi wisz�cemu na �cianie. - Tak wi�c, dziewcz�ta i ch�opcy - ko�czy� ojciec Malone, kt�ry nagle poczu� si� zm�czony d�wi�kiem w�asnego g�osu - powinni�cie bra� przyk�ad raczej z waszych rodzic�w i nauczycieli, a najbardziej z nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa, nie za� z gwiazd rocka i aktor�w, kt�rzy... Jeden z ch�opc�w zachichota� nagle, patrz�c na innego, kt�ry udawa� gitarzyst�; siedz�ce obok dziewczyny zacz�y si� �mia�. Siostra Anna, stoj�ca z ty�u klasy, spojrza�a i chcia�a ju� podej�� w ich kierunku. Jednak ojciec Malone potrz�sn�� przecz�co g�ow�. Spokojnie sko�czy� m�wi� i wyszed�, ledwie s�ysz�c uprzejme podzi�kowania zakonnicy. Tego wieczora ojciec Malone usiad� na najmniej wygodnym, krytym szorstkim materia�em fotelu. Chcia� by� pewny, �e nie za�nie i zacz�� si� zastanawia�, czym jeszcze powinien si� zaj�� w tym tygodniu. Mia� przecie� na g�owie mas� spraw administracyjnych - bud�et, projekty, raporty. Wszystko, co by�o zwi�zane z dzia�alno�ci� nowoczesnej, du�ej parafii. Ojciec Malone by� doskona�ym administratorem. Chcia�by jeszcze by� lepszym ksi�dzem. Spojrza� przez okno. Ze swojego miejsca widzia� czubki klon�w otaczaj�cych boisko po drugiej stronie ulicy i fragment spokojnego, wieczornego nieba. W�a�ciwie nie lepszym, ale bardziej bezpo�rednim, takim, kt�ry budzi�by zaufanie i sympati� na r�wni z szacunkiem. Kiedy by� ch�opcem, ojciec Simmons stanowi� dla niego najwi�kszy autorytet i to on w�a�nie sprawi�, �e m�ody Malone otworzy� swoje serce na wezwanie Ko�cio�a. Teraz s�u�ba i po�wi�cenie by�y ostatni� rzecz�, kt�ra poci�ga�a m�odzie�. Czy obecno�� ojca Simmonsa mog�aby co� zmieni�? Czy umiej�tno�� nawi�zania kontaktu z lud�mi jest naprawd� taka wa�na...? - To bardzo interesuj�ce pytanie, ojcze - powiedzia� biskup, kt�ry pojawi� si� nagle. Szczup�a posta� wyra�nie odcina�a si� od jasnych drzwi korytarza. Ojciec Malone spojrza� przera�ony, wsta� i zacz�� gor�czkowo szuka� lampy. - Bardzo przepraszam - powiedzia� zmuszaj�c si� do u�miechu, z kt�rym czu� si� jeszcze g�upiej. Nie zna� tego biskupa, a mo�e zapomnia� o um�wionym spotkaniu? - Musia�em... Wydaje mi si�...Chyba si� zdrzemn��em. Nie zauwa�y�em wej�cia waszej ekscelencji. - Oczywi�cie, �e nie. - U�miech nieznajomego by� rozbrajaj�cy, u�cisk r�ki ch�odny, lecz stanowczy. - Czy mog� usi���? - Tak, przepraszam, oczywi�cie. - Bierzmowanie, na pewno o to chodzi. Biskup Davison by� ju� starszym cz�owiekiem, prawdopodobnie zachorowa�. - Zastanawiasz si� - powiedzia� biskup - czy zast�puj� biskupa Davisona. Jeste� zdziwiony moim wczesnym przyjazdem i troch� niezadowolony, �e przy�apa�em ci� w czasie drzemki. Usi�ujesz sobie przypomnie�, czy ju� kiedy� si� spotkali�my. Ksi�dz zaczerwieni� si�. - Obawiam si�, �e... - Nie obawiaj si�. - Biskup podni�s� r�k� i ojciec Malone nagle poczu�, �e ogarnia go spok�j. Jaka� dziwna, obezw�adniaj�ca si�a zatrzyma�a go w fotelu. Biskup by� pe�nym godno�ci, wysokim, przystojnym m�czyzn�, w oczach mia� co� dziwnie jasnego i nieruchomego. - Nie obawiaj si� - powt�rzy�. - Chcia�bym po prostu porozmawia� z tob� o problemach Ko�cio�a i podsun�� ci kilka my�li. Mo�e zdo�am ci pom�c w pokonaniu twoich problem�w. - Moich? - Tak. M�wi� o twoich problemach w nawi�zywaniu kontaktu z m�odzie��. O twoim, nazwijmy to, braku elokwencji. Ludzie nie czuj� si� z tob� swobodnie, ojcze. Nie trafiasz do nich. Ojciec Malone zamkn�� na chwil� oczy i potrz�sn�� g�ow�. Zupe�nie nie m�g� zebra� my�li. - Bardzo chcia�by� do nich dotrze�, prawda? - Biskup m�wi� dalej. Jego g�os by� spokojny, ale stanowczy. - Nie ogranicza� si� do spraw administracyjnych, ale by� duchowym przewodnikiem swojej parafii. Pragniesz, aby m�odzi ludzie poszli za twoim przyk�adem i wst�pili w stan duchowny. Czy� nie, ojcze? Czy nie jest to twoim najwi�kszym pragnieniem? Ksi�dz spr�bowa� wsta�, ale delikatna si�a zatrzyma�a go na miejscu. - Zapewniam ci�, �e to bardzo wznios�y cel - powiedzia� biskup nagle o�ywiony. - W naszym kraju coraz bardziej brakuje ksi�y. W 1967 - przepraszam za ten kr�tki wyk�ad - w 1967 roku w Stanach Zjednoczonych by�o sze��dziesi�t tysi�cy ksi�y. Dzi� zosta�o ju� tylko czterdzie�ci pi��, a liczba wiernych znacznie wzros�a! Czy wiesz, jaki jest dzi� przeci�tny wiek ameryka�skiego ksi�dza? Wiesz? - Przypuszczam, �e mniej wi�cej taki, jak m�j. Oko�o pi��dziesi�tki? - Pi��dziesi�t dziewi�� lat, ojcze. Pi��dziesi�t dziewi��! - Biskup podkre�la� ka�de s�owo uderzaj�c d�oni� o por�cz krzes�a. - Niebezpiecznie blisko wieku emerytalnego, przyjacielu. A co si� stanie, kiedy oni przestan� pracowa�? Kto zast�pi ich w s�u�bie Bo�ej? Ksi�dz potrz�sn�� g�ow� nic nie m�wi�c. By�o to pytanie, kt�re sam cz�sto sobie zadawa�, z odrobin� goryczy obserwuj�c, jak ch�opcy ignoruj� go w czasie lekcji i drwi� z niego. - �miej� si� z ciebie - powiedzia� biskup mi�kko, bez ironii. - Ale nie z twojej wiary. Oni po prostu powierzchownie oceniaj� twoje zachowanie, spos�b bycia. To cecha wszystkich m�odych ludzi. Wydajesz im si� zimny i nieszczery. Ojciec Malone spojrza� przed siebie, zawstydzony prawd�, kt�r� us�ysza�. Ten cz�owiek nie myli� si�. - Ja du�o wiem, ojcze. Wiem, �e twoje �ycie wkr�tce si� zmieni. Ojciec Malone spojrza� zaniepokojony. - Czy moja praca tutaj... hmm... czy maj� zamiar si� mnie... - Nie, nie, nic takiego. Po prostu chc� ci da� szans�. - Biskup si�gn�� do kieszeni i wyj�� g�adkie, srebrne pude�ko. - Kiedy� za�atwiali�my takie sprawy za pomoc� wizji i tajemniczych g�os�w, ale dzi� to denerwuje ludzi. Zreszt� osi�gni�cia techniki s� tak wygodne. Skierowa� pude�ko w stron� telewizora stoj�cego w rogu pokoju. Na ekranie pojawi� si� bardzo wyra�ny obraz. Mia�o si� wra�enie, �e to rzeczywisto��. Ojciec Malone zobaczy� siebie, siedz�cego przy g��wnym stole w czasie jakiej� oficjalnej uroczysto�ci. Na pewno to by� on, ale ca�kiem siwy. Twarz mia� pooran� zmarszczkami. Widzia� siebie jako starego cz�owieka. - To przyj�cie wydane z okazji twojego przej�cia na emerytur�. Masz ponad siedemdziesi�t lat. Sp�jrz uwa�nie na twoich towarzyszy przy stole. By�o tam oko�o dwunastu ludzi, w r�nym wieku. �miali si� i �artowali, ale ich uwaga przez ca�y czas skupiona by�a na nim. W oczach wida� by�o podziw i mi�o��. - To twoi uczniowie, ojcze. Taki �arcik na twoj� cze��. Oni wszyscy odkryli w sobie powo�anie kap�a�skie pod twoim wp�ywem. A jest ich jeszcze wi�cej! Najm�odszy, jak mi si� wydaje, b�dzie wtedy mia� dziesi�� lat. Pomy�l, jak wiele dobrego mogliby uczyni�. Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem i obraz znikn��. Ksi�dz jeszcze raz spr�bowa� wsta�, walcz�c z obezw�adniaj�c� go dziwn� si��. - Kim jeste�? - zapyta�, zdziwiony strachem we w�asnym g�osie. - O co chodzi? Biskup siedzia� spokojnie. - Jestem Szatanem - powiedzia� i u�miechn�� si� uspokajaj�co. - Albo raczej jednym z wciele� Szatana. To jest o wiele bardziej skomplikowane, ni� wy, ludzie, sobie wyobra�acie. Wybra�em tak� posta�, �eby nie zdziwi�o ci� moje pojawienie i by� mnie wys�ucha�. Uda�o mi si�, prawda? - To mi si� �ni. Musia�em zasn��. - Oczywi�cie. Ale zapewniam ci�, �e nie obudzisz si�, zanim nie sko�czymy rozmowy. Nie jeste� ciekaw, co chc� ci zaproponowa�? Biskup - wci�� trudno by�o my�le� o nim inaczej - skrzy�owa� r�ce i czeka�. Ojciec Malone przeszed� przez pok�j, pr�buj�c odzyska� jasno�� umys�u. Doszed� do drzwi, potem odwr�ci� si�. - Przypuszczam, �e sam mi to powiesz - us�ysza� sw�j g�os.- No, prosz�! - Chcemy tylko duszy - powiedzia� POWOLI biskup. - Jednej duszy. - Mojej! Chcecie, �ebym sprzeda� wam swoj� dusz�? - Nie, prawd� m�wi�c, nie twoj�. Czyj�� dusz�. Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem. Tym razem obraz by� ciemniejszy, postacie id�ce noc� po ulicy. Jedna z nich - m�ody ch�opak - zatrzyma�a si� i wydawa�o si� jakby spojrza�a na Ojca Malone. - Anthony da Silva - powiedzia� biskup - Tony. Poznajesz go? By� to typowy mieszkaniec rybackiej wioski w Nowej Anglii. M�ody, ciemnow�osy, wyra�nie portugalskiego pochodzenia. Ale arogancja, rysuj�ca si� na jego twarzy, mia�a w sobie co� znajomego. - Chyba tak - powiedzia� ksi�dz. - Czy on jest z mojej parafii? - Oficjalnie tak. Ostatni raz by� na mszy w wieku dwunastu lat. Teraz ma siedemna�cie. Kilka miesi�cy temu wybi� szyb� w twoim samochodzie pi�k� baseballow�. Robi�e� mu na ten temat wym�wki. Zastanawia�e� si� nawet, czy nie zrobi� tego specjalnie. - Teraz pami�tam. - Ojciec Malone przypomnia� sobie nie tyle twarz ch�opca, ile jego szyderczy u�miech. PRZEPRASZAM, OJCZE. CO ZA SZKODA, OJCZE. - Mia�e� racj�, zrobi� to specjalnie - powiedzia� biskup. - Ale on te� robi� du�o gorsze rzeczy i nie zmieni si�. Przekonasz si� o tym bardzo nied�ugo. Twoja cz�� umowy nie b�dzie trudna. Kiedy obraz znowu zacz�� znika�, oczy ch�opca wydawa�y si� �ledzi� ojca Malone. Teraz si� obudz�, pomy�la�. To jaki� idiotyczny sen i musz� si� obudzi�. - Nie zgadzam si� - powiedzia� g�o�niej ni� mia� zamiar. Ale przecie� nie mia�o to i tak �adnego znaczenia. Nie m�g� obudzi� pani Reardon, skoro spa�. - Oczywi�cie, �e tego nie zrobi�. Nie m�g�bym. Nie mam w�adzy nad dusz� innego cz�owieka. - Ale� tacy ludzie jak Tony nie w�adaj� swoimi duszami. Nie wierz� w ich istnienie. Poza tym, nawet gdyby� zrobi� wszystko, �eby przekl�� dusz� Tony'ego, on ci� wy�mieje. Tak jak robi� to dot�d. - Ale dlaczego akurat da Silva? I dlaczego nie pozwoli� mu, �eby sam doprowadzi� do upadku swoj� dusz�? Biskup przechyli� g�ow�, wyra�nie zainteresowany i rozbawiony. - Powiedzmy, �e nam bardzo by to odpowiada�o, a dla ciebie nie by�oby du�ym k�opotem. Pom� mu tylko upa�� jeszcze ni�ej. Tu rzucisz jakie� s�owo, tam czego� nie zauwa�ysz. To wszystko. A w zamian mo�esz bardzo du�o zyska�. Nowych bojownik�w dla Ko�cio�a, wiernych uczni�w dla siebie. Pragnienie twego serce spe�ni si� dzi�ki twojej w�asnej pracy. - Nie. - Pomy�l o tym. - Nie. - Teraz si� obudzisz. Bardzo mi by�o mi�o z tob� porozmawia�, ojcze. Jeszcze wr�c�... - Wielkie nieba, ojcze! Co ojciec tu robi, w �rodku nocy, przed w��czonym telewizorem? - Zamiast biskupa pojawi�a si� nagle pani Reardon, owini�ta r�owym szlafrokiem. Wy��czy�a brz�cz�cy monotonnie telewizor i spojrza�a z dezaprobat�. Zawsze mia�a mu co� za z�e. - Program ju� dawno si� sko�czy�. Znowu zasn�� ksi�dz na swoim krze�le? - Tak, tak mi si� wydaje. Zgasz� �wiat�o. Odwr�ci�a si�, stoj�c ju� w przedpokoju. - Czy kto� tu by� dzi� wieczorem? - Nie, nikogo - pani Reardon wzruszy�a ramionami. - To nawet dziwne. Ani jednego telefonu przez ca�y wiecz�r. Mi�o czasem mie� troch� spokoju. Ojciec Malone nie m�g� si� jednak uspokoi� na wspomnienie tego wieczoru. Ka�de s�owo z rozmowy z biskupem - z DIAB�EM, poprawi� sam siebie - wci�� by�o �ywe w jego pami�ci, rodz�c coraz to nowe pytania. Dlaczego moce piekielne wybra�y akurat jego, zwyk�ego ksi�dza, pracuj�cego w zwyk�ej parafii, a�eby kusi� go t� dziwn� propozycj�? Czy�by okaza� si� by� cz�owiekiem s�abej wiary? Czy jego skryte marzenie, �eby poci�gn�� swoim przyk�adem m�odych, by�o a� takim grzechem? Kiedy ojciec Malone �cieli� ��ko, ekran telewizora jakby uni�s� si� w powietrzu. W wyobra�ni, rozbudzonej jeszcze przez marzenia, z �atwo�ci� ujrza� siebie otoczonego podziwem m�odych ksi�y, kt�rych przyci�gn�� swoj� wiar� do s�u�by Bo�ej. Mia� poczucie satysfakcji z dobrze spe�nionej misji. Zobaczy�, jak wiele dobra mogliby uczyni�! Kontynuuj�c swoj� prac�, jeszcze przez wiele lat po �mierci ojca Malone czciliby jego pami��. Obraz Anthony'ego da Silva wyda� mu si� w por�wnaniu z tym dziwnie niewyra�ny i blady. W ko�cu podj�� decyzj�. Oczywi�cie nie decyzj� w sprawie propozycji Szatana. O po�wi�ceniu jakiejkolwiek duszy nie mog�o by� mowy niezale�nie od tego, jak n�c�ca by�a pokusa. Nawet przez moment si� nad ni� nie zastanawia�. Jego decyzja dotyczy�a powa�nej rozmowy, kt�r� chcia� odby� z ojcem Josephem Barnettem, swoim duchowym doradc�, u kt�rego spowiada� si� raz w miesi�cu i z kt�rym dyskutowa� o w�tpliwo�ciach, jakie rodzi�y si� w jego umy�le. Ojciec Malone nie lubi� tego, wyznaczonego z urz�du, spowiednika. Barnett by� niskim, niecierpliwym staruszkiem, kt�ry du�o i g�o�no si� �mia�. Ojciec Malone postanowi� wi�c porozmawia� z biskupem Davisonem. Ale przecie� biskup zjawi si� dopiero w po�udnie, na godzin� przed ceremoni� bierzmowania, a on musi poradzi� si� kogo� natychmiast. Rozmy�la� dalej, le��c w ��ku. Dzwoni� do ojca Baretta teraz, budzi� go ze spokojnego snu i pr�bowa� mu wyt�umaczy�, co si� sta�o... Ojciec Malone zdawa� sobie spraw�, �e jego opowiadanie brzmia�oby nieprawdopodobnie, idiotycznie, jak dziecinny sen, i Barnett tylko �mia�by si� z niego. Nie. Zadzwoni rano, gdy b�dzie w stanie uporz�dkowa� my�li. Oczywi�cie rano, zaj�ty ostatnimi przygotowaniami do uroczystej mszy i uspokojony �wiat�em czerwcowego dnia przebijaj�cym si� przez ga��zie klon�w, nie zrobi� tego. Dzwoni� do ksi�dza Barnetta tylko dlatego, �e mia� z�y sen? Narazi� si� na o�mieszenie najbardziej skrytych ambicji? Nie! Ojciec Malone przyrzek� sobie k�a�� si� wcze�niej, zasypia� w ��ku i zaj�� si� codziennymi sprawami. Po szybkim �niadaniu pierwszym jego obowi�zkiem by�o otworzenie ko�cio�a, zanim cz�onkowie Towarzystwa Imienia Jezusowego przyjd� u�o�y� kwiaty. Bia�e �ciany i oszcz�dny wystr�j ko�cio�a sprawia�y skromne wra�enie, ale ojciec Malone by� dumny z panuj�cego tam porz�dku i nag�o�nienia, dowodu jego zaradno�ci finansowej. Otworzy� szeroko g��wne drzwi, chc�c wpu�ci� do �rodka troch� �wiat�a i wszed� do ko�cio�a. Zanim jeszcze jego oczy przyzwyczai�y si� do ciemno�ci, poczu� jaki� dziwny, nieprzyjemny zapach. Kiedy rozejrza� si�, zobaczy�, �e ko�ci�, jego ko�ci�, zosta� zdewastowany. Ojciec Malone najpierw zwr�ci� uwag� na rzucaj�ce si� w oczy drobiazgi, potem dopiero spostrzeg�, jak ogromne by�y zniszczenia. Na pod�odze g��wnej nawy le�a�y podarte �piewniki, kuty z �elaza �wiecznik by� przewr�cony, dooko�a wida� by�o rozbite szk�o. Mosi�ne �wieczniki z kaplicy Naj�wi�tszej Marii Panny le�a�y poprzewracane, a figura Matki Bolesnej rozbita za ma�ym o�tarzem. Ojciec Malone zbli�y� si� powoli do kaplicy, z trudem powstrzymuj�c �zy. Kiedy pochyli� si�, �eby podnie�� figur�, k�tem oka zobaczy� co� kolorowego. Z ty�u, na �cianie narysowane by�y czerwon� farb� jakie� nic nie znacz�ce znaki i wielki napis "SPIERDALAJ, MALONE". - Prosz� ksi�dza, prosz� ksi�dza! - Pani Reardon sta�a jak sparali�owana w g��wnym drzwiach ko�cio�a, boj�c si� wej�� do �rodka. Spojrza�a na ojca Malone i w jego oczach te� spostrzeg�a przera�enie. - Ojcze, biskup Davison przyjecha�. Prowizorycznie uprz�tni�to ko�ci� i msza rozpocz�a si� z trzygodzinnym op�nieniem. Co prawda, kaplica Matki Boskiej by�a pusta, a w powietrzu unosi� si� zapach �wie�ej farby. Biskupa Davisona zapewniono, �e podobny wypadek zdarzy� si� po raz pierwszy i �e ojciec Malone cieszy� si� powszechnym szacunkiem w�r�d m�odych parafian. Wszyscy zgodzili si�, �e by� to odosobniony przypadek, bardzo niefortunny, ale nie szokuj�cy w obecnych, trudnych czasach. Policja dosz�a do podobnego wniosku. - Mo�e kt�re� dziecko mia�o do ojca jak�� osobist� uraz�? - spyta� wysoki, spokojny porucznik, kt�ry przyszed� po po�udniu na plebani�. Spojrza� na raport, kt�ry trzyma� w r�ku. - Widz�, �e u�yto nazwiska ksi�dza. Ale przecie� jest ono wymienione na tablicy przed ko�cio�em. My�l�, �e bez specjalnych trudno�ci wywa�yli boczne drzwi, mo�e szukaj�c czego�, co mo�na by ukra��. Kiedy nic nie znale�li, w�ciekli si�. Chyba �e ma ojciec jakie� podejrzenia, kto m�g� to zrobi�? - Nie - powiedzia� ojciec Malone, maj�c wci�� przed oczami obraz z ekranu telewizyjnego. - Nie mam poj�cia. Ale podejrzenia ros�y w nim z dnia na dzie�, a wraz z nimi z�o��. Poprosi�, �eby na wszelki wypadek sprawdzono rodzin� da Silva. Ojciec nie �y� od dawna, matka by�a cz�onkini� Towarzystwa Imienia Jezusowego, c�rka ucz�szcza�a na lekcje religii. Syn Antoni nie by� bierzmowany. Po serii drobnych zatarg�w z prawem nie mieszka� w domu. Adresu brak. Ksi�dz nie mia� �adnych w�tpliwo�ci, �e ten w�a�nie arogancki ch�opak najpierw zniszczy� samoch�d Ojca Malone, a teraz zbezcze�ci� ko�ci� i przysporzy� wszystkim tyle k�opot�w. Jeszcze jeden, kt�ry ci�gle czego� ��da, nie daj�c z siebie nic w zamian. W nast�pn� niedziel� w czasie mszy ojciec Malone przek�ada� przez chwil� notatki. Potem od�o�y� je i zacz�� m�wi� od siebie. Wi�kszo�� kongregacji stanowili ludzie starsi, g��wnie wdowy, ale by�y te� ca�e rodziny i dzieci w r�nym wieku. Ksi�dz zwr�ci� si� szczeg�lnie do m�odzie�y, tak jakby chcia� przem�wi� do ka�dego z nich oddzielnie. - Wiecie wszyscy, co zdarzy�o si� w naszym ko�ciele tydzie� temu. Kto� w�ama� si� i urz�dzi� sobie doskona�� zabaw�. Wida�, wed�ug niego, podarcie �piewnik�w, zniszczenie wizerunku Matki Bolesnej i wypisanie przekle�stw na �cianie domu Bo�ego, to �wietna rozrywka. Chcia� si� troch� po�mia� i uda�o mu si�. W ko�ciele panowa�a absolutna cisza. Ojciec Malone s�ysza� bicie w�asnego serca. - Dziewcz�ta i ch�opcy, to my powinni�my z niego drwi�. Z kogo�, kto musi si� posuwa� do tak barbarzy�skich czyn�w, �eby znale�� satysfakcj� w swoim pustym �yciu, mo�na si� tylko �mia�. Ale prawdziw� satysfakcj� mogli w ostatni� niedziel� odczuwa� ochotnicy, kt�rzy posprz�tali i odmalowali ko�ci�. Wszyscy ci, kt�rzy staraj� si�, �eby nasza wsp�lnota parafialna s�u�y�a Bogu i wspomaga�a jego lud. I to w�a�nie wy, m�odzi, mo�ecie mie� satysfakcj� z tego, �e potraficie odrzuci� takie zachowanie i �e pomagacie waszym rodzicom i przyjacio�om w pracy dla dobra Ko�cio�a. To wy b�dziecie si� �miali ostatni, dlatego �e w�a�nie wy �yjecie pe�nym �yciem, cieszycie si� mi�o�ci� Boga i osi�gniecie �ycie wieczne... Ojciec Malone m�wi� dwadzie�cia pi�� minut i przez ten czas nikt nawet si� nie poruszy�. Na zako�czenie mszy, gdy pojawi� si� w drzwiach ko�cio�a, �eby przywita� si� z kilkoma starszymi parafianami, kt�rzy czasami chcieli z nim porozmawia�, zobaczy� t�um ludzi czekaj�cych na niego. Wiele os�b chcia�o u�cisn�� mu d�o�. - Bardzo dobrze ksi�dz to uj��. - Wyj�� mi to ojciec z ust. Ciesz� si�, �e m�j syn i jego koledzy mogli to s�ysze�. - Czy mo�emy ojcu jako� pom�c? Czy rozpocz�to ju� zbi�rk� pieni�dzy na now� figur� Matki Boskiej? W ko�cu us�ysza� dziecinny g�os ma�ego, zaczerwienionego z przej�cia ch�opca. - Ojcze, czy m�g�bym czasami z ojcem porozmawia�? Chcia�bym zosta� ministrantem. Mama powiedzia�a, �e mog� ojca o to zapyta�. - Oczywi�cie, m�j synu. - Ojciec Malone mia� nagle ochot� przytuli� ch�opca i rozp�aka� si� z rado�ci, ale tylko poklepa� go po ramieniu dr��c� d�oni�. - Oczywi�cie, �e mo�esz ze mn� porozmawia�. Ojciec Malone sko�czy� pi��dziesi�t jeden lat. Mia� tyle samo pracy, co zwykle, ale wykonywa� j� z rado�ci�. Kaplica Matki Boskiej od dawna ju� by�a odnowiona. Parafia zyska�a trzech nowych ministrant�w. D�ugie godziny cierpliwych �wicze�, zwykle p�no w nocy lub wcze�nie rano, tak bardzo zmieni�y kazania ojca Malone, �e nawet pani Reardon nie mog�a wyj�� z podziwu. Ciep�e przyj�cie tych kaza� u�atwia�o ksi�dzu nawi�zanie szczerego kontaktu z parafianami, kt�rzy teraz zacz�li darzy� go zaufaniem i sympati�. Ojciec Malone polubi� nawet poczucie humoru ojca Barnetta. W�amanie do ko�cio�a nie powt�rzy�o si� nigdy wi�cej. Zdarzy� si� tylko pewien drobny incydent, dok�adnie w wiecz�r pi��dziesi�tych pierwszych urodzin ojca Malone. Siedzia� p�no wieczorem w swoim biurze przegl�daj�c notatki do kazania, kt�re mia� wyg�osi� do m�odzie�y przed sakramentem bierzmowania. B�dzie musia� pami�ta�, �eby nie m�wi� do nich dziewcz�ta i ch�opcy. Wydaje si�, �e w tym wieku bardzo tego nie lubi�. Spojrza� na p�k� nad biurkiem. Le�a�y tam �yczenia urodzinowe od pani Reardon, kt�ra wyjecha�a w�a�nie na wakacje; od siostry; kilka kartek od przyjaci� i jedna, bardzo du�a i kolorowa, podpisana przez wszystkich ministrant�w. Niekt�rzy z nich napisali nawet specjalne �yczenia. Ojciec Malone czyta� je kolejny raz, gdy z zewn�trz us�ysza� krzyk i odg�os krok�w. - Hej, ojcze! Ksi�dz szybko przeszed� przez korytarz do pokoju, kt�rego okna wychodzi�y na ulic�. Jaki� cz�owiek sta� oparty o wej�cie, trzymaj�c w r�ku butelk� piwa. Podni�s� j� i zapuka� dnem w drzwi, oblewaj�c p�ynem swoj� sk�rzan� kurtk�. - Hej, ojcze, chcia�bym z ojcem porozmawia�! - Chwiejnie odszed� od drzwi i zajrza� przez okno. - Jest tam kto?! By� to Anthony da Silva, twarz mia� zapuchni�t�, skrzywion�. Ojciec Malone gwa�townie odsuwaj�c si� od okna potkn�� si� o stoj�cy obok fotel. Usiad�, czuj�c, �e dr�� mu kolana i nagle przypomnia� sobie ten dziwny sen sprzed roku. Stara� si� wyrzuci� go z pami�ci, wi�c szczeg�y zatar�y si�, ale wtedy, we �nie kto� powiedzia� mu, �e Anthony da Silva robi� straszne rzeczy i mia� zrobi� jeszcze gorsze. Reszta snu by�a zbyt absurdalna, �eby przywi�zywa� do niej wag�. - Pyta�em, czy kto� jest w domu! Ciekawe, czy s�siedzi mogli to s�ysze�. Ojciec Malone wiedzia�, �e powinien zej�� na d�, ale na sam� my�l o tym przechodzi� go dreszcz. Ten ch�opak by� pijany albo pod wp�ywem narkotyk�w, r�wnie dobrze m�g� mie� w kieszeni pistolet. Wpuszczenie go do �rodka by�oby bardzo nierozs�dne. W�a�ciwie dlaczego mia�by to robi�? Dlaczego mia�by ryzykowa� dla takiego grzesznika jak Anthony da Silva? - Ojcze? Hej, ojcze? - G�os zabrzmia� bezradnie jak u zagubionego dziecka. - Naprawd� musz� z ojcem porozmawia�! Ojciec Malone spojrza� w d�. Mo�e ch�opak chcia� go przeprosi� za zdewastowanie ko�cio�a? Ale co warta by�a teraz jego skrucha? Przypomnia� sobie wyraz twarzy biskupa Davisona w czasie ogl�dania zniszcze�. Przypomnia� sobie te obrzydliwe rysunki na �cianach i a� zarumieni� si� ze wstydu. �eby taki ch�opak publicznie poni�a� swojego proboszcza... Tego nie m�g� wybaczy�. Nigdy. Znowu us�ysza� pukanie, kt�re jednak po chwili ucich�o. "SPIERDALAJ, MALONE!" Ojciec Malone wsta� i poszed� do swojego gabinetu, �eby wezwa� policj�. Us�ysza� jednak oddalaj�ce si� kroki i odg�os silnika samochodu. Od�o�y� s�uchawk� i automatycznie zacz�� przegl�da� notatki do kazania, ale jako� nie m�g� si� skoncentrowa�. Tego dnia d�u�ej ni� zazwyczaj czyta� w ��ku, a� wreszcie przesta� my�le� o wieczornym wydarzeniu. W ko�cu by� to tylko ma�o znacz�cy incydent. Postanowi�, �e rano zadzwoni do matki Anthony'ego da Silvy. Ksi��ka wypad�a mu z r�ki. W drzwiach pojawi� si� biskup. Ojciec Malone pr�bowa� wsta�, ale dziwnie znajoma, delikatna si�a zatrzyma�a go. Patrzy� na ciemn� posta�. - Chcia�em - biskup podszed� bli�ej �wiat�a. - Chcia�em ci podzi�kowa� za pomoc. Teraz ch�opak nale�y ju� do nas. My�l�, �e bardzo nam si� przyda. - Ale ja nigdy si� nie zgodzi�em, �eby... - Ale� oczywi�cie, �e tak - biskup za�mia� si� cicho. - Czy naprawd� my�la�e�, �e u�ywamy pergaminowych um�w spisywanych krwi�? To nie na tym polega. Wystarczy�a chwila twojej s�abo�ci. - Ale ja nawet z nim nie rozmawia�em! - W�a�nie. Przyszed� dzi� do ciebie, �eby prosi� o rozgrzeszenie. Chcia� si� wyspowiada�, a ty nawet z nim nie porozmawia�e�. Nam to wystarcza. - Wyspowiada� si�? - spyta� ojciec Malone. Nagle zrobi�o mu si� zimno, bardzo zimno. - Tak. Ale nie chodzi�o o taki drobiazg jak zdewastowanie ko�cio�a. Anthony upi� si� bardzo wcze�nie dzi� wieczorem i strasznie pobi� swoj� dziewczyn�. My�la� nawet, �e j� zabi�. Myli� si�, ona prze�yje. - A Tony? - Hm, teraz m�wisz o nim Tony? Jakie to wzruszaj�ce! - W oczach biskupa pojawi� si� dziwny blask. - Tw�j Tony, gdyby� mu wybaczy�, by�by dla nas za kilka lat powa�nym problemem. Polityk znany na ca�ym �wiecie. B�yskotliwa kariera... Godzin� temu pope�ni� samob�jstwo w swojej celi. - Nie... Nie! - Tak. - Biskup poruszy� d�oni� i �wiat�o lampy przygas�o. - Id� ju�. �pij dalej. A gdy rano obudzisz si�, pewien jestem, �e postanowisz nie m�wi� nikomu o wizycie Tony'ego. Ksi�dz walczy� z ogarniaj�c� go bezw�adno�ci�, ale w ko�cu uleg� jej. G�os sta� si� s�abszy, w ciemno�ci wida� by�o tylko te dziwnie b�yszcz�ce oczy. - Dobranoc, ojcze Malone. Na pewno wm�wisz sobie, �e to tak�e by� tylko sen. A za jakie� dwadzie�cia lat b�dziesz ju� pewien, �e Tony wybaczy� ci. Przecie� tak doskonale umiesz przekonywa� ludzi.