570
Szczegóły |
Tytuł |
570 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
570 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 570 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
570 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Isaac Asimov
Nemesis
Markowi Hurstowi Mojemu cennemu Redaktorowi, kt�ry pracuje nad manuskryptami ci�ej ode mnie
NOTA AUTORA
Ksi��ka ta nie jest cz�ci� Fundacji ani serii po�wi�conej Robotom. Nie nale�y tak�e do cyklu Cesarstwo. Jest oddzieln� ca�o�ci�. Pomy�la�em, �e powinienem poinformowa� o tym Czytelnik�w, by unikn�� nieporozumie�. Oczywi�cie nie jest wykluczone, �e kiedy� napisz� powie�� ��cz�c� t� ksi��k� z innymi, z drugiej strony jednak nie ma pewno�ci, czy tak si� stanie. Jak d�ugo mo�na katowa� w�asny umys� wymy�laj�c koleje przysz�ej historii?
Kolejna sprawa. Dawno temu postanowi�em przestrzega� jednej podstawowej zasady pisarskiej: by� przejrzystym. Porzuci�em wszelk� my�l o pisaniu poetyckim, symbolicznym czy eksperymentalnym, a tak�e o wszystkich innych formach pisarskich, kt�re by� mo�e zapewni�yby mi (zak�adaj�c, �e by�bym wystarczaj�co dobry) Nagrod� Pulitzera. Zale�y mi tylko na przejrzysto�ci, dzi�ki kt�rej nawi�zuj� bardzo ciep�e stosunki z Czytelnikami. A krytycy? C�, niech m�wi�, co im si� podoba.
Z przykro�ci� musz� jednak stwierdzi�, �e moje ksi��ki pisz� si� same. Ze zdumieniem odkry�em kiedy�, �e powie��, kt�r� macie Pa�stwo przed sob�, napisa�a si� dwutorowo: jeden ci�g wypadk�w dzieje si� w narracyjnej tera�niejszo�ci, drugi odbywa si� w przesz�o�ci, ale stale dogania tera�niejszo��. Z pewno�ci� nie nastr�czy to k�opot�w w czytaniu, ale poniewa� jeste�my przyjaci�mi, wola�em Pa�stwa uprzedzi�.
PROLOG
Siedzia� samotny, odgrodzony od �wiata.
Gdzie� tam by�y gwiazdy i ta jedna, wok� kt�rej kr��y�o kilka planet. Widzia� j� oczyma duszy; widzia� j� znacznie lepiej ni� w rzeczywisto�ci za matowymi teraz oknami.
Niewielka, r�owoczerwona gwiazda, koloru krwi i zag�ady, nosz�ca tak�e odpowiednie miano.
Nemezis!
Nemezis, uosobienie zemsty bog�w.
Przypomnia� sobie opowie�� zas�yszan� w dzieci�stwie; legend�, mit, ba�� o ziemskim potopie, kt�ry zg�adzi� grzeszn�, zde-generowan� ludzko��, ocalaj�c jedn� rodzin�, od kt�rej wszystko zacz�o si� na nowo.
Tym razem nie by�o potopu. Tylko Nemezis.
Ludzko�� ponownie uleg�a degeneracji i zemsta Nemezis b�dzie odpowiedni� kar�. �aden potop. Nic tak trywialnego jak potop.
Czy kto� ocaleje...? A je�li nawet, to dok�d p�jdzie?
Dlaczego nie czu� lito�ci? Ludzko�� nie mo�e istnie� tak jak do tej pory. Jej grzechy prowadzi�y j� ku zag�adzie. Czy powinien odczuwa� lito��, je�li powolna, pe�na cierpie� �mier� zostanie zast�piona przez inn�, znacznie szybsz�?
A oto planeta kr���ca wok� Nemezis. Obok niej satelita. I Rotor okr��aj�cy Ksi�yc.
Podczas potopu uratowa�a si� jedna rodzina, kt�ra zbudowa�a ark�. W zasadzie nie wiedzia�, czym by�a arka, wyobra�a� jednak sobie, �e by�a czym� podobnym do Rotora. Rotor tak�e uratuje fragment ludzko�ci, od kt�rego wszystko zacznie si� na nowo w innym, lepszym �wiecie.
Stary �wiat? Niech zajmie si� nim Nemezis!
9
I znowu j� zobaczy�. Czerwonego kar�a nieugi�cie pr�cego do przodu. Karze� nie musia� obawia� si� niczego. Podobnie jak jego planety. A Ziemia? No, c�...
Ziemio! Nemezis zd��a ku tobie!
Dyszy ��dz� Zemsty!
JEDEN MARTENA
Martena po raz ostatni widzia�a Uk�ad S�oneczny, gdy mia�a nieco ponad roczek. Oczywi�cie niczego nie pami�ta�a.
Co prawda wiele czyta�a na temat Uk�adu, mimo to nigdy nie czu�a si� z nim zwi�zana, nie by�a jego cz�ci�.
Przez ca�e swoje pi�tnastoletnie �ycie zna�a tylko Rotora. Zawsze wydawa�o jej si�, �e jest olbrzymi. Mia� przecie� �rednic� o�miu kilometr�w. Gdy sko�czy�a dziesi�� lat, zacz�a co jaki� czas - najcz�ciej raz na miesi�c, je�li tylko by�a wolna - spacerowa� wok� Rotora, tak dla rozrywki. Specjalnie wybiera�a okolice o ma�ym ci��eniu, mog�a wtedy troch� si� po�lizga�. To dopiero by�o �mieszne! �lizga�a si� i spacerowa�a, a Rotor ci�gn�� si� bez ko�ca razem z domami, parkami, farmami, no i przede wszystkim z lud�mi.
Spacer zabiera� jej ca�y dzie�, ale matka nie protestowa�a. Zawsze m�wi�a, �e Rotor jest absolutnie bezpieczny. "Nie tak jak Ziemia" - dodawa�a, ale nie wyja�nia�a, co mia�a na my�li. Na pytanie dlaczego Ziemia nie jest bezpieczna, odpowiada�a ci�gle: "niewa�ne".
Marlena nie przepada�a za lud�mi. M�wiono, �e wed�ug nowego spisu na Rotorze mieszka ich sze��dziesi�t tysi�cy. Za du�o. Strasznie du�o. Ka�dy z nich nosi� mask�. Marlena nienawidzi�a masek, poniewa� wiedzia�a, �e ludzie w �rodku s� inni. Nie m�wi�a o tym nikomu. Kiedy�, gdy by�a m�odsza, usi�owa�a powiedzie� o tym matce, ale ona bardzo si� gniewa�a i zabroni�a jej powtarza� takie bzdury.
Dorastaj�c, coraz wyra�niej widzia�a fa�sz na ludzkich twarzach, przesta�a si� jednak tym martwi�. Nauczy�a si� traktowa� to jako co� normalnego, coraz cz�ciej te� wola�a by� sama z w�asnymi my�lami.
11
Ostatnio zasatanawia�a si� nad Erytro - planet�, wok� kt�rej kr��yli przez ca�e jej �ycie. Nie mia�a poj�cia, sk�d bior� si� te my�li. W�lizgiwa�a si� na pok�ad obserwacyjny o przer�nych porach i wpatrywa�a si� w glob zg�odnia�ym wzrokiem, kt�ry wyra�a� ch�� bycia tam, w�a�nie na Erytro.
Matka, kt�ra wreszcie straci�a cierpliwo��, pyta�a j�, po co kto� taki jak ona mia�by polecie� na pust�, martw� planet�, ale Marlena nie zna�a odpowiedzi. Nie mia�a poj�cia, po co.
"Po prostu chc�", m�wi�a.
Teraz tak�e sta�a samotna na pok�adzie obserwacyjnym i przygl�da�a si� Erytro. Rotorianie rzadko tutaj zagl�dali. Widzieli planet� tyle razy i z jakiego� powodu absolutnie nie podzielali zainteresowania Marleny.
A oto i Erytro, cz�ciowo o�wietlona, cz�ciowo za� pokryta cieniem. W mrokach pami�ci Marlena odnajdywa�a obraz siebie samej trzymanej na r�kach, podczas gdy planeta stawa�a si� coraz wi�ksza w oczach tych, kt�rzy obserwowali j� z pok�adu zbli�aj�cego si� Rotora.
Czy mog�o tak by� naprawd�? Mia�a wtedy prawie cztery lata, a wi�c nie by�o to wykluczone.
Obecnie na wspomienie to - rzeczywiste czy nie - nak�ada�y si� inne my�li. Marlena po raz pierwszy zda�a sobie spraw� z rozmiar�w planety. �rednica Erytro wynosi�a ponad dwana�cie tysi�cy kilometr�w! Czym by�o osiem w por�wnaniu z dwunastoma tysi�cami! Nie pojmowa�a tego. Na ekranie wszystko wydawa�o si� mniejsze i Marlena nie potrafi�a wyobrazi� sobie siebie stoj�cej na Erytro, gdzie pole widzenia obejmowa�o setki, je�li nie tysi�ce kilometr�w. Bardzo chcia�a tam by�. Ogromnie.
Orinel nie interesowa� si� Erytro, co odrobin� j� rozczarowa�o. M�wi�, �e my�li nad innymi sprawami, na przyk�ad jak przygotowa� si� do studi�w. Mia� siedemna�cie lat i p�. Marlena dopiero co sko�czy�a pi�tna�cie. To �adna r�nica - my�la�a buntowniczo - poniewa� dziewczynki rozwijaj� si� szybciej ni� ch�opcy.
A przynajmniej powinny. Spojrza�a na siebie i ze zwyk�� w takich razach konsternacj� i rozczarowaniem dosz�a do wniosku, �e w dalszym ci�gu wygl�da�a jak dziecko, ma�e i pyzate.
Ponownie spojrza�a na Erytro, du�� i pi�kn�, pokryt� delikatn� czerwieni� na o�wietlonej stronie. Erytro by�a wystarczaj�co
12
du�a, by by� planet�; w rzeczywisto�ci - o czym Marlena wiedzia�a - by� to ksi�yc okr��aj�cy Megasa, kt�ry (b�d�c jeszcze wi�kszy ni� Erytro) by� prawdziw� planet�. Mimo to wszyscy m�wili o Erytro "planeta". Megas, Erytro, a tak�e Rotor, okr��a�y gwiazd�, Nemezis.
- Marlena!
Us�ysza�a za sob� g�os i wiedzia�a, �e by� to Orinel. Ostatnio sta�a si� bardzo ma�om�wna w jego obecno�ci z powodu, kt�ry j� zawstydza�. Uwielbia�a spos�b, w jaki wymawia� jej imi�. Robi� to wyj�tkowo poprawnie: trzy sylaby Mar-LEJ-na, i tryluj�ce "r". Na sam� my�l o tym wzbiera�o w niej ciep�o.
Odwr�ci�a si� i wymamrota�a "Cze��", usi�uj�c nie zarumieni� si�.
U�miechn�� si� do niej.
- Ci�gle patrzysz na Erytro, prawda? Nie odpowiedzia�a na to. By�o to oczywiste. Wszyscy wiedzieli, co czuje do Erytro.
- Sk�d si� tu wzi��e�?
(Powiedz mi, �e mnie szuka�e� - pomy�la�a.)
- Przys�a�a mnie twoja matka - powiedzia�. (No tak.)
- Po co?
- Powiedzia�a, �e jeste� w z�ym humorze i �e za ka�dym razem, kiedy rozczulasz si� nad sob�, przychodzisz tutaj, i �e mam ci� st�d zabra�, poniewa�, jak powiedzia�a, b�dziesz jeszcze bardziej zrz�dliwa, je�li tu zostaniesz. Co ci jest?
- Nic. A je�li co�, to mam ku temu powody.
- Jakie powody? Przesta� si� wyg�upia�, nie jeste� ju� dzieckiem. Chyba umiesz powiedzie�, o co ci chodzi. Marlena unios�a brwi.
- Tak, umiem. A je�li chodzi o powody, to chcia�abym wybra� si� w podr�.
Orinel roze�mia� si�.
- Przecie� podr�owa�a�. Przeby�a� wi�cej ni� dwa lata �wietlne. Nikt w ca�ej historii Uk�adu S�onecznego nie przeby� wi�cej ni� u�amek tej trasy. Opr�cz nas. Nie powinna� narzeka�. Jeste� Marlena Insygn� Fisher. Galaktyczn� podr�niczk�.
Marlena wstrzyma�a chichot. Insygn� to by�o panie�skie nazwisko jej matki i za ka�dym razem gdy Orinel wypowiada� je
13
w ca�o�ci, praw� r�k� oddawa� wojskowy salut i robi� przy tym min�. Prawd� m�wi�c od dawna przesta� b�aznowa�. By� mo�e dlatego, �e zbli�a� si� do doros�o�ci i �wiczy� godn� postaw�.
- Nie pami�tam tej podr�y - powiedzia�a. - Wiesz przecie�, �e nie mog� jej pami�ta�, a to znaczy, �e nie ma ona dla mnie �adnej warto�ci. Jeste�my tutaj, dwa lata �wietlne od Uk�adu S�onecznego i nigdy nie wr�cimy.
- Sk�d wiesz?
- Nie wyg�upiaj si�, czy s�ysza�e�, �eby ktokolwiek wspomina� o powrocie?
- No c� ... Nawet je�li nie wr�cimy, kogo to obchodzi? Ziemia jest strasznie zat�oczona, ca�y Uk�ad S�oneczny jest pe�en ludzi i przez to coraz bardziej zu�yty. Tutaj jest lepiej, jeste�my w�adcami w�asnego poznania.
- Nieprawda. Poznajemy Erytro, ale nie jeste�my jej w�adcami.
- A w�a�nie, �e tak. Mamy wspania�� Kopu�� pracuj�c� nad Erytro. Wiesz przecie� ...
- Ale nie dla nas. Dla jakich� naukowc�w. M�wi� o nas. Nam nie pozwala si� lecie� tam.
- Wszystko wymaga czasu - powiedzia� weso�o Orinel.
- No tak. I polec� na Erytro, kiedy dorosn� albo b�d� zbli�a�a si� do �mierci.
- Nie b�dzie tak �le. W ka�dym razie chod�my st�d. Musisz pokaza� si� �wiatu i uszcz�liwi� matk�. Musz� ju� i��, mam mas� roboty. Doloret...
Marlena poczu�a nag�y szum w uszach i nie dos�ysza�a reszty wypowiedzi. Wystarczy�o jej jednak to imi�...
Marlena nienawidzi�a Doloret, kt�ra by�a wysoka i pr�na.
A zreszt� nie ma si� czym przejmowa�. I tak nie powie Ori-nelowi, �eby przesta� interesowa� si� t� dziewczyn�. Patrz�c na niego dok�adnie wiedzia�a, co czuje. Przys�ano go tu po ni� i biedny Orinel marnowa� sw�j czas. Tak w�a�nie my�la� i bardzo spieszy�o mu si� do tej, tej Doloret. (Wola�aby tego nie wiedzie�. Czasami �a�owa�a, �e odczytuje ludzkie twarze.)
Nagle przysz�o jej do g�owy, �eby go zrani�, �eby powiedzie� co�, co sprawi mu b�l. Nie mog�a k�ama�; chcia�aby powiedzie� mu prawd�.
- Nigdy nie wr�cimy do Uk�adu S�onecznego i ja wiem dlaczego.
14
- Tak? Dlaczego?
Martena zawaha�a si� i w rezultacie nie powiedzia�a nic.
- Tajemnica? - doda� Orinel.
Z�apa� j�. Nie powinna by�a tego m�wi�.
- Nie powiem ci - wymamrota�a. - Nie wolno mi tego wiedzie�. Ale przecie� chcia�a powiedzie� mu o tym. Chcia�a, �eby wszyscy cierpieli.
- No, powiedz wreszcie. Jeste�my przyjaci�mi, czy� nie tak?
- Doprawdy? - zapyta�a. - W porz�dku, s�uchaj: nigdy nie wr�cimy, bo Ziemia zostanie zniszczona.
Nie zareagowa� tak, jak oczekiwa�a. Wybuchn�� g�o�nym chichotem. �mia� si� przez jaki� czas, a Martena wpatrywa�a si� w niego pytaj�co.
- Gdzie to us�ysza�a�? - powiedzia� po chwili. - Ogl�da�a� horrory?
- Nie!
- Po co wi�c m�wisz takie bzdury?
- Poniewa� wiem. Wiem i mog� o tym m�wi�. Odgaduj� prawd� z tego, o czym rozmawiaj� ludzie, a raczej z tego, o czym nie rozmawiaj�. Widz�, co robi� wtedy, gdy my�l�, �e nikt nie widzi. Umiem tak�e zadawa� prawid�owe pytania komputerowi.
- Na przyk�ad jakie?
- Nie powiem ci.
- A mo�e raczej wyobra�asz co� sobie, tak troszeczk�, ociupink�? - powiedzia� Orinel pokazuj�c palcami o jak� cz�� ilo�ci mu chodzi.
- Nie! Ziemia nie zostanie zniszczona od razu, mo�e nawet nie za tysi�ce lat, ale na pewno ulegnie zag�adzie - kiwn�a g�ow� na potwierdzenie w�asnych s��w. - Nic nie jest w stanie temu zapobiec.
Odwr�ci�a si� i odesz�a. By�a z�a na Orinela za podawanie w w�tpliwo�� jej prawdom�wno�ci. Nie, on nie w�tpi�, by�o to co� znacznie gorszego. My�la�, �e oszala�a. Tak wygl�da prawda. Powiedzia�a za du�o i nic przez to nie zyska�a. Wszystko obraca�o si� przeciwko niej.
Orinel spogl�da� na ni�. �miech zamar� na jego ch�opi�co przystojnej twarzy. Niepewno�� zmarszczy�a mu sk�r� pomi�dzy brwiami.
15
Eugenia Insygna dobieg�a wieku �redniego podczas podr�y na Nemezis i d�ugiego pobytu na Rotorze. Przez te wszystkie lata cz�sto m�wi�a sobie: "To dla �ycia, dla �ycia naszych dzieci w nieodgadnionej przysz�o�ci".
Ci��y�a jej ta �wiadomo��.
Dlaczego? Wiedzia�a przecie� o nieuniknionych konsekwencjach opuszczenia Uk�adu S�onecznego. Wszyscy na Rotorze -sami ochotnicy - mieli t� �wiadomo��. Ci, kt�rzy wystraszyli si� wiecznej roz��ki, opu�cili Rotora przed odlotem. A pomi�dzy nimi by�...
Nie doko�czy�a tej my�li. Zbyt cz�sto j� nawiedza�a i nigdy nie pr�bowa�a jej doko�czy�.
Mieszkali na Rotorze, ale czy Rotor by� "domem"? By� domem Marleny, kt�ra nie zna�a innych miejsc. A dla niej? Dla Eugenii? Dla niej domem by�a Ziemia i Ksi�yc, i S�o�ce, i Mars, i wszystkie �wiaty, kt�re towarzyszy�y ludzko�ci od zarania dziej�w. Towarzyszy�y �yciu, odk�d tylko istnia�o �ycie. Rotor nie by� "domem", nawet teraz.
Pierwsze dwadzie�cia osiem lat �ycia sp�dzi�a w Uk�adzie S�onecznym, studiowa�a nawet na Ziemi pomi�dzy dwudziestym pierwszym a dwudziestym trzecim rokiem �ycia.
My�l o Ziemi nie dawa�a jej spokoju. Co prawda nie podoba�o jej si� tam, nie podoba�y jej si� t�umy, s�aba organizacja, po��czenie anarchii w sprawach wielkiej wagi z oddzia�ywaniem rz�du w sprawach niewa�nych. Nie podoba�a jej si� z�a pogoda, zryta ziemia, nadmiar w�d. Wr�ci�a na Rotora przepe�niona ulg� i przywioz�a ze sob� m�a, kt�remu chcia�a sprzeda� sw�j ma�y, kochany obracaj�cy si� �wiat. Chcia�a, by wygodne uporz�dkowanie tego �wiata mia�o dla niego takie samo znaczenie jak dla niej, urodzonej tutaj.
On jednak zwraca� uwag� tylko na brak przestrzeni. "Po sze�ciu miesi�cach nie ma dok�d p�j��" - m�wi�.
Jego zainteresowanie dla niej nie trwa�o o wiele d�u�ej. No c�...
Jako� to b�dzie. Ona co prawda nie potrafi korzysta� z dobrodziejstw Rotora: Eugenia Insygna by�a zagubiona pomi�dzy �wiatami. Ale dzieci... Eugenia urodzi�a si� na Rotorze i mog�a �y� bez Ziemi. Marlena tak�e urodzi�a si� tutaj, no prawie, i mog�a
16
�y� bez Uk�adu S�onecznego, w kt�rym zosta�a pocz�ta. Jej dzieci przyjd� na �wiat w innym �wiecie. Nie b�d� zaprz�ta�y sobie g�owy jakim� Uk�adem i Ziemi�. Uk�ad S�oneczny i Ziemia stan� si� dla nich mitem. Erytro b�dzie �wiatem nowego �ycia.
Mia�a tak� nadziej�. Marlena czu�a ten dziwny zwi�zek z Ery-tro. Trwa�o to, co prawda, dopiero od kilku miesi�cy i mog�o przej�� jej r�wnie szybko, jak si� pojawi�o.
W sumie, narzekanie by�oby szczytem niewdzi�czno�ci. Czy kto� m�g�by wyobrazi� sobie nadaj�cy si� do zniszczenia �wiat na orbicie Nemezis? Warunki umo�liwiaj�ce zamieszkanie jakiego� �wiata s� trudne do przewidzenia. A teraz spr�bujmy obliczy� prawdopodobie�stwo wyst�pienia takich warunk�w, dorzu�my do tego relatywn� blisko�� Nemezis w stosunku do Uk�adu S�onecznego
1 wyjdzie na to, �e zdarzy� si� cud, kt�ry nie mia� prawa nast�pi�.
Eugenia zacz�a przegl�da� raporty dostarczone przez komputer oczekuj�cy z cierpliwo�ci� w�a�ciw� jego rasie.
Zanim jednak na dobre zabra�a si� do pracy, w��czy� si� jej odbiornik i z g�o�nika wielko�ci guzika umieszczonego na jej lewym ramieniu pop�yn�� mi�kki g�os:
- Orinel Pampas pragnie zobaczy� si� z tob�. Nie jest um�wiony.
Insygna skrzywi�a si�, a potem przypomnia�a sobie, �e wys�a�a go po Marlen�.
- Wpu�� go - powiedzia�a.
Rzuci�a szybkie spojrzenie do lustra. Wygl�da�a nie�le. Nie da�aby sobie czterdziestu dw�ch lat. Ciekawe, czy inni my�l� tak samo?
Martwi�a si� w�asnym wygl�dem z powodu wizyty siedemnastoletniego ch�opca? Jednak Eugenia Insygna pami�ta�a spojrzenia rzucane przez Marlen� na tego ch�opca i wiedzia�a, co one oznacza�y. Insygna zdawa�a sobie spraw�, �e Orinel, przywi�zuj�cy tak du�� wag� do w�asnego wygl�du, nie interesuje si� Marlena -kt�ra nie wyzby�a si� jeszcze dzieci�cej okr�g�o�ci - a w ka�dym razie nie tak, jak �yczy�aby sobie tego Marlena. Mimo tego, je�li Marlena prze�yje rozczarowanie, niech przynajmniej ma �wiadomo��, �e jej matka robi�a co mog�a, by oczarowa� tego ch�opca.
Chocia� i tak b�dzie mia�a do mnie pretensje, pomy�la�a obserwuj�c wchodz�cego Orinela. Na jego twarzy go�ci� u�miech, oznaczaj�cy m�odzie�cze skr�powanie.
2 - Nemezis 17
- I c�, Orinel - powiedzia�a - znalaz�e� Marlen�?
- Tak, pszepani. Tam gdzie spodziewa�a si� pani j� znale��. Powiedzia�em jej, �e �yczy pani sobie, aby opu�ci�a to miejsce.
- I jak si� miewa?
- Gdyby kto� zapyta� mnie o zdanie, pani doktor, nie umia�bym odpowiedzie�, czy jest to depresja, czy co� innego. W ka�dym razie przychodz� jej do g�owy ciekawe pomys�y. Nie wiem, czy powinienem o tym m�wi�?
- Ja r�wnie� nie lubi� wysy�a� szpieg�w, ale bardzo martwi� si� Marlen�, tym bardziej �e przychodz� jej do g�owy r�ne rzeczy. Chcia�abym us�ysze�, na co wpad�a tym razem.
Orinel pokr�ci� g�ow�.
- Dobrze, ale prosz� jej nie m�wi�, �e wspomina�em o tym. To co powiedzia�a to istne szale�stwo. Twierdzi, �e Ziemia zostanie zniszczona.
Czeka� na �miech Insygny.
I nie doczeka� si�. Zamiast �miechu us�ysza� krzyk:
- Co? Dlaczego tak powiedzia�a?
- Nie mam poj�cia, pani doktor. Marlen� jest bardzo rozumna, ale czasami wpadaj� jej do g�owy �mieszne rzeczy. Mo�e chcia�a mnie nabra�...
- Z pewno�ci� - przerwa�a mu Insygna. - Ona ma nieco dziwne poczucie humoru. S�uchaj, nie chc�, aby� m�wi� o tym komukolwiek. Chcia�abym unikn�� plotek. Rozumiesz?
- Tak, pszepani.
- M�wi� powa�nie: ani s�owa! Orinel kiwn�� g�ow�.
- Dzi�kuj� za informacj�, Orinel. Dobrze, �e mi powiedzia�e�. Porozmawiam z Marlen� i dowiem si�, co j� martwi. I nie powiem jej o naszej rozmowie.
- Dzi�kuj� - powiedzia� Orinel. - Ale mam jeszcze jedn� spraw�, pszepani.
- O co chodzi?
- Czy Ziemia b�dzie zniszczona?
Insygna spojrza�a na niego i powiedzia�a z wymuszonym �miechem:
- Oczywi�cie, �e nie! Mo�esz odej��. Spojrza�a za oddalaj�cym si� ch�opcem i bardzo �a�owa�a, �e nie zdoby�a si� na przekonuj�ce zaprzeczenie.
18
Janus Pitt wygl�da� imponuj�co - co znacznie pomog�o mu w doj�ciu do rangi komisarza na Rotorze. We wczesnym okresie powstawania Osiedli istnia�o du�e zapotrzebowanie na ludzi o przeci�tnym wzro�cie - t�umaczono to mniejszymi wymaganiami co do kubatury pomieszcze� i �rodk�w do �ycia per capita, W ko�cu jednak zrezygnowano z jakichkolwiek zastrze�e� co do wzrostu mieszka�c�w Osiedli, mimo to w genach przekazywano sobie to wst�pne ograniczenie i ludzie mieszkaj�cy na Rotorze byli o jeden do dw�ch centymetr�w ni�si ni� p�niejsi osadnicy.
Pitt by� wysoki. Mia� stalowosiwe w�osy, d�ug� twarz i g��bokie niebieskie oczy. Pomimo pi��dziesi�ciu sze�ciu lat by� w doskona�ej formie.
Spojrza� na wchodz�c� Eugeni� Insygn� i u�miechn�� si�.
W �rodku jednak poczu� uk�ucie niepokoju, kt�ry zawsze towarzyszy� ich spotkaniom. Eugeni� otacza�a aura k�opot�w, a nawet zmartwie�. Zawsze by�y jakie� Powody (przez du�e P), z kt�rymi trudno by�o sobie poradzi�.
- Dzi�kuj�, �e zechcia�e� mnie przyj��, Janus - powiedzia�a. - Bez uprzedzenia.
Pitt zaparkowa� komputer i rozsiad� si� wygodniej na krze�le, celowo udaj�c absolutny spok�j.
- Moja droga - powiedzia� - mi�dzy nami nie ma �adnych formalno�ci. Przebyli�my razem d�ug� drog�.
- Tak. wiele razem prze�yli�my - doda�a Insygna.
- Zgadza si�. Jak tam twoja c�rka?
- W�a�nie w jej sprawie przysz�am do ciebie. Czy jeste�my zabezpieczeni?
Pitt uni�s� brwi.
- Chcesz si� zabezpieczy�. Po co, przed kim? Pytanie Insygny obudzi�o w nim smutn� �wiadomo�� sytuacji Rotora. Byli sami we wszech�wiecie. Uk�ad S�oneczny znajdowa� si� w odleg�o�ci dw�ch lat �wietlnych. W pobli�u nie by�o �adnych �wiat�w, w kt�rych mog�aby istnie� inteligencja, a przynajmniej w zasi�gu setek, a mo�e miliard�w tysi�cy kilometr�w.
Rotorianie mogli czu� si� osamotnieni, a nawet niepewni jutra. nie grozi�a im jednak �adna zewn�trzna interwencja. Prawie �adna - pomy�la� Pitt.
- Wiesz, po co trzeba si� zabezpiecza�. Sam przecie� zawsze nalega�e� na przestrzeganie tajemnic.
19
Pitt uruchomi� zabezpieczenie i powiedzia�:
- Czy znowu chcesz rozmawia� o tym samym? Prosz�, Eugenio... Wszystko ju� dawno ustalili�my. Ustalili�my to czterna�cie lat temu, gdy opuszczali�my Uk�ad. Wiem, �e od czasu do czasu dumasz nad tym wszystkim...
- Dumam? Dlaczego nie? To moja gwiazda! - wskaza�a r�k� Nemezis. - I moja odpowiedzialno��.
Pitt zacisn�� szcz�ki. Znowu to samo - pomy�la�.
- Jeste�my zabezpieczeni. Co ci� martwi?
- Martena. Moja c�rka. Dowiedzia�a si�.
- O czym?
- O Nemezis i Uk�adzie S�onecznym.
- Sk�d mog�a si� dowiedzie�? Chyba �e ty jej powiedzia�a�? Insygna bezradnie roz�o�y�a r�ce.
- Oczywi�cie, �e nie, nie musia�am nawet. Nie wiem jak to si� dzieje, ale Martena wie wszystko, widzi wszystko l s�yszy wszystko. Z drobiazg�w, kt�re zaobserwuje, tworzy w�asny obraz. Zawsze to robi�a, jednak od roku znacznie si� to nasili�o.
- W takim razie zgaduje i niekiedy ma racj�. Powiedz jej, �e tym razem si� myli l dopilnuj, �eby nie rozpowiada�a o tym.
- Kiedy ona powiedzia�a ju� pewnemu m�odemu cz�owiekowi, kt�ry doni�s� mi o tym. St�d wiem. Orinel Pampas, przyjaciel rodziny.
- Ach tak, zdaje si�, �e go znam. Powiedz mu po prostu, �eby nie zwraca� uwagi na bajeczki wymy�lone przez ma�� dziewczynk�.
- Ona nie jest ma�� dziewczynk�. Ma ju� pi�tna�cie lat.
- Dla niego jest ma�� dziewczynk�, zapewniam ci�. Powiedzia�em, �e znam tego m�odego cz�owieka. Odnosz� wra�enie, �e stara si� by� doros�y i je�li dobrze pami�tam, w jego wieku pogardza si� pi�tnastoletnimi dziewczynkami, tym bardziej gdy s�...
- Rozumiem - powiedzia�a gorzko Insygna. - Tym bardziej gdy s� niskie, pyzate i p�askie. Kogo obchodzi inteligencja?
- Mnie i ciebie, z pewno�ci�. Orinela nie. Zreszt� je�li zajdzie potrzeba, porozmawiam z nim. Ty natomiast rozm�wisz si� z Martena. Powiedz jej, �e to, co sobie ubzdurala, jest �mieszne i nieprawdziwe, i �e nie wolno jej rozsiewa� niepokoj�cych bajek.
- Ale je�li to jest prawda?
20
- To nie nale�y do sprawy. S�uchaj, Eugenio, ty i ja od lat ukrywamy t� ewentualno�� i by�oby lepiej, gdyby uda�o nam si� ukrywa� dalej. Je�li wiadomo�� o tym rozejdzie si� w�r�d ludzi, zostanie przesadzona i wzbudzi niepotrzebne sentymenty, zupe�nie niepotrzebne. Oderwie nas od pracy, kt�r� wykonujemy od momentu opuszczenia Uk�adu S�onecznego i kt�r� b�dziemy wykonywa� jeszcze przez wiele pokole�.
Spojrza�a na niego z niedowierzaniem.
- Czy naprawd� nic ju� nie ��czy ci� z Uk�adem S�onecznym i Ziemi�? Przecie� tam powstali�my...
- Zrozum, Eugenio, �e targaj� mn� r�ne uczucia, ale nie mog� pozwoli�, by to, co czuj�, wp�ywa�o na to, co robi�. Opu�cili�my Uk�ad S�oneczny, poniewa� doszli�my do wniosku, �e nadszed� czas, by ludzko�� podbi�a gwiazdy. Jestem pewny, �e za naszym przyk�adem p�jd� inni - a by� mo�e ju� to zrobili. Sprawili�my, �e ludzko�� sta�a si� czym� wyj�tkowym w ca�ej galaktyce i nie wolno nam my�le� jedynie o pojedynczych uk�adach planetarnych. *
Musimy doko�czy� to, co zacz�li�my, y
Spogl�dali na siebie przez chwil�. Pierwsza odezwa�a si� Eugenia i w jej g�osie da�o si� wyczu� cich� rozpacz:
- Znowu mnie przegada�e�... Robisz to od tak wielu lat...
- Tak, i w przysz�ym roku b�d� musia� robi� to ponownie i za dwa lata tak�e. Ty si� nie zmienisz, Eugenio, i zaczyna mnie to m�czy�. Zawsze s�dzi�em, �e pierwsza rozmowa powinna ci wystarczy�.
Odwr�ci� si� z powrotem do komputera.
DWA NEMEZIS
Po raz pierwszy pierwszy przegl�da� j� szesna�cie lat temu, w roku 2220. By� to niezwyk�y rok. wtedy bowiem otworzy�y si� przed nimi wrota Galaktyki.
W�osy Janusa Pitta by�y jeszcze ciemnobr�zowe, a on sam nie zajmowa� stanowiska komisarza Rotora - chocia� m�wiono o nim jako o przysz�ym kandydacie. Kierowa� wtedy Wydzia�em Bada� i Handlu. Sonda Dalekiego Zasi�gu nale�a�a do zakresu jego kompetencji, sam zreszt� by� po cz�ci odpowiedzialny za jej powstanie.
Sonda by�a pierwszym obiektem materialnym, kt�ry porusza� si� w przestrzeni kosmicznej za pomoc� nap�du z hiperwspomaganiem.
Wedle ich najlepszej wiedzy. Rotor by� jedynym o�rodkiem. kt�remu uda�o si� rozwin�� technologi� hiperwspomagania. Pitt bardzo nalega� na utrzymanie tajemnicy.
Na spotkaniu Rady powiedzia�:
- Uk�ad S�oneczny jest zat�oczony. Istnieje zbyt du�o Osiedli, zbyt du�o jak na nasz Uk�ad. Jedynym wolnym miejscem jest pas asteroid�w, ale i tam wkr�tce zamieszkaj� ludzie. Co wi�cej, ka�de Osiedle posiada swoj� w�asn� r�wnowag� ekologiczn� i pod tym wzgl�dem nasze drogi rozchodz� si�. Handel zamiera na skutek obaw przed przeniesieniem obcych paso�yt�w czy patogen�w.
- Jedynym rozwi�zaniem, panowie radni, jest opuszczenie Uk�adu S�onecznego, bez fanfar i bez ostrze�enia. Znajd�my sobie nowy dom, zbudujmy nowy �wiat, stw�rzmy now� ludzko��, nowe spo�ecze�stwo i nowy spos�b �ycia. Oczywi�cie wszystko to. o czym m�wi�, by�oby niemo�liwe bez hiperwspomagania, kt�re na szcz�cie posiadamy. Inne Osiedla ju� wkr�tce mog� tak�e rozwin�� t� technologi� i prawdopodobnie r�wnie� zdecyduj� si�
22
na odlot. Uk�ad S�oneczny stanie si� mleczem, kt�ry wyda} nasiona; nasiona podr�uj�ce w kosmosie.
- Je�li wyruszymy pierwsi, by� mo�e uda nam si� znale�� nowy �wiat, zanim pojawi� si� inni. Do tego czasu zdo�amy mocno stan�� na nogach i gdy inni pod��� naszym �ladem, b�dziemy wystarczaj�co silni, by odes�a� ich w inne miejsce. Galaktyka jest olbrzymia i starczy w niej miejsca dla ka�dego.
Byty oczywi�cie sprzeciwy, niekiedy bardzo gwa�towne. Niekt�rzy przeciwstawiali si� ze strachu; ze strachu przed nieznanym. Inni ze wzgl�du na sentymenty - uczucia, kt�re wi�za�y ich z miejscem przyj�cia na �wiat. Jeszcze inni przeciwstawiali si� z powodu w�asnych przekona�, cz�sto bardzo idealistycznych, kt�re nakazywa�y im dzielenie si� wiedz� z lud�mi.
Pitt nie obawia� si�, �e mo�e przegra�. Mia� w zapasie ostateczny atut, kt�ry dostarczy�a mu Eugenia Insygna. Mia� szcz�cie, �e przysz�a z nim w�a�nie do niego.
By�a wtedy jeszcze m�oda - mia�a dwadzie�cia sze�� lat - wysz�a za m��, ale nie my�la�a o dziecku. Przysz�a bardzo podniecona, zaczerwieniona i ob�adowana wydrukami komputerowymi.
Jej wej�cie pocz�tkowo wzburzy�o Pitta. By� przecie� sekretarzem Wydzia�u, a ona - no c�, by�a nikim, chocia� by� to ostatni moment jej pozostawania w cieniu.
Pitt nie wiedzia� jeszcze wtedy o tym i bardzo zdenerwowa�o go jej wtargni�cie. Skurczy� si� w sobie, widz�c podniecenie Eugenii. Nie mia� zamiaru wys�uchiwa� nie ko�cz�cych si� rewelacji na temat jakiego� drobiazgu, kt�ry w�a�nie uda�o jej si� obliczy� na komputerze, i w dodatku udawa� zainteresowanie.
Powinna by�a najpierw skontaktowa� si� z jednym z jego asystent�w i przedstawi� mu streszczenie wniosk�w, do jakich dosz�a. Z nag�� desperacj� Pitt postanowi�, �e powie jej tak: "Widz�, pani doktor, �e zamierza pani przedstawi� ml jakie� dane. Z przyjemno�ci� zapoznam si� z nimi w odpowiednim czasie. Prosz� zostawi� je w sekretariacie". I rzeczywi�cie tak uczyni�, wskazuj�c drzwi z nadziej�, �e odwr�ci si� i wyjdzie. (P�niej zastanawia� si� niekiedy, co by si� sta�o, gdyby rzeczywi�cie wysz�a - i my�l ta napawa�a go strachem).
- Nie, nie, panie sekretarzu - odpowiedzia�a. - Musz� porozmawia� z panem i z nikim innym.
23
Glos trz�s� si� jej, gdy to m�wi�a, tak jak gdyby podniecenie odbiera�o jej si�y.
- Dokona�am najwi�kszego odkrycia od... od... - nie zdo�a�a doko�czy�. - Po prostu najwi�kszego!
Pitt spojrza� z pow�tpiewaniem na wydruki, kt�re trzyma�a w r�ku. Papiery drga�y - podobnie jak cia�o Insygny - Pitt jednak nie znajdowa� w sobie zrozumienia dla stanu m�odej odkrywczym. Ci w�scy specjali�ci zawsze przekonani, �e jaki� mikropost�p w ich mikrodziedzinie jest w stanie poruszy� gwiazdy.
- Dobrze - powiedzia� z rezygnacj� w g�osie. - Czy mog�aby pani wyja�ni� w prostych s�owach, o co chodzi?
- Czy jeste�my zabezpieczeni, prosz� pana?
- Po co mamy si� zabezpiecza�?
- Nie chc�, by ktokolwiek us�ysza� to, co mam do powiedzenia, zanim si� upewni�... upewni�..., musz� jeszcze wszystko sprawdzi� i przetestowa�, dopiero wtedy pozb�d� si� w�tpliwo�ci, � zreszt� ju� w tej chwili nie mam cienia w�tpliwo�ci. M�wi� od rzeczy, prawda?
- Zgadza si� - powiedzia� ch�odno, prze��czaj�c wy��cznik tarczy. - Jeste�my zabezpieczeni. S�ucham?
- Mam to wszystko tutaj. Poka�� panu...
- Nie. Prosz� mi powiedzie�. W�asnymi s�owami. Kr�tko. Wzi�a g��boki oddech.
- Panie sekretarzu, odkry�am najbli�sz� gwiazd�. Jej oczy rozszerzy�y si�. Oddycha�a gwa�townie.
- Najbli�sz� gwiazd� jest Alfa Centaur! - powiedzia�. - Fakt ten znany jest ju� od stuleci.
- To jest najbli�sza gwiazda, kt�r� znamy, co nie znaczy, �e nie ma innej, kt�r� mo�emy pozna�. Odkry�am bli�sz� gwiazd�. S�o�ce ma towarzysza, czy jest pan w stanie w to uwierzy�?
Pitt rozwa�a� jej s�owa. By�a wystarczaj�co m�oda, wystarczaj�co entuzjastyczna, wystarczaj�co niedo�wiadczona, by wybucha� za ka�dym razem, gdy co� jej si� powiedzie - jak�e to typowe.
- Jest pani pewna? - zapyta�.
- Jestem. Naprawd�. Pozwoli pan, �e poka�� dane. To najbardziej niezwyk�a rzecz, jaka zdarzy�a si� w astronomii od...
- Je�li w og�le si� zdarzy�a. I prosz� nie pokazywa� mi tych oblicze�, przejrz� je p�niej. Niech pani pos�ucha; je�li istnieje
24
gwiazda bli�sza ni� Alfa Centauri. dlaczego nie odkryto jej wcze�niej? Dlaczego zostawiono j� dla pani, pani doktor? - zdawa� sobie spraw�, �e m�wi sarkastycznie, ale ona nie zwraca�a na to uwagi. By�a za bardzo podniecona.
- Jest pewien pow�d. Gwiazda jest przes�oni�ta chmur�, czarn� chmur� py�u, kt�ra znajduje si� pomi�dzy nami a ni�. Gdyby nie chmura, gwiazda mia�aby �sm� wielko�� i z pewno�ci� widzieliby�my j�. Chmura poch�ania jej �wiat�o i sprawia, �e gwiazda widoczna jest jako cia�o dziewi�tnastej wielko�ci, ledwo dostrzegalne po�r�d milion�w s�abych gwiazd. Nie mogli�my zwr�ci� na ni� uwagi: nikt jej si� nie przygl�da�. Na ziemskim niebie znajduje si� daleko na po�udniu, tak �e wi�kszo�� teleskop�w pochodz�cych z okresu przed powstaniem Osiedli nie mog�aby nawet zosta� skierowana na t� gwiazd�.
- Jak wi�c pani j� dostrzeg�a?
- Dzi�ki Sondzie Dalekiego Zasi�gu. Widzi pan, S�siednia Gwiazda i S�omce zmieniaj� relatywnie swoje po�o�enie wobec siebie. Zak�adam, �e Gwiazda i S�o�ce obracaj� si� wok� wsp�lnego �rodka grawitacji. Robi� to bardzo wolno, raz na kilka milion�w lat. Przed wiekami pozycja Gwiazdy mog�a by� taka, �e z �atwo�ci� mo�na j� by�o dostrzec w pe�nej jasno�ci na kraw�dzi chmury -do tego jednak potrzeba teleskopu, a teleskop wynaleziono dopiero sze��set lat temu, nie m�wi�c ju� o tym, �e miejsca, z kt�rych widoczna jest Gwiazda, by�y wtedy bia�ymi plamami na mapie �wiata. Za kilka stuleci Gwiazda ponownie uka�e si� z drugiej strony chmury, ale wcale nie trzeba czeka� d�ugo. Dzi�ki Sondzie widzimy j� teraz.
Htt poczu� wzbieraj�ce podniecenie. Zalewa�a go delikatna fala ciep�a.
- Czy to oznacza - powiedzia� - �e Sonda zrobi�a zdj�cia tej cz�ci nieba, w kt�rej znajduje si� Gwiazda, i �e by�a wystarczaj�co daleko w przestrzeni, by chmura nie stanowi�a przeszkody w ujrzeniu pe�nej jasno�ci Gwiazdy?
- Dok�adnie tak. Dostrzegali�my gwiazd� �smej wielko�ci, tam gdzie nie powinno by� �adnej gwiazdy. Spektrum wykazywa�o, �e jest to czerwony karze�. Gwiazdy tego rodzaju widoczne s� z niewielkiej odleg�o�ci, a wi�c nasza Gwiazda nie mog�a by� daleko.
- Zgoda, ale dlaczego bli�ej ni� Alfa Centauri?
25
- Zbada�am oczywi�cie t� cz�� nieba, w kt�rej znajduje si� Gwiazda, tutaj, na Rotorze. Nie dostrzeg�am �adnej gwiazdy �smej wielko�ci. Zauwa�y�am jednak gwiazd� dziewi�tnastej wielko�ci, kt�rej z kolei nie by�o na zdj�ciu przys�anym przez Sond�. Za�o�y�am, �e gwiazda �smej wielko�ci i gwiazda dziewi�tnastej wielko�ci s� jednym i tym samym cia�em, pomimo przesuni�cia w przestrzeni. Na obydwu zdj�ciach por�wnawczych gwiazda jest w nieco innym miejscu, co wynika z przesuni�cia paralaktycznego.
- Tak, rozumiem. Bliskie obiekty wydaj� si� relatywnie zmienia� swoje po�o�enie w stosunku do odleg�ego t�a, gdy obserwuje si� je z r�nych punkt�w.
- To prawda, jednak gwiazdy s� tak odleg�e, �e nawet gdyby Sondzie uda�o si� przeby� du�y u�amek roku �wietlnego, zmiana pozycji nie spowodowa�aby przesuni�cia dalekich gwiazd, natomiast przesun�yby si� gwiazdy bliskie. S�siednia Gwiazda przesun�a si� najbardziej, to znaczy w por�wnaniu z innymi. Sprawdzi�am r�ne pozycje Sondy na niebie podczas podr�y w przestrze�. Obejrza�am trzy fotografie zrobione wtedy, gdy Sonda przebywa�a w zwyk�ej przestrzeni. S�siednia Gwiazda stawa�a si� coraz ja�niejsza, co spowodowane by�o ruchem Sondy w kierunku kraw�dzi chmury. Z przesuni�cia paralaktycznego wynika, �e S�siednia Gwiazda znajduje si� w odleg�o�ci nieco wi�kszej od dw�ch lat �wietlnych. Jest to po�owa dystansu, jaki dzieli nas od Alfa Centaur!.
Pitt spojrza� na ni� w zamy�leniu. Zapad�a d�uga cisza, podczas kt�rej Insygna poczu�a si� bardzo niepewnie.
- Panie sekretarzu - powiedzia�a w ko�cu - czy chce pan teraz przejrze� dane?
- Nie - odpowiedzia�. - Wystarczy mi to, co us�ysza�em. Musz� teraz zada� pani kilka pyta�. Je�li dobrze zrozumia�em tre�� pani wywodu, istniej� bardzo niewielkie szans�, �e kto� zacznie obecnie bada� gwiazd� dziewi�tnastej wielko�ci i obliczy jej parala-ks�, a co za tym idzie odleg�o��, jaka nas od niej dzieli?
- Szans� te s� niemal r�wne zeru.
- Czy w takim razie jest jeszcze jaki� inny spos�b, by dostrzec, �e niewa�na gwiazda jest w rzeczywisto�ci gwiazd� najbli�sz�?
- Nasza gwiazda ma prawdopodobnie dosy� du�� szybko�� w�a�ciw�, to znaczy jak na gwiazd�. Chodzi o to, �e je�li obser-
26
wuje si� j� w spos�b ci�g�y, jej ruch na niebie b�dzie przebiega� mniej wi�cej po linii prostej.
- Czy w takim razie kto� mo�e j� dostrzec?
- Nie jest to wykluczone, poniewa� nie wszystkie gwiazdy maj� du�� szybko�� w�a�ciw�, nawet te bliskie. Gwiazdy poruszaj� si� w trzech wymiarach, my natomiast obserwujemy ich ruch w projekcji dwuwymiarowej. Mog� to wyja�ni�...
- Nie trzeba, wierz� w to, co pani m�wi. Jak du�a jest szybko�� w�asna naszej gwiazdy?
- Obliczenie jej zabierze troch� czasu. Mam kilka starych zdj�� tej cz�ci nieba i na ich podstawie da si�, by� mo�e, oceni� wielko��, o kt�rej m�wimy. Wymaga to jednak du�o pracy.
- Czy s�dzi pani, �e wspomniana przed chwil� wielko�� rzuci si� w oczy astronomom, je�li przez przypadek zauwa�� gwiazd�?
- Nie, nie s�dz�.
- W takim razie jest wielce prawdopodobne, �e my na Rotorze jeste�my jedynymi lud�mi, kt�rzy wiedz� o S�siedniej Gwie�dzie, poniewa� to my w�a�nie wys�ali�my Sond� Dalekiego Zasi�gu. To jest pani dziedzina, pani doktor. Czy zgadza si� pani ze stwierdzeniem, �e jeste�my jedynymi, kt�rzy wys�ali Sond�?
- Sonda nie jest ca�kowicie tajnym projektem, panie sekretarzu. Zgodzili�my si� na udzia� bada� eksperymentalnych z innych Osiedli, a tak�e dyskutowali�my na temat tej cz�ci projektu ze wszystkimi, nawet z Ziemi�, kt�ra obecnie nie interesuje si� za bardzo astronomi�.
- Tak, Ziemianie zostawiaj� to Osiedlom, co jest bardzo rozs�dne. Pytam jednak o to, czy inne Osiedla wys�a�y Sond� Dalekiego Zasi�gu, o kt�rej nic nie wiemy?
- Bardzo w�tpi�, panie sekretarzu. Potrzebowaliby do tego hiperwspomagania, a wiemy, �e technologia ta obj�ta jest u nas ca�kowit� tajemnic�. Gdyby posiadali ten rodzaj nap�du, z pewno�ci� wiedzieliby�my o tym. Musieliby prowadzi� badania w przestrzeni, a to nie usz�oby naszej uwagi.
- Zgodnie z Konwencj� o Powszechnej Dost�pno�ci Nauki, wszystkie dane zdobyte przez Sond� musz� by� opublikowane .og�lnie. Czy znaczy to, �e poinformowa�a ju� pani... Insygna przerwa�a mu natychmiast.
- Oczywi�cie, �e nie. Zanim opublikuj� cokolwiek, musz� jeszcze du�o si� dowiedzie�. To, o czym m�wimy, jest tylko wst�pnym rezultatem bada� powierzonym panu w zaufaniu.
27
- Jednak nie jest pani jedynym astronomem pracuj�cym nad danymi z Sondy. Przypuszczam, �e pokaza�a pani wyniki bada� innym?
Insygna zaczerwieni�a si� i odwr�ci�a wzrok. A nast�pnie zacz�a m�wi� i w jej g�osie da�o si� wyczu� napi�cie.
- Nie, nie zrobi�am tego. Sama prowadzi�am obserwacje. Sama wyci�ga�am wnioski. Sama odkry�am znaczenie wynik�w. Sama. I chc� mie� pewno��, �e sama odbior� zaszczyty z tych fakt�w p�yn�ce. Jest tylko jedna gwiazda najbli�sza S�o�cu i chc� figurowa� w anna�ach jako jej odkrywczym.
- A co stanie si�, je�li kto� odkryje gwiazd� jeszcze bli�sz�? -Pitt po raz pierwszy pozwoli� sobie na ma�y �art.
- Niemo�liwe, wiedzieliby�my o niej wcze�niej. Podobnie by�oby z moj� gwiazd�, gdyby nie owa niezwyk�a ma�a chmurka. Inna, bli�sza gwiazda po prostu nie istnieje.
- A wi�c nasza dyskusja sprowadza si� do stwierdzenia, �e pani i ja jeste�my jedynymi osobami, kt�re wiedz� o S�siedniej Gwie�dzie. Czy� nie tak? Nikt inny nie wie o niej?
- Zgadza si�. Jak na razie wiemy o niej tylko my dwoje.
- Co to znaczy "na razie"? Ca�a rzecz musi pozosta� w tajemnicy do momentu, kiedy b�d� got�w wyjawi� j� kilku wybranym osobom.
- Ale Konwencja... Konwencja o Powszechnej Dost�pno�ci Nauki...
- Musi zosta� zignorowana. Zawsze istniej� wyj�tki od regu�. Pani odkrycie wi��e si� z bezpiecze�stwem Osiedla. A je�li m�wimy o bezpiecze�stwie, to trudno wymaga� od nas og�aszania odkrycia. Podobnie uczynili�my w przypadku hiperwspomagania, nieprawda�?
- Ale przecie� istnienie S�siedniej Gwiazdy nie ma nic wsp�lnego z bezpiecze�stwem Osiedla?
- Przeciwnie, pani doktor. Ma, i to wiele. By� mo�e nie zdaje sobie pani z tego sprawy, ale odkry�a pani co�, co mo�e ca�kowicie zmieni� losy rodzaju ludzkiego.
, Sta�a os�upia�a, wpatruj�c si� w niego.
- Prosz� usi���. Pani i ja jeste�my konspiratorami i powinni�my zachowa� si� po przyjacielsku w stosunku do siebie. Od tego
28
momentu jeste� dla mnie Eugeni�, a ja dla ciebie Janusem, oczywi�cie wtedy, gdy b�dziemy sami. Insygna postanowi�a sprzeciwi� si�.
- Nie s�dz�, aby by�o to w�a�ciwe.
- B�dzie w�a�ciwe, Eugenio. Nie mo�na uprawia� konspiracji zachowuj�c zb�dne formalno�ci.
- Lecz ja nie chc� konspirowa� z kimkolwiek przeciwko czemukolwiek, i to wszystko. I nie widz� potrzeby zachowania w tajemnicy faktu istnienia S�siedniej Gwiazdy.
- Obawiasz si� o zaszczyty...
Insygna zawaha�a si� przez moment, a potem odpowiedzia�a:
- Mo�esz si� za�o�y� o sw�j ostatni procesor komputerowy, �e tak. Chc� zaszczyt�w, Janus.
- Zapomniej przez chwil� - powiedzia� - o istnieniu S�siedniej Gwiazdy. Wiesz, �e od jakiego� czasu tocz� si� boje o to, by Rotor opu�ci� Uk�ad S�oneczny. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Czy chcia�aby� odlecie� st�d?
Wzruszy�a ramionami.
- Nie jestem pewna. S�dz�, �e przyjemnie by�oby zobaczy� z bliska jaki� obiekt astronomiczny, z drugiej strony jednak to troch� przera�aj�ce...
- My�lisz o opuszczeniu domu...?
-Tak.
- Ale my przecie� nie opu�cimy domu. To jest nasz dom: Rotor. Jego rami� zatoczy�o du�y �uk.
- Dom poleci z nami.
- Nawet je�li tak b�dzie, panie s�k..., Janus, Rotor to nie wszystko. Mamy s�siad�w, inne Osiedla, Ziemi�, ca�y Uk�ad S�oneczny.
- Bardzo zat�oczone s�siedztwo. W ko�cu kto� b�dzie musia� st�d odlecie�, czy tego chcemy, czy nie. Kiedy� na Ziemi r�wnie� by�y takie czasy, �e niekt�rzy musieli w�drowa� przez g�ry i przep�ywa� oceany. Dwie�cie lat temu mieszka�cy Ziemi opu�cili swoj� planet� po to, by zak�ada� Osiedla. To, co chcemy zrobi�, jest kolejnym krokiem w odwiecznej w�dr�wce.
- Rozumiem, ale s� ludzie, kt�rzy nigdy nie w�drowali. S� ludzie, kt�rzy nigdy nie opuszczali Ziemi i wreszcie s� r�wnie� tacy, kt�rzy nigdy nie wyjechali ze swojego ma�ego skrawka l�du.
29
- I ty chcesz by� jedn� z nich?
- S�dz�, �e m�j m��. Krile, �yczy sobie tego. Ma swoje odr�bne zdanie na temat twoich pogl�d�w, Janus.
- No c�, na Rotorze panuje swoboda my�li i wypowiedzi, tw�j m�� mo�e wi�c nie zgadza� si� ze mn�, je�li ma na to ochot�. Chcia�em jednak zapyta� ci� o co� innego... Gdy ludzie, na Rotorze albo gdziekolwiek indziej, m�wi� o opuszczaniu Uk�adu S�onecznego, jak my�lisz, dok�d chc� polecie�?
- Oczywi�cie na Alf� Centauri. Wszyscy wierz�, �e jest to najbli�sza gwiazda. Lecz nawet za pomoc� hiperwspomagania nie mo�na rozwin�� pr�dko�ci znacznie przekraczaj�cej szybko�� �wiat�a, co sprawia, �e podr� na Alf� zaj�aby oko�o czterech lat. Inne gwiazdy s� tak daleko, �e nie ma nawet co my�le� o podr�y, cztery lata to wystarczaj�co d�ugo.
- Przypu��my jednak, �e istnia�by spos�b na szybsze podr�owanie, a co za tym idzie, mo�liwa by�aby wyprawa znacznie dalej ni� Alfa Centauri. Jak� gwiazd� wybra�aby� wtedy?
Insygna zamy�li�a si�, a potem szybko odpowiedzia�a:
- S�dz�, �e tak�e Alfa Centauri. Jest to w dalszym ci�gu s�siedztwo. Gwiazdy w nocy wygl�da�yby niemal tak samo. My�l�, �e czuliby�my si� dobrze. Byliby�my ci�gle blisko domu, gdyby przysz�a nam ochota powr�ci�. Poza tym. Alfa Centauri A - najwi�ksza z tr�jgwiazdowego systemu Alfa Centauri - jest praktycznie bli�niakiem S�o�ca. Alfa Centauri B jest mniejsza, lecz nie za ma�a. Nawet je�li pominie si� Alf� Centauri C, kt�ra jest czerwonym kar�em, mamy dwie gwiazdy w cenie jednej, je�li mo�na tak powiedzie�, a tak�e dwa uk�ady planetarne.
- Przypu��my w takim razie, �e jedno z Osiedli wyruszy�o na Alf� Centauri, znalaz�o tam zno�ne warunki do �ycia, osiedli�o si� na dobre i zacz�o budowa� nowy �wiat. W Uk�adzie S�onecznym rozesz�a si� wie�� o powodzeniu wyprawy. Gdzie w takim razie skieruj� si� nast�pne Osiedla w momencie, gdy podejm� decyzj� o odlocie?
- Oczywi�cie na Alf� Centauri - powiedzia�a Insygna bez zastanowienia.
- Tak wi�c rodzaj ludzki b�dzie kierowa� si� ku znanym ju� miejscom i je�li powiedzie si� jednemu Osiedlu, wkr�tce pojawi� si� nast�pne, a� nowy �wiat stanie si� tak ciasny jak stary i wsz�-
30
dzie b�dzie mn�stwo ludzi z mn�stwem odr�bnych kultur l system�w ekologicznych.
- I wtedy przyjdzie czas. by wyruszy� ku kolejnym gwiazdom.
- Lecz powodzenie w jednym miejscu, Eugenio, zawsze przyci�gnie innych. Przyjazna gwiazda, dobra planeta �ci�gnie prawdziwe hordy...
- Tak przypuszczam.
- Ale je�li polecimy na gwiazd�, kt�ra znajduje si� w odleg�o�ci niewiele wi�kszej ni� dwa lata �wietlne - co jest polow� dystansu do Alfy Centaur! - o kt�rej nikt nie wie opr�cz nas, istniej� du�e szans�, �e zostawi� nas w spokoju.
- Zgadza si�. Nikt nie poleci za nami, dop�ki nie odkryj� S�siedniej Gwiazdy.
- A to mo�e zabra� im du�o czasu, przez kt�ry wszyscy b�d� lecieli na Alf� Centaur! lub w jakie� inne miejsce. Nigdy nie domy�la si�, �e jeste�my na czerwonym karle tu� pod ich nosem, a nawet je�li zauwa�� t� gwizd�, zrezygnuj� z niej i potraktuj� j� jako nie nadaj�c� si� do zamieszkania. Nikt nigdy nie wpadnie na pomy�l, �e ludzie od dawna mieszkaj� na S�siedniej Gwie�dzie.
Insygna spojrza�a niepewnie na Pitta.
- Ale jakie to ma znaczenie? Przypu��my, �e rzeczywi�cie polecimy na S�siedni� Gwiazd� i nikt si� o tym nie dowie. Co na tym zyskamy?
- Zyskamy �wiat, kt�ry b�dziemy mogli zasiedli�. Nadaj�c� si� do zamieszkania planet�...
- Niemo�liwe. Nie w pobli�u czerwonego kar�a.
- W takim razie mo�emy wykorzysta� w dowolny spos�b wszy-| stkie zasoby naturalne istniej�ce w tym systemie po to, by zbu-I dowa� wi�ksz� liczb� Osiedli.
- Chodzi ci o to, �e b�dzie wi�cej miejsca dla nas.
- Tak. Znacznie wi�cej ni� w przypadku wsp�lnego zasiedlenia.
- B�dziemy mieli troch� wi�cej czasu, Janus. W ko�cu i tak zape�nimy ca�� przestrze� na S�siedniej Gwie�dzie - nawet je�li b�dziemy sami. By� mo�e zajmie nam to pi��set lat zamiast dwustu. Co za r�nica?
- Bardzo istotna r�nica, Eugenio. Gdyby pozwoli� Osiedlom na dowolny spos�b kolonizacji przestrzeni, wkr�tce powstan� ty-
31
si�ce r�nych kultur nios�cych ze sob� wszystkie nieszcz�cia i tragedie godnej po�a�owania historii planety Ziemi. Maj�c wystarczaj�co du�o czasu zbudujemy system Osiedli o podobnej kulturze i ekologii. Znajdziemy si� w znacznie lepszej sytuacji, bez niepotrzebnego chaosu i anarchii.
- Bez zr�nicowania, bez �ycia, bez sensu.
- Niezupe�nie. Zr�nicujemy si� - tego jestem pewny. Nasze Osiedla b�d� ca�kiem inne, mimo to wszystkie b�d� mia�y wsp�lne korzenie. B�d� to znacznie lepsze Osiedla od tych, kt�re mamy obecnie. I nawet je�li si� myl�, z pewno�ci� zdajesz sobie spraw�, �e jest to ten rodzaj eksperymentu, kt�ry nale�y sprawdzi�. Dlaczego nie mieliby�my po�wi�ci� jednej gwiazdy na nasz przemy�lany rozw�j? Sprawd�my, jak to wygl�da. We�my jedn� gwiazd�, jednego nie chcianego czerwonego kar�a, kt�rym do tej pory nikt si� nie interesowa�, i zobaczmy, czy uda nam si� zbudowa� nowe, by� mo�e lepsze spo�ecze�stwo.
- Zobaczymy, co uda si� nam zdzia�a� - kontynuowa� Pitt -w sytuacji, gdy nie trzeba b�dzie marnowa� naszej energii i zasob�w na niwelowanie bezsensownych r�nic kulturowych i zwalczanie obcych dewiacji biologicznych ci�gle atakuj�cych nasz ekosystem.
Insygna poczu�a, �e argumenty Pitta trafiaj� jej do przekonania. Nawet je�li-nie uda im si�, ludzko�� nauczy si� czego� dzi�ki ich pora�ce. A je�li si� uda?
Potrz�sn�a g�ow�.
- To s� mrzonki. Kto� w ko�cu odkryje S�siedni� Gwiazd� niezale�nie ode mnie, bez wzgl�du na to, czy zachowamy tajemnic�, czy nie.
- Musisz jednak przyzna�, Eugenio, �e zawdzi�czasz swoje odkrycie przypadkowi. B�d�my szczerzy: uda�o ci si� zauwa�y� t� gwiazd�, uda�o ci si� por�wna� to, co zauwa�y�e�, z inn� map� nieba. R�wnie dobrze mog�a� niczego nie dostrzec. Podobnie zreszt� jak inni w zbli�onych okoliczno�ciach.
Insygna nie odpowiedzia�a, jednak wyraz, jaki pojawi� si� na jej twarzy, zadowoli� Pitta.
Jego g�os sta� si� teraz bardziej mi�kki, niemal hipnotyczny.
- Potrzeba nam stu lat. Je�li dostaniemy tylko sto lat na zbudowanie nowego spo�ecze�stwa, staniemy si� wystarczaj�co duzi
32
silni, by broni� si� przed innymi i sprawi�, by zostawiono nas v spokoju. Po tym czasie nie b�dziemy ju� zmuszeni do ukrywania miejsca naszego pobytu.
I zn�w nie us�ysza� odpowiedzi Insygny.
- Przekona�em ci�? - zapyta�.
Potrz�sn�a g�ow�, jak gdyby budz�c si� ze snu.
- Niezupe�nie.
- Przemy�l wi�c to wszystko. Ja ze swej strony prosz� ci� ) jedn� przys�ug�: my�l�c o tym nie m�w nikomu o S�siedniej Gwie�dzie i przy�lij mi wszystkie dane zwi�zane z t� spraw� na arzechowanie. Nie zniszcz� ich. Obiecuj�. B�d� nam potrzebne, e�li chcemy polecie� na t� gwiazd�. Czy zgodzisz si� przynajmniej la to, Eugenio?
- Tak - odpowiedzia�a s�abym g�osem, kt�ry wkr�tce nabra� ednak mocy. - Mam jednak warunek: musisz pozwoli� mi na lazwanie gwiazdy. Dam jej imi� i wtedy b�dzie moja.
Pitt u�miechn�� si�.
- Jak chcesz j� nazwa�? Gwiazd� Insygny? Gwiazd� Eugenii?
- Nie, a� taka g�upia nie jestem. Chc� nazwa� j� Nemezis.
- Nemezis? N-E-M-E-Z-I-S?
-Tak.
- Ale dlaczego?
- Pod koniec dwudziestego wieku toczy�a si� kr�tka dyskusja nad ewentualno�ci� istnienia S�siedniej Gwiazdy w pobli�u S�o�ca. Rozwa�ania zako�czy�y si� fiaskiem. Nie znaleziono �adnej S�siedniej Gwiazdy, jednak w artyku�ach na ten temat nazywano |� "Nemezis". Chcia�abym uhonorowa� tych, kt�rzy byli przede mn�.
- Nemezis? Zdaje si�, �e by�a to jaka� grecka bogini? I chyba niezbyt mi�a?
- Uosobienie zemsty bog�w, sprawiedliwej zap�aty i kary. Funkcjonuje w j�zyku jako dosy� kwieciste okre�lenie. Komputer na-pwa� je "archaicznym", gdy sprawdza�am.
- Ale dlaczego w dawnych czasach chciano nazwa� j� Nemezis? E - Prawdopodobnie ze wzgl�du na chmur� kometow�. Nemezis pkr��aj�c S�o�ce przechodzi przez chmur�, co wywo�uje kosmi-hzne katastrofy, kt�re niszczy�y cz�� �ycia na Ziemi co dwadzie�cia sze�� milion�w lat.
i - Nemezis 00
Pitt wygl�da� na zaskoczonego.
- Naprawd�?
- Nie, niezupe�nie. By�a to jedynie sugestia, kt�ra nie przetrwa�a. Niemniej jednak chc�, aby gwiazda nazywa�a si� Nemezis. Chc�, �eby wiedziano, �e to ja tak j� nazwa�am.
- Obiecuj� ci to, Eugenio. Jest to twoje odkrycie i nikt nie ma zamiaru kwestionowa� tego faktu. Gdy reszta ludzko�ci odkryje w ko�cu system Nemezis - czy dobrze go nazywam? - dowie si�, komu nale�y si� pierwsze�stwo i dlaczego. Twoja gwiazda, twoja Nemezis, b�dzie drugim S�o�cem o�wietlaj�cym drog� ludzkiej cywilizacji. I pierwszym S�o�cem, kt�re o�wietli cywilizacj� powsta�� pod Ziemi�.
Pitt przygl�da� si� wychodz�cej Insygnie i poczu� si� bardzo pewnie. Mia� j� w gar�ci. Zgoda na nazwanie przez ni� gwiazdy by�a doskona�ym posuni�ciem. Teraz z pewno�ci� zapragnie polecie� na swoj� gwiazd�. Zapragnie zbudowa� now�, logiczn� i uporz�dkowan� cywilizacj� wok� swojej gwiazdy; cywilizacj�, kt�ra da pocz�tek nowej Galaktyce.
Nagle, w momencie gdy zacz�� delektowa� si� wspania�ymi widokami na przysz�o��, poczu� delikatne uk�ucie przera�enia, kt�rego �r�d�a nie potrafi� okre�li�.
Dlaczego Nemezis? Dlaczego nazwala gwiazd� imieniem boskiej zemsty?
Pomy�la�, �e to z�y znak.
TRZY
MATKA
Nadesz�a pora obiadu i Insygn� ogarn�� jeden z tych dziwnych nastroj�w, podczas kt�rych obawia�a si� w�asnej c�rki.
Ostatnio zdarza�o si� to coraz cz�ciej l nie wiedzia�a dlaczego. By� mo�e wynika�o to z coraz d�u�szych okres�w milczenia Mar-leny, jej zanikni�cia w sobie, jej wewn�trznego dialogu z my�lami. kt�rych nie da si� wypowiedzie�.
Czasami strach Insygny miesza� si� z poczuciem winy; winy z powodu braku matczynej cierpliwo�ci do c�rki; winy z powodu jej przesadnej troski o fizyczne niedoskona�o�ci dziecka. Marlena z pewno�ci� nie odziedziczy�a po matce nieco konwencjonalnej urody, ani tym bardziej zupe�nie niekonwencjonalnego wdzi�ku ojca.
Marlena by�a niska i... toporna. Tak, to by�o jedyne s�owo, kt�re pasowa�o do biednej Marleny.
Biednej, oczywi�cie. Zawsze u�ywa�a tego przymiotnika my�l�c o c�rce i cz�sto musia�a powstrzymywa� si�, by nie wypowiedzie� go na g�os.
Niska. Toporna. T�ga, ale nie gruba - taka by�a Marlena. Nawet odrobiny wdzi�ku. Ciemnobr�zowe, d�ugie, proste w�osy. Perkaty nos, opuszczone k�ciki ust. ma�a broda, i ta jej ci�g�a pasywno�� i spojrzenie na siebie.
Pozostawa�y oczywi�cie oczy, ogromne, po�yskuj�ce ciemnym blaskiem, okolone dok�adnym �ukiem brwi, z d�ugimi rz�sami, kt�re wygl�da�y niemal jak sztuczne. Jednak oczy to nie wszystko i pomimo swojej fascynuj�cej urody nie mog� zast�pi� ca�e