5698

Szczegóły
Tytuł 5698
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5698 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5698 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5698 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

A.E. VAN VOGT WYPRAWA DO GWIAZD (PRZE�O�Y�: MAREK MARSZA�) SCAN-DAL PROLOG Ziemski statek min�� samotne s�o�ce Gisser tak szybko, �e system ostrzegawczy stacji na meteorycie nie zd��y� zareagowa�. Wielki pojazd ju� widnia� na ekranie w postaci jasnej smugi, nim dotar�o to do �wiadomo�ci Czatownika. Urz�dzenia alarmowe statku musia�y za to pracowa� bez zarzutu, gdy� mkn�cy punkt �wietlny dostrzegalnie zwolni� i nadal wyra�nie hamuj�c zatoczy� szeroki �uk. Teraz powoli sun�� z powrotem, z niew�tpliwym zamiarem odszukania niewielkiego obiektu, kt�ry zak��ci� jego ekrany energetyczne. Gdy ukaza� si� w zasi�gu wzroku, ogromem przes�oni� blask dalekiego, jaskrawo��tego s�o�ca, wi�kszy od wszystkiego, co kiedykolwiek widziano w pobli�u Pi��dziesi�ciu S�o�c. Wygl�da� jak statek z samego dna piek�a, z odleg�ych kra�c�w przestrzeni, potw�r z na po�y legendarnego �wiata. Chocia� nowego typu, n? podstawie przekaz�w historycznych mo�na w nim by�o rozpozna� okr�t wojenny Cesarstwa Ziemi. Kiedy� nadejdzie straszny dzie�, przepowiadano, i oto sta�o si�. Wiedzia�, co ma robi�. Ostrze�enie - przez niekierunkowe, podprzestrzenne radio wys�a� do Pi��dziesi�ciu S�o�c ostrze�enie, kt�rego nadej�cia wygl�dano z trwog� od stuleci. I starannie zatrze� �lady swojej obecno�ci. Nie by�o eksplozji. Przeci��one generatory atomowe roztapiaj�c si� rozproszy�y bez trudu masywny budynek dotychczasowej podstacji meteorologicznej na elementy podstawowe. Czatownik wie pr�bowa� ucieczki. Nikt nie m�g� dotrze� do jego m�zgu z zawart� w nim wiedz�. Poczu� kr�tki, pora�aj�cy skurcz b�lu, nim energia rozdar�a go na atomy. Lady Gloria Laurr, pierwszy kapitan �Gwiezdnego Roju", nie pofatygowa�a si�, by towarzyszy� ekspedycji l�duj�cej na meteorycie, ale bacznie �ledzi�a wszystko w astrowizjerze. Od chwili, gdy jak grom z jasnego nieba ukaza�a si� na ekranach posta� ludzka w obserwatorium meteorologicznym, i to a� tutaj, zdawa�a sobie spraw� z kolosalnego znaczenia tego odkrycia. Przez my�l przemkn�y jej wszelkie mo�liwe implikacje. Obserwatorium, a wi�c i podr�e mi�dzygwiezdne. Istoty ludzkie mog� pochodzi� tylko z Ziemi. Zastanowi�a si�, jak do tego dosz�o: dawna wyprawa. Musia�o to nast�pi� dawno temu, bo dzi� maj� komunikacj� mi�dzyplanetarn�. Oznacza to liczn� populacj� zamieszkuj�c� wiele planet. Jej Wysoko�� - my�la�a - b�dzie zadowolona. Jak ona sama. W przyst�pie dobrego humoru wywo�a�a si�owni�. - Jestem pe�na uznania dla waszej b�yskawicznej akcji, kapitanie Glone - powiedzia�a ciep�o. � Mam na my�li zamkni�cie ca�ego meteorytu w ochronnej pow�oce energii. Nie minie was nagroda. M�czyzna w astrowizjerze sk�oni� g�ow�. - Dzi�kuj� pani. Chyba zabezpieczyli�my atomowe i elektronowe sk�adniki ca�ej stacji. Szkoda, �e interferencja energii jej reaktor�w uniemo�liwi�a Sekcji Fotografii uzyskanie wyra�nych odbitek. U�miechn�a si� z pewno�ci� siebie. - Mamy cz�owieka, a do tej matrycy nie potrzeba �adnych fotografii. Z u�miechem na ustach wr�ci�a spojrzeniem do sceny na meteorycie. W zamy�leniu przygl�da�a si� poch�aniaczom energii i materii w ich po�yskliwej po�wiacie. W obserwatorium by�a mapa. Zaznaczono na niej kilka burz. Jedna �z nich przedstawia�a si� niezwykle gro�nie. Widzia�a to wyra�nie w promieniach penetruj�cych. Ich ogromny statek nie m�g� rozwin�� pr�dko�ci, dop�ki nie poznali po�o�enia tej burzy. Ryzyko by�o zbyt wielkie. M�ody, niezwykle przystojny m�czyzna mign�� jej przelotnie. Zdecydowany, odwa�ny. Interesuj�cy na sw�j niecywilizowany spos�b. Najpierw trzeba b�dzie dobra� si� do jego umys�u i wycisn�� konieczne informacje. Jeszcze teraz byle pomy�ka mo�e j� drogo kosztowa�. D�ugie, uci��liwe poszukiwania. Ca�e dziesi�ciolecia mo�na zmarnowa� na tych kr�tkich odleg�o�ciach lat �wietlnych, gdzie statek nie zdo�a przyspieszy�, a bez dok�adnej prognozy pogody nie odwa�y si� nawet utrzyma� ju� osi�gni�tej pr�dko�ci. Zobaczy�a, �e wszyscy opuszczaj� meteoryt. Energicznym ruchem wy��czy�a wewn�trzny komunikator, dotkn�a paru guzik�w i przest�piwszy transmiter zjawi�a si� wprost w komorze odbiorczej o p� mili dalej. Oficer dy�urny mia� ponur� min�. - W�a�nie otrzyma�em zdj�cia. Map� przes�ania plama energetycznej mgie�ki. Prawdziwy pech. Chyba powinni�my zacz�� od budynku z ca�� zawarto�ci�, zostawiaj�c cz�owieka na koniec - zameldowa� po oddaniu honor�w. Jakby przeczuwaj�c jej dezaprobat�, szybko doda�: - To w ko�cu prosta matryca cz�owiecza. O�ywienie jej, teoretycznie trudniejsze, w praktyce niczym si� nie r�ni od pani przej�cia przez transmiter z pomostu do tego tutaj pomieszczenia. W obu przypadkach mamy do czynienia z rozproszeniem element�w, kt�re nale�y sprowadzi� do ich pierwotnego uk�adu. - Ale dlaczego zostawia� go na sam koniec? - Wzgl�dy techniczne. Przedmioty nieo�ywione cechuje wi�ksza z�o�ono��. Materia zorganizowana, jak Wiemy, to niewiele wi�cej ponad dost�pne wsz�dzie zwi�zki w�glowodoru. - No dobrze. Nie by�a tak jak on przekonana, �e cz�owiek i jego m�zg, kt�rego wiedza stworzy�a t� map�, by�y mniej wa�ne od samej mapy. Lecz skoro mia�a mie� i jedno, i drugie - zgodzi�a si�. - Zaczynajcie. Przygl�da�a si�, jak wewn�trz przestronnej komory wy�ania si� kszta�t budynku. Zje�d�aj�c na antygrawitacyjnych no�nikach, spocz�� wreszcie po�rodku ogromnej, metalowej posadzki. Z kabiny wyszed� technik, kr�c�c g�ow�. Wprowadzi� ich do zrekonstruowanej stacji, wytykaj�c jej niedostatki. - Dwadzie�cia siedem punkt�w s�onecznych na mapie - powiedzia� - niewiarygodnie ma�o, zak�adaj�c nawet, �e ci ludzie zorganizowali si� tylko -w niewielkim rejonie przestrzeni. A poza tym, sp�jrzcie, ile� tu burz, nawet daleko poza obszarem s�o�c i... - S�owa uwi�z�y mu w gardle. W milczeniu wbi� wzrok w ciemny k�t, jakie� dwadzie�cia st�p za ca�� aparatur�. Pod��y�a za jego spojrzeniem. Le�a� tam cz�owiek. Cia�om jego targa�y konwulsje. - S�dzi�am - odezwa�a si� marszcz�c brwi - �e cz�owieka zostawili�my na sam koniec. Profesor by� wyra�nie zak�opotany. - M�j asystent z pewno�ci� �le zrozumia�. To... - Mniejsza o to - przerwa�a mu, - Przeka�cie go natychmiast do O�rodka Psychologii i prosz� powiedzie� porucznik Neslor, �e zaraz tam b�d�. - W tej chwali, ja�nie pani. - Zaczekaj. Pok�o� si� ode mnie Starszemu Meteorologowi i popro� go tutaj. Chc�, aby przyjrza� si� mapie i powiedzia�, co o niej s�dzi. Okr�ci�a si� na pi�cie po�r�d otaczaj�cej j� grupki pokazuj�c w u�miechu bia�e, r�wne z�by. - Na Jowisza, wreszcie co� si� zaczyna dzia� po dziesi�ciu nudnych latach wa��sania. Raz-dwa zako�czymy t� zabaw� w chowanego. Podniecenie p�on�o w niej jak �ywy ogie�. Ku swojemu zdumieniu Czatownik wiedzia�, dlaczego �yje, jeszcze zanim si� obudzi�. Zanim otworzy� oczy. Czu� budz�c� si� �wiadomo��. Instynktownie rozpocz�� codzienn� delia�sk� gimnastyk� mi�ni, nerw�w i umys�u, jak zwykle przed wstaniem z ��ka. W trakcie osobliwego rytmicznego cyklu straszliwe podejrzenie porazi�o jego umys�. Wraca do �wiadomo�ci? On! W tym w�a�nie momencie, gdy m�zg ma�o mu nie eksplodowa� pod wp�ywem szoku, zrozumia�, jak do tego dosz�o. Uspokoi� si�, pogr��y� w sobie. Wzrok jego zarejestrowa� m�od� kobiet� spoczywaj�c� na szezlongu tu� przy nim. Szlachetny owal twarzy. Dostoje�stwo. Zupe�nie nie pasuj�ce do tak m�odej osoby. W swobodnej pozie studiowa�a go szarymi, roziskrzonymi oczyma. Pod ich uporczywym spojrzeniem w jego g�owie zapanowa�a pustka. W ko�cu my�l powr�ci�a. Zaprogramowali mnie do spokojnego przebudzenia. Co jeszcze zrobili - czego si� dowiedzieli? My�l rozrasta�a si�, a� poczu�, �e lada chwila rozsadzi mu czaszk�: co jeszcze? Zauwa�y�, �e kobieta u�miecha si� do niego lekko i z rozbawieniem u�miechem jak balsam. Us�ysza� jej d�wi�czny, srebrzysty g�os. Ogarn�� go jeszcze wi�kszy spok�j. M�wi�a' - Nie b�j si�. To znaczy, nie b�j si� bardzo. Jak si� nazywasz? Czatownik otworzy� usta, aby je zaraz zamkn��, i z uporem pokr�ci� g�ow�. Przez chwil� odczuwa� nieprzepart� ochot� wyt�umaczenia jej, �e odpowied� nawet na jedno pytanie z�ama�aby okowy delia�sklej inercji umys�owej i doprowadzi�a do wyjawienia ca�ej prawdy. Ale taka informacja grozi�a inn� kl�sk�. Przem�g� si� i ponownie pokr�ci� g�ow�. M�oda kobieta zachmurzy�a si�. - Nie odpowiesz na tak niewinne pytanie? Przecie� wyjawienie imienia nic mi� zaszkodzi. Najpierw imi�, my�la� Czatownik, potem, z jakiej planety pochodzi, gdzie ona si� znajduje w odniesieniu do s�o�ca Gisser, co z burzami. I tak po kolei coraz dalej. Bez ko�ca. Im d�u�ej b�d� odmawia� ludziom informacji, kt�rej tak �akn�li, tym wi�cej czasu b�dzie mia�o Pi��dziesi�t S�o�c na zorganizowanie si� przeciwko najwi�kszej machinie, jaka kiedykolwiek wp�yn�a do tej cz�ci przestrzeni. My�l b��dzi�a. Kobieta siedzia�a wyprostowana, jej oczy sta�y si� zimne jak stal. G�os te� nabra� metalicznego rezonansu, gdy si� odezwa�a: - Kimkolwiek jeste�, wiedz, �e znajdujesz si� na pok�adzie cesarskiego okr�tu wojennego �Gwiezdny R�j", pierwszy kapitan Laur r do us�ug. Wiedz r�wnie�, �e nieodwo�alnie ��damy podania orbity, kt�ra doprowadzi bezpiecznie nasz statek do waszej g��wnej planety. - Jej wibruj�cy g�os d�wi�cza� nadal. - Jestem przekonana, �e ju� wiecie, i� Ziemia nie uznaje niezale�nych rz�d�w. Kosmos jest niepodzielny. We wszech�wiecie nie ma miejsca dla niezliczonych sk��conych nacji handrycz�cych si� o w�adze. Takie jest prawo. Ci, kt�rzy przeciw niemu wyst�puj�, s� przest�pcami i podlegaj� odpowiedniej karze. To ostrze�enie. - Nie czekaj�c na odpowied� obr�ci�a si�. - Poruczniku Neslor - powiedzia�a do przeciwleg�ej �ciany - czy ju� wiecie, co robi� dale j? - Tak, ja�nie pani - odpar� g�os kobiecy. - Przyj�am sta�� na podstawie bada� Muir- Graysona nad kolonistami pozostaj�cymi z dala od g��wnego nurtu �ycia galaktyki. Historia nie zna precedensu tak d�ugiej izolacji, jaka, wydaje si�, mia�a miejsce tutaj, wi�c uwa�am, �e przeszli etap statyczny i osi�gn�li pewien rozw�j w�asny. My�l�, �e powinni�my zacz�� mimo wszystko jak najpro�ciej. Par� wymuszonych odpowiedzi otworzy przed nami jego umys�. A tymczasem b�dziemy mieli okazj� zobaczy�, jak szybko ro�nie jego op�r pod naciskiem aparatu. Mog� zaczyna�? Kobieta na szezlongu skin�a g�ow�. Ze �ciany trysn�� strumie� �wiat�a. Czatownik spr�bowa� uchyli� si� i po raz pierwszy odkry�, �e co� przytrzymuje go w ��ku. Nie sznury ani �a�cuch, nic widzialnego. A przecie� namacalne jak stal i gi�tkie jak gunia. Zanim si� zd��y� zastanowi�, �wiat�o by�o w jego oczach, w m�zgu - o�lepiaj�cy, oszala�y blask, pulsuj�ca jasno��. Wydawa�o si�, �e przebijaj� si� przez ni� g�osy, pl�saj�ce i roz�piewane, przemawiaj�ce w jego g�owie, g�osy, kt�re m�wi�y: �Takie proste pytanie. Oczywi�cie, �e odpowiem... oczywi�cie, oczywi�cie, oczywi�cie... Nazywam si� Czatownik Gisser. Pochodz� z planety Kaider III, z rodzic�w Delian. Zamieszkujemy siedemdziesi�t planet wok� Pi��dziesi�ciu S�o�c, trzydzie�ci miliard�w ludzi, czterysta wi�kszych burz, najgro�niejsze na szeroko�ci 473. Rz�d centralny mie�ci si� na Cassidor VII cudownej planecie"... Przera�ony tym, co robi, �cisn�� szalej�ce my�li w delia�ski w�ze� ucinaj�c potok zgubnych wyraz�w. Wiedzia�, �e ju� nigdy nie da si� tak z�apa�, ale... za p�no - my�la� - o wiele za p�no. Wcale nie by�a tego pewna. Opu�ciwszy pok�j niebawem wr�ci�a do porucznik Neslor, kobiety nie pierwszej ju� m�odo�ci, poch�oni�tej klasyfikacja danych ze szpul receptora. Psycholog oderwa�a wzrok od swoich czynno�ci i powiedzia�a ze zdumieniem w g�osie: - To przecie� absolutnie niemo�liwe, ja�nie pani. Jego op�r osi�gn�� odpowiednik ilorazu inteligencji 800. A przecie� zacz�� m�wi� przy nacisku odpowiadaj�cym ilorazowi 167, co pasuje do jego powierzchowno�ci i jest, jak pani wie, wielko�ci� przeci�tn�. Za tak� odporno�ci� kryje si� niechybnie jaka� metoda treningu umys�owego My�l�, �e kluczem jest jego wzmianka o delia�skim pochodzeniu Intensywno�� wykresu podskoczy�a do kwadratu, gdy wymawia� te s�owa. Tej sprawy nie wolno zlekcewa�y�. Mo�e spowodowa� ogromn� zw�ok�, chyba �e jeste�my zdecydowani z�ama� jego wol�. Pierwszy kapitan pokr�ci�a przecz�co g�ow�. - Prosz� informowa� mnie, je�li wydarzy si� co� nowego - brzmia�a jej jedyna odpowied�. W drodze do transmitera zatrzyma�a si�, aby sprawdzi� pozycj�. Blady u�miech zago�ci� na jej ustach, gdy ujrza�a na ekranie cie� statku okr��aj�cy ja�niejsze widmo s�o�ca. Odmierza czas, pomy�la�a, i ogarn�� j� ch��d przeczucia. Czy mo�liwe, aby jeden cz�owiek powstrzyma� statek zdolny podbi� ca�� galaktyk�? Starszy meteorolog statku, porucznik Cannons, wsta� z krzes�a, gdy sz�a ku niemu przez rozleg�� komor�, w kt�rej nadal znajdowa�a si� stacja Pi��dziesi�ciu S�o�c. W�osy mu siwia�y, by� bardzo stary, przypomnia�a sobie, bardzo stary. Zbli�aj�c si� do niego pomy�la�a: Wolniej bije puls �ycia w tych ludziach obserwuj�cych wielkie burze kosmosu. Maj� poczucie b�aho�ci tego wszystkiego, niesko�czono�ci czaru. Burze wymagaj�ce stulecia i wi�cej na osi�gni�cie pe�nej rozhukanej dojrza�o�ci, te burze i ludzie, kt�rzy je kataloguj�, musz� osi�gn�� pewn� wsp�lnot� ducha. W jego g�osie by� r�wnie� spokojny majestat, gdy sk�oni� si� ze swoistym wdzi�kiem i powiedzia�: - Zaszczyt to dla mnie widzie� we w�asnej osobie pierwszego kapitana, Wielce Czcigodn� Glori� Cecyli�, Lady Laurr z Wysoko Urodzonych Laurr�w. Odwzajemniwszy powitanie nastawi�a przyniesion� ta�m�. Wys�ucha� jej z marsem na czole, w ko�cu rzek�: - Szeroko��, jak� poda� dla burzy, nie ma najmniejszego znaczenia. Te niewiarygodne istoty opracowa�y dla Wielkiego Ob�oku Magellana system relacji do s�o�ca bez widocznego zwi�zku ze �rodkiem magnetycznym ca�ego Ob�oku. Pewnie wybrali jakie� s�o�ce, arbitralnie przyj�li je za centrum i wok� niego zbudowali ca�� swoj� geografi� przestrzenn�. Staruszek obr�ci� si� energicznie i poprowadzi� j� na �rodek stacji, pod map� pogody. - Jest dla nas zupe�nie bezu�yteczna - powiedzia� kr�tko. - Co? Dostrzeg�a, �e wpatruje si� w ni� z zadum� w porcelanowo niebieskich oczach. - Prosz� powiedzie�, co pani s�dzi o tej mapie? Milcza�a oci�gaj�c si� z wyra�eniem opinii w obliczu tak �cis�ego umys�u. Zmarszczy�a czo�o, wreszcie odezwa�a si�: - Moje wra�enie pokrywa si� prawie ca�kowicie z tym, co pan powiedzia�. Oni maj� w�asny system i trzeba tylko znale�� klucz do niego. - Jej g�os nabra� pewno�ci. - Wszystkie nasze problemy, moim zdaniem, w praktyce sprowadzaj� si� do znalezienia kierunku, w kt�rym nale�y przeszuka� przestrze� w s�siedztwie napotkanej stacji meteorologicznej. Gdy ruszymy w z�� stron�, zmarnujemy mn�stwo czasu, a w ca�ej tej historii najbardziej boj� si� burz. Sko�czywszy spojrza�a na niego pytaj�co i zobaczy�a, �e ponuro potrz�sa g�ow�. - Obawiam si�, �e to nie takie proste. Te jasne punkty przedstawiaj�ce s�o�ca s� wielko�ci� groszku tylko dzi�ki efektowi za�amania �wiat�a. W metro-skopie wida�, �e maj� �rednic� zaledwie kilku moleku�. Je�li taka jest ich proporcja w stosunku do s�o�c... Nauczy�a si� panowa� nad sob� w naprawd� trudnych sytuacjach. Teraz sta�a w oszo�omieniu, na poz�r opanowana, spokojna i zamy�lona. Po chwili spyta�a: - Chce pan powiedzie�, �e ka�de z tych ich s�one jest zagubione w�r�d tysi�ca innych? - Jeszcze gorzej. Chc� powiedzie�, �e zasiedlili tylko jeden system na dziesi�� tysi�cy. Nie zapominajmy, �e Wielki Ob�ok Magellana to ponad pi��dziesi�t milion�w gwiazd. Sporo s�onecznego blasku. Je�li pani sobie �yczy, wyznacz� orbity do wszystkich najbli�szych gwiazd dla pr�dko�ci najwy�ej dziesi�ciu dni �wietlnych. Mo�e b�dziemy mieli szcz�cie - zako�czy� staruszek. Zaprzeczy�a gwa�townie. - Jeden do dziesi�ciu tysi�cy. Prosz� nie m�wi� g�upstw. Tak si� sk�ada, �e znam nieco rachunek prawdopodobie�stwa. Musieliby�my odwiedzi� przynajmniej dwa tysi�ce pi��set s�o�c, je�li si� nam poszcz�ci; trzydzie�ci pi�� do pi��dziesi�ciu tysi�cy, je�li nie. Wykluczone - ponury grymas �ci�gn�� jej dziewcz�ce usta. - Nie b�dziemy marnowa� pi�ciuset lat na szukanie ig�y w stogu siana. Zaufam psychologii przed oddaniem sprawy w r�ce losu. Mamy cz�owieka, kt�ry umie czyta� t� map�, i chocia� to troch� potrwa, w ko�cu wy�piewa wszystko. Zatrzyma�a si� w po�owie kroku do wyj�cia. - A co z samym budynkiem? Czy m�wi co� panu jego konstrukcja? Kiwn�� g�ow�. - Typowy dla galaktyki sprzed jakich� pi�tnastu tysi�cy lat, - Bez zmian, �adnego post�pu? - Nic takiego nie widz�. Jeden obserwator. Robi wszystko. Proste, prymitywne. Zamy�lona, porusza�a g�ow�, jakby chcia�a rozp�dzi� mg��. - To dziwne. Przez pi�tna�cie tysi�cy lat musieli przecie� co� zrobi�. Kolonie s� na og� statyczne, ale �eby a� tak... Trzy godziny p�niej czyta�a bie��ce raporty, gdy dzwonek astrowizjera odezwa� si� dwukrotnie, cicho. Dwie wiadomo�ci... Pierwsza z O�rodka Psychologii. Pytanie: - Czy mo�emy z�ama� wol� wi�nia? - Nie! - odpar�a pierwszy kapitan Laurr. Drugie pytanie zmusi�o j� do rzucenia okiem na tablic� orbit. Tablica rozjarzy�a si� symbolami. Ten perfidny starzec zlekcewa�y� jej zakaz. U�miechaj�c si� krzywo podesz�a bli�ej i obejrza�a �wietliste zygzaki, po czym przekaza�a rozkaz do g��wnych silnik�w. Patrzy�a, jak jej ogromny statek nurkuje w mrok nocy. W ko�cu nie ona pierwsza chwyta�a dwie sroki za ogon. Kontrapunkt istnia� d�u�ej w stosunkach mi�dzy lud�mi ni� w muzyce. Pierwszego dnia spogl�da�a z g�ry na skrajn� planet� jasnob��kitnego s�o�ca. Planeta �eglowa�a w ciemno�ciach pod statkiem - pozbawiona atmosfery masa ska�y i metalu, monotonna i odpychaj�ca jak ka�dy meteoryt, �wiat pierwotnych g�r i w�woz�w, nie ska�onych �yciodajnym zaczynem. Promienie pokazywa�y tylko kamie�, kamie� i kamie� bez ko�ca, �adnego ruchu, ani nawet jego �lad�w. By�y jeszcze trzy planety, ciep�y, zieleniej�cy �wiat na jednej z nich, gdzie dziewicze lasy falowa�y pod tchnieniem wiatru, a r�wniny roi�y si� od zwierz�t. �adnego budynku czy sylwetki ludzkiej. - Na jak� dok�adnie g��boko�� wasze promienie przenikaj� pod powierzchni�? - powiedzia�a pos�pnie do wewn�trznego komunikatora. - Sto st�p. - Czy s� jakie� metale stwarzaj�ce z�udzenie stu st�p gruntu? - Kilka, o pani. Rozczarowana przerwa�a po��czenie. Tego dnia O�rodek Psychologii si� nie odzywa�. Nazajutrz przed jej zniecierpliwionym wzrokiem pojawi�o si� gigantyczne czerwone s�o�ce. Wok� masywnego rodzica kr��y�y po ogromnych orbitach dziewi��dziesi�t cztery planety. Dwie nadawa�y si� do zasiedlenia, ale i na nich podziwia�a wspania�� flor� i zwierz�ta spotykane zazwyczaj na planetach nie tkni�tych ludzk� d�oni� i metalem cywilizacji. G��wny zoolog potwierdzi� to skrupulatnie. - Procent zwierz�t odpowiada �redniej dla �wiat�w nie zamieszkanych przez inteligentne istoty. - Czy przysz�o panu do g�owy, �e mo�e ich prawo chroni zwierz�ta i zabrania uprawy ziemi nawet dla przyjemno�ci? Nie otrzyma�a odpowiedzi, kt�rej si� zreszt� nie spodziewa�a. I zn�w ani s�owa od porucznik Neslor. Trzecie s�o�ce znajdowa�o si� dalej. Podnios�a pr�dko�� do dwudziestu dni �wietlnych na minut� - i otrzyma�a bolesn� nauczk�, gdy statek wlecia� w niewielk� burz�. Musia�a by� niewielka, bo dr�enie metalu usta�o, zaledwie si� zacz�o. - Podobno si� m�wi - powiedzia�a p�niej do trzydziestu kapitan�w obecnych na naradzie dow�dc�w - �e mamy wr�ci� do galaktyki i prosi� o wys�anie nowej ekspedycji, kt�ra by znalaz�a tych przyczajonych szakali. Jeden z najbardziej skaml�cych g�os�w, jaki dotar� do mych uszu, sugerowa�, �e dokonali�my naszego odkrycia w drodze do domu, d �e po dziesi�ciu latach sp�dzonych w Ob�oku mamy w ko�cu prawo do odpoczynku. - Jej szare oczy ciska�y b�yskawice, g�os by� lodowaty. - Zapewniam was, �e nie ci, kt�rzy szerz� taki pesymizm, b�d� osobi�cie sk�ada� raport o niepowodzeniu rz�dowi Jej Wysoko�ci. Przeto pragn� o�wiadczy� podupad�ym na duchu i piecuchom, �e zostaniemy tu przez nast�pne dziesi�� lat, je�li b�dzie trzeba. Prosz� powt�rzy� oficerom i za�odze, by si� na to przygotowali. To wszystko. Po powrocie na pomost dowodzenia ponownie nie zasta�a wiadomo�ci z O�rodka Psychologii. Z�o�� 1 zniecierpliwienie jeszcze w niej nie wygas�y, gdy wykr�ca�a numer. Opanowa�a si� jednak na widok uwa�nej, bystrej twarzy porucznik Neslor na ekranie. - Co si� dzieje, poruczniku? - zapyta�a. - Czekam z niecierpliwo�ci� na dalsze informacje o je�cu. Psycholog pokr�ci�a g�ow�. - Nie ma nic nowego. - Nic! - rzuci�a szorstko, zaskoczona. - Prosi�am dwukrotnie - pad�a odpowied� - o pozwolenie na z�amanie jego woli. Pani chyba wie, �e bez powodu nie proponowa�abym tak drastycznych metod. - Och! Wiedzia�a, lecz dezaprobata ludzi w kraju, konieczno�� t�umaczenia si� z ka�dego amoralnego aktu przeciwko jednostce automatycznie sprowokowa�y odmow�. Obecnie... Zanim zd��y�a si� odezwa�, psycholog zabra�a g�os. - Podj�am pr�by uwarunkowania go podczas snu, k�ad�c nacisk na bezsensowno�� oporu przeciwko Ziemi, skoro ostateczne wykrycie jest nieuchronne. Lecz to go tylko utwierdzi�o w przekonaniu, �e jego wcze�niejsze wyznania nie przynios�y nam po�ytku. Pierwszy kapitan odzyska�a inicjatyw�. - Czy nale�y rozumie�, poruczniku, �e rzeczywi�cie nie macie do zaproponowania nic innego, jak tylko przemoc? Gwa�t? G�owa w astrowizjerze wykona�a przecz�cy ruch. - Op�r r�wny ilorazowi inteligencji 800 w m�zgu o ilorazie 167 - powiedzia�a psycholog po prostu - jest dla mnie czym� nowym. Lady Gloria czu�a rosn�ce zdumienie. - Nie mog� tego poj�� - powiedzia�a z pretensj� w g�osie. - Wiem, �e przegapili�my co� wa�nego. No bo tak: wpadamy na stacj� meteorologiczn� w systemie pi��dziesi�ciu milion�w s�o�c i zastajemy tam istot� ludzk�, kt�ra wbrew wszelkim regu�om instynktu samozachowawczego natychmiast pozbawia si� �ycia, aby nie wpa�� w nasze r�ce. Sama stacja to stary galaktyczny grat, zachowany przez pi�tna�cie tysi�cy lat jak muzeum, a przecie� tak ogromny up�yw czasu, kaliber umys��w, z jakimi mamy do czynienia - wszystko to wskazuje, �e co� musia�o ulec zmianie. A imi� tego cz�owieka - Czatownik - jakie typowe dla pradawnego, datuj�cego si� jeszcze sprzed okresu podr�y kosmicznych, zwyczaju ziemskiego nadawania imion wed�ug profesji. Niewykluczone, �e nawet obserwacja tego s�o�ca przechodzi w jego rodzinie z ojca na syna. Jest co�... przygn�biaj�cego... gdzie� tutaj, co�... - Zas�pi�a de. - Wi�c co proponujesz? - Po chwili skin�a g�ow�. - Tak... doskonale, sprowad�cie go do kt�rej� sypialni przy pomo�cie dowodzenia. I mowy nie ma, z�by podstawi� za mnie jedn� z twoich stra�niczek. Sama zrobi� wszystko, co trzeba. Do jutra. Doskonale. Nieruchomo wpatrywa�a si� w wizerunek wi�nia w astrowizjerze. M�czyzna - Czatownik - le�a� na ��ku prawie bezw�adny, z zamkni�tymi powiekami, lecz z dziwnym napi�ciem w twarzy. Wygl�da - pomy�la�a - jak �lepiec w�a�nie odkrywaj�cy, ze wraca mu wzrok, �e wi�zy za�o�one na niego przez niewidzialn� si�� po raz pierwszy od czterech dni opad�y. Psycholog sykn�a u jej boku: - Nadal nie dowierza, ze wie�y opad�y, i zapewne nie ruszy si�, dop�ki cho� troch� nie uspokoi pani jego umys�u. Jego reakcje b�d� coraz wyra�niej koncentrowa�y si� wok� jednego celu: zniszczy� statek. Z ka�d� minut� coraz silniej, obsesyjnie, b�dzie wierzy�, �e ma jedn� jedyn� szans� i �e musi dzia�a� bezwzgl�dnie, nie ogl�daj�c si� na nic. Nadzwyczaj subtelnie warunkowa�am go do tego przez ostatnie dziesi�� godzin. Zaraz pani zobaczy... aach! Czatownik siedzia� na ��ku. Wystawi� stop� spod ko�dry, zsun�� si� na pod�og� i stan�� na nogach. Z jego ruch�w emanowa�a niezwyk�a si�a. Sta� tak przez chwil� - wysoka posta� w szarej pi�amie. Z pewno�ci� obmy�la� sw�j pierwszy krok, bo rzuciwszy szybkie spojrzenie w stron� drzwi, skierowa� si� do rz�du szuflad w jednej ze �cian, poci�gn�� za pierwsz� lepsz� na pr�b�, po czym bez najmniejszego wysi�ku zacz�� je wyrywa� po kolei, jedn� za drug�, wy�amuj�c zamki jak zapa�ki. Jej w�asne westchnienie stanowi�o ledwie cie� d�wi�ku wydanego przez porucznik Neslor. - Jezus Maria! - wyszepta�a psycholog do wt�ru. - Prosz� nie pyta� mnie, jak on to robi. Si�a musi stanowi� uboczny efekt jego delia�skiej edukacji. Szlachetna pani... - Z trudem t�umi�a podniecenie. Pierwszy kapitan spojrza�a na ni�. - S�ucham? - Czy w tej sytuacji powinna pani osobi�cie bra� udzia� w jego poskramianiu? Jest bezspornie tak silny, �e bez trudu rozszarpie ka�dego na pok�adzie... Wielce czcigodna Gloria Cecylia przerwa�a jej w�adczym gestem. - Nie mog� ryzykowa�, �e jaki� dure� co� popsuje. Wezm� przeciwb�low� pigu�k�. Daj znak, kiedy mam wej��. Czatownik odczuwa� wewn�trzny ch��d i napi�cie, wkraczaj�c do sterowni na pomo�cie dowodzenia. W jednej z szuflad odnalaz� swoje ubranie. Nie wiedzia�, �e tam b�dzie, lecz szuflady obudzi�y jego ciekawo��. Spr�y� si� delia�skim sposobem i zamki ust�pi�y z trzaskiem pod jego supersi��. Stoj�c w progu obrzuci� spojrzeniem ogromne, przykryte kopu�� pomieszczenie. I po chwili przera�ony, ze on i jego rodacy s� zgubieni, dozna� nowego przyp�ywu, nadziei. By� faktycznie wolny. Ci ludzie nie mog� w najl�ejszym stopniu podejrzewa� prawdy. Na Ziemi musiano dawno zapomnie�, kim by� wielki geniusz, Joseph M. Dell. Jasne, �e maj� jaki� cel w uwolnieniu swojego je�ca, ale... �mier� - pomy�la� okrutnie - �mier� im wszystkim, taka �mier�, jak� zadawali ongi� i nie zawahaliby si� zadawa� dzi�. Pochylony nad klawiatur� przyrz�d�w kontrolnych, dostrzeg� k�tem oka kobiet� wy�aniaj�c� si� z pobliskiej �ciany. Wyprostowa� si� i rozpozna� j� z dzik� rado�ci�: dow�dca. Pod os�on� miotaczy energii, rzecz jasna, ale sk�d mieli wiedzie�, ze przez ca�y ten czas zastanawia� si� gor�czkowo, jak ich zmusi� do u�ycia broni. By� pewny, jak otaczaj�cego wszech�wiata, �e nie s� zdolni do ponownego z�o�enia cz�stek, z kt�rych si� sk�ada�. Samo to, �e go uwolnili, wskazywa�o na psychologiczn� zagrywk�. Zanim zd��y� co� powiedzie�, kobieta odezwa�a si� z u�miechem: - Naprawd� nie powinnam pozwoli� ci na badanie tych urz�dze�. Ale postanowili�my zmieni� stosunek do ciebie. Swoboda na statku, spotkanie z cz�onkami za�ogi. Pragniemy przekona� ci�... przekona�, �e... Co� z jego nieprzejednania i nienawi�ci musia�o do niej dotrze�. Zaj�kn�a si�, otrz�sn�a z widocznym poirytowaniem i przybieraj�c promienny u�miech, podj�a tonem perswazji: - Chcemy, �eby� zrozumia�, �e nie jeste�my wilko�akami. Aby� pozby� si� wreszcie obawy, �e stanowimy zagro�enie dla twoich ziomk�w. Musisz sobie zdawa� spraw�, �e teraz, gdy ju� wiemy o waszym istnieniu, odnalezienie was jest tylko spraw� czasu. Ziemia nie jest okrutna i nie d��y do panowania nad �wiatem, przynajmniej ju� nie teraz. Wymaga minimum uczciwego wsp�dzia�ania, a i to tylko w imi� poczucia wsp�lnoty, niepodzielno�ci kosmosu. Musi obowi�zywa� jednolite prawo karne i wysoka p�aca minimalna dla robotnik�w. Wszelkiego rodzaju wojny s� absolutnie zakazane. Opr�cz tego ka�da planeta czy ich zwi�zek mo�e posiada� swoj� w�asn� form� rz�d�w, handlowa� z kim zechce, �y� na sw�j spos�b. Chyba nie ma w tym nic tak okropnego, co by t�umaczy�o twoje dziwaczne samob�jstwo w chwili wykrycia obserwatorium. Najpierw - my�la� - rozwali jej �eb. Najlepiej b�dzie z�apa� j� za nogi i roztrzaska� o metalow� �cian� lub posadzk�. Ko�ci p�jd� z �atwo�ci� i po pierwsze b�dzie to stanowi�o przera�aj�ce, skuteczne ostrze�enie dla oficer�w statku, a po drugie �ci�gnie na niego �mierteln� salw� jej ochrony. W tej ostatniej ods�onie zbyt p�no zrozumiej�, �e tylko ogie� mo�e go zatrzyma�. Zrobi� krok w jej kierunku i zacz�� niepostrze�enie napina� mi�nie i nerwy - konieczny wst�p do wype�nienia delia�skiego cia�a nadludzk� moc�. Kobieta m�wi�a: - Jak oznajmi�e�, zaludnili�cie Pi��dziesi�t S�o�c. Dlaczego tylko tyle? Przez dwana�cie tysi�cy czy wi�cej lat populacja licz�ca dwana�cie trylion�w by�aby czym� bardziej naturalnym. Nast�pny krok. Jeszcze jeden. Wiedzia�, �e teraz musi si� odezwa�, je�li nie chce obudzi� jej podejrze� w tych decyduj�cych sekundach, gdy zbli�a� si� cal po calu. - Prawie dwie trzecie naszych ma��e�stw jest bezdzietnych. Tak si� niefortunnie z�o�y�o, ale - jak by to powiedzie� - s� nas dwa rodzaje i chocia� mieszane ma��e�stwa s� na porz�dku dziennym... By� prawie u celu. Us�ysza� jej g�os. - Chcesz powiedzie�, ze powsta�a mutacja i �e mutanty nie mog� si� krzy�owa�? Nie musia� na to pytanie odpowiada�. Dzieli�o ich dziesi�� st�p i Czatownik rzuci� si� na ni� jak tygrys. Pierwsza wi�zka promieni przeci�a jego cia�o zbyt nisko, aby go zabi�, lecz wywo�a�a pal�ce md�o�ci i o�owian� oci�a�o��. Dotar� do niego jej krzyk. - Poruczniku Neslor, co to znaczy? Ale ju� j� mia�. Jego palce zacisn�y si� mocno na ramieniu, kt�rym pr�bowa�a si� os�oni�, gdy druga salwa trafi�a go wysoko w �ebra. Krwawa piana zatka�a mu usta. Czu�, jak wbrew jego woli d�o� ze�lizguje mu si� z ramienia kobiety. O kosmosie, jak�e� pragn�� zabra� j� ze sob� do kr�lestwa �mierci. Us�ysza� jej g�os jeszcze raz. - Poruczniku Neslor, oszala�a�? Wstrzyma� ogie�! Nim trzecia wi�zka promieni wdar�a si� w jego cia�o, ogarn�� go ostatni, wszechpot�ny, przyp�yw szyderczej refleksji. Nadal niczego nie podejrzewa. Za to kto� inny ju� wie. Kto�, kto w tym ostatecznym momencie domy�li� si� prawdy. Za p�no - pomy�la� - sp�nili�cie si�, g�upcy! Szukajcie sobie. Otrzymali ostrze�enie, mieli czas ukry� si� jeszcze lepiej. A Pi��dziesi�t S�o�c rozsypane, rozsiane w�r�d miliona gwiazd, w�r�d... �mier� przerwa�a tok jego my�li. Kobieta pozbiera�a si� z pod�ogi jak pijana, walcz�c z ot�pieniem. Niejasno uprzytomnia�a sobie, �e porucznik Neslor przechodzi przez transmiter, zatrzymuje si� nad cia�em Czatownika Gisser, po czym biegnie ku niej. - Nic ci nie jest, kochanie? Tak ci�ko strzela� przez astrowizjer, a ... - Ty szalona kobieto! - pierwszy kapitan odzyska�a oddech. - Czy zdajesz sobie spraw�, �e nie da si� cia�a przywr�ci� do �ycia, gdy raz ogie� zniszczy podstawowe narz�dy? Ta jedna jedyna metoda jest nieodwracalna. B�dziemy musieli wraca� do domu bez... - Zamilk�a. Dostrzeg�a, �e psycholog wpatruje si� w ni� uporczywie. Porucznik Neslor otworzy�a usta. - Jego agresywne zamiary nie ulega�y w�tpliwo�ci, i to wszystko by�o zbyt szybkie wed�ug moich aparat�w. Przez ca�y ten czas jego zachowanie w og�le nie pasowa�o do zasad ludzkiej psychologii. W ostatniej sekundzie przypomnia�am sobie Josepha Delia i masakr� jego nadludzi sprzed pi�tnastu tysi�cy lat. Nie do wiary, �e niekt�rym uda�o si� umkn�� i za�o�y� cywilizacj� w tym odleg�ym zak�tku przestrzeni. Teraz pani rozumie: delianin - Joseph M. Dell - konstruktor doskona�ego delia�skiego robota. I Uliczny g�o�nik obudzi� si� z trzaskiem do �ycia. Rozleg� si� dono�ny m�ski g�os. Uwaga, obywatele planet Pi��dziesi�ciu S�o�c. Tu ziemski okr�t wojenny �Gwiezdny R�j". Za chwil� przem�wi do was Wielce Czcigodna Gloria Cecylia, Lady Laurr z Wysoko Urodzonych Laurr�w, pierwszy kapitan �Gwiezdnego Roju". Przy pierwszych s�owach z megafonu Maltby zatrzyma� si� w drodze do taks�wki powietrznej. Zauwa�y�, �e przechodnie r�wnie� stan�li. Nie zna� planety Lant. Jej stolica, po g�sto zaludnionej Cassidor, na kt�rej znajdowa�a si� g��wna baza floty powietrznej Pi��dziesi�ciu S�o�c, oczarowa�a go wiejskim charakterem. Jego statek wyl�dowa� poprzedniego dnia, zgodnie z og�lnym zaleceniem nakazuj�cym wszystkim statkom wojennym schroni� si� bezzw�ocznie na najbli�szych zamieszka�ych planetach. By�o to zarz�dzenie powszechnego pogotowia, wyra�nie podszyte panik�. Z tego, co s�ysza� w mesie oficerskiej, wynika�o niezbicie, �e �mia�o to zwi�zek ze statkiem z Ziemi, kt�rego transmisj� radiow� nadawano w tej chwili przez system powszechnego alarmu. M�ski g�os oznajmi� z namaszczeniem: - A oto lady Laurr. Zaraz potem rozleg� si� czysty, pewny, srebrzysty g�os m�odej kobiety: - Mieszka�cy Pi��dziesi�ciu S�o�c, wiemy, �e tam jeste�cie. Od kilku lat m�j statek �Gwiezdny R�j" penetrowa� Wielki Ob�ok Magellana. Zupe�nie przypadkowo natkn�li�my si� na jedn� z waszych stacji meteorologicznych i schwytali�my jej operatora. Zanim pozbawi� si� �ycia, wyjawi�, �e gdzie� w tym skupisku oko�o stu milion�w gwiazd znajduje si� pi��dziesi�t zamieszka�ych system�w s�onecznych, razem siedemdziesi�t planet, na kt�rych �yj� istoty ludzkie. Zamierzamy was odnale��, chocia� na pierwszy rzut oka mo�na s�dzi�, �e przerasta to nasze mo�liwo�ci. Z czysto technicznego punktu widzenia wydaje si�, �e trudno odnale�� pi��dziesi�t s�o�c w�r�d stu milion�w gwiazd. Ale obmy�lili�my rozwi�zanie tego problemu, kt�re jest po cz�ci tylko techniczne. S�uchajcie teraz uwa�nie, obywatele Pi��dziesi�ciu S�o�c. Wiemy, kim jeste�cie: delia�skimi i niedelia�skimi robotami, tak zwanymi robotami, bo naprawd� w gruncie rzeczy istotami ludzkimi z krwi i ko�ci. Przegl�daj�c nasze anna�y historyczne wyczytali�my o bezsensownych rozruchach, kt�re mia�y miejsce pi�tna�cie tysi�cy lat temu i ,kt�re przerazi�y was, zmuszaj�c do opuszczenia g��wnej galaktyki i szukania azylu z dala od cywilizacji ludzkiej. Pi�tna�cie tysi�cy lat to szmat czasu. Ludzie zmienili si�. Takie przykre wydarzenia, jakich do�wiadczyli wasi przodkowie, nie mog� si� wi�cej powt�rzy�. M�wi� to, aby uspokoi� wasze obawy. Bo musicie powr�ci� do macierzy. Musicie przy��czy� si� do ziemskiej wsp�lnoty galaktycznej, podporz�dkowa� pewnemu minimum zasad oraz otworzy� mi�dzygwiezdne porty handlowe. Wiedz�c, �e macie szczeg�lne powody, by ukrywa� si� przed nami, daj� wam jeden tydzie� syderalny na wyjawienie po�o�enia waszych planet. W tym czasie nie podejmiemy �adnych akcji. Po tym okresie po�a�ujecie ka�dego syderalnego dnia, jaki up�ynie bez nawi�zania z nami kontaktu. Jednego mo�ecie by� pewni: znajdziemy was. I to szybko! - G�o�nik ucich�, jakby czekaj�c, a� znaczenie tych s��w dotrze do s�uchaczy. - Tylko jeden statek - odezwa� si� jaki� m�czyzna tu� przy Maltbym. - Czego si� boimy? Zniszczy� go, zanim powr�ci do galaktyki i doniesie o naszym istnieniu. G�os kobiecy wyrazi� zaniepokojenie. - Czy ona m�wi prawd�, czy tylko bluffuje? Naprawd� wierzy w to, �e mog� nas znale��? - Bzdury - odburkn�� inny m�czyzna. - Stary problem ig�y w stogu siana, tyle �e jeszcze paskudniejszy. Maltby milcza�, lecz przychyla� si� do jego zdania. Wydawa�o mu si�, �e pierwszy kapitan ziemskiego statku pani Laurr, b��dzi w najczarniejszej ciemno�ci, jaka kiedykolwiek spowija�a cywilizacj�. Z g�o�nika ponownie pop�yn�� g�os Wielce Czcigodnej Glorii Cecylii. - Aby wykluczy� odmienno�� pomiaru czasu, wyja�niam, �e dzie� syderalny sk�ada si� z dwudziestu godzin po sto minut ka�da. Minuta ma tysi�c sekund i w czasie tej sekundy �wiat�o przebywa dok�adnie sto tysi�cy mil. Nasz dzie� jest nieco d�u�szy od stosowanego dawniej, tamta minuta sk�ada�a si� z sze��dziesi�ciu sekund, a pr�dko�� �wiat�a wynosi�a przesz�o 186300 mil. Dostosujcie si� do nas. Od dzi� za tydzie� us�yszycie mnie ponownie. Nast�pi�a przerwa. Po chwili spiker, ten sam, kt�ry zapowiedzia� kobiet�, przerwa� cisz�. - Obywatele Pi��dziesi�ciu S�o�c, w�a�nie otrzymali�my nagran� na ta�m� wiadomo��. Nadesz�a godzin� temu i podali�my j� dc og�lnej wiadomo�ci na polecenie Rady Pi��dziesi�ciu S�o�c, zgodnie z jej wol� informowania ludno�ci na bie��co o wszystkich aspektach tego najpowa�niejszego niebezpiecze�stwa, z jakim nigdy dot�d nie mieli�my do czynienia. Wracajcie w spokoju do swych codziennych spraw, a my zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Powiadomimy was, gdy tylko zajdzie co� nowego. To wszystko jak na razie. Maltby ruchem r�ki �ci�gn�� taks�wk� na ziemi�. Zaledwie spocz�� wygodnie w fotelu, gdy na s�siednie miejsce przysiad�a si� nieznajoma kobieta. Zignorowa� ledwo wyczuwalne wra�enie, �e przyci�ga ona jego my�li. �renice rozszerzy�y mu si� nieznacznie, lecz nie da� pozna� po sobie niczego. Umys� kobiety szuka� kontaktu z jego umys�em. Po chwili powiedzia�a: - S�ysza�e�? - Tak. - Co o tym s�dzisz? - Ta kobieta jest bardzo pewna siebie. - Czy zwr�ci�e� uwag�, ze zaliczy�a nas wszystkich z Pi��dziesi�ciu S�o�c do Delian i robot�w niedelia�skich? Nie zdziwi�o go, �e i ona to zauwa�y�a. Ziemianie nie mie� poj�cia, ze Pi��dziesi�t S�o�c zamieszkiwa�a jeszcze trzecia rasa - Miesza�cy. Przez tysi�ce lat od czasu wielkiej migracji ma��e�stwa Delian z Niedelianami nie mia�y dzieci. Wreszcie, dzi�ki metodzie, znanej jako proces ozi�bionego ci�nienia, sta�o si� to mo�liwe. Narodzi� si� tak zwany Mieszaniec z dwoistym m�zgiem o delia�skiej sile fizycznej i niedelia�skich zdolno�ciach tw�rczych. Oba umys�y Miesza�ca, odpowiednio zestrojone, mog�y zapanowa� nad ka�dym osobnikiem posiadaj�cym normalny m�zg. Maltby by� Miesza�cem. Podobnie jak jego s�siadka, co natychmiast rozpozna� po tym, jak b�yskawicznie pobudzi�a jego umys�. By�a mi�dzy nimi drobna r�nica: on posiada� legalny status na Lant i pozosta�ych planetach Pi��dziesi�ciu S�o�c, ona nie. Schwytanej, grozi�o wi�zienie lub �mier�. - Tropili�my ci� - us�ysza� - od chwili, gdy do naszej kwatery g��wnej dotar�a wiadomo�� o tej historii, to jest ponad godzin� temu. Co mamy, wed�ug ciebie, robi�? Maltby zawaha� si�. Ci�ko mu by�o w roli dziedzicznego wodza Miesza�c�w, jemu - kapitanowi floty kosmicznej Pi��dziesi�ciu S�o�c. Dwadzie�cia lat temu Miesza�cy podj�li pr�b� zbrojnego przej�cia w�adzy nad Pi��dziesi�cioma S�o�cami. Pr�ba zako�czy�a si� ca�kowit� kl�sk� i wyj�ciem ich spod prawa. Maltby'ego, w�wczas ma�ego ch�opca, pojma� patrol strony delia�skiej. Wychowa�a go flota. Stanowi� eksperyment. Uznano, �e nale�y jako� rozwi�za� problem Miesza�c�w. Nie szcz�dzono wysi�k�w, aby wpoi� w niego lojalno�� dla Pi��dziesi�ciu S�o�c jako ca�o�ci, co si� uda�o w znacznym stopniu. O jednym jego nauczyciele nie mieli poj�cia: �e maj� w swoich r�kach tytularnego wodza Miesza�c�w. W umy�le Maltby'ego zrodzi� si� konflikt, kt�rego nie potrafi� rozwi�za� do tej pory. Przem�wi� z oci�ganiem: - Wydaje mi si�, ze powinni�my automatycznie trzyma� si� grupy, i�� r�ka w r�k� z Delianami i Niedelianami. W ko�cu my te� nale�ymy do Pi��dziesi�ciu S�o�c. - M�wi si� ju�, �e mogliby�my odnie�� korzy�ci ujawniaj�c po�o�enie kt�rej� z planet. Na moment dozna� szoku, pomimo swego nawyku dwuwarto�ciowania. Mimo wszystko wiedzia�, co ona ma na my�li. Sytuacja kipia�a od mo�liwo�ci. Zdaje si�, �e intryganctwo nie le�y w mojej naturze - pomy�la� z gorycz�. Uspokoi� si�, uporz�dkowa� my�li, poczu� si� na si�ach obiektywnie przedyskutowa� spraw�. - Je�li Ziemia odnajdzie nasz� cywilizacj� i uzna jej rz�d, wtedy wszystko zostanie po staremu. Oboj�tne, co by�my planowali zmieni� na nasz� korzy��. Szczup�a blondynka u�miechn�a si� ponuro, z bezlitosnym b�yskiem w b��kitnych oczach. - Gdyby�my ich wydali, mo�na by postawi� warunek, �e od tej chwili otrzymamy jednakowe prawa. To w�a�ciwie wszystko, czego chcemy. - Wszystko? - Maltby wiedzia� lepiej, czego chcieli Miesza�cy, i �wiadomo�� tego nie sprawia�a mu przyjemno�ci. - O ile dobrze pami�tam, rozpocz�ta przez nas wojna mia�a chyba nieco inne cele. - No i co fe tego? - odezwa�a si� prowokacyjnie. - Kto ma wi�ksze prawa do zaj�cia dominuj�cej pozycji? Pod wzgl�dem psychicznym stoimy wy�ej od Delian i Niedelian. Z tego, co wiemy, pewnie jeste�my jedyn� superras� w tej galaktyce. Z podniecenia zgubi�a w�tek. - Ci ludzie z Ziemi nigdy nie spotkali Miesza�c�w. Gdyby�my przez zaskoczenie wprowadzili dostateczn� liczb� naszych na pok�ad ich statku, mogliby�my zdoby� now� decyduj�c� bro�. Rozumiesz? Maltby rozumia� wiele rzeczy, ��cznie z faktem, �e pobo�ne �yczenia odgrywa�y niema�� rol� w tym wszystkim. - Moja droga - odpar� - jest nas ma�o. Nasze powstanie przeciwko rz�dowi Pi��dziesi�ciu S�o�c upad�o pomimo momentu zaskoczenia i pocz�tkowych zwi�zanych z nim sukces�w. Mo�liwe, �e potrafiliby�my dokona� tego wszystkiego maj�c czas. Lecz nasze idee przewy�szaj� nasz� liczebno��. - Hunston uwa�a, �e nale�y dzia�a� w chwilach krytycznych. - Hunston? - wyrwa�o si� Maltby'emu mimo woli. Zamilk�. Czu� si� niczym wobec barwnej postaci Hunstona, kt�ry nie prosi�, lecz twardo ��da�. Do Maltby'ego nale�a�o niewdzi�czne zadanie: utrzymywa� w ryzach m�odych zajad�ych zapale�c�w. Poprzez swoich zwolennik�w, ludzi na og� starszych, przyjaci� nie�yj�cego ojca, nie m�g� robi� nic innego, jak tylko doradza� ostro�no��. Nie przysporzy�o mu to popularno�ci. Hunston by� drug� postaci� w hierarchii w�adzy u Miesza�c�w. Jego dynamiczny program �dzia�a� od zaraz" przemawia� do wyobra�ni m�odszych ludzi, kt�rzy katastrof� poprzedniej generacji znali jedynie ze s�yszenia. Przyw�dcy pope�niali b��dy. My ich nie powt�rzymy. Taki by� ich stosunek do tej sprawy. Sam Maltby nie pragn�� w�adzy nad Pi��dziesi�cioma S�o�cami. Od lat zadawa� sobie pytanie, jak skierowa� ambicje Miesza�c�w na mniej wojownicze tory. Jak dot�d, bezskutecznie biedzi� si� nad odpowiedzi�. Powiedzia� dobitnie, nie �piesz�c si�: - W obliczu zagro�enia trzeba zewrze� szeregi. Czy nam si� podoba, czy nie, nale�ymy do Pi��dziesi�ciu S�o�c. Mo�e i warto zdradzi� Ziemi t� cywilizacj�, ale nie nam decydowa� o tym w godzin� od momentu, jak trafi�a si� okazja. Przeka� ukrytym miastom, �e ��dam trzech dni na dyskusj� i swobodn� krytyk�. Czwartego dnia zrobimy g�osowanie, kt�rego przedmiotem b�dzie: zdradzi�, czy nie zdradzi�. To wszystko. Zauwa�y� k�tem oka, �e nie by�a zachwycona. Twarz jej nagle spochmurnia�a. W pozie widzia� t�umion� irytacj�. - Moja droga - doda� �agodniej - czy�by tw�j �wiatopogl�d dopuszcza� lekcewa�enie woli wi�kszo�ci? Po tej uwadze dostrzeg� zmian� wyrazu jej twarzy i wiedzia�, �e o�ywi� w jej umy�le odwieczn�, demokratyczn� rozterk�. Sekret jego wielkiej w�adzy nad tymi wszystkimi lud�mi polega� w�a�nie na tym. Rada Miesza�c�w, kt�rej przewodniczy�, we wszystkich wa�niejszych sprawach zwraca�a si� bezpo�rednio do spo�eczno�ci. Czas potwierdzi�, �e g�osowanie rozbudza w ludziach zachowawcze instynkty. Zacietrzewieni osobnicy, miesi�cami gard�uj�cy za konieczno�ci� podj�cia natychmiastowych krok�w, staj� si� w obliczu tajnego g�osowania ostro�ni. Wiele gro�nych burz politycznych rozwia�o si� nad urn�. Kobieta, milcz�ca od d�u�szego czasu, teraz odezwa�a si� cedz�c s�owa. - W ci�gu czterech dni kto� inny mo�e podj�� decyzj� i zostaniemy na lodzie. Hunston jest zdania, �e w prze�omowym momencie rz�d powinien dzia�a� bez zw�oki. Potem przyjdzie czas na pytanie ludzi, czy jego decyzja by�a prawid�owa. Przynajmniej na to Maltby mia� gotow� odpowied�. - Chodzi o losy ca�ej cywilizacji. Czy jednostka lub ma�a grupka ma prawo postawi� na jedn� kart� �ycie kilkuset tysi�cy w�asnych ludzi, a tym samym losy szesnastu miliard�w obywateli Pi��dziesi�ciu S�o�c? Moim zdaniem nie. Ale ja ju� tutaj wysiadam. Powodzenia. Wsta� i nie ogl�daj�c si� za siebie zszed� na ziemi�. Ruszy� w stron� stalowego ogrodzenia, za kt�rym znajdowa�a si� jedna z niewielkich baz, jakie si�y wojskowe Pi��dziesi�ciu S�o�c utrzymywa�y na planecie Lant. Wartownik skrzywi� si� sprawdzaj�c jego dokumenty, po czym zakomunikowa� oficjalnym tonem: - Kapitanie, mam rozkaz odprowadzi� was do budynku Kongresu, na zebranie lokalnego samorz�du i dow�dztwa wojskowego. Czy p�jdzie pan bez oporu? Maltby nie mrugn�� nawet okiem. - Oczywi�cie. Za minut� lecia� do miasta. Klamka jeszcze nie zapad�a. W ka�dej chwili m�g� w okre�lony spos�b skoncentrowa� swoje obydwa umys�y i podporz�dkowa� sobie wartownika, a nast�pnie pilota pojazdu wojskowego. Zdecydowa� si� niczego takiego nie robi�. Przysz�o mu do g�owy, �e konferencja rz�dowa nie zagra�a bezpo�rednio kapitanowi Peterowi Maltby. Co wi�cej, kapitan mia� prawo oczekiwa�, �e si� czego� dowie. Niewielki stateczek wyl�dowa� na dziedzi�cu mi�dzy dwoma okrytymi bluszczem budynkami. Przez drzwi i szeroki, jasno o�wietlony korytarz wprowadzono Maltby'ego do pokoju ze sto�em konferencyjnym, otoczonym przez jakich� dwudziestu m�czyzn. Najwidoczniej zapowiedziano jego przybycie, poniewa� panowa�a g�ucha cisza. Jednym spojrzeniem zlustrowa� szereg zwr�conych ku sobie twarzy. Dwie zna� dobrze. Ich w�a�ciciele nosili mundury wy�szych oficer�w floty. Obaj skin�li na powitanie. Potwierdzi� znajomo�� dwukrotnym sk�onem g�owy. Z nikim wi�cej, nawet z czterema pozosta�ymi wojskowymi, nie spotka� si� twarz� w twarz do tej pory. Rozpoznawa� kilku cz�onk�w rz�du i paru miejscowych oficer�w. �atwo by�o odr�ni� Delian od Niedelian. Pierwsi postawni i przystojni jak jeden m��; silni. Drudzy nawet mi�dzy sob� r�nili si� znacznie. Przysadzisty Niedelianin podni�s� si� z przeciwleg�ego ko�ca sto�u, na wprost drzwi, Z fotografii prasowych Maltby pozna� Andrewa Craiga, ministra lokalnego rz�du. - Panowie - zacz�� Craig - b�dziemy szczerzy wobec kapitana Maltby'ego. Kapitanie - zwr�ci� si� do niego - wiele m�wili�my o zagro�eniu ze strony tak zwanego ziemskiego okr�tu wojennego. Dowodz�ca nim kobieta wyg�osi�a niedawno komunikat, kt�ry prawdopodobnie do was dotar�. Maltby skin�� g�ow�. - Dotar�. - To dobrze. Oto jak si� przedstawia sytuacja. W�a�nie ju� postanowili�my nie ujawni� si� temu intruzowi, bez wzgl�du na oferowane korzy�ci. Kilka os�b argumentowa�o, �e skoro Ziemia dotar�a ju� do Wielkiego Ob�oku Magellana, znajdzie nas pr�dzej czy p�niej. Lecz do tego czasu mo�e up�yn�� kilka tysi�cy lat. Nasze stanowisko jest nast�puj�ce: trzy mamy si� razem i nie nawi�zujemy kontaktu. W nast�pnym dziesi�cioleciu, niestety tyle to zajmie, b�dziemy w stanie wys�a� ekspedycj� do g��wnej galaktyki i zobaczy�, co si� tam naprawd� dzieje. Potem zastanowimy si� nad ostateczn� decyzj� w sprawie nawi�zania stosunk�w. To chyba rozs�dne podej�cie. Urwa� i wyczekuj�co wpatrywa� si� w Maltby'ego. Z jego zachowania przebija� niepok�j. - Bardzo rozs�dne - Maltby odpowiedzia� r�wnym g�osem. Kilku obcym wyrwa�o si� s�yszalne westchnienie ulgi. - Jednak�e - m�wi� dalej - sk�d macie pewno��, �e nikt nie wska�e naszego po�o�enia przybyszom z Ziemi? Niekt�rzy, nawet pewne planety, mog� widzie� w tym w�asny interes. - Doskonale zdajemy sobie z tego spraw� - odpar� grubas. - W�a�nie dlatego zosta� pan zaproszony na nasze spotkanie. Maltby nie mia� pewno�ci, czy rzeczywi�cie by�o to zaproszenie, lecz wstrzyma� si� od komentarza. - Jeste�my ju� w posiadaniu decyzji wszystkich lokalnych rz�d�w Pi��dziesi�ciu S�o�c. Jednomy�lnie postanawiaj� pozosta� w ukryciu. Ale wszyscy zdajemy sobie spraw�, �e nasza jedno�� b�dzie pustym frazesem, dop�ki nie uzyskamy podobnej gwarancji ze strony Miesza�c�w. Od pewnego czasu Maltby domy�la� si�, do czego zmierzaj�. Przyj�� to za symptom kryzysu w stosunkach mi�dzy Miesza�cami a pozosta�� ludno�ci� Pi��dziesi�ciu S�o�c. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e dotyczy�o to r�wnie� jego osoby. - Panowie - powiedzia� - domy�lam si�, �e poprosicie mnie o po�rednictwo w pertraktacjach z Miesza�cami. Jestem kapitanem si� zbrojnych Pi��dziesi�ciu S�o�c. Wszelki kontakt tego rodzaju postawi mnie natychmiast w wysoce dwuznacznej sytuacji. Wiceadmira� Dreehan, dowodz�cy okr�tem wojennym �Atmion", na kt�rym Maltby pe�ni� funkcj� zast�pcy astrogatora i g��wnego meteorologa, odezwa� si� z ferworem: - Kapitanie, mo�e pan swobodnie przyj�� ka�d� przedstawion� tu propozycj�. Nie obawiaj�c si�, �e nie doceniamy trudno�ci waszego po�o�enia. - Chcia�bym - odezwa� si� Maltby - aby to zaprotoko�owano, i prosz� stenografowa� dalszy ci�g obrad. Craig skin�� na stenograf�w. - Prosz� notowa�. - A wi�c przyst�pmy do rzeczy - powiedzia� Maltby. - Jak si� pan domy�li�, kapitanie - rozpocz�� Craig - chcemy, aby przekaza� pan nasze propozycje - spojrza� spode �ba, wyra�nie zmuszaj�c si� do u�ycia s�owa, kt�re nadawa�o legalny charakter wyj�tej spod prawa rasie - Zarz�dzaj�cej Radzie Miesza�c�w. Uwa�amy, �e ma pan mo�liwo�ci komunikowania si� z nimi. - Wiele lat temu - zgodzi� si� Maltby - powiadomi�em swego dow�dc� o dotarciu do mnie emisariuszy Miesza�c�w oraz o tym, �e na ka�dej z planet Pi��dziesi�ciu S�o�c istniej� sta�e urz�dzenia do utrzymywania ��czno�ci. Postanowiono wtedy nie zwraca� uwagi na te agencje, jako �e z pewno�ci� przesz�yby do podziemia na dobre, to znaczy nie powiadomiono by mnie o ich nowej lokalizacji. - W rzeczywisto�ci decyzja, aby zawiadomi� si�y zbrojne Pi��dziesi�ciu S�o�c o istnieniu takiej sieci, zapad�a w g�osowaniu Miesza�c�w. Przeczuwano, �e Maltby'ego i tak zaczn� podejrzewa� o kontakty, wi�c lepiej by�o si� do nich przyzna�. Spodziewano si�, �e Pi��dziesi�t S�o�c nie b�dzie zatruwa� �ycia agencjom, chyba �e w wyj�tkowej sytuacji. Plan by� dobrze pomy�lany, jak si� okaza�o, lecz teraz sytuacja stawa�a si� wyj�tkowa. - Szczerze m�wi�c - podj�� gruby polityk - jeste�my prze�wiadczeni, �e Miesza�cy