5665
Szczegóły |
Tytuł |
5665 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5665 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5665 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5665 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J. R. R. Tolkien
Turambar i Foal�ke
- Wszyscy zebrali si� tu t�umnie, by pos�ucha�
historii Turambara i Foal�ke - powiedzia� Eltas - ulubionej
legendy ludzi, m�wi�cej o dawnych dniach, jeszcze sprzed
Bitwy o Tasarinan, kiedy to ludzie po raz pierwszy
wkroczyli w ciemne kotliny Hisil�me.
Do dzi� ludzie opowiadaj� sobie wiele podobnych
historii, a jeszcze cz�ciej czynili to w przesz�o�ci,
szczeg�lnie w tych kr�lestwach P�nocy, kt�re niegdy�
pozna�em. By� mo�e wspomn� tu o innych wojownikach i o
takich sprawach, kt�re nie nale�� do tej pradawnej
legendy, ale to, co wam opowiem, jest prawdziw� i smutn�
histori�, jak� us�ysza�em na d�ugo przedtem, zanim
przemierzy�em Ol�re Malle przed upadkiem Gondolinu.
W owych czasach m�j lud zamieszkiwa� w jednej z
kotlin Hisil�me. Ziemi� t� ludzie nazywali w swoich
j�zykach Aryadorem, cho� oni sami osiedlili si� z dala od
wybrze�y Asgon. Ich siedziby mie�ci�y si� nie opodal
szczyt�w G�r �elaznych i olbrzymich, pe�nych wynios�ych
drzew las�w. M�j ojciec powiada�, �e wielu spo�r�d naszych
przodk�w na w�asne oczy widzia�o z�e poczwary Melka, a
niekt�rzy ugi�li si� nawet przed ich pot�g�. Poniewa� za�
nasze plemi� ca�ym sercem nienawidzi�o owych stworze� z�ego
Valara, cz�sto powtarzali�my sobie opowie�� o Turambarze i
Foal�ke, tyle �e u�ywaj�c raczej imion gnomijskich: Turumart
i Fuithlug.
Wiedzcie wi�c, �e przed Bitw� Rozpaczy oraz kl�sk�
Noldolian �y� tam w�adca ludzi imieniem �rin, kt�ry na
wezwanie gnom�w, u boku Ilkorind�w, wyruszy� wraz ze swym
ludem przeciwko Melkowi. �ony i dzieci jego wojownik�w
pozosta�y wszelako w le�nej krainie, w�r�d nich za� by�a
Mavwin, �ona �rina. Razem z ni� pozosta� te� syn wodza,
zbyt ma�y, by bra� udzia� w walce. Imi� tego ch�opca we
wszystkich j�zykach brzmia�o Turin, cho� jego matk�
Eldarowie zwali Mavoine.
�rin i jego dru�yna nie uciekli z pola bitwy, tak jak
uczyni�a to wi�kszo�� ludzi, i wielu z nich zgin�o,
walcz�c do ostatka. Sam �rin dosta� si� do niewoli.
Spo�r�d Noldolian, kt�rzy tak�e brali udzia� w bitwie,
wszyscy zostali zabici, wzi�ci do niewoli lub te� uciekli
- z jednym wszak�e wyj�tkiem, bowiem Turondo (Turgon),
wraz ze swym oddzia�em, zdo�a� wyrwa� si� z okr��enia.
Jego ucieczka oznacza�a, �e Melk nie odni�s�
ca�kowitego zwyci�stwa, pragn�� wi�c odkry�, dok�d
pod��yli uciekinierzy. Nie uda�o mu si� to jednak - jego
szpiedzy wr�cili z niczym. �adne te� tortury zadane
schwytanym Noldolianom nie zdo�a�y sk�oni� ich do zdrady.
Wiedz�c przeto, �e elfy z K�ru niewiele dbaj� o
ludzi, traktuj�c z obaw� i podejrzliwo�ci� ich
nieporadno�� i niezdarno��, postanowi� zmusi� �rina, by
jako szpieg uda� si� na poszukiwania Turonda. Jednak ani
gro�by, ani tortury czy te� obietnice nagrody nie
przekona�y je�ca.
- R�b ze mn�, co chcesz, ale nie nam�wisz mnie, bym
spe�ni� tw� niegodn� pro�b�, wrogu bog�w i ludzi.
- Z pewno�ci� nie zlec� ci ju� �adnej pracy do
wykonania - odpar� ze z�o�ci� Melko - ani do niczego nie
b�d� ci� zmusza�. Sied� tutaj i patrz na moje uczynki,
cho� wiem, �e nie b�d� ci si� one podoba�y. Nie zdo�asz
jednak nic zrobi�, by mnie powstrzyma�.
By pogr��y� w rozpaczy �rina Nieugi�tego, wymy�li�
nast�puj�c� tortur�: zaprowadziwszy go wysoko w g�ry,
stan�� obok i rzuci� na niego samego oraz na jego lud
przera�aj�ce zakl�cia Valar�w, kt�re mia�y sprowadzi� na
nich niedol� i �mier� z �alu. �rin musia� bezradnie
patrze�, jaki los spotyka jego �on� i dzieci, nie mog�c
przyj�� im z pomoc�, gdy� czary trzyma�y go w g�rach.
- Historia Turina, twego syna, b�dzie wyciska�a �zy z
oczu wszystkim elfom i ludziom, ilekro� zbior� si�, by
opowiada� sobie legendy - powiedzia� Melko.
- Przynajmniej jednak - odpar� �rin - nikt nie b�dzie
litowa� si� nad nim, �e ma ojca tch�rza.
Po bitwie Mavwin uda�a si� we �zach do Hithlum, czy
te� Dor L�min, gdzie z rozkazu Melka musieli teraz
zamieszka� wszyscy ludzie, wyj�wszy kilku, kt�rzy wci��
b��kali si� wolni z dala od tych miejsc. Tam w�a�nie,
kiedy jej m�� wci�� pozostawa� w niewoli u Melka, a Turin
by� jeszcze ma�ym ch�opcem, wyda�a na �wiat Nien�ri.
Zrozpaczona Mavwin nie wiedzia�a, jak wykarmi dw�jk�
dzieci, bowiem rycerze �rina zgin�li w walce, a
mieszkaj�cy w pobli�u obcy ludzie nie wiedzieli, �e jest
ona wielk� w�adczyni� i nie kwapili si� do pomocy. Kraina,
do kt�rej ich wygnano, by�a przy tym ciemna i niego�cinna.
Legenda g�osi, �e �rin by� przyjacielem elf�w, czym
r�ni� si� od wielu przedstawicieli swego rodu. Szczeg�ln�
sympati� darzy� Egnora, elfa z zielonych las�w,
gnomijskiego my�liwego. Zna� te� jego syna, Berena
Ermabweda, kt�remu przez wzgl�d na swego potomka, Damroda,
wy�wiadczy� kiedy� przys�ug�. Pami�� o tym, co Beren
Jednor�ki uczyni� w zamku Tinwelinta, wci�� by�a w Dor
L�min �ywa. Kiedy Mavwin us�ysza�a o tym, nie wiedz�c, co
innego mog�aby zrobi�, postanowi�a wys�a� Turina na dw�r
Tinwelinta, b�agaj�c, by przez wzgl�d na pami�� �rina i
Berena, syna Egnora wychowa� osieroconego ch�opca.
Gorzkie by�o to rozstanie i Turin d�ugo p�aka�, nie
chc�c zostawia� matki. By�a to pierwsza z wielu z�ych
chwil, jakie czeka�y go w �yciu. W ko�cu j�� niech�tnie
szykowa� si� do podr�y, w kt�rej towarzyszy� mia�o mu
dw�ch starc�w ze �wity jego ojca, �rina.
Po smutnym po�egnaniu ca�a tr�jka skierowa�a si� ku
ciemnym wzg�rzom, pozostawiaj�c za sob� skryty w�r�d drzew
ma�y domek Mavwin, tak �e wkr�tce przes�oni�te �zami oczy
Turina nie mog�y go ju� dojrze�.
- O matko moja! - zawo�a�, kiedy Mavwin mog�a jeszcze
us�ysze� go z oddali. - Czy kiedy� do ciebie powr�c�?
Wiedzia� jednak, �e rozdziela ich przekle�stwo Melka.
D�uga, nu��ca i nader niepewna by�a droga wiod�ca
przez ciemne wzg�rza Hithlum ku wielkim lasom Odleg�ej
Krainy, gdzie w tym czasie mia� sw� siedzib� kr�l
Tinwelint. Turin, syn �rina, by� pierwszym, kt�ry
przemierzy� ten szlak, po nim za� niewielu mia�o jeszcze
odwag� na� wst�pi�. Cho� znajdowali si� z dala od
Angabandi, Turinowi i jego towarzyszom grozi�o wielkie
niebezpiecze�stwo ze strony wilk�w i w��cz�cych si� tu
ork�w, bowiem w�adza Melka si�ga�a a� po kr�lestwa
P�nocy. Prze�ladowani z�ymi czarami, cz�sto gubili drog�
i bezradnie b��kali si� przez wiele dni. W ko�cu jednak,
dzi�ki opiece Valar�w, zdo�ali pokona� �w szlak, cho�
niewykluczone, �e pom�g� im sam Melko, gdy�
p�niej Turin nieraz �a�owa�, �e nie zgubi� si� jako
dziecko w tych ciemnych lasach.
Za g�rami zab��dzili zupe�nie, a� w ko�cu,
pozbawionych po�ywienia i bliskich �mierci g�odowej,
znalaz� ich w�druj�cy przez las my�liwy z plemienia
le�nych elf�w. �owc� tego, ze wzgl�du na jego ogromn�
postur�, zwano Belegiem. Przez ciemn�, bezludn� kniej�
kr�tymi �cie�kami przyprowadzi� on przybysz�w nad brzeg
ocienionego strumienia, gdzie znajdowa�a si� brama do grot
zamku Tinwelinta. Przez wzgl�d na pami�� �rina Nieugi�tego
kr�l przyj�� ich dobrze, kiedy za� us�ysza� o przyja�ni
�rina z Berenem Jednor�kim oraz o ci�kim po�o�eniu
Mavwin, serce �cisn�� mu �al i postanowi� spe�ni� jej
�yczenie.
- Zamieszkaj, synu �rina - powiedzia� do Turina - w
moim skrytym w�r�d lasu zamku, nie jako dworzanin, lecz
jako me drugie dziecko, ja za� postaram si�, by� posiad�
ca�� wiedz�, zar�wno moj�, jak i Gwendheling.
Kiedy towarzysze Turina odpocz�li nale�ycie po
podr�y, m�odszy z nich uda� si� w drog� powrotn�, pragn��
bowiem do �mierci s�u�y� �onie �rina. Tym razem jednak
eskortowa�y go elfy, kt�re nie szcz�dzi�y wysi�k�w, by
podr�owa� wygodnie. Mia� przekaza� Mavwin od Tinwelinta
nast�puj�ce s�owa:
- Wiedz, �ono �rina Nieugi�tego, i� to nie mi�o�� do
Melka ani strach przed nim, ale m�dro�� mego serca i los
zes�any przez Valar�w sprawi�y, �e nie wzi��em z mym ludem
udzia�u w Bitwie Nieprzeliczonych �ez. Mog�em wi�c
udzieli� bezpiecznego schronienia wszystkim, kt�rzy,
l�kaj�c si� z�a, zdo�ali odnale�� wiod�ce do mojego zamku
tajemne szlaki. Nie istnieje chyba inny bastion opieraj�cy
si� bucie �elaznego Valara, bo cho� ludzie powiadaj�, �e
Turgon nie zosta� zabity, nie wiadomo, czy to prawda i czy
uda mu si� uciec z niewoli. Wychowam zatem Turina jakby
by� moim w�asnym dzieckiem a� osi�gnie wiek, w kt�rym
b�dzie m�g� zosta� twoim nast�pc�. W�wczas, je�li taka
b�dzie jego wola, odejdzie.
Poprosi� tak�e Mavwin, aby - je�eli tylko zdo�a
znie�� trudy podr�y - tak�e przyby�a na jego dw�r i �y�a
na nim w pokoju. W�adczyni nie przyj�a wszak�e tego
zaproszenia, zar�wno dlatego, �e nie chcia�a rozstawa� si�
z male�k� c�reczk�, Nien�ri, jak r�wnie� dlatego, �e
wola�a biedowa� w�r�d ludzi, ni� �y� wygodnie jako ubogi
krewny na dworze le�nych elf�w. Mo�liwe te�, �e
przywi�za�a si� do tego miejsca, gdzie �rin pozostawi� j�,
wyruszaj�c na wielk� wojn�. Wci�� bowiem �ywi�a nadziej�
na jego powr�t, jako �e �adni wys�annicy, przynosz�cy
smutne wie�ci z pola bitwy, nie twierdzili z ca��
pewno�ci�, �e jej m�� nie �yje. Powiadali tylko, �e nikt
nie wie, co si� z nim sta�o. �udzi�a si� t� nadziej�, mimo
i� up�yn�y ju� lata, odk�d zadano w tej walce ostatni
cios. Cz�sto jednak t�skni�a p�niej za Turinem i by�
mo�e, kiedy Nien�ri podros�a na tyle, aby wytrzyma�
podr�, od�o�y�aby na bok sw� dum� i pow�drowa�a przez
wzg�rza, gdyby nie to, �e pot�ga i magia Melka uczyni�y je
nie do przebycia. Z�y Ainur uwi�zi� bowiem wszystkich
ludzi w Hithlum i zabija� tych, kt�rzy o�mielali si� wyj��
poza jej granice.
Wr��my jednak do Turina i tego, co dzia�o si� z nim w
siedzibie Tinwelinta. Razem z nim zamieszka� tam Gumlin,
starzec eskortuj�cy go podczas podr�y z Hithlum, kt�ry
nie mia� ani si�, ani ch�ci, aby wraca� do swojej
w�adczyni. Wiele rado�ci zazna� syn �rina w go�cinie u
le�nych elf�w, cho� nigdy nie ukoi� t�sknoty za Mavwin.
Jego silne cia�o oraz bohaterskie czyny przysporzy�y mu
chwa�y w ca�ym kr�lestwie Tinwelinta, pomimo �e by�
milcz�cym, ponurym ch�opcem, kt�ry z trudem zaskarbia�
sobie sympati� i kt�remu rzadko sprzyja�o szcz�cie:
osi�gn�� tylko nieliczne z rzeczy, jakich pragn��, i
wielokrotnie jego starania nie bywa�y uwie�czone sukcesem.
Nic nie napawa�o go jednak�e takim �alem jak to, �e odk�d
droga przez g�ry sta�a si� niemo�liwa do przebycia,
przestali do� dociera� wys�annicy matki. Siedem lat mia�
Turin, kiedy przyby� do le�nych elf�w. Przez nast�pne
siedem stale otrzymywa� wie�ci od matki: wiedzia�, �e jego
siostra wyros�a na wiotk�, �liczn� dziewczyn� i �e Mavwin
�yje spokojnie w Hithlum. A potem nowiny przesta�y
nadchodzi�. Lata p�yn�y, a do zamku kr�la elf�w nie
zawita� �aden pos�aniec od �ony �rina.
Aby ukoi� sw�j �al i przepe�niaj�cy serce gniew, a
tak�e pami�taj�c o kl�sce �rina i jego dru�yny w bitwie z
Melkiem, Turin przestawa� zawsze z najbardziej walecznymi
wojownikami Tinwelinta i jeszcze na d�ugo, zanim osi�gn��
wiek m�ski, odnosi� rany w potyczkach z orkami,
bezustannie grasuj�cymi na granicy kr�lestwa elf�w, stale
zagra�aj�c ich bezpiecze�stwu. Zaprawd� tylko dzi�ki jego
m�stwu plemi� to w ci�gu tych lat unikn�o wielu krzywd ze
strony Melka. Kiedy zabrak�o tego obro�cy, z�y Valar,
srodze n�kaj�cy le�ne elfy, uczyni�by z nich zapewne swych
niewolnik�w, gdyby nie wielkie i przera�aj�ce wydarzenia,
kt�re sprawi�y, i� zapomnia� o narodzie Tinwelinta.
Na zamku kr�la �y� pewien elf zwany Orgofem, b�d�cy -
podobnie jak wielu innych dworzan - Ilkorindem, w kt�rego
�y�ach p�yn�a krew gnom�w. Poprzez matk� by� spokrewniony
z samym w�adc�. Cieszy� si� te� jego �ask�, poniewa� by�
znakomitym my�liwym i odwa�nym wojownikiem. �yczliwo��,
jak� okazywa� mu kr�l, sprawia�a jednak, �e zachowywa� si�
zarozumiale i nie liczy� si� ze s�owami. Do niczego nie
przyk�ada� te� tak wielkiej wagi, jak do pi�knych stroj�w,
klejnot�w oraz z�otych i srebrnych ozd�b - zawsze ubiera�
si� wyj�tkowo wytwornie. Ci�gle przemierzaj�cy odleg�e
lasy i pustkowia Turin zupe�nie nie dba� o str�j ani
wygl�d, dlatego te� Orgof, ilekro� zdarzy�o im si�
zasiada� razem w kr�lewskiej radzie, drwi� ze�
bezlito�nie. Turin nigdy nie odpowiada� ani s�owem na te
docinki. W gruncie rzeczy rzadko zwraca� uwag� na to, co
do� m�wiono. Jego skryte w cieniu krzaczastych brwi oczy
zawsze patrzy�y w dal, jakby dostrzega� jakie� odleg�e
rzeczy i s�ysza� dobiegaj�ce z las�w, nieuchwytne dla
innych, d�wi�ki.
Niekiedy Turin zasiada� z kr�lem do sto�u - zdarzy�o
si� to r�wnie� w dwunast� rocznic� dnia, kiedy poprzez �zy
po raz ostatni spogl�da� na stoj�c� w drzwiach chaty,
zap�akan� Mavwin, kt�ra patrzy�a za swym odchodz�cym
synem, p�ki ca�kiem nie znikn�� jej z oczu w�r�d drzew.
Syn �rina by� tego dnia smutny i z rzadka tylko udziela�
grzecznych odpowiedzi siedz�cym obok niego biesiadnikim, w
tym r�wnie� Orgofowi.
�w g�upiec nie dawa� mu jednak spokoju, �miej�c si� z
jego postrz�pionego stroju oraz potarganych w�os�w. W
ko�cu wyci�gn�� z�oty grzebie� i pr�bowa� ofiarowa� go
Turinowi, kt�ry w og�le nie zwr�ci� na to uwagi. Wtedy
Orgof, dobrze ju� pijany, rzek�:
- Zapewne nie wiesz nawet, jak u�ywa si� grzebienia!
Powiniene� wr�ci� do matki, �eby ci� tego nauczy�a. Chyba
�e kobiety z Hithlum s� r�wnie brzydkie jak ich synowie i
r�wnie ma�o dbaj� o sw�j wygl�d.
S�owa obra�aj�ce Mavwin ugodzi�y zbola�e serce
Turina, kt�ry zap�on�� nag�ym gniewem. Chwyci� stoj�cy na
stole z�oty puchar i rzuci� nim z ca�ej si�y w twarz
Orgofa.
- Pow�ci�gnij sw�j j�zyk, g�upcze, i nie odzywaj si�
wi�cej - warkn��.
Ci�kie naczynie zmia�d�y�o twarz elfa, kt�ry run��
na ziemi�, uderzaj�c g�ow� w kamienn� posadzk� i
poci�gaj�c za sob� ca�y zastawiony st�. Zaiste, tak jak
�yczy� sobie tego Turin, Orgof nie mia� si� ju� wi�cej
odezwa�: by� martwy.
Wszyscy w milczeniu podnie�li si� ze swoich miejsc
za� syn �rina, popatrzywszy w przera�eniu na cia�o Orgofa
oraz na w�asne, splamione winem d�onie, obr�ci� si� i
wyszed� w mrok nocy. Krewni Orgofa si�gn�li po bro� i
wysun�li j� do po�owy z pochew. Szybko schowali j� jednak
z powrotem, bowiem kr�l, utkwiwszy kamienne spojrzenie w
martwym elfie, nie da� przyzwolenia na walk�. Na
jego obliczu malowa�o si� bezbrze�ne zdumienie.
Turin tymczasem umy� r�ce w p�yn�cym przed bram�
strumieniu i zap�aka�:
- Oto jakie przekle�stwo na mnie ci��y! Wszystko, co
uczyni�, jest z�e, a teraz na dodatek musz� ucieka� z domu
mego przybranego ojca! Stan� si� banit�, gdy� moje r�ce
splamione s� krwi�. Nigdy wi�cej nie zobacz� ju� tych,
kt�rych kocham.
Nie o�mieli� si� wr�ci� do Hithlum, z obawy, �e jego
nieszcz�sny post�pek nape�ni smutkiem matk�, l�ka� si�
te�, �e w ten spos�b �ci�gn��by na sw�j lud gniew elf�w.
Odszed� wi�c w dal, a kiedy dworzanie kr�la j�li go
szuka�, okaza�o si�, �e nigdzie nie mog� go znale��.
Nie zamierzali jednak zrobi� mu krzywdy, cho� on sam
o tym nie wiedzia�, poniewa� Tinwelint i wi�kszo�� jego
poddanych, pomimo �alu wybaczyli mu �w z�y post�pek.
Wszyscy widzieli, jak d�ugo Turin znosi� spokojnie
zaczepki Orgofa, odpowiadaj�c uprzejmo�ci� na jego
niewybredne �arty. A przecie� wielokrotnie czu� si� nimi
upokorzony, gdy� po�erany zazdro�ci� elf nie przebiera� w
s�owach, pragn�c mu dokuczy�. Najbli�szych krewnych Orgofa
od szukania zemsty powstrzymywa� za� strach przed
Tinwelintem oraz liczne dary ofiarowane im przez kr�la.
Turin wszelako s�dzi�, �e wszyscy zwr�cili si�
przeciwko niemu, a Tinwelint sta� si� jego wrogiem,
dlatego te� odszed� a� ku najodleglejszym kra�com le�nego
kr�lestwa. Jad� to, co sam upolowa�, znakomicie strzela�
bowiem z �uku, cho� nie m�g� si� pod tym wzgl�dem r�wna� z
elfami. Przewy�sza� ich za to w umiej�tno�ci walki na
miecze. Z czasem do��czy�o do� kilka dzikich duch�w,
po�r�d nich znajdowa� si� Beleg, my�liwy, kt�ry
p�niej mia� ocali� �ycie Gumlinowi i Turinowi. Wiele
przyg�d prze�yli wsp�lnie elf Beleg i Turin - cz�owiek.
Dzi� nie opowiada si� ju� o tych wydarzeniach, ani nawet
si� ich nie pami�ta, ale niegdy� �piewano o nich wiele
pie�ni. Wraz z goblinami i dzikimi zwierz�tami zapuszczali
si� niekiedy obaj w odleg�e, nieznane elfom regiony, a ich
wyprawy i polowania szybko sta�y si� s�awne w�r�d ork�w i
elf�w. Tinwelint zapewne dowiedzia�by si� wi�c szybko,
dok�d odszed� Turin, gdyby nie pewna rozpaczliwa potyczka,
jak� oddzia� Turina stoczy� z trzykrotnie liczebniejsz�
gromad� ork�w. Wszyscy towarzysze Turina, wyj�wszy Belega,
zgin�li. Beleg, cho� ranny, zdo�a� wyrwa� si� z okr��enia,
natomiast Turin zosta� pojmany i zwi�zany, Melko rozkaza�
bowiem, aby sprowadzono go do� �ywego. Mieszkaj�c w zamku
Linwego, gdzie kr�lowa wr�ka Gwendheling rozsnu�a tak
pot�ne czary, �e pochodzi� mog�y one tylko z Valinoru
(gdzie rzeczywi�cie dawno temu nauczy�a si� ich), Turin
znikn�� z�emu Ainurowi z oczu, sprawiaj�c, �e �y� on w
l�ku przed wype�nieniem si� dawnej przepowiedni. Melko
zamierza� na oczach �rina podda� Turina okrutnym torturom.
�rin jednak wezwa� z Zachodu na pomoc Valar�w, bowiem
Eldarowie z K�ru - owe napotkane po drodze gnomy -
nauczyli go, jak mo�na si� z nimi porozumie�. Jego mod�y
dotar�y wi�c, cho� nikt nie wie jak, do Manwego S(lima, na
szczyt Taniquetilu, G�ry �wiata. Mimo to Turin odby�
straszliw�, d�ug� podr� pod stra�� bezlitosnych ork�w.
D�uga by�a ta droga, w�drowali bowiem szlakiem, kt�ry
w�r�d ciemnych wzg�rz wi�d� ku ziemiom, gdzie wzniesienia
stawa�y si� jeszcze wy�sze i bardziej ponure, a ich
szczyty skrywa�y czarne mg�y. Nazywano je Angorodin lub
G�rami �elaznymi i znajdowa�y si� one w pobli�u
najbardziej wysuni�tych na p�noc umocnie� twierdzy
�elaznych Wzg�rz. By�a to najstraszliwsza ze wszystkich
siedzib i tam w�a�nie zd��ali orkowie z wi�niem i �upami
zdobytymi podczas walki.
Wiedzcie wszelako, �e w owych czasach Hithlum i
Krainy Zewn�trzne pe�ne by�y dzikich elf�w i wolnych
Noldolian, kt�rzy ocaleli po bitwie i znu�eni b��kali si�
po tych ziemiach, kryj�c si� w jaskiniach i le�nych
ost�pach. Melko �ciga� ich jednak niestrudzenie, ilekro�
za� udawa�o mu si� kt�rego� z nich pojma�, czyni� ze�
swojego niewolnika. Orkowie, smoki i z�e wr�ki wci��
tropili ich po lasach, tak wi�c �ycie elf�w pe�ne by�o
l�ku i znoju. Wkr�tce ci, kt�rzy nie zaw�drowali w ko�cu
do kr�lestwa Tinwelinta lub do tajemnej twierdzy w
kamiennym mie�cie Gondolinie zostali wymordowani lub
wzi�ci do niewoli.
Noldolianie tak�e ulegli dzia�aniu z�ej magii Melka i
b��kali si� jak w strasznym �nie, wype�niaj�c jego
straszliwe rozkazy, znajdowali si� bowiem w mocy czaru
bezdennego l�ku i czuli, �e ca�y czas z daleka spoczywa na
nich wzrok z�ego Ainura. Cz�sto jednak elfy - zar�wno te
wolne jak i zniewolone - s�ysza�y w strumieniach g�os
Ulma. Dobiega� ich on tak�e znad brzegu morza, gdzie wody
Sirionu miesza�y si� z falami oceanu. Dzia�o si� tak
dlatego, �e spo�r�d wszystkich Valar�w to w�a�nie Ulmo
wci�� darzy� ich najwi�ksz� mi�o�ci� i zamierza� przy ich
pomocy pokona� z�o Melka. Wspominaj�c b�ogos�awie�stwo
Valinoru, potrafili oni na chwil� uwolni� si� od strachu i
spe�nia� dobre uczynki, pomagaj�c elfom i ludziom w walce
z W�adc� �elaza.
Beleg, elfijski my�liwy, gdy tylko zagoi�y si� jego
rany - co nie trwa�o d�ugo, szybko bowiem przychodzi� do
zdrowia - wyruszy� na poszukiwania Turina. Pogna� w �lad
za orkami i dzi�ki swym umiej�tno�ciom odnalaz� szlak,
kt�rym pod��yli - mimo �e gobliny potrafi�y st�pa� po
ziemi niezwykle ostro�nie i lekko. Wkr�tce pozostawi� za
sob� znane mu ziemie, gdy� z mi�o�ci do Turina got�w by�
okaza� wi�ksz� odwag� ni� inni cz�onkowie jego le�nego
ludu, cho� dzi� nikt nie potrafi ju� powiedzie�, jak
g��boki by� w owych dniach strach zasiany przez Melka w
sercach ludzi i elf�w. Beleg zgubi� si� jednak w
ciemno�ci, bowiem olbrzymie sosny ros�y tak g�sto, �e nikt
pr�cz goblin�w nie umia� znale�� w�r�d nich drogi. I cho�
oczy ork�w potrafi�y przenika� najg��bszy mrok, nawet im
zdarza�o si� pob��dzi� w tej krainie, zwanej przez
Noldolian Taurfuinem, Lasem Nocy. Spostrzeg�szy, �e zgubi�
drog�, Beleg opar� si� o pot�ne drzewo i s�ucha�
szumi�cego w�r�d wierzcho�k�w drzew wiatru. Szmer nocnego
powietrza i skrzypienie ga��zi brzmia�y tak �a�o�nie i
z�owr�bnie, �e serce elfa ogarn�� l�k.
Nagle zauwa�y� w oddali s�abe �wiat�o, jakby gdzie�
na ga��zi zab�ysn�� male�ki robaczek �wi�toja�ski.
Pomy�lawszy, �e w miejscu takim jak to nie spotyka si�
jednak robaczk�w, ruszy� ku �wiate�ku. Wiedzcie za�, �e
Noldolianie, kt�rzy w Valinorze posiedli sztuk� wytapiania
metali i wytwarzania klejnot�w, byli dla Melka
najcenniejszymi niewolnikami, dlatego te� nigdy nie
pozwala� on im oddala� si� zbyt daleko od swojej siedziby.
Elfy te mia�y ma�e, dziwne, zrobione ze srebra lub
kryszta�u latareczki, wewn�trz kt�rych p�on�y wieczne,
b��kitne ogniki. To, jak si� je wytwarza�o, stanowi�o
sekret tw�rc�w klejnot�w i tajemnicy tej nie zdradzili oni
nawet Melkowi, cho� Ainur zmusi� ich do tego, by zrobili
dla� wiele klejnot�w i magicznych �wiate�ek.
Dzi�ki tym lampkom Noldolianie mogli w�drowa� nocami
i rzadko gubili drog�, je�li tylko cho� raz wcze�niej j�
przemierzyli. Podkrad�szy si� bli�ej, Beleg ujrza� jednego
z gnom�w, �pi�cego na le�nym poszyciu pod wielk� sosn�.
Nad g�ow� elfa wci�� jarzy�a si� b��kitna latarenka. Gdy
my�liwy obudzi� go, przestraszony elf wyzna�, i� jest
pochodz�cym z pradawnego rodu gnom�w zbiegiem z kopalni
Melka i zwie si� Flinding bo-Dhuilin. Spotkanie z wolnym
Noldolianinem ogromnie go uradowa�o i opowiedzia� mu o
przygodach, jakie prze�y� po ucieczce z niewoli u Melka.
- Kiedy s�dzi�em, �e jestem ju� wolny, okaza�o si�,
�e nie�wiadomie wkroczy�em noc� w sam �rodek obozowiska
ork�w, kt�rzy na szcz�cie spali. Mieli mn�stwo �up�w i
prowadzili ze sob� wiele pojmanych elf�w. Jeden z je�c�w,
mocniej ni� inni zwi�zany, przez ca�y czas miota�
przekle�stwa pod adresem Melka, wzywaj�c przy tym imienia
�rina i Mavwin. Uciek�em stamt�d czym pr�dzej, zdumiony,
bowiem kt� spo�r�d niewolnik�w Ainura nie s�ysza� o
�rinie Nieugi�tym, kt�ry jako jedyny z ludzi przeciwstawi�
si� Melkowi i teraz, skuty �a�cuchami, cierpi m�ki?
- Ale� to Turin, przybrany syn Tinwelinta! -
wykrzykn�� Beleg. - Jest synem �rina i to w�a�nie jego
szukam ju� od tak dawna! Zaprowad� mnie do tego obozu, synu
Duilina, a wnet go uwolni�.
- M�w ciszej, Belegu - odrzek� przestraszony
Flinding. - Orkowie maj� uszy jak koty. Cho� od obozu tego
dzieli nas zaledwie dzie� drogi, niewykluczone te�, �e
zosta� on ju� zwini�ty, a s�ugi Melka wyruszy�y w dalsz�
w�dr�wk�.
Us�yszawszy wszelako od Belega histori� Turina, mimo
strachu zgodzi� si� zaprowadzi� do niego elfa i na d�ugo
przedtem, zanim blade �wiat�o wschodz�cego s�o�ca
przedar�o si� przez g�ste korony drzew, obaj byli ju� w
drodze, odnajduj�c szlak dzi�ki migotliwemu �wiate�ku
latarenki Flindinga. Okaza�o si� te�, �e cho� orkowie
podj�li ju� na nowo sw�j marsz, obrali teraz inny
kierunek, obawiaj�c si� bowiem ucieczki swego wi�nia,
skierowali si� ku innemu miejscu, gdzie drzewa nie ros�y
tak g�sto i w�dr�wka by�a o wiele �atwiejsza. Wieczorem,
zanim jeszcze Beleg i jego towarzysz dotarli do miejsca
dawnego obozowiska, us�yszeli z daleka wrzaski i rubaszne
�piewy. Rozbrzmiewa�y one coraz bli�ej i ledwie elfy
zd��y�y si� ukry�, przemaszerowa�a obok nich gromada
ork�w. Ich dow�dcy jechali na ma�ych konikach. Do jednego
z nich przywi�zano powrozem Turina. Jeniec musia� i��
szybko, gdy� inaczej zwierz� wlok�oby go za sob�. Beleg i
Flinding pod��yli bezszelestnie za orkami, kryj�c si�
w�r�d drzew, a� zapad� zmierzch i s�udzy Melka rozbili
ob�z. Kiedy ucich�y wszystkie odg�osy, pr�cz j�k�w
pojmanych wi�ni�w, Flinding zakry� �wiate�ko swej lampy i
obaj z Belegiem podkradli si� bli�ej. Gobliny spa�y
twardo, nie mia�y bowiem we zwyczaju podsyca� przez noc
ognia ani trzyma� wart. Uwa�ali, �e rol� stra�nik�w
�wietnie pe�ni� pot�ne wilki, kt�rych hordy towarzyszy�y
zawsze ich wyprawom, tak jak ludziom towarzyszy�y psy.
Bestie te nigdy nie sypia�y w nocy, ich oczy l�ni�y w�r�d
drzew jak czerwone ogniki. Flinding by� przera�ony, ale
Beleg nakaza� mu i�� za sob�. Tak d�ugo kr��yli mi�dzy
wilkami, a� w ko�cu znale�li nie strze�on� przez nie
�cie�k�. Szcz�liwie �aska Valar�w sprawi�a, �e Turin
le�a� w pobli�u tego miejsca, z dala od innych je�c�w, tak
�e Beleg m�g� przekra�� si� ku niemu nie zauwa�ony. Ju�
zamierza� przeci�� kr�puj�ce przyjaciela wi�zy, kiedy
zorientowa� si�, �e zgubi� n�, kt�ry zawsze nosi� u boku.
Nie mia� tak�e ze sob� miecza, zostawi� go bowiem z dala
od obozu, by nie przeszkadza� mu w bezszelestnym skradaniu
si�. Nie maj�c odwagi wraca� po n�, Beleg i Flinding obaj
bardzo silni, d�wign�li �pi�cego cz�owieka i wynie�li go z
obozu. Uznano to p�niej za wielki wyczyn, bowiem tylko
nielicznym udawa�o si� zmyli� wilcze stra�e goblin�w i
wtargn�� do ich obozowiska.
Poniewa� jednak Turin by� cz�owiekiem pot�nej
budowy, elfy nie mog�y d�wiga� go zbyt daleko. Z�o�y�y
tedy �pi�cego w�r�d drzew, nie opodal obozu, Beleg za�,
odnalaz�szy miecz, przeci�� p�ta przyjaciela. Najpierw
uwolni� jego r�ce, kiedy za� pochyli� si�, by przeci��
powr�z kr�puj�cy mu nogi, potkn�� si� w ciemno�ciach,
nieopatrznie nast�pi� na stopy �pi�cego i obudzi� go.
Przera�ony Turin, widz�c w mroku pochylon� nad sob� posta�
z mieczem, pewien by�, �e to kt�ry� z ork�w pragnie go
zabi� lub podda� torturom. Gobliny czyni�y to cz�sto -
k�uj�c wi�nia no�ami lub rani�c dzidami. Turin, czuj�c,
�e ma wolne r�ce, run�� ca�ym ci�arem cia�a na Belega,
kt�ry og�uszony, nie mog�c doby� g�osu, przewr�ci� si� na
ziemi�. Zanim Flinding spostrzeg�, co si� dzieje, Turin
pochwyci� miecz i poder�n�� nim gard�o elfa, miotaj�c przy
tym g�o�ne przekle�stwa pod adresem goblin�w i krzycz�c,
�e je�li spr�buj� go zabi�, posmakuj� najpierw cios�w jego
miecza. Turin by� bowiem pewien, �e wci�� znajduje si�
w�r�d wrog�w, nie my�la� o ucieczce i chcia� tylko drogo
sprzeda� swoje �ycie. Rzuci� si� tedy na Flindinga, lecz
gnom zdo�a� odskoczy�, upuszczaj�c przy tym sw� latarenk�,
z kt�rej w tym momencie spad�a zas�ona i blade �wiat�o
rozproszy�o mrok. Przera�ony elf w j�zyku gnomijskim
zacz�� b�aga� Turina, a�eby pow�ci�gn�� sw�j gniew i nie
zabija� przyjaci�. Jednak�e �adne s�owa nie by�y ju� w
tym momencie potrzebne, w �wietle latarenki Turin
dostrzeg� bowiem twarz le��cego u jego st�p Belega i przez
chwil� sta� jak skamienia�y. Jego twarz przybra�a taki
wyraz, �e Flinding nie �mia� si� odezwa�. Zreszt� nie
pragn�� nic m�wi�: on tak�e wstrz��ni�ty by� tym, jaki los
spotka� Belega. W obozie zapanowa�o poruszenie, gdy� krzyk
Turina obudzi� gobliny.
- Orkowie rusz� zaraz w po�cig za nami - zawo�a� elf,
ale zdj�ty rozpacz� cz�owiek nie odpowiedzia� mu. Dopiero
gdy Flinding potrz�sn�� jego ramieniem, nakazuj�c, by
ucieka�, bo inaczej zginie, Turin zrobi� to, co mu
polecono, cho� porusza� si� jakby we �nie. Nim odeszli,
pochyli� si� jeszcze nad cia�em Belega i uca�owa�
przyjaciela w usta.
Turin kroczy� pos�usznie za Flindingiem a� wreszcie
zgubili pogo� i mogli zatrzyma� si� na odpoczynek. Dopiero
wtedy Flinding opowiedzia� Turinowi o swym spotkaniu z
Belegiem. Wiele �ez wyla� cz�owiek z �alu za swym
towarzyszem. By�o to ju� trzecie nieszcz�cie, jakie na�
spad�o, za� �lady cierpienia, jakiego doznawa�, na zawsze
mia�y ju� pozosta� w jego sercu. D�ugo w�drowa� u boku
Flindinga, nie dbaj�c, dok�d zmierza, i gdyby nie pomoc
gnoma, nie raz dosta�by si� do niewoli lub zab��dzi�, ani
na chwil� bowiem nie m�g� oderwa� my�li od martwej twarzy
Belega, kt�ry zgin�� z jego r�ki, przecinaj�c wi�zy
kr�puj�ce przyjaciela.
W tym czasie, mimo �e Turin by� jeszcze bardzo m�ody,
jego w�osy ca�kowicie posiwia�y. D�ugo trwa�a ta w�dr�wka
cz�owieka i Noldolianina. Maj�c magiczn� lamp�, mogli
podr�owa� noc�, w dzie� zaszywaj�c si� w bezpiecznych
kryj�wkach, dzi�ki czemu przedarli si� przez wzg�rza i
orkowie nie wpadli na ich trop.
Miejscem, do kt�rego zmierza� Flinding, by�y ukryte w
g�rach jaskinie, po�o�one nad wpadaj�cym do rzeki Sirion
strumieniem. Wej�cie do grot przes�ania�a wysoka trawa i
drzewa, strzeg�y go tak�e zakl�cia rzucone przez
niedobitki oddzia��w, kt�re mieszka�y w tych pieczarach.
Dzi�ki nim sta�y si� naprawd� siln� twierdz�. Stanowi�a
ona nie tylko schronienie dla zbieg�ych niewolnik�w Melka,
ale tak�e kontynuowano tu, cho� nieporadnie i bez
wi�kszego powodzenia, tradycje dawnej sztuki i rzemios�a
Noldolian.
Potajemnie wykuwano ca�kiem dobr� bro�, a niekiedy
wytwarzano tak�e pi�kne, zbytkowne przedmioty. Kobiety
prz�d�y i tka�y, za� ilekro� w g��bi g�ry uda�o si�
znale�� z�oto, w promieniach sekretnego �wiat�a wytapiano
wspania�e naczynia, ponad kt�rymi �piewano cicho dawne
pie�ni. Mieszka�cy pieczar uciekali jednak zawsze przed
orkami i nigdy, o ile nie byli do tego zmuszeni, nie
wydawali im bitwy - chyba �e grozi�o im znalezienie si� w
pu�apce, z kt�rej nikt nie wyszed�by �ywy. Dzi�ki temu
�adne s�uchy o jaskiniach nie dosz�y do uszu Melka i Ainur
nie podejrzewa� nawet, jak liczny lud w nich �yje.
Flinding dobrze zna� to miejsce, zanim bowiem dosta�
si� w niewol� u ork�w, by� jednym z mieszka�c�w jaski�.
Mimo to, upewniwszy si�, �e po�cig zosta� daleko w tyle,
d�ugo kr��y� po okolicy, aby stra�nicy Rodothlim�w (bo tak
zwa� si� ten �yj�cy w pieczarach lud) zdo�ali ostrzec
swych pobratymc�w o przybyciu go�ci. Elfy mog�y dzi�ki
temu ukry� si� przed nimi i zamkn�� odrzwia grot by obcy
nie wypatrzyli ich siedziby. Obawiali si� oni bowiem i nie
ufali obcym, gdy� czasy w kt�rych �yli, udzieli�y im
wyj�tkowo gorzkiej lekcji.
Flinding i Turin o�mielili si� wreszcie zbli�y� do
bram jaski�. Kiedy Rodothlimowie zorientowali si�, �e
przybysze znaj� do nich drog�, wys�ali stra�e, kt�re
pojma�y intruz�w i przywiod�y ich przed oblicze w�adcy,
Orodretha. Wolni Noldolianie bali si� bowiem jak ognia
tych spo�r�d swoich rodak�w, kt�rzy zaznali niewoli, gdy�
pod wp�ywem strachu, tortur i czar�w stawali si� oni
cz�sto zdolni do najwi�kszej zdrady. Tak wi�c i w ten
spos�b zem�ci�y si� z�e uczynki Noldolian pod C�pas
Alqalunten. Gnomy nie dowierza�y teraz gnomom,
przeklinaj�c dzie�, kiedy po raz pierwszy pos�ucha�y
podszept�w Melka, �a�uj�c, �e opu�ci�y b�ogos�awione
kr�lestwo Valinoru.
Kiedy Orodreth us�ysza� opowie�� Flindinga i upewni� si�,
�e jest ona prawdziwa, z rado�ci� powita� przybysz�w, cho�
gnom by� tak zmieniony niewol�, �e niewielu przyjaci�
zdo�a�o go rozpozna�. Ze wzgl�du na Flindinga Orodreth
wys�ucha� tak�e opowie�ci Turina i jego serce zmi�k�o, gdy
dowiedzia� si�, �e jest on synem �rina, tego samego, kt�rego
imi� mia�o nigdy nie zosta� zapomniane w�r�d gnom�w. Poleci�
tedy przyby�ym, aby �lubowali mu wierno�� i pozostali w jego
pieczarach. Tak oto Turin zamieszka� wraz z Flindingiem bo-
Dhuilinem w�r�d elf�w i cz�sto broni� ich, zabijaj�c przy
tym wielu ork�w. Przez wdzi�czno�� le�ny lud nauczy� go
wielu umiej�tno�ci, bowiem wiedza, jak� elfy posiad�y w
Valinorze, wci�� �y�a w ich sercach. Dzi�ki temu g�rowali
m�dro�ci� nawet nad Eldarami, kt�rzy nigdy nie spogl�dali na
b�ogos�awione twarze bog�w.
W pieczarach �y�a pewna bardzo pi�kna panna imieniem
Failivrin. Jej ojcem by� Galweg, gnom, kt�ry bardzo
polubi� Turina i cz�sto s�u�y� mu pomoc�. Siedz�c przy
ogniu, opowiada� mu liczne legendy, za� serce Failivrin
bi�o �ywiej za ka�dym razem, gdy cz�owiek przekracza� pr�g
ich domu. Cz�sto siedz�c w p�mroku zastanawia�a si�
zafrasowana, jaki� to ci�ar le�y mu na sercu; Turin
bowiem, nie mog�c zapomnie� o �mierci Belega, nigdy nie
bywa� wes�. Nie odwzajemnia� uczu� Failivrin, cho� bardzo
j� lubi�, siebie uwa�a� za� za cz�owieka wyj�tego spod
prawa, kt�ry musi d�wiga� ci���ce na nim brzemi�.
Dziewczyna popada�a przez to w coraz wi�ksze
przygn�bienie. Cz�sto potajemnie p�aka�a, a wszystkich
dziwi�a jej blada, niemal przezroczysta, delikatna twarz i
l�ni�ce od �ez jasne oczy.
Pewnego razu gromady ork�w i innych potwor�w Melka
przyw�drowa�y w pobli�e jaski� Orodretha i mimo czaru,
kt�ry wzbrania� intruzom przekraczania strumienia,
mieszka�cy grot przestali czu� si� bezpiecznie. Powiadaj�,
�e Melko nie mia� poj�cia o tym, �e Turin zamieszka� w�r�d
Rodothlim�w i �e to nie ze wzgl�du na niego niepokoi� �w
lud. Sprawi�a to raczej stale rosn�ca si�a potwor�w, kt�re
zacz�y zapuszcza� si� w coraz odleglejsze regiony.
Niestety zn�w da�o o sobie zna� za�lepienie i od dawna
prze�laduj�cy Turina pech.
Z ka�dym dniem wodzowie Rodothlim�w stawali si� coraz
bardziej pos�pni, a sny, kt�re ich nawiedza�y,
radzi�y, by opu�cili w sekrecie sw� siedzib� i po�piesznie
wyruszyli na poszukiwanie Turgona, on bowiem jedyny m�g�
ocali� gnomy. Wieczorami nad strumieniem dawa�y si� te�
s�ysze� dziwne szepty i ci, kt�rzy potrafili je zrozumie�,
twierdzili, �e przepowiadaj� one to samo, co sny. Jeden
tylko Turin, kt�ry, ws�awiwszy si� licznymi bohaterskimi
czynami, tak�e nale�a� do rady plemienia, stara� si�
rozwiewa� ich l�ki, ufny we w�asne si�y gor�co pragn��
bowiem wojny z bestiami Melka.
- Mamy wspania�� bro� - przekonywa� - i najwy�szy ju�
czas obmy� j� we krwi naszych wrog�w. Pami�tajcie o Bitwie
Nieprzeliczonych �ez i nie zapomnijcie, �e wasi bliscy,
kt�rzy w niej polegli, nawet nie pr�bowali ucieka�,
walcz�c do ko�ca.
Mimo m�dro�ci i rozwagi innych cz�onk�w rady,
sprzeciwiaj�cych si� planom Turina, jego s�owa natchn�y
otuch� wiele elf�w, budz�c nadziej� w sercach tych, kt�rzy
ze smutkiem my�leli o opuszczeniu miejsca, gdzie tak
dobrze i spokojnie �y�o im si� dot�d. Turin prosi�
Orodretha o miecz, jako �e od zab�jstwa Belega ani razu
nie trzyma� w r�ku tej broni, zadowalaj�c si� jedynie
pot�n� pa�k�. W�adca poleci� wi�c, by wykuto dla� wielki
miecz. Magiczne zakl�cia sprawi�y, �e by� on ca�kowicie
czarny, a na kraw�dziach - tak ostrych, jak ostra mo�e by�
tylko stal gnom�w - po�yskiwa� srebrnym blaskiem. Skryty w
czarnej pochwie zawis� u pasa Turina, kt�ry nazwa� go
Gurtholfinem, Ber�em �mierci. Powiadano, �e bro� ta cz�sto
sama z w�asnej woli wskakiwa�a synowi �rina do r�k, a
zdarza�o si� nawet, �e przemawia�a do� ludzkim g�osem. Z
tym to mieczem przemierza� Turin wzg�rza, bezlito�nie
zadaj�c �mier� s�ugom Melka, a Czarny Miecz Rodothlim�w
sta� si� wkr�tce dla ork�w straszliwym symbolem. Nie
up�yn�o wiele czasu, a rycerzowi uda�o si� odegna� od
jaski� Orodetha ca�e z�o. Wtenczas te� zyska� on w�r�d
gnom�w nowe miano: Mormagli lub Mormakil, kt�re w ich
mowie oznacza�o (czarny miecz).
Im bardziej za� ros�a s�awa Turina, tym wi�ksz�
mi�o�ci� darzy�a go Failivrin. Kiedy kto� pr�bowa�
wyst�powa� przeciw niemu, zawsze stawa�a w jego obronie i
szuka�a dla� usprawiedliwie�, on za� traktowa� j�
nadzwyczaj dwornie i ciep�o, powiadaj�c, �e oto w krainie
elf�w znalaz� pi�kn� siostr�. Czyny Turina sprawi�y
jednak�e, i� nikt nie chcia� ju� s�ucha� dawnej Rady
Rodothlim�w i jej cz�onkowie nie mogli zapobiec temu, �e
siedziba plemienia sta�a si� szeroko znana i w ko�cu
dowiedzia� si� o niej tak�e Melko. Wielu Noldolian
ucieka�o teraz z niewoli Ainura, by wst�pi� w szeregi
Orodretha, Turin za� cieszy� si� w�r�d nich wszystkich
wielkim powa�aniem. By�y to dni wielkiej szcz�liwo�ci:
elfy mog�y opuszcza� swoje kryj�wki i bezpiecznie wychodzi�
z dom�w, wiele z nich che�pi�o si� nawet, �e oto Noldolianie
zostali ocaleni, nie wiedziano bowiem, �e Melko zbiera
potajemnie wielk� armi�. Wkr�tce za� nast�pi� niespodziewany
atak i cho� gnomy w wielkim po�piechu zbiera�y swoje
zast�py, nie na wiele si� to jednak zda�o, gdy� nie by�y w
stanie obroni� si� przed jad�cymi na grzbietach wilk�w
orkami. W�r�d wojownik�w Melka by� te� wielki, ziej�cy
ogniem i dymem potw�r o �uskach z polerowanego br�zu. Zwa�
si� Glorund. Wszyscy Rodothlimowie zgin�li lub dostali si�
do niewoli podczas tej bitwy, musieli bowiem ulec ogromnej
przewadze wroga. By�a to najbole�niejsza pora�ka, jakiej
do�wiadczyli oni od czasu N�nin-Udathriol. Orodreth zosta�
powa�nie ranny. Turin wyni�s� go z pola bitwy jeszcze zanim
si� ona zako�czy�a i przy pomocy lekko rannego Flindinga
zabra� z powrotem do pieczar.
Tam w�adca skona�, przeklinaj�c Turina za to, �e
przez niego nie pos�ucha� m�drej rady plemienia. Nape�ni�o
to serce wojownika wielk� gorycz�, nie pragn�� bowiem
przywie�� do zguby ludu, za kt�rego bezpiecze�stwo czu�
si� odpowiedzialny. Pozostawiwszy martwego wodza,
Turin uda� si� do siedziby Galwega, gdzie zasta� gorzko
p�acz�c� Failivrin, kt�ra otrzyma�a w�a�nie wiadomo�� o
�mierci ojca. Turin pr�bowa� j� pocieszy�, ona za�,
zrozpaczona zag�ad� swego ludu, z�o�y�a mu g�ow� na piersi
i obj�a go za szyj�. Serce m�czyzny zabi�o gwa�townie,
oto bowiem u�wiadomi� sobie jak gor�co kocha� t� pi�kn�
dziewczyn�. Nie czas by�o jednak na mi�osne wyznania. Z
ca�ego jaskiniowego ludu ocala� tylko on i Flinding, je�li
nie liczy� kilku starc�w i umieraj�cych z ran m�czyzn,
za� orkowie opu�cili ju� pole bitwy i ruszyli w pogo� za
Turinem.
Stan�� tedy Marmagli przy wej�ciu do jaskini, z
Gurtholfinem w r�ku, maj�c u boku Flindinga. Orkowie
rzucili si� ku jaskiniom, grabi�c wszystko, co wpad�o im w
r�ce. Nie zdo�ali jednak wedrze� si� do strze�onej przez
Turina siedziby Galwega. Przypu�cili na ni� atak, ale
jedynym skutkiem by�y liczne trupy ork�w, �ciel�ce
si� u st�p nieugi�tego wojownika. Wtenczas s�udzy Melka
wezwali na pomoc oddzia� �ucznik�w, kt�ry pocz�� razi�
Turina tak pot�nym gradem strza�, �e nawet jego zbroja -
a podobnie jak gnomy lubi� on zbroj� i zawsze j� nosi� -
okaza�a si� niedostateczn� ochron� i rycerz zosta� ci�ko
ranny. W tej samej chwili �mier� dosi�g�a tak�e trafionego
w oko Flindinga. I tak mia� on szcz�cie, �e nie zgin�� z
r�k wielkiego smoka, kt�ry nagle pojawi� si� przed nimi,
nakazuj�c �ucznikom, by przestali strzela�. Potem za�
podmuchem swego oddechu odsun�� Turina sprzed wej�cia do
pieczary i unieruchomi� go spojrzeniem.
Wielkie smoki by�y najpotworniejszymi i najdzikszymi
istotami stworzonymi przez Melka i tylko Balrogowie mogli
r�wna� si� z nimi si��. Posiada�y r�wnie� ogromn� wiedz�:
powiadano, �e zna�y wszystkie j�zyki bog�w i ludzi, ptak�w
i zwierz�t, a ich uszy potrafi�y zrozumie� szept Valar�w i
Melka, je�li nawet nigdy wcze�niej ich nie s�ysza�y.
Niewielu ludzi zdo�a�o dokona� czynu tak wielkiego jak
zabicie smoka, nikt te�, na kogo pad�a cho� kropla ich
krwi, nie pozosta� �ywym, by�a to bowiem trucizna zdolna
zabi� wszystkich poza najsilniejszymi. Podobnie jak ich
w�adca, stwory te gor�co po��da�y z�ota i pi�knych
przedmiot�w, cho� nie umia�y ani ich u�ywa�, ani nawet si�
nimi cieszy�.
Taki w�a�nie by� r�wnie� �w l�ke (tym bowiem mianem
Eldarowie okre�lali stwory Melka) nak�aniaj�cy ork�w, by
zabili, kogo zechc�, reszt� za� wzi�li do niewoli. Wkr�tce
przed jaskiniami zebra� si� t�um zrozpaczonych kobiet,
dziewcz�t i dzieci, za� wszystkie najwi�ksze skarby, kt�re
wyniesiono z siedziby Rodothlim�w, le�a�y teraz w s�o�cu
przed bram�. Potw�r pilnowa� ich osobi�cie, nie pozwalaj�c
nikomu tkn�� ich cho�by palcem. Nikt nie �mia�
przeciwstawi� si� smokowi, nikt te�, nawet gdyby chcia�,
nie m�g�by tego uczyni�.
Przera�ona Failivrin wyci�gn�a ku Turinowi ramiona,
on jednak znajdowa� si� ju� we w�adaniu smoczego zakl�cia,
kt�re bestia rzuca�a za pomoc� swego wzroku. Gdy bowiem
smok spojrza� komu� w oczy, ten nieruchomia� tak, jakby
obr�cono go w kamie�, ca�kowicie trac�c w�asn� wol�. Turin
tak�e nie by� wi�c w stanie si� poruszy�, cho� nadal
zachowa� zdolno�� widzenia i s�yszenia.
Glorund tymczasem drwi� z wojownika, m�wi�c, �e
rzuci� on sw�j miecz, nie maj�c odwagi bi� si� w obronie
przyjaci�. Istotnie bro�, wysun�wszy si� z bezw�adnej
r�ki, le�a�a teraz u st�p Turina. Wkr�tce gobliny zacz�y
szykowa� si� do drogi: musia�y zaprowadzi� t�um
niewolnik�w do swojego w�adcy. Serce p�ka�o Turinowi z
�alu na ten widok, ale c� m�g� zrobi�? Blada twarzyczka
Failivrin znika�a ju� w oddali, kiedy do jego uszu
dolecia�o wo�anie dziewczyny:
- Gdzie twoje serce, Turinie Mormakilu? O ukochany,
czy naprawd� mnie opu�ci�e�?
Na te s�owa w sercu rycerza wezbra� taki gniew, �e
nawet zakl�cia smoka nie by�y w stanie go powstrzyma�. Z
g�o�nym krzykiem si�gn�� po le��cy u st�p miecz i by�by
zada� nim potworowi �miertelny cios, ale ten zion��
ogniem, tamuj�c oddech w piersi wojownika. Turin posinia�,
jakby mia� za chwil� umrze�, i zemdla�.
Up�yn�o du�o czasu, nim odzyska� przytomno��. Kiedy
otworzy� oczy, le�a� w s�o�cu przed wej�ciem do jaskini, a
jego g�owa spoczywa�a na stosie z�ota.
- Ciekaw by�em, czy pozbawi�em ci� �ycia, czy nie,
Turinie Mormakilu, kt�rego niegdy� nazywano dzielnym -
odezwa� si� smok.
- Nie szyd� ze mnie, n�dzny robaku - odrzek�
wojownik, przypominaj�c sobie, w jak tragicznej znalaz�
si� sytuacji. - Dobrze wiesz, jak bardzo pragn��bym
umrze�. Pewnie zreszt� w�a�nie dlatego mnie nie zabi�e�.
- Wiedz, Turinie, synu �rina - ci�gn�� smok - �e z�y
los jest z tob� nieod��cznie zwi�zany i �e dok�dkolwiek
si� udasz, b�dzie ci on towarzyszy�. Istotnie nie
zamordowa�em ci� tylko dlatego, �e w ten spos�b unikn��by�
wielu gorzkich nieszcz�� i straszliwego losu.
S�ysz�c te s�owa Turin zerwa� si� na nogi i uwa�aj�c,
by nie spojrze� w gro�ne oczy bestii, uni�s� sw�j miecz.
- Od tej pory nikt ju�, p�ki �yj�, nie b�dzie nazywa�
mnie Turinem - krzykn��. - Oto nadaj� sobie nowe imi�, a
brzmi ono Turambar!
To nowe imi� znaczy�o: Zwyci�zca Losu. W j�zyku
gnomijskim brzmia�o ono Turumart. Wypowiedziawszy te
s�owa, po raz drugi natar� na smoka. Zamierza� zmusi�
besti� do zadania mu �mierci, by w ten spos�b pokona�
ci���ce nad nim fatum, ale potw�r tylko si� roze�mia�.
- Ty g�upcze! - powiedzia�. - Gdybym chcia�, zabi�bym
ci� ju� dawno. A je�li tylko zapragn�, moje oczy mog�
zamieni� ci� w g�az. Odejd�, Turambarze, Zwyci�zco Losu, i
czekaj a� dope�ni si� twoje przeznaczenie. Nie unikniesz
tego.
Turambar by� tak oszala�y ze wstydu i gniewu, �e, by�
mo�e, zada�by sobie samemu �mier� - cho� nie mia� nadziei,
�e jego duch uniknie niewoli w ponurych mrokach Mandosu
lub wkroczy na pi�kne �cie�ki Valinoru - ale nagle
stan�a mu przed oczami blada twarzyczka Failivrin.
Pochyli� g�ow�, a jego my�l poszybowa�a w �lad za ni�
poprzez lasy. Och, poszed�by za ni� wsz�dzie, cho�by do
Angamandi i �elaznych Wzg�rz, nawet gdyby podczas tej
w�dr�wki dosi�gn�� go mia�a �mier�, a umieraj�c cierpia�by
potworne m�ki. Aby ocali� Failivrin i odnale�� szcz�cie,
got�w by� na ka�de ryzyko, ale nie w ten spos�b dane mu
by�o zas�u�y� na imi�, kt�re w�a�nie przybra�. Zreszt�
czytaj�cy w jego my�lach smok nie pozwoli�by mu tak �atwo
unikn�� przeznaczenia.
- Pos�uchaj mnie, synu �rina - powiedzia�. - W sercu
zawsze by�e� tch�rzem i oszukiwa�e� wszystkich, che�pi�c
si� swoj� odwag�. Czy uwa�asz, �e szlachetnie by�oby
wyruszy� w �lad za pann� obcego plemienia, nie dbaj�c o
to, �e w�asny tw�j r�d cierpi potworne m�ki? Wiedz bowiem,
�e Mavwin, kt�ra tak�e ci� kocha, niecierpliwie wygl�da
twego powrotu. Cho� dawno ju� osi�gn��e� wiek m�ski, na
pr�no wypatruje spadkobiercy. Nie wie, biedaczka, �e jej
syn jest wyj�tym spod prawa zbrodniarzem, o r�kach
splamionych krwi� swoich braci. Ludzie �le si� z ni�
obchodz�, a i orkowie cz�sto napadaj� na Hithlum, tak wi�c
ona sama, a tak�e jej c�rka, a twoja siostra, Nien�ri,
�yj� w ci�g�ym l�ku.
�al wielki i wstyd ogarn�y Turambara, bowiem w
k�amstwach potwora kry�o si� ziarenko prawdy, a przy tym
rzucany przez oczy smoka czar sprawi�, �e wojownik
uwierzy� w ka�de jego s�owo. Ponownie odezwa�o si� w nim
pragnienie, by zn�w ujrze� matk� i siostrzyczk�, kt�rej
ani razu nie widzia� od dzieci�stwa. I cho� serce
p�ka�o mu z �alu nad losem Failivrin, schowa� miecz do
pochwy i ruszy� w kierunku Dor L�min. A m�drze przecie�
powiada si�: "Nie ma takiej rzeczy, dla kt�rej warto by
zapomnie� o przyjacio�ach, i nie wierz nikomu, kto radzi
ci tak post�pi�". Opuszczenie Failivrin w
niebezpiecze�stwie, kt�rego sam by� �wiadkiem, sprowadzi�o
bowiem wielkie nieszcz�cie zar�wno na niego, jak i na
wszystko, co kocha�. Odchodzi� sprzed jaskini z sercem
targanym sprzecznymi uczuciami, smok za� z rozkosz�
wpatrywa� si� w le��cy przed nim stos z�otych przedmiot�w.
Wie�� o tym wielkim skarbie przed jaskini� nad brzegiem
strumienia roznios�a si� szeroko, wszyscy wiedzieli
jednak, �e pilnuje go straszliwa bestia, z kt�rej nozdrzy,
nawet gdy zasypia�a, wydobywa�y si� k��by truj�cego dymu.
Czarne my�li l�g�y si� te� w g�owie potwora, gdy czeka� on
na owoce, jakie wydadz� jego nikczemne i sprytne k�amstwa.
D�ug� podr� odby� Turambar, nim w ko�cu odnalaz�
domostwo swej matki, kt�re opu�ci� jako dziecko. Ku
wielkiemu zdziwieniu ujrza� wszak�e, �e dom nie ma dachu,
a niepiel�gnowany od dawna ogr�d zar�s� chwastami. Serce
zamar�o w nim z obawy, od ludzi mieszkaj�cych w pobli�u
dowiedzia� si� jednak, �e Mavwin przenios�a si� kilka lat
wcze�niej do niezbyt odleg�ej, wielkiej i zamo�nej
siedziby, bowiem ten region Hisil�me by� nadzwyczaj �yzny
i mo�na tu by�o uprawia� pola lub wypasa� trzody. W czasie
mrocznych dni, jakie nasta�y po wielkiej bitwie, tylko
nieliczni mieli odwag� mieszka� na pustkowiu lub
zapuszcza� si� w lasy, by polowa� i �owi� ryby. Wi�kszo��
obawia�a si� takiego �ycia i do nich nale�a� te� r�d,
zamieszkuj�cy nie opodal w�d Asgon, gdzie p�niej narodzi�
si� Tuor, syn Pelega.
Us�yszawszy to wszystko, Turambar zdumia� si�
niepomiernie i j�� wypytywa�, czy region �w nawiedzaj�
orkowie i inne straszliwe s�ugi Melka, jednak ci, z
kt�rymi rozmawia�, potrz�sali tylko g�owami, twierdz�c, �e
stworzenia te nigdy nie zapuszczaj� si� zbyt daleko w g��b
Hisil�me.
- Je�li �yczysz sobie spotkania z orkami, panie,
musisz uda� si� na wzg�rza, kt�re le�� poza nasz� krain�.
Nied�ugo b�dziesz ich szuka�. Nawet najostro�niejsi z nas
nie mog� przedrze� si� przez te wzniesienia, tak g�sto
rozstawili tam swe warty. Pe�no ich tak�e w pobli�u
skalistych bram Krainy Cienia, gdzie na zawsze uwi�ziono
Dzieci Ludzi. Powiadaj�, �e to z woli Melka te
stwory nie niepokoj� nas tutaj. Ale, ale... ty sam,
panie, przychodzisz, zdaje si�, z daleka. To znaczy, �e -
jak ju� od dawna podejrzewali�my - istnieje droga, kt�r�
mo�na przedosta� si� do innych krain.
To pytanie wprawi�o Turambara w zak�opotanie, zacz��
te� w�tpi�, czy smok powiedzia� mu prawd�. Z nadziej� w
sercu pod��y� jednak ku nowej siedzibie matki, nie
zwa�aj�c na to, �e ci, kt�rych pyta� o drog�, przygl�dali
mu si� dziwnym wzrokiem. Mieli zaiste po temu pow�d, cho�
bowiem byli ciekawi, kim jest, budzi� w nich taki l�k, �e
wzdragali si� przed rozmow� z nim. Dzia�o si� tak za
spraw� jego le�nego stroju, d�ugich w�os�w oraz wychud�ej,
jakby �ci�gni�tej nieukojonym b�lem twarzy, w kt�rej pod
ciemnymi brwiami jarzy�y si� czarne oczy. Jeszcze wi�ksz�
ciekawo�� budzi�a z�ota obro�a, kt�r� mia� na szyi, oraz
pot�ny miecz u boku. Cho� nikt nie o�mieli� si� go o to
pyta�, przybysz nazywa� siebie Turambarem, synem lasu,
co wydawa�o im si� jeszcze dziwniejsze.
Kiedy jednak Turin dotar� do pi�knego domu, kt�ry
mia� by� siedzib� Mavwin, okaza�o si�, �e nikt w nim ju�
nie mieszka. Ogrody zaros�a wysoka trawa, w oborze nie
by�o byd�a, w stajniach koni, a okoliczne pastwiska by�y
ciche i puste. Tylko jask�ki, gnie�d��ce pod belkami
dachu, ha�asowa�y tak bardzo, jakby ju� teraz szykowa�y
si� do jesiennego odlotu. Stan�wszy na progu rze�bionych
drzwi Turambar zap�aka�. Zauwa�y� to kto� przechodz�cy
obok i podszed�, by zapyta� o pow�d jego smutku.
- Ci�ko jest synowi, kt�ry od wielu lat nie widzia�
matki, znale�� rodzinny dom cichy i opuszczony - odpar�
Turambar. - Szczeg�lnie je�li, �eby do� powr�ci�,
przedrze� si� musia� przez niebezpieczne, pe�ne ork�w
wzg�rza.
- Wygl�da to na podst�p Melka. W domu tym
rzeczywi�cie mieszka�a W�adczyni Mavwin, �ona �rina,
jednak potajemnie i w wielkim po�piechu dwa lata temu
opu�ci�a t� siedzib�. Ludzie powiadaj�, �e razem ze sw�
c�rk� Nien�ri wyruszy�a, by szuka� zaginionego syna, ale
ja nie znam jej los�w. Podobnie jak inni wiem natomiast,
cho� wstyd mi o tym m�wi�, �e opiek� nad ca�ym swym
dobytkiem powierzy�a niejakiemu Broddzie. Jest on �onaty z
kobiet� z jej rodu, wi�c mo�e dlatego mu zaufa�a? Po jej
odej�ciu, za zgod� tutejszych ludzi, zosta� on w�adc� tego
regionu, poniewa� za� Mavwin d�ugo nie wraca�a, do��czy�
jej stada i pola do swoich, wypalaj�c na zadach zwierz�t
w�asne znaki i pozwalaj�c, �eby ta siedziba popad�a w
ruin�. Ludziom si� to nie podoba, ale nic nie m�wi�, gdy�
Brodda zyska� tu wielkie wp�ywy.
Us�yszawszy to wszystko, Turambar j�� b�aga�
nieznajomego, by zaprowadzi� go do domu Broddy, ten za�
spe�ni� jego pro�b�. Nim doszli do siedziby nowego w�adcy,
zapad�a noc i mieszka�cy domu schodzili si� w�a�nie na
kolacj�. Liczna zaiste by�a kompania, kt�ra zasiad�a przy
sto�ach, cho� brakowa�o tu �ony gospodarza Airin. Nie
lubi�a ona podobnych uczt, jako �e zawsze wypijano podczas
nich zbyt du�o wina, �piewano spro�ne piosenki, co cz�sto
ko�czy�o si� k��tniam