5664

Szczegóły
Tytuł 5664
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5664 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5664 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5664 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J. R. R. Tolkien Opowie�� o Tinuviel We wrze�niu ubieg�ego roku przedstawili�my Pa�stwu fragment jednej z "Niedoko�czonych opowie�ci" J. R. R. Tolkiena, "O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu", tym razem proponujemy "Opowie�� o Tinuviel" z "Ksi�gi zaginionych opowie�ci", kt�ra uka�e si� w ekskluzywnej serii wydawnictwa Atlantis "Najpi�kniejsze opowie�ci wszystkich �wiat�w". Niestety, prawdopodobnie ostatni raz mo�emy Pa�stwu i sobie da� rado�� obcowania z nieznan� tw�rczo�ci� Tolkiena, bowiem spadkobiercy Mistrza nie godz� si� na przek�ad kolejnych tom�w jego notatek i szkic�w. Polscy wydawcy b�d� musieli poczeka� na nie, a� wygasn� prawa autorskie. - Kim zatem by�a Tinuviel? - zapyta� Eriol. - Nie wiesz? - zdziwi� si� Ausir. - By�a c�rk� Tinwe Linta. - Tinwelinta - poprawi�a Veanne. - To jedno i to samo, lecz elfy mieszkaj�ce w tym domu i kochaj�ce opowie�ci nazywaj� go Tinwe Linto. Vaire powiedzia�a, �e Tinwe by�o jego w�a�ciwym imieniem, kiedy w�drowa� przez lasy. - Ucisz si�, Ausirze - skarci�a go Veanne. - To moja historia i to ja opowiadam j� Eriolowi. Czy� nie widzia�am kiedy� na w�asne oczy Gwendeling i Tinuwiel podczas podr�y Drog� Marze�? - Jaka by�a Kr�lowa Wendelin (bo tak nazywa�y j� elfy) - powiedz, Veanne, skoro j� widzia�a�? - zapyta� Ausir. - Szczup�a, o bardzo ciemnych w�osach i mlecznobia�ej cerze - odpar�a dziewczynka. - Mia�a przepastne, l�ni�ce oczy i nosi�a zwiewne szaty, najbardziej lubi�a czarne, zdobione srebrem i wyszywane drogimi kamieniami. Ilekro� �piewa�a lub ta�czy�a, wszystkich ogarnia�a senno��. Ich g�owy robi�y si� coraz ci�sze i w ko�cu zapadali w drzemk�. By�a elfin�, kt�ra uciek�a z ogrod�w Loriena, jeszcze zanim wzniesiono Kor i w�drowa�a po lasach, a towarzysz�ce jej s�owiki �piewa�y o niej pie�ni. Ich trele dotar�y do uszu Tinwelinta, wodza plemienia Eldar�w - tych, kt�rzy p�niej stali si� Solosimpami, Fletniarzami Wybrze�a. Us�ysza� je, kiedy pod��a� wraz ze swymi towarzyszami za koniem Oromego z Palisoru. Iluvatar posia� ziarno muzyki w sercach wszystkich cz�onk�w tego rodu, tak przynajmniej powiada Vaire, a jest ona jedn� z nich. Owo nasienie zakwit�o wspaniale, za� pie�� s�owik�w Gwendeling by�a najpi�kniejsz� melodi�, jak� Tinwelint kiedykolwiek s�ysza�. Zboczy� wi�c - jak mu si� wydawa�o, tylko na moment - ze �cie�ki, szukaj�c w�r�d ciemnych drzew miejsca, sk�d dochodzi�a muzyka. Powiadaj�, �e tak naprawd� wcale nie by�a to chwila, lecz wiele lat i �e jego ludzie d�ugo szukali go na pr�no. W ko�cu udali si� w dalsz� drog� za Oromem i dotarli a� w pobli�e Tol Eressei. Tinwelint nigdy wi�cej ich ju� nie zobaczy�. Min�a chwila - jak s�dzi� - a natkn�� si� na le��c� na pos�aniu z li�ci Gwendeling. Zas�uchana w �piew swoich ptak�w, patrzy�a w gwiazdy. Tinwelint podszed� na palcach i zatrzyma� si� przy niej. "Oto istota �liczniejsza nawet od najwi�kszych pi�kno�ci mego ludu" - pomy�la�. Zaiste bowiem Gwendeling nie by�a elfem ani kobiet�, lecz dzieckiem bog�w. Jednak pochylaj�c si�, by dotkn�� pukli jej w�os�w, Tinwelint stan�� na jakiej� ga��zce, a wtedy Gwendeling zerwa�a si� i uciek�a, �miej�c si� cicho. Czasami jej �piew dobiega� gdzie� z oddali, czasami za� ta�czy�a tu� obok, dop�ki Eldar nie pogr��y� si� w sen i nie upad� na rosn�cy pod drzewem mech. Spa� d�ugo, bardzo d�ugo. Kiedy si� obudzi�, nie my�la� wi�cej o swoich ludziach (i w istocie mija�oby si� to z celem, dawno bowiem dotarli oni do Valinoru), lecz pragn�� jedynie ponownie ujrze� ow� pani� p�mroku. Ona za� nie by�a wcale daleko i przygl�da�a mu si� z uwag�. Nie znam dalszego ci�gu tej historii, Eriolu, ale wiem, i� musia� j� w ko�cu po�lubi�, poniewa� Tinwelint i Gwendeling przez d�ugi czas pozostawali kr�lem i kr�low� Zaginionych Elf�w Artanoru, Odleg�ej Krainy, czy jak to si� tutaj nazywa. Du�o, du�o p�niej, jak wiesz, Melko ponownie wyrwa� si� z Valinoru na �wiat i wszyscy Eldarowie razem z tymi, kt�rzy pozostali w ciemno�ciach lub zagubili si� podczas marszu z Palisoru, a tak�e ci Noldolianie, kt�rzy przyw�drowali za nim w poszukiwaniu skradzionych im skarb�w, musieli ugi�� si� pod jego pot�g� i stali si� niewolnikami. Powiadaj� jednak, �e wielu uciek�o i b��ka�o si� po lasach i pustkowiach; z nich w�a�nie zebra�a si� u boku kr�la Tinwelinta dzika le�na gromada. Wi�kszo�� stanowili w niej Ilkorindowie, kt�rzy, jak powiadali Eldarowie, nigdy nie widzieli Valinoru ani Dw�ch Drzew, ani te� nie mieszkali w Korze. By�y to tajemnicze, dziwne istoty, kt�re niewiele wiedzia�y o �wietle lub o pi�knie muzyki, wyj�wszy mroczne pie�ni i ballady o pe�nej trud�w w�dr�wce, d�wi�cz�ce z cicha w�r�d las�w czy te� odbijaj�ce si� echem w g��bokich pieczarach. Bardzo si� jednak zmienili, kiedy wzesz�o s�o�ce. W istocie ju� przedtem wielu spo�r�d nich przemiesza�o si� z w�drownymi gnomami i krasnoludami, nale��cymi do zast�p�w Loriena i mieszkaj�cymi na dworze Tinwelinta. Byli oni poddanymi Gwendeling, nie nale�eli zatem do rodu Eldar�w. W czasach, kt�re nast�pi�y po wzej�ciu S�o�ca i Ksi�yca, Tinwelint wci�� zamieszkiwa� w Artanorze i ani on, ani nikt z jego ludzi nie wyruszyli na Bitw� Nieprzeliczonych �ez. Jednak�e tamta historia nie wi��e si� z moj� opowie�ci�. W ka�dym razie jego si�y powi�kszy�y si� znacz�co po tej nieszcz�snej walce dzi�ki uchod�com, kt�rzy przybyli, prosz�c o opiek�. Siedziba Tinwelinta by�a ukryta przed wzrokiem i wiedz� Melka za pomoc� magii czarodziejki Gwendeling, kt�ra rzuci�a czar na �cie�ki tak, by nikt pr�cz Eldar�w nie m�g� ich odnale��. Dzi�ki niej kr�l tak�e chroniony by� przed wszelkimi niebezpiecze�stwami - poza zdrad�. Teraz mia� on swe komnaty w olbrzymich pieczarach, bardzo jednak przestronnych i jasnych. Owe jaskinie znajdowa�y si� w Artanorze w samym centrum g�stego boru - najpot�niejszego ze wszystkich las�w �wiata. Przed wej�ciem p�yn�� strumie� i nikt nie m�g� dosta� si� do �rodka, nie przekraczaj�c go, za� spinaj�cy brzegi most by� w�ski i porz�dnie strze�ony. By�o to dobre miejsce, pomimo i� znajdowa�o si� niezbyt daleko od �elaznych Wzg�rz, u st�p kt�rych rozci�ga�a si� r�wnina Hisilome, gdzie mieszkali ludzie i pracowali zamienieni w niewolnik�w Noldolianie i kt�r� odwiedzali bardzo nieliczni wolni Eldarowie. Teraz za� opowiem wam o tym, co wydarzy�o si� w komnatach Tinwelinta po wzej�ciu S�o�ca, po kt�rym nast�pi�a niezapomniana Bitwa Nieprzeliczonych �ez. Wtedy jeszcze Melko nie osi�gn�� swojego celu i nie okaza� ca�ej swej pot�gi i okrucie�stwa. Tinwelint mia� dwoje dzieci: Dairona i Tinuviel. Tinuviel by�a najpi�kniejsz� ze wszystkich dziewcz�t w�r�d elf�w, a ledwie kilka dor�wnywa�o jej szlachetno�ci� urodzenia, jej matka bowiem by�a c�rk� bog�w. Dairon za� by� silnym i weso�ym ch�opcem, kt�ry ponad wszystko uwielbia� gra� na fujarce z trzciny i innych le�nych instrumentach, tak �e obwo�ano go jednym z trzech najwspanialszych muzyk�w na �wiecie. Pozosta�ymi dwoma byli Tinfang �piewak i Ivare, kt�ry gra� na brzegu morza. Tinuviel jednak�e najbardziej radowa� taniec i nie znajdowano s��w podziwu dla pi�kna i zwinno�ci jej st�p, kt�re tylko miga�y w ruchu. Najwi�ksz� przyjemno�� sprawia�o Daironowi i Tinuviel w�drowanie z dala od podziemnego pa�acu Tinwelinta i sp�dzanie wielu godzin w lesie. Dairon cz�sto siadywa� na k�pie mchu lub na wystaj�cych korzeniach drzew i gra�, a Tinuviel ta�czy�a, kiedy za� czyni�a to w takt muzyki brata, by�a jeszcze bardziej zwinna ni� Gwendeling i posiada�a wi�ksz� czarodziejsk� moc od Tinfanga �piewaka. Nikt nie widzia� dot�d takich pl�s�w, poza tymi, kt�rzy w r�anych ogrodach Valinoru mieli szcz�cie ujrze� Ness� ta�cz�c� na wiecznie zielonej murawie. Nawet w nocy, kiedy na niebie l�ni� blady ksi�yc, oni nadal grali i ta�czyli, nie odczuwaj�c l�ku - cho� ja na ich miejscu z pewno�ci� bym si� ba�a - poniewa� w�adza Tinwelinta i Gwendeling trzyma�a z�o z dala od las�w i Melko nie m�g� ich niepokoi�, ludzie za� przemykali si� za wzg�rzami. Miejscem, kt�re Tinuviel i Dairon kochali najbardziej, by�a cienista polana, na kt�rej ros�y wi�zy, niewysokie buki i na bia�o kwitn�ce kasztany, za� z wilgotnej ziemi, nad �ciel�cymi si� pod drzewami mchami, unosi�a si� szara mg�a. Tam w�a�nie bawili si� pewnego czerwcowego dnia, kiedy siwe k�pki mchu przypomina�y chmurki przyczepione do pni drzew. Tinuviel ta�czy�a a� do chwili, gdy zapad� mrok, a wok� pojawi�o si� mn�stwo bia�ych ciem - b�d�c czarodziejk�, nie obawia�a si� ich jednak tak jak ludzkie dzieci, cho� podobnie jak one nie lubi�a chrz�szczy, a je�li chodzi o paj�ki, nikt z Eldar�w nie dotyka� ich z powodu Ungweliante. Bia�e �my kr��y�y wi�c nad g�ow� dziewczyny, za� Dairon ci�gn�� jak�� niezwyk�� nut�, kiedy nast�pi�o to dziwne zdarzenie. Nigdy nie dowiedzia�em si�, w jaki spos�b Beren trafi� na te wzg�rza; wiem wszak�e, �e by� dzielniejszy ni� wi�kszo�� elf�w i by� mo�e wy��cznie umi�owanie w��cz�gi przywiod�o go poprzez przera�aj�ce �elazne Wzg�rza do Odleg�ych Krain. Beren by� gnomem, synem Egnora, mieszka�ca lasu, kt�ry polowa� w ciemnych miejscach na p�noc od Hisilome. Pomi�dzy Eldarami a tymi spo�r�d ich krewnych, kt�rzy zakosztowali niewoli u Melka, panowa�y podejrzliwo�� i l�k - w ten spos�b z�e uczynki gnom�w w �ab�dziej Przystani same si� zem�ci�y. K�amstwa Melka na temat tajemniczych elf�w kr��y�y po�r�d ludu Berena i lud ten dawa� im wiar�. W momencie jednak, kiedy Beren ujrza�, jak Tinuviel ta�czy o zmierzchu w szaroper�owej sukni, a jej ma�e, jasne stopy migaj� w�r�d mchu, nie dba� zupe�nie o to, czy pochodzi ona z rodu Valar�w, czy jest elfem lub dzieckiem ludzi. Podszed� bli�ej, by na ni� popatrze� i opar� si� o rosn�cy nie opodal m�ody wi�z, sk�d mia� widok na ca�� polank�, bowiem muzyka sprawi�a, �e os�ab�. Dziewczyna wyda�a mu si� tak szczup�a i pi�kna, �e w ko�cu porzuci� kryj�wk� i jawnie zbli�y� si�, aby lepiej jej si� przyjrze�. W tym samym momencie okr�g�e oblicze ksi�yca w pe�ni wychyn�o zza ga��zi i Dairon spostrzeg� intruza. W mgnieniu oka poj��, �e nie jest to nikt z jego ludu, poniewa� za� wszystkie le�ne elfy uwa�a�y gnom�w z Dor Lomin za istoty zdradzieckie, okrutne i tch�rzliwe, natychmiast rzuci� sw�j instrument, wo�aj�c: "Uciekaj, uciekaj, Tinuviel, wr�g przyw�drowa� do naszego lasu!" A sam szybko znikn�� w�r�d drzew. Oszo�omiona dziewczyna nie od razu pod��y�a w jego �lady, w pierwszej chwili nie zrozumia�a bowiem s��w brata. Wiedz�c, �e nie potrafi biega� ani skaka� r�wnie zwinnie jak Dairon, przypad�a do bia�ych mch�w i skry�a si� w�r�d wysokich kwiat�w i opad�ych li�ci. W swym jasnym stroju wygl�da�a teraz jak �ciel�ca si� po ziemi po�wiata ksi�yca. Beren posmutnia�. Zmartwi�o go, �e jego widok tak przerazi� elfy. Szuka� Tinuviel wsz�dzie doko�a, maj�c nadziej�, �e nie uciek�a, kiedy jednak niespodziewanie po�o�y� r�k� na jej szczup�ym ramieniu, ukrytym w�r�d li�ci dziewczyna zerwa�a si� z krzykiem i odbieg�a szybko znikaj�c w p�mroku w�r�d drzew. Dotkni�cie cia�a Tinuviel obudzi�o w Berenie jeszcze wi�ksz� t�sknot� ni� ta, jak� czu� wcze�niej. Ruszy� za ni�, nie do�� r�czo jednak, bo w ko�cu mu umkn�a i przepe�niona strachem dotar�a do siedziby ojca; p�niej przez wiele dni nie mia�a odwagi ta�czy� samotnie po�r�d drzew. Serce Berena przepe�ni� wielki smutek. Nie potrafi� opu�ci� lasu, maj�c nadziej�, �e znowu ujrzy pi�kn� elfin�, i dzie� po dniu b��ka� si� po okolicy, coraz bardziej zdzicza�y i samotny. Szuka� Tinuviel o �wicie i zmierzchu, ale z najwi�ksz� nadziej� czyni� to w�wczas, kiedy na niebie jasno �wieci� ksi�yc. W ko�cu pewnej nocy dostrzeg� w oddali b�ysk i ujrza� j� ta�cz�c� samotnie na ma�ej polanie. Dairona nie by�o w pobli�u. Odt�d cz�sto tam przychodzi�a, by ta�czy� i �piewa�. Niekiedy towarzyszy� jej brat i w�wczas Beren spogl�da� na ni� zza odleg�ych drzew, gdy jednak by�a sama, podchodzi� bli�ej. Tinuviel od pocz�tku wiedzia�a o jego obecno�ci i udawa�a tylko, �e go nie widzi. Po jakim� czasie strach opu�ci� jej serce, na o�wietlonej ksi�ycowym blaskiem twarzy m�odzie�ca malowa�a si� bowiem taka t�sknota, �e dziewczyna zrozumia�a, i� jest on kim� �yczliwym i �e zachwyca go jej pi�kny taniec. Jeszcze p�niej Beren pocz�� potajemnie pod��a� za ni� przez las, czasem a� do mostu przy wej�ciu do jaskini. Kiedy za� znika�a, wo�a� do niej przez strumie�, cicho wymawiaj�c imi� Tinuviel, kt�re us�ysza� z ust Dairona. I cho� o tym nie wiedzia�, c�rka Tinwelinta cz�sto wygl�da�a w�wczas z cieni pieczary i �mia�a si� cicho. A� w ko�cu pewnego dnia, gdy ta�czy�a samotnie, Beren podszed� do niej i przem�wi�: - Tinuviel, naucz mnie ta�czy�. - Kim jeste�? - zapyta�a dziewczyna. - Jestem Beren. Pochodz� zza Gorzkich Wzg�rz. - Je�li chcesz ta�czy�, r�b to co ja - odrzek�a i zacz�a pl�sa�, coraz bardziej oddalaj�c si� od niego. Nie czyni�a tego jednak a� tak szybko, by nie m�g� za ni� nad��y�. Ci�gle ogl�da�a si� przy tym za siebie i wybuchaj�c �miechem powtarza�a mu: - Ta�cz, Berenie, ta�cz! Tak jak ta�czy si� za Gorzkimi Wzg�rzami! W ten spos�b dotarli do �cie�ki wiod�cej do domu Tinuviel i dziewczyna poprowadzi�a go�cia przez strumie� ku obszernym pieczarom swej siedziby. Stan�wszy przed obliczem Tinwelinta, Beren poczu� si� zmieszany, ogarn�� go r�wnie� pe�en szacunku podziw na widok �wity kr�lowej Gwendeling. Kiedy wi�c kr�l zapyta�: - Kim�e jeste�, �e nieproszony przekraczasz pr�g mego domu? - nie by� w stanie wydusi� z siebie ani s�owa. Tinuviel zatem odpowiedzia�a za niego: - To, m�j ojcze, jest Beren, w�drowiec zza wzg�rz, kt�ry pragnie nauczy� si� ta�czy� tak, jak czyni� to elfy Artanoru. Wybuchn�a �miechem, ale kr�l, us�yszawszy, sk�d pochodzi jego go��, zmarszczy� brwi i rzek�: - Powstrzymaj te p�oche s�owa, moje dziecko, i powiedz, czy �w dziki elf z krainy cieni o�mieli� si� wyrz�dzi� ci jak�� krzywd�? - Nie, ojcze - odpar�a dziewczyna. - Uwa�am, �e jego serce wcale nie jest z�e. Nie traktuj go surowo, chyba �e chcesz sta� si� przyczyn� �ez swojej c�rki, bardziej bowiem zachwyca� si� on mym ta�cem ni� ktokolwiek inny. - Czego chcesz, Berenie, synu Noldolian, od le�nych elf�w? - zapyta� w�wczas Tinwelint. - Co pragniesz dosta�, zanim wr�cisz tam, sk�d przyszed�e�? Tak wielka rado�� i zdumienie nape�ni�y serce Berena, kiedy Tinuviel uj�a si� za nim podczas rozmowy z ojcem, �e natychmiast odzyska� odwag�, a jego ��dny przyg�d duch, kt�ry kaza� mu opu�ci� Hisilome i powi�d� go przez �elazne Wzg�rza, obudzi� si� na nowo. Spogl�daj�c �mia�o na Tinuviel powiedzia�: - C�, kr�lu, pragn� twej c�rki, jest ona bowiem najpi�kniejszym i najs�odszym dziewcz�ciem, jakie w �yciu widzia�em lub o jakim �ni�em. W pa�acu zaleg�a �miertelna cisza i tylko Dairon roze�mia� si� g�o�no. Wszystkich, kt�rzy us�yszeli te s�owa, ogarn�o niepomierne zdumienie. Tinuviel spu�ci�a oczy, kiedy jednak kr�l popatrzy� na Berena z gniewem i oburzeniem, a potem tak�e wybuchn�� �miechem, poczu�a lito�� dla oblanego rumie�cem wstydu go�cia. - C�, po�lub j� zatem. Pojmij za �on� to najpi�kniejsze dziewcz� �wiata i zosta� ksi�ciem le�nych elf�w. To doprawdy niewielka �aska, o kt�r� prosi� mo�e ka�dy obcy - szydzi� Tinwelint. - Przypuszczam wszak�e, �e i ja mam prawo poprosi� ci� o co� w zamian. Nic wielkiego, ot po prostu dow�d twego szacunku. Przynie� mi Silmaril z korony Melka. Tego dnia, kiedy to zrobisz, Tinuviel ci� po�lubi - je�li taka b�dzie jej wola. Wszyscy wok� wiedzieli, i� kr�l traktuje t� spraw� jak �art i niekt�rym zrobi�o si� nawet �al gnoma. Inni u�miechali si�, poniewa� Silmarile Feanora sta�y si� s�awne na ca�ym �wiecie, a Noldolianie opowiadali o nich legendy. Wielu te� spo�r�d tych, kt�rzy uciekli z Angamandi, widzia�o je, l�ni�ce po�yskliwie w �elaznej koronie Melka. Korony tej nigdy nie zdejmowa� z g�owy, strzeg�c swych skarb�w jak �renicy oka i nikt na �wiecie, czy to czarodziej, czy elf, czy cz�owiek nie m�g� mie� nadziei cho�by ich dotkn��, nie p�ac�c za to �yciem. Beren tak�e o tym wiedzia�, odgad� wi�c znaczenie szyderczych u�miech�w dworzan. P�on�c gniewem odrzek�: - Ale� to dar zbyt ma�y dla ojca tak s�odkiej narzeczonej. Obyczaje le�nych elf�w s� doprawdy r�wnie dziwne jak surowe prawa ludzi, skoro sam wskazujesz podarunek, jaki chcia�by� ode mnie otrzyma�. Ale niech b�dzie! Ja, Beren, my�liwy z plemienia Noldolian, spe�ni� t� drobn� pro�b�. Z tymi s�owami opu�ci� kr�lewsk� komnat�, podczas gdy wszyscy zgromadzeni patrzyli na� ze zdumieniem. Tylko Tinuviel rozp�aka�a si� w g�os. - �le post�pi�e�, m�j ojcze - szlocha�a - wysy�aj�c go na �mier� dla tak �a�osnego �artu. Przypuszczam, �e rozz�oszczony szyderstwem spr�buje zdoby� to, czego za��da�e�, i Melko go zabije. A w�wczas nikt ju� nie b�dzie z takim zachwytem patrzy�, jak ta�cz�. - Nie b�dzie pierwszym gnomem zamordowanym przez Melka - odrzek� kr�l. - Zabija� ich ju� ze znacznie b�ahszych powod�w. Beren i tak ma szcz�cie, �e nie rzucono tu na niego pot�nego czaru za kar�, i� o�mieli� si� przekroczy� pr�g mojego domu i wypowiedzie� tak bezczelne �yczenie. Gwendeling przez ca�y czas nie odezwa�a si� ani s�owem, nie strofowa�a te� Tinuviel za jej nag�y p�acz ani nie wypytywa�a p�niej c�rki o nieznajomego w�drowca. Odszed�szy sprzed oblicza Tinwelinta, Beren, niesiony gniewem, szybko dotar� przez lasy a� do niewysokich wzniesie� i pozbawionej drzew r�wniny, co stanowi�o znak, i� zbli�y� si� do niego�cinnych �elaznych Wzg�rz. Dopiero w�wczas zm�czony przerwa� marsz. Noc� ogarn�o go g��bokie przygn�bienie, nie widzia� bowiem nadziei na wype�nienie swojego zadania. Bo te�, zaiste, niewielkie mia� na to szanse. Wkr�tce, przemierzywszy �elazne Wzg�rza, dotar� do niego�cinnych ziem, gdzie panowa� Melko. Roi�o si� tu od jadowitych w�y, cz�sto s�ysza� te� wycie wilk�w, jednak jeszcze bardziej od nich Beren l�ka� si� w�dr�wki w pobli�u siedzib goblin�w i ork�w - plugawego pomiotu Melka - kt�rzy w��czyli si� po tej krainie, w swoich niegodziwych celach, zastawiaj�c pu�apki, by schwyta� dzikie zwierz�ta, ludzi i elfy, kt�re p�niej oddawa�y swojemu panu. Wielokrotnie Beren by� bliski dostania si� w �apy ork�w, raz natomiast cudem unikn�� szcz�k wilka i stoczy� z nim walk� uzbrojony jedynie w jesionow� pa�k�. Ka�dego dnia swej podr�y do Angamandi prze�ywa� nowe przygody i stawa� wobec nowych niebezpiecze�stw. Cz�sto tak�e dr�czy�y go g��d i pragnienie. Nieraz zawr�ci�by z drogi - cho� by�o to r�wnie niebezpieczne jak brni�cie naprz�d - ale powstrzymywa�o go przed tym odzywaj�ce si� w jego sercu echo g�osu Tinuviel, kiedy przemawia�a do Tinwelinta. W nocy za� wydawa�o mu si� niekiedy, �e s�yszy, jak Tinuviel p�acze w swym odleg�ym, le�nym domu - a tak w�a�nie by�o. Pewnego dnia wielki g��d przywi�d� Berena w poszukiwaniu resztek jedzenia do opuszczonego obozu ork�w, z kt�rych kilku niespodziewanie wr�ci�o i schwyta�o intruza. Orkowie torturowali wi�nia, ale go nie zabili, bo ich przyw�dca, widz�c si�� Berena - mimo i� wycie�czony by� trudami podr�y - pomy�la�, �e Melko ucieszy si� z niewolnika nadaj�cego si� do ci�kiej, wyczerpuj�cej pracy w kopalni lub ku�ni. Zaprowadzono wi�c Berena przed oblicze w�adcy, w nim jednak serce nie upada�o, w rodzie jego ojca wierzono bowiem, i� panowanie Melka nie b�dzie trwa� wiecznie, gdy� Valarowie ulituj� si� w ko�cu nad �zami Noldolian i powstan�, pokonuj�c tyrana, i raz jeszcze otworz� Valinor dla znu�onych elf�w. A wtedy na ziemi� powr�ci wielka rado��. Melko gniewnie popatrzy� na wi�nia, pytaj�c, jak gnom, jego niewolnik z urodzenia, o�mieli� si� bez pozwolenia pow�drowa� w lasy. Beren odrzek�, �e wcale nie mia� zamiaru ucieka�, lecz uda� si� jedynie do mieszkaj�cych w Aryadorze krewniak�w, kt�rych wielu �y�o w�r�d ludzi. To wszak�e jeszcze bardziej rozw�cieczy�o Melka, czyni� on bowiem wszystko, by zniszczy� przyja�� pomi�dzy elfami i lud�mi. Uzna� wi�c, i� ma oto przed sob� zdrajc�, kt�ry zawi�za� spisek przeciwko jego w�adzy, za co nale�y wyda� go Balrogom na tortury. - O najpot�niejszy Ainurze Melku, W�adco �wiata - odpar� �wiadom gro��cego mu niebezpiecze�stwa Beren. - Dobrze wiesz, �e to nieprawda, gdybym bowiem istotnie spiskowa� przeciwko tobie, nie znalaz�bym si� tutaj samotny i bezbronny. Nie ma przyja�ni pomi�dzy Berenem synem Egnora a rodem ludzkim. Przyznaj�, �e depcz�c ziemie trapione przez to plemi�, zaw�drowa�em poza granice Aryadoru. M�j ojciec opowiada� mi niegdy� wiele wspania�ych historii o twej chwale i pot�dze; niczego te� nie pragn� r�wnie mocno, jak ci s�u�y�. Beren o�wiadczy�, �e jest mistrzem w polowaniu na drobn� zwierzyn� i chwytaniu ptak�w i �e podczas �ow�w zgubi� si� w�r�d wzg�rz. Po d�ugiej w�dr�wce dotar� do nieznanej krainy i nawet gdyby nie zosta� pojmany przez ork�w, i tak zamierza� stan�� przed majestatem Ainura Melka, b�agaj�c go o jakie� skromne stanowisko - cho�by �owcy, dostarczaj�cego mi�so na st� w�adcy. Krew Valar�w musia�a sprawi�, �e potrafi� wyg�osi� t� mow� albo te� podzia�a� tu czar g�adkiego wys�awiania si�, jaki, zdj�ta wsp�czuciem, rzuci�a na� Gwendeling. Tak czy owak ocali�o mu to �ycie, za� Melko, widz�c si�� gnoma, przyj�� go na s�u�b� do swej kuchni. Pochlebstwo zawsze mia�o s�odki smak dla tego w�adcy i pomimo wielkiej przenikliwo�ci cz�sto dawa� wiar� k�amstwom tych, kt�rymi w�a�ciwie nale�a�oby pogardza�, a kt�rzy oszukiwali go przymilnymi s�owy. Tak wi�c Melko odda� Berena na s�u�b� do Tevilda, Ksi�cia Kot�w, kt�ry dostarcza� mi�so na sto�y w�adcy. By� to wierny s�uga Melka, najpot�niejszy na �wiecie kot, o kt�rym powiadano, �e jest op�tany przez z�ego ducha. Trzeba wiedzie�, �e od czasu s�u�by Berena u Tevilda, cho� rz�dy Melka dawno si� sko�czy�y, a jego bestie przesta�y by� gro�ne, a� do dzi� panuje g��boka nienawi�� pomi�dzy kotami a elfami. Zaprowadzono wi�c Berena do mrocznych komnat Ksi�cia Kot�w. Gnoma przepe�nia� l�k, nie spodziewa� si� bowiem takiego obrotu sprawy. Wsz�dzie siedzieli totumfaccy Ksi�cia, machaj�c i ko�ysz�c swymi pi�knymi ogonami, a ich l�ni�ce oczy jarzy�y si� w ciemno�ciach jak zielone, ��te i czerwone lampki. Sam Tevildo zasiada� najwy�ej; by� pot�nym, czarnym jak w�giel kotem, o w�skich sko�nych oczach, kt�re na zmian� l�ni�y to czerwonym, to zielonym blaskiem. Jego wielkie siwe w�sy by�y sztywne i ostre jak ig�y. Wydawa� si� uosobieniem z�a. Mruczenie Tevilda przypomina�o warkot b�bn�w, a jego prychni�cia brzmia�y jak pomruki burzy. Kiedy za� z jego gard�a dobywa� si� mro��cy krew w �y�ach ryk gniewu, zwierz�ta i ptaki nieruchomia�y jak kamienie lub nawet pada�y bez �ycia. Na widok Berena Tevildo zmru�y� oczy tak, �e wygl�da�o, jakby je zamkn�� i powiedzia�: - �mierdzi psem. W tym samym momencie poczu� do Berena gwa�town� niech��, gnom by� bowiem wielkim mi�o�nikiem ps�w, kt�re hodowa� w swym domu w dziczy. - C� to? - odezwa� si� ponownie Tevildo, tym razem zwracaj�c si� do s�u��cych Melka. - O�mielacie si� przyprowadza� t� istot� przed moje oblicze, nie czekaj�c, a� rozka��, by stawi�a si� na spotkanie? Ci jednak, kt�rzy przywiedli do� Berena, odparli: - Uczynili�my to na rozkaz kr�la, ten nieszcz�sny elf ma sp�dzi� bowiem reszt� �ycia jako tw�j podw�adny, �owi�c zwierz�ta i ptaki. - Doprawdy, wydaj�c to polecenie m�j pan musia� spa� lub b��dzi� my�lami - parskn�� pogardliwie wielki kocur. - Jak�e bowiem mog�o przyj�� mu do g�owy, i� dzieci� Eldar�w oka�e si� pomocne Ksi�ciu Kot�w i jego pobratymcom w chwytaniu ptak�w lub zwierz�t. R�wnie dobrze m�g�by przys�a� mi jakiego� �lamazarnego cz�owieka. Wiadomo wszak, �e zar�wno w�r�d elf�w, jak i w�r�d ludzi nie ma nikogo, kto m�g�by rywalizowa� z nami w �owieckich umiej�tno�ciach. Mimo to postanowi� podda� Berena pr�bie, ka��c mu schwyta� trzy myszy, bo jak powiedzia� "moje apartamenty a� si� od nich roj�". W rzeczywisto�ci nie by�o to prawd�, cho� istotnie �y�o tam kilka myszy, nale��cych do nadzwyczaj dzikiego, z�ego, czarodziejskiego gatunku, bo tylko takie odwa�y�y si� zamieszka� w owym miejscu. By�y wi�ksze od szczur�w i bardzo silne. Tevildo pozwoli� im znale�� schronienie w ciemnych zakamarkach swoich komnat - po to, by urz�dza� na nie prywatne polowania. Dba� te�, aby ich liczba zanadto si� nie zmniejsza�a. Beren polowa� na myszy przez trzy dni, nie maj�c jednak nic, z czego m�g�by zbudowa� pu�apk� - a nie sk�ama�, m�wi�c Melkowi, i� jest zr�czny w konstruowaniu takich mechanizm�w. �owi� myszy na pr�no, a ca�y jego wysi�ek nie przyni�s� nic pr�cz pok�sanych palc�w. Tevildo rozgniewa� si� i szydzi� ze� bezlito�nie, jednak ani on, ani jego pobratymcy nie wyrz�dzili Berenowi �adnej krzywdy, poniewa� Melko stanowczo im tego zakaza�. Mimo to wiele z�ych chwil prze�y� gnom w niewoli u Tevilda. Uczyniono ze� pomywacza i dni up�ywa�y mu na myciu pod��g i naczy�, szorowaniu sto��w, r�baniu drewna oraz noszeniu wody. Cz�sto te� rozkazywano mu obraca� ro�en, na kt�ry nadziane by�y piek�ce si� dla kot�w ptaki lub t�uste myszy. Sam jednak rzadko mia� czas na jedzenie i sen, wychud� wi�c i wygl�da� jak starzec. Cz�sto �a�owa�, �e jego noga w og�le posta�a w Hisilome i �e kiedykolwiek ujrza� ta�cz�c� Tinuviel. Pi�kna c�rka Tinwelinta d�ugo p�aka�a po odej�ciu Berena i nie ta�czy�a ju� wi�cej po�r�d drzew, cho� Dairon, nie rozumiej�c przyczyn jej smutku, gniewa� si� na ni� za to. Ona jednak zd��y�a ju� pokocha� wyzieraj�c� zza ga��zi twarz Berena i odg�os jego krok�w, kiedy bieg� jej �ladem przez las. Pragn�a ponownie us�ysze� g�os gnoma t�sknie wo�aj�cy ponad strumieniem u wr�t siedziby jej ojca: "Tinuviel, Tinuviel". Nie mog�a ta�czy�, skoro Beren odszed� do straszliwej siedziby Melka, a mo�e nawet ju� nie �y�. Jej my�li sta�y si� w ko�cu tak ponure, �e uda�a si� po pomoc do matki - nie o�mieli�aby si� bowiem p�j�� do ojca lub cho�by pozwoli�, by ten zobaczy� jej �zy. - O, Gwendeling, matko moja - rzek�a. - U�yj swej magii i powiedz mi, co dzieje si� z Berenem? Czy jest bezpieczny? - Nie - odpar�a kobieta. - �yje wprawdzie, ale �le mu si� wiedzie. Nadzieja umar�a w jego sercu, sta� si� bowiem niewolnikiem w s�u�bie Tevilda, Ksi�cia Kot�w. - W takim razie - o�wiadczy�a Tinuviel - musz� wyruszy�, by mu pom�c, nikt bowiem pr�cz mnie tego nie uczyni. Gwendeling nie roze�mia�a si�, jako �e niezale�nie od wielu innych zalet by�a tak�e m�dra i przewiduj�ca, uwa�a�a jednak za rzecz nie do pomy�lenia, by elfina, a w dodatku panna, c�rka kr�la, wyrusza�a bez opieki do ziem Melka. Nawet w tamtych czasach, przed Bitw� �ez, kiedy pot�ga Melka nie by�a a� tak wielka, gdy� nie zd��y� jeszcze wprowadzi� w �ycie swoich plan�w i utka� misternej sieci k�amstw, wydawa�o si� to czym� niewyobra�alnym. Gwendeling jednak�e poprzesta�a na �agodnym upomnieniu c�rki, by nie m�wi�a podobnych g�upstw. - Musisz wobec tego ub�aga� o pomoc mojego ojca - powiedzia�a Tinuviel. - Niechaj wy�le do Angamandi wojownik�w i uwolni Berena z r�k Ainura Melka. Z mi�o�ci do c�rki Gwendeling spe�ni�a jej pro�b�, ale to jedynie rozgniewa�o Tinwelinta tak, �e dziewczyna �a�owa�a, i� w og�le wyjawi�a swoje pragnienia. Ojciec zakaza� jej zar�wno wspomina�, jak i my�le� o Berenie i poprzysi�g�, i� zabije go, je�li raz jeszcze pojawi si� na jego ziemiach. Wobec tego po g��bokim namy�le Tinuviel uda�a si� do Dairona, b�agaj�c, aby brat wyruszy� razem z ni� do Angamandi. Dairon nie �ywi� jednak do Berena ciep�ych uczu�, odrzek� wi�c: - Czemu mia�bym nara�a� si� na najgorsze na �wiecie niebezpiecze�stwo dla jakiego� w�drownego le�nego gnoma? W rzeczy samej nie mog� darzy� go sympati�, popsu� bowiem nasz� wsp�ln� zabaw�, nasze muzykowanie i taniec. Co gorsza, Dairon opowiedzia� kr�lowi, czego za��da�a ode� Tinuviel. Nie uczyni� tego w z�ych zamiarach, lecz z obawy, �e wiedziona szalonym porywem serca siostra ucieknie, nara�aj�c si� na �mier�. Us�yszawszy to, Tinwelint wezwa� do siebie c�rk� i rzek� jej: - Czemu, moja panno, nie porzuci�a� owych g�upstw i budzisz m�j gniew? Tinuviel nic nie odpowiedzia�a na te s�owa, kr�l za� za��da�, by obieca�a mu, �e nie b�dzie wi�cej my�la�a o Berenie ani nie pr�bowa�a poszukiwa� go, pod��aj�c w swym szale�stwie do krainy z�a - czy to samotnie, czy to nak�oniwszy kogo�, by jej towarzyszy�. Dziewczyna odrzek�a jednak, �e co do pierwszego, nie mo�e tego przyrzec, co za� tyczy drugiej kwestii, obiecuje jedynie, �e nie b�dzie namawia� nikogo z poddanych ojca, aby razem z ni� uda� si� do krainy Melka. Jej s�owa ogromnie rozgniewa�y Tinwelinta, pr�cz z�o�ci za� czu� tak�e l�k, bardzo bowiem kocha� Tinuviel i ba� si� o ni�. Zdaj�c sobie spraw�, �e nie jest w stanie na zawsze zamkn�� swej c�rki w pieczarach, dok�d dochodzi�y jedynie s�abe przeb�yski �wiat�a, powzi�� pewien plan. Nad wej�ciem do jego podziemnego pa�acu wznosi�a si� opadaj�ca ku rzece skarpa, nad kt�r� ros�y pot�ne buki. Jeden z nich zwa� si� Hirilorna, Kr�lowa Drzew, by� bowiem niezwykle pot�ny i roz�o�ysty. Mia� tak rozszczepiony pie�, i� wydawa�o si�, �e to nie jedno, lecz trzy drzewa razem wyrastaj� z ziemi. Wszystkie trzy pnie by�y pi�kne: okr�g�e i proste, za� ich szara kora wygl�da�a jak jedwab i a� do wysoko�ci znacznie przewy�szaj�cej cz�owieka by�a idealnie g�adka, nie zeszpecona �adnymi ga��ziami ani s�kami. Tinwelint rozkaza�, by tak wysoko, jak tylko si�ga�y najwy�sze drabiny, wybudowa� na tym dziwnym drzewie ma�y drewniany domek. Znalaz� si� on wy�ej ni� pierwsze konary, tak wi�c ca�kowicie skrywa�y go li�cie. Chatka mia�a trzy k�ty i trzy okna, po jednym na ka�dej �cianie. Ka�dy r�g opiera� si� o jeden pie� Hirilorny. Tinwelint rozkaza� c�rce, �eby zamieszka�a w tym domku do czasu, p�ki nie zm�drzeje, kiedy za� wesz�a do �rodka, zabrano drabin�, tak �e nie by�o sposobu, by Tinuviel mog�a si� stamt�d wydosta�. Przynoszono jej jednak wszystko, czego za��da�a - s�u�ba codziennie przystawia�a drabin�, aby podawa� kr�lewskiej c�rce po�ywienie, p�niej jednak drabin� ponownie odsuwano, kr�l bowiem zagrozi� �mierci� ka�demu, kto by zostawi� j� opart� o pie�. U st�p drzewa ca�y czas siedzia� stra�nik, cz�sto te� przychodzi� tam Dairon, zasmucony tym, co si� sta�o, jako �e bez siostry czu� si� bardzo samotny. Tinuviel jednak pocz�tkowo wola�a mieszka� w domku w�r�d li�ci ni� w jaskini. Wygl�daj�c przez male�kie okienko s�ucha�a, jak brat wygrywa pod drzewem swe najs�odsze melodie. Pewnej nocy nawiedzi� wszak�e Tinuviel sen o Berenie, a jej serce powiedzia�o: "Chc� odej�� i poszuka� go, mimo �e wszyscy inni ju� o nim zapomnieli". Kiedy si� zbudzi�a, przez ga��zie prze�wieca�y promienie ksi�yca, ona za� zamy�li�a si� g��boko, w jaki spos�b mog�aby st�d uciec. Jako c�rce Gwendeling magia i czary nie by�y jej obce, powzi�a zatem pewien plan. Nast�pnego dnia poprosi�a s�u��cego, aby przyni�s� jej troch� czystej wody z p�yn�cego nie opodal strumienia. - Musi ona jednak zosta� nabrana o p�nocy w srebrne naczynie - zastrzeg�a. - I temu, kto j� b�dzie ni�s�, nie wolno wypowiedzie� ani s�owa. Nast�pnie za��da�a wina. - Chc� je dosta� w samo po�udnie, w z�otej karafce, za� cz�owiek, kt�ry tu z nim przyjdzie, musi, nios�c je, �piewa�. S�u�ba wype�ni�a jej rozkazy, nie m�wi�c o nich ani s�owa Tinwelintowi. - Id� teraz do mojej matki - poleci�a nast�pnie s�u��cemu - i powiedz jej, �e chcia�abym dosta� wrzeciono, musz� czym� wype�ni� d�ugie, nu��ce godziny. Ub�aga�a te� w sekrecie Dairona, by zrobi� dla niej niewielki ko�owrotek, kt�ry zmie�ci�by si� w jej male�kim domku. - Co jednak b�dziesz prz�d�a i tka�a? - zapyta� brat. - Czary i zakl�cia - odpar�a Tinuviel, za� Dairon nie odgad� jej zamiar�w, nie powiedzia� te� o pro�bie siostry kr�lowi ani Gwendeling. Nuc�c magiczn� melodi� Tinuviel zmiesza�a ze sob� wino i wod�, po czym wla�a je do z�otego naczynia i za�piewa�a pie�� o rosn�cych w�osach. Nast�pnie przela�a nap�j do srebrnej misy i za�piewa�a inn� piosenk�, w kt�rej pojawia�y si� nazwy wszystkich najwy�szych i najd�u�szych rzeczy na ziemi: brody Indravang�w, ogona Karkarasa, tu�owia Glorunda, pnia Hirilorny, miecza Nandor�w. Nie zapomnia�a r�wnie� o �a�cuchu Angainorze wykonanym przez Aulego i Tulkasa ani o szyi olbrzyma Gilima. W ko�cu, jako rzecz najd�u�sz� ze wszystkich, wymieni�a w�osy Uineny, Pani M�rz, kt�rej loki rozci�gaj� si� na wszystkie wody �wiata. Kiedy sko�czy�a, pola�a sobie g�ow� wod� pomieszan� z winem, �piewaj�c przy tym trzeci� pie�� o najg��bszym �nie. Wtedy jej ciemne, pi�kne jak najdelikatniejsze nitki zmierzchu w�osy zacz�y bardzo szybko rosn�� i ju� po dwunastu godzinach zakry�y ca�� pod�og� ma�ej izdebki. Uszcz�liwiona powodzeniem czar�w dziewczyna uda�a si� na spoczynek, a gdy si� obudzi�a, pok�j pe�en by� czarnych lok�w. Wkr�tce jej w�osy sp�yn�y przez okna i oplot�y trzy pnie drzewa. Z trudem uda�o si� Tinuviel odnale�� no�yczki i obci�� g�ste pukle, kt�re wtedy odros�y jej na g�owie ju� tylko na tak� d�ugo��, jak� mia�y poprzednio. Tak oto zacz�a si� praca dziewczyny, a cho� wykonywa�a j� ze zr�czno�ci� w�a�ciw� elfom, prz�dzenie i tkanie trwa�o wiele dni. Ka�demu wi�c, kto zbli�a� si� do drzewa, nakazywa�a, by odszed�. - Jestem zm�czona i pragn� jedynie spa� - m�wi�a. Najbardziej zdumiewa�o to Dairona, kt�ry cz�sto wo�a� siostr�, ta za� nie odzywa�a si� do� ani s�owem. Z g�stych lok�w utka�a Tinuviel kruczoczarn� sukni�, nas�czon� magiczn� senno�ci�. �w czar by� wi�kszy nawet od tego, jaki spowija� szat�, noszon� przez jej matk�, kiedy ta�czy�a dawno, dawno temu przed wzej�ciem S�o�ca. Tinuviel okry�a t� sukni� swe l�ni�ce, bia�e szaty, a pozosta�e w�osy splot�a w mocn� lin�, kt�r� przyczepi�a do pnia drzewa. S�o�ce ju� zachodzi�o i w lesie zapada� zmierzch, kiedy cichym, niskim g�osem zacz�a �piewa� dziwn� pie��, jednocze�nie spuszczaj�c w d� lin�. W�wczas to senna mg�a otuli�a g�owy i twarze pe�ni�cych wart� stra�nik�w, kt�rzy zas�uchani w �piew Tinuviel zapadli nagle w g��boki sen. Wtedy przebrana w sw�j ciemny str�j dziewczyna zwinnie niczym wiewi�rka zsun�a si� na ziemi�. Ta�cz�c wbieg�a na most i zanim pilnuj�cy go stra�nicy zdo�ali cho�by krzykn��, min�a ich, muskaj�c skrajem szaty. Wtedy i oni zapadli w sen, Tinuviel za� uciek�a tak szybko, jak tylko by�y w stanie j� nie�� rozta�czone stopy. Na wie�� o ucieczce c�rki Tinwelint zmartwi� si� ogromnie i rozgniewa�. Ca�y dw�r wype�ni� nieopisany zgie�k, a wszystkie lasy rozbrzmia�y odg�osami po�cigu. Jednak Tinuviel znajdowa�a si� ju� daleko, dotar�a bowiem a� do mrocznego podn�a G�r Nocy. Powiadaj�, �e pod��aj�cy jej �ladem Dairon zgubi� si� i nigdy nie wr�ci� ju� do Elfinesse, lecz przyby� do Palisoru, gdzie nadal wygrywa� czu�e, magiczne melodie i przepe�niony t�sknot� b��ka� si� samotnie po�r�d las�w po�udnia. Znalaz�szy si� z dala od domu, na my�l o tym, na co si� porwa�a i co j� jeszcze czeka, Tinuviel poczu�a nag�y l�k. Zatrzyma�a si� i zap�aka�a z �alu, �e nie ma razem z ni� Dairona. W rzeczywisto�ci, jak powiadaj�, znajdowa� si� on niedaleko, b��dz�c w�r�d wysokich sosen Lasu Nocy, gdzie p�niej Turin zabi� przez pomy�k� Belega. Tinuviel przechodzi�a obok owych miejsc, nie wkroczy�a jednak w t� ciemn� stref�. Odzyskawszy spok�j, ruszy�a przed siebie, dzi�ki za� magicznym zdolno�ciom oraz cudownemu zakl�ciu i czarowi snu nie grozi�y jej niebezpiecze�stwa, na jakie nara�ony by� Beren. Mimo to mia�a przed sob� d�ug�, trudn� i wyczerpuj�c� podr�. Musisz za� wiedzie�, Eriolu, �e w owych czasach Tevild mia� k�opoty z jedna tylko rzecz� na �wiecie - z rodem Ps�w. Wiele spo�r�d nich nie odnosi�o si� do Kot�w ani przyja�nie, ani wrogo, poniewa� jako poddani Melka stali si� r�wnie dzicy i okrutni jak inne zwierz�ta. Z najdzikszych i najokrutniejszych w�adca wyhodowa� ras� wilk�w, szczeg�lnie mi�� jego sercu. Czy� w�a�nie to nie wielki szary wilk, Karkaras Stalowy Kie�, ojciec wszystkich wilk�w, strzeg� w�wczas i jeszcze d�ugo p�niej bram Angamandi? Wiele by�o jednak�e ps�w, kt�re ani nie p�aszczy�y si� przed Melkiem, ani nie �y�y w l�ku przed nim. Mieszka�y w siedzibach ludzi, strzeg�c ich przed z�em, lub te� b��ka�y si� po lasach Hisilome, przemierzaj�c g�rskie prze��cze i zap�dzaj�c si� niekiedy a� po granice Artanoru czy te� innych krain le��cych na po�udniu. Je�li za� kt�rykolwiek z nich spostrzeg� Tevilda b�d� jego krewniak�w czy poddanych, zaczyna� w�ciekle ujada� i rzuca� si� za nimi w pogo�. I cho� rzadko zdarza�o si�, by jaki� kot straci� �ycie - odznacza�y si� one bowiem wielk� zwinno�ci�, wspina�c si� na drzewa i ukrywaj�c si�, a wspomaga�a je moc Melka - obecno�� ps�w wywo�ywa�a w nich l�k. Sam Tevildo nie musia� si� ba� - by� r�wnie silny co najwi�ksi z przeciwnik�w, a jednocze�nie szybszy i zwinniejszy od nich wszystkich, wyj�wszy Huana, Przyw�dcy Ps�w. Huan by� tak zr�czny, �e pewnego razu uda�o mu si� posmakowa� futra Tevilda i cho� przeciwnik odp�aci� mu za to ciosem swych pot�nych pazur�w, duma Ksi�cia Kot�w zosta�a ura�ona, tote� gor�co pragn�� zem�ci� si� na wrogu. Wielkie szcz�cie mia�a Tinuviel, �e spotka�a w lesie Huana, chocia� w pierwszej chwili przerazi�a si� �miertelnie i rzuci�a do ucieczki. Huan dogoni� j� jednak dwoma susami i �agodnym, g��bokim g�osem powiedzia� w j�zyku Porzuconych Elf�w, by si� go nie obawia�a. - Czemu� to widz� tu najpi�kniejsz� ze wszystkich elfin, jak w�druje samotnie tak blisko siedziby Z�ego Ainura? - zapyta�. - Czy�by� nie wiedzia�a, �e jest to bardzo niebezpieczne miejsce, moja ma�a, nawet dla kogo�, kto przybywa tu ze sw� dru�yn�, za� dla samotnych mo�e okaza� si� �mierteln� pu�apk�? - Wiem o tym - odrzek�a Tinuviel. - Nie przywiod�o mnie tu jednak wcale zami�owanie do w��cz�gi. Szukam Berena. - Co wiesz o Berenie? - zdziwi� si� Huan. - Czy naprawd� znasz Berena, syna s�ynnego my�liwego w�r�d elf�w, Egnora bo-Rimiona, mojego przyjaciela z dawnych czas�w? - Nie wiem, czy to m�j Beren jest twym przyjacielem, szukam bowiem Berena, kt�ry przyw�drowa� tutaj zza Gorzkich Wzg�rz. Pozna�am go w lesie nie opodal siedziby mego ojca. Moja matka, Gwendeling, dzi�ki swej m�dro�ci dowiedzia�a si�, i� uczyniono ze� niewolnika okrutnego Tevilda, Ksi�cia Kot�w. Nie wiem, czy to prawda i czy nie spotka�o go co� jeszcze gorszego. Przyby�am tu, by go odszuka�, cho� nie mam poj�cia, jak tego dokona�. - Wobec tego mo�e ja poddam ci jak�� my�l - rzek� Huan. - Powinna� mi zaufa�, jam bowiem jest Huan, Przyw�dca Ps�w, najwi�kszy wr�g Tevilda. Odpocznij teraz w cieniu drzew, ja za� rozwa��, co mo�emy zrobi�. Tinuviel post�pi�a tak, jak jej radzi� i znu�ona podr� szybko zapad�a w sen, Huan za� ca�y czas czuwa� u jej boku. - Chyba za d�ugo odpoczywa�am - rzek�a, obudziwszy si�. - Powiedz mi, co wymy�li�e�, Huanie? - Zawi�e i trudne to zadanie - odpar� Przyw�dca Ps�w - tote� zdo�a�em u�o�y� jedynie nast�puj�cy plan: kiedy s�o�ce znajdzie si� wysoko na niebie, zakradniesz si�, je�li starczy ci odwagi, w pobli�e siedziby Ksi�cia. O tej porze Tevildo oraz wi�kszo�� jego domownik�w wyleguj� si� na tarasach pod bram� zamku. Spr�bujesz dowiedzie� si�, czy Beren jest po�r�d nich, zgodnie z tym, co powiedzia�a ci matka. Ja b�d� czeka� nie opodal, ukryty w�r�d drzew. Uradujesz mnie i pomo�esz samej sobie, je�li, niezale�nie od tego, czy spostrze�esz Berena, czy nie, staniesz przed Tevildem i opowiesz mu, �e przypadkowo natkn�a� si� na Huana, kt�ry ci�ko chory le�y w pobliskim lesie. Nie wska�esz mu oczywi�cie miejsca, lecz zaproponujesz, �e sama przywiedziesz go do mnie. Zobaczysz w�wczas, jak� b�d� mia� dla niego niespodziank�. S�dz�, �e je�li przyniesiesz mu takie wie�ci, Tevildo nie potraktuje ci� �le ani nie spr�buje zatrzyma�. W ten spos�b Huan zamierza� jednocze�nie wyzwa� Tevilda na pojedynek - a nawet, gdyby by�o to mo�liwe, zabi� go - oraz uwolni� Berena, kt�ry, jak s�dzi�, by� umi�owanym przez psy z Hisilome synem Egnora. Us�yszawszy imi� Gwendeling, domy�li� si�, �e napotkana dziewczyna jest ksi�niczk� Le�nych Elf�w i pragn�� jej pom�c, tym bardziej �e jej s�odycz zmi�kczy�a mu serce. Tinuviel odzyska�a ju� r�wnowag� ducha i Huan podziwia� jej odwag�. Tak d�ugo, jak to by�o mo�liwe, pod��a� za ni� ukradkiem, a� w ko�cu znikn�a mu z oczu, opuszczaj�c schronienie w�r�d drzew i wychodz�c na poro�ni�t� wysok� traw� ��k�, na kt�rej gdzieniegdzie ros�y krzewy. Tu, poni�ej skalnego rumowiska, �wieci�o s�o�ce, jednak ponad wzg�rzami, jak zawsze w Angamandi, k��bi�y si� czarne chmury. Tinuviel nie starczy�o odwagi, by popatrze� na to ponure k��bowisko ob�ok�w, tak wielki przyt�acza� j� strach. Mia�a wra�enie, �e ziemia pod jej stopami unosi si�, a trawa wydziela silniejszy zapach i ko�ysze si� mocniej ni� zwykle. Zdj�ta l�kiem dotar�a do skalnego urwiska, opadaj�cego zupe�nie pionowo w d� - tam, pod kamienn� p�k�, mie�ci� si� zamek Tevilda. Nie prowadzi�a do� �adna �cie�ka; zbocze g�ry opada�o po prostu, taras za tarasem, a� do skraju lasu. Nikt nie m�g� dosta� si� do siedziby Ksi�cia Kot�w inaczej jak tylko czyni�c wielkie skoki ze stopnia na stopie�. Im bli�ej zamku, tym owe stopnie stawa�y si� coraz bardziej strome. Budowla posiada�a zaledwie kilka okien, z kt�rych �adnego nie umieszczono tu� nad ziemi� - nawet wielka brama si�ga�a tam, gdzie w ludzkich siedzibach buduje si� okna na pi�trze. Szeroki i p�aski dach zamku wystawiony by� na dzia�anie s�onecznych promieni. Przestraszona Tinuviel zbli�y�a si� do najni�szego tarasu i z przera�eniem popatrzy�a na ciemne gmaszysko zajmuj�ce szczyt wzg�rza. Podesz�a do skalnego za�omu i ujrza�a przed sob� samotnego kota, kt�ry le�a� w s�o�cu i, jak si� zdawa�o, spa�. Kiedy jednak stan�a przed nim, otworzy� ��te oczy i zerkn�wszy na ni�, powsta�. - Uciekaj st�d, ma�a panienko - powiedzia�, przeci�gaj�c si� i podchodz�c do niej. - Czy�by� nie wiedzia�a, �e wkroczy�a� na s�oneczne ziemie jego wysoko�ci Tevilda i jego pobratymc�w? Tinuviel ogarn�� jeszcze wi�kszy l�k, postara�a si� jednak odpowiedzie� na te s�owa tak �mia�o, jak tylko potrafi�a: - Wiem o tym, �askawy panie. Owo "panie" sprawi�o staremu kotu wielk� przyjemno��, by� on bowiem w rzeczywisto�ci jedynie zwyk�ym stra�nikiem bram zamku. - Chcia�abym wszak�e - ci�gn�a dziewczyna - aby� by� tak �askawy i zaprowadzi� mnie teraz przed oblicze twego Ksi�cia. Nawet je�li �pi - doda�a, bowiem zdumiony stra�nik wyprostowa� ogon i wyra�nie mia� zamiar odm�wi� jej pro�bie. - Mam piln� i wa�n� wiadomo��, kt�ra jednak przeznaczona jest wy��cznie dla jego uszu. Prowad� mnie wi�c do niego, �askawy panie - za��da�a. Ponownie tytu�owany "panem" kot tak g�o�no zamrucza� z zadowolenia, �e Tinuviel odwa�y�a si� pog�aska� jego brzydk� g�ow�, wi�ksz� nie tylko od jej w�asnej, ale nawet od g��w wszystkich znanych jej ps�w. - Chod� zatem za mn� - powiedzia� przeb�agany tym gestem Umuiyan, tak bowiem mia� na imi� stra�nik. Chwyci� niepodziewanie Tinuviel za ramiona i, ku jej przera�eniu, posadzi� j� sobie na grzbiecie. Uczyniwszy to, jednym susem przeskoczy� na wy�szy taras. - Masz szcz�cie - doda�, zatrzymuj�c si� i pomagaj�c dziewczynie zsun�� si� na ziemi� - �e akurat dzi� m�j pan, Tevildo, odpoczywa na tym niskim tarasie, z dala od zamku. Ogarn�a mnie bowiem dziwna s�abo�� i senno��, tak �e pewnie nie by�bym w stanie zanie�� ci� wy�ej. - Tinuviel mia�a na sobie sw� czarn� sukni�. To powiedziawszy, Umuiyan ziewn�� pot�nie i przeci�gn�wszy si�, zaprowadzi� go�cia przez taras ku szerokiemu legowisku z nagrzanych kamieni, na kt�rym spoczywa�o przera�aj�ce cielsko Tevilda. Kot mia� zamkni�te oczy. Stra�nik podszed� do niego i cicho szepn�� mu do ucha: - Pewna dziewczyna liczy na tw� �askawo��, m�j panie. Ma ci pono� do przekazania co� tak wa�nego, �e nie pos�ucha�a nawet, kiedy kaza�em jej odej��. Jego s�owa sprawi�y, �e Tevildo machn�� gniewnie ogonem i otworzy� jedno oko. - Cokolwiek ma do powiedzenia - mrukn�� - niech zrobi to szybko, jako �e nie jest to pora, by domaga� si� audiencji u Tevilda, Ksi�cia Kot�w... - Wybacz, m�j panie - odezwa�a si� Tinuviel - i nie z�o�� si�. Nie s�dz�, by� mia� mi za z�e, �e tu przysz�am, kiedy us�yszysz, z czym przybywam. Jest to jednak sprawa, o kt�rej nawet szeptem wol� nie m�wi� tutaj, gdzie wieje wiatr - doda�a, zerkaj�c w stron� lasu, jakby w obawie przed czym�, co kry�o si� mi�dzy drzewami. - W takim razie wyno� si� st�d - warkn�� Tevildo. - �mierdzisz psem, a c� za dobr� nowin� mo�e przynie�� kotu elf, kt�ry mieszka w�r�d ps�w? - To, �e czu� ode mnie psa, nie jest niczym dziwnym, panie, bowiem w�a�nie jednemu z nich uciek�am. Jest to zaiste wyj�tkowo pot�ny pies, kt�rego imi� zapewne nie jest ci obce. Tym razem uda�o si� jej zaciekawi� Tevilda. Otworzy� oczy i przeci�gn�wszy si� trzykrotnie, nakaza� stra�nikowi, by wprowadzi� Tinuviel do wn�trza zamku. Umuiyan, tak jak poprzednio, ponownie posadzi� sobie dziewczyn� na grzbiecie. Tinuviel ogarn�� strach, poniewa� osi�gn�a ju� to, czego pragn�a - zaproszenie do zamku Tevilda oraz szans� przekonania si�, czy jest tam Beren - lecz nie znaj�c dalszych plan�w Huana, nie mia�a poj�cia, co si� z ni� teraz stanie. W istocie rzeczy, gdyby tylko mog�a, pewnie uciek�aby z tego miejsca. Koty wszak�e zacz�y ju� wspina� si� z tarasu na taras do zamku. Nios�cy Tinuviel Umuiyan zdo�a� jednak�e zrobi� ledwie dwa susy w g�r�, a ju� przy trzecim potkn�� si�, sprawiaj�c, �e dziewczyna krzykn�a przestraszona. - Co si� z tob� dzieje, ty niedo��go? - zapyta� Tevildo. - Mo�e nasta� czas, by� porzuci� s�u�b� u mnie, skoro wiek tak pr�dko da� ci si� we znaki? - Nie, nie, panie - odrzek� stra�nik. - Sam nie wiem, co mi si� sta�o. Moje oczy zasz�y mg��, a g�owa dziwnie mi ci��y. - Wypowiadaj�c te s�owa zachwia� si� jak pijany i upad�. Tinuviel ze�lizgn�a si� z jego grzbietu, pozostawiaj�c kota pogr��onego w g��bokim �nie. Bardzo rozgniewa�o to Tevilda, kt�ry pochwyci� dziewczyn� - nie czyni�c tego bynajmniej �agodnie - i sam zani�s� j� do zamku. Tam rozkaza�, by zsun�a si� z jego grzbietu, a potem rykn�� tak pot�nie, �e �ciany i ciemne korytarze budowli rozbrzmia�y przera�aj�cym echem. Natychmiast zewsz�d po�pieszyli ku niemu s�u��cy, z kt�rych jednemu polecono wr�ci� do Umuiyana, zwi�za� go i zrzuci� ze ska�. - Na p�nocn� stron�, tam gdzie urwisko jest bardziej strome - doda� w�adca. - Nie mo�e mi si� wi�cej na nic przyda�, gdy� wiek sprawi�, i� nie potrafi pewnie stawia� krok�w. Tinuviel zadr�a�a s�ysz�c, z jak bezlitosn� besti� ma do czynienia. Sam Tevildo tak�e jednak ziewa� i potyka� si� nieustannie, jakby zapadaj�c w drzemk�. Mimo to poleci� s�u�bie, by zaprowadzi�a dziewczyn� do jednej z komnat w g��bi zamku - tej, gdzie zwykle zasiada� do posi�k�w ze swymi najwy�szymi dostojnikami. W sali unosi� si� przera�liwy smr�d, a wsz�dzie wok� le�a�y ko�ci. Nie by�o tu okna, a jedynie pojedyncze drzwi oraz prze�wit ��cz�cy komnat� z wielkimi zamkowymi kuchniami. Wpada� przeze� czerwony blask, kt�ry lekko roz�wietla� ciemno�� panuj�c� w pomieszczeniu. Kiedy Tinuviel zosta�a sama, poczu�a si� tak przera�ona, �e przez chwil� nie by�a zdolna do najl�ejszego ruchu. Wkr�tce jednak strach min��, a jej wzrok przywyk� do mroku i mog�a rozejrze� si� woko�o. By�a zwinna, nie zastanawiaj�c si� wi�c specjalnie, bez wysi�ku wskoczy�a na szeroki, znajduj�cy si� niezbyt wysoko nad ziemi� parapet, nale��cy do owego kuchennego prze�witu. Uchyliwszy ci�k� pokryw�, zerkn�a w g��b i zobaczy�a obszern� podziemn� kuchni�, w kt�rej p�on�� wielki ogie�. Ujrza�a te� pracuj�cych tam kucharzy, z kt�rych wi�kszo�� stanowi�y koty, chocia�... pot�ne p�omienie o�wietli�y nagle skrzywionego z wysi�ku Berena i Tinuviel rozp�aka�a si�, widz�c jego niedol�. W tej samej chwili us�ysza�a ochryp�y g�os Tevilda. - Gdzie�, w imi� Melka, znikn�� ten szalony elf? Przestraszona Tinuviel przypad�a do muru, ale pot�ny kot zobaczy� j� ju� i krzykn��: - A wi�c ma�y ptaszek nie chce wi�cej �piewa�. Chod� tutaj albo sam ci� stamt�d wyci�gn�, nie dopuszczam bowiem elf�w przed swe oblicze po to, aby ze mnie kpi�y. W�wczas, po cz�ci ze strachu, po cz�ci za� maj�c nadziej�, �e jej czysty g�os dotrze do uszu Berena, Tinuviel pocz�a opowiada� swoj� histori� tak g�o�no, �e a� echo odbija�o si� od �cian. - Ciszej, droga panienko - upomnia� j� Tevildo. - Je�li sprawa, z kt�r� przychodzisz, jest tak� tajemnic�, nie nale�y o niej wrzeszcze�. - Nie m�w do mnie w ten spos�b - za��da�a z uraz� dziewczyna - bo cho� jeste� pot�nym W�adc� Kot�w, to czy� nie stoi przed tob� Tinuviel, ksi�niczka elf�w, kt�ra zboczy�a z drogi tylko po to, by wy�wiadczy� ci przys�ug�? - Wypowiadaj�c te s�owa krzycza�a za� jeszcze g�o�niej ni� poprzednio. Z kuchni dobieg� nagle g�o�ny brz�k, jak gdyby kto� przewr�ci� ca�e stosy metalowych i glinianych naczy�. - To na pewno ten g�upi elf Beren - wa