5656
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5656 |
Rozszerzenie: |
5656 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5656 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5656 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5656 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Andrzej �wiech
mEwangelia wed�ug Emmanuela
Wybuch�a ci kiedy� w g�owie bomba?
To w�a�nie tak jest. Wybuch bomby w g�owie - a ja jestem tylko pos�a�cem.
Trzeba to pokocha�, normalnie. Trzeba pokocha�, takie, jakie jest, tak jak mo�na to opowiedzie� - wybuchaj�ca biel,
w�ciek�a i wszechogarniaj�ca biel, od kt�rej bol� oczy. Boli m�zg, odrywany p�atami i bol� roz�upywane ko�ci czaszki.
G�owa p�ka - milimetr po milimetrze w niesko�czonej i cichej pustce. Cholerne logiczne zimno przemyka po sk�rze
b�yszcz�cej od rozpalonego �wiat�em wn�trza o beznami�tnej barwie; u mnie jest to kolor wypolerowanej stali. Ca�e
cia�o - zimno. Powiedzia�bym: po ko�c�wki, rozdwojone chemi� ko�c�wki w�os�w - ale nie mam w�os�w, nie s� mi
potrzebne i tylko przeszkadza�y.
[M�odzieniec - lat pi�tna�cie, szopa kruczoczarnych w�os�w, zaczepna br�dka wygolona w liter� "w" i b�yszcz�ce oczy
koloru zepsutych oliwek. Niewysoki, za to szeroki w ramionach, znamionuj�cych si�� w po��czeniu z wypuk�� klatk�
piersiow� i p�askim brzuchem. Pochodne anabolik�w - jeszcze jedno szale�stwo m�odo�ci, nieskr�powanej i pewnej
siebie. Dalekiej od my�lenia o przysz�o�ci. Tak wygl�da�em dziesi�� lat temu.]
Potem wszystko mija - ale nie jest normalnie. Zwykle. Realnie. Trzeba si� d�ugo przyzwyczaja�.
W normalnej / zwyk�ej / realnej przestrzeni jest tak, �e b��dnik nie musi dostawa� spazm�w z braku punktu
zaczepienia. Nie mo�e by� takiego punktu tam, gdzie nie czujesz siebie, a to, �e patrzysz "na wprost" wcale nie
oznacza "z przodu". Tradycyjna przestrze� - tam jest si� swoim w�asnym, pieprzonym centrum z racji wyprostowanej
postawy - stoi si� "w �rodku". To, co "z ty�u" - za mn�. To, co "z przodu" - przede mn�, bo to ja jestem tw�rc�. To, co
"z prawej" - tam, gdzie prawa d�o�, a to, co "po lewej" - tam, gdzie lewa. To JA orientuj� przestrze� wok�. Istnieje
kilka odniesie�, zawsze kilka przestrzeni. Przestrze� wzrokowa, s�uchowa, dotykowa. Na raz, �eby [...]
Tutaj masz tylko wzrok, a tw�j b��dnik w�cieka si� wrzeszcz�c o odrobin� odniesienia. Dla niego stoisz w powietrzu,
dlatego szlag trafia twoje poczucie logiki i przestrze� si� wykrzywia. I nic nie jest, jak w cyberpunkowych ksi��kach,
kt�rych si� naczyta�em w latach osiemdziesi�tych. Dziewi��dziesi�tych? �adnych fosfen�w, �adnych cieni za
powiekami. �adnego zamkni�cia oczu i otwarcia ich w innej, pi�kniejszej rzeczywisto�ci. �adnego gniazda za uchem.
Je�li mia�bym opisa� moje wej�cie tamtymi s�owami... Nie umiem. To troch� jak telefon kom�rkowy w g�owie.
[... sproszkowany tlenek chromu ma kolor trawy na wiosn�, kt�r� pami�tam z m�odo�ci. Bezwodnik kwasu
chromowego wygl�da jak sproszkowane wino z dojrza�ej piwnicy. By� kiedy� taki s�odki owoc - pomara�cza. Jak
sk�rka tego owocu, wyschni�ta na s�o�cu, wygl�da dwuchromian sodu, gdy si� go zmiele. Chrom mojego komputera
ma b�ysk wypolerowanej stali. P�ytka chromu w mojej g�owie jest matowa i przypomina troch� kolorem zamglone
niebo mojej m�odo�ci, gdy czasem �wieci�o s�o�ce i pada� deszcz [...] moja ucieczka w nierzeczywisty �wiat cierpie� i
uniesie� programist�w sprzed lat. Moje d�onie, gdy na nie patrz� poza nonprzestrzennym �wiatem, wygl�da�yby jak
zardzewia�y chrom, gdyby taki m�g� istnie�. Wsz�dzie chrom. Chromowy �wiat. M�j w�asny chrom.]
Musia�em si� d�ugo uczy�. Jak dziecko, kt�re wie, �e ma w swoim ��eczku ca�y, ma�y pieprzony �wiat. U�o�y�em
moje pierwsze miejsce i powoli wyprostowywa�em si� pradawnym ruchem ma�py. To, gdzie sta�em - b�g miejsca,
kt�ry uje�dzi� przestrze� - jest moje, do dzi�. Kocham moje pierwsze miejsce - jest i zawsze mog� do niego wr�ci�, a
jednocze�nie nie mog� go z sob� zabra�, jak chcia� chi�ski filozof. Poznawa�em przestrzenie i poruszanie. Poznawa�em
ruch i wiedzia�em, jak go wykorzysta�. [...]
Nabiera�em wprawy i prze�y�em sprzedaj�c ludziom sny za wszystko. Kable i jedzenie - tyle potrzebowa�em.
Przestawa�em powoli widzie� tylko bezkresny �nieg - dostrzega�em kszta�ty. Nawet ma�e drobinki [...]
Kiedy� trafi�em na drzwi. Setki drzwi do zasranego szcz�cia.
[Nie mam co je��. Coraz cz�ciej jestem g�odny. W�a�ciwie dla mnie - codziennie jem g�ry wirtualnego mi�sa, tysi�ce
jajek, k�sy sera popijam najdro�szym winem. Rzeczy wyszukane: Paella a la Valenzia, Lotta marinetta, Pol�dwica w
sosie Rossini. Nigdy ich nie widzia�em i nigdy nie jad�em, wi�c nie wiem, czy tak smakuj�. Nigdy nie dotyka�em
takiego jedzenia - jem tylko wysoko witaminizowane bia�ko i w�glowodany smakuj�ce jak g�wno. Programi�ci z
pocz�tku wieku - znali si� na swojej robocie. Doskona�y sen.
Naprawd� "jem" tylko przez �y�y. Bior� cokolwiek do ssania i oszukuj� gruczo�y �linowe. Ju� dawno nie mia�em nic w
ustach. Nigdzie nic nie ma poza tym wywarem z diab�a, kt�ry syntezuje maszyna. Chemik z do�u - bez niego bym ju�
pewnie umar�. A on beze mnie skoczy�by z okna i umiera� powoli w �mierdz�cym powietrzu. Daj� mu program, a on
p�ywa. Ja �yj� tydzie�. Pieprzona zale�no�� ekosystemu z dwa tysi�ce kt�rego� tam roku. Kiedy� zepsuje si� maszyna.
Zabraknie mi program�w, jemu - p�ynu... Na razie �yjemy. Nie wychodzimy na zewn�trz - my dzieci ko�ca ludzko�ci.
Musimy sobie pomaga�, w ostateczno�ci, jaka nas czeka.]
W drzwiach by�a bosko��. Chyba wtedy zacz��em sp�dza� tam wi�cej czasu, ni� naprawd� �yj�c. Tak jest wygodniej -
ka�dy woli by� bogiem i mie� takie panienki, �e g�owa boli, ni� budzi� si� w odorze w�asnych odchod�w, bo mi�nie
trafi�o ju� dawno temu... Tyle, �e b�g [...] Kreowa�em �wiaty pi�kniejsze i brzydsze, w ka�dych drzwiach inne. Nowe
mo�liwo�ci. Stworzy�em nawet przedpokoje i kilkoro drzwi na korytarzu. Teraz na nied�ugo ju� m�j �wiat to kraina
niesko�czono�ci - wkr�tce mi niepotrzebna. Moje pomieszczenia nachodz� na siebie, gniot� si� mi�dzy sob�, wchodz�
sobie w drog�. Przesuwaj� si� tam i z powrotem. Mimo to, gdybym umia� stan�� mi�dzy nimi, m�g�bym chodzi� do
woli. M�g�bym tworzy� tak d�ugo, a� pod pewnym k�tem zatoczy�bym ko�o - m�g�bym jednak nadal stworzy� jeszcze
raz i dwa razy tyle. Moje miejsca - zajmuj� cholerne nic, zero przestrzenne - nie ma ich w przestrzeni i dopiero wtedy,
gdy kto� otworzy jedno z nich - nabieraj� barw i wymiar�w. Maj� tylko jeden wymiar - czas. Gdy wchodz� w ich czas
- staj� si� g��bokie, szerokie, wysokie, moje. Nie istniej� poza mn�. Istniej� dla mnie. Wej�cie si� rozszerza. W�a�ciwie
to chyba zasrany problem filozoficzny - s� czy nie i rozszerzaj� si�, czy tylko powi�kszaj�. Wszystko jest tylko iluzj�.
Tylko z�udzeniem, kt�re uczyni�em wartym. Nic pewnego - tylko ja... [...] B�g. Mia�o by� o bogu. B�g jest [...]
To wszystkie przymioty. I ja. Tw�rca, oszust, diabe� mojego boga.
M�j �wiat. Dodupna paranoja, w kt�r� uciekam, w kt�rej si� topi�. Nie chc� na ni� patrze�. Najch�tniej zdar�bym z
siebie wszystkie wspomnienia, a potem wyrzuci� za okno jak prze�arte ubranie. Nie sta� mnie na wyrzucenie
wspomnie� - ubrania nawet z siebie nie zdejm� bez sk�ry. Wchod�cie ze mn� do mojego �wiata. Wchodz� i p�ac� -
p�ac�, �eby nie wariowa� jak ja. Mog� tego wymaga� - dostaj� za to papk�, kt�r� smakuj� w nico�ci. Jak oni.
[Mog� da� wszystko, co chcesz. Wiktoria�ski salon. Kowbojsk� spelun�, wielkomiejsk� knajp�. Drogie hotele.
Najta�sze dziury. Ka�dy wybiera, co chce, jak chce, z kim chce. Ja chc� tylko �y�. Wybieracie jednak raczej wysokie
miejsca - hotel Ritz, pa�ac Buckingham. Cholera, wszyscy, jak leci - chcecie tam. A ja nie mam czym zaludni� tych
�wiat�w. Uciekacie w nie - chcecie zapomnie� nasz �wiat. Tyle, �e tam jeste�cie samotni - nie mog� wprowadza� po
wi�cej ni� dwoje. Nawet ja tego nie zmieni� - jestem niewolnikiem algorytmu. Smakujecie wi�c swoj� samotno��. I
swoje �zy.
Dam wam wszystko. Zapomnicie, �e wkr�tce sko�czy si� wasz �wiat. Nasz �wiat. Dam wam tylko tyle. Tyle mog�
wam da� - histeri� i zabaw� w zapomnienie o �mierci. P�tam was moimi wizjami, a wy poddajecie si�. Zrobi�em z was
�ebrak�w - powoli dozowa�em uzale�nienie. Stali�cie si� niewolnikami z pan�w. Z tych, kt�rzy p�ac� - tymi, kt�rym
p�ac�] [...]
To nie ma sensu. Nic nie ma sensu. Moja przestrze� umiera. Sie� sieci. Sie� ponad sieci�. B�g sieci. Obok mnie, boga
�wiata realnego - �wiata �ebrak�w i narkoman�w. Ja sam jestem �ebrakiem - tylko uzale�nienie ode mnie trzyma mnie
przy �yciu. Bezpieczne chwile, kt�re im daj� - ludzie to lubi�.
Nie wiem, co mnie podkusi�o do stworzenia tego miejsca. Wiedzia�em, �e nikogo tam nie wpuszcz� - to by�o moje
miejsce i moja ucieczka. Moje przeznaczenie. Nikt nie wszed� nigdy do miejsca boga. Zatar�em �cie�ki i
zaszyfrowa�em je moim imieniem. Prawdziwym imieniem - nie imieniem, pod kt�rym mnie znacie. Nikt z was nie
wypowie mojego imienia... Nie wiedzia�em, po co buduj� to miejsce, lecz odpowied� przysz�a szybko [...]
Miejsce by�o tak nieatrakcyjne, jak tylko umiem sobie wyobrazi�. Wielka sala, bia�a i pusta. Prawie okr�g�a z jednym
wyst�pem na wprost wej�cia - szerokim jak rami�. Lekkie sp�aszczenie. Pieprzona asceza - taki wyraz kiedy�
s�ysza�em, wyda� mi si� cholernie m�dry. Zrozumia�em.
[Tak w�a�nie umar� m�j b�g]
Wyobra�a�em sobie boga jako kogo� wielkiego - fizycznie i psychicznie. Widzia�em go jako pot�ne wyobra�enie, co
najmniej �wiadomo�� rzutowan� na obeliskowy konstrukt. Wiedzia�em, �e musi by� wspania�y. Nie jestem i nigdy nie
by�em religijny. Moja matka da�a mi imi� jakiego� faceta wa�nego dla jej wiary. Co z tego? B�g dla mnie znaczy si�� -
z bogiem wygrywam, je�li b�g pozwala mi przegrywa� - trzeba zmieni� boga na tego, kt�ry daje zwyci�stwa.
Wtedy si� zjawi�. Przyszed� w sw�j gr�b.
By� niewielki - o g�ow� ni�szy od mojego platynowego konstruktu - i tylko ze srebra. Pomy�la�bym nawet, �e to jaki�
cz�owiek, gdyby nie mia� pob�ysku pozbawionego p�ynno�ci - charakterystycznego dla ludzi - i nie by� tylko kupk�
zm�czonego mainframe'u. Powsta� jako komputer komputer�w. Mia� ewoluowa� i rozwija� struktur� do teoretycznej
niesko�czono�ci. Tak oto Cz�owiek stworzy� Co� Idealnego - absolutnie nieludzkiego, lecz nawet on - najpot�niejszy
mainframe zepsu� si�. Zap�tli� w swoim zab��dzeniu, upad� pod uderzeniami logiki, bo wbudowane rekonstruktory i
oporniki cholera wzi�a. Tw�rcy przewidzieli dwadzie�cia lat eksploatacji, a potem nowsz� generacj�. W praktyce mia�
si� wymieni� po pi�ciu, dziesi�ciu latach. Nikt nie przewidzia� zniszczenia [...]. Nikt nie za�o�y�, �e nie zd��y poprawi�
i uratowa�.
[...]
Jestem zm�czony. Nie jad�em ju� tydzie�. Wszyscy ju� nie �yj�. Zabi�em ich swoim mi�osierdziem. Prze�adowa�em ich
pami�ci. Zwariowali i umarli z p�kni�tymi m�zgami. Nie cierpieli - jedynie na to by�o mnie sta�. Chc� sko�czy� i
wype�ni� misj� - bo on si� uwzi��, �ebym napisa� histori�. Jego i moj�. I tak zginiemy, obaj, zanim ktokolwiek j�
przeczyta. Zbieram j� w po�piechu z jakich� notatek i skojarze�. Uk�adam w chaotyczn� ca�o��, co i tak jest niewa�ne.
Nie my�l� o tym, �e kto� kiedy� dotknie tych kartek. Wystarczy, �eby zewn�trze tu wtargn�o - niebezpieczne
zewn�trze w nasze �mieszne wn�trze, w kt�rym zamkn�li�my si� chc�c �y�. Pozbawieni wszystkiego, bez czego
umarliby nasi przodkowie. Wydawa�o si� nam, �e wystarczy... Kiedy� dom by� bezpiecznym miejscem, schronieniem.
M�j by� tylko wi�zieniem.
Rozpada si� �wiat. Ten, tamten - niewa�ne. Rozpadaj� si� kolejne miejsca. Powoli upada ca�a konstrukcja pozbawiona
oblicze� i mocy. Ko�czy si� [...]
Wyjd� jeszcze na zewn�trz, z g�ow� pe�n� kabli. Gdy wyjd� - b�d� wiedzia�, �e ju� po wszystkim. Umr� za godzin� i
nie b�d� cierpia�.
Tylko to mi zagwarantowa�.
Co za kraj - przybysz podni�s� z ziemi co�, co wygl�da�o jak tkanina, by�o sztywne i szele�ci�o. - Wszyscy znikn�li.
Ca�y nar�d. Tylko domy - puste domy.
Pierwszy raz w karierze widzia� taki �wiat. Cichy i martwy jak oddech starego kota. �wiat kamieni i dziur w
kamieniach pod warstw� pracowitego py�u. Szary �wiat, z plamami czarnego.
Nie nadaje si� do zamieszkania - zapisa� w notatniku. - Uszanujmy ich cmentarz i ich ofiary.
Przybysz westchn�� zdejmuj�c he�m.