De Vita Sharon - Cudowna Maggie

Szczegóły
Tytuł De Vita Sharon - Cudowna Maggie
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

De Vita Sharon - Cudowna Maggie PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie De Vita Sharon - Cudowna Maggie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

De Vita Sharon - Cudowna Maggie - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Sharon De Vita Cudowna Maggy PROLOG Droga Ciociu Millie! Nasz jedyny syn poślubił uroczą młodą kobietę, która ma dwójkę dzieci. Uwielbiamy naszą synową, ale ona nie potrafi utrzymać dzieci w ryzach. Podczas ostatniej wizyty jej dzieci zalały nam łazienkę, brzydko się wyraŜały, pomazały ściany nieścieralnym flamastrem, wywołały poŜar w piwnicy, paląc papierosy (mają osiem i dziewięć lat!), i pogryzły naszego pieska. Nasz syn właśnie zawiadomił nas, Ŝe planują z Ŝoną przyjechać do nas na trzy tygodnie na wakacje. Nie wiem, co robić. Kochamy syna i jego rodzinę i nie chcemy sprawić im przykrości, ale nie jestem pewna, czy mąŜ i ja wytrzymamy całe trzy tygodnie z tymi dziećmi. Co powinnam zrobić? PrzeraŜona z Philly Droga PrzeraŜona! Pokój w hotelu kosztuje o wiele mniej niŜ pobyt w szpitalu, a tam z pewnością znajdziecie się razem z męŜem, jeśli weźmiecie do siebie te potworne dzieci. Powiedz synowi i jego Ŝonie, Ŝe bardzo chętnie będziecie ich gościć, a potem zarezerwujcie dla nich pokój w najbliŜszym hotelu! Powodzenia, Ciocia Millie SCANDALOUS Skan pona wykonanie palmer77 Strona 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY Maggy Gallagher klęczała w ogrodzie w blasku popołudniowego sierpniowego słońca. Naraz usłyszała skrzypnięcie furtki, ale nie miała ochoty podnieść głowy. W tej gęsto zabudowanej dzielnicy Chicago sąsiedzi często przechodzili przez ich podwórko, aby zobaczyć się z dziadkiem lub którymś z lokatorów mieszkających nad jego barem. Tym razem kroki wyraźnie zmierzały w jej stronę. Mimo to Maggy dalej dłubała w ziemi, nucąc pod nosem. Nagle na linii jej wzroku pojawiły się czubki eleganckich czarnych butów. Zaskoczona, zmarszczyła brwi. Te buty prawdopodobnie kosztowały więcej niŜ cała zawartość jej szafy nie mówiąc o tym, Ŝe nikt w sąsiedztwie z pewnością nie nosił włoskiego obuwia. To była typowo robotnicza, zaniedbana okolica. — Mary Margaret Gallagher? Głos naleŜący do właściciela niewiarygodnie eleganckich butów był głęboki, dystyngowany i... draŜniący. Tak moŜna przemawiać tylko na oficjalnej popołudniowej herbatce, a nie stojąc w upale na podwórzu. Ten męŜczyzna na pewno pochodzi z wyŜszych sfer, po myślała Maggy i od razu. poczuła się nieswojo. — Maggy — poprawiła nieznajomego. Słońce świeciło jej prosto w oczy, nie mogła więc mu się dobrze przyjrzeć. Widziała tylko, Ŝe był wysoki, a jego elegancki szary garnitur w prąŜki zdecydowanie nie pasował do tej okolicy. Jedynym człowiekiem, który nosił tu garnitur, był pan Murphy, właściciel zakładu pogrzebowego. — Ale nazywa się pani Mary Margaret Gallagher, prawda — upierał się nieznajomy. — Oficjalnie tak — odparła, przysłaniając ręką oczy — Pani brat powiedział mi, gdzie mogę panią znaleźć. Maggy z cięŜkim westchnieniem energicznie wbiła łopatkę w ziemię. — Który? Nieznajomy zmarszczył brwi. Strona 3 - Słucham? — Mam sześciu braci — wyjaśniła. — Który z nich pana tu przysłał? — Collin — odparł męŜczyzna, mruŜąc oczy przed silnym słońcem. - Collin. — Maggy pokręciła głową z niesmakiem. — Niektórzy bracia przysyłają siostrom kwiaty ale mój zawsze przysyła mi natrętów. — Słucham? — Nie, nic takiego. Maggy westchnęła. Collin, tak jak wszyscy jej bracia, miał miękkie serce. Nie potrafił odmówić nikomu, kto potrzebował pomocy. W zeszłym roku, gdy ugasił poŜar w gabinecie weterynarza z sąsiedztwa, Maggy po przyjściu do domu znalazła całą menaŜerię. Ich mieszkanie przez dwa dni przypominało arkę Noego. Weterynarz oczywiście teŜ zamieszkał razem z nią i dziadkiem. Bracia bez przerwy przysparzali jej kłopotów. UwaŜali, Ŝe skoro zawsze rozwiązywała ich problemy, potrafi teŜ po móc innym ludziom. A poniewaŜ trzech z nich było policjantami, a trzech straŜakami, okazji nigdy nie brakowało. Maggy przyzwyczaiła się do tego. Jako najstarsza z rodzeństwa zastępowała braciom matkę, która umarła na raka, gdy Maggy miała niespełna dwanaście lat. Wkrótce potem ojciec, policjant, zginął na posterunku. Oprócz niej w domu zostało sześciu młodszych braci w wieku od pięciu do jedenastu lat, w tym sześcioletnie bliźniaki. Owdowiały dziadek, który przed przejściem na emeryturę był równieŜ policjantem w Chicago, prowadził bar, wychowując jednocześnie siedmioro dzieci. To nie było łatwe zadanie. Co teŜ Collin przygotował tym razem? — zastanawiała się Magg wpatrując się w eleganckiego przybysza. Podniosła się i otrzepała wyblakłe szorty z ziemi. MęŜczyzna był od niej znacznie wyŜszy. Na oko miał moŜe metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu. Mimo zniecierpliwienia musiała przyznać, Ŝe był atrakcyjny. Gęste czarne włosy okalały opaloną twarz, a ogromne błękitne oczy mieniły się srebrem. Jak u wilka, pomyślała, czując, Ŝe dreszcz przebiega jej po plecach. Jak u podejrzliwego i czujnego wilka. Strona 4 Starannie uczesane włosy, elegancki garnitur i pewny siebie wyraz twarzy. Będzie kłopot, pomyślała. Ten męŜczyzna działał jej na nerwy. Tak jak jej były mąŜ - wzdrygnęła się, wspominając Dennisa. Poznali się kiedy kończył studia prawnicze. Ona była dopiero na drugim roku. Zaskoczyło ją i zdumiało, Ŝe tak fantastyczny facet - przystojny, elegancki i pochodzący z bogatej rodziny — w ogóle ją zauwaŜył. Kiedy jej się oświadczył, poczuła się jak w siódmym niebie. Rzuciła studia i wyjechała z nim do Indiany. Tymczasem jego rodzice byli przeraŜeni małŜeństwem syna i odmówili dalszego finansowego wsparcia. Maggy; zamiast wrócić na studia, podjęła pracę, Ŝeby Dennis mógł się dalej uczyć. Trzy miesiące po ukończeniu podyplomowych studiów oświadczył, Ŝe wraca do rodziny na Long Island. Ona niestety nie pasowała juŜ do niego. Powiedział, Ŝe jest niewykształcona i zbyt nieobyta, Ŝeby odnaleźć się w jego środowisku. Poza tym jego rodzice jej nie akceptowali. Czy zasłuŜyła sobie na to? Zrozpaczona, wściekła i upokorzona, wróciła do dziadka. Wtedy przysięgła sobie, Ŝe juŜ nigdy nie zaangaŜuje się w Ŝaden związek. A przecieŜ instynkt podpowiadał jej wcześniej, Ŝe Dennis pochodzi z zupełnie innego świata i taka dziewczyna jak ona nie znajdzie u jego boku szczęścia. Niestety była zbyt zakochana, Ŝeby posłuchać głosu zdrowego rozsądku. Z wiekiem zrobiła się mądrzejsza. Teraz od razu zorientowała się, Ŝe nieznajomy m zna jest podobny do jej byłego męŜa. Elegancki, przystojny i pewny siebie. On teŜ naleŜał do innego świata. Ale to nie miało Ŝadnego znaczenia. Dawno przestało jej zaleŜeć na tym, Ŝeby zrobić na kimś takim wraŜenie. - W czym mogę panu pomóc? - spytała. — Nazywam się Griffin J. Gibson III . Omal nie wybuchła śmiechem. Wydumane imiona i nazwisko świetnie pasowały do jego wyglądu. — Trzeci — powtórzyła z rozbawieniem. To zabawne, jak był przejęty swoją rolą. Strona 5 - Tak, trzeci — powtórzył groźnie, ale na Maggy nie zrobiło to wraŜenia. — Aha. A co oznacza J. - Jedediah - odparł chłodno. — Pasuje — wymamrotała pod nosem Maggy Griffm zacisnął szczęki. Wydawało mu się, Ŝe ta śliczna, młoda kobieta stroi sobie z niego Ŝart a to doprowadzało go do szału. Musiał przyznać, Ŝe wyglądała wspaniale z niesforny mi loczkami, zadartym noskiem usianym licznymi piega mi i cudownymi, pełnymi ustami. Miała niewinny wygląd, ale bardzo pyskatą buzię. Jednak, co najwaŜniejsze, wyglądała naturalnie. Nie tak jak plastikowe, sztuczne piękności, które poślubiał ojciec. Griffin zdąŜył zapomnieć, Ŝe są na świecie kobiety naturalnie piękne. Choć dziewczyna nie była wysoka, sięgała mu zaledwie do brody, nie odbierało jej to kobiecego czaru. Grifin zawsze wolał chłodne, dystyngowane damy nie- Ŝądające deklaracji uczuciowych czy małŜeńskich, ale te raz zaintrygowała go ta pełna temperamentu osóbka, która stała przed nim. - MoŜe to reakcja na rozstanie z Marissą. Kto by przy puszczał, Ŝe chłodna i wyniosła Marissa zacznie nagle domagać się małŜeństwa? Spotykali się prawie rok i był to zwykły luźny związek. Od początku stawiali sprawę jasno: Ŝadne z nich nie oczekiwało stałości czy zaangaŜowania emocjonalnego. Dlatego był zaskoczony, gdy dwa miesiące temu Marissa oświadczyła, Ŝe pora na oficjalne zaręczyny, a potem wystawny ślub. Czuł się oszukany, uwaŜając, Ŝe zachowała się nie fair. I niestety powiedział jej to. Zareagowała bardzo nieelegancko: nawymyślała mu, a na koniec powiedziała, Ŝe jest gorszy niŜ jego ojciec. To była prawdziwa zniewaga. PrzecieŜ w niczym nie przypominał ojca. Ten świetnie prosperujący biznesmen odnosił, same poraŜki w Ŝyciu osobistym. W ciągu ostatnich Strona 6 dwudziestu pięciu lat zawarł siedem małŜeństw; a jego kolejne Ŝony były coraz młodsze i coraz bardziej zainteresowane jego kontem, a nie sercem. Griffin nie mógł pojąć, jak taki sprytny człowiek pozwala się zwodzić głupiutkim kobietom. Zachowanie ojca było po prostu Ŝenujące. Dlatego on przysiągł sobie, Ŝe Ŝadna kobieta nie wystrychnie go na dudka. Przekonał się, Ŝe kobiety są kapryśne, kłamią i nie moŜna im nigdy zaufać. Ale on nie zrobi z siebie pośmiewiska tak jak ojciec. Był na to zbyt dumny. MoŜe, dlatego dziwił się, Ŝe nieznajoma tak go zaintrygowała. — Skończone — spytała zaczepnie. - Nie rozumiem. Jej zapach rozpraszał go. To teŜ było niesłychane. Zwykle był skupiony i nic nie mogło go zdekoncentrować. Zwłaszcza kobieta. Ale ona pachniała świeŜą ziemią, słońcem i chyba wanilią. Bardzo ciekawa kombinacja, pomyślał. — Pytam, czy skończył pan mnie oglądać. To nie był pierwszy męŜczyzna, który jej się przyglądał, i pewnie nie ostatni. Ale jego wzrok przyprawiał ją o dreszcze. Dlaczego facet, który na pewno nie był dla niej, przyprawiał ją o bicie serca? Czy zapomniała juŜ o nauczce, jaką dostała od byłego męŜa? MęŜczyźni tacy jak on nie chcą i nie szanują takich kobiet jak ona. Po prostu nie pasowała do nich. Nawet teraz, kilka lat po rozwodzie, ta myśl nadal sprawiała jej duŜy ból. Griffin, tak podobny do jej byłego męŜa, wyprowadzał ją z równowagi swoją bezczelnością. — No, Mary Margaret — powiedział, unosząc palec — muszę przyznać, Ŝe pani brat mnie ostrzegał. Potem uśmiechnął się. Przyzwyczajony do jazdy po centrum Chicago, zagubił się w labiryncie jednokierunkowych ulic w tej starej, ubogiej dzielnicy i zatrzymał się przy remizie straŜackiej, Ŝeby spytać o drogę. Był zaskoczony, gdy Collin, brat Maggy, nie tylko wyjaśnił mu, jak jechać, ale takŜe poradził, jak rozmawiać z siostrą. Kazał mu uwaŜać, bo to prawdziwy... pistolet. Teraz Griffin mógł przekonać się o tym na własne oczy. — Ostrzegał przed czym — spytała podejrzliwie Maggy, świdrując go wzrokiem. — Przed pani charakterem i temperamentem. Strona 7 — Mój charakter i temperament są całkiem normalne — oznajmiła, biorąc się pod boki. — Właśnie widzę, Mary Margaret. — Niech pan mnie tak nie nazywa — parsknęła groźnie. — Ale przecieŜ to pani imiona, prawda — spytał z rozbawieniem. Tyle emocji, pomyślał. To dopiero temperament! — To nie ma znaczenia. Tylko rodzina tak się do mnie zwraca. Skoro Collin pana przysłał, to na pewno ma pan kłopoty. Griffln chciał wyjaśnić, Ŝe Collin powiedział mu tylko, jak tu trafić, ale Maggy nie dala mu dojść do słowa. — Mogę załatwić panu na kilka dni pracę w barze. Zarobi pan trochę pieniędzy. W piwnicy jest puste mieszkanie, w którym moŜe pan się zatrzymać. Picie alkoholu zabronione, narkotyki takŜe. I nie wolno sprowadzać kobiet. — Trzyma pani wszystko w garści. — Zgadza się. Jeśli złamie pan zasady, to do widzenia. Jasne? - Oczywiście - odparł z wyraźnym rozbawieniem. - Ale czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pracy i mieszkania? — Sam pomysł był tak śmieszny, Ŝe Griffin nawet nie mógł się obrazić. — Pozory czasem mylą — westchnęła Maggy. — KaŜdy moŜe wpaść w tarapaty JuŜ dawno nauczyłam się nie oceniać ludzi po wyglądzie. — Bardzo słusznie. - Poza tym Collin nie przysłałby pana do mnie, gdyby nie miał pan kłopotów. — Jest pani w tych sprawach ekspertem? — Jak prawdziwa Ciocia Millie — odparła ze śmiechem, mając na myśli popularną autorkę kącika porad. — Właśnie słyszałem. — Co pan słyszał — spytała, marszcząc brwi. — Czy moi bracia znów wygadywali o mnie jakieś bzdury? Strona 8 W rodzinie Gallagherów dowcipy były na porządku dziennym. KaŜdy z braci starał się zrobić drugiemu jakiś kawał, ale najczęściej to Maggy była obiektem naprawdę głupich Ŝartów. — Rzeczywiście jest mi potrzebna pomoc. - Skoro nie chodzi o mieszkanie ani o pracę, to o co- spytała nerwowo. — Chcę, Ŝeby pani poszła ze mną jutro na lunch do mojej babci. Maggy zmarszczyła brwi. — Wystroił się pan w ten idiotyczny garnitur i zawracał głowę Collinowi po to, Ŝebym zjadła lunch z pańską babcią? Nie wierzę... - Tak i nie. — Nie moŜe się pan zdecydować?— spytała, zaciskając pięści. — To nie takie proste. Wszystko, co wymyślili przy śniadaniu razem z babcią, wyleciało mu teraz z głowy. Griffin rzadko czuł się zbity z tropu w sprawach zawodowych czy osobistych, ale przy tej kobiecie ciągle tracił rezon. - To znaczy? — Moja babcia chciałaby zaprosić panią jutro na lunch. Z przyjemnością będę pani towarzyszyć. — Tak się pan boi o babcię — spytała drwiąco. Griffin zaśmiał się nerwowo. — Czy pani specjalnie mi utrudnia? — spytał, przechylając głowę w bok. — Gdybym miała ochotę cokolwiek panu utrudniać, to dopiero byłby widok - odparła z uśmiechem. — MoŜe pan spytać moich sześciu braci. — Wierzę pani na słowo. W kaŜdym razie moja babcia chce zjeść z panią jutro lunch. — Kim jest pańska babcia i dlaczego, na litość boską, chce zjeść ze mną lunch? PrzecieŜ ja jej w ogóle nie znam, prawda? Przez chwilę Maggy zastanawiała się, czy ta babcia moŜe mieszka gdzieś w pobliŜu. Nie, wykluczone. Nikt w okolicy nie mógł mieć takiego wnuka, a gdyby miał, to od dawna nie byłoby to tajemnicą. Strona 9 — Wszyscy znają moją babcię — uśmiechnął się Griffin — To Ciocia Millie. — Pana babcia to Ciocia Millie — Maggy nie mogła uwierzyć własnym uszom. — Ciocia Millie, która prowadzi kącik porad? Grilfin uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Tak. — A dlaczego chce się ze mną spotkać? Słyszała o mnie? Zna mnie? — Nagle Maggy zrozumiała wszystko. — To dowcip, prawda? Collin albo któryś inny z moich braci namówił pana. Powinnam była od razu się zorientować — dodała ze śmiechem. — Oni wciąŜ robią mi kawały, ale ja się nie dam nabrać. ChociaŜ nieźle panu szło — przyznała, klepiąc Griffina protekcjonalnie po policzku. Griffin zesztywniał, czując dotyk jej dłoni. Policzek pulsował w miejscu, gdzie jej palce zetknęły się ze skórą. — To wcale nie kawał, zapewniam panią. Nie bawią mnie dowcipy. — To mnie nie dziwi — skwitowała ironicznie. Griffin zacisnął szczęki. — Nigdy nie Ŝartuję w interesach ani wtedy, gdy sprawa dotyczy mojej babci. Griffin uwielbiał babcię. Ona i dziadek - który umarł przed dwoma laty — wychowali go, zapewniając mu poczucie ładu i bezpieczeństwa. To im zawdzięczał zasady moralne, którymi się kierował. Nie pozwoliłby nikomu skrzywdzić najwaŜniejszej osoby w jego Ŝyciu. — MoŜe to pozwoli lepiej wyjaśnić sprawę — powiedział, wyjmując z kieszeni kopertę. — Co to jest? — Proszę przeczytać. — Dobrze — Maggy spojrzała na kopertę zaadresowaną do Millicent Gibson mieszkającej w eleganckiej dzielnicy Chicago. — To pismo mojego dziadka — stwierdziła ze zdumieniem, wyciągając z koperty list. — 0, nie! To niemoŜliwe — wymamrotała po przeczytaniu — Nie mogę uwierzyć, Ŝe dziadek znów zrobił coś takiego! Strona 10 ROZDZIAŁ DRUGI - Chyba go uduszę, kiedy tylko go dopadnę - wybuchła Maggy, zaciskając zęby ze złości. — Nic pani o tym nie wiedziała — spytał Griflin, nie kryjąc zdziwienia. - Nie wiedziałam - krzyknęła Maggy Ze wstydu najchętniej zapadłaby się pod ziemię. — W ogóle nie przyszło by mi to do głowy. - Zacisnęła powieki, próbując opano wać drŜenie. — Przykro mi, ale to nieporozumienie. Jedno wielkie nieporozumienie. Spojrzała na Griffina J. Gibsona III, wzdychając cięŜko — Tak mi przykro — powtórzyła całkiem szczerze. — Nie mam pojęcia, dlaczego dziadek napisał to wszystko do pana babci. — Zarumieniła się, przypominając sobie treść listu. — A więc nie jest pani ciekawa świata, inteligentna, uczciwa i rozsądna? I przy tym mądra i pewna siebie — spytał z uśmiechem Griffln. — Nie. Tak. — Maggy potrząsnęła głową z zakłopotaniem. — Dziadkowi rzeczywiście wydaje się, Ŝe zjadłam wszystkie rozumy świata — dodała z nutą skargi. — Mogę panią pocieszyć. Nie wygląda pani na pyszałka. — No tak — jęknęła przybita Maggy — Ale dlaczego dziadek napisał, nawet nie pytając mnie o zgodę, Ŝe znakomicie nadaję się do tego, by prowadzić kącik porad, gdy pana babcia przejdzie na emeryturę? Co dziadek w ogóle sobie wyobraŜał? Jak mogłaby doradzać ludziom, co mają robić, skoro sama nie potrafiła poradzić sobie z własnym Ŝyciem? Nie udało jej się nawet wytrwać przez pięć lat w małŜeństwie! I ona miałaby decydować o tym, co ktoś ma zrobić? - Naprawdę nic nie wiedziała pani o tym liście? — dopytywał się GrilBn. — Oczywiście, Ŝe nie. — Maggy parsknęła ze zniecierpliwieniem. — Chyba nie sądzi pan, Ŝe mogłabym zaakceptować taki pomysł? — Spiorunowała go wzrokiem, obraŜona jego podejrzeniami. — Nie wiem, co o tym myśleć — odparł Griffin, potrząsając głową. Jeszcze raz przyjrzał się uwaŜnie Maggy. WyobraŜał ją sobie zupełnie inaczej. Właściwie powinna być trochę bardziej dystyngowana. Strona 11 Trudno mu było uwierzyć, Ŝe jej dziadek — stary przyjaciel babci — tak po prostu napisał ten list po prawie czterdziestu latach milczenia. Sugerował, Ŝe ma świetną kandydatkę, która mogłaby przejąć intratną posadę w kąciku porad. Griffinowi pomysł wydał się nieco naciągany. W tym musiał kryć się jakiś podstęp. Od chwili ogłoszenia, Ŝe babcia przechodzi na emeryturę i poszukuje następczyni lub następcy, zalała ich prawdziwa powódź listów od potencjalnych kandydatów na to stanowisko. Byli wśród nich doktorzy psychologii, specjaliści od doradztwa rodzinnego, pracownicy socjalni i magistrzy z zakresu biznesu i nauk humanistycznych, nie mówiąc o setkach ofert od prawników, lekarzy, sędziów i psychiatrów, i wszystkich moŜliwych specjalistów z solidną wiedzą i wykształceniem, którzy uwaŜali, Ŝe mają kwalifikacje, by doradzać innym. Sam pomysł, Ŝe zwykła kelnerka z baru, mieszkająca w nieciekawej okolicy, która prawdopodobnie nigdy w Ŝyciu nie wyjechała poza granice swojego miasta, nadawała się do tego, by przejąć prowadzenie kącika porad po jego babci, wydawał się po prostu niedorzeczny. Babcia mogła rozwaŜać kandydaturę takiej następczyni, kierując się wyłącznie źle pojętym sentymentem do dawnych czasów i ckliwymi wspomnieniami więzów, jakie łączyły ją kiedyś z dziadkiem Maggy. Ale Griflin nie czuł do tych ludzi kompletnie nic. Jego podejrzliwa i cyniczna natura kazała mu uznać pomysł za niedorzeczny, ale za to bardzo sprytny. Gdyby nie nauczył się podejrzliwości i cynizmu, obserwując przez ostatnie ćwierć wieku kolejne romanse I małŜeństwa ojca z młodymi i pięknymi łowczyniami fortun, z pewnością nadrobiłby braki na studiach prawniczych i podczas dziesięciu lat prowadzenia interesów babci i kierowania własną kancelarią. — Maggy, skarbie — z balkonu na drugim piętrze rozległ się głos dziadka — Kim jest ten przystojny chłopak, z którym rozmawiasz? Dziadek spoglądał z góry, uśmiechając się z sympatią. — Dziadku — jęknęła Maggy, wymachując w jego stronę listem — Chcę z tobą porozmawiać. — Świetnie — wymamrotał Patrick Gallagher. Wiedział, Ŝe szykuje się burza, i wpatrywał się uwaŜnie w męŜczyznę towarzyszącego Maggy O ile wzrok go nie mylił, był to przystojny wnuczek jego dawnej przyjaciółki, Millicent. Strona 12 Nagle ogarnęła go radość i mimo bólu w biodrze miał ochotę odtańczyć triumfalny taniec. On i Millicent byli pewni, Ŝe młodzi przypadną sobie do gustu, o ile tylko będą mieli okazję się spotkać. Dlatego postanowił pomóc losowi. Teraz był przekonany, Ŝe jego plan się uda. Oho! Patrick w zatroskaniu ściągnął brwi. Tylko dlaczego są tacy spięci? Teraz widział to dokładnie. Miał juŜ westchnąć ze zmartwienia, ale nagle się rozpogodził. Nie szkodzi, pomyślał. Co to za romans bez odrobiny napięcia? To tylko doda uroku ich znajomości i jeszcze bardziej przyciągnie ich do siebie. Teraz powinien wymknąć się dyskretnie z domu. Widział to wyraźnie na twarzy wnuczki. Uwielbiał ją. Maggy była wprost cudowna, ale miała niebywały temperament. Przypominała mu jego nieŜyjącą Ŝonę. Pod tym względem wnuczka wrodziła się w babcię. - Chodź tu, skarbie — zawołał, planując ucieczkę. — Chcę poznać twego przystojnego towarzysza. Przeklinając w duchu bolące biodro i laskę, która ograniczała szybkość ruchów, Patrick znikł głębi domu. Ze skrytki w jadalni wyciągnął fajkę, której nie wolno mu było palić, a potem skierował się w stronę frontowych schodów. Chciał się wymknąć, zanim Maggy i jej towarzysz pojawią się w drzwiach. - To pani dziadek? - spytał GrifFin. Zerknął znów na Maggy czując nieprzyjemny skurcz Ŝołądka. Czy ten człowiek zachowywał się uczciwie? Naprawdę uwaŜał, Ŝe jego wnuczka moŜe być nową Ciocią Millie? Co teŜ on sobie wyobraŜał? MoŜe cierpiał na jakieś schorzenie umysłowe, które ograniczało zdolność myślenia? To tłumaczyłoby wszystko. Z drugiej strony, jeśli tak nie było, Griffin miał powody, Ŝeby stać się podejrzliwym. Pieniądze. Dochody czerpane z prowadzenia kącika porad były niebagatelne. śaden bar nie przyniósłby takiego zarobku. Całkiem moŜliwe, Ŝe ten człowiek postanowił wykorzystać dobre serce i sympatię babci i wkraść się w jej łaski tylko po to, Ŝeby osiągnąć finansową korzyść. Maggy zauwaŜyła, co się dzieje z Grffinem, i ogarnęła ją złość. — Słuchaj, bracie — nieoczekiwanie przeszła z nim na ty — Nie wiem, za kogo się uwaŜasz ani o co ci chodzi, ale zaczynasz działać mi na nerwy. Strona 13 — Zaczynam działać ci na nerwy? — Griffin nawet był zadowolony, Ŝe nie musi juŜ tytułować jej „pani” — W ta kim razie jestem ciekaw, jak wyglądasz, kiedy naprawdę się zdenerwujesz. — Chciałabym teraz porozmawiać z dziadkiem — wycedziła przez zęby. Griffin skinął głową i ruszył za nią przez podwórko. Wchodząc po skrzypiących schodach na drugie piętro, pomyślał ze współczuciem o jej dziadku. W oczach tej kobiety zauwaŜył niezwykły ogień, co z pewnością nie zwiastowało nic dobrego. — Dziadku — zawołała Maggy, zatrzaskując drzwi — Dziadku, gdzie jesteś? Odpowiedziała jej cisza. Maggy weszła do pustej kuchni. - Dziadku! Griffin odchrząknął. Czy Maggy w ogóle pamięta, Ŝe on teŜ tu jest? — Hmm. Wygląda na to, Ŝe zniknął — stwierdził, rozglądając się wokół i z trudem ukrywając rozbawienie. — PrzecieŜ nie jest idiotą — wymamrotała Maggy wciąŜ ściskając w ręku list. — Wiedział, Ŝe prędzej czy później zjawisz się tutaj. — Odwróciła się do Griffina, potrząsając głową — Przykro mi, Ŝe zadałeś sobie trud, Ŝeby tu przyjechać. Tylko zmarnowałeś czas. Griffln przestraszył się. Bardzo kochał swoją babcię, ale wiedział, jaka jest uparta. Dopóki nie przyprowadzi do niej Mary Gallagher, Ŝeby mogła zaspokoić swą ciekawość i przekonać się na własne oczy, Ŝe ten pomysł jest po prostu niedorzeczny, nie da mu spokoju. — Maggy — powiedział ostroŜnie — Rozumiem, Ŝe twój dziadek wymyślił to wszystko bez twojej wiedzy tak? — Oczywiście — odwarknęła, zastanawiając się, czy dziadek nie schował się pod łóŜkiem. — Jeśli jest tak uparty jak moja babcia, to na pewno wymyślili to wszystko razem. Powoli odwróciła się do niego, a potem zmarszczyła brwi, jakby dopiero dotarły do niej jego słowa. — Co chcesz przez to powiedzieć — spytała. — Nie wyda je mi się, Ŝeby mój dziadek w ogóle znał twoją babcię. — Znają się od wielu lat — odparł Griffin, wzdychając cięŜko. Strona 14 — Mój dziadek zna Ciocię Millie — wykrzyknęła zszokowana Maggy. — Tak — odparł z uśmiechem Griffin - Kiedyś stanowili parę. Babcia twierdzi, Ŝe niezwykłą. — Nawet on nie mógł uwierzyć, Ŝe jego elegancka, kulturalna babcia spotykała się kiedyś z właścicielem baru w tej zakazanej dzielnicy. — Stanowili parę — Maggy zamrugała ze zdziwienia. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Spojrzała na Griffina i od razu zorientowała się, Ŝe popełniła błąd. Wyglądał tak wspaniale. Poczuła przyspieszone bicie serca i w roztargnieniu przytknęła dłoń do piersi. — Niezwykłą — Bezradnie potrząsnęła głową. Coś podobnego. Jej dziadek spotykał się z kimś oprócz babci? A jeśli nawet, to dlaczego nigdy o tym nie wspominał? — Tak. I korespondują ze sobą od śmierci mojego dziadka. — Griffin nie spuszczał wzroku z twarzy Maggy Jej oczy pociemniały, a usta były zaciśnięte. Kuszące usta, pomyślał, czując skurcz Ŝołądka. Czy naprawdę są tak słodkie, jak wyglądają? — Korespondują ze sobą — powtórzyła drewnianym głosem Maggy — Tak. Znam moją babcię i wiem, Ŝe nie zrezygnuje, do póki cię nie pozna. — Pozna mnie — Maggy poczuła na plecach nieprzyjemny dreszcz. Na myśl o spotkaniu z ciocią Millie ogarnęła ją panika. Ciocia Millie była nie tylko znaną w całym kraju powierniczką czytelników, ale i reprezentantką chicagowskiej elity. Tak samo jak dawni teściowie Maggy. Wolałaby rwanie zębów bez znieczulenia niŜ spotkanie z taką osobą — albo z kimś takim jak jej były mąŜ. Griffin tak bardzo przypomina Dennisa, pomyślała ze smutkiem, zerkając na niego jeszcze raz. Oczywiście był lepiej wychowany i znacznie przystojniejszy, no i z pewnością bardziej uprzejmy i sympatyczniejszy, ale zasadniczo nie róŜnili się od siebie. Jego babcia teŜ na leŜała do innej sfery, Maggy nie miała ochoty zadawać się znów z tego rodzaju ludźmi. Wystarczy, Ŝe juŜ raz się sparzyła. Choć trudno powiedzieć, Ŝeby w ogóle bała się ludzi. - Posłuchaj mnie, Griflin - powiedziała chłodno. — MoŜesz mi wierzyć, Ŝe minio zabiegów mojego dziadka nie interesuje mnie praca twojej babci. Nie wątpię, Ŝe to bardzo ciekawe zajęcie, ale coś podobnego nigdy nawet nie przyszło mi do głowy Nie mam Ŝadnych Strona 15 kwalifikacji, Ŝeby zajmować się czymś takim. Podziękuj babci za uprzejmość i zaproszenie na lunch, ale nasze spotkanie nie miałoby sensu. Dziadek musiał wypić sporo irlandzkiej whisky, zanim napisał ten list, pomyślała, rozglądając się po pustej kuchni. Gdzie on mógł się podziać? Zresztą niewaŜne. W tej chwili przede wszystkim trzeba było się pozbyć Griffina J. Gibsona III . Ten męŜczyzna po prostu wyprowadzał ją z równowagi. Choć wiedziała, Ŝe to niegrzecznie, podeszła do uchylonych drzwi i otworzyła je jeszcze szerzej. Chciała dać mu do zrozumienia, Ŝe powinien wyjść. — Mój dziadek najwyraźniej stracił rozum albo cierpi na zanik pamięci. Nie minęły jeszcze dwa miesiące, jak obiecał mi, Ŝe nie będzie się wtrącać w moje Ŝycie osobiste. JuŜ nigdy — dodała z westchnieniem — Obawiam się, Ŝe niepotrzebnie tracisz czas i energię. — Zjesz ze mną kolację, Maggy — zaproponował nie oczekiwanie niezraŜony Griffin. Na myśl o tym, Ŝe miałaby znosić jego towarzystwo dłuŜej, ogarnęła ją panika. — Nie jestem głodna — parsknęła gniewnie — Zresztą chyba trochę za wcześnie na kolację — dodała, unosząc brwi. Zegar na ścianie wskazywał południe — Jest dopiero dwunasta. Griffin uśmiechnął się, wsuwając rękę do kieszeni spod ni. Z tą dziewczyną nie pójdzie mu łatwo. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego. Zwykle nie miał kłopotów z kobietami. To było nawet zabawne. Maggy jest niezwykła, pomyślał. Ma nie najlepsze maniery, ale od dawna nie spotkał kogoś tak interesującego. No i jest szczera, a to rzadka cecha u kobiet. — Naturalnie nie teraz — zachichotał. — Dziś wieczorem. Odchylił do tyłu głowę, wpatrując się w Maggy. — Nasi dziadkowie uknuli jakąś intrygę i jeśli nic nie wymyślimy, nie dadzą nam spokoju. — Chyba masz rację — przyznała z cichym westchnieniem Maggy. — No pewnie. Nie wiem, jaki jest twój dziadek, ale moja babcia rzadko daje za wygraną. — Dziadek jest jeszcze gorszy — wyznała Maggy, marszcząc brwi. — Kiedy juŜ wbije sobie coś do głowy; nie ma mowy, Ŝeby ustąpił. — Tak właśnie myślałem — wymamrotał Griffin. — Dlatego jeśli się nie dogadamy i nie ustalimy wspólnej strategii przy kolacji, nasze Ŝycie z pewnością bardzo się skomplikuje. — Strona 16 Griffin westchnął i zerknął szybko na zegarek, Ŝeby Maggy nie zdąŜyła się wycofać, i zadecydował: — A więc o siódmej w „Plantation”? — O siódmej — powtórzyła, nie mogąc zebrać myśli. — Tak — Griffin ruszył do drzwi, Ŝeby wyjść, zanim Maggy się rozmyśli. — Wiesz, gdzie to jest? Mogę przysłać po ciebie samochód. — Samochód — Maggy potrząsnęła głową, spoglądając mu w oczy — Nie — szepnęła, oblizując wargi. Czemu, do licha, nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa? Griffin stał tak blisko, Ŝe czuła ciepło bijące od jego ciała. Czemu na nią tak działał? — Nie trzeba — dodała trochę pewniej. — Dziękuję. Wezmę taksówkę. - Świetnie. W takim razie zobaczymy się wieczorem. WciąŜ nie ruszał się z miejsca, elektryzując ją wzrokiem. — Dziękuję, Maggy — Nie mógł się powstrzymać, Ŝeby jej nie dotknąć. Uniósł rękę i przesunął palec po jej nosie, ścierając niewidzialny pyłek. Oczy Maggy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Odruchowo cofnęła się jak spłoszony ptak. Jakie to dziwne, pomyślał Griffin. Kiedy jej dotknął, poczuł mrowienie w palcu. — Miałaś pyłek na nosie — wyjaśnił cicho. Maggy z roztargnieniem potarła nos. Czuła, Ŝe jej ciało wibruje jak struny w skrzypcach. Nie chciała, Ŝeby Griffin jej dotykał ani Ŝeby jej ciało reagowało w ten sposób. Nie chciała, Ŝeby przypominał jej, Ŝe jest młodą, zdrową kobietą, której coś się naleŜy od Ŝycia. — W takim razie do wieczora — Griffin wyciągnął rękę po list, który wciąŜ ściskała w dłoni. Ich palce zetknęły się i Griffin poczuł dziwny dreszcz. Zdumiony zawahał się, po czym spojrzał na Maggy zaintrygowany. - Do widzenia, Maggy. Zerknął na nią jeszcze raz i wyszedł z mieszkania. — Do widzenia — szepnęła, unosząc drŜącą dłoń do swoich ust. Nie miała pojęcia, co się stało. Wzięła głęboki oddech, czekając, aŜ Griffin zniknie. Potem zamknęła drzwi i oparła się o framugę. Jak to dobrze, Ŝe juŜ sobie poszedł! Potrząsnęła głową, próbując zrozumieć, co się stało. Wiedziała tytko, Ŝe jest przeraŜona. Dlaczego Griffin wywoływał w niej takie emocje? To przez niego przypomniała sobie wszystko, czego kiedyś pragnęła. Strona 17 Dom, mąŜ, własna rodzina. Ale wiedziała, jak wysoką cenę moŜna zapłacić za marzenia. Po rozwodzie z Dennisem przyrzekła sobie, Ŝe juŜ nigdy nie odda serca Ŝadnemu męŜczyźnie. Griffin J. Gibson III był naprawdę niebezpieczny. Jej serce i spokój były zagroŜone. A teraz miała spędzić z nim cały wieczór. Wszystko przez idiotyczny wybryk dziadka. Maggy z rezygnacją spojrzała na zegar w kuchni. Czy juŜ za późno, Ŝeby odwołać tę kolację? Pewnie tak. Poza tym Griffin miał rację. Jeśli czegoś nie wymyślą, jej dziadek nigdy nie zrezygnuje ze swych szalonych pomysłów. Miała niecałe siedem godzin. Siedem godzin, Ŝeby porozmawiać z dziadkiem i wyjaśnić wszystko, zanim spotka się z Griffinem i na zawsze skończy tę bezsensowną znajomość. A zamierzałam spędzić spokojny wieczór w domu, pomyślała z goryczą. - Dziadku — zawołała rozgniewana. Wszystko po kolei. Najpierw z nim porozmawia, a potem rozprawi się z Griffinem. - Tym razem przebrałeś miarkę! „Plantation” była jedną z najstarszych i najbardziej ekskluzywnych restauracji w Chicago. PołoŜona w centrum miasta, cieszyła się taką popularnością, Ŝe stolik trzeba było rezerwować na parę miesięcy przed wizytą. Jedzenie, obsługa i atmosfera były po prostu znakomite. Wystrój wnętrz zaprojektowano bardzo prosto i szykownie: biały jedwab na ścianach, przyćmione światła i świece migocące na kaŜdym stoliku, boksy klubowe z siedzeniami obitymi czarną skórą. Griffin od wielu lat był tu stałym gościem. Miał nawet własny stolik wgłębi, który gwarantował mu anonimowość i prywatność. I cenił sobie zarówno jedno, jak i drugie. Teraz oparł się wygodnie, sącząc wino i obserwując innych gości i kelnerów. Wiedział dokładnie, w którym momencie Maggy weszła do środka. Poczuł to, zanim ją zobaczył, i wytrącony z równowagi, drŜącą ręką uniósł do ust kieliszek wina; Maggy miała na sobie prostą czarną sukienkę i czarne szpilki, w których jej nogi wyglądały bardzo zgrabnie i seksownie. Sukienka nie była wcale obcisł, ale podkreślała szczupłą, zgrabną figurę o bardzo kobiecych kształtach. Griffin obserwował, jak Maggy zbliŜa się do stolika, po czym wstał, wyciągając do niej rękę. — Maggy — Poczuł ciepło i miękkość jej dłoni — Tak się cieszę, Ŝe przyszłaś. — Nie miałam wyboru — odparła, siadając przy stoliku. Strona 18 Z przeraŜeniem uświadomiła sobie, Ŝe ich nogi niemal będą się dotykać. Ten boks na pewno był przeznaczony do intymnych spotkań, a nie do spotkań w interesach. Griffin roześmiał się. — Napijesz się czegoś? MoŜe wina? — Uniósł do góry swój kieliszek wypełniony jasnozłotym płynem. Maggy skinęła głową. — Bardzo chętnie. Wzięła ze stołu serwetkę i rozłoŜyła ją na kolanach. Z wraŜenia dygotały jej ręce i nogi. Ale to nie potrwa długo. Szybko załatwi sprawę i poŜegna się z tym męŜczyzną na zawsze. Griffin nie przestawał przyglądać się jej z ciekawością. Przedtem nie zdawała sobie sprawy Ŝe moŜe emanować z niego taka męska siła. Nagle poczuła się niepewnie. — Znalazłaś dziadka — spytał, gdy kelner nalał jej kieliszek wina. —0, tak! — odparła Wypiła łyki uśmiechnęła się z zachwytem. — Wspaniałe — powiedziała, wypijając szybko drugi łyk. - Cieszę się — odparł z satysfakcją Griffin. — I co powiedział dziadek? Maggy westchnęła, a potem rozejrzała się po sali, Ŝeby nie patrzeć bez przerwy na Griffina. Jego przystojna twarz przyprawiała ją o zawrót głowy. — Powiedział, Ŝe nie rozumie, dlaczego się denerwuję. KaŜdy rozsądny człowiek, jego zdaniem, widzi, Ŝe jestem świetną kandydatką na następczynię Cioci Millie. Dlatego jej to zaproponował — Maggy potrząsnęła głową, nie mogąc zrozumieć logiki dziadka. Potem odwaŜyła się spojrzeć na Griffina. Był naprawdę rozbawiony. - Ja nie uwaŜam te go za zabawne — obruszyła się. — Oczywiście. Ja teŜ nie, Maggy. Ale nasi dziadkowie są uparci. A jak wiemy, gdy się uprą, to nie ma na nich siły. Dlaczego dziadek uwaŜa, Ŝe nadajesz się do tej pracy? Maggy poczuła się zakłopotana. — Chyba dlatego, Ŝe wszyscy sąsiedzi i rodzina przychodzą do mnie po porady. Moi rodzice umarli, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi — wyjaśniła, znów wzruszając ramionami. — Ja Strona 19 byłam najstarsza, no i byłam jedyną dziewczynką. Oczywiście moi bracia przychodzili do mnie ze wszystkimi problemami — Maggy uśmiechnęła się na to wspomnienie. — Zawsze, kiedy tylko wpadali w tarapaty, mieli nadzieję Ŝe wyciągnę ich z kłopotów. — I tak rzeczywiście było? — spytał Griffin, popijając wino. Podziwiał ją za to, Ŝe była taka odpowiedzialna. Zawsze uwaŜał, Ŝe lojalność wobec rodziny jest największą zaletą kaŜdego człowieka, choć ta cecha nie kojarzyła mu się z kobietami. Wprost przeciwnie. Maggy fascynowała go coraz bardziej. To ciekawe, jak dzięki niej zmieniał się w jego oczach obraz kobiet. Maggy skinęła głową. — Po śmierci rodziców wychowywał nas dziadek. Zajmowanie się siedmiorgiem dzieci, które chodziły do szkoły podstawowej, i prowadzenie baru nie było łatwe - od parła z uśmiechem. - Musiałam mu pomagać. — WyobraŜam sobie, jakie to trudne — roześmiał się Griffin — Tytko nie wyobraŜam sobie, jak to jest mieć sześciu braci. W jego głosie Maggy dosłyszała nutkę Ŝalu. — Masz rodzeństwo? — Nie. Jestem jedynakiem. Babcia i dziadek wychowywali mnie po śmierci mamy. Miałem wtedy osiem lat — Nie miał pojęcia, dlaczego jej o tym mówi. PrzecieŜ nigdy ni komu się nie zwierzał. Maggy przyjrzała mu się uwaŜnie. — A twój ojciec — spytała cicho. Griffin poruszył się niespokojnie. — Mój ojciec — powtórzył, odwracając głowę w bok, ale zdąŜyła dostrzec w jego oczach ból — jest wspaniałym prawnikiem i biznesmenem, ale jeśli chodzi o kobiety zachowuje się jak pozbawiony zdrowego rozsądku romantyk. Zawahał się, choć wiedział, Ŝe Maggy wciąŜ czeka na odpowiedź — Zostawił nas, gdy miałem siedem lat, tuŜ przedtem, zanim zachorowała mama. On i jego nowa Ŝona — druga z Strona 20 siedmiu, które miał do tej pory — nie byli specjalnie zainteresowani tym, Ŝeby mały chłopiec komplikował im wygodne Ŝycie. — Siedem Ŝon? - powtórzyła Maggy ze zdumieniem. - Twój ojciec Ŝenił się siedem razy? Griffin roześmiał się ponuro, spoglądając na zegarek. — No, teraz moŜe juŜ osiem. Jaki dziś dzień? — Nie chciał zdradzać, Ŝe kolejne Ŝony były coraz młodsze. Ostatnia była w takim wieku, Ŝe nawet nie wiadomo, czy mogła pić alkohol i głosować. - Och, Griffin. Tak mi przykro. - Maggy instynktownie wyciągnęła rękę i połoŜyła na jego dłoni. Szczerze mu współczuła. Rodzina była dla niej zawsze najwaŜniejsza. Wyobraziła sobie, jakie to byłoby straszne, gdyby ojciec czy matka porzucili ją tak, jak zrobił ojciec Griffina. Nic dziwnego, Ŝe po takich przejściach Griffin stał się podejrzliwy i cyniczny. To nie jego wina. Jak mogłoby być inaczej, skoro rodzony ojciec zostawił jego i matkę dla innej kobiety — a raczej dla innych kobiet - kiedy syn był jeszcze dzieckiem. — Niepotrzebnie — odparł chłodno - Wszystko dobrze się skończyło — Uśmiechnął się szeroko, ale Maggy wie działa, Ŝe próbuje ukryć ból — Dziadkowie stworzyli mi wspaniały dom. Miałem naprawdę cudowne dzieciństwo. Zawsze ich uwielbiałem — dodał z westchnieniem — Dla tego tak się przejmuję pracą babci. — Rozumiem — Maggy uśmiechnęła się, czując, Ŝe wreszcie znaleźli wspólny język. Oboje pragnęli być lojalni wobec dziadków. Poza tym nareszcie wiedziała, skąd bierze się cynizm i podejrzliwość Griffina. Bał się, Ŝeby ktoś nie skrzywdził jego babci. — Wprawdzie zwariowane pomysły dziadka doprowadzają mnie i moich braci do szaleństwa, ale muszę przyznać, Ŝe bardzo go kocham. — Maggy potrząsnęła głową. — Bardzo chciałby mnie wyswatać, wiem oczywiście, Ŝe robi to z dobrego serca, ale jego pomysły są naprawdę nie do przyjęcia. — Myślisz, Ŝe napisał ten list do mojej babci tylko dlatego, Ŝe jego zdaniem nadajesz się świetnie do tej pracy? Maggy milczała przez chwilę. - A jaki inny powód mógłby mieć - spytała w końcu, starając się zignorować jego podejrzliwość.