5634
Szczegóły |
Tytuł |
5634 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5634 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5634 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5634 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROMAN "ESKEL" SZUSTER
S�oneczna Rodzina
Od pewnego ju� czasu, a mo�e troch� d�u�ej, pewna stara, poczciwa i pozbawiona dawnego uroku kometa wpatrywa�a
si� w nadlatuj�c� i z ka�d� chwil� zbli�aj�c� si� do niej m�odsz� siostr�. i cho� obie komety by�y daleko od s�o�ca, to
jednak nowy przybysz, w przeciwie�stwie do starszej kole�anki pozostawia� za sob� du�y i bardzo jasny warkocz.
Stara kometa widzia�a j� pierwszy raz, ale ju� pierwsze spojrzenie wywar�o na niej ogromne wra�enie.
- Jest r�wnie pi�kna i fascynuj�ca jak ja, dawno, dawno temu - Westchn�a z g��bokim �alem, wspominaj�c swoj�
m�odo��. M�odo�� tak bardzo odleg�� w czasie, cho� mog�oby si� wydawa�, �e by�o to ca�kiem niedawno.
M�wi�o si� w�wczas, �e tak urodziwej komety jak Brenda dawno nie by�o i d�ugo nie b�dzie.
Tak te� si� i sta�o.
Brenda musia�a blisko tysi�c razy obiec s�o�ce aby doczeka� chwili przybycia nowej miss. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e
nowa nadlatuj�ca z kierunku konstelacji Byka kometa, jest w istocie nast�pczyni� Wielkiej Brendy.
Tymczasem owa nowa gwiazda z warkoczem wydawa�a si� czym� zra�ona i wystraszona. Jej g�owa niespokojnie
pulsowa�a, a warkocz nienaturalnie i gwa�townie rozszerza� si� na boki. By�oby to naturalne zjawisko w bezpo�rednim
s�siedztwie s�o�ca, lecz nie tutaj, mi�dzy Marsem a Jowiszem.
- Witam - odezwa�a si� nowa kometa na kr�tko przybieraj�c weselszy kszta�t.
- Aaa. Witam, witam - odpowiedzia�a starucha. - Nigdy wcze�niej ci� tu nie widzia�am, wi�c je�li si� nie myl�, to ty tu
pierwszy raz, nieprawda�? - zapyta�a od razu.
- Tak - j�kn�a jakby czym� zawiedziona.
- w takim razie pozw�l skarbie, �e si� przedstawi�. Mam na imi� Brenda cho� co niekt�rzy zw� mnie Encke.
- Mi�o mi. �U� jestem.
- �U�?
- Tak. �U�.
- Tak po prostu?
-Noo. Taak - mrukn�a - Czy co� nie tak?
-Nie nie! Po prostu chyba nie jestem na bie��co z tymi nowymi imionami i w og�le z ca�� t� dzisiejsz� mod� -
wyja�ni�a nieco zmieszana. - Ale powiedz mi mo�e kochanie co ci� trapi. Obserwuj� ci� od pewnego czasu i widz�, �e
jeste� czym� zmartwiona.
�U� potrz�sn�a tylko bujn� czupryn�.
- Mo�e kto� zrobi� ci przykro��? - zapyta�a. - Cho� je�li nie masz ochoty porozmawia� to...
-Nie nie! - zaprzeczy�a natychmiast nowa kometa.
�U� poprawi�a tylko lekko uczesanie swego warkocza zbudowanego z mieszaniny lodu, pary wodnej, od�amk�w
kamieni i wielu innych sk�adnik�w i z wolna zacz�a t�umaczy� swe zachowanie.
- Lecia�am sobie poprzez kosmiczn� przestrze�, nader szcz�liwa, �e wreszcie pozwolono mi opu�ci� gniazdko. Nie
opowiadano nam wiele o okolicy tej gwiazdy, zwanej S�o�cem, lecz ka�dy, kto stamt�d wraca� na kr�tko odwiedzaj�c
swe rodzinne strony, zachwala� tamtejszy klimat.
Jasno, ciep�o, czasami nawet gor�co. Po prostu co� wspania�ego i niespotykanego u nas w domu!
Gdy wlecia�am w s�oneczny uk�ad ca�a a� promienia�am. Nie mog�am wprost uwierzy�, �e wreszcie dotar�am do
bajecznej krainy!
- Sk�d ja to znam - wtr�ci�a Brenda z t�sknot� wzdychaj�c i wspominaj�c swe pierwsze prze�ycia i emocje zwi�zane
w�a�nie z pierwszym kontaktem z uk�adem s�onecznym. - Ale m�w, m�w dalej - doda�a po chwili.
- No wi�c z pocz�teczku wszystko uk�ada�o si� dobrze, wr�cz wy�mienicie. Podziwia�am urod� pewnej planety z
obr�cz� ustawion� pionowo, potem pozna�am ju� nieco bli�ej drugiego takiego, tyle, �e znacznie wi�kszego i z jeszcze
pi�kniejszym pier�cieniem - Saturn si� zwie i ma liczn� rodzin� ksi�yc�w, r�wnie zreszt� mi�� jak on sam. Tak, �e
m�wi� tobie Brendo, by�am w si�dmym niebie. Tym bardziej, �e w�a�nie w tamtej okolicy mog�am po raz pierwszy tak
naprawd� przekona� si� co znaczy s�owo �ciep�o�. Dopiero teraz wiem, co to za frajda k�pa� si� w promieniach
S�o�ca i rozpo�ciera� w�asny warkocz w kosmicznej otch�ani.
- Zgadza si� - potwierdzi�a starsza siostra. - To niepowtarzalne uczucie nie daj�ce si� por�wna� z niczym innym.
Przez pewien czas �U� wygl�da�a naprawd� uroczo. Nie da�o si� ju� zauwa�y� tego rozdra�nienia. Lecz gdy
dochodzi�a do kolejnego i najwyra�niej przykrego etapu opowiadania, zn�w zacz�a potrz�sa� sw� bujn� czupryn� i
kr�ci� ogonem.
- Potem spotka�am kolejnego go�cia. Nie wiem jak mu na imi�. Nie przedstawi� si�.
W ka�dym b�d� razie wydawa� mi si� interesuj�cy i r�wnie mi�y co Saturn. Co prawda nie posiada� tak ogromnego
pier�cienia jak on, ale za to on sam by� pot�niejszy od niego! Po prostu bydl�!!! Do tego mia� jeszcze czerwone pasy
okalaj�ce go dooko�a z wszelkimi odmianami tej barwy i posiada� jeszcze wielk� plam� - tak�e czerwon�.
Jego rodzina r�wnie� nie nale�a�a do ma�ych. Doliczy�am si� tylko szesnastu, bo dalej wszystko mi si� pomiesza�o, a�
wreszcie straci�am rachub�. Zauwa�y�am te�, �e a� cztery satelity przewy�szaj� rozmiarami pierwsz� planet� jak�
spotka�am, a kt�r� mog�am obserwowa� tylko z bardzo, bardzo dalekiego daleka.
Ale wracaj�c do sedna.
Maj�c za sob� pierwsz� blisk� znajomo�� z bardzo mi��, jak si� okaza�o osobisto�ci�, postanowi�am r�wnie �mia�o jak
poprzednio pozna� kolejnego mieszka�ca tej krainy.
w tym momencie �U� zamilk�a.
Brenda mimo, �e niewiele mia�a ju� w sobie materii, tak�e pocz�a nerwowo pokr�ca� g�ow�. Dla niej by�o ju� jasne,
kto jest odpowiedzialny za z�e samopoczucie �U�.
- Ggdy ssi� ddo niego zbli�y�am i...i przedstawi�am si� grzecznie ttak jak mnie nauczyli rrodzice, on bezczelny chwyci�
mnie w swe grawitacyjne szpony i obracaj�c mn� dooko�a wyrzuci� mnie na drug� p�kul�, gdzie o ma�y w�os mego
warkocza zderzy�abym si� z jednym z tych wielkich ksi�yc�w! - krzykn�a ju� wyra�nie oburzona. - Z ogromnym
impetem i nad wyraz brutalnie zosta�am wyrzucona i potraktowana jak �mie�, jak zero, jak absolutne zero! i nie do��,
�e na d�ugo utraci�am orientacj�, to jeszcze pozbawiono mnie znacznego procentu urody!
- i tak jeste� najwspanialsz� komet� od dawien dawna - wyzna�a stara kometa.
- Dzi�kuj�. Ale czy mog�aby� powiedzie�, z kim mia�am do czynienia?
- Och moja droga - j�kn�a rozpaczliwie Brenda - Trafi�a� na najgorszego i najmniej przyst�pnego typa w uk�adzie! Oj
nawet nie wiesz jak mi jest przykro, �e ciebie spotka�o to nieszcz�cie spotka� si� z Jowiszem.
- Jowiszem? Tak ma na imi�?
- Tak si� podobno nazywa - burkn�a z nut� dezaprobaty - Ale r�wnie dobrze mo�na by go nazwa� szubrawcem.
- Szubrawcem?
- I kanali�.
- Kanali� - szepn�a �U�.
- Bydlak, oszust, zaka�a ca�ej s�onecznej rodziny! Nie wart, �eby go �wi�ta orbita nosi�a! - rykn�a stara kometa
pokazuj�c u�amek swej dawnej pot�gi w postaci piurop�sz�w, gaz�w i pary wodnej.
�U� troch� to zaniepokoi�o. Zastanawia�a si�, czy dobrze post�pi�a opowiadaj�c t� histori�. Stara Brenda, je�li chcia�a
jeszcze troszk� po�y�, nie mog�a sobie pozwoli� na takie wybuchy gniewu.
- Uff - odsapn�a ci�ko. - Przepraszam ci� moja droga �U� za moje zachowanie, ale naprawd� nie mog�am si�
powstrzyma�.
Sama zd��y�a� si� przekona�, co to za zwyrodnialec z tego Jowisza mimo, �e jeste� tu od niedawna. Ale co ja mam
powiedzie�, kt�ra od wiek�w musi by� �wiadkiem jego egoizmu.
- Czy on tak z ka�dym post�puje?
- Ka�da kometa czy asteroida, kt�ra si� do niego zbli�y, ma wielkie szanse na podobne potraktowanie jak ty skarbie
albo jeszcze gorzej!
- Powiedzia�a� gorzej?!
- Jeste� m�od� komet� rozpoczynaj�c� dopiero sw� wielk� przygod� jak� jest �ycie w tym uk�adzie gwiezdnym.
Dlatego, je�li pozwolisz, postaram si� tobie co nie co opowiedzie�. Na jakie planety i dlaczego powinna� uwa�a�.
- B�d� bardzo wdzi�czna.
- Nie jeste� pierwsz� i z ca�� pewno�ci� nie ostatni� ofiar� Jowisza - westchn�a Brenda. - O jego bestialskich
wyczynach mo�na by wiele opowiada�. Ogranicz� si� jednak tylko do kilku przypadk�w naj�wie�szej daty.
Wspomn� wi�c tylko o komecie Andi zwan� przez niekt�rych Messier. Spotka�o j� co� podobnego, co ciebie. Moja
bli�niaczka Itaka, wraz z kt�r� zawita�am do tego uk�adu w tym samym czasie, zosta�a nawet uprowadzona!
- Tttooo zznaczy? - wymamrota�a �U�.
- Sta�a si� ona ksi�ycem tego zach�annego olbrzyma - wyja�ni�a Brenda, staraj�c si� jednocze�nie, aby nie zabrzmia�o
to tak tragicznie jak to mia�o miejsce w rzeczywisto�ci.
- Ale� to straszne! - wymamrota�a przera�ona.
- Itaca i tak mia�a wi�cej szcz�cia od Artura. Jowisz tak go �ci�gn�� swymi szponami, �e otar� si� nawet o jego
powierzchni�!!!
- Jejku jej!
- Ale to jeszcze nic w por�wnaniu z tym co sta�o si� p�niej. Biedny Artur zdo�a� wydosta� si� z jego pola, lecz
przyp�aci� to tym, �e rozpad� si� na dwie cz�ci, a nied�ugo potem na dalsze trzy! a taki przystojny by�.
�U� us�yszawszy te s�owa nie wytrzyma�a napi�cia i wyrzuci�a ogromn� mas� kamieni, lodu i gazu.
Materii tej by�o na tyle du�o, �e ogon osi�gn�� jeszcze raz takie rozmiary jak do tej pory.
- Co on sobie wyobra�a - uskar�a�a si� �U�.
- C�. Po S�o�cu jest najwi�kszy i nikt mu krzywdy nie zrobi.
- Ale to nie znaczy, �e mu wszystko wolno!
- Niestety nikt nic na to nie poradzi, a jedynym sposobem na niego jest po prostu w miar� mo�liwo�ci go unika�.
Zapami�taj to sobie moje dziecko.
Przez kr�tk� chwil� zapanowa�o milczenie. �U� by�a tak zaszokowana opowiadaniem, �e chwilowo nie potrafi�a nic
wi�cej powiedzie�, Brenda natomiast zastanawia�a si�, co jeszcze przekaza� m�odej komecie.
Niebezbiecze�stw tu czyhaj�cych by�o znacznie wi�cej ani�eli czasu na ostrze�enie przed nimi. Dlatego nale�a�o
dokona� przesiewu.
Obie komety w�a�nie zbli�a�y si� do siebie na minimaln� odleg�o�� i wkr�tce warto�� ta mia�a wzrasta�, wi�c aby
przekaza� jak najwi�cej informacji, trzeba by�o si� streszcza�.
- Jak widz� zauwa�y�a�, �e na szesna�cie ksi�yc�w, czterna�cie przypad�o na p�e� pi�kn�.
�U� zarzuci�a twierdz�co grzyw�.
- a wi�c wiedzie� powinna�, �e to s� jego kochanki.
- Aaa to jeszcze z niego rozpustnik!
- Tak tak, to okre�lenie te� do niego pasuje. Cho� musz� przyzna�, �e kiedy� bardzo dawno temu, i to tak dawno, �e
niekt�rzy twierdz�, �e to nie prawda, Jowisz prowadzi� ca�kiem przyzwoite �ycie.
- Ten Jowisz?!
- Mi te� by�o ci�ko w to uwierzy�, ale gdy pewnego razu spotka�am jego by�� i podobnie� bardzo kochaj�c� go �on�
Junon�, nie mia�am ju� �adnych w�tpliwo�ci.
- To on ma �on�?! - spyta�a nie dowierzaj�c �U�.
- Mia� - poprawi�a natychmiast Brenda. - odesz�a od niego, gdy wysz�o na jaw, �e co� kr�ci z jej kuzynkami kr���cymi
wraz z ni� dooko�a niego. Miarka zacz�a si� przebiera�, gdy zacz�� �ci�ga� inne damulki asteroidy, a przebra�a si�,
gdy polubi� zn�ca� si� nad nami kometami.
- Gdzie ona teraz jest?
- Junona? C�, jest obecnie asteroid� kr���c� samotnie dooko�a S�o�ca.
- Ale jak te jego...wytrzymuj� z takim paskudem - dziwi�a si� �U�.
- Niekt�re jak Europa, Io, Kalisto czuj� si� przy nim bezpiecznie. Inne znowu jak Carme i Sinope trzymane s� wbrew
ich woli.
- �al mi ich.
- Mi tak�e, ale Sinope wraz z trzema innymi kole�ankami my�l� o ucieczce.
- My�lisz, �e to mo�liwe?
- Oczywi�cie! - odpar�a Brenda. - Kr��� one przecie� na odleg�ych orbitach, wi�c jest nadzieja, �e wyzwol� si� z pod
jego p�l grawitacyjnych. a tak poza tym, skoro Junona to uczyni�a, to czemu i nie Sinope.
Podniesiona nieco na duchu �U� zerkn�a w lewo, gdzie w oddali �wieci� jasnym, bia�ym �wiat�em Saturn. z tej
odleg�o�ci nie by�o ju� wida� jego cudownego pier�cienia, ale mi�o by�o na niego popatrze� wiedz�c, �e �w osobnik nie
jest tego pokroju co Jowisz.
- Wiesz co? - zastanowi�a si� m�oda kometa - Skoro Jowisz jest tutaj znany jako co� najgorszego, od kt�rego powinno
si� trzyma� z daleka, to czemu Saturn mnie przed nim nie uprzedzi�?!
- Saturn jest ojcem Jowisza. - odpowiedzia�a Brenda.
- Coo?!
- Wad� Saturna jest to, �e nic na swego synalka powiedzie� nie chce. Niezale�nie od tego jak post�puje.
- To w kogo si� on wrodzi�?!
- a bo ja wiem. Taki ju� jest i koniec.
�U� nie pocieszona spojrza�a przed siebie, gdzie �wieci�a najja�niejsza gwiazda na niebie - S�o�ce.
Na prawo od niego ja�nia�a Wenus, nieco dalej czerwony Mars, a po lewej stronie b��kitna Ziemia wraz ze swym
odwiecznym towarzyszem Ksi�ycem.
Tymczasem �U� tak bardzo zbli�y�a si� do Brendy, �e zacz�a wr�cz omiata� swymi koniuszkami warkocza jej g�ow�
jakby chcia�a przekaza� cz�� swej energii i materii.
By�o to z reszt� wydarzenie wyj�tkowe, aby dwie komety zbli�y�y si� na tak ma�� odleg�o��, kt�ra jednak pocz�a
wzrasta�.
- Powinna� te� uwa�a� na tego ma�ego czerwonego, tam po prawej.
- Tak?!
- Podobny charakterek do Jowisza.
- Bratnie dusze? - skojarzy�a �U�.
- Mars mu na imi�. Jest co prawda niepor�wnywalnie mniejszy od Jowisza, ale za to niezwykle wojowniczy i podobnie
jak jego mocarniejszy brat lubuje si� w przechwytywaniu asteroid, lecz ze wzgl�du na ma�� mas� zdo�a� z�apa� w swe
obj�cia tylko dwie. a do tego w zupe�nie innym celu.
- Www jjakim?
- To jego, jak by to powiedzie�, demonstracja si�y. Wiesz, chce pokaza�, �e on te� mo�e przechwytywa�.
- Dziwak. - skomentowa�a z wyra�n� nut� pogardy.
- Mars to dziecko wojny. Nic wi�c dziwnego, �e na dwa jego podlizki wo�aj� Strach i Groza.
- Strach i Groza?
- Nno tak naprawd� to ochrzczono je jako Phobos i Deimos - sprostowa�a Brenda - M�wi si� , �e tylko dzi�kowa�
Bogu trzeba, �e nie da� Marsowi tak wyrosn�� jak Jowiszowi. Bo gdyby tak si� sta�o, to ten uk�ad gwiezdny by�by, po
czarnych dziurach, najbardziej nieprzyst�pnym i niebezpiecznym w ca�ej galaktyce!
- Co te� pani powie!
- Ju� teraz a� huczy w s�siednich uk�adach od opowie�ci, legend i plotek na temat tego kurdupla. Ale jak ju� m�wi�am,
pomimo paskudnego usposobienia, nie stwarza zagro�enia, je�li si� do niego za blisko nie podejdzie.
- To jak z Jowiszem - mrukn�a �U�- a ten troch� bli�ej S�o�ca. Co to za jeden? - spyta�a m�oda kometa pragn�c
mo�liwie jak najwi�cej dowiedzie� si� o s�onecznej rodzinie zanim odleg�o�� mi�dzy ni� a Brend� wzro�nie na tyle,
aby uniemo�liwi� dalsz� rozmow�.
- To kobieta. Pi�kna, mi�a, pe�na wdzi�ku, ale i troch� gor�ca.
- Jak jej na imi�?
- Wenus. Bogini mi�o�ci. Rozmiarami przewy�sza Marsa dwa razy, a w ka�dym pozytywnym charakterze po stokro�. i
�adnego z�ego s�owa powiedzie� na ni� nie mog�.
-Wspomnia�a�, �e jest troch� gor�ca.
- Skoro �yje si� w tak bliskim s�siedztwie S�o�ca, to nie ma si� czemu dziwi�. Zreszt� my same tak�e jeste�my gor�ce,
cho� tylko od czasu do czasu.
- No tak - �U� wpatrywa�a si� w Bogini� Mi�o�ci wyra�nie rada, �e pozna�a drug� mi�a planet� w tym uk�adzie.
Trzeci� osob� by�a Brenda, ale ona zalicza�a si� do komet.
- Szkoda tylko, �e jest taka samotna, jest pozbawiona ksi�yca, a i sama nim na szcz�cie nie zostanie, bo jej s�siedzi s�
zbyt mali aby mogli j� przechwyci�, a olbrzymy, jak na przyk�ad Jowisz czy Saturn, kr��� zbyt daleko.
- A ten? Kto to jest?
- Chodzi ci o tego blisko S�o�ca?
�U� twierdz�co machn�a grzyw�.
- To Merkury - odpowiedzia�a bez zbytniego entuzjazmu - w zasadzie nieszkodliwy, ale nie przepadam za nim.
- Mo�na wiedzie� czemu?
- Oczywi�cie, �e mo�na, skarbie. Dra�ni mnie jego styl poruszania si� po orbicie. Jest bardzo ma�y, ust�puje pod tym
wzgl�dem nawet Marsowi i widocznie chc�c zwr�ci� na siebie uwag� okolicznych obiekt�w postanowi� wyczynia�
jakie� wariacje.
- Takie popisy?
- Tylko nie pomy�l sobie, �e jestem z�o�liwa - rzuci�a stara kometa wpadaj�c w s�owa swej nowopoznanej kole�anki -
On po prostu swym zachowaniem gra mi na nerwy.
- Hm - j�kn�a �U� ukrywaj�c, �e nie bardzo rozumie nerwowo�� Brendy. Uwa�a�a, �e spos�b poruszania si�
Merkurego jest spowodowany jego blisko�ci� S�o�ca. Postanowi�a jednak zachowa� swe uwagi dla siebie,
przynajmniej na razie.
Tymczasem odleg�o�� mi�dzy dwoma w�ochatymi gwiazdami regularnie ros�a.
Brenda lecia�a swym w�asnym od dawien dawna nie zmienionym torem ku S�o�cu, aby po kr�tkim pobycie w upalnym
rejonie zn�w oddali� si� na ponad cztery jednostki astronomiczne.
�U� natomiast tak�e zbli�a�a si� do S�o�ca tyle, �e pod wi�kszym k�tem.
Po za tym jej tor by� bardziej wyd�u�ony co oznacza�o, �e po zbli�eniu si� do S�o�ca mog�a si� od niego oddali� na
dziesi�ciokrotnie wi�ksz� odleg�o�� ani�eli Brenda.
- Ta po lewej to Ziemia ze swym przyjacielem Ksi�ycem. - wymamrota�a przygn�biona stara kometa - Ziemia to
starsza siostra Wenus. Mars z kolei to ich starszy brat.
- Ale mocno r�ni� si� mi�dzy sob� - zauwa�y�a �U�.
- Istotnie - zgodzi�a si� Brenda - Cho� maj� te� par� wsp�lnych cech. Na przyk�ad jak Wenus, tak i Ziemia, s�
niezwykle urodziwe i przyst�pne. Szkoda tylko, �e los tak okrutnie post�pi� z �b��kitn� planet��.
�U� nawet ba�a si� zapyta� o to, co takiego z�ego mog�o spotka� t� planet�, czekaj�c tylko jak jej starsza przyjaci�ka
wyksztusi straszliwe, jak si� zapowiada�o, s�owa.
- Wiem, �e na to za wcze�nie... - odpar�a po chwili milczenia -...bo przecie� �yje daj�c wiele zdrowych owoc�w, ale
my�l�, �e w dobrym tonie b�dzie jak z�o�ymy jej uk�on w minucie ciszy.
( MINUTA CISZY )
- Cco jjeej si� prz... przytrafi�o? - wyj�ka�a dr��c na ca�ej powierzchni �U�.
- Oj. Co� tak strasznego, �e nie �yczy�abym tego nawet najwi�kszemu wrogowi!
- Nawet Jowiszowi?!
- Hm. Nno mo�e za wyj�tkiem niego.
�U� jakby zadowolona z odpowiedzi spyta�a ponownie tyle, �e bardziej spokojniej.
- W czym problem?
- S�ysza�a� kochanie o istotach �ywych?
- Co� nie co�.
- A wi�c Ziemia jest jedyn� planet� w tym uk�adzie i jedn� z nielicznych w galaktyce, gdzie forma o�ywiona wyst�puje
w tak ogromnej ilo�ci i zr�nicowaniu.
- Ale o ile mi wiadomo, to jest to co� wspania�ego.
- Owszem. Tyle, �e od pewnego czasu �ycie na tej planecie, jak i ona zreszt�, s� zagro�one przez pewien gatunek istoty
inteligentnej.
- Gdy by�am jeszcze w gniazdkowym ob�oku to widzia�am par� razy przelatuj�ce dziwne obiekty, kt�re, jak mi
powiedziano, s� tworem �ywych istot.
- To musia�a by� inteligencja z innych uk�ad�w gwiezdnych, bo ci tutaj - m�drzy od siedmiu bole�ci dotarli ledwie do
Ksi�yca.
- S� wi�c w tyle.
- Ci ludzie, jak oni siebie nazywaj�, pocz�tkowo �yli w zgodzie z otaczaj�c� ich przyrod�, ale im post�p cywilizacyjny
szed� naprz�d, tym bardziej oddalali si� od niej, jakby my�leli, �e mog� egzystowa� bez niej. Niemal wszystkie formy
�ycia, z sam� planet� w��cznie, doznaj� wielkich cierpie� i strat.
- Czy�by to byli tacy sami egoi�ci co Jowisz?
- I wojowniczy jak Mars - doda�a Brenda - Wszystkie inne cywilizacje jakie znam, rzecz jasna z opowiada� i
nas�uch�w w eterze, tak�e wykorzystuj� bogactwa swej planety. R�nica polega jednak na tym, �e ludzie dos�ownie
rzucili si� na wszelkie dobrodziejstwa natury.
- Wspomina�a� co� o ich wojowniczo�ci.
Brenda na moment przygas�a, jakby zm�czona ci�g�ym narzekaniem. Chcia�aby wi�cej mi�ych rzeczy opowiedzie�
swojej przyjaci�ce, kt�ra przylecia�a tutaj z nadziej� na beztroskie �ycie. Ale trzeba by�o przekaza� prawd�, jaka by
ona nie by�a.
- Wyobra� sobie moja �U� �e oni bij� si� mi�dzy sob�. Tak, mi�dzy sob� -powt�rzy�a Brenda gdy ujrza�a wyraz
niedowierzania w warkoczu �U�, kt�ry to pocz�� z lekka giba� si� na boki.
- Ale jak...jak to mo�li...
- Zach�anno�� , pycha, ��dza bogactwa za wszelk� cen� oraz g�upota, czysta ludzka g�upota jest tym mechanizmem,
kt�ry popycha ich ku zag�adzie je�li nie zmieni� swego post�powania.
- A inne cywilizacje?
- Co inne? - spyta�a nie rozumiej�c.
- Czy te� prowadz� wojny?
- Ale� sk�d! - zaprzeczy�a zdecydowanie Brenda. - Pozosta�e spo�eczno�ci w tej cz�ci galaktyki nale�� do jednej
wsp�lnej organizacji i o ile mi wiadomo, Ziemianie nie maj� najmniejszych szans na wej�cie do niej. Przynajmniej na
razie.
- Mo�e trzeba im pom�c.
- Wszystkie cywilizacje wiedz�, �e mieszanie si� w konflikty wewn�trzne mo�e w efekcie doprowadzi� do wojny
mi�dzygwiezdnej, jak to zdarzy�o si� w przesz�o�ci nie raz. Dlatego ludzko�� jest na razie tylko obserwowana, co z
pewno�ci� zauwa�ysz nie raz.
- Wi�c jaka� nadzieja istnieje.
- Nik�a. Ziemianie s� nazywani �wybrykiem natury� b�d� �niedorozwojem cywilizacyjnym�, a takie schorzenia
bywaj� niezwykle ci�kie do wyleczenia.
- Wiesz - mrukn�a �U� - Jeste� m�dr� komet�, te� bym chcia�a tak� by�.
- To lata, moje dziecko. D�ugie lata sp�dzone tutaj pozwoli�y pozna� nieco �wiata i to samo stanie si� z tob�.
Obie komety dzieli�a ju� znaczna odleg�o�� i nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e ich dyskusja wkr�tce dobiegnie ko�ca. a
�U� tymczasem pragn�a wiedzie� wi�cej, wi�cej i wi�cej o �wiecie w jakim przysz�o jej �y�.
- Powiem ci jeszcze, �e ludzie maj� dziwaczne upodobania. Cz�� z nich, zwanych astronomami, uparcie d��y do
zobaczenia danej komety jako pierwszy w swej populacji. Nast�pnie kometa ta zostaje nazwana imieniem odkrywcy. i
tak na przyk�ad mnie zw� nie Brenda lecz Encke, bo to w�a�nie jaki� tam Encke jako pierwszy mnie ujrza�. Naszego
brata Artura, o kt�rym ci wcze�niej opowiada�am, nazywaj� Brooks.
Ciekawa tylko jestem jak ciebie nazwali, bo z pewno�ci� ju� jeste� uwa�nie obserwowana i podziwiana.
- Och jak mi�o!
- Te� mnie kiedy� to cieszy�o lecz wspomnisz moje s�owa skarbie, �e popularno�� stanie si� w ko�cu m�cz�ca.
- A to dlaczego?
- Gdy b�dziesz przy ka�dym powrocie do S�o�ca czu�a na sobie miliony par oczu, to pr�dzej czy p�niej b�dzie ci� to
kr�powa�o i onie�miela�o.
- Nasze spotkanie dobiega ko�ca. By�aby� wi�c tak mi�a i opowiedzia�a mi jeszcze co� nieco� o trzech ostatnich
planetach. Przelatywa�am w zbyt du�ej odleg�o�ci od nich, aby zamieni� z nimi cho� jedno s�owo - poprosi�a �U�
wypowiadaj�c s�owa w szybkim tempie, bo czasu pozostawa�o ju� naprawd� niewiele.
Brenda, nie wdaj�c si� w szczeg�y, odpowiedzia�a r�wnie szybko.
- Ta planeta z obr�cz� ustawion� pionowo, jak wcze�niej powiedzia�a�, to Uran. W�a�nie on i jego kuzyn Neptun
kr���cy nieco dalej pr�bowali w dawnych, zamierzch�ych czasach obali� w�adz� i dominacj� Jowisza. Niestety, jak
wida�, bez powodzenia.
- A ostatnia planeta?! - pytanie ledwo co dotar�o do Brendy.
- To w�adca ciemno�ci Pluton! Nigdy go nie pozna�am osobi�cie ale podobno jest bardzo ma�om�wny i odzywa si�
tylko do swego satelity Charona. Kr��y nawet plotka, �e Charon nale�a� kiedy� do Neptuna ale �w w�adca przystani
podarowa� go Plutonowi, aby nauczy� go gwiezdnej mowy!
- Dzi�kuj� tobie Brendo za wszystko, ogromnie �a�uj�, �e nasze spotkanie dobieg�o ko�ca! Tak mi�o si� z tob�
gaw�dzi�o!
- Pogadasz sobie z innymi! z Ziemi�, Ksi�ycem, Saturnem, a nawet z tym pysza�kiem Merkurym. Do tego s� jeszcze
asteroidy du�e i ma�e oraz ogromna liczba komet! �ycie komety jest d�ugie i pi�kne, a i ten uk�ad gwiezdny nie jest a�
taki z�y.
Brenda nie wiedz�c ju� czy ostatnie s�owa dotr� do �U� zawo�a�a - do nast�pnego zobaczenia! Niech ci� mleczna
droga niesie!
Pos�owie
To opowiadanie, to jakby kr�tki opis naszego uk�adu s�onecznego, widzianego przez komety.
Niemal wszystkie sytuacje tu opisane mia�y miejsce naprawd�.
Na przyk�ad Saturn wed�ug mitologii greckiej jest ojcem Jowisza, Wenus ju� w staro�ytno�ci uznawana by�a za bogini�
pi�kna i mi�o�ci, a Mars za boga wojny.
G��wny jednak motyw opowiadania to komety i to w�a�nie z my�l� o nich je napisa�em.
Faktem bowiem jest, �e planeta Jowisz �robi� wiele zamieszania w torach lotu w�ochatych gwiazd.
Wspomniana w opowiadaniu kometa Brooks otar�a si� o Jowisza, po czym 1 sierpnia 1889 roku zauwa�ono, �e
rozpad�a si� na dwie cz�ci, a w kilka dni p�niej na dalsze trzy.
W grudniu 1980 roku zbli�y�a si� do Jowisza kometa Bowella. Co prawda zbli�enie by�o ma�e, ale ju� to wystarczy�o,
aby obej�� si� z ni� brutalnie.
Jej orbita zmieni�a si� w hiperbol� i po zbli�eniu si� do S�o�ca w 1982 roku kometa ta na zawsze opu�ci�a nasz uk�ad
planetarny - nigdy ju� do nas nie wr�ci.
Ca�kiem niedawno dosz�o nawet do zderzenia komety z Jowiszem.
Podobnych, udokumentowanych przypadk�w jest znacznie wi�cej, a inne planety te� maj� sw�j wk�ad w
�torturowaniu� komet.
Jednak Jowisz, jako najwi�ksza i najbardziej masywna planeta w uk�adzie, czyni najwi�cej spustoszenia w�r�d
kosmicznego drobiazgu.
RJPS 1999