ROMAN "ESKEL" SZUSTER Słoneczna Rodzina Od pewnego już czasu, a może trochę dłużej, pewna stara, poczciwa i pozbawiona dawnego uroku kometa wpatrywała się w nadlatującą i z każdą chwilą zbliżającą się do niej młodszą siostrę. i choć obie komety były daleko od słońca, to jednak nowy przybysz, w przeciwieństwie do starszej koleżanki pozostawiał za sobą duży i bardzo jasny warkocz. Stara kometa widziała ją pierwszy raz, ale już pierwsze spojrzenie wywarło na niej ogromne wrażenie. - Jest równie piękna i fascynująca jak ja, dawno, dawno temu - Westchnęła z głębokim żalem, wspominając swoją młodość. Młodość tak bardzo odległą w czasie, choć mogłoby się wydawać, że było to całkiem niedawno. Mówiło się wówczas, że tak urodziwej komety jak Brenda dawno nie było i długo nie będzie. Tak też się i stało. Brenda musiała blisko tysiąc razy obiec słońce aby doczekać chwili przybycia nowej miss. Nie ulegało wątpliwości, że nowa nadlatująca z kierunku konstelacji Byka kometa, jest w istocie następczynią Wielkiej Brendy. Tymczasem owa nowa gwiazda z warkoczem wydawała się czymś zrażona i wystraszona. Jej głowa niespokojnie pulsowała, a warkocz nienaturalnie i gwałtownie rozszerzał się na boki. Byłoby to naturalne zjawisko w bezpośrednim sąsiedztwie słońca, lecz nie tutaj, między Marsem a Jowiszem. - Witam - odezwała się nowa kometa na krótko przybierając weselszy kształt. - Aaa. Witam, witam - odpowiedziała starucha. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, więc jeśli się nie mylę, to ty tu pierwszy raz, nieprawdaż? - zapytała od razu. - Tak - jęknęła jakby czymś zawiedziona. - w takim razie pozwól skarbie, że się przedstawię. Mam na imię Brenda choć co niektórzy zwą mnie Encke. - Miło mi. ”U” jestem. - ”U”? - Tak. ”U”. - Tak po prostu? -Noo. Taak - mruknęła - Czy coś nie tak? -Nie nie! Po prostu chyba nie jestem na bieżąco z tymi nowymi imionami i w ogóle z całą tą dzisiejszą modą - wyjaśniła nieco zmieszana. - Ale powiedz mi może kochanie co cię trapi. Obserwuję cię od pewnego czasu i widzę, że jesteś czymś zmartwiona. “U” potrząsnęła tylko bujną czupryną. - Może ktoś zrobił ci przykrość? - zapytała. - Choć jeśli nie masz ochoty porozmawiać to... -Nie nie! - zaprzeczyła natychmiast nowa kometa. “U” poprawiła tylko lekko uczesanie swego warkocza zbudowanego z mieszaniny lodu, pary wodnej, odłamków kamieni i wielu innych składników i z wolna zaczęła tłumaczyć swe zachowanie. - Leciałam sobie poprzez kosmiczną przestrzeń, nader szczęśliwa, że wreszcie pozwolono mi opuścić gniazdko. Nie opowiadano nam wiele o okolicy tej gwiazdy, zwanej Słońcem, lecz każdy, kto stamtąd wracał na krótko odwiedzając swe rodzinne strony, zachwalał tamtejszy klimat. Jasno, ciepło, czasami nawet gorąco. Po prostu coś wspaniałego i niespotykanego u nas w domu! Gdy wleciałam w słoneczny układ cała aż promieniałam. Nie mogłam wprost uwierzyć, że wreszcie dotarłam do bajecznej krainy! - Skąd ja to znam - wtrąciła Brenda z tęsknotą wzdychając i wspominając swe pierwsze przeżycia i emocje związane właśnie z pierwszym kontaktem z układem słonecznym. - Ale mów, mów dalej - dodała po chwili. - No więc z począteczku wszystko układało się dobrze, wręcz wyśmienicie. Podziwiałam urodę pewnej planety z obręczą ustawioną pionowo, potem poznałam już nieco bliżej drugiego takiego, tyle, że znacznie większego i z jeszcze piękniejszym pierścieniem - Saturn się zwie i ma liczną rodzinę księżyców, równie zresztą miłą jak on sam. Tak, że mówię tobie Brendo, byłam w siódmym niebie. Tym bardziej, że właśnie w tamtej okolicy mogłam po raz pierwszy tak naprawdę przekonać się co znaczy słowo “ciepło”. Dopiero teraz wiem, co to za frajda kąpać się w promieniach Słońca i rozpościerać własny warkocz w kosmicznej otchłani. - Zgadza się - potwierdziła starsza siostra. - To niepowtarzalne uczucie nie dające się porównać z niczym innym. Przez pewien czas “U” wyglądała naprawdę uroczo. Nie dało się już zauważyć tego rozdrażnienia. Lecz gdy dochodziła do kolejnego i najwyraźniej przykrego etapu opowiadania, znów zaczęła potrząsać swą bujną czupryną i kręcić ogonem. - Potem spotkałam kolejnego gościa. Nie wiem jak mu na imię. Nie przedstawił się. W każdym bądź razie wydawał mi się interesujący i równie miły co Saturn. Co prawda nie posiadał tak ogromnego pierścienia jak on, ale za to on sam był potężniejszy od niego! Po prostu bydlę!!! Do tego miał jeszcze czerwone pasy okalające go dookoła z wszelkimi odmianami tej barwy i posiadał jeszcze wielką plamę - także czerwoną. Jego rodzina również nie należała do małych. Doliczyłam się tylko szesnastu, bo dalej wszystko mi się pomieszało, aż wreszcie straciłam rachubę. Zauważyłam też, że aż cztery satelity przewyższają rozmiarami pierwszą planetę jaką spotkałam, a którą mogłam obserwować tylko z bardzo, bardzo dalekiego daleka. Ale wracając do sedna. Mając za sobą pierwszą bliską znajomość z bardzo miłą, jak się okazało osobistością, postanowiłam równie śmiało jak poprzednio poznać kolejnego mieszkańca tej krainy. w tym momencie “U” zamilkła. Brenda mimo, że niewiele miała już w sobie materii, także poczęła nerwowo pokręcać głową. Dla niej było już jasne, kto jest odpowiedzialny za złe samopoczucie “U”. - Ggdy ssię ddo niego zbliżyłam i...i przedstawiłam się grzecznie ttak jak mnie nauczyli rrodzice, on bezczelny chwycił mnie w swe grawitacyjne szpony i obracając mną dookoła wyrzucił mnie na drugą półkulę, gdzie o mały włos mego warkocza zderzyłabym się z jednym z tych wielkich księżyców! - krzyknęła już wyraźnie oburzona. - Z ogromnym impetem i nad wyraz brutalnie zostałam wyrzucona i potraktowana jak śmieć, jak zero, jak absolutne zero! i nie dość, że na długo utraciłam orientację, to jeszcze pozbawiono mnie znacznego procentu urody! - i tak jesteś najwspanialszą kometą od dawien dawna - wyznała stara kometa. - Dziękuję. Ale czy mogłabyś powiedzieć, z kim miałam do czynienia? - Och moja droga - jęknęła rozpaczliwie Brenda - Trafiłaś na najgorszego i najmniej przystępnego typa w układzie! Oj nawet nie wiesz jak mi jest przykro, że ciebie spotkało to nieszczęście spotkać się z Jowiszem. - Jowiszem? Tak ma na imię? - Tak się podobno nazywa - burknęła z nutą dezaprobaty - Ale równie dobrze można by go nazwać szubrawcem. - Szubrawcem? - I kanalią. - Kanalią - szepnęła “U”. - Bydlak, oszust, zakała całej słonecznej rodziny! Nie wart, żeby go święta orbita nosiła! - ryknęła stara kometa pokazując ułamek swej dawnej potęgi w postaci piuropószów, gazów i pary wodnej. “U” trochę to zaniepokoiło. Zastanawiała się, czy dobrze postąpiła opowiadając tę historię. Stara Brenda, jeśli chciała jeszcze troszkę pożyć, nie mogła sobie pozwolić na takie wybuchy gniewu. - Uff - odsapnęła ciężko. - Przepraszam cię moja droga “U” za moje zachowanie, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Sama zdążyłaś się przekonać, co to za zwyrodnialec z tego Jowisza mimo, że jesteś tu od niedawna. Ale co ja mam powiedzieć, która od wieków musi być świadkiem jego egoizmu. - Czy on tak z każdym postępuje? - Każda kometa czy asteroida, która się do niego zbliży, ma wielkie szanse na podobne potraktowanie jak ty skarbie albo jeszcze gorzej! - Powiedziałaś gorzej?! - Jesteś młodą kometą rozpoczynającą dopiero swą wielką przygodę jaką jest życie w tym układzie gwiezdnym. Dlatego, jeśli pozwolisz, postaram się tobie co nie co opowiedzieć. Na jakie planety i dlaczego powinnaś uważać. - Będę bardzo wdzięczna. - Nie jesteś pierwszą i z całą pewnością nie ostatnią ofiarą Jowisza - westchnęła Brenda. - O jego bestialskich wyczynach można by wiele opowiadać. Ograniczę się jednak tylko do kilku przypadków najświeższej daty. Wspomnę więc tylko o komecie Andi zwaną przez niektórych Messier. Spotkało ją coś podobnego, co ciebie. Moja bliźniaczka Itaka, wraz z którą zawitałam do tego układu w tym samym czasie, została nawet uprowadzona! - Tttooo zznaczy? - wymamrotała “U”. - Stała się ona księżycem tego zachłannego olbrzyma - wyjaśniła Brenda, starając się jednocześnie, aby nie zabrzmiało to tak tragicznie jak to miało miejsce w rzeczywistości. - Ależ to straszne! - wymamrotała przerażona. - Itaca i tak miała więcej szczęścia od Artura. Jowisz tak go ściągnął swymi szponami, że otarł się nawet o jego powierzchnię!!! - Jejku jej! - Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym co stało się później. Biedny Artur zdołał wydostać się z jego pola, lecz przypłacił to tym, że rozpadł się na dwie części, a niedługo potem na dalsze trzy! a taki przystojny był. “U” usłyszawszy te słowa nie wytrzymała napięcia i wyrzuciła ogromną masę kamieni, lodu i gazu. Materii tej było na tyle dużo, że ogon osiągnął jeszcze raz takie rozmiary jak do tej pory. - Co on sobie wyobraża - uskarżała się “U”. - Cóż. Po Słońcu jest największy i nikt mu krzywdy nie zrobi. - Ale to nie znaczy, że mu wszystko wolno! - Niestety nikt nic na to nie poradzi, a jedynym sposobem na niego jest po prostu w miarę możliwości go unikać. Zapamiętaj to sobie moje dziecko. Przez krótką chwilę zapanowało milczenie. ”U” była tak zaszokowana opowiadaniem, że chwilowo nie potrafiła nic więcej powiedzieć, Brenda natomiast zastanawiała się, co jeszcze przekazać młodej komecie. Niebezbieczeństw tu czyhających było znacznie więcej aniżeli czasu na ostrzeżenie przed nimi. Dlatego należało dokonać przesiewu. Obie komety właśnie zbliżały się do siebie na minimalną odległość i wkrótce wartość ta miała wzrastać, więc aby przekazać jak najwięcej informacji, trzeba było się streszczać. - Jak widzę zauważyłaś, że na szesnaście księżyców, czternaście przypadło na płeć piękną. “U” zarzuciła twierdząco grzywą. - a więc wiedzieć powinnaś, że to są jego kochanki. - Aaa to jeszcze z niego rozpustnik! - Tak tak, to określenie też do niego pasuje. Choć muszę przyznać, że kiedyś bardzo dawno temu, i to tak dawno, że niektórzy twierdzą, że to nie prawda, Jowisz prowadził całkiem przyzwoite życie. - Ten Jowisz?! - Mi też było ciężko w to uwierzyć, ale gdy pewnego razu spotkałam jego byłą i podobnież bardzo kochającą go żonę Junonę, nie miałam już żadnych wątpliwości. - To on ma żonę?! - spytała nie dowierzając “U”. - Miał - poprawiła natychmiast Brenda. - odeszła od niego, gdy wyszło na jaw, że coś kręci z jej kuzynkami krążącymi wraz z nią dookoła niego. Miarka zaczęła się przebierać, gdy zaczął ściągać inne damulki asteroidy, a przebrała się, gdy polubił znęcać się nad nami kometami. - Gdzie ona teraz jest? - Junona? Cóż, jest obecnie asteroidą krążącą samotnie dookoła Słońca. - Ale jak te jego...wytrzymują z takim paskudem - dziwiła się “U”. - Niektóre jak Europa, Io, Kalisto czują się przy nim bezpiecznie. Inne znowu jak Carme i Sinope trzymane są wbrew ich woli. - Żal mi ich. - Mi także, ale Sinope wraz z trzema innymi koleżankami myślą o ucieczce. - Myślisz, że to możliwe? - Oczywiście! - odparła Brenda. - Krążą one przecież na odległych orbitach, więc jest nadzieja, że wyzwolą się z pod jego pól grawitacyjnych. a tak poza tym, skoro Junona to uczyniła, to czemu i nie Sinope. Podniesiona nieco na duchu “U” zerknęła w lewo, gdzie w oddali świecił jasnym, białym światłem Saturn. z tej odległości nie było już widać jego cudownego pierścienia, ale miło było na niego popatrzeć wiedząc, że ów osobnik nie jest tego pokroju co Jowisz. - Wiesz co? - zastanowiła się młoda kometa - Skoro Jowisz jest tutaj znany jako coś najgorszego, od którego powinno się trzymać z daleka, to czemu Saturn mnie przed nim nie uprzedził?! - Saturn jest ojcem Jowisza. - odpowiedziała Brenda. - Coo?! - Wadą Saturna jest to, że nic na swego synalka powiedzieć nie chce. Niezależnie od tego jak postępuje. - To w kogo się on wrodził?! - a bo ja wiem. Taki już jest i koniec. “U” nie pocieszona spojrzała przed siebie, gdzie świeciła najjaśniejsza gwiazda na niebie - Słońce. Na prawo od niego jaśniała Wenus, nieco dalej czerwony Mars, a po lewej stronie błękitna Ziemia wraz ze swym odwiecznym towarzyszem Księżycem. Tymczasem “U” tak bardzo zbliżyła się do Brendy, że zaczęła wręcz omiatać swymi koniuszkami warkocza jej głowę jakby chciała przekazać część swej energii i materii. Było to z resztą wydarzenie wyjątkowe, aby dwie komety zbliżyły się na tak małą odległość, która jednak poczęła wzrastać. - Powinnaś też uważać na tego małego czerwonego, tam po prawej. - Tak?! - Podobny charakterek do Jowisza. - Bratnie dusze? - skojarzyła “U”. - Mars mu na imię. Jest co prawda nieporównywalnie mniejszy od Jowisza, ale za to niezwykle wojowniczy i podobnie jak jego mocarniejszy brat lubuje się w przechwytywaniu asteroid, lecz ze względu na małą masę zdołał złapać w swe objęcia tylko dwie. a do tego w zupełnie innym celu. - Www jjakim? - To jego, jak by to powiedzieć, demonstracja siły. Wiesz, chce pokazać, że on też może przechwytywać. - Dziwak. - skomentowała z wyraźną nutą pogardy. - Mars to dziecko wojny. Nic więc dziwnego, że na dwa jego podlizki wołają Strach i Groza. - Strach i Groza? - Nno tak naprawdę to ochrzczono je jako Phobos i Deimos - sprostowała Brenda - Mówi się , że tylko dziękować Bogu trzeba, że nie dał Marsowi tak wyrosnąć jak Jowiszowi. Bo gdyby tak się stało, to ten układ gwiezdny byłby, po czarnych dziurach, najbardziej nieprzystępnym i niebezpiecznym w całej galaktyce! - Co też pani powie! - Już teraz aż huczy w sąsiednich układach od opowieści, legend i plotek na temat tego kurdupla. Ale jak już mówiłam, pomimo paskudnego usposobienia, nie stwarza zagrożenia, jeśli się do niego za blisko nie podejdzie. - To jak z Jowiszem - mruknęła “U”- a ten trochę bliżej Słońca. Co to za jeden? - spytała młoda kometa pragnąc możliwie jak najwięcej dowiedzieć się o słonecznej rodzinie zanim odległość między nią a Brendą wzrośnie na tyle, aby uniemożliwić dalszą rozmowę. - To kobieta. Piękna, miła, pełna wdzięku, ale i trochę gorąca. - Jak jej na imię? - Wenus. Bogini miłości. Rozmiarami przewyższa Marsa dwa razy, a w każdym pozytywnym charakterze po stokroć. i żadnego złego słowa powiedzieć na nią nie mogę. -Wspomniałaś, że jest trochę gorąca. - Skoro żyje się w tak bliskim sąsiedztwie Słońca, to nie ma się czemu dziwić. Zresztą my same także jesteśmy gorące, choć tylko od czasu do czasu. - No tak - “U” wpatrywała się w Boginię Miłości wyraźnie rada, że poznała drugą miła planetę w tym układzie. Trzecią osobą była Brenda, ale ona zaliczała się do komet. - Szkoda tylko, że jest taka samotna, jest pozbawiona księżyca, a i sama nim na szczęście nie zostanie, bo jej sąsiedzi są zbyt mali aby mogli ją przechwycić, a olbrzymy, jak na przykład Jowisz czy Saturn, krążą zbyt daleko. - A ten? Kto to jest? - Chodzi ci o tego blisko Słońca? “U” twierdząco machnęła grzywą. - To Merkury - odpowiedziała bez zbytniego entuzjazmu - w zasadzie nieszkodliwy, ale nie przepadam za nim. - Można wiedzieć czemu? - Oczywiście, że można, skarbie. Drażni mnie jego styl poruszania się po orbicie. Jest bardzo mały, ustępuje pod tym względem nawet Marsowi i widocznie chcąc zwrócić na siebie uwagę okolicznych obiektów postanowił wyczyniać jakieś wariacje. - Takie popisy? - Tylko nie pomyśl sobie, że jestem złośliwa - rzuciła stara kometa wpadając w słowa swej nowopoznanej koleżanki - On po prostu swym zachowaniem gra mi na nerwy. - Hm - jęknęła “U” ukrywając, że nie bardzo rozumie nerwowość Brendy. Uważała, że sposób poruszania się Merkurego jest spowodowany jego bliskością Słońca. Postanowiła jednak zachować swe uwagi dla siebie, przynajmniej na razie. Tymczasem odległość między dwoma włochatymi gwiazdami regularnie rosła. Brenda leciała swym własnym od dawien dawna nie zmienionym torem ku Słońcu, aby po krótkim pobycie w upalnym rejonie znów oddalić się na ponad cztery jednostki astronomiczne. “U” natomiast także zbliżała się do Słońca tyle, że pod większym kątem. Po za tym jej tor był bardziej wydłużony co oznaczało, że po zbliżeniu się do Słońca mogła się od niego oddalić na dziesięciokrotnie większą odległość aniżeli Brenda. - Ta po lewej to Ziemia ze swym przyjacielem Księżycem. - wymamrotała przygnębiona stara kometa - Ziemia to starsza siostra Wenus. Mars z kolei to ich starszy brat. - Ale mocno różnią się między sobą - zauważyła “U”. - Istotnie - zgodziła się Brenda - Choć mają też parę wspólnych cech. Na przykład jak Wenus, tak i Ziemia, są niezwykle urodziwe i przystępne. Szkoda tylko, że los tak okrutnie postąpił z “błękitną planetą”. “U” nawet bała się zapytać o to, co takiego złego mogło spotkać tę planetę, czekając tylko jak jej starsza przyjaciółka wyksztusi straszliwe, jak się zapowiadało, słowa. - Wiem, że na to za wcześnie... - odparła po chwili milczenia -...bo przecież żyje dając wiele zdrowych owoców, ale myślę, że w dobrym tonie będzie jak złożymy jej ukłon w minucie ciszy. ( MINUTA CISZY ) - Cco jjeej się prz... przytrafiło? - wyjąkała drżąc na całej powierzchni “U”. - Oj. Coś tak strasznego, że nie życzyłabym tego nawet największemu wrogowi! - Nawet Jowiszowi?! - Hm. Nno może za wyjątkiem niego. “U” jakby zadowolona z odpowiedzi spytała ponownie tyle, że bardziej spokojniej. - W czym problem? - Słyszałaś kochanie o istotach żywych? - Coś nie coś. - A więc Ziemia jest jedyną planetą w tym układzie i jedną z nielicznych w galaktyce, gdzie forma ożywiona występuje w tak ogromnej ilości i zróżnicowaniu. - Ale o ile mi wiadomo, to jest to coś wspaniałego. - Owszem. Tyle, że od pewnego czasu życie na tej planecie, jak i ona zresztą, są zagrożone przez pewien gatunek istoty inteligentnej. - Gdy byłam jeszcze w gniazdkowym obłoku to widziałam parę razy przelatujące dziwne obiekty, które, jak mi powiedziano, są tworem żywych istot. - To musiała być inteligencja z innych układów gwiezdnych, bo ci tutaj - mądrzy od siedmiu boleści dotarli ledwie do Księżyca. - Są więc w tyle. - Ci ludzie, jak oni siebie nazywają, początkowo żyli w zgodzie z otaczającą ich przyrodą, ale im postęp cywilizacyjny szedł naprzód, tym bardziej oddalali się od niej, jakby myśleli, że mogą egzystować bez niej. Niemal wszystkie formy życia, z samą planetą włącznie, doznają wielkich cierpień i strat. - Czyżby to byli tacy sami egoiści co Jowisz? - I wojowniczy jak Mars - dodała Brenda - Wszystkie inne cywilizacje jakie znam, rzecz jasna z opowiadań i nasłuchów w eterze, także wykorzystują bogactwa swej planety. Różnica polega jednak na tym, że ludzie dosłownie rzucili się na wszelkie dobrodziejstwa natury. - Wspominałaś coś o ich wojowniczości. Brenda na moment przygasła, jakby zmęczona ciągłym narzekaniem. Chciałaby więcej miłych rzeczy opowiedzieć swojej przyjaciółce, która przyleciała tutaj z nadzieją na beztroskie życie. Ale trzeba było przekazać prawdę, jaka by ona nie była. - Wyobraź sobie moja “U” że oni biją się między sobą. Tak, między sobą -powtórzyła Brenda gdy ujrzała wyraz niedowierzania w warkoczu “U”, który to począł z lekka gibać się na boki. - Ale jak...jak to możli... - Zachłanność , pycha, żądza bogactwa za wszelką cenę oraz głupota, czysta ludzka głupota jest tym mechanizmem, który popycha ich ku zagładzie jeśli nie zmienią swego postępowania. - A inne cywilizacje? - Co inne? - spytała nie rozumiejąc. - Czy też prowadzą wojny? - Ależ skąd! - zaprzeczyła zdecydowanie Brenda. - Pozostałe społeczności w tej części galaktyki należą do jednej wspólnej organizacji i o ile mi wiadomo, Ziemianie nie mają najmniejszych szans na wejście do niej. Przynajmniej na razie. - Może trzeba im pomóc. - Wszystkie cywilizacje wiedzą, że mieszanie się w konflikty wewnętrzne może w efekcie doprowadzić do wojny międzygwiezdnej, jak to zdarzyło się w przeszłości nie raz. Dlatego ludzkość jest na razie tylko obserwowana, co z pewnością zauważysz nie raz. - Więc jakaś nadzieja istnieje. - Nikła. Ziemianie są nazywani “wybrykiem natury” bądź “niedorozwojem cywilizacyjnym”, a takie schorzenia bywają niezwykle ciężkie do wyleczenia. - Wiesz - mruknęła “U” - Jesteś mądrą kometą, też bym chciała taką być. - To lata, moje dziecko. Długie lata spędzone tutaj pozwoliły poznać nieco świata i to samo stanie się z tobą. Obie komety dzieliła już znaczna odległość i nie ulegało wątpliwości, że ich dyskusja wkrótce dobiegnie końca. a “U” tymczasem pragnęła wiedzieć więcej, więcej i więcej o świecie w jakim przyszło jej żyć. - Powiem ci jeszcze, że ludzie mają dziwaczne upodobania. Część z nich, zwanych astronomami, uparcie dąży do zobaczenia danej komety jako pierwszy w swej populacji. Następnie kometa ta zostaje nazwana imieniem odkrywcy. i tak na przykład mnie zwą nie Brenda lecz Encke, bo to właśnie jakiś tam Encke jako pierwszy mnie ujrzał. Naszego brata Artura, o którym ci wcześniej opowiadałam, nazywają Brooks. Ciekawa tylko jestem jak ciebie nazwali, bo z pewnością już jesteś uważnie obserwowana i podziwiana. - Och jak miło! - Też mnie kiedyś to cieszyło lecz wspomnisz moje słowa skarbie, że popularność stanie się w końcu męcząca. - A to dlaczego? - Gdy będziesz przy każdym powrocie do Słońca czuła na sobie miliony par oczu, to prędzej czy później będzie cię to krępowało i onieśmielało. - Nasze spotkanie dobiega końca. Byłabyś więc tak miła i opowiedziała mi jeszcze coś niecoś o trzech ostatnich planetach. Przelatywałam w zbyt dużej odległości od nich, aby zamienić z nimi choć jedno słowo - poprosiła “U” wypowiadając słowa w szybkim tempie, bo czasu pozostawało już naprawdę niewiele. Brenda, nie wdając się w szczegóły, odpowiedziała równie szybko. - Ta planeta z obręczą ustawioną pionowo, jak wcześniej powiedziałaś, to Uran. Właśnie on i jego kuzyn Neptun krążący nieco dalej próbowali w dawnych, zamierzchłych czasach obalić władzę i dominację Jowisza. Niestety, jak widać, bez powodzenia. - A ostatnia planeta?! - pytanie ledwo co dotarło do Brendy. - To władca ciemności Pluton! Nigdy go nie poznałam osobiście ale podobno jest bardzo małomówny i odzywa się tylko do swego satelity Charona. Krąży nawet plotka, że Charon należał kiedyś do Neptuna ale ów władca przystani podarował go Plutonowi, aby nauczył go gwiezdnej mowy! - Dziękuję tobie Brendo za wszystko, ogromnie żałuję, że nasze spotkanie dobiegło końca! Tak miło się z tobą gawędziło! - Pogadasz sobie z innymi! z Ziemią, Księżycem, Saturnem, a nawet z tym pyszałkiem Merkurym. Do tego są jeszcze asteroidy duże i małe oraz ogromna liczba komet! Życie komety jest długie i piękne, a i ten układ gwiezdny nie jest aż taki zły. Brenda nie wiedząc już czy ostatnie słowa dotrą do “U” zawołała - do następnego zobaczenia! Niech cię mleczna droga niesie! Posłowie To opowiadanie, to jakby krótki opis naszego układu słonecznego, widzianego przez komety. Niemal wszystkie sytuacje tu opisane miały miejsce naprawdę. Na przykład Saturn według mitologii greckiej jest ojcem Jowisza, Wenus już w starożytności uznawana była za boginię piękna i miłości, a Mars za boga wojny. Główny jednak motyw opowiadania to komety i to właśnie z myślą o nich je napisałem. Faktem bowiem jest, że planeta Jowisz “robi” wiele zamieszania w torach lotu włochatych gwiazd. Wspomniana w opowiadaniu kometa Brooks otarła się o Jowisza, po czym 1 sierpnia 1889 roku zauważono, że rozpadła się na dwie części, a w kilka dni później na dalsze trzy. W grudniu 1980 roku zbliżyła się do Jowisza kometa Bowella. Co prawda zbliżenie było małe, ale już to wystarczyło, aby obejść się z nią brutalnie. Jej orbita zmieniła się w hiperbolę i po zbliżeniu się do Słońca w 1982 roku kometa ta na zawsze opuściła nasz układ planetarny - nigdy już do nas nie wróci. Całkiem niedawno doszło nawet do zderzenia komety z Jowiszem. Podobnych, udokumentowanych przypadków jest znacznie więcej, a inne planety też mają swój wkład w “torturowaniu” komet. Jednak Jowisz, jako największa i najbardziej masywna planeta w układzie, czyni najwięcej spustoszenia wśród kosmicznego drobiazgu. RJPS 1999