5626
Szczegóły |
Tytuł |
5626 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5626 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5626 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5626 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
�ukasz Szot
Przeznaczenie
Obudzi�em si� rano z prze�wiadczeniem, �e co� jest nie
tak. Z poziomu ��ka spojrza�em na m�j ma�y, obskurny
pokoik, od�a��c� ze �cian farb� i po��wk� klosza os�aniaj�c� �ar�wk�. Wszystko w porz�dku. Zajrza�em przez drzwi do
kuchni i zauwa�y�em stoj�cy na kuchence garnek i resztki zupy na blacie sto�u. Nic nienormalnego. Na tyle, na ile
pozwala� mi kark wykr�ci�em szyj� w stron� okna i spojrza�em na drewniany kibel. Stoi jak zawsze. Wszystkie te
czynno�ci kosztowa�y mnie niema�o wysi�ku i musia�em odpocz��. My�li powoli kr��y�y po g�owie jak odurzone
pszczo�y. Odurzone oparami alkoholu pr�bowa�y wpa�� na w�a�ciwe tory i dotrze� do sedna niepokoju. Nie udawa�o
si�.
�eby poprawi� kr��enie w okolicach m�zgu, zacz��em si� drapa� po g�owie. I nagle ol�nienie. Nie mog�em znale��
�r�d�a niepokoju w otoczeniu, bo tkwi�o ono we mnie. Nie jestem tak bystry, �eby sam na to wpa��, pomog�o mi to
drapanie. Dotykaj�c r�kami g�owy nie poczu�em po prostu nowych �lad�w po mordobiciu, jakie co wiecz�r urz�dza�a
mi s�siadka, gdy wraca�em do domu pijany. A r�k� mia�a ci�k� i zabawia�a si� w Pana Boga karz�c mnie w ten
spos�b za jeden z grzech�w g��wnych, jaki na�ogowo pope�nia�em. Gorsze by�y poranki, gdy odkrywa�em nowe siniaki
ni� wieczory, z kt�rych ma�o co pami�ta�em. A dzisiaj nic. �adnych nowo�ci, same stare obt�uczenia, kt�re zaczyna�y
sw�dzie�. Jak przez mg�� przypomnia�em sobie powr�t do domu i ostatni� my�l przed snem: nie dosta�em dzi� od pani
Heleny po mordzie.
Nie my�la�em o tym d�ugo, bo zacz��em czu� ssanie w �o��dku. Kaca nie by�o. Jeszcze. Musia�em go wyprzedzi�, ale
wcze�niej trzeba by�o co� zje��. Potykaj�c si� o w�asne nogi dobrn��em do kuchni, spojrza�em do gara, z kt�rego zupa,
stoj�ca tam od d�u�szego czasu, chcia�a sama wy�azi�. Zniech�cony tym widokiem do jedzenia, wyszed�em z
mieszkania i wst�puj�c po drodze do kibla uda�em si� w stron� miasta. Um�wi�em si� z W�adkiem na rogu. Powiedzia�
mi wczoraj, �e obili mu pysk w parku par� dni temu. Kiedy powiedzia�em mu, �e mam to codziennie, nie chcia�
uwierzy�.
W�adek ju� czeka�. Przyszed� z jakim� go�ciem, kt�rego nie zna�em, ale powiedzia�, �e ma kas� i kupi par� win. Przed
takim argumentem musia�em pochyli� czo�a i zgodzi�em si� na jego towarzystwo.
- To jest Henryk - przedstawi� mi W�adek nowego.
- Kazek - powiedzia�em podaj�c r�k� naszemu dzisiejszemu sponsorowi.
Henryk wygl�da� na jeszcze starszego ni� ja. M�g� mie� gdzie� pod pi��dziesi�tk�, ale na oko da�bym mu z
siedemdziesi�t. Postury raczej drobnej, niewiele wy�szy ode mnie, mia� na g�owie beznadziejny beret z antenk�.
Pomi�ta szara marynarka nie by�a dla mnie niczym szokuj�cym, bo sam chodzi�em i spa�em na przemian w jednym
garniturze, natomiast zdziwi� mnie ko�nierzyk koszuli, kt�ry wystawa� spod swetra. Koszula wygl�da�a na
wyprasowan�.
- Du�o rzeczy mnie dzi� zaskoczy�o - zacz��em rozmow� w drodze do sklepu. Wzrok W�adka nie wyra�a� niczego, a
Henryk spojrza� na mnie z ciekawo�ci�. - Na przyk�ad to, �e obudzi�em si� rano i nie czu�em, �ebym by�
pokancerowany. Po prostu s�siadka nie sprawi�a mi lania, jak co wiecz�r - wiem, �e czasem musz� sobie pogada�.
- Co pan powiedzia�? - oczy Henryka wyra�a�y wielkie zaciekawienie.
- �e s�siadka mnie nie spra�a - jego pytanie nie wygl�da�o na zadane przez kogo� przyg�uchego, wi�c zdziwi�o mnie
troch� jego zainteresowanie.
- Ale nie, chodzi mi o to s�owo, kt�rego pan u�y�.
- Da�a mi lanie? - nie wiedzia�em, o co go�ciowi chodzi.
- Nie, jeszcze inaczej - czepia si�, ewidentnie si� czepia stary cap.
- Pokancerowa�a mnie? - przestawa�o mi si� chcie� z nim rozmawia�.
- Tak, tak, tak, w�a�nie to, sk�d pan wymy�li� to s�owo - patrzy� na mnie, jakbym by� co najmniej w�a�cicielem sklepu.
Mia�em wra�enie, �e sta�em si� dla niego wielki, cho� nie wiedzia�em dlaczego.
- O czym gadacie - W�adek wyczu� nastr�j rozmowy i zaciekawi� si�.
- Pan Kazimierz u�y� w�a�nie niesamowitego s�owa. S�owa, kt�re zrobi karier� w naszym j�zyku i b�dzie u�ywane
przez masy - widzia�em, �e jest mocno poruszony.
- Co �e� ty mu powiedzia�, �e on si� tak podnieca - W�adek zawsze wali� prosto z mostu.
- Tylko to, �e mnie ta stara baba nie spra�a.
- Ja jestem j�zykoznawc� - zacz�� Henryk - i w�druj� po �wiecie w poszukiwaniu nowych s��w lub takich, kt�re ju�
wysz�y z u�ycia...
- Co pan jest? - W�adek nie zrozumia�, ja zreszt� te�.
- Zajmuj� si� mow�, jestem profesorem na uniwersytecie, ale zamiast �l�cze� nad s�ownikami, jak inni, postanowi�em
zaj�� si� osobi�cie ca�� spraw� i w miar� mo�liwo�ci sprawdzi� to empirycznie.
Zobaczy�em, jak W�adek r�wnocze�nie ze mn� unosi ramiona i wykrzywia usta w ge�cie zdziwienia. Nasz wzrok
spotka� si� nad jego g�ow�.
- Zabieram pana, panie Kazimierzu na nasz� uczelni� i zwo�amy zjazd.
W�adkowi nie w smak to wszystko by�o, nie mia� kompanii do picia, ale jego troski os�odzi�y pieni�dze, kt�re dosta� od
Henryka na wino. Ja poszed�em z nim. Gdy szli�my w stron�, jak on to m�wi�, uczelni, wyci�gn�� telefon i zacz��
gdzie� dzwoni�. Co� tam m�wi�, �mia� si� do s�uchawki a potem poklepa� mnie po ramieniu. W pewnym momencie
poczu�em, �e robi mi si� s�abo i mi�kn� w nogach.
- Musz� si� czego� napi� - odezwa�em si� w ko�cu, bo jak do tej pory szli�my nie rozmawiaj�c. To znaczy on gada�
przez telefon, a ja szed�em za nim.
- Chwileczk� - powiedzia� do telefonu - m�wi� pan co�? - zwr�ci� si� do mnie.
- M�wi�em, �e musz� si� czego� napi�, bo mam strasznego kaca - powt�rzy�em.
- Dobra, to ko�cz� - rzuci� w s�uchawk� - p�jdziemy sobie, prosz� pana do sklepu i kupimy co� - powiedzia� mi
chowaj�c telefon do kieszeni.
Wst�pili�my do spo�ywczego i kupi�... wod� mineraln�.
- Ale ja my�la�em o czym� mocniejszym - stara�em si� oponowa� - woda ma dla mnie dzia�anie zab�jcze. Na pewno mi
nie pomo�e.
- Musi pan �wie�o wygl�da�, zwo�ali�my konferencj� j�zykoznawc�w na jutro, a pan b�dzie g��wnym punktem
programu. B�dzie ona po�wi�cona mi�dzy innymi temu s�owu, kt�rego pan u�y� w rozmowie wcze�niej. S�owo to -
znowu zaczyna� si� podnieca� - b�dzie kamieniem w�gielnym po�o�onym pod now� nauk� o j�zyku. W czasach, gdy
zaskorupia�a i nie rozwijaj�ca si� mowa jest �r�d�em �miechu dla lingwist�w innych narod�w, pan, panie Kazimierzu,
zapali� �wiate�ko w tunelu i to �wiate�ko jest teraz naszym wsp�lnym celem, wsp�lnym d��eniem. Zaczynaj�ca si� w
ten spos�b pr�nie rozwija� nowa mowa...
Nie mog�em go ju� s�ucha�, wi�kszo�ci z tego, o czym on m�wi� nie rozumia�em. Spr�bowa�em napi� si� wody, ale
jako� nie mog�em jej prze�kn��. Czu�em, jak w jednej chwili po moim ciele zaczynaj� przebiega� zimne dreszcze na
przemian z falami gor�ca. Zaczyna� si� kac. Szed�em coraz wolniej i on w ko�cu musia� to zauwa�y�.
- A mo�e jest pan g�odny. Przepraszam, �e nie zapyta�em wcze�niej - w jego g�osie by�a prawdziwa troska - zaraz
zawo�am taks�wk� i pojedziemy do restauracji.
Wsiedli�my do taks�wki, nie musia�em przynajmniej przebiera� nogami, i dotarli�my do jakiego� lokalu. W taks�wce
dzwoni� jeszcze do kogo� i na miejscu czeka�o na nas dw�ch jego koleg�w. Gdy zobaczy�em Henryka po raz pierwszy
nie wygl�da� mi na takiego m�drka, cho� wyprasowana koszula mog�a mi da� do my�lenia. Ale jego kumple, te� chyba
jacy� profesorowie, oni dopiero wygl�dali na powa�nych ludzi. Byli jakby �ywcem wyj�ci z telewizji, oboje w
garniturach i to ca�kiem porz�dnych. Czekali przed wej�ciem i na nasz widok przerwali o�ywion� dyskusj�.
- Pan Kazimierz - zacz�� nas sobie przedstawia� m�j nowy kolega - jak nazwisko?
- Co? - wyrwa�em si� z chwilowego odr�twienia, w kt�re wpad�em przed sekund�.
- Jak si� pan nazywa?
- Marski.
- Pan Kazimierz Marski - doka�cza� formalno�ci Henryk - pan Andrzej Niebu�a i pan Wojciech Kalidzki. Wejd�my,
porozmawiamy w �rodku.
Podali�my sobie d�onie, ale wiedzia�em, �e i tak nie zapami�tam, kt�ry z nich jest kt�ry, je�li w og�le zapami�tam ich
imiona. Za du�o nowo�ci jak na jeden dzie�.
- No to prosz�, panowie... - s�ysz�c to, wierzy�em w duchu, �e wchodz�c do tam b�d� m�g� jednak spr�bowa� jakiego�
alkoholu. Wiedzia�em, �e nie uda mi si� wytrzyma� bez tego i nied�ugo mog� zacz�� si� drgawki, a bardzo tego nie
lubi�em. Zdarza�o mi si� ju� to kilka razy i nie jest to wcale mi�e uczucie, a zaczyna�o si� ze mn� dzia� niedobrze.
Widzia�em, jak zaczynaj� mi si� trz��� r�ce i czu�em niemal fizycznie swoj� blado��.
- Co pan taki blady - us�ysza�em w odpowiedzi na swoje my�li z ust Andrzeja czy Wojciecha. Pana Andrzeja lub
Wojciecha. - Pewnie pan g�odny? - ta sama nuta troski w g�osie.
- Zaraz co� zam�wimy - czuwa� nad wszystkim Henryk. W�a�nie siadali�my przy stoliku. - Co panowie sobie �ycz� -
s�owa te skierowa� g��wnie do mnie wskazuj�c g�ow� na spis posi�k�w le��cy obok.
Wzi��em go do r�ki, otworzy�em i trafi�em akurat na stron� z winami. Nie by�o w�r�d nich �adnego, kt�re zna�em, ale
postanowi�em zda� si� na przypadek. Gdy ju� mia�em si� odezwa� PAN Henryk niedyskretnie spogl�daj�c mi przez
rami� r�wnie niedyskretnie przewr�ci� mi stron� i ujrza�em przed sob� zupy.
- Najpierw mo�e zjemy, a dopiero potem skosztujemy jakiego� trunku.
- No to ja chc� grzybow� - pomy�la�em sobie, �e b�d� mia� przynajmniej �wi�ty spok�j, a nikt mi nie ka�e je�� tej zupy
od razu - a potem to wino - wskaza�em palcem na jak�� zagraniczn� nazw�.
Przywo�a� gestem d�oni kelnera, kt�rego nie zdziwi� zupe�nie widok dw�ch obszarpa�c�w w towarzystwie dw�ch
kulturalnie ubranych jegomo�ci i z�o�y� zam�wienie na moj� zup� i wino, a opr�cz tego trzy kawy, nast�pnie zag��bi�
si� w dyskusj� z kolegami pozostawiaj�c mi swobod� dzia�ania. Z pocz�tku nie mog�em zbytnio z niej skorzysta�, ale
jak kelner przyni�s� nasze zam�wienie i zobaczy�em, �e panowie s� tak pogr��eni w rozmowie, �e nawet nie zwr�cili
na to uwagi postanowi�em dzia�a�. Wychyli�em duszkiem wino, kt�re nie by�o zbyt dobre, jakie� takie kwa�ne, a potem
zauwa�onym wcze�niej gestem przywo�a�em kelnera i wskaza�em na m�j kieliszek. Zupe�nie nie okazuj�c zdziwienia
przyni�s� mi nast�pny i nast�pny, a potem jeszcze kilka. Nawet nie najgorsze to winko. Przesta�em ze wstr�tem patrze�
na zup� i z ochot� nawet zabra�em si� do jedzenia. Widzia�em, jak odruchowo si�gali do fili�anek i odruchowo
prze�ykali zimn� ju� teraz kaw�. Stara�em si� ws�ucha� w to, o czym m�wi�, ale po�owy nawet nie rozumia�em.
Strasznie jako� m�drze m�wili.
- Czego� panu jeszcze potrzeba? - mechanicznie zapyta� Henryk spogl�daj�c na mnie nieprzytomnie i nie czekaj�c na
odpowied�, wci�gn�� si� zn�w w rozmow�.
Nawet zacz�o mi si� to podoba�. Siedzia�em sobie w restauracji z m�drymi lud�mi, s�ucha�em, o czym m�wi�, a jutro
mam by� g��wnym punktem konferencji. Co� wspominali o noclegu w hotelu i oddaniu mojego ubrania do pralni.
Wcale przyjemna rzecz. M�wili te� o odrodzeniu j�zykoznawstwa, �ywym j�zyku, podwalinach i wielu jeszcze innych
rzeczach. By�o to takie m�dre, cho� niezrozumia�e, a ja by�em jednym z nich. Jutro by� mo�e nawet b�d� musia�
wyg�osi� jakie� przem�wienie, wszyscy b�d� mi klaska� i wszyscy b�d� na mnie patrze�. Przecie� jestem podwalin�.
Siedz�c i ws�uchuj�c si� w szelest ich rozmowy rozmarzy�em si�. Widzia�em siebie w telewizji, pani z wielkim
mikrofonem zadaje mi m�dre pytania, na kt�re ja m�drze odpowiadam i widz�ca mnie w swoim telewizorze pani
Helena �kaj�ca w r�kaw i �a�uj�ca teraz wszystkich swoich napad�w na mnie. A ja wielkodusznie j� pozdrawiam i ona
zaczyna p�aka� jeszcze bardziej.
Wyuczonym gestem zawo�a�em kelnera, kt�ry ju� wiedz�c o co mi chodzi, przyni�s� mi nast�pny kieliszek. By�o mi
bardzo dobrze i nie chcia�o mi si� st�d wychodzi�, ale, gdy by�o ju� dobrze po po�udniu, panowie przestali rozmawia� i
zaproponowali, �e jednak p�jdziemy. Gdy przysz�o do p�acenia, widzia�em wyraz g��bokiego zdziwienia w oczach
Henryka, ale nic si� nie odezwa�, tylko przyj�� to, jak przysta�o na profesora. Wychodz�c mrugn��em do kelnera, kt�ry
pozdrowi� mnie r�k� i opu�ci�em wraz z moimi towarzyszami lokal. Lekko chwiejnym krokiem, ale pe�en energii
wsiad�em do taks�wki i rzeczywi�cie udali�my si� do hotelu. Gdy weszli�my na czwarte pi�tro i podeszli�my do moich
drzwi panowie powiedzieli, �e przyjd� za par� minut i przynios� mi pi�am�, a ja w tym czasie mam si� rozebra� i
poda� im przez drzwi moje ubranie. Gdy przyszli, um�wili�my si�, �e przyjad� po mnie nazajutrz o godzinie dziewi�tej
i przywioz� mi moje �achy, ale wyprane, a potem pojedziemy na sympozjum.
Po ich odej�ciu pr�bowa�em u�o�y� sobie mow� na nast�pny dzie�, ale co� mi nie sz�o, a poza tym zachcia�o mi si�
spa�, wi�c postanowi�em wypocz�� przed wielkim wydarzeniem. By�em pewien, �e b�d� w stanie wymy�li� co� na
poczekaniu i nie martwi�em si� o ca�� t� konferencj�. Dopiero teraz zaczyna�em odczuwa� skutki wina, poczu�em, jak
uderza mi do g�owy i nie pami�tam nawet, jak zas...
Obudzi�o mnie pukanie do drzwi, nawet nie pukanie, ale walenie, widocznie kto� od d�u�szego czasu pr�bowa� si�
dosta� do �rodka. Zdziwi�o mnie to niesamowicie, bo kto chcia�by czego� szuka� w moim n�dznym mieszkaniu.
Przypomnia�em sobie, jaki mia�em pi�kny sen. Walenie w drzwi nie ustawa�o, wr�cz przeciwnie, stawa�o si� coraz
bardziej natarczywe, a� w ko�cu musia�em otworzy� oczy. Najpierw jedno, potem drugie. Zamkn��em. Nagle oba
naraz. By�em bardzo zaskoczony, bo to, co uwa�a�em za sen, wcale nim nie by�o. Przygoda, kt�ra mi si� wy�ni�a,
wydarzy�a si� naprawd�. Le�a�em na ��ku hotelowym, o niebo lepszym od mojego, w o niebo lepszym pokoju, cho� u
siebie zawsze rano mia�em spok�j.
- Ju� id� - zachrypni�ty g�os, ledwo s�yszalny, wydoby� si� z moich ust. Musieli jednak chyba us�ysze�, bo przestali si�
t�uc. Podszed�em do drzwi chwiejnym krokiem, samopoczucie po drogim winie niewiele r�ni si� na drugi dzie� od
tego po tanim, r�nica ma charakter jedynie presti�owy, i uchyli�em je. Moi przyjaciele stali na zewn�trz, gdy
wystawi�em do nich twarz, podali mi ubranie. By�o moje, ale ca�e �wie�e, pachn�ce i wyprasowane, tak �e prawie go
nie pozna�em. Wzi��em je i ubra�em si� szybko, po czym wyszed�em do nich. Byli to ci dwaj, z kt�rymi wczoraj
siedzia�em, Henryka z nimi nie by�o. W ich oczach, gdy patrzyli na moj� zm�czon� twarz, jak�e teraz jaskrawym
kontrastem odcinaj�c� si� od �wie�o�ci moich szat, widzia�em, �e nie jest dobrze. Ich najgorsze przypuszczenia
potwierdzi�y si�, gdy zapyta�em, czy mogliby�my p�j�� na klina.
- Nic z tego, idziemy na konferencj�, panie Kazimierzu - widzia�em, �e robi� dobr� min� do z�ej gry - bo za chwil�
mo�emy by� troch� sp�nieni. Wyspa� si� pan dobrze?
- Tak, bardzo dobrze.
Nagle, nie wiem dlaczego, przesta�em czu� do nich sympati�. Gdzie� znik�o poczucie si�y, jakie mia�em wczoraj
wieczorem, mia�em wra�enie niezg��bionej pustki w g�owie, a �ciany �o��dka sklei�y si� z sob� i wydawa�y odg�os
podobny do odg�osu wody w rurach. Czu�em tam straszne ssanie, by�em g�odny i spragniony, ale nie mia�em ochoty na
wod� mineraln�. Wlok�em si� powoli za nimi, wsiad�em do taks�wki, a gdy dojechali�my na miejsce, zacz�a mnie
ogarnia� coraz wi�ksza z�o��. Przesta�o mi si� podoba� ca�e to zgromadzenie, ca�y ten zjazd, jeszcze zanim
zobaczy�em, jak to wszystko wygl�da. W og�le na pusty �o��dek i na trze�wo ma�o co mi si� podoba, ale gdy
weszli�my do wielkiej sali, kt�ra rozmiarami przypomina�a ko�ci� i zobaczy�em przed sob� ogromny t�um w
garniturach, nogi si� pode mn� ugi�y. Przesta�em mie� ochot� na cokolwiek, a ju� na pewno nie na bycie gwiazd�,
wiedzia�em, �e gdy b�d� musia� co� powiedzie�, nie odezw� si� nawet s�owem.
Przy wej�ciu spotkali�my Henryka, kt�ry z o�ywieniem rozmawia� z jakim� m�czyzn�, ale na nasz widok przerwa� i
podszed� si� przywita�. Potem zosta�em przedstawiony jeszcze kilku osobom, niezbyt wielu, bo musieli�my podej�� na
swoje miejsca i usadowi� si� wygodnie w oczekiwaniu na rozpocz�cie. Sala wygl�da�a w ten spos�b, �e od drzwi,
przez kt�re weszli�my obni�a�a si�, a na samym dole w pewnym oddaleniu od pierwszych rz�d�w sta� d�ugi na ca��
szeroko�� pomieszczenia st�. Na sto�em wisia� transparent z has�em, kt�re uda�o mi si� przeczyta�, gdy przymru�y�em
oczy:
"Nie pozw�lmy pokancerowa� naszego j�zyka, dajmy mu nowe �ycie"
Pomy�la�em sobie, �e strasznie beznadziejne to has�o, ale w tej sekundzie odechcia�o mi si� o tym my�le�, bo
prowadzony pod r�k� przez pana Henryka musia�em zaj�� miejsce... pod transparentem. By�o mi niedobrze i zaczyna�a
bole� mnie g�owa. Na stole sta�y kanapki. Na sali by�o g�o�no, a ka�dy d�wi�k odbija� si� g�uchym echem w mojej
czaszce powoduj�c trudny do zniesienia rezonans w pozbawionej wszelakich my�li przestrzeni mi�dzy moimi uszami.
Dobrze, �e zaj�li�my miejsca siedz�ce, bo inaczej m�g�bym upa�� i nigdy si� ju� nie podnie��. Obsun��em si� na
krzes�o i odchylaj�c g�ow� do ty�u czeka�em na rozw�j zdarze�. Czu�em si� blady i bezsilny. Skierowany na mnie
wzrok pan�w i pa� naukowc�w, chocia� pa� by�o bardzo ma�o, zaczyna� b��dzi� po sali, gdy spogl�da�em na
patrz�cych, wracaj�c natr�tnie, gdy tylko przestawa�em. Soki i woda mineralna przede mn� wywo�a�y tylko cie�
zgorzknia�ego u�miechu. Nie, zupe�nie nie mia�em ochoty tu by�. Gdy tylko ucich�o zacz�y si� przem�wienia, a
r�wnocze�nie z nimi - dreszcze. Nie mog�em tego wszystkiego s�ucha� i przestawa�em powoli to wytrzymywa�.
Pokancerowane podwaliny mowy i j�zyka ch�osta�y i biczowa�y moje biedne uszy spychaj�c mnie powoli na skraj
wytrzyma�o�ci. Zaryzykowa�em z sokiem, ale po pierwszym �yku poczu�em, �e to ryzyko mi si� nie op�aci.
Przeb�ysk geniuszu, za kt�ry dzi�kuj� opatrzno�ci, kaza� mi jednak dalej ryzykowa�, i to nie tylko z sokiem, ale tak�e z
kanapkami.
Renesans nauki, lingwi�ci, j�zykoznawstwo, wszystko to zmieszane w jednym tyglu konferencji s�czy�o si� jak
zab�jcza trucizna przez moje uszy w moje cia�o.
Czar� goryczy przepe�ni�a szklanka wody mineralnej. Walcz�c z sob� podnios�em j� do ust i zacz��em pi�. Wystarczy�
�yk, nie zd��y�em nawet dobrze poczu� smaku wody, gdy ponownie poczu�em smak zjedzonych chwil� wcze�nie
kanapek i wypitego soku. Og�lne zamieszanie, powi�kszaj�ce si� z sekundy na sekund�, zapocz�tkowane moimi
wymiotami, z kt�rych wi�ksza cz�� trafi�a na Henryka, dostarczy�o mi bod�ca do dzia�ania. J�zykoznawcy, kt�rzy
siedzieli do tej pory przed nami jak na widowni, zacz�li schodzi� na d� powi�kszaj�c og�lny ba�agan, kto� pr�bowa�
zmniejszy� zamieszanie nawo�uj�c ludzi przez mikrofon do rozs�dku. Nie udawa�o mu si�.
Przeciskaj�c si� przez zbit� ci�b� ludzi, w drugim dzisiaj przeb�ysku geniuszu, porwa�em ze sto�u trzy soki, dwa
pomara�czowe i jeden jab�kowy i wybieg�em z sali. S�aniaj�c si� i zataczaj�c dotar�em do wyj�cia z budynku i nie
zatrzymywany przez nikogo wyszed�em na zewn�trz. Chocia� nie jestem pewien, czy kto� chcia�by mnie zatrzyma� po
tym, czego dzisiaj dokona�em.
Soki wymieni�em w najbli�szym sklepie na wino, �a�owa�em potem, �e nie wzi��em ich wi�cej. Sympatyczny
sprzedawca popatrzy� na mnie ze zrozumieniem, ale nie chcia� mi da� drugiego. Nie pami�tam zbytnio w jaki spos�b,
ale uda�o mi si� dotrze� do domu, wiem �e przeszed�em straszny kawa� drogi, bo gdy znalaz�em si� na miejscu ledwo
si� trzyma�em na nogach. Spotkanie z W�adkiem by�o o tyle zbawienne, �e mog�em skorzysta� z dobrodziejstw
alkoholu, kt�ry on mia� ze sob�. O tym, co mnie spotka�o, wola�em mu nie m�wi�. Wcze�niej ni� zwykle poszed�em do
domu. Chcia�o mi si� spa�.
Obudzi�em si� rano i nie poczu�em �adnego niepokoju. Dotykaj�c �wie�ego rozci�cia na policzku dzi�kowa�em Bogu,
�e wsta� kolejny normalny dzie�.