5506

Szczegóły
Tytuł 5506
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5506 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5506 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5506 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Sierpi�ski Jestem Ksi�ciem Mahagun Kiedy zachodz�ce s�o�ce �piewa pie�� czerwonych mgie� na tamtym kra�cu miasta, wzbiera we mnie potrzeba. Wbrew niekt�rym, a zw�aszcza ksi�dzu Kunze, nie uwa�am tej potrzeby za brudn�, gdy� jej zaspokojenie sprawia mi przyjemno�� o wiele wi�ksz�, ni� mog� wyobrazi� to sobie ich proste m�zgi. Dzi�ki niej prze�ywam chwile s�odsze, ni� kiedykolwiek indziej - gdzie� wi�c mog� uzna� j� za niemoraln�? Daj� znak. Dwaj moi wierni lokaje, dwa moje psy o imionach rzymskich cesarzy - Karakalla i Geta - staj� u mego boku. Karakalla wymuskany, pachn�cy, w wykwintnym meloniku, nie rozstaj�cy si� ze sw� cich� zabawk� - ma�ym jak zapalniczka urz�dzeniem, z kt�rego czubka wytryska czasami zielony, �mierciono�ny promie�. Geta wygl�da na zbira, i to o wysokim stopniu zbirowato�ci. Jest nim zreszt�, dziesi�� lat sp�dzi� pij�c szczurz� wod� w lochach Rosario. Doskonale w�ada no�em, a tak�e malajskim krisem o falistym ostrzu; jego potrzeb� jest d�ganie, dzi�ki niemu potrafi prze�ywa� swoist� rozkosz i cho� jest ona tylko niesko�czenie ma�ym odbiciem tego, czego ja doznaj�, szanuj� jego prawo do niej. On wie, �e dzi� znowu b�dzie m�g� sobie pofolgowa� i z jego brudnej, nieogolonej twarzy promieniuje zadowolenie. Karakalla dla odmiany jest ponury, zawsze jest ponury, milcz�c schodzi do gara�u. Wyprowadza mego forda-tajfuna. Wsiadam. Geta siada obok, przytulony do swych ostrzy. Ruszamy. Zmrok ju� zapad�. Ford-tajfun przecina miasto jak czarny pocisk, napotkane samochody z szacunkiem zje�d�aj� z drogi. Wkr�tce eleganckie wie�owce ust�puj� miejsca odrapanym, rozsypuj�cym si� kamienicom z ceg�y czerwonej jak krew. To znak, �e opuszczamy centrum i wje�d�amy w Mahagun; po chwili pojawiaj� si� pozarastane paj�czynami, na wp� rozwalone cha�upy, po sp�kanych chodnikach zaczynaj� pomyka� nieprzyjemne cienie, kul�c si� i przypadaj�c do muru pod �wiat�em naszych reflektor�w. Do wn�trza samochodu zaczyna dociera� smr�d. Tego smrodu nie da si� zlikwidowa�, on dop�ywa zewsz�d, ta dzielnica nim �yje; tysi�ce ludzi z�ych profesji, dziad�w, zbir�w, wuli, obszarpa�c�w na trwa�e wnios�y go w jej istot�. Tu nikt nie sprz�ta; bywa, �e �mieci, wydaliny i wymiociny gromadz�c si� blokuj� jak�� ulic�. Wtedy mieszka�cy powoli j� opuszczaj�, ich miejsce zajmuj� hordy dziad�w, kt�re wybieraj� resztki tego, co jeszcze zdatne jest do u�ycia i odchodz�. Ulica przeradza si� w �mietnik, promieniuje gniciem, do��czaj�c swoj� cegie�k� do og�lnego fetoru Mahagun; czasami staje si� miejscem wyrzucania �mieci dla mieszka�c�w innych ulic, wtedy ten �mietnik t�tni �yciem, coraz to nowe bandy dziad�w oga�ocaj� go, jak s�py, ze sple�nia�ych kromek chleba i niedopitych piw, grzebi�c w jego wn�trzno�ciach d�ugimi pr�tami. Tam wule pij� tanie wino, pij� je litrami, sikaj�c i wymiotuj�c. Tam zaci�ga si� pad�e ofiary ostrych no�y i szybkolotnych kul, narkoman�w, co ostatni raz dali sobie w kana�, biedak�w, kt�rych rodzin nie sta� by�o na trumn�. Powoli zmieniaj�c sw� konsystencj�, zasilaj� �mietnik w nowe elementy. Dwie trzecie Mahagun to �mietniki. Karakalla w��cza klimatyzacj�. Niewiele to pomaga, ale ja jestem przyzwyczajony. Od czasu, gdy sko�czy�em dziesi�� lat, bywam tu prawie co miesi�c, a bywa�y okresy, �e i cz�ciej. Najpierw zawozi� mnie ojciec. Tak samo p�dzili�my fordem-tajfunem, zag��biali�my si� w smr�d, ch�on��em atmosfer� Mahagun. Ojciec chcia�, by by�o mi dane wszystko to, co jemu, jego ojcu, dziadkowi, pradziadkowi i ka�demu z moich przodk�w, hrabi�w von Landau na przestrzeni wiek�w. - Pami�taj - m�wi� - szlachetne rody, takie jak nasz, nie mog� zadowala� si� rozkoszami ubogich. Jeste�my w stanie si�ga� po wi�cej, prze�ywa� gwa�towniej. W Mahagun jest to mo�liwe; nasi przodkowi odkryli to ju� setki lat temu. Dzisiaj wyczerpa�a si� ju� wi�kszo�� dawnych o�rodk�w, w kt�rych mo�na by�o osi�ga� owe przyjemno�ci, nigdzie indziej nieosi�galne. Lecz Mahagun istnieje nadal, jest takie jak dawniej. Ta ca�a armia typ�w spod ciemnej gwiazdy, zbir�w, dziad�w istnieje po to, by�my mogli wykorzystywa� j� do swoich cel�w. Oni tam ci�gn�, instynktownie ci�gn�. Lecz nie oni s� w stanie osi�gn�� cel, lecz my. Zapami�taj to sobie, Karl. Jeste�my do tego stworzeni. Tak m�wi� m�j ojciec, a ja mu wierzy�em. Powoli Mahagun wci�ga�o mnie. Podczas gdy moi r�wie�nicy zaczynali zag��bia� si� w jedyn� daj�c� im rozkosze studni� seksu i pornografii, ja poznawa�em kolejne zaspokojenia, powoli dojrzewa�em w szokuj�co - dla nich, gdyby si� dowiedzieli - odmienny spos�b. Maj�c czterna�cie lat, w�r�d mieopisanego fetoru, osi�gn��em wreszcie najwy�sz� potrzeb� i roz�adowa�em j�. Wtedy to w�a�nie przesta�em zwraca� uwag� na zapach panuj�cy w Mahagun; sta� si� nieod��czn� cz�ci� tej �amig��wki, kt�r� by�a moja potrzeba i moje przemienione cia�o. Podczas tego pierwszego razu by� z nami syn naszej pokoj�wki, o rok starszy, towarzysz moich dzieci�cych zabaw. M�j ojciec zabra� go wtedy, kusz�c s�odk� wizj� nagrody za wiern� s�u�b� w postaci darmowych ud najpi�kniejszej z dziwek Mahagun. Przewiduj�co s�dzi�, �e nie b�d� potrafi� opanowa� swego pierwszego razu; mia� racj�. Tamten ch�opiec sta� si� jednym z element�w tego pierwszego zaspokajania, jego pocz�tkowym etapem. Wiedziony niem�dr� lito�ci� uprosi�em w�wczas ojca, by go nie zabija�; porzucili�my go pod jednym z obsypuj�cych si� mur�w. Co si� sta�o z nim p�niej, nie mam poj�cia, zapewne umar� z g�odu lub zak�uty dla zabawy przez jakiego� zbira lub pijan� dziwk�-sadystk�. Przyjemno��, kt�r� dozna�em podczas tego pierwszego razu, wydaje mi si� wi�ksza ni� jakakolwiek p�niejsza - to niemo�liwe, a jednak tak jest. Nigdy nie osi�gn��em ju� w sobie tego wulkanu, co wtedy. A mimo to rozkosze, kt�re osi�ga�em, by�y niesko�czone. Von Trautenbach, m�j szlachetnie urodzony przyjaciel-matematyk, pr�bowa� wyt�umaczy� mi to na przyk�adzie liczb ponadsko�czonych. Alef zero i alef. Nie zrozumia�em jego wywod�w. Ale nie przeszkadza mi to. To w�a�nie wtedy, po prze�yciu owej pierwszej doskona�o�ci, zerwa�em z ko�cio�em; nie by� mi ju� potrzebny. Obraz po�miertnego szcz�cia, jaki proponowa�, wyda� mi si� md�y i bezbarwny. Nie m�g� ju� mnie poci�ga�. Ksi�dz Wolfarth, a potem ksi�dz Kunze wielokrotnie, pami�tam, przychodzili do naszego domu nawraca� najpierw dziadka, potem ojca, a wreszcie mnie. Pochodzili z ludu; nie byli w stanie zrozumie�. W ko�cu zaprzestali swoich wysi�k�w. A ja rozpala�em si� coraz gwa�towniej, przechodzi�em okres dojrzewania, co prawda zupe�nie innego ni� u moich r�wie�nik�w, niemniej potrzeba by�a codzienno�ci� i prawie codziennie je�dzi�em te� do Mahagun. Stopniowo nauczy�em si� kontrolowa� moj� potrzeb� i opanowa�em algorytm jej zaspokajania. Zrzuci�em z siebie resztki dobrej dla gminu, fa�szywej moralno�ci. W Mahagun przysz�o mi to z �atwo�ci�, nie by�o tam Innych, z kt�rych pragnieniami musia�bym si� liczy�. Spotyka�em tam tylko hord� wyzutych nawet z tego skrawka cz�owiecze�stwa, jakim dysponuj� prostacy. Z nimi mo�na by�o robi� wszystko, co si� chcia�o, by�y to zabawki stoj�ce w gruncie rzeczy bli�ej ameby ni� mnie. Lecz w zaspokajaniu mojej potrzeby okaza�y si� niezast�pione. Mijamy g�ry �mieci. Przez moment wydaje mi si�, �e oto r�wnie� i g��wna ulica zosta�a przemieniona w �mietnik; ford-tajfun z trudem przepycha si� w�r�d nieczysto�ci. Lecz nie: po chwili �mietnisko znika i z powrotem wy�aniaj� si� domy. Z bram s�cz� si� stru�ki niezidentyfikowanych �mierdz�cych cieczy, tu nie ma szamb ani, rzecz jasna, kanalizacji, wje�d�amy w podejrzan� ka�u�� i samochodem niebezpiecznie zarzuca. Karakalla w�ciekle manewruje kierownic� i peda�ami, wychodzimy z po�lizgu. Pod murem niewyra�na sylwetka: to jaki� wul za�atwia swoje mniejsze sprawy wydalnicze, poci�gaj�c jednocze�nie z butelki. Przyjmuje i oddaje jednocze�nie. Obserwuj� go. Czuj�, �e nie mog� si� ju� d�u�ej wstrzymywa�. Trudno. B�dzie musia� i�� na pocz�tek. Wskazuj�. Karakalla z piskiem opon hamuje tu� przy obszarpa�cu. Geta ma przygotowan� szmatk� z obezw�adniaj�c� mikstur�, b�yskawicznie otwiera drzwiczki, wyskakuje. Wci�gamy obdartusa do samochodu. Karakalla zatyka nos. Powoli, ruchem grzechotnika, zbli�am si� do wula. Tu dygresja. To, co robi�, nie jest seksem ani �adnym innym sposobem zaspokajania tego typu prymitywnych instynkt�w. Ob�askawiaj�c swoj� potrzeb� korzystam z zupe�nie innych narz�d�w; ich zarodki znajduj� si� w ka�dym cz�owieku, lecz tylko szlachetnie urodzeni potrafi� je wykszta�ci�. Trzeba jednak do tego doprowadzi� poprzez specyficzne �wiczenia. Tylko Mahagun - nie wiem, czy zosta�o jeszcze inne podobne miejsce na Ziemi - daje ku temu odpowiednie warunki. Tylko tu tajemnicze wiry i fluidy, wnikaj�c w cia�a dziad�w i dziwek, wuli i narkoman�w, zbir�w i w��cz�g�w, wydobywaj� z ludzi naszej rasy to, co przed wiekami B�g ukry� g��boko, nie chc�c, by stworzone przeze� istoty prze�ywa�y rozkosze r�wne jemu. Tak niegdy� m�wi�a moja babcia. Wydoby�em swoje narz�dy ze swego cia�a (lub ze swej duszy, nie wiem), maj�c czterna�cie lat i u�ywam ich od tej pory do zapewnienia sobie szcz�cia przy ka�dym pobycie w Mahagun. Gdzie indziej nie dzia�aj�; nawet ich nie wida�. Lecz tutaj zaprawd� czyni� mnie r�wnym Bogu, je�li istnieje. Moje psy patrz� w milczeniu. Daje im to pewn� przyjemno��, to niew�tpliwe. Karakalla bezwiednie przesuwa r�kami w miejscu, gdzie - gdyby mia� - znajdowa�yby si� jego narz�dy szcz�cia. Geta pociera p�azem krisa sw�j zbirowski zarost. Sapie. Odrywam si� od obdartusa. Jest narz�dziem jednorazowym: to, co mi daje zadowolenie, jemu przynios�o ob��d. Gdy obudzi si�, pobiegnie jak op�tany i roztrzaska g�ow� o mur albo wpadnie do rzeki. Oszcz�dz� mu tego. Karakalla wie; wycelowywuje swoje urz�dzenie. Zielona �wietlna igie�ka trafia w brudne ucho wula, kt�ry spazmatycznie, po raz ostatni wci�ga powietrze i przestaje oddycha�. Geta nie mo�e si� powstrzyma�, wbija kris w martwe ju� cia�o i przez chwil� wierci. Potem wyrzuca trupa z samochodu. Karakalla odwraca si� do kierownicy. Jedziemy. P�dzimy dalej. Ford-tajfun gna po ulicach Mahagun jak prawdziwy tajfun. Slumsy migaj� po bokach, o szyby obijaj� si� �mieci. Jeszcze czuj� smak tego pierwszego wej�cia. Powoli regeneruj� swe narz�dy szcz�cia. Obdartus chwilowo tylko udobrucha� moj� potrzeb�, w rzeczywisto�ci wzmocni� j� dopiero do odpowiedniego poziomu i uaktywni� kolejny fragment moich narz�d�w; pora na drugi seans. Zatrzymujemy si� przed o�wietlonym - to w Mahagun rzadko�� - domem. Na drugim pi�trze okna jarz� si� purpurow� po�wiat�. Idziemy. Najpierw Geta, ze swoj� ponur� fizjonomi� i ostrymi przyjaci�mi drzemi�cymi w kieszeni. Potem ja. Krakalla wlecze si� z ty�u, jak zwykle nic go nie cieszy. Klatka schodowa �mierdzi odwiecznymi sikami, gdzieniegdzie le�� r�wnie� kupy, �wie�e - br�zowe i zastarza�e - czarne. Po k�tach pe�no �mieci. Normalka. Wchodzimy na drugie pi�tro, spr�chnia�e schody trzeszcz� jak piasek w z�bach. Geta puka trzy razy. Otwiera nam gruby cz�owieczek, �ysy i czerwony. To w�a�ciciel tego salonu rozpusty, Herr Figge. Poznaje nas. Krzywi si�. - Znowu, hrabio? - m�wi j�cz�cym g�osikiem. - Ja nie nad��� uzupe�nia� brak�w. Ja mam przez pana straty. Czy nie m�g�by pan hrabia... - Nie - przerywam. Karakalla wygrzebuje z kieszeni monet�. Z�ot�. To prawdziwy, �redniowieczny dukat, jeden z wielu z�otych kr��k�w odziedziczony po moich szlachetnych przodkach. Jest wart kilku takich salon�w, jak ten. Wr�czam go Herr Figgemu. Ten po�piesznie k�ania si�, co� mamrocze i pokazuje, aby�my szli za nim. Idziemy nieprawdopodobnie d�ugim, czerwonym korytarzem, zza mijanych drzwi dobiegaj� nas posapywania, wrzaski i pochrz�kiwania. Moim psom te� si� co� tu nale�y. Karakalla znika za jednymi z tych drzwi, Geta za nast�pnymi. Mnie Herr Figge prowadzi dalej. Wie, �e domagam si� zawsze towaru najwy�szego gatunku, nie ma to znaczenia dla tego, co b�d� robi�, ale taki jest m�j kaprys. Dochodzimy do ko�ca korytarza. Herr Figge z�otym kluczykiem otwiera najpi�kniejsze ze wszystkich drzwi. Wchodz�. Drugi etap potrzeby jest gwa�towniejszy ni� pierwszy. Teraz moje ruchy s� ruchami boa dusiciela, dostojniejszymi i wolniejszymi, lecz promieniuje z nich wi�ksza moc. Zapomnia�em wzi�� od Gety obezw�adniaj�c� szmatk�, dziwka jest w pe�ni �wiadoma, mo�e to i dobrze... Widz�, jak powoli bierze j� we w�adanie szale�stwo. Nie chce do tego dopu�ci�, wyrywa si�, krzyczy. Zatykam jej usta. Wiem, jak teraz odbiera moj� r�k�; to, co z ni� teraz robi�, zmienia jej widzenie rzeczywisto�ci. Czuje zimn�, gadzi� mack�. Za �cian� rozlega si� przeci�g�e, d�ugie wycie. To Geta doszed� ju� do swego szczytu, niesko�czenie ma�ego, lecz b�d�cego jak�e kusz�cym celem dla ludzik�w jego pokroju. To zaledwie piramida Cheopsa. M�j szczyt to Mount Everest; moje narz�dy s� przera�aj�co doskonalsze, ich budowa jest niepoj�ta dla cz�owieka niskiego stanu. Von Trautenbach okre�li� je jako najbardziej skomplikowan� figur� mo�liw� do pomy�lenia przez umys� d���cy do doskona�o�ci. Von Trautenbach te� bywa w Mahagun. Rzadziej; jest ode mnie o dwadzie�cia lat starszy. Poza nami istnieje jeszcze pi�cioro szlachetnych, o kt�rych wiem. Jeste�my elit�. Ju�! Dziwka opada bezw�adnie, piana sp�ywa z jej ob��kanych ust. Moja duchowa istota rozrywa mnie od wewn�trz, wierzcho�ek Mount Everestu od�amuje si� i spada w czarn� przepa�� mojej potrzeby. Przez chwil� wszystko sprawia mi przyjemno��. Potem si� uspokajam. Tak ko�czy si� drugi etap. Wychodz�. Herr Figge ju� czeka z muskularnym zbirem- osi�kiem. Za chwil� tamten po�amie biednej, ob��kanej dziwce ko�ci i skr�ci jej kark, a potem zakopi� j� gdzie� pod ha�d� �mieci. Wo�am moje psy, przybiegaj�. Geta zadowolony, troskliwie wyciera sw�j n�. Karakalla jak zwykle. Nie zd��y�. Trudno. P�dzimy dalej. By�a ju� teza i antyteza, teraz czas na syntez�. Korzenna cz�� moich narz�d�w szcz�cia uaktywni�a si� i prze do ostatecznego zaspokojenia. Z tym b�dzie najwi�kszy k�opot. Natura jest sk�pa i nie�yczliwa naszej elicie; nie wykszta�ci�a czego� b�d�cego po��czeniem kobiety i m�czyzny, nie mia�a potrzeby tego robi�. Musz� poradzi� sobie inaczej. Ojciec mnie tego nauczy�. Tak robili wszyscy moi przodkowie i do czasu, a� w Instytutach Genetyki nie wyprodukuj� idealnego hermafrodyty, r�d Landau b�dzie tak robi�. Teraz szukamy. Moja potrzeba narasta. Przed trzecim etapem jest zawsze najsilniejsza. Karakalla zwalnia. Wypatrujemy. Dostrzegamy kilku dziad�w, jak zwykle grzebi� w �mieciach d�ugimi dziadowskimi pr�tami. Smr�d jakby nieco si� wzm�g�. To chyba od ich �ach�w. Jeden z dziad�w chyba jest kobiet�, ma widoczne piersi, w gruncie rzeczy jest to nie dziad, a baba �mietnikowa. Kt�ry� z dziad�w-m�czyzn podchodzi do niej. Co� m�wi. Dziad-kobieta k�adzie si� za szczeg�lnie odra�aj�c� g�r� �mieci, tracimy j� z oczu. Dziad-m�czyzna r�wnie� tam w�azi. To mo�e by� to, czego szukamy. Stajemy za rogiem. Wychodzimy z samochodu. Po cichu zbli�amy si� od ty�u. St�pamy jak koty podkradaj�ce si� do zdobyczy. Tak. Mieli�my racj�. Kryjemy si� za murem, obserwuj�c pionowe i poziome ruchy obojga dziad�w; Karakalla patrzy na zegarek. Oblicza czas. Potrzeba skr�ca mi kiszki. Prawd� m�wi�c jest to b�l, potworny b�l, jakby kto� wlewa� mi w umys� roztopione z�oto. Cz�owiek niskiego urodzenia nie zni�s�by tego. Ale za to roz�adowanie... Moje narz�dy szcz�cia drgaj� niecierpliwie, faluj� i skr�caj� si� jak czterowymiarowe w�e-anakondy. Ruchy dziad�w staj� si� coraz szybsze, obserwuj� je, usi�uj�c sobie przypomnie� wz�r figury, w kt�r� si� uk�adaj�. Jest to chyba wz�r 65B wed�ug klasyfikacji von Trautenbacha, nie mam pewno�ci, Karakalla powinien lepiej wiedzie�. Patrz� na mojego wykwintniejszego psa, w napi�ciu �ledzi sekundnik, ju� pewnie podstawi� do wzoru. Mi�dzy figur� tworzon� przez poruszaj�ce si� cia�a a czasem pierwszego wy�adowania zachodzi zale�no��, to bardzo wa�ne, musz� natrafi� na ten moment, by oszuka� Natur�. Karakalla odlicza na g�os ostatnie sekundy. Zero. Wyskakuj� jak rakieta bliskiego zasi�gu i w mgnieniu oka dopadam kot�uj�c� si� par�. Kilka pozosta�ych dziad�w dostrzega mnie. Wrzeszcz�. Za p�no. W momencie, gdy dziad-kobieta osi�ga przesilenie, moje anakondy bior� ich oboje w swe sploty. Widz� ich �miertelne przera�enie, jak niepoj�te dla nich tkanki zatapiaj� si� w ich cia�ach; to nieod��czny element mojej satysfakcji, razem z odorem �mieci i mrokiem mahagu�skiej nocy stanowi zapalnik dla tego wewn�trznego dynamitu. Wybuch jest pi�kny. Unosz� si� na falach doskona�ej przyjemno�ci, kt�ra zast�pi�a b�l. Jestem szcz�liwy. Jestem Bogiem. Wi�cej ni� Bogiem. Jestem Ksi�ciem Mahagun. Powoli wracam do stanu r�wnowagi. Dobrze, �e z tego si� wychodzi; inaczej nie prze�y�bym. Nikt bowiem nie mo�e ci�gle prze�ywa� doskona�ego szcz�cia. Nie odczuwam ju� jednak potrzeby, zosta�a zaspokojona. Dziady le�� bezw�adnie i charcz�. Daj� znak Gecie, podchodzi z krisem i no�em jednocze�nie, niech i on ma swoj� chwil� przyjemno�ci. S�aby odblask tego, co prze�ywam, jest dla niego prawdziwym s�o�cem. Przyst�puje do dzie�a. Odchodz� na bok. Karakalla przygl�da� mi si�, jest jeszcze bardziej ponury i w�ciek�y, Karakalla-b�kart. Dziecko szlachcica i mieszczki. Krew matki nie pozwala mu osi�gn�� tego, co ja. Ale te� przyjemnostki mot�ochu s� dla niego za ma�e. Nigdy nie dost�pi zaspokojenia; jest najnieszcz�liwszym cz�owiekiem na �wiecie. Taki ju� jego parszywy los. Podchodzi Geta, uszcz�liwiony. Dopi�� swego. Karakalla rzuca mu mordercze spojrzenie; gdyby jego oczy mog�y wysy�a� t� zielon� igie�k�, m�j pies-zbir by�by ju� nie�ywy. �adujemy si� do forda-tajfuna. Wracamy. Brudy b�bni� po szybach, dmie wiatr. Mahagun �egna nas jak zwykle, smrodem i �mieciem. Stopniowo znikaj� ceglane kamienice, ust�puj� miejsca szklanym i plastykowym tworom ko�ca cywilizacji, nawierzchnia drogi wyg�adza si�, powoli opuszczamy teren prawdziwego �ycia. Moje narz�dy szcz�cia bledn� i wtapiaj� si� w cia�o, a mo�e w dusz�. Teraz nie r�ni� si� ju� niczym od Karakalli czy Gety, od ksi�dza Kunze, ch�opa czy mahagu�skiego elementa. Wracam do domu. Odsy�am Get� i Karakall�. Znikaj� jak nocne koszmary. Na palcach prze�lizguj� si� przez pokoje. Wchodz� do sypialni. �ona i c�rka �pi�; oddychaj� r�wnym, miarowym rytmem. Patrz� na Irm� z czu�o�ci�. Moje jedyne dziecko. Jutro s� jej urodziny, ko�czy dziesi�� lat. Ofiaruj� jej najcudowniejszy prezent, jaki mog� jej da�: zawioz� j� do Mahagun. B�dzie to jej pierwsza wizyta w tym miejscu. Odt�d b�d� zapoznawa� j� z tajnikami szcz�cia, tak jak m�j ojciec zapoznawa� mnie. Pozna prawdziw� przyjemno��, zanurzy si� w atmosferze Mahagun, jak ja si� zanurzy�em, wydob�dzie z siebie narz�dy szcz�cia pi�kniejsze i wspanialsze od wszystkich, jakie dot�d istnia�y. Synowie Karakalli i Gety b�d� jej s�u�y� jak wierne szczeni�ta. Kiedy�, w przysz�o�ci, zostanie Kr�low� Mahagun. K�ad� si� do ��ka. Wschodz�ce s�o�ce �piewa pie�� r�owych mgie� na naszym kra�cu miasta.