Razmuk Nikolas - Ziarno światła. Przebudzenie

Szczegóły
Tytuł Razmuk Nikolas - Ziarno światła. Przebudzenie
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Razmuk Nikolas - Ziarno światła. Przebudzenie PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Razmuk Nikolas - Ziarno światła. Przebudzenie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Razmuk Nikolas - Ziarno światła. Przebudzenie - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4                                 Dla psycho, który gdzieś po drodze utracił swój cel. Strona 5 Ziarno światła. Przebudzenie Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8147-720-8 © Nikolas Razmuk i Wydawnictwo Novae Res 2019   Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.   REDAKCJA: Beata Kostrzewska KOREKTA: Katarzyna Kusojć OKŁADKA: Artur Rostocki KONWERSJA DO EPUB/MOBI: Inkpad.pl   WYDAWNICTWO NOVAE RES ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia tel.: 58 625 19 61, e-mail: [email protected],   Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl. Strona 6 SPIS TREŚCI 1. Prolog Rewolucja 2. Rozdział pierwszy Wieczny sen 3. Rozdział drugi Ognisty władca 4. Rozdział trzeci Ponury jeździec 5. Rozdział czwarty Drobne tajemnice 6. Rozdział piąty Wróg mojego wroga… 7. Rozdział szósty Furia 8. Rozdział siódmy Kosmiczne lwy 9. Rozdział ósmy Starzy znajomi 10. Rozdział dziewiąty Jajko z niespodzianką 11. Rozdział dziesiąty Skra 12. Rozdział jedenasty Półświatek 13. Rozdział dwunasty Kobieta o przenikliwym spojrzeniu 14. Rozdział trzynasty Na dno Strona 7 15. Rozdział czternasty W podziemiach Barmaku 16. Rozdział piętnasty Arka 17. Rozdział szesnasty W imię idei 18. Podziękowania Strona 8 PROLOG REWOLUCJA Posthumus Piąty przechadzał się po zimnych, podziemnych korytarzach, nasłuchując dźwięków przygotowań jego małej rewolucyjnej armii. Rozmieszczone pod sufitem w  regularnych odstępach żarówki o  małej mocy gasły co pewien czas, przypominając o  trudnej sytuacji, w  jakiej wszyscy się znaleźli. Ostrożnie stawiając kroki, by przypadkiem nie zerwać żadnego z leżących na ziemi kabli, Posthumus rozmyślał o  przeszłości. Przypominał sobie, jak wiele czasu minęło, od kiedy zakończył wyczerpujące szkolenie na Teotrytę, aby pewnego dnia odszukać i  uwolnić braci zamkniętych w  katakumbach, grobowcach wzniesionych na Ziemi lata temu. Żałował tylko, że lepiej nie przygotował siebie i Ziemian na nadejście zagrożenia ze strony Strażników. Pomimo ostrzeżeń mentora Posthumus sam do końca nie był przekonany co do pogróżek na temat Strona 9 superzaawansowanej technologicznie rasy chcącej podporządkować sobie całą galaktykę. Młody Teotryta rozmyślał o  kolejnej misji. Wśród odbijającego się od ścian ciasnego tunelu echa rozmów usłyszał spadającą kroplę cieczy. Uderzała o  powierzchnię zbierającej się kałuży w  głębi podziemnych przejść. Nie zwlekając ani minuty dłużej, poszedł sprawdzić, czy wyciek nie stanowi zagrożenia dla ukrytej bazy ruchu oporu. Chwycił mocno karabin i  ostrożnie badając sklepienie tunelu, udał się w  głąb przejścia. Winowajcą zajścia była mała zużyta uszczelka. Śledząc wzrokiem spadającą kroplę, dostrzegł w  kałuży własne odbicie. Młoda, blada twarz hipnotyzowała go. Nie mógł oderwać oczu od świdrującego spojrzenia, które budziło niepokój. Jego plecy przeszył zimny dreszcz, spowodowany wizją przyszłych wydarzeń. – Posthumusie! – usłyszał wezwanie Brutusa. – Coś się tak zamyślił?! Speszony młody Teotryta odwrócił się. Zobaczył jednego ze swych najbardziej oddanych ludzi. Prawie dwumetrowy mężczyzna o  muskularnej budowie i  spojrzeniu wiecznie złego giganta wzbudzał respekt pośród nowo przyjmowanych rekrutów do walki o  wolność Ziemi. Chociaż na pierwszy rzut oka Brutusa należało się obawiać, po bliższym poznaniu okazywał się całkiem przyjemnym facetem. Gdy Posthumus wzrokiem wrócił do odbicia w  kałuży, obraz był już zaburzony przez drgania wywołane krokami wielkiego druha. Strona 10 – Wszystko w  porządku – odpowiedział szybko Posthumus. – Trzeba będzie to załatać – dodał, wskazując na rury pod sufitem. – Nie martw się. Dam znać Annie – odrzekł Brutus, oglądając dokładnie miejsce wycieku. – Pokaż mi się, Brutusie – powiedział Posthumus. Pogładził łysego mężczyznę po głowie, szukając chociaż jednego małego włoska. – Nadal nic. – Daj spokój, Posthumusie. Mam wrażenie, że po tej cholernej wojnie atomowej już nigdy nie zasiądę na fotelu u fryzjera – zażartował Brutus, klepiąc się w czubek głowy. – Nie jest źle. Przynajmniej wyglądasz groźnie – pocieszył go Posthumus. – Czemu się tak szwendasz samotnie po tych tunelach? Przecież dawno zakończyliśmy prace w  tym sektorze – zapytał Brutus, zmieniając temat. – Musiałem chwilę zostać sam… pomyśleć. – Z  karabinem w  dłoniach i  zbroi ważącej dwadzieścia kilo? – Teotryta musi być zawsze gotowy – pouczył szybko, unikając tłumaczeń. – Tak, wiem – odpowiedział zamyślony Brutus. – Ale ten miecz przy pasku mógłbyś sobie odpuścić – dodał uszczypliwie, wskazując schowany do pochwy oręż młodego Teotryty. – Uratował mi życie więcej razy niż niejeden karabin. Posthumus wyciągnął miecz, by udowodnić swoje racje druhowi. Strona 11 – Nadal nie robi wrażenia – stwierdził Brutus, przyglądając się swojemu odbiciu w klindze miecza. – Został wykuty dawno zapomnianymi technikami. Po latach nadal jest ostry. – Przy plazmowych ostrzach Strażników to tylko zabawka – kpił Brutus. – Powiesz to Teotrytom w  twarz, jak tylko ich wybudzimy – odparł Posthumus z  uśmiechem na twarzy i schował miecz do pochwy. – Chciałbym już ich zobaczyć. Aż mam ciarki, gdy myślę sobie o jutrzejszym dniu. – Ja też, Brutusie, ja też. – Posthumus zgodził się z  przyjacielem. – Czekałem na to wystarczająco długo. Na tę jedną chwilę. Wreszcie nadarza się okazja, żeby uwolnić naszych braci i  wypełnić do końca ostatnie zadanie nałożone na mnie przez mojego mentora – dodał, zaciskając pięść. Brutus zamilkł na sekundę, wpatrzony w  wadliwą uszczelkę pod sufitem. Na jego twarzy pojawiła się głęboka zaduma. – Zastanawiam się tylko, czy przyjmą nas jak swoich – rzekł z lekką obawą w głosie. – Co masz na myśli? – O  istnieniu Teotrytów wiemy tylko my i  Anna. Odkąd pamiętam, szukasz ich po całym świecie bez rezultatów. Obawiam się tylko, że informacje, które wyciągnęliśmy z komputerów Strażników, są błędne lub niedokładne. – Trochę wiary, Brutusie. Poza tym to ona zgromadziła tu nas wszystkich – odparł pewnym głosem Posthumus. – Strona 12 Nawet jeśli te dane są błędne, to my… ludzie, wyjdziemy na powierzchnię i zawalczymy o wolność. – Dziękuję, Posthumusie, i przepraszam za zwątpienie – powiedział Brutus, schylając głowę. – Nie masz za co przepraszać, bracie. Rozumiem cię. Sam miałem kiedyś obawy, gdy słyszałem opowieści o  Teotrytach: „Pozaplanetarnej rasie wojowników strzegących ładu w  galaktyce” – pocieszał go Posthumus, wzruszając ramionami. – Właściwie to jaki był twój mentor? Nigdy nie rozmawialiśmy szerzej na jego temat – zapytał Brutus dociekliwie. – Posthumus Czwarty? Był charyzmatyczny, mądry, spokojny… niesamowita istota. Przelał we mnie swoją wiedzę i  przekazał umiejętności. Przyjął mnie jak swojego. Nauczył posługiwać się bronią i  jak przetrwać w  tym świecie. Jestem mu wdzięczny za to wszystko. Mam u niego dług, który chcę spłacić, wybudzając naszych braci ze snu. Jeśli nam się uda… Teotryci pomogą nam w  odzyskaniu Ziemi. Brutus westchnął głęboko i  chwytając Posthumusa za ramię, odrzekł: – W  takim razie nie zwlekajmy dłużej. Zostało nam zaledwie kilka godzin do misji. Obiecaj mi jedynie, że jak będzie po wszystkim, opowiesz mi tę historię w całości. – Ruszajmy już – odparł Posthumus, unikając obietnicy.   Posthumus Piąty wraz z  Brutusem zmierzali w  kierunku ogromnej wydrążonej groty zastawionej prowizorycznymi Strona 13 metalowymi pryczami. Na ścianach zamontowano specjalne panele wzmacniające, chroniące przed zawaleniem się stworzonych pod powierzchnią ziemi pomieszczeń. Całość była małą, przytulną, wysuniętą bazą, która przez ostatni tydzień stanowiła ważny punkt operacyjny do szykowanej misji specjalnej. Członkowie ruchu oporu biorący udział w  akcjach dywersyjnych przygotowywali się, sprawdzając sprzęt komunikacyjny i uzbrojenie. W powietrzu unosiło się uczucie ekscytacji starych i  młodych bojowników, którzy, tak jak i  Posthumus, nie mogli uwierzyć, że nareszcie nadszedł dzień wyjścia z  cienia. Od zmasowanego ataku dzieliły ich już tylko godziny. – Poczekaj tutaj, Posthumusie. Poprawię trochę morale ludzi – stwierdził Brutus, uśmiechając się do druha tak, by tylko on to zobaczył. – Tylko nie krzycz na nich za dużo – odpowiedział szeptem Posthumus, odwzajemniając uśmiech. Brutus był wyjątkową osobą w  życiu młodego Teotryty. Przygarnięty jako trzynastoletnie dziecko, był chowany zgodnie z  zasadami, jakie Posthumus Piąty przyjął od dawnego mentora. Brutus trzymał wysoką dyscyplinę w  szeregach ruchu oporu. Dzięki temu Posthumus mógł działać w  cieniu oficjalnego przywódcy. Młody Teotryta spędzał godziny na analizowaniu struktur miast, w których osiedlali się Strażnicy, jednak ostatni czas dla całego ruchu oporu był wyjątkowo pracowity. Ogólnoświatowa siatka rewolucjonistów czekała tylko na znak z  głównej centrali komunikacyjnej. Znak rozpętania burzy, której Strażnicy nie byliby w stanie opanować. Strona 14 – Posthumusie! Zgłoś się – usłyszał w  słuchawce głos Anny. – Co się dzieje? – Grupa dywersyjna jest już na powierzchni. Zmierzają ku przekaźnikowi Strażników – poinformowała. – Jakieś utrudnienia? – zapytał zaniepokojony. – Żadnych. Chciałam wam tylko powiedzieć, żebyście już wyruszali. – Raport z ostatnich skanów przekaźnika? – Przekaźnik ochrania standardowy oddział S.S.Z. Po waszych ostatnich wyczynach Strażnicy przenieśli większość oddziałów do miasta. – Bardzo dobrze – stwierdził Posthumus, uśmiechając się lekko. – Informuj mnie na bieżąco o  sytuacji na powierzchni. Zaraz wyruszamy. – Zrozumiałam. Bez odbioru. Wszystko szło zgodnie z planem młodego Teotryty, lecz z  każdą minutą w  sercu Posthumusa, który nie mógł już dłużej czekać, rósł niepokój. Krzyknął w  stronę Brutusa musztrującego niezbyt liczny oddział członków ruchu oporu i  wyciągnął ku niemu rękę, przywołując do siebie. Wielki mężczyzna rozkazał stanąć w  szeregu podekscytowanym ludziom i szybkim krokiem podszedł do Posthumusa. – O co chodzi? – Wyruszamy – odpowiedział zdecydowanym tonem. – Jesteśmy gotowi, bracie – stwierdził Brutus, odwracając się i  spoglądając na twarze członków ruchu oporu. Strona 15 Zdenerwowana mina młodego Teotryty zwróciła uwagę jego kompana. – Coś nie tak, bracie? – Wszystko… wszystko w  porządku – zająknął się Posthumus. – Za dobrze cię znam, bracie. Nie martw się. Wszystko jest już przygotowane – powiedział, klepiąc Posthumusa w  ramię, czym dodał mu otuchy. – Spójrz na nich – rzekł, wskazując ręką na kilku członków ruchu oporu stojących z  karabinami i  lekkimi kamizelkami taktycznymi. – Wlałeś w  ich serca nadzieję. Bardziej gotowi już nie będziemy. Dzisiejsza noc to tylko rozgrzewka przed jutrzejszym powstaniem – powiedział z  uśmiechem. – Pamiętasz, jak tydzień temu poprowadziłeś nas do tej placówki S.S.Z.? – Pamięć mnie chyba zawodzi, bo to ty poprowadziłeś tych ludzi, Brutusie – przypomniał mu Posthumus, odwzajemniając uśmiech. – Hm… – Zamyślił się. – Może, ale to by nam nie wyszło, gdybyś nas wszystkich nie zebrał – odparł, przesuwając dłoń po swojej łysinie. – Wyszalałeś się tam przynajmniej? – pytał zatroskany młody Teotryta, drocząc się z wielkim jak dąb mężczyzną. – Heh! – zaśmiał się pod nosem Brutus. – Wiesz… miło było urwać kilka łbów tych zdradzieckich kundli z  S.S.Z. – odrzekł rozmarzony. – Ale o wiele bardziej podobało mi się, gdy Ka’S-ta-ran zobaczył, jak płonie jego cenna szkółka „zwierząt hodowlanych”. Swoją drogą mam nadzieję, że te wykradzione plany siatki komunikacyjnej nam pomogą. Strona 16 – Jestem pewien, Brutusie, jestem pewien – potwierdził młody Teotryta. – Szkoda, że dziś sobie nie postrzelamy – odpowiedział z  bólem w  głosie kompan, spoglądając na swoją broń i celując w czubek własnego buta. – Ja nie odstrzeliłem na ostatniej misji nawet jednego blaszaka – pocieszał Brutusa Posthumus. – Poza tym tobie już wystarczy strzelania. Oszczędzaj siły na jutro. Brutus wyglądał na wyraźnie zasmuconego. – A tobie teraz o co chodzi? – zapytał Teotryta. – Nie wiem, bracie. Myślę o  jutrze. Może dzięki nam zmieni się oblicze całego świata, który znam… w którym się wychowałem. – Bez obaw. Zmienimy go na lepsze – powiedział Posthumus, uderzając lekko w  ramię mężczyzny. – Bierz ludzi i  wyruszajmy do zapadlisk – dodał zdecydowanie. – Pójdę przodem i zaczekam na resztę. Brutus skinął głową i pokazując wszystkim gest zbiórki, przywołał do siebie mały oddział ruchu oporu. Tymczasem młody Teotryta poszedł pierwszy, znikając za zakrętem jednego z korytarzy. – No, panowie! Już czas! Cały świat na nas patrzy! – powiedział Brutus poważnym tonem.   Mała grupa składająca się z  najdzielniejszych ochotników, którą przygotował Brutus, ledwo mieściła się w  ciasnych przestrzeniach tuneli. Każdy żołnierz maszerujący w półmroku potykał się o wystające z ziemi kamienie, klnąc pod nosem. Strona 17 – Brutusie? – zawołał David „Tomi” Thompson, jeden z najstarszych członków ruchu oporu. – Dlaczego cały czas atakujemy z podziemi? Nie moglibyśmy zrobić tego raz jak za dawnych lat? Wspinając się na jakiś wieżowiec i przygważdżając wroga z góry? – zapytał nieśmiało. – Taktyka się zmieniła – odpowiedział od razu Brutus. – Tomi, ile razy mam ci powtarzać? Strażnicy mają przewagę na niebie, a tutaj, w tunelach, ich latanie na nic się zda. Brutus stanął. Zatrzymał cały oddział i  odwrócił się do żołnierzy. – Kto mi przypomni, jakie mamy zadanie? – Nie dać się wykryć, podczas gdy oddział dywersyjny zrobi małą zadymę – odpowiedział szybko i  dumnie, z wypiętą klatą, Patrick King. Młody Patrick był jednym z  najmłodszych nabytków ruchu oporu. Odznaczył się w  niejednej partyzanckiej akcji pomysłowością i  brawurą. Najbardziej był jednak znany z włamywania i szybkiego ulatniania się z miejsca zdarzeń. Niepozorny blond chudzielec w  za dużych spodniach był w stanie przecisnąć się w każde miejsce. Nieraz chwalił się, jak to dzięki niemu oddziały zmechanizowanych jednostek Strażników nie były w  stanie rozgromić manifestacji przeciwko okupantom. To nie lada wyczyn wejść do placówki S.S.Z. niezauważonym i  podmienić oprogramowanie namierzające roboty. – I co jeszcze? – zapytał Brutus. – Podłożyć ładunki elektromagnetyczne, odłączyć cztery filary zasilające oraz wgrać wirus tak, aby podczas Strona 18 jutrzejszej rewolucji wróg nie mógł się ze sobą komunikować – dodał King. – Myślę w takim razie, że to proste. Dziś strzelania nie będzie – oznajmił Brutus, przypominając słowa Posthumusa. – A  ty, młody, wypuść to powietrze, zanim się udusisz – dodał, patrząc na Kinga. – Całość będzie koordynowana przez Annę. Niestety pole zagłuszające Strażników w  tym obszarze jest zbyt silne, aby zobrazować je na e-mapach, więc jeśli stanie się coś nieoczekiwanego, macie mi to natychmiast zgłosić. Tymczasem opieramy się na informacjach wywiadowczych i  planach tuneli wykradzionych przez Kinga. Jakieś pytania? – zapytał Brutus, rozglądając się po wszystkich. Nie usłyszawszy odpowiedzi, kontynuował wprowadzenie do misji: – I  świetnie. Dzielimy się tak, jak to ustalaliśmy na początku. King i  Tomi, dołączcie do Posthumusa. Czeka na was przy czwartym filarze na końcu tego korytarza – rozkazał, wskazując na wpół oświetlony tunel. – Reszta, odbijamy w prawo i tam podzielimy się dalej. Dwójka rewolucjonistów poszła śmiało w  wyznaczone miejsce, ściskając mocno karabiny w  dłoniach. Słysząc odbijane przez ciasne i  zwilgotniałe ściany korytarzy dźwięki oddalających się sprzymierzeńców, King skorzystał z okazji do rozmowy. – Tomii-ii? Myślisz, że uda nam się jutro przegonić Strażników? – zapytał, spoglądając za siebie, by upewnić się, że są sami. Strona 19 – Nie bój się, młody. Posthumus to doskonały lider – odpowiedział pewnie David. – Jestem w  tej grupie od dawna. Mamy za sobą już pół roku różnych akcji w  ruchu oporu i  jestem przekonany, że nam się powiedzie. Dziwi mnie jedno. – Thompson stanął na chwilę, zatrzymując przy tym towarzysza. – Słyszałem pogłoski o tym, że Posthumus przeżył wojnę atomową i  prowadził jeden z  większych oddziałów wojsk pomocy obywatelskiej. Nawet przed wydarzeniami z czterdziestego piątego był jedną z bardziej szanowanych osobistości, o  której wiele się słyszało. Miał kasy jak lodu i  prowadził wykopaliska archeologiczne na całym świecie. – Co w tym dziwnego? Przecież sam powiedziałeś, że to dobry przywódca. Jakoś zdobyć doświadczenie musiał, a gdzie lepiej, jak nie w wojsku. Poza tym skąd to wiesz? – dopytywał King. – Powiedział mi to kiedyś ojciec – odparł Tomi, ściskając wiszący na szyi nieśmiertelnik. – Zmarł na chorobę popromienną, a  Posthumusowi nic nie jest. Poza tym to na moje oko powinien mieć już pięćdziesiąt lat, a  wygląda, jakby był w twoim wieku. – Chłopaki! Przypominam o  ciszy radiowej – przerwała im Anna przez słuchawki. – Wchodzicie na teren wroga. – Dzięki za przypomnienie – wymamrotał King, kontynuując marsz w stronę końca tunelu.   Gdy dwójka członków ruchu oporu doszła już do filaru, zobaczyła Posthumusa klęczącego na ziemi, pod samym ładunkiem, mówiącego coś pod nosem. Strona 20 – Wszystko w  porządku? – zapytał Tomi, niepewnie zbliżając się do ładunku umieszczonego w  ścianie małego, trochę szerszego pomieszczenia niż korytarze, którymi przechodzili. – Tak. Czekamy tylko na sygnał od Brutusa. Zaczynamy, jak wszyscy będą na swoich pozycjach – odrzekł Posthumus, nadal klęcząc na jednym kolanie w  specyficzny dla Teotrytów sposób. Jedną rękę miał wyciągniętą na ziemi, opierając się na trzech palcach. Drugą zaś założył za siebie, zaciskając w  pięść. Chyląc nisko głowę, Posthumus modlił się do swoich bogów: dawno zapomnianego kultu galaktycznej rasy Teotrytów. Dla ludzi stanowił on wielką tajemnicę. Sam Brutus nigdy do końca nie rozumiał zgłębianej wiary Posthumusa. Wyczekiwali znaku od reszty kompanów, czas dłużył im się w  nieskończoność. Dawno już wyszli z  blasku żarówek. Teraz trzej rewolucjoniści czekali w  kompletnych ciemnościach. Głucha cisza dawała się we znaki, płatając zmysłom figle. Jak na nocnym spacerze, kiedy to szumiące drzewa sprawiają wrażenie nadejścia czegoś wielkiego. Zniecierpliwiony Posthumus skończył swe modły i  usiadł, wpatrując się w  małą migającą diodę na przymocowanym do ściany ładunku. Podenerwowanie drużyny dało się wyczuć nawet w  powietrzu. Młody King, aby umilić sobie oczekiwanie, rozpoczął powolne odliczanie od tysiąca do jednego.